Moje posty

sobota, 25 czerwca 2022

No nie! "Utwór Mozarta zbyt religijny"

Muszę to odnotować, chociażby tylko do swojego archiwum, bo informacja za chwilę zostanie zapomniana a jest - moim zdaniem - istotna.  

""Związek nauczycieli szkół podstawowych Snuippa sprzeciwia się wykonaniu dzieła Wolfganga Amadeusa Mozarta "Ave verum corpus" przez uczniów w Lourdes, argumentując, że religijne dzieło łamie zasadę laickości we Francji. Historię opisał francuski dziennik „Le Figaro”" [1].

"Ave verum corpus Mozarta ma zostać zaprezentowane na lipcowym koncercie uczniów na esplanadzie Bazyliki Matki Boskiej Różańcowej w Lourdes. Wykonanie zostało wyreżyserowane przez słynnego włoskiego dyrygenta Riccardo Mutiego w ramach festiwalu humanistyczno-solidarnościowego L’offrande musicale (w którym 20 proc. miejsc jest przeznaczonych dla osób niepełnosprawnych).

Ave verum corpus Mozarta to krótki utwór religijny dla chóru i na instrumenty napisany pod koniec XVIII w. na święto Bożego Ciała. Do muzyki włączono łacińską modlitwę.

Jednak Snuippa ujawniła, że nauczyciele wysłali raport do ministerstwa kultury w tej sprawie, a w liście stwierdzili, że „stoją w obliczu poważnego ataku na neutralność religijną wynikającą z ustawy z 1905 r., zaś grota w Lourdes jest uznawana przez duchowieństwo katolickie jako „ważne miejsce katolicyzmu”.

Nie mamy nic przeciwko Kościołowi katolickiemu. Nie sprzeciwiamy się studiowaniu i poznawaniu dzieł stanowiących część naszego dziedzictwa kulturowego. Ale tekst tego utworu jest bardzo religijny. A miejsce bardzo problematyczne. Wyobraź sobie, co by się stało, gdyby sprawa dotyczyła innej religii

Ręce mi opadają – skomentował całą sytuację pianista David Fray, twórca i dyrektor festiwalu.

Ideą Riccardo Mutiego, jednego z najwybitniejszych żyjących dyrygentów, było podarowanie uczniom w prezencie możliwości zaśpiewania tego arcydzieła Mozarta; współpracujemy z ratuszem Lourdes – wyjaśnia. Dzieła muzyczne od wieków zamawiane przez Kościół mają dwa oblicza. Jeden jest religijny, drugi uniwersalny" [1].

Żyjemy w naprawdę przedziwnych czasach, kiedy lewacka poprawność społeczno-polityczna oraz tzw. "tolerancja represywna" Niemca i komunisty Herberta Marcuse święcą triumfy. "Tolerancja represywna" to lewacka nietolerancja mniejszości wobec większości, czyli lewacki totalitaryzm [2].

Kiedyś lewacki marksizm znajdował swój upust w wojennym nazizmie (narodowy socjalizm) i komunizmie (klasowy socjalizm) a dziś odnajduje się w komunistycznej wojnie kulturowej, której podwaliny stworzyli m.in.: tzw. "Szkoła Frankfurcka", A. Spinelli ze swoim "Manifestem z Ventotene", A. Gramsci ze swoim "marszem przez instytucje" czy wspomniany H. Marcuse ze swoją "tolerancją represywną".  

Taki Altiero Spinelli jest dziś bożyszczem elit unijnych, na którego ideach opiera się dzisiejszy kierunek rozwoju UE w kierunku zbudowania Jednego Sfederalizowanego Komunistycznego Państwa Europa, drugiego ZSRR, czyli Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. 

A najgorsze jest to, że ci piewcy kulturowego komunizmu już tak "zlasowali" mózgi mieszkańców zachodnich społeczeństw, że już w każdej dziedzinie życia odnoszą zwycięstwa.  Black Lives Matter (BLM), zdziczałe feministki w stylu M. Lempart, wyznawcy i praktycy ideologii LGBTQ i gender czy a'la kretyni z New Age to dziś jest awangarda myślenia i działania milionów ludzi. 

I jakoś tak się składa, że największym wrogiem tych ideologicznych i anaturalnycch "zboczeńców" (też talmudycznych) jest zawsze naturalny Kościół Katolicki i jego wierni.  Można nawet powiedzieć, że oni obsesyjnie nienawidzą Jezusa Chrystusa i wszystkiego, co jest z nim związane. 

W tym duchu są nawet w stanie zwalczać to, co jest ludzką spuścizną kulturową. Raz to jest np. wiersz "Murzynek Bambo" a drugi raz wspomniany Mozart. A tych "razów" są setki. 

Jak długo ludzie będą w stanie ich jeszcze znosić?


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

piątek, 24 czerwca 2022

Ukraińcy! Czy Wy wiecie w co chcecie się wpakować?

Szef Rady Europejskiej Charles Michel poinformował o przyznaniu Ukrainie i Mołdawii statusu kandydata do Unii Europejskiej: "Porozumienie. Rada Europejska właśnie zdecydowała o statusie kandydata do UE dla Ukrainy i Mołdawii. Historyczny moment. Dzisiejszy dzień oznacza kluczowy krok na waszej drodze do UE" – raczył on wprost do tych krajów zagaworzyć. 

Ta decyzja wywołała nawet łzy wzruszenia u wicepremier Ukrainy ds. integracji europejskiej i  euroatlantyckiej Olgi Stefaniszyny, co zapewne było skutkiem tego, że Ukraina wiele zapłaciła za dojście do takiego momentu dziejowego – ofiarami na Majdanie, wojną i okupację części terytorium [1].

Chciałbym jednak trochę ostudzić ten hurraoptymizm. Kandydatem do członkostwa można być przez wiele lat a nawet nigdy nie doczekać się wstąpienia do UE. 

Na dziś - po obecnej decyzji RE - siedem państw posiada oficjalnie status kandydata: Albania (od 2014), Czarnogóra (od 2010), Macedonia Północna (od 2005), Mołdawia (od 2022), Serbia (od 2012), Turcja (od 1999), Ukraina (od 2022). Czarnogóra, Islandia, Serbia i Turcja rozpoczęły negocjacje ws. członkostwa. W 2013 roku Islandia zawiesiła negocjacje [2]. 

Także droga do członkostwa w UE jest bardzo daleka i może trwać latami, i wcale nie jest pewne, że zakończy się pozytywnie wtedy, gdy np. na tronie "króla" Rosji zasiądzie ktoś inny - mieniący się "demokratą i reformatorem" - niż W. Putin a Zachodnia Europa (przede wszystkim Niemcy) znów powróci do przyjaznych stosunków z Rosją pod wodzą kolejnego jej genseka. 

Chciałbym w tym kontekście jeszcze raz przytoczyć mój marcowy apel do Ukraińców, który jest dla nich przestrogą... [3].  

-------

Ukraińcy!

Ja wiem, że chcielibyście wejść do UE i NATO, ale ja Was przestrzegam - drodzy Ukraińcy - przed wstąpieniem do tej obecnej struktury UE. Jest to zupełnie inna wspólnota niż prawdopodobnie Wasze o niej wyobrażenie. Jeżeliby ją do czegoś przyrównać to tylko do uwspółcześnionej wersji ZSRR, którą ja nazywam Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich (ZSRE) a przynajmniej takie są cele dzisiejszych, lewackich elit unijnych. 

Wy dziś patriotycznie walczycie o swój kraj, o swój naród, o swoją integralność granic i własną państwowość. Czyli tak naprawdę walczycie o coś, co dla obecnej UE jest całkowicie obce i przestarzałe, o coś, z czym walczy dziś cały lewacki świat a już unijny najbardziej. 

Przecież taka Wasza patriotyczna postawa jest tak naprawdę dla elit unijnych czymś, co one chcą zniszczyć, bowiem dla nich takie wartości jak patriotyzm, niepodległość, suwerenność, wolność, honor, państwo, ojczyzna, naród, tradycja, wiara, rodzina, własność są pojęciami, które z poszczególnych narodów trzeba wyplenić w imię postmarsksitowskiej rewolucji kulturowej. 

Spójrzcie! Nowy rząd niemiecki, który jest liderem UE chce zlikwidować państwa narodowe a w to miejsce stworzyć jakąś tam kuriozalną Jedną Sfederalizowaną i Scentralizowaną Europę, bez państw, narodów, granic narodowych. Czyli przyszłościowo też zamierza zniszczyć Wasze Państwo, Ukrainę!

Chcielibyście powrócić do czasów ZSRR i nie mieć własnego państwa, o które teraz tak heroicznie walczycie? Chcecie, aby był w takiej UE jeden europejski prezydent, jeden europejski rząd a nie było Waszego Prezydenta, Waszego Rządu? Do takiej przyszłościowo UE chcielibyście należeć?

Tak. My jako Polska wstępowaliśmy do UE w 2004 roku i była to wówczas zupełnie inna wspólnota a przynajmniej tak nam się wydawało, bo chcieliśmy tak naprawdę drugiego EWG rozszerzonego o nowe kraje. Niestety rozwój tej UE obrał bardzo zły kierunek: zamiast być nową formą EWG stał się (lub staje się) drugim ZSRR, IV Rzeszą Niemiecką ze stolicami w Berlinie i Brukseli. 

Ale faktycznie... może jednak winniście starać się o przystąpienie do UE, bo proces ten będzie trwał co najmniej kilka lat a do tego czasu być może UE powróci do swoich korzeni albo... jak każdy totalitaryzm się rozpadnie. A w tym czasie - jako kandydat aspirujący do UE - może łatwiej Wam będzie uzyskać środki na powojenną odbudowę Waszej Ojczyzny. 

Natomiast apeluję do Was o zweryfikowanie hierarchii ważności celów Waszej polityki zagranicznej. Na pierwszym miejscu - moim zdaniem - winniście postawić dążenie do przystąpienia do NATO. To największy na świecie sojusz wojskowy, ale też polityczny. Na nim winniście budować swoją przyszłość a nie na niepewnej UE.

-------

Tak naprawdę więc decyzja o przyjęciu Ukrainy i Mołdawii do grona krajów kandydujących do UE realnie w praktyce nic nie oznacza a W. Putin może się tylko śmiać z pompatycznego medialnego rozgłosu nadanemu tej decyzji. 

A dodatkowo uważam, że sami Ukraińcy nie maja pojęcia w co tak naprawdę chcą się wpakować. 


 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

czwartek, 23 czerwca 2022

Fit for 55 - zielone "klapki na oczach" europarlamentarzystów

Oderwani od rzeczywistości utopijni idealiści lub też aberracyjnie zafiksowni na mitycznej ochronie klimatu i ratowaniu planety albo po prostu cynicznie wspierani pieniędzmi m.in. z Moskwy przedstawiciele różnych NGO-sów zajmujących się klimatem i ochroną środowiska oraz różni politycy i naukowcy w marcu 2022 roku wystosowali apel, w którym możemy m.in. przeczytać: 

"W 2021 roku Komisja Europejska przyjęła pakiet Fit for 55 którego narzędzia mają doprowadzić  do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 55 proc. do 2030 r. Dzisiaj już  wiemy, że w obliczu wojny, która napędzana jest paliwami kopalnymi oraz w obliczu kolejnych  informacji naukowych Komisja Europejska, Rada UE i Parlament Europejski muszą podjąć wszelkie działania polityczne i legislacyjne, żeby przyśpieszyć i wdrożyć działania ograniczające emisje nie w 55 % a w 65 % procentach do 2030 r. (w stosunku do roku 1990 - dop.: kj) (...) W obliczu zagrożeń jakie niosą za sobą antropogeniczne zmiany klimatu oraz uzależnienie  bezpieczeństwa energetycznego i żywnościowego od państw, które działają wbrew wartościom  UE apelujemy do Komisji Europejskiej i Rady UE o niezwłoczne rozpoczęcie debaty i działań na rzecz rewizji celów Fit for 55 i przyjęcia nowego pakietu regulacji klimatycznych pod nazwą Fit for 65 oraz wdrażania działań na rzecz przyspieszenia transformacji: odchodzenia od paliw  kopalnych na rzecz OZE, transformacji systemu transportu i przechodzenia na zrównoważony  system żywności roślinnej. Tylko w ten sposób uda nam się uniezależnić od dostaw gazu, węgla, paszy dla zwierząt  hodowanych głównie na fermach przemysłowych. Tylko w sposób uda nam się uniezależnić od  wspierania niedemokratycznych działań innych państw i wyznaczyć jasną ścieżkę walki ze  skutkami zmian klimatycznych i ratowania ludzi i ekosystemów. Nie chcemy Europy węgla i stali, chcemy zielonej Europy, odpowiedzialnej, solidarnej  i bezpiecznej! Dlatego apelujemy do Was: już czas na Fit for 65!" [1]. 

Czytając te horrendalnie idiotyczne wypociny można się tylko śmiać a pomocną informacją o bzdurności tego apelu niech będzie to, że podpisała go m.in. Polka – Anna Spurek  (Future Food 4 Climate), nieodrodna siostra i jednocześnie fanka poglądów europosłanki Sylwii Spurek, słynnej weganki, dla której są "zwierzęta ludzkie i pozaludzkie", krowy są gwałcone, żeby dawać mleko i która woli być nazywana partnerką niż żoną.    

Ale ten nasz śmiech musi się jak najszybciej przerodzić w przerażenie, bo ten apel został jak najbardziej poważnie potraktowany przez PE i unijne elity. Na początku czerwca rozwiązania dotyczące trzech kluczowych projektów wchodzących w skład skrajnie niekorzystnego dla Europy Fit for 55 zostały przez europarlamentarzystów odrzucone. Powodem było nie to, że ten pakiet jest bardzo zły dla przyszłości Europejczyków, ale właśnie dlatego, że jest jeszcze za mało ambitny (sic!). 

No i we środę (22 czerwca 2022 roku) Parlament Europejski przyjął w końcu stanowisko w sprawie tych trzech projektów wchodzących w skład pakietu Fit for 55, który ma przeciwdziałać zmianom klimatu poprzez redukcję emisji gazów cieplarnianych [2]. 

Przyjęte stanowisko zakłada m.in. właśnie (zgodne z apelem NGO-sów) szybsze ograniczenie emisji CO2 i stopniowe wycofywanie darmowych uprawnień w ramach systemu handlu emisjami ETS. PE chce skłonić przemysł do dalszej redukcji emisji i inwestowania w technologie niskoemisyjne. W tym celu postuluje odpowiednio zreformować system handlu uprawnieniami do emisji (ETS) i rozszerzyć jego zakres.

Europarlamentarzyści zaproponowali stopniowe wycofywanie się do końca 2032 r. z darmowych uprawnień do emisji CO2 dla niektórych gałęzi przemysłu czy używanie przychodów z systemu ETS wyłącznie do celów związanych z polityką klimatyczną. PE zaproponował też zwiększenie ograniczenia emisji z tego sektora do 63 proc. (Komisja Europejska chciała, by było to 61 proc.) - ma być to osiągnięte przez stopniowe zmniejszanie liczby wydawanych zezwoleń na emisję CO2.

Według eurokratów system ETS miałby też zostać poszerzony o transport morski. Od 2024 r. dotyczyłby 100 proc. emisji na trasach wewnątrzeuropejskich oraz 50 proc. na trasach do i z UE; od 2027 r. miałby objąć cały transport morski do, z i wewnątrz Wspólnoty, z możliwymi odstępstwami dla krajów spoza UE.

PE postuluje też stworzenie nowego systemu handlu emisjami, który od 2024 r. obejmowałby paliwa przeznaczone dla komercyjnego transportu drogowego oraz budynków; do 2029 r. miałby zostać z niego wyłączony transport prywatny i budynki mieszkalne. Czyli od 2030 roku nawet osoby prywatne i ich prywatne budynki podlegałyby obostrzeniom w zakresie emisji CO2 i byłyby włączone w system handlu emisjami ETS.

Branże, które utracą prawo do darmowych uprawnień mają być - według PE - objęte mechanizmem CBAM, którego głównym celem jest przeciwdziałanie "uciekaniu emisji", czyli przenoszeniu produkcji do krajów o mniej ambitnej polityce klimatycznej i sprowadzaniu tych produktów do UE. Do katalogu proponowanych przez KE sektorów, które byłyby objęte mechanizmem CBAM (przemysł metalurgiczny, rafineryjny, cementownie, producenci nawozów sztucznych i podstawowych produktów chemii organicznej), PE chciałby dodać producentów tworzyw sztucznych, cały sektor chemii organicznej, wodoru i amoniaku. Dodatkowo opłatami w ramach CBAM zostałyby również objęte emisje pośrednie, czyli emisje ze źródeł energii elektrycznej wykorzystywanej przez producentów.

W stanowisku PE zaznaczono, że cały system CBAM powinien zostać wdrożony do 2032 r., czyli o trzy lata wcześniej, niż chciałaby tego KE.

Europarlamentarzyści poparli również stworzenie Społecznego Funduszu Klimatycznego, którego celem byłaby pomoc w rozwiązaniu problemów ubóstwa energetycznego i wykluczenia komunikacyjnego, wynikającego z wysokich kosztów transformacji energetycznej. W ramach jego działań prowadzono by działania doraźne (redukcja podatków i opłat, mająca obniżyć cenę ogrzewania i transportu drogowego) oraz długoterminowe (renowacja budynków, rozwijanie energetyki odnawialnej, promowanie transportu zbiorowego kosztem indywidualnego itd.).

Według PE działania funduszu mogłyby być finansowane przez 25 proc. spodziewanych dochodów wynikających z włączenia paliw dla transportu drogowego i budynków do mechanizmu ETS oraz uzupełnione zyskiem ze sprzedaży na aukcjach dodatkowych certyfikatów ETS. Z tych źródeł do 2027 r. Fundusz mógłby zyskać 16,39 mld euro - szacuje PE.

Dalej też obowiązuje to, że UE w roku 2050 ma osiągnąć tzw. "neutralność klimatyczną", co tak naprawdę jest awykonalne. 

Przegłosowane stanowisko PE będzie podstawą do negocjowania z państwami członkowskimi ostatecznej formy nowego europejskiego prawa, ale - co warto wiedzieć - prawdopodobnie nie będzie już wymaga jednomyślność państw członkowskich, ale - wobec postulowanych niebezpiecznych zmian w traktatach - do przyjęcia tych rozwiązań może już wystarczać jedynie zwykłe głosowanie większościowe. 

Na koniec warto  posłuchać, co przed głosowaniem tych zmian powiedział Patryk Jaki:


Co się musi stać w UE, aby skończyło się to zielone szaleństwo? 



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 

© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

środa, 22 czerwca 2022

Jeden czy trzech muszkieterów na Ukrainie dyskutowało o "Richelieu"?

Był i "czwarty" na dokładkę, prezydent Rumunii Klaus Werner Iohannis, który - i tu ciekawostka - jest narodowości niemieckiej i był długoletnim liderem Demokratycznego Forum Niemców w Rumunii [1]. 

A tytułowa trójka to prezydent Francji Emmanuel Jean-Michel Frédéric Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i premier Włoch Mario Draghi. 

Dwaj pierwsi to politycy, o których wiemy bardzo dużo, choć i tak na pewno nie wszystko, ale zapewne wielu się zastanawia jaką rolę w tej wyprawie do prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego odgrywał premier Włoch a moim zdaniem mogła ona być kluczowa. 

Ale zanim o Mario Draghi to ogólnie przychylam się do stwierdzenia mieszkającego w Niemczech prof. Bogdana Musiała, który oceniając tą wizytę w Kijowie powiedział m.in.: 

"Scholz, Macron i Draghi pojechali na Ukrainę i w świat poszła informacja, że liderzy ci ją wspierają, tylko na razie jest to na poziomie werbalnym. To jest w sferze słów, a w praktyce nic się nie stało. Co da Ukrainie status członka czy kandydata do UE, jeśli Ukraina przegra wojnę? To jest obojętne. Jeśli Ukraina przegra wojnę, to będzie reżim. Czyli to, co robią w szczególności Macron i Scholz to jest granie pod publiczkę, pozorowanie działań wobec Ukrainy, bo dzisiaj Ukraina potrzebuje ciężkiej broni i amunicji, żeby się obronić i móc mieć później status kandydata. Nic Ukrainie nie da ten status, jeśli nie będzie broni (...) Jak na razie widać, że Niemcy, Francja i Włochy są tymi - Niemcy w szczególności - które pomogły stworzyć system putinowskiej Rosji. Przecież to są główni odbiorcy i sprzymierzeńcy Putina w Europie (...) Uważają, że polityka „zmiażdżenia Rosji” jest błędna i chcą jej zapobiec. To jest niebezpieczne, bo tak naprawdę Moskwa to nie jest kwestia wojny, tylko ideologii - ruski mir. Dopóki ta ideologia będzie tam dominowała, kształtowała zewnętrzną i wewnętrzną politykę, to Rosja będzie zagrożeniem dla Europy, a w sumie dla świata (...) Macron i Scholz grają wspólnie z Putinem przy terroryzowaniu świata. Pomagają terroryście i zbrodniarzowi. W pewnym sensie grają z nim ręka w rękę. Priorytetem Europy powinno być powstrzymanie i pobicie Rosji, powstrzymanie jej ekspansji. Zakończenie wojny? Wojna dawno by się już zakończyła, jakby poszło po ich linii: wojska rosyjskie byłyby w Kijowie, zainstalowano by Janukowycza, oderwano te ziemie i „byłby pokój” na świecie. Macron i Scholz by to zaakceptowali, „niestety” Ukraina się broni, USA i Wielka Brytania nie popierają ich polityki, podobnie Polska i kraje bałtyckie. W tym układzie, który stworzyli sobie od dekad jest zgrzyt - na osi Paryż-Berlin-Moskwa - i oni tutaj widzą największe zagrożenie. To jest tragiczne (...) W Niemczech jest już wewnętrzna debata na temat odsunięcia SPD od władzy, bo to, co robi Putin, powoduje światowy kryzys" [2].

W sumie owa opinia profesora B. Musiała wyczerpuje polityczną ocenę tej wizyty, ale pomijając Niemca Klausa Wernera Iohannisa, Niemca Olafa Scholza, Francuza  Emmanuela Macrona to pozostaje właśnie Włoch Mario Draghi.

Bowiem Mario Draghi to postać ze świata finansów a nie świata polityki i chyba jednak dobrze, że towarzyszył Scholzowi i Macronowi, bowiem ma trochę inne od nich podejście do wojny na Ukrainie.  

Mario Draghi urodził się w Rzymie w 1947 roku we włoskiej rodzinie z wyższej klasy średniej. Jego ojciec Carlo, urodzony w Padwie, najpierw pracował dla Banku Włoch w 1922 roku, a później dla Instytutu Odbudowy Przemysłu (IRI) i Banca Nazionale del Lavoro. Jego matka Gilda Mancini, urodzona w Monteverde, niedaleko Avellino, była aptekarką . 

