Moje posty

czwartek, 31 grudnia 2015

Życzenia noworoczne i prof. Jacek Tittenbrun: Bezdroża polskiej prywatyzacji


W grudniu 2014 roku życząc Nam wszystkim jak najlepszego roku 2015 pisałem m.in:

"Niech ten Nowy Rok 2015 będzie też rokiem przełomowym dla naszej Ojczyzny, w którym wszystkie czekające nas wybory (prezydenckie i parlamentarne) przegrają osoby i partie tak naprawdę Polsce nieprzychylne a dziś sprawujące niestety władzę.  Niech stanie się on początkiem odbudowy narodowej wolności, niepodległości i suwerenności naszego kraju. Niech będzie dla nas wszystkich okresem naszego przebudzenia,  wzajemnego porozumienia i odzyskania naszej Polski. Niech miłosierny, dobry Bóg i Matka Boża czuwają nad nami i naszą Ojczyzną!"

Życzenia spełniły się! Cieszę się z tego faktu ogromnie, choć to dopiero początek odbudowy naszej Ojczyzny i czeka nas w Nowym Roku 2016 ogromna praca, wytrwałość, wiara i determinacja, aby zakończył się on naszym ostatecznym sukcesem rozpoczęcia budowy Wolnej Polski, która stawać się będzie dla jej mieszkańców scalającym ich oparciem i fundamentem a życie w niej było pożądane i satysfakcjonujące.

Wrogowie naszej Polski nie mogą się pogodzić z oddaniem władzy oraz profitami z niej płynącymi i dążą do chaosu i "podpalenia" naszego kraju zamachem stanu i rokoszem. Są zdolni nawet do przelania polskiej krwi, która dla nich nic nie znaczy a może dać im powrót do władania Polską. Musimy zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić i uratować rozpoczętą przez rząd i prezydenta zapowiadaną "dobrą zmianę'' wyrywającą nas z czeluści pogardy, zniszczenia i złodziejstwa jaką była III RP.

Na ten Nowy Rok życzę więc nam wszystkim, aby zdrowie, uśmiech, spokój i radość ducha towarzyszyły nam każdego dnia. Starajmy się być szczęśliwymi, a za sobą zostawiać codzienne ślady mądrości, miłości, dobra i przyzwoitości.

Dawajmy innym cząstkę siebie... tak bezinteresownie ku satysfakcji i ich wdzięczności. Nie ma nic piękniejszego niż świadomość, że naszym życiem zbudowaliśmy trwałe o nas miłe wspomnienie... bo tak naprawdę każdy z nas indywidualnie jest tylko kamieniem, który może stać się piaskiem... ale wspólnie z innymi możemy stworzyć góry, które będą trwały wiecznie...

Żyjmy prawdą i w prawdzie i walczmy o nią. Niech ona nas prowadzi do zwycięstwa nad antypolskimi siłami zła, które dziś dostało wściekłej histerii i walczy za wszelka cenę z nami, naszym narodem, naszą tożsamością narodową, istotą demokracji, historią i tradycją, wiarą, prawem i sprawiedliwością.

Niech ten Nowy Rok 2016 okaże się naszym narodowym zwycięstwem. Wierzę, że tak będzie. Niech Bóg i Matka Boża nad nami czuwają, nami wszystkimi-Polakami!

---------------

W swoich ostatnich postach [1,2], ale tak naprawdę od wielu lat pisałem o polskiej transformacji - uosabianej przez III RP - jako najbardziej fatalnym procesie wyniszczającym nasz kraj przez całe 26 lat. Wyniszczającym materialnie i duchowo-intelektualnie. W pierwszym z nich przedstawiłem niejako podsumowanie mojego myślenia a w drugim poparłem go poglądami państwowca i merytorycznego fachowca M. Morawieckiego, wicepremiera i ministra rozwoju w nowym rządzie.

Dziś chcę przedstawić Państwu najważniejszy fragment wywiad, jakiego udzielił dobrych kilka lat temu Michałowi Sobczykowi i Remigiuszowi Okrasce prof. Jacek Tittenbrun, który dotyczył przybliżeniu tez zawartych w jego czterotomowym dziele  pt. "Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji" (wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2007). Wywiad nosił tytuł: "Bezdroża polskiej prywatyzacji". Przy okazji polecam lekturę tego dzieła, co obecnie czynię :)

Jest on o tyle ciekawy, że autor książki (4 tomy) jest lewicującym naukowcem a mimo wszystko dochodzi do identycznych wniosków jak moje i innych, którzy są krytycznie nastawieni do III RP. 

Przedstawiam go - podobnie jak teksty poprzednie - ku refleksji i zadania sobie pytanie: "O co tak naprawdę walczą dzisiaj opozycjoniści wobec prezydenta A. Dudy i rządu B. Szydło...

------------------------------

Powszechnie za początek transformacji ustrojowej uważa się rok 1989. Właśnie ukazała się Pana monumentalna praca pt. „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji”. Przypomina w niej Pan, że większość fundamentalnych przekształceń gospodarczych, jak prywatyzacja, „kuchennymi drzwiami” wprowadzano jeszcze przed formalną zmianą systemu.

Jacek Tittenbrun: Faktycznej prywatyzacji dokonującej się już w czasach PRL sprzyjały zarówno prawne rozwiązania tworzone na poziomie makro, jak i układy istniejące na szczeblu mikro, tzn. przedsiębiorstw oraz stosunków między nimi a innymi częściami i instytucjami systemu społecznego.

Na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów z 8 lutego 1988 r. powstała możliwość tworzenia prywatnych spółek na bazie majątku przedsiębiorstw państwowych w celu lepszego wykorzystania i zwiększenia produktywności tego majątku, które później zostały nazwane spółkami nomenklaturowymi.

Spółki „pączkujące” na przedsiębiorstwie przejmowały z reguły newralgiczne (i przynoszące największe zyski) części aktywów, nie podlegające rygorom podatku od ponadnormatywnych wynagrodzeń (tzw. popiwku - dop. kj). Zwykle spółki te zakładali i kierowali nimi członkowie kadry kierowniczej przedsiębiorstw publicznych oraz członkowie aparatu partyjnego i inni przedstawiciele partyjnej nomenklatury.

Typowa spółka nomenklaturowa monopolizowała zaopatrzenie przedsiębiorstwa państwowego w surowce, materiały i energię, a także – sprzedaż wyrobów gotowych, przechwytując tym sposobem od obu stron cały zysk przedsiębiorstwa. Ułatwiał to fakt, że dyrektor przedsiębiorstwa mógł zawierać z samym sobą, jako prezesem spółki nomenklaturowej, odpowiednie umowy.

W ten sposób nomenklatura, w ramach przygotowań do powitania nowego ustroju, przeprowadzała „pierwotną akumulację kapitału”, która mogła dokonać się wyłącznie przez rozkradanie majątku państwowego, bo innego w zasadzie nie było.

Uchwalenie pod koniec 1988 r. ustawy o działalności gospodarczej, która uchylała najważniejszy filar socjalizmu realnego w postaci wprowadzonej w 1947 r. przez Hilarego Minca zasady, że na działalność gospodarczą musi pozwolić państwo, było logicznym zwieńczeniem uwłaszczenia nomenklatury, potrzebującej na nowym etapie wolności gospodarczej.

Zanim pozwolono obywatelom wypowiedzieć się w wolnych wyborach, przezornie zadbano o kształt nowej rzeczywistości gospodarczej. Społeczeństwo zostało postawione przed faktami dokonanymi...

J. T.: W lutym 1989 r. peerelowski Sejm przyjął ustawę „o niektórych warunkach konsolidacji gospodarki narodowej”. Była ona podstawą prawną do masowego przejmowania przez wspomniane spółki nomenklaturowe majątku przedsiębiorstw państwowych. Mniej więcej w tym samym czasie został rozwiązany wydział przestępstw gospodarczych Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej!

Ale zasadnicza zmiana ustroju gospodarczego, w praktyce oznaczająca pożegnanie się z realsocjalistycznymi pryncypiami, przyszła wcześniej. Była nią wspomniana ustawa „o wolności i równości gospodarczej” z grudnia 1988 r., potocznie zwana „ustawą Rakowskiego”. Stanowiła ona, że każdy obywatel ma prawo prowadzić działalność gospodarczą z prawem do zatrudniania nieograniczonej liczby osób, a jedynym wymogiem formalnym jest wpisanie tej działalności do ewidencji.

Ustawa ta zawierała pewien haczyk – wprowadzając nowe możliwości dla nowo zakładanych firm prywatnych, a nie ruszając starych rygorów dotyczących jednostek gospodarki uspołecznionej, upośledzała te drugie względem tych pierwszych. W ten sposób zmuszano przedsiębiorstwa państwowe do korzystania z pośrednictwa spółek nomenklaturowych!

Wystarczy wspomnieć, że pod koniec 1989 r. w sferze produkcji materialnej istniało niemal 3500 spółek prawa handlowego z udziałem przedsiębiorstw państwowych.

Opisywanie prywatyzacji przy użyciu terminu „uwłaszczenie nomenklatury”, tj. kadr kierowniczych przedsiębiorstw państwowych oraz funkcjonariuszy aparatu partyjnego, bywa traktowane jako zabieg ideologiczny, mający służyć dyskredytacji całości reform. Czy są wymierne dowody świadczące o tym, że zjawisko wzbogacania się PRL-owskiego establishmentu na państwowym majątku rzeczywiście wystąpiło na masową skalę?

J. T.: Posługuję się pojęciem nomenklatury jako kategorią naukową, nie ideologiczną. A o realności i nagminności zjawiska zwanego uwłaszczaniem się nomenklatury świadczyć może liczba spółek między osobami prywatnymi i przedsiębiorstwami uspołecznionymi. Od stycznia do września 1989 r. powstało 12,6 tys. takich spółek. Dodajmy, że nomenklatura, czyli wykaz stanowisk, których obsadzenie wymagało akceptacji odpowiedniej instancji partyjnej, obejmowała w 1988 r. ok. 30 tys. kluczowych stanowisk, a jeśli dodać do tego stanowiska objęte rekomendacjami partyjnymi, które tylko formalnie nie miały mocy wiążącej – 360 tys.

Partykularne interesy tej grupy społecznej bez wątpienia miały ogromny wpływ na wiele decyzji podejmowanych u progu transformacji. A jaką rolę odegrała ideologia, wolnorynkowy dogmatyzm reformatorów?

J. T.: O roli ideologii wspartej na dogmacie wyższości własności prywatnej nad publiczną, można mówić przede wszystkim w odniesieniu do ekipy – a także jej następczyń – która odpowiadała za wyznaczanie polityki ekonomicznej po 1989 r. Dla części elit PRL-owskich ten mit również mógł być elementem świadomości (nie mając tam konkurencji ze strony dawno zapomnianej teorii marksistowskiej), ale w ich postępowaniu główną rolę odegrał bez wątpienia własny interes. Grupy te albo rozumiały, że koniec socjalizmu jest już bliski, albo – zamierzając się wygodnie urządzić w ramach starego ustroju – przyspieszały ów kres swoimi działaniami, co wychodziło na jedno.

Pańskie analizy pokazują, że w nadużycia prywatyzacyjne uwikłana była większość partii i środowisk politycznych w Polsce, nie tylko formacja określana ogólnie jako postkomunistyczna.

J. T.: Jakkolwiek by nie nazwać SdRP czy SLD (jako zasadniczych, choć nie jedynych post-PRL-owskich partii), pozostaje faktem, że zarówno te – określające się mianem lewicowych – partie, jak i ich prawicowe konkurentki ochoczo patronowały, a ich członkowie angażowali się w przekształcenia własnościowe po 1989 r. Patrząc z tego punktu widzenia, można mówić o poza- czy ponadpartyjnym uwikłaniu w stosunki charakterystyczne dla tego, co określam jako kapitalizm patrymonialny, system korupcjogenny i patologiczny, którego charakter wyznaczany jest przez styk gospodarki i państwa. Z tego względu uwikłanie partii w przemiany własnościowe jest niemal proporcjonalne do stopnia ich udziału w mechanizmach władzy, wpływającej na owe przemiany.

[...]

Na koniec chcieliśmy zadać pytanie nieco osobiste. W Polsce mówienie o „uwłaszczeniu nomenklatury” i wskazywanie na partyjno-establishmentowe korzenie prywatyzacji, niejako od razu nasuwa skojarzenia z prawicą, tą najbardziej antykomunistyczną. Pan natomiast jest konsekwentnie od lat człowiekiem lewicy, bliskim marksizmowi. Skąd zatem wzięło się Pańskie, oryginalne w polskich realiach, stanowisko definicyjno-krytyczne?

J. T.: To, że pojęcie uwłaszczenia nomenklatury może być czy nawet zostało, nomen omen, zawłaszczone przez prawicę, to jedna sprawa, a jego naukowa prawomocność – a ta w pierwszym rzędzie mnie interesowała – to zupełnie inna kwestia. O zburżuazyjnieniu funkcjonariuszy aparatu partyjno-państwowego jako zasadniczej przyczynie buntów robotniczych w PRL pisałem wielokrotnie, także za czasów dawnego ustroju. Teksty te pisane były z pozycji lewicowych i tak też były odczytywane.

Mogę jedynie na zakończenie zachęcić do przeczytania całej książki, która, jak myślę, jednoznacznie wyraża moje lewicowe, antykapitalistyczne, prorobotnicze i propracownicze stanowisko. Stanowisko to przejawia się przede wszystkim w opisie i badaniu wydarzeń i procesów istotnych dla warunków egzystencji tej klasy czy klas. A znaczeniu prywatyzacji dla warunków życia mas robotniczych i pracowniczych w ostatnich dwóch dekadach trudno zaprzeczyć.

