Moje posty

sobota, 27 listopada 2021

Co dziś mówiłyby demoliberalne "elity" gdyby Polska przyjęła imigrantów?

Nieważne co obecny rząd i prezydent robią to zawsze "elity" III RP są temu kategorycznie przeciwne, podobnie jak większość zlewaczałej wierchuszki Unii Europejskiej.  

Wyobraźmy sobie, że obecnie rządzący jednak od samego początku wpuszczają po prostu imigrantów z Białorusi do Polski. Co to by się wtedy działo wśród tych niby elit...

Oczywiście byłaby krytyka za nieudolność rządzenia, wskazywano by słabość polskiego rządu i niemożność obronienia granic UE przed kolejnym zalewem imigrantów. Zapewne pojawiłaby się  propozycja wotum nieufności wobec rządu. Cała Stara Europa a przede wszystkim Niemcy stałaby się ośrodkiem totalnego ataku na niemrawy polski rząd. Taka GW, Newsweek, TVN czy onet.pl nie wymyślałyby - w celu wzbudzenia wzruszenia i litości - jakiś kłamstw w stylu płynięcia imigranta przez 6 dni bez picia i jedzenia, kota idącego dniami za imigrantami czy fikcyjnych pogrzebów dzieci, w tym też nienarodzonych (to już zupełna hipokryzja: nagle dla tych niby elit płód okazuje się dzieckiem, gdy przecież od dawna uważają, że to zlepek komórek, które można swobodnie poddać aborcji). Raczej zwracano by uwagę na ciężki los Polaków, którzy cierpią od imigrantów, o granicy z Niemcami, gdzie polski rząd dopuścił imigrantów... Byłaby po prostu zupełnie inna narracja, czyli taka, która po prostu atakuje Polskę i obecnie rządzących. 

Czy nie mam racji? Jestem pewny, że tak by po prostu było, bo taka jest po prostu mentalność demoliberałów: jeżeli my nie rządzimy, to wszystko, co inni robią musimy krytykować a jeżeli już rządzą konserwatyści, to dla nich staje się po prostu nie do zniesienia. Od dawna bowiem króluje wśród tych "elit" tzw. tolerancja wyzwalająca (represywna), która narzuca wolę mniejszości nad większością, która była przez ową mniejszość uważana za motłoch. Inaczej ujmując dziś tolerancja wyzwalająca jest prewencyjną nietolerancją wobec inności w postaci tradycyjnych, prawicowych wartości, mimo, że te tradycyjne wartości są jeszcze w ilościowej, ale już nie jakościowej większości [1]. I ten rodzaj tolerancji jest dziś na świeczniku wszelkich ruchów LGBT+, gender, New Age i innych lewackich dyrdymałów ideologicznych tworzących neomarksistowską rewolucję kulturową opartą na ideach Szkoły Frankfurckiej, Manifestu z Ventotene, komunistów A. Gramsciego i A. Spinellego. 

I musimy sobie zdawać sprawę, że Oni nie przestaną, dopóki nie osiągną swoich celów. Zresztą widzimy to już w umowie koalicyjnej nowego rządu niemieckiego, gdzie wprost się mówi, iż UE ma zostać sfederalizowanym i scentralizowanym  jednym państwem - Europa, bez granic, narodów i państw. 

I każdy przejaw polskiej niezależności - jak w przypadku obrony granic - jest z góry skazany na krytykę. I każdy przejaw polskiej niezależności - jak wpuszczenie imigrantów - byłoby tak samo z góry również krytykowane. Bo tu nie chodzi o żadną troskę czy humanitaryzm, ale o przyszłość całej UE a może nawet świata, ale właśnie to Polska i Węgry na dziś w UE są krajami, które mogą zastopować ten lewacki obłęd. 

Tak więc róbmy swoje, niezależnie od słów krytyki, bo w końcu i tak prawda musi zwyciężyć. 




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 25 listopada 2021

Prawda i normalność - tego boją się unijne lewackie elity!

Całkiem niedawno, bo ponad miesiąc temu premier RP Mateusz Morawiecki przemawiał w Parlamencie Europejskim podczas debaty na temat polskiej praworządności. 

Wówczas powiedział m.in., że:

"integracja europejska to dla nas wybór cywilizacyjny i strategiczny. Tu jesteśmy, tu jest nasze miejsce i nigdzie się stąd nie wybieramy (...) nie możemy milczeć, gdy Polska jest atakowana w niesprawiedliwy i stronniczy sposób (...) niedopuszczalne jest podejmowanie decyzji bez podstawy prawnej i używanie szantażu finansowego (...)  Podczas swojego wystąpienia szef polskiego rządu mówił o nierównościach społecznych, inflacji, które uderzają we wszystkich obywateli Europy, a także o zagrożeniach zewnętrznych, rosnącym długu publicznym, nielegalnej imigracji i kryzysie energetycznym zwiększającym wyzwania polityki klimatycznej, które przekładają się na niepokoje społeczne (...) wokół naszych granic jest coraz bardziej niespokojnie. Na południu napór milionów ludzi uczynił basen Morza Śródziemnego miejscem tragicznym. Na wschodzie mierzy się z agresywną polityką Rosji, która posuwa się nawet do wojen, żeby zablokować wybór europejskiej drogi wśród krajów naszego sąsiedztwa (...) dziś stoimy u progu kryzysu gazowego i energetycznego wywołanego celowo przez rosyjskie firmy. Skala tego kryzysu już w najbliższych tygodniach może wstrząsnąć Europą (...) wiele przedsiębiorstw może zbankrutować, a dziesiątki milionów ludzi kryzys gazowy może wpędzić w ubóstwo przez niekontrolowany wzrost kosztów w całej Europie (...) premier mówił również, że dziś, gdy wschodnia granica UE „jest obiektem ataku cynicznie wykorzystującego migrację z Bliskiego Wschodu, to Polska daje Europie bezpieczeństwo, stanowiąc wraz z Litwą i Łotwą zaporę, która chroni tę granicę”. Morawiecki podziękował służbom polskim, litewskim i łotewskim i wszystkim państwom południa Europy za trud i profesjonalizm w ochronie granic Unii (...) Premier podkreślił podczas debaty w PE, że gdy dziś w państwach, „które zakładały wspólnotę, poziom zaufania do Unii spadł do historycznie niskich poziomów  jak np. 36 proc. we Francji, w Polsce to zaufanie do Europy utrzymuje się na najwyższym poziomie (...) Mój rząd, większość parlamentarna, która za tym rządem stoi, jest częścią tej proeuropejskiej większości w Polsce. Nie oznacza to, że Polacy nie przeżywają dziś wątpliwości i niepokojów o kierunek zmian w Europie. Ten niepokój jest widoczny i niestety uzasadniony (...) niedopuszczalne jest rozszerzenie kompetencji, działanie metodą faktów dokonanych – mówił. – Niedopuszczalne jest narzucanie innym swojej decyzji bez podstawy prawnej. Tym bardziej niedopuszczalne jest używanie do tego celu języka szantażu finansowego, mówienie o karach, czy używanie jeszcze dalej idących słów wobec niektórych państw członkowskich (...) odrzucam język gróźb, pogróżek i wymuszeń. Nie zgadzam się na to, by politycy szantażowali i straszyli Polskę. By szantaż stał się metodą uprawiania polityki, wobec któregoś z państw członkowskich. Tak nie postępują demokracje. Jesteśmy dumnym krajem, Polska jest jednym z państw o najdłuższej historii państwowości i rozwoju demokracji [1]". 

Abstrahując od tego, czy w pełni, czy tylko częściowo zgadzam się ze stwierdzeniami premiera, to na pewno owe przemówienie musiało bardzo zezłościć lewackie, unijne elity, które opanowały Parlament Europejski i uważają się za ostateczną ideologiczną wyrocznię wszelkich europejskich poglądów. Nie tylko bowiem M. Morawiecki w większości oznajmiał oczywistą i logiczną prawdę, to jeszcze "śmiał" kategorycznie przeciwstawić się  obecnemu kierunkowi rozwoju UE, czyli dążenia jej do stworzenia jednego, scentralizowanego europejskiego Superpaństwa, które ja chyba jako pierwszy od dawna nazywam ZSRE (Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich).  

Te niby europejskie elity uzurpujące sobie wyłączność na prawdę nie znoszą kiedy ta ich prawda o rzeczywistości jest podważana. Nienawidzą też pokazywania normalności, która jeszcze całkiem niedawno była podwaliną chrześcijańskich norm i towarzyszyła przez wieki rozwojowi niemal wszystkich krajów europejskich. Teraz dla nich liczy się ideologia gender, LGBT+, New Age a nie rodzina i prawa naturalne oparte na Przykazaniach Bożych.

Na celowniku tychże elit stały się dwa państwa: Polska i Węgry, przy czym to nasz kraj ma kluczowe znaczenie, bo zneutralizowanie Polski będzie końcem normalnej Europy. 

Jak bardzo mocno ówczesne przemówienie M. Morawieckiego było dla lewackich elit unijnych niewygodne, to mogliśmy zauważyć w ostatnich dniach, gdzie PE odmówił polskiemu premierowi wzięcia udziału w dyskusji o Białorusi [2]. "Rzecznik prasowy PE przekazał RMF FM, że odmówiono polskiemu premierowi wystąpienia ze wzgląd na to, że „w tego rodzaju debacie wszystkie kraje są już reprezentowane przez półroczną prezydencję Rady UE”. W tym wypadku chodzi o ministra Słowenii, który zabierze głos na początku debaty" [2]

Odmówienie zatem obecności naszego premiera, który - jako, że to przecież my aktualnie bronimy polskiej i unijnej granicy - jest kuriozalne. Można tylko płakać nad tą decyzję, ale trzeba robić swoje. Stąd polski premier i tak wystąpił w PE z listem, który przeczytał na forum europoseł PiS prof. Ryszard Legutko. I dobrze, że tak się stało, bo znów unijni lewacy musieli usłyszeć mocną krytykę. 

Prof. Ryszard Legutko nawiązując do listu premiera Morawiecki powiedział m.in.:

"Premier rządu mojego kraju Mateusz Morawiecki miał tu przyjechać. Niestety nie umożliwiono mu tego, ale poprosił mnie, żebym przekazał treści, które chciał tutaj wyrazić. Czynię to tym chętniej, że one odzwierciedlają poglądy mojej grupy, wielu milionów moich rodaków, a także mieszkańców Europy. Rozpoczął Ryszard Legutko, który występował w imieniu frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). W tej chwili kilkanaście tysięcy polskich funkcjonariuszy i żołnierzy patroluje wschodnią granicę Unii Europejskiej. Po raz pierwszy od czasów żelaznej kurtyny integralność granic Polski i krajów bałtyckich jest zagrożona. To jest długi cień neoimperialnej polityki Rosji. Od kilkunastu tygodni Łukaszenka posyła każdego dnia na granicę setki cywilów. I to nie jest wcale powtórzenie kryzysu migracyjnego z 2015 roku. Mamy do czynienia z zaplanowaną akcją prowokacyjną, której migranci są tylko narzędziami Łukaszenki, a celem jest destabilizacja w Europie.

Zamiarów Łukaszenki nie trzeba dowodzić. On sam dostarcza takich dowodów. „Zmasakrujemy wszystkie szumowiny, które wy, czyli Zachód, finansowaliście”. Te słowa nie padły na tajnej naradzie. Wypowiedział je Łukaszenka w telewizji BBC. Rosja Władimira Putina od lat konsekwentnie dąży do odbudowania pozycji imperialnej i podporządkowania sobie części Europy. Jej siłą jest nasza bierność. Kiedy napadała na Gruzję, nie byliśmy się w stanie jej przeciwstawić. Kiedy wydzierała Ukrainie Krym, nie byliśmy w stanie jej powstrzymać. Kiedy Łukaszenka fałszował wybory prezydenckie zabrakło nam determinacji, by obronić naród białoruski przed dyktaturą. Kiedy sam Władimir Putin zaczynał rozgrywkę, której celem było rozgrywanie poszczególnych krajów europejskich, zabrakło na solidarności, która postawiłaby tamę budowie gazociągu Nord Stream 2. 

Na granicy polsko-białoruskiej toczy się regularna bitwa o przyszłość Europy. Czas najwyższy, abyśmy to sobie uświadomili — zaapelował Mateusz Morawiecki w liście odczytywanym przez eurodeputowanego i zaproponował w 7 punktach dalsze działania.

Po pierwsze żadnych ustępstw. Sprawy zaszły za daleko. Rosja i Białoruś przekroczyły wszystkie granice i na więcej pozwolić nie można. Po drugie nic o nas bez nas. Każda próba rozwiązania konfliktu musi bazować na porozumieniu. Każda próba negocjacji z pominięciem niektórych państw, to sukces Władimira Putina. Po trzecie solidarność wobec wspólnego zagrożenia. Ta sprawa nie dotyczy Litwy, Łotwy, Polski i Estonii - to jest sprawa szersza. Po czwarte słowa już nie wystarczą. Musimy działać zdecydowanie m.in. przez sankcje. Po piąte współpraca transatlantycka. Ten konflikt ma wymiar starcia cywilizacyjnego i wymaga to stosowanej odpowiedzi nie tylko w ramach UE, ale także poszerzenia współpracy o NATO. Po szóste wspólna polityka energetyczna. Unia jest przedmiotem szantażu energetycznego Rosji dlatego, że nadal w polityce energetycznej gramy przeciw sobie, a nie dla siebie nawzajem. Dopóki to się nie zmieni możemy być pewni, że Putin będzie rozgrywał te interesy na swoją korzyść. Po siódme Europa to więcej niż UE. Państwa, które pozostają poza Unią, takie jak Ukraina czy Mołdawia muszą dostać sygnał, że nie zostaną same na pastwie neoimperialnej polityki Moskwy [3]. 