Draghi studiował w Massimiliano Massimo Institute, szkole jezuickiej w Rzymie, gdzie był kolegą z klasy przyszłego prezesa Ferrari, Luki Cordero di Montezemolo oraz przyszłego prezentera telewizyjnego, Giancarlo Magalli . W 1970 roku ukończył z wyróżnieniem ekonomię na Uniwersytecie Sapienza w Rzymie, pod kierunkiem keynesowskiego ekonomisty Federico Caffè. Jego praca dyplomowa nosiła tytuł „Integracja gospodarcza a zmienność kursów walutowych”. M. Draghi uzyskał doktorat z ekonomii w Massachusetts Institute of Technology w 1976 r. za rozprawą zatytułowaną: „Eseje o teorii i zastosowaniach ekonomicznych”, pod kierunkiem laureatów Nagrody Nobla z ekonomii: Franco Modiglianiego i Roberta Solowa [3]. 

Zanim został premierem Włoch w latach 1984–1990 pełnił funkcję dyrektora wykonawczego w Banku Światowym. Później do 2001 roku zajmował stanowisko dyrektora wykonawczego Skarbu Państwa, od 1993 roku kierował jednocześnie komisją ds. prywatyzacji. 

W latach 2002–2005 pracował w sektorze prywatnym jako dyrektor zarządzający i wiceprezes Goldman Sachs International. Po ujawnieniu, że Goldman Sachs mógł przyczynić się do finansowego kryzysu w Grecji umożliwiając jej korzystanie z tzw. pozarynkowych swapów pozwalających na ukrycie faktycznego zadłużenia tego państwa, Draghi stwierdził, że „nic nie wiedział” i „nie miał z tym procederem nic wspólnego" [3]. 

W latach 2006–2011 kierował włoskim bankiem centralnym. W 2006 powołany został w skład tzw. grupy G30, gdzie dziś jest w tej grupie tzw. "seniorem" [4]. 24 czerwca 2011 roku podczas zebrania Rady Europejskiej został wybrany na szefa Europejskiego Banku Centralnego. Na czele EBC stał od 1 listopada 2011 do 31 października 2019 roku [5]. 

Przewodniczył instytucji podczas kryzysu w strefie euro, zasłynął w całej Europie z tego, że powiedział, że byłby gotów zrobić „wszystko, co trzeba”, aby zapobiec upadkowi euro. W 2014 roku Draghi został wymieniony przez magazyn Forbes jako ósma najpotężniejsza osoba na świecie. W 2015 roku magazyn Fortune uznał go za „drugiego największego lidera na świecie”. Jest także jedynym Włochem, który trzykrotnie znalazł się na liście rocznej Time 100 . W 2021 roku Politico Europe uznało go za najpotężniejszą osobę w Europie. W 2019 roku Paul Krugman opisał go jako „największego bankiera centralnego współczesności”. Co więcej, dzięki swojej polityce monetarnej jest powszechnie uważany za „zbawcę euro” podczas europejskiego kryzysu zadłużenia. Niektóre media nazwały go dlatego "Super Mario" [5].

Jest powszechnie uważany za tzw. "premiera technicznego" narzuconego Włochom przez "międzynarodówkę finansową", ale ma dość duże poparcie Włochów.  Premierem został 13 lutego 2021 roku a 13 maja ogłoszono, że M. Draghi zrezygnuje z rocznej pensji w wysokości 115 000 euro z powodu pełnienia funkcji premiera.

M. Draghi surowo potępił atak Rosji na Ukrainę, wzywając do natychmiastowego zawieszenia broni i obiecując „wszystko, czego potrzeba, aby przywrócić suwerenność Ukrainy”. Dodał, że "niemożliwe jest prowadzenie znaczącego dialogu z Moskwą", domagając się od Rosji bezwarunkowego wycofania swoich sił z powrotem do ustalonych międzynarodowych granic. Mimo początkowej niechęci, 26 lutego M. Draghi zgodził się poprzeć wykluczenie Rosji z sieci SWIFT , międzynarodowego systemu transakcji finansowych. 22 marca M. Draghi publicznie poparł wniosek Ukrainy o przystąpienie do Unii Europejskiej. M. Draghi był także jednym z głównych orędowników zamrożenia dużej części 643 miliardów dolarów rezerw walutowych Rosyjskiego Banku Centralnego. Od maja 2022 r. rząd włoski przeznaczył 500 mln euro na wsparcie Ukraińców przybywających do Włoch oraz 110 mln na pomoc finansową dla rządu ukraińskiego. Ponadto Włochy wysłały na Ukrainę również sprzęt wojskowy.

Nie wiem jakie były kulisy jego uczestnictwa w wyprawie do Kijowa, ale sądzę, że szczególnie kanclerzowi Niemiec na pewno to nie sprawiło przyjemności i to nie tylko z powodu różnego podejścia do Rosji i Ukrainy, ale też i z tego powodu,  że 26 listopada 2021 r. M. Draghi podpisał „Traktat Kwirynalski ” z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem w Pałacu Kwirynalskim w Rzymie. Traktat ten ma na celu promowanie zbieżności i koordynacji stanowisk Francji i Włoch w sprawach polityki europejskiej i zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony, polityki migracyjnej, gospodarki, edukacji, badań, kultury i współpracy transgranicznej. Traktat był postrzegany jako próba odegrania przez Włochy i Francję kluczowej roli w UE po przejściu na emeryturę byłej kanclerz Niemiec Angeli Merkel. 

Warto też zwrócić uwagę, że ani O. Scholz ani E. Macron nie mają tak dużej pozycji międzynarodowej jak M. Draghi. Można nawet pokusić się o ryzykowne co prawda, ale jednak stwierdzenie, że wśród tych trzech muszkieterów to M. Draghi pełnił najważniejszą rolę, bo tak naprawdę nie reprezentował li tylko Włoch, ale też międzynarodową finansjerę, która akurat - patrz USA - po napaści Rosji na Ukrainę stanęła twardo po stronie Ukrainy i oprócz amerykańskich wojskowych przyczyniła się do zmiany polityki J. Bidena na antyrosyjską a także współskłoniła prezydenta USA na powrót do aktywnej polityki w Europie i wzmacniania tzw. wschodniej flanki NATO, co oczywiście dzieje się kosztem zmniejszenia roli i znaczenia Niemiec w Europie.  

Trudno dziś ocenić jak ta wizyta wpłynie na "kard. Richelieu", czyli W. Putina, ale jak na razie Ukraina dalej się dzielnie broni a po tej wizycie Niemcy - o dziwo - przekazały jej pierwsze sztuki (5, 7?) samobieżnych armatohaubic Panzerhaubitze 2000 (PzH 2000).   

[4] https://group30.org/membershttps://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_G30 – G30 została założona w 1978 roku przez Geoffreya Bella. Pomysłodawcą i pierwszym fundatorem była Fundacja Rockefellera. 
Pierwszym przewodniczącym wybrano Johannesa Witteveena, byłego prezesa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Warto się przyjrzeć składowi tej grupy. Jest symptomatyczny i skupia naprawdę najważniejszych finansistów i naukowców z różnych kontynentów i państw, m.in. z Chin a nawet jej aktywnym członkiem był onegdaj ojciec polskiej biedy i wyprzedania za bezcen naszych polskich aktywów L. Balcerowicz. 
[5] Informacje o przebiegu kariery za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mario_Draghi oraz https://en.wikipedia.org/wiki/Mario_Draghi. Warto nieraz poszukać jakichś informacji na obcojęzycznych stronach Wikipedii, bo często polska Wiki zawiera skąpe informacje.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 

Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Obrzydliwe zawiłości umysłu M. Środy...

Nie pojmuję, co się kryje w umyśle lewicowej feministki Pani dr hab. Magdaleny Środy, która piastuje profesurę nadzwyczajną na Uniwersytecie Warszawskim i zajmuje się:  historią idei etycznych, etyką stosowaną, filozofią polityczną i feministyczną oraz problematyką kobiecą. 

No dobrze... może trochę wiem, bo dla mnie osobiście współczesne feministki a do tego propagujące ideologię gender i uważające się za kogoś na kształt "postępowych" wielkich intelektualistek, pod względem swoich działań i przekonań to aberracyjne osóbki, które tak naprawdę działają przeciw kobietom i ich kobiecości.  To jest tylko moje subiektywne zdanie. Każdy może mieć inne i nawet stawiać sobie takie Środy na piedestale autorytetu. 

Ale czyż nie raz takie feministki nie bywają śmieszne i choć częściowo nie potwierdzają stwierdzenia, że "idiota nie wie, że jest idiotą"? 

O Pani M. Środzie nigdy jeszcze nie pisałem, bo tak naprawdę uważam, że nawet krytyki wymaga jakaś wartość a pustka zasługuje jedynie na zmilczenie albo w ostateczności na pogardę lub szyderstwo. 

Ale akurat o Sarze James pisałem kilka razy i trochę się wzburzyłem, gdy na jednym z forów przeczytałem, iż Pani M. Środa w odniesieniu do sukcesu S. James w amerykańskim "Mam Talent" raczyła była napisać na Facebooku: 

"Zachwyt nad ciemnoskórą Polką, Sarą Jones, która wygrała konkurs Talentów (to znaczy zdobyła uznanie niejakiego Simona - guru takich programów) pokazuje ile możemy osiągnąć jeśli tylko otworzymy się na etniczną i kulturową inność. I to nie tylko w ramach piłki nożnej. Ach, wyobrazić sobie Polskę różnorodną, kolorową, tolerancyjną, wzmocnioną genetycznie i kulturowo ludźmi spoza mdławej słowiańszczyzny. Polskę jak Francję, Holandię czy Belgię... ileż nowych wartości, perspektyw, talentów mogłoby wzmocnić naszą kulturę, współpracę, społeczeństwo obywatelskie. A my nic tylko zamykamy granice, stawiamy nowe pomniki Kaczyńskiemu, modlimy się do słowiańskiego Boga (bo jak wiadomo Jezus pochodzi z Częstochowy, a Matka Boska z Torunia) i  mnożymy między sobą. Fakt, że coraz rzadziej..." [1].

Czyż takim wpisem Pani M. Środa nie udowadnia, że żyje w jakiejś antypolskiej, idiotycznej i absurdalnej intelektualnie bańce? Już pomijam, że nawet nie zadała sobie trudu, aby choć poprawnie napisać nazwisko Sary James czy też podać pełne dane Simona Cowella lub też zgodnie z rzeczywistością wskazać, na jakim etapie programu znalazła się Sara, która jest mulatką a nie ciemnoskórą murzynką. Widocznie taka dbałość o szczegóły dla niej jest zupełnie nieważna..., bo najważniejszy - na tle Sary James - jest atak na: polskość, wiarę katolicką, J. Kaczyńskiego, nasze tradycje, homogeniczność narodową i oczywiście... na rodzinę. 

Mało tego! Pani M. Środa uważa, że słowiańskość jest genetycznie mdła i trzeba ją pod tym względem ubogacić czy wzmocnić. Kiedyś eugenicznie chciał ubogacić lub zlikwidować Słowian piewca i autor idei narodowo-socjalistycznej A. Hitler. Mogę tylko "pogratulować" Pani M. Środzie inspiracji, choć przecież wiadomo, że lewicowość wszelkiej maści zawsze jest totalitarna lub też zmierza do totalitaryzmu. 

Pani M. Środa pośrednio uważa też, że Polska i Polacy są zamknięci (w domyśle: nietolerancyjni i katolicko ksenofobiczni) na etniczną i kulturową inność. Otóż pragnę Szanowną Panią poinformować, że Polacy przez wieki udowodnili, że są bardzo tolerancyjni i otwarci na inne kultury i narodowości.

