poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Napięcie na linii Polska-Niemcy

Jest poważne napięcie na linii Polska-Niemcy.

Chodzi o sprawę udzielenia zgody na przyjęcie przez Polskę nowego ambasadora Niemiec (w dyplomacji tzw. agrément), którym z woli Berlina ma zostać Arndt Freytag von Loringhoven. 

Jest to druga już kandydatura na ambasadora. Wpierw kończącego swoją misję pod koniec czerwca ambasadora Rolfa Nikela miał zastąpić Andreas Peschke, który powszechnie jest uważany za przyjaznego Polsce i nawet zaczął już uczyć się języka polskiego. Tą kandydaturę nagle wycofano i zaproponowano człowieka, którego ojciec był oficerem Wehrmachtu, a pod koniec II wojny światowej służył w bunkrze Adolfa Hitlera a sam Arndt Freytag von Loringhoven w latach 2007-2010 był wiceszefem niemieckiego wywiadu zagranicznego (BND), w latach 2014-2016 ambasadorem Niemiec w Republice Czeskiej a od 2016 r. pierwszym w historii szefem/koordynatorem wywiadu NATO  [1].

Polskie władze zwlekają z decyzją o jego akceptacji a jest ona w dyplomacji wymagana przez kraj przyjmujący, w tym wypadku Polskę. Postawa naszych władz zdecydowanie zaczyna denerwować stronę niemiecką, która nawet już uruchomiła swoje media w Niemczech i po części w Polsce, aby w ten sposób i w tej sprawie naciskać na nasz kraj [2]. Zapewne też prowadzone są intensywne rozmowy między Polską a Niemcami (nawet na szczeblu premierów), bo sprawa wydaje się być coraz bardziej ważka. 

Co prawda polskie MSZ tonuje nastroje i przekonuje, że sytuacja jest całkiem normalna, bo tego typu czasowe zwłoki udzielania agrément zdarzały się wcześniej i nie tylko w Polsce [3], ale trudno nie odnieść wrażenia, że przeciągający się brak zgody Polski na przyjęcie nowego ambasadora w języku dyplomacji znaczy jedno: Polska oczekuje zmiany kandydatury a Niemcy nie są skore do takiej wymiany. 

Sytuacja jest bardzo delikatna i trudno zgodzić się z faktem, że postępowanie Polski wynika li tylko ze względu na przeszłość ojca kandydata, choć niektórzy tak sobie to tłumaczą wskazując nawet na oponowanie wobec tej kandydatury prezentowane przez J. Kaczyńskiego [4].  

Jednak wydaje się, iż chyba ważniejszym problemem jest sam kandydat i jego bezpośrednie i ścisłe związki z niemieckim wywiadem BND oraz - być może - negatywna jego ocena jako szefa wywiadu NATO dokonana przez USA. Być może też w konsekwencji same USA nie ufają niemieckiemu kandydatowi i nie życzą sobie, aby u jednego z najbliższych sojuszników w Europie pełnił on funkcję ambasadora. Wszak również na linii Niemcy-USA nie dzieje się najlepiej [5], także ze względu na wspólne interesy Niemiec i Rosji skupione wokół budowy Nord Stream II. Zapewne tego nie dowiemy się nigdy. 

Pomijając nawet ewentualną rolę USA w procesie przyjęcia przez Polskę niemieckiego ambasadora to należy głębiej zastanowić się dlaczego nasz zachodni sąsiad decyduje się już niemal oficjalnie zaproponować na ambasadora w Polsce rezydenta swojego wywiadu BND. Tego można się jedynie domyślać i wcale taka jego rola dla  Polski nie musi być przyjazna w czasie, gdy znaczenie Polski w niemieckiej UE wzrasta. Poza tym Polska to nie Czechy i mamy inną wrażliwość wynikającą z przeżyć II WŚ i proponowanie nam syna nazisty i najbliższego współpracownika A. Hitlera na ambasadora jest i powinno być odebrane przez nas co najmniej ze zdziwieniem. 

Jedno natomiast jest pewne i to niezależnie jak skończy się to wzajemne napięcie. Czasy, gdy Polska bezwolnie przyjmowała rozkazy płynące z Niemiec minęły bezpowrotnie i jest to dobra wiadomość. 


P.S.
Sprawa jest na tyle poważna, że były szef MSZ J. Czaputowicz (zły minister, o czym pisałem od dawna) popełnił w wywiadzie dla Rzepy wypowiedź, która brzmi tak: "Według mego rozumienia funkcjonowania dyplomacji jest to dziwne. W czasie minionych 20 lat nie zdarzyło się, aby Polska nie udzieliła agrément jakiemukolwiek ambasadorowi, czy to z Rosji, Chin, czy Korei Północnej, nie mówiąc już o państwach przyjaznych, członkach UE i NATO".

Już po moim artykuliku pojawiła się na forum wpolityce.pl wypowiedź Marka Pyzy, który konstatuje, że kandydat na ambasadora Niemiec w Polsce jest niemiecką prowokacją: https://wpolityce.pl/swiat/515543-zamieszanie-z-ambasadorem-rfn-to-niemiecka-prowokacja

P.S.2 (późnym wieczorem)
A jednak...

""Strona polska zdecydowała o wyrażeniu zgody na przyjęcie nowego ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena – poinformował w poniedziałek wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk. Wiceminister nawiązał do wyzwań stojących przed nowym ambasadorem. Jak podkreślił, "istotnym elementem rozmów z niemieckimi partnerami musi być zwracanie uwagi na szczególny rodzaj polskiej wrażliwości, wynikający z faktu, iż zbrodnie II wojny światowej pozostają cały czas w świadomości polskiego narodu wielką niezabliźnioną raną"".

Uważam to za duży błąd. Będziemy jeszcze mieli z tym ambasadorem dużo kłopotów. Wspomnicie moje słowa. Będą jeszcze większe niż z ambasadorką USA. Wpuszczamy szczwanego lisa, który narobi nam dużo szkód. 

Pozdrawiam


Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 29 sierpnia 2020

Mój sierpień '80 - wierszem pisany

Sierpień 1980 roku okiem 12 letniego dziecka to wspomnienia, które wydawać się mogą lekko absurdalne i śmieszne, ale w moim przypadku to był rok, który zapoczątkował moje społeczno-polityczne dojrzewanie. 

Chociaż inaczej... tym początkiem był wybór kard. Karola Wojtyły na Papieża. Miałem dokładnie 10 lat, gdy zapłakała wzruszeniem ze szczęścia cała Polska... gdy te łzy zamieniały się niepostrzeżenie w uśmiech, radość, nadzieję i wiarę w lepsze jutro.

Stała się rzecz ówcześnie wprost nieprawdopodobna: nowym papieżem nie został Włoch a został nim nasz rodak Karol Wojtyła... kardynał zza "żelaznej kurtyny". Wpierw było niedowierzanie, szok... by ta radosna wieść tzw.: "pocztą pantoflową" rozeszła się błyskawicznie i dotarła do wszystkich Polaków.

W tamtejszej, komunistycznej prasie (np. w Trybunie Ludu) następnego dnia ukazały się tylko lakonicznie krótkie informacje, które niemalże ze wstydem i z zażenowaniem raczyły przekazywać fakt wyboru Polaka na Stolicę Piotrową. 

I później była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski, pielgrzymka, która obudziła nasz naród i pozwoliła nam się policzyć... Bez naszego papieża niemożliwa byłaby I Solidarność roku 1980...

Pamiętam mój sierpniowy powrót z tzw. kolonii i podekscytowanie moich rodziców strajkami w całym kraju. Już wtedy jako młody człowiek znałem historię Katynia i rodzinnie Wołynia, zaczytywałem się w podziemnej prasie i publikacjach, które wydawane były szczególnie po 1976 roku. Mój rodzinny dom wychowywał mnie w wierze katolickiej, prawdzie i wolności a w kontrze do istniejącej wówczas rzeczywistości. 

Oczywiście wtedy dla mnie było wszystko nowe, nie wszystko rozumiałem i nie zdawałem sobie sprawy z przełomowego charakteru ówczesnych wydarzeń. Zresztą po latach sądzę, że niewielu było w Solidarności ludzi, którzy na samym początku zdawali sobie sprawę dokąd zaprowadzą ich protesty strajkowe - w konsekwencji do pełnej wolności i pokonania komuny. Trwało to trochę, ale duch wolności sierpnia przetrwał w sercach Polaków i trwa do dzisiaj.  

A wtedy... no cóż... pisałem wczesno-młodzieńcze wiersze a ten poniżej napisany został dokładnie 30 sierpnia 1980 roku... 

----

Walcz! Gdy wszyscy mówią przestań...
Miej nadzieję! Gdy nikt ci jej nie daje...
Powstań! Gdy upadłeś i straciłeś wolę przetrwania...
Uwierz! Gdy inni już albo nie wierzą...
Bądź! Gdy mówią odejdź...
Trwaj! Choć to trudne wielce...
Mów! Gdy inni każą ci milczeć...
Strajkuj! Nawet wtedy, gdy wzywają cię do pracy...
Nie klękaj! Stój wyprostowany...
Bądź odważny! Gdy strach zagląda do twej duszy...
Krzycz! Gdy inni każą ci milczeć...
Mów prawdę! Nawet, gdy kłamstwo przeważa...
Bądź wolny! Pośród wszechobecnego zniewolenia...
Pamiętaj o przeszłości! Jak każą ci o niej zapominać...
Bądź bohaterem! Nawet w błahych sprawach...
Uśmiechaj się! Nawet, gdy inni są smutni...
Wołaj do Boga! Gdy ci tego zakazują...
Nie ulegaj komunie! Bo ona już przegrała...
Ciesz się! Już wygraliśmy...

Daj z siebie wszystko, aby wygrała w Tobie polska Solidarność...

----

Takie to było białe wierszoklepanie 12 latka w trakcie podpisywania porozumień sierpniowych. 

Pamiętam do dziś tą radość i wszechogarniające szczęście ludzi, którzy wygrali dla siebie ową Solidarność.  A później był okres tego wolnościowego zrywu solidarnościowego zakończony potwornym Stanem Wojennym. Po nim nastąpił niemal 10 letni okres marazmu i braku nadziei, ale tak naprawdę ta nadzieja sierpniowa lat 1980-1981 nigdy nie umarła. Gdzieś się tliła i może ten chart ducha jednak doprowadził do tego, że w końcu - przy ciągłym wsparciu JPII - obaliliśmy komunizm a ludzie  Solidarności jednak - odnosząc się do mojego wiersza - byli: walczącymi, mającymi nadzieję, stojącymi a nie klęczącymi, trwającymi w nadziei zwycięstwa, wierzącymi w sukces, będącymi w centrum wydarzeń, mówiącymi pośród milczących, odważnymi, strajkującymi, krzyczącymi kiedy trzeba, prawdomównymi, bohaterami wolności, wołającymi do Boga, wolnymi, patriotycznymi, uśmiechniętymi mimo trudów dni codziennych, tradycyjnymi, antykomunistycznymi... w końcu zwycięzcami... 

I mimo, że teraz wielu z nich oceniamy inaczej, wielu z nich było zgoła innymi niż ich postrzegaliśmy,  to większość pozostaje dla mnie bohaterami do dziś... Chapeau bas!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 28 sierpnia 2020

Kontrofensywa wobec ideologii LGBTQ+ winna być skoordynowana

Na wielu forach dziennikarze i blogerzy reprezentujący konserwatywne wartości publikuje wiele tekstów a nawet filmów dotyczących  ideologii LGBTQ+ jako oręża ideologii gender, która z kolei jest orężem walki neomarksistowskiej rewolucji kulturowej z zastanym tradycyjnym społecznym status quo a celem tej walki jest zniszczenie fundamentów cywilizacji łacińskiej opartej na rodzinie, wierze chrześcijańskiej (katolickiej), wolności, prywatnej własności i państwach narodowych. 

Ja ostatnio sam osobiście napisałem kilka swoich tekstów dotyczących ataku ideologii LGBTQ+ na Polskę i polskie społeczeństwo i wskazałem na kilka elementów składowych, które cechują tą, ale też i inne rewolucyjne lewackie idee mające na celu rewolucyjną zmianę nie tylko polskiego społeczeństwa:

- wyrugowanie kościoła katolickiego z przestrzeni publicznej i jego niszczenie,
- niszczenie i dążność do upadku rodziny, 
- zgoda na powszechną aborcję oraz w coraz większym stopniu na eutanazję,
- gender,
- new age,
- niszczenie tradycji i patriotyzmu, państw narodowych,
- upowszechnianie konsumpcjonizmu, hedonizmu i nihilizmu,
- seksualizowanie dzieci od najmłodszych lat dziecięcych,
- gloryfikowanie wszelkich odmienności i zboczeń seksualnych, 
- wprowadzanie małżeństw homoseksualnych z możliwością adopcji dzieci,
- propagowanie i realne wdrażanie tzw. politpoprawności,
- stosowanie tolerancji represywnej, czyli nietolerancji mniejszości wobec większości,
- wprowadzanie i występowanie medialnej cenzury i autocenzury,
- przyjmowanie jako jedyny obowiązujący lewacki sposób oglądu rzeczywistości,
- pozbawianie zbiorowego i indywidualnego myślenia społeczeństw, 
- atomizowanie, pauperyzowanie, zniewalanie i ubezwłasnowolnianie jednostek,
- itp.

Wskazałem też, że oczywiście można się "filozoficznie i naukowo" sprzeczać, czy ideologia LGBTQ+ jest elementem ideologii gender czy jest osobnym bytem. Podobnie można zastanawiać się czy neomarksistowska rewolucja kulturowa zawiera w sobie ideologię LGBTQ+ czy jej tylko kibicuje. Dla mnie to wszystko stanowi pewną zintegrowaną ideologicznie całość a ideologia LGBTQ+ jest dziś po prostu orężem  walki lewackich ideologów, gdzie czerwoną flagę zamieniono na "tęczową". Ta ideologia stała się dziś niejako religią lewaków wszelkiej maści i nie ma nic wspólnego z walką osób o innej niż heteroseksualna orientacji seksualnej. 

Warto też zwrócić uwagę, że poszczególne elementy ideologii LGBTQ+ nie stanowią samoistnych celów bowiem jedne przenikają drugie a realizacja jednych pozwala też na realizację innych. Tak jest m.in. w przypadku Kościoła Katolickiego, gdzie jego rugowanie z przestrzeni publicznej i oficjalne lewackie jego niszczenie sprzyja też np. upadkowi rodziny, aborcji, eutanazji, seksualizacji dzieci, zniewoleniu i ubezwłasnowolnieniu jednostek. 

W wielu też publikacjach wskazuje się, że konieczna jest obrona wobec ataku LGBTQ+. Ja wskazałem, że należy bronić się w postaci dwóch działań ze sobą zintegrowanych, czyli poprzez drobiazgowe przestrzeganie i egzekwowanie prawa oraz kontrofensywę/kontrrewolucję kulturową.  Winny iść ze sobą w parze i tylko tak jesteśmy w stanie powstrzymać ten neomarksistowski rewolucyjny walec niszczący naszą Polskę. 

Pierwszy obszar tak naprawdę znajduje się w gestii państwa polskiego i jego zdolności do egzekwowania istniejącego prawa wobec środowisk LGBTQ+. W tym przypadku ważnym jest, aby prawo działało jednakowo wobec wszystkich je łamiących i aby nasze organa sprawiedliwości nie dawały się wyprowadzić na "prawne manowce" przez nachalną i agresywną propagandę sił lewackich. 

Natomiast cała konserwatywna część społeczeństwa i jej elity winny robić wszystko, aby prowadzić działania zintegrowane w ramach kontrowensywy/kontrrewolucji kulturowej. Nie może bowiem być tak, że tą konieczną kontrrewolucję punktowo i niezależnie od siebie przeprowadzają określone grupy społeczne (Milcząca Większość, ruchy Pro Life), dziennikarze (z wyróżnieniem dziennikarzy środowiska braci Karnowskich, Gazety Polskiej czy Polonii Christiana ), naukowcy, blogerzy, ludzie sztuki, pojedynczy księża czy zwykli obywatele. Takie pojedyncze kontrrewolucyjne inicjatywy są potrzebne, ale aby móc skutecznie walczyć z walcem ideologii LGBTQ+ konieczne jest przyjęcie jakiejś wspólnej i wzajemnie ustalonej strategii działania, bowiem np. ciekawa inicjatywa Kai Godek o zakazie marszów pro-LGBT+ nie ma szans na powodzenie. Podobnie rozdrobnione inicjatywy Stop LGBT, aborcji i pedofilii nie mogą doprowadzić nas do zwycięstwa. 

Oczywiście, aby to można osiągnąć potrzebne jest powołanie jednej nadrzędnej organizacji (fundacji) czy też ich porozumienia i w ten sposób scalenie różnych dotąd środowisk próbujących walczyć w tej naszej - na razie nierównej - walce z LGBTQ+. W ramach takiego porozumienia (fundacji podobnej do organizacji "Kampania Przeciw Homofobii") można by skoordynować wszelkie działania (w różnych obszarach: od mediów do demonstracji ulicznych!) wszystkich, którzy czują potrzebę zareagowania na agresję ideologii LGBTQ+. Ponadto można by powołać jakiś jeden prężnie działający think tank skupiający wybitnych ludzi, którzy tworzyliby fundamenty i wyznaczali poszczególne sposoby działań obronnych. 

Tak dygresyjnie... Jeszcze kilkanaście lat temu z pewnością takim koordynatorem/patronem działań obronnych przeciw agresji ideologii LGBTQ+ byłby Kościół Katolicki i jego hierarchowie, tym bardziej, że obecny atak tych środowisk jest dziś skierowany przede wszystkim wobec właśnie KK. Niestety z różnych przyczyn tak się nie dzieje i sądzą, że się nie zadzieje, co przyjmuję ze smutkiem, ale tym bardziej wierni winni sami przejąć na siebie ciężar tej kontrrewolucyjnej walki z siłami zła.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

"Św. Zakon Rycerek i Rycerzy Tęczy" J. Hartmana

Ideologia określa zbiory światopoglądów służących do całościowego interpretowania i przekształcania świata. 

Inaczej ideologia to uporządkowany zbiór wartości, przekonań, idei i poglądów opisujących, i oceniających  rzeczywistość, objaśniających otaczający świat z punktu widzenia religijnego, politycznego, prawnego, przyrodniczego, artystycznego czy filozoficznego, etc. To wizja świata istniejącego i projekcje na przyszłość. Ideologia to również zbiór zasad postępowania ruchów społecznych, partii politycznych, grup mniejszościowych, u podstaw których tkwi świadome dążenie do realizacji wyznaczonych przez nich  celów, które są wyrazem ich interesu klasowego, grupowego albo narodowego. Zapotrzebowanie na ideologie wynika z właściwego ludziom poszukiwania odpowiedzi na pytania o sens i sposób istnienia. Ideologie mają charakter normatywny, proponują bowiem pewien światopogląd, wyobrażenie na temat otoczenia.

Krytycy ruchów LGBTQ+ zawsze podkreślają, że są przeciw ideologii, która im towarzyszy a nie przeciw ludziom o określonych preferencjach seksualnych. Odpowiedź tych środowisk jest zawsze jedna i ta sama: "nie ma czegoś takiego jak ideologia LGBTQ+ a my walczymy o prawa osób będących gejami, lesbijkami, biseksualistami, transseksualistami i innymi płciami społecznymi".

Ja jednak od zawsze krytykuję ową ideologię LGBTQ+, bowiem ona po prostu istnieje a wyraża się w rewolucyjnej chęci zmiany obecnego w Polsce społecznego status quo, czyli dąży do przekształcenia polskiej rzeczywistości na modłę już ukształtowanej wygraną rewolucją kulturową rzeczywistości w krajach Starej Europy: wyrugowanie kościoła z przestrzeni publicznej, upadek rodziny, zgoda na powszechną aborcję oraz w coraz większym stopniu na eutanazję, gender, new age, niszczenie tradycji i patriotyzmu, powszechny hedonizm i nihilizm, konsumpcjonizm, seksualizacja dzieci, małżeństwa homoseksualne z możliwością adopcji dzieci, politpoprawność, tolerancja represywna czyli nietolerancja mniejszości wobec większości, medialna autocenzura, lewacki sposób oglądu rzeczywistości, pozbawione zbiorowego i indywidualnego myślenia społeczeństwa, itp. 

Oczywiście można się "filozoficznie i naukowo" sprzeczać, czy ideologia LGBTQ+ jest elementem ideologii gender czy jest osobnym bytem. Podobnie można zastanawiać się czy neomarksistowska rewolucja kulturowa zawiera w sobie ideologię LGBTQ+ czy jej tylko kibicuje. Dla mnie to wszystko stanowi pewną zintegrowaną ideologicznie całość a ideologia LGBTQ+ jest dziś po prostu orężem  walki lewackich ideologów, gdzie czerwoną flagę zamieniono na "tęczową". Ta ideologia stała się dziś niejako religią lewaków wszelkiej maści i nie ma nic wspólnego z walką osób o innej niż heteroseksualna orientacji seksualnej. 

Niejako potwierdzeniem powyższego mojego proideologicznego spojrzenia na to zjawisko jest utworzenie przez prof. J. Hartmana "św. Zakonu Rycerek i Rycerzy Tęczy” i wybór na „Wielką Mistrzynię” tego „zakonu”Agaty Passent.


My, zgromadzeni w Sopocie dnia 22 sierpnia 2020 roku - jak podpisano - oświadczamy, że niniejszym powołujemy do życia św. Zakon Rycerek i Rycerzy Tęczy. Akt inicjacyjny podpisują, a jednocześnie Panią Agatę Passent swoją Wielką Mistrzynią ustanawiają:
Michael Gieleta
Jan Hartman
Krystyna Hartman
Beata Kamińska
Agata Passent
Agnieszka Sławek
Piotr Sławek
Mirosław Tryczyk


W komentarzu do tej informacji prof. M. Ryba z KUL stwierdził m.in. ""Wszystkie nurty ateistyczne, teistyczne lub antychrześcijańskie miały tendencje tworzenia czegoś w rodzaju antykościoła (...) . Wystarczy sobie przypomnieć loże masońskie. Podobnie tworzono różne stowarzyszenia bezbożników o antykościelnym charakterze". Prof. Ryba stwierdził też, że aby był ateizm, musi być też teizm. – To jest w opozycji do wiary i głoszące pewną wiarę w jakąś wizję świata i mające swoją koncepcje mesjanistyczną; to neomarksizm również materialistyczny i w istocie przeciwny chrześcijaństwu. 
Mówił, że to widać w przestrzeni artystycznej, „jak oni nad symbolami chrześcijańskimi się znęcają, w sensie organizacyjnym idą starym wzorcem”. – Trochę to śmieszne, trochę to straszne, powtarzają się te historyczne zaszłości. Ludzie, jeśli nie uznają Boga, szukają alternatywnej koncepcji zbawczej, ale gdzieś to zaczyna iść na poważnie, idąc tym tropem rewolucyjnym, który stał na negacji Boga – powiedział politolog. Pytany, czy takie działania Hartmana i osób z jego otoczenia jest robieniem z ideologii LGBT religii, Ryba przyznał, że tak. Ryba przypomniał też słowa niektórych komentatorów, którzy po wyborach parlamentarnych twierdzili, że regiony, gdzie zdecydowanie wygrał PiS, to „ciemnogród”. – Tak samo było z rewolucją, nie zrozumieli jej ciemne chłopy, więc trzeba ich zlikwidować. Ale od słów do czynów można przejść dość szybko, w środowiskach tęczowych już pojawiły się takie głosy, że ktoś o tyle ma prawo do istnienia, o ile zaakceptuje homoseksualizm itd. itd. Już przestaje być śmiesznie, zaczyna się robić strasznie – przyznał""[1].

