Szczęście to codzienne odczuwanie własnej wolności od wszystkiego... Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
Moje posty
środa, 29 lipca 2009
R. GIERTYCH - UPIORNY KAMELEON?
Plan niemal się udał. Rządy Farfała to niemal wewnętrzny demontaż TVP. Na szczęście zapędy totalitarne i chamstwo oraz arogancja władzy PO spowodowały, że jak na razie proponowana przez nią ustawa medialna jest daleka od wprowadzenia w życie.
Ale przecież Roman Giertych (a jakże), obecnie znany już adwokat, cały czas marzy o powrocie do Wielkiej Polityki. Nie wiem, co mu Donald Tusk obiecał za umożliwienie przejęcia TVP i odsunięcia Prezesa A. Urbańskiego, ale po ostatnich zaskakujących wypowiedziach samego R. Giertycha możemy się powoli domyślać.
Otóż R. Giertych w tekście opublikowanym w dzienniku „Polska” sugerując bliska koalicję PiS z SLD pisze: „„Na naszych oczach powstaje brunatno-czerwona koalicja, która jeśli zacznie rządzić, może doprowadzić Polskę do ekonomicznej katastrofy”. Zdaniem Giertycha porozumienie Kaczyński – Napieralski to tylko kwestia czasu. I nie ma tu niczego doraźnego ani przypadkowego. Będzie to wynik wykalkulowanego działania obu stron, którego celem ma być odepchnięcie Platformy Obywatelskiej od władzy. A wtedy, lamentuje Giertych, dojdzie właśnie do ogólnonarodowej katastrofy. Dalej w swych zaskakujących dywagacjach pisze o potencjalnej koalicji brunatno-czerwonej: „Tolerowanie siły ugrupowań radykalno-socjalistycznych jest absolutnym zagrożeniem dla demokracji i stabilności państwa. W tym kontekście w sposób oczywisty istnieje konieczność zniesienia finansowania partii politycznych i umożliwienia biznesowi wspierania ugrupowań politycznych”.
Po powyższych deklaracjach już raczej nikt nie powinien mieć wątpliwości, kto tak naprawdę obecnie rządzi w TVP, po co R. Giertych potajemnie spotykał się w swoim domu z D. Tuskiem i G. Schetyną oraz co tak naprawdę znaczyły słowa R. Giertycha w sms-ie do R. Sikorskiego: „Dorznęliśmy watahę w telewizji”.
I właśnie z wianem TVP R. Giertych oficjalnie występuje po stronie PO zachwalając jej pomysł zniesienia finansowania partii politycznych oraz przedstawiając PiS jako radykalną, brunatną siłę polskiej sceny politycznej, która może współpracować z socjalistami z SLD. Aż dziwne, że nie krzyknął i nie zająknął się o rodzeniu się w Polsce narodowego socjalizmu!
Nie wiem czy R. Giertych sam wymyślił absurdalne niebezpieczeństwo kolacji PiS-SLD. Może jest inspirowany przez PO, która tym samym chce zniechęcić SLD do poparcia veta Prezydenta do ustawy medialnej i w ogóle do jakichkolwiek głosowań tej partii wspólnie z PiS a przeciw PO?. Znając makiaweliczne środowisko Tuska-Strusia i jego samego nie wykluczałbym takiej możliwości.
Być może R. Giertych sam postanowił przypomnieć się swoim przyjaciołom z PO, co by nie zapomnieli o nim w najbliższych wyborach samorządowych lub parlamentarnych. Trudno też ocenić ewentualną reakcję lemingowego elektoratu na księżycowe dywagacje jeszcze niedawnego, właśnie „brunatnego” i upiornego R. Giertycha. Pewnie poczekają na instrukcje z central „okołogazetowowyborczych” i „okołotvnowych”.
Niemniej jednak zastanawiam się jak tragicznie w swoim zakłamaniu, małostkowości i hipokryzji skończył Roman Giertych. Jest też przerażającym jak pragnienie posiadania władzy potrafi zrobić z człowieka obrzydliwego kameleona zmieniającego "kolor" własnych wartości, przekonań i poglądów od możliwości dzierżenia choćby jej namiastki. I jakim tak naprawdę musi być człowiek, który potrafi tak sie przepoczwarzyć.
Pozdrawiam
wtorek, 28 lipca 2009
ALEKSANDER GRAD – PRYWATYZACYJNY KSIĘŻYCOWY MINISTER?
I cóż nasz kochany Minister Grad zdołał realizwać w roku 2009? Otóż do końca czerwca z planowanych przychodów z prywatyzacji w wysokości 6,4 mld zł zrealizowano tylko z tego 2,35% czyli osiągnięto ledwie kwotę dochodów w wysokości 0,15 mld zł (około 150 mln zł)!.
Tak marna realizacja planu prywatyzacji wynikająca - oprócz nieudolności Ministerstwa (tak w planowaniu jak i w realizacji) - oczywiście z kryzysu i wstrzemięźliwości inwestorów do dokonywania długoterminowych inwestycji, winna skłonić MSP do korekty in minus uzyskiwanych z niej dochodów. Do takiego kroku skłaniać też powinna niestabilna gospodarka oraz zakładany niższy wzrost PKB (tylko 0,2% a i to jest kwestionowane przez specjalistów).
Ale nasz Minister zrobił dokładnie na odwrót! W zaciszu swojego gabinetu pewnie doznał ekonomiczno-gospodarczego olśnienia! Ogłosił wszem i wobec, że wczoraj (t.j. 27 lipca) Komitet Stały Rady Ministrów miał się zająć nowym planem prywatyzacyjnym, który miał przynieść do końca 2010 roku 36,7 mld zł z prywatyzacji. Chwalił się przy tym, ze już dzisiaj projekt ten może trafić na posiedzenie rządu. Plan ten był przygotowany na 18 miesięcy! Zauważcie: przez pół roku 2009 uzyskano z prywatyzacji raptem 150 mln zł a Minister Grad chciał uzyskać przez 1,5 roku prawie 40 mld. zł! I to miał osiagnąć minister, który nie umiał sprzedać (lub oszukał Polaków) polskich stoczni!
W dobie kryzysu plany te a’priori wydawały się niewykonalne. No chyba, że chciałoby się sprzedać prawie całą resztę polskiej własności! I może właśnie takie rozwiązanie zaiskrzyło w głowie A. Grada!
Warto więc się bliżej przyjrzeć, co Minister proponował. Otóż lista kluczowych projektów miała teraz również obejmować zwiększony zakres prywatyzacji m.in. w sektorze energetyki i chemii oraz zakładała sprzedaż części udziałów Skarbu Państwa w spółkach giełdowych, w tym od 10 do 41 proc. akcji KGHM oraz części akcji Lotos. Do planu, więc prywatyzacji do końca 2010 roku Minister włączył też prywatyzację co najmniej kilkunastu kluczowych spółek Skarbu Państwa, m.in. Eneę, Tauron, PGE, Energę i ZE PAK, Ciech, Zakłady Chemiczne Police, Zakłady Azotowe: Puławy, Tarnów i Kędzierzyn. Plan zakładał również prywatyzację Giełdy Papierów Wartościowych i sprzedaż udziałów w spółkach TP, Pekao SA, LW Bogdanka, Ruch i Lotos.
Jak można zauważyć, większość tych spółek wydaje się - z punktu widzenia interesów i bezpieczeństwa RP - strategiczna.
Na szczęście pomysły Ministra A. Grada już na wstępie spotkały się z ostrożną krytyką nawet Premiera, który zapowiedział, że nie będzie prywatyzacji KGHM. Do gwałtownego ataku na Ministra przystąpił też koalicyjny PSL. Najpierw Waldemar Pawlak w swoim wywiadzie dla Newsweeka ostro skrytykował PO, co mogło grozić nawet rozpadem koalicji, a w dniu wczorajszym spowodował zdjęcie z porządku obrad KSRM proponowanego przez A. Grada planu prywatyzacji. TAK WIĘC, PLAN WIELKIEJ PRYWATYZACJI MINISTRA GRADA UPADŁ ZANIM ZDĄŻYŁ WYSTARTOWAĆ!
Wydaje się, że trafną ocenę całego planu prywatyzacji nieszczęsnego Ministra Grada przedstawił W. Pawlak mówiąc GW: „Trzeba rozsądnej prywatyzacji, a nie masowej szybkiej wyprzedaż. W najbliższych miesiącach możemy zgodzić się na sprzedaż resztówek akcji skarbu państwa, które nie mają istotnego znaczenia w sprywatyzowanych spółkach.”
Sprawa na razie została więc odłożona na dwa, trzy tygodnie. Obawiam się jednak, że wobec dziury budżetowej i postępującego kryzysu gospodarczego oraz przyjmując za prawdziwe wypowiedzi D. Tuska o niepodnoszeniu podatków, rząd PO i tak będzie w sposób może bardziej zawoalowany dążył do jak największej wyprzedaży resztek polskiej własności. Jest to – skupiając się wyłącznie na efektywności ekonomicznej - działanie w dobie kryzysu alogiczne. Prywatyzacji winno dokonywać się w okresach ożywienia i wzrostu gospodarczego, w czasie gdy nastawieni optymistycznie inwestorzy skłonni są zapłacić o wiele więcej niż w czasach recesji gospodarczej.
Warto więc cały czas śledzić poczynania MSP i jego działanie wobec spółek pierwotnie przez A. Grada przeznaczonych do prywatyzacji. Szczególnie dotyczy to zmian w Radach Nadzorczych i Zarządach tych spółek. Bo przecież owe Rady i Zarządy realizują politykę rozwoju danych firm i decydują o ich przyszłości.
Biorąc powyższe pod uwagę można już zaobserwować dość dziwne zachowania MSP np. w przypadku ZCH Police. Zakłady te są jedną z największych firm chemicznych w Polsce, zaliczaną do grupy podmiotów tzw. Wielkiej Syntezy Chemicznej. W 1995 roku Police zostały przekształcone w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. W 2005 r. debiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych. ZCH Police to największy pracodawca w woj. zachodniopomorskim - zatrudnionych tam jest ponad 3 tys. osób. Po pierwszym kwartale 2009 r. wynik netto firmy zamknął się stratą 175 mln zł.
W ostatni piątek Rada Nadzorcza spółki wybrała nowy skład zarządu V kadencji. Prezesem spółki został Zbigniew Miklewicz - dotychczasowy dyrektor ekonomiczny, wiceprezesem do spraw strategii został Tomasz Zieliński, do tej pory pracujący w firmie DGA, odpowiedzialnej m.in. za szkolenia stoczniowców. Wiceprezesem do spraw handlu został Bogusław Kokotowski, który przez ostatnie dwa lata zajmował się polityką zakupów.
Ze zmian w Zarządzie niezadowolone są związki zawodowe, które boja się, ze firma przygotowywana jest do upadłości a sam konkurs na nowych członków zarządu był „ustawiony”. Taka upadłość, według związkowców ma zatuszować i rozmyć odpowiedzialność za błędy i doprowadzenie do katastrofalnej sytuacji finansowej firmy ludzi. Wskazują oni, że zarówno Miklewicz, jak i Kokotowski ściśle współpracowali z poprzednim zarządem, więc także i oni powinni wziąć odpowiedzialność za negatywne wyniki czwartego kwartału 2008 r. i pierwszego 2009. Nowy Zarząd zaprzecza i stara się o nowy kredyt oraz przygotowuje plan restrukturyzacji polegający m.in. na redukcji zatrudnienia o 400 osób mających umowy na czas określony.
Warto w tym miejscu zatrzymać się na osobie Pana Tomasza Zielińskiego. Był on dotychczas Dyrektorem ds. Projektów Strategicznych firmy DGA S.A. Firma ta zasłynęła z afery senatora Misiaka: kiedy okazało się, że uzyskała ona kilkudziesięciomilionowy kontrakt na szkolenie tracących pracę stoczniowców a 30% jej udziałów posiadał właśnie senator Misiak. Firma DGA jest też właścicielem wątpliwej wiarygodności sondażowi PBS DGA.
Smaczku całej sprawie wokół firmy dodaje fakt, że brat Ministra Pan Mieczysław Grad jest zadłużony w ZCH Polce na grubo ponad milion złotych, co od dawna budzi wątpliwości natury konfliktu interesów: Minister pełni nadzór właścicielski nad firmą, w której jego brat jest zadłużony.
Obiecuję, że będę pilnie śledził poczynania naszego ministra w ZCH Police i równie mocno w innych polskich spółkach strategicznych.
Kończąc nie mogę jednak oprzeć się natrętnej myśli: JAK CZŁOWIEK, KTÓRY: realizuje 2,35% planowanych przez siebie dochodów z prywatyzacji; sprzedaje stocznie by nie uzyskać za nie ani grosza; przedstawia „księżycowy plan prywatyzacji” skierowany do poprawek tuż po przygotowaniu; zatrudnia na strategiczne stanowisko w ZCH Police człowieka pracującego wcześniej w firmie, co do której zastrzeżenia były powszechnie oraz znajduje się w konflikcie interesów, MOŻE DALEJ PEŁNIĆ SWOJĄ FUNKCJĘ?
Pozdrawiam
poniedziałek, 27 lipca 2009
III RP W SZPONACH MAFII?
Wiem, że temat był i jest już wielokrotnie poruszany, ale nigdy za mało zastanawiania się nad stanem prawnym a ściślej mówiąc nad praworządnością III RP.
Włamanie do domu adwokat Jolanty Turczynowicz-Kieryłło - pełnomocnika funkcjonariuszy policji mających postawione zarzuty związane ze sprawą Krzysztofa Olewnika – podczas którego zginęły 3 laptopy, 2 aparaty fotograficzne oraz dokumenty (akta) to kolejne tajemnicze zdarzenie wokół tej sprawy.
Wcześniejsze 4 samobójstwa, zalanie akt, nieprofesjonalizm działania policji, dziwne telefony i inne okoliczności towarzyszące wyjaśnianiu sprawy K. Olewnika skłaniają raczej do stwierdzenia, że nie są to zdarzenia przypadkowe. Jest to chyba oczywiste dla każdego, kto choć trochę spojrzałby li tylko na suche fakty.
Bo czyż ludzie wstępujący do grup przestępczych, pozbawieni uczuć wyższych, potrafiący przez 2 lata więzić w okropnych warunkach człowieka, by potem go bestialsko zamordować okazaliby się na tyle słabi psychicznie lub też na tyle „ruszyło” ich sumienie, że postanowili popełnić samobójstwo i to niemal zbiorowe? (pomijam fakt, że działo sie to w więzieniach, gdzie byli pod specjalnym nadzorem). Czyż strażnik, który przez kilkanaście lat pracy nie miał żadnych symptomów zaburzeń psychicznych, ma rodzinę i jest w „sile wieku” nagle miałby decydować się na samobójstwo? I dalej: czy przypadkiem lub niedopatrzeniem można nazwać fakt pominięcia przez doświadczonych policjantów oczywistych dowodów i poszlak w prowadzonych przez nich działaniach śledczych? No i do tego dochodzą jeszcze włamania ze specyfiką tego ostatniego: domownicy śpią a złodzieje poruszają się po obydwu kondygnacjach domu i kradną tylko laptopy i dokumenty adwokacko-sądowe.
Chyba tylko Ktoś bardzo naiwny mógłby stwierdzić, że całość owych zdarzeń nie ma powiązań przyczynowo-skutkowych i jest niezwiązana w sposób oczywisty ze śledztwem w sprawie porwania K. Olewnika.
W związku z tym rodzą się pytania oczywiste (kolejność przypadkowa):
1) Komu zależy na tym, żeby ta sprawa nigdy nie została wyjaśniona?,
2) Kim jest ten człowiek lub raczej grupa ludzi i czym zajmują się w III RP, skoro mają możliwości i posuwają się do czynów charakterystycznych dla międzynarodowych organizacji przestępczych?,
3) Co tak naprawdę wiedział Krzysztof Olewnik, że musiał zginąć?,
4) Dlaczego po tylu latach śledztwa tak naprawdę w dalszym ciągu polski wymiar sprawiedliwości jest daleki od wskazania winnych?,
5) Niejako jako wynik powyższych: Jaki jest stan praworządności III RP i czy Polska jest Państwem Prawa (prawnym)?
Pomimo ogólności, chyba najistotniejszym pytaniem jest to ostatnie, które – parafrazując i odnosząc się do niedawnych informacji włoskiego urzędu nadzoru nad bezpieczeństwem – możemy zadać jeszcze inaczej: Czy Polska, podobnie jak Rzym, znajduje się w szponach mafii?
Oczywiście w Polsce to nie jest ani kalabryjska n'drangheta ani też neapolitańska kamorra, ale raczej przestępczy układ polityczno-biznesowy mający – poprzez powiązania z dawnymi służbami specjalnymi – przemożny wpływ na polski wymiar sprawiedliwości z policją i prokuraturą włącznie.
Proszę mnie nie posądzać o „spiskową teorię dziejów” i takową ocenę obecnej rzeczywistości, ale w okresie ostatnich 20 lat nagromadziło się wiele niewyjaśnionych i spektakularnych zdarzeń, w tym wiele zabójstw i samobójstw. Implikują one z dużym prawdopodobieństwem do przynajmniej zastanowienia się nad takim możliwym oglądem polskiej rzeczywistości.
Do najbardziej znanych i nie niewyjaśnionych spraw zabójstw i samobójstw znanych osób polityki i biznesu w III R. P., należą:
1) zabójstwo małżeństwa Jaroszewiczów,
2) „samobójstwo”, poprzez kilka strzałów w brzuch, Ireneusza Sekuły – wicepremiera i prezesa Głównego Urzędu Ceł,
3) śmierć Michała Falzmanna - pracownika NIK zajmującego się sprawą FOZZ,
4) śmierć prezesa Najwyższej Izby Kontroli – Waleriana Pańko (też kojarzona ze sprawą FOZZ),
5) zabójstwo Marka Papały – Komendanta Głównego Policji (sic!),
6) zabójstwo ministra sportu - Jacka Dębskiego,
7) zabójstwo synów pułkownika Kuklińskiego – Bogdana i Waldemara,
8) śmierć Marka Karpia – dyrektora Ośrodka Badań Wschodnich,
9) śmierć przywódców gangów i grup przestępczych m. in. „Nikoś”, „Baranina”, „Pershing”,
10) samobójstwo Barbary Blidy,
Z pewnością nie wymieniłem wszystkich tajemniczych śmierci znanych i nieznanych szerzej ludzi. Jest ich zapewne więcej. Równie dużo jest też „nieoczekiwanych” umorzeń spraw, ich przedawnień, matactw w postępowaniach, różnych włamań, zastraszeń świadków, itd.
Więc może warto zastanowić się: czy jest coś lub Ktoś (grupa ludzi), co łączy wszystkie te przypadki niewyjaśnionych zabójstw, wypadków i samobójstw oraz innych „tajemniczych zdarzeń”? A jeżeli tak, to jak ich „rozpracować” i kiedy wreszcie Polska się od nich uwolni?
Niestety nie potrafię odpowiedzieć na ostatnie pytanie (może niestety nigdy?), ale – podpowiadając organom ścigania - może trzeba zacząć szukać owych potencjalnych „sprawców” od przesłuchań ludzi jawnie zaprzeczających oczywistościom, jak np. ostatnio Pan M. Biernacki, który stwierdził, że raczej nie należy wiązać ostatniego włamania do domu Pani adwokat ze sprawą Olewnika… (sic!).
Pozdrawiam
poniedziałek, 20 lipca 2009
ZNACZENIE SŁÓW...
Na całym świecie ludzie używają więc słów do określenia wszystkiego, co nas otacza. Używają tych słów rozumiejąc ich znaczenie bądź też nie. Mówią logicznie i prawdziwie, ale też dobierają słowa w sposób tendencyjny i kłamliwy. Potrafią używać słów dla określenia różnych zjawisk w sposób przejrzysty i jednoznaczny, ale też nadają im fałszywe, pejoratywne znaczenie, często – w zależności od potrzeb - relatywizując znaczenie wypowiadanych słów lub nadając im fałszywą konotację.
Słowa mogą też być bronią i to bronią skuteczną wobec różnego rodzaju rzeczywistych lub wyimaginowanych oponentów czy zjawisk, przeciwników i adwersarzy.
Warto, więc przypomnieć tym, którzy dla sensacji, własnych grupowych czy religijnych potrzeb, własnej reklamy, poklasku czy z niewiedzy przeinaczają fakty: słowa mogą zabijać!.
Słowa potrafią też – jak pisze blogerka „poprostuja” „ranić, czasem mocniej niż najostrzejszy nóż, mogą wyrządzić krzywdę - większą niż huragan, potrafią zabić wiarę w siebie i drugiego człowieka”. (http://interia360.pl/artykul/odpowiedzialnosc-za-slowo,8193).
Słowa i ich odpowiedni dobór mogą też fałszować rzeczywistość. Powodować nieprawdziwe jej postrzeganie i ocenę. Mogą też ją kreować tworząc nierealny i nieistniejący świat zewnętrzny oraz rządzące nim relacje i współzależności.
Ostatnie dni, ba ostatnie 20 lat to niestety w Polsce często okres przeinaczania rzeczywistości słowami. Używania ich dla własnych celów i potrzeb. Celowe, nieadekwatne do pierwotnego znaczenia ich używanie oraz nadawanie im fałszywych konotacji. Są słowa zaklęcia, wytrychy, którymi określa się zjawiska lub ludzi przyjmując a’priori ich zabójczą moc niszczenia innych.
Zastanawiam się jak mocno trzeba nienawidzieć innych, jak mocna pragnąć politycznej lub ideowej śmierci, aby posuwać się do zabijania (nie fizycznego) ich odpowiednio dobranym słowem lub ich, tych słów zestawieniem.
Weźmy na przykład słowo wytrych: „antysemityzm”, rozumiany przez wielu jako postawa antyżydowska, gloryfikująca holocaust i dążąca do fizycznej eliminacji Żydów. Pomijam tu fakt, że „antysemityzm” został przez owych Żydów zawłaszczony tylko do własnego narodu, co jest owym zafałszowaniem znaczenia tego słowa. Bo przecież Semitami jest wiele innych narodów np. Arabowie…
Nie to jest jednak istotne. Ważne jest używanie tego słowa w sposób perfidny, oszczerczy i dążący do „zabijania” (nie fizycznego, ale np. politycznego) innych.
Jaskrawym przykładem jest prowokowanie niewystępującego antysemityzmu lub też określanie nim ludzi, którzy z owym nie maja nic wspólnego (vide: ostatni, generowany przez Tabloid Polityczny zwany Gazetą Wyborczą, atak na M. Kamińskiego).
Ale powyższe to tylko jeden z przykładów. Bowiem słowo „antysemityzm” stało się dla pewnej grupy orężem tak rzeczywistym, jak i zupełnie nieraz alogicznym a nawet śmiesznym.
Bo czyż za antysemityzm można uznać np. mówienie prawdy i stwierdzenia faktów dotyczących niektórych Żydów? Czyż mówienie, że pani Prokurator Wolińska była zbrodniarzem i mordercą komunistycznym a jej przyjacielem był Leszek Kołakowski jest antysemityzmem? Czyż takowym jest stwierdzenie faktu, iż wielu Żydów było funkcjonariuszami komunistycznych służb bezpieczeństwa? Czy nie zgadzanie się na ponowne odszkodowanie (i to niezgodne z polskim prawem a także czyniącym z Polski odpowiedzialnymi za mordowanie Żydów w czasie II Wojny Światowej) za niemiecki holocaust jest właśnie antysemityzmem? Czy zastanawianie się nad historycznymi faktami (chociażby radością części Żydów z Sowieckiej okupacji polskich ziem) jest antysemityzmem? Czy wreszcie np. wskazywanie, że Adam Michnik to Aaron Szechter a Mariusz Walter to Moryc Szpigelbaum jest takowoż tym antysemityzmem? I na koniec (nie wyczerpawszy wszystkiego) czy bycie chrześcijaninem, katolikiem i polskim patriotą to też a’priori już przejawy antysemityzmu?
A teraz… czy nazywanie polskimi „niemieckich obozów koncentracyjnych” czy też fałszywe, ahistoryczne próby doszukiwania się odpowiedzialność za faszystowskie zbrodnie wśród Polaków i Polski przedwojennej nie jest antypolonizmem?
Innymi słowami wytrychami jest aborcja i eutanazja. Zamiast słów "zabicie nienarodzonego dziecka" używa się eufemizmów takich właśnie jak aborcja czy zabieg, a na "zabicie osoby starszej czy chorej" mówimy eutanazja. Na forum ONZ próbowano – na szczęście nieskutecznie - nawet oficjalnie przyzwolić na aborcję dążąc do określenia jej mianem zabiegu medycznego.
W polskich (nie-polskich) mediach zwolenników aborcji często określa się postępowymi, dążącymi do wolności i konieczności jej występowania dla kobiet. Mówi się o prawie do wyboru. Czy zabijanie innych może być prawem? Czy zabicie nienarodzonego w łonie matki nie jest tym samym co zabicie kilkumiesięcznego wcześniaka? Jan Paweł II, nasz Wielki Polak, już kilkanaście lat temu zauważył skalę tego zjawiska i w encyklice Evangelium Vitae napisał "Jesteśmy dziś świadkami deptania fundamentalnego prawa do życia wielkiej rzeszy słabych i bezbronnych istot ludzkich, jakimi są zwłaszcza dzieci jeszcze nienarodzone”. Czyż nie warto zastanowić się nad znaczeniem tych słów i próbować je zrozumieć logicznie i rzeczywiście takimi, jakie są?
Mógłbym wymieniać jeszcze wiele słów, którym w Polsce nadaje się fałszywe znaczenie, np.: „moherowość”, postępowość, europejskość… ale czy warto?
Pozostawiam to czytelnikom pod rozwagę i zastanowienie. Może jednak warto używać słów nadając im jednoznacznie prawdziwe znaczenie? Może warto – zanim wypowie się określone zabójcze dla innych słowa – wcześniej się zastanowić nad ich sensem i konsekwencjami? Może warto znaleźć w sobie ludzkie, zwyczajne sumienie będące m.in. jedną z immanentnych cech człowieczeństwa?
Pozdrawiam
sobota, 18 lipca 2009
PO CO UNII WSPÓLNA POLITYKA ROLNA?
Od jakiegoś czasu, a tak naprawdę od momentu deklaracji PiS o stworzeniu z brytyjskimi Torysami i czeską ODS wspólnej frakcji w nowym Parlamencie Europejskim, odbywa się w Polsce lament połączony z wyśmiewaniem i straszeniem ta frakcją.
Jednym z elementów owej zmasowanej akcji jest „podobno niekorzystny” dla naszych rolników negatywny stosunek Torysów (największej grupy we frakcji Konserwatystów i Reformatorów liczącej 26 osób na 55) do obecnego charakteru unijnej Wspólnej Polityki Rolnej.
Torysi rzeczywiście są wobec niej sceptyczni, albo inaczej: domagają się jej gruntownej reformy.
WPR i zasady jej prowadzenia ustalono już 25 marca 1957 roku a zapisano w Traktacie Rzymskim (obowiązującym od 1962 roku). W ramach tej polityki przyjęto trzy podstawowe zasady: zasadę wspólnego rynku (swobody przepływu produktów rolnych miedzy państwami); zasadę preferencji sprzedaży na rynku wspólnotowym rodzimych produktów; zasadę solidarności, która zobowiązywała wszystkie kraje członkowskie do partycypowania w kosztach polityki rolnej.
Nie wdając się w szczegółowe dywagacje ewolucji WPR należy jedynie wspomnieć, że jej konsekwencją było m.in. ustalenie wspólnych cen na prawie wszystkie produkty rolne (oczywiście w oderwaniu od praw rynku) oraz pieniężnych kwot kompensacyjnych, dla rolników, którzy de facto sobie nie radzili. Doprowadziło to w latach 80-tych XX wieku do powstania wielkich nadwyżek produktów rolnych. Było to naturalne, bowiem wysoka opłacalność takowej produkcji (poprzez ceny i kompensaty) zabezpieczała Unia, co wpływało na nieracjonalność podejmowania decyzji produkcyjnych przez rolników europejskich (nie przypomina Wam to rozwiązań typowo socjalistycznych?)
Owa sytuacja była przedziwna. Występowała nierównowaga rynkowa: podaż znacznie przewyższała popyt na rynku a ceny były na wysokim, sztywnym pułapie ustalonym odgórnie. Nijak się to miało do wolnorynkowego prawa popytu i podaży, wedle którego naturalnym w takiej sytuacji winien być spadek cen. Ale cóż Unia to nie wolny rynek: to socjalizm w czystej postaci.
