Moje posty

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Aborcja - morderstwo z premedytacją!


Witam serdecznie

Wiem, że temat aborcji był już wielokrotnie poruszany i bywa często tematem, który wywołuje wiele kontrowersji, choć – moim zdaniem – takich kontrowersji mieć nie powinien. Dla niektórych więc powiedziane zostało na ten temat niemal już wszystko. Mimo tego czuję kolejną potrzebę spisania na moim blogu kilku własnych refleksji, które już nieraz wygłaszałem, ale dla mnie osobiście aborcja pozostaje dalej obszarem tak traumatycznym, że będę o niej pisał tak często, jak uznam to za stosowne. A obecna „stosowność” wynika przede wszystkim z cały czas tkwiącego we mnie obrzydzenia wobec Marii Czubaszek, która raczyła pochwalić się dwukrotnym morderstwem własnych dzieci!

Od razu też pragnę sprecyzować swój stosunek do świadomej aborcji, którą uważam a'priori za właśnie morderstwo z premedytacją dokonane na bezbronnej istocie ludzkiej, na dziecku!

Nie zawsze tak uważałem. Moje poglądy wczesnej młodości, czysto liberalne, akceptowały aborcję w sytuacjach jej konieczności, wyrażanych również li tylko przez określoną kobietę chcącą dokonać aborcji. Uważałem, że w sumie to kobieta winna decydować, czy urodzić dziecko.

Tak myślałem jeszcze kilkanaście lat temu. Przemawiało za to wiele argumentów w czym i tak nie przebiję feministek, liberałów i lewicowców różnej maści. Do mnie docierał tak naprawdę tylko jeden: przyszłe dobro dziecka. Uważałem, że dziecko niechciane, wychowywane z konieczności będzie nieszczęśliwe, dziecko oddane do Domu Dziecka również, dziecko, którego urodzenie może grozić śmiercią kobiety uniemożliwiając jej wychowywanie już posiadanych dzieci lub mogących się narodzić w przyszłości też nie jest wskazane. Tak jedynie rozumiałem konieczność dopuszczalności aborcji.

Obecnie przychylam się tylko do jednej możliwości dokonywania aborcji: kiedy ciąża może grozić z pewnością utratą życia kobiety w niej będącej, choć jednoznaczne stwierdzenie, że donoszenie ciąży i poród spowodują śmierć rodzącej kobiety jest też raczej medycznie trudne i może rodzić różne zastrzeżenia i wątpliwości.

Poza wszystkim jednak każdy mały człowieczek ma prawo żyć niezależnie od tego czy jest 1 – tygodniowym malcem czy 36 – tygodniowym brzdącem. I nie jest tu istotna sytuacja materialna kobiety: dziecko można oddać do adopcji nawet gdy pochodzi z gwałtu (ilu ludzi na to czeka), upośledzenie dziecka chorobą nieśmiertelną lub też niewcześnie śmiertelną też nie jest powodem aborcji: widzieliście kiedyś ile ciepła, radości życia przejawiają dzieci np. z chorobą Downa - bywają bardziej ludzkie niż niejedne zdrowe dzieci źle wychowywane, zresztą je można również oddać bez konsekwencji. A już widzimisię kobiet – morderczyń z premedytacją, które dla własnej tylko wygody, bez żadnych skrupułów dokonują aborcji, jest nie do zaakceptowania.

Życie ludzkie w każdej formie godne jest gloryfikacji w najwyższym stopniu – niezależnie czy ma jest to życie 1-tygodniowego dziecka czy 90 – cio letniego starca...

I tu powstaje zasadnicze pytanie o początek życia człowieka. Nie rozpisując się zbytnio i nie wchodząc w dywagacje pseudonaukowców: zapłodniona komórka jest początkiem życia człowieka!. Od pierwszej milisekundy zapłodnienia rozpoczyna się proces życia, rozwija się człowiek! Jaka jest różnica pomiędzy zatrzymaniem tego rozwoju przed 12 a po 12 tygodniu jego trwania? Żadna.

Ludzka dotychczasowa wiedza na temat tajemnicy życia nie pozwala na kategoryzowanie poglądów i wskazywanie od kiedy rozpoczyna się życie człowieka w jego okresie płodowym. Można się oprzeć tylko na pewnych faktach a takim jest to, że bez połączenia komórek żeńskich i męskich nie powstaje życie, więc ich połączenie jest jego początkiem a zabicie tego życia jest i winno być kwalifikowane jako morderstwo!

Pierwszy podział komórkowy i dalej powstanie embriona uwarunkowało to, że obecnie może istnieć i funkcjonować - jako człowiek – każdy z nas. Gdyby nie embrion w ogóle by nas nie było. Innymi słowy: bez tego etapu rozwoju człowieka nie byłoby w ogóle człowieka. Embrion jest więc częścią procesu powstawania życia i eliminując go, eliminujemy więc życie, dokonujemy morderstwa z premedytacją! To kim jesteśmy kształtuje się już w zygocie: kolor i kształt oczu, włosy, kolor skóry itp. także to czy będziemy mężczyzną czy kobietą. I niestety tego etapu życia ludzkiego też nie można pominąć i niszcząc tą zygotę niszczymy życie, dokonujemy morderstwa z premedytacją!

Mam nadzieję, że coraz mniej będzie chodzić na świecie świadomych morderczyń swoich nienarodzonych dzieci a także współwinnych tych morderstw...

Pozdrawiam


niedziela, 29 kwietnia 2012

Dlaczego aż tyle płacimy i tylko tyle zarabiamy?

Witam serdecznie

Być może czasowe moje oderwanie od bieżącej polityki i wydarzeń społecznych, politycznych czy gospodarczych sprzyja powstawaniu wielu pytań dotyczących nas samych i naszej ukochanej Ojczyzny - Polski. Pytania te - z natury refleksyjne - przynoszą jednak "gorzką" prawdę o pozycji Polski we współczesnym świecie a nas samych klasyfikują niemal jako "parobków" w Unii Europejskiej. Przykre to jest niestety a winą można obarczyć tylko i wyłącznie cały "okroągłostowy i postokrągłostołowy układ społeczno-polityczny" noszący znamiona zdradzieckiego wobec Polski i nas - Polaków.

Może właśnie - aby pokazać faktyczną pozycję i stan Polski i Polaków na arenie chociażby europejskiej - warto nieraz trochę niejako "wyjść z siebie - spojrzeć na Polskę" z zewnątrz i spojrzeć na "siebie, czyli Polskę" z perspektywy obserwatora "własnego siebie, czyli Polski" i zadać jedno najważniejsze pytanie:

Dlaczego ceny dóbr konsumpcyjnych i dóbr przemysłowych (ogólnie poziom wszystkich cen) są w Polsce na poziomie światowym (staro-unijnym) a nawet wyższym, natomiast płace i inne dochody gospodarstw domowych oraz dochody wielu małych i średnich przedsiębiorstw stanowią tylko około 30-40% tych, które obowiązują w krajach tzw.: "Starej Unii"?