Czyż wyniesienie na ołtarze "zakonne" LGBTQ+ i ich "tęczowego" symbolu nie świadczy jednoznacznie, że właśnie LGBTQ+ jest ideologią a nawet już religią? I potwierdza to właśnie - za co możemy mu podziękować - taki jej ideologiczny przedstawiciel jak prof. J. Hartman!  

P.S.
Przyznam szczerze, że pierwotnie ta informacja o utworzeniu tego "zakonu" mnie po prostu rozśmieszyła, ale później przyszło zastanowienie i refleksja, że to wcale nie jest takie śmieszne. Prof. J. Hartman ma doświadczenie przynależności do żydowskiej loży B’nai B’rith, którą traktuje śmiertelnie poważnie. Równie poważnie traktuje swoje poglądy i przekonania, więc nie można przyjmować, że powołując "św. Zakon Rycerek i Rycerzy Tęczy" robi to dla wywołania u pospólstwa uśmiechu. Zobaczymy jak ten zakon będzie działał, ale jedyne dobre z tego wszystkiego jest na razie to, że J. Hartman potwierdził, że LGBTQ+ jest ideologią.  



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 22 sierpnia 2020

Zamiast besztać, ks. A. Boniecki i rabin M. Schudrich dają poręczenie

Z urlopowego doskoku do świata bieżących wydarzeń niczym obuchem w łeb dostałem informacją, że oto ks. Adam Boniecki, ks. Alfred Wierzbicki z  KUL i Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich  poręczyli za bandyckiego aktywistę Michała Sz. „Margot” z kolektywu „Stop Bzdurom”, organizacji związanej z ruchem LGBT.

To się po prostu nie mieści w głowie. Jak może w ogóle normalny człowiek a już katolik czy judaista popierać i poręczać za zło, które dokonał Michał Sz. popełniając pospolite przestępstwo ścigane karnie zgodnie z naszym prawem. Zniszczył on celowo mienie prywatne oraz pobił innego człowieka a za to grozi mu nawet 5 lat odsiadki. To jest oczywiste przestępstwo i za to Michał Sz. został czasowo zatrzymany. Zresztą takim obostrzeniom prawnym winien być poddany każdy, kto dopuściłby się takich czynów i przez wszystkich takie czyny winny być jednoznacznie negatywnie oceniane. 

Ale, ale... przecież wspomniane poręczenie tak naprawdę nie dotyczy kryminalnego zachowania Michała Sz. ale jego poglądów i wyznawanej ideologii, która jest diametralnie sprzeczna z katolicyzmem i chyba również z judaizmem. 

To się nie mieści w głowie, że w umyśle jakiegokolwiek katolika mogło zrodzić się poparcie dla ideologii, która profanuje największe katolickie świętości oraz dopuszcza sianie zgorszenia wobec bliźnich. Żaden element wiary katolickiej nie jest zbieżny z elementami ideologii LGBTQ+ i każdy katolik winien z tą ideologią walczyć... a jeżeli tak nie jest to znaczy, że z katolicyzmem mu nie jest po drodze. Zresztą ks. A. Bonieckiemu z tą naszą wiarą nie jest po drodze już od dawna. Przykrym jest jednak, że wśród hierarchów kościelnych taka postawa nie jest odosobniona. 

Zadziwiające jest też poręczenie dane Michałowi Sz. przez Naczelnego Rabina Polski. Tego też nie jestem w stanie zrozumieć, bo znów zapewne dotyczy wyznawanej przez niego ideologii a nie zachowań kryminalnych. 

Chociaż w tym przypadku mamy trochę inną sytuację, która może przybliżyć nam bardzo złą moralnie motywację rabina M. Schudricha. 

Ruch LGBTQ+ bowiem skupia się nader mocno na agresji wobec chrześcijan a szczególnie katolików. Profanuje Krzyż Św., Mszę Św., Chrystusa, Matkę Boską, natomiast nie słyszałem do tej pory, aby ideolodzy LGBTQ+ atakowali judaizm i symbole z nim związane. Podobnie jest z islamizmem.

Czy więc poręczenie Naczelnego Rabina Polski dla ideologii LGBTQ+ wynika z tego, że atakuje ona chrześcijaństwo, w tym szczególnie katolicyzm? Jeżeli tak jest, to źle to wróży obecnym i przyszłym stosunkom polsko-żydowskim i taki rabin winien sobie zdawać z tego sprawę. 

Do tematu pewnie wrócę, jak tylko letnio odpocznę...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 15 sierpnia 2020

Kilka słów o podwyżkach dla najwyższych funkcjonariuszy państwowych

Powiem szczerze. Krew we mnie wrze, gdy niektórzy doznają krytycznego amoku na jakąkolwiek wieść, że parlamentarzyści mają więcej zarabiać oraz powinny być podwyżki dla najważniejszych funkcyjnych pracowników państwowych. 

Dalsza treść odnosi się do osób mających wiedzę, doświadczenie i umiejętności niezbędne do sprawowania określonych wyższych stanowisk funkcyjnych w danej organizacji a nie dyletantów nie mających pojęcia o zarządzaniu państwem lub celowo się kreujących na takich dyletantów. 

Krytyka pomysłu jakichkolwiek  podwyżek jest dla mnie - delikatnie mówiąc - bezsensowna i wynika - z pewnością z niezawinionego - braku wiedzy w obszarze zarządzania i motywowania ludzi zajmujących się zarządczym kierowaniem wielkimi strukturami organizacyjnymi. Takimi są firmy różnego rodzaju a państwo jako całość jest przecież największą strukturą organizacyjną w kraju.

Tak się złożyło, że kiedyś pracowałem na wysokich stanowiskach. Każdy szczebel mojej kariery zawodowej wiązał się nie tylko ze zwiększeniem uprawnień, ale i zwiększeniem zakresu obowiązków i tym samym odpowiedzialności.

To jest złota zasada zarządzania: z=u=o (zakres obowiązków=uprawnieniom=odpowiedzialności).

Każdy też wyższy szczebel w danej strukturze organizacyjnej (firmie) wiązał się z bardzo dużym zwiększeniem moich wynagrodzeń. I to było zupełnie naturalne. Gdy doszedłem do szczebla tzw. top managementu to już o pieniądzach się nie mówiło a o innych motywacjach, tzw. pozafinansowych. Wcześniej z pewnością jednym z głównych motywatorów mojej pracy były finanse i zapewnienie rodzinie bezpieczeństwa finansowego.

Godne wynagradzanie za pracę i wiedzę oraz doświadczenie jest normą i to wynagrodzenie jest do pewnego stopnia kariery zawodowej najważniejsze. Dla wielu zresztą tak jest przez całe życie, choć wraz z upływem lat inne rzeczy stają się ważniejsze, tym niemniej bezpieczeństwo finansowe jest zawsze ważne, tyle tylko, że jeżeli gonimy za pieniądzem to już nie ma czasu nad zastanawianiem się na temat strategicznych rozwiązań w firmach i w państwie jako całości.

Trzeba sobie uświadomić, że w momencie, gdy zwiększa się odpowiedzialność i zakres obowiązków zwiększają się uprawnienia, nie tylko pod względem władzy i mocy decyzyjnej, ale i uposażenia finansowego.

Trudno sobie wyobrazić, aby w firmie prezes zarządu zarabiał mniej niż jego podwładni. Zarabia z reguły kilka a nawet kilkanaście razy więcej od swoich, nawet bezpośrednich podwładnych. To samo inni członkowie zarządu oraz (oczywiście mniej) dyrektorzy pionów... choć i oni zarabiają dwa lub trzykrotnie więcej od podwładnych kierowników działów czy wydziałów. Kierownicy zaś dwukrotnie więcej niż zastępcy a ci dwukrotnie więcej niż szeregowi pracownicy.

To jest naturalne i normalne, bo gdyby było inaczej nikt by nie zarządzał (nie chciał) i firma by upadła. To samo jest z państwem jako całością.

Na tego typu stanowiskach pieniądze już nie powinny odgrywać żadnej roli. One są i można myśleć tylko o rozwoju firmy i działaniach dla jej dobra a tym samym dobra wszystkich, którzy w tej firmie pracują.

Z tego punktu widzenia - biorąc pod uwagę całe państwo i zarządzanie nim - a więc odpowiedzialność za losy 38 mln ludzi to gradacja wysokości wynagrodzenia winna być następująca: prezydent zarabia najwięcej ze wszystkich urzędników państwowych i nie mogą to być kwoty odbiegające znacząco od uposażeń prezesów zwykłych firm i większe niż największe uposażenie prezesa spółki Skarbu Państwa (dotyczy to również premiera). Na drugim miejscu jest właśnie premier, później wicepremierzy, ministrowie, wiceministrowie, dyrektorzy departamentów, kierownicy... itd.

Sytuacja, że prezydent Polski, premier, wicepremierzy, ministrowie zarabiają mniej od prezydentów miast czy nawet mniej od swoich podwładnych jest po prostu chora. Poza tym zwiększa skłonność do  korupcji na styku państwo-biznes... Podobnie jest z żoną prezydenta: ona ma niemal tyle obowiązków, co mąż... może innych gatunkowo, ale za tę pracę musi być wynagradzana... bo nieraz to ona buduje zaufanie i sprawia, że Polska może więcej.

Wedle mnie dzisiaj prezydent powinien zarabiać co najmniej 40 tys. zł. Premier 35 tys. zł. Wicepremierzy 30 tys. zł, ministrowie około 25 tys. zł, dyrektorzy departamentów 20 tys. zł. Posłowie i senatorowie na poziomie dyrektorów departamentów, czyli około 20 tys. zł.

Jak widać osobiście jestem jeszcze za większymi podwyżkami niż te jakie znajdują się w najnowszej noweli sejmowej przyjętej wczoraj przez Sejm [1].  

Powyżej skupiłem się na przedstawieniu zasad, które winny obowiązywać. Zastrzegłem też, że odnoszę się do ludzi, którzy są predestynowani do pełnienia określonych funkcji zarządczych. Tak jak w firmie top management musi dbać o nią i jej rozwój oraz pracowników, tak w państwie muszą to być państwowcy (propaństwowcy) dbający o rozwój Polski oraz dobro jej obywateli.

Nie rozpisywałem się na ten temat, ale chyba jasnym jest, że wtedy, gdy dana osoba jest nieskuteczna, okaże się nieodpowiednia, nie posiadająca niezbędnych umiejętności a już, gdy świadomie działa na szkodę firmy lub popełnia pospolite przestępstwo to... winna wylecieć z pracy z hukiem a do tego jeszcze nieraz i z "wilczym biletem" czy wnioskiem do prokuratury i więzieniem. Mogą się tutaj pojawić wątpliwości co do zasadności obecnego kształtu tzw. immunitetu, który posiadają parlamentarzyści - osobiście sądzę, że jest on zbyt szeroki. 

Bardzo dobrym pomysłem jest powiązanie gaży urzędników np. ze wzrostem gospodarczym i innymi czynnikami makroekonomicznymi. Podobnie dobrym rozwiązaniem jest powiązanie wynagrodzenia - a tak jest w obecnym projekcie zmian - z wynagrodzeniem sędziów Sądu Najwyższego. To są właśnie dobre rozwiązania, bowiem nie może być sytuacji, że np. prezydent albo premier zarabiają mniej niż sędziowie SN. 

Oczywiście na dziś należałoby wymienić prawie połowę niekompetentnych urzędasów.  Mamy młodych ludzi bez szans awansu, mamy kreatywną emigrację zarobkową, mamy Polonię i ludzi na tzw. : "emigracji wewnętrznej". Oni często byliby lepsi od dzisiejszych urzędasów. Ponadto i tak należy ograniczyć liczebność administracji urzędniczej.

"Biurokracja" i jej geometryczny rozrost winny być ograniczone do minimum właśnie. I tu jest rola ustawodawcy oraz nas wyborców. Korpus urzędniczy winien być racjonalny i w ilościach niezbędnych do sprawnego i efektywnego działania. Tu też widzę wiele do zrobienia.

Nawet nie wiem, czy wpierw - samym początku rządów PiS (ZP) nie należało zrobić czystek urzędniczych, redukujących ich liczbę a dopiero później zabrać się za jakiekolwiek podwyżki. Ja optuję jednak za takim rozwiązaniem, ale nie szokowym, bo państwo pogrążone zostałoby w chaosie. Trzeba to robić powoli i mądrze i mam nadzieję, że najbliższa zmiana struktury zarządzania państwem będzie to uwzględniała.

Dobre chęci i posiadanie racji nie wystarczą w przypadku państwa. I tu jest największa różnica między np. firmą a państwem. Państwo i rządzący muszą robić tak, aby było to transparentne i wpierw przekonać ludzi, że idzie się w dobrym kierunku. A idziemy w dobrym kierunku.

Inną kwestią są płace Polaków. Jest coś nienormalnego, że nawet przy nieraz większej wydajności pracy Polaków, większą nieraz niż w Europie Zachodniej liczbą przepracowanych godzin, cenami na takim samym poziomie jak u nich (a nawet nieraz większymi w Polsce)... Polacy zarabiają kilkadziesiąt procent mniej od pracowników w krajach starej unii. Trzeba to zmienić, ale to wymaga niestety czasu. Podobnie jest z poziomem wysokości emerytur czy rent. Oprócz już poczynionych działań (systematyczne podnoszenie płacy minimalnej, emerytalna "trzynastkę", wprowadzony zerowy PiT dla młodych do 26 roku życia, mały ZUS dla małych firm, itd.) przydałoby się jeszcze zwiększenie kwoty wolnej od podatku. Ale nie wszystko naraz.

Jest wiele rzeczy do zrobienia. Podstawową jest przywrócenie odpowiedzialności urzędniczej. I tu też mamy jaskółki w postaci odpowiedzialności finansowej urzędników, kar dla notariuszy czy prokuratorów, itd. Problem jest właśnie w odpowiedzialności za podejmowane decyzje. U nas wszystko jeszcze staje na głowie, ale coraz bardziej ta głowa się podnosi i zaczyna normalnie i dla Polaków rządzić.

Ale jeszcze na koniec: by dobrze działać a reformy mają się udać to potrzeba najlepszych a najlepszych trzeba dobrze wynagradzać.

Mało jeszcze - a jest to ważne - wspomniałem, że godziwe zarobki funkcjonariuszy państwowych ograniczają też korupcję na styku biznes - państwo.

[1] https://wpolityce.pl/polityka/513441-podwyzki-wynagrodzen-sejm-przyjal-zmiany-w-prawie


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 14 sierpnia 2020

Nie tylko Bitwa Warszawska

15 sierpnia 2020 roku katolickie Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii i Panny, ale także święto państwowe Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, czyli Święto Wojska Polskiego obchodzone w rocznicowym dniu zwycięstwa Oręża Polskiego nad Bolszewikami w 1920 roku. To data upamiętniająca rozpoczęcie "Cudu nad Wisłą" jako najważniejszego zwrotu Bitwy Warszawskiej, która doprowadziła do pokonania Sowieckiej Szpetnej Bolszewii i uratowała świat przed zalewem marksistowsko-leninowskego komunizmu.  

Bitwę Warszawską 15 sierpnia 1920 roku uważa się powszechnie za jedną z trzech najważniejszych bitew XX wieku w dziejach świata i zarazem jedną z osiemnastu/dwudziestu decydujących w całej historii ludzkości. Mija od niej 100 lat. W tych sierpniowych dniach 1920 roku, których symbolem jest 15 sierpnia, polskie wojska dowodzone przez J. Piłsudskiego rozgromiły w tej bitwie rozwydrzone hordy rosyjskich, sowieckich wojsk bolszewickich, które w niesławie musiały uznać wyższość - odrodzonego po przeszło 100 latach zaborów - państwa i narodu polskiego. 

To zwycięstwo nad ogólnie milionową, ludobójczą armią  sowiecką powstrzymało planowany przez W. Lenina "rozlew" na całą Europę (a może świat) barbarzyńskiego i zbrodniczego marksistowskiego komunizmu. Sowieci mieli zdecydowaną przewagę, ale nie docenili determinacji Polaków w obronie swojego, dopiero co odzyskanego państwa oraz kunsztu wojskowego J. Piłsudskiego i innych polskich wojskowych, ze szczególnym wyróżnieniem gen. T. Rozwadowskiego a także nie docenili polskiego wywiadu, który zinfiltrował Sowietów i wydatnie przyczynił się do "Cudu nad Wisłą". Polska pokonując rozwydrzonego sowieckiego barbarzyńcę uratowała swoją niepodległość i niepodległość całej Europy! Nikt oprócz Polski nie zdołał nigdy pokonać sowiecko-rosyjskiej, komunistycznej hydry!

Wojna polsko-bolszewicka rozpoczęła się zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po przeszło wiekowym zaborczym zniewoleniu. Będąca początkiem wojny Operacja "Wisła" zainicjowana została z rozkazu W. Lenina już 18 listopada 1918 roku. Bolszewicy chcieli "zmieść z powierzchni ziemi" nowo odrodzone państwo polskie. Pokonanie Polski było dla Lenina jednak  jedynie celem taktycznym. Strategicznie zamierzał bowiem udzielić pomocy komunistom, którzy w tym samym okresie próbowali wszcząć rewolucję w Niemczech i w krajach powstałych z rozpadu Austro-Węgier, by w ten sposób - "po trupie Polski" - płomień światowej rewolucji ogarnął całą Europę, niszcząc jej chrześcijański fundament. Dlatego tak dramatycznie zabrzmiało pytanie postawione przed Bitwą Warszawską przez Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego: "Co wybieramy, niewolę czy zwycięstwo?". Odpowiedź mogła być tylko jedna: "Zwycięstwo do ostatniej kropli krwi"" (za: http://blogmedia24.pl/node/50988).

W wyniku Bitwy Warszawskiej i następującej po niej Bitwy nad Niemnem, 15 października delegacje polskie i sowieckie zawarły w Rydze zawieszenie broni, a w marcu 1921 na jego bazie zawarty został traktat pokojowy, który do agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 na lat osiemnaście i pół uregulował stosunki polsko-sowieckie i wytyczył polską granicę wschodnią (za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_warszawska_1920).

Bitwa Warszawska była kolejną zwycięską bitwą nad Moskalami, których - na przestrzeni dziejów - byli zdolni pokonać właśnie tylko Polacy. 4 lipca 1610 roku wojska polskie ówczesnego wojewody kijowskiego (późniejszego - od 1618 roku - hetmanem i kanclerza wielkiego koronnego) Stanisława Żółkiewskiego liczące około 7 tys. żołnierzy rozbiły pod Kłuszynem 35 tys. armię rosyjską wspomaganą przez armię Szwedzką. Wkrótce potem doszło do rokowań, które rozpoczęły się 5 sierpnia, zakończonych układem z dnia 27 sierpnia, na mocy którego królewicz Władysław został uznany carem Rosji. W obręb moskiewskich murów wojska polskie wkroczyły 12 września, a 8 października Żółkiewski przybył na Kreml. Car Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr Szujski i Iwan Szujski zostali więźniami hetmana. Natychmiast Wasyl Szujski uznał prawa królewicza Władysława Wazy do tronu rosyjskiego. Dowódcą wojsk polskich na Kremlu moskiewskim został Aleksander Korwin Gosiewski. Była to jedyna w historii Rosji jej klęska, której wynikiem był upadek Moskwy i przejęcie jej przez wrogie jej wojska! Rok później 29 października 1611 hetman Żółkiewski w uroczystym orszaku wkroczył ze swoim wojskiem do Warszawy wioząc ze sobą Wasyla Szujskiego oraz jego braci, którzy w obecności szlachty i senatu na Zamku Królewskim złożyli królowi Zygmuntowi III Wazie przysięgę wierności. Oddali pokłon polskiemu królowi i narodowi polskiemu uniżenie bijąc głową w posadzkę.

Wcześniej,  12 września 1683 roku stoczona została również jedna z najważniejszych bitew w dziejach świata, t.j. Bitwa pod Wiedniem, która uratowała świat chrześcijański od zalewu Imperium Osmańskiego. "...Bitwa ta między wojskami polsko-austriacko-niemieckimi, pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego, a armią Imperium osmańskiego pod wodzą wezyra Kara Mustafy (...) zakończyła się klęską Osmanów, którzy od tej pory przeszli do defensywy i przestali stanowić zagrożenie dla chrześcijańskiej części Europy...". (za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Wiedniem_(1683))

Jezszcze wcześniej, 10 kwietnia 1525 na Goldzie rynku krakowskiego - po wcześniejszym zawarciu traktatu między królem Zygmuntem I Starym a Albrechtem Hohenzollernem - odbył się Hołd Pruski, w wyniku którego Prusy Zakonne zostały przekształcone w Księstwo Pruskie jako lenno Polski. Albrecht odebrał z rąk króla proporzec z herbem Prus Książęcych jako symbolem lenna. Oznakę zależności od króla i Korony symbolizowała umieszczona na piersi czarnego pruskiego orła litera S (Sigismundus) oraz korona na jego szyi.

Natomiast 15 lipca 1410 roku rozegrała się Bitwa pod Grunwaldem, w której Polacy pod wodzą Króla Władysława Jagiełły rozgromili niemieckie wojska krzyżackie pod wodzą Wielkiego Mistrza Krzyżackiego Ulricha von Jungingena...

Pamiętajmy o największych dniach chwały polskiego oręża i gloryfikujmy nasze zwycięstwa! One kształtują naszą narodową tożsamość, określają nasze miejsce we współczesnym świecie do dzisiaj. Pamiętajmy, że gdyby nie oni wszyscy... nasi przodkowie walczący o niepodległość i suwerenność naszej Ojczyzny, również w czasie II Wojny Światowej, to dzisiaj zapewne Polski już dawno by nie było. 

Pamiętajmy o przeszłości, bo "...ten, kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, to nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości" (J. Piłsudski) a "...naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości...” (Prymas S. Wyszyński).


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

środa, 12 sierpnia 2020

"Tęczowa" agresja. Tym razem atak na Św. JPII. Jak się bronić?

Cywilizacyjny lewacki atak na nasze największe świętości narodowe trwa w najlepsze. Tym razem - po profanacji Matki Boskiej Częstochowskiej, Jezusa Chrystusa i Mszy Świętej - nadszedł czas na naszego świętego papieża Jana Pawła II. W Warszawie i Dębicy na Jego pomnikach rozwieszono sześciokolorowe szmaty symbolizujące ideologię LGBTQ+ [1]. 

Oczywiście jest to jawna prowokacja, ale też element zintegrowanego działania lewackich liderów, którzy inspirują swoje bojówki do działań mających na celu zniszczenie podstaw naszej narodowej tożsamości, fundamentów naszej chrześcijańskiej cywilizacji. 

Ostatnio często o tym piszę, ale mimo wszystko trzeba to nagłaśniać, wskazując jednocześnie cele ich działań oraz metody osiągania przez nich tych celów. 

Powtarzam też, że nie możemy być bierni wobec tych barbarzyńskich i chuligańskich ekscesów, niezależnie od tego, jak nasze reakcje będą przedstawiane w polskich czy zagranicznych mediach. Musimy korzystać drobiazgowo z istniejącego prawa a w szczególności tego dotyczącego obrazy uczuć religijnych i siania zgorszenia. Nie mówię już o przypadkach agresji wobec ludzi (np. policjantów, katolików) czy rzeczy (np. samochodów), bo to winno być ścigane bez żadnego wyjątku. Każdy jest równy wobec prawa i takiego jego stosowania oczekuję od państwa polskiego. 