Jako jedyni w ówczesnej Europie przyjmowaliśmy Żydów, którzy byli przeganiani ze wszystkich europejskich krajów i nadaliśmy (decyzją Kazimierza Wielkiego) im przywileje, jakich nigdy wtedy nigdzie nie zdobyli. Do dziś zresztą w krajach Zachodniej Europy (najwięcej w Niemczech) żydowskie Synagogi i sklepy muszą być pilnowane przez  uzbrojonych funkcjonariuszy a incydenty antysemickie są kilkanaście razy częstsze niż w naszym kraju. 

Nie mamy - jako Polacy - też żadnych animozji z np. czarnoskórymi mieszkańcami naszego kraju. Kiedyś redaktor Gazety Wyborczej (tej, która Panią M. Środę wprost uwielbia) na siłę chciał udowodnić, że Polacy są rasistami. W tym celu posmarował swoją gębę czarnym mazidłem i wtopił się w tłum podczas patriotycznego marszu Polaków. I co się stało? Ano nic... nikt go nie zaatakował, nie wyzwał i nie kazał "spieprzać na drzewo". Jakże wtedy cała redakcja michnikowej i antypolskiej gazety czuła się zawiedziona, że ta perfidna prowokacja się nie powiodła... ale Pani M. Środa dalej żyje w przeświadczeniu, że Polacy są nietolerancyjnymi rasistami. No cóż... choroba antypolskiej "mowy nienawiści" jest nieuleczalna. 

Pozwólcie moi czytelnicy, że nie będę szczegółowo omawiał zdania Pani M. Środy: "A my nic tylko zamykamy granice, stawiamy nowe pomniki Kaczyńskiemu, modlimy się do słowiańskiego Boga (bo jak wiadomo Jezus pochodzi z Częstochowy, a Matka Boska z Torunia) i  mnożymy między sobą. Fakt, że coraz rzadziej...". Powiem tylko tyle. Niech Pani M. Środa o zamykaniu granic porozmawia z Ukraińcami, o pomnikach z Sowietami, o rozmnażaniu się między sobą z Żydami a o naszej wierze z szatanem lub dybukiem. Z tymi ostatnimi na pewno się pani M. Środa dogada.

No tak... Ogólnie Pani M. Środa "wyrzygała" swoją antypolskość, tylko po co uwikłała w te swoje intelektualne wypociny czternastoletnią dziewczynę Sarę James, która z dumą mówi, że jest Polką i naprawdę cieszy się ze swojego sukcesu, tak jak cieszy się z niego cała Polaka. 

To jest po prostu obrzydliwe... 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 

© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 

Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

piątek, 17 czerwca 2022

Czy premier M. Morawiecki naprawdę jest aż tak bezczelnym kłamcą?

Kiedyś - t.j. 25.01.2020 roku i odnosząc się też do moich wcześniejszych tekstów - napisałem o M. Morawieckim:

"Mateusz Morawiecki w Davos rozmawiał z szefową YouTube i  raczył był napisać na Facebooku: "Wpis z cyklu: Polaków można spotkać wszędzie. Chyba wszyscy w Polsce wiedzą co to jest YouTube, ale pewnie nie wszyscy wiedzieli, że jego szefową jest Suzanne Wójcicki.  Na pewno Was zaskoczę, ale Susan jest moją daleką kuzynką z serca Świętokrzyskiego – jej rodzina mieszkała w Piotrowicach a moja rodzina w Nawarzycach i znały się świetnie. Te relacje potwierdziliśmy już na wielu przykładach. Spotkaliśmy się właśnie w #Davos. I wszystkich serdecznie pozdrawiamy" [1].

Onegdaj też stwierdził, że: ""członkowie jego rodziny” byli w stanie przeżyć niemiecką okupację dzięki pomocy polskich rodzin, lecz „żadna z tych osób, które narażały swoje życie nie została zaliczona w poczet tych najbardziej uhonorowanych, wielkich bohaterów – Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”". "W ten sposób Mateusz Morawiecki poinformował o żydowskich korzeniach swojej rodziny, co w polskiej polityce zdarza się rzadko. Albo wicepremier ma odwagę ignorować antysemickie uprzedzenia, albo te uprzedzenia w Polsce słabną, także w środowisku politycznym polityka. A może i jedno, i drugie".

Wspomnę tylko, że nasz premier przez wiele lat był prezesem jednego z największych polskich banków a wszyscy na świecie wiedzą, że takie lukratywne stanowiska w sektorze banksterskim mogą mieć tylko rodowici Żydzi lub też korzeniami z tymi Żydami "zjednoczonymi".

Czy mi to przeszkadza? Raczej nie, bo takie są fakty... Oczywiście zawsze podchodzę z pewną dozą podejrzliwości do ludzi, którzy mają żydowskie pochodzenie lub też są filosemitami. Jednocześnie jednak - mimo krytycyzmu - uważam, że można być zawsze osobą, która jest przychylna Polsce.

Swego czasu pisałem o M. Morawieckim: "Jego życiorys zawodowy jest wszakże ściśle związany z UE oraz III RP i dotychczas świetnie - jako przedstawiciel "banksterstwa" - radził sobie w tym szemranym środowisku. Stąd rodzi się wiele uzasadnionej krytyki M. Morawieckiego wskazującej, że jest on zwolennikiem i beneficjentem europejskiej idei wielopłaszczyznowej i ponadnarodowej integracji państw w ramach UE. Wskazuje się w tym kontekście, że: ukończył on "unijne" studia w Hamburgu, bankową karierę rozpoczynał w Deutsche Bundesbank w Niemczech, był związany z Central Connecticut State University i  w 1998 roku został zastępcą Dyrektora Departamentu Negocjacyjnego i Akcesyjnego w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, czyli przygotowywał Polskę do członkostwa w UE. W sferze zarzutów wobec M. Morawieckiego jest też sprawowanie przez niego funkcji prezesa zarządu "banksterskiego" BZWBK czy ścisłe związki z Konfederacją Lewiatan, kojarzoną ze spec-kreatorami III RP i np. nazwiskami takimi jak Kostrzewa czy Bochniarz. Dla wielu ostatecznie przesądzającym o negatywnej ocenie M. Morawieckiego jest jego udział w Radzie Gospodarczej premiera D. Tuska. Wielu też wskazuje jednak, że swoje osiągnięcia zawodowe zawdzięcza tak naprawdę talentowi, wiedzy, doświadczeniu i ciężkiej pracy w niesprzyjającym mu - z powodu własnej opozycyjnej działalności jak również takowej jego ojca K. Morwieckiego - otoczeniu. Poza tym podkreśla się zaangażowanie finansowe jego banku (BZWBK) w różnorakie przedsięwzięcia patriotyczne w Polsce, których nikt nie chciał współfinansować... ani rząd PO-PSL ani też żadne gospodarcze podmioty państwowe czy prywatne".

Pisałem to niespełna pięć lat temu i przez ten czas premier M. Morawiecki okazał się być jednak dobrym premierem, ale czy jego korzenie nie wpłyną niekorzystnie dla Polski w świetle ustawy 447 JUST? A poza tym, czy mając takie rodzinne konotacje nie powinien wpłynąć na cenzorską politykę YouTube, która na ten przykład zabrała telewizji internetowej wRealu.24 możliwość zarobkowania na reklamach?" [1].

Zacytowałem powyższe obszerne fragmenty mojego tekstu, aby przedstawić fakt, że od samego początku byłem trochę nieufny wobec premiera M. Morawieckiego, chociaż nieraz go nawet chwaliłem. Sądzę, że w ogóle zwolennicy PiS (a do takich się zaliczam) dalej mają mieszane odczucia wobec premiera i w dobrej wierze  oraz na zasadzie chciejstwa chcą wierzyć w jego dobre intencje... bo wierzy w niego J. Kaczyński. 

Ale... ostatnie tygodnie i miesiące zasiały chyba w zwolennikach partii rządzącej wiele wątpliwości, które szczególnie dotyczą tzw. Krajowego Planu Odbudowy (KPO) i warunków wobec Polski (nazywanych w UE "kamieniami milowymi"), które UE postawiła wobec naszego kraju, i które musimy spełnić, aby otrzymać jakiekolwiek pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy. 

Okazało się bowiem, że tych warunków unijnych ("kamieni milowych") nie jest tylko trzy, które dotyczą wymiaru sprawiedliwość (a tak myślała cała opinia publiczna w Polsce), a przeszło 160 a nawet 200 czy więcej. Musimy je wszystkie spełnić, żeby dostać choć pierwszą transzę wypłaty z unijnego FO, którą przewidziano dopiero na wrzesień 2022 roku. A te "kamienie milowe" to dosłownie "ukamienowanie Polski". Są tam zapisy tak szczegółowe i tak pozatraktatowe, że aż "włos się jeży na głowie". Ozusowanie wszystkich umów o pracę, podwyższenie wieku emerytalnego (sic!) czy wprowadzenie podatków za korzystanie z samochodów spalinowych (na benzynę i ropę) i tzw. "zielone zapisy". To tylko malutki wycinek tych warunków. Można o nich przeczytać w dwóch dokumentach [2], [3]. 

Szerzej o tym pisałem w tekście: "Rządowe animozje w sprawie KPO – Czy jest to "ukamienowanie" Polski?" [4]. 

Wobec tych aż tak dużych wątpliwości myślałem, że rząd podejmie nad nimi dyskusję z polskim społeczeństwem. Liczyłem na wytłumaczenie dlaczego zgodziliśmy się na te warunki i może na jakąś obietnicę, że nie prowadzą one do utraty naszej suwerenności i niepodległości. Że może jednak jest jakieś wyjście z tych "unijnych więzów" a rząd w jakiś cudowny sposób przechytrzył lewackie elity unijne. 

Ale niestety - i piszę o tym ze smutkiem - w tym obszarze nic się nie wydarzyło a wprost przeciwnie. 

Dziś odbywa się zlot Klubów Gazety Polskiej i w czasie jego trwania padło pytanie jednego z australijskich przedstawicieli tych klubów: "Czy kamienie milowe oznaczają koniec z suwerennością Polski?". 

Proszę dobrze sobie przyswoić co premier M. Morawiecki odpowiedział na to pytanie: "Właśnie dziś, kiedy pieniądz jest tak drogi dla Polski, musimy rynkom finansowym płacić gigantyczne pieniądze, to dziś te pieniądze z KPO są potrzebne, by zabezpieczyć naszą suwerenność (...) Wszyscy, którzy próbują rozpętać histerię wokół tzw. kamieni milowych mylą się i nie tylko są w błędzie, ale leją wodę na młyn ruskiej propagandzie. Wiecie dlaczego? Bo suwerenność możemy utracić także poprzez gigantyczny kryzys gospodarczy, który doprowadzi do załamania. A pieniądze zewnętrzne, które są grantowe, unijne, za nie nie płacimy. Nie musimy płacić odsetek, ani ich zwracać. One są potrzebne na inwestycje. Łatwiej będzie nam wyjść obronną ręką z tych tarapatów (...) Proszę wszystkich członków Klubów. Pamiętajcie - KPO wzmacnia nasze bezpieczeństwo czy suwerenność. 99 procent tych kamieni milowych jest absolutnie w interesie Polski!". 

Powiem szczerze. Po tej wypowiedzi krew we mnie zawrzała. 

Po pierwsze: pieniądze z FO są tylko w części grantowe a reszta to pożyczki. Po drugie: gdyby jakiś kraj unijny nie mógł spłacić tych pożyczek to m.in. Polska będzie musiała je w jakiejś części je spłacać. Po trzecie: UE narzuca nam w "kamieniach milowych" konieczność narzucenia dodatkowych unijnych podatków (np. za samochody spalinowe), na co się zgodziliśmy. Po czwarte: tak naprawdę 99% tych "kamieni milowych" zmniejsza naszą suwerenność a nie odwrotnie jak - powiem to dosadnie - kłamie premier M. Morawiecki. 

Czy można być aż tak aroganckim i bezczelnym kłamcą? I to wobec patriotów z Klubów Gazety Polskiej? I ten żenujący argument o krytykach jako "ruskich onucach"...

[3] KPO - wersja angielska: "aneks" z 01.06.2022 roku, 239 stron - https://ec.europa.eu/info/system/files/com_2022_268_1_annex_en.pdf - tak naprawdę do tego dokumentu należy się dziś odnosić, bo de facto to w tym dokumencie zapisano te setki "kamieni milowych", 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 

Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

środa, 15 czerwca 2022

Sara James już podbiła Amerykę!

Kiedyś pisząc o Sarze James wyraziłem opinię, że "moim zdaniem mamy do czynienia z przyszłą gwiazdą i to nie tylko na arenie polskiej, ale międzynarodowej. Taki głos zdarza się raz na kilka tysięcy i szkoda byłoby go zmarnować. Mam nadzieję, że znajdzie się odpowiedni manager, który sprawi, iż stanie się gwiazdą światową. Oby!" [1].

Po zwycięstwie w polskiej IV edycji "The Voice Kids!" kolejnym sukcesem było zajęcie przez nią drugiego miejsce w Eurowizji Junior, choć od zwycięstwa dzieliło ją raptem 6 punktów a warto przypomnieć, że wśród 19 krajów, które wystawiały swoich reprezentantów, często punktacja ich jury była ukierunkowana na zwiększenie szansy rodzimych artystów a my daliśmy Armenii (która ostatecznie wygrała) najwyższą notę, czyli 12 pkt. a Armenia dała nam 1 pkt. Gdybyśmy my tak jak Armenia zagłosowali to Sara James byłaby zwyciężczynią!

No cóż, "było minęło" a Sara od chwili zwycięstwa w "The Voice Kids!" i tak zdobywała serca melomanów, nie tylko polskich. 

Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że Sara James zamierza podbić Amerykę i wystąpić w tamtejszej wersji programu "Mam Talent". A warto sobie zdawać sprawę, że taka polska wersja "The Voice Kids!" czy nawet Eurowizja Junior to dla Amerykanów (choć nie tylko) są tylko jakimiś egzotycznymi konkursami, nie mającymi przełożenia na popularność w skali światowej. Natomiast pokazanie się i to z sukcesem w amerykańskim i niezwykle popularnym w USA muzycznym wydarzeniu jakim jest program "Mam Talent" może otworzyć drzwi do wielkiej kariery. 

I ta wspaniała dziewczyna właśnie dzisiaj uchyliła te drzwi do kariery. Jej występ w "Mam Talent" oczarował publiczność i jury, które od razu dało jej przepustkę do półfinału tego programu,  wykorzystując tzw. "złoty przycisk", dzięki czemu Sara już nie musi mozolnie przechodzić wszystkich szczebli, które miały ją doprowadzić do tegoż półfinału. 

To naprawdę duży sukces... a zresztą zobaczmy jej występ: 


Przy okazji jej występu dowiedzieliśmy się też, że dwóch członków jury też ma korzenie polskie a Sara o tym, że jest Polką mówiła bez żadnych kompleksów i to w USA, gdzie przez dziesięciolecia różne środowiska tą polskość raczej ośmieszały.  

Tak na marginesie. Już słyszę te wypowiedzi, że tą Polką nie jest do końca, bo ojciec jest Nigeryjczykiem a tylko matka Polką. Tych malkontentów i zawistników odsyłam do wielu wypowiedzi Sary, która zawsze mówi, że czuje się Polką!

O tym, co znaczy sukces w amerykańskiej wersji programu "Mam Talent" niech świadczy fakt, że tylko dzisiaj (do godziny 17-tej) - w pierwszym dniu publikacji jej występu na YouTube - ilość wyświetleń już wynosi 1 916 034. Na taką oglądalność nasze nawet największe gwiazdy muszą czekać bardzo długo a dla wielu pozostaje ona tylko w sferze marzeń. 

Od samego początku kibicuję Sarze i wierzę, że swoim talentem podbije świat. Ma wszystko: niesamowity talent i nieziemski głos, wrażliwość, obycie sceniczne a nawet posiada czarną domieszkę  krwi, co nadaje jej talentowi soulowego brzmienia i ciemną karnację skóry, która akurat w branży muzycznej może jej tylko pomóc. 

Powodzenia!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

Norwegia - wolny kraj nie będący w UE! Można? Można!


Tekst przede wszystkim dla tych, którzy uważają za niepodważalną świętość naszą przynależność do Unii Europejskiej...

Norwegia a ściślej Królestwo Norwegii to kraj o długiej historii a dziś bardzo bogaty, bo ma duże podmorskie złoża ropy naftowej i gazu ziemnego odkryte w latach 60 i 70-tych XX wieku na Morzu Północnym. Ponadto dużą rolę odgrywa też w przemyśle Norwegii rybołówstwo i leśnictwo - lasy i grunty zadrzewione zajmują około 119 000 km2, tj. 37% powierzchni kontynentalnej Norwegii.

Norweg Harald Pięknowłosy (norw. Harald Hårfagre) już w roku 872, po bitwie pod Harsfjorden założył pierwszą w Norwegii siedzibę królewską – Avaldsnes a pierwszy chrześcijański kościół powstał w tym kraju w Moster w 995 roku, za sprawą króla Olafa Tryggvasona. Można więc powiedzieć, że państwowość Norwegii historycznie jest mniej więcej tak długa jak państwowość Polski, która przyjęła chrzest w roku 966. Konstytucja Norwegii obowiązuje od 17 maja 1814 roku, z późniejszymi zmianami i politycznie państwo jest monarchią konstytucyjną.

Od 1949 roku Norwegia jest członkiem NATO, ale nigdy nie weszła do europejskich struktur unijnych: EWG i Unii Europejskiej i to mimo dwukrotnego referendum akcesyjnego. Pierwsze odbyło się w roku 1972 (odrzucono członkostwo w EWG, poprzedniku UE: przy 80% frekwencji za wejściem do EWG opowiedziało się 46,5%, podczas gdy na „nie” było 53,5% mieszkańców). Drugie odbyło się w roku 1994 (52,2% uprawnionych do głosowania było przeciwnych). 

W referendum akcesyjnym w roku 1994 brały również udział Szwecja, Finlandia i Austria i tylko Norwegia sprzeciwiła się integracji europejskiej. 

Tradycyjnie najbardziej eurosceptyczna była norweska północ kraju, największymi entuzjastami byli z kolei mieszkańcy okręgów Oslo i Akershus (na „tak” było kolejno 66,6 proc. i 63,8% mieszkańców).

Od 1994 roku Norwegia już ani razu nie podjęła się próby przeprowadzenia referendum akcesyjnego i sądzę, że już jej nie podejmie. Eurosceptycyzm Norwegów bowiem rośnie od 1994 roku i obecnie aż ok. 70% obywateli nie widzi powodu, dla którego warto byłoby przystąpić do tego eurokołchozu. 

Powody? 

Wskazuje się racjonalnie głównie na kwestie gospodarcze i finansowe: Norwegia, jako jeden z najbogatszych krajów świata zawsze byłaby płatnikiem brutto do unijnego budżetu, co skutkowałoby tym, że wpłaty do budżetu byłyby wyższe niż świadczenia otrzymywane w ramach członkostwa w UE. Jako kolejną przyczynę takiego stanu rzeczy podaje się konieczność (po ewentualnym wstąpieniu do Unii) poddania wspólnotowej kontroli bogactw naturalnych kraju, czyli ryb, ropy naftowej i gazu ziemnego. Około 90% norweskiej ropy naftowej i gazu jest sprzedawane na rynku UE. Norwegia jest drugim pod względem wielkości dostawcą gazu w UE. Niemal cały norweski gaz trafia do Europy za pomocą gazociągów. 

Zazdroszczę Norwegom jasności umysłu i ich patriotyzmu, zarówno gospodarczego, jak i politycznego! Wstąpili szybko do NATO a "olali" komunistyczną UE! Brawo! Czyż my - Polacy nie winniśmy tak samo postąpić podczas referendum akcesyjnego w 2003 roku? Pytanie pozostawiam otwarte...

Dziś Polska dzięki Norwegii i jej złożom gazu ziemnego buduje gazociąg Baltic Pipe [1], który zostanie ukończony już w tym roku i jest jednym z największych przedsięwzięć inwestycyjnych w Polsce. 

Może też warto tu wskazać - w kontekście sporu o narodowość kapitału - że akurat w przypadku złóż ropy naftowej to  jest ona w Norwegii wydobywana w 70% przez państwową firmę Equinor. I co mają wobec tego faktu do powiedzenia piewcy tzw. "wolnego rynku", który nie funkcjonuje dziś nigdzie na świecie?

 A jak europejska Norwegia funkcjonuje bez Unii Europejskiej? [2]. 

Otóż jest członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego. W ramach EOG wymiana handlowa pomiędzy Norwegią, a innymi państwami UE, zachodzi w ramach wewnątrzwspólnotowego obrotu towarami i usługami. Import i eksport do Norwegii nie jest objęty żadnymi szczególnymi przepisami celnymi, przepływ towarów i usług jest swobodny, podobnie jak przepływ obywateli. Obywatele państw członkowskich Unii mają możliwość podejmowania pracy i nauki nad fiordami. 

Norwegia funkcjonuje też w oparciu o zasady Układu z Schengen, stąd każdy obywatel UE może przekroczyć granicę tego państwa bez posiadania paszportu. Także Norwegowie mogą swobodnie przemieszczać się po Europie. 

Aby uzyskać podstawową pomoc medyczną w Norwegii wystarczy okazać kartę EKUZ czyli Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, pod warunkiem jednak, że jest się mieszkańcem Unii Europejskiej. Norwegia nie przyjęła rozporządzenia UE nr 1231/10 i dlatego obywatele państw spoza UE nie mogą korzystać tu ze swojej karty EKUZ, chyba że są bezpaństwowcami, uchodźcami lub członkami rodzin obywateli UE. 

W zamian za takie ułatwiające wszystkim życie rozwiązania, mimo iż Norwegia nie należy do UE, kraj ten (wraz z Islandią oraz Liechtensteinem) zobowiązał się do przekazywania środków finansowych, nazywanych Funduszami Norweskimi, które mają wspomóc zacieśnianie współpracy w Europie oraz wyrównanie sytuacji ekonomicznej i społecznej w krajach członkowskich. Największym beneficjentem Funduszy Norweskich jest Polska, która od 2004 roku otrzymała z tego tytułu już ponad miliard euro.

Fakt, że Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej, ale jest członkiem Europejskiej Obszaru Gospodarczego oznacza, że jest zobowiązana do przestrzegania przepisów unijnych i w praktyce rzeczywiście większość unijnych dyrektyw jest akceptowana przez norweski parlament (Storting) bez jakichkolwiek poprawek. 

W norweskiej rządowej strategii współpracy z UE na lata 2018-2021 można przeczytać m.in.:

„Bezpieczeństwo, wolność i dobrobyt Norwegii zależą od rozwoju całej Europy w pozytywnym kierunku, z korzyścią dla przyszłych pokoleń. Norwegia przyjmuje na siebie część odpowiedzialności za swój wkład w to, angażując się w wiążącą współpracę, między innymi w ramach Porozumienia EOG, Układu o Stowarzyszeniu z Schengen i innych umów Norwegii z UE. 

Ze względu na wspólny zestaw wartości i interesów Norwegii i UE priorytety rządu są często zgodne z polityką UE. Znajduje to odzwierciedlenie w naszej ścisłej współpracy na forach wielostronnych, takich jak Rada Europy, Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) i ONZ. W takich warunkach Norwegia i UE stoją ramię w ramię w obronie podstawowych wartości i wspólnych zasad nie tylko w Europie, ale także na świecie.