Czy ktoś mi jest w stanie odpowiedzieć merytorycznie na owe pytanie?

(od razu oświadczam, że wysuwane jeszcze dzisiaj argumenty dotyczace niższej, polskiej wydajności pracy, wyższej pracochłonności czy też obejmujące "know how" oraz zapóźnienie techniczno-technologiczne są dla mnie niepoważne i świadczące o niezrozumieniu - po 20 latach budowania gospodarki rynkowej w Polsce i 8 latach członkostwa w UE  - współczesnych zjawisk ekonomicznych a w szczególności dotyczących transformacji do gospodarki rynkowej gospodarek tzw. "realnego socjalizmu").

Pozdrawiam

P.S.
Jest to tylko jedno pytanie z wielu, które należałoby zadać. W niedalekiej przyszłości postaram się zadawać kolejne - być może trywialne - ale zasadnicze pytania dotyczące Polski i Polaków oraz naszego miejsca we współczesnym świecie. Obecne dotyczy tylko sfery bezpieczeństwa finansowego Polaków, które niestety jest czynnikiem koniecznym "wolności indywidalnej" we współczesnym świecie. Absolutnie nie gloryfikuję pieniądza, ale sprowadzam jego rolę do uczciwej płacy za odpowiednią pracę lub też odpowiednią pomoc państwa w zależnych od niego sferach publicznych (ochrona zdrowia, pomoc socjalna, renty, emerytury, etc.).

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...

http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 28 kwietnia 2012

Nasze życie rodzi się od nowa każdego dnia...

Witam,

Są takie chwile w życiu każdego z nas parających się trochę pisaniem, że warto powrócić do wcześniej spisanych przemyśleń, które stają się bardzo ważne w bieżącym okresie i dodatkowo jeszcze - jak w moim przypadku - spowodowane bywa to brakiem czasowo wystarczającego dostępu do sieci...

Dziś chcciałbym przypomnieć - lekko zmieniając - mój post z lipca 2011 zatytułowany: Kim jesteśmy, jak żyjemy i dokąd zmierzamy?

-------------------------------------------------------

Nieraz warto obudzić się o świcie i zobaczyć początek nowego dnia, może innego i lepszego od poprzedniego... a przynajmniej dającego taką nadzieję...

Nasze indywidualne przebywanie na tym ziemskim padole jest przecież relatywnie - w stosunku do całej historii ludzkości - bardzo krótkie...

Jest niczym chwilowe lśnienie na niebie pojawiające się podczas trwania burzy tuż przed grzmotem... Cały kunszt życia polega tak naprawdę na dostrzeżeniu owego błysku i wykorzystaniu go w pełni do zobaczenia jak największych połaci rozświetlonego nim tegoż nieba...

Można zobaczyć ten błysk, i chłonąć widoczne dzięki niemu piękne widoki naszego życia. I starać się każdego dnia świadomie odczuwać własne istnienie, każdego dnia zostawiać za sobą nasze ślady... ślady naszej bytności na ziemi, które zostaną choć we wspomnieniach innych albo też będą zawarte w naszych, stworzonych przez nas dziełach wszelakich.... Wtedy to naprawdę My żyjemy...

Można też albo celowo zamknąć oczy i funkcjonować pośród otaczających nas ciemności, lub tylko ulec ułudzie światła, którego wygląd i rozświetlające możliwości przyjmujemy z opowieści innych. Wtedy też żyjemy, choć życiem innych...

Można też po prostu zasnąć, przespać burzę... i nic nie czuć, nic nie słyszeć, nic nie widzieć a nawet zamknąć swoje wnętrze na opinie i zdania wyrażane przez innych... Wtedy tak naprawdę nie przeżywamy naszego życia, nie żyjemy a przechodzimy obok niego zadowalając się prymitywną powierzchownością kolejnych dni.

Ludzie myślący, działający, aktywni, dążący do prawdy, dający siebie innym, rozwijający w sobie człowieka i ludzkie wartości... żyją naprawdę. Ci, co nie potrafią mieć własnego zdania i przyjmują bezkrytycznie świat jaki jest oraz w swoim działaniu ograniczają się jedynie do jego akceptacji... też choć subiektywnie odczuwają jakąś własną formę życia. Natomiast Ci, co śpią i bezmyślnie przyjmują wszystko, co im się narzuca... konformistycznie wzbraniając się przed krytyczną oceną rzeczywistości a raczej konsumpcyjnie ją afirmując... tylko wegetują i po nich nic nie zostanie... nawet wspomnienie...

Zastanówmy się nieraz nad naszym życiem... Może warto w nim coś zmienić... Może warto zajrzeć do swojego wnętrza i zobaczyć kim tak naprawdę jesteśmy: Czy jeszcze ludźmi, czy już tylko konsumentami dóbr? Czy zostawiamy za sobą ślady dobra, miłości i mądrości oraz wspomnienie o nas jako ludziach, czy też jedynym śladem po nas będzie tylko samochód i kilka garniturów...

I w tej naszej drodze życia warto też pamiętać, że dokądkolwiek byśmy nie szli, zawsze idziemy ku doczesnej naszej śmierci... a w jej obliczu warte jest tylko to, co tkwi wewnątrz nas samych a nie to, co zdążyliśmy zewnętrznie zgromadzić... Więc walczmy o to, żeby idąc krętymi drogami naszej ziemskiej egzystencji w momencie wdepnięcia "w kałużę" i obejrzenia się za siebie... nie zobaczyć jeno pustki...

Warto rodzić się więc na nowo każdego dnia z poczuciem, że możemy stawać się lepsi, że możemy zadośćuczynić tym, których skrzywdziliśmy lub tym, którzy w jakikolwiek sposób przez nas -nawet nieświadomie - cierpieli... Pamietajmy, że zawsze można zawrócić lub zejść z drogi zła i kolejny dzień może stać sie pierwszym dniem naszego nowego, lepszego życia...

--------------------------------------------------------------

Pozdrawiam

P.S. Być może w najbliższych dniach bedę miał możliwość częstszego pisywania na moim blogu...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...

http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 11 kwietnia 2012

Dwa Katynie...

Witam

Wczoraj minęło dwa lata od tragicznego w skutkach, prawdopodobnego zamachu na życie 96 znamienitych Polaków, z parą prezydencką Lechem i Marią Kaczyńskimi na czele...