Czy wobec odmówienia wystąpienia naszego premiera na forum PE można przejść do porządku dziennego? Oczywiście, że nie i polska dyplomacja musi wyciągnąć z tego wnioski, bo być może faktycznie nam już nie jest po drodze z UE w jej obecnym kształcie?

Faktycznie Polacy w zdecydowanej większości popierają nasze członkostwo w UE, ale czy takie jej decyzje jak blokowanie wypowiedzi naszego premiera powoli nie doprowadzi jednak, że to poparcie zdecydowanie spadnie? I jeżeli moi rodacy przyjmą do wiadomości, że obecna UE jest zupełnie inna niż ta, do której przystępowaliśmy, to nie nastąpi czasem zdecydowany odwrót poparcia naszego w jej  członkostwa. 

Ja osobiście wielokrotnie mówiłem, że w końcu powinna w Polsce rozpocząć się prawdziwa debata na temat ewentualności Polexitu. Bo tak jak dziś jesteśmy w niemieckiej UE traktowani jest niedopuszczalne! Powtórzę słowa premiera "Jesteśmy dumnym narodem o wielowiekowej tradycji państwowości i demokracji".  Należy nam się wobec tego szacunek i równe nas traktowanie w ramach podpisanych przez nas unijnych traktatów!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 21 listopada 2021

Donald Tusk - śmieszny facet!

Zapowiadałem, że już o Donaldzie Tusku nie będę pisał, bo na to nie zasługuje. Po prostu zwykła "pustka" nie zasługuje nawet na krytykę, bo tylko jakaś wartość jest warta polemiki. A on nie reprezentuje żadnej wartości. Aż dziw, że był w Polsce długoletnim premierem a później ważną osobistością w strukturach Unii Europejskiej. Zresztą w niej jest do dzisiaj - dzięki jego protegowanej A. Merkel - szefem największego klubu w Parlamencie Europejskim , czyli EPL. 

A. Merkel już wkrótce odda władzę innym a to oznacza, że D. Tusk też straci jej poparcie i sądzę, że  już niedługo skończy na śmietniku historii. Owszem, został wysłany na powrót do Polski przez - jak to mówi S. Michalkiewicz - "Złotą Panią", czyli A. Merkel, ale nie spełnił jej nadziei. Miał przyjechać na "białym koniu" i doprowadzić do upadku obecnego polskiego rządu. To mu się nie udało a wprost przeciwnie: jego działania doprowadziły do pikowania w dół poparcia Polaków dla jego partii PO. 

Zresztą on od zawsze był chyba po prostu osobą, która jest przesiąknięta pustką. Kiedyś, gdy miał nadzieję na prezydenturę w Polsce był nawet w stanie ożenić się po katolicku i po kilkunastu latach (a może i więcej) ze swoją żoną. Wcześnie zakładał swoją partię, czyli KLD za pieniądze niemieckiej BND i przez wielu uważany jest dotychczas za niemieckiego agenta o pseudonimie "Oscar". Nie udowodniono mu tego, ale poszlaki - jak stwierdzenia ancymonka Piskorskiego - za tym przemawiają. 

Czy pamiętamy, że onegdaj mówił, że "polskość to nienormalność" lub gdy zawsze uciekał na urlopy - nawet jak był premierem - a działo się coś niedobrego dla naszego kraju? Ostatnio też się schował na kilkanaście dni w czasie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. 

A ponadto jest lisio mściwy i nie wybacza swoim wrogom, którzy w jakikolwiek sposób są jego przeciwnikami. To osoba, która trwa tylko dzięki temu, że ma medialną ochronę niektórych mediów i trwa w polityce tylko dlatego, że jest łasy na komplementy i tym się politycznie żywi. 

Ale też jest po prostu lokajem na unijnej arenie. Wszyscy widzieliśmy jak usłużnie ubierał w marynarkę alkoholika i szefa Komisji Europejskiej Jeana-Clauda Junckera. To taki właśnie typ człowieka - mściwy mitoman i megaloman, a i to jest, i tak delikatnie powiedziane, bowiem jest on w stanie poświęcić wszystko dla władzy. A do tego kłamie jak z nut, choćby w obszarze jego wypowiedzi na temat polskiej obrony granic: wpierw krytykował obecny rząd za budowanie murów na granicy z Białorusią a teraz mówi, że zawsze był za zdecydowaną obroną polskiej granicy - Himalaje hipokryzji.

Ale... po tych kilkunastu dniach się objawił dwoma wywiadami i odpowiedziami na pytania dziennikarzy. Dziennikarze red. Miłosz Kłeczek z TVP Info i Patrycjusz Wyżga z WP doprowadzili do tego, że mit Donalda Tuska jako sprawnego polityka, lidera największej partii opozycyjnej i kandydata na przyszłego premiera, legł po prostu w gruzach. Miotał się w odpowiedziach, brnął w nicość a w każdym zdaniu mówił o konieczności wygrania z PiS. Żadnego programu dla Polski. Smutne. 

I jak nie leci, to nie leci. Chyba z tej wściekłości na Polskę i polski rząd postanowił sobie jechać ponad sto kilometrów w obszarze zabudowanym i... dostał 500 zł mandatu, 10 punktów karnych i odebrane mu zostało prawo jazdy na 3 miesiące. 

Czy jest to idol opozycji? Jeżeli tak to ja się cieszę, bowiem bardzo łatwo przegra z kretesem z obecną władzą a Ci, którzy do tej pory uważali, że jego wymuszony przez A. Merkel przyjazd do Polski jest dla nich zbawieniem, mocno się rozczarują. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 19 listopada 2021

Trzaskowski, kard. Nycz i rabin Schudrich napisali wspólny list!

Jak podaje portal wpolityce.pl "prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wraz z metropolitą warszawskim Kazimierzem Nyczem, naczelnym rabinem Polski Michaelem Schudrichem i z przedstawicielami innych Kościołów i wspólnot religijnych (biskupa Kościoła ewangelicko-augsburskiego Jerzego Samca, biskupa naczelnego Kościoła starokatolickiego Marka Marię Karola Babiego, ks. Bogdana Krubę z Kościoła greckokatolickiego i ks. Doroteusza Sawickiego z Kościoła prawosławnego) wystosował list z apelem o „wsparcie dla potrzebujących” na granicy polsko-białoruskiej. Sygnatariusze listu zainicjowali też wspólną zbiórkę na rzecz migrantów" [1].

Ów portal w tejże samej swojej informacji cytuje z tego listu, iż jego sygnatariusze pochylili się nad losem migrantów pisząc: "W ostatnich tygodniach wszyscy ze smutkiem i niepokojem patrzymy na Wschód, gdzie na granicy polsko-białoruskiej migranci i uchodźcy, w tym kobiety, dzieci i osoby starsze, doświadczają bólu, głodu i zimna, pozbawieni są opieki prawnej oraz medycznej (...) W ostatnich tygodniach wszyscy ze smutkiem i niepokojem patrzymy na Wschód, gdzie na granicy polsko-białoruskiej migranci i uchodźcy, w tym kobiety, dzieci i osoby starsze, doświadczają bólu, głodu i zimna, pozbawieni są opieki prawnej oraz medycznej (...) (Kryzys ten - dop: k.j.) wywołuje dawno niespotykany odruch solidarności wobec potrzebujących i skrzywdzonych, z drugiej zaś budzi dyskusję o statusie uchodźców, i że ta skomplikowana i wielowątkowa sytuacja nie powinna przesłonić najważniejszego – człowieka, któremu trzeba pomóc tu i teraz” (...) Dlatego my – przedstawiciele Kościołów i wspólnot wyznaniowych Warszawy, razem z prezydentem Miasta Stołecznego Warszawy, chcemy dziś wspólnie ze wszystkimi ludźmi dobrej woli, zarówno wierzącymi, jak i niewyznającymi żadnej religii, w sposób zdecydowany okazać współczucie i solidarność wobec potrzebujących migrantów i uchodźców". 

Ponadto w tym liście napisano, iż "Jesteśmy przekonani, że ponad wszystkimi argumentami w dyskusji na temat politycznych aspektów kryzysu migracyjnego musi zatriumfować szacunek dla każdej osoby ludzkiej, a wszystkie nasze działania powinny być oparte na uznaniu jej niezbywalnej godności i motywowane potrzebą szybkiej pomocy (...) Sygnatariusze listu zaapelowali o wspieranie organizacji pomocowych zarówno religijnych, jak i świeckich, które już wcześniej rozpoczęły swoje działania w przygranicznej strefie.".

Portal wplityce.pl zauważył, że: "W apelu ani słowem nie wspomniano o tym, że migranci są narzędziem w rękach Łukaszenki, a tym bardziej, że dochodzi do agresywnych prób sforsowania polskiej granicy. Zabrało też wyrazów wsparcia dla polskich służb".

Nie obchodzi mnie, że ten list podpisał nienawistnik Polski i polskości oraz skrajny lewacki demoliberał R. Trzaskowski. Podobnie nie mam zamiaru rozpisywać się o naczelnym rabinie Polski, bo jest to osoba, którą traktuję jako żydowskiego namiestnika na Polskę niepotrzebnie zaogniającego stosunki polsko-żydowskie (patrz: m.in. kłamstwa o mordzie w Jedwabnym). 

Natomiast - jako katolik - jestem po raz nie wiem już który zszokowany postawą metropolity warszawskiego Kazimierza Nycza. 

Oj nazbierało mu się... Czy pamiętacie jego postawę wobec Krzyża Świętego w Warszawie, który został postawiony przez harcerzy po tragedii smoleńskiej? To właśnie on wraz z B. Komorowskim doprowadził do jego usunięcia. Ileż to też napisano na temat jego przyjacielskich kontaktach i bycia po imieniu z tymże prezydentem Polski. On też najprawdopodobniej i w porozumieniu z innymi zdecydował, że szef IPN - który stracił życie w czasie tragedii smoleńskiej - Janusz Kurtyka nie został pochowany w warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej. Wielu mu też zarzuca, że wszedł w skład Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie i wskazuje, iż żydowska religia nie uznaje Jezusa Chrystusa za Mesjasza i Syna Bożego a tak naprawdę zwalcza na różnych poziomach religię katolicką. Kardynał Kazimierz Nycz zabronił też w 2019 roku odprawienia Mszy Świętej w Kościele Św. Zbawiciela przed ówczesnym Marszem Niepodległości. Kontrowersyjny ksiądz Piotr Natanek mówi też o herezji jaką prezentuje w swoich wypowiedziach kardynał K. Nycz.  

Ja osobiście tak ostro jak ksiądz P. Natanek nie oceniam kardynała K. Nycza, ale widać, że on sam miota się pomiędzy kanonami wiary katolickiej a obecnym nauczaniem papieża Franciszka, który dla wielu katolików jest bardzo kontrowersyjny o czym pisałem m.in. w poście: "Papież Franciszek. Czy prowadzi KK w dobrą stronę?" [2]. 

Żebym był dobrze zrozumiany. Trzeba pomagać ludziom potrzebującym pomocy, ale o ile to możliwe na miejscu, w krajach ich zamieszkania. Nie można tolerować agresji na nasze wschodnie granice młodych i w sile wieku niby uchodźców a tak naprawdę pasożytów socjalnych, którzy nigdy się nie asymilują z lokalną społecznością, nie chcą pracować a dodatkowo są źródłem terroryzmu, którego od 2015 roku Stara Europa doświadczyła aż nadto. Tego nie chcę w naszym kraju. 

Brak wspomnienia w omawianym liście o trudnej sytuacji i poświęceniu na granicy naszych służb mundurowych bardzo zastanawia. Wszak Kościół Katolicki w Polsce od zawsze wspierał naszą państwowość. Więc cóż się takiego stało, że ważny przedstawiciel tego kościoła lekceważy obronę Polski przed agresją? Tego nie jestem w stanie do końca zrozumieć, tak jak i podpisania takiego listu firmowanego przez jawnego ateistę, antykatolickiego rabina i przedstawicieli innych kościołów. Wszak modlimy się słowami: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół" [3] a naszym celem nie jest ekumeniczność a ewangelizacja. I chyba właśnie ten cel jakoś został ostatnio rozmyty, co powoduje zamieszanie w doktrynie nauczania współczesnego Kościoła Katolickiego i chaos wśród kapłanów i wiernych. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 18 listopada 2021

Budowa Baltic Pipe szczęśliwie trwa w najlepsze!

Tylko informacyjnie, bo to jest bardzo, ale to bardzo ważna dla Polski wiadomość a w natłoku informacyjnego szumu związanego z koronawirusem i kryzysem granicznym może być łatwo przeoczona.