Pozytywne nastawienie rządu do współpracy europejskiej nie oznacza, że ​​automatycznie popieramy wszystkie propozycje i inicjatywy unijne. Nasza współpraca musi być korzystna, musi podtrzymywać dobrze funkcjonujące ustalenia i musi umożliwiać nam wypracowanie nowych rozwiązań tam, gdzie jest to konieczne”.

Choć Norwegia nie należy do Unii Europejskiej, jej stosunki ze Wspólnotą są dobre, a obywatele Polski pracujący i uczący się w Kraju Fiordów nie doświadczają żadnych trudności związanych z faktem funkcjonowania Norwegii poza strukturami UE.

Polscy obywatele mogą swobodnie przybywać do Norwegii w celach turystycznych, pracować tu i uczyć się, a także korzystać z zabezpieczeń socjalnych oraz uzyskać pomoc medyczną na tych samych zasadach jak rodowici Norwegowie".

Powtórzę. 

Jakże zazdroszczę Norwegom, którzy nie muszą "​​automatycznie popierać wszystkich propozycji i inicjatyw unijnych". Mają tą swobodę, którą i my powinniśmy mieć: są naprawdę suwerennym i niepodległym państwem. 

A dlaczego są takim państwem? Bo nie należą do dzisiejszej komunistycznej i niemieckiej Unii Europejskiej!

P.S. 
W okresie II WŚ Norwegia próbowała pozostać neutralna, ale jednak zawsze od wieków żarłoczne Niemcy postanowiły ją zaatakować 9 kwietnia 1940 roku i od tego momentu Norwegia przystąpiła do antyhitlerowskiej, antyniemieckiej koalicji. Czyż Norwegowie mają lepszą pamięć niż Polacy?



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

wtorek, 14 czerwca 2022

Czy w 2004 r. przystępowaliśmy do takiej UE jaka jest dzisiaj?

7 i 8 czerwca 2003 roku głosowaliśmy w dwudniowym referendum akcesyjnym, gdzie zadano Polakom pytanie: 

"Czy wyraża Pani / Pan zgodę na przystąpienie Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej?".

Wtedy premierem był zatwardziały postprlowski komunista z Sojuszu Lewicy Demokratycznej a dziś europoseł PO w PE L. Miller. Zdecydowano się po raz pierwszy na dwudniowe referendum, bowiem obawiano się, że frekwencja wyborcza może być poniżej 50% a wtedy referendum byłoby nieważne. Ostatecznie frekwencja wyniosła 58,85% ogółu Polaków i aż 77,45% głosowało za  przystąpieniem Polski do tamtejszej Unii Europejskiej. 

Oczywiście można chwycić się niuansów prawnych i próbować np. podważyć ważność tego referendum ze względu na to, że nie odbyło się jednego dnia, ale byłoby to dziś bezsensowne. Musimy sobie bowiem zdawać sprawę, że wówczas naprawdę większość Polaków chciała naszej akcesji do UE. 

Wyobrażaliśmy sobie, że ta UE będzie dla nas ostoją zachodniego bogactwa. Po latach bycia pod wpływem Rosji Sowieckiej myśleliśmy, że nasza bytność w UE jest dla nas historycznie oczywista, bo zawsze tą Europą byliśmy. Po latach wpajanej nam "polityki wstydu" chcieliśmy już oficjalnie być "częścią Europy", pragnęliśmy swobodnie podróżować po Europie i w niej też mieć możliwość zatrudnienia za o wiele większe pieniądze niż w kraju. Ostatecznie też sądziliśmy, że UE jest gwarancją naszej suwerenności i niepodległości oraz liczyliśmy na ogromne unijne finansowe wsparcie, które pozwoliłoby uczynić naszą Polskę bogatą i zasobną. 

Jednak ogólnie nasze wyobrażenie o UE było takie, że jest to twór podobny do EWG, gdzie najważniejszymi elementami była wolność europejskiego przepływu: ludzi, kapitału i dóbr oraz usług. Tak sobie wyobrażaliśmy tą UE, do której wstępowaliśmy. I w sumie wtedy ona mniej więcej taka była, choć już wtedy można było zauważyć, że staje się lub może stać się poniekąd drugim ZSRR. 

Dzisiaj UE jest czym innym niż była w w 2003 czy 2004 roku, kiedy do niej wstępowaliśmy. Ciekawe jakie wtedy byłyby wyniki naszego referendum akcesyjnego, gdyby Polakom zadano pytanie, które dziś jest aktualne i właściwe:  

"Czy wyraża Pani/Pan zgodę na przystąpienie Polski do UE, która będzie dążyła do zbudowania Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa ze stolicą w Berlinie a tym samym godzi się Pani/Pan na utratę polskiej suwerenności i niepodległości?" 

Ja wtedy podejrzewałem, że w takim niewłaściwym kierunku będzie zmierzać UE i dlatego w 2003 roku w referendum akcesyjnym głosowałem "przeciw", bo zdawałem sobie już wtedy sprawę, że budowane jest drugie ZSRR, czyli Związek Socjalistycznych Republik Europejskich (ZSRE) wedle zapisów "Manifestu z Ventotene" autorstwa przede wszystkim komunisty A. Spinellego [1] oraz ideach takich komunistów jak A. Gramsci (komunistyczny "marsz przez instytucje") [2] czy wytycznych tzw. marksistowskiej, niemieckiej Szkoły Frankfurckiej [3].  

Mogę więc powiedzieć, że mam czyste sumienie, bo nie uległem powszechnej prounijnej propagandzie i w referendum akcesyjnym głosowałem "przeciw", ale naprawdę nie cieszę się z tego mojego czystego sumienia, bowiem niestety obrany kierunek rozwoju UE jest taki, którego wtedy się ogromnie bałem. A tym kierunkiem - powtórzę już nie wiem, który raz -  jest budowa lewackiego Jednego Państwa Europa ze stolicą w Berlinie, no może wspólnie z Brukselą, bo tam są bizantyjskie budynki i budowle wybudowane dla postkomunistycznych elit całej UE. 

Jednak tak naprawdę ta budowa Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa była prowadzona "krok po kroczku" i niejako "w ukryciu". Dopiero bowiem 1 marca 2017 roku KE "odkryła karty" i formalnie w tzw. "Białej  księdze w sprawie przyszłości UE" [4] jednoznacznie wymieniła tylko jedno źródło ideowe jej dalszego rozwoju – właśnie napisany w duchu ideologii marksistowskiej Manifest z Ventotene. Jego autorzy zakładają federalizację Europy, niezależnie od woli mieszkańców kontynentu.

Tak dygresyjnie... Jakże symptomatyczne jest to totalitarne określenie "niezależnie od woli mieszkańców kontynentu" i jakże podobne do określenia twórcy ideowego nazizmu i komunizmu Karola Marksa: "Klasy i rasy, które są zbyt słabe, żeby opanować nowe warunki życia, muszą zniknąć..." [5]. 

Warto też wiedzieć, że w umowie koalicyjnej obecnego rządu w Niemczech zawarto postulat dążenia do zbudowania takiego jednego federacyjnego państwa Europa. 

Realizacja postulatu federalizacji oczywiście oznacza ni mniej ni więcej jak likwidację suwerennych i niepodległych państw europejskich, które w nowym Związku Socjalistycznych Republik Europejskich (ZSRR - bis) będą odgrywały rolę landów/województw/republik. 

Także odpowiadając na tytułowe pytanie mogę powtórzyć. W 2003 czy w 2004 roku przystępowaliśmy do innej UE niż jest dzisiaj a do tego dochodzą jeszcze inne uwarunkowania geopolityczne, które wyrażają się np. poprzez hipotetyczne porozumienie między Niemcami i Rosją mające na celu podział wpływów tych krajów w Europie. Niemcy mają dominować - poprzez sfederalizowane jedno państwo europejskie - w krajach, które dziś lub w przyszłości są (będą) członkami Unii Europejskiej, natomiast wpływy Rosji mają po ich zachodniej stronie obejmować m.in. Ukrainę i Białoruś. A wszystko ma zmierzać do budowy Eurazji od Władywostoku do Lizbony. 

Czy za taką UE głosowaliśmy w 2003 roku i do takiej UE wstępowaliśmy 1 maja 2004 roku?


[4] https://ec.europa.eu/info/sites/default/files/biala_ksiega_w_sprawie_przyszlosci_europy_pl.pdf - warto naprawdę przeczytać ten komunistyczny bełkot. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 13 czerwca 2022

Rządowe animozje w sprawie KPO – Czy jest to "ukamienowanie" Polski?

"Wszystkie cele i kamienie milowe zostały przyjęte w kwietniu 2021 r. przez całą Radę Ministrów - wszyscy, którzy wtedy zapoznali się z dokumentem, doskonale wiedzą, co w nim jest - powiedział premier Mateusz Morawiecki, pytany o słowa szefa MS Zbigniewa Ziobry, że tzw. kamienie milowe KPO nie były konsultowane" [1].

Z kolei Sebastian Kaleta "podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie zwrócił uwagę, że pojawiły się informacje, iż - jak mówił - rzekomo „te rozwiązania miały być skonsultowane i również zaakceptowane przez Solidarną Polskę czy też ministerstwo sprawiedliwości w ramach rządu”. Niestety tak nie było. Fałszywą jest informacja, że te rozwiązania, które pojawiły się w KPO, które budzą dyskusje, czyli pełne oskładkowanie umów, zmiana regulaminu Sejmu, wprowadzenie podatku od emisji pojazdów spalinowych, również zmiany w sądownictwie - one nie były konsultowane i akceptowane przez rząd" [2]

Dodatkowo środowiska Solidarnej Polski mówią, że w kwietniu 2021 roku mieli tylko kilkanaście godzin na zapoznanie się z dokumentem liczącym 498 stron i podjęły wczoraj (12.06.2022 roku) uchwałę, że Komisja Europejska wychodzi poza traktatowe kompetencje próbując narzucić Polsce niekorzystne rozwiązania z zakresu prawa i gospodarki, zawarte w tzw. kamieniach milowych. "Ostateczna treść znajdujących się tam żądań Unii Europejskiej nie była przedmiotem konsultacji rządowych ani politycznych z Solidarną Polską. Poważne wątpliwości ustrojowe budzi już sama konstrukcja tzw. kamieni milowych, jak i ich przedmiot" [3].

Sądzę, że wielu Polaków - też jak ja - będących zwolennikami obecnych polskich władz ma swoisty "mętlik w głowie", więc postaram się w punktach wytłumaczyć obecny konflikt wokół unijnego FO i naszego KPO. Oczywiście jest to mój subiektywny pogląd, bo zawsze byłem przeciw przyjmowaniu przez Polskę tego rozwiązania. 

Po pierwsze. W lipcu i grudniu 2020 roku rząd polski zgodził się w unijnych negocjacjach budżetowych na tzw. pocowidowy  Fundusz Odbudowy a tym samym na unijne propozycje wprowadzenia po raz pierwszy mechanizmów: dających UE możliwość wprowadzania podatków unijnych, uwspólnotowienia długów (każdy kraj od tego momentu stał się żyrantem długów innych państw unijnych) oraz na tzw. "mechanizm warunkowości" uzależniający wypłatę środków w ramach FO od spełnienia przez określone państwo pewnych warunków, które musi spełnić, aby otrzymać środki unijne. W przypadku tego ostatniego podobno UE obiecała, że będzie to dotyczyć jedynie oceny wydatkowania środków finansowych, ale - jak się okazało - ten mechanizm wykorzystany został przez UE do tworzenia całej palety warunków (kamieni milowych), które pozatraktatowo dotyczą niemal każdej sfery funkcjonowania państw UE, w tym Polski. 