---------------

O autorze: prof. dr hab.Jacek Tittenbrun (ur.1952) –socjolog. Kierownik Katedry Socjologii Przedsiębiorczości i Pracy oraz Zespołu BadańSocjoekonomicznych w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, profesor zwyczajny Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego główne zainteresowania naukowe obejmują socjologię gospodarki, ze szczególnym uwzględnieniem problematyki własności oraz zagadnienia zróżnicowania społecznego; zajmował się badaniem m.in. małych i średnich przedsiębiorstw, społeczno-ekonomicznych mechanizmów upadku socjalizmu realnego oraz prywatyzacji. Autor teorii stanów społecznych i teorii własności siły roboczej. Prowadzi badania na pograniczu socjologii i ekonomii, niejednokrotnie wkraczając także w obszary zainteresowań filozofii, politologii i innych nauk społecznych. Laureat wielu nagród naukowych, m.in. nagrody im Stefana Czarnowskiego, przyznanej przez Polską Akademię Nauk. Wielokrotny stypendysta zagranicznych ośrodków naukowych, członek prestiżowych instytucji i środowisk naukowych, m.in. Europejskiego Stowarzyszenia Socjologicznego. Uhonorowanytytułem naukowca roku 2005 przez International Biographical Centre (Cambridge, Anglia). Autor kilkunastu książek, w tym wydanych w Londynie i Nowym Jorku. Wśród jego najważniejszych publikacji znajdują się „Instytucje finansowe a własność kapitału akcyjnego” (1991), „Nowi kapitaliści? Pracownicze fundusze emerytalne a własność kapitału akcyjnego” (1991), „The Collapse of »Real Socialism« in Poland” (1993), „Ekonomiczny sens prywatyzacji: Spór o wyższość własności prywatnej nad publiczną” (1995), „Private versus Public Enterprise: In Search of the Economic Rationale of Privatisation” (1996). W roku 2008 ukazała się jego czterotomowa praca „Z deszczu pod rynnę: Meandry polskiej prywatyzacji”. Ponadto jest tłumaczem literatury pięknej, dokonał m.in. polskiego przekładu „Żelaznego Jana” Roberta Bly.

-------------------------

To tyle... Mam nadzieję, że coś do państwa dotarło. Dotarło szczególnie do tych, którzy dziś tak oponują przeciw nowym władzom i nowemu prezydentowi. Oni chcą przywrócić państwo do normalności i też rozliczyć złodziejstwo i zniszczenie oraz wydrenowanie majątkowe Polski przez całe 26 lat III RP.

[1] http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/12/prawdziwe-oblicze-transformacji-i-iii-rp.html
[2] http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/12/zyczenia-i-wicepremier-m-morawiecki.html

W tym też temacie polecam również książki:

- dwie prof. W. Kieżuna: "Drogi i bezdroża polskich przemian" oraz "Patologia transformacji" (obie z 2012 roku);
- pracę zbiorową z 2015 roku "Wygaszanie Polski 1989-2015";
- T. Cukiernika "Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa" (2015);
- Andrzeja Zybertowicza, Radosława Sojaka "Państwo Platformy: Bilans zamknięcia" (Fronda 2015);
- tychże autorów "Transformacja podszyta przemocą. O nieformalnych mechanizmach przemian instytucjonalnych" (UMK 2008);
- a nawet G. W. Kołodki i J. Tomczykiewicza "20 lat transformacji. Osiągnięcia, problemy, perspektywy (2009) (zresztą G. W. Kołodko naprawdę - wedle mnie mnie - jest ciekawym poglądowo ekonomistą, profesorem z innym niż ja rodowodem intelektualnym i ideowym, ale warto znać jego opinie);
- Dodatkowo można jeszcze zajrzeć do publikacji noblisty prof. J. E. Stiglitz'a "Globalizacja" (2002) oraz jego krytyki Konsensusu Waszyngtońskiego (na początek w wiki pod hasłem Konsensus Waszyngtoński).

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

czwartek, 24 grudnia 2015

Życzenia i wicepremier M. Morawiecki - Musimy odbudować polski kapitał!

W te Święta Narodzenia Pańskiego życzę Wam wszystkim - moim pochlebcom i adwersarzom - wszystkiego, co najlepsze. Niech Dobry Bóg da Wam łaski dobra, miłości i mądrości. Chciałbym, abyście każdego dnia byli szczęśliwi i radośni ciesząc się z osobistych sukcesów, nawet bardzo drobnych. Życzę Wam Ojczyzny dbającej o nas wszystkich, niezależnie od poglądów i przekonań - Ojczyzny, z której będziemy dumni i w której będziemy chcieli żyć i pracować.

To skromne życzenia, ale porzućmy waśnie i spory. Teraz liczymy się My - Polacy i wierzmy, że tak już będzie. Niech nasze dzieci, siostry, teściowie, rodzice, bracia, przyjaciele, partnerzy i wszyscy nam bliscy sercu będą w te Święta wśród nas i niech ich dobro będzie naszym celem....

---------------------------------------

Muszę na swoim blogu przedstawić wywiad (obiektywnie nie cały niestety) wicepremiera i ministra rozwoju M. Morawieckiego. Muszę bo chciałbym go sobie przypomnieć w przyszłości.

Nie dlatego, że się w całości z wicepremierem zgadzam, ale dlatego żeby pokazać Polakom myślenie państwowca a za takiego - mam nadzieję - można uważać M. Morawieckiego. Państwowca z doświadczeniem ekonomicznym  w teorii i praktyce, który w imię służby państwowej był w stanie zrezygnować z profitów jako prezes (nie doradca bez odpowiedzialności jak milioner R. Petru) jednego z największych banków zagranicznych w Polsce a pensja sięgała wielu dziesiątek  tys. zł miesięcznie przy kilkunastu jako wicepremier i minister.

Też się zastanawiałem, czy to odpowiedni człowiek na tym stanowisku, co wyraziłem w swoim poście "Czy M. Morawiecki jest dobrym wyborem dla Polski?" [1].

Język jakim operuje M. Morawiecki jest być może nieraz zbyt trudny, ale dla wielu jak najbardziej zrozumiały. Dla mnie też.

Być może (na pewno) piszę to na blogu po raz pierwszy, ale jestem ekonomistą, zarówno marketingowcem, jak i finansistą. Byłem doktorantem w dziedzinie wiedzy jaką jest ekonomia i zarządzanie, product managerem w firmie niemieckiej, właścicielem firmy prywatnej m.in. zajmującej się badaniami sondażowymi, dyrektorem ds. ekonomiczno-finansowych spółki skarbu państwa a... poza tym jestem autorem setek postów. I nie mówię tego po to, aby się wypromować lub pochwalić, ale jedynie po to, aby moje zdanie - jako merytoryczne - było postrzegane jako dbałość o Polskę i Polaków. Bo wiem, co mówię.

M. Morawiecki - mimo moich zastrzeżeń - podobnie jak M. Kamiński, A. Macierewicz i wielu innych jest państwowcem. I takich jest potrzeba wielu. Mogą się spierać, dyskutować i rozdzierać szaty, ale dobro Polski muszą mieć na pierwszym miejscu. I sądzę, że taki jest rząd premier B. Szydło. Chce dobrze i pozwólmy mu, aby to udowodnił. Chociaż przez 100 dni albo nawet jak kiedyś apelował D. Tusk - 500 dni.

Przez wiele lat pisałem o najgorszych rządach PO - PSL i WSI-owego B. Komorowskiego (WSI - nigdy nie zweryfikowane spec-służby wojskowe podległe rosyjskiemu GRU) jakie Polskę mogły spotkać. Tysiące afer (strata miliardów złotych)  i wyprzedaż Polski, imbecyle i karierowicze a nawet przestępcy na szczytach władzy (afera hazardowa czy taśmowa), niemal mafiozi a na pewno kłamcy (Smoleńsk na "metr w głąb", inwestorzy katarscy w stoczniach, niecne i z potrzeby chwili śluby katolickie - D. Tusk przed wyborami), ludzie intelektualnie i osobowościowo puści, szaleni kłamcy omotani chyba jakąś psychiczną chorobą obłąkańczej nienawiści (jak moim zdaniem donosiciel do komunistycznej SB S. Niesiołowski) i bez honoru z D. Tuskiem i E. Kopacz na czele.

I zawsze jedno mnie dziwiło... jak to możliwe, że jakikolwiek Polak mógł ich popierać. Do teraz tego nie rozumiem...

Nie rozumiem jak jakikolwiek Polak może popierać obecną PO, Nowoczesną i KOD, popierać kretyńskie hasła i wyssane z palca problemy zagrożenia jakiejś demokracji. Chyba, że nie są to Polacy albo Polacy całkowicie otumanieni propagandową papką sączoną nam wszystkim od 26 lat III RP.

Ale szanuję poglądy innych Polaków, choćby bezpardonowo zostali zmanipulowani i przesiąknięci od lat propagandą nienawiści wobec prawicowych przekonań a w szczególności wobec braci Kaczyńskich, chociaż dzisiaj anty-Polacy chętnie się na L. Kaczyńskiego powołują (sic! i wielka  podłość i małomiasteczkowość połączona z perfidią i nienawiścią do Polski). Tych zmanipulowanych szanuję, bowiem kiedyś tak samo zostałem zamanipulowany - jako młody ekonomista - przez T. Mazowieckiego, L. Balcerowicza, J. Kuronia, W. Kuczyńskiego, J. Lewandowskiego, może J. Hartmana i A. Smolara z G. Sorosem i J. Sachsem i całą tą ferajną III RP (niestety z pochodzenia wszyscy nie są Polakami).

Tak... każdemu, który jest w stanie merytorycznie mnie zapytać o okres ostatnich 26 lat tzw. "wolnej Polski" i transformacji ustrojowej niszczącej Polskę jestem w stanie udzielić prawdziwej odpowiedzi i proszę, aby takie głosy się znalazły.

Teraz oddaję głos M. Morawieckiemu, który udzielił wywiadu Gazecie Polskiej:

- Naszym obowiązkiem patriotycznym jest odbudowanie polskiego kapitału! Przez ostatnie 26 lat nasz PKB rósł, ale ten wzrost zależał od importu kapitału. W efekcie dzisiaj mamy jeden z największych długów zagranicznych na świecie. Z tego zadłużenia wypłacamy zagranicy blisko 100 mld zł rocznie. Dlatego musimy pomagać naszym przedsiębiorcom, wspierać polskie marki – mówi Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju, w rozmowie z „Gazetą Polską”.

Czy „dobra zmiana” się uda? Od chwili powołania nowego rządu uaktywniły się „złe moce”, które oskarżają państwo o łamanie demokracji.

Uda się. Mimo że trudno liczyć na przychylność większości mediów, bo wiadomo, jakie one mają profil. Chciałbym, żeby przekazywano rzetelną informację o najważniejszych aktywnościach naszego rządu, jednak zamiast tego mamy bezpardonowe ataki. Ale niezależnie od nich, w rządzie będziemy robić to, do czego się zobowiązaliśmy, to znaczy będziemy zarówno wypełniali obietnice wyborcze w taki sposób, żeby zachować stabilność finansów państwa, jak również wprowadzać zmiany gospodarcze i społeczne, które obiecaliśmy i które będą dobrze służyć Polsce.

Ludzie, którzy w czasach PRL radośnie budowali sojusz z ZSRS, oceniają stan demokracji i są wszechobecni w mediach, a nestorzy antykomunistycznej opozycji z rzadka mają szansę zabrać głos. Są obecni w mediach, ale proporcje w kształtowaniu opinii publicznej są tu niewspółmierne. Dlaczego tak się dzieje?

Brak elementarnej równowagi w mediach przez ostatnie 26 lat stanowił i stanowi jeden z podstawowych deficytów demokratycznych w III Rzeczypospolitej. To jeden z kluczowych jej grzechów, ponieważ bez niezależnych mediów, uczciwie oceniających zarówno rządzących, jak i opozycję, bez mediów, które trafiają wszędzie, czyli pod przysłowiowe „strzechy”, trudno o właściwą ocenę posunięć politycznych. Formacja polityczna, która rządzi Polską od miesiąca, była przez ogromną większość czasu trwania III RP w opozycji i brakowało jej możliwości przedstawiania w głównych mediach swojego punktu widzenia. To wielka ułomność ładu panującego w Polsce niezmiennie od lat PRL. Ten stan rzeczy odpowiada bowiem za wiele patologii czasów dzisiejszych: brak rzeczywistej lustracji i dekomunizacji, ogromny deficyt sprawiedliwości i solidarności czy lansowanie polityki historycznej opartej na poczuciu wstydu, a nie dumy z polskości i polskich bohaterów.

Jak przeciwdziałać tej medialnej histerii? Jak przejść do kontrofensywy?

Na pewno trzeba być aktywnym. Nie zwracać uwagi na argumenty pozamerytoryczne, na krzyk w mediach, tylko robić swoje, bo ludzie w ciągu najbliższych kilku miesięcy – jestem o tym przekonany – zauważą i odczują zmiany na lepsze. Jednocześnie trzeba tłumaczyć i efektywnie komunikować wszystko, co robimy. Ale również budować i wzmacniać media, które będą dostarczały społeczeństwu rzetelną informację.

Porozmawiajmy teraz o Panu. Wielu ludzi uważa Pana za wariata, który z lukratywnej i spokojnej posady prezesa banku dobrowolnie zrezygnował na rzecz kiepskiego wynagrodzenia i zawodu, który cieszy się słabą reputacją. To chyba wątpliwy interes...

Dla mnie polityka jest służbą publiczną i osobiście tylko w taki sposób na to patrzę. To piękny i szlachetny zawód, który cenię i szanuję, choć wiem oczywiście, jak bywa oceniany. Politycy powinni zawsze działać na rzecz dobra wspólnego i dlatego powinni cieszyć się największym szacunkiem. Chciałbym moim przejściem do służby publicznej choć trochę przyczynić się do tego, aby tak kiedyś było. Nawet jeśli to tylko idea czy ideał, to trzeba do niego dążyć.

Jednocześnie – ponieważ Pan jest bankowcem – część ludzi dziwi się, że zaufano Panu i powierzono tak odpowiedzialne zadanie jak koordynacja polityki gospodarczej. Co odpowie Pan wątpiącym?

Z tego punktu widzenia szef banku jest akurat w bardzo odpowiednim położeniu, ponieważ dostrzega zarówno sferę mikrogospodarczą, czyli małe, średnie i wielkie przedsiębiorstwa, jak i gospodarstwa domowe. Ale jednocześnie z bliska widzi sferę makroekonomii: pracę regulatorów, ministrów gospodarki, finansów, skarbu, a także Narodowego Banku Polskiego. Z tej perspektywy dobrze widać rynek międzynarodowy i rynek krajowy, problemy średnio uposażonej rodziny, mikrofirmy, ale też problemy np. KGHM czy Orlenu. Widać giełdę i rynek obligacji. Będąc na tej pozycji, można wypracować głęboki i obiektywny ogląd sytuacji w gospodarce. Z powyższych względów trudno mi wyobrazić sobie lepszą rolę do zrozumienia gospodarki niż praca na wysokim stanowisku w dużym banku komercyjnym. To w moim przekonaniu bardzo dobra szkoła przed objęciem ważnej funkcji publicznej. Jest tylko jeden warunek – trzeba być państwowcem.

Wspomniał Pan, że chce pomagać realnej gospodarce, bo ona wygląda inaczej niż w tabelkach Excela. Co Pan wie o realnej gospodarce?

Bank finansuje realną gospodarkę. Od tego jest. Co roku przemierzałem dziesiątki tysięcy kilometrów po kraju, odwiedzając przedsiębiorstwa, rozmawiając z tysiącami klientów, zarówno indywidualnych, jak i firmowych. To nie był tylko fragment mojej pracy, lecz jej główna część. Wszystkie moje tezy i poglądy na temat polskiej gospodarki, jej kondycji, dobrych i złych stron oraz wyzwań, jakie przed nami stoją, biorą się z moich dość intensywnych doświadczeń zawodowych ostatnich 25 lat. W banku i w małych firmach. A także z paru przeczytanych książek i przebytej ścieżki edukacyjnej też, ale stolarz nie nauczy się robienia dobrego stołu na wykładach.

W związku z opcjami walutowymi i kredytami we frankach szwajcarskich, które zrujnowały wiele firm i zwykłych obywateli, zaufanie do sektora bankowego w Polsce znacznie zmalało. Czy słusznie?

W obu przypadkach zawiódł regulator, czyli Komisja Nadzoru Finansowego, która powinna zabronić pewnych zachowań na rynku. Z jednej strony różni uczestnicy życia gospodarczego powinni postępować uczciwie, ale to regulator widzi, czy w jakiejś kategorii produktu finansowego narasta ryzyko, czy nie. Bo gdybyśmy kredyty we frankach szwajcarskich oferowali tylko ludziom majętnym albo takim, którzy zarabiali w euro czy we frankach, to wtedy byłoby ich 20–30 razy mniej niż dzisiaj i nikt by się nimi nie przejmował. Nikt nie miałby pretensji do regulatora, że w jakiejś niszy gospodarczej dopuścił do takiej sytuacji. Ale ten produkt stał się szeroko dostępny i to był błąd. Także błąd banków i klientów. Sam wielokrotnie nawoływałem do tego, żeby nie udzielać kredytów we frankach szwajcarskich, o czym świadczą wciąż dostępne wywiady prasowe ze mną. Niestety, wiele banków udzielało tych kredytów. Podobnie było z opcjami walutowymi. Nikt tego problemu nie wyłapał na czas. Na szczęście w tym przypadku problem był dużo mniejszy – choć bolesny, dotyczył niewielu firm w porównaniu z ich ogólną liczbą i nie nabrzmiał do takich rozmiarów, żeby zagrozić gospodarce czy niektórym jej sektorom.

Powiedział Pan, że w polskiej gospodarce za mało jest „polskiej gospodarki”. Czy miał Pan na myśli repolonizację niektórych sektorów i branż?

To nie takie proste. Przede wszystkim miałem na myśli to, że mało jest polskiej własności, polskiego kapitału. Dlatego tak bardzo zależy nam na wsparciu małych i średnich firm. Żeby mogły rozwijać się i eksportować. Rosnąć i zdobywać kolejne rynki, uczyć się świata. To w perspektywie przełoży się na wyższą dochodowość firm i dochody pracowników, podniesie poziom zaawansowania technologicznego gospodarki i wspomoże budowę polskiego kapitału, który będzie inwestowany w Polsce. Dziś można powiedzieć bez przesady, że przez ostatnie 26 lat potencjał polskiej gospodarki bardziej wykorzystywali inni niż my sami. Czas najwyższy wzmocnić naszą rodzimą gospodarkę, krajowe firmy. Nie kosztem czy zamiast inwestorów zagranicznych, ale obok nich czy nawet we współpracy z nimi, ale tworząc polskie marki, których siła przełoży się na lepsze „jutro” dla polskich firm i ich pracowników. Dziś wszystkie wynagrodzenia w gospodarce to łącznie nieco ponad 50 proc., licząc razem z rentami, emeryturami czy osobami działajacymi na własny rachunek. W Europie Zachodniej ta sama miara przekracza znacznie 60 proc., a niekiedy 70 proc. To pokazuje, że w Polsce w mniejszym stopniu korzystamy z owoców własnej pracy.

Do tej pory brakowało działań wzmacniających naszą rodzimą gospodarkę, polski kapitał?

Takich działań systemowych, prowadzonych według długofalowej i konsekwentnie realizowanej strategii, zabrakło na pewno. Proszę zauważyć, że jesteśmy pod względem potencjału szóstym krajem Unii Europejskiej, a strukturą naszej gospodarki wciąż przypominamy kraje małe i zależne – na przykład ponad połowę polskiego eksportu wypracowują firmy z kapitałem zagranicznym. A różnica między tym, co jesteśmy winni zagranicy, a tym, co za granicą posiadamy, wynosi dziś 1,3 bln złotych i w ciągu ośmiu ostatnich lat ten „minus” powiększył się o jedną trzecią. Poza tym małym firmom, które w Polsce przeważają, zawsze jest trudniej w starciu z wielkim kapitałem. I to właśnie małym i średnim firmom trzeba pomóc, bo to one tworzą najwięcej pozytywnego „fermentu” w gospodarce. Na dodatek dostarczają ponad połowę polskiego PKB i zatrudniają ponad 65 proc. ogółu pracowników. Małe i średnie firmy to sól ziemi naszej polskiej gospodarki i powinny stanowić oczko w głowie każdego odpowiedzialnego rządu.

Jest Pan ministrem rozwoju, a na rozwój potrzeba pieniędzy. Skąd je wziąć, skoro państwowe finanse są w fatalnym stanie?

Zanim odpowiem na to pytanie, jedna uwaga. Jeśli w rządzie mówimy o potrzebie głębszej korekty modelu rozwoju gospodarczego Polski (a mówimy), to muszę wspomnieć o tym, że nie znam kraju, który osiągnął trwały sukces, opierając swój rozwój jedynie na długu zagranicznym, zagranicznym kredytowaniu i zagranicznych dotacjach, nawet jeśli są one unijne. Najzdrowsze fundamenty wzrostu i rozwoju to: inwestycje, własny eksport, pomnażanie rodzimego kapitału w gospodarce i tworzenie warunków do pomnażania oszczędności przez obywateli. Podobną drogę do bogactwa przeszły wszystkie najsilniejsze dziś państwa Zachodu i azjatyckie „tygrysy”, np. Korea Południowa.

No ale skąd brać pieniądze?  

Środki na inwestycje zamierzamy brać z kilku różnych źródeł. Chcemy korzystać z dostępnych oszczędności, ale chcemy też wykorzystać to, że obecnie pieniądz jest bardzo tani i, jak mawia Larry Summers (amerykański ekonomista i polityk, w latach 1991–1993 główny ekonomista Banku Światowego – przyp. red.), grzechem jest nie skorzystać z tych możliwości. To wiąże się z tym, że największe banki centralne świata po kryzysie zaczęły zalewać świat pieniądzem po to, by nie wybuchł jeszcze większy kryzys. W związku z tym cena euro, dolara, jena czy franka nigdy nie była tak niska w sensie stóp procentowych. Również odsetki w złotych są bardzo niskie. A zatem nawet pożyczenie pieniędzy po bardzo niskich stopach procentowych i zainwestowanie ich w rentowne przedsięwzięcia da dobrą stopę zwrotu. To kolejne źródło. Trzecie to fundusze unijne. Czwarte to szczupłe, ale ważne zasoby budżetu państwa, bo chcemy przekierować jak najwięcej środków na inwestycje w zaawansowane produkty, w badania, w rozwój, w innowacje. To bardzo ważne, bo dziś konkurencyjność to nie niskie płace, ale operowanie z wyższego szczebla drabiny technologicznej. Kolejnym źródłem są środki firm na rachunkach bankowych, które są uśpione – w tym sensie, że przedsiębiorcy nie mają okazji do ich zainwestowania. To ok. 250 mld zł. Te środki przynajmniej częściowo można aktywizować. Jeżeli powstaną setki projektów, które pokażą perspektywę inwestycyjną, eksportową, perspektywę ekspansji gospodarczej dla tych firm, to one zaczną inwestować. Chcemy też zaprosić kapitał prywatny, zarówno polski, jak i zagraniczny, zwłaszcza w układzie hybrydowym, żeby współfinansował duże projekty infrastrukturalne czy wzmacniał rozwój tych sektorów, które dobrze sobie radzą, jak Dolina Lotnicza, koleje czy odradzający się w różnych miejscach Polski przemysł motoryzacyjny. Ten słynny już „bilion złotych na rozwój” to symboliczna, ale wiarygodna dźwignia finansowa, jaką można uruchomić w Polsce na przestrzeni 7–8 najbliższych lat.

Co Pan myśli o zamiarze poluzowania tzw. reguły wydatkowej czy o zwiększeniu deficytu budżetowego? To konieczne? To niebezpieczne?

Na pewno musimy bardzo ostrożnie zarządzać finansami publicznymi. W tym kontekście wzrost deficytu ze względu na niższą, niż założył poprzedni rząd ściągalność VAT, na pewno martwi. Tego podatku wpłynie do budżetu w 2015 r. mniej o 12–14 mld zł. A cała luka w ściąganiu VAT to od 40 do 55 mld zł. W związku z tym musimy mierzyć zamiary według sił, które mamy. Bo to delikatna materia. A siły budżetowe są ograniczone przez deficyt budżetowy, który nie powinien przekroczyć 3 proc. PKB, bo jeśli przekroczy tę granicę w dwóch kolejnych latach, Komisja Europejska może nam zagrozić odbiorem unijnych środków. To może nie jest najważniejsza rzecz na świecie, ale na pewno pojawią się zarzuty, że przez rząd, który nie potrafi porozumieć się z Unią Europejską, zabierają nam fundusze. Można sobie wyobrazić wrzawę, jaka by się wtedy pojawiła. Nie widzę wielkiego problemu w jednorazowym przekroczeniu wspomnianych 3 proc. PKB, np. do poziomu 3,3 proc. Popatrzmy, każde 0,1 proc. PKB to ok. 1,7 mld zł. Jeśli więc mówimy o zwiększeniu deficytu o 0,3 proc., to mówimy o 5 mld zł. Kwotowo to sporo, ale jeśli chodzi o przekroczenie progu ostrożnościowego, to czy będziemy na poziomie 2,9 proc., czy 3,2 proc. PKB, to mam nadzieję, że dla Komisji Europejskiej będzie to akceptowalne. Zwłaszcza jeśli polskie finanse w dłuższej perspektywie będzie KE widziała jako stabilne. Jesteśmy w dialogu z Komisją. W ogóle odnoszę wrażenie, że my w naszym dyskursie politycznym zbyt często posługujemy się przesadną interpretacją negatywną. Przypomnę więc może, że na koniec 2014 r. aż w dwunastu państwach UE deficyt budżetowy przekraczał 3 proc. ich PKB. Mało tego, Wielka Brytania i Francja w ostatnich dziesięciu latach tylko dwukrotnie miały deficyt poniżej 3 proc. i nikt nie bił na alarm, bo te odchylenia były uzasadnione długoterminową strategią finansów publicznych.

Co zamierza Pan zrobić, aby lepiej wykorzystywać fundusze UE? W poprzedniej perspektywie finansowej nie wykorzystano ich jak należy i trzeba zwrócić Brukseli 30 mld zł. Jak to w przyszłości poprawić?

Jeśli chodzi o starą perspektywę finansową, obecnie w ramach mojego resortu pracujemy bardzo intensywnie, by nie trzeba było oddawać tych środków. Wierzę, że podejmowane przez nas kroki pozwolą nam utrzymać te fundusze, a przynajmniej ich ogromną większość. Jeśli zaś chodzi o nową perspektywę, żeby się zabezpieczyć przed koniecznością zwrotu unijnych środków, konieczna będzie tzw. nadkontraktacja, czyli wygenerowanie większej liczby projektów po to, żeby w sytuacji, gdy jakieś projekty wypadną lub będą się opóźniały, w ich miejsce mogły wejść inne, które będą mogły skorzystać z tych środków. Chcemy to zrobić, bo nasi poprzednicy popełnili ogromny błąd i nie wykonali tego kroku w wystarczającym rozmiarze. Dziś mój zespół, nowo tworzone ministerstwo, musi gasić ten pożar. Rzeczywiście – grozi nam utrata aż do 30 mld zł z poprzedniej perspektywy 2007–2013.

Jak jeszcze zabezpieczyć środki? Jak je lepiej wydawać?

Nie bardzo podoba mi się to sformułowanie „wydawać”. Nie chodzi właśnie o to, żeby wydawać dla samego wydawania – na nikomu niepotrzebne szkolenia, na jedenasty aquapark w województwie, na hotel dla psów czy pole golfowe. Chodzi o to, żeby inwestować te pieniądze z myślą o zwiększeniu potencjału gospodarczego Polski. Podkreślam to rozróżnienie, bo my przez tych jedenaście lat członkostwa w UE dokonaliśmy skoku cywilizacyjnego pod znakiem wygody (mamy lepsze drogi, właśnie aquaparki, dobre pokrycie siecią internetową, nowe stadiony etc.). Teraz czas na skok cywilizacyjny, którego podstawowym wyznacznikiem będzie dobrobyt społeczeństwa, czyli skok cywilizacyjny w obszarze realnej polskiej gospodarki. Ale żeby tego dokonać, zmianie musi też ulec działalność samej administracji rządowej. To dla przedsiębiorców jest jasne – a sam czuję się przedsiębiorcą – potrzebny będzie rzetelny nadzór i rygorystyczne zarządzanie projektami unijnymi. Chodzi o to, by w tym obszarze było jak w biznesie, a więc codzienne rozliczanie, czy prace są wykonywane we właściwym tempie, by nie dopuścić do sytuacji jak w wypadku gazoportu, którego budowa ma trzyletnie opóźnienie. To taki duch korporacyjny, który dobrze się sprawdza w codziennym funkcjonowaniu wielu administracji publicznych, zwłaszcza z obszaru państw o kulturze anglosaskiej.

Na koniec wolna trybuna, czyli Hyde Park.

Jesteśmy dziś w Polsce w bardzo trudnej sytuacji z pewnego powodu, o którym mało kto mówi. Przez ostatnie 26 lat nasz PKB rósł. Niektórzy się tym chwalą, mówią, że mamy fantastyczny wzrost. Tyle że ten wzrost zależał od importu kapitału. W związku z tym dzisiaj mamy jeden z największych długów zagranicznych na świecie. Chodzi o zadłużenie zagraniczne łącznie – prywatne i publiczne. Nie tylko publiczne. Bo co do długu publicznego, to jest wiele krajów bardziej zadłużonych. Ale to niewiele mówi. Polska ma 50 proc., a Japonia 250 proc. Ale ja wolałbym, żebyśmy mieli 250 proc. w takich warunkach jak Japonia niż nasze 50 proc. Dlaczego? Bo te 250 proc. japońskiego długu jest – w uproszczeniu rzecz ujmując – w rękach Japończyków. U nas jest niestety inaczej. Nasze łączne zadłużenie zagraniczne brutto jest na poziomie polskiego PKB, czyli wynosi 1 bln 750 mld zł. Z tego zadłużenia wypłacamy zagranicy blisko 100 mld zł rocznie w postaci dywidend, odsetek od kredytów handlowych i korporacyjnych, odsetek od obligacji, odsetek od depozytów, reinwestowanych zysków i innych pomniejszych pozycji. To niewyobrażalna dla obywatela suma, o której nikt nie mówi. Trzykrotność naszego budżetu obronnego. 15 razy tyle, ile państwo wydaje na innowacje. Król Persji, Dariusz Wielki, kazał sobie przy każdej uczcie przypominać swoim sługom: „Panie, pamiętaj o Ateńczykach” (którzy wsparli powstanie jońskie przeciw niemu). Ja będę takim sługą, który będzie przypominał o tym, że musimy zmienić dotychczasowy paradygmat rozwoju. Musimy pobudzić nowe myślenie. Anglicy mają powiedzenie „Elephant in the room”, czyli „Słoń w pokoju”, które jest metaforą oczywistego i ważnego, a jednak ignorowanego problemu. Otóż my mamy takiego słonia w Polsce, który nie był zauważony. Jak to się dzieje, że przez 25 lat nikt o tym za bardzo nie mówił?! Mainstreamowi ekonomiści są z siebie strasznie zadowoleni. Wszyscy mówią: „Ale mieliśmy fenomenalny rozwój gospodarczy przez 25 lat”. Pewnie że lepszy niż na Ukrainie czy w Rumunii i też jestem z tego zadowolony, ale jednocześnie wyhodowaliśmy sobie gigantyczną zależność od zagranicy. Dawniej mówili jeszcze, że kapitał nie ma narodowości, że nierówności są zawsze dobre, że państwo nie jest nam do niczego potrzebne. Ostatnio jakoś już tego nie powtarzają. OK. To jest diagnoza. Teraz o tym, co z tym zrobić. Nic z tym nie zrobimy w krótkiej perspektywie, ponieważ własność już jest u kogoś innego. Ale możemy oszczędzając, inwestując więcej i budując polski kapitał, promując polskich przedsiębiorców przez kolejne 25 lat odkręcać te proporcje. Poprzez pomoc polskim firmom w ekspansji zagranicznej i w eksporcie możemy spowodować, że to my zaczniemy ściągać pieniądze do Polski, bo jak nasza firma eksportuje, to ktoś jej za to płaci i jakąś marżę ta polska firma za to uzyskuje. Przez wiele kolejnych lat musimy z mozołem budować polski kapitał. Od czasów rozbiorów zajmowaliśmy się walką „o wolność Naszą i Waszą”. Rządy zaborców, dwie wojny światowe i pół wieku komunizmu sprawiły, że nie mogliśmy się zatroszczyć o nasz rozwój w tym samym stopniu co inne kraje Zachodu. Teraz musimy budować polski kapitał, jedna warstwa po drugiej. I to jest także nasz patriotyczny obowiązek! My już moglibyśmy być drugą Danią, gdybyśmy co roku nie wysyłali tych 100 mld zł za granicę. Jedno pragnę mocno podkreślić – tu nie chodzi o niechęć wobec zachodniego kapitału. My musimy po prostu zbudować u siebie podobny potencjał systemowy, by skutecznie i na równych prawach uczestniczyć w międzynarodowej wymianie gospodarczej, z korzyścią dla naszych obywateli. Kapitał i inwestycje zagraniczne same w sobie są dobrą rzeczą i rząd dalej będzie im sprzyjał. Problemem jest to, że nie mamy dla nich własnej przeciwwagi. Jeśli tak pozostanie, to się w końcu przewrócimy, dlatego działania naszego rządu będą miały charakter pozytywny. Nie chcemy ujmować, tylko dodać coś po drugiej – tej polskiej – stronie szali. Dla osiągnięcia stabilnego, zrównoważonego rozwoju. Budować inteligentne specjalizacje. Wspierać takie samorodki jak Dolina Lotnicza. Tworzyć warunki do rozwoju kolejnych. Z tego powodu potrzebujemy teraz rządu, który skoncentruje się na wszystkim, co pomaga polskim przedsiębiorcom. Będziemy promować polskie marki, zachęcać do inwestycji i innowacji, pomagać komercjalizować polskie wynalazki. Chcemy pomagać polskim firmom, jak najwyżej rozwinięte kraje pomagają swoim. Rozpoczniemy też przynajmniej dyskusję o partycypacji pracowniczej, bo musimy budować dochody Polaków z kapitału [2]

Całość wywiadu w najnowszym, świątecznym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska". Znajdą w nim Państwo specjalny 16-stronicowy dodatek kolędowy, a także mnóstwo ciekawych tekstów, w tym obszerne wywiady z premier Beatą Szydło, ministrem rozwoju Mateuszem Morawieckim i szefem dyplomacji Witoldem Waszczykowskim.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

To tyle. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, jakie jest moje zdanie zapraszam do dyskusji i od razu zaznaczam, że nie jestem członkiem ani bezwarunkowym zwolennikiem PiS. Jestem Polakiem, może - mam nadzieję - również państwowcem.


[1] http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/11/czy-m-morawiecki-jest-dobrym-wyborem.html
[2] http://niezalezna.pl/74213-musimy-odbudowac-polski-kapital-mowi-wicepremier-i-minister-rozwoju-mateusz-morawiecki


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com3

wtorek, 22 grudnia 2015

Prawdziwe oblicze transformacji i III RP

Bloger M. Mojsiewicz - którego cenię za mrówczą, faktograficzną pracę dziennikarską - napisał ostatnio tekst pod znamiennym tytułem: "Kukiz o Sorosie. Żydowski bankier finansuje manifestacje KOD" [1]. Choć tekst jest bardzo długi a wypowiedź P. Kukiza jest tylko pretekstem do przedstawienia innych aspektów związanych nie tylko z G. Sorosem to polecam jego przeczytanie a nawet zajrzenie do całości linkowanych przez autora innych artykułów i felietonów.

Co prawda P. Kukiz nie do końca tak bezpośrednio stwierdził a Fundacja Stefana Batorego zaprzeczyła finansowaniu KOD [2] postanowiłem pod wspomnianym artykułem opublikować komentarz, który niniejszym - po rozszerzeniu - przedstawiam w formie odrębnej notki. Sądzę, że jest ona dobrym uzupełnieniem treści M. Mojsiewicza a jednocześnie być może skłoni nas wszystkich do refleksji i do zadania pytania: Czego tak naprawdę bronią i o co walczą Nowoczesna bankiera R. Petru, PO i KOD?

-------------------------------

Każdemu polecam cztery książki. Dwie prof. W. Kieżuna: "Drogi i bezdroża polskich przemian" oraz "Patologia transformacji" (obie z 2012 roku); pracę zbiorową z 2015 roku "Wygaszanie Polski 1989-2015" oraz książkę T. Cukiernika "Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa" (2105). Dodatkowo można jeszcze zajrzeć do publikacji noblisty prof. J. E. Stiglitz'a "Globalizacja" (2002) oraz jego krytyki Konsensusu Waszyngtońskiego (na początek w wiki pod hasłem Konsensus Waszyngtoński).

Jeżeli ktoś to wszystko przeczyta to nawet inteligentny leming stwierdzi, że "polska transformacja" była największym błędem jaki mogliśmy jako Polska zrobić.

Plan L. Balcerowicza - jak wielokrotnie pisałem - był de facto planem Sachsa - Sorosa opartym niemal w całości na "twórczym rozwinięciu" Konsensusu Waszyngtońskiego. Jego promotorem w Polsce był węgierski Żyd na usługach MFW i BŚ i spekulant giełdowy niejaki G. Soros - założyciel w 1988 roku (sic!) m.in. Fundacji Stefana Batorego finansującej transformację i będącej jej strażnikiem po dziś dzień.

Ogólnie celem (realnym a nie werbalnych w postaci pięknych słów o urynkowieniu, kapitalizmie, demokracji) transformacji było wrogie przejęcie polskiego przemysłu, handlu, usług, mediów i bankowości (całej gospodarki) przez korporacje i instytucje międzynarodowe, w tym koropracyjno-państwowe. W przypadku zaś niemożności takiego przejęcia doprowadzenie polskich firm do upadku a szczególnie tych, które były konkurencją dla korporacji zagranicznych. Wrogie przejęcie (strategie: frontalnego ataku czy walki szarpanej) następowało najczęściej najpierw poprzez uwłaszczenie nomenklatury komunistycznej (np. dyrektorów firm państwowych) na majątku a następnie korzystnym zakupie lub likwidacji określonych firm. Często też od razu kupowano w procesie grabieżczej prywatyzacji za grosze całe firmy, by tak naprawdę je wygasić/zlikwidować lub też stworzyć z nich oddziały firm macierzystych pozbywając się poprzez to konkurencji (realnej lub potencjalnej) i bardzo często stopniowo wygaszano dotychczasową produkcję, tworzono montownie i magazyny, przejmowano jedynie markę (logo - znak słowno-graficzny), itp. Ciekawie ten proces opisuje w swoich książkach W. Kieżun i warto też przeczytać jego wywiady jakie udzielił swego czasu Naszemu Dziennikowi czy też Tygodnikowi Solidarność [3] [4].

Dodatkowo też celem - zgodnie z agresywną strategią międzynarodowych instytucji finansowych - było ubezwłasnowolnienie Polski i Polaków kredytem i długiem publicznym.

W konsekwencji dzisiaj niemal cały przemysł, handel, usługi, media i bankowość znajdują się we władaniu kapitału zagranicznego a Polska stała się krajem zbytu towarów i usług oferowanych przez obce korporacje oraz krajem poddostawczym bez prawie żadnej wartości dodanej z własnej produkcji. Wiele też sektorów zostało zniszczonych jak np: przemysł stoczniowy. W wielu regionach Polski praktycznie tego przemysłu już nie ma, poszerza się bieda i jest duże bezrobocie.... a sieci handlowe się rozrastają, kuszą promocjami a Polacy kupują, kupują... często biorąc kolejne kredyty w kolejnych oddziałach zagranicznych banków zwiększając ich dochody.  Właśnie pod tym względem Polska jest w "ruinie" a mogła nie być. Stadiony, inwestycje w rewitalizacje miast, drogi, autostrady i inne są bezproduktywne... podstawę realnej siły gospodarczej dają tak naprawdę nowe, innowacyjne technologie i produkcja a tej się fizycznie pozbyliśmy lub została przejęta. Potrzebna jest w Polsce reindustrializacja a bez też znaczącego polskiego sektora bankowego nie może się udać. Podobnie bez wykształconych kadr pracujących w Polsce.

Ponadto korporacje zagraniczne zagwarantowały sobie często takie warunki funkcjonowania, które w praktyce powodują płacenie przez nich bardzo małych (lub w ogóle) podatków w Polsce i jednocześnie pozwalają na nieskrępowany transfer zysków do zagranicznych central (spółek-matek). Taka chora sytuacja występuje m.in. np. w sektorach: bankowości czy handlu.

Jednocześnie nie pozwolono na powstanie w Polsce silnej klasy średniej i pozwolono na uzależnienie się Polski od innych niemal w każdej dziedzinie. Polacy stali się spauperyzowanymi, nisko opłacanymi pracownikami najemnymi bez własności i ubezwłasnowolnieni kredytem. Zgotowano im taki los, że Ci najbardziej kreatywni i wykształceni młodzi Polacy musieli emigrować zarobkowo (2,5 - 3 mln w ostatnich ośmiu latach).

Drenaż Polski nastąpił też w sferze intelektualno-duchowej... poprzez jednoczesną z drenażem gospodarczym rewolucję kulturową - komunizm kulturowy oparty na ideach lewackiego marksisty-leninisty i komunisty A. Gramsciego. W tym obszarze nie osiągnięto do końca zamierzonych celów ze względu na konserwatyzm Polaków i zakorzenioną wiarę katolicką i przywiązanie do tradycji - chociaż tzw. "leming" jest ich wytworem i takich lemingów udało się stworzyć całkiem dużo i niebezpiecznie dużo. Kościół Katolicki i Polacy, polska rodzina będą jednak w dalszym ciągu przedmiotem ataku - tego możemy być pewni... chociażby pośrednio poprzez promocję LGBT, gender, multi-kulti (m.in. islam), itp. lewackie pomysły, które tak wspierają fundacje związane z G. Sorosem.

Nieprzypadkowo Polska stała się pierwszym i w sumie najważniejszym celem ataku G. Sorosa i spółki. Była największym krajem demoludów i bardzo - w sumie - uprzemysłowionym i cennym kąskiem dla wszystkich naszych wrogów, w tym instytucji finansowych i korporacji międzynarodowych. Paradoksem jest to, że owe uprzemysłowienie zawdzięczamy w dużej mierze... E. Gierkowi i wbrew propagandzie demolibaralno-lewackiej elit III RP był on jednym z najbardziej propolskich przywódców komunistycznych, budując gospodarczą podstawę rozwoju Polski. Ponadto Polska jest krajem posiadającym ogromne złoża zasobów naturalnych, wód, ziemi i lasów.

Przystąpienie Polski do UE spotęgowało geometrycznie drenaż Polski i jej ubezwłasnowolnienie kredytem, zadłużeniem zagranicznym i zadłużeniem publicznym (w tym samorządów, które zadłużają się na potęgę, aby uzyskać "wkład własny" w otrzymywanych funduszach unijnych ). Na razie pozostała nam jedynie polska waluta, na szczęście.

I jeszcze kilka słów Prof. W. Kieżuna:

"Cała transformacja została zaplanowana właśnie przez tegoż Sorosa, który w dniu 8 maja 1988 r. przyjechał do Polski i spotkał się z kierownictwem komunistycznej partii, tzw. Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i przedstawił im program przejścia na gospodarkę kapitalistyczną przy jednoczesnych zyskach, bo przy takim przejściu są możliwości zawłaszczenia dużej części przedsiębiorstw przez nomenklaturę. I tak się stało (...) I ten George Soros przysyła tegoż Jeffreya Sachsa i go finansuje - poprzez Fundację Stefana Batorego, która z kolei jest finansowana przez Sorosa (...). 23 grudnia Biuro Polityczne komunistycznej partii, PZPR jednogłośnie zgodziło się na to, żeby wprowadzić ustrój kapitalistyczny w Polsce, gospodarkę rynkową. I to jest data zmiany ustroju - nie żaden tam czwarty, czy inny, ale 23 grudnia 1988 r., kiedy system gospodarki planowej został przekształcony w gospodarkę rynkową według kodeksu handlowego z 1934 r. I natychmiast, jeszcze w grudniu był przygotowany plan stworzenia 9 banków komercyjnych, które udzielały kredytów. Kolejną sprawą była reprywatyzacja. Ale tego Balcerowicz nie zrobił. Reprywatyzacja, tzn. Wedel dostaje Wedla, Haberbusch dostaje swoją fabrykę. A myśmy Wedla sprzedali i zapłaciliśmy odszkodowanie za sprzedaż jego marki…" [5].


[1] http://naszeblogi.pl/59412-kukiz-o-sorosie-zydowski-bankier-finansuje-manifestacje-kod
[2] http://wpolityce.pl/polityka/275708-to-jest-jakos-z-zewnatrz-finansowane-co-naprawde-powiedzial-kukiz-o-silach-stojacych-za-kod-i-czy-jego-slowa-zaszkodza-nowemu-rzadowi
[3] http://blogmedia24.pl/node/46614
[4] Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 25-26 lutego 2012, Nr 47 (4282) (" Z komunizmu w kolonialny kapitalizm") w: http://www.bibula.com/?p=52501
[5] http://wpolityce.pl/gospodarka/199530-prof-kiezun-odslania-kulisy-poczatkow-polskiej-transformacji-sachs-byl-niezwykle-sprawnym-lobbysta-i-marketingowcem-on-wszystkich-oszolomil-nasz-wywiad

Zobacz też o planie Sachsa Sorosa i początkach transformacji: http://blogmedia24.pl/node/52717

O Nowoczesnej i KOD pisałem m.in.:
http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/10/co-z-tym-polskim-bilderbergem.html
http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/10/demony-przeszosci-i-co-z-ta.html
http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/11/kilka-zdan-na-temat-farsy-pod-nazwa-kod.html
http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/12/elementy-lewackich-bojowek-w-kod.html

sobota, 19 grudnia 2015

Polacy nie są tacy głupi jak nam się wydaje, są dużo mądrzejsi!

Niedawno napisałem post niemal pod tym samym tytułem, tylko odnoszącym się do zdania T. Lisa "„Ludzie nie są tacy głupi jak nam się wydaje, są dużo głupsi” [1].

Napisałem w nim m.in. :

"Oni wszyscy naprawdę uważają nas, Polaków za idiotów, którymi można swobodnie manipulować, ogłupiać ich medialną i kłamliwie propagandową  papką i których nie można traktować poważnie.

I nie traktują nas poważnie od całych 26 lat a już w szczególności przez ostatnie 8 lat rządów PO-PSL.

Lekceważą nas i nami manipulują politycy i dziennikarze, kreatorzy i beneficjenci III RP.

To samo ogłupianie mamy teraz, kiedy w końcu większość aktywnych Polaków miała dość traktowania ich jak idiotów i wybrała do władzy ludzi, którzy Polskę i Polaków traktowali i traktują poważnie.

Ale dla mediów i polityków, którzy do tej pory traktowali nas jak głupców i łatwo okłamywali a jednocześnie żerowali na polskim majątku finansowym i rzeczowym sytuacja uświadomienia Polakom, iż są lub mogą być w swoim kraju podmiotem a nie przedmiotem... jest nie do zaakceptowania".

Tekst ów kierowałem w większości do tzw. "lemingów", ale nie pejoratywnie lecz z troską. Żal mi bowiem ludzi - Polaków, którzy po raz kolejny dają się otumaniać i ogłupiać.

Dziś mogę powiedzieć, że w sumie większość Polaków, w tym tzw. "lemingów" zaczyna myśleć normalnie i realistycznie.

Demonstracje tzw. KOD-u - pomimo emocjonalnego podsycania nastrojów - stają się farsą i groteską. Polacy w swojej ogromnej większości nie dali się jednak po raz kolejny oszukać, nie dali się zmanipulować. Z tego się najbardziej cieszę.

To nie jest tak, że już nie ma Polaków ulegających propagandzie socjotechnicznej. Są i będą cały czas. Szczególnie wśród osób wyrażających swoje zdanie jedynie poprzez przekaz medialny GW, TVN czy TVP. Ich się nie zmieni, chyba, że ów przekaz się zmieni. I tak naprawdę, jeżeli poznaję prawdę przekazywaną przez media zrozumieją - przynajmniej w większości - że dotychczas byli sterowani i wykorzystywani.

Stąd ten obecny nacisk i kreowanie negatywnych emocji przez cały mainstream polityczno-specsłużbowo- biznesowo-medialny  III RP. Czas dla nich ucieka. Niedługo TVP zacznie mówić prawdę, GW spada finansowo w przepaść, TVN-em kierują Amerykanie i może się okazać, że ta stacja całkowicie zmieni oblicze stając się normalnie dziennikarska.

Ten czas. Każdy dzień rządów ZP zbliża Polaków do zrozumienia, iż państwo może być ich. Wszystkie dotychczasowe decyzje Prezydenta i Pani Premier tylko to potwierdzają. Robią swoje i wypełniają obietnice wyborcze, mozolenie acz konsekwentnie, bez oglądania się na wycie świń odrywanych od koryta i to często świń, które z Polską i Polakami nie mają nic wspólnego.

Ich wycie paradoksalnie potwierdza tylko demokrację w Polsce. Mogą swobodnie sobie mówić i demonstrować. Nie ma prowokacji służb na demonstracjach KOD-u jak było to przez lata podczas demonstracji patriotów na marszach w dniu 11 listopada. Nikt nikogo nie aresztuje jak autora strony internetowej "Antykomor" czy też kibica (szefa kibiców Legii Warszawa). Nikt nie morduje członków PO czy Nowoczesnej i KOD-u jak niejaki członek PO Cyba mordując członka PiS a chcący zamordować J. Kaczyńskiego, nikt nie podpala prowokacyjnie samochodów stacji telewizyjnych i nikt nie sprowadza zagranicznych obrońców jak to było w przypadku niemieckiej Antify.

Nasz, polski od lat rząd - robi wszystko, co możliwe i obiecał. Nie dano mu 100 dni bowiem wiedziano, że to okres kiedy zaczną być realizowane nadzieje Polaków. Postanowiono od razu uderzyć, kiedy jeszcze nie przebrzmiała negatywna i perfidna kampania wyborcza PO. Zaatakowano zanim ZP zaczęła na dobre działać. Zaatakowano, aby jeszcze móc wykorzystać dysonans powyborczy zwolenników PO. Zaatakowano, bowiem całe III RP wie, że każdy dzień rządów ZP pozwoli Polakom "przejrzeć na oczy". Nie chcą do tego dopuścić, ale już im się nie udaje.

Nowoczesna R. Petru została stworzona w zacisznych gabinetach Fundacji S. Batorego (A. Smolar i G. Soros reprezentujący żydowskie lobby bankowo-przemysłowe), żydowskiej loży masońskiej  B'nai B'rith (Polin - J. Hartman) i Fundacji Obywatelskiego Rozwoju (L. Balcerowicz - niszczący Polskę plan Sorosa-Sachsa), która wsławiła się pogardą dla Polaków poprzez hasło "Zabierz babci dowód". Sam R. Petru to dziecko L. Balcerowicza, A. Olechowskiego i W. Frasyniuka, dziecko dawnej UD/UW/demokraci.pl, które nigdy nie reprezentowały interesów polskich a interesy swoich krajanów. Jakich? Proszę sprawdzić! To samo KOD o czym pisze m.in. S. Michalkiewicz. Do tego ubezwłasnowolnieni przez komunistyczne służby polscy kolaboranci i resortowe dzieci wraz z ludźmi III RP cynicznie i złodziejsko czerpiącymi profity z grabieży Polski.

Teraz próbują zmienić bieg historii. Polacy jednak nie dali się omamić. Kolaborantów ci u nas dostatek, ale i oni nie są w stanie ogłupić większości Polaków. Nie-Polacy są najmniej groźni, bo wiadomo o co im chodzi, najgorsi są zdrajcy a tych widzimy na co dzień. Nie będę wymieniał nazwisk, ale krótka byłaby ich lista, bowiem najbardziej nienawistnymi wobec Polski są nie-Polacy, potomkowie żydo-komuny w stylu A. Holland czy A. Michnika.

Polacy mają swoje racje, mają swój rozum i widzą zaprzaństwo. I dlatego dzisiejsze demonstracje KOD-u są porażką kompletną. Planowali polski "Majdan" a dla Polaków są ważniejsze Święta Narodzenia Chrystusa niż lewackie, postkomunistyczne pohukiwania i antypolskie wycie. Dla Polaków są ważniejsze działania polskiego rządu i prezydenta!

Uwierzyłem dziś, że plan zamachu stanu na legalnie wybrane władze w Polsce się nie powiedzie... mimo skomlenia agenta Bolka vel. Wałęsy czy vel... coś tam jeszcze. Polacy są mądrzejsi niż wydaje się antypolskim elitom III RP!

[1] http://krzysztofjaw.blogspot.com/2015/12/ludzie-nie-sa-tacy-gupi-jak-nam-sie.html

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

czwartek, 17 grudnia 2015

Ogromny sukces rządu B. Szydło na szczycie klimatycznym w Paryżu - COP21!


W 2008 roku premier D. Tusk zgodził się i podpisał pakiet klimatyczny negocjowany w ramach UE. Zawarto w nim skrajnie niekorzystne zapisy uderzające w polską gospodarkę, która przecież w 90% oparta jest na węglu jako źródle energii. Pakiet nazwany 3x20 zakładał redukcję emisji CO2 o 20% w stosunku do roku bazowego 2005, zwiększenie do 20% udziału energii odnawialnej w całości zużywanej energii i 20% poprawę efektywności wykorzystania energii. Największa zdrada Polski dokonana przez D. Tuska polegała na tym, że pierwotnie wynegocjowanym przez śp. prezydenta L. Kaczyńskiego rokiem bazowym liczenia redukcji emisji CO2 dla Polski miał być rok 1990 a pan D. Tusk zgodził się na jego zmianę na rok 2005. Ta zmiana spowodowała, że zamiast osiągnięcia już rzeczywistej  redukcji (w stosunku do roku 1990) na poziomie 32% w 2010 roku mieliśmy ją na poziomie ledwo kilkuprocentowym w stosunku do niekorzystnego roku bazowego 2005.

W marcu 2013 roku Sąd UE w Luksemburgu oddalił polską skargę przeciw decyzji Komisji Europejskiej z 2011 r. dotyczącej przejściowych zasad przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 w całej Unii. Decyzja Komisji KE 2011/278/UE z 27 kwietnia 2011 r. (tzw. decyzja benchmarkowa) dotyczyła przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 w latach 2013-20 (...) i oznaczała, że Polska będzie mogła w latach 2013-2020 rozdzielić pomiędzy instalacje tylko ok. 477 mln uprawnień do emisji. Dla porównania w Niemczech mogło zostać rozdzielonych 1 mld 402 mln uprawnień do emisji, w Wielkiej Brytanii – 626 mln takich uprawnień. W polskiej skardze przeciw Komisji Europejskiej Polska zawarła cztery zarzuty:
- zaniżenie przydziału bezpłatnych uprawnień dla Polski wynikające z nie uwzględnienia specyfiki paliwowej poszczególnych państw członkowskich i wyliczeniu wskaźników emisyjności przy wykorzystaniu referencyjnej wydajności gazu ziemnego oraz przyjęcia tego paliwa jako paliwo referencyjne,
- nie uwzględnienie zróżnicowanej sytuacji w poszczególnych regionach UE i przez to naruszenie zasady równego traktowania,
- naruszenie zasady proporcjonalności polegające na określeniu wskaźników emisyjności na poziomie bardziej restrykcyjnym niż wymagają tego cele dyrektywy 2003/87 ustanawiającej system handlu przydziałami emisji gazów cieplarnianych we Wspólnocie,
-  naruszenie przepisów dyrektywy 2003/87 i braku kompetencji Komisji do przyjęcia zaskarżonej decyzji.

Skarga, która i tak była spóźniona i wydawała się być działaniem pozorowanym została oddalona w całości, co tylko świadczyło o "wielkim" wówczas znaczeniu D. Tuska.

Pomimo lekceważenia przez UE interesów polskich w zakresie zmian klimatycznych (i w ogóle wszystkich interesów polskich) 24 października 2014 roku dalszej zdrady polskich interesów dopuściła się premier E. Kopacz. Podpisała bowiem rozwiązania nowego pakietu klimatycznego, jeszcze bardziej skrajnie niekorzystnego dla Polski i polskiego górnictwa i całej polskiej gospodarki. Zawarto w nim zapisy o redukcji o co najmniej 40% emisji CO2 do roku 2030 (w stosunku do niekorzystnego dla Polski roku bazowego 2005). Było to jawne uderzenie w polską gospodarkę, która i tak jest zdecydowanie słabsza od np. gospodarki niemieckiej czy francuskiej. Jedną z konsekwencji - i chyba najtragiczniejszą dla Polski - tego pakietu była konieczność radykalnego przestawienia się naszego kraju z węgla kamiennego na inne źródła pozyskiwania energii, w tym tzw. źródła energii odnawialnej, na które musielibyśmy wydać w najbliższych latach miliardy złotych. Wiązało się to również z koniecznością przyszłych radykalnych wzrostów cen energii dla ostatecznych odbiorców: przemysłowych i indywidualnych. Stąd pojawiły się m.in zakusy zamykania polskich kopalń.

Jeszcze przed podpisaniem tegoż pakietu oceniano negatywne skutki poprzedniego, co warto przypomnieć bowiem dzięki E. Kopacz byłyby one jeszcze drastyczniejsze. Wówczas Instytut T. Kościuszki przygotował raport, który zawierał m.in. takie konstatacje:

"(...) Przez politykę klimatyczną UE zapłacimy o kilkadziesiąt procent wyższe rachunki. Wzrośnie również bezrobocie. Cała gospodarka w ciągu kilku lat może stracić ponad 125 mld zł (...) Raport Instytutu Kościuszki nie pozostawia jednak złudzeń - koszty tej polityki są ogromne i w dużej mierze zapłacą je Polacy. W Polsce około 90 proc. energii elektrycznej pochodzi z węgla (kamiennego i brunatnego), a to oznacza, że polska energetyka poniesie duże obciążenia w związku z polityką klimatyczną. Duże koszty produkcji energii elektrycznej przenoszą się na kondycję całej gospodarki. Według raportu Instytutu Kościuszki łączny wpływ polityki klimatycznej UE może oznaczać dla naszego kraju spadek PKB rzędu 15-30 mld euro do 2020 r. Na każdego Polaka to rocznie od 235 do 470 zł. Koszty polityki klimatycznej to (...) realne pieniądze, które trzeba będzie zapłacić. Po pierwsze: za prąd, po drugie: za ciepło, po trzecie: za wszystko. Według raportu Instytutu Kościuszki do 2020 r. ceny energii elektrycznej wzrosną od 10 do nawet 50 proc. Podwyżki rachunków za prąd są dla Polaków szczególnie bolesne, ponieważ już teraz płacimy bardzo dużo. W porównaniu do siły nabywczej, w 2011 r. ceny energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych w Polsce były o 28 proc. wyższe od średniej UE. O 30 proc. więcej zapłacimy za ogrzewanie. To bardzo zła informacja. Obecnie 1/3 Polaków mieszka w niedogrzanych lub zawilgoconych mieszkaniach. Niemal co druga rodzina (44,5 proc. gospodarstw domowych) wydaje na prąd i ogrzewanie ponad 10 proc. pieniędzy, które zostaną jej po opłaceniu podatków. Według analityków Instytutu Kościuszki polityka klimatyczna UE może oznaczać wzrost ubóstwa energetycznego w Polsce nawet o 5,3 proc. Rosnące ceny energii i ogrzewania oznaczają, że podrożeje niemal wszystko. Według NBP z powodu polityki klimatycznej w 2013 r. ceny wzrosną dodatkowo o 0,3-1,5 punktu procentowego. Oznacza to, że za redukcję emisji CO2 już w tym roku będziemy płacić przy okazji każdych zakupów (...) Negatywne skutki droższej energii i konieczności opłat za emisję CO2 odczuje w pierwszym rzędzie przemysł. Już rok temu Krajowa Izba Gospodarcza ostrzegała, że w 2015 r. koszt polityki klimatycznej dla naszego przemysłu wyniesie 5 mld zł. Tak duże obciążenia oznaczają droższą produkcję i spadek konkurencyjności. W skrajnym przypadku polityka klimatyczna doprowadzi do ucieczki przemysłu z Polski poza granicę UE, co oznacza utratę miejsc pracy i wzrost bezrobocia. Ze względu na ograniczenie krajowej produkcji pogorszy się bilans handlowy naszego kraju - spadnie eksport, a wzrośnie import. Osłabieniu ulegnie również polski złoty - przewidują analitycy Instytutu Kościuszki. Co gorsza problemy dotyczą nie tylko naszego kraju, ale całej Unii Europejskiej. - Próba zduszenia gospodarki europejskiej doprowadzi do tego, że stracimy tę historyczną przewagę, którą Europa miała na świecie - tak skutki systemu unijnego handlu emisjami skomentował Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej (...) Trzeba pamiętać, że wszystkie powyższe wyliczenia kosztów opierają się na dotychczasowych regulacjach. Tymczasem prawo w Unii Europejskiej zawsze może się zmienić. Unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard forsuje np. wycofanie z rynku części pozwoleń na emisję CO2, które spowodowałoby wzrost cen dla przemysłu. O wpływie duńskiej komisarz świadczy sukces, który odniosła w trakcie ostatnich negocjacji w sprawie budżetu UE. Zapisano w nim, że 20 proc. wydatków z funduszy unijnych musi zostać przeznaczone na politykę klimatyczną. - W przypadku Polski oznacza to, że mając 300 mld zł funduszy strukturalnych, będziemy musieli z tego przeznaczyć 60 mld zł na walkę ze zmianami klimatu i zapłacić drugie tyle udziału własnego, czyli łącznie 120 mld zł - wylicza prof. Władysław Mielczarski. Można uznać, że te 120 mld to kolejne koszty, które ponosi nas kraj za unijną politykę klimatyczną" [tutaj].

Wobec powyższych faktów najważniejszym dla polskiej gospodarki i polskich obywateli stał się tegoroczny szczyt klimatyczny w Paryżu COP21.

Polska przygotowywała się na ten szczyt od dawna, ale prace nabrały przyspieszenia w momencie przejęcia władzy w Polsce przez rząd B. Szydło i objęcia teki ministra środowiska przez prof. J. Szyszko. Ów profesor od wielu lat zajmuje się problematyką klimatyczną i mając niemal gotowe tezy i postulaty o jakie Polska powinna walczyć w szczycie COP21 przystąpił do ich skonkretyzowania jako oficjalnego stanowiska Polski.

W skrócie. Polska chciała aby:
- porozumienie klimatyczne zostało zawarte niemal przez wszystkie państwa świata, czyli żeby Polska stała się sygnatariuszem porozumienia szerszego niż na poziomie UE i obejmującego całość światowej emisji gazów cieplarnianych, w tym również największych gospodarek takich jak: USA, Chiny czy Rosja,
- w porozumieniu klimatycznym zawarto zapisy umożliwiające uwzględnianie specyfiki gospodarek poszczególnych krajów i ich możliwości społeczno-gospodarczych w tworzeniu międzynarodowych porozumień klimatycznych,
- w porozumieniu klimatycznym wreszcie wskazano na rolę lasów w pochłanianiu CO2 i rolę zalesiania jako drogi do polepszenia klimatu oraz jednego ze sposobów działania na rzecz ochrony środowiska naturalnego i klimatu a także redukującego emisje CO2.

Dodatkowo też przygotowano analizę wykorzystania czystych ekologicznie geotermalnych źródeł energii oraz przedstawiono czyste metody spalania węgla opracowane przez krajowych naukowców dające minimalną emisję CO2 i zapewniające jego wtórne przetwarzanie.

W Paryżu Polska rewelacyjnie rozegrała negocjacje i wchodząc m.in. w przejściowe alianse (porozumienia) z Chinami, Indiami, Arabia Saudyjską czy Indonezją uzyskała wszystko, co chciała i postulowała. W ostatecznym globalnym porozumieniu ONZ zawarto wszystkie polskie postulaty a ponadto uzyskano odejście od terminu "dekarbonizacja" na rzecz "neutralności węglowej". Szczyt zakończył się w sumie dużym sukcesem bo podpisały porozumienie niemal wszystkie kraje świata, w tym najwięksi emitenci CO2, czyli Rosja, Chiny i USA.

Dla Polski jest to ogromny sukces. Sukces nasz wszystkich: zwykłych jak ja obywateli, naszego kraju, naszych firm, naszych obecnych i przyszłych pokoleń.

Po pierwsze. Globalny charakter porozumienia na szczeblu najszerszym z możliwych czyli ONZ stawia zupełnie inaczej pozycję Polski i jej dorobek w emisji i redukcji CO2. Z globalnej bowiem perspektywy Polska jest krajem o średniej emisji CO2 a najwięcej winny dziś robić w zakresie redukcji jego emisji najwięksi globalni "truciciele".

Po drugie. Nareszcie Polska będzie mogła żądać uwzględniania jej specyfiki energetycznej w każdych negocjacjach klimatycznych. A jako, że Polska w 90% oparta jest na węglu będzie mogła wskazywać na niemożność zrezygnowania z niego w długiej perspektywie czasowej a ponadto swobodnie wdrażać i eksportować czyste technologie/metody spalania węgla dające minimalną emisję CO2 i zapewniające jego wtórne przetwarzanie. Pozwala to na uniknięcie rezygnacji przez Polskę z węgla jako podstawowego surowca do produkcji energii a także - z uwzględnieniem pkt 3 - pozwala na rozszerzanie prac (unikanie blokowania przez UE) modernizacji polskiej energetyki opartej na węglu.

Po trzecie zaś i chyba najważniejsze (o to delegacja Polski walczyła najmocniej). Uzyskanie przez Polskę uznania lasów i zalesiania jako elementów redukujących emisję CO2 pozwala na dywersyfikację uznawanych metod redukcji tego gazu. Nie musimy więc od teraz skupiać się na redukcji emisji tylko na zasadzie tzw "dekarbonizacji" przemysłu i wprowadzenia odnawialnych źródeł energii (np. farmy wiatrowe) ale wskazywać, że Polska pochłania CO2 dzięki ogromnym połaciom posiadanych lasów obejmujących aż 30% powierzchni kraju ("płuca Europy" - ewenement w UE!) i tym samym redukuje własną emisję CO2 a dodatkowo prowadzi również efektywną politykę w zakresie redukcji gazów poprzez zalesienie. Dodatkowo dzięki m.in. terminowi "neutralność węglowa" możemy wskazać, że  nasz kraj redukując emisję CO2 poprzez lasy i zalesianie tak naprawę dąży do zrównoważenia własnej emisji i staje się obojętnym a nawet netto ujemnym emitentem CO2. To pozwala na dalsze korzystanie Polski z węgla a to jest najważniejsze w krótkiej i długiej perspektywie naszej gospodarki. Dzięki tym zapisom - również tym z pkt. 2 - możliwym staje się też renegocjowanie skrajnie niekorzystnych zobowiązań jakie zostały przyjęte przez rządy D. Tuska i E. Kopacz.

Dodatkowo możemy swobodnie rozwijać geotermalne źródła energii, czyli popularną geotermię a nasze rozwiązania w tym zakresie (tak wyśmiewana przez elity III RP "Geotermia Toruńska") znalazły szerokie uznanie na szczycie klimatycznym w Paryżu.

Osiągnięcia polskiej delegacji w Paryżu można uznać za duży sukces. Uzyskaliśmy wszystko o co postulowaliśmy. Jesteśmy chyba w Europie największym wygranym w zakresie zapisów zawartych w globalnym porozumieniu. Wszystkie te rozwiązania dają nam możliwość  dalszego funkcjonowania polskiej gospodarki na węglu oraz swobodnej modernizacji energetyki węglowej. Dzięki m.in. nim możemy uniknąć miliardowych kosztów, zapobiec likwidacji kopalń, uniknąć drastycznej podwyżki cen energii dla odbiorców indywidualnych i przemysłowych oraz stworzyć bazę dla wzrostu i rozwoju gospodarczego. Dają nam one także możliwość renegocjacji fatalnych zobowiązań rządu PO-PSL oraz zwiększają naszą pozycję negocjacyjną w przyszłych rozmowach klimatycznych w UE i na świecie.

Taki sukces winien być pokazywany na pierwszych miejscach serwisów informacyjnych i przez długie tygodnie być publicznie analizowany. Tego w Polsce niestety nie ma... co tylko potwierdza fakt głębokiej degrengolady elit lewackich polityczno-medialnych elit III RP. Wczoraj była konferencja prasowa rządu na ten temat... nie wzbudziła zainteresowania mainstreamowych mediów...

Pozostawiam ten fakt ku refleksji wszystkich.

P.S.

"Ogólnie porozumienie COP21 z Paryża wzywa do redukcji emisji gazów cieplarnianych tak szybko, jak to tylko możliwe, uznając, że będzie to trwało dłużej w przypadku krajów rozwijających się. Działania zmniejszające emisje CO2 będą podejmowane przez wszystkie strony umowy, z poszanowaniem ich specyfiki i możliwości społeczno-gospodarczych. Porozumienie paryskie wyznacza cel utrzymania wzrostu globalnej temperatury poniżej 2 stopni Celsjusza do końca wieku. Określa także, że w tym okresie powinniśmy osiągnąć równowagę między emisjami gazów cieplarnianych a ich pochłanianiem, m.in. przez lasy. Działania zmierzające do redukcji emisji CO2 będą się odbywały m.in. poprzez wprowadzanie nowych technologii czy zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym. Z kolei równoważenie emisji będzie następowało m.in. w drodze wzrostu zalesiania". 

Na podstawie: premier.gov.pl

środa, 16 grudnia 2015

Dybuki i ich zgubny wpływ na współczesnych Żydów z polskim obywatelstwem (1)

"Dybuk (hebr., jid. דיבוק, dibuk – „przylgnięcie”) – w mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Dybukiem nazywa się też samego ducha, duszę zmarłego, która nie może zaznać spoczynku (czy też, wśród zwolenników kabały - reinkarnacji) z powodu popełnionych grzechów, i szuka osoby żyjącej, aby wtargnąć w jej ciało. Wedle niektórych mistyków podatnymi na opanowanie przez dybuka miały być osoby grzeszne, zaś duchy przejawiać miały szczególną aktywność w noc święta Jom Kippur (Dzień Pojednania, Sądny Dzień).

Wiara w dybuki znana była wśród Żydów, zwłaszcza środkowoeuropejskich, począwszy od epoki talmudycznej, ale sam termin „dybuk” pojawił się dopiero w XVII wieku. Wtedy też wiara w dybuki stała się wyobrażeniem powszechnym.

Opanowując daną osobę, dybuk powodował zmianę jej osobowości, przemawiał jej ustami, ale swoim głosem. Należało wówczas znaleźć rabina, aby odprawił egzorcyzmy, dzięki którym dybuk opuszczał ciało przez mały palec u nogi. Aby dybuk znalazł spokój i nie opanował kolejnej osoby, trzeba go było przy egzorcyzmach namówić do wyjawienia swojej tożsamości i przeprowadzić tikun (naprawę) poprzez poczęstunek wiernych alkoholem przez rodzinę ujawnionego dybuka. Osoby cierpiące na choroby umysłowe lub nerwowe uważano często za nawiedzone przez dybuka i leczono je poprzez egzorcyzmy. Szczególny rodzaj dybuka opanowywał niektóre kobiety. Nie był on duszą zmarłego, lecz demonem, który czynił z opanowanej czarownicę".[1].

13 grudnia 2015 roku ksiądz S. Małkowski odprawił chrześcijańskie egzorcyzmy pod siedzibą Gazety Wyborczej. Sądzę, że mogły one mieć wpływ na wszystkich jej pracowników, bowiem Szatan potencjalnie opętuje i nęka wszystkich a w szczególności większość "narodu wybranego", który miast przyjąć Syna Bożego jako Mesjasza odrzucił go i zamordował. Ale też musiał mieć wpływ na katolickich (i nie tylko) Polaków tkwiących w okowach szatańskiego A. Michnika a tych, szczególnie wśród osób najważniejszych w Agorze, jest zdecydowana mniejszość, o ile w ogóle są.

Większość liczących się pracowników i dziennikarzy Gazety Wyborczej i samej Agory to wszakże Żydzi z obywatelstwem polskim, w tym oczywiście sam redaktor naczelny, czyli A. Michnik vel. Szechter. Samą Agorę założyli chyba tylko Żydzi a od zawsze GW była jedynie raczej żydowską gazetą dla Polaków i stąd jej zawsze antypolski charakter.

Tak to już jest, że chrześcijaństwo od początku było znienawidzone przez większość Żydów, bowiem nigdy nie uznali Jezusa Chrystusa za obiecanego im Mesjasza, Syna Bożego. Niemal wszyscy Żydzi (niezależnie od wiary i sefardyjskiego czy aszkenazyjskiego, w tym chazarskiego pochodzenia) nadal czekają na Mesjasza i - wedle Apokalipsy - zmieni się to dopiero w dniu Sądu Ostatecznego, w czasie "ostatnich czasów".

Niemniej tak naprawdę skutek na dzisiejszych Faryzeuszy tkwiących w nienawiści do prawdziwego Syna Bożego mógłby jedynie sprawić egzorcyzm odprawiony przez rabina a dotyczący wypędzenia z dusz żydowskich złych dybuków, które opanowały wielu Żydów (w tym tych oczywiście z polskim obywatelstwem, oczywiście nie wszystkich) a już na pewno większość ludzi GW a także z pewnością większość kreatorów i beneficjentów III RP. Mam tu na myśli m.in. A. Michnika, T. Mazowieckiego, B. Geremka, H. Łuczywo, W. Rapaczyński, J. Kuronia, W. Frasyniuka, W. Kuczyńskiego, A. Kwaśniewskiego, J.K. Bieleckiego, M. Borowskiego, A. Smolara, A. Małachowskiego i jego nieślubnego syna, W. Cimoszewicza, J. Lewandowskiego, J. Turowicza, S. Niesiołowskiego, J. Onyszkiewicza, A. Zolla, G. Sorosa, L. Balcerowicza, A. Olechowskiego, J. Hartmana, K. Geberta (D. Warszawskiego), A. Holland, P. Wrońskiego, Morozowskiego, Z. Żaka-Solorza, M. Waltera i wielu, wielu innych "polskich" polityków, biznesmenów, aktorów, ludzi kultury i mediów, naukowców, prawników...itd.

Nie wiem... może mi się tylko tak wydaje, ale - wedle mnie - to osoby i zespół środowiskowy sprawiające w dużym stopniu wrażenie opętania ich przez Dybuki a być może niektóre z nich takimi Dybukami niemal są lub staną/stali się po śmierci. Te ich Dybuki to specyficzny rodzaj tych Dybuków, które swoją antychrześcijańskość zamienili w dużej części w antykatolickość skierowaną na Polaków a tym samym skierowaną na polską tożsamość, tradycję, kulturę, język, historię czy patriotyzm, polskość i polskie państwo. I często te Dybuki charakteryzowały/charakteryzują się przekonaniami lewackimi, socjalistycznymi i czysto komunistycznymi. Ale też takowe Dybuki - nie tylko o cechach antypolskich - opętały swego czasu wielu "niemieckich" (i nie tylko) socjalistycznych hitlerowców jak sam A. Hitler czy J. Goebbels, R. Hess, H. Goering, H. Frank, H. Himmler, J. Ribbentrop i np. E. Milch.

Kto mógłby być takim Dybukiem np. dla A. Michnika? Może jego ojciec, komunista i agent sowiecki, członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i nienawistnik wolnej i niepodległej Polski. Może też takim Dybukiem jest i był też dla Stefana Michnika, brata A. Michnika, który jest komunistycznym zbrodniarzem skazującym Polaków na śmierć. Takimi Dybukami mogliby być też niemal wszyscy najważniejsi członkowie przedwojennej Komunistycznej Partii Polski czy polskiego ramienia NKWD i UB. A już na pewno komunistyczni teoretycy i rewolucjoniści w stylu K. Marksa, W. Lenina, L. Trockiego, F. Engelsa, R. Luksemburg, Ł. Kaganowicza czy też komunistyczni mordercy tzw. powojennej żydo-komuny. I oczywiście takimi Dybukami mogą też być dla innych, nie tylko dla A. Michnika.

Ale to tylko przypuszczenia, które musiałby rozwiać rabin-egzorcysta a takich egzorcyzmów na pewno wymaga cała GW i Agora a także duża część medialno-naukowo-kulturalno-politycznych elit III RP, w tym też takaż część np. TVN, czy TVP.

Zjawisko opętania przez Dybuki nie można jednakże odnosić tylko do części Żydów z polskim obywatelstwem ani też do części Polaków żydowskiego pochodzenia. Obejmuje ono swoim zasięgiem cały świat, w tym elity światowych bankowców i właścicieli wielkich korporacji przemysłowo-medialnych. Takie rody jak Rothschildów, Rockefellerów czy Morganów sprawiają wrażenie opętanych w wielu pokoleniach jak i dziś. To samo środowiska masońskie, iluminackie, lewacko-unijne i inne dążące do stworzenia poprzez chaos i zniszczenie starego porządku cywilizacyjnego Jednego Rządu Światowego i Nowego Porządku Świata (NWO).

No cóż Dybuki opętują raczej osoby grzeszne... więc może warto, aby Ci jeszcze nie opętani przestali grzeszyć już dziś... Może unikną opętania przez złe Dybuki?

Pozdrawiam


[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Dybuk


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

wtorek, 15 grudnia 2015

„Ludzie nie są tacy głupi jak nam się wydaje, są dużo głupsi”

To tak się wyraził T. Lis...

A gdzie indziej jeszcze o nas...

"...widz w Polsce ogłupiany od lat, konsekwentnie przez wszystkich, bo tu jest straszna rywalizacja – zdebilenie w jednostce czasu – kto osiągnie największy sukces. Widz w Polsce wybaczy wiele, bardzo wiele, ale jednego nie wybaczy nigdy: nigdy, przenigdy nie wybaczy tego, żeby go potraktować poważnie. Włączyłem sobie dzisiaj kanał TVN24 i oglądałem go całkiem długo (…) i byłem tym zafascynowany, bo w telewizji informacyjnej przez trzy godziny właściwie o niczym mnie nie informowano. Przez trzy godziny się do mnie mizdrzono. Wszystko sprowadzone do anegdoty. Nie możemy mówić poważnie, bo poważny, to znaczy nudny, a jak nudny, to te barany wezmą pilota i przełączą".

Przypominam te słowa wypowiedziane przez T. Lisa w kontekście dzisiejszej antyrządowej i antyprezydenckiej medialnej histerii i manipulacji sączonej z niemal wszystkich mediów w Polsce przy wtórze prawie całej opozycji.

Oni wszyscy naprawdę uważają nas, Polaków za idiotów, którymi można swobodnie manipulować, ogłupiać ich medialną i kłamliwie propagandową  papką i których nie można traktować poważnie.

I nie traktują nas poważnie od całych 26 lat a już w szczególności przez ostatnie 8 lat rządów PO-PSL.

Lekceważą nas i nami manipulują politycy i dziennikarze, kreatorzy i beneficjenci III RP.

To samo ogłupianie mamy teraz, kiedy w końcu większość aktywnych Polaków miała dość traktowania ich jak idiotów i wybrała do władzy ludzi, którzy Polskę i Polaków traktowali i traktują poważnie.

Ale dla mediów i polityków, którzy do tej pory traktowali nas jak głupców i łatwo okłamywali a jednocześnie żerowali na polskim majątku finansowym i rzeczowym sytuacja uświadomienia Polakom, iż są lub mogą być w swoim kraju podmiotem a nie przedmiotem... jest nie do zaakceptowania.

Sytuacja, w której Polacy byli przez nich traktowani i pozwalali się traktować jak stado baranów była dla nich komfortowa. Dla polityków, kolaborantów, zdrajców oraz szemranego biznesu dawała swobodę w niemalże jawnym okradaniu Polski i sprzedawaniu jej majątku, suwerenności i niepodległości obcym, w tym wybranym mocarstwom oraz zniemczonej UE. Dla dziennikarzy zaś pozwalała na finansowe korzystanie z profitów popierania władzy, nie przemęczanie się intelektualne, lekceważenie  etosu dziennikarskiego oraz uzyskiwanie pozycji stawania się prawie pierwszą władzą kreującą rzeczywistość w miarę potrzeb i zleceń rządzących Polską. Taka zaś celowa postawa mediów potęgowała bezkarność władzy w całym okresie III RP.

Manipulacja Polakami i ich ogłupianie - jak stwierdził T. Lis i jak sami to zauważmy - trwa od lat i niestety przyniosła efekty bardzo wymierne w postaci wykreowania rzeszy ludzi odpornych na wiedzę i argumenty a jedynie bezrefleksyjnie, bezmyślnie i li tylko emocjonalnie przyjmujących do wiadomości jako prawdy objawione nawet najbardziej idiotyczne gaworzenie medialne. Taki zidiociały i w tym zidioceniu mizdrzący się prymitywnie i emocjonalnie do nich przekaz był i jest dla nich wygodny bo nie wymaga niczego, żadnej refleksji czy myślenia.a głupota staje się wartością pozytywną. Dodatkowo w Polsce obniżono poziom wykształcenia i dla wielu taki prosty i prymitywny przekaz medialny bazujący na emocjach a nie faktach oraz podkreślający ich jednak mądrość był i dalej jest potwierdzeniem ich wydumanej inteligencji i mądrości. Stąd te wykształciuchy, lemingi czy "młodzi, wykształceni z wielkich miast".

Piękne hasła o europejskości, nowoczesności i tolerancji bazujące i jednocześnie kreujące kompleks niższości Polaków konfrontowane były z negatywnym obrazem naszych rodaków, którzy czuli i czują się podmiotowym suwerenem w swoim kraju. Dawało to zmanipulowanym i ogłupionym baranom  poczucie wyższości nad innymi, świadomymi Polakami a tym samym utwierdzało ich we własnym przekonaniu o ułudnej przynależności do kasty tych lepszych i świadomych obywateli. Ułudnej bowiem właśnie o tej części Polaków wypowiadał się przedstawiciel kasty uprzywilejowanej T. Lis mówiąc o ich głupocie, zidioceniu oraz nazywając ich baranami.

Dzisiejsza histeria medialno-polityczna, mowa nienawiści i usilne dążenie do dzielenia Polaków oraz niemal krwawego podpalenia Polski jest tylko obroną elit III RP przed utratą władzy i dotychczasowym posiadaniem Polski na własność wraz z korzystaniem z jej profitów i bogactw oraz strachem przed prawdą o ich zdradzie, złodziejstwie, kolaboranctwie i działaniu na szkodę Rzeczpospolitej. Tym samym strachem przed odpowiedzialnością.

Ale też ta mowa nienawiści i dzielenie Polaków od razu po demokratycznych wyborach ma też na celu obronę przed uświadomieniem sobie nawet przez tych - ich zdaniem - głupców i baranów, że faktycznie byli przez nich traktowani jak ci głupcy i barany. Taki proces zaprzepaściłby ich 26 letnie starania o doprowadzenie Polaków do poziomu nieświadomego stada bezwolnych i bezmyślnych jednostek, nisko opłacanych, bez własności, bez swojego kraju i bez umiejętności indywidualnego myślenia oraz bez tożsamości narodowej będącej fundamentem trwania i przetrwania przez tysiąclecia Rzeczpospolitej.

Te rzesze tzw. "lemingów" mogłoby się nagle dowiedzieć, że nie muszą nimi być. Mogą być świadomymi i myślącymi Polakami nie poddającymi się manipulacji i nie pozwalającymi na traktowanie ich jak idiotów, głupców i baranów.

A przecież obecny rząd i prezydent po raz pierwszy w tzw. "wolnej Polsce" chcą realizować obietnice wyborcze. Potrzebują tylko czasu na realizację swojej dobrej zmiany i tego czasu nie chcą dać im elity III RP. Nie chcą im dać nawet 100 dni spokojnego rządzenia. Po prostu nie mogą. Chcą dalej władać bezrozumnymi masami a reformy i zmiana uniemożliwiłaby im to na wiele lat. I w tym tkwi sedno... choć niejedno...

Zauważmy. Od początku prezydentury A. Dudy próbowano go ośmieszyć, zdezawuować i zdyskredytować. To się nie udało, więc go przemilczali. Po zwycięstwie ZP już nie mogli zdzierżyć tego, że całkowicie stracili władzę i możliwość swobodnego zawłaszczania Polski. Postanowili więc uaktywnić medialnie tych swoich ogłupionych i zmanipulowanych do niedawna Polaków. Musieli to zrobić od razu zanim ich dysonans poznawczy (powyborczy) nie zamieni się w uświadomienie, iż byli tylko "pionkami w grze" i "rączkami do głosowania". Przez lata wytresowano ich na bezwolne i medialno-poddańcze istotki więc w dość łatwy sposób można ich było kolejny las zmanipulować niemal w identyczny sposób jak to robiono od lat. Te istotki tym samym pozbyły się dysonansu poznawczego i z powrotem odetchnęli ożywczą papką medialną przekonującą ich o wściekłym Kaczorze, katolach, oszołomach i wykreowanym niszczeniu przez nich demokracji. Tak byli kształtowani od lat i dziś nie reprezentują niczego innego a nawet są podatni na stanie się fanatykami, groźnymi dla demokracji i Polaków fanatykami... a fanatyzm jest fatalny w skutkach, co pokazują przykłady islamistów czy przywódców unijnych w stylu A. Merkel czy M. Schulza...

Żałuję, że - mimo wszystko - zostało jeszcze tak wielu Polaków określanych przez T. Lisa i innych jako głupcy i barany. Naprawdę żałuję, ale niestety oni pozostaną choć powoli się starzeją i w to miejsce wyrasta nowe pokolenie w zdecydowanej większości uodpornione na propagandę i fałsz medialny. Oni czerpią wiedzę już nie tylko od A. Michnika czy TVN, ale korzystają z różnych źródeł tej wiedzy. Oni nigdy nie pozwolą się traktować jak głupcy czy idioci. I to jest szansa dla Polski, szansa dla Polaków stania się podmiotem a nie przedmiotem we własnym kraju.

Mam też nadzieję, że jednak liderowym cynicznym manipulatorom partii opozycyjnych nie uda się krwawe podpalenie Polski i nie uda się fanatyczne zantagonizowanie Polaków a już niedługo jednak wielu tych - zdaniem T. Lisa i polityczno-medialnych elit III RP - głupich baranów nie zasługujących na poważne traktowanie i godnych jedynie pogardy zmądrzeje i przestanie być baranami... a wtedy przekona się, że w Polsce może być normalnie i można czuć się godnym i dumnym Polakiem.

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... h
ttp://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 14 grudnia 2015

M. Schulza histeria nienawiści do Polski... a w tle Bolek i Stefek donosiciel...

Sprawa wymaga tylko przedstawienia i nic więcej...

Człowiek bez wykształcenia o mentalności - o czym mówił S. Berlusconi - nazistowskiego kapo Martin Schultz znów dał popis nienawiści do Polski. Dziwnie i złowrogo to brzmi szczególnie z ust Niemca a do tego socjalisty..., który totalitarne narodowo-socjalistyczne ideały przodków zamienił w komunistyczne, demoliberalne totalitarne lewacko-socjalistyczne ideały unijne.

"Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz powiedział dziś w wywiadzie dla niemieckiego radia Deutschlandfunk, że wydarzenia w Polsce „mają charakter zamachu stanu”. Jak dodał, sytuacja w Polsce będzie przedmiotem dyskusji w PE.

"To, co rozgrywa się w Polsce, ma charakter zamachu stanu i jest dramatyczne - powiedział Schulz.
Wychodzę z założenia, że w tym tygodniu, a najpóźniej podczas posiedzenia w styczniu, będziemy o tym w Parlamencie Europejskim obszernie dyskutować - — zapowiedział polityk niemieckiej SPD" [1].

Ten sam M. Schultz we wrześniu straszył kraje, które nie podporządkują się niemieckiemu dyktatowi kwot rozlokowania islamistów:

"Europa ultranacjonalistów, jeśli ona zwycięży, będzie to ich Europa, nie tylko w tej kwestii, lecz także w wielu innych. Potrzebujemy ducha europejskiej wspólnoty. I w razie konieczności, to musi być siłą narzucone. Nie może być tak – i ja należę do tych ludzi, którzy tak mówią – jesteśmy w XXI wieku, jesteśmy w XXI wieku globalizacji - aby globalne problemy rozwiązywać nacjonalizmem. W pewnym momencie trzeba walczyć i trzeba powiedzieć: w razie konieczności, także walką przeciwko innym, postawimy na swoim [2]".

No tak... jeżeli nie zgodzimy się na kwoty imigrantów to - wedle M. Schultza - będzie nam trzeba to narzucić siłą. Naprawdę niedaleko mu do tego kapo, albo i jeszcze wyżej...

A tą nienawiść do Polski tylko podsycają kolaboranci mieszkający w Polsce i piszący szpetne chazarskie donosy na Polskę i Polaków m.in. w niemieckiej prasie.

A i w tej histerii, histerii przed strachu przed Polakami, strachu przed prawdą, przed odpowiedzialnością za swoje czyny i w strachu przed utratą wpływów uaktywnił się bolkowaty L. Wałęsa, który wespół z donosicielem w czasach komunizmu S. Niesiołowskim wzywają do obalenia legalnie wybranych władz, referendum w Polsce i  straszą Majdanem oraz wojną domową [3]. No tak... jeżeli nie my to nikt... Ot zamordyzm totalitarny...

Kiedyś W. Jaruzelski straszył wojną domową i wprowadził Stan Wojenny... Dziś na szczęście Bolek już nie jest prezydentem i nie może dokonać zamachu stanu jakiego się dopuścił w 1992 roku... więc charczy niczym zarzynana świnia...

Ale jacy oni szpetni, podli i cyniczni są... aż rzygać się chce...

[1] http://wpolityce.pl/swiat/274999-skandaliczna-grozba-schulza-sytuacja-w-polsce-bedzie-przedmiotem-dyskusji-w-pe-ma-charakter-zamachu-stanu-az-tak-boli-utrata-kondominium
[2] http://wpolityce.pl/swiat/264981-koniec-zartow-schultz-zagrozil-uzyciem-sily-wobec-takich-krajow-jak-polska-jesli-nie-podporzadkujemy-sie-duchowi-wspolnoty-ws-imigrantow-wideo
[3] http://newsroom.salon24.pl/685976,walesa-odwolac-prezydenta-i-parlament-niesiolowski-ostrzega-przed-majdanem

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 11 grudnia 2015

Władze... ich równowaga konstytucyjna...

Krótko...

Cieszę się, że Konstytucja RP stała się ostatnio przedmiotem wielkiej troski obywateli. Cieszę się bowiem wreszcie Polacy mogą jasno stwierdzić i zrozumieć, że obecna Konstytucja jest antydemokratyczna.

Władza demokratycznie należy do Narodu. Tak rzecze Konstytucja. Więc to Naród musi mieć wpływ na wszystkie władze, które wedle Konstytucji są niezawisłe i niezależne. Innymi słowy władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza winny być zależne od suwerena, czyli Narodu.

Obecnie w Polsce - jako jedyna - władza ustawodawcza spełnia ten warunek. Jest wybierana przez Naród w wolnych wyborach powszechnych. Senat i Sejm to kwintesencja więc demokracji.

Władzę wykonawczą sprawują natomiast Prezydent i Rada Ministrów. Wedle zasady konstytucyjnej jedynie Prezydent jest wybierany przez Naród a więc jedynie On - zgodnie z Konstytucją i podziałem równoważnej władzy - ma społeczny mandat do sprawowania niezależnej władzy wykonawczej. I to On winien tworzyć rząd a nie większość parlamentarna. Parlament jedynie winien mieć możliwość wpływania na ustawodawstwo oraz przyjęcie lub nie konkretnych ustaw.

Tak więc Prezydent winien tworzyć rząd, który nie może być poddawany akceptacji przez inną władzę, władzę ustawodawczą, bowiem to przeczy zasadzie równowagi władz.

Władza sądownicza - aby zachować wspomnianą zasadę równowagi władz- też powinna być wybierana przez Naród. To Naród w powszechnych wyborach winien więc wybierać sędziów i to Naród - suweren winien ja oceniać.

To logiczne aż do bólu...

Prezydent wybierany przez Naród sprawuje władzę wykonawczą i dobiera sobie współpracowników (ministrów). Parlament wybierany przez Naród sprawuje władzę ustawodawczą i ma wpływ na prawo stanowione. Sędziowie wybierani przez Naród dbają o przestrzeganie prawa i orzekają przy pomocy Narodu...

Czyż to nie jest idealny model?

Oczywiście zawsze można znaleźć jakieś mankamenty. Nie ma na świecie czegoś idealnego, ale zgodnie z zasadami demokracji winno być tak jak wyżej i tak jest np. w USA...

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
 http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

czwartek, 10 grudnia 2015

Uwaga na demoliberalne lewactwo!

...może żartobliwie, ale jednak poważnie...

Jak ktoś by się zastanawiał nad pojęciem lewackiego domoliberalizmu to odsyłam do ostatnich moich tekstów a teraz wystarczy jeżeli powiem, że chodzi mi o Nowoczesną, PO, PSL, SLD, TR i Razem oraz podłą "michnikowszczyznę".

Ma się odbyć demonstracja. Demonstracja w obronie czegoś, co nigdy nie było i nie jest zagrożone w Polsce. Demonstracja w obronnie demokracji, rozumianej jako demokracja liberalna.

Każdy przymiotnik określający znaczeniowo demokrację jest jej zaprzeczeniem. Również demokracja liberalna jest tak samo zaprzeczeniem demokracji jak zaprzeczeniem demokracji była demokracja socjalistyczna czy demokracja narodowa.

Demokracja jest władzą ludu, narodu i to jest jej kwintesencją.

Więc przeciw tej demokracji ma się odbyć demonstracja w obronie demokracji liberalnej, która wedle jej zwolenników jest jedyną, która ma rację bytu we współczesnym świecie. A więc jako jedyna demokracja lewacka jest godna nazywaniem jej demokracją... co jest czystym zamordyzmem, totalitaryzmem.

No i w obronie tej zamordystycznej demokracji mają demonstrować 12.12.2015 jej zwolennicy. Smutne, ale prawdziwe...

W imię tej specyficznej demokracji, która kultywuje kulturę śmierci jeszcze niedawno w Polsce wzywano niemiecką Antifię aby przeciwstawiła się Marszowi Polski Niepodległej. No cóż... totalitaryzm wymaga ofiar... niczym niemiecki nazizm...

W imię tej specyficznej demokracji podczas demonstracji Polaków prowokacyjnie palono samochody stacji TVN czy stróżówki Ambasady Rosyjskiej aby winę zrzucić na patriotycznych, narodowych Polaków. No cóż... rewolucja wymaga ofiar jak w czasie rewolucji Francuskiej czy Bolszewickiej... taka rewolucja wymaga naprawdę ofiar... niczym sowiecki komunizm...

A teraz? Totalitarni lewaccy historyczni idioci chcą demonstrować przeciwko demokratycznie wybranej władzy w Polsce... i manipulacyjnie namawiają do tej szalonej drogi innych, zagubionych intelektualnie Polaków, wcześniej przez nich zniewolonych... No cóż... rewolucja kulturalna, komunistyczny Kulturkampf wymaga ofiar...likwidowanych przez unijnych komunistycznych demoliberalnych kretynów...

Ale...

Przestrzegam obecny rząd i prezydenta. Lewacka do bólu III RP nie oddała broni. Świnie odrywane od koryta kwiczą na cały świat. I chociaż są skazani na niepowodzenie to będą cały czas ryczeć aż do ich unicestwienia i podania w formie przepysznej pieczeni wieprzowej...

Te świnie są dziś zdolne do najgłupszych intelektualnie i realnie czynów, choćby nawet w postaci zamachu na samych siebie! Tracą wszakże wszystko... cały ich złodziejski byt...

Czego one nie potrafią i do czego nie są zdolne. Prowokacja może dać im impuls do stania się ofiarą rządów PiS-u i prezydenta.

Może więc sami wynajmą ludzi, którzy będą ich atakowali w imieniu PiS? Zasłonięte twarze, ubiory w stylu narodowców lub polskich kibiców albo też zwykłych Polaków będą w mainstreamowych mediach przedstawiane jako faszystowskie i PiS-owskie bojówki atakujące krwawo obrońców liberalnej, lewackiej demokracji. Toż o to im chodzi... skretyniałym niegodziwcom działającym na niekorzyść państwa polskiego i na wszystkich...

Atak ten, prowokacyjny atak samych na samych siebie stać się może potwierdzeniem faszystowskiej twarzy PiS-u i obecnie rządzących Polską.

Oni są zdolni do największych absurdów i największych podłości , w czym są wyćwiczeni od lat, od początku transformacji.

Od momentu przejęcia władzy przez ZP usilnie chcą nową władzę sprowokować do siłowych rozwiązań i sądzę, że tak może być w trakcie najbliższych demonstracji... szczególnie, że KOD gromadzi samych anty- Polaków i raczej nie-Polaków lub zmanipulowanych totalnie Polaków nawet nie zdających sobie sprawy, że są ich jedynie "pionkami w grze" (na marginesie... Czy pozwolicie aby traktowano was jak idiotów, pożytecznych idiotów?).

Hiena Niesiołowski już sugerował, żeby podpalić siedzibę PiS... a to jest przecież tylko jeden kretyn a wielu ich po stronie lewackiej, antypolskiej opozycji...

Przeto proszę aby nie dać się sprowokować... Proszę i PiS-owców i narodowców. Tylko spokój i ich "olanie" może przynieść skutek... Niech wylewają śmierdzącą żółć na Polskę i Polaków... I tak sczezną jako szpetni zdrajcy... wespół z Petru, Balcerowiczem, Michnikiem,. Smolarem, Kuczyńskim, Wałęsą, Wujcem, Olechowskim, Hartmanem, Stępniem, Zollem, Stasińskim, Niesiołowskim, Schetyną, Siemoniakiem, Palikotem i innymi...

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com