Otóż - jak podaje portal FilaryBiznesu.pl powołując się na komunikat inwestorów - ""dziś ukończono układanie podmorskiej części gazociągu Baltic Pipe (...) Piotr Naimski, Pełnomocnik Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej ocenił, że "ten dzień znacząco zbliża nas do osiągnięcia pożądanego bezpiecznego zróżnicowania źródeł dostaw do Polski w 2022 roku" i dodał: "Przepustowość Baltic Pipe wyniesie 10 mld m sześc. rocznie, co jest porównywalne z ilością gazu odbieranego przez Polskę w ramach wieloletniego kontraktu z rosyjskim Gazpromem, który wygaśnie w grudniu 2022 r."" [1]. W tymże artykule dowiadujemy się też, że: "Gaz-System poinformował, że podczas układania gazociągu wykonano wszystkie niezbędne skrzyżowania z infrastrukturą podmorską stron trzecich, a każde z nich zostało odpowiednio zabezpieczone. W ramach prac morskich wydrążono też dwa tunele w miejscach wyjścia gazociągu podmorskiego na ląd. W Polsce tunel ma długość ok. 600 metrów, a w Danii ok. 1000 m [1] - podano.

Baltic Pipe to strategiczny projekt, który ma utworzyć nową drogę dostaw gazu ziemnego z Norwegii na rynki duński i polski oraz do użytkowników końcowych w krajach sąsiednich. Gazociąg będzie mógł przesyłać 10 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie do Polski oraz 3 mld m sześc. z Polski do Danii. Trasa ma być gotowa do przesyłania pierwszych ilości gazu 1 października 2022 r. Inwestorami są operatorzy przesyłowi: duński Energinet i polski Gaz-System.

Baltic Pipe to strategiczny projekt mający na celu utworzenie nowej drogi dostaw gazu ziemnego z Norwegii na rynki: duński i polski oraz do użytkowników końcowych w krajach sąsiednich. Inwestorami są operatorzy systemów przesyłowych gazu: Gaz-System i duński Energinet". 

Dodatkowo Wikipedia podaje, że:

"Baltic Pipe jest określany jako element projektu Bramy Północnej, czyli koncepcji pełnej dywersyfikacji dostaw do Polski z wykorzystaniem także Terminalu LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu (...) Projekt Baltic Pipe został uznany przez Komisję Europejską za „Projekt o znaczeniu wspólnotowym” (PCI)[16]. Status ten jest przyznawany projektom infrastrukturalnym, mającym na celu wzmocnienie europejskiego wewnętrznego rynku energii i realizującym cele polityki energetycznej Unii Europejskiej, w tym zapewnienie dostępu do niedrogiej, bezpiecznej i odnawialnej energii. W 2013 projekt Baltic Pipe znalazł się na pierwszej liście projektów PCI, w 2015 na następnej a 24 listopada 2017 ogłoszono trzecią listę projektów PCI, na której po raz kolejny Komisja Europejska uwzględniła projekt Baltic Pipe[2]".

Gazociąg będzie wyglądał jak poniżej:



Źródło: https://www.gaz-system.pl/fileadmin/pliki/inwestycje/ulotki/mapa_baltic-pipe_PL.jpg

Warto jednak przypomnieć historię budowy tego gazociągu, który mogliśmy mieć już dawno.

"Polska już w 2005 roku mogła uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji. Byłoby to możliwe, gdyby w 2003 roku rząd Leszka Millera (SLD) nie zerwał zawartej dwa lata wcześniej przez rząd Buzka (AWS) umowy w sprawie budowy położonego na dnie Bałtyku gazociągu z Norwegii. Warto podkreślić, że wkrótce po tym koncerny z Rosji i Niemiec ogłaszają plan budowy własnego gazociągu na dnie Bałtyku omijającego łukiem nasz kraj i utrudniającego w przyszłości powrót do koncepcji budowy gazociągu Norwegia-Polska…

Przypomnijmy, że rząd Jerzego Buzka (AWS), próbując zdywersyfikować źródła gazu ziemnego i uniezależnić się od Rosji, podpisuje z Norwegią umowę o budowie gazociągu położonego na dnie Bałtyku, którym miałby być dostarczany do naszego kraju gaz wydobywany w Norwegii. Umowa przewidywała, że ten pionierski projekt zostanie ukończony w ciągu 5 lat i w 2005 roku Polska będzie mogła uniezależnić się od dostaw błękitnego surowca zza wschodniej granicy. Niestety pod koniec 2001 roku do władzy dochodzi SLD. Premierem zostaje były członek PZPR – Leszek Miller. Od samego początku deklarował on niechęć do planu dywersyfikacji. Od słów szybko przeszedł do czynów. W grudniu 2003 roku Leszek Miller zerwał zawartą przez Buzka umowę. Projekt gazociągu na dnie Bałtyku, łączącego Norwegię z Polską, legł w gruzach. Co ciekawe – wkrótce po tym jak Miller uwalił projekt polsko-norweskiego gazociągu, koncerny z Rosji i Niemiec ogłaszają plan budowy własnego gazociągu na dnie Bałtyku… [3]", który jest znany z nazwy Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Jak widać Niemcy z Rosją dogadują się jak zawsze wprost wzorcowo.

Należy też wspomnieć, że  L. Miller uległ oczywiście przede wszystkim Rosji, ale też Niemcom a do tego miał wielkie zobowiązania wobec Rosji, która uratowała (swoimi pieniędzmi) komunistyczną nomenklaturę w momencie likwidacji PZPR i przepoczwarzenia jej w końcu na SLD. Spłacał po prostu dług wdzięczności.

Warto zauważyć też, że od momentu "uwalenia" tego projektu przez rząd L. Millera nie podejmowano niemal żadnych kroków mających na celu go wznowić. Udało się to dopiero za rządów PiS-u, po 2015 roku.

Ale też i całkiem niedawno, bo na początku czerwca tego roku, znów mogło dojść do klęski w postaci wstrzymania budowy Balitic Pipe. Nie wiem za czyim nakazem (mogę się tylko domyślać), ale po  decyzji J. Bidena o cofnięciu sankcji na budowę Nord Stream 2, Duńczycy zablokowali budowę strategicznego z polskiego punktu widzenia rurociągu Baltic Pipe. Cofnięto po prostu decyzję środowiskową (wydaną w 2019 roku) na budowę tegoż w duńskiej części lądowej. Wtedy - jakżeby inaczej - decyzję motywowano ochroną dobrostanu drobnych zwierząt, ale chyba nikt w to wówczas nie wierzył [4]. 

Na szczęście Dania wycofała się z blokady budowy naszego rurociągu i sądzę, że po dzisiejszym ukończeniu części podmorskiej nie będzie już więcej prób zatrzymania jego budowy. I wreszcie Polska będzie się mogła uniezależnić od rosyjskiego gazu lub też kupować go nie po zawyżonych, ale po faktycznych cenach rynkowych.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 16 listopada 2021

Pomysł na przewiezienie uchodźców do Niemiec okazał się być nierealny!

Całkiem niedawno postulowałem, żeby przewieźć tych migrantów na naszej wschodniej granicy do Niemiec i pozbyć się tego problemu! Bo przecież właśnie to Niemcy są głównym winowajcom ogólnoeuropejskiego kryzysu migracyjnego [1].

Pisałem też w tym tekście, że "podobnego manewru dokonał też V. Orban, który też na początku stawiał zasieki i walczył z migrantami na granicy węgierskiej... ale jak się okazało, że to nic nie daje przepuścił ich do krajów Starej UE (przede wszystkim do Niemiec) i problem został rozwiązany"

Wskazałem też, że również prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan zastosował podobną metodę i w zamian za zamknięcie swojej granicy dla uchodźców chcących dostać się m.in. do Niemiec zgarnął ogromne środki finansowe, które uzyskał od niemieckiej UE. 

Tyle tylko, że byłem przekonany, iż Niemcy - w sytuacji zmiany rządów na lewicowo-liberalno-zielone - po prostu ich przyjmą i będzie po kłopocie. 

Ale... jak się okazuje - ku zapewne rozpaczy polskich opozycyjnych zdrajców - Niemcy jednak nie mają zamiaru przyjmować tych migrantów, którzy dziś szturmują granice Polski, UE i NATO. 

""Heiko Maas wyraźnie wypowiedział się przeciwko przyjmowaniu do Niemiec migrantów, którzy utknęli w strefie przygranicznej na Białorusi. Wcześniej szef MSZ Niemiec rozmawiał na ten temat z ministrami spraw wewnętrznych UE w Brukseli. Po zakończeniu spotkania szefów MSZ krajów unijnych, Heiko Maas skomentował sytuację na białorusko-polskiej granicy. „Opowiadałbym się za tym, aby ludzie, którzy tam są, (...) zostali odesłani do swoich krajów pochodzenia. (…) Widać, że ludzie przylatują prosto na Białoruś z biletami lotniczymi. Ci, którzy dostają azyl polityczny, w większości mają inne drogi do pokonania (...) Dodał, że z jego punktu widzenia ważne jest podkreślenie, że to niewłaściwy sposób działania i ludzie nie powinni „pod wpływem fałszywych informacji stawać się instrumentami polityki białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenki”. Maas podkreślił również, że w krajach pochodzenia migrantów „prowadzone są kampanie uświadamiające” – dodaje „Frankfurter Rundschau”. Maas za pośrednictwem Twittera zapowiedział też we wtorek wieczorem, że „będą stosowane sankcje wobec przemytników” i zwiększana będzie nadal presja na linie lotnicze, które zajmują się tym procederem. „Widzimy już sukcesy w rozmowach z Irakiem i Turcją (...)”. We wtorek rano MSZ poinformowało na Twitterze, że w sprawie Białorusi „Niemcy i UE starają się nieść pomoc humanitarną”, podobnie jak Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR)"" [2].

Oczywiście są to deklaracje ustępującego rządu niemieckiego, ale nie sądzę, żeby nawet nowi ministrowie zmienili tam zdanie. Po prostu społeczeństwo niemieckie przeżyło tyle złego od imigrantów, że nawet dziś jest bardzo mocno do nich negatywnie nastawione. 

Także dziś winniśmy jednak popierać polski rząd i wspierać wszystkich, którzy bronią naszych granic, bo inaczej... zaczniemy mieć do czynienia z katastrofalnymi skutkami, wraz z aktami terrorystycznymi na terenie naszego kraju. Czy tego chcecie zdrajcy z totalnej opozycji? Jeżeli tak to jesteście najbardziej wstrętnymi osobnikami mieszającymi jedynie na naszym terytorium i wzywam Was do jak najszybszego opuszczenia naszego kraju! 

A może jednak znów - jak zwykle - usłużnie posłuchacie Niemców i zmienicie zdanie z nową ich narracją, która dla Was musi być katastrofą. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 15 listopada 2021

Szczyt COP26 w Glasgow - fanatyczni ekolodzy "Zielonego Ładu" zawiedzeni...

Wielokrotnie zwracałem uwagę [1], że w Polsce medialnie w większości dyskutuje się o sprawach nie mających żadnego znaczenia dla Polaków.  Sztucznie podgrzewa się emocje, skłóca rodaków tematami i wydarzeniami nieistotnymi, w czym lubuje się nie mająca żadnego merytorycznego programu tzw. "totalna opozycja". Ten bieżący i sztucznie kreowany jazgot i histeria tych zdrajców naturalnie wymaga reakcji rządzących, co nie pozwala na skupieniu uwagi Polaków na rzeczach naprawdę istotnych, dotyczących nas wszystkich i przyszłych naszych pokoleń.

Ostatnio wszystko obraca się wokół kryzysu na wschodniej naszej granicy i pandemii koronawirusa SARS-COV2. Jest to poniekąd zrozumiałe, szczególnie w odniesieniu do koniecznej obrony naszych i jednocześnie unijnych granic. To faktycznie jest dziś dla Polski i UE najważniejsza sprawa, bo konflikt eskaluje i możemy się spodziewać nawet przelewu krwi i lokalnej wojny granicznej. 

Wobec powyższego problem koronawirusa zszedł na szczęście na plan dalszy, bo przecież kiedyś w końcu ta pandemia ustanie. Mam też nadzieję, że zostanie rozwiązany konflikt graniczny z Białorusią i w sumie Moskwą.  

A wtedy zaczniemy zajmować się innymi dla nas istotnymi sprawami, do których należy handel tzw. emisjami CO2 i światowymi oraz unijnymi obostrzeniami dotyczącymi emisji tegoż CO2. Obecnie ten temat w mediach prawie nie istnieje, co nie oznacza, iż nic negatywnego dla naszego kraju w tym obszarze się nie dzieje. 

Tak naprawdę zresztą przedmiotowego tematu w ogóle nie powinno być, bo tzw. Globalne Ocieplenie, które stało się pretekstem globalistów do walki z emisją gazów cieplarnianych oraz do wykreowania świetnego i dochodowego biznesu handlu CO2, jest fikcją.

Całkiem niedawno, bo w grudniu 2020 roku w stolicy Francji państwa zobowiązały się, że podejmą działania na rzecz zatrzymania globalnego ocieplenia na poziomie 2 st. C - a w razie możliwości jedynie 1,5 st. C - powyżej średniej temperatur sprzed rewolucji przemysłowej, co znacznie obniży skutki zmiany klimatu. Była to deklaracja nowych zasad ochrony środowiska, natomiast szczegóły polityczne i techniczne miały być ustalone podczas kolejnych COP-ów. Mimo tego ustalono wtedy nowy cel redukcji CO2 dla Unii Europejskiej na rok 2030 - o co najmniej 55 proc. w stosunku do roku 1990. 

