niedziela, 26 grudnia 2021

Święta, Święta i po... Świętach z rodziną w tle...

Całkiem niedawno przeprowadziłem się z dużego miasta do małego miasteczka w województwie Kujawsko-Pomorskim. Nawet nie wiem czy ma choć 2-3 tysiące mieszkańców.  Ale to jest najmniej ważne, bo tak chciałem. I jestem zafascynowany katolicką atmosferą panującą w tym miasteczku. Jeżeli tak jest w innych tego typu miejscowościach to jestem spokojny, że pokonamy - jako Polacy - ten na nas wieloobszarowy atak na naszą suwerenność, własność, rodzinę, wiarę i tradycję. 

Dzisiaj byłem na Mszy Świętej w pięknym parafialnym kościele, który jest wypełniony płaskorzeźbami i przepięknymi sufitowymi freskami, które można podziwiać w nieskończoność jako kunszt artystów budujących tą kilkuwieczną świątynię. 

Ku mojemu zdumieniu był w Kościele Chrzest nowej latorośli w naszym Kościele, co powinno dziwić zwarzywszy, że i tak mamy za mały przyrost naturalny oraz odnowienie - w Dzień Świętej Rodziny - ślubów małżeńskich parafian. Na środek wyszło chyba około 50-60 par, które trzymając się za ręce ponownie przysięgali katolicką wierność i uczciwość małżeńską aż do śmierci. To było naprawdę wzruszające przeżycie, gdy patrzyło się na te pary w różnym wieku. Ale to nie było tylko "odpukanie" tej przysięgi! Od 14 lat Proboszcz Parafii zadbał o uroczysty charakter Mszy Świętej i donośnym głosem śpiewu pokazał wiernym, że bycie razem w rodzinie jest najważniejszym dla nas pierwotnym zadaniem, bo realizując w życiu swoje obowiązki rodzinne coraz bardziej zbliżamy się do świętości Bożej. 

Oczywiście jako nowy parafianin musiałem obejrzeć Szopkę Bożonarodzeniową. Jakże Ona jest odmienna od modernistycznych wizualizacji, które nieraz występują w Kościołach w dużych miastach. Są w niej po prostu: drewniany żłóbek z sianem, na nim Bożę Dziecię Jezus Chrystus, obok Matka Boska z Józefem, Królowie oddający hołd, owieczki i inne zwierzęta. Taka prostota jest jak najbardziej wierna Słowom Bożym, bo tak przecież było!

Daleko oddaliliśmy się od naszej wiary a przecież to ona zawsze nas spajała jako naród. Dzięki niej istniejemy już przeszło tysiąc lat i tego nic nam nie odbierze. Ta spuścizna - jak na ironię - jest kultywowana przede wszystkim właśnie we wsiach, małych i średnich miastach. Czy mamy się jej wstydzić? Absolutnie nie! To inne narody Europy, które w ostatnich latach zeświecczyły się do apogeum lewackiej retoryki muszą powrócić do chrześcijańskich korzeni. 

Zderzenie się z tymi chrześcijańskimi oddolnymi wartościami dla wielkomiejskiego mieszczucha było dla mnie naprawdę szokiem. Poczułem się jak w dzieciństwie, kiedy nawet za komuny kwitła w mojej rodzinie wiara katolicka i tak byłem wychowywany. Później gdzieś to uciekło w okresie studiów ekonomicznych (1988-1993), ale cieszę się, że powróciło i to w najmniej przeze mnie oczekiwanym momencie. Jest jednak prawdą, że "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Dlatego też warto dobrze wychowywać dzieci... w poszanowaniu miłości do Boga i Bliźnich. To naprawdę jest ważne i trzeba się cieszyć, że - tak jak na dzisiejszym Chrzcie Świętym - młodzi rodzice zaufali Bogu i ochrzcili swoje nowonarodzone dziecię, chłopca o męskim imieniu  Franciszek. 

Naprawdę mało nam potrzeba, żeby być ludzkim człowiekiem. Może to i jest sprzeczne z logiką, ale to stwierdzenie oddaje to, co powinniśmy jako ludzie dawać innym, po prostu po ludzku, z dobroci serca i duszy. 

W tej jeszcze świątecznej atmosferze Życzę Wam dobrego roku 2022. Obyśmy jakoś go przeżyli, mimo wszelkich prób zniewolenia nas!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 23 grudnia 2021

Życzę radosnych i zwykłych, naszych polskich Świąt Narodzenia Pańskiego!

 Zbliżająca się Wigilia oraz Święta Narodzenia Pańskiego nastrajają (winny nastrajać zawsze) radośnie...

Tak wiem, że nie zawsze życie niesie ze sobą słoneczne i radosne chwile, ale tak by się chciało aby - gdy już się pojawią - trwały wiecznie...

Często wydaje nam się, że ciąg zdarzeń bywa albo pasmem uśmiechu i radości, bądź też wiecznych złych rzeczy i porażek nazywanych przez nas pechem, "takim życiem" czy też losem, na który nie mamy wpływu. TAK NIE JEST. Nawet cierpienie uczy nas, że życie jest warte by żyć i cieszyć się nawet chwilami szczęścia... tego subiektywnego, odczuwanego nieraz tylko przez nas i naszych najbliższych. Widocznie trzeba nieraz podźwigać ciężary, żeby docenić radość życia i wzmacniać się nawet cierpieniem...

Dzisiaj jest czas zapominania o winach, czas wybaczania, więc życzę Wam wszystkim...

RADOŚCI WSZELAKIEJ I ZADUMY GŁĘBOKIEJ!

Chciałbym z okazji Świąt Narodzenia Pańskiego życzyć Wam Wszystkim i Waszym Najbliższym codziennego uśmiechu i radości wszelakiej. Niech te Święta będące symbolem Dobrej Nowiny i dla Was staną się Nowym Początkiem Waszego lepszego życia.

Nie życzę żadnej "magiczności", którą natrętnie wpajają nam wielbiciele medialnych magii i czarów ale zwykłej Pogody Ducha i małych oraz dużych radości. Zwyczajnie kochajcie innych tak jak byście chcieli być kochanymi. Oby ten czas przypominał Wam o tym jak można być szczęśliwym wśród najbliższych... I zdrowia oczywiście... i na ciele i - w dobie wszechogarniającej głupoty - na umyśle ;)

Bądźcie SZCZĘŚLIWI każdego dnia, zostawiajcie za sobą ślady mądrości, dobra i przyzwoitości. Dawajcie innym cząstkę siebie... tak bezinteresownie ku satysfakcji i pięknej ich wdzięczności. Nie ma nic piękniejszego niż świadomość, że naszym życiem zbudowaliśmy trwałe o nas miłe wspomnienie... bo tak naprawdę każdy z nas indywidualnie jest tylko kamieniem, który może stać się piaskiem... ale wspólnie z innymi możemy stworzyć góry, które będą trwały wiecznie...

Niech też wśród śpiewu kolęd, kolorowej choinki, karpia, wśród najbliższych i ze wzruszeniem... znajdzie się mała chwila na zadumę nad Naszą Ojczyzną, Naszym Patriotyzmem, Polską i Polakami... Może jednak warto po raz kolejny zawalczyć o naszą tożsamość narodową, historię, tradycję i polskość!

Jeszcze raz... Zwykłych w swojej prostocie i pogodnych, rodzinnych, polskich i tradycyjnie pięknych oraz wzruszających, chrześcijańskich Świąt Narodzenia Pańskiego.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 21 grudnia 2021

Totalna opozycjo różnej maści! Czego mam Wam życzyć z okazji Świąt Zimowych?

Celowo nie wskazuję jakich świąt, bo dla Was - tak jak to było humorystycznie pokazane w słynnym filmie "Rozmowy Kontrolowane" - to nie ma istotnego znaczenia :). Liczy się przecież "tradycja" i w Wigilię dla Waszych mentorów i ideowych poprzedników "goloneczka w piwie" czy "podzielenie się jajeczkiem" było wyrazem tej tradycji :).

W filmie zamiast kolęd śpiewano komunistyczną pieśń i to w języku rosyjskim a dziś zalecam Wam "kolędowanie" lewackim hymnem UE, czyli "Odą do Radości". 

Wszak dla komunistów i dzisiejszych lewako-demoliberałów totalitarna ideologia oparta na wypocinach K. Marksa, F. Engelsa, W. Lenina, L. Trockiego i innych była i jest ich fundamentem myślenia i działania... dziś uzupełniona i rozszerzona o walkę na poziomie dusz, umysłów, kultury i instytucji, co propagowali ideowi komuniści jak: A. Gramsci czy A. Spinelli oraz przedstawiciele tzw. Szkoły Frankfurckiej  czy propagatorzy różnych poprawności politycznych, fałszywych tolerancji, genderyzmu, itd...

Mimo wszystko jednak pragnę Wam przypomnieć, że "zimowe święta" to są Święta Narodzenia Pańskiego, narodzenia Jezusa Chrystusa! I to jest właściwe odniesienie do radości, która w te dni przepełniać winna nasze serca. 

To nie są jakieś święta łyżwiarzy, co chcą nam pokazać np. prezydenci Warszawy i Bydgoszczy, którzy wyprodukowali jakieś koszmarne kartki świąteczne bez odwołania do Boga i Świętej Rodziny! Na szczęście w tej samej stylistyce powstała też kartka nawiązująca jednak do chrześcijańskiego Narodzenia Pańskiego. 

Niestety rewolucja neomarksistowską rozlewa się po całym już niemal świecie. A Oni chcą aby nasze Święta Bożego Narodzenia zostały zeświecczone. Zresztą wszystkie katolickie święta są na ich celowniku. Czegóż to oni nie wymyślają, aby jakoś pogodzić tradycję z ich ideologiczną poprawnością a nazwanie tych świąt "świętami zimowymi" to tylko jedna z wersji. ""Komisja Europejska opublikowała np. wewnętrzny przewodnik „komunikacji inkluzywnej” z wymienionymi określeniami, których należy unikać, by nikogo nie urazić - pisze dziennik "Le Figaro". Zaliczono do nich m.in. "Boże Narodzenie", "pan", "pani" i "homoseksualista". Po fali krytyki KE poinformowała, że dokument nie został jeszcze ukończony i będzie skorygowany"" [1]. A w Polsce? Podam jeden tylko przykład: "Po raz pierwszy od obalenia komuny i to w roku 2019 widać było wyraźny bojkot przez część polityków „opłatka” w Sejmie. Taki Donald Tusk pisał, że dla niego to „krępujące” i dodawał – „Nie lubię takich spędów”. Pewnie dobrze czuje się tylko na „euro-spędach”". Natomiast w imię politycznej poprawności w USA zakazuje się dziś używania określenia "Boże Narodzenie", a nawet Mikołajów i choinek po mogłoby to urazić muzułmanów, żydów albo ateistów" [2]. 

Wracając do tytułowych życzeń dla Was. Wy tak lubicie te elity UE i się na nich wzorujecie więc obchodźcie te święta według unijnych rekomendacji, bo być może już niedługo te święta zostaną  zastąpione świętami islamskimi lub żydowskimi więc nie ma co Wam życzyć czegokolwiek związanego z prawdziwie polską i katolicką tradycją, tak przez Was wyśmiewaną.

Te moje życzenia dedykuję też tym, którzy Wami sterują jak kukiełkami i realizują własne antypolskie cele, o których Wy w większości nie macie pojęcia lub to dla Was jest nieistotne, "bo kasa misiu, kasa - władza misiu, władza".

[2] https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/wojna-przeciw-bozemu-narodzeniu-czyli-kto-chce-zniszczyc-nam-swieta,131,2330

P.S.

Normalne, polskie życzenia moim rodakom złożę później...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Sara James nie wygrała przez naiwne polskie jury i kilka refleksji!

Być może dla wielu z Was zajmowanie się przeze mnie jakimś wokalnym konkursikiem dla dzieci jest infantylne i w sumie prostackie, bo na świecie dzieje się wiele poważniejszych rzeczy, którymi - jako bloger społeczno-polityczny - powinienem się interesować i to opisywać z mojej perspektywy. Może i faktycznie tak jest, ale przecież nie tylko polityką można żyć. Jest na świecie wiele innych obszarów, o których można pisać. Nawet chociażby ze względu na zachowanie jakiejś psychicznej równowagi. 

Nigdy nie ukrywałem, że bardzo lubię muzykę w każdej postaci i nawet nieraz zazdroszczę wokalistom czy artystom muzyki poważnej talentu, bo sam pod tym względem jestem kompletnym abnegatem: nie umiem śpiewać, komponować ani grać na jakimś instrumencie. No może mógłbym się sprawdzić jako autor tekstów, bowiem swego czasu do szuflady pisywałem wiersze a nawet sztuki teatralne... i dlatego do dzisiaj jestem chyba uwrażliwiony artystycznie. 

Szczególnie zaś mocno kibicuję młodym talentom. Teraz mają łatwiej niż kiedyś, ponieważ istnieje Internet, który wykreował już wiele gwiazd a producenci podążają za tymi artystami, którzy zyskują popularność w sieci. Oczywiście przeważnie dlatego, że widzą przed oczyma finansowe zyski z promowania takich osób, czego osobiście nie potępiam, bo jest to przecież normalne: muszą zyskiwać obie strony! Jest też na różnych stacjach telewizyjnych wiele programów z serii talent-show, które pozwalają wyłuskać perełki artystyczne, o których byśmy się bez tych programów nigdy nie dowiedzieli. 

Ale to też jest tak, że "nie wszystko złoto, co się świeci".  Show-biznes jest bardzo brutalny i mogą w nim przetrwać tylko osoby o silnym charakterze lub te, które natrafiły na swojej drodze naprawdę życzliwe i profesjonalne osoby. Zauważmy bowiem, że tak naprawdę sukces zyskuje może 10 do 20% naprawdę utalentowanych osób. Reszta gdzieś po drodze "odpada w wyścigu" z bardzo różnych, nieraz też zawistnych powodów. Pamiętamy np. jeszcze Georginię Tarasiuk czy Monikę Brodkę? 

No chociaż  zwycięzcy i finaliści (nie wszyscy) np. programu "The Voice of Poland" mogą nawet dziś pochwalić się tym, że po tym programie dalej z jakimś tam sukcesem idą drogą sławy i popularności. Może nie zawsze aż takiej jakby chcieli, ale zawsze. Z tym, że czy pamiętamy jeszcze Aleksandrę Nizio,  Mateusza Grędzińskiego, Marcina Sójkę, Martę Gałuszewską, Krzysztofa Iwaneczko,  Juana Carlosa Cano czy Natalię Sikorę? Owszem nieraz się pojawiają wokalnie w TVP czy też gdzie indziej, ale indywidualnie raczej bardzo dużych sukcesów nie mają. Osobiście zaś uważam, że ze wszystkich zwycięzców tego programu swoistą perełką jest Alicja Szemplińska z nieziemskim głosem, której i tak "podkłada się artystycznie zawistne nogi". A szkoda, bo i Alicja Szemplińska, i Sara James a także Margaret są albo mogą być naszymi eksportowymi gwiazdami. Kibicuję też Roksanie Węgiel i Viki Gabor, które mimo młodego wieku rozwijają się bardzo dobrze i tak trzymać!

No i teraz posypią się głosy, że promuję prymitywny pop. A cóż w tym złego? Czy nie chcielibyśmy  aby nasi, polscy wokaliści osiągali szczyty międzynarodowych list przebojów? I cóż jest w tym złego, że trzymam za te talenty kciuki? A czy nie bawimy się na uroczystościach rodzinnych w takty np. muzyki Disco Polo i to często po "kilku głębszych"? To też zasługuje na krytykę, bo jest obciachowe dla intelektualnych guru, którzy są zasklepieni w swojej wyimaginowanej bańce "wyższości", ale często są tak naprawdę oderwani od realizmu i rzeczywistości i sami są prymitywami?

Wracając jednak do meritum i nawiązania do tytułu mojej notki. 

Polska, Armenia, Francja i Rosja były typowane od dawna do zwycięstwa w tegorocznym konkursie Eurowizji Junior. I to było pewne na długo przed finałem. Polscy jurorzy – w składzie Ala Tracz, Carla Fernandes, Gromee, Miłosz Świetlik Skierski oraz Krystian Ochman – nagrodzili Ormiankę Malenę i jej utwór Qami Qami najwyższą notą – 12 punktami, podczas gdy ormiańskie jury przyznało Sarze James tylko... 1 punkt. Warto też dodać, że zaskakująco niskie noty jurorskie przyznali utworowi Somebody też inni faworyci bukmacherów i fanów Eurowizji: Francja – 2 pkt i Rosja – jeden punkt. 

Jakim trzeba być naiwniakiem, żeby nasze jury przyznawało wysokie noty naszym największym konkurentom z Armenii, Francji czy Rosji? Tego nie jestem w stanie pojąć a obwiniam za to niestety Gromeego, bo wszyscy pozostali to niedoświadczeni zwycięzcy lub uczestnicy "The Voice of Poland" lub "Szansy na Sukces". 

Tak ja wiem, że ta punktacja została przyznana naprawdę zgodnie z tym, co usłyszeli nasi jurorzy i postąpili bardzo szlachetnie i dobrze, ale jednak i niestety pozbawili Sarę James zwycięstwa a tak naprawdę to tylko zwycięzca zgarnia nagrody i zostaje zauważony w annałach muzyki pop. Jury ormiańskie postąpiło inaczej, bo przyznało naszej Sarze tylko jeden punkt i to też za sprawą mamy ormiańskiej wokalistki, która przed finałem namawiała do nie głosowania na Polkę i instruowała jak zagłosować kilka razy z jednego urządzenia. 

Takie są niestety realia współczesnej rywalizacji w tym muzycznym świecie. Możemy się zgadzać lub nie, ale gdyby to polskie jury zagłosowało jak ormiańskie to dziś cieszylibyśmy się ze zwycięstwa naszej Sary. 

Ale i tak uważam, że Ormianka zniknie jak wiele innych a nasza Sara i tak zdobędzie sławę i popularność, bo ma do tego wszelkie predyspozycje. Uważam też, że może i lepiej, iż nie wygrała bo niedosyt zwielokrotni jej starania pracy nad sobą a ma jej jeszcze dużo jako wokalistka.  

P.S.

Polska punktacja:

12 punktów – Armenia
10 punktów – Azerbejdżan
8 punktów – Ukraina
7 punktów – Kazachstan
6 punktów – Francja
5 punktów – Włochy
4 punkty – Rosja
3 punkty – Hiszpania
2 punkty – Malta
1 punkt – Albania 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 19 grudnia 2021

Sara James zajęła drugie miejsce w Eurowizji Junior!

Kiedyś napisałem tekst o Sarze James, w którym napisałem m.in.:

"Oglądam zatem programy, gdzie prezentują się ludzie, którzy mają naprawdę talent, w tym muzyczny. Ja takowego nie mam i zawsze im zazdrościłem, ale bez złości. Każdy został obdarzony przez Boga jakimiś talentami i tylko od nas zależy czy je wykorzystamy, czy nie. Ale podziwiam tych, którzy pokazują, iż potrafią z tego talentu korzystać. "Najgorszą rzeczą dla Boga jest niewykorzystywanie danych przez niego talentów" - o tym winniśmy pamiętać. 

I z tego też względu przyznaję się: jestem wiernym oglądaczem programów, w których prezentują się wybitne jednostki muzyczne, posiadające talent i potrafiące go przekazywać dla innych. To jak śpiewają nieraz stroszy włosy na rękach. Zdarzyło mi się to już wiele razy, ale to, co zrobiła ostatnio niespełna trzynastolatka Sara Egwu-James było niesamowite i nieporównywalne z żadnym do tej pory przeze mnie odczuwanym artystycznym wrażeniem. Jurorzy programu byli zachwyceni i ten zachwyt został potwierdzony przez widzów. Wygrała IV Edycję "The Voice Kids!" [1].

I też przyznaję się, że bardzo mocno kibicowałem jej podczas tegorocznej, paryskiej edycji Eurowizji Junior. Uważam bowiem, że ma wszystkie cechy aby podbić nie tylko Polskę, ale i świat. Ma dopiero 13 lat i tak naprawdę teraz dopiero kształtuje własną siebie. Przed nią jeszcze długie lata śpiewania o ile natrafi na właściwych ludzi na swojej drodze artystycznej. Oby tak się stało.

Dziś wykonała świetnie swoją piosenkę i do końca ważyły się jej losy i mimo, że walczyła dzielnie to jednak zajęła drugie miejsce ze stratą 6 punktów do zwycięskiej reprezentantki Armenii.


I w sumie mogliśmy się tego spodziewać - obserwując oglądalność w Internecie tych dwóch wokalistek - że pomiędzy nimi rozegra się ostateczna walka o zwycięstwo. Nasza Sara przegrała o włos, ale można to traktować jako niemal zwycięstwo, bo została zauważona na świecie a przecież o to chodziło. Mam nadzieję, że Sara - w przeciwieństwie do Edyty Górniak, która też zajęła drugie miejsce w dorosłej Eurowizji - osiągnie nie tylko sukces na arenie polskiej, ale właśnie międzynarodowej. 

Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że jednak to właśnie Sara James dziś powinna wygrać. Była idealnie przygotowana i tak samo idealnie przygotowane były tancerki i cały zespół. Może faktycznie sam utwór nie wydobył z niej tego wszystkiego, co ona wokalnie jeszcze posiada a przypominam, że jest słusznie porównywana głosowo i z wyglądu do Whitney Houston.

Należy też wspomnieć, że wśród 19 krajów, które wystawiały swoich reprezentantów, często punktacja ich jury była ukierunkowana na zwiększenie szansy rodzimych artystów a my daliśmy Armenii najwyższą notę, czyli 12 pkt. a Armenia dała nam 1 pkt. Gdybyśmy my tak jak Armenia zagłosowali to dzisiaj Sara James byłaby zwyciężczynią!

Dla mnie jednak Sara i tak jest zwyciężczynią i życzę jej wszystkiego najlepszego, mimo, że nieraz i w Polsce można spotkać jakieś dziwne wobec niej rasistowskie uprzedzenia. 



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 16 grudnia 2021

Covid-19. Sanitaryzm i szczepienia z zakazem stosowania amantadyny...

4 marca 2020 roku wykryto pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. Pacjentem zero był 66-letni Mieczysław Opałka. Objawy, jakich wtedy doświadczył, to były: gorączka, kaszel, duszności, utrata węchu i smaku. Dziś czuje się dobrze. Natomiast pierwszy zgon na COVID-19 wywołany wirusem SARS-CoV-2 miał miejsce 12 marca 2020 roku i dotyczył 57-letniej kobiety, która była pod opieką Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego im. Józefa Strusia w Poznaniu. Pacjentka cierpiała na choroby współistniejące i przyjmowała z ich powodu leki immunosupresyjne. Jej stan po zarażeniu koronawirusem, które stwierdzono 9 marca, od początku był ciężki, wystąpiły objawy zapalenia płuc o ciężkim przebiegu klinicznym. Pacjentka została podłączona do respiratora i wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej, ale niestety te zabiegi nie pomogły. 

Niedługo zatem minie już dwa lata, kiedy musimy się mierzyć z tą pandemią (nigdy nie wiem czy pisać pandemia czy epidemia). Liczba zakażonych koronawirusem od początku pandemii na dzień 16.12.2021 wynosi  3 903 445 / 90 306 (wszystkie pozytywne przypadki/w tym osoby zmarłe) [1]. Śmiertelność wśród zakażonych wynosi zatem 2,31%. Pod koniec września 2021 liczba ludności Polski wynosiła ok. 38,151 mln osób, tak więc odsetek zakażonych koronawirusem wśród Polaków to ok. 10,23% a śmiertelność wynosi 0,24%. Inaczej licząc: średniomiesięcznie od początku pandemii zakaziło się ok. 185 878,33 osób a zmarło ok. 4 300,29 osób. Inaczej licząc: średniomiesięcznie od początku pandemii zakaziło się ok. 185 878,33 osób a zmarło ok. 4 300,29 osób. Trzeba też dodać, że owe 3 903 445 / 90 306 (wszystkie pozytywne przypadki/w tym osoby zmarłe) to dane za niemal dwuletni okres, więc jeżelibyśmy chcieli uzyskać przybliżone dane roczne to należy te dane podzielić przez 2 a dokładnie przez 1,75 (21 miesięcy pandemii) a to daje ok. 2 230 540 / 51 603. I te ostatnie szacunkowe dane można porównywać rocznie z rocznymi przypadkami innych chorób, w tym też np. grypy.

Dla porównania. "Grypa w Polsce pobiła kolejny rekord. W 2018 r. liczba zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę wyniosła 5,2 mln osób" [2], czyli średniomiesięcznie 436 632, 08 osób, t.j. 2,35 razy więcej niż na obecnego koronawirusa, ale z powodu grypy wedle oficjalnych danych zmarło tylko 48 osób [3]. Dziś natomiast praktycznie zapominano już o grypie a mówi się tylko o nowej pandemii. Czyżby nagle grypa znikła.... a może zachorowania na nią wlicza się w statystykę zachorowań spowodowanych SARS-CoV-2? Tego naprawdę nie jestem w stanie stwierdzić, ale zastanawiać się przecież wolno...

Ja wiem, że zaraz odezwą się głosy, że nie można porównywać grypy do zachorowań na covida, bo mamy do czynienia z zupełnie nowym wirusem i go - w przeciwieństwie do grypy - jeszcze wystarczająco nie poznaliśmy. No dobrze... ale skoro go jeszcze nie poznaliśmy i wciąż pojawiają się jego nowe mutacje to dlaczego powszechnie jesteśmy bombardowani tym, że tylko naprędce wymyślone i po raz pierwszy zastosowane (m.in. genetyczne) quasi szczepionki są w stanie tego wirusa pokonać? 

A niestety nie są, bowiem nawet już zaszczepieni mogą zarażać i chorować. No tak... ktoś powie - na podstawie propagandy medialnej - że znaczna większość chorych w szpitalach i większość zgonów to na dzień dzisiejszy ludzie nie zaszczepieni. A czy pamiętamy pierwsze reakcje na tzw. pierwszą falę koronawirusa, gdzie nas przekonywano, że szczepionki są skuteczne niemal w 100%? I co? Nagle mamy drugą, trzecią, czwartą a niedługo zapewne piątą, szóstą, etc. falę zachorowań. I ciągle powstają jakieś nowe mutacje tegoż koronawirusa (jak ostatnio Omicron), na które zapewne znów będą powstawały jakieś kolejne szczepionki. I może to trwać w nieskończoność... A - tak się zastanawiam - może właśnie o to chodzi Big-Farmie, żeby mieć cały czas popyt na produkowane przez nią preparaty szczepionkowe? Pomijam już ewentualny cel tej pandemii, który powstał gdzieś w jakichś szemranych gronach chcących doprowadzić do depopulacji i zniewolenia ludzi, choćby w postaci wprowadzenia tzw. sanitaryzmu i konieczności okazywania się jakimiś paszportami covidowymi? I to wcale już nie są jakieś teorie spiskowe, ale realia nazistowsko i komunistycznie segregujące ludzi. 