Ale... samo stosowanie prawa nie wystarczy aby powstrzymać ten lewacki walec ideologiczny, który dziś chce przejechać przez Polskę i uczynić z naszego kraju coś na wzór tego, co stało się ze społeczeństwami i krajami Starej Europy. Tam już zdołano przeprowadzić rewolucję kulturową, czego skutkiem są: wszechogarniająca politpoprawność, tolerancja represywna (nietolerancja mniejszości wobec większości), cenzura prewencyjna i autocenzura, gender, zniszczenie rodziny i chrześcijańskich podstaw funkcjonowania, wyrugowanie Boga z przestrzeni publicznej, zgoda na powszechną i niczym nie skrępowaną aborcję czy eutanazję, małżeństwa jednopłciowe z możliwością adopcji dzieci, seksualizacja dzieci od najmłodszych lat, bezmyślność pozbawionych indywidualizmu mas społecznych i strach przed tym indywidualizmem, itd. Tam już media, firmy producenckie, agencje artystyczne, firmy fonograficzne, wydawnictwa, instytucje kultury, festiwale, teatry, organizacje pozarządowe, uczelnie wyższe są pod władaniem idei lewacko-liberalnych i takie też namiastki mamy już i w Polsce [2].

Musimy sobie zdawać sprawę, że skoro tam już ich ta neomarksistowska rewolucja kulturowa wygrała, to dzisiaj na celowniku jest właśnie przede wszystkim Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Ale atak jest na Polskę jako największy w UE kraj konserwatywny i katolicki. Jeżeli - oby to nie nastąpiło - przegramy w Polsce to w pozostałych, mniejszych krajach takich jak Węgry ta rewolucja - aby je opanować - będzie miała już prościej . 

Co prawda np. Pan T. Sakiewicz odnosząc się do tej wytoczonej nam wojny cywilizacyjnej pisze, że: "Czy jest to groźne? Jest. Czy wygrają? Moim zdaniem nie. Połamią sobie na Polsce zęby, tak jak bolszewicy sto lat temu. Polacy są bardzo cierpliwi, ale widzieli już niejedno. A na pewno nie lubią, gdy coś robi się na siłę. Ta rewolucja upadnie jak wszystkie inne marksistowskie ruchawki. Zostanie po niej jedynie wstyd wśród tych, którzy dali się nią omamić"[3], to ja już takim optymistą nie jestem i zgadzam się z Panią redaktor M. Nykiel, która stwierdza, że: "jeśli prawica nie odbije popkultury, przegra wszystko" [2]. 

Owszem chciałbym, aby T. Sakiewicz miał rację, ale żeby tak się stało, to właśnie musimy zacząć odbijać z rąk lewackich wszystko to, co straciliśmy lub tracimy w obszarze tzw. marksistowskiej nadbudowy: kulturę (w tym też popkulturę), sztukę, naukę, media, instytucje wychowania i kształcenia, prawo (m.in. sądy), moralność (słabość KK). Musimy przeprowadzić kontrofensywę wobec lewackiej filozofii i ideologii politycznej i społecznej. 

Te dwa kierunki działań, czyli drobiazgowe przestrzeganie i egzekwowanie prawa oraz kontrofensywa/kontrrewolucja kulturowa winny iść ze sobą w parze i tylko tak jesteśmy w stanie powstrzymać ten neomarksistowski rewolucyjny walec niszczący naszą Polskę. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... © Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

wtorek, 11 sierpnia 2020

Tak się robi rewolucję! Oto 4 etapy wojny informacyjnej, która zmiotła pół świata.

Nie każdy ma czas aby na bieżąco śledzić wszystkie portale polityczne. Niektóre teksty mogą też zostać przeoczone, choć winny być wydrukowane i niemal codziennie czytane aby zrozumieć co tak naprawdę dzieje się obecnie w Polsce. Takim tekstem jest artykuł redaktor naczelnej portalu wPolityce.pl Pani Marzeny Nykiel zatytułowany: "Tak się robi rewolucję! Oto 4 etapy wojny informacyjnej, która zmiotła pół świata. Na którym etapie jest Polska i kto rozgrywa uliczne protesty?" [1]. 

Odnosząc się do radykalizacji ideologów LGBTQ+ napisałem niedawno: "To już jest wojna wydana polskiemu społeczeństwu i polskiemu państwu. Ten walec neomarksistowskiej rewolucji dotarł do Polski i trzeba go koniecznie zatrzymać. W krajach Starej Europy, ale też za Atlantykiem wydaje się, że owi rewolucjoniści kulturowi już wygrali i próbują dokonać u nas (ale też i w innych normalnych krajach) tego samego. Jesteśmy ich szczególnym celem, bowiem jesteśmy największym katolickim państwem w Europie. Ale przecież nie tylko o naszą katolickość chodzi. Oni atakują nasze symbole narodowe i naszą polskość. Jak to lewacy chcą zniszczyć naszą zintegrowaną państwowość, nasze państwo, naszą cywilizację. Chcą zniszczyć naszą tradycję, rodzinę i naszą historię. Na to nie możemy pozwolić i musimy odpowiednio reagować" [2].  Inny zaś tekst dotyczący również tej agresji tego środowiska zakończyłem: "Prawo jest równe dla wszystkich i nie może być sytuacji, że jest "równiejsze" dla pewnych rozwydrzonych grup mających międzynarodowe poparcie sił lewicowo-liberalnych. Strach przed tymi środowiskami i ewentualną histeryczną reakcję na działania zgodne z prawem nie może nas paraliżować! Trzeba w tym przypadku drobiazgowo wykorzystywać wszystkie możliwości prawne do zneutralizowania agresji tych środowisk" [3].

Takie są moje konkluzje i artykuł Pani M. Nykiel tylko je potwierdza a jako, że dzisiaj i w tej sytuacji należy robić wszystko, żeby przeciwdziałać wojnie informacyjnej (też w mediach) zdecydowałem się przytoczyć ów artykuł w całości i proponuję go polecać wszystkim, do których możemy dotrzeć. Warto przeczytać, naprawdę. 

---------------------------------------------------

To wszystko było do przewidzenia. Nie trzeba być mędrcem czy jasnowidzem, by wiedzieć, co będzie dalej. Wystarczy spojrzeć na Zachód i przeanalizować kolejne kroki stawiane tam przez kulturową rewolucję. Wszędzie odbywało się to dokładnie w ten sam sposób. Zaplanowana przed laty strategia, rozpisana precyzyjnie na 4 etapy, przebiega w Polsce wyjątkowo sprawnie. W chwili, gdy już uda się przepracować pełny proces demoralizacji społeczeństwa, gdy zostanie ono pozbawione zdolności krytycznego myślenia i łatwo podąży za emocjonalnym wezwaniem do rewolty, odpowiednio podsterowana destabilizacja doprowadzi do ostatniego etapu wojny informacyjnej - przejęcie władzy w rozregulowanym politycznie kraju przez siły, których naród nigdy z własnej woli by nie wybrał. Ostatnie profanacje, brutalne ataki i skandaliczne manifestacje pokazują, że jesteśmy na samym finale wojny informacyjnej.

Atakom na katolickie symbole i narodowe świętości nie ma końca. Środowiska LGBT+ przystąpiły do szturmu, w którym nie tylko wspierane są przez polityków opozycji, ale wręcz zachęcane do brutalizacji sposobu wyrażania niechęci wobec rządu. Stara zasada polegająca na zasianiu podziałów społecznych, rozwibrowania emocji, wyprowadzenia ludzi na ulice, zadziałała wcześniej już w wielu krajach. Teraz ćwiczona jest u nas. Pogrążona w politycznej depresji opozycji upatruje w niej szansę na przejęcie władzy. W tle rozgrywane są jednak zupełnie inne interesy i toczy się zupełnie inna wojna. Wewnętrzny konflikt i podsycanie ulicznych niepokojów to tylko narzędzie bezwzględnej, długoterminowej walki.

Pseudowolność zawsze prowadzi do zniewolenia. Wystarczy prześledzić strategię przejęcia demokratycznego państwa rozpisaną precyzyjnie przez sowietów na potrzeby osłabienia Stanów Zjednoczonych. Tomas Schuman, były agent KGB, doskonale wyszkolony w najlepszych sowieckich szkołach, przez lata zajmował prestiżowe stanowiska w pionie eksportowej propagandy. Urabiał zagranicznych dyplomatów jako dziennikarz. Dopiero w roku 70., gdy w czasie pobytu na placówce w Indiach odkrył sowieckie zbrodnie, zbiegł do Kanady i porzucił starą tożsamość Jurija Biezmienowa. W latach 80. wygłosił w USA serię wykładów i wydał szereg publikacji nt. sowieckiego planu dywersyjnego. Strategię „Wojny bez walki”, o której mówił Amerykanom Schuman, opisałam szczegółowo w książce „PUŁAPKA GENDER. Karły kontra orły, czyli wojna cywilizacji”. Prześledzenie jej w kontekście ideologii gender, która jest jedynie elementem ogromnej i spójnej strategii, zupełnie zmienia patrzenie na wiele spraw.

Przebieg operacji przewrotu ideologicznego rozplanowany na cztery etapy:

1. DEMORALIZACJA – trwająca 15–20 lat,

2. DESTABILIZACJA (2–5 lat),

3. KRYZYS (2–6 miesięcy),

4. NORMALIZACJA – zaprowadzenie porządku na nowych warunkach.

1. ETAP DEMORALIZACJI
wymaga czasu, niezbędnego do przeprowadzenia gruntownej reedukacji co najmniej jednego pokolenia. Działania przebiegają niemal bezszelestnie. Dywersant uważnie wsłuchuje się w społeczne nastroje i skrupulatnie wyłapuje negatywne tendencje. Potem umiejętnie je podsyca, a gdy się nasilają, czyni z nich siłę do pokonania wroga. Bezcenni są tutaj „pożyteczni idioci” i „agenci wpływu”, ulokowani w mediach, w edukacji, w strukturach władzy państwowej, a nawet w strukturach religijnych. Wszystko po to, aby jak najskuteczniej osłabić kondycję moralną, intelektualną i fizyczną społeczeństwa.

Uwaga dywersantów skupiona jest na trzech wiodących obszarach:

— obszarze idei (religia, edukacja, media, kultura),

— obszarze struktur państwowych i społecznych,

— obszarze życia rodzinnego i społecznego.

Pierwszy to klucz do przemiany ideologicznej. Jego celem jest rozmiękczenie dogmatów religijnych, odebranie autorytetu Kościołowi, rozrzedzenie edukacji poprzez stworzenie nauczania pozornego, wynaturzenie kultury, zniszczenie struktur życia społecznego i zastąpienie tradycyjnych instytucji czy organizacji społecznych nowymi. W miejsce rodziny mają się pojawić sztuczne twory wychowawczo-kontrolne, jak choćby pracownik socjalny. Narodową wspólnotowość mają z kolei wyprzeć organizacje pożytku publicznego, które pod pozorem oddolnych inicjatyw będą dławić prawdziwie obywatelski głos narodu. Wszystko po to, aby odebrać ludziom inicjatywę, pozbawić ich odpowiedzialności, zagłodzić drzemiący w sercach zew obywatelskiej jedności, zniszczyć naturalnie istniejące więzi społeczne. Jednocześnie następuje przekazywanie kompetencji organów władzy państwowej w ręce prywatnych grup, często będących klikami interesów. Bezmienow wyraźnie akcentuje tutaj pozycję mediów, które mimo braku kontroli społecznej mają monopol na kształtowanie opinii publicznej.

Tak oto przy aktywnym udziale mediów i wprowadzaniu w struktury władzy sztucznych tworów oraz niekompetentnych urzędników następuje powolna erozja państwa. Równocześnie podejmowane są starania, by skompromitować wymiar sprawiedliwości, podważyć zaufanie do instytucji mających chronić obywateli i stać na straży prawa oraz porządku publicznego. Zniszczeniu mają ulec także tradycyjne relacje pomiędzy pracownikiem a pracodawcą.

