czwartek, 16 maja 2013

Nadchodzi czas młodości i naszej wspólnej walki o Polskę!

Już kiedyś pisałem, że polskie pokolenie urodzone około 1920 roku, czyli zaraz po odzyskaniu przez Polskę prawdziwej niepodległości, które zamiast cieszyć się młodością i wolnością zmuszone zostało zbrojnie bronić Ojczyzny przed niemieckimi i sowieckimi okupantami, bywa nazywane - zaczerpniętym z tytułu książki R. Bratnego - określeniem "Kolumbowie - Rocznik 20".

Okrutna wojna spowodowała, że  w sposób heroiczny bronili oni Ojczyzny, jej ideałów, wartości, wolności, niepodległości. Walczyli o siebie i swoją przyszłość, o  nas wszystkich...

Wtedy wiedzieli czego bronią  i o co walczą. II Rzeczpospolita była w końcu wolną, po przeszło 100  latach, Ojczyzną.

W 1989 roku nam wszystkim wydawało się, że po kolejnym 45 letnim zniewoleniu Polska znów odzyskała wolność, niepodległość i suwerenność. Jakże się  myliliśmy, jakże daliśmy się zwieźć, jakżeż nas wszystkich okłamano i przez ten 24 letni okres ponownie zniewolono...

Wielu z nas - pokolenia 40 latków budujących tą niby wolną Polskę -  jest w szoku i zastanawia się jak mogło tak się dać oszukać i zmanipulować. Część z nas czuje pewnie złość i gniew, że te wykreowane przez nas pseudoelity po prostu traktowały i traktują nas jak bezmyślnych idiotów i li tylko jako rączki do głosowania. Wielu też jednak z nas przestało już wierzyć, że cokolwiek można zmienić, pogodziło się z historyczną koniecznością rozwoju Polski wedle scenariusza pisanego przez totalitarnych, marksistowskich, unijnych i prosowieckich "budowniczych nowego, zniewalającego jednostkę, świata".

Naprawdę jest mi smutno, że w jakiś sposób - jako pokolenie - zostaliśmy wykorzystani przez tych zwykłych karierowiczów, dla których "Polska to nienormalność i dziki kraj". Jest mi smutno, że te pseudoelity sprowadziły działalność dla dobra Polski do poziomu wibratora i świńskiej głowy. Współczuję nam, że teraz za to wszystko przyjdzie nam się wstydzić przed naszymi dziećmi i wnukami. Jest mi smutno, że część z nas dała się wciągnąć do miażdżącej krytyki wszelkich oznak narodowego, polskiego patriotyzmu. Jest mi przykro, że przez nasze działania w  ogromnej części staraliśmy się przekonać Polaków, że patriotyzm, wolność, naród to anachronizmy i śmieszny, zaściankowy absurd.

Tak naprawdę w ogromnej  większości nasze pokolenie, pokolenie młodych i gniewnych z 1989 roku, było  tylko pionkami wykorzystywanymi do kolejnego zniszczenia naszej wolności, polskości i państwowości.

Niestety popełniliśmy błędy i nie odbudowaliśmy wolnej i suwerennej Polski. Wszystkie one mogą wszakże być zapomniane. Każdy z nas może je naprawić, co będzie tym łatwiejsze, że często te błędy były niezawinione przez nas. Zostaliśmy perfidnie przecież oszukani. Zadrwiono z nas i potraktowano jak niemal bydło, które można dowolnie gnać w dowolnym kierunku... Sprzedano nam śmierdzący kłamstwem europejski produkt w kolorowym i pięknym opakowaniu. Trudno...

Mam tylko nadzieję, że nie będziemy dalej  kupować tego samego kłamstwa a sprzedawców zaczniemy omijać dalekim łukiem...

Zapomnieliśmy tedy o Polsce i naszych ideałach, daliśmy się omamić, zastraszyć,  zatomizować i spauperyzować...

Na nasze jednak szczęście, w tych latach ogólnonarodowego zrywu wolnościowego czasów końca komuny i początku lat 90-tych XX wieku...nie zapomnieliśmy dawać życia naszym dzieciom...

Teraz mają one po około 20 -25 lat albo nawet i mniej. Oni nie zrozumieją dlaczego zabiera im się wolność i próbuje się traktować ich tak, jak elity III RP traktowały nas, czyli ich rodziców.  One nie pamiętają już czym był komunizm, czym był brak wolności. Są wolne od naszego zniewolenia oraz wolności tej bronią i zapewne - gdy zajdzie potrzeba - bronić będą. 

Na naszych oczach, właśnie teraz dojrzewa nowe pokolenie "Kolumbów", rodzi się  tożsamość "Kolumbów - Rocznik 1990"... co widać było na niedawnych przecież demonstracjach przeciw ACTA czy też na wszelkich niepodległościowo-patriotycznych marszach a widać cały czas na trybunach boisk piłkarskich. Musimy oprzeć naszą walkę o wolną Polskę na tej części, patriotycznej części młodych ludzi.

Wierzę, że to nowe, młode pokolenie odbuduje naszą Polskę a nam przypomni nas samych i to, o co kiedyś walczyliśmy. Niech przywróci nam nadzieję i wyrwie z marazmu  oraz poczucia beznadziejnej niemożności... Dołączmy do nowych "Kolumbów" i wspierajmy ich naszą wiedzą oraz doświadczeniem. Pomóżmy im... aby czasem ich nie oszukano, nie wykorzystano i nie okpiono... jak nas na początku lat 90-tych!

Nie pozwólmy, jako Polacy, żeby w Polsce znów zwyciężała zniewalająca nas wszystkich "miałkość i małość"... siejące antypatriotyczną i antypolską nienawiść i fałsz... Nie dajmy się - jako społeczeństwo - znów sztucznie dzielić. Odrzućmy kłamców i oszczerców, hipokrytów i fałszywych patriotów!

Bądźmy jednym narodem, międzypokoleniową jednością skupioną wokół wolności i wolnej Ojczyzny! Czas na wspólną walkę o  Polskę! O jej teraźniejszość i przyszłość! Najwyższy czas zabrać władzę hipokrytom, obłudnikom, kłamcom i hochsztaplerom! Najwyższy czas odzyskać naszą Ojczyznę... aby Polska znów była Polską!

Pozdrawiam

P.S.
Niniejszy post jest niejako uzupełnieniem wczorajszego pt. "Nie podoba się? To wynocha z mojego kraju!" (http://krzysztofjaw.blogspot.com/2013/05/nie-podoba-sie-to-wynocha-z-mojego-kraju.html)



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 15 maja 2013

Nie podoba się? To wynocha z mojego kraju!

Już kiedyś pisałem, że wśród spraw dla mnie ważnych są i te dotyczące rozwiązywania egzystencjalnych, realnych problemów dnia codziennego... Stąd nieraz okresowa przerwa w spisywaniu moich -  obejmujących bieżące wydarzenia społeczno-polityczne - przemyśleń i spostrzeżeń ...

Niemniej do jednego muszę się po raz wtóry odnieść i to w sposób być może dla niektórych ponownie zbyt emocjonalny, ale...

Cały czas, coraz bardziej mam po prostu już dość tych wszystkich, dla których Polska to nienormalność! Mam dość tych wszystkich, którzy nie szanują moich przodków, mojej wiary, mojej historii, mojej tradycji, mojego języka, mojej Polski.

Mam serdecznie dość widoku tych ich roześmianych gęb przypominających mi szpetne świńskie mordy nawiedzone przez złego ducha hipokryzji, kłamstwa, morderstwa, zła, konsumpcjonizmu, relatywizmu, warcholstwa, emocjonalnej pustki, mitomaństwa, postmodernizmu, globalizmu, syjo-komuno-lewactwa i... wprost szaleństwa... Chwilami  miałbym ochotę po prostu najzwyczajniej w świecie odczuć satysfakcję z ich upadku, chciałbym widzieć ich cierpienie i strach w ich oczach...

Na szczęście bardzo szybko w moim sercu zwyciężać zaczyna smutek, politowanie i współczucie dla nich... Wiem, że są tak przesyceni małością zła, iż tylko wielkość dobra może ich zmienić. Zawsze jest na to czas, w każdej chwili, każdego dnia... Muszą tego jednak chcieć, choć intencjonalnie wykazać się wolą wyznania wyrządzonych przez nich krzywd  i ich naprawienia...

A jak tego nie chcą, jak im się nie podoba polskość i moja Ojczyzna, jak jej nienawidzą to... niech stąd wyp.... ! Dla nich nie ma  miejsca na polskiej, naszej ziemi! Jeżeli tak uwielbiają babrać się w fecesach to niech sobie szukają swojego chlewu gdzie indziej a nie budują go w Polsce.