Dokąd to wszystko prowadzi? Trudno zgadnąć, ale już od dzisiaj np. w naszym kraju wprowadza się szczepienia dzieci w wieku od 5 do 11 lat, czyli podawany będzie im ten niesprawdzony preparat szczepionkowy przed okresem dojrzewania. Czy mamy jakieś miarodajne naukowe dane o wpływie tych preparatów na okres dojrzewania u dzieci i ich przyszłą płodność? Takich badań po prostu nie ma!

Dlaczego tak Ci wszyscy autorytarni medycy tak skupili się na tych preparatach szczepionkowych a nie badają leków, które mogłyby leczyć już powstałą chorobę? tego też nie wiem. 

Od samego początku niezależni lekarze wskazywali, że lekami na Covid-19 mogą być np.: chlorochiną, iwermektyna czy już osławiona amantadyna. Tą ostatnią np. leczyła się jedna z moich ulubionych dziennikarek Dorota Łosiewicz z magazynu "Sieci", która napisała m.in.: "Dziś już mogę to powiedzieć z całą pewnością: jestem ozdrowieńcem. Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli napiszę, że leczyłam się … amantadyną" [4]. Gratuluję odwagi publicznego powiedzenia o tym, choć też oprócz owej amantadyny konieczny dla niej był też antybiotyk oraz stosowanie Pulmicortu we wziewie, suplementowanie wit. D3, C oraz Cynku  a także jednak przyjęła przed chorobą pierwszą dawkę szczepionki Moderna.  

Zupełnie zatem nie rozumiem tego, że na badanie skuteczności amantadyny przeznaczono bardzo małe środki publiczne a ostatnio wręcz została zakazana do stosowania w przypadku zachorowania na Covid- 19. '"W opublikowanym obwieszczeniu resortu podano, że od 10 grudnia ilość wydawanego na jednego pacjenta w aptece ogólnodostępnej lub punkcie aptecznym produktu leczniczego Viregyt-K (Amantadini hydrochloridum) zostanie ograniczona do nie więcej niż 3 opakowań po 50 kapsułek na 30 dni. Wskazano też, że Viregyt-K, może być ordynowany i wydawany wyłącznie w następujących wskazaniach objętych refundacją: choroba i zespół Parkinsona oraz dyskineza późna u osób dorosłych - leczenie. Rzecznik resortu pytany przez PAP o uzasadnienie tych działań wyjaśnił, że chodzi o ograniczenie dostępności amantadyny poza wskazaniami medycznymi do jej stosowania.
"Chcemy w pełni zabezpieczyć produkt dla pacjentów ze wskazaniami, czyli chorobą Parkinsona i dyskinezą późną u osób dorosłych. Niestety w ostatnim czasie, zbyt dużo tego produktu było sprzedawane poza wskazaniami medycznymi"" [5].

Czy moi Szanowni Czytelnicy, też krytycy, są w stanie wyjaśnić mi postępowanie Ministerstwa Zdrowia w sprawie amantadyny? Czy ma takie skutki uboczne, że nie można jej stosować w przypadku zachorowań na Covid-19? Nie sądzę a wiele wskazuje po prostu na to, że po prostu nie chce się leczyć choroby spowodowanej przez SARS-CoV-2 lekami, które już nie są opatentowane i bardzo tanie. Przecież jeżeli nie pomogą to i tak nie zaszkodzą... A jeżeli jednak pomogą to należałoby się jedynie cieszyć! Nieprawdaż?

P.S. z dnia 17 grudnia 2021 

Jak widać cały czas gdzieś tam na świecie i bez światła reflektorów jednak bada się środki mogące  leczyć covida. 

"Kolchicyna może zwiększyć skuteczność leczenia pacjentów z silnymi objawami choroby Covid-19 i zmniejszyć śmiertelność wynikającą ze schorzenia nawet o połowę - wynika z badań prof. Ami Schattnera z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Lek otrzymuje się z szafranu, a korzystano z niego już w starożytnej Grecji. Kolchicyna, to lek używany przez antycznych Greków i Egipcjan. Jest jednym z niewielu środków, które przetrwały tysiące lat i nadal używane są w nowoczesnej medycynie do leczenia stanów zapalnych wywołanych przez dnę moczanową oraz Rodzinnej Gorączki Śródziemnomorskiej (FMF), która jest szczególnie powszechna wśród mieszkańców Izraela pochodzenia północnoafrykańskiego. Prof. Ami Schattner poinformował, że przeprowadzono dotąd cztery badania na 6 tys. pacjentów chorujących na Covid-19, z których każde pokazało "znaczącą poprawę stanu zdrowia u osób ciężko przechodzących chorobę oraz, co najważniejsze, zmniejszenie śmiertelności nawet o połowę" po terapii kolchicyną. Lek testowano dotąd w Kanadzie, Grecji, RPA, Hiszpanii oraz Brazylii. "Lek jest tani, potrzebna jest niewielka dawka półmiligramowa dziennie, a jego stosowanie zostało już wprowadzone, czyniąc kolchicynę ważnym odkryciem, które może znacząco przyczynić się do zmniejszenia śmiertelności wśród chorych na Covid-19, jeśli wyniki będą potwierdzone w dalszych badaniach" - powiedział profesor. "Jedynym zanotowanym efektem ubocznym terapii jest występująca u niektórych pacjentów biegunka. Około 10 proc. przyjmujących kolchicynę osób rezygnuje z terapii z tego właśnie powodu" - dodał Schattner (...) Tymczasem Dania zdecydowała się autoryzację użycia molnupirawiru - doustnego leku na Covid-19 firmy Merck & Co." [6].



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

środa, 15 grudnia 2021

P. Kraśko - jako przykład wyższej kategorii obywateli IIIRP!

Z niemałym zdumieniem przeczytałem, że Piotr Kraśko przez sześć lat jeździł samochodem bez ważnego prawa jazdy:

"(...) z ustaleń „Super Expressu” wynika, że Sąd Rejonowy w Łomży skazał dziennikarza TVN i TVN24 za kierowanie samochodem bez wymaganych uprawnień. Kraśko został zatrzymany w kwietniu do rutynowej kontroli w woj. podlaskim. Wówczas okazało się, że dziennikarz poruszał się samochodem bez wymaganych uprawnień. Te odebrano mu kilka lat wcześniej. Informator „SE” dodał, że Kraśko przyznał się do winy po tym, jak prokuratura przedstawiła mu zarzuty. Sąd miał skazać dziennikarza na karę 7,5 tys. zł grzywny oraz wymierzyć mu kolejny rok zakazu prowadzenia pojazdów" [1].

No i oczywiście pojawiły się głosy broniące dziennikarskiego celebryty. Najpierw nieoceniony celebrycki adwokacina Roman Giertych raczył był napisać: "Odczepcie się od Kraśki! To jego prywatna sprawa. Nikomu krzywdy nie zrobił. Poniósł przewidzianą prawem karę i tyle. Każdego kto w tej sprawie ma inne zdanie zachęcam do wyrażenia go. Ban murowany" [2].

Dołączył do niego równie nieoceniony dziennikarski celebryta Jacek Żakowski, który był rzekł: "Celebryci, jak Kraśko, i tak ponoszą dodatkową karę, bo ich grzechy są publicznie dyskutowane (...)
profesjonaliści, jak wszyscy inni ludzie, popełniają w życiu prywatnym błędy i jak inni ponoszą za nie kary (...) Kraśko jest fantastycznym znawcą polityki zagranicznej, doskonałym dziennikarzem. Jeżdżąc z prawem jazdy jest tak samo świetnym dziennikarzem, jak bez prawa jazdy. To samo dotyczy innych profesjonalistów, z wyjątkiem zawodowych kierowców i polityków, którzy z wielu względów powinni być jak żona Cezara (...) Wybitni, utalentowani ludzie jak Piotr Kraśko, są skarbem publicznym. Nie ma wielu takich. Jeśli będziemy marnowali ich pochopnie, to skażemy się na beztalencia i sami się ukarzemy [1]

Mnie już przeszło negatywne zadziwianie się tzw. elitami III RP, które tworzą wzajemnie powiązane i na zabój również broniące się wzajemnie różne i nie tylko celebryckie kasty: prawniczą, dziennikarską, artystyczną, lekarską, polityczną, dawnych i komunistycznych cywilnych i wojskowych służb specjalnych, itp...

Natomiast prawo winne być równe dla wszystkich, ale owe kastowe elity czują się po prostu bezkarne i traktują własnych siebie jako wyższą kategorię obywateli Polski. Na to nie może być zgody. 

Czy pamiętamy jeszcze, że niektórzy prawnicy nie zostali w ogóle prawomocnie skazani, chociażby kradnąc ze sklepów... a obok tego starsza kobiecina została skazane za kradzież batonika? A czy pamiętamy przypadek P. Najsztuba, który też bez prawa jazdy i ważnego przeglądu technicznego swojego samochodu, potrącił na pasach 77 letnią kobietę i nawet SN go uniewinnił z kuriozalnym uzasadnieniem? [3].  A wspomniany Roman Giertych, który mimo wezwań nie zamierza stawić się na przesłuchanie w prokuraturze? 

To tylko przykłady i sądzę, że każdy z nas byłby w stanie podać ich jeszcze więcej, ale one potwierdzają regułę o tzw. elitach III RP: stawiają się ponad prawem i uważają siebie za jakąś wyższą od reszty społeczeństwa kategorię ludzi. Tyle tylko, że są tak oderwani od rzeczywistości, że w poczuciu swojej wyższości po prostu stają się śmieszni. Żyją w swojej mitomańskiej i megalomańskiej  "bańce" a nas, zwykłych Polaków uważają za jakieś inne, niższe formy człowieczeństwa.   I zawsze nerwowo reagują, jak ktoś w końcu zaczyna o nich mówić krytycznie i prawdziwie. Wówczas zaczynają się wzajemnie bronić, chociażby nawet wbrew prawu i zdrowemu rozsądkowi. 

Kiedyś napisałem, że największym nieszczęściem idioty jest to, iż nie wie, że tym idiotą jest. Dedykuję to zdanie indywidualnie do większości przedstawicieli tychże kastowych tzw. elit III RP! A tym, którzy z nich są jeszcze na tyle intelektualnie "kumaci" a żyją w przeświadczeniu własnej wielkości zacytuję następujące zdanie: "Miarą dojrzałości i wielkości człowieka jest dostrzeżenie i dostrzeganie przez niego własnej małości!". Może ono jakoś podziała na te resztki w miarę inteligentnych przedstawicieli tych elit. Ale to taka tylko moja nadzieja, którą wyrażam bez przekonania...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 12 grudnia 2021

Stan Wojenny. To już 40 lat...

Jutro mija okrągła 40 rocznica wprowadzenia w Polsce Stanu Wojennego, który utrącił na lata marzenia o wolnej Polsce.

Miał dwojakiego rodzaju cel: zniszczyć ruch I Solidarności i zabić w polskim narodzie nadzieję w dążeniu do prawdziwej suwerenności i niepodległości naszej Ojczyzny a także ochrony jej dotychczasowego kierownictwa i utrzymania jawnej bądź ukrytej „wałęsowsko-jaruzelskiej” ("bolkowo-wolskiej") kontroli nad związkiem.  I te cele zostały osiągnięte. Internowano 10 tys. osób, zabito bezpośrednio przeszło 100 osób a ile pośrednio do dziś nie jesteśmy w stanie policzyć, zmuszono w latach 1981-1983 do emigracji przeszło milion najbardziej patriotycznych Polaków, którzy mogli budować od nowa naszą Ojczyznę... jakże ich zabrakło w 1988 czy 1989 roku... No i udało się utrzymać Bolka u władz Solidarności wraz z tzw. konstruktywną, różową opozycją i jednocześnie eliminując z kierownictwa związku niemal wszystkie jednostki naprawdę patriotyczne.

Takie rocznice skłaniają do refleksji, tym bardziej, iż dzisiaj - podobnie jak przez ponad już 30 lat - próbuje się w dalszym ciągu wybielać i zmieniać historię. Ze zdrajców, sowieckich agentów i morderców pogrobowcy PRL oraz III RP starają się zrobić ludzi honoru a z ludzi walczących wówczas i dziś o Polskę oraz prawdę niemal ówczesnych oprawców. Jest tak tylko z jednego powodu: III RP po 1989 roku była kontynuacją PRL a jej elity stanowili postkomuniści oraz ludzie będący ich zwolennikami, agentami, antypolakami i nie-Polakami a także szumowinami, które za komfort finansowy byli w stanie zrobić wszystko, ze zdradą włącznie. Brak lustracji i dekomunizacji był i jest największą zbrodnią dzisiejszych, opozycyjnych teraz elit PRL-bis i za to winniśmy ich rozliczyć. Już nie mówię o zdradzie i antypolskim Okrągłym Stole i Magdalence, które w większości były spotkaniami komunistów (czerwonych) i ich TW czy KO z tzw. różowej, czyli "konstruktywnej", ale mającej korzenie w większości komunistyczne (trockistowskie), opozycji. Zresztą trzon tych niby opozycjonistów stanowili w dużej mierze członkowie KOR-u.

Warto też jeszcze głębiej zastanowić się nad tym, że według T. Fiszbacha, ówczesnego Wicemarszałka Sejmu Kontraktowego (lipiec 1989-listopad 1991) a wcześniej - w latach 1975–1982 - pełniącego funkcję  I sekretarza KW Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdańsku, na 58 wszystkich uczestników Okrągłego Stołu po obu stronach zasiadało aż 47 Polaków pochodzenia żydowskiego [1].

Ale też było i inne jeszcze spotkanie. Na dzień przed spotkaniem w Magdalence "Lech Wałęsa 15 września 1988 r. spotkał się w rządowym pałacyku na Zawracie z gen. Czesławem Kiszczakiem, Stanisławem Cioskiem i ks. Alojzym Orszulikiem, aby ustalić szczegóły zakulisowych rozmów między komunistyczną władzą a „konstruktywną opozycją". Wałęsa na widok szefa MSW od razu zadeklarował, że wcale nie chce „zakładać natychmiast »Solidarności«" [2]. Przypominam, że obrady Okrągłego Stołu zaczęły się dopiero 6 lutego 1989 i tak naprawdę służyły li tylko "przyklepaniu" decyzji podjętych już dużo wcześniej i był to "cyrk i igrzyska" dla "głupiego, polskiego luda". 

Jakże wielu z nas jednak im zaufało... i jak zostaliśmy oszukani... Nawet jeszcze dzisiaj niektórzy - i nieraz bardzo prawi ludzie - jeszcze tkwią w tym kłamstwie nie potrafiąc pokonać dysonansu poznawczego, czyli - tym przypadku - dysonansu politycznego. 

Najbardziej dziwne i oburzające jest to, że do dzisiaj ci ciemiężyciele Polaków wyprowadzający czołgi na ulice i zmuszający do opuszczenia kraju przez polskich patriotów, ci mordercy... unikają odpowiedzialności więziennej lub skazania za zdradę Polski a dodatkowo wielu z nich przez te ponad 30 lat było gloryfikowanych, choćby poprzez zbyt wysokie świadczenia społeczne i nazywanie ich ludźmi "honoru". Ich miejsce, czyli np. W. Jaruzelskiego czy Cz. Kiszczaka oraz dodatkowo miejsce zdrajców z tzw. "konstruktywnej opozycji" spod znaku Bolka, Michnika, Geremka, Mazowieckiego, Balcerowicza i wielu innych jest na śmietniku polskiej historii i za naszego życia powinni odpowiedzieć za zdradę Ojczyzny, zdradę Polski. Niestety tak się nie stało i chyba się nie stanie. Powoli odchodzą na wieczny spoczynek w poczuciu bezkarności. Dobrze, że chociaż obecne władze zmniejszyły im świadczenia emerytalne, ale to zbyt mało niestety.

Od iluż już lat mówi się głośno o odebraniu stopnia generalskiego choćby generałom: W. Jaruzelskiemu i Cz. Kiszczakowi. Nawet choćby pośmiertnie, bo wolna Polska nie może w ten sposób gloryfikować katów naszego narodu. I... jakoś nie możemy się tego doczekać. 

Postkomuniści przeszli okres polskiej transformacji niemal bez żadnych szkód osobistych a było raczej przeciwnie: to Oni uwłaszczyli się na polskim majątku a wielu z nich do dzisiaj żyje w finansowym luksusie, gdzie tysiące a może i setki tysięcy Polaków, dzięki którym możliwe było powstanie I Solidarności jeszcze żyje lub już umarło w biedzie i w zapomnieniu. 

Ale jak mogło być inaczej, skoro ostatnio zobaczyliśmy jak w dwudziestą rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego do domu generała W. Jaruzelskiego przyszedł A. Michnik i stwierdził, że kocha W. Jaruzelskiego i zawsze będzie jego i Wałęsy bronił... a przecież to właśnie A. Michnik w dużej mierze kształtował polskie przemiany [3]. Te sceny miłości ze strony Michnika do generała były żenujące i powinny być dla Polaków po prostu obrzydliwe. 

Mnie Stan Wojenny zastał, gdy miałem niespełna 14 lat (ur. marzec 1968) i całe życie przed sobą..., ale dzięki rodzinie byłem już uświadomionym patriotycznie młodym Polakiem. Podjąłem wtedy walkę tak jak umiałem. Pisałem przepełnione uniesieniem i polskością wiersze, chodziłem na comiesięczne demonstracje, które kończyłem z gazowymi łzami w oczach, czytałem prasę i literaturę patriotyczno-historyczną wydawaną w drugim obiegu, uczestniczyłem w mszach świętych w intencji Ojczyzny, po których ZOMO-wcy wyskakiwali z jakichś pomieszczeniem i pałowali jak popadło, odśpiewałem w szkole podstawowej Rotę na lekcji języka rosyjskiego... przez co o mój ojciec miał wiele kłopotów, wybijaliśmy  z kolegami szyby w komendach miejskich MO i obiektach wojskowych, nosiłem "oporniki" w swetrze, kolportowałem ulotki, które pomagałem drukować moim starszym kolegom i... wierzyłem w Lecha Wałęsę...

Później, po śmierci bł. Jerzego Popiełuszki nadzieja na zwycięstwo Solidarności umarła. Byłem na jego wspaniałym pogrzebie w Warszawie, ale tak naprawdę pozostało mi tylko zdobywanie wykształcenia i wielogodzinne domowe oraz towarzyskie dyskusje. Ale nie był to czas nadziei a raczej czas poczucia, że została zmiażdżona polskość, czas smutku i marazmu...

W Stanie Wojennym coś umarło, umarła nadzieja na wolność czego skutki odczuwamy do dzisiaj...

Najgorsze - powtórzę - jest to, że ci wszyscy koncesjonowani opozycjoniści z Wałęsą, Geremkiem, Kuroniem, Michnikiem i innymi okazali się zdrajcami naszej walki o wolność Ojczyzny. Zdradzili nas przy OS i w Magdalence czego też skutki odczuwamy do dzisiaj...

Pamiętam początek strajków w 1980 roku i powstanie Solidarności. Wróciłem wtedy z kolonii (jako niemal 13 latek) i zobaczyłem radość w oczach mojego śp. Ojca (zresztą ideowego wtedy socjalisty). Cieszył się, że wreszcie nastąpi wolność i zwiększenie demokratycznych swobód, ale oczywiście w ramach tamtego ustroju. Nie pamiętam już czy "złożył" wtedy legitymację partyjną, czy też czekał na wewnętrzne reformy PZPR, ale od tego czasu – słuchając Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki – codziennie prowadziliśmy kilkugodzinne dyskusje: ja (mając kontakt poprzez rodzinę z zarządem kilku Regionów Solidarności i czytając prasę podziemną) z pozycji chyba "radykała" opowiadającego się za koniecznością porzucenia idei komunistycznych w całości, ojciec zaś był zwolennikiem reform i wierzył w "błędy i wypaczenia"...

Pamiętam - o czym wspomniałem - Stan Wojenny, który całkowicie już pozbawił mojego ojca złudzeń, co do rzeczywistości i uznał, że tylko najgorsze "szuje" i karykatury emocjonalne oraz  pospolici tchórze i kryminaliści walczą z własnym narodem. Byłem wtedy dumny, że ojciec przyznał mi - w sumie "gówniarzowi" - rację...

Pamiętam comiesięczne pochody każdego 13-tego miesiąca i szalonych ZOMO-wców czy ORMO-wców biegających (w cywilu i w opakowaniu państwowego terrorysty) za nami z pałami na wierzchu... Jakże wtedy oni byli wściekli, przesłuchiwali, straszyli, ślinili się i chuchali przetrawionym alkoholem pieniąc się ze złości... a my im o prawach człowieka, o parszywym Stalinie i Hitlerze, do których są podobni... Jakże wtedy można było być dumnym z wewnętrznego człowieczeństwa patrząc na tchórzy, którym została już tylko siła, pała, gaz łzawiący, armatki wodne, brutalność i jakieś zezwierzęcenie. 

Pamiętam moment, kiedy niemal nakryto nas na kolportażu i drukowaniu... kajdanki, pałowanie, podrzucanie dowodów, prowokowanie, udowadnianie, że "prowadzimy działalność antypaństwową", "znieważamy organy państwowe", "jesteśmy groźnymi bandytami", itd... Jakże wtedy byliśmy już "twardzi"... Mieliśmy trzy lokale (dziś chyba trzy komputery lub kopie dysków w innych miejscach), gazetki rozprowadzaliśmy ukrywając matryce po każdych kilkuset sztukach (dziś chyba powiedzielibyśmy: kopiując na pendriwach zawartość twardych dysków i alokując je w rożnych miejscach), dla niepoznaki w szafach mieliśmy książki i gazetki komunistyczne, mieliśmy ukształtowaną "sieć" znajomych, którzy w razie "kotła" mieli informować nawet ludzi dobrej woli za granicą (dziś powiedzielibyśmy zapewne... mieli informować wszelkie organizacje na całym świecie zajmujące się ochroną praw człowieka i przestrzeganiem zasad demokracji), robiliśmy zdjęcia oprawcom (dziś można nawet i filmować telefonem komórkowym ich twarze oraz nagrywać nawet z innego mieszkania i przekazywać w świat...). Wtedy zdążyliśmy - ostrzeżeni - oczyścić lokal i nic nie znaleźli, ale i tak na komendzie spędziliśmy kilkanaście godzin, co dla takiego smarkacza jak ja było naprawdę traumatycznym przeżyciem.  Byłem nieletni, więc jakoś moi bliscy mnie stamtąd wyciągnęli.

Byłem w tej całej hierarchii opozycyjnego mojego środowiska chyba najmłodszym, więc za dużo nie miałem do powiedzenia i wykonywałem polecenia starszych kolegów, ale te wszystkie opowiedziane rzeczy doskonale pamiętam i chyba to one mnie ukształtowały i też sprawiły, że do dziś jestem gorącym polskim patriotą i antykomunistą.

[1] Kozakiewicz Mikołaj, Byłem marszałkiem kontraktowego..., rozdz.: Zapiski marszałka - Pierwsze dni urzędowania,  Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1991, ISBN 83-7066-180-7, s. 131
[3] Filmik promujący "Magazyn Śledczy A. Gargas" o tym nocnym spotkaniu W. Jaruzelskiego z A. Michnikiem: https://www.youtube.com/watch?v=PBDfKQA7Dps&t=208s 

P.S. Jakoś tak zawsze myśląc o Stanie Wojennym przypomina mi się piosenka z tekstem:

Trzynastego grudnia roku pamiętnego
Wylęgła się WRON-a z jaja czerwonego.
Rozpostarła skrzydła od Gdańska po Kraków
Wtrąciła za kraty najlepszych Polaków.
Rozpostarła skrzydła i klepie slogany,
Aż otworzył oczy naród oszukany.
Prawdziwi Polacy w więzieniach siedzieli
Bo się o swój honor wreszcie upomnieli.
Że strzelać nie będzie, WRON-a obiecała
Tymczasem na Śląsku, znów się krew polała.
Rodacy, Polacy, nie dajcie się męczyć
Trzeba wreszcie WRON-ie podły łeb ukręcić
Śpiewa cała Polska, śpiewa naród cały,
Aż się z dupy WRON-ie pióra posypały.
Jak wiecie Rodacy, prawda nie upadła
Bo czerwoną WRON-ę „SOLIDARNOŚĆ” zjadła

-------------------------------------------------

I na koniec "epitafium" dla generała Wojciecha Jaruzelskiego...

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/ZKNcv2EE67s" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 11 grudnia 2021

Dlaczego skrytykowałem Prezydenta RP?

Mój ostatnie posty pt.: "Tu jest Polska a nie Polin Panie Prezydencie RP - stracił Pan moje zaufanie!" [1] oraz "Polska to "polin"? Nigdy!" [2] były zapewne przez wielu z Was, moi szanowni czytelnicy, odebrane z mieszanymi uczuciami. I ja dobrze o tym wiem i jestem nawet w stanie Was zrozumieć. Wszak od bardzo wielu już lat spod mojego pióra wyszło setki notek, które w większości były bardzo przychylne PiS i w nich moim wrogiem tak naprawdę była dzisiejsza opozycja czyli w różnych konfiguracjach PO, UD/UW, KLD, SLD, Nowoczesna, PSL, Obywatele RP i inne tego typu antypolskie organizacyjnie skonfigurowane partie polityczne bądź jakieś stowarzyszenia czy fundacje, począwszy od PZPR, SD, ZSL czy Fundacji Stefana Batorego założonej w 1988 roku (sic!) przez G. Sorosa w celu pilnowania i nadzorowania polskich przemian i złodziejskiej prywatyzacji majątku polskiego zwanego Planem L. Balcerowicza, czyli tak naprawdę Planem Żydów: J. Sachsa, G. Sorosa i Lipmana opartym na tzw. Konsensusie Waszyngtońskim.    

Nie będę teraz epatował tym, że już nawet w roku 1980 i mając zaledwie 12 lat byłem aktywnym, ale i trochę dziecięco naiwnym politycznie antykomunistą. Wraz z ojcem słuchałem "Radia Wolna Europa" czy "Głosu Ameryki". Przegadałem z nim wiele nocnych godzin. Miałem dostęp do prasy podziemnej. Wtedy poznałem historię Katynia, "Folwark Zwierzęcy" i "1984" G. Orwella czy np. "Rewolucję bez rewolucji" L. Moczulskiego, który po latach okazał się ubeckim konfidentem. 