Na etapie demoralizacji ważne jest też tworzenie mechanizmu niezaspokojonych potrzeb. Doskonale pomagają w tym media, agencje reklamowe, grupy biznesowe, przekonując konsumentów, że wszystko, co proponują, jest absolutnie niezbędne do życia. Mechanizm ten łatwo wykorzystać do szerzenia ideologii posługującej się wypracowanymi na nowo pojęciami kluczami, wobec których „nowy obywatel” nie może przejść obojętnie.

Jak rozpoznać, że zainfekowane społeczeństwo osiągnęło stan demoralizacji? Po tym, że nic nie działa tak, jak powinno. Ludzie nie umieją odróżnić dobra od zła, właściwego od niewłaściwego, sprawy istotnej od banału. Ich procesy myślowe przebiegają po torach wyznaczonych przez inżynierów społecznej manipulacji, a relatywizm staje się nadrzędną kategorią poznawczą i moralną. Wskazanym przez Bezmienowa papierkiem lakmusowym demoralizacji jest sytuacja, w której osoba duchowna samodzielnie podważa zasady wiary, relatywizuje je, wykazuje się niezdrowo pojętą tolerancją, używa eufemizmów, ucieka od zdecydowanych sądów. Bieżących przykładów potwierdzających ten smutny stan rzeczy mamy dziś tak wiele, że chyba nawet nie trzeba ich przytaczać.

2. ETAP DESTABILIZACJI
ma na celu całkowite rozregulowanie relacji społecznych, instytucji i organizacji. Jak tego dokonać? Wystarczy uwolnić działanie aktywnych czynników negatywnych, umiejscowionych w strukturach społecznych. Same zdestabilizują swój kraj. Należy dodatkowo wszcząć strategię budowania wrogów i podgrzewać atmosferę ustawicznej walki. Następuje radykalizacja stosunków społecznych na wszystkich poziomach życia: gospodarczym, politycznym, społecznym. Podburza się jedne grupy przeciwko drugim, by zniszczyć relacje społeczne, pracownicze, rodzinne, sąsiedzkie. W efekcie mieliśmy przez lata w przekazach medialnych Polskę kroczącą zgodnie za czekoladowym orłem przy boku prezydenta Komorowskiego i Polskę „faszystowską”, której biało-czerwone sztandary przeszkadzały nawet policji. Dziś mamy tęczowe bojówki, które agresywnie profanując katolickie świętości, ogłaszają się ofiarami PiSowskiego reżimu. Konkretna oś podziału nie ma większego znaczenia. Drugorzędny jest też przedmiot sporu. Najistotniejsze jest jednak to, by spór był zażarty, by wywoływał społeczne emocje, by siał zniszczenie.

Na etapie destabilizacji walka staje się wartością. Istotne jest, by zajęła jak największe przestrzenie życia, dlatego skutecznie budowane są barykady pomiędzy dziećmi a rodzicami, między uczniami a nauczycielami, między wiernymi a duchownymi. Zabieg ten ma służyć zwalczaniu autorytetów. Kategoria walki wybija się na pierwszy plan także w sferze prawa i porządku publicznego. Sprawy, które dotąd rozstrzygano pokojowo i zgodnie z prawem, teraz przekazywane są sądom. Nowy zantagonizowany układ sił przedstawiany jest przez media jako zjawisko normalne. Na wyższym etapie zaawansowania działań media stają w opozycji do całego społeczeństwa, dając mu poczucie wyobcowania.

3. ETAP KRYZYSU
to czas uaktywniania uśpionych agentów. Zostają przywódcami rozmaitych grup, zajmują wpływowe stanowiska, są osobami publicznymi, celebrytami, ekspertami, a w fazie kryzysu aktywnie włączają się w proces polityczny, często goszcząc w mediach. Ich obecność zostaje wzmożona do tego stopnia, że otumaniony odbiorca przyjmuje ich przekaz jako jedynie wiarygodny.

Nie wiedzieć skąd, jak na gwizdek, pojawiają się na przykład homoseksualiści. Żyli sobie w spokoju przez naście czy dziesiąt lat, a teraz nagle czują potrzebę coming outu, opowiedzenia swojej historii publicznie. Kwestia aktywności seksualnej, która kiedyś była sprawą intymną, teraz staje się kwestią polityczną

-– wskazuje Schuman. Zwraca przy tym uwagę na metody działań aktywistów odwołujących się do potrzeby uznania i poszanowania praw człowieka. W realiach demokratycznych podsycają atmosferę walki i rozpętują zamieszki, przewodząc grupom ludzi uczestniczących w starciach z policją. Linia podziału nie ma najmniejszego znaczenia, ważne, by było starcie grup.

Etap kryzysu to faza, w której legalne organa władzy państwowej przestają należycie funkcjonować. Do struktur społecznych wpuszczane są wówczas ciała obce w postaci samozwańczych grup eksperckich. Jak wyjaśnia Bezmienow, to ci sami, którzy na etapie demoralizacji wchodzili w struktury władzy i sterowali opinią publiczną. I choć konserwatywny rząd stosunkowo dobrze odpiera ten atak, część samorządów i instytucji jest wyjątkowo silnie zainfekowana neomarksistowską ideologią. Istotą tego stadium wojny informacyjnej jest doprowadzenie do osłabienia, a wręcz dysfunkcji państwa. Próby w tym zakresie były w ostatnich latach dobrze widoczne. Przypomnijmy choćby słynny instruktaż Bartosza Kramka pod hasłem: „Wyłączmy rząd. Niech państwo stanie”.

4. ETAP NORMALIZACJI
Jeśli trzy poprzednie etapy przewrotu ideologicznego przebiegły zgodnie z założeniami, zdolność obywateli do samodzielnego myślenia jest już tak nadwerężona, że można im wmówić wszystko. Społeczeństwo jest ponadto zmęczone nieudolnością władzy i życiem w rozmontowanych strukturach. Jest rozdrażnione i wycieńczone ciągłymi konfliktami i walką. Pragnie silnego przywódcy, który stanie u sterów władzy i zaprowadzi ład. W atmosferze oczekiwania na cud nagle objawia się polityczny zbawca. Przybywa z zagranicy lub wyłania się z lokalnego ugrupowania lewicowego i oświadcza, że gotów jest przejąć władzę. Według strategii zaprezentowanej przez Schumana, na tym etapie pozostają już tylko dwa wyjścia: wojna domowa albo inwazja. Każde z nich prowadzi do fazy zwanej NORMALIZACJĄ, choć z prawdziwym unormowaniem stosunków społeczno-politycznych niewiele ma wspólnego. Jak przypomina Bezmienow, termin ten został po raz pierwszy użyty przez sowiecką propagandę w 1968 roku w Czechosłowacji.

Tak oto stery kraju przejmuje nowa władza, która wprowadza własne rozwiązania i nadaje społeczeństwu nowe role. Dokładnie takie, jakich wcześniej nigdy by nie chciało przyjąć. Stabilizacja zostaje narzucona siłą. Jak przekonuje Schuman, to czas, w którym wszystkie elementy służące do zdemoralizowania narodu i zdemontowania struktur państwa zostają wyeliminowane. Nie ma tu już miejsca na dywersję, sianie zamętu, walkę o prawa gejów czy innych mniejszości. Nowe role wymagają stabilności. Celem jest wykorzystanie narodu i eksploatacja kraju.

Wszystko wskazuje na to, że strategia przewrotu w Polsce dobiega końca. Coś jednak w pewnym momencie poszło nie tak. Pomimo, że wszystkie kolejne etapy przebiegały płynnie, większość Polaków wybrała jednak konserwatywny rząd i konserwatywnego prezydenta. Polskie społeczeństwo wymknęło się z tej precyzyjnej machiny, która sprawdziła się doskonale we wszystkich innych krajach. Tym bardziej musimy się więc przygotować na coraz bardziej agresywne próby destabilizacji. Rozjuszone i zadaniowane środowiska LGBT+ będą w tej kwestii szczególnie wykorzystywane. Bez zachowania przytomności umysłu i podejmowania zdecydowanych, instytucjonalnych kroków, możemy tę wojnę przegrać szybciej, niż sądzimy.

-------------------------------------------------------

Warto też obejrzeć wykład na ten temat wspomnianego przez autorkę J. Biezmienowa.  




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Alaksandr Łukaszenka prezydentem na Białorusi - co dalej?

Obecna sytuacja na Białorusi - mówiąc lapidarnie - wydaje się być rozwojowa. Opozycja zarzuca A. Łukaszence sfałszowanie wyborów prezydenckich a demokratycznie "obudzeni" obywatele Białorusi demonstrują swoje niezadowolenie na ulicach. Dochodzi do zamieszek i burd ulicznych, zaczynają ginąć ludzie. 

Reakcja demokratycznego świata - choć to dopiero jej zaczątek - jest jednoznaczna i nawołuje do zaprzestania rozwiązań siłowych na Białorusi. Podobnie apeluje Polska a premier M. Morawicki  domaga się zwołania nadzwyczajnego szczytu RE ws. Białorusi. 

Ale tak naprawdę sytuacja nie jest jednoznaczna i wcale nie jest powiedziane, że odsunięcie A. Łukaszenki byłoby dobrym dla Polski, Europy i USA rozwiązaniem. 

W tym miejscu należy przypomnieć, że pod koniec stycznia tego roku sekretarz stanu USA Mike Pompeo odbył swoją wizytę na Białorusi, która bardzo mocno ociepliła wzajemne stosunki na linii Mińsk-Waszyngton.  Podczas owych rozmów M. Pompeo zapewnił m.in., że USA mogą stać się dostarczycielem amerykańskich surowców energetycznych na Białoruś a także zapowiedział inwestycje na Białorusi amerykańskich firm. Była to dla niektórych zaskakująca deklaracja, ale przecież USA nie mogą sobie pozwolić, aby Moskwa rozszerzała swoje wpływy w tym rejonie świata. Doskonale to wkomponowywało się w promowanie przez USA idei Trójmorza oraz rozbudowę tzw. "wschodniej flanki NATO", choćby poprzez jej dozbrajanie.

Wtedy nietrudno było zauważyć, że prawdopodobnie na tej wizycie i spodziewanych po niej efektach zależało obu stronom a samo spotkanie i jego treść było związane z prowadzoną przez Moskwę geostrategiczną polityką zmierzającą do de facto "wchłonięcia" Białorusi przez Rosję. Na to nie chcieli i zapewne nie będą się godzić ani USA, ani - co zrozumiałe - Białoruś pod wodzą obecnego prezydenta. Sądzę, że i Polska nie może się na taki rozwój wypadków zgodzić. 

W takim kontekście nie jest powiedziane, że Polska definitywnie winna dążyć do obalenia tzw. reżimu białoruskiego reprezentowanego przez A. Łukaszenkę. 

Oczywiście z naszej strony winniśmy robić wszystko, żeby Białoruś powoli stawała się krajem w pełni demokratycznym, ale czyż jednak nie jest pewne, że A. Łukaszenko wygrał obecne wybory? Być może z niższym poparciem niż oficjalne, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że taki jest ostateczny wynik wyborów. Natomiast dziś Polska powinna naciskać prezydenta Białorusi, aby zaczął rozmawiać ze społeczeństwem, w tej jej części, która uważa się za opozycyjną. Trzeba go do tego nakłaniać i wskazywać, że to jest zarówno dobre dla Białorusi, jak i jego samego. 

Warto tedy bardzo ostrożnie krytykować przywódcę Białorusi, aby czasem nie doprowadzić do sytuacji, w której ten kraj znajdzie się całkowicie pod wpływem Rosji a to z polskiego punktu widzenia byłoby zupełnie niekorzystne. Tym samym niepokojące jest to, że A. Łukaszenka nie szuka winnych demonstracji po stronie rosyjskiej a polskiej, czeskiej i brytyjskiej. Czy to nie oznacza już jawnej deklaracji lojalności Mińska wobec Moskwy? Oby nie...

Tak więc na dziś wiemy, że A. Łukaszenka wygrał wybory prezydenckie (z mniejszym niż oficjalne poparciem)  i będzie pacyfikował wszelkie antyrządowe demonstracje Białorusinów. Zrobi wszystko, aby - wedle niego - uspokoić sytuację. Dalszym jego krokiem winien być koncyliacyjny w stosunku do opozycji ruch zmierzający do rozpoczęcia społeczno-politycznego dialogu na Białorusi. Czy będzie stać na to A. Łukaszenkę? Będzie bardzo trudno, bo sytuacja staje się bardzo poważna i może eskalować. 

Natomiast w polityce zagranicznej najgorszym, co się może stać to powrót Białorusi pod całkowite wpływy Moskwy a tak niestety sytuacja może się potoczyć, gdy cały zachodni świat będzie prezydenta jednoznacznie negatywnie postrzegał i "w czmbuł" krytykował .  

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 8 sierpnia 2020

Jak należy reagować wobec agresji LGBTQ+ i działań totalnej opozycji?

Pan Michał Karnowski na swoim portalu wpolityce.pl napisał tekst pt.: ""Wyłania się nowy plan opozycji na kolejne lata. "Wykopać rów i podlać benzyną, a LGBT ma być tym, czym był KOD". Jak reagować?"https://wpolityce.pl/polityka/512612-wylania-sie-nowy-plan-opozycji-na-kolejne-lata-jak-reagowac

Skupił się on na obszarze politycznym serii agresywnych prowokacji tzw. aktywistów środowiska LGBTQ+ wskazując, że: "ponieważ prowokacje te mają wyraźne wsparcie obozu III RP, od już odmalowanego z kampanijnego pudru Rafała Trzaskowskiego przez wielu posłów Platformy po największe media, to należy precyzyjnie odczytać także ich sens polityczny". Dodał, że: " historia zatoczyła niewielkie dla niej, ale dla polskiej polityki bardzo ważne, koło. Jesteśmy świadkami próby powtórzenia manewru zastosowanego przez opozycję po poprzednich przegranych wyborach prezydenckich i parlamentarnych (2015)". 

Według autora składa się on z trzech elementów: 
– odmowa uznania demokratycznego werdyktu Polaków i natychmiastowe wykopanie emocjonalnego i ciągle powiększanego rowu pomiędzy "my" a "oni" a poprzez to doprowadzenie nawet do rozlewu krwi na ulicach i siłowe przejęcie władzy: wtedy był KOD a dziś opłacani "tęczowi" (mechanizm działania taki sam), 
–  wynikający z poprzedniego ciągły mechanizm podkręcania emocji, aby tak "rozgrzani" wyborcy nie mieli czasu na myślenie i spokojne ocenianie obozu rządzącego. To walka o utrzymanie bezmyślnej i emocjonalnej masy swoich fanatycznych, antypisowskich wyborców, 
– wykreowanie takiego wizerunku Polski na świcie, który utrudni rządzącym pole manewru, a być może (największe ich marzenie) ściągnie na kraj jakieś sankcje, kary. Stąd kreacja i prowokowanie rządzących, aby w końcu była jakaś reakcja, a wtedy można by wołać na cały świat o prześladowaniach środowisk homoseksualnych +. 

Autor wskazuje również, że: "na każdym etapie tych działań obóz III RP dopuszcza możliwość siłowego przejęcia władzy, kramkowego „wyłączenia światła”, majdanu, puczu. Nie ma tu żadnych wątpliwości. Wielkie marsze (albo ich próby) za chwilę też będą".

Pan M. Karnowski podejmuje się też próby odpowiedzi na pytanie jak reagować na te agresywne działania środowisk LGBTQ+, przy czym znów skupia się jedynie na obszarze politycznym tych zachowań i zaleca trzy równolegle i połączone ze sobą ścieżki: 
- w dalszym ciągu reagować spokojnie, umiarkowanie i trzymając się w granicach prawa, nie dając się sprowokować. To przyniosło efekty po 2015 roku i trzeba z tego wyciągnąć odpowiednie wnioski i kontynuować taki sposób reakcji, 
– podobnie jak wcześniej należy nie dać się sprowokować a tym samym zapomnieć o rządzeniu, czyli - mimo tych agresywnych działań - spokojnie prowadzić propolska politykę i rządzić spokojnie acz konsekwentnie, nie wdając się w jakieś jałowe spory,
–  trzeba wzmocnić te ośrodki medialne, edukacyjne, kulturalne, które nie grają w sterowanej opozycyjnej orkiestrze. I tutaj jest konieczny większy nacisk niż to było po 2015 roku. 

Autor też (zresztą na początku) wspomina, że w tych działaniach środowisk LGBTQ+ chodzi o: "narzucanie ideologii LGBT, o stępienie wrażliwości chrześcijan, o nieustające awantury, by za chwilę pójść jeszcze dalej, wymęczyć, zamęczyć i wymusić powszechne - w sposób komunistyczny obowiązkowe - umiłowanie tęczowej ideologii. Bo jeśli nie - mówią nam - spokoju nie zaznacie".

-----------------------------------------------------------------------

Autor swoim tekstem dokonał ciekawej aczkolwiek aż nadto oczywistej konkluzji i wskazał, że w Polsce agresja ideologii LGBTQ+ niemal staje się tożsama i współdzielona z agresją i zdradą polskiej totalnej opozycji.  Mało tego! Politycznie nasza totalna opozycja niejako chce wykorzystać środowiska LGBTQ+ (jak kiedyś KOD) do nawet siłowego przesilenia politycznego w Polsce a nawet do zmiany/przejęcia  władzy. 

Warto zauważyć, że wtedy im się nie udało. Nie pomogła ulica ani zagranica, ale ówcześnie taki KOD nie miał za sobą żadnej ideologii, żadnego systemu wartości, który mógłby porwać tłumy, był tylko antypisizm. Środowiska LGBTQ+ taką ideologię mają a do tego mają też duże wsparcie finansowe oraz wsparcie lewackich środowisk unijnych. A te elity unijne są przecież bardzo niechętne konserwatywnym rządom w Polsce i tylko "szukają" jakichkolwiek argumentów do straszenia i karania naszego kraju. Dla nich o wiele bardziej zrozumiałym jest "faszystowski" rząd homofobiczny niż łamiący jakąś nieskonkretyzowaną praworządność.  

Stąd - moim zdaniem - jednak ideologiczne środowiska LGBTQ+ są politycznie o wiele groźniejsze niż te, które onegdaj były kojarzone z KOD-em czy Obywatelami RP. Zresztą w obecnych prowokacjach i protestach tych pierwszych widzimy też te same osoby, co wcześniej w drugich. 

Środowiska te są też bardzo niebezpieczne ideologicznie, bo jasno widzimy, że Polska staje się centrum współczesnej wojny ideologicznej. 

Wobec powyższego nie jestem do końca przekonany, że przyjęta onegdaj strategia reakcji na agresję środowisk KOD-owskich winna być taka sama dzisiaj, wobec środowisk LGBTQ+. Winna być ostrzejsza i należy - dziś, kiedy jesteśmy u progu inicjowania ich agresywnych i prowokacyjnych działań - konsekwentnie karać osoby łamiące jakiekolwiek prawo, nawet te związane z sianiem zgorszenia na ulicach (w przypadku np. Marszów Równości, ale też w przypadku "pajaca" na balustradzie balkonu). 

Oczywiście chyba każdy myślący człowiek widzi jaka jest strategia ideologów LGBTQ+: sprowokowanie do reakcji na ich agresję, prowokację i profanację a gdy w końcu ta reakcja słusznie nastąpi, to darcie się na całą Europę o prześladowaniach "tęczowych" i reżimie obecnych władz polskich. 

Kiedyś tak było w krajach zachodnich, przy czym wtedy np. homoseksualizm był penalizowany (karany), więc jakieś podstawy do wołania o równość w tamtych krajach były, ale u nas?  Takowych nie ma, bo osoby homoseksualne+ nie są w żaden sposób dyskryminowane. Więc środowiska LGBTQ+ są aktywne tylko i wyłącznie ideologicznie. Jest to walka i wojna cywilizacyjna a Polska jest jej głównym celem, bowiem jest największym konserwatywnym (i też katolickim) krajem w Europie. 

Czy tedy naprawdę mamy jako katolicy nadstawiać drugi policzek? Gdy nie zareagujemy to agresja tych środowisk będzie rosła geometrycznie... Czy chcemy burd na ulicach, obalania pomników, niszczenia czy podpalania kościołów, walk ulicznych z policją a może jakichś ofiar? Na pewno my nie, ale oni tak - potrzebują męczenników. Stąd uważam, że trzeba reagować ostro, ale zgodnie z prawem i nie zważając na ich wycie i wycie euro-komunistów.

Tak więc moim zdaniem obecne reakcje polskich władz winny być dziś bardziej dotkliwe i to zarówno dla ideologów LGBTQ+, jak i dla totalnych politycznie środowisk opozycyjnych spod znaku PO-KO czy Lewicy. Jeżeli tak nie będzie, to możemy spodziewać się - co M. Karnowski też zauważa - "zbratania" obydwu środowisk na polskich ulicach i w kręgach unijnych. 

I nie można niestety oddzielić reakcji wobec działań charakterystycznych dla LGBTQ+ i wobec działań charakteryzujących totalną opozycję? A ta reakcja już nie może być tak słaba jak do tej pory. 

Prawo jest równe dla wszystkich i nie może być sytuacji, że jest "równiejsze" dla pewnych rozwydrzonych grup mających międzynarodowe poparcie sił lewicowo-liberalnych. Strach przed tymi środowiskami i ewentualną histeryczną reakcję na działania zgodne z prawem nie może nas paraliżować! Trzeba w tym przypadku drobiazgowo wykorzystywać wszystkie możliwości prawne do zneutralizowania agresji tych środowisk. 
 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 6 sierpnia 2020

Od dziś II kadencja prezydenta A. Dudy

No nareszcie koniec tej powyborczej hucpy w wykonaniu totalnej opozycji spod znaku PO-KO. Prezydent A. Duda został oficjalnie zaprzysiężony i od dziś rozpoczyna się jego druga i ustrojowo ostatnia kadencja prezydencka.  

Jest ona dla niego szansą stania się prawdziwym mężem stanu, bo teraz żadne jego decyzje nie będą np. uwarunkowane chęcią zdobycia reelekcji. Może stać się zupełnie niezależny bowiem teraz odpowiada on już jedynie przed Bogiem, narodem i historią. Wierzę, że te pierwsze pięć lat wiele nauczyło prezydenta A. Dudę i te doświadczenia z korzyścią dla Polski będą procentować w czasie jego ostatniej kadencji. Wierzę, że prezydent A. Duda będzie zapisany na kartach naszej historii złotymi zgłoskami. 

Cieszę się z jego prezydentury, bo Polska będzie dalej rozwijała się w przyjętym przez PiS kierunku, czyli powolnego acz systematycznego upodmiotowienia Polaków i całej naszej Ojczyzny, zarówno na arenie międzynarodowej, jak i krajowej.  To upodmiotowienie jest realizowane we wszystkich obszarach życia społeczno-gospodarczego. Wzrost zamożności Polaków dzięki programom społecznym a także gospodarczym, obniżanie podatków (przede wszystkim CIT), tworzenie warunków do powstawania w Polsce klasy średniej to zasługa też prezydenta. Na arenie międzynarodowej też zyskujemy choćby w postaci bardzo dobrej współpracy z USA, która też jest możliwa ze względu na życzliwe kontakty A. Dudy z prezydentem D. Trumpem, a to też jest ważne, tak samo jak znajomość języków obcych.

Ale my patriotyczni i konserwatywni wyborcy musimy teraz właśnie "patrzeć na ręce" prezydentowi. I mamy prawo wymagać od niego realizacji polskich interesów i polskich spraw. Nasze głosy zadecydowały o jego zwycięstwie, choć niektórzy zagłosowali z "zaciśniętymi zębami" tylko po to, żeby nie wygrał R. Trzaskowski, bo w ich poczuciu byłaby to klęska naszej Ojczyzny. Prezydent musi sobie zdawać z tego sprawę i cieszę się, że powstała jego inicjatywa "Koalicji Polskich Spraw". Wierzę, że nie są i nie były to tylko wyborcze obietnice a moje nadzieje chyba nie są płonne, bo dziś prezydent podczas inauguracyjnego orędzia podczas Zgromadzenia Narodowego potwierdził swoje słowa i powiedział o "zawsze otwartych drzwiach Pałacu Prezydenckiego dla wszystkich". Wskazał też, że te polskie sprawy będą dla niego najważniejsze i ujął je w pięciu szerokich obszarach: rodzina, bezpieczeństwo, praca, rozwojowe inwestycje i godność. 