Osobiscie mój zasób słów na wyrażenie mojego bólu po stracie tylu wielkich Polaków już się wyczerpał, podobnie jak wyczerpał się ów zasób słów, którymi opisałem rządzące nami elity tzw. III RP lub lepiej chyba PRL-bis. Sądzę, że trafnie przedstawiają mój stosunek do owych elit niektóre wczorajsze okrzyki demonstrujących: "Tusk! Gdzie Twój mózg" czy ""Komorowski zdrajca Polski".

Należy jednak zastanowić się nad pewną cienką granicą pomiędzy opisywaniem i demonstrowaniem przeciwko znanym nam realnie faktom i wydarzeniom, które wedle nas są tragiczne dla Polski a faktami lub wydarzeniami, które relatywnie i w odniesieniu do przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości wydawały się bardziej negatywnie wpływać na losy Polski i Polaków.

Niedawno w swoim poście wskazywałem, iż rzeczą niedopuszczalną jest interpretowanie zdarzeń historycznych w odniesieniu do innych (np. obecnych) warunków zewnętrznych i wewnętrznych w których owe zdarzenia się dokonywały.

W tym kontekście należy rozpatrywać też tragedię smoleńską, która wydarzyła się niejako w wyniku ludobójstwa i mordu katyńskiego, dokonanego na Polakach w kwietniu 1940 roku... w okrutny przecież sposób i przez komunistycznych, marksistowskich Sowietów.  70 lat po tej zbrodni ludobójstwa zginęło w tym samym niemal dniu i miejscu znów wielu Polaków, z których większość stanowiła prawdziwe elity mogące w przyszłości zrobić wiele dobrego dla naszej Ojczyzny.

Prezydent Lech Kaczyński z pozostałymi pasażerami feralnego samolotu leciał uczcić śmierć 22 tysięcy najznamienitszych Polakóww, którzy mogliby stanowić "trzon" powojennych elit budujących ponownie wolną Polskę. Tych ludzi po II WŚ zabrakło a później również zabrakło też relatywnego przywódcy im podobnych - generała W. Sikorskiego, który też w przedziwny sposób zginął w katastrofie lotniczej...

Wielu naszych rodaków zabrakło po II WŚ. Też tych, których mordowali marksistowscy, nizistowscy Niemcy... Zabili wielu naukowców, ale też zwykłych ludzi... Zabrakło też tych, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Jakże nasza Ojczyzna musiała też zubożeć tracąc żołnierzy wykletych i ich sprzymierzeńców... Ilu Polaków wymordowało polskie i sowieckie tzw "bezpieczeństwo" a ilu zmuszono do emigracji po ogłoszeniu Stanu Woejennego (1,5 mln osób?)...

Pamiętajmy zawsze o nich wszystkich tak, aby nowe zbrodnie nie zacierały wagi zbrodni przeszłych. Bowiem przecież wymordowanie w kwietniu 1940 roku około 22 tysięcy - elitarnych pod wzgledem wiedzy, wykształcenia i wielu innych cech - Polaków przez sowieckie - w większości składające się na tym obszarze z ludzi pochodzenia żydowskiego - hordy NKWD (nienawistników wobec Polski i Polaków) nie pozwoliło nam odbudować prawdziwie wolnej Polski aż do dziś!

Smutne jest też to, że Polska po 1989 roku nie wykształciła dostatecznie wielu wybitnych ludzi, którzy z łatwością zastąopiliby choć większą cześć tych haniebnie zapewne pomordowanych uczestników lotu do Smoleńska. Czyżby naprawdę ich nie było i nie ma? A może są tylko ukryci w pajęczynie matni szykan, gróźb, strachu i lęku o siebie i swoich bliskich... Wszak tyly już się wieszało jakoś samemu lub wpadało pod koła sowieckich tirów...

Pozdrawiam
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 

Χριστοςφερω 4. Jak i Dobro istnieje, tak istnieje też i Zło

Witam bardzo serdecznie

Zaprawdę powiadam wam!

Ten, który wierzy w Boga Ojca, Jego Syna Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego i Niepokalane Poczęcie Marii - Matki Jezusa, czyli wierzy w Dobro Nieskończone, musi również wierzyć lub ponownie uwierzyć, że istnieje Zło - radykalnie przeciwne do Dobra!

Jeżeli wierzycie w Boga, to musicie wierzyć, że istnieje Szatan, inaczej wiara wasza wiarą nie jest a jedynie hipokryzją, której chciał właśnie Szatan.

Tak! Szatan jest bardzo przebiegły, skrajnie zły, bardzo inteligentny, złośliwy, bywa zmaterializowany a największym jego sukcesem, największym złem, które udało mu się dokonać ludziom było wmówienie im (nam - ludziom), że On - jako czyste zło - nie istnieje i nie czyni żadnego zła...

Swoją szpetną perfidią oszukał ludzi, którzy właśnie Jemu uwierzyli, że Go nie ma a nie uwierzyli Bogu, że Bóg jest Dobrem... wobec czego istnieje jego przeciwieństwo, czyli zło - Szatan.

Powiadam wam jeszcze raz dobitnie i mocno! Jak istnieje Dobro i Bóg Dobra, Nadzei, Wiary, Miłości i Miłosierdzia, tak istnieje i Szatan jako Bożek Zła różnie nazywany, Bożek obłudy, kłamstwa, zemsty, morderstwa, gniewu, zawiści, strachu, lęku, zniechęcenia, przygnębienia... Bożek dokonujący wszelkiego zła na wieczną zgubę ludzkości i wieczne potępienie dla tych, którzy pójdą za nim i z nim a nie z Bogiem Ojcem, Bogiem Dobra i Miłości.

Wierzcie w Boga Ojca, Jego Syna Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, wspierajcie się na matczynej miłości Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia i strzeżcie się Szatana, bo wabi nieraz obietnicą poznania wiecznego szczęścia i daje nieraz doczesne majętności i radości a faktycznie chce was, nas ludzi zdobyć na wieczne potępienie w czeluściach ogni piekielnych. Szatan cały czas czycha na wasze, nasze ludzkie dusze, które pragnie posiąść, kierować nimi a w końcu zniszczyć i zanurzyć z satysfakcją w odwieczną otchłań szatańskiej męki i cierpienia.

Zło jest głośne, buńczuczne, bałwochwalcze, szuka splendoru i pochwał, bywa nęcące i swoiście po ludzku nieraz pożądane,  Dobro zaś jest pokorne i ciche, ale ostatecznie to Dobro zawsze w dziejach Wszechświata zwyciężało  i ostatecznie zwycięży, już zwyciężyło... bowiem nie będzie już Nowego Porządku Świata  (NWO) a już niedługo nastanie Nowy Ład Boży, Nowy Boży Ład Świata, Nowy Ład Świata, zakończony Sądem Ostatecznym i powrotem tych, co uwierzyli i wierzą w powtórne przyjście Jezusa Chrystusa, wierzą w Trójcę Świętą... powrotem do Królestwa Bożego.

Proszę Was! Uwierzcie, że istnieje Szatan, jak i istnieje Bóg Ojciec, Bóg Stwórca Wszechświata Całego! Omijajcie Szatana z daleka , czyniąc dobro i miłując Boga Ojca oraz bliźniego swego jak siebie samego! Uwierzcie, że czas już nadszedł i teraz ważą się wasze losy! Niech wspiera was zawsze - poprzez waszą modlitwę - Matka Boska a także dodają wam otuchy wszyscy święci, błogosławieni i zastępy anielskie Boga Ojca.

Szatański wąż zła bardzo boi się Matki Boskiej. Tej Niepokalanej, którą na szyi nosił Święty Maksymilian Kolbe. Zaprawdę módlcie się słowami, które widnieją na medaliku, choć wystarczy modlitwa w sercu i duszy waszej a nie bałwochwalcze obwieszanie się nieraz nie uświęconymi wizerunkami Niepokalanej Matki Jezusa Chrystusa.

Wola Boga Ojca spełniła się!Jezus Chrystus ponownie jest wśród was, jako człowiek i Syn Boży mający poprowadzić was z powrotem do Królestwa Bożego.

Bez modlitwy do Matki Bożej Niepokalanej przygniatającej węża swymi stopami, bez męczeństwa bł. Jerzego Popiełuszki i szerzenia słów bożych na świecie oraz oddaniu się Matce Boskiej przez bł. Jana Pawła II, gdyby nie św. Franciszek i św. Antoni, gdyby nie św. Faustyna i wszyscy archaniołowie z Michałem na czele a także wszyscy aniołowie oraz święci...Dzięki pomocy ich wszystkich... Syn Boży jako człowiek nie uległ kuszeniom Szatana, nie uległ też jako Syn Boży w człowieczej postaci... A  zaprawdę powiadam wam: walka o umożliwienie powrotu ludzi do Królestwa Bożego była ciężka. Szatan użył całej swej przebiegłej mocy, przebiegłości, mądrości i inteligencji...

Syn Boży, Jezus Chrystus jako jedno z Krzysztofem Przyjacielem i  Pocieszycielem oparł się złu skutecznie, zło odeszło i dostało wściekłego szału! Teraz zacznie przelewać czarę swego zła szczególnie na tych, którzy zwątpili w Jego istnienie, istnienie Szatana i przestali wierzyć we wszystko oprócz rzeczy doczesnego świata! Ludzie Ci są jako te dzieci bezbronne, które mu uległy lub ulegną Jego blichtrowi a On pomimo tej goryczy przegranej, będzie cieszył się z każdego, którego, szczególnie świadomie pozyska... nawet oszukując fałszywym dobrem i szczęściem. Szatan cieszyć się będzie właśnie jeszcze mocnioej z dusz, które nie mają w sobie żadnej Bożej Bojaźni i lekceważą odwieczną prawdę wiary w Dobro i Zło.
Amen!

((pierwotnie objawione przez Boga Ojca i spisane w dniu w dniu 02.04.2012 oraz zakończone i opublikowane ostatecznie w odniesieniu do: ΙΧΘΥΣ oraz dni 17-19.03. 2012 roku, dnia 11 kwietnia Roku Pańskiego 2012 (Pierwszego Roku Nowego Ładu Bożego) o godz.: 10.14))

wtorek, 10 kwietnia 2012

Jak długo jeszcze?

Witam serdecznie

Niestety znów z powodów niezależnych ode mnie, ale od stanu mojego zdrowia, w najbliższym czasie będe pisywał może nieco mniej, ale dziś jest dzień szczególny, więc po prostu musiałem...

To już dwa lata od tragedii smoleńskiej! Dwa lata, których przebieg winien już dawno zmieść z powierzchni "medialnej i społeczno - politycznej ziemi" takich ludzi jak: Donald Tusk z całą jego "ferajną kopaną"; B. Komorowski razem z całą jego "schetynowiałą i spalikociałą ferajną zsowietyzowiałą";  A. Michnik z całą jego ferajną, czyli "michnikowszczyzną"; M. Dukaczewski ze swoją WSI-wą "sowową ferajną" i wielu innych...

Jeżeli zaś po tych dwóch latach od tragedii smoleńskiej ktoś dalej twierdzi, żebył to tragiczny w skutkach przypadek losowy, to raczej nie jest wart dyskusji ze mną w żadneh formie.

Ale cóż... Moja wewnętrzna troska o takie już wprost "wyjałowione z treści wszelakiej" umysły niektórych Polaków, nakazuje mi zadbać jednak o nie i wypełnić je choć taką treścią, która będzie takim a'la użyźniająctym glębę nawozem, dzięki któremu w przyszłości umysły te może zarosną już nie chwastami, ale porosną życiodajnymi "roślinami wiedzy, logiki i mądrości". Zadaję więc teraz ponownie fundamentalne i podstawowe pytania dla tych, dla którcyh tragedia w Smoleńsku to tylko zwykły i przypadkowy wypadek i proszę każdego z nich, aby odpowiedział sobie wstępnie na cztery pytania:

1. Dlaczego D. Tusk zrezygnował z kandydowania na prezydenta i kiedy?,
2. Dlaczego kuriozalnie rozdzielono uroczystości na dwie 7 i 10 kwietnia?,
3. Dlaczego śledztwa nie prowadzi strona polska a rosyjska oraz dlaczego uniemożliwiono zbadania miejsca katastrofy i wraku samolotu?
4. Kto zyskał najbardziej (ze strony polskiej, sowieckiej i pozostałych) chociażby tylko na śmierci: Lecha Kaczyńskiego (pewnego kandydata na prezydenta i dysponenta aneksu do raportu z likwidacji WSI), Skrzypka (szefa NBP), Kurtyki (IPN), generalicji NATO, Szmajdzińskiego (kandydata na prezydenta SLD) i Płażyńskiego (współtwórcy PO, którą szybko opuścił)?

Jeżeli w czasie poszukiwania odpowiedzi na te pytania pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości, to polecam "drążyć dalej" i już się cieszę z mocy mojego "nawozu"...

A na koniec zadam jeszcze jedno pytanie. Nie wiem do kogo, chyba do nas samych! Ze ściśniętym gardłem, bolejącym sercem i łzami w oczach pytam siebie i nas wszystkich, ludzi prawych a nie zdrajców (tak jak pojmuję w postach: Polacy i ich zdrajcy... oraz Moja subiektywna deklaracja: Normalna Polska!):

Jak długo jeszcze, jak długo jeszcze! Prawdopodobni ewentualnie sprawcy, najpewniej mordu/zamachu smoleńskiego oraz za niego niechybnie raczej współodpowiedzialni... będą rządzić lub będą obecni w życiu społeczno-politycznym naszej Polski, naszej Ojczyzny?

Podrawiam

P.S.
Otwartym pytaniem posostaje dlaczego "musiało dojść do tragedii"... wielokrotnie o tym pisałem i spróbuję niedługo jakoś temoje przypuszczenia niejako "spiać" w jedną, spójną całość (mnie samego jeszcze nie opublikowane własne i moje wnioski trochę zaskoczyły, ale...)

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...

Uwikłane obecnym życiem pokolenie "Klubowiczów"

Witam bardzo serdecznie

Obecna wersja postu pierwotnie opublikowana została podczas zaplanowanej przeze mnie przerwy w dostępie do mojego autorskiego bloga. Przepraszając za zamieszanie umieszczam go ze względów przede wszystkich archiwalnych oraz dla tych, którzy czytają moje posty tylko na moim blogu. Opublikowany został na forach w dniu 31 marca w godzinach wieczornych.

---------------------------------------------------------
"Stylizowane meble, nowa terenówka co trzy lata, markowe ubrania na każdy sezon, dwupoziomowy apartament i na deser wakacje, do tego podziw bliskich, szacun sąsiadó i zazdrość kumpli. Nawet tych, których śę ledwo pamięta... Wedłu rodziców Miłki to wystarczy, aby stać się najszczęśliwszą osobą na świecie. Ona jednak uważa inaczej. Nie chce być dłużej grzeczną dziewczynką. Próbuje kroczyć własną ścieżką, a nie tą wyznaqczoną przez idealną starszą siostrę (zwaną tą Pierwszą) i rodzinę, dla której liczy się zachowanie pozorów..."
(Cytat z odwrotnej strony okładki: Izabela Sowa, Agrafka, Nasza Ksiegarnia, Warszawa 2009)
Ten jej świat to ścieżka, droga powrotna do normalności i ładu człowieczego istnienia na tej naszej Ziemi, gdzie najważnieszy jest człowiek i to co ma w środu a nie to czym i jak się otacza....
------------------------------------------------------------------------------
Opowieść o Kevinie to "tylko taka historia o szybkich czasach, o wyscigach szczurów, o zagubionych ludziach pozbawionych marzeń, spokoju i czasu - czasu na życie, na myślenie, na uczucia".
Kevin był bardzo lubianym mężczyzną około 30-tki. Osiągnął sukces zawodowy, jako singiel i przystojny w oczach kobiet mężczyzna, był dla singielek obiektem, o którego toczyła się między nimi walka... co mu zresztą bardzo odpowiadało i zaspakajało jego męskie ego. W ciągu tygodnia był pedantycznym aż do przesady, mężczyzną z zasadami, typowym polskim "yuppies" - reprezentantem dwudziestikilkulatków kończących studia w latach 90-tych XX wieku a dziś już ludzi około 40-50 letnich, posiadających już nierzadko własne dzieci a nawe wnuczęta. W tzw. weekendy (piątkowe popołudnie do niedzieli wieczór lub... poniedziałku) wtedy stawał się zupełnie innym człowiekiem, bywalcem klubów otwartych nieraz i całe noce, niemal alkoholikiem i narkomanem (amfetamina, kokaina), dziwkarzem i wszystkim, co było przeciwiństwem Kevina z "tygodnia pracy"...
Kevin to typowy właśnie przedstawiciel pewnej grupy a nawet pokolenia wiecznie przed czymś uciekającego lub wiecznie za czymś goniącego. "Stał się dla niej (autorki opowoieści) symbolem, znakiem czasów (...), pokoleniem, które uciekało od osaczającego świata. Sposoby ucieczki były różne: narkotyki, alkohol, krótkie, szybkie związki bez zobowiązń, bez uczuć. Czasem ucieczka w chorobę a czasem wszystko naraz".
Całe życie Kevina i nurtujące go we wnętrzu rozterki, każde drżenie serca i niepokój, każde zdenerwowanie i tęskonota za niespełnioną i utraconą z jego winy (imprezy, alkohol, hulaszczy tryb weekendowego życia), pytania o sens istnienia i dalszego życia... kierowały go w jedną, dobrze znaną mu stronę - klub! Wiedział, że tam ""poczuje się bezpiecznie, uwolni się od złych myśli (...) Wchodząc do klubu czuł jak jego puls się uspokaja. Panika znikała (...) "Klubowicz", tak ktoś o nim powiedział. Wtedy oburzył się na to określenie"", ale tak w istocie było - uciekał przed światem w tą atmosferę anonimowości, azylu bezpieczeńsstwa, ułudy braku problemów, tej niby wolności... zwodniczej kolorowym opakowaniem a wewnątrz ukrywającej tak naprawdę zniewolenie...
Takie życie w końcu zawsze prowadzi do degrengolady, niemal dwoistości natury: tej poprawnej (a może tylko odgrywanej jak robią to aktorzy) i tej zupełnie innej, w której Kevin pogrążał się w nicości bytu przedłużanego kolejną teqilą, alkoholem, przypadkowym seksem czy narkotykami. Kevin też w tej wieczxnej ucieczce, wiecznym lęku i strachu "dostrzegł wyraźnie bezsens tego, co robi. Praca, dom, spotkania ze znajomymi. Te same rozmowy, rytuały, powtarzana schematyczne zachowania (...) Swiadomość tego spadłą na niego tak nagle, że poczuł zawrót głowy. Chciało mu się płakać i krzyczeć"!
Dlaczego? "Dlaczego na każde niepowodzenie, na jakieś potknięcie czy normalne dla każdego innego człowieka gorsze momenty w życiu, Kevin reagował niemalże tak samo: uciekał, bo tylko tak można było nazwać - powracanie w podobnych sytuacjach sytuacjach do tych samych miejsc - do klubów, gdzie był anonimowy, a jednak swój. Jak większość bywalcówchował się tutaj przed samym sobą".
Dlaczego? Czyżby ten współczesny świat wytworza ( już wytworzył albo ma zamiar) człowieka, który ma być wyzuty z wszelkiej wrażliwości, z wszelkich wartości, z własnwej tożsamości. Czyżby miał on być wiecznie samotny i zagubiony a takiw emocjonalne stany jak radość i szczęcie codziennego życia, ciepło rodzinnej miłości i wzajemnego szacunku mają zostać (już zostały?) zapomniane, zamienione w pył...?
Dlaczego? Bowiem brak nam tak naprawdę tej miłości do drugiego człowieka, tej miłości czystej, nieskalaneej zawiścią, złością, gniewem , żalem, zazdrością i innymi złymi emocjami:człowieka do człowieka. Człowiek zaczął gardzić innym człiwiekiem, często tylko dla tego, że jego opakowanie jest ładniesjsze a on ma więcej talentów... chciciaż winien wiedzieć, że talenty to dar, który nie jest jego... winien je rozwijać, ale ni utożsamiać ze sobą, swoją osobowością. Właśnie nad ciałem u imysłem oraz wnętrzem winien pracować...
Ta osamotniona "kasta" pojeyńczych singli to grupa zagubionych ludzi, strasznie właśnie samotnych, bez miłości, wiary, nadziei, wewnętrznie puści i odczłowieczeni... Im jednak człowiek wrażliwszy, bardziej ludzki, tym bardziej jest w stanie odczuć straszną przestrzeń tej pustki i tym bardziej cierpi, bo wie, że można inaczej... może tak jak kiedyś... Oni wiedzą, że jedyną dla nich szansą jest odkrycie własnycg odczuć, uczuć (emocji), a przede wszystkim miłości, miłości tej jedynej, szczerej, prawdziwej i bezinteresownej...
I o dziwo, gdy ta miłość nadchodzi... tracą ją często w sposób zupełnie niezrozumały dla otoczenia. Ogarnia ich paniczny strach przed tą miłością, chcą jej i boją się, że jej nie sprostają, że im się nie należy... bo ich dusze zostały już wyprane z emocji, są puste. Tak naprawdę nie chcą jej, bo boją się, iż... mogą ją utracić... i tracą ją...
"...-Kevin, proszę, nie dzwoń więcej, umówiliśmy się, pamietasz? (...) - Jesteś zwykłą szmatą! - wrzasnął. Rozłączyła się. Rzucił telefonem o ścianę. Rozbił się w drobny mak. Nie umiał potem określić, jak długo pił, spał, śnił koszmary, wymiotował i znowu pił. Później, po wielu miesiącsach (psychoterapii - dop. kj) dowiedział się od matki, jak to sąsiedzi opowiadali o dzikich krzykach doch z jego mieszkania albo o tym, jak śpiewał i tańxczył z butelką w ręku nago na balkonie. W końcu dowlókł się do łazienki. Puścił wodę. Rozebrał się. Przygotował nożyki do golenia. Wszedł do wanny i pomału przeciął sobie żyły na obu przegubach. Nic nie czuł. Wydawało mu się, że leci gdzieś wysoko. Zamknął oczy..." . Uratowała go matka, jej serce wiedziało, że jego milczenie było milczeniem niezwykłym i przerażająco groźnym...
Kevin przeżył i co dalej...? Jak tak naprawdę chronić kogoś przed nim samym, gdy na zewnątrz wydaje się, że jest ze stali a wewnątrz jest tylko niwidocznym okruchem samotności i rozchwianej - obecnym tempem i treścią dizsiejszego realnego życia - duszy?
Jedno jest pewne! Nie można uciekać, bać się, lękać, być rozgoryczonym i ciągle wspomoinać to, co uciekło... Nie wróci! Trzeba dalej szukać miłości, która utuli i da spokój ducha, radość życia, piękno wolności od wszystkiego i piękno wolności oddania siebie całego drugiemu człowiekowi, którego się naprawdę kocha, szczerze, bezinteresownie... gdzie ważniejsze jest "...doznawanie a nie rejestracja rzeczywistej teraźniejszości, gdzie nie trzeba robić zdjęć, aby pamiętać i czuć, patrzeć i słuchać, smakować drugiego człowieka, naaszą ukochaną (ukochanego)". Aby kochać wysarczy serce i dusza, rozum jest zbędny tak jak zbędne dla prawdziwej miłości są wyszukane szaty i popmpatyczne ceremonie ślubne...
Kevin szukał i w końcu znalazł swą miłość, szczerą, opartą na prawdzie...
I znów - chociaż 20 lat później - depresja i wszystko, co było z nią związane (kluby, alkohol, kobiety, narkotyki, oderwanie od życia na zawsze) mogły go już ostatecznie pogrążyć i po raz kolejny mógł utracić kolejną obietnicę i szansę szczęścia bycia z drugą osobą i już swoimi i jej dziećmi. Jednak - jako już dojrzały 48 latek - wygrał! Uświaadomił sobie, że "tylko od niego zależy jakie rozwiązanie wybierze (...) On (dzisiejszy -dop. -kj) Kevin z realnego świata chce żyć, chce widzieć jak rosną jego córki, jakie drogi wybiorą dla siebie. To jest naprawdę ważne. Chce zestarzeć się z Dorotą, o ile ona będzie tego chciała. Idąc obok, Dorota słuchała go z wielką nadziją. Po raz pierwszy Kevin mówił otwarcie, że jedną z dróg, najprostszą z pewnegp punktu widzenia jest ucieczka przed życiem. On jednak wybrał inaczej. Podejmie kolejne próby stawiania mu czoła..."
(Wszystkie cytaty tej części postu (pomiędzy liniami przerywanymi) pochodzą z książki: Anita Bartosiewicz, Klubowicz, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2008)
---------------------------------------------------------------------
Kevin to moje pokolenie, pokolenie 40-50 latków, które omamione pseudowolnością i pseudokapitalizmem Polski po 1989 roku zatraciło siebie. Kevin to też ta część mojego pokolenia, która jednak coś zrozumiała i zmienia swój stosunek do świata, własnych wartości przez siebie uznawanych za najważniejsze, wartości, w których człowiek jest najważniejszy oprócz Boga czy też Siły Wyższej...
A może takie pokolenie Kevinów to znak naszych koszmarnych czasów pogoni za szczęściem, które zostało nam, ludziom na całym świecie zobrazowane zupełnie inaczej niż wygląda ono naprawdę?
Częścią mojego pokolenia są też rodzice Miłki, ale jakże oni są diametralnie inni od "mojej części". Dalej tkwią w oparach wszechobecnego i niszczycielskiego wnętrze konsumpcjonizmu. Szkoda mi ich, ale nadzieję pokładam w Miłce, ich córce....
W tych młodych ludziach, takich jak Miłka jest nadzieja dla nas wszystkich... I to jest właśnie nadzieja prawdziwa, pokrzepiająca, dająca wiarę, że w człowieku zawsze wygra człowiek i jego naturalne człowieczeństwo!