Do dzisiaj z rozrzewnieniem i nawet mile wspominam jak bodajże w siódmej klasie szkoły podstawowej na lekcji języka rosyjskiego wstałem i zaintonowałem "Rotę". Prawie cała klasa też wstała i ze mną śpiewała. Co to się wtedy działo: wezwanie rodziców "na dywanik", ale też sprawiłem kłopoty mojemu ojcu, który ze względu na mnie miał kłopoty w pracy. 

Po 1981 roku (Stan Wojenny) co każdy miesiąc uczestniczyłem w demonstracjach antykomunistycznych z "opornikiem" w swetrze czy koszuli  i bardzo często byłem pałowany przez ZOMO czy ORMO. Zorganizowałem też mini grupę dywersyjną, która wybijała okna koszarów wojskowych czy komisariatów milicji. Ujawniłem się jako jeden z kolporterów pism niezależnych i przez to ledwo skończyłem technikum, ale na szczęście nie można mnie było wyrzucić za brak wiedzy i jakoś udało mi się zdać maturę nawet ze średnią oceną 4.8 i studia ekonomiczne (1988-1993) z oceną 5.0 na dyplomie. Piszę to tylko dlatego, żeby wskazać, że moje poglądy są ugruntowane od bardzo dawna i dziś - może tylko subiektywnie - mam jakieś tam prawo do swojej oceny obecnie rządzących.

Tak, wstydzę się okresu 1988-1991, kiedy uległem fascynacji zarówno L. Wałęsą, L. Balcerowiczem jak i A. Michnikiem, ale kto wtedy tak naprawdę wiedział kim rzeczywiście oni są i jaką tak naprawdę Polskę chcą zbudować? Natomiast od Nocnej Zmiany (1992), kiedy to usunięto z funkcji premiera J. Olszewskiego, mam już stałe poglądy, które niemal zawsze ujawniały się poparciem PC a później PiS-u. 

No, ale zabrnąłem we wspomnienia, które może kiedyś opiszę jako czynny świadek przepoczwarzenia się komunizmu (realnego socjalizmu) w tak naprawdę jego kontynuację zwaną III RP, czyli PRL-bis. 

Więc wracam do meritum. 

Rzeczywiście poczułem się jako Polak niemal upokorzony, kiedy mój Prezydent Andrzej Duda wypowiedział podczas żydowskiego Święta Chanuki w Pałacu Prezydenckim słowa - zwracając się do rabinów żydowskich -  że tutaj (w mojej Ojczyźnie) jest "polin", jak podobno Polskę nazywają Żydzi, choć de facto określenie to znaczy "tutaj spocznij (odpocznij)".

I tutaj wobec mnie posypała się krytyka, że nie rozumiem znaczenia tegoż słowa i jako argumentu moi adwersarze przytaczali informacje m.in. z Wikipedii, że "polin" dla Żydów oznacza li tylko Polskę i jest to żydowskie tłumaczenie nazwy naszego kraju. 

Jak wypowiadał się ksiądz profesor W. Chrostowski "Słowo „Polin” ma związek z żydowską opowieścią. (…) Jej początki sięgają końca XV w. i początków XVI w., kiedy to Żydzi zostali wypędzeni z Półwyspu Iberyjskiego, z Hiszpanii i Portugalii. Udali się wtedy na Wschód w dwóch zasadniczych kierunkach: jedna fala udała się w kierunku Konstantynopola, bo chciała być bliżej Ziemi Świętej, a druga fala udała się na Wschód. Kiedy Żydzi wędrowali na Wschód, prosili Pana Boga, żeby wskazał im kraj, w którym mogliby odpocząć. W ten sposób dotarli do kraju, gdzie są puszcze. Samo słowo: puszcza ma w sobie wydźwięk, który oddaje ten onomatopeiczny charakter tego, co się w puszczy dzieje. Właśnie w tej puszczy usłyszeli najpiękniejszą hebrajską spółgłoskę – ( z pol. Sz). (…) Ta spółgłoska jest jednocześnie spółgłoską, którą Żydzi umieszczają w tzw. mezuzie, czyli jest to szczególne oznaczenie żydowskiego domu. (…). Usłyszeli więc ten dźwięk i pomyśleli, że znaleźli się wreszcie u siebie. Podnieśli głowy i zobaczyli napisane dwa słowa: „Po” i „Lin”. Zatem „Polin” – "tutaj pozostań jest to zarazem hebrajska nazwa Polski" [3].

Ale zwróćmy uwagę dokładnie na to, co powiedział ksiądz profesor. Słowo "polin", które używają Żydzi niby tłumacząc na ichni język nazwę naszego kraju historycznie powstało w końcu XV i początkach XVI wieku a nazwa Polska (w różnych konfiguracjach semantycznych) jest o 500 lat starsza a pierwsze wzmianki o Polsce sięgają lat 997–1003 n.e. [4]. Także Żydzi dopiero po setkach lat tak zaczęli określać nasz kraj i tylko dlatego, że fonetycznie niemal brzmiał jak ich "tutaj odpocznij" i mogli w ten sposób nadać mu dwuznaczne skojarzenie: dla Gojów (czyli nie-Żydów) jako tłumaczenie nazwy Polska a dla siebie jako miejsce ich spoczynku (odpoczynku). 

Dla mnie jednak ważniejsze od samego tłumaczenia tego słowa jest fakt, jak odczuwają i myślą Żydzi, gdy słyszą Polin i to jeszcze wypowiedziane w taki sposób przez prezydenta RP. Pisałem, że Oni są bardzo czuli na słowa i jeżeli nazwali tak swoje muzeum to znaczy, że "tutaj ma być miejsce ich spoczynku (odpoczynku)" a nazwa wcale nie odnosi się etymologicznie do Polski. To jest i była tylko zbieżność fonetycznego brzmienia żydowskiego "Po" znaczące po hebrajsku – "tutaj" i "Lin" oznaczające po hebrajsku  – "odpocznij". 

Swego czasu poświęciłem wiele dni na zrozumienie mentalności żydowskiej. 

Przeczytałem i obejrzałem chyba wszystko, co w polskim języku było dostępne, bo niestety nie znam hebrajskiego ani jidysz. Szczególnie zaś starałem się poznać wersety Talmudu, ideologii większości obecnych Żydów, która nie ma już nic wspólnego z Torą, czyli Pięcioksięgiem Starego Testamentu.  Po siedmiu notkach z serii "Nie można poznać Żydów bez znajomości ich Talmudu" postanowiłem trochę przerwać ich pisanie, bo natłok myśli i wiedzy mnie negatywnie przytłoczył. 

Cywilizacja żydowska jest diametralnie różna od cywilizacji chrześcijańskiej, łacińskiej. To dwa odrębne światy. Polecam wykłady i książki wspomnianego księdza profesora W. Chrostowskiego czy doktor E. Kurek. 

My Chrześcijanie robimy ogromny błąd, bo oceniamy Żydów wedle naszej hierarchii wartości a tak po prostu nie można. Kluczem do zrozumienia ich postępowania faktycznie jest poznanie ich Talmudu, bo inaczej - z naszej łacińskiej perspektywy - nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć. Oni traktują Gojów (czyli nas) jako podludzi i niczym bydło. Uważają, że jest dobre okłamywanie Gojów a ich majątek można po prostu zagarnąć bez konsekwencji. Żaden talmudyczno-rabiniczny Żyd nigdy nie odda swojego życia za najbliższych lub obcych, bo najważniejsze jest tylko jego życie. Odnoszą się do Dziesięciu Przykazań, ale dla nich te Boże Przykazania dotyczą tylko ich pobratymców a nie Gojów, bo tylko Oni są "narodem wybranym" i tylko Oni posiadają duszę. 

I co zrobił Prezydent RP? Ano wielokrotnie powiedział, że Żydzi to naród wybrany, chociaż z chrześcijańskiego punktu widzenia przestał nim być w momencie ukrzyżowania Jezusa Chrystusa.

Powtórzę jeszcze raz: "polin" to nie jest dla Żydów ich hebrajskie tłumaczenie Polski jako kraju. To jest pewna ich idea, którą już od dawna lansują opierając się właśnie na zmyślonej legendzie o tym, że Polska może być dla nich drugą "ziemią obiecaną". Prawda jest natomiast taka, że po prostu wykorzystali nasze chrześcijańskie miłosierdzie i nie są nam w ogóle za to wdzięczni a wprost przeciwnie - atakują nas cały czas. Tak, dla nas to nie jest zrozumiałe, ale dla nich tak. Użycie przez Prezydenta A. Dudę sformułowania, że "tu jest polin" jest karygodne. O ile lepiej by brzmiała np. taka fraza: "Polska od wieków jest gościnna i otwarta na współpracę z Wami i tak pozostanie". Poza tym też  Pałac Prezydencki nie jest od obchodzenia świąt żydowskich. Od tego jest Synagoga i to Żydzi winni zaprosić do niej A. Dudę a nie odwrotnie.

Chociaż jest jeden aspekt całej tej sytuacji, który w jakimś sensie może bronić naszego prezydenta. Jeżeli faktycznie przyjmiemy założenie, że Żydzi rządzą światem, to jakaś forma usłużności wobec części środowiska żydowskiego może i jest konieczna do tego, abyśmy mogli realizować - choćby w małym stopniu - cele propolskie. 

Czy rzeczywiście tak jest? Pytanie zostawiam otwarte...




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com


wtorek, 7 grudnia 2021

Tu jest Polska a nie Polin Panie Prezydencie RP - stracił Pan moje zaufanie!

Niezwykle jest mi smutno, że muszę napisać dziś to, co napiszę. Głosowałem bowiem na Pana w dwukrotnych wyborach prezydenckich, w których Pan z sukcesem startował. 

Ale też zawsze pisałem, że będę oceniał nawet mojego prezydenta i mój rząd krytycznie, jeżeli będę przekonany, że dzieje się źle w mojej Ojczyźnie i źle dla mojej Ojczyzny, czyli Polski. 

Tak Panie Prezydencie RP! Tutaj jest Polska a nie żadne żydowskie "polin" jak powiedział Pan podczas uroczystego zapalenia świec żydowskiej Chanuki w Pałacu Prezydenckim. Pisałem zresztą na ten temat w jednej z ostatnich moich notek pt. "Polska to "polin"? Nigdy!" [1], wyrażając smutek i wściekłość Pana przemową. 

Musiał jednak upłynąć tydzień zanim dotarło do mnie, co tak naprawdę dla talmudyczno-rabinicznych Żydów oraz Polaków znaczą słowa wypowiedziane przez Pana podczas tej uroczystości. I niestety są to konstatacje bardzo smutne dla Polski i Polaków a przecież Pan jest polskim a nie żydowskim prezydentem!

Musimy bowiem zdawać sobie sprawę, że Żydzi bardzo poważnie traktują wypowiadane przez innych słowa na swój temat i chyba Pan, Panie Prezydencie też to wie, bowiem nie jestem w stanie uwierzyć, że nazwanie Polski "polinem" nie było przemyślane. Było i jest to porażające.

Talmudyczno-rabiniczni Żydzi usłyszeli słowa, które nigdy nie powinny paść z ust polskiej "głowy państwa". Tym przemówieniem Pan, Panie Prezydencie złożył hołd lenny Żydom, oddając Polskę w ich posiadanie. Powiem nawet ostrzej - takie słowa i usłużne poddaństwo są atrybutami zdrady stanu wobec Polski!

Zresztą całe Pana przemówienie było skonstruowane wedle żydowskiej a nie chrześcijańskiej wrażliwości a dla mnie jest zastanawiająca Pana dobra znajomość historii Żydów. 

Wielokrotnie gaworzył Pan o "nardzie wybranym", który to naród odrzucił Syna Bożego Jezusa Chrystusa i tym samym przestał być tym "narodem wybranym". Sami Żydzi bowiem w odniesieniu do Jezusa Chrystusa krzyczeli: "Krew Jego na nas i na dzieci nasze". Ponadto mówił Pan o tysiącletniej historii Żydów na naszych ziemiach, co jest historyczną nieprawdą. 

Podobnie mówił Pan o pokojowym współistnieniu Żydów i Polaków na polskiej ziemi. Już Pan zapomniał o niechlubnej roli Żydów podczas Powstania Styczniowego czy Powstania Listopadowego? Czy zapomniał Pan jak bardzo Żydzi byli przeciwni powstaniu Polski po rozbiorach? A może też zapomniał Pan rok 1920 oraz jak to Żydzi witali sowieckiego agresora po 17 września 1939 roku, kiedy denuncjowali Polaków Sowietom skazując ich na śmierć? A powojenna żydo-komuna, która mordowała polskich patriotów, żołnierzy wyklętych? Tego też Pan nie pamięta? 

A teraz. Czy naprawdę Pan nie widzi tej nagonki Żydów na Polaków, którzy odrażająco kłamliwie oskarżają nas o współwinę (a może i winę?) za ich Holocaust? Albo czy nie zauważa Pan, że roszczą sobie od nas prawa do jakichś tam pozaprawnych odszkodowań, które Polska ma im zapłacić za bezspadkowe wojenne i powojenne mienie utracone przez nich na terenie okupowanej przez Niemców a później Sowietów Polski, co zostało wyrażone w amerykańskiej ustawie Just 447 Act?

I Pan śmiał im powiedzieć, że mój kraj - Polska jest żydowskim "polinem"? Polska, o którą walczyli nasi polscy przodkowie! To jest naprawdę odrażające. Po czymś takim Pan, Panie Prezydencie RP winien być odsunięty od sprawowania swojej funkcji. 

Oczywiście wiem, że moje słowa są bardzo ostre, ale - jako ten, który głosował na Pana - mam prawo do takich wypowiedzi, bowiem zawiódł Pan moje zaufanie, choć już wcześniej zdarzały się sytuacje, gdzie coraz bardziej te moje zaufanie topniało. 

Nie został bowiem przez Pana opublikowany słynny Aneks do Raportu z Likwidacji WSI, nie została wycofana ustawa o bratniej pomocy 1066, nie został ujawniony zbiór zastrzeżony IPN, nie wyjaśniono  okoliczności śmierci bł. J. Popiełuszki czy też prawdy o tragedii smoleńskiej. Nie mówię już o np. braku wprowadzenia programu CELA+, który miałby doprowadzić do uwięzienia aferałów z PO-PSL. A oczekiwana przez nas degradacja stopni generalskich dla W. Jaruzelskiego czy  Cz. Kiszczaka? To nie nastąpiło. Wszystkiego tego oczekiwaliśmy od nowych, naszych władz, w tym Pana, Panie Prezydencie, który nie wiem dlaczego zawetował też ustawy reformujące polskie sądownictwo - i to po rozmowie z M. Gersdorf! 

Szkoda, Panie Prezydencie, że swoimi działaniami i słowami zasiał Pan u mnie nieufność do Pana. Trudno będzie je odzyskać, bo ja czuję się Polakiem w mojej Polsce a nie w żydowskim "polin"!



(WSI, Aneks do Raportu, ustawa 1066, , ujanienie zbioru  zastrzżonego IPN)

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Jarosław Gowin - smutny życiowy dramat

Nie mam zamiaru znów - jak przez lata - krytykować Jarosława Gowina. Powiem tylko, że od zawsze wskazywałem u niego brak kośćca etyczno-moralnego, co było aż nadto widoczne: zawsze chciał być u władzy, obojętnie kto by naszym krajem rządził. Jak była to PO to był  blisko niej, jak PiS to znów się do tej partii przytulił. I zawsze osiągał naprawdę szczyt swoich możliwości, czyli bycie wicepremierem polskiego rządu, choć ani wiedza, ani umiejętności nigdy nie predestynowały go do objęcia aż tak ważnej funkcji państwowej. 

Ale... widać, że to dla niego było za mało. Sądzę, że marzył zostać premierem a nawet prezydentem Polski. Został wewnętrznie psychicznie uwikłany przez własne dążenia, które w miarę ich postępu oderwały go od rzeczywistości. 

Popadł w depresję, bardzo ciężką chorobę, która może w wielu przypadkach zakończyć się śmiercią i często poprzez samobójstwo. I tak jest w przypadku J. Gowina, który po nieudanej próbie samobójczej znalazł się na szpitalnym oddziale psychiatrycznym.

To jest tragedia człowieka, który nie potrafił przyjąć do wiadomości, że są jakieś uwarunkowania aby być ważną osobą w Polsce. Osiągnął w swoim życiu naprawdę dużo: był wicepremierem, miał swoją partię, decydował o wielu sprawach w naszej Ojczyźnie. 

Czego jeszcze chciał? Czy naprawdę jego  megalomaństwo i mitomaństwo doprowadziły go do choroby psychicznej?

Sądzę, że niestety tak. Stał się niewolnikiem własnych wydumanych ponad miarę osobistych aspiracji. Żył cały czas w bańce własnego samouwielbienia a odstawienie go na boczny tor stało się dla niego nie do zniesienia. Stąd ta - prawdopodobnie egzogenna - depresja, która mogła się zakończyć wielką tragedią, czyli jego śmiercią. 

Na szczęście próba samobójcza się nie powidła, ale przed J. Gowinem długa psychiczna rekonwalescencja i mam nadzieję, że zakończona sukcesem. Nikomu bowiem, nawet wrogowi, nie życzę nigdy czegoś niedobrego w obszarze jego zdrowia.  

Życzę mu szybkiego powrotu do stabilności psychiczno-emocjonalnej i zrozumienia, że trzeba się cieszyć z życia i tego, co to życie nam daje. Nie ma sensu oczekiwać od tego życia cudów, bo cudem jest tak naprawdę to, że ono trwa.    

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 5 grudnia 2021

#MuremZaPolskimMundurem - koncert

Właśnie zakończył się koncert dedykowany polskim służbom broniącym naszej granicy z Białorusią, ale także jednocześnie granicy z UE i NATO. 

Nie ukrywam, że jestem wzruszony, bo tak naprawdę to dziś po raz kolejny w naszej historii musimy przeciwstawiać się agresji innych i zawsze to czyniliśmy, niezależnie od tragicznych konsekwencji. Po prostu polski naród już tak ma: zawsze jesteśmy w gotowości bronić naszej Ojczyzny, ale też broniliśmy wielokrotnie innych: "Za naszą i Waszą wolność" - to hasło, które od wieków jest realnością. Teraz też ta nasza obrona dotyczy także obrony całej Europy a nawet świata. Już kiedyś tak było, że powstrzymaliśmy pod Wiedniem watahę islamistów i być może sytuacja się powtarza. 

I dobrze, że taki koncert powstał i składam podziękowania wszystkim krajowym i zagranicznym artystom, którzy w tym koncercie wystąpili. Warto wiedzieć, którzy to artyści naprawdę mocno przeżywają to, co na naszych granicach się dzieje. Nawet Ci młodzi jak Viki Gabor, która wyeksponowała Krzyż Chrystusa na swojej szyi. To też mnie wzruszyło, bo widać, że ta młoda osoba idzie w życiu po właściwej drodze. 

Ja wiem, że TVP znów może być krytykowana a jej szef znów wyzywany od koniunkturalistów, ale dlaczego żadna inna stacja telewizyjna nie była w stanie zrobić takiego dziękczynnego dla polskich służb koncertu? 

A naszym służbom należy się szacunek. Straż Graniczna, Wojsko Polskie wraz z Wojskami Obrony Terytorialnej i Policją służą Polsce jak najlepiej umieją. Ja składam im podziękowanie. Nie umiem śpiewać, ale może takim wpisem w jakiś tam sposób składam im hołd. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 4 grudnia 2021

Polska to "polin"? Nigdy!

Określenie "polin" jest żydowskim oznaczeniem miejsca, gdzie można spocząć. Dokładnie zaś w języku hebrajskim słowo to można odczytywać jako „tutaj spocznij". I pomimo, że fonetycznie jest zbliżone do nazwy naszego kraju, to etymologicznie nie ma z Polską niczego wspólnego i jest tylko oderwanym od rzeczywistości chciejstwem Żydów dotyczącym Polski, jako ewentualnej zamienniczki ich ziemi obiecanej - nazywanej przez nich tzw. Judeopolonią. "Polin" to nie jest żadne hebrajskie tłumaczenie nazwy naszego kraju! I o tym musimy pamiętać, bo Żydzi robią wszystko, aby takie odniesienie stało się niejako prawdą. 

A Judeopolonia? No cóż...  to ma być miejsce, gdzie Żydzi chcieliby "spocząć", gdy zabraknie dla nich miejsca w Izraelu. Chcieliby utworzyć z części Polski (nowej unijnej Germanii, czyli IV Rzeszy) nowe autonomiczne państwo żydowskie, o co zresztą zabiegali Żydzi w pierwotnym planie germańskiej Mitteleuropy. Różne wydarzenia mogą o tym świadczyć: od obchodów Święta Chanuki w polskim Pałacu Prezydenckim (czy w Knesecie lub gdziekolwiek w sferach rządzących Izraela obchodzi się np. Święta Bożego Narodzenia lub zapala się Świece Adwentowe?) poprzez jakieś posiedzenia wyjazdowe rządów polskich w Izraelu (np. w 2011 i 2019 roku) czy też ogromne finansowanie przez Polskę Muzeum Historii Żydów Polskich (a jakże - nazwanego "Polin") aż poprzez obrady Knesetu w Krakowie a także jakieś wizje artystyczne nowej polsko-żydowskiej flagi, gdzie jest Gwiazda Dawida nad polskim Orłem.


Ponadto cały czas gdzieś tam tkwi zadra między nami, czyli żądanie Żydów od Polski jakichś pozaprawnych i wyimaginowanych przez nich odszkodowań wojennych i powojennych za bezspadkowe mienie żydowskie. Tak, jest to bezczelność ze strony niektórych żydowskich środowisk, ale to właśnie one od wielu już lat prowadzą skrajnie antypolską politykę na wszystkich możliwych płaszczyznach. 

Swego czasu napisałem serię notek, które miały przybliżyć rabiniczno-talmudyczne postrzeganie świata, z których wynika przerażający obraz talmudycznych Żydów i ich Izraela jako bodajże największych rasistów na świecie zamieszkujących takież samo rasistowskie państwo [1]. 

Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że kilka dni temu (1 grudnia),  po raz 15-sty w Polskim Pałacu Prezydenckim odbyło się uroczyste zapalenie Świec Chanukowych w obecności naszej pary prezydenckiej i m.in. naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha. 

Przez wiele lat pisałem, że tego polscy prezydenci nie powinni robić, bo tu jest Polska a nie żydowskie państwo. 

Może i byłoby to celowe, gdyby odbywało się z wzajemnością, czyli gdyby Żydzi w swoim kraju tak samo traktowali nasze radosne Święta Bożego Narodzenia i np. zapalenie Świec Adwentowych czy połamanie się Opłatkiem odbywałyby się w ich odpowiedniku naszej siedziby prezydenta. Tego - jestem pewien - nigdy się nie doczekamy.  

Może też byłoby to usprawiedliwione tym, że jako Polska jesteśmy otwarci na różne religie, ale wtedy nasz prezydent powinien zapraszać przedstawicieli wszystkich religii występujących w Polsce i to w okresach ich największych świąt. Tego nie ma a jest tylko wobec religii żydowskiej. 

Tym niemniej chyba już się przyzwyczailiśmy do tego żydowskiego obrzędu obchodzonego przez naszych prezydentów, ale to, co dziś usłyszałem z ust prezydenta Andrzeja Dudy napełniło mnie z jednej strony smutkiem, a z drugiej strony wściekłością. 

Jak można było powiedzieć przy tej okazji, że teren Polski, naszej Ojczyzny "to jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich - ukształtowane historycznie, umocowane kulturowo - w którym chcemy nadal razem żyć w tolerancji, we wzajemnym zrozumieniu i szacunku. Jako prezydent RP chcę to z całą mocą podkreślić"? [2]. Tego nie jestem w stanie zrozumieć, ale niech moi czytelnicy posłuchają całość tej mowy prezydenta A. Dudy: 

Widzimy więc na tym filmiku prezydenta Polski, który nie tylko, że mija się z prawdą o 1000 letniej pokojowej obecności Żydów na naszych ziemiach, to jeszcze jego postawa jest nadzwyczaj wobec nich usłużna. Już zapomniał o niechlubnej roli Żydów podczas Powstania Styczniowego czy Powstania Listopadowego? Czy zapomniał jak bardzo Żydzi byli przeciwni powstaniu Polski po rozbiorach? A może też zapomniał jak Żydzi witali sowieckiego agresora po 17 września 1939 roku, kiedy denuncjowali Polaków skazując ich na śmierć? A powojenna żydo-komuna, która mordowała polskich patriotów, żołnierzy wyklętych? Tego też nie pamięta? 

I jak wobec tego można  było nazwać Polskę "polinem"? Zostawiam to do oceny czytelników i mogę powiedzieć, że jeżelibym teraz miał głosować, to bym się kilka razy zastanowił czy A. Duda jest tego warty. 


[1] Pierwsza z serii to "Nie da się zrozumieć dużej części Żydów bez znajomości ich Talmudu! (cz.1)"https://krzysztofjaw.blogspot.com/2018/03/nie-da-sie-zrozumiec-duzej-czesci-zydow.html

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 3 grudnia 2021

Polska w opałach!

Od dawna piszę o kondominium niemiecko-rosyjskim, dla którego silna Polska jest nie do zniesienia i najchętniej, i Niemcy, i Rosja, które od zawsze chciały graniczyć między sobą, znów chciałyby dokonać kolejnego naszej Ojczyzny. W historii już się to udawało, kiedy Polski przez 123 lata nie było na mapie Europy. 

