Moje posty

czwartek, 28 kwietnia 2016

P. Kukiz - kolejna polityczna wydmuszka?

Nie wypowiadałem się do tej pory na temat P. Kukiza i jego ruchu.

Chciałem wierzyć, że być może tą całą politykę potraktował serio lub też tylko wykorzystał odwiecznych działaczy samorządowych do własnej promocji, by jednak służyć Polsce.

Chciałem wierzyć, nie uwierzyłem i już nie uwierzę.

P. Kukiz w wyborach prezydenckich miał odebrać głosy A. Dudzie i tak się niestety stało. Dlatego też obecny prezydent nie wygrał już tych wyborów w pierwszej turze, co byłoby wydarzeniem nad wyraz istotnym. Na pewno przecież istniał taki w sumie dość kuriozalny plan, skoro B. Komorowski będąc zupełnie przekonanym, iż głosy oddane na P. Kukiza w pierwszej turze wyborów prezydenckich zostaną zagospodarowane właśnie przez niego ogłosił słynne referendum na temat m.in. sztandarowego projektu muzyka, tj. JOW-ów.

A tak tylko dygresyjnie. Czy teraz ktokolwiek sobie wyobraża P. Kukiza w roli prezydenta jako przedstawiciela naszego narodu? Tego P. Kukiza, który "kur...c i pierd...c" w co drugim zdaniu przyniósłby nam zapewne chlubę na świecie...

Następnie P. Kukiz w wyborach parlamentarnych miał odebrać głosy PiS-owi i tak się niestety stało. Dlatego też ZP (PiS i koalicjanci) nie uzyskali wyniku dającego im kwalifikowaną większość niezbędną do długoterminowej stabilności dla "dobrej zmiany" a także zmiany fatalnej i feralnej Konstytucji RP a taka możliwość istniała przy obecnej ordynacji wyborczej. Najprawdopodobniej też pomylono sie w ustalaniu ostatecznego procentu głosów uzyskanego przez PiS, bowiem w najgorszym razie zakładano zwycięstwo ZP, ale takie aby do stworzenia rządu potrzebna była koalicja z Ruchem P. Kukiza (casus LPR i w mniejszym stopniu Samoobrony w rządzie PiS z lat 2005-2007). Jakiż strach musiał przed wyborami panować wśród zdrajców Polski i Polaków zwanych elitami III RP to można zrozumieć poprzez fakt, że przecież był potrzebny nie tylko P. Kukiz, ale jakaś efemeryda polityczna pod nazwą Nowoczesna przejmująca głosy niezadowolonego elektoratu PO.

Polska stała się przez 26 lat "teoretycznym państwem" gdzie jest tylko "ch...j, dupa i kamieni kupa". Państwem, gdzie już tak zmanipulowano dumny polski naród, iż nawet organizacje polityczne powstałe przy biurkach "zarządczych maherów" na kilka miesięcy przed wyborami mogą zyskiwać jakieś tam istotne poparcie społeczne... co wydaje się chyba  kuriozalne dla wszystkich. Nie wspominam tutaj o relatywnej degradacji i wyprzedaniu "za bezcen" naszego majątku, obniżeniu jakości nauczania, upadku prawnym i moralnym  nigdy niezlustrowanego środowiska prawniczego i innych aspektach...

Ludzie tworzący takie organizacje mają tylko kilka celów i to nie związanych z dobrem narodu, któremu mają służyć, czyli chodzi im jedynie o władzę, pieniądze oraz realizację politycznych i biznesowych celów nadrzędnych "sponsorów". To jest chyba jasne, że nikt nie tworzy takiej organizacji bez pieniędzy a już w przypadku ruchów, które nie miały wcześniej dotacji państwowych w szczególności. Te pieniądze wówczas dają sponsorzy a kto płaci ten potem wymaga... nieprawdaż?

O prawdopodobnych sponsorach Nowoczesnej chyba wszyscy wiedzą. To partia stworzona - o czym już kiedyś pisałem [1], [2] - przez środowisko dawnej UD/UW/demokraci.pl, czyli onegdaj niemal głównych beneficjentów zdradzieckiego Okrągłego Stołu. Jej ideowymi i decyzyjnymi ojcami założycielami byli: "sorosowo-bankstersko-prywatyzacyjny" L. Balcerowicz, "bilderbergowy" A. Olechowski i... W. Frasyniuk z zapewne duchowymi idolami w stylu A. Smolara, A. Michnika czy W. Kuczyńskiego.

O sponsorach P. Kukiza świetnie jeszcze w ubiegłym roku napisał MatkaKurka i mi wypada tylko podać link do jego artykułu: "Zacznijcie się śmiać z "antysystemowego" Kukiza, bo za chwilę zaczniecie płakać!" [3]. Z pewnością jednak po wyborach prezydenckich, gdzie zdobył dużą ilość głosów lista sponsorów wzrosła a po dostaniu się do parlamentu dalej zwyżkuje.

Jednak jest zasadnicza różnica pomiędzy sponsorami Nowoczesnej a Ruchu P. Kukiza. O ile ci pierwsi są znani i są "marionetkami" międzynarodowych etniczno-społeczno-polityczno-korporacyjno-banksterskich elit światowych to jednak pierwszymi sponsorami P. Kukiza byli rodzimi tzw. bezpartyjni samorządowcy. Sądzę też, że obecnie raczej sponsorami P. Kukiza stają się ci sami ludzie co Nowoczesnej.

Pomijając jednak "decyzyjnych nadzorców" obecnej opozycji to przerażający jest poziom intelektualno-moralny elit, które ukształtowane zostały przez cały okres 26 lecia. Śmiem nawet twierdzić, że jest katastrofalnie niższy niż kiedyś poziom elit komunistycznych. Rynsztokowy słownik, brak podstaw wiedzy, cynizm, pogarda dla Polaków, przeświadczenie o danej raz na zawsze władzy, nepotyzm, korupcja, własny interes przedkładany nad ogólnonarodowy, prymitywizm, mentalność niewolonika i zdrajcy... to m.in. tylko niektóre elementy cechujące te cuchnące Targowicą kreatury.