26. sesja Konferencji Stron (COP 26) UNFCCC pierwotnie miała odbyć się w dniach 9-19 listopada 2020 roku w Glasgow w Wielkiej Brytanii, jednak w dniu 28 maja 2020 roku Biuro COP zadecydowało, że z powodu pandemii koronawirusa odbędzie się to w dniach 1-12 listopada 2021 roku w Glasgow w Wielkiej Brytanii, na którym miały zostać ustalone nowe cele "Zielonego Ładu", m.in. osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Co prawda dla Polski miało nie mieć ono charakteru bezwzględnego wymogu, ale dziś nasz rząd robi wszystko, aby jednak doprowadzić Polskę do takowej neutralności. Wiąże się to z powolnym wygaszaniem naszych kopalń i elektrowni węglowych.  

I faktycznie COP26 w Glasgow się odbył. Zakończony został w sobotę późnym wieczorem i trwał o jeden dzień dłużej niż planowano, bo nie można było osiągnąć wspólnego konsensusu. 

 "Porozumienie końcowe z poprawkami zostało zaakceptowane przez przedstawicieli niemal 200 państw - poinformowała w sobotę Agencja Reutera. Celem ustaleń zawartych w dokumencie jest podtrzymanie nadziei na ograniczenie globalnego ocieplenia do 1,5 st. C., a tym samym utrzymanie realnej szansy na uratowanie świata przed katastrofalną zmianą klimatu" (...) W opublikowanym w piątek rano drugim projekcie porozumienia końcowego zaostrzono apel do krajów o pilne zajęcie się zmianami klimatu i wezwano do zwiększania wsparcia dla biedniejszych krajów, które odczuwają skutki zmian klimatu, ale złagodzono zobowiązania do ograniczenia zużycia węgla i innych paliw kopalnych [2]"

Taki kompromis nie za bardzo spodobał się fanatykom "Zielonego Ładu", bo w końcowym porozumieniu znalazło się stwierdzenie o „stopniowym zmniejszaniu” udziału węgla w energetyce poszczególnych krajów, a nie jak oczekiwano o jego „wycofaniu”. "Stało się to na skutek sprzeciwu Chin, Rosji i Indii, krajów, które chcą go wydobywać i używać w energetyce także poza rokiem 2050, który do tej pory był uważany za graniczny. Nie ma także w pełni wiarygodnych deklaracji ze strony krajów zamożniejszych do finansowania funduszu, który z jednej strony rekompensowałby krajom mniej zamożnym „starty i szkody” spowodowane nadmierną emisją, z drugiej wspomagał transformację energetyczną w tych krajach (...) Mimo tego rozczarowania w czasie tego szczytu udało się zawrzeć porozumienie dotyczące zatrzymania wylesiania, podpisane przez ponad 100 państw, na terenie których znajduje się 85% światowych lasów (...) UE która na szczycie była reprezentowana przez Komisarza Fransa Timmmermansa z jego zaostrzającym politykę klimatyczną pakietem „Fit for 55”, nie znalazła wspólników do jej realizacji, wśród głównych emitentów CO2 na świecie. Przypomnijmy, że kraje które odpowiadają za blisko 40% światowej emisji CO2, albo przysłały do Glasgow, delegacje niższej rangi jak Chiny czy Rosja, a z kolei indyjska delegacja, której wprawdzie przewodniczył premier, już na początku szczytu oświadczyła, że ten kraj będzie dążył do zeroemisyjności swojej gospodarki ale aż do roku 2070 (Indie wg danych z 2017 roku odpowiadały za blisko 7% światowej emisji). Co więcej tylko 12 krajów na 19 na ostatnim szczycie największych potęg gospodarczych świata G20 w Rzymie, zadeklarowało osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku, bądź wcześniej, co stawia postanowienia porozumienia z Paryża pod poważnym znakiem zapytania. Sumarycznie te 7 krajów z grupy G20, których deklarowane redukcje wychodzą daleko poza rok 2050, odpowiada za blisko 50% światowej emisji CO2, co stawia światową politykę klimatyczną pod poważnym znakiem zapytania. Potwierdzają to organizatorzy szczytu w Glasgow, którzy twierdzą, że przyjęte na nim zobowiązania, jeżeli zostaną spełnione, pozwolą jedynie ograniczyć globalne ocieplenie do 2,4 st.C w stosunku do ery przed przemysłowej, a nie jak się oczekuje do 1,5 st.C (wg naukowców, tylko taka redukcja pozwoli zapobiec poważnym skutkom zmian klimatycznych) (...)  Jak podchodzi się na świecie do składanych deklaracji, widać po decyzjach podejmowanych przez największego światowego emitenta CO2, czyli Chiny, a także Rosję. Chiny, które wg danych z 2017 roku odpowiadały za 27% światowej emisji, a także Rosja, która odpowiada za blisko 5% światowej emisji, po szczycie w Paryżu, niezobowiązująco zadeklarowały zeroemisyjność swoich gospodarek do roku 2060, ale na razie nie tylko nie zmniejszają emisji CO2, a ją zwiększają, więc ich udział w światowej emisji CO2 rośnie, a nie spada. Właśnie Chiny w 2020 roku oddały do użytku aż 38,4 GW nowych mocy wytwarzanych z węgla (3 razy więcej, niż reszta świata), co więcej w planach i w budowie są nowe moce węglowe wynoszące aż na 247 GW, co oznacza, że deklaracje tego kraju o zeroemisyjności w 2060 roku są także „palcem na wodzie pisane”"[3].

Także można powiedzieć, że tak naprawdę COP26 skończył się naszym sukcesem, tyle tylko, że nie dzięki nam, ale innym krajom, które walczyły o możliwość wykorzystywania węgla w energetyce i zatrzymania wylesiania, o które walczył kiedyś J. Szyszko. 

Nie mam doprawdy pojęcia, gdzie jest tu jakikolwiek sens. Dlaczego Polska - mimo tego, że jesteśmy uzależnieni od węgla - nie była w stanie postawić veta do tzw. fanatycznego "Zielonego Ładu" a złagodzenie jego wymogów zawdzięczamy innym krajom? 

Polska żyje dzięki węglom: kamiennemu i brunatnemu. Energia z nich pochodząca jest naszym atutem, bo posiadamy ogromne pokłady tych surowców energetycznych. 80% – taki udział w miksie energetycznym Polski ma tenże węgiel, oczywiście ze zdecydowaną przewagą węgla kamiennego. 

I co w związku z tym? Ano rok temu rząd podpisał wstępne porozumienie z górniczymi związkami zawodowymi, o którym czytamy m.in.:

"Parafowanie negocjowanego od kilku miesięcy tekstu umowy otwiera drogę do rozpoczęcia procesu jej prenotyfikacji, a później notyfikacji w Komisji Europejskiej. Wejście porozumienia w życie zależy od zgody Komisji na pomoc publiczną dla kopalń - m.in. dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych oraz finansowanie osłon socjalnych dla górników - urlopów przedemerytalnych i 120-tysięcznych odpraw pieniężnych. Ostateczne podpisanie umowy ma nastąpić w najbliższych tygodniach, gdy tekst formalnie zaakceptują statutowe gremia poszczególnych związków zawodowych, uczestniczących w negocjacjach. Równolegle resort aktywów państwowych wraz z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów zamierzają pracować nad wnioskiem prenotyfikacyjnym do Komisji Europejskiej. Prenotyfikacja to rodzaj postępowania w sprawach dotyczących pomocy publicznej. Jest ono prowadzone między państwem członkowskim UE a Komisją i nie powinno trwać dłużej niż dwa miesiące. W tym czasie służby Komisji oraz państwa członkowskie mają możliwość nieformalnego i poufnego przedyskutowania prawnych i ekonomicznych aspektów dotyczących projektu przyznania pomocy. Ma to wpłynąć na lepsze przygotowanie późniejszej notyfikacji. W toku takiego postępowania państwa ubiegające się o notyfikację mogą liczyć na nieformalne wskazówki dotyczące zgłaszanych projektów. Środowe parafowanie umowy społecznej w Katowicach odbyło się bez udziału mediów. Wcześniej strony przez ponad siedem godzin rozmawiały o ostatnich szczegółach wynegocjowanego już dokumentu, po poprawkach redakcyjnych. Wątpliwości związkowców budziły głównie plany operacyjne poszczególnych kopalń i ich zgodność z wynegocjowaną już umową. Na mocy umowy obecnie zatrudnieni górnicy mają otrzymać ustawowe gwarancje pracy do emerytury lub osłony socjalne - urlopy przedemerytalne (płatne w wysokości 80 proc. wynagrodzenia) i 120-tysięczne odprawy pieniężne. Budżet państwa ma dopłacać do redukcji mocy produkcyjnych w kopalniach, które będą stopniowo zamykane do końca 2049 roku - harmonogram ich wygaszania jest częścią umowy. Wynegocjowano też wielkość podwyżek w kopalniach na najbliższe cztery lata. Porozumienie przewiduje ponadto warte łącznie ponad 16 mld zł inwestycje w czyste technologie węglowe oraz powołanie specjalnego Funduszu Transformacji Śląska z 500-milionowym kapitałem początkowym i gwarancjami na kolejny miliard zł. [4]".

Musieliśmy - jako Polska - walczyć o jak najkorzystniejsze rozwiązania w tym obszarze, zarówno w skali światowej, jak i unijnej. Było to bardzo trudne bowiem szczególnie największe państwa UE (w tym przede wszystkim Niemcy) prowadziły i prowadzą wobec nas hipokrytyczną, wrogą i konkurencyjną politykę w zakresie polityki klimatycznej. Z jednej strony strofuje się Polskę za użytkowanie węgla a tymczasem Niemcy dwa lata temu z 9-letnim opóźnieniem oddały do użytku nową elektrownię węglową Datteln 4 w Zagłębiu Ruhry. Niby ze wszystkich napędzanych węglem elektrowni niemieckich ta jest najbardziej przyjazna środowisku, ale przecież to od Polski żąda się wygaszania kopalń i elektrowni węglowych a Niemcy sobie budują mimo całego tego zgiełku klimatycznego.  Ta ich nowa elektrownia ma moc 1100 megawatów i powstała mimo ustaleń tych wszystkich "szczytów klimatycznych". Hipokryzja w czystej postaci i nierówne traktowanie Polski na arenie UE. 

Tak samo ostatnio dowiedzieliśmy się, że Niemcy zamykają elektrownie jądrowe i... otwierają węglowe. "Podczas gdy ze strony naszych zachodnich unijnych sąsiadów na Polskę czynione są coraz większe naciski, aby zrezygnowała z węgla, a KE i TSUE przemocą chcą zamykać w Polsce elektrownie węglowe, Niemcy otwierają kolejne, rezygnując nie tylko z zielonej energii, ale i atomu. 
Polityka niemieckiego rządu, który zamiast stawiać na zieloną energię, otwiera nowe elektrownie węglowe, spotkała się z oburzeniem ekologów. Swoje niezadowolenie zamierzają wyrazić podczas zaplanowanych na 13 listopada protestów w Berlinie, na które zjadą z całego świata. Już za kilka lat będą emitować więcej CO2, niż dziś. Za przykładem Niemiec chcą iść Belgowie. Niemcy, którzy zamknęli już kilka elektrowni jądrowych, do końca tego roku zamierzają wygasić trzy bloki jądrowe, a do końca 2022 – ostatnie. Podobne plany mają Belgowie. Niestety, jak ostrzegaliśmy, rozbudowa mocy słonecznych i wiatrowych, nie okazała się tak szybka jak zakładano. Odłączanie atomu zamiast mocy węglowych poskutkowało m.in. tym, że w pierwszej połowie b.r. najważniejszym źródłem energii w Niemczech był właśnie węgiel kamienny i brunatny. W niedalekiej przyszłości swój udział w miksie energetycznym zwiększy najprawdopodobniej rosyjski gaz (...) Wyłączenie atomu to nie tylko katastrofalny błąd z punktu widzenia ochrony klimatu. Do 2025 roku Polska wyłączy znaczne ilości mocy węglowych obniżając emisję ale też zwiększając swoją zależność od importu energii z zagranicy gdy braknie wiatru i słońca. Niemiecka decyzja naraża cały region Środkowej Europy na zwiększone ryzyko przerw w dostawach energii" [5].

W tym kontekście warto przypomnieć historię naszych negocjacyjnych klęsk i zwycięstw dotyczących całego obszaru związanego z polityką klimatyczną i pakietem klimatycznym obejmującymi też emisję i handel uprawnieniami CO2.

Rok 2008

Premier D. Tusk zgodził się i podpisał pakiet klimatyczny negocjowany w ramach UE. Zawarto w nim skrajnie niekorzystne zapisy uderzające w polską gospodarkę, która przecież w 90% oparta jest na węglu jako źródle energii. Pakiet nazwany 3x20 zakładał redukcję emisji CO2 o 20% w stosunku do roku bazowego 2005, zwiększenie do 20% udziału energii odnawialnej w całości zużywanej energii i 20% poprawę efektywności wykorzystania energii. Największa zdrada Polski dokonana przez D. Tuska polegała na tym, że pierwotnie wynegocjowanym przez śp. prezydenta L. Kaczyńskiego rokiem bazowym liczenia redukcji emisji CO2 dla Polski miał być rok 1990 a "premier" D. Tusk zgodził się na jego zmianę na rok 2005. Ta zmiana spowodowała, że zamiast osiągnięcia już rzeczywistej  redukcji (w stosunku do roku 1990) na poziomie 32% w 2010 roku mieliśmy ją na poziomie ledwo kilkuprocentowym w stosunku do niekorzystnego roku bazowego 2005.

Rok 2013 (marzec)

Sąd UE w Luksemburgu oddalił polską skargę przeciw decyzji Komisji Europejskiej z 2011 r. dotyczącej przejściowych zasad przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 w całej Unii. Decyzja Komisji KE 2011/278/UE z 27 kwietnia 2011 r. (tzw. decyzja benchmarkowa) dotyczyła przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 w latach 2013-20 (...) i oznaczała, że Polska będzie mogła w latach 2013-2020 rozdzielić pomiędzy instalacje tylko ok. 477 mln uprawnień do emisji. Dla porównania w Niemczech mogło zostać rozdzielonych 1 mld 402 mln uprawnień do emisji, w Wielkiej Brytanii – 626 mln takich uprawnień. W polskiej skardze przeciw Komisji Europejskiej Polska zawarła cztery zarzuty:
- zaniżenie przydziału bezpłatnych uprawnień dla Polski wynikające z nie uwzględnienia specyfiki paliwowej poszczególnych państw członkowskich i wyliczeniu wskaźników emisyjności przy wykorzystaniu referencyjnej wydajności gazu ziemnego oraz przyjęcia tego paliwa jako paliwo referencyjne,
- nie uwzględnienie zróżnicowanej sytuacji w poszczególnych regionach UE i przez to naruszenie zasady równego traktowania,
- naruszenie zasady proporcjonalności polegające na określeniu wskaźników emisyjności na poziomie bardziej restrykcyjnym niż wymagają tego cele dyrektywy 2003/87 ustanawiającej system handlu przydziałami emisji gazów cieplarnianych we Wspólnocie,
-  naruszenie przepisów dyrektywy 2003/87 i braku kompetencji Komisji do przyjęcia zaskarżonej decyzji.

Skarga, która i tak była spóźniona i wydawała się być działaniem pozorowanym została oddalona w całości, co tylko świadczyło o "wielkim" wówczas znaczeniu D. Tuska.

Rok 2014 (październik) 

Pomimo lekceważenia przez UE interesów polskich w zakresie zmian klimatycznych (i w ogóle wszystkich interesów polskich) 24 października 2014 roku dalszej zdrady polskich interesów dopuściła się "premier" E. Kopacz. Podpisała bowiem rozwiązania nowego pakietu klimatycznego, jeszcze bardziej skrajnie niekorzystnego dla Polski i polskiego górnictwa i całej polskiej gospodarki. Zawarto w nim zapisy o redukcji o co najmniej 40% emisji CO2 do roku 2030 (w stosunku do niekorzystnego dla Polski roku bazowego 2005). Było to jawne uderzenie w polską gospodarkę, która i tak jest zdecydowanie słabsza od np. gospodarki niemieckiej czy francuskiej. Jedną z konsekwencji - i chyba najtragiczniejszą dla Polski - tego pakietu była konieczność radykalnego przestawienia się naszego kraju z węgla kamiennego na inne źródła pozyskiwania energii, w tym tzw. źródła energii odnawialnej, na które musielibyśmy wydać w najbliższych latach miliardy złotych. Wiązało się to również z koniecznością przyszłych radykalnych wzrostów cen energii dla ostatecznych odbiorców: przemysłowych i indywidualnych. Stąd pojawiły się m.in zakusy zamykania polskich kopalń, co oczywiście było bardzo pożądane szczególnie dla niemieckiego przemysłu wydobywczego.

Rok 2015 (grudzień)

Ogromny sukces polskiego rządu i ministra Jana Szyszko na Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, tzw. szczycie klimatycznym COP21.

Polska przygotowywała się na ten szczyt od dawna, ale prace nabrały przyspieszenia w momencie przejęcia władzy w Polsce przez rząd B. Szydło i objęcia teki ministra środowiska przez prof. J. Szyszko.

Polska w czasie tego szczytu chciała aby:
- porozumienie klimatyczne zostało zawarte niemal przez wszystkie państwa świata, czyli żeby Polska stała się sygnatariuszem porozumienia szerszego niż na poziomie UE i obejmującego całość światowej emisji gazów cieplarnianych, w tym również największych gospodarek takich jak: USA, Chiny czy Rosja,
- w porozumieniu klimatycznym zawarto zapisy umożliwiające uwzględnianie specyfiki gospodarek poszczególnych krajów i ich możliwości społeczno-gospodarczych w tworzeniu międzynarodowych porozumień klimatycznych,
- w porozumieniu klimatycznym wreszcie wskazano na rolę lasów w pochłanianiu CO2 i rolę zalesiania jako drogi do polepszenia klimatu oraz jednego ze sposobów działania na rzecz ochrony środowiska naturalnego i klimatu a także redukującego emisje CO2.

Dodatkowo też przygotowano analizę wykorzystania czystych ekologicznie geotermalnych źródeł energii oraz przedstawiono czyste metody spalania węgla opracowane przez krajowych naukowców dające minimalną emisję CO2 i zapewniające jego wtórne przetwarzanie.

W Paryżu Polska umiejętnie rozegrała negocjacje i wchodząc m.in. w przejściowe alianse (porozumienia) z Chinami, Indiami, Arabia Saudyjską czy Indonezją uzyskała wszystko, co chciała i postulowała. W ostatecznym globalnym porozumieniu ONZ zawarto wszystkie polskie postulaty a ponadto uzyskano odejście od terminu "dekarbonizacja" na rzecz "neutralności węglowej". Szczyt zakończył się w sumie dużym sukcesem bo podpisały porozumienie niemal wszystkie kraje świata, w tym najwięksi emitenci CO2, czyli Rosja, Chiny i USA.

Dla Polski był to ogromny sukces.

Po pierwsze. Globalny charakter porozumienia na szczeblu najszerszym z możliwych czyli ONZ postawił zupełnie inaczej pozycję Polski i jej dorobek w emisji i redukcji CO2. Z globalnej bowiem perspektywy Polska jest krajem o średniej emisji CO2 a najwięcej winny dziś robić w zakresie redukcji jego emisji najwięksi globalni "truciciele".

Po drugie. Nareszcie Polska uzyskała możliwość uwzględniania jej specyfiki energetycznej w każdych negocjacjach klimatycznych. A jako, że Polska w 90% oparta jest na węglu to możliwym stało się wskazywanie na niemożność zrezygnowania z niego w długiej perspektywie czasowej a ponadto uzyskaliśmy swobodną możliwość wdrażania i eksportowania czystych technologii/metod spalania węgla dających minimalną emisję CO2 i zapewniających jego wtórne przetwarzanie, co - wedle ustaleń COP21 - pozwala  na uniknięcie rezygnacji przez Polskę z węgla jako podstawowego surowca do produkcji energii a także - pozwala na rozszerzanie prac (unikanie blokowania przez UE) modernizacji polskiej energetyki opartej na węglu.

Po trzecie i chyba najważniejsze (o to delegacja Polski walczyła najmocniej). Uzyskaliśmy akceptację  uznania lasów i zalesiania jako elementów redukujących emisję CO2, co pozwoliło na dywersyfikację uznawanych metod redukcji tego gazu. Więc - wedle porozumienia COP21 - nie musimy skupiać się na redukcji emisji tylko na zasadzie tzw "dekarbonizacji" przemysłu i wprowadzania odnawialnych źródeł energii (np. farmy wiatrowe) ale wskazywać, że Polska pochłania CO2 dzięki ogromnym połaciom posiadanych lasów obejmujących aż 30% powierzchni kraju ("płuca Europy" - ewenement w UE!) i tym samym redukuje własną emisję CO2 a dodatkowo prowadzi również efektywną politykę w zakresie redukcji gazów poprzez zalesienie. Dodatkowo dzięki m.in. terminowi "neutralność węglowa" możemy wskazać, że  nasz kraj redukując emisję CO2 poprzez lasy i zalesianie tak naprawę dąży do zrównoważenia własnej emisji i staje się obojętnym a nawet netto ujemnym emitentem CO2. To pozwala na dalsze korzystanie Polski z węgla a to jest najważniejsze w krótkiej i długiej perspektywie naszej gospodarki. Dzięki tym zapisom - również tym z pkt. 2 - możliwym stało się również renegocjowanie skrajnie niekorzystnych zobowiązań jakie zostały przyjęte przez rządy D. Tuska i E. Kopacz.

Po czwarte. Uzyskaliśmy uznanie w zakresie naszych starań skierowanych na rozwijanie geotermalnych źródeł energii, czyli popularną geotermię tak wyśmiewaną przez elity III RP - ("Geotermia Toruńska").


Rok 2017 (luty)

Powtórzę to, co napisałem wcześniej. Przyjęto bezprawnie (pomimo sprzeciwu państw dających mniejszość blokującą) i niezgodnie z duchem ważniejszego porozumienia COP21 tzw. "wspólne stanowiska ws. reformy unijnego systemu pozwoleń na emisję CO2 (EU - ETS)". Niekorzystne dla Polski rozwiązania - powodujące m.in. wzrost cen uprawnień na emisję CO2 a tym samym wzrost kosztów przedsiębiorstw i wzrost cen dla konsumentów - to przede wszystkim:
-  ustalenie niższego progu całkowitej liczby uprawnień dostępnych na aukcjach z 57% (jakie proponowała i tak niekorzystnie dla Polski KE) do 55%,
-  wprowadzenie mechanizmu umarzania niewykorzystanych pozwoleń, bez określenia nawet ilości certyfikatów, które miałyby być skasowane - tym samym nie będzie już możliwości np. korzystnej dochodowo odsprzedaży niewykorzystanych uprawnień.

Na szczęście nie wszystko poszło "nie po naszej myśli".

Po pierwsze. Mimo, iż część krajów UE i wielu polityków chciało zwiększyć rokroczny spadek liczby uprawnień do emisji CO2, to jednak zachowany został ustalony w 2014 roku (też niekorzystny dla Polski) wskaźnik spadku wynoszący rocznie 2,2%.

Po drugie. Zgodnie z oczekiwaniami Polski przyjęto zapisy dotyczące zarządzania funduszem modernizacyjnym. Przewidziano go dla najbiedniejszych krajów UE, które z dochodów pochodzących ze sprzedaży 10 proc. uprawnień mają przekształcać swój system energetyczny. Do Polski trafić ma największa część z tych środków, dlatego polskiemu rządowi szczególnie zależało, by móc decydować, na jakie inwestycje pójdą. Na tym etapie udało się wynegocjować zapisy przewidujące, że to państwa-beneficjanci odpowiadają za zarządzanie funduszem a nie przedstawiciele państw członkowskich, KE oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI). Polska obawiała się, że zarządzanie funduszem przez KE i EBI sprawi, iż nie wszystkie projekty, jakie chciałaby realizować, będą mogły otrzymać wsparcie. Na czarnej liście mogłyby się znaleźć np. inwestycje, które byłyby w jakikolwiek sposób związane z wykorzystaniem węgla jako surowca energetycznego.

Po trzecie. Uzyskano lekkie złagodzenie kryteriów (tzw. benchmarków), od których będzie zależało, ile dana firma będzie mogła dostać darmowych pozwoleń na emisję. W koncepcji bowiem KE benchmarki określają standardową wydajność w danym sektorze i pokazują, ile trzeba wyemitować CO2, żeby wyprodukować np. tonę stali. 100 proc. darmowych pozwoleń na emisje dostaną tylko te firmy, których wydajność będzie zgodna z ustalonym benchmarkiem.

Po czwarte. Uzyskano możliwość przyznania 30% darmowych uprawnień z przeznaczeniem  dla ciepłownictwa, co jest ważne ze względu na wykorzystywanie przez Polskę węgla jako źródła energetycznego.

Niestety Polska może dziś walczyć tylko w zakresie skrajnie niekorzystnych porozumień zawartych przez zdrajców: D. Tuska i E. Kopacz a unijny system pozwoleń na emisję CO2 to główne narzędzie realizacji zawartych w 2014 roku zapisów o redukcji o co najmniej 40% emisji CO2 do roku 2030 (w stosunku do niekorzystnego dla Polski roku bazowego 2005 a nie 1990). 

Lata 2018-2019 

Konferencja Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu w Katowicach (COP24) odbyła się w dniach od 2 do 16 grudnia 2018. Szczyt obejmował posiedzenia trzech najwyższych organów decyzyjnych i ich organów pomocniczych: 24. sesję Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP24) wraz z 14. sesją Spotkania Stron Protokołu z Kioto (CMP 1.4) oraz 1 sesją  Konferencji Stron, służącej jako spotkanie stron Porozumienia paryskiego (CMA1.3). Dodatkowo, polska Prezydencja zorganizowała 21–24 października 2018 konferencję PreCOP w Krakowie, której celem było omówienie najtrudniejszych tematów przed rozpoczęciem formalnych negocjacji w ich pełnym wymiarze.

Głównym celem szczytu COP24 było przyjęcie przez wszystkie Strony pakietu zasad wdrożeniowych Porozumienia Paryskiego, określających działania, ich formę i podstawę, a także kiedy i przez kogo powinny zostać podjęte. Te zasady zostały określone w „Katowickim Pakiecie Klimatycznym” (Katowice Rulebook).