I nie jest to tylko moje zdanie. Pani Anna Wiejak z portalu wpolityce.pl pisze m.in. tak:

"Znaczące wycofanie się Stanów Zjednoczonych z Europy i „przekazanie pałeczki” Niemcom jako strażnikowi bezpieczeństwa stanowiło sygnał dla Moskwy do powrotu do aktywnej polityki imperialnej. Dla Niemiec zaś stało się świetną okazją do umacniania swojej hegemonii. To, co obserwujemy obecnie to realizacja cichego porozumienia między Berlinem i Moskwą (...) Ten sojusz funkcjonuje bowiem również na płaszczyźnie gospodarczej. W 2019 roku szefowie 20 wielkich niemieckich koncernów spotkali się z Putinem rozmawiać o współpracy Rosji z Niemcami, co dowodzi, że dla Niemców wcześniejsze rozmowy dyplomatyczne o tworzeniu przestrzeni gospodarczej od Władywostoku po Lizbonę są jak najbardziej aktualne (...) Warto przy tym zwrócić uwagę, że Niemcy – w przeciwieństwie do Rosji – wyciągnęły wnioski z rezultatów II wojny światowej i zrezygnowały z agresji militarnej na rzecz agresji ekonomicznej i instytucjonalnej. Umacnianie ich strefy wpływów, które ma się zakończyć – jak przewiduje nowa umowa koalicyjna SPD, Zielonych i FPD – stworzeniem z Unii Europejskiej państwa federalnego nie dokonuje się z użyciem armii, ale przemocy sądowej, finansowej i politycznej. I chociaż surmy wojenne nie wybrzmiały, to walka już trwa. Pytanie tylko, czy Polska zdobędzie się na stawienie oporu Niemcom i sterowanym przez nie unijnym instytucjom, czy się im podda? Zgadzam się w pełni z panem eurodeputowanym Patrykiem Jakim – najwyższy czas wywrócić stolik. Należy odrzucić uzależniającą nas jeszcze bardziej od Niemiec zieloną politykę i zacząć budować w Europie Środkowej wolną od ideologii przestrzeń gospodarczą, z którą uwiązana klimatycznym kagańcem gospodarka obszaru zdominowanego przez Niemcy zwyczajnie nie wytrzyma konkurencji. Tylko to bowiem da nam potencjał do późniejszej obrony przed ewentualną agresją Rosji, bo to, że ona nastąpi jest tylko kwestią czasu (...) Rosja od dawna ma apetyt na odbudowę Związku Sowieckiego, ale aby to uczynić możliwie najmniejszym kosztem, bez wikłania się w konflikt na skalę światową potrzebna była odpowiednia sytuacja polityczna, a Kreml potrafi czekać. Teraz, kiedy USA scedowały prymat w Europie na Niemcy – rosyjskiego sojusznika – nadarza się okazja, aby zrealizować imperialne plany [1].

Jak najbardziej z autorką się zgadzam, przy czym jest jeszcze gorzej. Teraz mamy wszystkich przeciwko sobie: Niemców, Moskwę, Unię Europejską i amerykańską administrację J. Bidena oraz Izraelczyków (Żydów). 

Niestety mam wrażenie graniczące z pewnością, że wszelkie na nas ataki są też po części naszą winą.

Po objęciu prezydentury przez J. Bidena nastąpiła zmiana polityki USA względem Europy o 180 stopni. Administracja nowego prezydenta znów postawiła na Niemcy, wycofała sankcje wobec Nord Stream 2 (co skutkuje tym, że już w tym roku rurociąg będzie uruchomiony) i najprawdopodobniej oddała Polskę w ponowne zarządzanie Niemcom. A jak Niemcom to i po części Rosji w ramach właśnie kondominium rosyjsko-niemieckiego. Oczywiście Amerykanie nie oddali nas w całości i być może nadzorują Niemcy i Rosję, ale raczej obejmuje to amerykańskich i izraelskich Żydów, którzy chcą nas okraść z ogromnych pieniędzy (finansowo lub w naturze) w ramach tzw. bezprawnych reparacji wojennych od Polski (Just Act 447) lub też mają zamiar zbudować swoje Polin (Judeopolonię).  

Napięcie na granicy Polski z Białorusią (nie mogło to się odbyć bez zezwolenia Kremla), atak unijnych elit na Polskę z groźbą wstrzymania pomocy unijnej w ramach Funduszu Odbudowy, jednoosobowe nałożenie przez TSUE kary w wysokości 500 tys. euro dziennie za brak wstrzymania pracy kompleksu Turów a nawet nagły powrót D. Tuska do kraju... to nie są przypadki. Wszystko jest skorelowane w czasie a ostatecznie ma doprowadzić do upadku obecnych rządów i przejęcia ich przez proniemieckich (prorosyjskich i prożydowskich?) zdrajców Polski.  

Niestety, ale i właśnie nasze obecne władze doprowadziły do takiej sytuacji, z początku myśląc zapewne, że era D. Trumpa jeszcze potrwa (lipiec 2020), ale już przecież w grudniu 2020 roku było wiadome, że wygra J. Biden i ówczesne decyzje polskiego rządu już to powinny uwzględniać a tak się nie stało. 

Popełniliśmy kardynalne błędy. Jakie? Otóż te poniżej wskazane. 

Ano to, że po raz pierwszy zgodziliśmy się na to, by być żyrantem długów innych państw w UE, co po prostu oznacza, iż gdyby jakiś kraj miał kłopoty ze spłatą długów wynikających z zaciągniętych pożyczek w ramach otrzymanych środków z Funduszu Odbudowy lub po prostu by ich nie spłacał,  to każdy inny kraj UE - w tym Polska - będzie wedle jakiegoś tam współczynnika proporcjonalności zobowiązany do spłaty długu tego kraju. Nazywa się to uwspólnotowieniem długu. Takie uwspólnotowienie długów dzieje się po raz pierwszy w historii UE.

Po drugie zaś i znów po raz pierwszy mamy do czynienia z faktem, że Komisja Europejska otrzymała prawo ustanawiania podatków dla wszystkich krajów UE. Dotąd takie prerogatywy miały tylko poszczególne państwa a teraz to KE ma takie prawo, co jest jawną ingerencją w dotychczasowe i traktatowe uprawnienia zarówno państw-członków UE, jak i KE. Teraz możemy spodziewać się, że nigdy demokratycznie nie wybrany rząd europejski w postaci KE może swobodnie nakładać nam podatki z pominięciem rządów danego kraju europejskiego. 

No i po trzecie. Zgodziliśmy się na warunkowość przyznawanych środków unijnej pomocy, które będą udostępniane tylko wtedy, kiedy np. UE uzna, iż kraj jest praworządny. Od teraz, gdy "widzimisię" lewackich elit unijnych uzna, że np. w Polsce nie są spełniane warunki praworządności, to będzie mogła wstrzymać dla tego kraju pomoc unijną. Jednym słowem dobito targu: "mityczna praworządność za pieniądze". Co prawda niby określono jakieś ograniczenia w interpretowaniu tej praworządności, ale nikt w UE nic sobie z tego nie robi i nie będzie tych ograniczeń brał pod uwagę, co już widzimy. W lipcu i grudniu 2020 roku niestety polski rząd - mimo werbalnego zaklinania rzeczywistości - de facto zgodził się na taki mechanizm, za co długookresowo przyjdzie nam zapłacić ubezwłasnowolnieniem decyzji polskich władz wobec UE a "pieniądze za praworządność" będą i już są dla unijnych biurokratów idealnym instrumentem szantażu i nacisku na niepokorne kraje jak Polska czy Węgry lub inne, które chciałyby zachować swoją suwerenność. Jednym słowem nasz brak veta w lipcu czy grudniu utorował drogę do budowy sfederalizowanego Państwa Europa, europejskiego Związku Socjalistycznych Republik Europejskich pod zarządem niemieckim i jeszcze nadrządem NWO. Przecież gdybyśmy postawili veto to i tak mielibyśmy europejskie pieniądze w ramach dotychczasowych funduszy pomocowych, które nam się po prostu należą, gdy wpłacamy unijne składki. 

Teraz wszyscy są zadziwieni, że rzecznik generalny TSUE Manuel Campos Sanchez-Bordona wydał swoją opinię w sprawie tzw. mechanizmu warunkowości stwierdzając, że TSUE powinien oddalić skargi Polski i Węgier, co znaczy nie mniej nie więcej, że ten mechanizm praworządności ma funkcjonować bez wcześniejszych ograniczeń, ale tego można się było spodziewać. Nie sądzę, żeby TSUE wydał inny niż jego rzecznika wyrok. 

Nie wiem czy premier M. Morawiecki (a także V. Orban) po prostu został oszukany, czy po prostu się zgodził na takie rozwiązanie z niby ograniczeniami, które - znając elity europejskie - przecież i tak nie miałyby i nie mają dziś żadnego znaczenia. A dziś nasz premier mówi, że UE znalazła się na zakręcie historii. Czy aby nie za późno?

Te wszystkie ataki płynące z UE i innych krajów (jak Białoruś, czyli Rosja a nawet USA) muszą chyba każdego skłonić do refleksji nad tym, czy faktycznie powinniśmy w tej UE być. 

Ja też głęboko się nad tym zastanowiłem i chcę powtórzyć moje wnioski. UE jest nam potrzebna, ale taka jaka miała być u jej zarania, czyli Europą Ojczyzn a nie Jednym Państwem Europa, którego już oficjalnie chce nowa niemiecka przyszła koalicja rządowa (oj, jeszcze z rozrzewnieniem będziemy wspominać erę A. Merkel). Polska winna zebrać sojuszników, z którymi będzie w stanie dzisiejszą UE zmienić od środka, właśnie w ten sposób, żeby powróciła do swoich korzeni. Jednak - jeżeliby się to okazało niemożliwe - to należy naprawdę realnie pomyśleć o ewentualnym Polexicie. 

Dygresyjnie. Polacy byli od zawsze jednymi z największych zwolenników UE a takie decyzje jak nałożona kara na kompleks Turowa czy grożenie nam zabraniem funduszy unijnych mogą sprawić, że te nasze poparcie dramatycznie spadnie. Nie przez przypadek przecież to Polacy najbardziej buntowali się w czasie reżimu komunistycznego i sądzę, że elity UE tego nie rozumieją i strzelają sobie w kolano. 

Do czego prowadzi to scentralizowanie władzy unijnej i faktyczna hipokryzja elit unijnych widać też "po oskarżeniach wobec przewodniczącego Europejskiego Trybunału Obrachunkowego Klausa-Heinera Lehna o defraudację środków publicznych. Aferze dotyczy też sędziów Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Komisji Europejskiej. Pod adresem sędziów Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej kierowane są bardzo poważne zarzuty. Dziennik „Libération” ujawnia, że chodzi o konflikt interesów i handel wpływami sędziów TSUE. Personalnie wskazany jest m.in. przewodniczący unijnego trybunału, sędzia Koen Lenaerts. Podobne zarzuty kierowane są pod adresem unijnych urzędników wysokiego szczebla związanych z Europejską Partią Ludową. Zgodnie z informacjami opisanymi na łamach francuskiej gazety, w latach 2010-2018 mieli oni uczestniczyć w spotkaniach nielegalnie opłacanych z publicznych funduszy. Ich organizatorami mieli być m.in. były audytor w Europejskim Trybunale Obrachunkowym Karel Pinxten, który został niedawno skazany za oszustwa finansowe, a także brukselscy lobbyści. Lista nazwisk osób, które według francuskich dziennikarzy brali udział w nielegalnie opłacanych spotkaniach może wywołać polityczne trzęsienie ziemi. Na liście znalazł się m.in. były szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, były wiceprzewodniczący Jyrki Katainen czy Johannes Hahn, obecny komisarz do spraw budżetu i bliski współpracownik przewodniczącej komisji Ursuli Von der Leyen. To jeszcze nie wszystko „Libération” ujawnia, że Komisja Europejska oraz władze kilku państw naciskały na Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych, aby nie prowadził śledztwa w tej sprawie. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że ważne stanowiska w tym urzędzie objęli niedawno działacze związani z… EPL" [2].

Czy ta afera nam pomoże w zdecydowanym powiedzeniu "nie" dla federalizacji Unii Europejskiej i odrzuceniu mechanizmu praworządności w takim kształcie jaki forsowany przez unijne niby "elity"? Tego nie wiem, ale trzeba wykorzystywać takie sytuacje dla dobra Polski. Czy to potrafimy? Też nie wiem i zobaczymy to w najbliższej przyszłości. 

Na zakończenie. Być może jest to moje chciejstwo i wiara w coś, co jest nierealne, ale ileż to jest przepowiedni, że to Polska będzie krajem uwalniającym świat przed kompletną laicyzacją i sprawi, że to nasz kraj - jak to wielokrotnie bywało - powstrzyma nawałnicę lewackich, neomarksistowskich i islamskich elit międzynarodowych.  

Wierzę, że może tak, choć na dziś sytuacja wydaje się beznadziejna, bo Polska znalazła się w ogromnych opałach, jest zagrożona nasza suwerenność i niepodległość. Obyśmy przetrwali, ale musimy wziąć się do roboty - dotyczy to też obecnych rządów w Polsce, bo jak nie teraz, to kiedy pozbędziemy się wewnętrznych i zewnętrznych wrogów?


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 27 listopada 2021

Co dziś mówiłyby demoliberalne "elity" gdyby Polska przyjęła imigrantów?

Nieważne co obecny rząd i prezydent robią to zawsze "elity" III RP są temu kategorycznie przeciwne, podobnie jak większość zlewaczałej wierchuszki Unii Europejskiej.  

Wyobraźmy sobie, że obecnie rządzący jednak od samego początku wpuszczają po prostu imigrantów z Białorusi do Polski. Co to by się wtedy działo wśród tych niby elit...

Oczywiście byłaby krytyka za nieudolność rządzenia, wskazywano by słabość polskiego rządu i niemożność obronienia granic UE przed kolejnym zalewem imigrantów. Zapewne pojawiłaby się  propozycja wotum nieufności wobec rządu. Cała Stara Europa a przede wszystkim Niemcy stałaby się ośrodkiem totalnego ataku na niemrawy polski rząd. Taka GW, Newsweek, TVN czy onet.pl nie wymyślałyby - w celu wzbudzenia wzruszenia i litości - jakiś kłamstw w stylu płynięcia imigranta przez 6 dni bez picia i jedzenia, kota idącego dniami za imigrantami czy fikcyjnych pogrzebów dzieci, w tym też nienarodzonych (to już zupełna hipokryzja: nagle dla tych niby elit płód okazuje się dzieckiem, gdy przecież od dawna uważają, że to zlepek komórek, które można swobodnie poddać aborcji). Raczej zwracano by uwagę na ciężki los Polaków, którzy cierpią od imigrantów, o granicy z Niemcami, gdzie polski rząd dopuścił imigrantów... Byłaby po prostu zupełnie inna narracja, czyli taka, która po prostu atakuje Polskę i obecnie rządzących. 

Czy nie mam racji? Jestem pewny, że tak by po prostu było, bo taka jest po prostu mentalność demoliberałów: jeżeli my nie rządzimy, to wszystko, co inni robią musimy krytykować a jeżeli już rządzą konserwatyści, to dla nich staje się po prostu nie do zniesienia. Od dawna bowiem króluje wśród tych "elit" tzw. tolerancja wyzwalająca (represywna), która narzuca wolę mniejszości nad większością, która była przez ową mniejszość uważana za motłoch. Inaczej ujmując dziś tolerancja wyzwalająca jest prewencyjną nietolerancją wobec inności w postaci tradycyjnych, prawicowych wartości, mimo, że te tradycyjne wartości są jeszcze w ilościowej, ale już nie jakościowej większości [1]. I ten rodzaj tolerancji jest dziś na świeczniku wszelkich ruchów LGBT+, gender, New Age i innych lewackich dyrdymałów ideologicznych tworzących neomarksistowską rewolucję kulturową opartą na ideach Szkoły Frankfurckiej, Manifestu z Ventotene, komunistów A. Gramsciego i A. Spinellego. 

I musimy sobie zdawać sprawę, że Oni nie przestaną, dopóki nie osiągną swoich celów. Zresztą widzimy to już w umowie koalicyjnej nowego rządu niemieckiego, gdzie wprost się mówi, iż UE ma zostać sfederalizowanym i scentralizowanym  jednym państwem - Europa, bez granic, narodów i państw. 

I każdy przejaw polskiej niezależności - jak w przypadku obrony granic - jest z góry skazany na krytykę. I każdy przejaw polskiej niezależności - jak wpuszczenie imigrantów - byłoby tak samo z góry również krytykowane. Bo tu nie chodzi o żadną troskę czy humanitaryzm, ale o przyszłość całej UE a może nawet świata, ale właśnie to Polska i Węgry na dziś w UE są krajami, które mogą zastopować ten lewacki obłęd. 

Tak więc róbmy swoje, niezależnie od słów krytyki, bo w końcu i tak prawda musi zwyciężyć. 




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 25 listopada 2021

Prawda i normalność - tego boją się unijne lewackie elity!

Całkiem niedawno, bo ponad miesiąc temu premier RP Mateusz Morawiecki przemawiał w Parlamencie Europejskim podczas debaty na temat polskiej praworządności. 

Wówczas powiedział m.in., że:

"integracja europejska to dla nas wybór cywilizacyjny i strategiczny. Tu jesteśmy, tu jest nasze miejsce i nigdzie się stąd nie wybieramy (...) nie możemy milczeć, gdy Polska jest atakowana w niesprawiedliwy i stronniczy sposób (...) niedopuszczalne jest podejmowanie decyzji bez podstawy prawnej i używanie szantażu finansowego (...)  Podczas swojego wystąpienia szef polskiego rządu mówił o nierównościach społecznych, inflacji, które uderzają we wszystkich obywateli Europy, a także o zagrożeniach zewnętrznych, rosnącym długu publicznym, nielegalnej imigracji i kryzysie energetycznym zwiększającym wyzwania polityki klimatycznej, które przekładają się na niepokoje społeczne (...) wokół naszych granic jest coraz bardziej niespokojnie. Na południu napór milionów ludzi uczynił basen Morza Śródziemnego miejscem tragicznym. Na wschodzie mierzy się z agresywną polityką Rosji, która posuwa się nawet do wojen, żeby zablokować wybór europejskiej drogi wśród krajów naszego sąsiedztwa (...) dziś stoimy u progu kryzysu gazowego i energetycznego wywołanego celowo przez rosyjskie firmy. Skala tego kryzysu już w najbliższych tygodniach może wstrząsnąć Europą (...) wiele przedsiębiorstw może zbankrutować, a dziesiątki milionów ludzi kryzys gazowy może wpędzić w ubóstwo przez niekontrolowany wzrost kosztów w całej Europie (...) premier mówił również, że dziś, gdy wschodnia granica UE „jest obiektem ataku cynicznie wykorzystującego migrację z Bliskiego Wschodu, to Polska daje Europie bezpieczeństwo, stanowiąc wraz z Litwą i Łotwą zaporę, która chroni tę granicę”. Morawiecki podziękował służbom polskim, litewskim i łotewskim i wszystkim państwom południa Europy za trud i profesjonalizm w ochronie granic Unii (...) Premier podkreślił podczas debaty w PE, że gdy dziś w państwach, „które zakładały wspólnotę, poziom zaufania do Unii spadł do historycznie niskich poziomów  jak np. 36 proc. we Francji, w Polsce to zaufanie do Europy utrzymuje się na najwyższym poziomie (...) Mój rząd, większość parlamentarna, która za tym rządem stoi, jest częścią tej proeuropejskiej większości w Polsce. Nie oznacza to, że Polacy nie przeżywają dziś wątpliwości i niepokojów o kierunek zmian w Europie. Ten niepokój jest widoczny i niestety uzasadniony (...) niedopuszczalne jest rozszerzenie kompetencji, działanie metodą faktów dokonanych – mówił. – Niedopuszczalne jest narzucanie innym swojej decyzji bez podstawy prawnej. Tym bardziej niedopuszczalne jest używanie do tego celu języka szantażu finansowego, mówienie o karach, czy używanie jeszcze dalej idących słów wobec niektórych państw członkowskich (...) odrzucam język gróźb, pogróżek i wymuszeń. Nie zgadzam się na to, by politycy szantażowali i straszyli Polskę. By szantaż stał się metodą uprawiania polityki, wobec któregoś z państw członkowskich. Tak nie postępują demokracje. Jesteśmy dumnym krajem, Polska jest jednym z państw o najdłuższej historii państwowości i rozwoju demokracji [1]". 

Abstrahując od tego, czy w pełni, czy tylko częściowo zgadzam się ze stwierdzeniami premiera, to na pewno owe przemówienie musiało bardzo zezłościć lewackie, unijne elity, które opanowały Parlament Europejski i uważają się za ostateczną ideologiczną wyrocznię wszelkich europejskich poglądów. Nie tylko bowiem M. Morawiecki w większości oznajmiał oczywistą i logiczną prawdę, to jeszcze "śmiał" kategorycznie przeciwstawić się  obecnemu kierunkowi rozwoju UE, czyli dążenia jej do stworzenia jednego, scentralizowanego europejskiego Superpaństwa, które ja chyba jako pierwszy od dawna nazywam ZSRE (Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich).  

Te niby europejskie elity uzurpujące sobie wyłączność na prawdę nie znoszą kiedy ta ich prawda o rzeczywistości jest podważana. Nienawidzą też pokazywania normalności, która jeszcze całkiem niedawno była podwaliną chrześcijańskich norm i towarzyszyła przez wieki rozwojowi niemal wszystkich krajów europejskich. Teraz dla nich liczy się ideologia gender, LGBT+, New Age a nie rodzina i prawa naturalne oparte na Przykazaniach Bożych.

Na celowniku tychże elit stały się dwa państwa: Polska i Węgry, przy czym to nasz kraj ma kluczowe znaczenie, bo zneutralizowanie Polski będzie końcem normalnej Europy. 

Jak bardzo mocno ówczesne przemówienie M. Morawieckiego było dla lewackich elit unijnych niewygodne, to mogliśmy zauważyć w ostatnich dniach, gdzie PE odmówił polskiemu premierowi wzięcia udziału w dyskusji o Białorusi [2]. "Rzecznik prasowy PE przekazał RMF FM, że odmówiono polskiemu premierowi wystąpienia ze wzgląd na to, że „w tego rodzaju debacie wszystkie kraje są już reprezentowane przez półroczną prezydencję Rady UE”. W tym wypadku chodzi o ministra Słowenii, który zabierze głos na początku debaty" [2]

Odmówienie zatem obecności naszego premiera, który - jako, że to przecież my aktualnie bronimy polskiej i unijnej granicy - jest kuriozalne. Można tylko płakać nad tą decyzję, ale trzeba robić swoje. Stąd polski premier i tak wystąpił w PE z listem, który przeczytał na forum europoseł PiS prof. Ryszard Legutko. I dobrze, że tak się stało, bo znów unijni lewacy musieli usłyszeć mocną krytykę. 

Prof. Ryszard Legutko nawiązując do listu premiera Morawiecki powiedział m.in.:

"Premier rządu mojego kraju Mateusz Morawiecki miał tu przyjechać. Niestety nie umożliwiono mu tego, ale poprosił mnie, żebym przekazał treści, które chciał tutaj wyrazić. Czynię to tym chętniej, że one odzwierciedlają poglądy mojej grupy, wielu milionów moich rodaków, a także mieszkańców Europy. Rozpoczął Ryszard Legutko, który występował w imieniu frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). W tej chwili kilkanaście tysięcy polskich funkcjonariuszy i żołnierzy patroluje wschodnią granicę Unii Europejskiej. Po raz pierwszy od czasów żelaznej kurtyny integralność granic Polski i krajów bałtyckich jest zagrożona. To jest długi cień neoimperialnej polityki Rosji. Od kilkunastu tygodni Łukaszenka posyła każdego dnia na granicę setki cywilów. I to nie jest wcale powtórzenie kryzysu migracyjnego z 2015 roku. Mamy do czynienia z zaplanowaną akcją prowokacyjną, której migranci są tylko narzędziami Łukaszenki, a celem jest destabilizacja w Europie.

Zamiarów Łukaszenki nie trzeba dowodzić. On sam dostarcza takich dowodów. „Zmasakrujemy wszystkie szumowiny, które wy, czyli Zachód, finansowaliście”. Te słowa nie padły na tajnej naradzie. Wypowiedział je Łukaszenka w telewizji BBC. Rosja Władimira Putina od lat konsekwentnie dąży do odbudowania pozycji imperialnej i podporządkowania sobie części Europy. Jej siłą jest nasza bierność. Kiedy napadała na Gruzję, nie byliśmy się w stanie jej przeciwstawić. Kiedy wydzierała Ukrainie Krym, nie byliśmy w stanie jej powstrzymać. Kiedy Łukaszenka fałszował wybory prezydenckie zabrakło nam determinacji, by obronić naród białoruski przed dyktaturą. Kiedy sam Władimir Putin zaczynał rozgrywkę, której celem było rozgrywanie poszczególnych krajów europejskich, zabrakło na solidarności, która postawiłaby tamę budowie gazociągu Nord Stream 2. 

Na granicy polsko-białoruskiej toczy się regularna bitwa o przyszłość Europy. Czas najwyższy, abyśmy to sobie uświadomili — zaapelował Mateusz Morawiecki w liście odczytywanym przez eurodeputowanego i zaproponował w 7 punktach dalsze działania.

Po pierwsze żadnych ustępstw. Sprawy zaszły za daleko. Rosja i Białoruś przekroczyły wszystkie granice i na więcej pozwolić nie można. Po drugie nic o nas bez nas. Każda próba rozwiązania konfliktu musi bazować na porozumieniu. Każda próba negocjacji z pominięciem niektórych państw, to sukces Władimira Putina. Po trzecie solidarność wobec wspólnego zagrożenia. Ta sprawa nie dotyczy Litwy, Łotwy, Polski i Estonii - to jest sprawa szersza. Po czwarte słowa już nie wystarczą. Musimy działać zdecydowanie m.in. przez sankcje. Po piąte współpraca transatlantycka. Ten konflikt ma wymiar starcia cywilizacyjnego i wymaga to stosowanej odpowiedzi nie tylko w ramach UE, ale także poszerzenia współpracy o NATO. Po szóste wspólna polityka energetyczna. Unia jest przedmiotem szantażu energetycznego Rosji dlatego, że nadal w polityce energetycznej gramy przeciw sobie, a nie dla siebie nawzajem. Dopóki to się nie zmieni możemy być pewni, że Putin będzie rozgrywał te interesy na swoją korzyść. Po siódme Europa to więcej niż UE. Państwa, które pozostają poza Unią, takie jak Ukraina czy Mołdawia muszą dostać sygnał, że nie zostaną same na pastwie neoimperialnej polityki Moskwy [3]. 

Czy wobec odmówienia wystąpienia naszego premiera na forum PE można przejść do porządku dziennego? Oczywiście, że nie i polska dyplomacja musi wyciągnąć z tego wnioski, bo być może faktycznie nam już nie jest po drodze z UE w jej obecnym kształcie?

Faktycznie Polacy w zdecydowanej większości popierają nasze członkostwo w UE, ale czy takie jej decyzje jak blokowanie wypowiedzi naszego premiera powoli nie doprowadzi jednak, że to poparcie zdecydowanie spadnie? I jeżeli moi rodacy przyjmą do wiadomości, że obecna UE jest zupełnie inna niż ta, do której przystępowaliśmy, to nie nastąpi czasem zdecydowany odwrót poparcia naszego w jej  członkostwa. 

Ja osobiście wielokrotnie mówiłem, że w końcu powinna w Polsce rozpocząć się prawdziwa debata na temat ewentualności Polexitu. Bo tak jak dziś jesteśmy w niemieckiej UE traktowani jest niedopuszczalne! Powtórzę słowa premiera "Jesteśmy dumnym narodem o wielowiekowej tradycji państwowości i demokracji".  Należy nam się wobec tego szacunek i równe nas traktowanie w ramach podpisanych przez nas unijnych traktatów!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com