Pozdrawiam

P.S. Niniejszy post nie jest żadną formą promocji kogokolwiek czy też czegokolwiek. Nie znam utorek obydwu książek i mam nadzieję, że wybaczą mi zacytowanie ich fragmentów w tak obszernej formie. Szczególnie wyrażam taką nadzieję wobec Pani Anity Bartosiewicz i dziękuję jej za napisanie fascynującej książki o moim pokoleniu... Ja studia ekonomiczne kończyłem w 1993 roku i... stałem się niejako takim bardzo podobnym do bohatera ksiązki "Klubowiczem"... i też dokonałem diametralnej zmiany i przewartościowania swojego życia! Całkiem relatywnie niedawno...

Szatnia - co kto posiada i w co jest ubrany, czyli nie szata zdobi człowieka

Witam serdecznie
Dziś znów (co zdarza mi się niezmiernie rzadko) powtarzam niemal w całości i lekko uzupełniając mój post z 12 lipca 2011 rku zatytułowany: "Szatnia - czyli co kto posiada i w co jest ubrany". Czynię tak z różnych powodów, ale najważniejszym jest przybliżenie Wam moich pewnych osobistych przemyśleń determinujących moje postępowanie w codziennym życiu realnym, przynajmniej staram się być tym, którego nie zdobi jego szata i przedmioty, które posiada, ale mam nadziję dobre i szlachetne moje wnętrze i osobowość...

Obecna wersja postu opublikowana została pierwotnie podczas zaplanowanej przeze mnie przerwy w dostępie do mojego autorskiego bloga. Przepraszając za zamieszanie umieszczam go ze względów przede wszystkich archiwalnych oraz dla tych, którzy czytają mooje posty tylko na moim blogu.

Opublikowany został na forach w dniu 29 marca w godzinach popołudniowych.

------------------------------------------------------------------

Zastanawiając się od dawna nad naszym obecnym człowieczeństwem i nad tym, ile z nigo nam naprawdę zostało postawiłem onegdaj pytanie, które byó efektem tych przemyśleń: Czy my wszyscy jesteśmy li tylko szatniarzami? I oczywiście nie chodzi mi o zawód ale o sposób oceny innych.
Bo co tak naprawdę jest dla nas ważne u innych, co nas w pierwszym rzędzie (ale czesto i w następnych też) interesuje, o czym rozmawiamy odnosząc się w rozmowach o innych?
Czy zastanawiamy się nad sensem wypowiadanych przez nich słów, nad tym, co tak naprawdę w ogóle mają do powiedzenia, co reprezentują własnym wnętrzem czy... tylko potrafimy rozmawiać przede wszystkim o nowym buciku czy lakierze do paznokci lub nowym zegarku lub samochodzie?
Oczywiście określony wygląd zewnętrzny jest ważny, ale czy on decyduje o tym kim jest człowiek jako jednostka. Czy czasem nie przykładamy zbyt wiele znaczenia zewnętrznym formom jego wyglądu i poprzez ten pryzmat oceniamy tak naprawdę kim jest?
Jak nagiego króla rozpoznamy pośród innej nagiej gawiedzi? Czyżby po szacie, którą noszą? To po czym... Oczywiście po tym co ma do powiedzenia i o czym - abstrahuję oczywiście od wypowiadania zwrotu "Ja Król", bo chyba wszyscy to potrafilibyśmy powiedzieć.
I tak my postrzegamy świat. Przez pryzmat kolorowego opakowania i nie zastanawiamy się często w ogóle nad tym co jest w środku. A może tam tkwi zgniła cokolwiek cuchnąca zawartość, a może jest coś innego niż nam opakowanie przedstawia, a może jest gorszej jakości niż to ubranie (opakowanie), którym jest okryte? A poza tym czy my to opakowanie w ogóle będziemy w jakikolwiek sposób wykorzystywać?
Co wobec tego jest ważniejsze w człowieku? To co posiada, czym się okrywa, jakim samochodem jeździ? Czy może to jaki jest, co sobą reprezentuje, jakie ma wartości, poglądy, opinie?
A może we współczesnym, zglobalizowanym, konsumpcyjnym świecie już w ogłole człowiek jako jednostka się nie liczy zupełnie. Może nie liczysz się Ty, Ja, My wszyscy. Może już tylko jesteśmy okrewślonymi jednostkami o wyglądzie x, y, z a wewnątrz mamy być tacy sami?
Ja osobiście chciałbym abym dalej miał na imię Krzysztof, a nie ten co nosi coś tam, coś tam. A Wy?
Ja osobiście chciałbym abym dalej miał na imię Krzysztof, a nie ten co nosi coś tam, coś tam i ciągle widnieje w szatni. A Wy?

Pozdrawiam
Wczoraj informowałem, że trudno mi będzie odpowiadać na komentarze ze względu na ogranicznony dostęp do komputera

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad

Największą wartością człowieka jest on sam a szczęściem Stworzenie go przez Boga Ojca na Jego podobieństwo.

Witam bardzo serdecznie

Niniejszy post jest pewną parafrazą mojego postu z dnia 12 lipca 2011 zatytyłowanego: "Największą wartością człowieka jest on sam". Ze względu na ważność treści właśnie teraz postanowiłem go w części przypomnieć i uzupełnić.

Obecna jego wersja opublikowana została pierwotnie podczas zaplanowanej przeze mnie przerwy w dostępie do mojego autorskiego bloga. Przepraszając za zamieszanie umieszczam go ze względów przede wszystkich archiwalnych oraz dla tych, którzy czytają mooje posty tylko na moim blogu.

Opublikowany został na forach w dniu: 28 marca w godzinach popołudniowych.
--------------------------------------------------------
Kupujemy, wciąż kupujemy te nasze wprost uwielbiane dobra trwałego użytku, przedmioty, bez których nie moglibyśmy już funkcjonować.

Kupujemy ciągle, mimo woli i przy naszej woli, coraz więcej i coraz więcej. Kupimy jednego dnia a drugiego już pojawia się lepszy model tego czegoś, więc dążmy, żeby go kupić, ale zanim go kupimy już jest inny model.

Więc żałujemy, że tamtego nie kopiliśmy, ale już chcemy następny, bo właśnie już się pojawił. Kupiliśmy, udało się, mamy kolejną zabawkę.... I nazajutrz okazuje się, że jest jeszcze lepszy model. Złościmy się, że kupiliśmy wczoraj tamten model a nie poczekaliśmy na model dzisiejszy, złorzeczymy na wszystkich, ale i tak więc w złości czekamy na lepszy model, ten wyśniony, ten najwspanialszy. Niestety... okazało się, że kupił go sąsiad więc szukamy jeszcze lepszego modelu od tegoż posiadanego przez sąsiada, ale jeszcze musimy go wyśnić, więc włączamy kolorowy świat okienek, w którym sen trwa cała dobę. O! tam nasi najmądrzejsi mówią, że ten jest najlepszy z najlepszych a nawet jest naleszpejszy z najlepszejszych! No nareszcie mamy mega najlepszejszy. Ufff....

Siadamy zmęczeni ta ciągłą pogonią za rzeczami, przedmiotami. Zdobyliśmy najlepszejszy ze wszystkich możliwych  modeli. Ileż to było bieganiny, drgawek serca, złości, zawiści, zazdrości... a wszystko dla tego przedmiotu. Co prawda w domu jest do wymiany jeszcze wiele, ale to za moment... Siedzimy więc i słyszymy, że.... pojawił się najnajnajlepszejszy z najlepszeszych! Serce staje, nogi drżą... wstajemy. I znów... ta kołomyja... pogoni lub kultywowania przedmiotów, które już posiadamy. Bo ileż to mamy w domu zgromadzonych przedmiotów, które dla nas posiadają wartość szczególną, rzeczy nipotrzebnych, ale z niezrozumiałych względów wprost wielbionych a które wyzwalają w nas mnóstwo negatywnych emocji i zatruwają niepotrzebnie nasz codzienne funkcjonowanie. 

Czyż dziś pogoń za przedmiotami, pogoń za luksusowym życiem, pogoń za lepszym statusem materialnym, lepszym samochodem, mieszkaniem nie staje się dla nas chorobliwą obsesją dążania za pustką, czymś bezwartościowym jak papier-banknot np. 50 ł, który można spalić i tylko tyle z niego zostaje wartości, ile tegi popiołu po spaleniu... Zapominamy o człowieku, o nas samych. Stajemy się niewolnikami otaczających nas przedmiotów, niewolnikami pieniądza w każdej formie.

W tej pogoni możemy zatracić siebie. Pracujemy coraz więcej żeby mieć na te coraz lepsze dobra a jak je juz mamy, to musimy pracować na te lepsze jeszcze ciężej... Kołomyja...

I w tej pogoni możemy stracić coś najcenniejszego, nas samych. W różny sposób, ale najczęściej są to różnego rodzaju  uzależnienia: narkomania, alkoholizm, pracoholizm, seksoholizm, lekomania i inne.  Pogoń za pieniądzem, pogoń za przedmiotami może nieraz mieć tragiczne dla nas samych skutki.

Ja też biegnąc za marzeniem, za przedmiotami zatraciłem w pewnym momencie na ługie lata samego siebie... alkohol stawał się chwilami dla mnie najważniejszy.

Za wszystkim tym jednak stoją i stały pieniądze. Pieniądz stał się niejako bożkiem współczesnego, konsumpcyjnego świata: stanowi wyznacznik wszystkiego co ma być ludzkie. Nie rozumiałem tego nigdy. Wiedza, wykorzystywanie talentów, pomaganie innym lub nawet zarabianie, ale w firmie, gdzie ludzie za swoją pracę mogliby godnie żyć a nie wegetować... to było moje marzenie.

Przecież, gdy pracownik zarabia głodowe pensje to po prostu wegetuje, jest niewolnikiem... a jak jeszcze swoje posiadane dobra nabył na kredyt, np.: samochód, mieszkanie, pralkę, lodówkę, etc. to... jest już nawet nie niewolnikiem,  jesteś niczym 'pies na smyczy' u swojego pracodawcy: firmy, banku czy jakiejś innej organizacji gospodarczej lub instytucji go zatrudniającej.

Taki człowiek jest ubezwłasnowolniony i tak naprawdę tak dalece zniewolony, że przestaje myśleć, zachowywać się i czuć jak człowiek. Każą Mu pójść jako baranowi na rzeź to pójdzie, bo jak nie to... starci pracę, a więc: mieszkanie, samochód, pralkę, lodówkę, i zostanie - wedle dzisiejszych konsumpcjonistycznych kanonów - nikim....

Bo przecież człowieka już w Nim dawno zabito. Stał się li tylko przedmiotem a nie podmiotem. Wartość przedmiotu zależy też właśnie od jego koloru, wagi, ciężaru, ozdóbek, itd. Przedmiot łatwo wycenić: ma tyle a tyle części, tyle i tyle wartych. I tak teraz wyceniany jest człowiek – jako suma wartości dóbr, które posiadł (samochodu, pralki, mieszkania, garniturów, itd, itp).

A gdzie jest sam człowiek i jego wartość? Gdzie jest człowiek jako ten, który winien byc w centrum zainteresowania. Czyż to nie on winien być najwartościowszym z tych "przedmiotów", które nabył? Czyż to nie on powinien decydować o ich wartości a nie one o jego wartości?

Z człowieka dziś próbuje się zrobić wyjałowioną z wszelkich wartości "rzecz" niezdolną do bycia człowiekiem!

A może o to właśnie chodzi, żeby była tylko nieliczna grupa ludzi a resztę ma tworzyć bezkształtna, bezmyślna, kolorowa, wiecznie głupawo zadowolona masa, której wartość maja określać jedynie przedmioty, które ta masa posiada? Bo w tej masie może ma już nie być człowieka jeno łatwo sterowalny, zhomogenizowany w zakresie potrzeb zlepek "istot cokolwiek oddychających jeszcze"? Czy o to chodzi obecnym elitom rządzącym w skonsumpcjonizowanym do granic absurdu świecie?

Jeżeli tak, to pragnę przypomnieć, że nie da się z człowieka wyplenić z człowieka. Choćby i jedno ziarnko z człowieczeństwa w nim zostało to wzrośnie w nim, wypełniając znów jego całe wnętrze. Jesteśmy różnorodni i tacy zostaniemy. Mamy różną osobowość, ducha, poglądy, idee, narodowości, kolor skóry, ale i każdy z nas inaczej myśli, zachowuje się, ma inny system wartości, odczuwa, myśli, podejmuje sam decyzje... jest Człowiekiem, czyli istotą wiedzącą, umiejącą, myślącą i czującą. A wnętrza, ducha nie da się kupić ani sprzedać ani wymodelować!

I wnętrze człowieka, czyli sam człowiek jest największą własną wartością Człowieka a nie dobra, które może posiadać jednego dnia a drugiego już nie.

Największą wartością człowieka jest on sam a jego szczęściem, że został stworzony przez Boga Ojca, Stwórcę na Jego podobieństwo! Każdy z nas jest a'priori dobry, każdy z nas jest człowiekiem dobra a nie zła. Dbajmy o to dobro w nas i pilęgnujmy je. Czyńmy dobro lub powstrzymujmy się od czynienia złą - to też jest dobry uczynek! Bądźmy dalej ludźmi i starajmy się każdego dnia uszlachetniać i zwiękaszać naszą wartość i rozwijać talenty dane nam przez Boga Ojca Jedynego!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com