Polska Prezydencja podczas szczytu prowadziła dyskusję wokół trzech kluczowych tematów: człowieka, technologii i przyrody. Każdemu z tematów przewodnich została przyporządkowana deklaracja, do której mogły dołączać wszystkie zainteresowane państwa:

– Śląska Deklaracja Solidarnej i Sprawiedliwej Transformacji zakładała ochronę klimatu przy jednoczesnym utrzymaniu rozwoju gospodarczego i miejsc pracy, a także odpowiedzialność państw w wymiarze gospodarczym, społecznym, środowiskowym i klimatycznym, przy jednoczesnym nacisku na modernizację, zmiany technologiczne i wdrażanie innowacji, umożliwiających efektywniejsze i bardziej przyjazne dla środowiska wykorzystanie zasobów. Deklarację przyjęło 55 państw,
– Katowickie Partnerstwo na rzecz Elektromobilności było poświęcone zmianie technologicznej i organizacyjnej ku transportowi niskoemisyjnemu. Deklarację przyjęło ponad 50 państw (obejmujących ponad połowę światowej populacji), regionów i organizacji pozarządowych,
– Śląska Deklaracja Ministerialna „Lasy dla klimatu” dotyczyła zachowania i zwiększania zasobów węgla w pochłaniaczach i rezerwuarach gazów cieplarnianych do 2050 roku oraz wskazywała na kluczową rolę pochłaniaczy w osiągnięciu celu wyznaczonego przez Porozumienie paryskie. Deklarację przyjęły 82 strony (81 państw oraz UE).

Natomiast kolejny szczyt (COP25) odbył się w grudniu 2019 roku. Podczas COP25 wiele uwagi poświęcone zostało bliskiemu związkowi pomiędzy oceanami a klimatem i tego, jak wzajemnie na siebie oddziałują. Stąd też COP25 nazywany został „Blue COP”. Ten aspekt był poruszony w jednym z raportów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Ustalenia tego szczytu nie miały jednak większego wpływu na polskie sprawy. Wszystko, co byłe złe dla nas zostało już ustalone wcześniej i niestety - mimo zmiany rządów w Polsce - dalej poddajemy się dyktatowi międzynarodowych lewaków spod znaku pseudoekologicznych "Zielonych". 

Zatem konstatując. Oczekiwałbym jednak jakiejś dyskusji w Polsce na ten temat i szczegółowego poinformowania Polaków o wszystkich aspektach naszej walki o polski przemysł oparty na węglu. Czy jeszcze walczymy, czy już kompletnie się poddaliśmy? I dlaczego my mamy wygaszać kopalnie i elektrownie węglowe a takie Niemcy sobie nic nie robią z jakichkolwiek ustaleń na poszczególnych szczytach COP i realizują swoją niemiecką politykę w tym obszarze. 




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Z

niedziela, 14 listopada 2021

A przewieźć tych migrantów do granicy z Niemcami!

A może tak na polską granicę z Białorusią podstawić nasze środki transportu i bezpośrednio przewieźć migrantów do granicy z Niemcami! I niech one się martwią nową falą nachodźców, skoro cały ten kryzys został tak naprawdę przez nie wywołany a tak naprawdę migranci po prostu i tak za swój cel podróży uznają przede wszystkim właśnie Niemcy!

Faktem jest, że nasza granica z Białorusią jest jednocześnie wschodnią granicą Unii Europejskiej. Wedle podpisanych traktatów winniśmy jej bronić, ale też otrzymać niezbędną pomoc od UE, w tym finansową, ale także rzeczową, ludzką i polityczną. Dodatkowo jest też granicą z NATO i ten pakt obronny też winniśmy wykorzystać w obecnej sytuacji. 

Ale... Czy naprawdę - w świetle ciągłych ataków na nas ze strony niemieckiej UE - nie powinniśmy działać pragmatycznie i zrzucić ten problem migracyjny na Niemcy? Być może nawet sama groźba i pokaz determinacji strony polskiej chcącej przewieźć migrantów na granicę z Niemcami, byłby dla nich otrzeźwiający. Po co znów mamy nadstawiać policzka "za wolność naszą i waszą", skoro i tak nie zostanie to nigdy docenione, tym bardziej ze strony Niemiec, które też prowadzą wobec nas swoistą wojnę hybrydową?

Sytuacja na granicy z Białorusią jest coraz groźniejsza. Być może niedługo padną strzały i poleje się krew. Mogą zginąć nasi żołnierze, policjanci czy funkcjonariusze Straży Granicznej. Po co nam to? 

Dobrze, że do teraz polski rząd nie ugiął się ani Mińskowi, ani Moskwie ani naszej V kolumnie w postaci totalno-lewicowej opozycji. Robiliśmy od początku swoje, choć wewnątrz kraju spadały kalumnie krytyki wobec naszych funkcjonariuszy broniących polskiej, ale i unijnej granicy. Jakże ta postawa zdrajców Polski jest odmienna od opozycji w takich krajach jak Litwa czy Łotwa... Tam cała opozycja (za wyjątkiem jednego głosu) poparła wprowadzenie stanu wyjątkowego w tych krajach i poparła wszelkie działania mające na celu ochronić ich granice (np. budowa zasieków i muru granicznego). Szkoda, że w mojej Ojczyźnie nie ma tak patriotycznej opozycji... a jest albo proniemiecka, albo prorosyjska, albo prożydowska, ale nie propolska. W dużej części jest też zwykłą cyniczną grą noszącą znamiona zdrady narodowej racji stanu. 

Taką wewnętrzną V kolumnę przecież widzi zarówno Łukaszenko jak i Putin. Obydwoje też widzą ataki na nasz kraj ze strony Unii Europejskiej a teraz też nawet ze strony USA. To ich ośmiela do działań, których efektów nie jesteśmy w stanie przewidzieć... oprócz tego, że będzie dalej eskalował ten konflikt aż najprawdopodobniej do lokalnego rozlewu krwi. 

Dlatego właśnie pod rozwagę poddaję obecnym rządzącym ten pomysł z przewiezieniem migrantów nad granicę z Niemcami. One tych imigrantów na pewno przyjmą, bo i tak teraz w Niemczech będzie rządziła lewicowo-zielono-liberalna lewica, która u początku władzy nie będzie mogła okazać się "bezduszna" wobec tych nachodźców.  I dzięki temu oddalimy od naszych chłopców widmo śmierci. 

P.S.
Podobnego manewru dokonał też V. Orban, który też na początku stawiał zasieki i walczył z migrantami na granicy węgierskiej... ale jak się okazało, że to nic nie daje przepuścił ich do krajów Starej UE (przede wszystkim do Niemiec) i problem został rozwiązany. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 12 listopada 2021

Po Marszu Niepodległości z cieniem D. Tuska w tle...

No i w spokoju odbył się wczoraj w Warszawie cykliczny i patriotycznie piękny Marsz Niepodległości. Nie udały się żadne prowokacje ze strony jego przeciwników. Przez ulice stolicy przeszło ponad 100 tysięcy ludzi (wg. organizatorów 150 tysięcy). Był las biało-czerwonych flag i uczestniczyły w nim wszystkie pokolenia: od małych dzieci z rodzicami, młodzieży, osób w średnim wieku aż do ludzi starszych, kombatantów. Nawet znalazły się na nim osoby czarnoskóre i obywatele innych państw, którzy jednak czują Polskę gdzieś tam w duchu, podziwiają naszą wolność, patriotyzm i prawdziwą demokrację bez przymiotników (socjalistyczna, demoliberalna, liberalna, lewicowa). Uśmiech oraz patriotyczna miłość do Ojczyzny to właśnie były te rzeczy, na które warto zwrócić uwagę, tym bardziej teraz, gdy mamy do czynienia z hybrydową wojną na wschodnich granicach Polski i UE. 

Sukces Marszu Niepodległości jest tym samym ogromną porażką totalnej opozycji, która pod wodzą R. Trzaskowskiego i przywódców PO czy SLD za wszelką cenę chciała nie dopuścić do jego legalnego przeprowadzenia. "Rozgrzane" sądy również postanowiły podważyć jego legalność, ale na szczęście Marszowi został nadany charakter uroczystości  państwowych, dzięki czemu mógł odbyć się zgodnie z prawem i całkowicie legalnie. 

Tegoroczny zryw patriotyczny Polaków jest też totalną porażką mediów takich jak Gazeta Wyborcza czy TVN, gdzie co rusz  padają nawet teraz słowa, że uczestnicy Marszu Niepodległości to neofaszyści a Marsz jest Marszem Narodowców a nie wszystkich Polaków, gdzie Marsz jest Marszem Nienawiści a nie Marszem patriotycznej miłości do Polski. 

No i też jest on porażką wszelkiej maści artystów, celebrytów, ludzi nauki, sędziów i fundacji czy stowarzyszeń, które nienawidzą tej naszej Polski, nienawidzą naszego patriotyzmu i ważniejsza jest dla nich flaga unijna (choć nie jest oficjalną) czy tęczowa niż nasza, biało-czerwona. Wielu z Was od dawna "grozi", że z tej dusznej, ksenofobicznej, faszystowskiej Polski po prostu gdzieś wyemigruje... No to kiedy spełnicie w końcu te groźby? Bez Was będzie nam tu lepiej...

Tegoroczny Marsz Niepodległości był też specyficzny z jasnym przesłaniem: Polski będziemy bronić przed jakąkolwiek agresją i za polskim mundurem "wszyscy murem". Oczywiście odnosi się to do wojny hybrydowej wypowiedzianej m.in. Polsce przez tandem Łukaszenko-Putin. 

Czy pamiętamy jeszcze jaki był na początku stosunek totalnej opozycji do obrony granicy wschodniej przed nachodźcami -  migrantami wypychanymi do Polski przez władze białoruskie? Ileż to padało oskarżeń, że polski rząd jest niehumanitarny, nieczuły na smutny los migrantów a nawet nazywano Straż Graniczną mordercami. Ileż to jadu wylało się na rząd z ust przede wszystkim przedstawicieli PO i SLD na wprowadzony częściowo stan wyjątkowy? Czy pamiętamy śmieszny nadgraniczny rajd posła F.  Sterczewskiego albo całkiem niedawny apel noblistek: Swietłany Aleksijewicz, Elfriedy Jelinek, Herty Müller i Olgi Tokarczuk do Parlamentu Europejskiego w sprawie - jak to określają - "katastrofy humanitarnej" na wschodniej granicy UE. Ja wiem, że w tym przypadku była jedna polska noblistka, ale sądzę, że to właśnie ona była inicjatorką tego apelu. Albo twiterowy wyczyn B. Kurdej-Szatan, która bardzo wulgarnie zaatakowała polską Straż Graniczną. I tak można byłoby wymieniać i wymieniać.

Aż tu nagle przed Marszem Niepodległości przewodniczący PO D. Tusk zaapelował: 

"Zwracam się do was, przywódców krajów Unii Europejskiej, z gorącym apelem o pełną solidarność z Polską i Litwą w obliczu rosnącego kryzysu na granicy z Białorusią (...) Niezależnie od waszych poglądów dotyczących migracji i waszej oceny wewnętrznej sytuacji w Polsce, musimy - podkreślam - musimy, jako wspólnota polityczna użyć wszelkich możliwych środków nacisku, by zahamować eskalację napięcia na wschodniej granicy Unii Europejskiej (...) Dla wszystkich powinno już być jasne, że ten kryzys jest cynicznie prowokowany przez Alaksandra Łukasznkę, którego celem jest destabilizacja Polski, Litwy i całej Unii. Sytuacja w każdej chwili może wymknąć się spod kontroli. Na szali leży podstawowe bezpieczeństwo i ochrona naszej wspólnoty. Nie ma już czasu i możliwości na wahania. To, czego potrzebujemy, to stanowcze decyzje wobec Mińska i wsparcie Polski i Litwy. Brak reakcji lub jej odwlekanie tylko ośmieli prowokatorów i ich mocodawców i może prowadzić do dramatycznych, trudnych do przewidzenia konsekwencji" [1].

Dziwne i chyba dla zwolenników totalnej opozycji szokujący apel D. Tuska. Nieprawdaż? Biedni jego zwolennicy, bo D. Tusk co rusz zmienia zdanie i oni wszyscy są jak "we mgle". Nie wiedzą co jak myśleć i działać. 

Dlaczego tak radykalnie szef PO i jednocześnie szef EPL w PE zmienił zdanie i narzucił totalnej opozycji inną narrację? Na powód mimochodem zwrócił portal onet.pl, który stwierdził, że D. Tusk w dniu 8 listopada najprawdopodobniej odwiedził Berlin i spotkał się "z samą górą" a później pojechał do Brukseli i chyba dlatego nie było go w Polsce 11 listopada [2]. 

No i czy ktoś jeszcze ma jakiekolwiek wątpliwości, że D. Tusk posłusznie wykonuje polecenia Berlina? Po spotkaniu z berlińską "samą górą" (A. Merkel?) zmienił swój stosunek do ochrony polskich granic bo najpewniej tego nakazała i oczekiwała ta właśnie niemiecka "sama góra". I niestety ten sługus (a może hipotetycznie - do wyjaśnienia - nawet agent) Niemiec był kiedyś naszym premierem. Smutne. 