Tak, Panie Premierze! Dla Ciebie "...polskość to nienormalność...", więc nie ma dla ciebie miejsca w  Polsce a uciekając z niej zabierz ze sobą swoją przyboczną hołotę.

Tak, Panie J. Palikocie! Uważasz, że już "...przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości...", więc - jako zapewne etnicznie obcy Polakom - uciekaj stąd czym prędzej i zabierz ze sobą swoją przyboczną i fałszywie hrabiowską hołotę!

Tak, Panie "różowo-czekoladowy prezydęcie", fałszywy hrabio! Żałowałeś, że ruski snajper nie zastrzelił z 30 metrów twojego poprzednika a przejąłeś obowiązki prezydenta antykonstytucyjnie i ponadto - według ciebie - byłoby najlepiej jakby Polska wyszła z NATO! Ośmieszyłeś nasze tegoroczne Święto Flagi Państwowej, nasze umiłowanie tradycji i polskości. Uciekaj z mojej Polski do swoich WSI-wych i GRU-owych towarzszy... Przyjmą cię zapewne z otwartymi ramionami...

I wy wszyscy, którzy przedkładacie niemiecką europejskość i sowieckość nad dobro mojej Ojczyzny, wy wszyscy TW, KO, zdrajcy i mordercy... opuśćcie  Polskę na dobre! Mam was dość!

Może wśród Niemców, Francuzów, Hiszpanów, Brytyjczyków, Szwedów, Włochów, Rosjan, Żydów i innych będzie wam lepiej... Wszak tam już nie będziecie musieli znosić tych znienawidzonych Polaków, tej chorej dla was Polski! Tam wam będzie dobrze, będziecie kochani, każdy was przyjmie zapewne z wielką ochotą... Wasza nienawiść do Polaków zamieni się w miłość do Niemców, Francuzów, Żydów i innych... Będziecie w końcu szczęśliwi a my - Polacy może kiedyś wam wybaczymy... Może...

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 11 maja 2013

Pakt Ribbentrop-Mołotow nadal trwa?

Wiele wskazuje na to, że mamy obecnie do czynienia z kontynuacją paktu Ribbentrop-Mołotow, który nigdy nie został anulowany. Przyczynili się do tego na początku tzw. III RP m.in. Mazowiecki, Michnik, Kuroń, Geremek i inni zasymilowani a'la Polacy. Jego efektem może też być ewentualny zamach w Smoleńsku, na którym być może w równym stopniu sumarycznie skorzystały Niemcy jak i Rosja, przy czym z geopolitycznego punktu widzenia więcej korzyści odnieśli chyba Niemcy i ich UE.

Kondominium rosyjsko-niemieckie wyraża się przede wszystkim we wspólnych interesach ekonomicznych, takich jak bałtycki gaz czy też kontrowersyjna polsko-unijno-rosyjska umowa o małym ruchu granicznym z obwodem kaliningradzkim, o którą w równym stopniu zabiegali Rosjanie i Niemcy. Niepokojące z polskiego punktu widzenia jest też rozmieszczenie w tym obwodzie rosyjskich rakiet średniego zasięgu oraz planowana budowa elektrowni atomowej.

Innym przejawem dążenia do degradacji Polski jest jej regionalizacja jako element jej wewnętrznego rozbicia oraz kreowanie i wspomaganie przez Niemcy antypolskich ruchów odśrodkowych takich jak RAŚ czy też Związek Mazurów. Podobnie niepokojąca jest też dominacja Niemiec w Unii Europejskiej a - dzięki śmierci L. Kaczyńskiego a tym samym "śmierci" jego projektu stworzenia z nowych unijnych państw silnego "stowarzyszenia w UE" - geopolitycznie ta dominacja prowadzi wprost do eliminacji Polski jako liczącego się państwa w UE.

Kontynuacja paktu  Ribbentrop-Mołotow jest współcześnie pozbawiona elementu jawnej agresji zbrojnej. Wystarczą zamachy na Polaków, którzy jawnie się jemu przeciwstawiają a ponadto uzależnienie ekonomiczne wobec niemieckiej UE i energetyczne wobec Rosji.

Innym przejawem ponownego rozbioru Polski przez kondominium rosyjsko-niemieckie jest kreowanie polskiej sceny politycznej. Doprowadzono do tego, że w Polsce mamy proniemieckiego premiera i prorosyjskiego prezydenta, którzy nie reagują na antypolskie zachowania swoich protektorów. Żaden z nich - wedle mnie - nie realizuje polskiej racji stanu. Jaskrawym np. przykładem całkowitego uzależnienia naszego premiera od Niemiec jest jego polityka korzystnej dla nich degradacji polskiego przemysłu (m.in. likwidacja stoczni) czy też zdymisjonowanie J. Gowina przede wszystkim dlatego, że w niezawoalowany sposób oskarżył Niemcy o eksperymentowanie z polskimi zarodkami in vitro. Nie inaczej wygląda sprawa z B. Komorowskim, który w ferworze swojego poddaństwa wobec Rosji zapowiedział swego czasu wyjście Polski z NATO.

Zapewne można znaleźć wiele innych przykładów na służalczość obecnych władz Polski wobec Rosji i Niemiec...

Wygląda więc na to, że Polska została podzielona na dwie strefy wpływu, gdzie Niemcy uzyskały status agresora terytorialno-ekonomicznego a Rosja agresora przede wszystkim energetycznego (np. wieloletnia i niekorzystna dla Polski umowa gazowa czy też powolne przejmowanie koncesji na wydobycie ropy łupkowej i gazu łupkowego).

Pozdrawiam

P.S.
Poniżej - ku refleksji i zastanowieniu - prezentuję tekst prof. M. Giertycha, który wskazuje, że niestety popełniliśmy - jako państwo - kardynalne błędy u zarania III RP.

"W ostatnich latach ZSRR była szansa na jakąś rekompensatę dla Polski za pakt Ribbentrop-Mołotow, na drodze zmian terytorialnych lub powołania na terenach polskich zagarniętych przez ZSRR w roku 1939 Republiki Wschodniej Polski, bądź polskiego regionu autonomicznego. W tym czasie, gdy rozsypywał się Związek Radziecki powstało około 50 nowych republik autonomicznych lub suwerennych, w tym Czeczeńska, Abchaska, Górno-Karabachska itd. Jak pisze Tadeusz Dąbrowski (Rocznik Wschodni, 1995, Wyd. Remark, Dom Polonii, Rynek 19, Rzeszów) w artykule pt. "Kwestia polska w ostatnich latach istnienia ZSRR" polscy deputowani do parlamentu ZSRR w latach 1989-1991 (było ich 8), a w szczególności Jan Ciechanowicz i Anicet Brodawski z Wileńszczyzny, upominali się o prawa ludności polskiej, dyskryminowanej nie tylko przez państwo radzieckie ale i przez republiki związkowe, a po ich usamodzielnieniu, przez nowe państwa. Publiczne te wystąpienia porównać można do głosów Korfantego czy Seydy w parlamencie Pruskim w czasie I Wojny Światowej. Odważnie upominali się nie tylko o przyznanie do zbrodni katyńskiej, ale i do anulowania skutków Paktu Ribbentrop-Mołotow przez przyznanie obszarom zamieszkałym przez Polaków autonomii. Szczególnym echem odbiło się wystąpienie Ciechanowicza na zjeździe deputowanych ludowych ZSRR w dniu 22.XII.89r., które opublikowała Izwestia (9 mln. nakładu), a przedruki trafiły do prasy polonijnej w USA. Jak mi pisze w liście Jan Ciechanowicz w latach 1989 i 1990 szansa na to była. Wielokrotnie w tej sprawie rozmawiał z Gorbaczowem, Ryżkowem i Jelcynem. Landsbergis (późniejszy prezydent Litwy) mówił w wywiadzie telewizyjnym w roku 1990, że "niestety niepodległa Litwa powstanie bez Wilna, ale trzeba na to pójść" - musiał więc coś wiedzieć o tych planach. Warto przypomnieć, że w tym samym czasie pod naciskiem Gorbaczowa NRD podpisała z Polską umowę o rozgraniczeniu wód w Zatoce Pomorskiej w taki sposób by dojazd do portu szczecińskiego odbywał się poprzez polskie wody terytorialne (podpisanie w maju 1989, wymiana listów ratyfikacyjnych w czerwcu 1989). Zjednoczone Niemcy musiały to porozumienie uznać. Gdyby nie życzliwe, pro-polskie stanowisko Gorbaczowa to dzisiaj RFN na takie porozumienie by nie poszła i Szczecin stałby się portem martwym, jak Elbląg. Był to więc czas gdy na Kremlu panowały nastroje Polsce przychylne. Gdyby doszło do uznania polskiej autonomii w ramach ZSRR to dzisiaj polska ludność tamtych terenów nie musiałaby znosić upokarzającego prześladowania, wywłaszczania, litwinizacji, białorusizacji, ukrainizacji. 