Ten poziom idealnie słychać na wszelkiego rodzaju "taśmach prawdy" a widzimy go codziennie też w mediach wizualnych. A najgorsze jest to, iż naprawdę oni między sobą tak rozmawiają i taką postawę prezentują (wiem z autopsji). I być może wcale ostatnie nagranie P. Kukiza nie będzie tym najsmutniejszym, ale warto zacytować jego słowa: "Być może będę musiał jakąś grę poprowadzić k…a ze Schetyną, korzystając z tego, że znam Schetynę, żeby się k…y dowiedziały z tego PIS-u co się dzieje -rozumiesz?- żeby się przestraszyły" [4].

Naprawdę mi smutno, że P. Kukiz nie wykorzystał swojej szansy, ale chyba jego predyspozycje intelektualno-moralne raczej nie pozwoliłyby mu stać się idolem dumnych Polaków, którzy właśnie - po latach "pedagogiki wstydu" - tą dumę z polskości odzyskują. Wydaje sie jednak, że na polskiej scenie politycznej jest miejsce na ugrupowanie "antysystemowe", więc może pojawi sie ktoś inny, wiarygodny...

A może jestem jednak w błędzie? Jeżeli tak to by mnie to uradowało...


[1] http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/10/co-z-tym-polskim-bilderbergem.html
[2] http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/10/demony-przeszosci-i-co-z-ta.html
[3] http://kontrowersje.net/zacznijcie_si_mia_z_antysystemowego_kukiza_bo_za_chwil_b_dziecie_p_aka
[4] http://wpolityce.pl/polityka/290921-kolejna-tasma-kukiza-bede-musial-jakas-gre-poprowadzic-ka-ze-schetyna-zeby-sie-ky-dowiedzialy-z-tego-pis-u-co-sie-dzieje-wideo

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 10 kwietnia 2016

To już sześć lat...


Mija szósta rocznica największej polskiej powojennej tragedii narodowej, która nie miała prawa się wydarzyć a my w dalszym ciągu nie znamy o niej prawdy. Tak jak w 1940 roku, tak w 2010 roku na rosyjskiej ziemi zginęli najlepsi przedstawiciele naszego narodu. Na oficjalną prawdę o wojennym ludobójstwie katyńskim polskich elit czekaliśmy kilkadziesiąt lat... Ile jeszcze przyjdzie nam czekać na prawdę o tragedii smoleńskiej?

Przez całe te lata wyrażaliśmy to, co cały czas w nas w nas tkwiło, czyli przypominaliśmy wszystkim o trwaniu naszej pamięci o jej ofiarach oraz zapewnialiśmy, że nie ustaniemy w dążeniach do jej wyjaśnienia.

Teraz pojawiła się nadzieja, nadzieja na prawdę o tym, co tak naprawdę się stało i kto jest temu winien. Wierzę, że już wkrótce dowiemy się tej prawdy a winni śmierci naszej elity, w tym pary prezydenckiej zostaną wskazani i odpowiednio ukarani.

Pisałem wiele razy na temat tej naszej tragedii narodowej. Dziś pozostaje mi tylko przypomnienie wiersza, który napisałem jakiś czas temu wraz z komentarzem. Jego wymowa nic nie straciła na aktualności i jest znakiem czasu, czasu smutku, bólu, łez, wściekłości, żalu, rozgoryczenia i bezradności... A w odniesieniu do dzisiejszych "targowiczan" wydaje się nad wyraz aktualna...

-------------------------------------------

Oj... nie ma słów...
Na gesty tych lat minione,
Na zaprzaństwo przez III Rzeczpospolitą zdradliwą czynione...
Na ogrom rozpaczy zadanej Ojczyźnie,
Na platformianą swołocz poddaną sowieckiej i germańskiej zgniliźnie...

Oj... nie ma słów...
Na bezprawie owiane małością tysiącletnich wędrowców,
Na bałamutność niby wybrańców a odwiecznych bezpaństwowców,
Na cierpienia zadane ludzkości...
Na ośmieszanie Krzyża w oparach fałszywej hrabioskości...

Oj... nie ma słów...
Na ból zadany Polakom w kraju i na dalekim uchodźstwie,
Na strach bijący z oczu tchórzy i zdrajców radośnie,
Na katyńskie mordy uczynione na rodakach najbliższych,
Na kłamstwo bijące z oczu sowieckich myśliwych...

Oj... nie ma słów..
Zostaje o nich pamięć, na wieki ich trwałe wspominanie,
Już nie ma złości, chęci zemsty, pozostaje nasze dla nich zobowiązanie...
Zdrajców, pasożytów, bękartów naszej Ojczyzny,
Zlinczować politycznie, osądzić... dość już tej wszechobecnej antypolskiej zgnilizny!

-----------------------

Polska wstaje z kolan. Jestem z Wami wszędzie, gdzie swoją obecnością oddajecie dziś hołd pomordowanym na obcej ziemi... gdzie tym samym walczycie o lepszą, prawą Polskę. Biało-czerwona flaga z kirem łopoce dumnie na moim balkonie. Jest - dzięki nam wszystkim - dla Polski nadzieja!

My wszyscy, dla których Polska jest i pozostanie najważniejsza musimy jednak cały czas pokazywać zaprzańcom, że nikt nie jest w stanie zabić w nas pamięci o ofiarach tragedii smoleńskiej, że nikt nie jest w stanie złamać naszego dążenia do prawdy i pełnego wyjaśnienia jej okoliczności. To nasze zobowiązanie, to nasza powinność! Nich ta tragiczna śmierć znamienitych Polaków nie pójdzie na marne i wyda owoce w postaci odzyskania przez Polskę prawdziwej narodowej wolności i suwerenności. Zresztą już wydaje...

I choć nieraz brakuje nam już słów, to niech zawsze towarzyszą  nam te już kiedyś wypowiedziane...

"Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą"
 (Bł. Jerzy Popiełuszko)

"Nie sposób inaczej zrozumieć Człowieka, jak w tej wspólnocie jaką jest Naród"
 (Św. Jan Paweł II)

"Naród jest organiczną całością ukształtowaną przez przeszłość i tradycje"; "Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił".
(Edmund Burke)

Łączę się w modlitwie i z nadzieją...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 8 kwietnia 2016

Broda - powracająca moda a może oznakowanie przynależności religijnej lub kulturowej?

Jakoś tak ostatnio się porobiło, że nastała swoista i zadziwiająca moda na męski zarost. Coraz więcej znanych i mniej znanych twarzy zaczęło nosić pełny zarost, czyli wąsy i brodę, rosnące swobodnie bez przycinania i pielęgnacji, można by rzec wyglądające po prostu niechlujnie. I to nie tylko w Polsce, ale też m.in. w całej Europie.

Ograniczając się do Polski to kiedyś takowym zarostem wyróżniał się np. rabiniczny B. Geremek. Dziś nawet K. Marcinkiewicz zapuścił sobie brodę, nie licząc oczywiście braci Smolarów, W. Kuczyńskiego czy J. Hartmana z żydowskiej Loży Polin (B'nai B'rith). Taką nosił były dyrektor I programu PR i zaczęło też nosić wielu dziennikarzy, ludzi nauki, polityki, kultury, mediów czy filmu (np. T. Karolak - zresztą wygląda w niej - według mnie - delikatnie mówiąc "trefnie")! I nawet brodę zaczął nosić też Grzegorz Braun, którego skądinąd bardzo cenię, ale jednak bez tego zarostu wyglądał chyba znacznie lepiej.

Skąd ta dzisiejsza moda?

Szczerze mówiąc do końca nie wiem i mogę się jeno domyślać prawdopodobnych, teraźniejszych jej przyczyn, z których modowy trend związany z podkreślaniem męskości jest tylko jedną z nich. Zanim jednak je subiektywnie wskażę prześledźmy historię noszenia brody... być może w niej znajdziemy odpowiedzieć na nurtujące nas (mnie) pytanie...

Brodę nosili mężczyźni od zarania ludzkich dziejów. Wpierw służyła przede wszystkim jako ochrona przed zimnem a nie była też golona ze względu na brak odpowiednich narzędzi. Ponadto miała wyrażać - poprzez poszerzenie i podkreślenie linii szczęki -  męskość, silę i honor.

Z czasem jednak broda (zarost) stała się pewną pożądaną męską cechą i oznaczała m.in. przynależność do wyższej kasty kapłańskiej, grupy rządzących, mędrców, naukowców, pisarzy lub grona artystów.

W starożytnej Grecji i Rzymie broda była atrybutem mędrców, filozofów i retorów, choć od czasów panowania w Rzymie Tarkwiniusza Starego (617-578 r.p.n.e.) aż do upadku Cesarstwa Rzymskiego (ok. 476 r.n.e.) golenie brody stało się zabiegiem pożądanym.

W sztuce kultur Mezopotamii mężczyźni byli przedstawiani ze starannie plecionymi, długimi brodami. Zarost cieszył się wtedy wielkim szacunkiem w społeczeństwach starożytnego Bliskiego Wschodu. Broda była symbolem statusu społecznego - wielka, zadbana poprzez odpowiednie zabiegi broda oznaczała przynależność do elit. Ucięcie jej komuś było równoznaczne z pohańbieniem i mogło nawet doprowadzić do wojny.

U starożytnych Egipcjan wąska, długa broda stała się jednym z symboli władzy faraona. Ci jednak, zamiast zapuszczać zarost, nosili jego atrapy, też metalowe. Robiły tak nawet kobiety faraonowie, ale prawdziwy zarost nie był pożądany, podobnie jak w ogóle owłosienie ciała.

U starożytnych Greków zarost był oznaką męstwa, dorosłości, wkroczenia w życie publiczne a gładka twarz była symbolem zniewieścienia. Rewolucji w tej sferze dokonał Aleksander Wielki. Nakazał on swojemu wojsku golić się, ponieważ broda była słabym punktem w walce – przeciwnik mógł bowiem za nią po prostu ciągnąć. Zabieg ten miał również odróżniać jego wojowników od barbarzyńców. Również większość cesarzy bizantyjskich zapuszczało brody, podobnie jak mężczyźni z plemion germańskich [1].

W starożytnych: Iranie i Indiach broda oznaczała mądrość i dostojeństwo. Niemalże wszyscy władcy Persji posiadali brody a w Indiach broda mogła być bardzo długa a ponadto karą za rozwiązłość i cudzołóstwo było często publiczne jej ścięcie. O jej wadze świadczyło też to, że potrafiono ją również w Indiach „dać pod zastaw” za długi [2].

Zarost ma ogromne znaczenie w religiach i wierzeniach całego świata.

Z brodami, długimi, ciężkimi i gęstymi czy też krótkimi i kręconymi, wyobrażani są: Indra, Zeus, Posejdon, Ozyrys, Herakles, a także judeo-chrześcijański Jahwe − Bóg Ojciec, Mojżesz, Mahomet i Jezus Chrystus.

W świecie żydowskim zarost jest znakiem przynależności do wspólnoty religijnej i kulturowej. Ortodoksyjni Żydzi noszą pejsy i brody, ponieważ tak nakazał im Bóg, bo "... kiedy naród żydowski wychodził z egiptu B-g chciał, by Żydzi w jakiś sposób odróżniali się od pozostałych narodów (...) pejsy mają znaczenie symboliczne, symbolizują miłość do B-ga i lęk,  broda natomiast litość Bożą" [3].

Również w kulturze islamu broda jest niezwykle ważna. Prorok Mahomet nakazał jej noszenie, aby muzułmanie odróżniali się od Ludzi Księgi (Żydów i Chrześcijan) oraz politeistów. "Mimo iż nie jest ona wyłącznie elementem muzułmańskim, wielu wyznawców islamu zapuszcza brodę jako wyraz naśladowania swego Proroka. Włosy brody Mahometa należą do najcenniejszych relikwii islamskich i są przechowywane w wielu meczetach. Trzy takie włosy przechowywane są na przykład w relikwiarzu w Meczecie na Skale. Natomiast Meczet Hazratbahl w Srinagarze w Indiach został specjalnie wybudowany jako miejsce na włosy brody Mahometa. Jeden z hadisów podaje, że miał on dbać o swoją brodę w taki sposób, jak to czynił Abraham. Chcący naśladować Proroka w tym względzie mają jednak problem, gdyż nie wiadomo dokładnie, jaką nosił brodę. Stąd pojawiają się różnice w opiniach i stylach zarostu. Talibowie na przykład uważają, że brody nie należy obcinać. Dlatego też za ich panowania noszenie takiej nieobciętej brody obowiązywało wszystkich Afgańczyków. Natomiast zadbaną i równo przyciętą brodę zalecają swoim członkom Bracia Muzułmanie. Po kształcie brody i jej przycięcia można było w przeszłości określić przynależność muzułmanina do danej grupy społecznej lub religijnej. Współcześnie różnice te coraz bardziej się zacierają. Noszenie brody uważane jest zwłaszcza wśród fundamentalistów za znak ortodoksji i wyraz przynależności do wspólnoty muzułmańskiej. W społeczeństwie zachodnim wyznawcy islamu często potwierdzają w ten sposób swą tożsamość religijną. Jednak nie wszyscy muzułmanie mają brodę, ponieważ – jak sami twierdzą – jej noszenie nie należy do religijnych obowiązków. Poza tym niektórzy – obawiając się, żeby nie uznano ich za ekstremistów i terrorystów – pozbywają się zarostu" [4].

W świecie religii chrześcijańskiej w momencie podziału kościoła na zachodni i wschodni (prawosławny), "ci drudzy aby zaznaczyć swoją odrębność nosili brody. Żaden pop nie miał prawa się golić. Ta zasada obowiązuje do dziś" [1]. Noszenie brody jest też obowiązkowe wśród Amiszów [2].

W średniowiecznej Europie, rycerze, szczególnie Ci z Zakonu Krzyżackiego nosili brody „szorstkie i zaniedbane”, a w Polsce templariuszy zwano potocznie Brodaczami a ponadto w średniowieczu też, podobnie jak w starożytności, broda nie tylko wiązała się ze zwyczajami i konkretną religią, ale wiązała się z noszeniem jej przez elity i najwyższych dostojników państwowych. Wielu np. władców nazywanych było przydomkami związanymi z zarostem, choćby książę Henryk I Brodaty czy niemiecki cesarz Fryderyk I Barbarossa (rudobrody). "Trzymanie lub pociągnięcie kogoś za brodę było traktowane jako poważne przestępstwo, które domagało się satysfakcji" [2].

"W czasach bardzo wczesnego renesansu broda była wyznacznikiem męskości tak samo jak genitalia. Niektórzy bogobojni twierdzili, że broda podkreśla wyższość mężczyzny [5]. 

W wiekach późniejszych natomiast brodę zaczęto kojarzyć raczej negatywnie, jako oznakę dzikości, barbarzyństwa, zacofania i prymitywizmu. Król Henryk VIII wydał zarządzenie odnośnie golenia twarzy, a np. królowa Elżbieta I kazała poddanym płacić za posiadanie brody. Podobnie później Piotr Wielki w Rosji wprowadzili podatek od brody, a jej posiadacze mieli obowiązek nosić ze sobą srebrną lub miedzianą monetę z napisem "podatek pobrano". W „Dziadach” Adama Mickiewicza można - w odniesieniu m.in. do brody - znaleźć następujący wers: "Piotr wskazał carom do wielkości drogę; Widział on mądre Europy narody. I rzekł: Rosyję zeuropejczyć mogę, Obetnę suknie i ogolę brody. Rzekł — i wnet poły bojarów, kniazików ścięto jak szpaler francuskiego sadu; Rzekł — i wnet brody kupców i mużyków sypią się chmurą jak liście od gradu [6]. Rozwój i postęp nie szedł więc w parze z zarostem, w ośrodkach kultury coraz rzadziej spotykało się „zapuszczone” twarze a noszenie zarostu było oceniane negatywnie.

Zarost znów wrócił do łask w XIX wieku. "Żołnierze Napoleona I szczycili się swoim zarostem, jako że był to nieodłączny element ich wojskowego wyglądu. Grenadierzy zobowiązani byli nosić sumiastego wąsa i baki. Weteranów armii Napoleona zaczęto nazywać później starymi wąsami" [5]. Pod koniec XIX wieku noszono brody długie i krótkie, wypielęgnowane lub niestrzyżone, a przymiotnik brodaty był utożsamiany z męskością, siłą i płodnością a nawet rewolucyjnością. Brodaczami byli m.in. Abraham Lincoln, Charles Dickens, Karol Darwin czy rewolucyjni komuniści/marksiści: W. Lenin (kozia bródka z wąsami), Karol Marks i F. Engels. Ciekawostką jest też to, że Karol Darwin w swej teorii ewolucji określił brodę jako drugorzędową cechę płciową i stwierdził, że jest tym dla mężczyzny czym grzywa dla lwa czy ogon dla pawia i może świadczyć o potencjale seksualnym mężczyzny oraz być "wabikiem na kobiety" [7].

Pierwsza wojna światowa odebrała jakiekolwiek znaczenie zarostowi. Stanowiła bowiem problem przy zakładaniu masek gazowych, których uszczelki zapychały się włosami, co mogło prowadzić nawet do uduszenia a dodatkowo golono brody ze względów higienicznych (bakterie, wszy). Przed i podczas drugiej wojny światowej dodatkowa niechęć do zarostu była spowodowana tym, że i Stalin i Hitler nosili wąsy [5].

Noszenie brody - szczególnie w najnowszej historii świata - bywało i bywa (jak wspomniałem) oznaką oporu, rewolucji, gwałtownych zmian. Na Kubie stała się znakiem rozpoznawczym partyzantów, nosili ją Che Guevara i Fidel Castro, dzięki czemu stała się znów symbolem symbolem rewolucjonistów [7].

Ogólnie w Polsce pełny zarost niemal zawsze przegrywał z modą na wąsy lub też z ogoloną twarzą. Broda zazwyczaj pojawiała się i przemijała wraz z napływem kolejnych zagranicznych ciekawostek, przywożonych zwłaszcza przez importowanych władców. Dominowały twarze raczej ogolone, lub z wypielęgnowanym wąsem czy bródką i to od średniowiecza, kiedy  długie brody były kłopotliwe dla rycerstwa a noszenie ich pod pełnymi hełmami utrudniało walkę. Ciekawe, że choć w dawnych wiekach bywało, iż za granicą brodę na znak żałoby golono, to w Polsce raczej ją w takich sytuacjach zapuszczano [8].

W naszym kraju noszenie długiej brody zazwyczaj kojarzono z zakonnikami (księża natomiast chodzili ogoleni), gdzie jej zapuszczanie było wyrazem poświęcenia i wstrzemięźliwości. Natomiast raczej właśnie wyróżnikiem polskiego katolicyzmu i polskiej tradycji była twarz ogolona lub z wypielęgnowanymi wąsami i - rzadziej - bródką, gdy tymczasem niemal wszyscy mieszkający w Polsce Żydzi  nosili specyficzny i długi zarost, często wraz z tzw. pejsami.

Jak wspomniałem polska moda na brody była od czasu do czasu zapożyczana z zagranicy, choć nosił ją też ostatni z dynastii Jagiellonów - Zygmunt II August. "Henryk Walezy przywiózł z Francji modę na bródki hiszpańskie. Stefan Batory natomiast swą węgierską brodę strzygł krócej nożyczkami, ale jej nie zgolił. Prawdopodobnie największymi popularyzatorami zarostu byli u nas Wazowie, którzy ze Szwecji przynieśli różnorodne rodzaje zadbanych bród i bródek. Z nimi do Polski przybywały całe dwory zarośniętych mężczyzn. Nie mogło to nie odbić się na krajowych zwyczajach" [8].

Sumiaste czy małe wąsy w Polsce niemal zawsze więc były w modzie, choć broda bywała domeną starych i mądrych mężczyzn, np. senatorów. Nie nadawano jej jednak pierwszorzędnego znaczenia o czym świadczyć mogą ludowe powiedzenia:  „nie bądź mądry przed laty, acz nie każdy mądry kto brodaty”, lub „broda mądrości nie doda”.  Zgodnie jednak z europejskim i nie tylko XIX wiecznym trendem również w Polsce w owym czasie broda stała się nad wyraz modna. Bródki nosili Sienkiewicz, Reymont, Malczewski, nawet Piłsudski zapuścił na pewien okres brodę [8].

W powojennym świecie rynek zrewolucjonizowała firma Gillette, które wypuściła na rynek maszynki do golenia. Rola zarostu zmalała do minimum, by powrócić w latach 70-tych, złotym okresie hippisowskim. Zapuszczanie brody w tym okresie wiązało się z protestem przeciwko rządowi USA i działaniami w Wietnamie.

W Polsce w latach 80. XX wieku pojawiła się „broda opozycyjna”. I to nie tylko, jako element maskujący stosowany przez działaczy poszukiwanych po wprowadzeniu stanu wojennego [9].

Z czasem jednak ogólnie zarost stał się elementem określonej mody i pojawiał się w różnych postaciach na twarzach wielu mężczyzn, niezależnie od tego jakie kto miał poglądy czy zapatrywania.

Do niedawna jednak we współczesnym świecie polityki, biznesu, mediów, nauki czy kultury wąsów i bród nie było prawie wcale. Zarost kojarzył się z nieszczerością i niechlujnością - szczególnie ten naturalnie rosnący bez pielęgnacji.

W ostatnich jednak miesiącach (roku) można zauważyć powrót do pełnego zarostu, który - jak wspomniałem na początku - zaczęli nosić politycy, ale szczególnie ludzie nauki, kultury, mediów, sztuki. W filmach, gazetach, reklamach i w TV zaczęli pojawiać się brodacze...

Oczywiście można to tłumaczyć cyklicznością określonych mód, w tym też na krótki zarost, wąsy lub też długą brodę. Można też w obecnym trendzie doszukiwać się odwiecznych męskich atawizmów, gdzie zarost jest niejako darwinowskim atrybutem męskości i własnej płciowości jako coś niedostępnego dla kobiet (pomijam kuriozalne zjawisko "bab z brodą") lub też podkreśleniem siły, płodności, mądrości i wizualnej oraz seksualnej męskiej atrakcyjności.

Być może i tak jest i nawet niektórym mężczyznom w odpowiednio wypielęgnowanym zaroście jest naprawdę dobrze i wyglądają modnie, schludnie i atrakcyjnie.

Niemniej można się zastanowić czy tylko dlatego dziś wraca wśród "elit" moda, szczególnie na pełny, długi i niechlujny zarost?

A może owa moda wraca też jako oznakowanie pewnej religijnej i kulturowej przynależności oraz jest wyrazem plemiennej lub religijno-kulturowej odrębności? A może jest przyzwyczajaniem nie tylko europejskich społeczeństw do masowości występowania pełnego, naturalnego zarostu jako już niedługo dominującego męskiego atrybutu występującego w obszarze cywilizacji zachodniej?

Odnosząc się do powyższych obydwu przypadków można pokusić się o skojarzenie dzisiejszej mody na naturalną i niechlujną brodę z powrotem do religijnej być może tożsamości żydowskiej części nie tylko europejskich (w tym polskich) społeczeństw lub też trwającą islamizacją Europy głównie przez przez młodych mężczyzn. Broda przecież zarówno w cywilizacji żydowskiej jak i islamskiej jest niemal nieodłącznym męskim elementem tych cywilizacji i trudno, żeby np. u islamskich "uchodźców" przestała nią być w Europie. A byłoby przecież - dla lewackich i demoliberalnych elit - "polipoprawnym" barbarzyństwem, gdyby np. broda miała dzielić Europejczyków od islamistów i była oznaką odróżniania normalnych ludzi od terrorystów oraz była powodem koszmarnej i ksenofobicznej nietolerancji... Nieprawdaż?

I jeszcze na koniec i mało "politpoprawnie" a nawet być może humorystycznie nasunął mi się - w odniesieniu do islamizacji Europy - jeszcze jeden ewentualny powód noszenia obecnie brody a mianowicie... strach przed islamskim terrorem i tym samym podporządkowywanie się cywilizacji islamskiej... Ale może to zbyt daleko posunięta interpretacja...


[1] http://thebushybeard.com/blog/historia-brody-1
[2] https://pl.wikipedia.org/wiki/Broda_(zarost)
[3] Rabin Szalom Ber Stambler w: http://www.chabad.org.pl/ciekawe-pytania/co-oznacza-broda-i-pejsy (pisownia oryginalna)
[4] http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?s=opoka&id=28613
[5] http://thebushybeard.com/blog/historia-brody-2
[6] https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dziady-dziadow-czesci-iii-ustep-przeglad-wojska.html
[7] http://www.vice.com/pl/read/krotka-historia-brody
[8] http://czasgentlemanow.pl/2012/05/zarosnieta-historia-polski/
[9] http://figeneration.pl/historia-brody/

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 2 kwietnia 2016

Wzór dla Polski - Izrael!

Izrael - państwo żydowskie dla Żydów. Państwo, które Żydzi uzyskali po 2000 lat tułaczki i wygnania. Państwo, na którym dziś Polska powinna się wzorować w każdym wymiarze jej bytu. Gospodarka, polityka, kultura, nauka, sztuka i każdy inny aspekt działalności Polski winien dziś wzorować się na rozwiązaniach prawnych, ustrojowych i zwyczajowych obowiązujących w Izraelu. To da przetrwanie Polsce jak daje przetrwanie Izraelowi.

Polska - państwo polskie dla Polaków. Państwo, które od przeszło 1050 lat jest naszą Ojczyzną. Państwo z tradycją, kulturą, językiem, własnością, rodziną, sztuką, kulturą, nauką, wiarą katolicką i prawami oraz obyczajami zwyczajowymi. To nasze państwo i winniśmy je traktować jak Żydzi traktują swój Izrael, syjonistyczną ziemię obiecaną. Naszą ziemią obiecaną jest Polska, nasza Polska. I traktować ją winniśmy jak Żydzi swój Izrael.

A jak Żydzi traktują swój kraj?

Otóż w ich kraju jedynie Żydzi są grupą uprzywilejowaną.

Każdy emigrant do Izraela musi wykazać się etnicznymi żydowskimi wielopokoleniowymi genetycznymi korzeniami żydowskimi lub przejść - jako konwertyta - na judaizm. Wtedy od pierwszego dnia są pełnoprawnymi obywatelami Izraela i mogą otrzymać bodajże nawet 20 tys. USD bezzwrotnej pożyczki na zagospodarowanie w Izraelu.

I tylko Żydzi z udokumentowanego genetycznego pochodzenia w Izraelu mogą zajmować jakiekolwiek funkcje publiczne, rządowe, parlamentarne, polityczne, medialne, prasowe, wojskowe, gospodarcze, kulturalne, naukowe i inne. Parlamentarny Kneset (żydowski parlament) składa się wyłącznie z samych etnicznych Żydów, niezależnie czy są Chazarami (w większości aszkenazyjczykami) czy sefardyjczykami (w dużej mierze Judejczykami).

Żaden Żyd mieszkający w Izraelu - pod groźbą wykluczenia - nie może związać się po linii żeńskiej z gojem, czyli nie Żydówką. Nie ma ani jednego ważnego stanowiska publicznego, które mogliby objąć ludzie będący innego pochodzenia niż etnicznie żydowskie uznane przez izraelskie państwo i syjonistów talmudyczno-rabinicznych.

Izrael to jedyne państwo na świecie o niemal 100% decyzyjnej i chyba praktycznej jednorodności etnicznej. Sprawdza się tam każdego pod względem pochodzenia i genetycznych przodków. Nie ma żadnej tolerancji pod żadnym a szczególnie genetycznym, wyznaniowym i zwyczajowym powodem, chyba, że dotyczy samych Żydów podlegających normom prawnym Izraela i normom Tory i/lub rabinicznego Talmudu.

Izrael to państwo żydowskie według jego praw i zwyczajów. Państwo sprawujące jedynie swą pieczę nad rodakami, czyli Żydami i robi się wszystko, aby duża część Żydów przybyła z każdego zakątka świata do Izraela. Eliminuje się (też niestety nieraz fizycznie: vide Palestyńczycy) prawnie wszystkich nie-Żydów i - jeżeli takowi jednak są w Izraelu - to stają się jako goje ludźmi drugiej kategorii lub pracującymi niewolniczo nisko-opłacanymi robotnikami. Resztę zamyka się w gettach ogrodzonych murem przed Izraelem.

Żydzi są Panami we własnym kraju i dla nich własny kraj jest ich żydowską świętością.

Podziwiam syjonistycznych Żydów i ich ukochane państwo Izrael. Podziwiam ich za nacjonalistyczny, narodowy patriotyzm. Podziwiam za preferowanie własnych rodaków we wszystkich dziedzinach życia Izraela. Podziwiam ich za gloryfikowanie wiedzy szerzonej wśród swoich rodaków.

Podziwiam ich po prostu, ale z jednym wszakże wyjątkiem... Jako katolik jestem przeciw fizycznej i psychicznej dyskryminacji innowierców i ludzi o innym etnicznie pochodzeniu. Jestem przeciwny traktowaniu innych jak "podludzi". Każdy ma prawo do istnienia i każdemu człowiekowi należy się szacunek oraz nawet asymilacyjna kulturowo tolerancja zamykająca się w zdaniu: "Bądźcie i mieszkajcie z nami na naszych warunkach i szanujcie etnicznie kraj osiedlenia i jego mieszkańców mających prawo do rządzenia własnym krajem przez jego tradycyjną wielowiekową ludność".

Z powyższym zastrzeżeniem chciałbym, aby Polska dla Polaków była jak Izrael dla Żydów...

Pozdrawiam... Szalom...

P.S. (z dnia 04.04.2016 roku)

Już po napisaniu tekstu zwrócono mi uwagę na fakt, iż nie wszyscy mieszkańcy Izraela to Żydzi (ok. 20% to inne mniejszości, w większości palestyńskie) i również w Knesecie są mniejszości palestyńsko-arabskie stanowiące około 11% całości izby parlamentarnej liczącej 120 posłów. Nie zmienia to jednak intencji mojego tekstu, albowiem Izrael został stworzony i jest państwem dla Żydów i tak naprawdę 11% mniejszość w Knesecie nie ma żadnego wpływu na podejmowane w nim decyzje ani na treść stanowionego tam prawa. Kwestia Palestyńczyków i innych drobniejszych mniejszości etnicznio-religijnych zamieszkujących Izrael też jest sprawą dyskusyjną jeżeli chodzi o ich rzeczywistą wolność i równe traktowanie wobec prawa. Sądzę zresztą, iż gdyby hipotetycznie w Polsce określone zostały mniejszości etniczne w sposób realizowany w Izraelu i gdyby hipotetycznie Polacy podobnie jak Żydzi traktowaliby te mniejszości w Polsce, to również w polskim parlamencie zasiadało by ich około 10%, czyli około 50 posłów.

Jednakże również - po lekturze treści dotychczasowych komentarzy - jestem niejako zmuszony podkreślić, iż moja notka jest pewną szyderczo-ironiczną konstatacją rzeczywistości wskazującą m.in.też na pewną hipokryzję dużej części środowisk syjonistycznych oraz lewacko-demoliberalnych, które bardzo często jakiekolwiek przejawy zdrowego (w pozytywnym sensie) nacjonalizmu, narodowego patriotyzmu czy też gloryfikowania własnej religii u innych nazywają jakimś faszyzmem, fundamentalizmem, nacjonalizmem o negatywnej konotacji, nazizmem czy ksenofobią lub antysemityzmem podczas, gdy... właśnie w Izraelu z takimi zjawiskami mamy do czynienia i prawie nikt tego nie podważa.  Oczywiście chyba też każdy sobie zdaje sprawę, że Polacy to cywilizacja łacińska (chrześcijańska), która diametralnie różni się od żydowskiej (syjonistycznej) i  - co dowodzi tolerancyjna dla innych (w tym Żydów) historia naszego państwa - nie jest cywilizacyjnie możliwe w Polsce zbudowanie polskiego państwa na wzór dzisiejszego Izraela. I chyba to jest pocieszające... Jednakże wydaje mi się, że element zdrowego patriotyzmu narodowego w naszym kraju jest za mało widoczny w decyzjach i działaniach naszego narodu a Polacy przywiązują zbyt małą wagę do polskości i jej gloryfikowania, co powinno być rzeczą naturalną i nie podlegającą dyskusji... Wszak to dla Polaków Polska jest ich ojczyzną a nie inny kraj i to Polacy w Polsce winni mieć głos decydujący...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 1 kwietnia 2016

Czy kierownictwem KNF powinna zająć się prokuratura?

Wczoraj nadany został pierwszy odcinek magazynu ekonomicznego "Chodzi o pieniądze" prowadzonego przez Jacka Łęskiego. Kto nie oglądał niech żałuje i mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się on w sieci. Emisje kolejnych odcinków programu będą nadawane w TVP co dwa tygodnie i wierzę, że program ten nie zostanie nagle zdjęty z ramówki telewizji publicznej.

We wczorajszym odcinku został omówiony - wedle mnie i chyba zgodnie z myśleniem autora programu - wielki finansowy przekręt banków i firm ubezpieczeniowych w postaci sprzedaży Polakom tzw. "polisolokat", popularnych UFK. Autor m.in. poinformował czym jest "polisolokata" oraz wyjaśnił jej wewnętrzny mechanizm sprawiający, iż klienci firm finansowych zostali poprzez ten produkt finansowy po prostu zostali wprowadzeni w błąd lub też mówiąc dosadniej oszukani i okradzeni. Ponadto przedstawił szokujące filmowe relacje ze szkoleń agentów finansowych, perfidne sposoby technik sprzedaży przez nich stosowane oraz nagrania wypowiedzi szefów KNF, które zostały wyartykułowane na zamkniętym spotkaniu KNF z bankami i firmami ubezpieczeniowymi.

Z tych ostatnich wypowiedzi przebija się chyba główny cel działania KNF a mianowicie dbanie przede wszystkim o interesy lobby bankowo-finansowego a nie klientów tegoż lobby. Wedle słów szczególnie wiceszefa KNF L. Gajka oraz rzecznika KNF jawi się szokujący sposób myślenia i działania tej państwowej instytucji kontrolnej, czyli nakierowania go przede wszystkim na zapewnienie stabilności finansowej i odpowiedniego poziomu zysków banków i firm ubezpieczeniowych, nawet kosztem strat poniesionych przez klientów a wynikających z nieuczciwości instytucji finansowych.

Zresztą nawet już w połowie ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał za nieważne tzw. polisolokaty. Konstrukcję produktu uznano za „oszukańczą w niewiarygodnym stopniu” (sygn. akt: IIIC 1453/13) a całą sprawą zajęli się też: Rzecznik Finansowy i UOiK. Ponadto ostatnio zmieniono na korzyść konsumentów przepisy dotyczą nowo zawieranych umów, ale zapisy dotyczące starych umów wciąż obowiązują, czyli problem de facto nie został rozwiązany a dotyczy on aż ponad 5 mln (sic!) Polaków, którym "wciśnięto" toksyczne "poliolokaty".

"Cezary Orłowski z biura Rzecznika Finansowego podkreśla, że skala problemu jest ogromna. Wyjaśnia, że kwoty, których zwrotu domagają się konsumenci sięgają czasem kilkuset tysięcy złotych (...) a część (Polaków) jeszcze nie wie, że zakupione ubezpieczenia są dla nich niekorzystne (...) i że obecnie jedynym sposobem rozwiązania problemu jest postępowanie sądowe" [1].

Z kolei "Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zakończył we wtorek ostatnie z postępowań dotyczących opłat likwidacyjnych w tak zwanych polisolokatach. Firma ubezpieczeniowa Skandia Życie zobowiązała się do obniżenia tych opłat (...) Wcześniej Urząd postawił zarzuty blisko 20 towarzystwom ubezpieczeniowym" [1], czyli niemal wszystkim funkcjonującym w Polsce.

Na czym tak naprawdę polega problem?

Otóż tradycyjna lokata bankowa jest bezpiecznym oszczędzaniem, bowiem bank - przyjmując nasze pieniądze w depozyt - zobowiązuje się do ich wypłacenia (po określonym czasie) razem z odsetkami, jako zyskiem z lokaty.

Polisolokata zaś to lokata z dodatkowym elementem w postaci ubezpieczenia na życie lub dożycie. Taki zabieg firmy stosowały (i stosują), aby uniknąć 19% podatku. Ale jest to oszczędzanie rozłożone na długie lata. Klient wpłaca część pieniędzy na bardzo małą kwotowo składkę ubezpieczeniową, czyli ubezpieczenie, które nie chroni go przed niczym. Następnie składka albo w całości, albo w znacznej części jest inwestowana na rynkach kapitałowych w funduszach inwestycyjnych, czyli to ryzykowny produkt. Ponadto część składki jest przeznaczona na tzw.: "zarządzanie polisolokatą" przez samą firmę ją oferującą. Wcześniejsze odstąpienie od umowy oznacza zaś często wysoką opłatę likwidacyjną.

I wszystko byłoby piękne i nawet korzystne (być może) dla klienta, gdyby nie wysokość opłaty likwidacyjnej, która zostaje pobrana w momencie rozwiązania polisy przez klienta oraz wysokość opłat za tzw "zarządzanie". Okazuje się bowiem, że firmy oferujące w Polsce "polisolokaty" ustaliły opłatę likwidacyjną mniej więcej na 80-100% wpłaconych do momentu likwidacji "polisolokaty" składek przez klientów, czyli np. mogło się okazać, że klient rezygnujący z tegoż produktu nie otrzymałby ani złotówki z kwot już wpłaconych lub też ten zwrot byłby minimalny. I tak też się dotychczas działo.

Innym problemem jest to, że tak naprawdę oferowano produkt jako oszczędnościowo-ubezpieczeniowy i gwarantujący wypłatę świadczenia rodzinie nawet po śmierci klienta. Szkopuł w tym, że z całej kwoty składki na "polisolokatę" na faktyczne ubezpieczenie zostało przeznaczane bardzo mało a to powodowało, że tak naprawdę ewentualne dochody z ubezpieczenia byłyby minimalne. Zdecydowaną większość kwoty składki przeznaczano na inwestycje na rynku kapitałowym a takie inwestycje obarczone są  bardzo dużym ryzykiem, nawet gdy inwestuje się w instrumenty stabilne.

Owe "polisolokaty" to kolejny toksyczny produkt finansowy oferowany Polakom przez - niemal w całości zagraniczne - banki i instytucje finansowo-ubezpieczeniowe. Wcześniej były to również toksyczne asymetryczne opcje walutowe, które spowodowały wiele upadłości firm lub znacząco uszczupliły im zyski. Kolejnym były kredyty denominowane we frankach szwajcarskich, które często "wykończyły finansowo" Polaków a te kredyty wzięło ok. 800 tys. naszych rodaków. Jeżeli do tego dodać chyba najwyższą w Europie RRSO (rzeczywistą roczną stopę oprocentowania) kredytów bankowych to... mamy pełny obraz drenażu finansowego naszego narodu przez "banksterów". Można do tego jeszcze dodać kilkukrotną w ostatnich latach grę spekulacyjną na polskim złotym drenującą finansowo tym razem państwo jako całość i tzw. oferowane przez tzw. parabanki pożyczki "chwilówki" o lichwiarskim oprocentowaniu a dodatkowo z możliwością tzw.: "rolowania".

I temu wszystkiemu nie zapobiegł KNF a nawet można odnieść wrażenie, że "ochraniał" te złodziejskie procedery stosowane przez firmy finansowe. Zresztą dalej walczy z uporem przed wprowadzeniem ustawy "frankowej", co już zakrawa chyba na sabotaż Polski i Polaków.

Dzisiaj na jednym z portali podano informację, że szef KNF-u podał się do dymisji. Nie wiem, czy jest to prawda, zważywszy na prima aprilis, ale uważam, iż nie ma co czekać na dymisje a szefostwem KNF-u powinna już dziś zająć się prokuratura.  

Pozdrawiam

[1] http://www.polskieradio.pl/42/276/Artykul/1600495,Polisolokaty-UOKiK-zakonczyl-ostatnie-postepowanie-Skala-problemu-wciaz-jest-ogromna







Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com