Jakże dla niego, dla którego "polskość to nienormalność" musiał być przykry ten widok 100 tysięcznej masy polskich patriotów na Marszu Niepodległości. Nie wiem czy w geście nienawiści do PiS nie rozwalił swojego telewizora patrząc na ten patriotyczny zryw polskich patriotów. To naprawdę mogło być dla niego frustrujące. Ileż to on by najpewniej dał, żeby zebrać taką masę zdrajców Polski na jakimś przez niego zorganizowanym marszu...

[2] Tamże

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 8 listopada 2021

Coraz gorsza sytuacja na granicy z Białorusią...

Pisząc wczoraj wieczorem (około 20-tej) tekst zatytułowany: "Pamiętajmy ostrzegające nas słowa ś.p. prezydenta L. Kaczyńskiego" [1], odnoszący się do napięcia na granicy białorusko-polskiej, nie przypuszczałem, że już dziś przyjdzie mi opisywać coraz gorszą sytuację na tejże granicy, która z minuty na minutę eskaluje i naprawdę już jest tylko o krok od rozlewu krwi i otwartego konfliktu zbrojnego. 

Otóż "polskie służby udaremniły próbę siłowego przedarcia się na polską stronę przez migrantów na południe od przejścia granicznego w Kuźnicy. Sytuacja została opanowana - przekazało MSWiA [2]". Wcześniej zaś media informowały o potężnej grupie imigrantów zmierzających do naszej granicy w eskorcie białoruskich służb i o tym, że część z nich już dotarła do granicy [3]. W momencie pierwszego szturmu imigranci wykorzystywali kobiety i dzieci jako żywe tarcze, które stanowiły pierwsze "rzędy" szturmujących. Na szczęcie próba się nie powiodła, ale chyba każdy wie, że będą kolejne. 

Ważne jest też ponowne podkreślenie, że "operacja zmasowanego marszu imigrantów na granicę jest koordynowana przez białoruskie służby. Funkcjonariusze nie tylko prowadzą kolumnę ludzi, ale także „pilnują” ich z bronią w ręku i z psami. Nad granicę przybywa coraz więcej sił wewnętrznych oraz (...) furgonetki więzienne i pojazdy z drutem kolczastym" [4].

Teraz najpewniej obraduje sztab kryzysowy powołany przez premiera M. Morawieckiego. Miał się spotkać dziś o 13-tej i jak tylko będzie jakiś komunikat to dopiszę jego omówienie jako postscriptum do niemniejszego tekstu.  

Jak wspomniałem sytuacja jest bardzo dynamiczna. W każdej chwili mogą nastąpić kolejne siłowe próby przekroczenia przez imigrantów naszej granicy. A to już jest sytuacja bardzo poważna i wymaga naprawdę konsolidacji wszystkich sił politycznych w obronę naszych granic. Tyle tylko, że jakoś ze strony totalnej i zdradliwej opozycji nie widać takiej chęci a wprost przeciwnie: niektórzy z nich dalej gaworzą coś o otwarciu granic, jakby nie mieli pojęcia co się naprawdę dzieje [5]. Mają... i jest to tym smutniejsze, że Polska jeszcze ich toleruje na swoich ziemiach. 

I tak jeszcze refleksyjnie. Na początku była garstka imigrantów (około 40 osób). Rząd postanowił zablokować im możliwość przejścia polskiej granicy. Czy pamiętamy co wtedy wygadywała opozycja? Chciała abyśmy ich wpuścili a rząd nazywała nawet "mordercami". I co? Czy rząd nie miał racji mówiąc, że nie może być żadnego precedensu, bo owe 40 osób to tylko początek fali imigrantów. I faktycznie był to początek a dziś są ich już tysiące. Czy wyobrażacie sobie państwo jak dziś totalna opozycja krytykowałaby rząd, że wpuścił do Polski te pierwsze 40 osób i dał "zielone światło" dla kolejnych tysięcy imigrantów. Jestem pewny, że wtedy D. Tusk obwieściłby światu, że rząd PiS nie uchronił polskiej granicy UE z Białorusią. Jestem tego pewny i teraz takiego D. Tuska szlag trafia, że jednak rząd polski zachował się rozważnie, odpowiedzialnie i prawidłowo. Gdzie są teraz ci, którzy wtedy (przy małej liczbie imigrantów) tak atakowali rząd? Czy są w stanie przeprosić? Wątpię...

Ale wracając do meritum. Są już pierwsze reakcje NATO i UE. 

"„Niepokoi nas niedawna eskalacja na granicy polsko-białoruskiej. Wzywamy Białoruś do przestrzegania prawa międzynarodowego. Obserwujemy falę migrantów próbujących przedostać się na terytorium sojuszników przez Białoruś. NATO nadal uważnie monitoruje sytuację, która wywiera presję na naszych sojuszników Litwę, Łotwę i Polskę" (...) Kwatera Głowna jest zdania, że "wykorzystywanie migrantów przez reżim Łukaszenki jako taktyki hybrydowej jest niedopuszczalne". Wskazała też, że sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Jens Stoltenberg jest w bliskim kontakcie z rządami państw sojuszniczych w tej sprawie" [6]. 

"Według ostatnich informacji, którymi dysponujemy - powiedział rzecznik KE Adalbert Jahnz - kilkaset osób zebrało się na Białorusi w pobliżu granicy z Polską. Jak dodał, Komisja zdecydowanie odrzuca próby instrumentalizacji ludzi dla celów politycznych. To kontynuacja rozpaczliwych prób reżimu Alaksandra Łukaszenki, by wykorzystywać ludzi do destabilizowania Unii Europejskiej - oświadczyła Komisja Europejska, pytana o rozwój sytuacji na granicy polsko-białoruskiej"[7].

Oczywiście, że bardziej wiarygodne jest oświadczenie NATO niż KE, która nie dysponuje żadną armią a jedynie Frontexem. Tyle tylko, że tak naprawdę to dziś jak na razie musimy sobie radzić sami. To od polskich funkcjonariuszy: Straży Granicznej, wojska zawodowego, policji i WOT (został ogłoszony alert dla "terytorialsów") zależy obecnie nasze bezpieczeństwo i ten, kto próbuje w jakiś sposób znieważać tych funkcjonariuszy już winien być postawiony przez sąd za zdradę państwa. 

[7] Tamże

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 7 listopada 2021

Pamiętajmy ostrzegające nas słowa ś.p. prezydenta L. Kaczyńskiego

Już ponad 13 lat temu przemawiając w Gruzji, która została zaatakowana przez Rosję, ś.p. prezydent RP Lech Kaczyński powiedział w ich stolicy, że "I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę (...) Wierzymy, że Europa zrozumie wasze prawo do wolności i zrozumie też swoje interesy. Zrozumie, że bez Gruzji Rosja przywróci swoje imperium, a to nie jest w niczyim interesie. Dlatego jesteśmy tutaj" [1].

Swoim przemówieniem i też zachęceniem do wspólnego protestu innych prezydentów z naszego regionu de facto uratował niepodległość Gruzji, ale m.in. i za to zapłacił  największą cenę, cenę życia. 

Wielu z nas zapewne traktowało te słowa jako jakąś intelektualną aberrację, niemożliwą do zrealizowania. No bo jak to? Polska może być - jak Gruzja - przedmiotem ataku Rosji? I nawet później, kiedy W. Putin zaanektował część Ukrainy i do dzisiaj na jej wschodnich granicach trwa wojna "zielonych, rosyjskich ludzików" z armią ukraińską, uważaliśmy, że jest to jeszcze daleko od naszych granic. Poczuliśmy się także bezpieczniej, dzięki stacjonowaniu wojsk amerykańskich na terytorium naszego kraju oraz dzięki zakupowi nowoczesnego uzbrojenia, w tym "tarczy antyrakietowej" i nowoczesnych amerykańskich myśliwców. Ponadto przecież jesteśmy w NATO i ta przynależność do NATO winna skutkować odparciem wojsk NATO w przypadku zaatakowania naszego kraju przez kogokolwiek. 

Ale... dziś wydaje się, że ś.p. prezydent L. Kaczyński miał dużo racji i okazał się być bardzo przewidującym politykiem. Świat zachodni nie zareagował na zaatakowanie Gruzji przez Rosję, podobnie zresztą pogodził się z atakiem Rosji na wschodnią Ukrainę i zaanektowaniu przez nią Krymu. 

Teraz zaś trwa wojna hybrydowa armii białoruskiej na granicy z Polską. Chyba nikt w miarę inteligentny nie jest w stanie zaprzeczyć, że tak naprawdę Alaksandr Ryhorawicz Łukaszenka robi to z własnej inicjatywy bez wiedzy i rozkazu Rosji. Ja za sytuację na naszej wschodniej granicy z Białorusią oskarżam właśnie W. Putina. 

Sytuacja jest coraz groźniejsza. Białoruscy wojskowi prowokują coraz bardziej. Ostrzały ze ślepej broni, przeładowywanie karabinów, przekraczanie polskiej granicy, wypychanie imigrantów na ogrodzenie graniczne, wykorzystywanie kobiet, kobiet w ciąży i dzieci jako "żywe tarcze"... to już codzienność. Wystarczy tylko iskra, by padły w końcu strzały z broni palnej i polała się krew. Imigranci są cały czas szkoleni przez białoruskie służby i są coraz bardziej agresywni. 

A przecież najpierw było ich około 40-tu a dziś to już tysiące. A wtedy, gdy była ich mała liczba nasza opozycja napierała na polski rząd, żeby ich wpuścić. I co teraz mają do powiedzenia? Polski rząd się nie ugiął i od samego początku postawił jasny "stop" jakiejkolwiek liczbie imigrantów. I miał rację. A krytyka rządów w tym obszarze połączona z atakiem na polskie służby wojskowe (w tym Straż Graniczną) uważam za zdradę Polski. Ten, który tego nie zauważa jest po prostu kretynem albo skrajnym antypolakiem. 

Rosyjsko-białoruski hybrydowy atak na naszą Ojczyznę jest faktem i wiele racji jest w tym, że stał się możliwy tylko dzięki temu, że zmieniła się administracja USA z prezydentem J. Bidenem na czele. To on dał wolną rękę Niemcom (a tym samym Rosji) na zagospodarowanie naszej części Europy. Mam nadzieję, że jednak przetrwamy tą prezydenturę J. Bidena, tym bardziej, że tak naprawdę Amerykanie zdecydowanie odwracają się od Demokratów i jest możliwy szybki powrót do władzy D. Trumpa. 

My tymczasem musimy robić swoje i strzec naszych granic, które przecież są jednocześnie granicami UE. I dlatego sądzę, że tak naprawdę poszczególne kraje UE powinny być nam wdzięczne za ochronę UE na granicy z Białorusią. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 2 listopada 2021

Papież Franciszek. Czy prowadzi KK w dobrą stronę?

Jestem wierzącym Katolikiem i jako taki zawsze byłem uczony, iż Papieże są nieomylni. Ale czy można milczeć jeżeli nawet ja, zwykły Katolik, gdzieś podświadomie czuję, że obecny papież Franciszek nie zawsze prowadzi Kościół Boży w dobrą stronę. A przecież KK jest Kościołem Powszechnym a stanowimy Go my, wszyscy wierzący, dla których odniesieniem w zakresie wiary winny stanowić słowa i czyny Następcy Św. Piotra, czyli Papieża. 

Ale - jak się okazuje - nie tylko ja mam wątpliwości wobec poczynań Franciszka. Ma je wielu katolickich publicystów, wielu duchownych (też wśród purpuratów) oraz duża grupa zwyczajnych Katolików zaniepokojonych niektórymi słowami i czynami obecnego Papieża. 

W skrajnych przypadkach wskazują oni, że tak naprawdę zrzeczenie się urzędu przez Benedykta XVI (wygłoszone po łacinie) a raczej jego i  jest nieważne i on dalej jest Papieżem, na co wskazuje np. to, że dalej nosi "białą szatę" przynależną tylko i wyłącznie dla Głowy KK oraz dalej jest sprawny i fizycznie, i intelektualnie a przecież oficjalnym powodem Jego domniemanej abdykacji było właśnie to, że już nie czuje się na siłach (na duszy, ciele i umyśle) sprawować swą posługę. Tacy krytycy Franciszka wysuwają więc logiczny wniosek: skoro Benedykt XVI jest nadal Papieżem, to rodzi się pytanie - Kim w takim razie jest Franciszek? I odpowiadają  - Antypapieżem!

Nie śmiem aż tak daleko posuwać się w krytyce Franciszka i nazywać Go Antypapieżem, więc posłużę się m.in. kilkoma cytatami i moimi dygresjami na ich temat. 

"Wielu katolików na całym świecie przecierało oczy ze zdumienia, kiedy serwis VaticanNews poinformował, że papież Franciszek mianował Jeffrey’a Sachsa członkiem zwyczajnym Papieskiej Akademii Nauk Społecznych. To szokująca decyzja biorąc pod uwagę, że ekonomista jest zagorzałym propagatorem zrównoważonego rozwoju, a więc niejako automatycznie m.in. aborcji, antykoncepcji oraz permisywnej edukacji seksualnej, które to są potępiane przez Magisterium Kościoła katolickiego jako sprzeczne z etyką chrześcijańską" [1]. ""Członkiem watykańskiej instytucji, założonej w 1994 roku przez Jana Pawła II, został promotor globalnej kontroli urodzin, zdeklarowany zwolennik aborcji i entuzjasta chińskiej „polityki jednego dziecka”, a więc reprezentant tego, co Karol Wojtyła nazywał „cywilizacją śmierci”. W Polsce znany jest on z nieco innej strony, a mianowicie jako główny zagraniczny doradca Leszka Balcerowicza w czasie, gdy ten ostatni przeprowadzał swą „terapię szokową”" [2], choć autorem tej terapii byli Żydzi: Soros, właśnie Sachs i Lipman, którzy wykorzystali założenia tzw. Konsensusu Waszyngtońskiego [3].

Tyle tylko, że nie jest to jedyna kontrowersyjna decyzja obecnego Papieża. Ja pamiętam, że pierwsza - obok samej abdykacji Benedykta XVI - "czerwona lampka" zaświeciła mi się w dniu Jego wyboru na Stolicę Piotrową, kiedy to zamiast tradycyjnego pobłogosławienia wiernych znakiem Krzyża Świętego życzył obecnym "dobrego obiadu", co zresztą czyni do dzisiaj. 

Później też np., gdy Watykan nagrywał ekumeniczny film promujący pojednanie religii: katolickiej, judaistycznej (żydowskiej), hinduskiej i islamskiej. W tym filmie znalazły się najważniejsze symbole tych religii, za wyjątkiem katolickiej. Była Menora, Półksiężyc, Budda a zamiast symbolu naszej katolickiej wiary, czyli Krzyża Świętego Papież Franciszek zaprezentował Nowo Narodzonego Chrystusa. 

Były też i inne gesty, które dotąd w KK nie miały miejsca, jak np. w Wielki Czwartek całowanie i obmywanie stóp m.in. kobiecie i to Muzułmance. Trzeba sobie zdawać sprawę, że dla Muzułmanów (Islamistów) taki gest odbierany był jako lenny hołd wiary katolickiej wobec wiary islamskiej. 

No i dochodzimy do dokumentów stworzonych przez papieża Franciszka. 

""W adhortacji apostolskiej na temat rodziny, podsumowującej dwa synody biskupów papież Franciszek zachęca duszpasterzy do kierowania się "logiką miłosierdzia" wobec rozwodników w nowych związkach i "odpowiedzialnego rozeznania" ich sytuacji oraz cierpienia. Papież wyraża przekonanie, że należy "przezwyciężać wykluczenie" rozwiedzionych w nowych związkach i dążyć do ich integracji poprzez analizę każdego przypadku z osobna. W dokumencie "Amoris laetitia" (Radość miłości) z podtytułem "O miłości w rodzinie" nie ma, zgodnie z przewidywaniami, przełomu w sprawie sytuacji osób rozwiedzionych i ewentualnej zgody na dopuszczenie ich do komunii. Jest mowa natomiast o tym, że są "szczególne sytuacje", ale - jak wyjaśnia papież - ich rozpoznanie nie może zostać podniesione do poziomu "jednej normy (...) Franciszek wyraża przekonanie, że rozwodnicy powinni odnaleźć swe miejsce w Kościele oraz uczestniczyć w życiu wspólnoty chrześcijańskiej. Kładzie nacisk zarazem na nierozerwalność sakramentu małżeństwa"" [4]. 

Jak możemy łatwo zauważyć te słowa są wzajemnie sprzeczne: z jednej strony papież Franciszek mówi, że sakrament małżeństwa  jest nierozerwalny, a z drugiej strony mówi o tym, że rozwodnicy powinni mieć szansę na zaistnienie w KK. To tylko jeden z przykładów relatywizacji nauczania KK, bo nieraz w bardzo zawoalowany sposób "wyrwało" się Franciszkowi, że być może i związki homoseksualne mają prawo zaistnieć w KK, by później ostro je krytykować. "Osób homoseksualnych nie należy osądzać ani dyskryminować - powiedział papież Franciszek w poniedziałek w drodze powrotnej ze Światowych Dni Młodzieży w Brazylii. Podczas rozmowy z dziennikarzami mówił też m.in. o wyświęcaniu kobiet i działalności banku IOR. Papież oświadczył, że homoseksualiści nie powinni być osądzani ani marginalizowani w życiu społecznym. Opowiedział się za integracją gejów i lesbijek w społeczeństwie. Powiedział też, że nie potępia księży gejów. - Jeśli ktoś jest homoseksualistą i poszukuje Boga oraz ma dobrą wolę, to kim ja jestem, by go osądzać? - powiedział papież" [5].

Ta niejednoznaczność słów i gestów obecnego Papieża jest dla zwykłych Katolików katuszą duchową, chaosem w wierze. 

Podobnie jest z przyjmowaniem Komunii Świętej. Benedykt XVI jasno zalecił trzy rzeczy. Po pierwsze: przed ołtarzem wierni mają widzieć Krzyż Święty na pierwszym planie. Po drugie: winni przyjmować Komunię Świętą na klęcząco. Po trzecie: Komunia Święta winna być udzielana przez księdza bezpośrednio do ust. O ile pierwsze zalecenie jest jako tako przyjmowane, to już Franciszek nie wymaga przyjmowania Komunii Świętej na klęczoco i bezpośrednio do ust. 

No i ostatnio obecny papież znów zaskoczył. ""W motu proprio papież Franciszek uzależnił odprawianie mszy św. wg Mszału z 1962 r. od zgody miejscowych biskupów zakazując przy tym odprawiania jej w kościołach parafialnych (...) Zgodnie z wydanym przez papieża Benedykta XVI listem apostolskim motu proprio (łac. z inicjatywy własnej) Summuorum Pontificum, ryt rzymski występował w formie zwyczajnej, czyli po reformie liturgicznej 1970 r., i w formie nadzwyczajnej. Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego nazywana jest mszą trydencką od Soboru Trydenckiego, na którym ten porządek sprawowania liturgii kościoła łacińskiego został promulgowany. Forma ta, ze zmianami, z których ostatnie wprowadzone były w 1962 r., była podstawową formą sprawowania mszy św. w Kościele rzymskokatolickim aż do reform liturgicznych po Soborze Watykańskim II. Zgodnie z wydanym przez papieża Franciszka motu proprio Traditionis Custodes, jedyną formą rytu rzymskiego będzie teraz liturgia posoborowa. Odprawianie mszy św. według mszału z 1962 r. będzie dopuszczalne jedynie za zgodą miejscowego biskupa. Nie będzie mogło się jednak odbywać w kościołach parafialnych, a biskupi nie będą mogli wydawać pozwoleń na tworzenie nowych grup skupionych wokół tradycyjnej formy mszy"" [6]. 

Doprawdy ja tego nie rozumiem i choć papież Franciszek tłumaczy to tym, "że zgodnie z opinią biskupów, z którymi się konsultował, pozwolenie na sprawowanie liturgii w formie przed reformami nie przyczyniło się do jedności Kościoła, a wręcz przeciwnie. Mszał z 1962 r. jest według Ojca Świętego używany instrumentalnie, w duchu odrzucenia nie tylko reformy liturgicznej, ale też ostatniego soboru powszechnego" [6], to jednak takie tłumaczenie do mnie nie trafia i prawdopodobnie też nie trafia do wielu wiernych uczestniczących w Mszach Trydenckich, ale i też do całego Kościoła Powszechnego. 

Ale to jeszcze nie wszystko. Warto sobie przypomnieć Synod Amazoński i oddawanie hołdu przez Franciszka i niektórych biskupów amazońskiemu bożkowi, czyli Paczamamie Jak w ostrym liście otwartym napisał bp. Athanasius Schneider, poświęcony sprawie obecności w Watykanie amazońskich figurek „Pachamamy”: 

 ""4 października 2019 r., w wigilię rozpoczęcia Synodu Amazońskiego, w Ogrodach Watykańskich, w obecności papieża Franciszka oraz niektórych biskupów i kardynałów, miała miejsce ceremonia religijna, której częściowo przewodniczyli szamani i podczas której zostały użyte symboliczne przedmioty, a w szczególności drewniana rzeźba nagiej, ciężarnej kobiety. Takie podobizny są znane i należą do rdzennych rytuałów plemion amazońskich, konkretnie służąc kultowi tak zwanej Matki Ziemi, Pachamamy. W kolejnych dniach drewniane, nagie figurki kobiece czczone były również w Bazylice św. Piotra, przed grobem świętego Piotra. Papież Franciszek powitał również dwóch biskupów niosących na ramionach figurę Pachamamy i udających się z procesją do Sali Synodalnej, gdzie owa figura została ustawiona na honorowym miejscu. Figurki Pachamamy zostały również wystawione na widok publiczny w kościele Santa Maria in Traspontina" (...) W odpowiedzi na głośne protesty wiernych katolickich wobec tych rytuałów oraz użycia tych figurek, rzecznicy Watykanu i członkowie komitetów Synodu Amazońskiego bagatelizowali lub zaprzeczali ewidentnie religijnemu, synkretycznemu charakterowi tych rzeźb. Jednakże ich odpowiedzi były wymijające i sprzeczne; były one aktami intelektualnej akrobatyki oraz negacją oczywistych dowodów (...) Katolicy nie mogą akceptować żadnego kultu pogańskiego ani jakiegokolwiek synkretyzmu między praktykami i wierzeniami pogańskimi a praktykami i wiarą Kościoła katolickiego. Akty kultu polegające na zapalaniu światła, kłanianiu się, upadaniu na twarz lub głębokich ukłonach aż do ziemi oraz tańcach przed nagą figurą kobiecą, nieprzedstawiającą ani Najświętszej Maryi Panny, ani żadnej kanonizowanej świętej Kościoła, są pogwałceniem pierwszego przykazania Bożego: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”; są pogwałceniem wyraźnego zakazu Boga, który upomina: „Gdy podniesiesz oczy ku niebu i ujrzysz słońce, księżyc i gwiazdy, i wszystkie zastępy niebios, obyś nie pozwolił się zwieść, nie oddawał im pokłonu i nie służył, bo Pan, Bóg twój, przydzielił je wszystkim narodom pod niebem” (Pwt 4, 19) oraz „Nie będziecie sobie czynili bożków, nie będziecie sobie stawiali posągów ani stel. Nie będziecie umieszczać w waszym kraju kamieni rzeźbionych, aby im oddawać pokłon, bo Ja jestem Pan, Bóg wasz” (Kpł 26,1) [7]"". 

Ponadto Papież Franciszek rok temu wydał swoją Encyklikę „Fratelli Tutti”, która u wielu katolików jeszcze bardziej wzbudziła zamieszanie w wierze. Papież w niej bardzo rzadko odwołuje się do Boga, natomiast promuje masońskie hasło: "Równość, Wolność, Braterstwo", gdzie w czasie Rewolucji Francuskiej dodawano jeszcze zwrot: "albo śmierć". 

Aby zapoznać się dokładnie z tą Encykliką i jej skutkom warto obejrzeć poniższy film:

https://youtu.be/NnWYfn50u5o

Przypominam jeszcze, że KK w dalszym ciągu winien ekskomunikować masonów ze swoich szeregów, ale czy tak jest, to już jest inna sprawa, skoro np. ""Wielka Loża Hiszpanii opublikowała oświadczenie, w którym chwali encyklikę Fratelli Tutti papieża Franciszka, cytując jednocześnie jej fragmenty. Masoni dopatrują się w niej realizacji zasad masonerii, która według samych członków loży opiera się „powszechnym braterstwie istot ludzkich, które nazywają siebie nawzajem braćmi siostrami mimo swoich cred, ideologii, koloru skóry, pochodzenia społecznego, języka, kultury czy narodowości” (...) W swoim oświadczeniu masoni zwracają uwagę na „religijny fundamentalizm” Kościoła, który w przeszłości potępiał masonerię. Jednocześnie w swoim dokumencie stwierdzają, że Fratelli Tutti „pokazuje jak daleko obecny Kościół katolicki znajduje się od swojego poprzedniego stanowiska. W Fratelli Tutti papież przyjmuje Powszechne Braterstwo: wielką zasadę nowożytnej masonerii”" [8].

Wszystko, co napisałem powyżej przekazuję z ciężkim sercem, ale uważam, że mam prawo - jako członek KK - wyrazić swoje wątpliwości. Tym bardziej, że nie jestem jedynym ich wyrazicielem. 

Odsyłam jeszcze do  do jednego tekstu opublikowanego w portalu wpolityce.pl [9] oraz do filmu:

[1] https://wpolityce.pl/kosciol/571425-szok-zwolennik-depopulacji-czlonkiem-papieskiej-akademii

[2] https://wpolityce.pl/kosciol/571886-kleska-sztandarowego-projektu-zrownowazonego-rozwoju

[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Konsensus_waszyngto%C5%84ski

[4] https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/517635,papiez-rozwodnicy-nowe-zwiazki-gender-homoseksualizm-adhortacja-rozwod-malzenstwo-seks-amoris-laetitia.html

[5] https://deon.pl/kosciol/serwis-papieski/franciszek-o-gejach-masonerii-i-naciskach,269820

[6] https://wnet.fm/2021/07/16/zakaz-mszy-trydenckiej-w-kosciolach-parafialnych-franciszek-ogranicza-mozliwosc-sprawowania-przedsoborowej-liturgii/

[7] https://pch24.pl/mocny-list-biskupa-schneidera-o-pachamamie-w-watykanie/

[8] https://www.fronda.pl/a/masoni-chwala-najnowsza-encyklike-papieza-franciszka,151206.html

[9] https://wpolityce.pl/kosciol/572289-niefortunna-decyzja-papiez-odwiedzi-francuski-cmentarz