Taka sytuacja nie mogła trwać długo. Znów odgórnie reformami Mac Sharry’ego oraz programem Agenda 2000 dokonano reform polegających m.in. na obniżce cen na produkty rolne a w zamian rekompensując rolnikom utratę dochodu poprzez tzw. dopłaty bezpośrednie związane z wielkością produkcji. Dziwne to, antyrynkowe działania (nieprawdaż?). Jakże fajnie byłoby gdyby np. właściciel firmy produkującej zabawki mógł sprzedawać je po cenie rynkowej a jednocześnie mieć zagwarantowane dopłaty do sprzedanej produkcji gwarantujące mu ustalony wcześniej z sufitu poziom zysku np. 50%. Dlaczego Unia faworyzuje i faworyzowała tylko rolników rozleniwiając ich i nie zmuszając do racjonalnego gospodarowania (np. ciągłej racjonalizacji kosztów swojej działalności)?
Kolejną reformą, wyznaczającą obecny charakter WPR była uzgodniona w Luxemburgu w 2003 roku „fundamentalna reforma WPR, która (w skrócie) odchodziła od dopłat bezpośrednich związanych z wielkością produkcji na rzecz takowych dopłat za samo posiadanie ziemi rolnej, przy czym grono środków przeznaczonych na WPR będzie miało (i tak jest obecnie) charakter wsparcia tzw. rozwoju obszarów wiejskich (dostarczanie tradycyjnych wartości kulturowych, zachowanie krajobrazu i specyficznych ekosystemów, produkcja ekologiczna, tworzenie specyficznego charakteru obszarów wiejskich, promocja produktów regionalnych). I znów o alokacji tych środków bądź np. nadanie produktom charakteru regionalnego decyduje nie rynek a urzędnicy unijni oderwani od rzeczywistości.
Powyższe rodzi chorą sytuację, gdzie decyzje o przydziale środków zapadają na biurkach urzędników, a rodzi to wiele patologii związanych m.in. z siłą lobbingu niektórych krajów (Niemcy, Francja) oraz zjawisk korupcyjnych. Małe i nowe kraje jak Polska nie mają zbyt wiele do powiedzenia (co było widoczne w przypadku np. określenia cech napoju alkoholowego o nazwie „wódka”, gdzie Polska przegrała batalię w unii z kretesem). Zresztą tam gdzie jest zbyt dużo państwa, na styku państwa i własności prywatnej rodzi się najwięcej patologii w socjalistycznej Unii Europejskiej a w „głowach” urzędniczych rodzą się pomysły śmieszne i alogiczne (np.. sławetny kiedyś pomysł dopuszczalnej na wspólnotowym rynku krzywizny banana).
Nie dziwmy się więc, że brytyjscy Torysi (mający raczej awersję do socjalizmu w gospodarce) są sceptyczni wobec WPR.
A ja pozwolę sobie postawić, być może daleko idącą, tezę!: Gdyby faktycznie zlikwidować Wspólna Politykę Rolną Unii Europejskiej (i tym samym dopłaty do rolnictwa w obecnym kształcie) lub też głęboko ją zreformować w kierunku zbliżenia do zasad wolnej konkurencji, to polskie rolnictwo stałoby się jednym z najlepszych i najbogatszych w tej właśnie Unii! (ze względu na jakość i sprawność polskich rolników).
Spokojnie można byłoby pomagać rolnikom w ograniczonym zakresie z własnych środków budżetowych (wszak i tak jesteśmy płatnikiem netto do Unii, więc co za różnica czy pomoc daje Unia czy nasz, polski rząd?)
Jest jeszcze jeden argument: po co w ogóle Wspólna Polityka Rolna dająca dopłaty do rolnictwa? Przecież i tak beneficjentami niej są w 75% wielkie koncerny przetwórcze i latyfundia a nie zwykli rolnicy!
Jestem pewny, że gdyby była wolna konkurencja to polska żywność i polscy rolnicy byliby na czele Europy. Dzisiaj dostają i tak mniejsze o połowę dopłaty a i tak nasza żywność jest lepsza jakościowo. Na razie lepsza, choć (właśnie ze względu na chora u podstaw WPR) i w Polsce mamy tendencję pogarszania się jakości żywności. Niestety.
Wspólna Polityka Rolna to innymi słowy "kołchoz w pigułce" dający nie tym, którzy produkują a tym, którzy przetwarzają i najlepiej jeszcze będąc "dużym światowym, bezpaństwowym graczem".
A Unia może w konsekwencji doprowadzić do dopłat rolniczych, przy produkcji żywności GMO. Stworzyła takie uzależnienie od siebie rolników, dała im takie udogodnienia, że będą Oni przychylnie takowej żywności (chociaż wiedzą, że to "terror" na jej jakości i naturalności).
Tak więc, jeżeli Unia wróciłaby do korzeni kapitalizmu to polska żywność byłaby jedną z najlepszych w Europie, a polscy rolnicy nie tylko by nie stracili, ale zyskali.
Niestety zdaje sobie sprawę, ze na dzień dzisiejszy jest to wołanie w próżnię. Wielkie koncerny oraz „latyfundia” korzystające w największym stopniu ze WPR zrobią wszystko, aby ją jeszcze bardziej rozbudowywać, a rolnicy, przyzwyczajeni do dopłat i de facto okłamywani informacyjnie, też mogą być w większości przeciwni wszelkim zmianom redukującym wielkość owych dopłat.
Nie mówię tu o urzędnikach unijnych i samej Unii, która straciłaby możliwość ingerowania i uzależniania sobie mieszkańców Europy (w tym przypadku rolników). Ilu takich urzędników musiałoby stracić pracę? I czy Unia na to pozwoli? Przecież w ten sposób traci władzę centralną (a przecież to uwielbia: uzależniać i sterować „zwykłymi ludźmi” – mieszkańcami krajów Europejskich).
Jak wiemy z historii socjalizm jest systemem, który jest bardzo trudno obalić, ale prędzej czy później zawsze okazywał się nieefektywny i umierał śmiercią naturalną bądź dzięki niepokojom społecznym.
Sądzę, że w perspektywie czasu i tak Unia Europejska w obecnym kształcie nie przetrwa, jako sztuczny twór (podobnie jak Cesarstwo Rzymskie czy ZSRR lub Jugosławia), sztuczna waluta Euro zniknie jak kamfora a rolnictwo powróci do racjonalnego gospodarowania według zasad wolnego rynku.
Nierealne marzenia? Nierealnym wydawał się też upadek bloku socjalistycznego wraz z ZSRR, więc podobny Związek Socjalistycznych Republik Europejskich historycznie czeka podobny los…
Pożyjemy, zobaczymy….
Pozdrawiam
czwartek, 16 lipca 2009
GDY NIE MYŚLISZ JESTEŚ NIKIM!
Czas mija bardzo szybko. Są wakacje, urlopy. Dla wielu jest to zasłużony odpoczynek po kilkunastogodzinnej dziennie pracy.
Często pracy stresującej, wysysającej całe "jestestwo" ku osiągnięciu sukcesu wielkiej korporacji.
Wielu Polaków jest gotowych do katorżniczej pracy w imię osiągnięcia zadowalającego ich statusu materialnego.
Bombardowani są zewsząd ideą niezależności materialnej, jako gwaranta wolności osobistej. Nie są w tej sytuacji ważne poglądy osobiste, własne życiowe marzenia, rodzina i jej dobro, własny rozwój osobisty. Najważniejszy jest fakt posiadania: domu na kredyt hipoteczny (maksymalne ubezwłasnowolnienie wolności jednostki), samochodu również na kredyt i innych dóbr materialnych... Ważny jest prestiż stanowiska i związanego z nim obszaru władzy nad innymi.
Podkreślę władzy pozornej, kreowanej i udostępnianej tylko do takiego zakresu, który nie zagraża funkcjonowaniu oraz egzystencji i "możnowładztwa" elit polityczno-biznesowych.
Złudne wrażenie, że na coś sie wpływa, o czymś sie decyduje, coś sie kreuje jest "socjotechnicznym" zabiegiem mającym za celu zniewolenie jednostki, nawet wybitnej.
Potęgowanie, kreacja takich potrzeb jest też wszechobecna w "quasi niezależnych mediach". Śmiem twierdzić, że tak naprawdę w ogromnej większości - w obecnym świecie - nie ma niezależnych mediów. Dziennikarze - podobnie jak pracownicy, nawet wybitni - są li tylko bezwolnymi wykonawcami założeń i celów ustalanych przez "królów" posiadających ten współczesny "bożek": pieniądz! i oczywiście wpływy oraz układy.
Stąd, dla usprawiedliwienia własnych działań, dziennikarze promują takie prokonsumpcyjne postawy: nie ważne, kim jesteś, ale ważne ile masz i jaki tak naprawdę masz wpływ na innych.
Mało tego! Kształcone na coraz niższym poziomie młode pokolenie przejmuje bezwiednie te idee, nie zastanawiając się nad ich logiką ani konsekwencjami. Dla nich nich prosty przekaz: PADŁEŚ- POWSTAŃ... POWERRED20 jest tak oczywisty jak fakt ich narodzin.
Zastanawianie się nad przyczynami zjawisk (politycznych, gospodarczych, cywilizacyjnych) jest juz ponad możliwości intelektualne współczesnych "cyborgów" medialnych.
Przerażająca jest prosta zależność: właściciel biznesowo lub/i polityczny - dziennikarz (przekazujący w sposób uwłaczający człowieczeństwu idee owego właściciela) - odbiorca, zwykły mieszkaniec Europy, odbierający te informacje w sposób bezrefleksyjny a w konsekwencji postępujący tak, jak chce owy właściciel biznesowo-polityczny.
Aby zaś nie pozwolić na myślenie i zastanawianie sie nad własnym bytem i losem przez 'zwykłego" obywatela, wcześniej to wykreowawszy, zalewa się rynek produktami-ideami postępowej współczesności: nie chcesz być bezwolnym, Europejczykiem? - jesteś zacofanym głupcem; myślisz indywidualnie? - nie jesteś postępowy i cywilizowany, bo liczy sie dobro wspólne: Europa (jak w socjalizmie ZSRRR); zadajesz niewygodne pytania? - będziesz zepchnięty na margines i pozbawiony "konfitur" w postaci jakże pożądanej "kasy"; dziwisz się, po co tak ogromne profity dla Europosłów? - to proste: żeby zajęli się "sobą' a nie zadawali zbędnych pytań jak Ty!
Stąd, w nagrodę za niemyślenie i zastanawianie sie nad jestestwem, pracownik określonej firmy dostaje bonusy, są cykliczne spotkania (połączone z alkoholową libacją) najważniejszych pracowników, są Quasi nagrody (łącznie z uściśnięciem jakiegoś zagranicznego, Wielkiego Prezesa), są wycieczki i premie... jest dużo kasy... byleby pracownik nie miał swojego zdania i był bezwolnym wykonawcą wcześniej określonych celów a jednocześnie czuł, ze osiągnął sukces (model kreowany przez media).
Z wolnością nie ma to nic wspólnego. Jest to z tej wolności kpiarstwo i szyderstwo.
Gdy człowiek - jednostka, jest "pozbawiona mozliwości myślenia", zastanawiania sie nad własnym sobą, losem świata i narodów... staje się bezwolnym, pustym komunikatorem racji innych. Przestaje być w ogóle Kimś, przestaje być dosłownie wart określenia: Homo Sapiens!.
Pozdrawiam
środa, 15 lipca 2009
CZY B.H. O'BAMA MOŻE STRACIĆ PREZYDENTURĘ?
Witam,
Swego czasu przestrzegałem przed wyborem na Prezydenta B.H. O'Bamy . Uważałem, że lepszym kandydatem był John Sidney McCain III, dla którego Prezydentura byłaby zwieńczeniem jego długoletniej patriotycznej działalności politycznej.
Poszukując odpowiedniego miejsca w polskim internecie dla moich przemysleń, na onetowym blogu w dniu zaprzysiężenia Prezydenta USA, w styczniu 2009 roku, opisałem, że O'Bama jest prawowitym Żydem (wcale nie w znaczeniu pejoratywnym, stwierdzałem jedynie fakt) po matce spowinowaconej z największymi światowymi rodzinami żydowskimi ( w tym znanymi bankowcami z rodziny Rotschildów). Opisywałem, że potrafił i mógł wystąpić publicznie w stroju hasydzkim.
(http://krzysztofjaw.blog.onet.pl/Prezydent-USA-ma-pochodzenie-z,2,ID384762332,n)
Poinformowałem również, że krewny żony O'Bamy jest naczelnym rabinem czarnych judaistów w USA (również nie w znaczeniu pejoratywnym, ale jako stwierdzenie li tylko faktu).
Wykazałem, że walka między H.Clinton a O'Bamą była fiikcją - niezależnie, kto by wygrał i tak przegrany byłby u władzy razem z dawną ekipą Clintona-Saksofonisty. A czarni Amerykanie i Amerykańskie kobiety zostali wprowadzeni w błąd.
No a w marcu 2009 roku pisałem, że może Amerykanie, co prawda z innej strony, obalą O'Bamę? A dotyczyło to kontrowersji wokół jego miejsca urodzenia.
No i okazuje się, że sprawa nie jest zamknięta, a wprost przeciwnie, nabiera coraz bardziej interesującego tempa.
Jak donosi dzisiaj onet.pl: "W sprawie aktu urodzenia Baracka Obamy nastąpił nieoczekiwany zwrot. Po raz pierwszy sędzia sądu federalnego zarządził przesłuchanie w tej sprawie. Na taki krok zdecydował się federalny sędzia David O. Carter z Kalifornii czytamy w serwisie worldnetdaily.com (...). .
O publiczne zaprezentowanie aktu urodzenia urodzenia Baracka Obamy po raz pierwszy wystąpiła organizacja Defend Our Freedoms. Jak na razie, certyfikat ten pokazano tylko raz w formie zdjęcia, umieszczonego w internecie. Dokument ten to tzw. Krótka wersja aktu urodzenia; tego typu akt urodzenia otrzymywały jednak także dzieci urodzone poza granicami USA. Osoby prywatne domagają się zaprezentowania pełnego aktu urodzenia, który zawiera szczegółowe dane takie jak np. nazwa szpitala, w którym doszło do porodu i nazwisko lekarza, który go odbierał - czytamy w serwisie worldnetdaily.com"
http://wiadomosci.onet.pl/2008859,12,item.htm...)
Sprawa certyfikatu jest o tyle ważna z punktu widzenia amerykańskiej konstytucji, że precyzuje ona, iż prezydentem USA może być jedynie osoba, która urodziła się na amerykańskiej ziemi. Jeśli okazałoby się, że Obama nie urodził się na terytorium USA, to zostałby pozbawiony urzędu prezydenta USA. A wielu, w tym organizacja Defend Our Freedoms, uważa, ze B.H. O'Bama urodził się w Keni, skąd z rodzicami jako niemowle przybył do USA, rodzinnego kraju matki B.H. O'Bamy (Stanley Ann Dunham).
No cóż... parafrazując moje wcześniejsze przemyślenia: O'Bama jest marinetkowym, niedoświadczonym Prezydentem znajdującym sie pod wpływem środowisk dawniej skupionych wokół Prezydenta B. Clintona. A teraz podważa się jego prawo do bycia tymże Prezydentem. Pewnie i tak nic złego O'Bamie się nie stanie i dalej nim pozostanie, ale ziarenko niepewności u Amerykanów zostało zasiane.
Pozdrawiam
JAKA PRZYSZŁOŚĆ UNII EUROPEJSKIEJ?
Może więc warto trochę zastanowić się nie nad bieżącymi wydarzeniami, ale nad tym, co nas czeka w przyszłości. A konkretniej: dokąd tak naprawdę zmierza Unia Europejska i zadać jej pytanie: UNIO, UNIO! DOKĄD ZMIERZASZ?
Jest wiele osób, dla których zbyt mało się mówi w Polsce o Unii sprowadzając dyskusję do wewnętrznych sporów politycznych.
A przecież de facto, nad czym boleję nieustannie, przeszło 70% nowych praw obowiązujących w Polsce powstaje w zaciszu rządu europejskiego, czyli w Komisji Europejskiej.
Pomijam tu bezsporny (ku pewnie zasmuceniu niektórych fanów wyboru J. Buzka na Przewodniczącego PE) fakt, że tak naprawdę Parlament Europejski jest instytucją fasadową, nie mającą prawie już nic wspólnego z demokracją, ba staje się nawet kpiną z demokracji (vide. wybory na przewodniczącego, dla którego faktycznie nie było żadnej konkurencji jak to drzewiej w demokracjach bywało). Ciałem, które realnie wpływa na Unię Europejską jest li tylko Komisja Europejska, czyli rząd UE!
I niestety, po przyjęciu Traktatu Lizbońskiego, odsetek praw powstających w Unii a nie w macierzystych krajach będzie się zwiększał. Dodam praw często tak bzdurnych i zawiłych, że aż śmiesznych (vide: niedawne normy dotyczące „krzywizny banana”…)
Czy taka tendencja jest zgodna z tym, czego chcieliby mieszkańcy Europy?. Czy twór hybrydowy zwany Unią Europejską faktycznie jest tą wymarzoną strukturą jej funkcjonowania? Czy politycy unijni tworzą coś, co raczej jest oderwane od rzeczywistości i pragnień poszczególnych narodów a Unia Europejska jest raczej biurokratycznym molochem, który potrzebny jest tylko i wyłącznie politykom, biurokratom i elitom?
Chyba warto stawiać takie pytania, bo dotyczą one nas wszystkich, naszej przyszłości.
Trudno jednoznacznie jednak dać na nie odpowiedź. Ja przychylam się raczej do stwierdzenia, że Unia zmierza w kierunku oderwanym od rzeczywistości i rzeczywistych pragnień Europejczyków. Szczególnie widać to w czasie kryzysu, gdzie poszczególne państwa powracają do idei obrony własnych obywateli nawet kosztem narażania się na restrykcje wewnątrzunijne.
Podobnie myślą chyba mieszkańcy Europy, czemu dali wyraz najniższą od pierwszych wyborów powszechnych do PE w 1979 roku frekwencją w tegorocznych wyborach do tego gremium (poniżej 45%!).
Proszę zwrócić uwagę. Ponad połowa uprawnionych Europejczyków nie poszła do urn! I to w tak długoletnich i zakorzenionych demokracjach!.
Zgodnie z przewidywaniami wygrali chadecy przed socjalistami. Duże relatywnie poparcie dostały też partie tzw. "eurosceptyczne wobec obecnemu kształtowi Unii", które utworzyły nową frakcję pod wodzą Michała Kamińskiego! Z punktu widzenia globalnego największą chyba porażkę odniosła lewica europejska, która zdecydowanie przegrała z prawica chadecką i to w dobie kryzysu!
Ale chyba właśnie dzięki temu kryzysowi wygrała właśnie prawica, która ostatnio głosi poglądy bardziej konserwatywne i promujące bardziej zamknięta Unię, przeciwna rozszerzeniu o kolejne kraje, bardziej gospodarczo protekcjonistycznej i nawet socjalistycznej (o ironio: prawice w idei, socjalizm w gospodarce).
Dlaczego więc Europejczycy nie poszli do wyborów? A jeżeli poszli to zdecydowanie zagłosowali na prawą, ostatnio "zamykającą " sie na innych stronę europejskiej sceny politycznej?
Oczywiście pierwszym powodem, jaki przychodzi na myśl to obecny kryzys i recesja w krajach "Starej Unii". W dobie recesji ludzie na ogół albo odchodzą od polityki zajmując się swoim bytem, albo wychodzą na ulicę i gremialnie głosują na opozycję. Biorąc pod uwagę wyniki wyborów dla europejskiej lewicy, Europejczycy wybrali to pierwsze rozwiązanie. Świadczyć to może o postępujacym braku zainteresowania mieszkańców krajów europejskich "harcami unijnych" elit.
Inną przyczyną, dla mnie istotniejszą i niejako wynikajacą z poprzedniej, może być po prostu zniechęcenie do Unii Europejskiej jako sztucznie utworzonego tworu, nie mającego nic wspólnego z ideą, która przyświecała założycielom EWG!. W sumie dobrze to wyraził J. Buzek mówiąc w przemówieniu inauguracyjnym "...o konieczności włączenia w projekt europejski obywateli naszych krajów, coraz bardziej obojętnych. Postaram się abyśmy razem zrobili wszystko, by to zmienić". Sadzę, że jest to "głos wołającego w puszczy"... skończy się na słowach, tym bardziej, że Jerzy Buzek afirmuje dotychczasowy kierunek rozwoju Unii Europejskiej.
Korupcja, nadęta biurokracja, Euro (które nie pomogło w kryzysie) i kosmopolityzm elit europejskich sprawiły może, że Europejczycy - nie idąc do wyborów - powiedzieli NIE obecnej Europie w takim kształcie?
Może to, że przez tysiące lat Europa rozwijała sie narodowo i terytorialnie tworząc narodowe kultury sprawia, że dla Europejczyków powoli jakaś wizja bycia "formą europejskiego bezpaństwowca" staje sie obca i odległa?
Może właśnie dzięki wielowiekowej różnorodności kulturowo-narodowej Europa zawdzięczała bycie awangardą rozwoju cywilizacyjnego? A bezpaństwowa Europa raczej ją uwstecznia nie generując oczekiwanych zysków dla jej mieszkańców?
W każdym razie Europejczycy dali i dają wyraz niezadowoleniu dla obecnych elit europejskich i niezależnie od jego przyczyn Europa i Unia Europejska musi sie zastanowić, czy obecny kierunek jej rozwoju jest społecznie akceptowalny!
A może należy jednak powrócić do pierwotnej idei i rozwiązań, które były podstawą utworzenia EWG? Może jednak ze względu na narodowe i państwowe tradycje historyczne państw Europy a także tkwiącą głęboko tożsamość narodową poszczególnych narodów, lepszym rozwiązaniem jest idea Europy Ojczyzn niż tworu, jakim ma być Państwo Europa?
Jakoś tak historia chyba przynosi odpowiedź na to pytanie. Wszystko to, co było tworzone sztucznie i mające na celu połączenie poszczególnych narodów w jeden organizm umierało śmiercią naturalną lub po niepokojach społecznych. Padło Cesarstwo Rzymskie, rozpadł się ZSRR, po Jugosławii nie ma śladu…
Pozdrawiam
wtorek, 14 lipca 2009
MAKIAWELICZNE DYLEMATY NASZEGO DONKA
Jako człowiek z natury empatyczny, współczuję Premierowi. Jeszcze niedawno, jako „Król” zostaje powoli uśmiercany medialnie i to przez swoich dawnych przyjaciół i promotorów.
Polityka nie znosi próżni, tym bardziej sztucznie wykreowanej. Pojawia się nowy Król a media jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki już wielbią owego Króla. Umiera stary Król niech żyje nowy Król: Must-Olechowski, na widok, którego Monika Olejnik dostaje spazmów rozkoszy dziennikarskiej.
Jak się wobec tego czuje Donald Tusk? Co sobie myśli kładąc się zdenerwowany do snu?
Nie jest on typem „tytana pracy”, oj nie…
Może w zaciszu swoich przemyśleń rozważa, co robić? lub co najlepiej nie robić?, aby przetrwać... Zostaje mu tylko wykorzystać PR-owo nowego Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, J. Buzka, a poza tym…
Oj tak, najlepiej nic nie robić... i czekać
Bo co zrobię (tak sobie myśli) to żałuję, że to zrobiłem (i powstają nowe moje określenia: Donald Lepper Tusk… oj złośliwe te media się teraz zrobiły… tak sobie myśli).
.
Więc co mam robić? (zadaje sobie Donek pytanie). Najlepiej nic (sam sobie odpowiada).
Ale jak nic nie zrobię... (i olśnienie!) to jednak coś robię (czyli nic nie robię)
... a najważniejsze, że po prostu JESTEM (bo co miałem zrobić to już zrobiłem)
... a teraz czekam aż coś zrobię jako Prezydent... więc (zaczyna w to wierzyć) coś jednak robię... czekam, aż będę Prezydentem... a wtedy udowodnię, że coś zrobię...
Oj tak, najlepiej czekać... Tylko czy doczekam?
Bo co mam tak naprawdę robić? (znów sobie zadaje nieszczęśnik to pytanie) przecież wszyscy przywódcy teraz nic nie robią, bo albo nie wiedzą - w czasie kryzysu gospodarczego, - co zrobić (vide. USA, Unia Europejska), albo udają, że coś robią (vide.: patrz poprzednio), albo jak już coś zrobią to spada im poparcie lub przegrywają wybory wynosząc na szczyty władzy ludzi spoza dotychczasowych elit (vide.: Barack Hussein OBama),
I... (tutaj pojawia się strach i niepewność)... a jak na Prezydenta zgłosi swoją kandydaturę taki A. Olechowski lub harwrdczyk Samuel Palmer... przecież ten ostatni też nie jest biały, ale o zgrozo! mówi świetnie po polsku i Polacy go lubią... hmmm... muszę pokonać ten głupi strach. A może zaleźć „jakieś nieznane kwity” na Olechowskiego… niewdzięcznik uciekł z mojej partii i wspiera mojego wroga Piskorskiego…
Oj tak, najlepiej pokonać strach... ale jak?
No to trzeba jednak coś robić... ale co? Podniosę podatki i stracę poparcie… zrzucę to na L. Kaczyńskiego… i będę cicho…
Oj tak, najlepiej milczeć...
No, ale muszę Polakom sie przypomnieć. Jeszcze mam ich poparcie! Ale co tu znowu obiecać, skoro obiecałem, że już nie będę obiecywał... bo co obiecałem, to nie zrealizowałem.... hmmm... już nie mogę, chyba zwariowałem... trzeba chyba uciekać...
Oj tak, najlepiej uciekać... (myśli sobie nasz Donek)
Takie oto dylematy być może rozstrzyga w swym makiawelicznym umyśle nasz Donek.
A'propos: makiawelizm (od nazwiska włoskiego filozofa Machiavellego), wg. Wikipedii "w psychopatii cecha osobowości, polegająca m.in. na braku uczuć wyższych, instrumentalnym traktowaniu innych i chłodnych relacjach interpersonalnych. Osoby z tą cechą osobowości często manipulują innymi, chcąc osiągnąć zyski tylko dla siebie. Nie liczą się z potrzebami partnerów interakcji. Są nieufni i lekceważący".
I na koniec: Przeczytajcie jednym tchem wytłuszczone powyżej wersy... Tak można scharakteryzować sposób rządzenia J.E. Donalda Tuska.
Dla ułatwienia:
Oj tak, najlepiej nic nie robić...
Oj tak, najlepiej czekać...
Oj tak, najlepiej pokonać strach... ale jak?
Oj tak, najlepiej milczeć...
Oj tak, najlepiej uciekać...
Pozdrawiam
poniedziałek, 13 lipca 2009
APEL DO POLSKICH DZIENNIKARZY MEDIÓW WSZELAKICH!
ZWRACAM SIĘ DO WAS, JAKO ZWYKŁY POLAK-OBYWATEL. PORZUĆCIE PRACĘ W NIEPOLSKICH MEDIACH, ZJEDNOCZCIE SIĘ I ZAŁÓŻCIE WŁASNE, NIEZALEŻNE, POLSKIE! ALBO, ZATRUDNIENI GDZIE INDZIEJ, PISZCIE PRAWDĘ!
Już dosyć Wami pomiatano, wykorzystywano, łamano wartości i idee. Kazano pisać rzeczy, o których wcześniej nawet Wam przez myśl nie "przeszło". Nieraz kłamaliście, przeinaczaliście fakty, dostosowywaliście je do linii politycznej i właścicielskiej swojego medium. Robiliście to, bo tak Wam kazano i naciskano. Straszono Was wyrzuceniem z pracy i innymi konsekwencjami (np. tzw. "czarnej owcy").
W IMIĘ WASZEJ GODNOŚCI, ETYKI DZIENNIKARSKIEJ, WASZEGO PATRIOTYZMU... NADSZEDŁ CZAS DLA POLSKI I POLAKÓW... I MEDIÓW POLSKICH!
Obecnie w Polsce dzieją się rzeczy niesłychane. Elita „postokrągłostołowa” przekracza granice, które są na wskroś antydemokratyczne a nawet totalitarne. W każdym, zdrowym kraju, informacja, że „jednym z ojców założycieli” partii politycznej był agent służb specjalnych wrogich Polsce i Polakom byłaby z oburzeniem przedstawiana Polakom, jako „zamach stanu” na własna Ojczyznę. A co dopiero jakby dotyczyło to partii rzadzącej!
Zewsząd winny się zatem podnieść głosy: Jak to? Obecnie nam panująca partia rządząca założona została przez służby specjalne? Przecież to kpina z demokratycznego państwa prawa. Szyderstwo pospolite. Złamanie zasad konstytucyjnych. Wszędzie na świecie (w demokracjach współczesnych) byłby to argument do powołania Komisji Śledczych, uruchomienia działań czegoś na kształt naszego UOP czy CBŚ. A niezależne prokuratury wszczęłyby śledztwo. Zapewne w każdym normalnym, praworządnym kraju skończyłoby się to delegalizacją owej partii i postawieniem jej przywódców wraz z mocodawcami przez Trybunałem Stanu (oczywiście delegalizacja takowej partii byłaby rzeczą normalną).
A Wy, drodzy dziennikarze milczycie w tej sprawie!
Niedługo wybory: być może przyspieszone parlamentarne, na Prezydenta, samorządowe. POLSKA WAS POTRZEBUJE. TU I TERAZ. Jest kryzys, który się pogłębia. Trzeba rzetelnie o nim mówić i pisać. Prawdopodobnie czekają nas niepokoje społeczne. Musicie, jako POLACY i Polscy dziennikarze wysłuchiwać ludzi i przekazywać prawdę o nich i dla nich. JESTEŚCIE CZWARTĄ WŁADZĄ: WYKAŻCIE SIĘ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ I PATRIOTYZMEM.
A tymczasem powstaje Hybryda partii politycznej, niejakie SD. Tworzone przez ludzi dawnych służb specjalnych. Czyż Gromosław Czempiński, przyjaciel pana Andrzeja Olechowskiego vel. Musta nie wpływa na ten proces?. Agentem się jest przez całe życie, aż do naturalnej (bądź nie) śmierci. Ktoś, kto był agentem zbyt dużo wie i zbyt dużo inni agenci o nim wiedzą, żeby zakończyć takowe swoje zawodowe posłannictwo.
I Wy, drodzy dziennikarze, nagle źle piszecie o PO a dobrze o agencie Andrzeju Olechowskim , jak o nowym Królu! Dajecie się po raz kolejny zwieźć antypolskim działaniom. Gdzie Wasze sumienie? A może takowego, zwykłego ludzkiego i zawodowego po prostu już nie macie?
Umiera Król (D. Tusk)… Niech żyje Król (A. Olechowski)!. Czyż naprawdę nie widzicie, nie dostrzegacie, ze od 20 lat Polską rządzą ludzie Polsce i Polakom nieprzychylni? (z przerwami na rząd Olszewskiego i Kaczyńskiego).
NIE MOŻE BYĆ TAK, ŻE O TYM, CO I JAK PISZECIE DECYDUJE WĄSKIE GREMIUM, NA CZELE Z: Heleną Łuczywo, Adamem Michnikiem, Piotrem Pacewiczem , Wandą Rapaczyński , Mariuszem Walterem, czy Zygmuntem Solorzem - Krokiem (Żakiem, Podgórskim). A wszyscy oni sterowani są lub „w inny sposób” znajdują się pod naczelnym wpływem ludzi pokroju GROMO-władnych, jak np. Gromosław Czempiński.
NIE POZWÓLCIE ŻEBY ICH, USTALANE NIERAZ GODZINAMI I PO SOLIDNEJ "BURZY MÓZGÓW", WYTYCZNE STAWAŁY SIĘ DLA WAS OBOWIĄZUJĄCYMI. NIE POZWÓLCIE ABY NIE-POLACY DECYDOWALI O POLAKACH ORAZ INFORMACJACH PRZEKAZYWANYCH DO NICH.
PISZCIE PRAWDĘ: JEŻELI COŚ JEST CZARNE TO PO PROSTU JEST I TYLE. JEŻELI W SPRAWIE ŚMIERCI POLSKIEGO INŻYNIERA ZAWINIŁ RZĄD Z TUSKIEM NA CZELE, TO JEST TO FAKT (jakoś zamilkliście na ten temat). Jeżeli SD to kolejna Hybryda chcąca tylko i wyłącznie dalej sprawować pieczę nad „głupimi Polakami” to też o tym piszcie! To Wasz dziennikarski, polski i ludzki obowiązek. Nie dajcie po raz kolejny się zmanipulować. Potomni by Wam tego nie zapomnieli!
NIE POZWÓLCIE, ABY HIPOKRYZJA PRZEKRACZAŁA GRANICE INFANTYLIZMU!!!
MACIE DOŚWIADCZENIE, UMIEJĘTNOŚCI, WIEDZĘ... PODZIELCIE SIĘ NIMI Z NAMI - PROSTYMI OBYWATELAMI RZECZPOSPOLITEJ POLSKIEJ... DLA WASZEGO, NASZEGO, WSPÓLNEGO JEJ DOBRA I JEJ PRZYSZŁOŚCI!
Pozdrawiam
niedziela, 12 lipca 2009
POLACY NA OBCZYŹNIE! POLSKA WAS TU NIE CHCE!!!
Pamiętacie jak radośnie i szczęśliwie nasi politycy radowali sie z wejścia Polski do UE?
Pamiętacie jak wmawiali nam, że stajemy sie prawdziwymi Europejczykami, dla których otwarty (w większości: największe obostrzenia w tym względzie są w Niemczech i Austrii) został rynek pracy? (swoboda przepływu towarów i kapitału już de facto funkcjonowała)?.
I Polacy, młodzi i wykształceni, emigrowali - przede wszystkim do Anglii i Irlandii, by marnować swoje wykształcenie na pracy np. „przy zmywaku” (ale za konkretnie większe niż w Polsce pieniadze).
I stawali sie Europejczykami, takimi jak zapewniał ich kochany Premier, takimi "światowcami" jak On Sam - jałowymi bezpaństwowcami, dla których (podobnie jak Tuska) "polskość stać się miała śmieszna". Ważne przecież winno być dobro Europy, globalnych gospodarek. Tradycja, naród, polskość - jak wmawiał pośrednio PR-owo Tusk podczas kampanii wyborczej - to przecież anachronizmy, starocie cechujące staruszków i moherowych dziwaków (autorem powiedzenia o moherach był Tusk - nieprawdaż?).
I Ci nasi młodzi, wspaniale technokratycznie wykształceni, Rodacy, ukształtowani przez PO i SLD na "medialnych cyborgów", uwierzyli Rudoustemu. Ustawiali sie w kolejkach i głosowali na obczyźnie na Tuska i na Cuda obiecane przez Cudotwórcę!
Oczywiście nie wszyscy. A dla tych, których sytuacja zmusiła do takich wyborów i koniecznej emigracji zarobkowej - głęboki mój szacunek!
Nikt nie powiedział, że Obczyzna zawsze będzie obca, My Polacy zawsze będziemy obcymi gośćmi na obcej ziemi! I będziemy potrzebni tylko na tyle i tylko tak długo, jak będziemy dawali zysk i nie zagrażali "miejscowym"!.
Nikt nie powiedział Emigrantom, że tak naprawdę idea Europejskich Bezpaństwowych Europejczyków jest martwa. Wielowiekowa euroatlantycka tradycja i historia przez wieki (i tak będzie zawsze) była podstawą funkcjonowania Europy! I UE tego nie zmieniła: Anglik jest nadal Anglikiem, Francuz-Francuzem, Irlandczyk-Irlandczykiem, Niemiec-Niemcem, Amerykanin-Amerykaninem (USA). W tym kontekście promowany przez Tuska-Strusia i pewne środowiska Polak-Bezpaństwowiec stał sie ewenementem. Owszem jesteśmy dobrzy, jako pracownicy, ale pozbawieni korzeni i tradycji jesteśmy, jako ludzie, bezwartościowi!
Nikt nie powiedział, że praca na Obczyźnie tylko dla pieniędzy to:
- frustracja,
- tęsknota,
- konformizm,
- rozpad rodziny i więzi rodzinnych (do dzisiaj - 30% rozwodów, ponad 60-70% zdrad współpartnerów, prawie zawsze utrata więzi z własnymi dziećmi),
- upodlenie i konieczność przekraczania granic etyczno-moralnych (żeby przeżyć i zjeść, trzeba pracować nawet kosztem utraty tożsamaści i skrajnego upodlenia osobowości),
- poczucie niższości,
- w przypadku kryzysów lub innych zawirowań: wrogość i nienawiść "miejscowych" (od kilku miesięcy w krajach starej Unii – wobec kryzysu – narasta niechęć do emigrantów zarobkowych, odbywają się wielotysięczne demonstracje przeciwko obcym, narastaja animozje i nacjonalistyczne postawy),
- wstyd i poczucie przegranej nie pozwalające wracać "z niczym do kraju",
- w przypadku braku zarobków nieuchronne bezrobocie na Obczyźnie i bezdomność (dzisiaj w Londynie jest około kilka tysięcy bezdomnych Polaków, nocujących w błocie pod gołym niebem!),
- (...)
Sytuacja na europejskim rynku pracy jest katastrofalna. Europejski urząd statystyczny – EUROSTAT, podał niedawno, że w maju 2009 roku poziom bezrobocia w strefie Euro osiągnął 9,5 proc., a w całej Unii Europejskiej 8,9 proc. Jest to wzrost w porównaniu do kwietnia o 0,2 punktu procentowego zarówno w strefie Euro jak i w całej unii. Taki poziom bezrobocia w strefie Euro jest najwyższy od 10 lat, a w Unii Europejskiej od czerwca 2005 roku. Wobec tego kogo będą preferowały władze krajów strefy Euro: rodzimych bezrobotnych czy emigrantów zarobkowych. Pytanie retoryczne
(dane: http://www.powroty.gov.pl/wydarzenia/rid,566.html)
Coraz więcej więc Polaków chce wrócić do kraju, ale czy Polska jest na to przygotowana?
W Polsce według tegoż EUROSTATU stopa bezrobocia kształtowała się na poziomie 8,1% (dane te ze względów metodologii obliczania różnią się od danych GUS, który podał wartość stopy bezrobocia w analogicznym okresie na poziomie 10,8%). Sytuacja więc jest podobna, co w całej UE, z tym, że w Polsce kulminacja bezrobocia dopiero przed nami (tak jak i recesja).
Co prawda, pod koniec listopada 2008 roku opracowany został rządowy program: „Masz Plan na powrót?”, ale jest on w zasadzie martwy. Oprócz strony www http://www.powroty.gov.pl/) oraz informatora "Powrotnik" http://www.polskageneralkonsulatet.se/polish/...) nie prowadzi się żadnego wewnętrznie spójnego programu. Tak naprawdę rząd Tuska liczył w tym względzie przede wszystkim na samorządy. Niestety oszczędności rządu Tuska (owe sławetne 20 mld zł) w 75% dotyczyły właśnie funduszy lokalnych!!!! Więc skąd samorządy i województwa mają wziąć pieniądze? No... np. rezygnując z pomocy dla powracających z emigracji zarobkowej!!!
Zresztą samorządowcy sami stwierdzają, że powrót Polaków do kraju jest na ich własne ryzyko. W wielu województwach rezygnuje się z wydatków będących zachętą do powrotu z emigracji lub je radykalnie zmniejsza (takie kroki swego czasu już podjęto.: m.in. w Opolu, Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Białymstoku i wielu innych miastach wojewódzkich i powiatowych
Ponadto sami przedsiębiorcy niechętnie zatrudniają powracających z emigracji (głównie ze względu na ich wysokie wymagania finansowe)!.
Cóż wiec mają robić Polacy chcący lub będący zmuszeni wrócić do kraju? Trudna odpowiedź. Bo tak naprawdę nikt ich tu nie chce: ani rząd, ani samorządy, ani przedsiębiorcy ani tym bardziej rodacy sami zagrożeni bezrobociem!
TAK, WIĘC DRODZY RODACY NA OBCZYŻNIE! ŚPIJCIE NA DWORZE, GŁODUJCIE, UMIERAJCIE... ALE DO POLSKI NIE PRZYJEŻDŻAJCIE, BO NIKT WAS TU NIE CHCE!
Pozdrawiam
P.S. A CUDAKA dalej podziwiajcie, jako "wspaniałego" gracza w piłkę nożną, wspaniałego narciarza i wydawcy charytatywnych albumów o Gdańsku (wynagrodzenie Tuska - 300 tys.zł za charytatywny w zamyśle album!!!)
Smutno pozdrawiam i mimo wszystko jednak wracajcie!
sobota, 11 lipca 2009
SMUTNO BĘDZIE PO PRZEBUDZENIU ZE SNU RZĄDÓW PO!
Liberał Donald Tusk korzysta garściami z rozwiązań, które z liberalizmem nie mają nic wspólnego. A. Lepper, jako największy ekonomiczny autorytet poucza wkoło rządowych fachowców od gospodarki i finansów. Rząd niby rządzi a nie chce rozmawiać na temat rządzenia ze społeczeństwem (vide. naprawdę tragiczna sytuacja w ochronie zdrowia). Do Polski przyjeżdża Komisarz odpowiedzialna z upadek polskich stoczni oglądać swoje dzieło i to w towarzystwie jakiegoś tam Nowego Prezesa wirtualnej spółki Stocznie Polskie… a Polacy nadal nie wiedzą, kto te stocznie tak naprawdę kupił. Przyboczny Minister D. Tuska jest najzwyczajniejszym cieciem. I dalej… D. Tusk, jak nigdy przedtem, kala się przed Prezydentem prosząc Go o nie zawetowywanie ustaw „niby rządowych”. Nie podnosi się podatków a jednak się podnosi lub ma zamiar podnieść (vide. VAT). Powstaje jakaś hybryda partii politycznej w postaci SD (nie mająca nic prócz znanych twarzy) a wszystkie media jak na komendę piszą tylko o niej, powoli odwracając się od promowania jeszcze niedawnych bohaterów z PO. Do niedawno „królowa” wśród mediów, czyli GW nagle mocno traci w ilości sprzedawanych egzemplarzy i zbliża się swym poziomem do tabloida z „wyższej półki” (vide. drukowanie kuriozalnych metodologicznie i nie odnoszących się do realiów wyborów prezydenckich, sondaży politycznych). I wiele jeszcze innych…
A to wszystko w czasie wakacji i na oczach coraz bardziej zdezorientowanych Polaków, którzy już sami nie wiedzą, w co wierzyć: dalej w Tuska czy może już w Olechowskiego, a może w lady ex-prezydentową?
Przecież miało być tak pięknie i cudownie. PO miała rządzić jako partia liberalna a nawet konserwatywno-liberalna. Z zapowiedzi i obietnic w tym względzie nie zostało nic. Nie podjeto nawet próby wprowadzenia podatku liniowego ani np. reformy KRUS. Reforma finansów publicznych została odłożona w bliżej nieznaną przyszłość. Obostrzenia oraz trudności w prowadzeniu działalności gospodarczej pozostały jednymi z największych w Europie (udało się co najwyżej zlikwidować VAT od darowizn żywności). Dalej funkcjonuje skomplikowany system różnorodnych koncesji i zezwoleń (przypadek nawet zwiększenia formalności jest symptomatyczny w przypadku budowy własnych domów). Z dziesięciu obietnic D. Tuska (tych przedwyborczych) nie zrealizowana została prawie, że żadna (a jeżeli już to ledwo napoczęta). I wcale nie jest temu winien kryzys gospodarczy, który zresztą miał Polskę ominąć szerokim łukiem.
Od przeszło pół roku rząd zapowiada pakiet antykryzysowy! i co? i nic!!! Rządy krajów UE i USA wprowadziły już kilka pakietów (niezależnie jakby ich nie oceniać) a w Polsce nie ma tak naprawdę żadnego będącego wewnętrznie spójnym. Indolencja, nieumiejętność, brak kompetencji? Chyba wszystko w jednym.
Celem wszakże zarządzających na poziomie państwa winna być dbałość o jego rozwój i sprawność funkcjonowania w sensie krótkookresowym i bieżącym, jak i długookresowym (strategicznym). Czy rząd jeszcze w roku 2008 (kiedy kryzys był już na świcie widoczny) przygotował jakieś alternatywne strategiczne plany przeciwdziałania mu. Czy rząd miał przygotowany plan działań na wypadek różnych sytuacji i kierunków rozwoju kryzysu i jego wpływu na Polskę (w zakresie wariantowości planowych działań: plan pesymistyczny, optymalny i optymistyczny)? Jakże powiało niekompetencją, kiedy rząd mówił o tym, że kryzysu w Polsce nie będzie: tak jakby Polska gospodarka była gospodarka zamkniętą i stanowiła niezależną od nikogo…enklawę przypominajacą tą orwellowską z Folwarku Zwierzęcego.
Bohater tej książki niejaki Napoleon tez święcie wierzył w swoja nieomylność i dziejową misję, którą ma do spełnienia… Szanowny Panie Donaldzie… winno się wtedy krzyknąć!
Niestety okazało się, ze umiejętności zarządcze rządu D. Tuska i jego samego są żadne, nie występują w ogóle, a jeżeli już to SA takie jak odbite w „krzywym zwierciadle”...
Skuteczność, efektywność polskiego rządu PO z D. Tuskiem na czele przyrównałbym do skuteczności uniknięcia rozjechania przez samochód ślimaka przechodzącego przez ruchliwą autostradę. Prawdopodobieństwo, że nie zostanie rozjechany jest minimalne, tak jak minimalne jest prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu obecnej ekipy rządzącej PO.
Równie ważną (co planowanie strategiczne i bieżące nadzorowanie funkcjonowania Państwa) umiejętnością rządzących winna być zdolność do consensusu społecznego i umiejętność negocjacji ze społeczeństwem oraz brak wewnętrznej pychy i sztucznie pojmowanej wielkości własnej osoby. Przecież to, kto rządzi zależy od wyborców. To oni poprzez swoje głosy decydują o stanowiskach rządowych (w większości pośrednio). Tak więc państwo jest dla obywateli a nie obywatel dla państwa! Tak jak urzędnik winien być dla zwykłego Polaka ciałem służebnym a nie odwrotnie. Całą klasę urzędniczą utrzymujemy my podatnicy, cała klasę polityczną również. A rząd nie chce rozmawiać ze społeczeństwem!, unika tego jak diabeł święconej wody (czyżby się bał zdemaskowania niekompetencji, a może ma cos do ukrycia?)
Inną, jakże cenną umiejętnością zarządczą jest jasne przedstawianie społeczeństwu (pracownikom) misji, celów oraz sposobów osiągnięcia tych celów. W firmie nazywa sie to ładem korporacyjnym, w ramach którego zarządzający nią zaznajamiają i tłumaczą swoim pracownikom zasady i cele działania firmy wraz z jej strategia i misja. Chodzi o zidentyfikowanie sie załogi z działaniami firmy i przedstawienie im sposobów na ich osiągnięcie.
A co w tym względzie robi nasz rząd oprócz gołosłownych obietnic, które nie zostają spełnione? I jak maja się czuć Polacy, którzy widzą, że te obietnice i działania były tylko grą przedwyborczą D. Tuska i PO (proszę sprawdzić stopień realizacji 10 punktowego programu wyborczego PO - jest prawie żaden).
I jak maja sie czuć Polacy, którzy karmieni byli nadzieją braku kryzysu a teraz w dziesiątkach miast, miejscowości tracą pracę? A apogeum kryzysu dopiero przed nami. Jak maja sie czuć inwestujący w fundusze inwestycyjne, które według zapewnień rządowych (braku kryzysu) miały być bezpieczne a przyniosły ogromne straty? A co z tymi, którzy stracili na inwestowaniu w akcje czy inne instrumenty pochodne (o niesymetrycznych opcjach walutowych już nie wspominam, bo stracimy na nich około 100-150 mld zł). Jak Polacy mogą mieć zaufanie do Polski i polskiej waluty skoro rząd dopuścił do spekulacji naszą złotówką, która w szybkim tempie raz była potęgowana aprecjacją a później gwałtowną deprecjacją, na której straciły miliony ludzi a zyskały dziwne rotschildowskie zagraniczne banki inwestycyjne? I jak w budżetach domowych zmieścić jeszcze ciągle zwiększające się raty kredytów hipotecznych (nawiasem mówić kredyt hipoteczny jest chyba jednym z najbardziej ograniczających wolność jednostki instrumentem finansowym, który tworzy pierwotne podporządkowanie się jednostki strachowi przed utratą pracy i bezwzględną walką o jej utrzymywanie).
Jak maja się czuć Polacy skoro rząd przez pół roku kilkakrotnie zmienia założenia makroekonomiczne dotyczące wzrostu PKB w Polsce (od przeszło 4% do prawie zera), a Komisja Europejska przewiduje nawet recesję w wysokości 1,4%. A przecież budżet był, według rządu, Tuska i Rostowskiego idealny. A tuż przed wyborami do PE ten sam rząd mówi, że będzie nowelizacja (dlaczego po wyborach? domyślcie sie sami). I co dały chaotyczne oszczędności rzędu 20 mld zł rozwalające przemysł zbrojeniowy i finanse samorządów oraz niektórych ministerstw? A teraz Tusk chaotycznie, dla ratowania budżetu, nawet chce uzależnić od siebie NBP!
Jest wiele pytań i coraz mniej odpowiedzi. Jedno jest pewne: tak nieudolnego rządu i tak mało kompetentnego nie było w Polsce od 1989 roku!
NIEDŁUGO OBUDZIMY SIE ZE SNU W STANIE KOMPLETNEGO KACA MORALNEGO!!! I JAK WYTŁUMACZYMY TO NASZYM DZIECIOM I WNUKOM, ŻE POZWOLILIŚMY TAKIEJ EKIPIE RZĄDZIĆ POLSKĄ?
Pozdrawiam
P.S. W rozważaniach skupiłem się raczej na wewnętrznej polityce gospodarczej rządu. Pominąłem inne kwestie, a obszarze których rząd równiez sobie nie radzi lub popełnia kardynalne błędy strategiczne. Należą do nich: polityka zagraniczna (kompletny brak propolskiej, narodowej geopolitycznej strategii w tym zakresie oraz podporządkowanie się polityce A. Merkel a także: brak walki o historyczną prawdę i obrony dobrego polskiego imienia na arenie miedzynarodowej; bierność, skundlenie wobec możnych tego swiata; pozwalanie na kreowanie fałszywego wizerunku Polaków w świecie; brak działań zmierzajacych do zamazanie biełych plam historii jak np. rzeź wołyńska), wewnętrzna polityka zwiazana z kulturą i krzewieniem polskości oraz postaw patriotycznych (w tym względzie występuje daleko posunięty konformizm "europejskości" oraz ralatywizacja podstawowych wartości), system kształcenia (wyraźne obniżenie poziomu kształcenia i tworzenie szkodliwych społecznie postaw młodych ludzi, w tym promocja homoseksualna), .... i wiele, wiele innych.
Mam nadzieję, że powstanie wielowymiarowa dogłębna analiza obecnych rządów. Oby!
piątek, 10 lipca 2009
JAK WYJŚĆ Z TEGO Z TWARZĄ? - RADY DLA NIEDAWNYCH ZWOLENNIKÓW PO.
Ostatnie dni przynoszą całkowitą zmianę nastawienia mediów i części klasy politycznej wobec PO i Premiera Donalda Tuska.
Jeszcze niedawno świecił On nawet w nocy niczym gwiazda północna wskazując prawie wszystkim (wyborcom, mediom, pobratymcom z lewej sceny politycznej i niezdecydowanym) właściwą drogę i kierunek oraz przestrzeń dokonywanych wyborów politycznych: JA, PO… i później nic.
Chyba wszyscy zauważyli zdecydowaną zmianę nastawienia do Premiera niemalże wszystkich jego dotychczasowych sprzymierzeńców. Afera z Naczelnym Cieciem Rzeczpospolitej, miotanie się wokół łatania dziury budżetowej, Lepperowski zamach na niezależność NBP, drenaż zysków PKO BP i KGHM, odkładanie decyzji o korekcie budżetowej, miotanie się od „ściany do ściany”, zniżenie się do „pójścia po prośbie” do Prezydenta aż po ofensywę SD wraz z Olechowskim i Piskorskim.
Donald Tusk niewątpliwie tonie. Nawet na arenie międzynarodowej przestaje być lubiany i to ze względu na nieprzychylność elit europejskich do sztandarowej ustawy rządu likwidującej abonament radiowo-telewizyjny (sic!).
Coraz częściej pojawiają się głosy, które można streścić cytatem „gościa” z Salonu24, który stwierdza: „Ze smutkiem i zażenowaniem czytam w s24 komentarze ostatnich już chyba obrońców rządu Tuska. Być może dociera już do nich to, jakich robią z siebie idiotów, ale jeszcze nie mają na tyle siły, by tę świadomość wypierać” (w komentarzach do artykułu Foxxa: http://foxx.salon24.pl/114535,plan-tuska-to-popluczyny-po-moim).
I właśnie troszcząc się o kondycję psychiczną zawiedzionych wyborców PO. Ku pokrzepieniu ich młodych z reguły serc i dla lepszej przyszłości ich i naszej Polski kieruję przesłanie niniejszej publikacji.
Wielu z nich, wykształconych młodych ludzi, uwierzyło Tuskowi i teraz czuje się nieswojo.
Występuje u nich tzw. DYSONANS POZNAWCZY (co jest zrozumiałe i normalne), czyli sytuacja, w której jednostka uświadamia sobie sprzeczność pomiędzy informacjami (przekonaniami) posiadanymi a informacjami, które odbiera z zewnątrz.
Szczególnym przypadkiem dysonansu poznawczego jest dysonans pozakupowy a w naszym wypadku dysonans powyborczy dla wyborców PO. Taki dysonans występuje wówczas, gdy konsument (w naszym przypadku wyborca PO) stwierdza, że dany produkt nie zaspokaja w pełni jego potrzeb (w naszym przypadku obietnice PO nie zostały spełnione). Stanem odwrotnym do dysonansu pozakupowego jest satysfakcja z zakupu (w naszym przypadku z wyboru PO), ale trudno tutaj mówić o satysfakcji wobec tego, co wokół Premiera i jego partii widzimy i słyszymy dziś.
Cóż więc robi konsument lub wyborca, aby pozbyć się owego dysonansu? Otóż najprościej i automatycznie odrzuca wszystko, co mogłoby negatywnie wpływać na wybrany przez niego produkt lub jego wybór i podważać jego decyzję, (co wiązałoby się z przyznaniem do błędu a tego nikt nie lubi!). Błędów (lub też wad przedmiotu) się nie zauważa lub po prostu zamienia w zaletę (np. brak szybkiej reakcji na kursy walut i spekulacje opcyjne to nic innego jak rozwaga Tuska i jego rządu; podobnie z kryzysem, którego miało nie być, ale dotknął on wszystkich czego PO nie mogło przewidzieć, itd.).
Szanowni Wyborcy PO! Odradzam taki sposób działania, postępowania i rozumowania. Prowadzi ono do błędnego koła, z którego trudno się wyrwać. To jak kłamstwo, w które brniemy i aby to ukryć kłamiemy dalej i głębiej w końcu może wybuchnąć i naprawdę NAS-WAS ośmieszyć!
Jesteście wykształceni, więc właśnie dla Was mam kilka rad jak pokonać dysonans powyborczy. Przekazuję jak wyjść z twarzą z patowej sytuacji dokonania nietrafionego wyboru PO i zmiany preferencji wyborczych.
Oto kilka rad dla byłych wyborców PO:
1. Utwierdzać siebie i innych zwolenników PO, że w momencie wyborów PO była tylko jedyną alternatywą. A więc w tamtym okresie zrobiliśmy dobrze,
2. PO w 20007 roku dawała nadzieje na zmiany ku lepszemu w przeciwieństwie do zaściankowego PiS,
3. Donald Tusk jest idealistą. Chciał zawsze dla Polski dobrze, ale został wciągnięty do niejasnej gry elit i biznesu (np. ten dziwny Misiak czy "humorystyczny" Palikot),
4. PO i Tusk poradzili sobie z kryzysem dotychczas najlepiej, a że kryzys dopiero nadejdzie? No cóż... kryzysu nikt nie przewidział i cały świat był nim zaskoczony,
5. W momencie wyborów posłuchaliśmy i uwierzyliśmy - jak wiele milionów Polaków - w hasła PO. Wtedy wydawały się wiarygodne. Okazało się, że tak nie było i nie jest. Ale przecież nie tylko Ja (my), ale i miliony wykształconych dały się zwieźć. Teraz jestem mądrzejszy i inni też. NIE JESTEM SAM! INNI TEZ TO KUPILI!,
6. Kierowaliśmy się zasadą impulsywnego zakupu, naturalną przecież dla wielu ludzi nawet najbardziej inteligentnych. Kierowaliśmy się opakowaniem i tekstem na nim a nie środkiem. Bowiem środek mogliśmy obejrzeć dopiero po zakupie. Chcieliśmy spróbować fajnego produktu. Dalismy mu szansę. Niestety po zakupie go otworzyliśmy i okazał się niestety zjęłczały. Ale nie mogliśmy tego wiedzieć przed zakupem (przed oddaniem głosu),
7. PO to tylko ludzie, natomiast dalej wierzymy w idee liberalne lub quasi liberalne. PO okazała się nie tak liberalną, na jaką liczyliśmy (brak podatku liniowego i prawdopodobny wzrost miast obniżek podatków itd.),
8. Ok. PO jest do niczego, ale i cała elita jest do niczego: PIS, SLD, PSL. Chyba nie będziemy głosować więcej lub na nowe elity, np. SD,
9. Jesteśmy Europejczykami, więc głosowaliśmy za Europą a nie PO. Teraz wiemy, że za Europą jest wiele partii i że wspólna Europa może wyglądać różnie. Nie tylko tak jak widzi to PO. Ale przecież i tak to wina PiS-u bo eksponował eurosceptycyzm!,
10. Tylko krowa zawsze tak samo ryczy i nie zmienia poglądów. Właśnie, że dlatego, iż jesteśmy wykształciuchami, inteligentnymi ludźmi możemy zmienić swoja opinię o PO. Świadczy to o naszej dojrzałości politycznej i społecznej. Nie można tego powiedzieć o tych zajadłych, bezmózgowych zwolennikach PiS-u i Ojca Rydzyka. Oni zawsze będą mieli ich poglądy, choćby PiS okazał się wielkim złodziejem a Rydzyk diabłem!,
11. Wszyscy kradną! PO nie jest wyjątkiem. A poza tym chyba każdy człowiek starałby się wykorzystać swoją władzę dla polepszenia swojej sytuacji. Może i niemoralne, ale powszechne,
Tylko błagam nie odrzucajcie negatywnych informacji o PO (co miałoby potwierdzać trafność waszej decyzji), nie zmieniajcie faktów (co by były zgodne z waszą decyzją), nie relatywizujcie zdarzeń (palenie szkodzi, ale mnie uspokaja PO szkodzi, ale jest mi do nich najbliżej) itd. PO naprawdę okazało się lekko nieświeże i teraz tylko należy znaleźć sposób na redukcję negatywnych emocji związanych z dysonansem poznawczym, pozakupowym (po zakupie-wyborze PO).
Wybierzcie innych!
Pozdrawiam
czwartek, 9 lipca 2009
KONIECZNA OGÓLNONARODOWA DEBATA W SPRAWIE OCHRONY ZDROWIA!
W nawiązaniu do mojego dzisiejszego artykułu: "PLAN C - CISZA NAD TĄ TRUMNĄ" i biorąc pod uwagę, że:
1. Donald Tusk wczorajszą swoją wypowiedzią żenującą i bezczelną wypowiedzią, którą można streścić słowami "nie przewiduję debaty publicznej na temat sytuacji w ochronie zdrowia),
2. Zamknęło się również wczoraj usta i postawiło pod groźbą utraty pracy pana Prezesa NFZ Pana Jacka Paszkiewicza,
3. Pani Minister unika tematu związanego z ochrona zdrowia lub jest tez do niego nieprzygotowana (vide. dzisiejsze w TVP 1 wybryki i machanie rękami z pianą na ustach na dziennikarkę, która ośmieliła sie merytorycznie pytać o te kwestię,
4. Sprzecznymi deklaracjami rządu w sprawie podniesienia składki zdrowotnej (teraz jest przeciw),
5. Obecnie jest katastrofalna sytuacja w ochronie zdrowia a rząd ustami wszystkich swoich przedstawicieli ucieka od tematu, go zakrzyczą i zaciąga "nimb milczenia' nad tym newralgicznym, dotyczącym wszystkich Polaków pierwotnym obszarem egzystencji Polaków,
6. Kompletnie nie prowadzi sie żadnej dyskusji społecznej na ten temat (jedynym, który to robił był nieodżałowany Prof. Zbigniew Religa), lekceważy się i poniża polskiego pacjenta,
7. Dotychczasowe próby jakiejkolwiek reformy "ochrony zdrowia" zakończyły sie kompletną katastrofą, dowodząc nieudolności Pani Minister Ewy Kopacz (zresztą jak i nieudolności cało żadu),
8. Jedynym celem prób reformy ochrony zdrowia realizowanym przez rząd jest sprzedaż aktywów szpitali i bezpośrednią lub pośrednią prywatyzację sektora ochrony zdrowia,
9. Poprzez brak jakiejkolwiek reakcji na obecna sytuację szpitali, chce je sie doprowadzić do stanu zapaści a tym samym spowodować niepotrzebną śmierć wielu pacjentów,
10. Prawdopodobnym celem braku reakcji na obecną sytuację jest celowe sparaliżowanie służby zdrowia, spowodowanie buntów społecznych (lekarzy i pacjentów) połączonych z manifestacjami - i w konsekwencji doprowadzenie do upadku szpitali i konieczności (a jakże) ich komercjalizacji i udowodnienia, ze jest ona niezbędna (cóż za szyderstwo z nas Polaków, obecnych i przyszłych pacjentów),
11. Szpitale masowo występują do sądów o zapłatę przez NFZ zaległych zobowiązań, a tym samym doprowadza sie do uszczuplenia środków NFZ (zatrudnianie tabunów prawników),
12. W środowisku krążą plotki o tym, ze rząd zamierza skomercjalizować w tym roku 50% szpitali,
13. Wykorzystuje sie kryzys gospodarczy do realizacji wcześniej wskazanego przez posłankę Sawicką "deal'u" , tzn. oddania polskiej służby zdrowia w prywatne ręce,
14. W ogólnopolskich mediach również milczy sie na temat stanu i reformy ochrony zdrowia w Polsce
oraz wobec ignorancji i szyderstwa władz polskich wobec nas Polaków
WZYWAM DO OGÓLNONARODOWEJ DEBATY NA TEMAT OBECNEGO STANU ORAZ KRZTAŁTU REFORMY W POLSKIEJ OCHRONIE ZDROWIA
Jest ona niezbędna. Zdrowie dotyczy nas wszystkich i przyszłe pokolenia Polaków. Obok podatków temat ten winien być jednym z pierwszoplanowych, nad którymi dyskutuje się publicznie!
Jako przyczynek do debaty pozwolę sobie przytoczyć treść mojego listu wysłanego w dniu 13.06.2009 roku do Pana T. Zdrojewskiego, doradcy Prezydenta RP ds. ochrony zdrowia.
(..................................................)
(imię i nazwisko) Toruń, 13.06.2009
e-mail: krzysztofjaw@op.pl
Sz. Pan
Dr Tomasz Zdrojewski
Dordaca Prezydenta ds. ochrony zdrowia
Kancelaria Prezydenta RP
Szanowny Panie
Z tego, co udało mi się dowiedzieć i czym mówił Prezydent RP przygotowuje Pan alternatywny projekt ustawy o reformie polskiej ochrony zdrowia. Ma to być projekt konkurencyjny wobec „planu B” przygotowanego przez Rząd RP.
Prawdopodobnie projekt ten jest już w finalnej fazie przygotowań. W związku z tym chciałbym się z Panem podzielić kilkoma refleksjami, które mogą stać się dodatkowymi argumentami przemawiającymi na korzyść Pana projektu a na niekorzyść projektu rządowego.
Mam nadzieję, że podziela Pan moje opinie a jeżeli są one we fragmentach kontrowersyjne to niech będzie to mój wkład w dyskusję, której celem ma być przecież dobro polskiego pacjenta.
Moim zdanie przygotowywane projekty przez rząd (plan A, plan B) są raczej dążeniem do szybkiej prywatyzacji (poprzez komercjalizację) polskiej ochrony zdrowia. Reforma ta była przygotowywana bez ogólnonarodowych konsultacji społecznych, na szybko i bez jakichkolwiek gwarancji jej sukcesu. Nie słuchano ani nawet nie dopuszczano do dyskusji przeciwników tych projektów, czego jaskrawym przykładem było niedopuszczenie do dyskusji w Komisji Zdrowia nieodżałowanego profesora Zbigniewa Religi.
Tak naprawdę plan B jest okrężną drogą wprowadzenia planu A (zawetowanego przecież przez Prezydenta RP).
Na razie kryzys i wybory do PE spowodowały jakby uciszenie dyskusji na temat reformy ochrony zdrowia. Niemniej wydaje mi się, że za sprawą Pana projektu dyskusja odżyje od nowa i to zapewne w „medialnie krzywym zwierciadle”.
Uważam również, że zawsze jest czas na dyskusję o tym newralgicznym obszarze funkcjonowania polskiego społeczeństwa a reforma ochrony zdrowia winna być najważniejszym obszarem działań rządowych, nad którym należy podjąć ogólnonarodową dyskusję.
Zdrowie, jego ochrona, dotyczy nas wszystkich a podejmowane przez rząd działania skutkować będą na następne dziesięciolecia. Dziwię się więc nieudolności rządu w tym obszarze i uważam, ze Pani Minister E. Kopacz nie radzi sobie i nie będzie w stanie przeprowadzić ani monitorować takowej reformy. Winna ustaąpić ze stanowiska rządowego.
Wracając do tematu. Oto w punktach kilka moich refleksji, tez i pytań na temat polskiej ochrony zdrowia i konieczności jej reformy.
1. Obecny stan systemu ochrony zdrowia, co jest oczywiste, jest niezadawalający i wymaga zmian i reformy. Kolejki pacjentów, korupcja, marnotrawienie publicznych pieniędzy, ogólne niedofinansowanie, emigracja lekarzy i pielęgniarek (niskie płace) oraz wiele innych czynników tylko utwierdza w tym przekonaniu.
2. Reforma systemu ochrony zdrowia jest – będzie procesem skomplikowanym i długotrwałym. Większość dotychczasowych rządów podejmowała próby naprawy tego systemu różnymi sposobami: utworzenie Kas Chorych, oddanie szpitali samorządom (tak jest obecnie) przy zachowaniu ich państwowej własności, likwidacja w 2002 przyszpitalnych fundacji, próby stworzenia koszyka świadczeń podstawowych… następnie ponowna centralizacja Kas Chorych i utworzenie NFZ, siedmioletni plan profesora Religi, oddłużanie szpitali i wzrost uposażenia lekarzy i pielęgniarek, a teraz pomysł prywatyzacji (komercjalizacji) szpitali. Jak widać każdy rząd ma swój pomysł na system ochrony zdrowia. Zmiana rządu przerywa poprzednio rozpoczęte reformy i jeszcze bardziej komplikuje system. I tu oczywistość: potrzeba jednego, ogólnonarodowego, międzypartyjnego planu reformy systemu ochrony zdrowia, który będzie realizowany niezależnie od zmiany rządu czy prezydenta.
3. Prywatyzacja (komercjalizacja) szpitali jest tylko jedną z dróg możliwej poprawy sytuacji polskiej służby zdrowia i nie jest wcale pewna jej skuteczność i efektywność w tym przypadku. Komercjalizacja polega na utworzeniu jednoosobowej spółki prawa handlowego, którego właścicielem jest państwo lub jego agendy. Dalszym etapem jest prywatyzacja polegająca na sprzedaży całości lub części tej spółki (w przypadku planu B od razu szpitale przekształcane SA w spółki bez okresu komercjalizacji). Właśnie w obecnej ustawie autorstwa PO (plan B) zakłada się wspomożenie szpitali, które zdecydują się na przekształcenia w spółki. Czyż nie jest to nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych, a tym samym obywateli. Czy dzielenie firm - dla których będzie możliwa pomoc finansowa i dla, których tej pomocy nie będzie – na podstawie akceptacji przez nie planów rządowych jest zgodne z Konstytucją RP? Czy nie jest to dogmatyczne, irracjonalne, realizowanie „świętej” idei liberalnej a forma prawna nie przypomina np. przymusowej nacjonalizacji dokonywanej przez komunistów? (teraz formą nacisku są korzyści ekonomiczno-materialne),
4. Oczywiście w gospodarce rynkowej własność prywatna lepiej służy rozwojowi gospodarczemu niż własność państwowa, co wiąże się przede wszystkim z m.in. wyższą jakością nadzoru właścicielskiego. Chcąc wypracować zysk, prywatny przedsiębiorca podejmuje decyzje, które przy akceptowanym przez niego poziomie ryzyka przyniosą największe korzyści. Nie można jednak zapominać, że każda działalność gospodarcza zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem niepowodzenia w tym upadłości. Nieprzewidywalność, nawet marketingowa, popytu na usługi medyczne eliminuje prywatno-rynkową ideę szpitali – nie wiemy kto, kiedy i na co zachoruje; nie jesteśmy w stanie przewidzieć epidemii; nie jesteśmy w stanie przewidzieć skali popytu na usługi medyczne w przypadku klęsk żywiołowych, wojny czy ataków terrorystycznych.
5. Należy jednak zwrócić uwagę, że powyższe stwierdzenie (pierwsze w punkcie 4) jest istotne ekonomicznie w przypadku firm obracających tzw. dobrami prywatnymi. Przez wieki rozwoju gospodarki rynkowej wypracowany został jednak zbiór tzw. dóbr publicznych, za które odpowiada państwo. Należą w skrócie do nich: obrona narodowa (wojsko, wywiad i kontrwywiad, służby celne), bezpieczeństwo (policja, straż pożarna), środowisko naturalne oraz … właśnie ochrona zdrowia (lecznictwo, służby sanitarno-epidemiologiczne). Zgodnie z priorytetami obecnego rządu po służbie zdrowia należy również sprywatyzować: wojsko, policję, SANEPID, straż pożarną i inne. Wtedy można już tylko rządzić dla samego rządzenia i nic nie robić – będąc u władzy i czerpać z niej korzyści.
6. W ujęciu dobra publicznego zdrowie nie może być traktowane, jako towar rynkowy, którego obrót nastawiony jest na zysk a szpitale jako firmy – spółki prawa handlowego nastawione na zysk. Tak naprawdę szpitale winny być instytucjami non profit (nie nastawionymi na zysk).
7. Szpital jako spółka prawa handlowego oferować będzie usługę medyczną jako towar, który winien przynieść zysk. Stąd tylko niedaleka droga do racjonalności wyboru takich pacjentów, których leczenie jest opłacalne i unikanie kosztotwórczego (przynoszącego stratę) pacjenta. Znów w skrócie: prowadzi to do ograniczenia powszechnej dostępności do leczenia i ochrony zdrowia. Jest to niezgodne z Konstytucją RP, której artykuł 68 zobowiązuje władze publiczne do zapewnienia obywatelom równego dostępu do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Podobne sformułowania zawierają akty prawne większości europejskich krajów wysokorozwiniętych, w których dominującą rolę w ochronie zdrowia odgrywa sektor publiczny (około 90% to działalność publiczna a tylko około 10% to działalność prywatna). Prywatna służba zdrowia jest dominującą jedynie w USA (brak powszechnej dostępności usług zdrowotnych w USA i niska jakość służby publicznej – to jeden z największych problemów społecznych tego państwa) oraz w krajach, których państwa nie stać traktowanie zdrowia jako dobra publicznego (kraje Trzeciego Świata). Próba pełnej prywatyzacji sektora zdrowotnego na Słowacji zakończyła się kompletna klapą – państwo ponownie przejmuje własność nad szpitalami.
8. Jeżeli nawet byśmy założyli, że prywatyzacja szpitali uzdrowi nasze lecznictwo to zanim się jej dokona winno się przede wszystkim stworzyć tzw. koszyk usług podstawowych i wycenić procedury medyczne. W prywatnych spółkach zysk wynika z różnicy pomiędzy ostateczną ceną danego dobra a kosztami niezbędnymi na jego wytworzenie. Brak wiedzy o kosztach i niezbędnych do realizacji procedur medycznych podważa więc sens prywatnej działalności i sprawia, ze decyzje są nieracjonalne i nieefektywne. Rozpoczęcie reformy od prywatyzacji jest niczym innym jak bezsensownym, skazanym na niepowodzenie działaniem od końca, które nie przyniesie żadnych efektów a wprost przeciwnie: może „rozwalić” cały system „od środka”.
9. Innym działaniem poprzedzającym ewentualną prywatyzację i przekształcenie w spółki winna być reforma systemu finansowania szpitali i instytucji zajmujących się lecznictwem. Jeżeli szpitale mają być prywatne to powinny być finansowane z prywatnych a nie publicznych pieniędzy. Dlaczego nasze pieniądze pochodzące ze składek mają być rozdzielane bez naszej wiedzy w postaci kontraktów publicznej instytucji NFZ z prywatnym szpitalem? Dlaczego nie mamy decydować, który szpital jest dla nas lepszy i któremu damy zarobić?. Dlaczego mamy płacić na coś, na co nie mamy wpływu? Stąd winno się (zgodnie z planami PO) zlikwidować NFZ i wprowadzić też powszechne, prywatne ubezpieczenia zdrowotne oraz zaprzestać pobierania od nas składki zdrowotnej (pieniądze winny być do naszej dyspozycji). Taka winna być konsekwencja próby prywatyzacji szpitali, ale co z konstytucyjną powszechnością dostępu do służby zdrowia?, co z tymi, którzy nie pracują, są chorzy, nie radzą sobie z życiem?. Najlepszym rozwiązaniem byłaby ich likwidacja! – o braku potrzeby istnienia nieefektywnych jednostek i sposobów ich likwidacji odsyłam rząd i PO do rozwiązań zaproponowanych przez autora Main Kampf.
10. Powszechna prywatyzacja szpitali (a to nam grozi w przyszłości) prowadzi w prostej linii do radykalnego zwiększenia korupcji, pauperyzacji społeczeństwa i powolnego eliminowania jakiegokolwiek publicznego szpitala. Wynika to w głównej mierze z wcześniej opisywanego faktu finansowania prywatnej ochrony zdrowia przez służby publiczne (NFZ). Nie od dzisiaj wiadomo, że korupcja kwitnie przede wszystkim na styku państwo-prywatna firma lub instytucja. Nie trudno sobie wyobrazić jak łase będą nasze urzędasy na profity za odpowiedni kontrakt. I zależeć to będzie od tego ile prywatny właściciel będzie miał kasy i będzie ja skłonny przeznaczyć na „Deal” „kręcenie lodów”. Szpitale publiczne są - będą skazane w tym względzie na porażkę, co sprawi powolny ich upadek i nie pozwoli na rozwój.
11. Prywatyzacja szpitali nie zwiększy racjonalności ich działań z prostego powodu: menedżer prywatnego szpitala oczywiści że będzie chciał zarobić, ale również nie będzie obarczony ryzykiem tej działalności – w razie czego (groźby upadłości) i tak pomoże państwo, bo przecież jest to kwestia dobra publicznego a ewentualna upadłość szpitala może w konsekwencji spowodować reakcję społeczną eliminującą w wyborach dotychczasowych „włodarzy”. Tak więc prywatyzując nic de facto nie zmieniamy: dalej tworzymy system, który wymagał będzie nieustannych dotacji państwowych. Jest to podobna sytuacji do trwającej przez lata niefrasobliwości (delikatnie mówiąc) bankowców, którego efektem jest obecny kryzys. Oni też wiedzieli, ze w razie czego pomoże państwo i tak się dzieje. Konsekwencją tego kryzysu jest nawet częściowa nacjonalizacja banków. Prawdopodobnie prywatyzacja szpitali skończy się podobnie – potrzeba ich ponownej nacjonalizacji. Ale w między czasie ile osób zarobi na tej prywatyzacji?
12. Skłaniam się do zadania pytania. Dlaczego mimo wielu wątpliwości tak szybko rząd i PO chce wprowadzić w życie ustawę o prywatyzacji szpitali (czy tez niby dobrowolnego przekształcania w spółkę – tzw. plan B)?. Dlaczego robi to tak jakoś wstydliwie, ukradkiem, odwracając uwagę społeczeństwa od tego tematu?. Dlaczego PO boi się dyskusji, którą na pewno spowodowałoby ogólnonarodowe referendum? Otóż śmiem twierdzić, ze wynika to faktu iż jest to „ostatni skok na kasę” pseudoliberałów pookrągłostołowych. Ochrona zdrowia jest jednym z ostatnich sektorów, na których prywatyzacji można jeszcze zarobić i się uwłaszczyć. Symptomatyczny jest tutaj zapis rozmowy telefonicznej - aresztowanej
przez CBA przed wyborami - posłanki PO Pani Sawickiej (to ta, która podobno zakochała się w oficerze CBA). Jej kwintesencją było przedstawienie koledze świetlanej perspektywy uzyskania dużej kasy - ile to niedługo można będzie zarobić na prywatyzacji szpitali. Namawiała rozmówcę do wejścia w ten „deal” inaczej „kręcenia lodów” na szpitalach i ich własności. Pytanie retoryczne: kto najwięcej zarobi na prywatyzacji? I czy czasem nie tylko o to chodzi? A co będzie później to już nie jest ważne: akt prywatyzacji, sprzedaży (nadania własności) jest nieodwracalny. Jestem właścicielem. I myśli sobie nowy właściciel - nawet jeżeli szpital będzie przynosił straty to wymienię zarząd i poproszę państwo o pomoc, którą dostanę (czy nie jest to dojna krowa?) a nawet jeżeli państwo będzie chciało powtórnie znacjonalizować mój szpital to i tak do tej pory już zarobiłem a i na nacjonalizacji zarobię.
13. Projekt ustaw (plan A i plan B) są mistyfikacją działań rządu i Donalda Tuska (podobnie zresztą jak było to podczas sławetnej „wojny” rządu z PZPN). Rząd nie ma pomysłów na rządzenie. Nie jest przygotowany na reformy i jakiekolwiek działania korzystne długookresowo dla Polski. Udaje marketingowo i PR-owo, ze coś robi – główny cel: wybory prezydenckie DT i ponowna władza PO. W zakresie reformy ochrony zdrowia jest to całkiem widoczne.
Mam nadzieję, że projekt prezydencki będzie dla polskiego systemu ochrony zdrowia długookresowo korzystny, skuteczny i efektywny a zyskają na nim zarówno służby medyczne jak i polscy obywatele.
Pozdrawiam
(podpis: imię i nazwisko)
PLAN "C" – CISZA NAD TĄ TRUMNĄ
Sławetna posłanka Sawicka zwracała już uwagę swemu niedoszłemu kochankowi z CBA, że jest jedna z ostatnich wielkich możliwości skonsumowania przez liberalne (sic!) postokragłostołowe elity polskiego majątku: to wielki "deal" na ochronie zdrowia.
I rząd oczywiście próbował już wszelkimi sposobami skonsumować wreszcie ten jeden z ostatnich torcików polskiego majątku narodowego.
Najpierw był plan A. Obowiązkowo miały być skomercjalizowane a później oczywiście sprywatyzowane szpitale. Nie wypalił.
No to zabrano się za zapowiadany plan B, czyli dobrowolność komercjalizacji poprzez samorządy, dając jednocześnie "marchewkę" w postaci oddłużania tych szpitali, które sie na to zdecydują. Plan nie wypalił.
Jakoś szpitale niechętnie już są w stanie wierzyć i zaufać nieudolnej (jak cały rząd) pani Minister E.Kopacz.
A i owszem, pokazywano sukcesy niektórych szpitali już skomercjalizowanych. Tylko tyle, że dokonywały one tego oddolnie, przy pomocy samorządów. Więc dla pseudoelit pseudoreformatorów i zdrajców "okrągłostołowych" pozostawały tylko "okruchy" z tego torcika. Ale - tak sobie zapewne w ich główkach się roiło - warto pokazać te nieliczne sukcesy, aby potem, dając to, jako przykład, upowszechnić je poprzez już "odgórne" dokonanie tejże prywatyzacji poprzez komercjalizację. A wtedy konsumować będziemy cały tort... tak to sobie chłopcy wymyślili.
Taka dygresja: smutno mi sie robi patrząc na E. Kopacz. Ta niezbyt zresztą dobra dyrektor jednego z mniejszych szpitali została wciągnięta do gry, której juz chyba sama nie rozumie. Oby tylko, poprzez swoją naiwność, nie doprowadziła nieświadomie do faktycznego upadku polskiej ochrony zdrowia.
Plany A i B więc nie wypaliły.
I tu niespodziewanie z pomocą "chłopcom od piłki i deal'i wszelkiego rodzaju) przyszedł kryzys, na którym można teraz jeździć jak na "siwej Kobyle" usprawiedliwiając brak działania i pomocy komukolwiek brakiem kryzysowych pieniążków.
No i przez ostatnie dni mamy "dziwną" sytuację wokół ochrony zdrowia.
Pan premier ponad rok temu zapowiedział, że podniesie składkę zdrowotną o 1% i dofinansuje w ten sposób NFZ.
Obecnie w NFZ brakuje już przeszło 650 mln zł na bieżące świadczenia. Więc Prezes NFZ Jacek Paszkiewicz poinformował we wtorek, że wystąpił do ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz minister zdrowia Ewy Kopacz o podwyższenie składki na ubezpieczenie zdrowotne od 2011 roku o 0,25%. Miałoby to przynieść według Prezesa dodatkowe wpływy w wysokości 1,5 mld zł. Jego zdaniem pozwoliłoby to na utrzymanie stanu finansowania świadczeń na poziomie nie niższym niż dotychczas. No i Prezes funduszu ośmielił sie powiedzieć, że wzrost składki jest zgodny z polityką rządu.
I cóż się dzieje?.
Nasz kochany JE D.TUSK-STRUŚ z miną "zniesmaczonego niesubordynacją swego podwładnego Cesarza" stwierdza, że jego rząd nie przewiduje pomocy dla NFZ. Tzn. nie zamierza podnieść składki (w domyśle: może kiedyś mówiłem , ze podniosę , ale jest kryzys). Zapowiada zresztą wezwanie na wyjaśnienia prezesa NFZ.
Minister E. Kopacz przywołuje do porządku swego bezpośredniego podwładne i wzywa go, żeby zajął sie tym co ma i nie wychodził "przed szereg".
Natomiast szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak ocenia wypowiedź Prezesa NFZ jako "kompletnie niezrozumiałą".
Można by powiedzieć: Premier, Minister i szef gabinetu Premiera jasno dają do zrozumienia Prezesowi NFZ: siedź cicho, bo masz jeszcze pracę a przecież możesz jej zaraz nie mieć. Nieprawdaż? A ponadto MY (czyli coś na kształt rządu) mamy inne plany!
Dygresyjnie: ja na miejscu szefa NFZ zastanowiłbym sie nad "rzuceniem w twarz swoimi papierami" w Cudako-Pustaka JE i dał buzi na dowidzenia Szanownej Pani Minister.
Czyżby rząd przyjął kolejna strategię doprowadzającą w końcu "chłopców" do aktywów trwałych i nietrwałych polskich w ochronie zdrowia, tym razem wykorzystując kryzys: im gorzej tym lepiej?
CISZA NAD TĄ TRUMNĄ? Zdaje się wołać całe poletko "czarnych polskich owieczek" z PO(ło)wiałych od letnich promieni Słońca Peru.
Ta "CISZA NAD TĄ TRUMNA" to chyba właśnie owy plan C - pseudoreformy ochrony zdrowia, tzn. przejęcia jej przez owych nieznanych "speców od deal'i" wywodzących sie z jedynie słusznych kręgów "elit postokrągłostołowych".
Plan C jest bardzo prosty: doprowadzenia do zapaści szpitali, a później wyciagnięcie najważniejszych założeń z planów A i B oraz wyciągnięcie "pomocnej dłoni" do szpitali w postaci (a jakże) komercjalizacji, która zawsze w końcu kończy sie przecież prywatyzacją.
I z satysfakcją stanie TUSK-STRUŚ przed gawiedzią i wystawiwszy na pierwszy ogień biedną E. Kopacz wspólnie obwieszczą: A NIE MÓWILIŚMY I NIE PRZESTRZEGALIŚMY. WYSZŁO NA NASZE! BIERZMY SIE ZA PLAN A I B!
Chcę być dobrze zrozumiany. Również uważam, że w Polsce potrzebna jest reforma funkcjonowania i finansowania ochrony zdrowia,. Obecny stan jest w dłuższej perspektywie nie do zaakceptowania (pisałem o tym wielokrotnie).
Mam natomiast wrażenie, ze jedynym celem wszelkich działań rządu w tym zakresie nie jest prawdziwa, fundamentalna reforma systemu ochrony zdrowia, ale li tylko skok na aktywa, które je reprezentują.
Pozdrawiam