"Takie będą Rzeczpospolite jakie ich młodzieży chowanie" - te słowa wypowiedziane przez
kanclerza Jana Zamoyskiego, wielkiego hetmana koronnego Rzeczypospolitej Obojga Narodów
wypowiedziane ponad czterysta lat temu, to znakomita sentencja, która do dziś nie straciła na
swej aktualności.
A nawet więcej. Właśnie teraz te słowa nabierają szczególnej wagi, bowiem za edukację i naukę wzięli się ideologiczni lewacy w postaci minister edukacji Barbary Nowackiej i ministra nauki Dariusza Wieczorka. Z tych dwojga ministrów najwięcej szkody dla polskich dzieci i polskiej młodzieży może narobić minister B. Nowacka, ale też i minister D. Wieczorek z pewnością pogłębi lewacką ideologizację szkół wyższych.
W tym bieżącym ferworze walki z reżimowym bezprawiem możemy łatwo przeoczyć ten lewacki atak na polską edukację i naukę. Jednakowoż nie możemy tego nie dostrzegać, bo lewactwo dąży tak naprawdę do produkcji poszkolnych i poakademickich głupców i idiotów, którzy nie będą mieli wystarczającej wiedzy żeby rozumieć obecny świat oraz nie będą potrafili myśleć w sposób przyczynowo - skutkowy ani też w kategoriach zachodzących procesów, ale za to będzie ich można dowolnie kształtować, manipulować i lewacko indoktrynować.
Tekst podzieliłem na dwie części. Pierwsza dotyczy ogólnego i subiektywnego opisu zjawisk w obszarze edukacji i nauki w całej III RP ze szczególnym uwzględnieniem szkolnictwa wyższego. Druga będzie opisem tego, co nas czeka w najbliższej przyszłości i odnosić się będzie m.in. do beznadziejnych pomysłów na edukację minister B. Nowackiej, która chce zmniejszyć wymagania wobec uczniów, częściowo zakazać zadawania prac domowych, kreować w szkołach atmosferę "przyjazną" dla ideologii gender i LGBTQ+ oraz zredukować liczbę godzin lub zlikwidować niektóre przedmioty jak np. język polski czy historię współczesną. Chodzą też słuchy, że w ogóle zaniechany będzie przedmiot "Historia i Teraźniejszość" więc trzeba się śpieszyć, aby kupić dwa świetne podręczniki do tego przedmiotu napisane przez prof. W. Roszkowskiego, który w czasach komuny jako „Andrzej Albert” pisał o polskiej historii. Wtedy jako młody człowiek zaczytywałem się w jego książkach, które były kolportowane "w drugim obiegu".
Część 1*
Swego czasu i w szczycie swojej popularności Pan Ryszard Petru był moim zdaniem - z jednej strony - typowym "wykształciuchem niepospolitym" w czystej postaci a - z drugiej strony - ucieleśnieniem marzeń "wykształciuchów pospolitych", którzy są tacy sami jak on a do tego ma pieniądze, układy, znajomości i jest "kimś" kim chciałyby być wszystkie "wykształciuchy pospolite".
Oczywiście przykład Pana R. Petru jest tylko opisowym wskazaniem pewnej kategorii ludzi, która lata szkolne i studenckie spędziła już w tzw. III RP, czyli po 1989 roku.
Najczęściej ta grupa ludzi ma wyższe wykształcenie (choć nie zawsze ukończone), które uzyskała w czasach, gdy jak to mniej więcej mówił nieodżałowany prof. B. Wolniewicz - cytuję z pamięci: "jakość nauczania wyższego wyparta została przez prerogatyw ilości studentów i występuje w tym obszarze systematyczne jakościowe równanie w dół, zarówno wśród kadry akademickiej, jak i absolwentów".
Zaczęło się to już w końcówce czasów komunistycznych, ale przybrało na sile w okresie III RP. Wśród kadry akademickiej przez lata królowała zasada (i chyba dalej tak jest) zastępowalności kadr ludźmi gorszymi intelektualnie i pod względem wiedzy od poprzedników. Profesorowie nie szukali "uczniów/studentów mogących przerosnąć mistrzów" i otwierali szerokie wrota do karier niezagrażających im miernot. Te miernoty zaś w przyszłości będąc już samodzielnymi pracownikami naukowymi dobierały sobie do współpracy jeszcze większe miernoty...
I tak mamy dziś wysyp "intelektualnych geniuszy" wśród kadry akademickiej, takich kolejnych "wykszyałciuchów niepospolitych".
Na przedstawione zjawisko nałożyła się celowa polityka obniżania jakości wykształcenia i umiejętności Polaków przejawiająca się m.in. w:
Najczęściej ta grupa ludzi ma wyższe wykształcenie (choć nie zawsze ukończone), które uzyskała w czasach, gdy jak to mniej więcej mówił nieodżałowany prof. B. Wolniewicz - cytuję z pamięci: "jakość nauczania wyższego wyparta została przez prerogatyw ilości studentów i występuje w tym obszarze systematyczne jakościowe równanie w dół, zarówno wśród kadry akademickiej, jak i absolwentów".
Zaczęło się to już w końcówce czasów komunistycznych, ale przybrało na sile w okresie III RP. Wśród kadry akademickiej przez lata królowała zasada (i chyba dalej tak jest) zastępowalności kadr ludźmi gorszymi intelektualnie i pod względem wiedzy od poprzedników. Profesorowie nie szukali "uczniów/studentów mogących przerosnąć mistrzów" i otwierali szerokie wrota do karier niezagrażających im miernot. Te miernoty zaś w przyszłości będąc już samodzielnymi pracownikami naukowymi dobierały sobie do współpracy jeszcze większe miernoty...
I tak mamy dziś wysyp "intelektualnych geniuszy" wśród kadry akademickiej, takich kolejnych "wykszyałciuchów niepospolitych".
Na przedstawione zjawisko nałożyła się celowa polityka obniżania jakości wykształcenia i umiejętności Polaków przejawiająca się m.in. w:
– nie wymagających myślenia testach,
– likwidacji szkół zawodowych,
– długotrwałym braku matematyki na maturze,
– niskim progu zdawalności matury,
– redukcji godzin nauczania historii i języka polskiego,
– likwidacji egzaminów na studia,
– wprowadzeniu dwuetapowych studiów wyższych: licencjackich i magisterskich.
Obok tego nastąpiła komercjalizacja nauki, w tym studiów wyższych oraz niż demograficzny. Ostatecznie - dla zachowania kierunków na uczelniach oraz umożliwienia zapełnienia studentami szkół prywatnych - znacznie dodatkowo obniżono wymagania wobec kandydatów na studia i samych studentów. To z kolei było zaaprobowane przez samych młodych ludzi, których poziom wiedzy i intelektualnych umiejętności stawał się coraz niższy.
A do tego jeszcze nauczyciele akademiccy byli poddawani różnorakiej presji lewackiej ideologii i "religii" politpoprawności oraz konieczności realizacji tzw. "polityki wstydu za polskość", pracowali na kilku uczelniach naraz co oczywiście musiało wpłynąć też na jakość przekazywanej przez nich wiedzy oraz negatywnie wpływało na możliwości ich twórczej pracy naukowej...
I tak przez lata mury uczelni wyższych opuszczało coraz liczniejsze grono absolwentów z coraz mniejszym zasobem wiedzy a do tego wiedzy skażonej lewicową poiltpoprawnością, coraz niższą inteligencją, ale przeświadczonych o przynależności do elity intelektualnej narodu i w tej przynależności byli utwierdzani oraz przekonywani przez michnikowszczyznę... pod warunkiem, że będą tacy jak michnikowszczyzna. To właśnie pokolenia "wykształciuchów pospolitych" czy "lemingów", którym wydaje się, że myślą, mają i wiedzą a myślą i wiedzą tylko tyle, ile usłyszą w TVN i przeczytają w GW a "mają" tylko tyle, ile mogli kupić za często niespłacalny kredyt.
I taki jest też właśnie wspomniany R. Petru. To idealny wytwór III RP oraz bezwolny wykonawca zaleceń "mędrców" nim kierujących. To taki "wykształciuch niepospolity", nie posiadający szerokiej i ugruntowanej wiedzy, niezbyt lotny, popełniający gafy, ośmieszający się a który zrobił karierę dzięki znajomościom i układom wśród "elit" III RP. I takich jak on jest bardzo wielu, choćby dziś marszałek Sejmu Sz. Hołownia, który co prawda studiów nie ukończył, ale chwali się, że studiował kilka lat.
A do tego jeszcze nauczyciele akademiccy byli poddawani różnorakiej presji lewackiej ideologii i "religii" politpoprawności oraz konieczności realizacji tzw. "polityki wstydu za polskość", pracowali na kilku uczelniach naraz co oczywiście musiało wpłynąć też na jakość przekazywanej przez nich wiedzy oraz negatywnie wpływało na możliwości ich twórczej pracy naukowej...
I tak przez lata mury uczelni wyższych opuszczało coraz liczniejsze grono absolwentów z coraz mniejszym zasobem wiedzy a do tego wiedzy skażonej lewicową poiltpoprawnością, coraz niższą inteligencją, ale przeświadczonych o przynależności do elity intelektualnej narodu i w tej przynależności byli utwierdzani oraz przekonywani przez michnikowszczyznę... pod warunkiem, że będą tacy jak michnikowszczyzna. To właśnie pokolenia "wykształciuchów pospolitych" czy "lemingów", którym wydaje się, że myślą, mają i wiedzą a myślą i wiedzą tylko tyle, ile usłyszą w TVN i przeczytają w GW a "mają" tylko tyle, ile mogli kupić za często niespłacalny kredyt.
I taki jest też właśnie wspomniany R. Petru. To idealny wytwór III RP oraz bezwolny wykonawca zaleceń "mędrców" nim kierujących. To taki "wykształciuch niepospolity", nie posiadający szerokiej i ugruntowanej wiedzy, niezbyt lotny, popełniający gafy, ośmieszający się a który zrobił karierę dzięki znajomościom i układom wśród "elit" III RP. I takich jak on jest bardzo wielu, choćby dziś marszałek Sejmu Sz. Hołownia, który co prawda studiów nie ukończył, ale chwali się, że studiował kilka lat.
Pełno też ich jest wśród różnego rodzaju celebrytów, pseudoekspertów, profesorów, aktorów, etc.
Dla "wykształciuchów pospolitych" oni są "swoi" i wszystko im wybaczą bo są takimi, jakimi oni są, czyli w sumie niedokształconymi, mało inteligentnymi, popełniającymi gafy i przejęzyczenia, przynależącymi do "wykształciuchów", mówiącymi lewackimi i demoliberalnie wdrukowanymi sloganami, nowoczesnymi nie Polakami, ale aż i już Europejczykami należącymi do "elity".
"Wykształciuchy niepospolite" mogą nieraz kłamać lub aberracyjnie mijać się z rzeczywistością i logiką byleby tylko mówiły językiem "wykształciuchów pospolitych", który wykreowany w nich został przez miernych lub cynicznych wykładowców, przez Michnika i spółkę czy TVN. Mówiły to, co chcą usłyszeć, co jest zgodne z ich jednostronnym pojmowaniem świata i są w stanie przyswoić oraz by zachowywały się też podobnie będąc przeświadczonymi o swojej mądrości, wielkości i przynależności do "klasy wyższej". A ponadto muszą znać "autorytety", posiadać dużo pieniędzy, być pokazywanymi w telewizji i winno się o nich pisać i "coś" mają znaczyć - to "coś" co chciałby każdy "wykształciuch pospolity". A taką "niepospolitość" daje mu popieranie "wykształciuchów niepospolitych" i bycia z nimi.
Na marginesie. Całkiem niedawno miałem okazję sprawdzać egzaminy pisemne oraz prace magisterskie na wydziale ekonomii i zarządzania. Okazuje się, że większość studentów ręcznie nie potrafi poprawnie pisać w języku polskim. Błędy ortograficzne, gramatyczne i stylistyczne są normą. Do tego dochodzi ubogie słownictwo i nieznajomość znaczenia słów. O kreatywnym myśleniu to można zapomnieć. Poziom poznanej wiedzy merytorycznej jest na niskim poziomie a do tego schematyczny i jednokierunkowy bez szerszych odniesień. To taka wiedza pozwalająca jedynie na rozwiązywaniu testów znakiem "x". A poziom prac magisterskich jest w dużej mierze zatrważający. Przy nich moja praca magisterska dziś byłaby doktorską.
Warto też wskazać na fakt, że na poziom wykształcenia negatywnie wpływają też zdobycze techniczno- technologiczne takie jak: rozwój Internetu i telefonii komórkowej (smartfony). Młodzi ludzie przestali czytać i wystarczą im streszczenia prac dostępne w sieci. Błędy ortograficzne są poprawiane przez dany program tekstowy (np. Word) a uczucia i nastroje wyrażane się emotikonkami. Do tego dochodzi "szum informacyjny" zalewający młode umysły potężną ilością informacji, które tak naprawdę w dużej mierze są zbędne. Problem ten zauważyli np. edukatorzy w Szwecji, gdzie powraca się do tradycyjnych form nauczania a szkoły rezygnują z technologii, na rzecz tradycyjnych książek, kartek i długopisu [1].
Ale chciałbym być jednocześnie dobrze zrozumianym.
Mówiąc negatywnie i szyderczo o pracownikach i wykładowcach szkół wyższych miałem na myśli ogólnie szerokie dwie grupy: faktyczne miernoty intelektualne bez gruntownej wiedzy a chcące być megalomańsko i mitomaństwo "autorytetami, elitami intelektualnymi" oraz naprawdę ludzi inteligentnych z dużą wiedzą, ale bądź zastraszonych i zniewolonych przez układ III RP, bądź cyników i hipokrytów, którzy albo swoją postawę naukową uzależnili od profitów albo są wykonawcami lub kreatorami lewackich oraz syjonistycznych dogmatów, bądź też naukowców zniewolonych współpracą z tajnymi komunistycznymi służbami specjalnymi (środowisko akademickie nigdy nie zostało zlustrowane). Obok nich funkcjonują intelektualnie i z dużą wiedzą prawdziwi naukowcy, ale niestety jest ich mniejszość.
Mówiąc natomiast o "wykształciuchach pospolitych" nie miałem na myśli zwykłych i inteligentnych ludzi, którzy swą asertywność stracili w momencie ubezwłasnowolnienia kredytem oraz boją się o swoją pracę i stanowiska, dzięki którym są w stanie dalej funkcjonować na wyższym materialnie poziomie i są w stanie spłacać zobowiązania kredytowe i zapewniać godziwy byt rodzinie. Ich rozumiem i zapewne oni rozumieją, że są "postawieni pod ścianą" , ale - jeśli są dobrzy intelektualnie i pod względem poziomu wiedzy - nie mają się naprawdę czego bać i nie ma sensu uleganie propagandzie sączonej przez kreatorów i beneficjentów III RP. Ci ostatni jedynie walczą o swoje profity z posiadania władzy i o uniknięcie odpowiedzialności za swoje działania lub też o dalszą możliwość lewackiego kreowania dusz innych i władzy nad ludźmi, nad Polakami.
Mówiąc negatywnie i szyderczo o pracownikach i wykładowcach szkół wyższych miałem na myśli ogólnie szerokie dwie grupy: faktyczne miernoty intelektualne bez gruntownej wiedzy a chcące być megalomańsko i mitomaństwo "autorytetami, elitami intelektualnymi" oraz naprawdę ludzi inteligentnych z dużą wiedzą, ale bądź zastraszonych i zniewolonych przez układ III RP, bądź cyników i hipokrytów, którzy albo swoją postawę naukową uzależnili od profitów albo są wykonawcami lub kreatorami lewackich oraz syjonistycznych dogmatów, bądź też naukowców zniewolonych współpracą z tajnymi komunistycznymi służbami specjalnymi (środowisko akademickie nigdy nie zostało zlustrowane). Obok nich funkcjonują intelektualnie i z dużą wiedzą prawdziwi naukowcy, ale niestety jest ich mniejszość.
Mówiąc natomiast o "wykształciuchach pospolitych" nie miałem na myśli zwykłych i inteligentnych ludzi, którzy swą asertywność stracili w momencie ubezwłasnowolnienia kredytem oraz boją się o swoją pracę i stanowiska, dzięki którym są w stanie dalej funkcjonować na wyższym materialnie poziomie i są w stanie spłacać zobowiązania kredytowe i zapewniać godziwy byt rodzinie. Ich rozumiem i zapewne oni rozumieją, że są "postawieni pod ścianą" , ale - jeśli są dobrzy intelektualnie i pod względem poziomu wiedzy - nie mają się naprawdę czego bać i nie ma sensu uleganie propagandzie sączonej przez kreatorów i beneficjentów III RP. Ci ostatni jedynie walczą o swoje profity z posiadania władzy i o uniknięcie odpowiedzialności za swoje działania lub też o dalszą możliwość lewackiego kreowania dusz innych i władzy nad ludźmi, nad Polakami.
* Materiał miałem przygotowany już dwa tygodnie temu i przez nieuwagę po prostu go skasowałem bez możliwości odtworzenia. Spowodowało to, że praktycznie musiałem go napisać od nowa i niejako z pamięci. Nie lubię tego robić, bo zawsze w takich sytuacjach mam niedosyt, że kolejna wersja jest gorsza od pierwotnej.
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.