Po drugie. Lider Solidarnej Polski Z. Ziobro od samego początku negocjacji w sprawie budżetu był zwolennikiem postawienia przez Polskę weta wobec pozatraktatowych budżetowych ustaleń w 2020 roku. Ostatecznie jednak poddał się presji PiS, które chciało (i chce dalej) utrzymać władzę w imię własnego przekonania, iż dla dobra Polski nie można po raz kolejny dopuścić zdrajców z totalnej opozycji do władzy. I -wedle mnie - jest to racjonalny argument, ale kiedyś musi być postawiona granica: albo dobro i niepodległość Polski, albo poddanie się federacyjnej presji Niemiec i w imię obietnicy uzyskania unijnej pomocy powolnego oddawania naszej państwowości a to, co znajduje się w polskim KPO jest takim właśnie oddawaniem za bezcen naszej suwerenności i niepodległości. 

Po trzecie. Przez to trzynastomiesięczne wstrzymywanie przez KE akceptacji tego naszego feralnego KPO jesteśmy w sytuacji, że ta akceptacja dokonana i ogłoszona w Polsce 2 czerwca 2022 roku przez Ursulę von der Leyen pozbawia nas wypłaty tzw. "zaliczek", czyli na dziś musimy wpierw samemu dokonać inwestycji zgodnych z KPO a później prosić KE o zwrot poniesionych przez nas nakładów. A wtedy KE ma zdecydować czy Polska spełniła warunki ('kamienie milowe"), czy też nie. Także może się okazać, że w ogóle nie otrzymamy zwrotu poniesionych przez nas nakładów inwestycyjnych. I sądzę, że tak niestety będzie, bo elity unijne są antypolskie i nawet zagroziły szefowej KE, że jak przekaże Polsce jakiekolwiek fundusze z FO to może zostać odwołana ze swojej intratnej funkcji. A Ursula von der Leyen nie ma już powrotu do niemieckiej polityki, z której dano jej "kopa" na unijne posady urzędnicze, bowiem miano dość jej niekompetencji w Niemczech. 

Po czwarte. Okazało się, że tych warunków unijnych (tzw. "kamieni milowych") nie jest tylko trzy, które dotyczą wymiaru sprawiedliwość (a tak myślała cała opinia publiczna w Polsce), a przeszło 160 a nawet 200 czy więcej. Musimy je wszystkie spełnić, żeby dostać choć pierwszą transzę wypłaty z unijnego FO, którą przewidziano dopiero na wrzesień 2022 roku. A te "kamienie milowe" to dosłownie "ukamienowanie Polski". Są tam zapisy tak szczegółowe i tak pozatraktatowe, że aż "włos się jeży na głowie". Ozusowanie wszystkich umów o pracę, podwyższenie wieku emerytalnego (sic!) czy wprowadzeniu podatków za korzystanie z samochodów spalinowych (na benzynę i ropę). To tylko malutki wycinek tych warunków. 

Po piąte. Opinia publiczna w Polsce nie została powiadomiona, co tak naprawdę kryje się w polskim KPO. Nie było żadnej ogólnopolskiej debaty. Dopiero dzisiaj dowiadujemy się, że to nasze feralne KPO to zamach na naszą państwowość. I my to - jako Polska - podpisaliśmy i zgodziliśmy się na te rozwiązania i warunki w postaci naszego - dosłownie - "ukamienowania" nas przez elity unijne.

Po szóste. Zgadzam się dziś z politykami SP, bowiem wierzę, że faktycznie nie mieli pojęcia o ostatecznej wersji KPO. Z jednej strony faktycznie był dokument z kwietnia 2021 roku, który mogli - jako projekt - przeczytać, nawet mając tylko owe kilkadziesiąt godzin, ale ostateczna i angielska wersja tego polskiego KPO ujrzała światło dzienne dopiero 01.06.2022 roku. I właśnie ten ostatni dokument zawiera te 160 czy więcej warunków, "kamieni milowych", które Polska musi spełnić, aby otrzymać choć 1 Euro unijnej pomocy w ramach FO. A te warunki są w Polsce niemożliwe do spełnienia jeżeli chcemy dalej być normalnym i niezależnym państwem. 

Jeżeli ktoś ma na tyle siły i wytrwałości to może się zapoznać z polskim, kwietniowym (2021 rok) projektem naszego KPO [4] oraz jego ostateczną, angielską wersją z 1 czerwca 2022 roku. 

I na marginesie stawiam pytanie: Dlaczego ta ostateczna angielska wersja nie jest dostępna po polsku na stronach internetowych polskiego rządu? I dlaczego ten ostateczny dokument nazwany jest przez UE jako "aneks", co może wiele wyjaśniać w kontekście jego znajomości przez polskie społeczeństwo i polskich polityków, w tym tych z SP? 

[5] KPO - wersja angielska: "aneks" z 01.06.2022 roku, 239 stron - https://ec.europa.eu/info/system/files/com_2022_268_1_annex_en.pdf


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

sobota, 11 czerwca 2022

Czy 1 stycznia 2024 roku polskie kopalnie całkowicie staną?

Dobrze, że nieraz komentatorzy moich tekstów zwracają mi uwagę na rzeczy istotne, które przecież mogą mi gdzieś umknąć w nawale tego szumu informacyjnego, z którym dziś mamy do czynienia. 

Także pragnę podziękować komentatorowi " Darek65" na naszychblogach.pl, który wskazał mi w komentarzu do wczorajszego mojego tekstu na wypowiedź Pana Piotra Woźniaka, który w latach 2016–2020 był prezesem zarządu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) a wcześniej w latach 2005-2007 był ministrem gospodarki: 


Oto skrótowy zapis fonetyczny sedna jego wypowiedzi: 

"Wydobycie węgla będzie poważnie ograniczane. Chciałbym przejść teraz do rozporządzenia unijnego, które wisi od grudnia ubiegłego roku, rozporządzenia Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, które mówi o tym, że od 1 stycznia 2024 roku, czyli za 1,5 roku wszystkie stacje odmetanowania  muszą być zamknięte. Mamy trzy zagłębia węglowe w Polsce: dolnośląskie, górnośląskie i lubelskie. Lubelskie jest bezmetanowe i zostanie nietknięte, z tym, że produkuje najmniej - około 10 milionów ton. Dolnośląskie, które jest zczerpane a kiedyś nazywane było zagłębiem wałbrzyskim ma tylko już kilka kopalni, ale one się nie liczą. Natomiast Górnośląskie Zagłębie Węglowe, które jest głównym źródłem węgla krajowego posiada 144 złóż skupionych w kilku kopalniach. Każda z tych kopalń ma trzeci lub czwarty stopień zagrożenia metanowego i musi być stale (wciąż) odmetanowywana. Jeśli zostaną zamknięte stacje odmetanowywania to wtedy żaden kierownik ruchu, żaden szef kopalni nie pośle ludzi na dół, dlatego, że jest to bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka i jest w polskim prawie karane ciężkim więzieniem, jeśli nie gorzej. I nikt się na to nie zdecyduje. Czyli moment zamknięcia stacji odmetanowywania oznacza, że Górnośląskie Zagłębie Węglowe staje (...). Trzeba na to zareagować!"

Jako, że bardzo szanuję wiedzę Pana P. Woźniaka obejmującą polski i światowy rynek surowców energetycznych, poszukałem całej jego wypowiedzi, której fragment znalazł się na Twitterze (17,00 - 18,50 minuta):


Polecam wysłuchać całości wypowiedzi Pana P. Woźniaka. Naprawdę warto, chociaż już sam cytowany przeze mnie fragment dotyczący wydobycia węgla kamiennego w Polsce jest porażający! 

Może się bowiem okazać, że faktycznie od 1 stycznia 2024 roku polskie wydobycie tego surowca zredukowane zostanie niemal do zera! 

I proszę zobaczyć w jak perfidny sposób elity unijne chcą nam zamknąć nasze kopalnie. Nie zakazują wprost wydobycia, ale robią to pośrednio wymuszając na nas zamknięcie stacji odmetanowywania a bez tych stacji niemożliwym będzie wydobywanie węgla w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym, gdzie wydobywane jest około 75-80% całości wydobycia tego surowca w Polsce! 

Pan P. Woźniak wskazuje, że to rozporządzenie unijne dotyczące zamknięcia stacji odmetanowywania datowane jest na drugą połowę grudnia 2021 i że prawdopodobnie będzie bardzo trudno je zmienić, bo czas na negocjacje unijne w tym obszarze już się skończył. 

Więc ja pytam! 

Dlaczego Polacy muszą się dowiadywać o tym z ust fachowca a nie od rządzących polityków? Co Polska zrobiła (albo robi), aby to rozporządzenie nie zostało wprowadzone w życie? Czy naprawdę już tak mocno poddaliśmy się Unii Europejskiej, że przyjmujemy bez dyskusji i postawienia weta wszystkie bzdurne przepisy płynące z Brukseli? Czy w ogóle ktoś jeszcze w Polsce panuje nad zalewem tych niekorzystnych dla nas unijnych rozwiązań prawnych?  Czy polski rząd korzysta z doradców - fachowców takich np. jak P. Woźniak? 

Ostatnio wielokrotnie już krytykowałem polskie KPO, gdzie UE zawarła ponad 160 tzw. "kamieni milowych" (a nie trzech dotyczących wymiaru sprawiedliwości), czyli warunków, które musimy spełnić, żebyśmy dostali pieniądze z unijnego FO. Ich spełnienie w Polsce jest nierealne, no chyba, że już całkowicie zrezygnowaliśmy z naszej suwerenności, niepodległości i państwowości. Bowiem są tam zapisy np. o ozusowaniu wszystkich umów o pracę, podwyższeniu wieku emerytalnego (sic!) czy wprowadzeniu podatków za korzystanie z samochodów spalinowych (na benzynę i ropę). A to tylko malutki wycinek tych warunków. 

Okazuje się jednak, że zgodziliśmy się nie tylko na skrajnie niekorzystne dla Polski unijne warunki w ramach KPO, ale też bezrefleksyjnie zgadzamy się już na wszystko, co wymyślają - nawet dla nas w perfidny sposób - unijni biurokraci.

Nie wiem czy w jakikolwiek sposób możemy jeszcze zmienić rozporządzenie o konieczności zamknięcia stacji odmetanowywania, ale jeżeli się nam to nie uda to możemy zapomnieć o naszym przemyśle węglowym. 

A przecież - o ironio - nasze oficjalne złoża węgla kamiennego to 3,6 miliarda ton a szacuje się, że nawet 10 miliardów ton. Rocznie wydobywamy około 50 mln ton. Także - dzięki tej parszywej UE - może się okazać, że Polska "śpiąc na czarnym złocie" będzie musiała go niemal w całości importować!

To byłoby jakieś horrendalne kuriozum i na to rząd polski nie może się zgodzić!

Czy będziemy zatem zdolni do "walnięcia pięścią"? Nie wiem, zobaczymy już niedługo...

P.S.

Ja już kiedyś w tekście "Polska jako jeden z nielicznych krajów UE żegna się z rosyjskim gazem!" [1] mocno promowałem tekst prezesa P. Woźniaka dotyczący polskiego rynku gazu ziemnego i zawiłościach z nim związanych, który pozwolę sobie przypomnieć: 



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

piątek, 10 czerwca 2022

KPO to jest ideologiczno-polityczna rozgrywka z polskim rządem!


Polecam Państwu krótki, ale jakże wymowny wywiad na temat KPO i polskich relacji z UE, jakiego udzielił Pani Annie Wiejak z portalu wpolityce.pl eurodeputowany Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych [1]. 