Sprawa ta ponoć nie miała poparcia rządu Mazowieckiego. Jak twierdzi Janusz Szmigielski w okólniku Koła Lwowian w Chicago (luty-marzec 1996) "panowie Geremek, Michnik, Kuroń i Mazowiecki pojechali do Moskwy w wielkim pośpiechu i prawie na klęczkach błagali Gorbaczowa by tego nie czynił i ten wreszcie przystał na ich prośby". Według Ciechanowicza Gazeta Wyborcza okrzyknęła go twardogłowym komunistą i agentem Moskwy. Zbigniew Balcewicz, na łamach redagowanego przez siebie polskojęzycznego "Kuriera Wileńskiego" apelował o oddanie pod sąd Ciechanowicza za "nawoływanie do naruszenia integralności terytorialnej Republiki Litewskiej", za co groziła mu kara śmierci (cytuję za artykułem Dąbrowskiego w Roczniku Wschodnim, 1995). Do dziś Ciechanowicz nie może dostać stałej pracy ani na Litwie, ani w Polsce (historyk, językoznawca). 

Prof. Edward Prus twierdzi (artykuł pt. "Gorbaczow chciał, Michnik - nie" Głos Polski (Toronto) 26.IV.96), bazując na rewelacjach, które ukazały się w "anglojęzycznej prasie nowojorskiej" (rozumiem, że polonijnej), iż rozważane były trzy warianty rozwiązań terytorialnych: 1) zwrot całości ziem zagarniętych w 1939 r., 2) zwrot Lwowa i Zagłębie Drohobyckiego oraz 3) rekompensata w postaci okręgu królewieckiego, do którego miano przemieścić Polaków z Kazachstanu. Wszystko miało być połączone z odwołaniem Paktu Riobbentrop- Mołotow i uznaniem 17 września 1939 roku za agresję. Prus twierdzi, że wie od dyplomaty radzieckiego, teraz reprezentującego swoją republikę, że ostrzegał nacjonalistów, iż uznanie 17 września 1939 roku za agresję pociągnie za sobą skutki, agresja bowiem dokonała się nie na Zachodnią Ukrainę tylko na Polskę. [Szmigielski (Okólnik Koła Lwowian w Chicago, luty marzec 1996) twierdzi, powołując się na Prusa, że chodzi tu o p. Serdaczuka, b. konsula ZSRR w Krakowie, a obecnie ambasadora Ukrainy w Polsce].

Prus podaje dalej, że w 1995 r. zetknął się z przypadkiem Geremka, Mazowieckiego i Kuronia, "który się do nich przyłączył". Tym samym jego wypowiedzi we Lwowie, iż jest szczęśliwy z tego, że Lwów nie należy do Polski mogły być konsekwencją "zmowy" osób, które pojechały do Moskwy, odwiedziły Kreml i przekonały Gorbaczowa o niecelowości pomysłu. Polska bez żadnej rekompensaty ze strony sowieckiej przyjmuje "opcję zerową" nie żądając w zamian niczego.

Wszystko to informacje bardzo mgliste, ale nie ma dymu bez ognia. Jakieś rozmowy na ten temat były i nic z tego dla na nas nie wyniknęło. Jedynie gen. Wojciech Jaruzelski mógłby udzielić informacji co rzeczywiście było omawiane. 

Jak na razie Pakt Ribbentrop-Mołotow nadal obowiązuje, ale już tylko Polskę".


Źródło: prof. Maciej Giertych, Opoka w Kraju, wrzesień 96

Jako komentarz niech służą moje słowa z początku tekstu: "Innym przejawem dążenia do degradacji Polski jest jej regionalizacja jako element jej wewnętrznego rozbicia oraz kreowanie i wspomaganie przez Niemcy antypolskich ruchów odśrodkowych takich jak RAŚ czy też Związek Mazurów"...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 10 maja 2013

Kto mógłby być sprawcą ewentualnego zamachu smoleńskiego?


Od 37 miesięcy żądamy prawdy i wciąż pozostają te same pytania bez odpowiedzi...

Każdy historyk analizując zagadkowe wydarzenia zawsze wpierw zadaje sobie pytanie: Kto skorzystał na czymś, co się zaskakującego stało w danym momencie? Jest to naturalne poszukiwanie przyczyn jakiegoś wydarzenia, bowiem ten prowokuje i dokonuje zwrotu biegu historii, kto na tym chce skorzystać.

Kto mógłby ewentualnie skorzystać na zamachu smoleńskim? Takie pytanie w swoich postach stawiałem wielokrotnie. I wielokrotnie próbowałem na nie hipotetycznie odpowiedzieć. Jest to bowiem fundamentalne pytanie, na które odpowiedź może wskazać sprawców zamachu. I należy je stawiać  cały czas i powtarzać do znudzenia prawdopodobne odpowidzi na nie...

Więc powtarzam je ponownie i ponownie próbuję na nie odpowiedzieć. Wiem, że pisałem o tym wielokrotnie, ale dopóki nie poznamy prawdy o zamachu smoleńskim, dopóty trzeba cały czas drążyć temat jego przyczyn...


Wewnętrznie na pewno na ewentualnym zamachu skorzystało środowisko związane blisko z B. Komorowskim i on sam. A decydującymi przyczynami jego ewentualnego dokonania były: chęć zapobieżenia przeprowadzeniu kamapnii wyborczej przez ś.p. L. Kaczyńskiego i uniemożliwienie nawet częściowego ujawnienia aneksu do raportu z likwidacji WSI. Tragicznie zmarły w Smoleńsku prezydent miał bowiem nieporównywalnie większe szanse na wygraną w wyborach prezydenckich z B. Komorowskim niż Jarosław, przy czym trzeba pamięać, że Jarosław też miał lecieć, ale zrezygnował w ostatniej chwili (choroba matki). Poza tym w kampanii wyborczej mogło dojść "do przecieków" z aneksu do raportu z likwidacji WSI a to mogłoby zatrząsnąć polską sceną polityczną.

Reasumując... Jeżeliby bracia Kaczyńscy mieli zginąć razem, to B. Komorowski miałby "czyste przedpole" w wyborach prezydenckich. I tak na tym ewentuyalnym zamachu skorzystał, bo negatywny elektorat Jarosława był zawsze dużo większy niż Lecha. Poza tym sądzę, że w bezpośredniej walce z Lechem B. Komorowski nie miałby szans. Fundamentalne jest w tym przypadku wskazanie tych, co zmusili D. Tuska do rezygnacji z wyborów prezydenckich na rzecz B. Komorowskiego. A przypominam, że B. Komorowski był jedynym posłem PO, który głosował przeciw rozwiązaniu WSI i jest do dzisiaj z tym środowiskiem mocno związany. Ponadto jednym z pierwszych posunięć B. Komorowskiego po śmierci L. Kaczyńskiego (nawet nie potwierdzonej) było przejęcie BBN-u, czyli anekstu do raportu z likwidacji WSI... symptomatyczne...

Hipotetyczną przyczyną zewnętrzną ewentualnego zamachu mogła być zemsta Rosji za Gruzję i uratowanie jej niepodległości przez ś.p. Lecha Kaczńskiego. Choć bardziej wydaje mi się, iż ewentualnie była to  przyczyna związana z utrzymaniem hegemonii Rosji w eksporcie do Europy surowców energetycznych (gaz i ropa) oraz powstrzymanie lub przejęcie polskich złóż gazu i ropy łupkowej. Dodatkowo jeszcze ciążył Rosji negatywny stosunek ś.p. Lecha Kaczyńskiego do budowy rurociągu na dnie Bałtyku.

W kontekście ewentualnej zbrodni smoleńskiej ważnym było też spotkanie 7 kwietnia w Pradze Miedwiediewa i Obamy. Tam być może doszło do międzynarodowego podziału energetycznego świata. Ponadto 9 kwietnia 2010 roku otwarto rurociąg północny. 10 kwietnia zginął śp. prezydent L. Kaczyński. Może wynikiem wyżej wspomnianego spotkania (7 kwietnia) było milczenie NATO w sprawie tragedii smoleńskiej i ostracyzm przywódców dawnej, starej UE? Może zewnętrznych przyczyn ewentualnego zamachu w Smoleńsku nie należy tylko doszukiwać się po stronie Rosji ale też po stronie USA, Niemiec czy Izraela... czyli państw, którym mniej lub bardziej zależy na strategicznym, geopolitycznym osłabieniu Polski?

Oczywiście nie tylko ś.p. Lech Kaczyński był prawdopodobnym celem zamachu. Byli nim też inni przedstawiciele polskiej elity, na co wskazaywałem wielokrotnie publikując poniższy schemat...



Kto był ewentualnym pomysłodawcą i realizotorem zamachu, tego nie wiem, ale trzeba być może szukać zarówno ewentualnych sprawców wewnątrz jak i na zewnątrz Polski. A może połączono siły?

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

czwartek, 9 maja 2013

"Starsi bracia w wierze" to przekłamanie słów bł. Jana Pawła II

Przedstawiam znaleziony w sieci wywiad, który - wedle mnie - warty jest poznania i głębszej refleksji... i to pomimo, że był przeprowadzony ponad trzy lata temu...

-----------------------------

Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, konsultorem Rady Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego, rozmawia Irena Świerdzewska 

Jak przyjął Ksiądz Profesor słowa redaktora naczelnego „L’Osservatore Romano” Giovanniego Marii Viana, że nazywanie Żydów naszymi „starszymi braćmi” jest już nieaktualne? 
Z satysfakcją i wielką ulgą, bo to ważny element samoświadomości chrześcijańskiej. Wyrażenie Jana Pawła II „starsi bracia” wypowiedziane w 1986 r. w synagodze rzymskiej, doprecyzowane potem jako „starsi bracia w wierze”, wymagało od początku bardzo ostrożnego stosowania. Problem w tym, że wypaczono przekład tych słów z włoskiego na inne języki, w tym również na polski i wielokrotnie zafałszowywano ich rozumienie. Chociaż wiele razy w ciągu kilkunastu ostatnich lat postulowałem i prosiłem, także w rozmowie z ks. Adamem Bonieckim, ówczesnym redaktorem naczelnym polskiego wydania „L’Osserwatore Romano”, żeby te słowa papieża podawać we właściwym brzmieniu, te nawoływania pozostawały bez odzewu. Dobrze się więc stało, zwłaszcza w kontekście zapowiadanej wizyty Benedykta XVI w tej samej synagodze rzymskiej, w której przemawiał Jan Paweł II, że pojawiło się oficjalne i tak potrzebne doprecyzowanie. 

Skąd wzięło się to wypaczenie? 
W przemówieniu w synagodze rzymskiej Jan Paweł II powiedział: „Religia żydowska nie jest dla naszej religii «zewnętrzna», lecz w pewien sposób «wewnętrzna». Mamy zatem z nią relacje, jakich nie mamy z żadną inną religią. Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”. W przekładach tego przemówienia wyrzucono słowa „w pewien sposób”, na skutek czego formuła stała się bezwarunkowa. I to jest właśnie ów wielki teologiczny błąd, który oznacza poważne zafałszowanie wypowiedzi papieskiej i wypaczenie samych podstaw teologicznych relacji chrześcijańsko-żydowskich. 

Jakie skutki niosło bezwarunkowe określanie Żydów jako naszych „starszych braci”?
Współczesny judaizm, czyli judaizm rabiniczny bądź talmudyczny, jest traktowany przez większość chrześcijan, co gorsza przez wielu teologów chrześcijańskich, jako religia Starego Testamentu. Sądzą oni, że współczesna religia żydowska jest kontynuacją religii biblijnego Izraela. W związku z tym twierdzą, że stanowi proste przedłużenie wiary i pobożności Starego Testamentu, co sprzyja traktowaniu chrześcijaństwa jako swoistej na nim narośli. Tymczasem, o czym doskonale wiedzą Żydzi, a często nie chcą wiedzieć teologowie chrześcijańscy, współczesny judaizm nie jest zwyczajną kontynuacją religii biblijnego Izraela! Na jej glebie wyrosły dwie religie: ta, która uznała Jezusa za Mesjasza, czyli chrześcijaństwo, oraz ta, która tego nie uczyniła i w dużej mierze ukształtowała się w konfrontacji z chrześcijaństwem, czyli judaizm rabiniczny. Dość paradoksalnie judaizm rabiniczny okrzepł i rozwinął się już po zaistnieniu chrześcijaństwa, a także w opozycji do niego. Ten paradoks historyczny ma ogromne konsekwencje teologiczne. Obie religie polegają na Starym Testamencie i w równym stopniu nie mogą się bez niego obyć! Dziedzictwo biblijnego Izraela to nie tylko dziedzictwo żydowskie, lecz w najpełniejszym tego słowa znaczeniu także dziedzictwo chrześcijańskie. Bezwarunkowe uwypuklanie „starszeństwa” wyznawców judaizmu prowadzi do zupełnego wydziedziczenia wyznawców Chrystusa z tej życiodajnej gleby, jaką również dla nas stanowi Stary Testament.

W grę wchodzą też inne przesłanki. „Starsi bracia” oraz „starsi bracia w wierze” to dwa wyrażenia, które weszły do obiegu podczas pontyfikatu Jana Pawła II, lecz nie miały precedensu w wielowiekowym nauczaniu Kościoła. Powstaje pytanie: jakie są ich źródła oraz jak należy je poprawnie rozumieć? Znamienne, że im mocniej katolicy wskazywali, że wyznawcy judaizmu są naszymi „starszymi braćmi”, tym mocniej oni odżegnywali się od tej formuły. Nie znam nikogo reprezentatywnego po stronie żydowskiej, kto by głośno i z równą siłą przyznawał, że chrześcijanie są „młodszymi braćmi” żydów. Ta powściągliwość wynika przede wszystkim z utrwalonego żydowskiego spojrzenia na chrześcijaństwo, które nadal pozostaje bardzo nieprzychylne. Jednym ze skutków tego stanu rzeczy jest fakt, że w ujęciu żydowskim nie traktuje się chrześcijan jako bratnich wyznawców wiary w jedynego Boga. Tego spojrzenia nie wolno lekceważyć, bo jeżeli formuła tak chętnie powtarzana przez część chrześcijan ma istotne znaczenie teologiczne i ma służyć zbliżeniu wyznawców obu religii, to powinna być dobrze zrozumiana, zaakceptowana i upowszechniana przez obie strony. 

Czy ostatnie stwierdzenia mogą osłabić dialog z judaizmem?
Zbliżenie z Żydami i ich religią nie może polegać na prawieniu tanich komplementów, ani tym bardziej na ignorancji czy wypaczaniu nauczania chrześcijańskiego. Musi polegać na prawdzie! W przeciwnym wypadku nie przynosi pożytecznych rezultatów, a tylko deformację, która w naszych czasach stanowi przejaw judaizacji chrześcijaństwa, równie niebezpiecznej jak tendencje judaizujące, które miały miejsce w pierwszych wiekach, zwalczane przez Ojców Kościoła oraz apologetów i pisarzy wczesnochrześcijańskich. W tym miejscu warto przytoczyć słowa św. Ignacego z Antiochii: Jest rzeczą bezsensowną mówić o Jezusie Chrystusie i zarazem żyć po żydowsku, ponieważ to nie chrześcijaństwo przyjęło judaizm, lecz judaizm chrześcijaństwo, w którym zgromadzili się wszyscy ludzie wierzący w Boga” („List do Magnezjan”, VIII, 3).
Myślę, że wyznawcy judaizmu usłyszeli w podanym doprecyzowaniu coś bardzo ważnego: są naszymi braćmi, podobnie jak wszyscy inni ludzie, aczkolwiek braterstwo z wyznawcami judaizmu ma dla nas aspekty szczególne i wyjątkowe. Właśnie dlatego trzeba prawidłowo ustalić, na czym dokładnie ono polega, co oznacza, a także co z niego wynika. Należy też podkreślić, że „stwierdzenie braterstwa” nie może być deklaracją jednostronną. Wtedy jesteśmy naprawdę braćmi, kiedy obie strony mówią o braterstwie, uznają je oraz wspólnie umacniają i budują.

----------------------------------
Źródło: http://sanctus.pl/index.php?module=aktualnosci&id=1479 na podstawie: "Idziemy" nr 43/2009

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 8 maja 2013

"Seryjny samobójca" nadal na wolności... (umorzenie śledztwa w sprawie śmierci R. Musia)

Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Remigiusza Musia  i uznała, że z zebranego w toku śledztwa materiału dowodowego wynika jednoznacznie, iż ta śmierć nie była spowodowana działaniem osób trzecich. Według rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusza Ślepokury było to samobójstwo i nie stwierdzono, aby ktokolwiek w jakikolwiek sposób nakłaniał pokrzywdzonego do targnięcia się na własne życie, czy też udzielił w.w. pomocy w celu doprowadzenia go do samobójstwa. Decyzja o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocna. Osobom najbliższym przysługuje prawo do zażalenia [1].

42 letni chorąży Remigiusz Muś był technikiem pokładowym Jaka-40, który wylądował na smoleńskim lotnisku, godzinę przed katastrofą TU 154 M. Jego zwłoki znaleziono 27.10.2012 roku w domu (piwnicy) w powarszawskim Piasecznie.

Już zaraz - co oczywiste w przypadku "seryjnego samobójcy" - po znalezieniu zwłok śledczy wskazywali na brak oznak udziału osób trzecich w domniemanym samobójstwie. Teraz tylko to potwierdzili.

Chorąży nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Był pogodnym, szczęśliwym człowiekiem, ojcem małych dzieci i kochanym mężem... Domniemane samobójstwo było i jest do dzisiaj ogromnym zaskoczeniem dla jego rodziny, przyjaciół i znajomych. Planował z optymizmem swoją przyszłość poza wojskiem. Do dnia śmierci w jego zachowaniu nie można było zauważyć żadnych niepokojących oznak (np. depresji)...

R. Muś był bardzo ważnym świadkiem w śledztwie smoleńskim, a fakty przez niego podawane przeczyły oficjalnym ustaleniom. Ujawnił między innymi, że kontroler z wieży na smoleńskim lotnisku, wydał im komendę o zejściu na wysokość 50 metrów i słyszał jak identyczną komendę otrzymała załoga TU-154M a także rosyjskiego Iła-76. R. Muś wspominał także, że tuż przed katastrofą rządowego tupolewa słyszał dwa wybuchy, ale wówczas nie kojarzył ich źródła. Jego śmierć uniemożliwiła jego dalsze zeznania w sprawie tragedii smoleńskiej...

Cóż tu można więcej komentować... Byłem w 100% pewny, że śledztwo w tej sprawie - podobnie jak i w innych dotyczących "seryjnego samobójcy" czy też "nieszczęśliwego wypadku" - zakończy się umorzeniem...  Intuicyjnie przeczuwam, że "seryjny samobójca" ma się dobrze i dalej żyje na wolności... Jak ja bym chciał się mylić...

[1] http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Umorzono-sledztwo-ws-samobojstwa-technika-pokladowego-Jaka-40,wid,15553381,wiadomosc.html

P.S.
Polecam także mój wcześniejszy post: "Seryjny samobójca" i "nieszczęśliwy wypadek" - efekty degrengolady państwa polskiego!" (http://krzysztofjaw.blogspot.com/2012/11/seryjny-samobojca-i-nieszczesliwy.html)


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 7 maja 2013

Agnieszka Radwańska pod obstrzałem dziennikarzyn...


W rozgrywanym na kortach ziemnych turnieju WTA rangi Premier I, Brytyjka Laura Robson w drugiej rundzie turnieju wygrała z A. Radwańską, nie dając jej żadnych szans. 41 zawodniczka światowego rankingu w spotkaniu z czwartą aktualnie rakietą świata była stroną dominującą. To ona dyktowała warunki i zakończyła mecz w niewiele ponad godzinę.

O tym wydarzeniu wczorajsze  mediodajnie informowały niemal z satysfakcją i radością. Wreszcie A. Radwańskiej "powinęła się noga" i jest to chyba powód do satysfakcji dla wielu a szczególnie dla TVN-u...

Dlaczego dla TVN-u?

Jak informuje pewien portal ""... wszystko zaczęło się od wywiadu z tenisistką opublikowanego w "Gazecie Wyborczej". - Moje wypowiedzi po meczach zostały wyrwane z kontekstu, szczególnie przez jedną z telewizji. Ja po prostu po porażce nie rozpaczałam jak inni, nie mówiłam, że to koniec świata, że nie wiem jak mam dalej żyć. Skupiałam się na kolejnych wyzwaniach - tłumaczyła Radwańska swój słaby występ na Igrzyskach Olimpijskich. - Przykro mi, że mamy takie media, że moje nazwisko wykorzystuje się do tego, aby zrobić efektowny, ale negatywny i nieprawdziwy materiał w telewizji, na dodatek szczuje się przeciwko mnie innych sportowców. Ale jakoś nikt nie wpadł na pomysł, aby mnie spytać o zdanie przed kamerą - wyjaśniła.
- Ten materiał był skandaliczny. Ta telewizja ma ode mnie dożywotnią czerwoną kartkę, nie na rok, miesiąc, ale na zawsze. Jej dziennikarze nie są wpuszczani na konferencje prasowe z moim udziałem - zakończyła tenisistka wywołując medialną burzę.
Szybko kontratakowały gwiazdy TVN. Kuba Wojewódzki stwierdził, że jest to wynik trudnych negocjacji na temat udziału popularnej "Isi" w jego programie. Przeszkodą miała być matka tenisistki, która postawiła zaporową cenę 100 tysięcy złotych za występ córki. Ten argument zbijał, znany z porywczego charakteru, ojciec tenisistki. - Mogę jednak powiedzieć, że do programu Wojewódzkiego nawet za pół miliona - i to euro - bym nie przyszedł. Ani moja starsza córka, ani moja młodsza córka nie przyszłyby do niego nawet, gdyby miał dla nich walizeczkę pełną pieniędzy. Domyślam się, że jeśli moja żona nawet powiedziała to, co twierdzi Wojewódzki, to być może zrobiła to tylko po to, żeby się ten Pan odwalił. On wydaje się nie zrozumiał żartu, bo jego żart jest strasznie siermiężny i ciężki jak młot pneumatyczny. Jednak często przecież robi się tak, że żeby kogoś spławić podaje się warunki z kosmosu, żeby mieć tego kogoś z głowy - stwierdził.
- Agnieszka denerwuje ten salon, ponieważ jest niezależna od niego finansowo. To kole w oczy. Jednak ja się nie chcę bić z Wojewódzkim czy innymi. To nie jest nasz poziom. Nam Pan Wojewódzki do szczęścia nie jest potrzebny. Jeśli Ula czy Isia pójdzie do jego programu, to lepiej od tego w tenisa grać nie będą - dodał Robert Radwański.
Wielu dziennikarzy i sportowców krytykowało Agnieszkę za kontrowersyjną decyzję. Ale wszystkich przebił Mikołaj Lizut, redaktor naczelny i dyrektor programowy radia Roxy FM. - Myślę, że tutaj jest jakieś drugie dno. W wielu wywiadach, zarówno Agnieszka Radwańska jak i jej tata, bardzo podkreślali kontekst polityczny. To jest rzeczywiście Agnieszka Smoleńska. Ona lokuje się właśnie w obrębie ludu smoleńskiego Ja bym to czytał w tym kontekście, ponieważ ojciec Rydzyk nie lubi TVN-u, bo to jest siedlisko szatana. Być może chodzi o ten komunikat - stwierdził Lizut w programie TVN "Na językach".
Argumenty przytoczone przez radiowca wydają się błędne. - Na temat polityki się nie wypowiadam. Nie wiem czy to brudna rzecz, ale zupełnie ze mną niezwiązana - powiedziała sama Radwańska w wywiadzie przeprowadzonym przez Jarosława Kuźniara dla "Wprost". Przypomnijmy, że Kuźniar jest jednocześnie jednym z najbardziej kontrowersyjnych dziennikarzy stacji TVN"" [1].

No cóż... Przegrana w sportowej rywalizacji jest czymś normalnym, nawet gdy doznaje się porażki z kimś teoretycznie słabszym. Decyduje nieraz psychiczna lub fizyczna niedyspozcja dnia lub inne czynniki. Warto więc postrzegać i oceniać sportowca zwracjaąc uwagę na całość jego dokonań. Jestem pewny, że Agnieszka jeszcze nieraz bardzo miło nas zaskoczy swoimi występami, bo jest wspaniałą tenisistką jekiej do tej pory jeszcze nie mieliśmy...

Czymś natomiast nienormalnym w normalnym kraju (jakim nie jest II PRL) jest nikczemne atakowanie sportowca za jego domniemane albo i rzeczywiste nieprawomyślne dla mainstreamu i niepoprawne politycznie przekonania. Mikałj Lizut nazwał Agnieszkę Radwańką "Agnieszką Smoleńską" i niech dla Isi będzie to komplementem, bowiem lepiej jest być kojarzonym z ludźmi szukającymi prawdy niż obracać się w paranoicznym i bezrefleksyjnym  towarzystwie sekty "pancernej brzozy"...

Pozdrowienia dla Isi i jej rodziny. Nienawiść środowiska TVN-u jest naprawdę rzeczą ze wszech miar pozytywną dla patriotycznej części narodu polskiego :)


[1] http://babol.pl/kat,1025465,title,Agnieszka-Smolenska-Atak-na-Radwanska-trwa,wid,15544097,wiadomosc.html?ticaid=5108a3

poniedziałek, 6 maja 2013

Och, ten nasz Donek i jego dylematy...

"Popełniłem" swego czasu post (niemal cztery lata temu!) opisujący pewne, makiaweliczne zachowania naszego Premierka. Ostatnie lata rządzenia przez D. Tuska potwierdzają tylko moje zawarte w nim spostrzeżenia. Postanowiłem więc lekko zmodyfikować tamten tekst oraz dostosować do dnia dzisiejszego... ku zastanowieniu...

Obserwując poczynania D. Tuska często zastanawiam się co sobie myśli nasz premier kładąc się do snu... kiedy poparcie społeczne jego rządu i jego samego jest coraz mniejsze a on sam powoli ma już dość premierowania, co widać aż nadto podczas jego publicznych wystąpień...

Pewnie do tej pory ma ogromny żal do rzeczywistych WSI-owych włodarzy Polski, że nie został prezydentem... Ale co jeszcze kołacze się w jego umyśle?

Może w zaciszu swoich przemyśleń rozważa... Co robić lub co najlepiej nie robić, aby przetrwać?

Oj tak, najlepiej nic nie robić... i czekać
Bo co zrobię (tak sobie być może myśli) to żałuję, że to zrobiłem i zamiast podziękowań tylko krytyka, a teraz to już krytykuje mnie nawet Andrzejek Olechowski, Grzesiu Schetyna i Jarek Gowin - oj perfidni się robią ci moi dawni i obecni przyjaciele...
.
Więc co mam robić? (zadaje sobie Donek pytanie). Najlepiej nic (sam sobie odpowiada).

Ale jak nic nie zrobię... (i olśnienie!) to jednak coś robię (czyli nic nie robię)
... a najważniejsze, że po prostu jestem (bo co miałem zrobić to już zrobiłem)
... a teraz czekam aż coś zrobię jako Komisarz w UE... więc (zaczyna w to wierzyć) coś jednak robię... czekam, aż będę Naczelnym Komisarzem UE... a wtedy udowodnię, że coś zrobię...
Oj tak, najlepiej czekać... Tylko czy doczekam? Czy moja krajanka, Angela mnie poprze? Czy obchodzenie u niej moich urodzin wystarczy? (tak może sobie dywagować nasz premierek)

Bo co mam tak naprawdę robić? (znów sobie może zadaje nieszczęśnik to pytanie). Przecież wszyscy przywódcy teraz nic nie robią, bo albo nie wiedzą co zrobić (vide. USA, Unia Europejska), albo udają, że coś robią, albo jak już coś zrobią to spada im poparcie lub przegrywają wybory...

I... (tutaj pojawia się strach i niepewność)... ale jak nie zostanę Komisarzem to czy czasem nie postawią mnie przed TS za Smoleńsk i inne przewinienia wobec Polski? Muszę pokonać ten strach, te obawy... (dochodzi - być może - do takich olśniewjących wniosków nasz Donek) 
Oj tak, najlepiej pokonać strach... ale jak?

Może najlepiej będzie jeszcze coś sprzedać i oddać za bezcen... To chyba najlepsze co mogę dla siebie zrobić... Wtedy na pewno Angela mnie doceni... (tak być może sobie myśli nasz Donek)
Oj tak, najlepiej wyprzedać Polskę już całkowicie...

No, ale jednak trzeba coś jeszcze zrobić, cokolwiek dla gawiedzi... ale co? Może lepiej milczeć i zdać się na magię PR-u?
Oj tak, najlepiej niech PR-owcy zajmą się wszystkim...  (tak od zawsze myśli sobie zapewne nasz Donek)

No, ale muszę jeszcze Polakom się przypomnieć. Jeszcze mam ich poparcie! Ale co tu znowu obiecać, skoro obiecałem, że już nie będę obiecywał... bo co obiecałem, to nie zrealizowałem.... hmmm... już nie mogę, chyba zwariowałem... trzeba chyba uciekać... uciekać od tej nienormalnej Polski*
Oj tak, najlepiej uciekać od tej Polski.. do Brukseli... (myśli może sobie nasz Donek)

Takie oto dylematy być może rozstrzyga w swym makiawelicznym umyśle nasz premierek**.

I na koniec: Przeczytajcie jednym tchem wytłuszczone powyżej wersy... Tak można scharakteryzować sposób i ostateczny cel rządzenia J.E. Donalda Tuska.

Dla ułatwienia:

Oj tak, najlepiej nic nie robić...
Oj tak, najlepiej czekać...
Oj tak, najlepiej pokonać strach... ale jak?
Oj tak, najlepiej wyprzedać Polskę już całkowicie...
Oj tak, najlepiej niech PR-owcy zajmą się wszystkim...
Oj tak, najlepiej uciekać od Polski... do Brukseli...

Wyłaniający się z powyższego zestawienia charakter i cel rządów D. Tuska wynika niestety - wedle mnie - przede wszystkim z traktowania przez niego Polski jako ŁUPU a nie OBOWIĄZKU!

Jak długo będziemy jeszcze tolerować jego rządy nad nami i naszą Polską?


Pozdrawiam


* Gwoli przypomnienia... W ankiecie na temat polskości opublikowanej w miesięczniku " ZNAK "/ nr 11-12 z 1987 roku - str. 190 / Donald Tusk tak mówi o sobie: " Jak wyzwolić się od tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło - ponuro - śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie nasuwa mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnie ochoty dźwigać. Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski - tej ziemi konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem (...) Bo choć polskość wywołuje skojarzenia kreślone przez historię, jest ona także przecież dzianiem się, jest niepewnym spojrzeniem w przyszłość. I szarpię się między goryczą i wzruszeniem, dumą i zażenowaniem. Wtedy sądzę - tak po polsku, patetycznie - że polskość, niezależnie od uciążliwego dziedzictwa i tragicznych skojarzeń, pozostaje naszym wspólnym świadomym wyborem". 

Obserwując Donalda Tuska śmiem jednak wątpić, aby dla niego polskość była świadomym wyborem... Raczej chyba należy mu przypisać uciekanie od Polski... od polskości, która dla niego jest nienormalnością... Smutne

** Makiawelizm (od nazwiska włoskiego filozofa Machiavellego), wg. Wikipedii "w psychopatii cecha osobowości, polegająca m.in. na braku uczuć wyższych, instrumentalnym traktowaniu innych i chłodnych relacjach interpersonalnych. Osoby z tą cechą osobowości często manipulują innymi, chcąc osiągnąć zyski tylko dla siebie. Nie liczą się z potrzebami partnerów interakcji. Są nieufni i lekceważący".

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 5 maja 2013

Czekając na wenę twórczą...

Bycie pisarzem, felietonistą, poetą, reżyserem... artystą wszelakim to... twórczość pod wpływem natchnienia twórczego a raczej nie ciężka i mozolna praca... Wtedy wiersze, książki, teksty, scenariusze, obrazy... powstają "niczym grom z jasnego nieba"... nawet nieraz nie wiadomo kiedy i w jaki sposób...

Pisząc np. powieść bywa tak, że się nie śpi tylko pisze nawet kilka dni. Wiersz czy określony tekst    powstaje jako "impuls" natchnienia w kilka, kilkanaście minut jakby poza twórcą... twórca wie, co ma napisać i jak, wie od czego zacząć i czym ma się wiersz czy tekst skończyć. W czasie jego pisania doznaje często kolejnych i kolejnych "natchnień szczegółowych" i pisze dalej... to, co chciał dzięki natchnieniu napisać... Podobnie powstają obrazy, rzeźby... w formie "wizji natchnienia" stworzenia czgoś, co później zostaje zmaterializowane...

Sztuka i wszelkie dzieła artystyczne są niczym fotografie twórczego natchnienia a rzemiosło jest o tyle potrzebne, aby można było właśnie zmaterializować (wywołać jak kiedyś zdjęcia) owe natchnienie... Oczywiście bywają też wspaniałe dzieła rzemiosła powstałe bez natchnienia, ale to już nie jest artyzm...

Taki stan weny twórczej może trwać okresami całe życie, może być jednorazowy i krótkotrwały...

Chwilami ciężko być piszącym choć trochę a'la twórcą a najgorsze są te dni, kiedy nie można dosłownie sklecić żadnego zdania...

Koszmarem jest tedy nie mieć weny twórczej. To tak jakby widzieć fatamorganę na pustyni. Niby jest zielono, niby widać źródło życiodajnej wody a przecież... tego nie ma, to złudzenie. Podobnie rzecz się ma przy braku weny twórczej... Wydaje nam się, że jesteśmy w stanie coś napisać a to tylko ułuda. Słowa nie przychodzą w ogóle i nie układają się w zdania. Nie ma ich i nikt nie jest w stanie ich wskrzesić... A jak się znajdują to... brakuje znaczenia tych słów, a one same wydają się bez znaczenia. Myśli są niepoukładane i nieuczesane. Głowa pusta i boli, i wyje do niebios o natchnienie...

Pragnie się wtedy myśleć tak szybko jak niegdyś... aby wiedzieć już na początku jakie będzie zakończnie tekstu a jego zakończenie aby wpływało tak jak kiedyś na jego treść i początek.

Jakże w takim stanie trudno jest znaleźć myśl, która ucieka niczym cień za którym gonimy a on zawsze jest przed nami lub to on nas goni... To tak jakby po burzy nie było słońca a kolejna burza i tak bez końca.

Jakby się wtedy chciało, aby znów tekst powstawał przez kilka chwil a głowa była pełna pomysłów i wena twórcza nadal była oraz trwała wiecznie... I wierzy się wtedy, że znów nadejdzie....

Oby... Oby... znów nadeszła i obym tekstami przekazywał dalej choć trochę prawdy i dawał odrobinę  nadziei na lepszy czas dla Polski, naszej Ojczyzny...

Pozdrawiam, czekając na twórcze natchnienie...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 3 maja 2013

RÓŻOWY PREZYDĘT (oby żył wiecznie)...

Seawolfowi....

---------------------------

Moim subiektywnym zdaniem, cała ta hucpa z różową akcją "Orzeł może" miała być jawną kpiną i szydestwem z państwowości oraz tradycji polskiej. Poprzez zamianę naszej biało-czerwonej na róż miano -wedle mnie -  zakpić z barw narodowych a z godła chciano zadrwić czekoladowym potworkiem. W zamiarze miało to być chyba niemal szydercze sprofanowanie naszych barww narodowych i naszej państwowości. Chciano w Dzień Flagi pokazać, że nikt tej flagi nie niesie i nie jest do niej przywiązny.

I tak się stało... na pochodzie "różowców" nie było biało-czerwono a różowo... a czekoladowego potworka ustawiono tam, gdzie niedawno modliliśmy się pod Krzyżem Smoleńskim...

Oragnizatorzy z GW na czele myśleli, że już chyba nie można było zakpić z nas bardziej, ale się przeliczyłi...

Impreza - mimo podobno 100 tys. zł państwowej dotacji - okazała się totalną klapą i ośmieszeniem, ośmieszeniem przede wszystkim B. Komorowskiego... Poza tym pokazała nam (przynajmniej mnie), jak bardzo środowiska: "michnikowszczyzny" i "okołoprezydenckie" nienawidzą tradycyjnej polskości, narodowego patriotyzmu i naszej-polskiej tożsamości... oraz jak bardzo chyba się nas boją i są bezradne... skoro imają się takich ośmieszających je eventowo-różowych metod...

Mnie najbardziej jednak cieszy zestawienie: podobno przygotowano 10 tysięcy różowych gadżetów a rozdano może z 1,5 tysiąca, bo tylu tylko uczestników zgromadził ten - dla mnie - antypolski marsz pod przewodnictwem różowego "Prezydęta"...

RÓŻOWY PREZYDĘT  (oby żył wiecznie) - tak od dziś można  humorystycznie nazywać B. Komorowskiego... Dla dodania "czekoladowego smaczku" można też dodać parafrazę jego słów: "Jaki Prezydęt, taki orzeł"...



Pozdrawiam

P.S.
O "klapie" imprezy świadczy m.in. chociażby wstydliwe, post factum, milczenie mainstreamowych mediów, co idealnie wychwycił bloger Gdzie tam Prezydentowi do ogiera.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

3 Maja w pieśniach i słowach...

Powoli przestaje się w polskich szkołach uczyć lekcji historii obejmującej okres XX wieku. Po brukselskich "kątach" słychać o budowaniu ujednoliconej jej wersji w całej Europie.

Może już wkrótce będzie to dotyczyło i czasów wcześniejszych?

Jak długo nam jeszcze będzie dane poznawać historię własnego narodu nie przetworzoną przez germańsko-zlaicyzowaną oraz zbolszewioną "elytę" unijną?

Poznawajmy więc prawdziwą historię Polski teraz i najlepiej jak potrafimy, bo być może niedługo będzie wiedzą wręcz zakazaną przez rządy tych, dla których "polskość to nienormalność"...

Niech chociaż pieśni pozostaną bo tworzy się je na cześć rzeczy wielkich...


http://www.youtube.com/watch?v=FZynx_X8o5U&feature=player_embedded


http://www.youtube.com/watch?v=CB2OKSncZts&feature=player_embedded

Pozdrawiam mając nadzieję, że choć w naszych domach przekażemy potomnym wiedzę o Polsce...

P.S.
Polecam post Maryli na BM24: Święto Narodowe Trzeciego Maja. Dwóch prezydentów, dwa systemy wartości. Rewitalizacja spadku po PRL.
(http://blogmedia24.pl/node/63259)

Oto fragment z przemówienia ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego (3 Maja 2009 roku):

"Polsce potrzebna jest dzisiaj ciężka praca, bardzo ciężka, praca nad
uzdrowieniem państwa, które musi dawać ochronę słabszym i nie bać się
silnych.
Bo wobec Rzeczypospolitej, wobec Polski wszyscy obywatele są
równi niezależnie od tego, czy mają miliardy, czy jak większość z nas
Polaków nie mają nic. Wszyscy są takimi samymi obywatelami. Wszyscy
muszą korzystać z ochrony państwa, a przede wszystkim muszą korzystać ci
słabsi. Także i ci, którym się powiodło muszą państwu służyć. To bardzo
dobrze, że wielu Polakom się powiodło w ciągu ostatnich 20 lat. To ich
sukces. To nasz wspólny dorobek, bo ich powodzenie składa się na
powodzenie całego narodu, ale czyjeś powodzenie w sensie materialnym,
czy prestiżowym nie może się przekładać na niezasłużone przywileje.
Jako prezydent Rzeczypospolitej dziś w dniu, który możemy nazwać dniem
naprawy Polski, dniem naprawy Rzeczypospolitej, chciałbym stwierdzić:
będę robił wszystko, żeby nasz kraj szedł drogą demokracji, aby polskie
państwo było silne, aby potrafiło chronić słabszych, aby traktowało
swoich obywateli równo, aby zwyciężała uczciwość, a nie cynizm i
draństwo".


I jeszcze jedna wpowiedź ś. p. Prezydenta L. Kaczyńskiego...

Czy umiemy być patriotami w czasach pokoju?
Lech Kaczyński, Prezydent RP dla "Dziennika", 2-3 maja 2006 roku
W ostatnich latach często można spotkać się z opiniami, że patriotyzm nie jest wartością atrakcyjną dla młodych Polaków, że w dobie globalizacji staje się on powoli anachronizmem. Otóż moim zdaniem takie stwierdzenie jest głęboko nieprawdziwe. Młodzi Polacy umieją okazać swoje przywiązanie do tradycji narodowych i polskiej historii, czego przykładem są choćby obchody 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego czy coroczny udział polskiej młodzieży w Marszu Żywych.
W dzisiejszych czasach patriotyzmu nie da się propagować wyłącznie poprzez organizowanie w święta narodowe szkolnych akademii i wojskowych parad. Patriotyczna edukacja musi uwzględniać postawy współczesnych Polaków, ich oczekiwania, zainteresowania. Dobrym tego przykładem jest Muzeum Powstania Warszawskiego, które powstało w czasach, gdy sprawowałem urząd prezydenta stolicy. Przez niemal dwa lata istnienia tej placówki odwiedziły ją setki tysięcy gości z kraju i z zagranicy – znaczną część z tego stanowią dzieci i młodzież. Ekspozycja Muzeum uświadamia zwiedzającym, czym naprawdę jest patriotyzm. To odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, za losy państwa, to pamięć o tych, którzy za naszą wolność zapłacili najwyższą cenę.
W kształtowaniu postaw patriotycznych ogromną rolę odgrywa nie tylko edukacja historyczna, ale również edukacja obywatelska. Młodzi obywatele muszą mieć świadomość, że ich udział w życiu publicznym, decyzje podejmowane przy urnie wyborczej przekładają się na przyszłość kraju. Budowanie tej świadomości jest obowiązkiem demokratycznego państwa. Tak, jak nie ma patriotyzmu bez pamięci o narodowej historii, tak nie ma go również bez podejmowania odpowiedzialności za przyszłość. 

P.S.2
3 maja Kościół Katolicki w Polsce obchodzi uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski Hetmanki Żołnierza Polskiego. Z komentarzy do w/w notki Maryli:

"Zawsze trzeba wracać do korzeni. Na ziemię polską wraz z
wiarą chrześcijańską i Krzyżem, który jest fundamentem ewangelizacji,
przyszła do nas również szczególna wiara i zawierzenie Bogu poprzez
Maryję. Maryja jest zawsze z Chrystusem i to nie tylko w dziele
wcielenia, jako Jego Matka, ale również w dziele Zbawienia.

Dlatego w historię tego miejsca, jakim jest Jasna Góra, została
wpisana historia Polski. Tam się odnajdujemy. W obrazie odnajdujemy
znaki naszej tożsamości narodowej, a jednocześnie naszej wierności i
jedności. Gdziekolwiek się udamy na krańce świata spotkamy się z
Polakami, którzy może od pokoleń tam mieszkają, tam pracują, tam się
poświęcają, ale symbol wiary związany jest z Ikoną Naszej Jasnogórskiej
Matki.
Dziękujemy każdemu pokoleniu Polaków, że z miejscem jakim jest Jasna
Góra związali swoje życie, nadzieje, ale i bóle bo tam przychodzimy
przedstawić wszelkie nasze sprawy. Powierzamy Matce Bożej nasze życie, a
jednocześnie prosimy żeby uprosiła nam pomoc u swojego Syna. Taka jest
rola Ikony Częstochowskiej – Ona mówi Synowi o nas".
  Ks. abp Wacław Depo, metropolita częstochowski (KEP) 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

czwartek, 2 maja 2013

Myśli szarpane... po śmierci Tomasza "Seawolfa" Mierzwińskiego...

Nie mogę się otrząsnąć...

Każda śmierć skłania do przemyśleń o przemijaniu i radościach, których nie dostrzegamy lub często ich nie nie zauważamy w biegu ku bliżej niesprecyzowanym celom ... a raczej wyznaczanym nam przez zewnętrzny świat mediów, polityków czy też fałszywe i sztucznie wymodelowane autorytety celebrytów  wszelkiej palikotowo-niesiołowsko-majewsko-ibiszowsko-mroczkowej maści. W tym wiecznym i morderczym biegu - kuszeni wirtualnym światem wiecznego szczęścia, które możemy jedynie osiągnąć dzięki posiadaniu promowanych rzeczy dla większości nieosiągalnych – jakże często zatracamy sens naszego życia, naszego człowieczeństwa, gubimy po drodze siebie i nasze wartości oraz ideały.

Seawolf nie biegł bez celu, on płynął a za sobą zostawiał mądrości, dobroci i miłości ślady. Kochał  swoją Ojczyznę, naszą Polskę. Był jak ten statek na morzu...blisko, ale zawsze daleko... Na zawsze pozostaną nam jego notki i jego "Abecadło".

Każda śmierć - a już osoby tak wartościowej - przybliża nam własną, nieuniknioną śmierć i skłania do postawienia sobie wielu pytań: Czy żyję tak, aby być godnym danego mi życia?, Co po mnie pozostanie?, Czego może mam już teraz dokonać, aby zmienić ten pozostały mi czas?... Niech te pytania i odpowiedź na nie będą hołdem dla życia Seawolfa...

W tym dniu żałoby i smutku pozwolę sobie dedykować ś.p. Tomaszowi "Seawolfowi" Mierzwińskiemu kilka moich - publikowanych już wcześniej - myśli szarpanych... ku reflesji dla nas żyjących... Wierzę, że rozmawiając z samym sobą, Seawolf rozmawiał jako wolny człowiek...

----------------------

(Krzyk wołania, napisane 13.09.1985 roku)

Na ziemi zostały rozrzucone sny
Po kątach niemy, głuchy krzyk
Wołają ludzie, wołają psy
a okno zamknięte marszczy brwi...


Gdzieś w dali słychać dziki szum
Wierzby chylą swoje dumne oczy,
Papieros dymi, mówi mi 
Koszmarne moje życie było jak zgniły orzech...


Nie zjedli go ludzie, nie zjadły go psy
a on gnijącą wonią zatruł wiosenne bzy...

Piękne, pachnące jak dziecka sny
Jak życie olsnione słońcem purpury
Jak wieczny uśmiech trwający od czasu wschodu
Jak kolor drogi wiecznej, dalekiej natury...

-----------------------------------

(Nadzieja, napisane w 1988 roku)

Pozostało wiele bądź już nie... dni i nocy,
Może to jeszcze miłość albo już śmierć szeptem kroczy...

Nie, to tylko deszcz stuka o spadające liście 
Wielka woda ochrania dni naszych koniec 
I mokrą warstwą cierpienia okrywa
Nasze życie oddające inicjatywę oparom czarnej Ziemi...

Skrzydlaty ptak o złotej mowie
Rozbija już wszelką nadzieję...

Może kiedyś znów będzie lepiej?
Gdy zamiast domu ujrzymy kamienie...

---------------------------------------

(Rozmowa, napisane w 1988 roku)

Rozmowa... 
Samemu z sobą na samym końcu dawnego przypominania marzeń niezrealizowanych ...
O byciu wolnym człowiekiem a nie bezwartościowym ciałem wśród innych rzeczy  w spadku zostawianych...

-------------------------------------

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 1 maja 2013

Wymiar niesprawiedliwości w "układzie zamkniętym"...

Polski wymiar sprawiedliwości znajduje się w ciężkim stanie chorobowym. Ostatnia decyzja ws. pospolitej łapówkary B. Sawickiej unaoczniła chyba już to wszystkim. Jest to - niezależnie od ewentualnej kasacji wyroku w Sądzie Najwyższym - chyba jedna z największych afer sądowych w całym 24 leciu PRL-bis [1].

Wydaje się niemal pewne, że stan ów jest wynikiem pierworodnego grzechu zaniechania, zaniechania lustracji i dekomunizacji, również w wymiarze sprawiedliwości.

Smutno mi to skonstatować, ale sędziowie nie są niezawiśli i niezależni a są na usługach pewnych grup interesów, w tym rządzących.

Oczywiście nie dotyczy to wszystkich sędziów, ale wystarczy ich tylko kilkudziesięciu, którzy będą desygnowani do prowadzenia spraw ważnych np. dla naszej miłościwie nam panującej władzy czy też innej mafii. Ta garstka naprawdę wystarczy, aby cały wymiar sprawiedliwości stał się wymiarem niesprawiedliwości. Wyznaczają oni bowiem sposób funkcjonowania wszystkich sędziów lub też zmniejszają do nich zaufanie społeczne.

Cieszyłbym się, gdyby sami sędziowie dokonali samooczyszczenia własnego środowiska, ale jest to raczej niemożliwe ze względu na jego hermetyczność a przede wszstkim ze względu na fałszywie pojmowaną lojalność korporacyjną.

Nasze państwo, szczególnie pod rządami PO-PSL stało się państwem bezprawia a raczej "prawa dla wybranych". Doświadczają tego codziennie setki obywateli, których niszczy polskie państwo i polski wymiar sprawiedliwości... Innych zaś - tych naprawdę winnych przestępstw - potrafi polskie państwo bronić i bronić ich wymiar sprawiedliwości... To ci wybrani, tacy jak B. Sawicka...

Jak to zmienić? Jak rozerwać, zburzyć ten przeklęty "układ zamknięty" III RP?

Nie wiem...

Smutno  pozdrawiam

[1] http://niezalezna.pl/40796-mecenas-kruszynski-dla-niezaleznapl-wyrok-ws-sawickiej-do-kasacji


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com