Jest to teraz szczególnie ważne, bo czasy mamy i będziemy mieć trudne. Z jednej strony musimy sobie poradzić z kryzysem gospodarczym wywołanym pandemią koronawirusa a z drugiej Polska staje się centrum wojny cywilizacyjnej pomiędzy tradycyjnymi wartościami cechującymi naród Polski a skrajnym neomarksistowskim lewactwem i jego wojną kulturową. Obydwa te obszary wymagają nie tylko ścisłej współpracy pomiędzy rządem a prezydentem, ale też osobistej odwagi politycznej prezydenta nakierowanej na obronę naszej tożsamości narodowej, naszej niepodległości i suwerenności. W skali zaś makropolitycznej prezydent musi też znaleźć geopolityczne miejsce Polski, co też będzie trudne zważywszy na niemal już toczącą się wojnę pomiędzy największymi mocarstwami świata: USA, Chinami i Rosją. Dodatkowo też musimy sobie wypracować odpowiednią dla naszego kraju pozycję w UE, która niestety dziś prezentuje ideologiczne lewackie oblicze jakże inne niż polskie, polskiego rządu i polskiego prezydenta... a w tle walka o niezwiązywanie pomocy unijnej z tzw. ichnią praworządnością. 

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie w/w obszary są całkowicie prerogatywą prezydenta, ale ważne jest to aby była bardzo dobra współpraca z rządem i to zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej, gdzie prezydent posiada przecież inicjatywę ustawodawczą i oczekuję, że będzie z niej korzystał częściej. W dalszym ciągu czekam też na ujawnienie w końcu Aneksu do Raportu z likwidacji WSI oraz wycofania się ze słynnej już ustawy 1066 o tzw. bratniej pomocy. Czekam też jasnej deklaracji prezydenta co do amerykańskiej ustawy 447 JUST. Ponadto oczekuję programu dla młodych ludzi i studentów; programu adaptacyjnego dla ludzi powracających z imigracji zarobkowej; zamiany Kart Polaka na obywatelstwo polskie i udogodnienia dla powracających i ich rodzin z dalekiej wschodniej tułaczki; jasnej i przewidywalnej strategii rozwoju publicznego sektora ochrony zdrowia i wreszcie opracowanie Koszyka Świadczeń Podstawowych; ustawy o państwowym statusie naszych dóbr naturalnych, lasów i jezior, która będzie uniemożliwiała ich zakup przez podmioty inne niż państwowe. 

Dziś również prezydent w orędziu po zaprzysiężeniu powiedział, że Polska ma szansę na zbudowanie naprawdę silnej, demokratycznej, wolnej i suwerennej Polski. Też w to wierzę.  

W dniu wyborów J. Kaczyński był na Jasnej Górze. Po wyborach wybrał się tam też prezydent A. Duda. Opatrzność w postaci Królowej Polski nad nami czuwa i nie dziwię się tym wizytom, choć nawet ledwo kto je zauważył i dobrze, bo modlitwa o Polskę winna być w zaciszu spotkania duchowego a nie medialnej wrzawy.

Nie chcę poprzez to powiedzieć, że prawdziwi Polacy myślący po polsku, polscy patrioci to tylko katolicy. Tak nie jest. Jest wielu wspaniałych Polaków (o czym też dziś powiedział prezydent)  będących z dala od Boga, tak jak wielu jest wspaniałych Polaków mających niepolskie etniczne pochodzenie. Ważne jest to, że ich duch jest polski i ich myślenie jest polskie. Nad nimi też czuwa boża opatrzność.

P.S.
Oczywiście totalni nie byliby sobą, gdyby nie zaznaczyli swojej małości poprzez podniesienie w górę "Konstytucji" i np. założenie maseczki w kolorach ideologii LGBTQ+. Ale... chyba nie warto w ogóle tego roztrząsać. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 4 sierpnia 2020

Brak dekomunizacji i lustracji - grzech pierworodny III RP

Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, gdzie ludzie oceniają rządzących i opozycję po tym jak rządzą lub rządzili a tym samym co dobrego wynika lub wynikało z ich rządów dla Polski i dla każdego Polaka to prezydent A. Duda winien wygrać wybory już w I turze z wynikiem 70:30 a PiS w sondażach miałoby nad opozycją podobną przewagę.

Socjologowie, politolodzy i dziennikarze dwoją się i troją nad wskazaniem przyczyn takich a nie innych preferencji wyborczych Polaków, ale bardzo niewielu już dzisiaj wskazuje właśnie na to, że tzw. obalenie komuny de facto nie było jej obaleniem, bowiem nie przeprowadziliśmy głębokiej lustracji i dekomunizacji z zakazem zajmowania przez funkcjonariuszy komunistycznych wszelkich stanowisk publicznych i w tworzących się spółkach, w których przeważały ówcześnie aktywa będące własnością narodu, czyli spółkach skarbu państwa.

Zmarnowaliśmy jako Polska te pierwsze pięć lat (1989-1993), które winny być oczyszczeniem ze złogów komunizmu i to spowodowało, iż całe niemal 30-lecie tej "niby wolnej" Polski również możemy określić zmarnowaną szansą na budowę silnego i suwerennego państwa. Jawi się tu kategoria "utraconych zysków", czyli co Polska mogła osiągnąć gdyby zaraz na początku dogłębnie zrealizowano by proces lustracji i dekomunizacji a tym samym odrodzono by Polskę na całkowicie nowo zbudowanych fundamentach.

Oczywiście takie a nie inne podejście do lustracji i dekomunizacji wynikało z porozumień zawartych w czasie zdradzieckich umów w Magdalence i Okrągłym Stole, przy czym należy zwrócić uwagę, że już po dwóch latach upadł ZSRR i cały blok państw socjalistycznych a więc można było w nowych warunkach i po naprawdę wolnych wyborach w Polsce procesy te przeprowadzić i spróbowano tego dokonać.  Niestety zakończyło się to "Nocną Zmianą" i upadkiem rządu J. Olszewskiego.

Teraz zaś otrzymujemy to, co winno być oczywiste. Nie powinniśmy tedy w ogóle się dziwić obecnej degrengoladzie etyczno-moralnej tzw. elit PRL-bis, czyli III RP reprezentowanych dzisiaj przez totalną opozycję. Nie ma skutków bez przyczyn. Dzisiejszy stan tych "elit/autorytetów" jest właśnie taki, ponieważ oparte są one na szumowinach ludzkich nie zdekomunizowanych i nie zlustrowanych zaraz na początku przemian. To zaniechanie jest grzechem pierworodnym III RP, ale jakże miało być inaczej, skoro przełom 1989 tworzyli ludzie dawnego systemu komunistycznego i ich TW, KO oraz tzw. "pożyteczni idioci" a przy OS po obu stronach zasiadali w większości ludzie obcego nam pochodzenia, dla których raczej dobro Polski nie było najważniejsze.

Historia uczy, że nie ma czegoś takiego jak: "rewolucja bez rewolucji". Ustrój totalitarny można skutecznie obalić jedynie odsuwając na stałe jego beneficjentów od wpływu na rządy post-totalitarne. Inaczej te same jednostki i ich grupy będą zawsze dążyły do odbudowania swojego stanu posiadania sprzed rewolucji i niemal zawsze im się ten proceder powiedzie. Wiedziano o tym w dawnej Czechosłowacji, wiedziano w Niemczech, gdzie hydrze ścięto głowę od razu i do dziś nie pozwolono jej odrosnąć... Tego nie zrobiono w Polsce i mamy, to co mamy... Niemal każdy z wysoko postawionych funkcjonariuszy publicznych na każdego ma jakiegoś "haka" a to jest kolejny przyczynek degrengolady tych naszych "elit". 

Szukając jeszcze przyczyn dzisiejszego stanu Polski można się cofnąć do czasów II WŚ oraz okresu wczesno-powojennego. Wtedy zarówno Niemcy, jak i Sowieci wymordowali "Polskę mądrą i tą walczącą", wymordowano autentyczne elity polskie.  Zbudowaliśmy PRL na wymordowaniu patriotycznej elity państwa polskiego i oparliśmy ją na etyczno-moralnych kanaliach bez żadnego gruntownego wykształcenia, patriotycznej postawy i poczucia honoru... I cały PRL i dziś to... w większości potomkowie tych prymitywów etyczno-intelektualnych, co widać po "elitach" totalnej opozycji. 

Dodatkowo PRL - bis zbudowaliśmy na gruncie wcześniejszego Stanu Wojennego, podczas którego zmuszono do emigracji około miliona najbardziej patriotycznych Polaków. Zostali w większości etnicznie nam obcy, tworzący tzw. konstruktywną "różową" opozycję. Pod Smoleńskiem, w zamachu lotniczym, zabito zaś kolejne elity polityczne, które stanowiły zręby zdrowych fundamentów odbudowy naszej Polski. 

Pozostali nieliczni, ale na szczęście to ich naród wybrał w roku 2015, aby rozpoczęli przebudowę naszej Ojczyzny. Jest ona trudna, bo brakuje dziś dla młodych ludzi prawdziwych autorytetów, jest ich jedynie garstka a świat się zmienia bardzo szybko i lata biegną nieubłaganie... 

Aby przywrócić żywotność i urodzajność zachwaszczonej ziemi, należy wpierw usunąć chwasty... niezależnie jak długo rosły i jak są ogromne. Później należy zaorać pole i użyźnić ziemię. Tylko wtedy można siać i sadzić oraz oczekiwać zdrowych i wartościowych plonów. W Polsce trzeba zacząć - mimo upływu lat - od usunięcia starych chwastów i ich młodszych latorośli. Oczywiście usunięcia - jak to w polityce - karnego bądź też politycznego i demokratycznego. Należy szczególnie "oczyścić" środowiska związane z sądownictwem, wojskowymi służbami specjalnymi, edukacją i szkolnictwem wyższym, Kościołem Katolickim i z innymi obszarami, które do tej pory oparły się jakimkolwiek rozliczeniom z przeszłości komunistycznej. 

Musimy dochować się nowych patriotycznie nastawionych elit... ale czy jest to możliwe?

P.S.

Zdaję sobie sprawę, że dziś problem lustracji czy dekomunizacji wydaje się już czymś niebyłym a nawet abstrakcyjnym, szczególnie dla młodych ludzi, którzy nie pamiętają komuny i mają inne podejście do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Oczywiście można się z tym zgodzić, niemniej trzeba sobie zdawać sprawę, że ów brak lustracji i dekomunizacji przyczynił się do zbudowania obecnej Polski na zmurszałych  fundamentach. Tego mogą nie zauważać młodzi ludzie, ale zaniechanie owych działań  ma na nich wpływ, chociażby poprzez ich nauczanie na uczelniach wyższych czy też w czerpanych od "dorosłych" wzorcach zachowań. A te wzorce - w przypadku elit III RP - przepełnione są relatywizacją a nawet negacją podstawowych wartości charakteryzujących naszą polskość i często przejawiają się w zachowaniach, które daleko odbiegają od patriotyzmu a nawet ten patriotyzm zwalczających i to do tego stopnia, że ocierają się one o zdradę stanu.  

W tekście pomijam też wpływ na polską młodzież idei i mód płynących z krajów starej UE, gdzie nastąpiła już rewolucja kulturowa, którą obecnie przenosi się na nasz, polski grunt. I symptomatycznym jest to, że akurat polscy postkomuniści i ich akolici tak ochoczo przyklaskują tej rewolucji, ale czyż możemy się temu dziwić? 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com