Oto kilka jego wybranych wypowiedzi w tym wywiadzie:

"Przestrzegałem, informowałem, że (KPO - dop. kj) to nie jest rozgrywka Komisji z Polską o reformę wymiaru sprawiedliwości. Celem tej rozgrywki nie jest to, żeby wymiar sprawiedliwości lepiej działał, albo żeby miał modelowy charakter. Wielokrotnie wspominałem: ani Komisja, ani żadna inna europejska instytucja nie ma prawa wtrącać się do żadnego państwa członkowskiego w sprawach wymiaru sprawiedliwości, bo wymiary sprawiedliwości nie są objęte acquis communitaire, nie są objęte prawem europejskim".

"Jest to ideologiczno-polityczna rozgrywka z polskim rządem, gdzie dla przykładu wybrano po prostu taką płaszczyznę, jak praworządność. Ma pani rację, to będzie trwało dalej. Zresztą pani von der Leyen powiedziała, że nie ustąpi z rozliczania. Nawet jeśli w pewnym momencie uznają - a dopóki ten rząd będzie przy władzy, nigdy tego nie zrobią - że nasz wymiar sprawiedliwości odpowiada interesom, czy wyobrażeniom, to wyciągną inną płaszczyznę sporu. To będzie kwestia edukacji, mniejszości seksualnych, praw reprodukcyjnych czyli tzw. prawa do aborcji. Wreszcie dotkną na przykład religii w szkołach itd., bo to jest lewicowo liberalna większość, która chce ukształtować wszystkie państwa Unii Europejskiej zgodnie z pewnym modelem tej liberalno-lewicowej doktryny".

"Widać z tej dyskusji na temat „kamieni milowych”, że KE rości sobie pretensje do dyscyplinowania rządów UE w niezliczonych dziedzinach. W tym przemówieniu von der Leyen wskazała nawet, że te dyscypliny będą rozszerzane, że lista nie jest zamknięta. W przypadku innych krajów dochodzi nawet do 400 i więcej tzw. kamieni milowych czyli różnych dyrektyw czy zapowiedzi dyrektyw, czy żądań, jak ma się ten czy ów kraj rozwijać".

"Jest cała batalia o funkcjonowanie Unii Europejskiej, sposób zarządzania, mechanizm decyzyjny, o odejście od traktatów i zarządzanie nami nie przez prawowite rządy, tylko przez europejską biurokrację. Znajdujemy się w paradoksalnej sytuacji, że następny rząd w jakimkolwiek kraju, jeśli tylko będzie miał jakiekolwiek odejście od tego lewicowo-liberalnego modelu, to swojego programu polityczno-gospodarczego nie będzie mógł realizować. Można więc powiedzieć, że w takim razie po co organizować demokratyczne wybory w poszczególnych krajach, jeśli i tak większość dyrektyw dotyczących życia społeczno-polityczno-ekonomicznego będzie przychodziła z UE. Czyli co? Rządy będą zarządzały światłami na skrzyżowaniach, kartą pływacką i takimi trzeciorzędnymi kwestiami?"

"Problem też jest, jak powiedziałem, po stronie Brukseli - totalnie odmiennych interpretacji. Jesteśmy po prostu oszukiwani. Przedstawia nam się taką interpretację, co do której uważamy, że jest korzystna dla nas, a potem się okazuje, że Bruksela i główne państwa czyli większość państw UE w ogóle nie podziela tej interpretacji, którą nam zaproponowano, a na podstawie której zgodziliśmy się przyznać europejskim instytucjom takie czy inne prerogatywy. Mamy więc do czynienia nie z acquis communitaire, ale z jakimś swoistym prawem europejskiej dżungli. Jeszcze raz podkreślam - to jest bitwa ideologiczna. Tu nie ma kompromisów. W wojnie ideologicznej nie można się umówić na jakieś warunki brzegowe, tylko to jest walka o to, kto kogo".

Przytoczyłem obszerne fragmenty wywiadu, bowiem całkowicie zgadzam się z konstatacjami W. Waszczykowskiego i szkoda, że dopiero teraz tak mocno wybrzmiewają - teraz, kiedy "mleko już się rozlało" i nie ma szans na renegocjacje warunków (w nowomowie KE tzw. "kamieni milowych") zawartych w polskim KPO a tych kamieni milowych można się doliczyć od 160 do niemal 300, o czym ostatnio pisałem [2]. 

Ogólnie z tego wywiadu wynika, że ta cała unijna - w kontekście KPO - walka o "praworządność" w Polsce to jest tylko jakiś tam pretekst do wprowadzenia w Polsce (i na Węgrzech) lewicowo-liberalnego modelu społeczno-polityczno-ekonomicznego, który może być wprowadzony w tych krajach jedynie wtedy, kiedy upadną obecne w nich konserwatywne rządy a władzę przejmą fanatyczni piewcy obecnego kierunku rozwoju UE zmierzającego do stworzenia Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa, czyli Związku Socjalistycznych Republik Europejskich (Niemieckich). 

Innym ważnym wnioskiem jest to, że może się zdarzyć, iż tak naprawdę tych pieniędzy z Funduszu Odbudowy - mimo zaakceptowania polskiego KPO - nigdy nie dostaniemy, bo UE do czasu, kiedy nie upadnie obecny polski rząd a władzy nie obejmą lewicowo-liberalne partie, będzie cały czas wyszukiwała innych pretekstów (kolejnych "kamieni milowych"), które Polska musi spełnić, aby otrzymać pieniądze. I tak się to może ciągnąć w nieskończoność. 

Zresztą podobnego zdania jest też redaktor Rafał Ziemkiewicz, który w swoich wideoblogach ciągle z pewną ironią stwierdza, iż tych pieniędzy z FO Polska nigdy nie obejrzy i... chyba ma rację. 

Ileż to ja już razy pisałem, że zgoda Polski na przyjęcie pieniędzy z unijnego FO i z tego powodu przygotowanie przez nas KPO to tak naprawdę bezkrwawe oddawanie naszej wolności, suwerenności i niepodległości. Przestrzegałem przed jakimś tam hurraoptymizmem z powodu niby zaakceptowania naszego KPO przez KE (zaakceptowanie KPO nie oznacza, iż te pieniądze kiedykolwiek dostaniemy). Wyrażałem swoją złość na brak polskiego veta w lipcu czy grudniu 2020 roku, kiedy to niestety zaakceptowaliśmy: "uwspólnotowienie długów", możliwość nakładania podatków unijnych oraz tzw. "mechanizm warunkowości", z którego dziś - wbrew zapowiedziom, że będzie on dotyczył tylko FO - UE czerpie obficie i pozatraktatowo już niemal w każdym aspekcie społeczno-polityczno-gospodarczego życia poszczególnych państw. Wskazywałem też, że straciliśmy ogromną szansę na wycofanie się z przyjęcia tego FO - a mieliśmy idealny pretekst w postaci ponad rocznego wstrzymywania się KE przed akceptacją naszego KPO. 

Dziś wydaje się, że niestety jesteśmy "w czarnej d..pie", ale - co może zabrzmi brutalnie - może wojna na Ukrainie jest naszą ostatnią szansą na utrzymanie naszej państwowości. 

Haniebna reakcja Starej Europy (przede wszystkim Niemiec i Francji) na wydarzenia na Ukrainie daje nam możliwość zacieśnienia współpracy w ramach Trójmorza z ewentualnym rozszerzeniem tego porozumienia o Ukrainę czy nawet UK. 

Ewentualne zwycięstwo Ukrainy zdecydowanie osłabi przede wszystkim Rosję, ale i też Niemcy. A właśnie ci ostatni są największym nieszczęściem Unii Europejskiej i to one w największym stopniu dążą do budowy owego Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa (ZSRR-bis) - oczywiście ze stolicą w Berlinie i po części w Brukseli. To postulowane unijne państwo ma być preludium do budowy z Rosją Eurazji od Władywostoku do Lizbony. 

A dla nas osłabienie kondominium niemiecko-rosyjskiego jest naszą racją stanu. Tak było onegdaj i tak jest dzisiaj. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

czwartek, 9 czerwca 2022

Iga Świątek - tenisowy fenomen z polskim sercem!

Może dla niektórych będzie to infantylne, ale ja zawsze staram się oglądać polskich sportowców na najwyższym podium określonej dyscypliny i obserwować ich reakcję na odgrywany w takich sytuacjach polski hymn. I wtedy wiem już wszystko i mogę ocenić każdego sportowca. 

Tenisem interesuję się w sumie od czasów W. Fibaka a już sukcesy A. Radwańskiej śledziłem z zapartym tchem, ale nigdy bym się nie spodziewał, że dożyję czasów, kiedy polski tenisista - w tym wypadku tenisistka - będzie numerem jeden w światowym tenisowym rankingu. To, co dziś sportowo prezentuje Iga Świątek jest czymś, czego chyba każdy polski tenisowy kibic się nie spodziewał. Jest wprost fenomenalna i cały kobiecy świat tenisowy jest u jej stóp! A dla kibica jej zwycięstwa są wzruszeniem i dumą, że to właśnie w Polsce narodził się taki talent i godnie reprezentuje nasz kraj. 

Bo przecież Iga Świątek jest nie tylko wspaniałym sportowcem, ale i kapitalnym oraz nad wyraz pozytywnie dojrzałym człowiekiem. Mimo swoich niedawno skończonych zaledwie 21 lat mogłaby swoją ludzką wrażliwością i dojrzałością obdzielić nie tylko wielu starszych sportowców, ale i wielu innych ludzi z każdego obszaru publicznej działalności. 

Weźmy na przykład jej postawę wobec wojny na Ukrainie. Jako chyba już jedyna tenisistka dalej gra ze wstążką w ukraińskich barwach na czapeczce i niemal zawsze werbalnie wspiera walczących Ukraińców a konflikt rosyjsko-ukraiński nazywa tak jaki jest w rzeczywistości: barbarzyńską wojną spowodowaną przez Rosję a nie żadną "rosyjską wojskową operacją wyzwoleńczą".  

Wielokrotnie też zapowiadała, że chciałaby w jakiejś formie realnie wesprzeć walczącą Ukrainę i chyba takim pierwszym krokiem będzie zapowiadany na 23 lipca pro-ukraiński turniej tenisowy, w którym - oprócz tenisistów ukraińskich - zagrają: Iga Świątek i Agnieszka Radwańska. Świetny pomysł i wielkie chapeau bas dla obu polskich tenisistek!

Iga Świątek jest też świetna w kontaktach z mediami i zachowuje dystans do swoich sukcesów. Nie gwiazdorzy i pozostaje sobą, co naprawdę bywa trudne, gdy się jest na tenisowym szczycie. Wielu tenisowych sportowców nie potrafiło udźwignąć popularności i kończyło swoja dominację po kilku turniejach. Obserwując Igę Światek jestem pewny, że ona mentalnie jest przygotowana, aby osiągać sukcesy przez wiele następnych lat. I tego jej życzę. 

Ale wracając do mojego pierwszego akapitu niemniejszego tekstu. 

Iga Świątek podczas meczów wydaje się ostoją spokoju i pewności siebie. W tym roku podczas gier niemal niezauważalne są jej emocje, choć jestem pewien, że gdzieś tam w środku "aż kipi", ale potrafi to opanować, co musi bardzo mocno złościć jej przeciwniczki. 

I w końcu mogliśmy zauważyć jej łzy wzruszenia podczas... grania polskiego hymnu po zwycięstwie w Paryżu. One były naturalne i spowodowały, że nawet ja musiałem otrzeć mokre oczy chusteczką. I w tym momencie już wiedziałem, że już zawsze - nawet w gorszych chwilach - będę kibicował Idze Świątek, tenisowemu fenomenowi z polskim sercem!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog