Witam
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Z. Chlebowski to "mały człowieczek w Wielkiej Grze".
Ma kompleks "prowincji" i chęci udowodnienia swojej wartości i znaczenia.
Warszawiacy "z krwi i kości" wiedzą dokładnie o czym mówię. Tak samo jak ludzie od pokoleń należący do intelektualnej i finansowej elity.
Tacy Chłopcy jak Z. Chlebowski to zwykłe "Pionki na szachownicy strategicznych decyzji".
Ale takim pionkiem nie jest M. Drzewiecki i jego rodzina i przyjaciele. To w stosunku do klasy Z. Chlebowskiego diametralnie wyższa liga!
A M. Drzewiecki o tym WIE i wiedzą o tym i Wasserman i Kempa.
Stąd M. Drzewiecki musi mieć więcej czasu na przygotowanie się do zeznań przed komisja Hazardową.
I stara się ten czas zyskać: http://wiadomosci.onet.pl/2116006,11,drzewiecki_nasilily_sie_bole_gardla_oblecial_go_strach,item.html
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Szczęście to codzienne odczuwanie własnej wolności od wszystkiego... Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
Moje posty
▼
piątek, 22 stycznia 2010
Śmierć Grzegorza Michniewicza - DLACZEGO?
Witam
Wraz z upływającym czasem od tragicznej śmierci G. Michniewicza, Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera, oraz obserwując znamienną CISZĘ rządowo-medialną wokół tego "samobójstwa"... coraz mocniej narasta we mnie intuicyjne przekonanie, że uzyskanie odpowiedzi na pytanie DLACZEGO TO "ZROBIŁ" byłoby jednocześnie odkryciem CAŁEGO ZŁA drążącego od podstaw III RP!
Nie wiem dlaczego, ale nawet cała Afera Hazardowa, czy nawet śmierć Generała Papały w mojej ocenie są mniej istotne dla Polski niż właśnie "samobójstwo" G. Michniewicza, którego dokonał we własnym domu używając do tego kabla elektrycznego zwykłego odkurzacza (sic!).
Mam takie niejasne przeczucie, że stało się naprawdę COŚ ZŁEGO dla Polski. Tego rodzaju charakterystyczny niepokój połączony z niewytłumaczalną wewnętrzną pewnością ogromnej ISTOTNOŚCI określonego zdarzenia pojawiał się w moim życiu kilkakrotnie: wtedy kiedy zamordowano ks. J. Popiełuszkę; gdy zobaczyłem zdjęcie z Magdalenki, na którym Wałęsa, Kiszczak, Jaruzelski, Michnik i inni chlali razem wódę śmiejąc się i wznosząc toasty; podczas Nocnej Zmiany; gdy zamordowano Generała Papałę; kiedy zniszczono Romana Kluskę - twórcę OPTIMUSA; po słowach G. Czempińskiego przyznającego się, iż to On był Twórcą Platformy Obywatelskiej...
O tym co wpływa na powyższy mój stan pisałem na moim blogu w poście "Dramatyczne Pytania". Nie będę teraz ponownie przytaczał zawartych w nim argumentów, ale symptomatycznym jest dla mnie również fakt, że nigdzie na forach internetowych nie mogłem złożyć kondolencji najbliższym G. Michniewicza ani też z niewiedzy nie mogłem uczestniczyć w Jego pogrzebie, który niezauważony przez żadne media odbył się 2 stycznia 2010 roku.
Czując niemniej, ze po prostu muszę... ponawiam więc moje pytania:
1. Dlaczego TAKI CZŁOWIEK popełnił samobójstwo?
2. Czego musiał się dowiedzieć, że NIE MÓGŁ Z TYM ŻYĆ?
3. Albo co MUSIAŁBY POWIEDZIEĆ, gdyby żył?
4. Jakie w końcu okoliczności skłoniły go do desperackiego czynu i czy To był TYLKO JEGO CZYN?
5. Dlaczego wokół tej śmierci, jednego z najważniejszych osób w Polsce, jest powszechny nimb milczenia? (za wyjątkiem jednego tygodnika: WPROST)
DLACZEGO?
Smutno i refleksyjnie pozdrawiam
P.S.
11 stycznia 2010 ukazał się w tygodniku WPROST artykuł o tej śmierci. Szczerza polecam. Oto jego internetowa zapowiedź:
"Poranek 23 grudnia, dom w Głoskowie pod Warszawą. Rządowy kierowca znajduje ciało dyrektora generalnego kancelarii Donalda Tuska. Jeden z najważniejszych w kraju urzędników zawisł na kablu od odkurzacza. „Wprost” ustalił, że w wieczór poprzedzający tragedię Grzegorz Michniewicz przeprowadził trzy rozmowy telefoniczne (z żoną, pewnym urzędnikiem i ze swoim przyjacielem) oraz wysłał serię SMS-ów.
Dotarliśmy do człowieka, który kontaktował się z nim jako ostatni.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo, przyjmuje samobójstwo za najbardziej prawdopodobną przyczynę śmierci Grzegorza Michniewicza. Ale dlaczego jeden z najbardziej zaufanych ludzi władzy, człowiek posiadający certyfikaty dostępu do najtajniejszych informacji, mający za sobą wiele specjalistycznych szkoleń, zdecydował się na tak drastyczny krok? Tym bardziej że 23 grudnia 2009 r. zapowiadał się dla niego bardzo przyjemnie. Najpierw miał być opłatek ze starymi znajomymi z Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a potem wyjazd nad morze do teściów, gdzie czekała na niego ukochana żona. Z planów nic jednak nie wyszło.
Poprzedniego dnia (22 grudnia) po godz. 17 na komórkę Michniewicza zadzwonił jego znajomy, wysoki rangą państwowy urzędnik. Potrzebował rady. Miał – i cały czas ma – problem z certyfikatem bezpieczeństwa, którego nie chce mu wydać jedna z tajnych służb. Sprawa jest gardłowa: brak certyfikatu może oznaczać dla niego dymisję. Znajomy potrzebował więc od Michniewicza rady. Chciał wiedzieć, do kogo może się w tej sprawie odwołać i ile czasu czeka się na decyzję.
Rozmowa trwała około 15 minut. – Zachowywał się w typowy dla siebie sposób. Angielska flegma, spokój, ale i serdeczność. Żadnych oznak przygnębienia – relacjonuje nasz informator. Historia z certyfikatem musiała jednak Michniewicza poruszyć. Podczas pogrzebu 2 stycznia żona Barbara miała się zwierzyć znajomym, że Grześ, jak mówili o nim przyjaciele, był po tej rozmowie bardzo zdenerwowany. Mąż prawdopodobnie opowiedział jej o problemach wspólnego znajomego przez telefon cztery godziny później. Przy okazji zrelacjonował jej też swoje przygotowania do następnego dnia: prasowanie spodni i problem z wywabieniem uporczywej plamy. Proza życia, żadnego przygnębienia czy zdenerwowania.
Po rozmowie z żona (rozłączyli się przed godz. 22) Michniewicz wyszedł na godzinny spacer z psem. W tym czasie musiało się coś wydarzyć. Od razu po powrocie odebrał telefon od Pawła Gutowskiego, wieloletniego przyjaciela mieszkającego na stałe pod Londynem. – Był już w fatalnym stanie. Prawie szlochał. W rozmowie z nim użyłem nawet określenia „wisielczy nastrój", co, niestety, okazało się prorocze – opowiada z przejęciem Gutowski. Z ustaleń „Wprost" wynika, że tego wieczoru Michniewicz napisał także kilka SMS-ów do swojego przełożonego, szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. Nie wiadomo jednak, czego dotyczyły ani o której godzinie zostały wysłane. Minister nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie".
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Wraz z upływającym czasem od tragicznej śmierci G. Michniewicza, Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera, oraz obserwując znamienną CISZĘ rządowo-medialną wokół tego "samobójstwa"... coraz mocniej narasta we mnie intuicyjne przekonanie, że uzyskanie odpowiedzi na pytanie DLACZEGO TO "ZROBIŁ" byłoby jednocześnie odkryciem CAŁEGO ZŁA drążącego od podstaw III RP!
Nie wiem dlaczego, ale nawet cała Afera Hazardowa, czy nawet śmierć Generała Papały w mojej ocenie są mniej istotne dla Polski niż właśnie "samobójstwo" G. Michniewicza, którego dokonał we własnym domu używając do tego kabla elektrycznego zwykłego odkurzacza (sic!).
Mam takie niejasne przeczucie, że stało się naprawdę COŚ ZŁEGO dla Polski. Tego rodzaju charakterystyczny niepokój połączony z niewytłumaczalną wewnętrzną pewnością ogromnej ISTOTNOŚCI określonego zdarzenia pojawiał się w moim życiu kilkakrotnie: wtedy kiedy zamordowano ks. J. Popiełuszkę; gdy zobaczyłem zdjęcie z Magdalenki, na którym Wałęsa, Kiszczak, Jaruzelski, Michnik i inni chlali razem wódę śmiejąc się i wznosząc toasty; podczas Nocnej Zmiany; gdy zamordowano Generała Papałę; kiedy zniszczono Romana Kluskę - twórcę OPTIMUSA; po słowach G. Czempińskiego przyznającego się, iż to On był Twórcą Platformy Obywatelskiej...
O tym co wpływa na powyższy mój stan pisałem na moim blogu w poście "Dramatyczne Pytania". Nie będę teraz ponownie przytaczał zawartych w nim argumentów, ale symptomatycznym jest dla mnie również fakt, że nigdzie na forach internetowych nie mogłem złożyć kondolencji najbliższym G. Michniewicza ani też z niewiedzy nie mogłem uczestniczyć w Jego pogrzebie, który niezauważony przez żadne media odbył się 2 stycznia 2010 roku.
Czując niemniej, ze po prostu muszę... ponawiam więc moje pytania:
1. Dlaczego TAKI CZŁOWIEK popełnił samobójstwo?
2. Czego musiał się dowiedzieć, że NIE MÓGŁ Z TYM ŻYĆ?
3. Albo co MUSIAŁBY POWIEDZIEĆ, gdyby żył?
4. Jakie w końcu okoliczności skłoniły go do desperackiego czynu i czy To był TYLKO JEGO CZYN?
5. Dlaczego wokół tej śmierci, jednego z najważniejszych osób w Polsce, jest powszechny nimb milczenia? (za wyjątkiem jednego tygodnika: WPROST)
DLACZEGO?
Smutno i refleksyjnie pozdrawiam
P.S.
11 stycznia 2010 ukazał się w tygodniku WPROST artykuł o tej śmierci. Szczerza polecam. Oto jego internetowa zapowiedź:
"Poranek 23 grudnia, dom w Głoskowie pod Warszawą. Rządowy kierowca znajduje ciało dyrektora generalnego kancelarii Donalda Tuska. Jeden z najważniejszych w kraju urzędników zawisł na kablu od odkurzacza. „Wprost” ustalił, że w wieczór poprzedzający tragedię Grzegorz Michniewicz przeprowadził trzy rozmowy telefoniczne (z żoną, pewnym urzędnikiem i ze swoim przyjacielem) oraz wysłał serię SMS-ów.
Dotarliśmy do człowieka, który kontaktował się z nim jako ostatni.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo, przyjmuje samobójstwo za najbardziej prawdopodobną przyczynę śmierci Grzegorza Michniewicza. Ale dlaczego jeden z najbardziej zaufanych ludzi władzy, człowiek posiadający certyfikaty dostępu do najtajniejszych informacji, mający za sobą wiele specjalistycznych szkoleń, zdecydował się na tak drastyczny krok? Tym bardziej że 23 grudnia 2009 r. zapowiadał się dla niego bardzo przyjemnie. Najpierw miał być opłatek ze starymi znajomymi z Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a potem wyjazd nad morze do teściów, gdzie czekała na niego ukochana żona. Z planów nic jednak nie wyszło.
Poprzedniego dnia (22 grudnia) po godz. 17 na komórkę Michniewicza zadzwonił jego znajomy, wysoki rangą państwowy urzędnik. Potrzebował rady. Miał – i cały czas ma – problem z certyfikatem bezpieczeństwa, którego nie chce mu wydać jedna z tajnych służb. Sprawa jest gardłowa: brak certyfikatu może oznaczać dla niego dymisję. Znajomy potrzebował więc od Michniewicza rady. Chciał wiedzieć, do kogo może się w tej sprawie odwołać i ile czasu czeka się na decyzję.
Rozmowa trwała około 15 minut. – Zachowywał się w typowy dla siebie sposób. Angielska flegma, spokój, ale i serdeczność. Żadnych oznak przygnębienia – relacjonuje nasz informator. Historia z certyfikatem musiała jednak Michniewicza poruszyć. Podczas pogrzebu 2 stycznia żona Barbara miała się zwierzyć znajomym, że Grześ, jak mówili o nim przyjaciele, był po tej rozmowie bardzo zdenerwowany. Mąż prawdopodobnie opowiedział jej o problemach wspólnego znajomego przez telefon cztery godziny później. Przy okazji zrelacjonował jej też swoje przygotowania do następnego dnia: prasowanie spodni i problem z wywabieniem uporczywej plamy. Proza życia, żadnego przygnębienia czy zdenerwowania.
Po rozmowie z żona (rozłączyli się przed godz. 22) Michniewicz wyszedł na godzinny spacer z psem. W tym czasie musiało się coś wydarzyć. Od razu po powrocie odebrał telefon od Pawła Gutowskiego, wieloletniego przyjaciela mieszkającego na stałe pod Londynem. – Był już w fatalnym stanie. Prawie szlochał. W rozmowie z nim użyłem nawet określenia „wisielczy nastrój", co, niestety, okazało się prorocze – opowiada z przejęciem Gutowski. Z ustaleń „Wprost" wynika, że tego wieczoru Michniewicz napisał także kilka SMS-ów do swojego przełożonego, szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. Nie wiadomo jednak, czego dotyczyły ani o której godzinie zostały wysłane. Minister nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie".
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
środa, 20 stycznia 2010
AFERA STADIONOWA - Brawo Mostostal! - cz. 3
Witam
Na swych stronach internetowych Mostostal S.A. wraz z całym utworzonym przez siebie celowym Konsorcjum budowy stadionu - w związku z aferą stadionową (określenie moje - kj) - opublikował następujące oświadczanie: "Konsorcjum w całości odrzuca argumentację przyjętą przez Zamawiającego za podstawę do rozwiązania umowy z Wykonawcą i uważa jego decyzję w tej sprawie za bezpodstawną i
prawnie nieskuteczną. Szczegółowe uzasadnienie powyższego stanowiska Konsorcjum przedstawiło
Zamawiającemu we właściwym trybie, wynikającym z umowy i obowiązujących przepisów
prawa, i o ile zajdzie taka konieczność, Konsorcjum zamierza skorzystać z wszelkich
przysługujących mu środków ochrony prawnej broniąc swoich interesów, dobrego imienia i
wizerunku".
Brawo Mostostal!
Firma po trzech tygodniach milczenia i w ustawowym terminie złożyła jednocześnie w sądzie pozew Przeciwko Władzom Wrocławia, w którym całkowicie odrzuca argumenty Prezydenta Rafała Dutkiewicza będące dla niego przyczyną zerwania umowy na realizację przez Mostostal budowy wrocławskiego stadionu na Euro 2012!. Polskie Konsorcjum domaga się też (zgodnie z prawem) wstrzymania przez Sąd budowy owego Stadionu i do czasu wyjaśnienia sprawy zablokowania procesu wyboru nowego Wykonawcy!
Takiego ruchu władze Wrocławia się nie spodziewały! Myślały w swojej błogiej nieświadomości, że Mostostal tylko tak sobie straszy licząc może na podwykonawstwo!,
A tu Klops...We Wrocławiu panika! Bowiem (zresztą zgodnie z moimi przewidywaniami i chyba nie dochowawszy ustawowych terminów) Prezydent Rafał Dutkiewicz już podpisał umowę z nowym Konsorcjum - niemiecką firmą Max Bögl (twierdziłem i dalej twierdzę, że owa umowa może stać się zaczynem jednej z największych afer korupcyjnych i rozwalić cały "układ" od lat rządzący Dolnym Śląskiem)
Złożenie przez Mostostal pozwu do Sądu jest najgorszą informacją dla tegoż układu. Rozprawa Sądowa zmusza bowiem do zeznań, przedstawiania dokumentów, świadków, itd... nie pozwala na zamiatanie spraw pod dywan...
Oj... Wrocławscy Chłopcy... weźcie dzisiaj coś na uspokojenie!
Pozdrawiam
P.S.
Moje poprzednie posty o aferze stadionowej: część 1; część 2.
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Na swych stronach internetowych Mostostal S.A. wraz z całym utworzonym przez siebie celowym Konsorcjum budowy stadionu - w związku z aferą stadionową (określenie moje - kj) - opublikował następujące oświadczanie: "Konsorcjum w całości odrzuca argumentację przyjętą przez Zamawiającego za podstawę do rozwiązania umowy z Wykonawcą i uważa jego decyzję w tej sprawie za bezpodstawną i
prawnie nieskuteczną. Szczegółowe uzasadnienie powyższego stanowiska Konsorcjum przedstawiło
Zamawiającemu we właściwym trybie, wynikającym z umowy i obowiązujących przepisów
prawa, i o ile zajdzie taka konieczność, Konsorcjum zamierza skorzystać z wszelkich
przysługujących mu środków ochrony prawnej broniąc swoich interesów, dobrego imienia i
wizerunku".
Brawo Mostostal!
Firma po trzech tygodniach milczenia i w ustawowym terminie złożyła jednocześnie w sądzie pozew Przeciwko Władzom Wrocławia, w którym całkowicie odrzuca argumenty Prezydenta Rafała Dutkiewicza będące dla niego przyczyną zerwania umowy na realizację przez Mostostal budowy wrocławskiego stadionu na Euro 2012!. Polskie Konsorcjum domaga się też (zgodnie z prawem) wstrzymania przez Sąd budowy owego Stadionu i do czasu wyjaśnienia sprawy zablokowania procesu wyboru nowego Wykonawcy!
Takiego ruchu władze Wrocławia się nie spodziewały! Myślały w swojej błogiej nieświadomości, że Mostostal tylko tak sobie straszy licząc może na podwykonawstwo!,
A tu Klops...We Wrocławiu panika! Bowiem (zresztą zgodnie z moimi przewidywaniami i chyba nie dochowawszy ustawowych terminów) Prezydent Rafał Dutkiewicz już podpisał umowę z nowym Konsorcjum - niemiecką firmą Max Bögl (twierdziłem i dalej twierdzę, że owa umowa może stać się zaczynem jednej z największych afer korupcyjnych i rozwalić cały "układ" od lat rządzący Dolnym Śląskiem)
Złożenie przez Mostostal pozwu do Sądu jest najgorszą informacją dla tegoż układu. Rozprawa Sądowa zmusza bowiem do zeznań, przedstawiania dokumentów, świadków, itd... nie pozwala na zamiatanie spraw pod dywan...
Oj... Wrocławscy Chłopcy... weźcie dzisiaj coś na uspokojenie!
Pozdrawiam
P.S.
Moje poprzednie posty o aferze stadionowej: część 1; część 2.
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Polacy zwińmy w końcu ten Cyrk Wariatów i Clownów!
Witam
Lektura dzisiejszych postów m.in. FYM-a, Grudeg'a, Piotra Cybulskiego, Rosemanna i innych oraz wzmożona w tym tygodniu intensywność mojej pracy zawodowej (brak czasu) skłoniły mnie do skonstatowania prostego faktu: NIE NADĄŻAM w percepcji tej polskiej, europejskiej i globalnej rzeczywistości.
Spróbowałem spojrzeć więc na całość spraw afery hazardowej i wszystkich innych zjawisk trochę z boku. A także z szerszej perspektywy... I cóż ujrzały me oczy a szare komórki "Twórczo Przetrawiły"?
- intelektualnych idiotów z PO tłumaczących swoich kolegów i szefa ze złodziejstwa, działań na szkodę RP oraz działań kryminalnych wraz z ostrzeganiem przestępców... faktem, że hazard był już obecny we wszystkich starożytnych cywilizacjach. O wartościowe rzeczy i niewolników grano już w Chinach około 2300 lat p.n.e., w Tebach około 1500 lat p.n.e. Pewnie takowoż w Polsce hazard był znany już za czasów Mieszka I a jako, że zawsze wokół niego działy się rzeczy złe więc Komisja Hazardowa musi odszukać przodków Mieszka I i badać aferę hazardową od jego epoki,
- przestraszonych i żenujących ludzi z PO będących na najwyższych stanowiskach państwowych i opierdalanych przez ograniczonych mafiozów,
- Premiera mającego wszystko w dupie i szusującego po stokach wraz z córką i przyszłym zięciem: a'propos ciekawe czy córuchna kopuluje z chłopaczkiem na pokazanych w Gali poduszeczkach z wizerunkiem Matki Boskiej na tle Kupy... (czyżby nowa afera: Poduszkowa?),
- w majestacie prawa przejmowanie własności przez Niemców na naszych ziemiach zachodnich i Pomorzu wraz z usankcjonowaniem faktu, że wszyscy urodzeni przed 1990 rokiem to Niemcy,
- zabawę Parlamentarzystów w ustanawianie prawa polegającego na tłumaczeniu na nasze praw ustanowionych w Brukseli,
- dyskusje o jakimś dokumencie zwanym Konstytucja RP, która jest przecież od niedawana dokumentem podrzędnym wobec jewroeuropejskiego Traktatu Lizbońskiego,
- dyskusje o jakiś tam wyborach w Polsce skoro wszystko już zostało wybrane wraz z Prezydentem jewroeuropy i panią od polityki zagranicznej - którzy śmieszni obydwoje ośmieszają jednocześnie wszystkie narody europejskie... ze śmiechu zacząłem konać wyobrażając sobie Hermana Van Rompuya i Catherine Ashton dyskutujacych z Putinem czy z przywódcą Chin Hu Jintao,
- stado lemingów PO i dziennikarzy z uśmiechem idących za PO na rzeź, czyli cieszących się, że taplają sie i toną w gównie,
- samobójców wisielców w polskich więzieniach, którzy pilnowani w dzień i w nocy przez strażników jakimś cudem stawali się niewidzialni i mogli nie nękani przez nikogo targać się do woli na swoje życie (nawet więcej niż jeden raz),
- szczególnego wisielca samobójcę: G. Michniewicza, który (można by rzec) był jedna z najważniejszych osób w RP, posiadajacym o politykach chyba wiedzę z Polaków największą... ale nikogo to nie obchodzi... wszystkich ogarnął strach i trzęsawka przed kolejnymi mitomanami - przedstawicielami byłych i obecnych spec-służb uzurpujących sobie prawo do rzadzenia Polska wraz z mafią i przestępcami...
-itd (może są propozycje?)...
Zobaczyłem jeden Wielki Dom Wariatów z nieuleczalnie chorymi i Cyrk z samymi clownami, przy czym nie są to (ku mojemu szczeremu smutkowi)wcale przebierańcy...
I miałem (mam) ochotę zawołać: Polacy zwińmy w końcu ten Cyrk Wariatów i Clownów, zapakujmy w coś i wystrzelmy daleko w Kosmos!... może zostaną uratowani przez Istoty pozaziemskie i eksponowane w kosmicznym Muzeum jako dziwolągi wszechświata... albo poddani kosmicznej politycznej eutanazji!
Pozdrawiam
I miałem (mam) ochotę zawołać: Polacy zwińmy w końcu ten Cyrk Wariatów i Clownów, zapakujmy w coś i wystrzelmy daleko w Kosmos!... może zostaną uratowani przez Istoty pozaziemskie i eksponowane w kosmicznym Muzeum jako dziwolągi wszechświata... albo poddani kosmicznej politycznej eutanazji!
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Prawda o Prezydencie B.H. O'Bamie - Jego roczne władanie przestrogą wyborczą dla Polaków
Witam
Jeszcze wczoraj Marek Ostrowski pisał: "20 stycznia: dokładnie pierwszy rok prezydentury Obamy, a w stanie Massachusetts, mateczniku Demokratów, partia prezydencka może stracić fotel senatora po śmierci Edwarda Kennedy’ego. Jeśli straci, Obama zostanie pozbawiony wygodnej przewagi 60 miejsc w Senacie, a przez to może ugrząźć jedyne prawdziwe osiągnięcie pierwszego roku: reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych w USA. „To będzie jego Waterloo. To go złamie” – zapowiedział pół roku temu republikański senator Jim DeMint, ujawniając nastroje, które za oceanem mogliśmy przeoczyć: w Ameryce jest też wielu, którzy Obamie źle życzą, a już na pewno źle życzą jego sztandarowej reformie".
No i stało się. Jak podaje na swoim blogu woyzeck: "Po raz pierwszy od 1972 roku Massachusetts bedzie miec Republikanskiego senatora.This is the end of the world, Mrs. Ashe. Na polskie warunki, to jest mniej wiecej tak, jakby w Warszawie Andrzej Lepper wygral 80:20 z Donaldem Tuskiem w wyborach w 2007 roku (w sensie szans)". I to pomimo tego, że B.H. O'Bama osobiście zaangażował się w promocję kandydatki Demokratów, co jednak na co wskazywał woycek w innym swym poście zawsze kończy się niepowodzeniem wyborczym jego kandydatów: podobnie było m.in.w czasie w czasie wyborow gubernatorskich ani w New Jersey, ani w Wirginii 3 miesiace temu.
Rok rządów .H. Obamy zakończy się więc - wobec prawdopodobnego fiaska reformy w ochronie zdrowia - kompletną klapą. Już teraz Prezydent USA ma jedne z najniższych w historii USA wskaźników poparcia społecznego. Zmarnował przepięknie cały rok swojej prezydentury i ni pomogła mu w tym (a pewnie i zaszkodziła) najśmieszniejsza w historii Pokojowa Nagroda Nobla.
Jak pisze Wawrzyniec Smoczyński: "wyniki sondażu Gallupa dla dziennika „USA Today” wskazuje, że 72 proc. Amerykanów jest niezadowolonych z kierunku, w jakim zmierza ich kraj (84 proc. rok temu), 37 proc. uważa, że pod koniec kadencji Obamy ich kraj będzie w gorszej kondycji niż dzisiaj (25 proc. przed rokiem). Spadła liczba Amerykanów, którzy wierzą, że Obama poprawi opinię ich kraju w świecie (z 76 do 60 proc.) i że naprawi służbę zdrowia (z 64 do 40 proc.). Ogólne poparcie spadło w ciągu roku z 64 do 50 proc. Wiele z tych wyników można położyć na karb ciężkiej recesji, ale pod spodem coraz wyraźniej widać rozczarowanie i zniecierpliwienie powolnym tempem zmian. Dla Obamy tym groźniejsze, że z nadziei uczynił swoje hasło wyborcze, a ze zmiany swoją naczelną obietnicę (...) Jego notowania szybko zbliżają się do punktu, w którym sceptycyzm przechodzi w defetyzm. By tego uniknąć, prezydent USA musiałby odnieść niekwestionowany sukces w jednej z dwóch kluczowych spraw: reformie ubezpieczeń zdrowotnych lub wojnie w Afganistanie" (sic!).
Co się stało, że jakoś tak świat a już sami Amerykanie powoli maja dość Tego Politycznego Geniusza?
Przyczyn jest wiele: począwszy od kryzysu (którego źródłem jest tak naprawdę Partia Demokratyczna i jej wcześniejsi Prezydenci USA), nieudolności w jego pokonywaniu poprzez nieumiejętności rządzenia oraz sztucznie wykreowany wizerunkowo fałszywy PR (B.H. O'Bama jest tak papierkowo i PR-wo na kolorowo, opakowaniowo niestrawny i w środku pusty jak nasz D. Tusk!) aż po pierwotne kłamstwo i oszustwo wyborcze.
Pamiętam rok temu. Euforia! Wszędzie pełno o tym, że to nowy rozdział w życiu Ameryki. Pierwszy Afroamerykanin Prezydent USA. W każdym internetowym portalu, telewizji, gazecie przedstawiany był Jego oficjalny, starannie przefiltrowany życiorys. Harwardczyk, prawnik, działacz społeczny to wszystko można wyczytać wszędzie.
Swego czasu zastanawiałem się nad jego fenomenem. Skąd się wziął i jak mu się udało dojść tak wysoko w Partii Demokratycznej i wygrać wybory w USA?. Jego wykształcenie, zawodowe koleje losu, działalność społeczna i polityczna, są przecież typowe dla solidnych polityków amerykańskich wywodzących się z zamożnej klasy średniej lub też nawet z tzw.: establishmentu.
No właśnie zamożnej klasy średniej... On Afroamerykanin musiał więc, aby przejść przez te wszystkie szczeble nauki i kariery, bądź mieć solidne rodzinne zaplecze finansowe, bądź też wykorzystywać darowizny i stypendia... bo innej możliwości nie było.
Aby rozwikłać tę zagadkę wgłębiłem się w jego życiorys... I odkryłem, że jego zapleczem zarówno finansowym jak i ludzkim jest jego rodzina ze strony matki i sama matka: Stanley Ann Dunham, z pochodzenia majętna Żydówka (jej żydowskie korzenie sięgają: Irlandii, Niderlandów, Francji, Szkocji, i Niemiec)!. Mówi się też, że w matce Prezydenta płynie też drobniutka część czirokeskiej krwi indiańskiej.
No tak. Więc sprawa sfinansowania jego nauczania i osiągnięcia tak wysokie pozycji politycznej stałą się jasna! Barack Hussein O'Bama jako więc w prostej linii ŻYD przez całe swoje życie mógł liczyć na poparcie swoich bratnich dusz posiadających przeogromne wpływy w USA.
I nie rozumiem, dlaczego w czasie kampanii prezydenckiej informacja ta był raczej ukrywana lub wyraźnie nieeksponowana? (no poza mediami żydowskimi przeznaczonymi dla Żydów). Czy to był (jest) powód do wstydu, że Obecny Prezydent USA jest jednocześnie Afroamerykaninem i prawowitym po linii matki Żydem? I to majętnym oraz będącym członkiem Amerykańskiego Establishmentu!
Ciekawe ilu Amerykanów wie Kim tak naprawdę była matka obecnego Prezydenta?
Może dla Nas przybliżę.
Matka Prezydenta - Stanley Ann Dunham była Żydówką i to spowinowaconą z wielkimi żydowskimi rodzinami. Jej rodzice: Madelyn Payne i Stanley Armour Dunham byli obydwoje Żydami a poprzez swojego ojca matka Baracka Husseina Obamy (tym samym sam Prezydent) była spowinowacona rodzinnie m.in.z: Żydem i b. Prezydentem Harry'm Trumanem; Żydem i b. Wiceprezydentem Dickiem Cheneyem; Żydem i bardzo zamożnym brytyjskim bankierem Gustavem Anthony de Rothschildem (w prostej linii związanym bezpośrednio rodzinnie z Nathanem Mayerem Rothschildem współtwórcą finansowej potęgi Żydów niemieckich Rothscildów) i Żydem premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem (jego matka Janette Jerome była Żydówka i córka amerykańskiego finansisty).
http://en.wikipedia.org/wiki/Barack_Obama_Sr
http://en.wikipedia.org/wiki/Ann_Dunham
http://en.wikipedia.org/wiki/Madelyn_Payne
http://en.wikipedia.org/wiki/Stanley_Armour_D...
W czasie kampanii prezydenckiej nawet pojawiły się informacje (L'Osservatore Romano), że jednym z przodków mamy Prezydenta był polski Żyd: Jakub Izaak z Przysuchy. (na konferencji prasowej temu poświęconej B. Obama pojawił się w ortodoksyjnym stroju chasydzkim i nie odpowiedział na żadne pytanie dotyczące jego żydowskiego pochodzenia). Natomiast ja nie znalazłem nigdzie takich śladów, ale nie jestem historykiem - więc, kto wie?
Reasumując: Tak, po linii matki B.H. O'Bama (mimo, ze po ojcu Murzynie jest mulatem) zgodnie z judaizmem jest Żydem. I to spowinowaconym z wielkim światem syjonistycznej polityki oraz finansjery.
Tak, więc nie dziwmy się, że Prezydent otoczył się ludźmi z dawnego otoczenia (administracji) Billa Clintona, która to w przeszło 80% składała się wyłącznie z Żydów oraz tak wspiera amerykańskich finansistów w dobie kryzysu!.
I w tym miejscu pojawiły się u mnie się wątpliwości o etyczność wykorzystywania swojego koloru skóry w kampanii prezydenckiej przez B.H. Obamę. Amerykanie potrzebowali zmiany po rządach nieudacznika i głupca (jak określił to Olvier Stone) G. Buscha juniora. Potrzebowali też nowej jakości: tą nowa jakość dawali Demokraci. I to w dwóch wymiarach: 1) Pierwsza Kobieta Prezydent USA, 2) Pierwszy Afroamerykanin Prezydent USA.
Cała walka pomiędzy Obamą a H. Clinton była po prostu jednym wielkim spektaklem marketingowym stworzonym i zrealizowanym dla, w większości raczej mało rozgarniętych intelektualnie, Amerykanów. Elita wiedziała swoje: niezależnie, kto wygra i tak będziemy u władzy (jakby wygrała Clinton to zapewne B. Obama zajmowałby się polityką zagraniczną - oj hipokryzja).
Uzyskano jeszcze dodatkowy efekt tej niby kłótni: Partia Demokratyczna jak nigdy dotąd pozyskała i zaktywizowała ogromne raczej do tej pory mało angażujące się w wybory - elektoraty Afroamerykanów i amerykańskich kobiet.
Niestety elity zdominowane są w większości przez Amerykanów pochodzenia żydowskiego. Przeciętny Afroamerykanin jest naprawdę (niczego nie ujmując, a zresztą z własnej winy) mało inteligentny (nawet infantylny). Zresztą wśród białych jest podobnie. A kampania B. Obamy była perfekcyjna. Kobiety widziały w nim drugiego Kennedyego a Murzyni swojego kompana z ulicy. Ciekawe jakby głosowali wiedząc, że jest to jeszcze jeden z tych bogatych "dupków" spowinowacony dodatkowo z bogatymi żydowskimi "białasami"? A może właśnie teraz to do nich zaczyna docierać?
Ale! Wracając do jego faktycznej Proamerykańskości - przecież powiedzą niektórzy - B. Obama ma piękną żonę Murzynkę i fajniusie czarniutkie dzieciaczki. Tak to prawda ale i tu NIESPODZIANKA!. Okazuje się, że kuzyn jego żony jest jednym z najbardziej znanych w USA czarnych rabinów!!! Michelle Obama, żona Prezydenta, i czarny jak smoła rabin Capers Funnye, duchowy przywódca synagogi w chicagowskiej South Side, są kuzynostwem drugiego stopnia. Matka rabina Funnye, Verdelle Robinson Funnye była bowiem siostrą dziadka pani Obamy. Rabin Funnye jest naczelnym rabinem hebrajskiej kongregacji etiopskiej Beth Shalom B'nai Zaken w południowo zachodnim Chicago. W kręgach żydowskich jest znany głównie, jako pośrednik pomiędzy głównym nurtem judaizmu a małą i dosyć wyizolowaną kongregacją czarnych Żydów, nazywanych niekiedy czarnymi Hebrajczykami lub Izraelczykami. Rabin Funnye często apeluje do wspólnoty żydowskiej o większą akceptację w stosunku do Żydów, którzy nie są biali.
(żródło: Anthony Weiss, Michelle Obama Has a Rabbi in Her Family,
Forward Jewish Daily Sep 02, 2008).
Oceniając rok tej Prezydentury staje się jasne, że wybór B.H. O'Bamy był pomyłka wyborczą Amerykanów uwiedzionych i zmanipulowanych "marketingową papką propagandowo-socjotechniczną" zafundowaną im przez samego kandydata i jego spin-doktorów.
Zresztą B.H. O'Bama nie potrafił zadbać również o swoich rodzimych wyborców. Mocno rozczarował - jako jeden z kategorii Przywódców: Leniwców Pospolitych (jak nasz Donek) - mieszkańców rodzinnego Chicago i Stanu Illinois. Jak podaje PAP: " Pierwszy rok prezydentury Baracka Obamy nie był tak korzystny dla Chicago, jak tego oczekiwano Obama odwiedził swoje rodzinne miasto zaledwie trzy razy, tyle samo co np. kraje skandynawskie (…) Mieszkańcy Chicago mieli (płonną – jak się okazało – kj) nadzieję, że rodzinne miasto byłego senatora z Illinois, a obecnie 44. prezydenta Stanów Zjednoczonych, zyska na popularności, podobnie jak było w przypadku innych miejsc zamieszkanych niegdyś przez byłych prezydentów USA, a chętnie odwiedzanych obecnie przez turystów. Ponadto, mimo osobistego zaangażowania Prezydenta Chicago już w pierwszej turze głosowania w Kopenhadze odpadło z rywalizacji o prawo do organizowania letnich igrzysk olimpijskich w 2016 roku".
Może historia wyboru B.H. O'Bamy i treść jego Prezydentury będzie dla Nas, Polaków - w nadchodzącym czasie wyborczych decyzji - Przestrogą? Oby... tym bardziej, że nam powinno być łatwiej - poznaliśmy przecież jak nieudolnym Przywódcą jest D. Tusk i jak Pustą, Skompromitowaną i Antypolską partią jest cała Platforma Obywatelska!
Życzę nam Wszystkim abyśmy przy urnach wyborczych dokonali dobrego dla Nas i Naszej Ojczyzny wyboru!
Pozdrawiam
Poniżej: ciekawe i szczegółowe notki biograficzne rodziców Prezydenta
MATKA PREZYDENTA -
Stanley Ann Dunham (29.11 1942 – 07.11.1995, później znana jako Dr. Stanley Ann Dunham Sutoro była antropologiem specjalizującym się w rozwoju obszarów wiejskich. Urodziła się w Forcie Leavenworth w stanie Kansas w USA. Jej rodzice, Madelyn Payne i Stanley Dunham, spotkali się w Wichita (Kansas), a związek małżeńskii zawarli 05 maja 1940 roku. Po ataku na Pearl Harbor Stanley Dunham – jej ojciec (który nie posiadał wykształcenia wyższego) wstąpił do armii amerykańskiej a po wojnie rodzina Ann przeniosła się do Tekasau a następnie w 1956 do Waszyngtonu. Tam 13 letnia Ann uczęszczała do Mercer Island High School. Ojciec zajmował się handlem meblami a jej matka - Ann Madelyn Dunham pracowała w lokalnej bankowości. Ann Madelyn (babka Prezydenta) była bezpośrednio córką Falmoutha Kearneya – irlandzkiego żydowskiego emigranta, rolnika, który osiadł w Jefferson Township i podobno miała dalekich przodków z indiańskiego plemienia Czirokezów. W 1960 roku rodzice Ann przenieśli się na Hawaje, gdzie Madelyn (mataka Ann) została - jako pierwsza kobieta - Viceprezesem Banku Hawaje. Ojciec Ann (dziadek Prezydenta) Stanley Armour Dunham z pochodzenia Żyd - poprzez swojego przodka Mareena Duvalla (zamożnego żydowskiego, ale katolickiego – Hugenod - kupca) był związany rodzinnymi więzami krwi m.in. z: Żydem i b. Prezydentem Harry'm Trumanem; Żydem i b. Wiceprezydentem Dickiem Cheneyem ; Żydem i bardzo zamożnym brytyjskim bankierem Gustavem Anthony de Rothschildem (w prostej linii związanym bezpośrednio rodzinnie z Nathanem Mayerem Rothschildem – współtwórcą finansowej potęgi Żydów niemieckich Rothscildów) i Żydem premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem (jego matka Janette Jerome była Żydówka i córka amerykańskiego finansisty).
Kontynuując: Rodzina Ann (matki Prezydenta) w roku 1960 przeniosła się na Hawaje a Ann rozpoczęła studia na Uniwersytecie Hawajskim. Tam poznała Baracka Obamę Seniora i wyszła (pomimo sprzeciwu obydwu rodzin „młodych”) za niego za mąż oraz w wieku 18 lat urodziła Berrego - Baracka Obamę Juniora (obecnego Prezydenta USA). Małżeństwo nie trwało długo, tylko do roku 1964. W 1967 roku poślubiła indonezyjskiego studenta Lolo Soetoro i wyjechała do Indonezji. Póżniej wiele podróżowała. W 1992 uzyskała doktorat z antropologii, działała społecznie na rzecz rozwoju biednych obszarów afrykańskich, współpracowała z wieloma rzadmi państw, fundacjami miedzynarodowymi, pomagała m.inb. w Pakistanie. Zmarła na raka jajnika i szyjki macicy w roku 1995 w wieku 52 lat. http://en.wikipedia.org/wiki/Ann_Dunham)
OJCIEC PREZYDENTA-
Barack Hussein Obama senior (1936 / 24 listopad 1982). Barack Obama senior urodził się w Kenii w miejscowości Kanyadhiang, powiat Rachuonyo na brzegu Jeziora Wiktorii. Należał do grupy etnicznej Luo. Był synem czarnego muzułmanina Onyango Obama (ok. 1895-1979), który miał co najmniej trzy żony. Obama senior w 1954 roku jako osiemnastolatek ożenił się z przedstawicielką wojego plemienia o imieniu Kezia, z którą miał czworo dzieci. Od 1950 do 1953 roku, studiował na Maseno National School, ekskluzywnej uczelni chrześcijańskiej prowadzonej przez kościół anglikański. pokład szkoły w Maseno, który był prowadzony przez Kościół anglikański Kenii (stypendium na studiowanie ekonomii uzyskał od nacjonalistycznego Afrykanera Toma Mboya). Po czym dzięki fundacji Kennedych (promujących wybitnych studentów z Czarnego Ladu) zaczął studiować (przez rok) w USA na Uniwersytecie Stanforda. W wieku 23 lat Obama senior podjął studia ekonomiczne na Uniwersytecie Hawajskim na Manoa. Pozostawił swoją żonę (Kezię) w ciąży i z trójką dzieci. Na Hawajach poznał Ann Dunham, z która ożenił się 02.02.1961 roku, w międzyczasie odchodząc od Islamu i stając się ateistą. Ciekawostka jest fakt , że Ann Dunham (matka prezydenta USA) nie wiedziała, że jej nowy mąż jest już żonaty i ma czwórkę dzieci . Ta informacje uzyskała duzo później już po rozwodzie z Obamą Seniorem. Po ukończeniu w 1962 roku uniwersytetu hawajskiego wyjeżdża do USA by studiować na Uniwersytecie Harwarda W 1964 roku rozwiódł się z Ann Dunham (swojego syna, obecnego Prezydenta USA odwiedził tylko raz, gdy młody Obama miał 10 lat – w roku 1971). Wrócił do Kenii, gdzie został Głównym Ekonomista w Kenijskim Ministerstwfie Finansów. Był socjalistą. W roku 1965 napisał książkę: „Problemy socjalizmu”. Po konflikcie z prezydentem Kenii stracił stanowiska a jego kariera legła w gruzach. Zaczął pić, stracił wszystkie pieniadze. Stracił pracę, w wypadku samochodowym spowodowanym pod wpływem alkoholu stracił dwie nogi. Kolejnego w 1982 roku w Nairobi już nie przeżył. Zmarł w 1982 roku w wieku 46 lat.
http://en.wikipedia.org/wiki/Barack_Obama_Sr)
P.S. WAŻNE!!!
P.S. WAŻNE!!!
Jeden z blogerów (DoktorNo) zarzucił mi, że w podanych linkach do Wikipedii, na które się powołuję nic nie ma o żydowskich korzeniach rodziny B.H. Obamy. A ponadto stwierdza, że mój tekst to "znowu kreatywne cytowanie i oszukiwanie inteligencji czytelników".
Otóż oświadczam, że część mojego niniejszego postu obejmująca informacje o żydowskim pochodzeniu O'Bamy jest kopią fragmentu mojego postu napisanego rok temu, zaraz po wyborze O'Bamy na Prezydenta. Wówczas, korzystając z tych linków w styczniu 2009 roku, wszystkie podane wtedy tego typu informacje były dostępne na stronach wikiopedii rodziny O'Bamów (sam osobiście je tłumaczyłem) i sprawdzałem także w innych źródłach.
Faktycznie. Teraz sprawdziłem i informacje znikły. Cholera... Pogrzebię..., ale zostały wyczyszczone nawet z informacji o dziadkach O'Bamy...
Smutne.
I proszę mnie nie oskarżać o kreatywne cytowanie i oszukiwanie czytelników. Nigdy sobie na to nie pozwoliłem i nigdy tak nie robiłem. Wykorzystałem część swojego postu napisanego rok temu w wierze, że informacje te nie zostały w wikipedii zmienione. Niestety pomyliłem się i nie jestem w posiadaniu zrzutu ówczesnych stron wikipedii, ... ale obiecuję, że dokopię się do informacji... i je wyciągnę choćby spod ziemi...
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
wtorek, 19 stycznia 2010
Lista Przebojów III PR - Przebojowym fundamentem III RP
Witam
Są w Polsce "święte krowy", o których można pisać albo dobrze albo wcale. Do takich zalicza się imć Pan Marek Niedźwiecki, twórca legendarnej i kultowej Listy Przebojów Trójki, która skutecznie skanalizowała naturalny bunt młodzieży nakierowując go na "ucieczkę w muzykę".
Lista Przebojów Trójki zadebiutowała - według oficjalnych danych - 24.04.1982 (chociaż w wielu informacjach - tu i tu - pojawia się data 13.04.1982 roku jako dzień pierwszej emisji Listy - sic! - dzień wprowadzenia Stanu Wojennego, który zwyczajowo był dniem demonstracji) roku a więc w piątym miesiącu trwania Stanu Wojennego! i 19 dni po wznowieniu (05.04.1982 roku) nadawania Programu III PR. Ówczesnym Dyrektorem Trójki był red. Andrzej Turski (TW z listy Wildsteina, członek PZPR od 1974 do końca, czyli do 1990 roku) a zastępcą S. Zieliński.
"Program (Trójki -kj) dotychczas adresowany głównie do wielkomiejskiej inteligencji, nie odwracając się od niej, postawił wyraźnie na ożywienie kontaktu z młodym słuchaczem, który na początku lat 80. kontestował sytuację polityczną i uciekał w świat muzyki. Dzięki wprowadzeniu na antenę nowych audycji (np. "Radio Mann", "Lista przebojów)" i zastąpieniu propagandowej nowomowy (obecnej w innych środkach masowego przekazu) normalnym, żywym językiem, a także udostępnieniu anteny dla zespołów rockowych, Programowi III udała się rzecz absolutnie wyjątkowa. Oto w czasach gdy społeczeństwo masowo odwracało się od oficjalnych publikatorów (słynny przykład, jakim były powszechne w miastach spacery wielu ludzi w porze Dziennika Telewizyjnego), Trójka zdobywała coraz większe zaufanie i sympatię słuchaczy. Przyczyniły się do tego przede wszystkim dwie nowe audycje, które w podobnej formule miały przetrwać z powodzeniem kolejne dziesięciolecia: Zapraszamy do Trójki oraz Lista przebojów. (...) "Lista przebojów Programu III" stworzona i prowadzona przez Marka Niedźwieckiego, szybko sama stała się największym przebojem radiowym w Polsce. Audycja nadawana wówczas w sobotnie wieczory była nie tylko ucztą dla fanów muzyki, ale także najlepszym "podkładem" dźwiękowym do masowo w tamtych czasach organizowanych (z powodu symbolicznej ilości klubów) sobotnich imprez domowych. O jej popularności najlepiej można się było przekonać w pierwszej połowie dekady przechadzając się przez miasto w sobotę wieczorem: Lista dobiegała wówczas z tak wielu okien, że można było jej wysłuchać w całości na spacerze." (cyt.: za wikipedia).
Chyba właśnie moment reaktywacji Trójki w Stanie Wojennym i jej nowe, młode oblicze było jednym z największych majstersztyków inżynierii społecznej (socjotechniki) reżimu wojskowego PRL i komunistycznych specsłużb a "perełką propagandową" wśród nowych programów była Lista Przebojów Trójki!
Twórcą właśnie tej Listy był Marek Niedźwiecki, młody dziennikarz zatrudniony w Trójce od 1981 roku, któremu powierzono misję stworzenia audycji odciągającej młodzież od polityki i buntu społecznego na rzecz naturalnej, młodzieńczej fascynacji muzyką i ocieplenia wizerunku reżimu wojskowego PRL-u.
Jeszcze raz chciałbym zwrócić uwagę na ważność owej decyzji dla komunistycznych okupantów Polski lat Stanu Wojennego i późniejszych... aż do zdrady "okragłostowłowej"! Okres bezprawnie wprowadzonego w Polsce Stanu Wojennego a przede wszystkim pierwsze jego miesiące był czasem niezwykle bezwzględnej weryfikacji kadr w mediach dokonywanej przez brutalnych i wielce czujnych funkcjonariuszy reżimu. Weryfikacja ta była szczególnie ostra i obsesyjna w ówczesnych mediach elektronicznych: radiu i telewizji - jako ośrodków propagandy komunistycznej i dezinformacji społeczeństwa polskiego! W owym czasie do pracy w tych mediach przyjmowano przede wszystkim ludzi bardzo zaufanych politycznie lub dzieci osób cieszących się szczególnym zaufaniem władzy (np. w 1982 roku w trójce zadebiutowała też Monika Olejnik - córka pułkownika MSW PRL).
Ważnym jest też przypomnienie, że w owym czasie trwał - ogłoszony przez podziemną Solidarność - oficjalny bojkot reżimowych mediów przez ludzi kultury, sztuki i dziennikarzy.
Taką zaufaną osobą musiał być oczywiście Marek Niedźwiecki, dla którego (podobnie jak dla Moniki Olejnik) tragiczny dla Polaków okres Stanu Wojennego był czasem rozkwitu ich kariery (obrzydliwość!).
Jego "ciepły i męski", bardzo miły głos w każdą sobotę był słuchany przez miliony. To On wypromował takie zespoły jak Maanam, Perfect, Kombi, Lady Pank, TSA, Lombard, De Mono, Urszulę, i wiele innych oficjalnych polskich zespołów rockowych, które nie tylko, że pojawiały się w Trójce, ale mogły koncertować i wydawać płyty!
Obok zaś oficjalnej "Trójkowej" sceny rockowej istniała alternatywa będąca również wytworem specsłużb PRL-owskich, czyli Festiwal w Jarocinie. Festiwal ten jako swoisty wentyl bezpieczeństwa dla sfrustrowanej młodzieży z subkultur, miał na celu ich "skanalizowanie" i rozładowanie agresji.
Tak więc w PRL-u lat Stanu Wojennego i Powojennego aż do roku 1989 istniały dwie specyficzne instytucje stworzone przez komunistyczne specsłużby a nakierowane na Polska Młodzież: "inteligentna i światowa" Lista Przebojów M. Niedźwieckiego oraz niszowy i alternatywny Festiwal w Jarocinie Waltera Chełstowskiego (w trochę innej formie istniał od lata 70-tych).
Oprócz tej oficjalnej dwubiegunowej muzycznej i młodzieżowej Polski istniał, podobnie jak w słowie pisanym, trzeci muzyczny obieg (ale to temat na osobny wpis).
Wróćmy do Listy Przebojów Trójki i samego Marka Niedźwieckiego.
Oczywiście On zdawał sobie sprawę ze swojej misji jaką powierzyli mu Komunistyczni (lub quasi-Komunistyczni) Oprawcy Polaków. W tym sensie na pewno jest postacią negatywną i godną, z perspektywy historycznej, potępienia. Upływ czasu, dziejowa retrospekcja wydarzeń dokonywana ex post sprawiają, że pewne czyny i działania stają się jednoznaczne a KOLABORACJA z ustrojem przestępczym - jakim był Komunizm oraz dążący do niego tzw. realny socjalizm - jest ni mniej, ni więcej jak właśnie KOLABORACJĄ, czyli przestępstwem, zdradą wobec Polski!
Niemniej jednak - jak M. Niedźwiecki sam wielokrotnie podkreśla - stworzenie listy przebojów było dla niego marzeniem kształtowanym od dzieciństwa. Propozycja przygotowania takiej listy była dla niego więc ich spełnieniem oraz wielkim wyzwaniem. Jestem pewny, że popularny "Niedźwiedź" mówi prawdę. Tylko jest taki mały szkopuł: komunistyczna (ale nie tylko) bezpieka i ubecja (służby specjalne i totalitaryści w stylu faszystów i komunistów) zawsze do realizacji swoich celów angażowali pasjonatów i perfekcjonistów w danych dziedzinach! Tacy zaangażowani piewcy ich idei i celów musieli być wiarygodni i podziwiani przez innych (współcześnie mówiąc: będących ich targetem , rynkiem docelowym). Takim wiarygodnym pasjonatem był (stał się) Marek Niedźwiecki.
Innym, ocieplającym trochę negatywny wizerunek, efektem działania M. Niedźwieckiego było faktyczne przemycenie do uszu młodych Polaków, dostępnej raczej tylko w Radio Luksemburg, zachodniej muzyki i tejże muzycznej kultury. Niewątpliwie też wypromował wiele polskich zespołów. Był dla wielu ówcześnie młodych ludzi odskocznią od szarej rzeczywistości Polski Ludowej.
Ja sam, jako 14 latek, dobrze pamiętam pierwsze notowania Listy Przebojów. Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy usłyszałem "Kombinat" Republiki (z G. Ciechowskim), "Ścianę" zespołu Aya RL (z P. Kukizem) czy kultowe "Dorosłe Dzieci" grupy Turbo. Lata 80-te to dla mnie fascynacje muzyczne inspirowane właśnie przez M. Niedźwieckiego i jego Listę. Od heavy metalu (TSA) po punk rock (Dead Kennedys) aż po new romantic (Alphaville i Depeche Mode). I jeżdżenie po Polsce na koncerty. Tak więc dla mnie Lista jest wspomnieniem: najpiękniejszych bo młodzieńczych muzycznych pasji, odkrywania wielości gatunków i nurtów muzycznych a nawet okresu mojej edukacji muzycznej.
Powyższe nie zmienia jednak faktu, że z definicji Lista Przebojów Marka Niedźwieckiego była jedną z form socjotechnicznej manipulacji młodymi Polakami i "kanalizacji" ich ewentualnego buntu politycznego a sam Marek Niedźwiecki podjął się roli realizatora celów wyznaczonych mu przez reżim komunistyczny!
Lista Przebojów i cała Trójka stała się też niejako fundamentem i "cementową " zaprawą lemingowej rzeczywistości III RP, co widać m.in. obecnie po niektórych mainstreamowych zespołach usilnie promowanych w takowych mediach (żywcem wyssane z Listy Przebojów M.N.).
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Są w Polsce "święte krowy", o których można pisać albo dobrze albo wcale. Do takich zalicza się imć Pan Marek Niedźwiecki, twórca legendarnej i kultowej Listy Przebojów Trójki, która skutecznie skanalizowała naturalny bunt młodzieży nakierowując go na "ucieczkę w muzykę".
Lista Przebojów Trójki zadebiutowała - według oficjalnych danych - 24.04.1982 (chociaż w wielu informacjach - tu i tu - pojawia się data 13.04.1982 roku jako dzień pierwszej emisji Listy - sic! - dzień wprowadzenia Stanu Wojennego, który zwyczajowo był dniem demonstracji) roku a więc w piątym miesiącu trwania Stanu Wojennego! i 19 dni po wznowieniu (05.04.1982 roku) nadawania Programu III PR. Ówczesnym Dyrektorem Trójki był red. Andrzej Turski (TW z listy Wildsteina, członek PZPR od 1974 do końca, czyli do 1990 roku) a zastępcą S. Zieliński.
"Program (Trójki -kj) dotychczas adresowany głównie do wielkomiejskiej inteligencji, nie odwracając się od niej, postawił wyraźnie na ożywienie kontaktu z młodym słuchaczem, który na początku lat 80. kontestował sytuację polityczną i uciekał w świat muzyki. Dzięki wprowadzeniu na antenę nowych audycji (np. "Radio Mann", "Lista przebojów)" i zastąpieniu propagandowej nowomowy (obecnej w innych środkach masowego przekazu) normalnym, żywym językiem, a także udostępnieniu anteny dla zespołów rockowych, Programowi III udała się rzecz absolutnie wyjątkowa. Oto w czasach gdy społeczeństwo masowo odwracało się od oficjalnych publikatorów (słynny przykład, jakim były powszechne w miastach spacery wielu ludzi w porze Dziennika Telewizyjnego), Trójka zdobywała coraz większe zaufanie i sympatię słuchaczy. Przyczyniły się do tego przede wszystkim dwie nowe audycje, które w podobnej formule miały przetrwać z powodzeniem kolejne dziesięciolecia: Zapraszamy do Trójki oraz Lista przebojów. (...) "Lista przebojów Programu III" stworzona i prowadzona przez Marka Niedźwieckiego, szybko sama stała się największym przebojem radiowym w Polsce. Audycja nadawana wówczas w sobotnie wieczory była nie tylko ucztą dla fanów muzyki, ale także najlepszym "podkładem" dźwiękowym do masowo w tamtych czasach organizowanych (z powodu symbolicznej ilości klubów) sobotnich imprez domowych. O jej popularności najlepiej można się było przekonać w pierwszej połowie dekady przechadzając się przez miasto w sobotę wieczorem: Lista dobiegała wówczas z tak wielu okien, że można było jej wysłuchać w całości na spacerze." (cyt.: za wikipedia).
Chyba właśnie moment reaktywacji Trójki w Stanie Wojennym i jej nowe, młode oblicze było jednym z największych majstersztyków inżynierii społecznej (socjotechniki) reżimu wojskowego PRL i komunistycznych specsłużb a "perełką propagandową" wśród nowych programów była Lista Przebojów Trójki!
Twórcą właśnie tej Listy był Marek Niedźwiecki, młody dziennikarz zatrudniony w Trójce od 1981 roku, któremu powierzono misję stworzenia audycji odciągającej młodzież od polityki i buntu społecznego na rzecz naturalnej, młodzieńczej fascynacji muzyką i ocieplenia wizerunku reżimu wojskowego PRL-u.
Jeszcze raz chciałbym zwrócić uwagę na ważność owej decyzji dla komunistycznych okupantów Polski lat Stanu Wojennego i późniejszych... aż do zdrady "okragłostowłowej"! Okres bezprawnie wprowadzonego w Polsce Stanu Wojennego a przede wszystkim pierwsze jego miesiące był czasem niezwykle bezwzględnej weryfikacji kadr w mediach dokonywanej przez brutalnych i wielce czujnych funkcjonariuszy reżimu. Weryfikacja ta była szczególnie ostra i obsesyjna w ówczesnych mediach elektronicznych: radiu i telewizji - jako ośrodków propagandy komunistycznej i dezinformacji społeczeństwa polskiego! W owym czasie do pracy w tych mediach przyjmowano przede wszystkim ludzi bardzo zaufanych politycznie lub dzieci osób cieszących się szczególnym zaufaniem władzy (np. w 1982 roku w trójce zadebiutowała też Monika Olejnik - córka pułkownika MSW PRL).
Ważnym jest też przypomnienie, że w owym czasie trwał - ogłoszony przez podziemną Solidarność - oficjalny bojkot reżimowych mediów przez ludzi kultury, sztuki i dziennikarzy.
Taką zaufaną osobą musiał być oczywiście Marek Niedźwiecki, dla którego (podobnie jak dla Moniki Olejnik) tragiczny dla Polaków okres Stanu Wojennego był czasem rozkwitu ich kariery (obrzydliwość!).
Jego "ciepły i męski", bardzo miły głos w każdą sobotę był słuchany przez miliony. To On wypromował takie zespoły jak Maanam, Perfect, Kombi, Lady Pank, TSA, Lombard, De Mono, Urszulę, i wiele innych oficjalnych polskich zespołów rockowych, które nie tylko, że pojawiały się w Trójce, ale mogły koncertować i wydawać płyty!
Obok zaś oficjalnej "Trójkowej" sceny rockowej istniała alternatywa będąca również wytworem specsłużb PRL-owskich, czyli Festiwal w Jarocinie. Festiwal ten jako swoisty wentyl bezpieczeństwa dla sfrustrowanej młodzieży z subkultur, miał na celu ich "skanalizowanie" i rozładowanie agresji.
Tak więc w PRL-u lat Stanu Wojennego i Powojennego aż do roku 1989 istniały dwie specyficzne instytucje stworzone przez komunistyczne specsłużby a nakierowane na Polska Młodzież: "inteligentna i światowa" Lista Przebojów M. Niedźwieckiego oraz niszowy i alternatywny Festiwal w Jarocinie Waltera Chełstowskiego (w trochę innej formie istniał od lata 70-tych).
Oprócz tej oficjalnej dwubiegunowej muzycznej i młodzieżowej Polski istniał, podobnie jak w słowie pisanym, trzeci muzyczny obieg (ale to temat na osobny wpis).
Wróćmy do Listy Przebojów Trójki i samego Marka Niedźwieckiego.
Oczywiście On zdawał sobie sprawę ze swojej misji jaką powierzyli mu Komunistyczni (lub quasi-Komunistyczni) Oprawcy Polaków. W tym sensie na pewno jest postacią negatywną i godną, z perspektywy historycznej, potępienia. Upływ czasu, dziejowa retrospekcja wydarzeń dokonywana ex post sprawiają, że pewne czyny i działania stają się jednoznaczne a KOLABORACJA z ustrojem przestępczym - jakim był Komunizm oraz dążący do niego tzw. realny socjalizm - jest ni mniej, ni więcej jak właśnie KOLABORACJĄ, czyli przestępstwem, zdradą wobec Polski!
Niemniej jednak - jak M. Niedźwiecki sam wielokrotnie podkreśla - stworzenie listy przebojów było dla niego marzeniem kształtowanym od dzieciństwa. Propozycja przygotowania takiej listy była dla niego więc ich spełnieniem oraz wielkim wyzwaniem. Jestem pewny, że popularny "Niedźwiedź" mówi prawdę. Tylko jest taki mały szkopuł: komunistyczna (ale nie tylko) bezpieka i ubecja (służby specjalne i totalitaryści w stylu faszystów i komunistów) zawsze do realizacji swoich celów angażowali pasjonatów i perfekcjonistów w danych dziedzinach! Tacy zaangażowani piewcy ich idei i celów musieli być wiarygodni i podziwiani przez innych (współcześnie mówiąc: będących ich targetem , rynkiem docelowym). Takim wiarygodnym pasjonatem był (stał się) Marek Niedźwiecki.
Innym, ocieplającym trochę negatywny wizerunek, efektem działania M. Niedźwieckiego było faktyczne przemycenie do uszu młodych Polaków, dostępnej raczej tylko w Radio Luksemburg, zachodniej muzyki i tejże muzycznej kultury. Niewątpliwie też wypromował wiele polskich zespołów. Był dla wielu ówcześnie młodych ludzi odskocznią od szarej rzeczywistości Polski Ludowej.
Ja sam, jako 14 latek, dobrze pamiętam pierwsze notowania Listy Przebojów. Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy usłyszałem "Kombinat" Republiki (z G. Ciechowskim), "Ścianę" zespołu Aya RL (z P. Kukizem) czy kultowe "Dorosłe Dzieci" grupy Turbo. Lata 80-te to dla mnie fascynacje muzyczne inspirowane właśnie przez M. Niedźwieckiego i jego Listę. Od heavy metalu (TSA) po punk rock (Dead Kennedys) aż po new romantic (Alphaville i Depeche Mode). I jeżdżenie po Polsce na koncerty. Tak więc dla mnie Lista jest wspomnieniem: najpiękniejszych bo młodzieńczych muzycznych pasji, odkrywania wielości gatunków i nurtów muzycznych a nawet okresu mojej edukacji muzycznej.
Powyższe nie zmienia jednak faktu, że z definicji Lista Przebojów Marka Niedźwieckiego była jedną z form socjotechnicznej manipulacji młodymi Polakami i "kanalizacji" ich ewentualnego buntu politycznego a sam Marek Niedźwiecki podjął się roli realizatora celów wyznaczonych mu przez reżim komunistyczny!
Lista Przebojów i cała Trójka stała się też niejako fundamentem i "cementową " zaprawą lemingowej rzeczywistości III RP, co widać m.in. obecnie po niektórych mainstreamowych zespołach usilnie promowanych w takowych mediach (żywcem wyssane z Listy Przebojów M.N.).
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
sobota, 16 stycznia 2010
"Czarny" Geniusz Ekonomii! - receptą na wszystko?
Witam
Mało mamy w Polsce współczesnej geniuszy, czyli (za wikipedią) osób posiadających bardzo wysoki poziom ogólnych zdolności poznawczych, zdolnych do tworzenia oryginalnych koncepcji naukowych, nowych form organizacji społecznej, nowych dzieł artystycznych, rewolucyjnych wynalazków technicznych.
Należy więc hołubić każdego z nich nadając im oczywście (niczym w mitologii rzymskiej) cechy niemal półboskie. Tacy ludzie przecież zawsze maja rację i nigdy się nie mylą a dla Polski są Darem Bożym.
Nikt też się nie zastanawia niestety, że geniusze mogą być "biali" czyli dobrzy (genius albus) i "czarni", czyli źli (genius ater). Z reguły raczej geniuszy oceniamy pozytywnie i z uwielbieniem.
Wśród polityków reprezentujących obecną scenę polityczną występuje wyraźny deficyt geniuszy. Można powiedzieć, że chyba w ogóle ich nie ma.
Taka sytuacja u niektórych rodzi smutek, żal i tęsknotę za "boskimi" i nieomylnymi geniuszami-autorytetami. Zmusza też do poszukiwań owych "guru".
W takiej sytuacji znalazła się też część członków PO.
Dzisiejszy onet.pl podaje za Naszym Dziennikiem, że: "Były wicepremier Leszek Balcerowicz ma grupę zwolenników w Platformie Obywatelskiej, którzy chętnie widzieliby go jako kandydata tej partii na prezydenta. Pod warunkiem, że w wyborach nie wystartuje Donald Tusk. Jednak liderzy PO możliwości tej nie biorą pod uwagę. Przynajmniej na razie".
Genialne! Reaktywować politycznie polskiego Geniusza Ekonomii. Pewnie będzie i geniuszem we wszystkim czego się raczy "dotknąć"!.
L. Balcerowicz to przecież Geniusz i postać dla Polski XX wieku najważniejsza, najcnotliwsza, najgenialniejsza, która zmieniła nasz kraj w oazę bogactwa i szczęśliwości oraz dobrobytu wszelakiego. Półbogu L. Balcerowiczu wróć i prowadź nas - zdają się wołać niektórzy politycy PO!
Sam Półbóg, jak na Geniusza przystało, oczywiście się waha i podchodzi do pomysłu z rezerwą... ale geniusze mają pierwotny ciąg do władzy (L.B. już raz dał temu wyraz stając na czel UW).
Ale nawet w przypadku występowania choć cienia szansy na kandydowanie i Prezydenturę, Geniusz musi mieć jakieś marzenia i cele związane z uzyskaniem władzy!
Ojojoj... ciekawe jakie ma w takim razie owe marzenia i cele nasz "Geniusz Ekonomii" i czy już uzgodnił ich zakres i treść z G. Sorosem i J. Sachsem, tworząc ramy swojego Nowego Planu Działania...
Ostatnio mówił, że "trzeba prywatyzować wszystko i to szybko"....
Znów przebłysk Geniuszu! W tym prywatyzacyjnym zaklęciu mieści się cała jego genialna wiedza ekonomiczna... Takich ludzi nam potrzeba!
Tylko ja patrząc na efekty jego "geniuszu" - wykreowanego przez G. Sorosa i J. Sachsa -zastanawiam się poważnie, czy ten jego geniusz oraz "oddawanie mu czci" nie są przypadkiem bałwochwalstwem, obłudą, kłamstwem, pogardą i kpiną z nas Polaków?
Ale nawet jeżeli nie i L. Balcerowicz faktycznie jest geniuszem to może warto skonstatować, że jest to dla Polski i Polaków genius ater.
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
piątek, 15 stycznia 2010
Precedencja, szacunek i wielkość tapczanu...
Witam
Tekst w nawiązaniu do AFERY TAPCZANOWEJ.
Precedencja to m.in. "także porządek pierwszeństwa (witania, przemawiania, zajmowania miejsc) podczas oficjalnych spotkań władz państwowych. W Polsce precedencja uzależniona jest od zajmowanego stanowiska. W niektórych krajach uzależniona jest od posiadanych tytułów szlacheckich, honorowych lub posiadanych odznaczeń".
Jest jedną z podstawowych elemenów składowych protokołu dyplomatycznego, którego "podstawowym zadaniem protokołu jest wykluczenie sporów i nieporozumień na tle pierwszeństwa między osobami reprezentującymi oficjalne stanowiska. Realizując te zadanie protokół przypomina o istnieniu zasad i potrzebie przestrzegania zasad suwerennej równości państw oraz zapewnienie odpowiedniego klimatu w czasie wizyt spotkań uroczystości. Protokół dyplomatyczny ma charakter międzynarodowy, jednakże w protokołach poszczególnych państw występują różnice wynikające z tradycji narodowych i miejscowych obyczajów".
Już w średniowieczu, jak pisze Sergiusz Sidorowicz "W miarę powstawania stałych poselstw pojawił się problem precedencji - czyli (w pierwotnym znaczeniu-kj) pierwszeństwa - przedstawicieli dyplomatycznych. Skoro bowiem poseł lub ambasador, jak zaczęto już w XIII wieku nazywać posłów najbardziej liczących się w świecie monarchów - nie reprezentował na dworze siebie, lecz występował w imieniu władcy, a nawet swego państwa, nie mógł podczas ważniejszych uroczystości zajmować miejsca pośledniejszego od posła innego monarchy. Miejsce za innym posłem, późniejsze w kolejności wejście do sali audiencyjnej, wreszcie ustąpienie miejsca innemu posłowi stało się wyrazem obniżenia rangi własnego władcy na rzecz władcy innego kraju".
Jak zauważa dalej wskazany autor: "Problem precedencji zdominował stosunki dyplomatyczne aż do początku XIX wieku. Kilka wieków temu natomiast działy się rzeczy wręcz straszne. Kilkakrotnie zdarzyło się nawet, że w sali, w której miał się odbyć kongres, trzeba było wykuć taką liczbę drzwi, ilu było szefów delegacji, aby mogli przez nie wejść równocześnie, nie ujmując tym samym godności pozostałym państwom".
A już niedopuszczalnym było np. posadzenie gościa na niższym wobec gospodarza i innych dyplomatów krześle, fotelu... traktowane o było jako celowa obelga i poniżenie dyplomaty ze strony gospodarza.
Sergiusz Sidorowicz pisze również: "W XX wieku - wraz z upadkiem systemu kolonialnego, pojawieniem się nowych państw, powstaniem Ligi Narodów itp. - dyplomacja musiała znaleźć dla siebie nowe miejsce, a wraz z nią dostosować się musiał protokół. Pozostaje on jednak niezmiennie ważnym elementem stosunków międzynarodowych. Nadal dba o zachowanie zasady pierwszeństwa w kontaktach międzynarodowych, podczas wszelakich uroczystości i oficjalnych wizyt. Protokół decyduje, gdzie i kiedy powinno nastąpić powitanie przyjeżdżającej z wizytą głowy państwa, gdzie, kiedy i w jaki sposób powinna zostać zorganizowana określona w programie wizyty uroczystość z udziałem przedstawicieli korpusu dyplomatycznego czy reprezentantów innych państw".
O traktowaniu dyplomatów określonej kategorii w sposób tożsamy (takie same krzesła, sztućce, talerze, przystawki, ułożenie i nakrycie stołu) nawet nie ma co wspominać... jest to OCZYWISTOŚĆ!.
I teraz przytoczę lekceważące zdanie Eli Barbura: "Afera z ambasadorem Turcji Celikkolem w Izraelu - usadzonym na za niskiej kanapce w izraelskim MSZ - wybiega daleko ponad ożywiony dialog Ankara-Jerozolima. Zaczęło się od bełkotu Erdogana, który poza zwyczajowym ludobójstwem oskarżył też Izrael o kradzież wody z południa Libanu.
Pozostawiam bez komentarza
P.S. Jak ważne są symbole, gesty, protokoły dyplomatyczne dla różnych krajów niech świadczy chociażby AFERA RĘCZNIKOWA, która wybuchła w Krakowie. Otóż jak podaje Gazeta Wyborcza w tamtejszym hipermarkecie Real sprzedawano ręczniki na wagę "ozdobione" Gwiazdą Dawida i Menorą - które należą do najważniejszych symboli w judaizmie. Wywołało to burzę a Tadeusz Jakubowicz, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie stwierdził, że: "Nie wiem, kto wpadał na ten pomysł, ale to niedopuszczalne, by żydowskie symbole religijne umieszczane były na ręczniku" i dodał, że w tej sprawie będzie interweniował...
Rozumiem oburzenie w tym momencie Żydów.
Fajnie byłoby też gdyby, nawet w drobniejszych sprawach, szanowali też przedstawicieli innych narodów w tym m.in. Turków... tyko tak, żeby nie narazać się na zarzuty hipokryzji lub nawet gorsze.
Pozdrawiam
Tekst w nawiązaniu do AFERY TAPCZANOWEJ.
Precedencja to m.in. "także porządek pierwszeństwa (witania, przemawiania, zajmowania miejsc) podczas oficjalnych spotkań władz państwowych. W Polsce precedencja uzależniona jest od zajmowanego stanowiska. W niektórych krajach uzależniona jest od posiadanych tytułów szlacheckich, honorowych lub posiadanych odznaczeń".
Jest jedną z podstawowych elemenów składowych protokołu dyplomatycznego, którego "podstawowym zadaniem protokołu jest wykluczenie sporów i nieporozumień na tle pierwszeństwa między osobami reprezentującymi oficjalne stanowiska. Realizując te zadanie protokół przypomina o istnieniu zasad i potrzebie przestrzegania zasad suwerennej równości państw oraz zapewnienie odpowiedniego klimatu w czasie wizyt spotkań uroczystości. Protokół dyplomatyczny ma charakter międzynarodowy, jednakże w protokołach poszczególnych państw występują różnice wynikające z tradycji narodowych i miejscowych obyczajów".
Już w średniowieczu, jak pisze Sergiusz Sidorowicz "W miarę powstawania stałych poselstw pojawił się problem precedencji - czyli (w pierwotnym znaczeniu-kj) pierwszeństwa - przedstawicieli dyplomatycznych. Skoro bowiem poseł lub ambasador, jak zaczęto już w XIII wieku nazywać posłów najbardziej liczących się w świecie monarchów - nie reprezentował na dworze siebie, lecz występował w imieniu władcy, a nawet swego państwa, nie mógł podczas ważniejszych uroczystości zajmować miejsca pośledniejszego od posła innego monarchy. Miejsce za innym posłem, późniejsze w kolejności wejście do sali audiencyjnej, wreszcie ustąpienie miejsca innemu posłowi stało się wyrazem obniżenia rangi własnego władcy na rzecz władcy innego kraju".
Jak zauważa dalej wskazany autor: "Problem precedencji zdominował stosunki dyplomatyczne aż do początku XIX wieku. Kilka wieków temu natomiast działy się rzeczy wręcz straszne. Kilkakrotnie zdarzyło się nawet, że w sali, w której miał się odbyć kongres, trzeba było wykuć taką liczbę drzwi, ilu było szefów delegacji, aby mogli przez nie wejść równocześnie, nie ujmując tym samym godności pozostałym państwom".
A już niedopuszczalnym było np. posadzenie gościa na niższym wobec gospodarza i innych dyplomatów krześle, fotelu... traktowane o było jako celowa obelga i poniżenie dyplomaty ze strony gospodarza.
Sergiusz Sidorowicz pisze również: "W XX wieku - wraz z upadkiem systemu kolonialnego, pojawieniem się nowych państw, powstaniem Ligi Narodów itp. - dyplomacja musiała znaleźć dla siebie nowe miejsce, a wraz z nią dostosować się musiał protokół. Pozostaje on jednak niezmiennie ważnym elementem stosunków międzynarodowych. Nadal dba o zachowanie zasady pierwszeństwa w kontaktach międzynarodowych, podczas wszelakich uroczystości i oficjalnych wizyt. Protokół decyduje, gdzie i kiedy powinno nastąpić powitanie przyjeżdżającej z wizytą głowy państwa, gdzie, kiedy i w jaki sposób powinna zostać zorganizowana określona w programie wizyty uroczystość z udziałem przedstawicieli korpusu dyplomatycznego czy reprezentantów innych państw".
O traktowaniu dyplomatów określonej kategorii w sposób tożsamy (takie same krzesła, sztućce, talerze, przystawki, ułożenie i nakrycie stołu) nawet nie ma co wspominać... jest to OCZYWISTOŚĆ!.
I teraz przytoczę lekceważące zdanie Eli Barbura: "Afera z ambasadorem Turcji Celikkolem w Izraelu - usadzonym na za niskiej kanapce w izraelskim MSZ - wybiega daleko ponad ożywiony dialog Ankara-Jerozolima. Zaczęło się od bełkotu Erdogana, który poza zwyczajowym ludobójstwem oskarżył też Izrael o kradzież wody z południa Libanu.
Z kolei wiceszef MSZ Izraela, Dani Ajalon - z pozycji wysokiego stołka skarcił Oguza Celikkola, siedzącego dużo niżej na przymałym tapczaniku. Wcześniej, gdy Celikkol wyczekiwał w hallu na spotkanie, wyniesiono na jego oczach z sali turecką flagę z kanapkami & borekasami".
P.S. Jak ważne są symbole, gesty, protokoły dyplomatyczne dla różnych krajów niech świadczy chociażby AFERA RĘCZNIKOWA, która wybuchła w Krakowie. Otóż jak podaje Gazeta Wyborcza w tamtejszym hipermarkecie Real sprzedawano ręczniki na wagę "ozdobione" Gwiazdą Dawida i Menorą - które należą do najważniejszych symboli w judaizmie. Wywołało to burzę a Tadeusz Jakubowicz, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie stwierdził, że: "Nie wiem, kto wpadał na ten pomysł, ale to niedopuszczalne, by żydowskie symbole religijne umieszczane były na ręczniku" i dodał, że w tej sprawie będzie interweniował...
Rozumiem oburzenie w tym momencie Żydów.
Fajnie byłoby też gdyby, nawet w drobniejszych sprawach, szanowali też przedstawicieli innych narodów w tym m.in. Turków... tyko tak, żeby nie narazać się na zarzuty hipokryzji lub nawet gorsze.
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Konkurs Blog Roku - moje trzy grosze...
Witam
Na salonie24 - ale nie tylko - pojawiło się kilka tekstów dotyczących słuszności bądź nie uczestnictwa w konkursie na blog Roku 2009, który to konkurs jest organizowany przez obecny establishment III RP w postaci ITI (TVN) i jego Onetu.pl.
Wielu blogerów zgłosiło swoje blogi do konkursu a zarazem opublikowało niejako " swoją spowiedź" wyznając, ze decyzja ta jest z pogranicza grzechu, ale w "imię wyższych" idei należało go popełnić.
Nie mam zamiaru oceniać ich decyzji i polemizować z ich argumentami. Każdy podejmuje decyzje, które uważa za dobre dla siebie i swojego bloga.
W tym miejscu chciałbym jedynie przedstawić swoje powody, które a'priori zdecydowały, że ja osobiście nie zgłosiłem swojego bloga do tegoż konkursu.
I. Konkurs ten jest oczywiście zabawą mającą na celu (chyba) promocję twórczości blogerskiej. Pozwala na zmierzenie się i sportową rywalizację z innymi oraz może dać satysfakcję niemalże artystyczną z faktu docenienia przez czytelników zawartości określonych blogów a tym samym ich twórców.
Tylko ja nie zgadzam się na zabawę, która kosztuje i pozwala zarobić organizatorom. Nie zgadzam się również na to aby, ostateczny szlif listy rankingowej dokonywali dziennikarze dobierani przez onet.pl a ponadto żeby to byli tylko dziennikarze "oficjalni" bez reprezentacji środowiska blogerów (chociażby nagrodzonych w poprzednich latach).
II. (i wynikające z pierwszego): Blogi i blogerzy (na co wielu wskazuje) są niejako konkurencją dla owych dziennikarzy, konkurencją dla nich niebezpieczną bo nie ograniczoną zobowiązaniami wynikającymi chociażby z faktu zatrudnienia w określonych mediach i pobierania pensji za swą pracę.
Jest oczywistością, że OBIEKTYWIZM i ETYKA DZIENNIKARSKI mediów mainstreamowych jest FIKCJĄ i MITEM. Są one częścią salonu, który wspiera układ III RP.
Zasadniczą rolą i powinnością dziennikarzy (tzw. IV władzy) w ogromnym skrócie jest pokazywanie prawdy i patrzenie "na ręce" rządzącym. To przecież Oni decydują o Naszym losie i wpływają na Nasze decyzje. To Oni a nie opozycja mają rzeczywisty wpływ na Polskę, na jej teraźniejszość i przyszłość.
Powinnością więc dziennikarzy jest m.in. wskazywanie na popełniane przez rządzących błędy i napiętnowanie ewentualnej nieudolności.
I tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy: w polskich mediach wszystko odwróciło się do góry nogami. Zamiast patrzeć na ręce rządowi mającemu realny wpływ na sytuację wewnętrzną i zewnętrzną Polski, media skupiają się na śledzeniu poczynań i krytykowaniu opozycji oraz obecnego prezydenta.
Oczywiście trzeba również oceniać ich rolę jaką odgrywają i ich działania, ale na dzień dzisiejszy to PO podejmuje (albo nie podejmuje w ogóle) najważniejsze decyzje dla Polaków (przecież tak naprawdę rola prezydenta jest li tylko - pomimo jego pohukiwań - w większości reprezentacyjna).
Można zadać pytanie: Dlaczego tak się dzieje?.
Nie wdając się w dywagacje natury socjologicznej przyczyn jest kilka albo i więcej, które działając jednocześnie wiążą ręce polskim dziennikarzom. Oto kilka z nich:
1. O wiele łatwiej krytykować poczynania PIS-u kojarzonego niestety z pewną "zaściankowością" niż "światowych" przedstawicieli PO kreujących się na realizatorów zapowiadanego cudu społeczno-gospodarczo-politycznego Polski. Łatwość ta wynika m.in. z faktu, iż hasło PIS jest opisane dogłębnie i jednoznacznie (często nieprawdziwie) i tkwi w powszechnej świadomości społecznej jako synonim (sorry za ekwilibrystykę słowną): katolicyzmu, ograniczonego myślenia narodowego, antyeuropejskości, właśnie zaściankowości, antyrosyjskości, antywykształciuchowości (braku wykształcenia i inteligencji), rodiomaryjności, itd. Większość tych cech (niestety, których powstanie sprowokował sam PIS) jest obca liberalnemu środowisku dziennikarskiemu, gdzie raczej króluje europejskość i laickość. Więc łatwiej krytykować obce sobie poglądy społeczno-polityczne promując jednocześnie swoje własne wartości (które werbalnie są wyrażane przez PO), nie narażając się jednocześnie na przypisanie sobie łatek cechujących (często niesprawiedliwie i fałszywie) PIS. A poza tym krytyka PO wymaga (z różnych względów) nakładów większej ilości pracy dziennikarskiej, a każdy człowiek, w tym również dziennikarz, jest z natury leniwy i nie lubi niepotrzebnie się przepracowywać,
2. Poparcie społeczne, czym dalej jestem zdziwiony, jest bardzo duże dla PO, więc akceptacja jej krytyki jest zdecydowanie mała. Wiąże się to z takim oto faktem, że dziennikarze krytykując PIS najzwyczajniej w świecie "przymilają" się do odbiorców (każdy potrzebuje pochwał i akceptacji - jesteśmy tylko ludźmi, dziennikarze też). Niebagatelne znaczenie ma tu też akceptacja i pochwały samego (ekskluzywnego a nie inkluzyjnego) środowiska mediów,
3. W związku z powyższymi (ale nie tylko) krytyka PO jest w tym środowisko niemodna. Naraża dziennikarzy na ostracyzm i śmieszność towarzyską, a dziennikarze to w większości rozrywkowi ludzie charakteryzujący się typowymi cechami ludzi reprezentujących większość wolnych zawodów. Dla nich w/w ostracyzm bywa katastrofą osobistą,
4. Dziennikarze, oczywiście zdając sobie sprawę z kompletnej klęski obecnego rządu, wybierają według nich (być może w dobrej wierze) "mniejsze zło" niż ewentualny powrót do władzy PIS-u,
5. W Polsce występuje ogromny nacisk i wpływanie wydawców i właścicieli mediów prywatnych na dziennikarzy i treść ich wypowiedzi. Nie jest tajemnicą, że owi włodarze związani są oni albo z dawna lewicą, albo z obecną ekipą rządzącą (jako kontynuatorzy dziwnych umów "przy okrągłym stole"). Dziennikarze nie są samobójcami... muszą przecież z czegoś żyć a media niezależne słabo płacą i mają niskie nakłady. To jak daleko obecnie posunięta jest w środowisku dziennikarskim autocenzura to mogą tylko opowiedzieć tylko dziennikarze (jeżeli zechcą). Już dawno prześcignęła swą mocą zewnętrzną cenzurę komunistyczną. Zresztą o tej faktycznej cenzurze możemy się przekonać sami, wysyłając w różnych portalach niewygodne ale inteligentne komentarze krytykujące PO lub linię polityczną danego medium (te tzw. chamskie są z reguły puszczane dla udowodnienia głupoty zwolenników PIS lub przeciwników jedynie słusznego PO). Ile to razy taki komentarz jest wycinany przez moderatora lub publikowany z takim opóźnieniem żeby nie pojawił się na pierwszej stronie komentarzy. Sam doświadczyłem i doświadczam tego wielokrotnie (nawiasem mówiąc: po co moderatorzy?),
6. Stworzony przez rząd Tuska PR-owy obraz jego funkcjonowania był możliwy do budowy tylko przy pomocy mediów, które z ochotą dawały się wykorzystywać przez PO w tym względzie (a może to media w postaci ich włodarzy, realizując swoje i swoich przyjaciół poltyczno-gospodarczych cele, wykorzystały i wykorzystują PO?). Trudno więc teraz odwracać się mediom od już przyjętej przez ich wydawców i właścicieli linii politycznej a dziennikarzom negować wcześniejsze, własne teksty. Zresztą najtrudniej człowiekowi przyznać się do błędu, do własnej pomyłki, a jeżeli ona dotyczy również własnych wartości i przekonań to tym bardziej jest to trudne i może być przez dziennikarza uważane jako jego kompromitacja. Więc lepiej kurczowo trzymać się trzeba wcześniejszych wypowiedzi, łagodząc znaczenie wpadek obecnie miłościwie nam panujących,
7. No i wreszcie: każda słuszna skądinąd krytyka rządu i jego nieudolnych poczynań w konsekwencji uderza bezpośrednio w Jego Ekscelencję Donalda Tuska, który przecież musi wygrać wybory prezydenckie. A ewentualna jego przegrana byłaby katastrofą dla: mediów prywatnych, tzw. "pookragłostołowej" polskiej klasy politycznej, rodzimego i zagranicznego kapitału (nie tylko polskiego), pajęczyny dawnych różnej maści agentów pochowanych i przechowywanych w różnego rodzaju instytucjach nie tylko prywatnych... no a przede wszystkim zakończyłaby karierę polityczną Tuska i być może PO jako partii politycznej.
To wszystko powyżej i wiele jeszcze innych czynników sprawia, że niestety obecnie obiektywizm dziennikarski i powszechnie rozumiana etyka dziennikarska są fikcją (oczywiście można się zastanowić czy taki obiektywizm jest w ogóle możliwy, ale teraz nie ma nawet jego namiastki w większości mediów i u większości dziennikarzy).
Ja osobiście nie godzę się aby nieobiektywne i kłamliwe media oraz ich dziennikarze oceniali moje teksty oraz poprzez uczestniczenie w konkursie nie chcę stać się owych mediów niejako częścią.
III. Jeden z blogerów uzasadniając swoją decyzję o uczestnictwie w konkursie wskazał na fakt, że jego teksty są ignorowane nawet przez ideologicznie mu bliskie media i że "w jakiś tajemniczy sposób Walterowi zależy, a Sakiewiczowi nie" (na promowaniu blogów i blogerów). Otóż ogólna niechęć do blogerów prezentowana nawet przez nie mainstreamowe media, jak wskazałem, wynika z ochrony własnej pozycji i subiektywnego zagrożenia własnej egzystencji dziennikarskiej. Ale istotniejszy jest, w tym kontekście, owy tajemniczy powód, dla którego akurat Walterowi zależy. Nie wnikając zanadto w głębię źródeł takiej postawy - temu człowiekowi pierwotnie nie ufam i nie zamierzam np. zostać "skanalizowany" ( i mój blog) oficjalnym uczestnictwem w jego imprezie.
IV. Kolejnym powodem mojej niechęci "prostytuowania się" są wszystkie okoliczności związane z hucpą i atakiem na Katarynę, jej teksty i ujawnienie jej personaliów (temat chyba nie wymaga rozwinięcia),
V. Mój blog i teksty tam publikowane tworzę dla siebie i ludzi, moich czytelników. I tych, którzy zgadzają się z moimi poglądami i tych, którzy są moimi oponentami i adwersarzami. Stąd swoje noty prezentuję na różnych forach. Oprócz mojego autorskiego bloga na bloggerze, także na s24.pl, blogmedia24.pl, niepoprawni.pl. Ponadto, co może być zaskoczeniem także na onecie.pl (blogu i artykułach w zakładce "Waszym zdaniem") oraz na zupełnie obcym dla mnie ideologicznie portalu pardon.pl. Dlaczego? Bo chcę z nimi dotrzeć do jak najszerszego grona ludzi (nawet wobec mnie wrogich) i z nimi dyskutować poznając ich opinie i poglądy. Ale cały czas pozostaję sobą i jeżeli jestem cztany oraz wywołuję kontrowersje to dzięki swoim tekstom a nie dlatego, że w jakimś oficjalnym konkursie zająłem jakieś tam miejsce. Dla mnie ważna jest jakość mojego tekstu i komentarzy do nich (stąd nigdy nikogo nie banuję, nie usuwam komentarzy... jedynie ewentualnie ignoruję) a nie sztuczna rywalizacja z innymi blogerami. Tym bardziej, że jest wprost niemożliwym obiektywne dokonanie gradacji blogów!... sadzę np., że gdybym pisał o seksie, dewiacjach seksualnych, erotyzmie i wyskokach erotycznych polskich polityków i celebrytów to mój blog znalazłby się w czołówce... ale czy znaczy to, że oddawałoby to jego faktyczną wartość?
Z powyższych i jeszcze też wielu innych powodów będę dalej pisał nawet, gdyby okazało się, że tylko na "Berdyczów". Bowiem to lubię... nawet tylko dla samego siebie... a konkursy zostawiam innym...
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Na salonie24 - ale nie tylko - pojawiło się kilka tekstów dotyczących słuszności bądź nie uczestnictwa w konkursie na blog Roku 2009, który to konkurs jest organizowany przez obecny establishment III RP w postaci ITI (TVN) i jego Onetu.pl.
Wielu blogerów zgłosiło swoje blogi do konkursu a zarazem opublikowało niejako " swoją spowiedź" wyznając, ze decyzja ta jest z pogranicza grzechu, ale w "imię wyższych" idei należało go popełnić.
Nie mam zamiaru oceniać ich decyzji i polemizować z ich argumentami. Każdy podejmuje decyzje, które uważa za dobre dla siebie i swojego bloga.
W tym miejscu chciałbym jedynie przedstawić swoje powody, które a'priori zdecydowały, że ja osobiście nie zgłosiłem swojego bloga do tegoż konkursu.
I. Konkurs ten jest oczywiście zabawą mającą na celu (chyba) promocję twórczości blogerskiej. Pozwala na zmierzenie się i sportową rywalizację z innymi oraz może dać satysfakcję niemalże artystyczną z faktu docenienia przez czytelników zawartości określonych blogów a tym samym ich twórców.
Tylko ja nie zgadzam się na zabawę, która kosztuje i pozwala zarobić organizatorom. Nie zgadzam się również na to aby, ostateczny szlif listy rankingowej dokonywali dziennikarze dobierani przez onet.pl a ponadto żeby to byli tylko dziennikarze "oficjalni" bez reprezentacji środowiska blogerów (chociażby nagrodzonych w poprzednich latach).
II. (i wynikające z pierwszego): Blogi i blogerzy (na co wielu wskazuje) są niejako konkurencją dla owych dziennikarzy, konkurencją dla nich niebezpieczną bo nie ograniczoną zobowiązaniami wynikającymi chociażby z faktu zatrudnienia w określonych mediach i pobierania pensji za swą pracę.
Jest oczywistością, że OBIEKTYWIZM i ETYKA DZIENNIKARSKI mediów mainstreamowych jest FIKCJĄ i MITEM. Są one częścią salonu, który wspiera układ III RP.
Zasadniczą rolą i powinnością dziennikarzy (tzw. IV władzy) w ogromnym skrócie jest pokazywanie prawdy i patrzenie "na ręce" rządzącym. To przecież Oni decydują o Naszym losie i wpływają na Nasze decyzje. To Oni a nie opozycja mają rzeczywisty wpływ na Polskę, na jej teraźniejszość i przyszłość.
Powinnością więc dziennikarzy jest m.in. wskazywanie na popełniane przez rządzących błędy i napiętnowanie ewentualnej nieudolności.
I tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy: w polskich mediach wszystko odwróciło się do góry nogami. Zamiast patrzeć na ręce rządowi mającemu realny wpływ na sytuację wewnętrzną i zewnętrzną Polski, media skupiają się na śledzeniu poczynań i krytykowaniu opozycji oraz obecnego prezydenta.
Oczywiście trzeba również oceniać ich rolę jaką odgrywają i ich działania, ale na dzień dzisiejszy to PO podejmuje (albo nie podejmuje w ogóle) najważniejsze decyzje dla Polaków (przecież tak naprawdę rola prezydenta jest li tylko - pomimo jego pohukiwań - w większości reprezentacyjna).
Można zadać pytanie: Dlaczego tak się dzieje?.
Nie wdając się w dywagacje natury socjologicznej przyczyn jest kilka albo i więcej, które działając jednocześnie wiążą ręce polskim dziennikarzom. Oto kilka z nich:
1. O wiele łatwiej krytykować poczynania PIS-u kojarzonego niestety z pewną "zaściankowością" niż "światowych" przedstawicieli PO kreujących się na realizatorów zapowiadanego cudu społeczno-gospodarczo-politycznego Polski. Łatwość ta wynika m.in. z faktu, iż hasło PIS jest opisane dogłębnie i jednoznacznie (często nieprawdziwie) i tkwi w powszechnej świadomości społecznej jako synonim (sorry za ekwilibrystykę słowną): katolicyzmu, ograniczonego myślenia narodowego, antyeuropejskości, właśnie zaściankowości, antyrosyjskości, antywykształciuchowości (braku wykształcenia i inteligencji), rodiomaryjności, itd. Większość tych cech (niestety, których powstanie sprowokował sam PIS) jest obca liberalnemu środowisku dziennikarskiemu, gdzie raczej króluje europejskość i laickość. Więc łatwiej krytykować obce sobie poglądy społeczno-polityczne promując jednocześnie swoje własne wartości (które werbalnie są wyrażane przez PO), nie narażając się jednocześnie na przypisanie sobie łatek cechujących (często niesprawiedliwie i fałszywie) PIS. A poza tym krytyka PO wymaga (z różnych względów) nakładów większej ilości pracy dziennikarskiej, a każdy człowiek, w tym również dziennikarz, jest z natury leniwy i nie lubi niepotrzebnie się przepracowywać,
2. Poparcie społeczne, czym dalej jestem zdziwiony, jest bardzo duże dla PO, więc akceptacja jej krytyki jest zdecydowanie mała. Wiąże się to z takim oto faktem, że dziennikarze krytykując PIS najzwyczajniej w świecie "przymilają" się do odbiorców (każdy potrzebuje pochwał i akceptacji - jesteśmy tylko ludźmi, dziennikarze też). Niebagatelne znaczenie ma tu też akceptacja i pochwały samego (ekskluzywnego a nie inkluzyjnego) środowiska mediów,
3. W związku z powyższymi (ale nie tylko) krytyka PO jest w tym środowisko niemodna. Naraża dziennikarzy na ostracyzm i śmieszność towarzyską, a dziennikarze to w większości rozrywkowi ludzie charakteryzujący się typowymi cechami ludzi reprezentujących większość wolnych zawodów. Dla nich w/w ostracyzm bywa katastrofą osobistą,
4. Dziennikarze, oczywiście zdając sobie sprawę z kompletnej klęski obecnego rządu, wybierają według nich (być może w dobrej wierze) "mniejsze zło" niż ewentualny powrót do władzy PIS-u,
5. W Polsce występuje ogromny nacisk i wpływanie wydawców i właścicieli mediów prywatnych na dziennikarzy i treść ich wypowiedzi. Nie jest tajemnicą, że owi włodarze związani są oni albo z dawna lewicą, albo z obecną ekipą rządzącą (jako kontynuatorzy dziwnych umów "przy okrągłym stole"). Dziennikarze nie są samobójcami... muszą przecież z czegoś żyć a media niezależne słabo płacą i mają niskie nakłady. To jak daleko obecnie posunięta jest w środowisku dziennikarskim autocenzura to mogą tylko opowiedzieć tylko dziennikarze (jeżeli zechcą). Już dawno prześcignęła swą mocą zewnętrzną cenzurę komunistyczną. Zresztą o tej faktycznej cenzurze możemy się przekonać sami, wysyłając w różnych portalach niewygodne ale inteligentne komentarze krytykujące PO lub linię polityczną danego medium (te tzw. chamskie są z reguły puszczane dla udowodnienia głupoty zwolenników PIS lub przeciwników jedynie słusznego PO). Ile to razy taki komentarz jest wycinany przez moderatora lub publikowany z takim opóźnieniem żeby nie pojawił się na pierwszej stronie komentarzy. Sam doświadczyłem i doświadczam tego wielokrotnie (nawiasem mówiąc: po co moderatorzy?),
6. Stworzony przez rząd Tuska PR-owy obraz jego funkcjonowania był możliwy do budowy tylko przy pomocy mediów, które z ochotą dawały się wykorzystywać przez PO w tym względzie (a może to media w postaci ich włodarzy, realizując swoje i swoich przyjaciół poltyczno-gospodarczych cele, wykorzystały i wykorzystują PO?). Trudno więc teraz odwracać się mediom od już przyjętej przez ich wydawców i właścicieli linii politycznej a dziennikarzom negować wcześniejsze, własne teksty. Zresztą najtrudniej człowiekowi przyznać się do błędu, do własnej pomyłki, a jeżeli ona dotyczy również własnych wartości i przekonań to tym bardziej jest to trudne i może być przez dziennikarza uważane jako jego kompromitacja. Więc lepiej kurczowo trzymać się trzeba wcześniejszych wypowiedzi, łagodząc znaczenie wpadek obecnie miłościwie nam panujących,
7. No i wreszcie: każda słuszna skądinąd krytyka rządu i jego nieudolnych poczynań w konsekwencji uderza bezpośrednio w Jego Ekscelencję Donalda Tuska, który przecież musi wygrać wybory prezydenckie. A ewentualna jego przegrana byłaby katastrofą dla: mediów prywatnych, tzw. "pookragłostołowej" polskiej klasy politycznej, rodzimego i zagranicznego kapitału (nie tylko polskiego), pajęczyny dawnych różnej maści agentów pochowanych i przechowywanych w różnego rodzaju instytucjach nie tylko prywatnych... no a przede wszystkim zakończyłaby karierę polityczną Tuska i być może PO jako partii politycznej.
To wszystko powyżej i wiele jeszcze innych czynników sprawia, że niestety obecnie obiektywizm dziennikarski i powszechnie rozumiana etyka dziennikarska są fikcją (oczywiście można się zastanowić czy taki obiektywizm jest w ogóle możliwy, ale teraz nie ma nawet jego namiastki w większości mediów i u większości dziennikarzy).
Ja osobiście nie godzę się aby nieobiektywne i kłamliwe media oraz ich dziennikarze oceniali moje teksty oraz poprzez uczestniczenie w konkursie nie chcę stać się owych mediów niejako częścią.
III. Jeden z blogerów uzasadniając swoją decyzję o uczestnictwie w konkursie wskazał na fakt, że jego teksty są ignorowane nawet przez ideologicznie mu bliskie media i że "w jakiś tajemniczy sposób Walterowi zależy, a Sakiewiczowi nie" (na promowaniu blogów i blogerów). Otóż ogólna niechęć do blogerów prezentowana nawet przez nie mainstreamowe media, jak wskazałem, wynika z ochrony własnej pozycji i subiektywnego zagrożenia własnej egzystencji dziennikarskiej. Ale istotniejszy jest, w tym kontekście, owy tajemniczy powód, dla którego akurat Walterowi zależy. Nie wnikając zanadto w głębię źródeł takiej postawy - temu człowiekowi pierwotnie nie ufam i nie zamierzam np. zostać "skanalizowany" ( i mój blog) oficjalnym uczestnictwem w jego imprezie.
IV. Kolejnym powodem mojej niechęci "prostytuowania się" są wszystkie okoliczności związane z hucpą i atakiem na Katarynę, jej teksty i ujawnienie jej personaliów (temat chyba nie wymaga rozwinięcia),
V. Mój blog i teksty tam publikowane tworzę dla siebie i ludzi, moich czytelników. I tych, którzy zgadzają się z moimi poglądami i tych, którzy są moimi oponentami i adwersarzami. Stąd swoje noty prezentuję na różnych forach. Oprócz mojego autorskiego bloga na bloggerze, także na s24.pl, blogmedia24.pl, niepoprawni.pl. Ponadto, co może być zaskoczeniem także na onecie.pl (blogu i artykułach w zakładce "Waszym zdaniem") oraz na zupełnie obcym dla mnie ideologicznie portalu pardon.pl. Dlaczego? Bo chcę z nimi dotrzeć do jak najszerszego grona ludzi (nawet wobec mnie wrogich) i z nimi dyskutować poznając ich opinie i poglądy. Ale cały czas pozostaję sobą i jeżeli jestem cztany oraz wywołuję kontrowersje to dzięki swoim tekstom a nie dlatego, że w jakimś oficjalnym konkursie zająłem jakieś tam miejsce. Dla mnie ważna jest jakość mojego tekstu i komentarzy do nich (stąd nigdy nikogo nie banuję, nie usuwam komentarzy... jedynie ewentualnie ignoruję) a nie sztuczna rywalizacja z innymi blogerami. Tym bardziej, że jest wprost niemożliwym obiektywne dokonanie gradacji blogów!... sadzę np., że gdybym pisał o seksie, dewiacjach seksualnych, erotyzmie i wyskokach erotycznych polskich polityków i celebrytów to mój blog znalazłby się w czołówce... ale czy znaczy to, że oddawałoby to jego faktyczną wartość?
Z powyższych i jeszcze też wielu innych powodów będę dalej pisał nawet, gdyby okazało się, że tylko na "Berdyczów". Bowiem to lubię... nawet tylko dla samego siebie... a konkursy zostawiam innym...
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
czwartek, 14 stycznia 2010
Aborcja czy Antykoncepcja? - koniec hipokryzji
Wiam
Wiem, że temat ten jest już oklepany do bólu. Powiedziano niemal już wszystko. Mimo tego czuje potrzebę spisania na moim blogu kilku własnych refleksji. Tak dla siebie a może Was to zainteresuje.
Otóż od zawsze byłem, szczególnie w czasach studenckich jako liberał (teraz jest inaczej) zwolennikiem aborcji.
Moje poglądy wczesnej młodości, czysto liberalne, akceptowały ją bezwarunkowo. To kobieta winna decydować, czy urodzić dziecko! tak myślałem jeszcze kilkanaście lat temu.
Przemawiało za to wiele argumentów w czym i tak nie przebiję feministek, liberałów i lewicowców różnej maści.
Do mnie docierał tak naprawdę tylko jeden: przyszłe dobro dziecka. Dziecko niechciane, wychowywane z konieczności będzie nieszczęśliwe, dziecko oddane do Domu Dziecka również, dziecko, którego urodzenie może grozić śmiercią kobiety uniemożliwiając jej wychowywanie już posiadanych dzieci lub mogących się narodzić w przyszłości też nie jest wskazane.
Tak rozumiałem konieczność dopuszczalności aborcji.
Obecnie przychylam się tylko do jednej możliwości dokonywania aborcji: kiedy ciąża może grozić z pewnością utratą życia kobiety w niej będącej.
POZA TYM KAŻDY MAŁY CZŁOWIECZEK MA PRAWO ŻYĆ NIEZALEŻNIE OD TEGO CZY JEST 1-TYGODNIOWYM MALCEM CZY 36-TYGODNIOWYM BRZDĄCEM.
I nie jest tu istotna sytuacja materialna kobiety: dziecko można oddać do adopcji nawet gdy pochodzi z gwałtu (ilu ludzi na to czeka), upośledzenie dziecka chorobą nieśmiertelną lub też niewcześnie śmiertelną też nie jest powodem aborcji (widzieliście kiedyś ile ciepła, radości życia przejawiają dzieci np. z chorobą Downa?
Bywają bardziej ludzkie niż niejedne zdrowe dzieci źle wychowywane, zresztą je można również oddać bez konsekwencji. A już widzimisię kobiet z bożej łaski, które dla własnej tylko wygody, bez żadnych skrupułów dokonują aborcji, jest nie do zaakceptowania.
Życie ludzkie w każdej formie godne jest gloryfikacji w najwyższym stopniu.
I tu powstaje zasadnicze pytanie o początek życia człowieka. Nie rozpisując się zbytnio i nie wchodząc w dywagacje pseudonaukowców: ZAPŁODNIONA KOMÓRKA JEST POCZĄTKIEM ŻYCIA LUDZKIEGO. Od pierwszej milisekundy zapłodnienia rozpoczyna się proces życia rozwija się człowiek.
Jaka jest różnica pomiędzy zatrzymaniem tego rozwoju przed 12 a po 12 tygodniu jego trwania? Żadna.
Z powyższego płynie jeden tylko wniosek, być może kontrowersyjny, ale właśnie czytelność jego sprecyzowania winna wywołać dyskusje.
NAJWAŻNIEJSZE JEST, JEŻELI NIE CHCE SIĘ MIEĆ DZIECI, NIEDOPUSZCZENIE DO ZAPŁODNIENIA, CZYLI POWSZECHNA ANTYKONCEPCJA (POZA SPIRALĄ, KTÓRA ZABIJA ZAPŁODNIONE JUŻ KOBIECE JAJECZKO ORAZ ŚRODKI WCZESNOPORONNE).
Jesteśmy tak stworzeni (dla niektórych przez Boga na jego podobieństwo), że - w przeciwieństwie do większości zwierząt nasz popęd seksualny występuje stale, niezależnie od okresu rui. Poza tym potrafimy jako ludzie cieszyć się z naszej seksualności. Udany sex, własna satysfakcja z życia erotycznego i szeroko rozumianego miłosnego jest nam niezbędna do prawidłowego funkcjonowania. Jest tak naprawdę podstawowym, obok miłości duchowej, motorem, i podstawą zadowolenia z życia i chęci do działania (niezależnie od wieku). Jeżeli Ktoś (niektórzy) sprowadzają akt seksualny li tylko do prokreacji to zabierają nam część człowieczeństwa i sprowadzają do poziomu zwierząt. Tak już jesteśmy stworzeni, że seks dla nas jest radością a nie karą za grzechy.
NIE CHCĄC WOBEC TEGO ZABIJAĆ NIENARODZONYCH A JEDNOCZEŚNIE REALIZUJĄC NASZE CZŁOWIECZEŃSTWO POWINNIŚMY ROBIĆ WSZYSTKO - JEŻELI AKURAT NIE CHCEMY TERAZ DZIECKA - ABY NIE DOPUŚCIĆ DO ZAPŁODNIENIA.
I tu z pomocą podąża współczesna medycyna.
Jest obecnie taki wybór środków antykoncepcyjnych, że swobodnie można się cieszyć z seksu bez obawy późniejszej ewentualnie myśli o aborcji. Ich skuteczność bywa już prawie 100%.
Oczywiście akt seksualny nie może być celem samym w sobie. Nasza seksualność jest naszym człowieka atutem. Cieszmy się nią ale odpowiedzialnie. Uświadamiajmy nasze dzieci na temat środków antykoncepcyjnych, wprowadźmy do szkół bezpłatne broszury na ten temat, uczmy piękna miłości dwojga ludzi, ale też i erotyzmu.
Chcąc nie zabijać nienarodzonych i zwiększyć dostępność środków antykoncepcyjnych walczmy o ich pełna refundację z NFZ.
Wiem, że dla niektórych taka perspektywa jest przerażająca i odrzucają ją a'prori, mając ku temu nieraz słuszne argumenty. Ale cóż jest lepsze: zabijanie nienarodzonych dzieci czy też walka o to żeby tego niechcianego zapłodnienia nie było?
Stawiam, jako przyczynek do dyskusji, tezę, że NIE MOŻNA BYĆ JEDNOCZEŚNIE PRZECIW ABORCJI I PRZECIW ANTYKONCEPCJI (pomijając środki i metody zabijające już zapłodnioną komórkę jajową).
I nie łudźmy się: młodzi ludzie będą coraz wcześniej rozpoczynali współżycie seksualne i uświadamiać ich winniśmy znacznie wcześniej (zanim rozpoznają u siebie własną seksualność) bo później może być za późno. I Nic tu nie pomoże uciekanie od tematu czy też nakazy, zakazy i wołanie z ambony.
Jakim złem jest aborcja- zobacz TU - zobaczcie cały film razem z gadką reżysera - UWAGA! SCENY DRASTYCZNE!.
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Wiem, że temat ten jest już oklepany do bólu. Powiedziano niemal już wszystko. Mimo tego czuje potrzebę spisania na moim blogu kilku własnych refleksji. Tak dla siebie a może Was to zainteresuje.
Otóż od zawsze byłem, szczególnie w czasach studenckich jako liberał (teraz jest inaczej) zwolennikiem aborcji.
Moje poglądy wczesnej młodości, czysto liberalne, akceptowały ją bezwarunkowo. To kobieta winna decydować, czy urodzić dziecko! tak myślałem jeszcze kilkanaście lat temu.
Przemawiało za to wiele argumentów w czym i tak nie przebiję feministek, liberałów i lewicowców różnej maści.
Do mnie docierał tak naprawdę tylko jeden: przyszłe dobro dziecka. Dziecko niechciane, wychowywane z konieczności będzie nieszczęśliwe, dziecko oddane do Domu Dziecka również, dziecko, którego urodzenie może grozić śmiercią kobiety uniemożliwiając jej wychowywanie już posiadanych dzieci lub mogących się narodzić w przyszłości też nie jest wskazane.
Tak rozumiałem konieczność dopuszczalności aborcji.
Obecnie przychylam się tylko do jednej możliwości dokonywania aborcji: kiedy ciąża może grozić z pewnością utratą życia kobiety w niej będącej.
POZA TYM KAŻDY MAŁY CZŁOWIECZEK MA PRAWO ŻYĆ NIEZALEŻNIE OD TEGO CZY JEST 1-TYGODNIOWYM MALCEM CZY 36-TYGODNIOWYM BRZDĄCEM.
I nie jest tu istotna sytuacja materialna kobiety: dziecko można oddać do adopcji nawet gdy pochodzi z gwałtu (ilu ludzi na to czeka), upośledzenie dziecka chorobą nieśmiertelną lub też niewcześnie śmiertelną też nie jest powodem aborcji (widzieliście kiedyś ile ciepła, radości życia przejawiają dzieci np. z chorobą Downa?
Bywają bardziej ludzkie niż niejedne zdrowe dzieci źle wychowywane, zresztą je można również oddać bez konsekwencji. A już widzimisię kobiet z bożej łaski, które dla własnej tylko wygody, bez żadnych skrupułów dokonują aborcji, jest nie do zaakceptowania.
Życie ludzkie w każdej formie godne jest gloryfikacji w najwyższym stopniu.
I tu powstaje zasadnicze pytanie o początek życia człowieka. Nie rozpisując się zbytnio i nie wchodząc w dywagacje pseudonaukowców: ZAPŁODNIONA KOMÓRKA JEST POCZĄTKIEM ŻYCIA LUDZKIEGO. Od pierwszej milisekundy zapłodnienia rozpoczyna się proces życia rozwija się człowiek.
Jaka jest różnica pomiędzy zatrzymaniem tego rozwoju przed 12 a po 12 tygodniu jego trwania? Żadna.
Z powyższego płynie jeden tylko wniosek, być może kontrowersyjny, ale właśnie czytelność jego sprecyzowania winna wywołać dyskusje.
NAJWAŻNIEJSZE JEST, JEŻELI NIE CHCE SIĘ MIEĆ DZIECI, NIEDOPUSZCZENIE DO ZAPŁODNIENIA, CZYLI POWSZECHNA ANTYKONCEPCJA (POZA SPIRALĄ, KTÓRA ZABIJA ZAPŁODNIONE JUŻ KOBIECE JAJECZKO ORAZ ŚRODKI WCZESNOPORONNE).
Jesteśmy tak stworzeni (dla niektórych przez Boga na jego podobieństwo), że - w przeciwieństwie do większości zwierząt nasz popęd seksualny występuje stale, niezależnie od okresu rui. Poza tym potrafimy jako ludzie cieszyć się z naszej seksualności. Udany sex, własna satysfakcja z życia erotycznego i szeroko rozumianego miłosnego jest nam niezbędna do prawidłowego funkcjonowania. Jest tak naprawdę podstawowym, obok miłości duchowej, motorem, i podstawą zadowolenia z życia i chęci do działania (niezależnie od wieku). Jeżeli Ktoś (niektórzy) sprowadzają akt seksualny li tylko do prokreacji to zabierają nam część człowieczeństwa i sprowadzają do poziomu zwierząt. Tak już jesteśmy stworzeni, że seks dla nas jest radością a nie karą za grzechy.
NIE CHCĄC WOBEC TEGO ZABIJAĆ NIENARODZONYCH A JEDNOCZEŚNIE REALIZUJĄC NASZE CZŁOWIECZEŃSTWO POWINNIŚMY ROBIĆ WSZYSTKO - JEŻELI AKURAT NIE CHCEMY TERAZ DZIECKA - ABY NIE DOPUŚCIĆ DO ZAPŁODNIENIA.
I tu z pomocą podąża współczesna medycyna.
Jest obecnie taki wybór środków antykoncepcyjnych, że swobodnie można się cieszyć z seksu bez obawy późniejszej ewentualnie myśli o aborcji. Ich skuteczność bywa już prawie 100%.
Oczywiście akt seksualny nie może być celem samym w sobie. Nasza seksualność jest naszym człowieka atutem. Cieszmy się nią ale odpowiedzialnie. Uświadamiajmy nasze dzieci na temat środków antykoncepcyjnych, wprowadźmy do szkół bezpłatne broszury na ten temat, uczmy piękna miłości dwojga ludzi, ale też i erotyzmu.
Chcąc nie zabijać nienarodzonych i zwiększyć dostępność środków antykoncepcyjnych walczmy o ich pełna refundację z NFZ.
Wiem, że dla niektórych taka perspektywa jest przerażająca i odrzucają ją a'prori, mając ku temu nieraz słuszne argumenty. Ale cóż jest lepsze: zabijanie nienarodzonych dzieci czy też walka o to żeby tego niechcianego zapłodnienia nie było?
Stawiam, jako przyczynek do dyskusji, tezę, że NIE MOŻNA BYĆ JEDNOCZEŚNIE PRZECIW ABORCJI I PRZECIW ANTYKONCEPCJI (pomijając środki i metody zabijające już zapłodnioną komórkę jajową).
I nie łudźmy się: młodzi ludzie będą coraz wcześniej rozpoczynali współżycie seksualne i uświadamiać ich winniśmy znacznie wcześniej (zanim rozpoznają u siebie własną seksualność) bo później może być za późno. I Nic tu nie pomoże uciekanie od tematu czy też nakazy, zakazy i wołanie z ambony.
Jakim złem jest aborcja- zobacz TU - zobaczcie cały film razem z gadką reżysera - UWAGA! SCENY DRASTYCZNE!.
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
środa, 13 stycznia 2010
Poznaliśmy linię obrony D. Tuska!
Witam
Wczorajszy program B. Wildsteina odsłonił, ustami PO-wego członka Komisji Hazardowej, ustaloną przez głównodowodzących PO linię obrony D. Tuska, przed niemalże 100% zarzutami o dokonanym przez Niego "przecieku" na temat prowadzonych przez CBA działaniach operacyjnych skierowanych na monitorowanie procesu powstawania ustaw hazardowych!
Taką tezę stawia też pytająco w swoim poście Stanisław Żaryn. Niejako potwierdza to, wysuwając jeszcze bardziej daleko idące podejrzenia, na niepoprawnych.pl Kataryna.
Główne przesłanie przyjętej strategii jest, konkludując, następujące: Premier celowo nigdy nie miał zamiaru nikogo ostrzegać przed działaniami CBA. Po prostu... po uzyskaniu informacji od CBA o jego działaniach postanowił to sprawdzić u źródła, czyli u Zbycha, Grzecha... i po części o Mira. I oczywistym jest, że nie miał żadnego wpływu na to, że z treści rozmowy "Chłopcy" mogli się domyślić o takowych działaniach i zaprzestać nagle podejrzanych działań i kontaktów. Ale przecież to już nie jego wina a wina inteligencji "Chłopców"!
Doprawdy... ekwilibrystyka godna najlepszych clownów intelektualnych!
Bo tak naprawdę każdy normalny człowiek śledzący Aferę Hazardową WIE, że jedynie Tusk mógł być źródłem przecieku.
Pisałem, że gdy mu się to udowodni to jest jego śmierć polityczna a więzienie to tylko kwestia czasu. Tusk i Schetyna walczą o życie swoje i o życie PO.
Kapica niejako udowodnił wczoraj, że źródłem przecieku jest de facto Premier, co w zestawieniu z datami, zachowaniami i rozmowami szemranego biznesu hazardowego staje się jasne...
I doprawdy... nie chodzi tu o oficjalne spotkania (tajne lub nie) Premiera z Chlebowskim i Schetyną!
Przecież te (to) spotkania miały jeden cel: wobec faktu, że CBA MUSIAŁO się domyślić (działania operacyjne, w tym podsłuchy), że "hazard" jakoś się dowiedział o prowadzonych przez ową służbę specjalną działaniach operacyjnych wobec ustaw hazardowych i ich twórców, Premier postanowił "zabezpieczyć się" taką oto narracją: Tak rozmawiałem ze Schetyną i Chlebowskim bowiem otrzymałem sygnał z CBA, ale nie byłem źródłem przecieku... widocznie Chlebowski czy Schetyna sami się domyślili, że służby monitorują proces "hazardowych ustaw"... więc jestem CZYSTY...
(a'propos: Premier nie powinien rozmawiać o tym z zainteresowanymi!).
A co z przeciekiem? Nie bądźmy śmieszni... D. TUSK i ferajna to przyjaciele. Wystarczyło, że Tusk szepnął po rozmowie z Kamińskim do Schetyny czy Chlebowskiego: Chłopaki CBA węszy wokół hazardu!... i tyle. Bez żadnych "oficjałek", przy kolacji czy też w hotelu rządowym...
Przecież to takie oczywiste... (chociaż mam nadzieję, że tak nie było!)
P.S.
W programie B. Wildsteina został także - w sprawie okoliczności i zasadności usunięcia M. Kamińskiego - "zmiażdżony" przez niego J. Gowin. Aż żal było patrzeć na Gowina, ale "kto z kim przystaje, takim się staje"... Jarosław Gowin jest niestety przykładem równania inelektualno-moralnego w dół aż do umoczenia w "szambie".
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Wczorajszy program B. Wildsteina odsłonił, ustami PO-wego członka Komisji Hazardowej, ustaloną przez głównodowodzących PO linię obrony D. Tuska, przed niemalże 100% zarzutami o dokonanym przez Niego "przecieku" na temat prowadzonych przez CBA działaniach operacyjnych skierowanych na monitorowanie procesu powstawania ustaw hazardowych!
Taką tezę stawia też pytająco w swoim poście Stanisław Żaryn. Niejako potwierdza to, wysuwając jeszcze bardziej daleko idące podejrzenia, na niepoprawnych.pl Kataryna.
Główne przesłanie przyjętej strategii jest, konkludując, następujące: Premier celowo nigdy nie miał zamiaru nikogo ostrzegać przed działaniami CBA. Po prostu... po uzyskaniu informacji od CBA o jego działaniach postanowił to sprawdzić u źródła, czyli u Zbycha, Grzecha... i po części o Mira. I oczywistym jest, że nie miał żadnego wpływu na to, że z treści rozmowy "Chłopcy" mogli się domyślić o takowych działaniach i zaprzestać nagle podejrzanych działań i kontaktów. Ale przecież to już nie jego wina a wina inteligencji "Chłopców"!
Doprawdy... ekwilibrystyka godna najlepszych clownów intelektualnych!
Bo tak naprawdę każdy normalny człowiek śledzący Aferę Hazardową WIE, że jedynie Tusk mógł być źródłem przecieku.
Pisałem, że gdy mu się to udowodni to jest jego śmierć polityczna a więzienie to tylko kwestia czasu. Tusk i Schetyna walczą o życie swoje i o życie PO.
Kapica niejako udowodnił wczoraj, że źródłem przecieku jest de facto Premier, co w zestawieniu z datami, zachowaniami i rozmowami szemranego biznesu hazardowego staje się jasne...
I doprawdy... nie chodzi tu o oficjalne spotkania (tajne lub nie) Premiera z Chlebowskim i Schetyną!
Przecież te (to) spotkania miały jeden cel: wobec faktu, że CBA MUSIAŁO się domyślić (działania operacyjne, w tym podsłuchy), że "hazard" jakoś się dowiedział o prowadzonych przez ową służbę specjalną działaniach operacyjnych wobec ustaw hazardowych i ich twórców, Premier postanowił "zabezpieczyć się" taką oto narracją: Tak rozmawiałem ze Schetyną i Chlebowskim bowiem otrzymałem sygnał z CBA, ale nie byłem źródłem przecieku... widocznie Chlebowski czy Schetyna sami się domyślili, że służby monitorują proces "hazardowych ustaw"... więc jestem CZYSTY...
(a'propos: Premier nie powinien rozmawiać o tym z zainteresowanymi!).
A co z przeciekiem? Nie bądźmy śmieszni... D. TUSK i ferajna to przyjaciele. Wystarczyło, że Tusk szepnął po rozmowie z Kamińskim do Schetyny czy Chlebowskiego: Chłopaki CBA węszy wokół hazardu!... i tyle. Bez żadnych "oficjałek", przy kolacji czy też w hotelu rządowym...
Przecież to takie oczywiste... (chociaż mam nadzieję, że tak nie było!)
P.S.
W programie B. Wildsteina został także - w sprawie okoliczności i zasadności usunięcia M. Kamińskiego - "zmiażdżony" przez niego J. Gowin. Aż żal było patrzeć na Gowina, ale "kto z kim przystaje, takim się staje"... Jarosław Gowin jest niestety przykładem równania inelektualno-moralnego w dół aż do umoczenia w "szambie".
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
wtorek, 12 stycznia 2010
GDZIE JEST PREMIER? - NA URLOPIE! ALE GDZIE?
Witam
Oj Nasz Premier to faktycznie "Leniwiec Pospolity".
Ledwo skończyły się Święta Bożego Narodzenia i Przywitanie Nowego Roku a Donald Tusk właśnie rozpoczął 5-dniowy urlop szlusując w tajemniczym miejscu z rodziną na nartach (wg. Centrum Informacyjnego Rządu).
Jak zauważają dziennikarze dla premiera polskiego rządu nie ma dobrego terminu na wyjazd na urlop. Oj nie ma! Bo zawsze jakoś zdarza mu się wyjeżdżać albo w możliwe do krytykowania miejsca, albo też w okresie, kiedy to Polska go najbardziej potrzebuje bądź dzieją się rzeczy ważne.
Wyjeżdżał już (co prawda niby służbowo) np. w maju 2008 r., do Peru i Chile, co wytykała mu drwiąco opozycja ("Myślę, że po powrocie z Machu Picchu aklimatyzacja w Polsce była dla premiera dosyć nieprzyjemna". - J.Wenderlich, a to tylko dość łagodna krytyka).
Nieprzychylnie się również wypowiadano na temat jego urlopu np. m.in. w Alpach a już lawina krytyki dotknęła Premiera, gdy "uciekł" na urlop podczas, gdy Polska zmagała się ze skutkami kryzysu gazowego Ukraina -Rosja....
No cóż... gdy coś się dzieje niedobrego Premier albo znika z mediów albo ucieka na urlop. A teraz same złe informacje: PO przegrała batalię o niedopuszczenie Kempy i Wassermana do Komisji Hazardowej a przecież to Premiera baaaardzoooo dotyczy, sondaże PO pikują w dół, Chłopcy około-spec-TW-owcy prawdopodobnie już podjęli decyzję o skreśleniu D. Tuska jako kandydata na Prezydenta. Teraz królują TW MUST i szczególnie wyciągnięty z buszu TW CAREX. I Komisja Hazardowa zaczęła przesłuchania... D. Tuskowi już się oberwało za "utajnianie spotkania z Kapicą" a to jeszcze nie koniec!
Nasz Premier postanowił więc się ewakuować i spoglądać na wydarzenia z daleka... w razie czego przecież może ewentualnie (w co wątpię) przedłużyć urlop na zawsze (pod warunkiem, że jest za granicą w kraju gdzie nie dokonuje się ekstradycji obywateli polskich do Ojczyzny)...
A może Ktoś z Was wie, gdzie Premier szlusuje na nartach?
Pozdrawiam
P.S. Rzuciła mi się w oczy taka oto informacja, ze Premier nie jedzie do Davos na szczyt ekonomiczny bo nie dostał zaproszenia. Za to Lech Kaczyński dostał i w Davos będzie. Na szczycie zarówno Premierzy jak Prezydenci będą reprezentowali swoje kraje np. politycy z Niemiec, Francji czy Turcji.
Ot zagwozdka, tym bardziej, że D. Tusk był w Davos rok temu. Czyżby i Wielki Świat już poznał się na "PUSTAKU" z Polski i może D. Tusk na nartach tez opłakuje to jawne zlekceważenie?
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Oj Nasz Premier to faktycznie "Leniwiec Pospolity".
Ledwo skończyły się Święta Bożego Narodzenia i Przywitanie Nowego Roku a Donald Tusk właśnie rozpoczął 5-dniowy urlop szlusując w tajemniczym miejscu z rodziną na nartach (wg. Centrum Informacyjnego Rządu).
Jak zauważają dziennikarze dla premiera polskiego rządu nie ma dobrego terminu na wyjazd na urlop. Oj nie ma! Bo zawsze jakoś zdarza mu się wyjeżdżać albo w możliwe do krytykowania miejsca, albo też w okresie, kiedy to Polska go najbardziej potrzebuje bądź dzieją się rzeczy ważne.
Wyjeżdżał już (co prawda niby służbowo) np. w maju 2008 r., do Peru i Chile, co wytykała mu drwiąco opozycja ("Myślę, że po powrocie z Machu Picchu aklimatyzacja w Polsce była dla premiera dosyć nieprzyjemna". - J.Wenderlich, a to tylko dość łagodna krytyka).
Nieprzychylnie się również wypowiadano na temat jego urlopu np. m.in. w Alpach a już lawina krytyki dotknęła Premiera, gdy "uciekł" na urlop podczas, gdy Polska zmagała się ze skutkami kryzysu gazowego Ukraina -Rosja....
No cóż... gdy coś się dzieje niedobrego Premier albo znika z mediów albo ucieka na urlop. A teraz same złe informacje: PO przegrała batalię o niedopuszczenie Kempy i Wassermana do Komisji Hazardowej a przecież to Premiera baaaardzoooo dotyczy, sondaże PO pikują w dół, Chłopcy około-spec-TW-owcy prawdopodobnie już podjęli decyzję o skreśleniu D. Tuska jako kandydata na Prezydenta. Teraz królują TW MUST i szczególnie wyciągnięty z buszu TW CAREX. I Komisja Hazardowa zaczęła przesłuchania... D. Tuskowi już się oberwało za "utajnianie spotkania z Kapicą" a to jeszcze nie koniec!
Nasz Premier postanowił więc się ewakuować i spoglądać na wydarzenia z daleka... w razie czego przecież może ewentualnie (w co wątpię) przedłużyć urlop na zawsze (pod warunkiem, że jest za granicą w kraju gdzie nie dokonuje się ekstradycji obywateli polskich do Ojczyzny)...
A może Ktoś z Was wie, gdzie Premier szlusuje na nartach?
Pozdrawiam
P.S. Rzuciła mi się w oczy taka oto informacja, ze Premier nie jedzie do Davos na szczyt ekonomiczny bo nie dostał zaproszenia. Za to Lech Kaczyński dostał i w Davos będzie. Na szczycie zarówno Premierzy jak Prezydenci będą reprezentowali swoje kraje np. politycy z Niemiec, Francji czy Turcji.
Ot zagwozdka, tym bardziej, że D. Tusk był w Davos rok temu. Czyżby i Wielki Świat już poznał się na "PUSTAKU" z Polski i może D. Tusk na nartach tez opłakuje to jawne zlekceważenie?
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Owsiak to pusty Indoktrynator czy Oszołom?
Witam
Tak teraz nocną porą, zawodowo gaworząc przez oovoo o kryzysie gospodarczym z moim przyjacielem w Stanach (tam jest wczesny wieczór) i po wymianie zdań też na temat naszej Orkiestry... poczułem, że muszę jakoś na koniec podsumować moje spojrzenie, zdanie i opinię o WOŚP, albo inaczej...
... abstrahując całkowicie od naprawdę szczytnej idei pomocy dzieciom (i nie tylko)...
...dokonać podsumowania TYLKO Jerzego* Owsiaka (Jurka Owsiaka a może Jureczka, Jerzyka albo... w mianowniku: George, Georges, Georg, Jorge, Jurij, Gheorghe, Giorgio, Gjergj, György, Jiří, Jordi, Jorge, Jürgen, Jöran... tak dla międzynarodowego towarzystwa).
* zapożyczone z grec. georgios - uprawiający rolę, rolnik, wieśniak (nie pejoratywnie)
(tekst jest parafrazą moich notek i komentarzy oraz informacji uzyskanych na forach internetowych)
Przez całą niedzielę unikałem jak tylko mogłem telewizyjnego widoku rozwydrzonego, kolorowego "clowna" a o WOŚP wypowiadałem się wyważenie (moje komentarze np. TU) doszukując się w niej różnych rzeczy: dobrych i złych z nastawianiem na pozytywy...
Niestety traf chciał, że mimo woli stałem się kilkuminutowym widzem Owsiakowych Igrzysk, tuż przed zakończeniem telewizyjnych relacji.
Złośliwość losu (inaczej tego nie mogę wytłumaczyć) sprawiła, że obok Owsiaka, którego szlachetną głowę okrywała jakaś kapitańska (czy inna) czapka.... zobaczyłem... w koszulce polo... Jana Krzysztofa Bieleckiego.
Panowie sobie kadzili, ściskali i stukali się rączkami, JKB próbował grać na jakimś instrumencie (nie zagrało... hm) i ofiarował jałmużnę w postaci jakiegoś tam młoteczka Prezesa Banku...
I krew mnie zalała.
Dlaczego? Poniżej krótki opis sytuacyjny powodujący wzburzenie mojej krwi na widok Jana Krzysztofa Bieleckiego.
/Agresywna gra na kursie polskiej waluty w połączeniu z - mającymi charakter "oszukańczych" - asymetrycznymi opcjami walutowymi (czerwiec 2008 - marzec 2009) mogły spowodować według różnych szacunków wyprowadzenia z Polski od 50 do 150 mld złotych (a dodając do tego kategorię utraconych zysków polskich firm, koszty bankructwa - to kwoty te mogą okazać się wyższe!). I to wszystko przy biernej postawie naszego rządu i niejasnej roli takich panów jak np. K. Marcinkiewicz czy C. Stypułkowski. Największymi "agresorami" byli w tym czasie (i nadal są): J.P.Morgan, Goldman Sachs, UniCredito(i jego ramię w Polsce PKO SA wówczas kierowana przez przyjaciela i mentora Donalda Tuska Pana J.K. Bieleckiego). Teraz ÓW przyjaciel Jana Krzysztofa Bieleckiego sprzeciwia się możliwości wystosowywania zbiorowych pozwów przez pokrzywdzone na opcjach polskie przedsiębiorstwa/.
I jeszcze jedna irytacja, która mnie zniesmaczyła już zupełnie.... na pierwszym planie ekranu TV powiewały dwie flagi: Owsiakowej WOSP i ... Niemiecka!... rzut kamery na całe studio... gdzieś w kącie jeszcze flaga brytyjska..., ale w szerokim kadrze ANI JEDNEJ POLSKIEJ!!!
A dzisiaj (wczoraj) jeszcze te wywiady, rzucanie oszołomami, wyzwiskami i szmatami... a wszystko to w atmosferze jakiejś chorobliwej mitomanii i megalomanii, urojeń własnej wielkości i ogromnego żalu do świata, że w całości nie całuje go po stopach...
Tak sobie na stronach TVP obejrzałem jeszcze kilka scenek z J. Owsiakiem w roli głównej i naszła mnie refleksja a'propos właśnie tych oszołomów...
...Tak, bez żadnego fanatyzmu i zacietrzewienia. Na chłodno, bez egzaltacji i emocji... moim oczom ukazał się taki oto widok:
"Mężczyzna, lat 56. Żółta koszula, czerwone (albo w innym jaskrawym kolorze) spodnie, czerwone okulary. Skacze, śmieje się, rży, wyje, wydziera się udając młokosa. Gaworzy coś: "Róbta co chceta". Przeżywa za każdym razem orgazmową egzaltację widząc kamerę przed oczyma. Całuje się z każdym i wdzięczy się do każdego... tym mocniej im ten Ktoś jest ważniejszy politycznie lub ma więcej pieniędzy. Jego słownictwo i zachowanie jest identyczne przez 20 lat - tak jakby się zatrzymał w dojrzewaniu emocjonalnym, intelektualnym i społecznym na poziomie owego 36 latka (który z kolei zatrzymał się na poziomie 16-latka)... i ciągle coś krzyczy... i zawsze do utraty głosu i wielkiej chrypy... no i jeszcze puszcza światełka nie ku górze w stronę nieba... ALE DO SAMEGO NIEBA!..."
Tak bez żadnej złośliwości... czy to może jakiś śmieszny OSZOŁOM?, czy może tylko śmieszny OSZOŁOM?, czy już nie OSZOŁOM, ale jakiś inny PRZYPADEK?
Pozdrawiam
P.S. I tak tylko mimochodem zacząłem się zastanawiać nad firmą: "Złoty Melon" Sp. z o.o., która jest jednoosobową spółką z ograniczona odpowiedzialnością założoną i zarządzaną samodzielnie przez Jerzego Owsiaka.
Tak w swoim zastanowieniu w sumie już wcale się nie zdziwiłem się, że Fundacja WOŚP posiada 100% udziałów tej spółki, których wartość (według sprawozdania finansowego WSOP za 2008 rok str. 5) wynosi 1,55 mln zł.
Złoty Melon zaś zajmuje się m.in.: organizacją imprez - w tym jednego z większych plenerowych festiwali, jakie odbywają się w Europie - Przystanku Woodstock; wydawaniem płyt DVD z polską muzyką rockową w wersji "live" (przede wszystkim zarejestrowanymi podczas Festiwali Przystanek Woodstock); aktywnym udziałem w organizacji Finałów Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy; prowadzeniem szkoleń z zakresu resuscytacji krążeniowo oddechowej, pierwszej pomocy i defibrylacji (we współpracy z Fundacją WOŚP oraz instruktorami certyfikowanymi przez American Heart Association).
I tak już w zupełnej niewiedzy zacząłem zastanawiać się jaki status i przez jaką firmę (WSOP czy Złoty Melon) prowadzony i zarządzany jest Uniwersytet Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (Centrum Wolontariatu Szadowo-Młyn), malowniczo położonego na pojezierzu Iławskim (15 km od Kwidzyna, 50 km od Malborka, 100 km od Gdańska, 290 km od Warszawy). Centrum zapewnia doskonałe warunki nie tylko na szkolenia ale również na sympozja, narady , konferencje, spotkania firmowe a także imprezy integracyjne. To, że Ośrodek posiada salę konferencyjną, salę kominkową o niepowtarzalnym klimacie, jadalnię oraz parking... to oczywistość...
I tak jakoś przeszło mi przez myśl, że J. Owsiak to może i po trochu indoktrynator i po trochu oszołom, ale na pewno sprawny biznesmen.... III RP!
(koniec o J. Owsiaku w Roku Pańskim 2010 )
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Tak teraz nocną porą, zawodowo gaworząc przez oovoo o kryzysie gospodarczym z moim przyjacielem w Stanach (tam jest wczesny wieczór) i po wymianie zdań też na temat naszej Orkiestry... poczułem, że muszę jakoś na koniec podsumować moje spojrzenie, zdanie i opinię o WOŚP, albo inaczej...
... abstrahując całkowicie od naprawdę szczytnej idei pomocy dzieciom (i nie tylko)...
...dokonać podsumowania TYLKO Jerzego* Owsiaka (Jurka Owsiaka a może Jureczka, Jerzyka albo... w mianowniku: George, Georges, Georg, Jorge, Jurij, Gheorghe, Giorgio, Gjergj, György, Jiří, Jordi, Jorge, Jürgen, Jöran... tak dla międzynarodowego towarzystwa).
* zapożyczone z grec. georgios - uprawiający rolę, rolnik, wieśniak (nie pejoratywnie)
(tekst jest parafrazą moich notek i komentarzy oraz informacji uzyskanych na forach internetowych)
Przez całą niedzielę unikałem jak tylko mogłem telewizyjnego widoku rozwydrzonego, kolorowego "clowna" a o WOŚP wypowiadałem się wyważenie (moje komentarze np. TU) doszukując się w niej różnych rzeczy: dobrych i złych z nastawianiem na pozytywy...
Niestety traf chciał, że mimo woli stałem się kilkuminutowym widzem Owsiakowych Igrzysk, tuż przed zakończeniem telewizyjnych relacji.
Złośliwość losu (inaczej tego nie mogę wytłumaczyć) sprawiła, że obok Owsiaka, którego szlachetną głowę okrywała jakaś kapitańska (czy inna) czapka.... zobaczyłem... w koszulce polo... Jana Krzysztofa Bieleckiego.
Panowie sobie kadzili, ściskali i stukali się rączkami, JKB próbował grać na jakimś instrumencie (nie zagrało... hm) i ofiarował jałmużnę w postaci jakiegoś tam młoteczka Prezesa Banku...
I krew mnie zalała.
Dlaczego? Poniżej krótki opis sytuacyjny powodujący wzburzenie mojej krwi na widok Jana Krzysztofa Bieleckiego.
/Agresywna gra na kursie polskiej waluty w połączeniu z - mającymi charakter "oszukańczych" - asymetrycznymi opcjami walutowymi (czerwiec 2008 - marzec 2009) mogły spowodować według różnych szacunków wyprowadzenia z Polski od 50 do 150 mld złotych (a dodając do tego kategorię utraconych zysków polskich firm, koszty bankructwa - to kwoty te mogą okazać się wyższe!). I to wszystko przy biernej postawie naszego rządu i niejasnej roli takich panów jak np. K. Marcinkiewicz czy C. Stypułkowski. Największymi "agresorami" byli w tym czasie (i nadal są): J.P.Morgan, Goldman Sachs, UniCredito(i jego ramię w Polsce PKO SA wówczas kierowana przez przyjaciela i mentora Donalda Tuska Pana J.K. Bieleckiego). Teraz ÓW przyjaciel Jana Krzysztofa Bieleckiego sprzeciwia się możliwości wystosowywania zbiorowych pozwów przez pokrzywdzone na opcjach polskie przedsiębiorstwa/.
I jeszcze jedna irytacja, która mnie zniesmaczyła już zupełnie.... na pierwszym planie ekranu TV powiewały dwie flagi: Owsiakowej WOSP i ... Niemiecka!... rzut kamery na całe studio... gdzieś w kącie jeszcze flaga brytyjska..., ale w szerokim kadrze ANI JEDNEJ POLSKIEJ!!!
A dzisiaj (wczoraj) jeszcze te wywiady, rzucanie oszołomami, wyzwiskami i szmatami... a wszystko to w atmosferze jakiejś chorobliwej mitomanii i megalomanii, urojeń własnej wielkości i ogromnego żalu do świata, że w całości nie całuje go po stopach...
Tak sobie na stronach TVP obejrzałem jeszcze kilka scenek z J. Owsiakiem w roli głównej i naszła mnie refleksja a'propos właśnie tych oszołomów...
...Tak, bez żadnego fanatyzmu i zacietrzewienia. Na chłodno, bez egzaltacji i emocji... moim oczom ukazał się taki oto widok:
"Mężczyzna, lat 56. Żółta koszula, czerwone (albo w innym jaskrawym kolorze) spodnie, czerwone okulary. Skacze, śmieje się, rży, wyje, wydziera się udając młokosa. Gaworzy coś: "Róbta co chceta". Przeżywa za każdym razem orgazmową egzaltację widząc kamerę przed oczyma. Całuje się z każdym i wdzięczy się do każdego... tym mocniej im ten Ktoś jest ważniejszy politycznie lub ma więcej pieniędzy. Jego słownictwo i zachowanie jest identyczne przez 20 lat - tak jakby się zatrzymał w dojrzewaniu emocjonalnym, intelektualnym i społecznym na poziomie owego 36 latka (który z kolei zatrzymał się na poziomie 16-latka)... i ciągle coś krzyczy... i zawsze do utraty głosu i wielkiej chrypy... no i jeszcze puszcza światełka nie ku górze w stronę nieba... ALE DO SAMEGO NIEBA!..."
Tak bez żadnej złośliwości... czy to może jakiś śmieszny OSZOŁOM?, czy może tylko śmieszny OSZOŁOM?, czy już nie OSZOŁOM, ale jakiś inny PRZYPADEK?
Pozdrawiam
P.S. I tak tylko mimochodem zacząłem się zastanawiać nad firmą: "Złoty Melon" Sp. z o.o., która jest jednoosobową spółką z ograniczona odpowiedzialnością założoną i zarządzaną samodzielnie przez Jerzego Owsiaka.
Tak w swoim zastanowieniu w sumie już wcale się nie zdziwiłem się, że Fundacja WOŚP posiada 100% udziałów tej spółki, których wartość (według sprawozdania finansowego WSOP za 2008 rok str. 5) wynosi 1,55 mln zł.
Złoty Melon zaś zajmuje się m.in.: organizacją imprez - w tym jednego z większych plenerowych festiwali, jakie odbywają się w Europie - Przystanku Woodstock; wydawaniem płyt DVD z polską muzyką rockową w wersji "live" (przede wszystkim zarejestrowanymi podczas Festiwali Przystanek Woodstock); aktywnym udziałem w organizacji Finałów Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy; prowadzeniem szkoleń z zakresu resuscytacji krążeniowo oddechowej, pierwszej pomocy i defibrylacji (we współpracy z Fundacją WOŚP oraz instruktorami certyfikowanymi przez American Heart Association).
I tak już w zupełnej niewiedzy zacząłem zastanawiać się jaki status i przez jaką firmę (WSOP czy Złoty Melon) prowadzony i zarządzany jest Uniwersytet Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (Centrum Wolontariatu Szadowo-Młyn), malowniczo położonego na pojezierzu Iławskim (15 km od Kwidzyna, 50 km od Malborka, 100 km od Gdańska, 290 km od Warszawy). Centrum zapewnia doskonałe warunki nie tylko na szkolenia ale również na sympozja, narady , konferencje, spotkania firmowe a także imprezy integracyjne. To, że Ośrodek posiada salę konferencyjną, salę kominkową o niepowtarzalnym klimacie, jadalnię oraz parking... to oczywistość...
I tak jakoś przeszło mi przez myśl, że J. Owsiak to może i po trochu indoktrynator i po trochu oszołom, ale na pewno sprawny biznesmen.... III RP!
(koniec o J. Owsiaku w Roku Pańskim 2010 )
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
poniedziałek, 11 stycznia 2010
SŁOWO BOŻE NA ŚRODĘ POPIELCOWĄ I FINAŁ WOSP!
Witam
Taki krótki tekst będący słowami Chrystusa, czytany w Środę Popielcową... ku zastanowieniu (podziękowania dla blogera niepoprawnych.pl - rochadziug - za zwrócenie uwagi na ten tekst) :
"Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę.
Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".
(Mt 6:1-6,16-18)
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Taki krótki tekst będący słowami Chrystusa, czytany w Środę Popielcową... ku zastanowieniu (podziękowania dla blogera niepoprawnych.pl - rochadziug - za zwrócenie uwagi na ten tekst) :
"Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę.
Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".
(Mt 6:1-6,16-18)
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
niedziela, 10 stycznia 2010
No... i jednak Owsiak to pusty indoktrynator!
Witam
Unikałem dzisiaj jak tylko mogłem telewizyjnego widoku rozwydrzonego, kolorowego "clowna" a o WSOP dotąd wypowiadałem się wyważenie doszukując się w niej różnych pozytywów...
Niestety traf chciał, że mimo woli stałem się kilkuminutowym widzem Owsiakowych Igrzysk, kilkadziesiąt minut temu.
Złośliwość losu (inaczej tego nie mogę wytłumaczyć) sprawiła, że obok Owsiaka, którego szlachetną głowę okrywała jakaś kapitańska (czy inna) czapka.... zobaczyłem... w koszulce polo... Jana Krzysztofa Bieleckiego. Panowie sobie kadzili, ściskali i stukali się rączkami, JKB próbował grać na jakimś instrumencie i ofiarował jakiś tam młoteczek Prezesa...
I krew mnie zalała.
Dlaczego? poniżej krótki opis sytuacyjny powodujący wzburzenie mojej krwi na widok Jana Krzysztofa Bieleckiego
/Agresywna gra na kursie polskiej waluty w połączeniu z - mającymi charakter "oszukańczych" - asymetrycznymi opcjami walutowymi (czerwiec 2008 - marzec 2009) mogły spowodować według różnych szacunków wyprowadzenia z Polski od 50 do 150 mld złotych (a dodając do tego kategorię utraconych zysków polskich firm, koszty bankructwa - to kwoty te mogą okazać się wyższe!). I to wszystko przy biernej postawie naszego rządu i niejasnej roli takich panów jak np. K. Marcinkiewicz czy C. Stypułkowski. Największymi "agresorami" byli w tym czasie (i nadal są): J.P.Morgan, Goldman Sachs, UniCredito(i jego ramię w Polsce PKO SA wówczas kierowana przez przyjaciela i mentora Donalda Tuska Pana J.K. Bieleckiego). Teraz ÓW przyjaciel Jana Krzysztofa Bieleckiego sprzeciwia się możliwości wystosowywania zbiorowych pozwów przez pokrzywdzone na opcjach polskie przedsiębiorstwa/.
To tyle... i jeszcze jedna irytacja.... na pierwszym planie ekranu TV powiewały dwie flagi: Owsiakowej WOSP i ... Niemiecka!... rzut kamery na całe studio... gdzieś w kącie jeszcze flaga brytyjska..., ale w szerokim kadrze ANI JEDNEJ POLSKIEJ!!!
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...
Unikałem dzisiaj jak tylko mogłem telewizyjnego widoku rozwydrzonego, kolorowego "clowna" a o WSOP dotąd wypowiadałem się wyważenie doszukując się w niej różnych pozytywów...
Niestety traf chciał, że mimo woli stałem się kilkuminutowym widzem Owsiakowych Igrzysk, kilkadziesiąt minut temu.
Złośliwość losu (inaczej tego nie mogę wytłumaczyć) sprawiła, że obok Owsiaka, którego szlachetną głowę okrywała jakaś kapitańska (czy inna) czapka.... zobaczyłem... w koszulce polo... Jana Krzysztofa Bieleckiego. Panowie sobie kadzili, ściskali i stukali się rączkami, JKB próbował grać na jakimś instrumencie i ofiarował jakiś tam młoteczek Prezesa...
I krew mnie zalała.
Dlaczego? poniżej krótki opis sytuacyjny powodujący wzburzenie mojej krwi na widok Jana Krzysztofa Bieleckiego
/Agresywna gra na kursie polskiej waluty w połączeniu z - mającymi charakter "oszukańczych" - asymetrycznymi opcjami walutowymi (czerwiec 2008 - marzec 2009) mogły spowodować według różnych szacunków wyprowadzenia z Polski od 50 do 150 mld złotych (a dodając do tego kategorię utraconych zysków polskich firm, koszty bankructwa - to kwoty te mogą okazać się wyższe!). I to wszystko przy biernej postawie naszego rządu i niejasnej roli takich panów jak np. K. Marcinkiewicz czy C. Stypułkowski. Największymi "agresorami" byli w tym czasie (i nadal są): J.P.Morgan, Goldman Sachs, UniCredito(i jego ramię w Polsce PKO SA wówczas kierowana przez przyjaciela i mentora Donalda Tuska Pana J.K. Bieleckiego). Teraz ÓW przyjaciel Jana Krzysztofa Bieleckiego sprzeciwia się możliwości wystosowywania zbiorowych pozwów przez pokrzywdzone na opcjach polskie przedsiębiorstwa/.
To tyle... i jeszcze jedna irytacja.... na pierwszym planie ekranu TV powiewały dwie flagi: Owsiakowej WOSP i ... Niemiecka!... rzut kamery na całe studio... gdzieś w kącie jeszcze flaga brytyjska..., ale w szerokim kadrze ANI JEDNEJ POLSKIEJ!!!
Pozdrawiam
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD...