piątek, 26 kwietnia 2024

Żyjmy prawdziwym życiem póki je mamy...

Nie mam zamiaru zbytnio epatować przebytym przeze mnie udarem, ale jest to sytuacja
dla mnie wyjątkowa, bo takie zdarzenia jak ten udar zmieniają niemal całkowiclaie oglądla rzeczywistości i zmieniają się preferencje w życiu i dostrzega się zupełnie inne  jego lastrony. Ja i tak miałem szczęœście od Boga, że udar przeszedłem prawie bez dlaużych  konsekwencji: myślę, chodzę trochę kulejąc, mam niedowład policzka i lekkie problemy z mową. 

Ale pamiętajmy, żeby żyć prawdziwie każdego, bo życie bardzo szybko mija a do tego może być przerwane w jedną sekundę.

Im jesteśmy starsi tym chyba coraz szybciej to życie umyka. Nie zauważamy jak szybko kolejne dni stają się już przeszłymi...

W czasach dzieciństwa i wczesnej młodości długim wydaje się z reguły jeden tydzień, miesiąc czy dwa to wieczność a już pełny rok to nieznana nieskończoność. W miarę jednak kolejnych "dziesiątek lat na karku" upływu czasu jednak tak naprawdę nie
zauważamy. Często dostrzegamy go patrząc na dorastające nasze dzieci, które jeszcze niedawno bawiły się w piaskownicy, jeszcze niedawno je z czułością - by czasem nie przełamać - kąpaliśmy i ze wzruszeniem słuchaliśmy ich pierwszych słów... A teraz już studiują, mają własne rodziny, pracują, żyją w biegu - często niestety biegnąc obok życia, tracąc kolejne lata na zdobywanie rzeczy a nie na przeżywaniu życia każdego dnia, każdego dnia wolności od wszystkiego a nie wolności do czegoś, każdego dnia szczęścia, czyli codziennego odczuwania własnego istnienia...

Może warto nieraz zastanowić się nad swoim życiem.  Ale nawet wtedy tak jest, że dalej  biegniemy przed siebie bez chwili zastanowienia i refleksji. Cały czas przesiadujemy na rozmowach komórkowych czy biegamy po Internecie lub oglądamy bezrefleksyjnie setkaki kanałów TV. Nie potrafimy przystanąć choć na chwilę i zastanowić się nad tym kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, co jest ważne w życiu a co tak naprawdę tylko takim się wydaje lub zostało nam wmówione i wykreowane.
ak
Może jednak nieraz warto się zatrzymać, spojrzeć w lustro, wyjść z siebie i spojrzeć na tę swoją twarz niejako innymi, obcymi oczami... i zadać sobie pytania: Czy jestem takim jakim chciałem być w młodości? Czy piękne idee i ideały nie uciekły gdzieś w miarę poruszania się w tym, często brutalnym świecie? Czy nie zatraciliśmy własnego Ja? Czy tak naprawdę My to naprawdę My... Ja to naprawdę Ja, czy już raczej Ktoś Nam Obcy?... Może warto wtedy pomyśleć co się z nami stało? Nami jako ludźmi, naszymi wartościami, ideami, marzeniami, naszym człowieczeństwem.ak

Te chwile krótkiego oderwania się od codzienności, często stresującej i wysysającej z nas całe "jestestwo" pracy zawodowej (ku chwale i sukcesowi nie nas samych, ale często np. wielkich korporacji), codziennej troski o spłatę kolejnych rat kredytu i ciągłej walki o kolejne dobra materialne... nie powinny też być np. okresem właśnie owej refleksji i przypomnieniu sobie jak to niedawno było kiedy np. mówiliśmy sobie: Jeszcze tylko kilka miesięcy pracy po 16 godzin...Jeszcze tylko ten samochód i koniec... Ale koniec nie nastąpił.. bo trzeba przecież było go zmienić na lepszy... a do tego wciąż uwieszony ciężar kredytu hipotecznego, który tak naprawdę nas ubezwłasnowalnia  nieraz na całe życie nie pozwalając nam odpocząć... i dalej musimy gonić, gonić... aby go spłacić jak najszybciej a przy okazji awansować zawodowo i dalej o ten kolejny awans znów gonimy. Nieraz się nam wszystko to udaje. I co przestajemy tak gonić?... nie, bo może trzeba zmienić mieszkanie na lepsze i zdobywać coraz więcej nieraz niepotrzebnych rzeczy... gromadzić i gromadzić... i tak bez końca.

Często w tej gonitwie zapominamy o rodzinie, dzieciach i nieraz życie płynie i nagle zauważmy, że syn ma już 17 lat a córka 15: cały okres dojrzewania, kiedy dzieci potrzebowały nas najbardziej utraciliśmy i nawet nie wiemy jak z tymi dziećmi dziś rozmawiać i w ogóle o czym, bo ich po prostu już nie znamy.

Oczywiście można tak żyć i na łożu śmierci - leżąc na złotym łóżku i przykryty jedwabiami - rozejrzeć się wokół i z radością stwierdzić, że ten basen, ta posiadłość, ta fortuna na koncie... to spełnienie mojego życia. Można popatrzeć na te "kochające" Ciebie osoby otaczające Twoje łoże i z "troską" w głosie pytające: Jak się czujesz?... Masz wtedy setki telefonów od "przyjaciół"... Często jednak tak naprawdę to Ci wszyscy otaczają troską nie Ciebie a zawartość Twego testamentu... W końcu jak wszyscy umrzesz i po co to wszystko, ta bieganina, pracoholizm, itd?

Często w takich chwilach jakże mogącym sprawić ból jest wymowa takiego np. mojego dwuwersu (kiedyś pisałem wiersze i sztuki):..Idąc krętą ścieżką swojego życia... 

"Wdepnąłem w  kałużę...
Obejrzałem się... a za mną była pustka..."

Zróbmy wszystko, aby wdepnięcie w tą kałużę nie następowało u kresu naszego życia, ale o wiele wcześniej... wcześniej na tyle, żebyśmy jeszcze zdążyli "...zostawić za sobą dobra, miłości i mądrości ślady..."  i dane nam było zaznać prawdziwego szczęścia, "szczęścia odczuwania codziennej własnej wolności od wszystkiego i poczucia, że to My istniejemy..." I nie traćmy tego życia na "bzdety"...

Mi osobiście teraz pomógł Bóg i to drugi raz. Wcześniej pomógł, bo niestety onegdaj wdepnąłem w tą kałużę po same kolana, na szczęście nie "nad trumną" i - dzięki Bogu - stwierdziłem, że tak naprawdę muszę przystanąć i zmienić siebie, wyrzucić pracoholizm i też zmieniać otaczający mnie świat. Żyć tak, aby abym kładąc się do snu mógł stwierdzić: tak… dzisiaj żyłem, byłem, istniałem, coś zrobiłem dla siebie i innych, dałem też komuś uśmiech, dobre słowo, gest, część siebie… no i po prostu już byłem i ponownie myślałem (nie nad smakiem ostatnio zjedzonej grillowanej kiełbasy... oj nie...).

Zawsze chciałem być lekarzem-chirurgiem, bo pochodzę w sumie z lekarskiej rodziny, ale niestety (lub stety) trafiłem na ekonomię a po tym był wyścig szczurów w wielkich korporacjach. Trwałem tak niemal dziesięć lat i się doszczętnie wypaliłem zawodowo. Pomogła mi praca w sektorze ochrony zdrowia i mimo, że byłem tylko od spraw ekonomicznych to i tak moja satysfakcja z pracy była pozytywna. 

Ale przebywanie na oddziale neurologicznym (udarowym) napatrzyłem się wielu tragedii ludzi, którzy przed momentem funkcjonowali jako normalni by w sekundę stracić wszystko i leżeć  jak roślina...

 Niestety jest tak, że gdy jednostka pozbawiona jest możliwości myślenia oraz empatii lub nie potrafi myśleć i czuć siebie i innych, gdy nie zastanawia się nad własnym sobą, losem świata i narodów, gdy nie potrafi dawać i otrzymywać miłości... staje się bezwolnym, pustym komunikatorem racji innych. Przestaje być w ogóle kimś, przestaje być dosłownie warta określenia mianem człowieka!

Warto pamiętać, że gdy nie myślimy i nie potrafimy dawać innym dobra, miłości i mądrości to jesteśmy nikim... tylko rzeczą, przedmiotem - podobnie gdy żyjemy obok życia pędząc "do nieokreślonego przodu".

Ktoś kiedyś powiedział i napisał: "Dokądkolwiek byśmy nie szli, zawsze idziemy ku śmierci... a sztuką życia jest dostrzeżenie i pełne wykorzystanie tego krótkiego przebłysku rozświetlającego pośród bezkresnej ciemności niebo... podczas burzy, tuż przed grzmotem!"

A zastanawiając się cóż to znaczy "pełne wykorzystanie przebłysku" pamiętajmy o słowach: Jana Pawła II – "Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, ale kim jest, nie przez to, co ma, lecz przez to czym dzieli się z innymi", słowach E. Burke: "Wolność bez mądrości i cnoty? To jest zło największe z możliwych" oraz słowach Bł. J. Popiełuszki: ""Zło dobrem zwyciężaj". Tylko to jest dla mnie na dziś pełnią życia.

I mam do Was wszystkich prośbę. Dbajcie o siebie. Monitorujcie swoje ciśnienie, cholesterol., trójglicerydy.... 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com


Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!

Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814

Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Modlitwa za Polskę...

Witam wszystkich moich Czytelników i Komentatorów, również tych, którzy nie zgadzają się z moimi poglądmi. Piszę do Was ze szpitalnego oddziału rehabilitacji poudarowej. Nie mam dostępu do komputera i korzystam z niego gościnnie, więc moje wpisy będą rzadkie, ale postaram się pisać co jakiś czas. 

Więc do rzczy i w sumie ogólnie, ale likczy  siś treść.

Dzisiaj Polska jest zagrożona. Jej istnienie "wisi na włosku"  jak nigdy od czasów II Wojny Światowej. W takiej sytuacji musimy odwołać się do Boga i Maryji, Królwej Polski. Dlatego też napisałem poniże coś na ksztalt modlitwy za Naszą Pjczyznę Polskę i moich rodaków

Witam wszystkich moich Czytelników i Komentatorów, również tych, którzy nie zgadzają się z moimi poglądmi. Piszę do Was ze szpitalnego oddziału rehabilitacji poudarowej. Nie mam dostępu do komputera i korzystam z niego gościnnie, więc moje wpisy będą rzadkie, ale postaram się pisać co jakiś czas. 


Więc do rzczy i w sumie dość ogólnie, ale treść jest bardzo iostotna.


Dzisiaj Polska jest zagrożona. Jej istnienie "wisi na włosku"  jak nigdy od czasów II Wojny Światowej. W takiej sytuacji musimy odwołać się do Boga i Maryji, Królwej Polski. Dlatego też napisałem poniżej coś na ksztalt modlitwy za Naszą Ojczyzn, Polskę i moich rodaków


MODLITWA ZA POLSKĘ I POLAKÓW


Boże Ojcze, Jezusie Chrystusie - Jego Synu i Maryjo – Matko Boża i Królowo Polski


W imię Ojca I Syna I Ducha Świętego...


Sprawcie, aby nasz kraj ponownie nie zniknął z mapy świata. A to nam grozi ze strony niemieckiej Unii Europejskiej, która chce zbudować Superpaństwo, czli ZSRR-bis, które ja nazywam Związkiem Socjalistycznych Republik Eoropejskich (ZSRE). W takim Superpańatwie nie będzie już wolnych, suwerennych i niepodleglych państw a będą jakieś landy, regiony czy województwa. Decyzje będą podejmowane przez jakiś super rząd czyli KE. Nie będzie żadnej waluty narodowej, wtym polskiego złotego.


Pamiętajcie, że Polska jest ostoją katolicyzmu I w ogóle crześcijaństwa w Europie. Jest największym krajem katolickim I chrześcijańskim w Europkie. I to na nas sapoczywa utrzymanie chrzcijaństwa w Europie.

A Polska to piękny I dumny kraj. Dla prawdziwych Polsków zawsze piękny, choć bywa i brzydki, ale i tak przez nich kochany.  Dla wielu mi podobnych jest umiłowanym Domem Rodzinnym – macierzą będącą obiektem tęsknoty i westchnień, odniesieniem do najważniejszej przesłanki naszej tożsamości. I często przecież im jesteśm od niejn dalej (np. na stałej lub czasowej emigracji) od tej naszej Polski, tym staje się Ona dla nas piękniejsza, idealizujemy ją, gdzieś tam wewnętrznie zaczynamy doceniać jej dla nas ogromne znaczenie, przypominamy sobie już tylko raczej pozytywne z nią wspomnienia... Tęsknimy i może nieraz też żałujemy, że... ją opuściliśmy... że nie zrobiliśmy dla niej tego, co mogliśmy najlepszego i na co było nas stać. Bardzo często chyba też w takich przypadkach mamy poczucie, że nie docenialiśmy jej piękna i znaczenia, gdy byliśmy jej i ona była dla nas...

Utratę tej Ojczyzny i żal za popełnione błędy zapewne odczuwało wielu Polaków wtedy, gdy Polska na przeszło 100 lat straciła niepodległość i zniknęła z mapy świata zagrabiona przez Zaborców. Podobne odczucia towarzyszyły wielu naszym Rodakom (nie mówię tu o zdrajcach i konformistach życiowych oraz ideowych), gdy na przeszło 40 lat Polska znów straciła niepodległość zagrabiona tym razem przez jednego z byłych Zaborców, tym razem pod hasłami "ogólnoświatowej szczęśliwości" zwanej komunizmem czy też realnym, marksistowskim socjalizmem. Ale jednak Polska była na mapie świata.

Boję się, że i tym razem popełniamy znów ten sam błąd tracąc niepodległość i suwerenność na rzecz tym razem nie ZSRR, ale jego twórczego rozwinięcia, który ja nazywam ZSRE (Związek Socjalistycznych Republik Europejskich). Dzisiejszy proces naszego zniewolenia (i nie tylko naszego) jest niestety bardziej niebezpieczny, bowiem odbywa się nie poprzez walkę zbrojną a walkę, w której orężem jest manipulacja socjotechniczna i puste werbalne frazesy o demokratycznej formie jednoczenia się ludzi...

Pozwólcie nam na to abyśmy znów zwyciężyli naszych wrogów dajcie nam, siłę patriotyzmu uwalniającego nas z jarzma unijnej, totalitarnej dyktatury i utraty naszej Ojczyzny...

Wlejcie w nasze dusze dumę z Polski, dumę z tego, że jesteśmy Polakami! Dumę z naszej wielowiekowej historii, tolerancji, tradycji, symboli, ziemi, tożsamości narodowej, języka, kultury i sztuki. Dumę z naszych lasów, jezior i gór, łanów zbóż, polskiej waluty, wypracowanego naszymi rękoma majątku narodowego i dumę z naszych Ojców i Dziadków, którzy za tą Polskę oddali swe życie.

Nie pozwólcie aby na świecie postrzegali nas jako agresorów czy nienwidzących Żydów (antysemitów). Nigdy nie byliśmy agresorami a Żydom pomagaliśmy zawsaze od czasów Kazimiwerza Wielkiego do czasu I w czasie II WŚ.

Wstrząśnijcie moimi rodakami. Polska to nasze państwo i musimy być z niego dumni. Winna być naszym obowiązkiem.

Uchrońcie nas od zalewu ideowych lewaków hołdujących ideologii gender I LGBTQ+. Niech ta minimalna w granicach 2% populacja wstrętnych dewiantów spełnia swoje zachcianki w domowych pieleszach a nie terroryuje I gorszy nasze dzieci na ulicach a niedługo już w szkołach.

Nie pozwólcie aby w Polsce mordowano nienarodzone dzieci czy dokonywano masowwej eutamazji.

Uchrońcie nas przed komunistycznymi wpływami A. Gramsciego, A. Spinellego czy w :Polsce rzSzkoły Frankfurckiej. To komunistyczne ideały dotyczące I chcące zmienić nasze myślenie I nasze dusze. Komuniści przecież od zawsze są wściekłymi wrogami chrześcijaństwa. Stara Europa już przez ich idee upadła duchowo I musi osiągnąć dno, aby się zmienić. Polska jest do uratowania, ale bez Waszego wsparcia to się nie uda.

Królowo Polski, Maryjo! Za Twoim wstawiennictwem już wielokrotnie nasza Ojczyzna zyskiwała wiele. Masz “chody” u swojego Syna Jezusza Chrystusa a nasz kraj przecież szczególnie sobie updobałaś. Dziś w Polsce rządzi antypolskie zło a Ty potrafisz zgnieść pod swoimi stopami Szatana, który boi się Ciebie zawsze. Więc wiesz, że Polska potrzebuje Twojego wstawiennictwa I działania. Chroń moją Ojczyznę!!!


Amen...


P.S. Przepraszam za literówki i na razie nie będę mógł odpowiadać na komentarze za co również przepraszam...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...

© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

http://krzysztofjaw.blogspot.com/

kjahog@gmail.com


Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!

Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814

Paypal: paypal.me/kjahog


niedziela, 14 kwietnia 2024

Widziane ze szpitalnego okna...

Na zdrowie

"Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz".

Jan Kochanowski, Fraszki.

Być może moi Czytelnicy i Komentatorzy nieco się dziwili, że nie pisałem tekstów dotyczących wyborów samorządowych ani też oceniających ich wynik.

Wydaje mi się, że jestem usprawiedliwiony bo...  w nocy ze środy na Wielki Czwartek doznałem udaru niedokrwiennego mózgu (zawału mózgu). 

Jak to jest groźne to wiedzą osoby, które spotkały się z konsekwencjami udarów. Dla niewtajemniczonych to mamy dwie formy udarów: udar niedokrwienny i udar krwotoczny. Pierwszy polega na braku przepływu krwi do jakiejś części mózgu, co powoduje obumarcie komórek mózgowych a drugi polega na nagłym rozlaniu się krwi w mózgu, co powoduje też obumarcie komórek mózgowych. Tak więc każdy udar niszczy wybrane komórki mózgowe. 

W wyniku udarów może nastąpić paraliż nóg czy dłoni, może też zostać zaatakowany ośrodek mowy, gdzie praktycznie trzeba się uczyć wszystkiego od nowa. Najtrudniejszy jest atak na komórki nerwowe odpowiadające za myślenie i logiczne postrzeganie rzeczywistości. Tacy pacjenci po prostu są jak wegetujące rośliny i często też mają afazję.

Ja - co uważam za cud - mam trochę trudności z mówieniem oraz paraliż jednego policzka. Logiczne myślenie pozostało bez zmian, narządy ruchu są sprawne.  Ale... raczej to nie jest cud, ale danie mi przez Boga Ojca, Jego Syna Jezusa Chrystusa za wstawiennictwem Maryi szansę na uporządkowanie swojej przeszłości, gdzie nieraz krzywdziłem innych, też najbliższych. 

Koniec epatowania moją chorobą, bo chciałem napisać o czymś innym. O życiu i cieszenia się każdym dniem jego trwania.

Jeżeli ktoś otarł się o śmierć czy trwałe inwalidztwo i został  jednak w zdrowiu to zaczyna postrzegać inaczej świat. Już nie liczą się błahe sprawy a raczej samo życie i jego piękno. Każdy więc dzień jest nowym rozdziałem w życiu i to życie nie przepływa nam przez palce. 

I takie okrycie piękna życia widziałem i zobaczyłem ze szpitalnego okna. Szpital gdzie przebywałem jest otoczony lasem i wtedy słucha się śpiewu ptaków, szumu drzew, dzięcioła bez opamiętania stukającego w pnie drzew. Jest też i słońce, które powoduje radość a nawet ekscytację.

Nieraz nasze życie "przepływa nam przez palce" i w tej gonitwie za konsumpcjonizmem nie zauważmy tego jego piękna. Nowy samochód, nowy telewizor czy smartfon.. to nasze cele życia aż do ziemskiej śmierci, gdzie tych wszystkich rzeczy nie możemy schować do grobu.

Może jednak warto się zatrzymać w tej gonitwie w tym zastanowić nad tym co dziś zrobiliśmy i co zrobimy jutro, zobaczyć koniec dnia i pomyśleć o nowym, może innym i lepszym dniem od dzisiejszego... a przynajmniej dającego taką nadzieję...

Nasze indywidualne przebywanie na tym ziemskim padole jest relatywnie - w stosunku do całej historii ludzkości - bardzo krótkie, zdecydowanie za krótkie...

Jest niczym chwilowe lśnienie na niebie pojawiające się podczas trwania burzy tuż przed grzmotem... Cały kunszt życia polega tak naprawdę na dostrzeżeniu owego błysku i wykorzystaniu go w pełni do zobaczenia jak największych połaci rozświetlonego nim tegoż nieba...

Można zobaczyć ten błysk, i chłonąć widoczne dzięki niemu piękne widoki naszego życia. I starać się każdego dnia świadomie odczuwać własne istnienie, każdego dnia zostawiać za sobą nasze ślady... ślady naszej bytności na ziemi, które zostaną choć we wspomnieniach innych albo też będą zawarte w naszych, stworzonych przez nas dziełach wszelakich.... Wtedy to naprawdę My żyjemy... i chwytamy każdy dzień (carpe diem).

Można też albo celowo zamknąć oczy i funkcjonować pośród otaczających nas ciemności, lub tylko ulec ułudzie światła, którego wygląd i rozświetlające możliwości przyjmujemy z opowieści innych.  Wtedy też żyjemy, choć życiem innych...

Można też po prostu zasnąć, przespać burzę... i nic nie czuć, nic nie słyszeć, nic nie widzieć a nawet zamknąć swoje wnętrze na opinie i zdania wyrażane przez innych...  Wtedy tak naprawdę nie przeżywamy naszego życia, nie żyjemy a przechodzimy obok niego zadowalając się prymitywną powierzchownością kolejnych dni.

Ludzie myślący, działający, aktywni, dążący do prawdy, dający siebie innym, rozwijający w sobie człowieka i ludzkie wartości... żyją naprawdę. Ci, co nie potrafią mieć własnego zdania i przyjmują bezkrytycznie świat jaki jest oraz w swoim działaniu ograniczają się jedynie do jego akceptacji... też choć subiektywnie odczuwają jakąś własną formę życia. Natomiast Ci, co śpią i bezmyślnie przyjmują wszystko, co im się narzuca... konformistycznie wzbraniając się przed krytyczną oceną rzeczywistości a raczej konsumpcyjnie ją afirmując... tylko wegetują i po nich nic nie zostanie... nawet wspomnienie...

Zastanówmy się nieraz nad naszym życiem... Może warto w nim coś zmienić... Może warto zajrzeć do swojego wnętrza i zobaczyć kim tak naprawdę jesteśmy: Czy jeszcze ludźmi, czy już tylko konsumentami dóbr? Czy zostawiamy za sobą ślady dobra, miłości i mądrości oraz wspomnienie o nas jako ludziach, czy też jedynym śladem po nas będzie tylko samochód i kilka garniturów...

I w tej naszej drodze życia warto też pamiętać, że dokądkolwiek byśmy nie szli, zawsze idziemy ku doczesnej naszej śmierci... a w jej obliczu warte jest tylko to, co tkwi wewnątrz nas samych a nie to, co zdążyliśmy zewnętrznie zgromadzić... Więc walczmy o to, żeby idąc krętymi drogami naszej ziemskiej egzystencji w momencie wdepnięcia "w kałużę" i obejrzenia się za siebie... nie zobaczyć jeno pustki...

A dlaczego uważam, że mój udar jest też szansą na uporządkowanie swojej przeszłości?

Jestem wychowany jako katolik. Za młodu byłem wychowywany zgodnie z katolickimi wartościami. Byłem nawet ministrantem i lektorem czytającym czytania w czasie Mszy Świętej. Poranna i wieczorna modlitwa była codziennością a uczestnictwo w Eucharystii radosnym zobowiązaniem.

Jako dziesięciolatek pamiętam reakcję moich rodziców, gdy wybrano Papieża Polaka. Pamiętam te łzy szczęścia i jakąś podniosłą atmosferę, której uległem i sam miałem łzy w oczach. Sąsiedzi z bloku informowali się nawzajem, że stało się coś wielkiego, każdy był wzruszony i szczęśliwy a te ich gorące łzy rozpalały ich polskie serca. Niedługo po wyborze uczestniczyłem we Mszy Świętej dziękczynnej za naszego Papieża.

Obracałem się też w kręgach katolickich i tylko nieraz musiałem konfrontować się z agnostykami bądź ateistami, choć wtedy dla mnie te pojęcia były tożsame. Były to najczęściej dzieci komunistycznych włodarzy, sbeków, itp. Prowadziliśmy nieraz wzburzone dyskusje, które często kończyły się zerwaniem znajomości, ale też wielu otwierałem oczy z otaczającego ich zakłamania.

Oczywiście cała moja rodzina była antykomunistyczna i kiedy nastąpił wybuch Solidarności to byli szczęśliwi i czynnie do tej Solidarności się włączyli i ja również. Pamiętam jaki wtedy był entuzjazm, pamiętam te radosne twarze, że Polska się odradza i to, że św. Jan Paweł II był tym, który prosił aby Duch Święty zstąpił na tą ziemię, żeby ją odnowić.

Wtedy też zetknąłem się po raz pierwszy z gazetami, czasopismami i książkami dotychczas zakazanymi. Uczyłem się też historii od ludzi, którzy nagle zaczęli mówić, co to był komunizm, co to był Katyń, kim naprawdę byli bojownicy polskiej wolności po II WŚ (dziś: żołnierze wyklęci, niezłomni). Jako, że moja ciocia w dużym mieście była sekretarzem w Solidarności, to tych pozycji miałem mnóstwo i czytałem je namiętnie. To wówczas - jako dopiero 12 latek - zostałem już świadomym antykomunistą i posiadłem już wiedzę dlaczego. To wtedy zostałem ukształtowany politycznie i tak trwa to do dzisiaj.

Później był Stan Wojenny, który zmiażdżył polskie marzenia o wolności. Roznosiłem ulotki, wybijaliśmy z kumplami szyby w komisariatach milicji, nosiłem oporniki na swetrze (ówczesny symbol oporu), uczestniczyłem w tajnych kompletach w kościołach i comiesięcznych manifestacjach sprzeciwu wobec SW (oj dostało się nieraz pałą po plecach)  i nawet na lekcji rosyjskiego zaintonowałem "Rotę", za co mój ojciec miał dość duże problemy w pracy i nie tylko a moje problemy zaczęły się na dobre w technikum, gdzie wychowawcą mojej klasy był szef Podstawowej Organizacji Partyjnej i skaptował do ZSMP całą klasę oprócz mnie i jeszcze jednego kolegi. Leciał z zapisami w dzienniku aż do mnie a ja odpowiedziałem, że nie mogę należeć do ZSMP, bo należę do Ligi Ochrony Przyrody... wyobrażacie sobie jaką miał czerwoną twarz i niemal piana z ust mu nie uleciała. Oj... miałem z nim później przeboje, bo nauczał 3 przedmiotów zawodowych i zawsze musiałem być perfekcyjnie przygotowany a na nich były i różniczki i całki i liczby zespolone, itd., bowiem moje średnie wykształcenie to technik aparatury kontrolno-pomiarowej, automatyki przemysłowej i metalurgii metali i poziom matematyki na automatyce był bardzo wysoki.

No i nadeszły szalone lata mojego dojrzewania. przypadające na okres 1983-1988. Pojawiły się pierwsze miłości i szalone randki, gdzie dotyk dłoni kochanej dziewczyny wystarczał na cały dzień a jej spojrzenie było wspaniałym snem na jawie i te oczy wyrażające wszystkie kolory tęczy. Telefony (stacjonarne) i długie listy, to było naprawdę wspaniałe. Do dziś mam swoje archiwum z tamtych lat. A do tego pochłaniałem wszelkie książki, nawet trzy czy cztery tygodniowo i po nocach. Zacząłem pisać wiersze i wierszem odwzajemniałem miłość tej jedynej, która była jedyną nieraz na długo a nieraz przemijała jak mgła poranna pozostawiając za sobą jedynie wilgotność zielonych traw moich wspomnień. Był to też okres fascynacji Witkacym, którego sztuki i książki przeczytałem wszystkie i sam... zacząłem nawet pisać abstrakcyjne i sarkastyczne sztuki na wzór Witkacego...

A to wszystko okraszone muzyką i fascynacją polskimi zespołami lat 80-tych. Byłem fanem i Republiki i Lady Pank czy TSA oraz Oddziału Zamkniętego, byłem Pankiem i zwolennikiem New Romantic, bywałem na koncernach zespołów polskich i zagranicznych jak Depeche Mode w Warszawie. Zainteresowałem się też tańcem break-dance do tego stopnia, że założyłem swoją grupę taneczną i wystąpiliśmy nawet w najbardziej wtedy znanym programie rozrywkowym TV "Jarmark" a później dawaliśmy występy niemal w całej Polsce. To też był czas szalony: w tygodniu szkoła a w weekend wyjazdy na "tańcowanie" i imprezy do białego rana, też okraszane alkoholem. To mi nie przeszkadzało w nauce, bo szybko się uczyłem i nie sprawiało mi to żadnych kłopotów, ale ziarno  odchodzenia od wiary już powoli wtedy zaczęło kiełkować, bowiem zacząłem się obracać wśród artystów różnej maści a tam osób wierzących było bardzo mało a ja jako młody chłopak chciałem im imponować i dorównać.

Ale nawet zanim to ziarno zaczęło kiełkować to jeszcze zdążyłem być na Mszy Świętej w Częstochowie w roku 1983, którą odprawiał Nasz Papież oraz na pogrzebie Błogosławionego Jerzego Popiełuszki, po którym napisałem wiersz:

"Miałem 16 lat i świat krętych dróg życia przed sobą...
Wszystko było możliwe, nic nie było przeszkodą...

Świat widziany ze szczytów gór dawał skrzydła anielskie...
I kazał lecieć ku pełni kolejnych dni nieskończonych, zdawały się wieczne...
Śmierć nie istniała...

Słońce oblane blaskiem purpury...
Kolor drogi mlecznej, zew dalekiej natury...
I tylko ten ciągły stukot pociągu... już Warszawa...

I tłumy szły, tłumy ich szły z gniewnym smutkiem...
Transparenty, znaki V, z ciszy krzykiem...
Śmierć zaistniała we mnie...

I nagle czerń nieba i te łzy zraszające serce...
Jego już nie ma wśród twarzy dających ciepło...
Jego, który swą prawością zło dobrem zwyciężał
Jego, który dawał nadzieję

A tłumy wracały w skupieniu...
Już wiedząc, że zwyciężył pośmiertnie...

Szedłem z nimi... już inny... zmieniony na zawsze...
Bo zostawił za sobą we mnie prawości i mądrości ślad

A ja widząc te tłumy zrozumiałem, że warto tak żyć
Dziękuję Ci za to księże Kapelanie!"

I właśnie tym wierszem zakończyłem swoją przygodę z gorącym katolicyzmem, bo pojawiły się inne drogi przeze mnie nie odkryte. Wspomniany okres dojrzewania był czasem mojego buntu wobec teraźniejszości i przeszłości. Z perspektywy czasu wiem, że to jest niemal norma, ale wtedy faktycznie myślałem, że zmienię ten świat tak, jak ja chcę. Pojawiła się pycha... a ona jest najgorszą rzeczą jaka może się zdarzyć człowiekowi i to niezależnie od wieku.

Oprócz tego wszystkiego odkryłem też pasję chodzenia po górach. Przeszedłem wszystkie polskie i czeskie szlaki górskie. Te szczyty i doliny były niczym blask wschodzącego letniego słońca, który rozświetlał swoim pięknem i nieskończonością istnienia.

Pomimo tego natłoku nowych wrażeń, jeszcze gdzieś tam w sercu tkwiło katolickie wychowanie i ta "moja skorupka", którą za młodu nasiąknąłem nieraz przeważała i starałem się być dalej katolikiem, albo mi się tylko tak wydawało. Co prawda uczestniczyłem w niedzielnych Mszach Świętych, chodziłem do rytualnej spowiedzi, przyjmowałem komunię, ale były to rzeczy raczej machinalne i dla mnie trochę absurdalne, bo... zacząłem czuć się nowoczesnym a religia tej nowoczesności była przeszkodą. Tak to sobie wykoncypowałem i zacząłem w ostatniej klasie szkoły średniej uważać się za agnostyka.

A później były studia poza miejscem zamieszkania, gdzie mogłem już bez nadzoru rodziców robić wszystko to, co mi się podobało i to był okres kiedy faktycznie powoli i systematycznie zacząłem odchodzić od mojej rodzinnej wiary. Wtedy wydawało mi się, że mogę rozpocząć nowe życie bez balastu przeszłości a że w owym czasie byłem poniekąd sangwinikiem/ekstrawertykiem (teraz to wiem) to  zbudowanie przeze mnie swojego świata nie było trudnością. Próbowałem jakoś pogodzić moją głęboko katolicką przeszłość z teraźniejszością i ugruntowanie w  sobie tego, że jestem agnostykiem było wybawieniem dla mnie i uspakajało moje wnętrze duchowe.

Powróciłem do wiary w 2010 roku a wyrazem tego były piesze pielgrzymki na Jasną Górę: pierwsza przepraszająca a druga prośbą o łaski dla mnie i mojej rodziny. Wcześniej też byłem na kilku pielgrzymkach do obecnego w Polsce  papieża św. Jana Pawła II.

I być może ten mój udar dał mi szansę na naprawę swojej przeszłości i inne spojrzenie na rzeczywistość.  

P.S. Niniejszym chciałbym serdecznie podziękować za opiekę moją lekarkę prowadzącą oraz  cały personel Oddziału Neurologicznego Wojewódzkiego Szpitala  Specjalistycznego we Włocławku.  

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 2 kwietnia 2024

19 lat minęło... Trzeba dziś powrócić do spuścizny św. Jana Pawła II, naszego papieża!

Dziś mija 19 rocznica śmierci św. Jana Pawła II. Pamiętam te chwile smutku i rozpaczy, kiedy zostaliśmy niemal osieroceni. Pamiętam te łzy, wzruszenie, smutek i żal... i te setki tysięcy modlących się o zdrowie Papieża i za duszę Papieża.

Odszedł wtedy ktoś, kto ukształtował całe pokolenie Polaków i również ja dojrzewałem z nim i czerpałem od niego siłę do pokonywania kolejnych moich dni życia. Moja droga istnienia na tym świecie była drogą jaką on mi wskazywał i choć nie zawsze go słuchałem... to w końcu dał mi jednak łaskę wiary, której tak pragnąłem. 

I jakoś tak zawsze w rocznicę Jego śmierci myślę właśnie o latach, które przeżyłem i o tym jak mało jest dziś w Polakach realizacji Jego słów kierowanych do nas... Myślę o swoim dzieciństwie, młodości i powolnym dorastaniu do obecnej, choć jeszcze zbyt małej ludzkiej dojrzałości...

Miałem dokładnie 10 lat, gdy zapłakała wzruszeniem ze szczęścia cała Polska... gdy te łzy zamieniały się niepostrzeżenie w uśmiech, radość, nadzieję i wiarę w lepsze jutro.

Stała się rzecz ówcześnie wprost nieprawdopodobna: nowym papieżem nie został Włoch a został nim nasz rodak Karol Wojtyła... kardynał zza "żelaznej kurtyny". Wpierw było niedowierzanie, szok... by ta radosna wieść tzw.: "pocztą pantoflową" rozeszła się błyskawicznie i dotarła do wszystkich Polaków.

W tamtejszej, komunistycznej prasie (np. w Trybunie Ludu) następnego dnia ukazały się tylko lakonicznie krótkie informacje, które niemalże ze wstydem i z zażenowaniem raczyły przekazywać fakt wyboru Polaka na Stolicę Piotrową.

Przez następne 27 lat Jan Paweł II był zawsze dla mnie - niezależnie jak mocno trwałem lub oddalałem się od wiary – postacią wyjątkową a dla Polski okazał się być największym obrońcą i ostoją jej tożsamości narodowej, faktycznym wybawicielem jej spod jarzma komunizmu.

Dziś jednak zadaję sobie wciąż pytanie: Co stało się z naszym narodem...Co się z nami stało, że w dużej mierze zapomnieliśmy o naszym świętym papieżu?

Odpowiedzi należy szukać chyba daleko wstecz. 

Zostaliśmy niestety skutecznie "przetrąceni" Stanem Wojennym i marazmem lat 80-tych. W latach 1981-1983 zmuszono do emigracji przeszło 1 mln autentycznych patriotów. Została KOR-owska, koncesjonowana opozycja i wiele milionów ludzi bez prawdziwych elit. Zryw solidarnościowy zakończył się zamordowaniem narodu, zamordowaniem jego ducha i tej naszej dumy, honoru i wartości nadrzędnych. 

Lata 90-te i dziki program Sachsa-Sorosa-Lipmana (dr. Leszka Balcerowicza) kompletnie spauperyzowały większość Polaków. Prywatyzacja za bezcen pozbawiła nas własności... a trockistwski oraz wyartykułowany przez A. Gramsciego oraz Szkołę Frankfurcką marksizm kulturowy wdarł się też do naszych umysłów stając się ponownym komunistycznym czynnikiem naszego zniewolenia. Tym razem bez udziału siły, ale perfidnie zmieniający nasze myślenie wedle rewolucyjnego francuskiego hasła: "Wolność, równość, braterstwo albo śmierć", przy czym ta "śmierć" niejako została zamieniona w marksistowskie hasło: "władzy raz zdobytej nie oddamy już nigdy". I dostaliśmy się  - wychodząc spod wpływów ZSRR - pod kuratelę współczesnych komunistów w postaci UE.

Ale mimo wszystko jeszcze trwaliśmy i to dzięki naszemu papieżowi. Jak jeszcze żył JPII mieliśmy jakieś odniesienie, jakiś autorytet, fundament. Mogliśmy zawsze liczyć na jego słowa i obronę naszej Polski... Przekonywał, że Polska może odnowić UE, aby powróciła do swoich chrześcijańskich wartości i fundamentów. Po 2005 roku zupełnie - jako naród - pogubiliśmy się... Ale też śmierć naszego Papieża pozostawiła zagubioną całą Europę i zapoczątkowała triumfalny do dzisiaj pochód lewacko-demoliberalnych elit odcinających się od chrześcijaństwa i powoli tworzących Związek Socjalistycznych Republik Europejskich - ZSRR-bis.

Dziś ze smutkiem mogę tylko stwierdzić, że w 19 lat po jego śmierci My, Naród Polski, obecnie mamy tylko jedną szansę na przetrwanie... W tych czasach odradzającej się ekspansji sowiecko-germańskiej, w czasach pauperyzacji i promowania kosmopolitycznej bezpaństwowej (quasi znów komunistycznej) europejskości, w czasie budowania amoralnej i totalitarnej politpoprawności i multikulturowości, w czasie próby stworzenia beznarodowego jednego społeczeństwa bez wiary i wartości... musimy przypomnieć sobie nauczanie naszego św. Jana Pawła II, jego postawę, jego patriotyzm i jego duchową WIELKOŚĆ!

Dla mnie osobiście zawsze był i pozostał autorytetem moralno-etycznym. Na różnych forach internetowych opisując swoją osobę przytaczam cztery cytaty Jana Pawła II, które wyznaczają mi drogę i jakość mego życia:

"Jeśli ktoś lub coś każe Ci sądzić, że jesteś już u kresu, nie wierz w to! Jeśli znasz odwieczną Miłość, która Cię stworzyła"; 

"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, ale kim jest, nie przez to, co ma, lecz przez to czym dzieli się z innymi"; 

"Nie sposób inaczej zrozumieć Człowieka, jak w tej wspólnocie jaką jest Naród"; 

"Musicie być mocni mocą wiary i nadziei".

Jakże wiele można z nich wyczytać a przecież jest jeszcze wiele setek podobnych, tyle słów już zapomnianych... powróćmy do nich i czerpmy z nich wiarę i nadzieję w moc dobra, przyzwoitości i międzyludzkiej miłości. Bądźmy mocni mocą wiary i nadziei na lepsze jutro nas samych i naszej Ojczyzny...

Teraz - po wyborach parlamentarnych w roku 2023 - nie mamy już wyjścia. Po prostu musimy powrócić do dziedzictwa naszego Papieża, które możemy zawrzeć w stwierdzeniu: wolność jest prawem każdego człowieka, każdego narodu i tylko poprzez wyzwalającą prawdę i negację kłamstwa tą wolność można mieć i ją zachować. Po prostu musimy znów oprzeć się na fundamencie nauk naszego rodaka aby uratować naszą niepodległość, suwerenność i wolność...

Za 8 dni 10 kwietnia, już 14 rocznica zamachu smoleńskiego... dzień smutku i łez oraz chyba bezsilności wobec ogromu ZŁA otaczającego nas wówczas ze wschodu, zachodu i ze "środka".

Pamiętajmy jednak, że Jan Paweł II podtrzymał w Nas-Polakach narodową dumę z polskości, chrześcijaństwa oraz dał Nam duchową moc przetrwania i wierzę, że nigdy się nie poddamy i odbudujemy naszą Polskę... I to mimo tego, że dziś rządzą nami antypolacy z kręgów PO (KO), TD i Lewicy!

Za życia JPII był już świętym, teraz jest już pośmiertnie świętym. Niech ta świadomość, świadomość Jego świętości pozwoli nam uwierzyć, że warto trwać, walczyć hartem i niezłomnością ducha, że miejsce zhańbionych zawsze w końcu znajdzie się na "zgniłych i wstydliwych kartach historii" a wydobywający się z nich "nieprzyjemny fetor" zostanie zneutralizowany zapomnieniem...

Módlmy się codziennie, aby Jego święte wstawiennictwo w Domu Pana pozwoliło odrodzić się naszej Ojczyźnie, pozwoliło odrodzić się nam samym, pozwoliło przetrwać wojnę prowadzoną wobec nas przez światowe i krajowe elity lewacko-demoliberalne.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 31 marca 2024

Radujmy się i weselmy... mimo wszystko...

Dzisiaj Jezus Chrystus Zmartwychwstał. Dla wszystkich katolików na świecie to najradośniejsze w roku i najważniejsze wspomnienie największej Tajemnicy Wiary, dzięki której nabiera ona właściwego sensu i wymiaru. Święto Zmartwychwstania Pańskiego obchodzą też wszystkie kościoły chrześcijańskie.

Jezus Chrystus wcześniej musiał umrzeć a ta śmierć Jezusa Chrystusa na Krzyżu jest dla ludzi wierzących jednym z najtragiczniejszych, ale dzięki niej właśnie mogło nastąpić Zmartwychwstanie. Krzyż Święty jest symbolem chrześcijaństwa

Sama śmierć była męczeńska. Z rąk katów zginął niewinny człowiek, który z woli Boga narodził się na Ziemi jako Jego Syn, aby nieść Jego Słowo. Nie został ukamienowany. Kaci, Mordercy wpierw w swoim zaprzaństwie i bałwochwalczym tchórzliwym obłędzie musieli Go poniżyć, ośmieszyć i zadać mu ból Drogi Krzyżowej. Wewnętrzna Moc Jezusa, której tak bali się Jego oprawcy i głęboka wiara w Ojca, jakiej nigdy  nie zaznali stała się dla Nas wszystkich odkupieniem naszych win.

Nauczyciel Słowa Bożego zginął tragicznie jedynie za głoszenia  tego Słowa i wskazywanie innej, lepszej oraz godnej drogi życia, po której ludzie winni kroczyć ku Zbawieniu. Ale przecież ta śmierć zadana Mu przez ziejących nienawiścią i strachem innych ludzi okazała się Zwycięstwem Zmartwychwstania, zwycięstwem Dobra nad złem, Miłości nad nienawiścią, Prawdy nad kłamstwem, Godności nad pogardą i małością, Życia nad śmiercią... To daje i nam dziś radość i możemy się weselić, bo Jego Zmartwychwstanie zapowiada też takie Zmartwychwstanie nas samych...

Zważmy jednak, że śmierć zadana Jezusowi a zakończona Jego zwycięstwem, czyli Zmartwychwstaniem nie kończy Jego Mesjanistycznej Drogi Życia na Ziemi. Wprost przeciwnie! Każdy z nas, naszych przodków i tych, którzy przyjdą po nas... My wszyscy jesteśmy budowniczymi kolejnych "odcinków" tej drogi... aż do Dnia Ostatecznego i ponownego wstąpienia do Królestwa Bożego...

Budujmy tą drogę do Bożej Szczęśliwości każdego dnia i najlepiej oraz najpiękniej jak tylko potrafimy. Trwajmy w prawdzie i głośmy prawdę,  nie bójmy się upadać, ale silni pokorą zawsze starajmy się wstawać i iść dalej tą jakże w sumie prostą drogą... zostawiając za sobą miłości, dobroci i mądrości ślady.

Jezus Chrystus poprzez swoje Zmartwychwstanie  dał nam wiarę w zwycięstwo i czerpanie radości nawet z cierpienia... Zło, obłuda, kłamstwo, ból... były dla Jezusa tylko tragicznymi etapami w drodze do zwycięstwa  i pełnej chwały.

Niech w codziennym życiu królują w nas Wiara, Nadzieja i Miłość a radość z pewności  Zmartwychwstania Pańskiego upewnia nas, że ostatecznie zatwardziałym piewcom Zła Bóg wyznaczył rolę przegranych i wiecznie potępionych...

Niech Droga jaką wyznaczył nam Jezus Chrystus będzie naszą drogą wiary w zwycięstwo właśnie dobra, prawdy i piękna... a dla naszej Ojczyzny będzie zwiastowaniem jej zwycięstwa nad obecnym zniewoleniem...

Radujmy się więc i weselmy... i nie traćmy nigdy nadziei i optymizmu... mimo wszelkich trudności i przeciwności losu... I trwajmy przy Jezusie mimo, że szatański świat nakazuje nam Jego odrzucenie.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 26 marca 2024

Obecny rząd to rząd a'la "Dyzmów"?

Chyba wszyscy znają serial z 1980 roku pt.: "Kariera Nikodema Dyzmy", który został zrealizowany na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza wydanej w 1932 roku. Niezapomnianą rolę Nikodema Dyzmy zagrał w serialu Roman Wilhelmi. 

Cała fabuła oparta jest na losach Nikodema Dyzmy, który jako człowiek nieokrzesany, pozbawiony kwalifikacji, kłamca i na wskroś osobnik prymitywny dzięki sprytnemu oszustwu i karierowiczostwu osiąga szczyty władzy państwowej.  

I jak ja sobie tak patrzę na ten nowy rząd D. Tuska to mam jedno skojarzenie: ten rząd niemal wypełniony jest różnej maści a'la "Dyzmami" o różnej skali "dyzmatowości". Jedni są a'la "Dyzmami" u początku kariery a inni już są nimi niemal w pełnej krasie. 

Czekam aż w końcu pojawi się ktoś, który niczym hrabia Żorż Ponimirski unaoczni Polakom jaki ten rząd faktycznie jest... bo na dziś i po 100 dniach jego rządów można się jedynie śmiać z chyba głupoty wyborczej tych, którzy głosowali na D. Tuska i jego zgraję a'la "Dyzmów". To właśnie Ci Polacy pozwolili wejść na piedestały tym ludziom. 

Trzeba też pamiętać, że Nikodem Dyzma był skłonny nawet popełniać groźne przestępstwa, aby tylko prawda o nim "nie ujrzała światła dziennego" i aby dalej mógł opływać w luksusie władzy i pieniędzy. Wykorzystał też państwowe organy ścigania, aby pozbyć się Leona Kunickiego i przejąć jego majątek.  

Posłuchajcie drodzy wyborcy KO, TD i Lewicy... Ten Żorż może śmieje się z Was?


I jestem ciekaw czy ten śmiech ugrzęźnie mu w gardle po 7 kwietnia i 9 czerwca, czy też będzie się śmiał jeszcze głośniej i nawet spazmatycznie... 

P.S.

Dzisiaj służby organów ścigania D. Tuska i A. Bodnara brutalnie wtargnęli do domu chorego i nieobecnego Z. Ziobry oraz do innych domostw polityków Suwerennej Polski. Podobnie te służby wtargnęły też do budynków klasztornych Księży Sercanów. Czy celem najścia na dom Z. Ziobry jest podrzucenie "kompromatów"? (https://wpolityce.pl/polityka/686444-w-najsciu-na-dom-ziobry-chodzi-i-podrzucenie-kompromatow)

Nie wiem czy tak jest, ale jedno wiem na pewno: totalitarny rząd D. Tuska postępuje tak jak w najgorszej stalinowskiej komunie czy w Stanie Wojennym a współcześnie przypomina działania satrapów: W. Putina i A. Łukaszenki. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 25 marca 2024

Zagrożenia dla Polski w strefie euro

Autorem tytułu i treści tego felietonu (pod podkreśleniem) nie jestem ja, ale prof. dr hab. Janusz Bilski. Jest on emerytowanym pracownikiem Uniwersytetu Łódzkiego. W trakcie pracy naukowej badał zagadnienia międzynarodowego systemu walutowego, teorii kursów walutowych i światowych rynków walutowych. 

Ów tekst [1] wydał mi się ważny, a dodatkowo jest bardzo merytoryczny co jest rzadkością nawet wśród ekonomicznych naukowców, nawet profesorów.  

Liczę, że przedstawienie jego treści na moim blogu rozszerzy liczbę osób, które go przeczytają i zaczną realnie zastanawiać się nad sensownością  - o ile w ogóle - szybkiego przyjęcia unijno-niemieckiej waluty Euro w naszej Polsce. Można ten tekst traktować jako niemal przedłużenie mojego felietonu pt. "W obronie prezesa NBP. NIE dla waluty Euro!" [2].

Oczywiście nie muszę chyba nikomu oznajmiać, że jestem przeciwnikiem zarówno samej waluty Euro jak i jej wprowadzenia w Polsce, i zgadzam się z konkluzjami Pana profesora J. Bilskiego. 

--------------------------------------------------------------------------------

Zagrożenia dla Polski w strefie euro

Wprowadzenie euro jest niebezpieczne z ekonomicznego i politycznego punktu widzenia. Polska gospodarka jest jeszcze niedojrzała, różnice technologiczne, rozwój systemu finansowego, poziom konkurencyjności wymagają przyspieszonej modernizacji. Nasza gospodarka wychodzi dopiero z rozwoju zależnego, potrzebny jest czas.

W przestrzeni publicznej rzadko mamy do czynienia z gruntowną analizą korzyści i zagrożeń wynikających z przystąpienia Polski do unii gospodarczej i walutowej (UGW).

Powstają prace o charakterze raczej przyczynkarskim – nie analizują wszystkich aspektów członkostwa Polski w strefie euro. Na domiar złego dyskusje wokół problemu mają silne zabarwienie polityczne; to nie sprzyja rzeczowej ocenie zysków i kosztów związanych z wprowadzeniem w Polsce euro. Poniższe opracowanie nie pretenduje do roli kompleksowego badania – jest subiektywną oceną zagrożeń wynikających z członkostwa w UGW (unia gospodarcza i walutowa).

Wniosek główny można sformułować następująco – Polska nie powinna przystępować do strefy euro ze względu na zagrożenia, jakie wynikają z obecnych mechanizmów i systemu zarządzania w UGW. 

Przyjęcie euro można rozważyć po gruntownej reformie Eurosystemu. Dwa najważniejsze powody, które uzasadniają taką konkluzję to:

1. Władze Eurosystemu stworzyły mechanizm pułapki zadłużeniowej wobec państw deficytowych. Prowadzi to do niekontrolowanego zadłużenia i utraty suwerenności finansowej. Dług staje się niepodtrzymywalny. Brak możliwości zarządzania na poziomie państw uruchamia procesy sprzyjające tworzeniu quasi-federacji.

2. W unii walutowej występują zjawiska petryfikujące podział na kraje centrum i peryferii; pogłębia to dysproporcje rozwojowe między członkami UGW. Co więcej, kraje peryferyjne spychane są na ścieżkę rozwoju zależnego. Wyjaśnieniem tych procesów jest deformujące działanie przeszacowanego, realnego kursu walutowego.

Od kilku lat Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej rozwijają się niezwykle dynamicznie i z po wodzeniem „gonią” czołówkę państw UE. Wielkość długu publicznego należy do najniższych we Wspólnocie. Istnieją obawy, że przystąpienie obecnie do strefy euro może zahamować rozwój ekonomiczny i społeczny kraju.

Wspólnota długu

Sytuacja finansów publicznych w większości państw południowej flanki strefy euro jest dramatycznie zła. Dziś część krajów unii walutowej jest zadłużona bardziej niż w najgorszych latach II wojny światowej. W okresie globalnego kryzysu finansowego Grecja była uważana za bankruta z długiem publicznym na poziomie 126 proc. PKB (2009 r.). W III kwartale 2022 r. po wdrożeniu drakońskich programów naprawczych Grecja jest już zadłużona w wysokości 178 proc. PKB, Włochy – 147 proc., Portugalia – 120 proc., Hiszpania – 115 proc., Francja – 113 proc. Dla porównania Polska – 50,3 proc. PKB.

W 2022 r., w sześciu państwach (Niemcy, Włochy, Francja, Belgia, Hiszpania, Austria) roczne koszty obsługi długu przekroczyły 16 proc. PKB. Próg ten jest traktowany przez Komisję Europejską jako punkt krytyczny. Oznacza to, że największym gospodarkom UE może grozić kryzys płynnościowy. I nie jest to opinia ekonomistów nieprzychylnych integracji monetarnej – jest to prognoza Komisji przedstawiona w „Debt Sustainability Monitor 2022” (kwiecień 2023, s. 34).

Jak mogło dojść do tak niebezpiecznego wzrostu zadłużenia publicznego? Według mnie jest to splot trzech grup przyczyn, które uruchomiły pułapkę zadłużeniową.

Pierwsza wynika z faktu, że w strefie euro nie działają mechanizmy wyrównawcze wymuszające na krajach osiąganie równowagi zewnętrznej. Jedyną potencjalną metodą równoważenia rachunku obrotów bieżących na szczeblu rządów jest tzw. wewnętrzna dewaluacja. Oznacza to redukcję wydatków, ograniczenie inwestycji, obniżkę płac, zatrudnienia i innych. Celem jest poprawa konkurencyjności zewnętrznej gospodarek. Dla wielu rządów świadome wprowadzanie gospodarki w recesję jest działaniem opacznym i z ekonomicznego, i ze społecznego punktu widzenia. W tej sytuacji krajom pozostają sprawdzone metody osiągania równowagi, tzn. zaciąganie kredytów oraz import kapitału. Na szczeblu Eurosystemu nie stworzono mechanizmów lub reguł postępowania, które substytuowałoby procesy wyrównawcze. W projektach reformy strefy euro pojawiały się propozycje wykorzystania risk sharing do amortyzowania negatywnych konsekwencji szoków asymetrycznych. Jak pokazują badania, efekty tych działań są bardzo skromne (raport EBC 2021).

Drugą grupą przyczyn narastania długu były nadzwyczaj korzystne warunki rynkowe dla zewnętrznego finansowania nierównowag krajowych w ostatnich 10–12 latach (do 2021/2022). Według BIS stopy procentowe były najniższe od XIV w. (raport BIS 2021) i wynosiły od 0,0 proc. do 1,5 proc. W długich okresach oprocentowanie było negatywne. Inflacja w tym czasie wahała się w przedziale 0–2 proc. w większości państw strefy euro. Europejski Bank Centralny od czasu Globalnego Kryzysu Finansowego prowadzi politykę luzowania ilościowego. Ważnym mechanizmem tego procesu były programy skupu obligacji. Efektem zaś zwiększenie płynności rynku, tworzenie stałego popytu na papiery skarbowe i w konsekwencji utrzymywanie niskich rentowności obligacji. Przedstawiona sytuacja stworzyła nieograniczoną pokusę permanentnego zadłużania państw.

Jedynym ograniczeniem, raczej teoretycznym, były reguły Paktu Stabilizacji i Wzrostu (zawieszone w latach 2020–2022 i w 2023 r. ponownie zawieszone). I tu z  pomocą przyszła nauka. To jest trzecia grupa przyczyn powstania pułapki zadłużeniowej. Na przełomie drugiej dekady XXI w. powszechna stała się opinia, że narastanie długu w warunkach niskich kosztów finansowania może być korzystne dla wzrostu gospodarczego i równocześnie neutralne dla stabilizacji fiskalnej kraju.

Przedstawione poglądy rozpropagowała bardzo opiniotwórcza praca Oliviera J. Blancharda z 2019 r. „Public Debt and Low Interest Rates”. To był argument, dla wielu ekonomistów i polityków, za utrzymaniem dotychczasowej metody finansowania deficytów. Autor uważał, że niskie stopy procentowe i łatwość rolowania długu powoduje, że wzrost zadłużenia publicznego nie tworzy kosztów fiskalnych.  Finansowanie długu nie wymaga podnoszenia podatków. W konsekwencji reguły fiskalne, jak pisał niemiecki ekonomista Daniel Gros, stały się już tylko problemem akademickim. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że dosyć powszechna akceptacja wniosków Blancharda spotykała jednak opinie krytyczne. Przykładem są prace cytowanego D. Grosa i innych („EconPol POLICY BRIEF” nr 38).

Warto też zwrócić uwagę na dynamikę narastania deficytów finansów publicznych w ostatnich latach. W sześciu krajach dług wzrósł o ok. 10 p.p. Rekordzistką jest Hiszpania z wynikiem ok. 20 punktów. W Polsce i w ośmiu innych krajach poziom długu do PKB obniżył się. Dane te pokazują, że narastanie deficytów nie jest konsekwencją działania szoków asymetrycznych czy wahań koniunkturalnych. Zjawisko ma charakter systemowy, a jego źródła tkwią w wadliwie działających mechanizmach unii walutowej.

Koszty obsługi zadłużenia

Komisja Europejska od kilku lat bada zdolność państw UE do obsługi zadłużenia. Efektem tych prac są roczne raporty. Ciekawe jest to, że badania te co roku zmieniają nazwę i częściowo metodologię. W artykule wykorzystano dwa ostatnie raporty: 1. Fiscal Sustainability Report 2021 (opublikowany w 2022 r.) i 2. „Debt Sustainability Monitor 2022” (opublikowany w 2023 r.).

W najbardziej zadłużonych krajach UE (Francja, Włochy, Hiszpania, Grecja) roczne GFN będą wynosiły ponad 20 proc. PKB. W 5 krajach koszty obsługi zadłużenia szacowane są w wysokości ok. 5 proc. PKB. W Polsce koszty finansowania długu, według cytowanego raportu, będą wynosiły ok. 6 proc. PKB rocznie. I tu ciekawostka, w raporcie opublikowanym w 2023 r. nastąpił gwałtowny wzrost GFN do ponad 10 proc. Jest to zupełnie niezrozumiałe, uzasadniono to bardzo ogólną oceną o prawdopodobnym pogorszeniu się warunków makroekonomicznych w 2022 r. Jest to ewidentna pomyłka. I taką prognozę Komisji przygotowano opierając się na danych z października 2022 r. (ibidem, str. 58). Przyjęto, że dług publiczny Polski wzrośnie do poziomu 52,9 proc. PKB; w rzeczywistości zmalał (IV kwartał 2022 r.) do 49,1 proc. (w 2021 r. – 49,5 proc.). Według ekspertów Komisji potencjalny PKB Polski miał w 2022 r. osiągnąć 2 proc. – rzeczywisty PKB w 2022 r. wzrósł o 5,1 proc. Dysponując zatem danymi z 10 miesięcy takich błędów się nie popełnia.

W omawianych raportach przedstawiono test wrażliwości nowego i rolowanego długu na zmiany stóp procentowych. Raport z 2022 r. pokazał następujące wyniki: wzrost o 1 p.p. skutkuje powiększeniem długu średnio o 5,8 p.p. w krajach UE i o 6,4 p.p. w UGW w 2031 r. W sześciu najbardziej zadłużonych krajach (Belgia, Grecja, Hiszpania, Francja, Włochy, Portugalia) wzrost ten wyniesie 7,8 p.p. powyżej scenariusza bazowego.
Należy w tym miejscu przypomnieć, że omawiane raporty przyjęły bardzo optymistyczne założenie – jest to prognoza podwyżki stopy referencyjnej EBC o 1 p.p. Dziś już wiadomo, że założenia te są nieaktualne. Główna stopa EBC wzrosła od lipca 2022 r. z poziomu 0,0 proc. do 4,25 proc. (sierpień 2023 r.). Konsekwencje tego będą bolesne dla najbardziej zadłużonych państw UGW. W tej sytuacji konieczne są działania wspierające ze strony Eurosystemu.

To już się dzieje od blisko 10 lat. Są to różnego rodzaju programy skupu obligacji na rynku wtórnym. Większość z nich zakończyła się w lipcu 2022 r., wkrótce jednak uruchomiono nowe w reakcji na wzrost stóp procentowych (The Transmission Protection Instrument – TPI).

Działanie i efekty stabilizujące programów są dobrze opisane w literaturze przedmiotu. Mniej jest natomiast analiz badających negatywne, długoterminowe konsekwencje interwencji EBC.

Pozytywy to:

1. Harmonizacja poziomów rentowności obligacji skarbowych w krajach UGW;

2. Stworzenie stabilnego popytu na dokumenty dłużne, co gwarantuje niskie ceny długu. To są niewątpliwe sukcesy programów.

Główną negatywną konsekwencją interwencji EBC jest zablokowanie działania (via stopa proc.) mechanizmów osiągania równowagi między popytem na kapitał (cena kapitału pożyczkowego) a podażą funduszy (oszczędności). Jest to efekt zaniżania ceny długu w części państw Eurosystemu. Brak związku między premią za ryzyko a wielkością długu wyeliminował rynkowe ograniczanie narastania zobowiązań. Zdeformowane zostały mechanizmy i funkcje alokacyjne rynków finansowych strefy euro. To prawda, że również w innych krajach (USA, Wielka Brytania) działały programy skupu aktywów, nigdy jednak tak długo i na taką skalę. Na przykład w 2021 r. programy EBC pokrywały znaczącą część GFNs państw: Portugalia – 74 proc., Słowacja – 72 proc., Grecja – 47 proc., Niemcy – 40 proc. Powstał w ten sposób subrynek długów rządowych, gdzie jedynym inwestorem są banki centralne.

Czy przedstawiona powyżej sytuacja państw południowej flanki strefy euro może stać się udziałem Polski? Czy nasza gospodarka może wpaść w pułapkę zadłużeniową? Obawiam się, że tak. Konkurencyjność międzynarodowa i równowaga zewnętrzna Polski są bardzo kruche. Pozycja eksportu opiera się na konkurencji cenowej, nie technologicznej. Elastyczna, niezależna polityka pieniężna i kursowa są warunkiem sine qua non kontrolowania deficytów. Twarde warunki rynkowe hamują pokusę życia ponad stan.

Dysproporcje rozwojowe w UE

Celem tworzenia ugrupowań integracyjnych jest wyrównanie poziomu rozwoju krajów członkowskich. Konwergencja ekonomiczna i społeczna zapisana jest w traktatach europejskich. Brak postępów w tym zakresie oznacza dysfunkcjonalny charakter mechanizmów integracyjnych. W 2022 r. przeprowadziłem badania na temat różnic w poziomie rozwoju różnych grup państw UE. Wyniki zostały opublikowane między innymi w „Obserwatorze Finansowym” z 4 lutego 2023 r.

Kraje Wspólnoty podzieliłem na trzy grupy (pełna klasyfikacja państw w artykule w „Obserwatorze Finansowym”): centrum tworzą kraje o najwyższym poziomie rozwoju. Semiperyferie to państwa przede wszystkim południowej flanki strefy euro i Europy Środkowo-Wschodniej oraz Południowej, najsłabiej rozwinięte kraje UE to peryferia.

Badanie to różni się taksonomią od większości znanych mi prac. Bodaj po raz pierwszy kraje objęte są identyczną metodologią badań jak pozostałe gospodarki UE. W analizie wykorzystałem dwie grupy wskaźników. Pierwsze to indeksy określające zaawansowanie ekonomiczne państw. Są to np. PKB per capita, wskaźniki wydajności pracy, wartość dodana eksportu i inne. Drugą grupę tworzą miary porównujące poziom konwergencji w dwóch obszarach – synchronizacja faz cyklu koniunkturalnego oraz podobieństwo struktury sektorowej gospodarki. Badanie obejmuje ostatnie 20 lat.

Generalnie wnioski wynikające z analiz można przedstawić następująco:

1. Powiększa się dystans rozwojowy między krajami centrum a semiperyferiami; oznacza to postępującą polaryzację gospodarek strefy euro;

2. Kraje peryferyjne (w większości poza UGW) osiągnęły w wielu wskaźnikach poziom zbliżony do krajów semiperyferyjnych.

Wnioski takie mogą irytować naiwnych euroentuzjastów. Są to jednak fakty potwierdzone licznymi badaniami.


Opublikowany w 2020 r. artykuł Claudiusa Gräbnera i Jakoba Hafele omawia dorobek literatury światowej na temat relacji centrum-peryferia w UE („The Emergence of Core-Periphery Structures in the European Union: a Complexity Perspective”, ZOE Discussion Papers No 6, 2020). Badania potwierdzają podział na dwie grupy państw o różnym poziomie zaawansowania technologicznego gospodarek. Poza tym duża część prac wskazuje na pogłębianie się dysproporcji w strefie euro. Różni autorzy wskazują odmienne przyczyny procesów polaryzacyjnych. Są to między innymi:

– nierównomierne rozmieszczenia potencjału technologicznego,
– odmienna struktura tworzenia PKB,
– nieekwiwalentna wymiana handlowa, rozumiana szerzej jako wymiana technologiczna,
– neoliberalne modele wymiany międzynarodowej,
– odmienne modele wzrostu gospodarczego,
– finansjalizacja gospodarek ze szczególnym uwzględnieniem Globalnego Kryzysu Finansowego,
– przyczyny o charakterze społecznym i instytucjonalnym.

Wymienione przyczyny nie mają zatem, według mnie, charakteru decydującego. Głównym powodem polaryzacji gospodarek w UE jest wadliwe działanie strefy euro. Długookresowe odchylanie kursu realnego od nominalnego w części państw strefy euro petryfikuje tradycyjną strukturę sektorową tworzenia PKB, co hamuje wzrost wydajności pracy i obniża konkurencyjność zewnętrzną gospodarek.

Warto zwrócić uwagę na wyniki badań dotyczących procesów polaryzacyjnych w UE. Podstawowy makrowskaźnik to tempo wzrostu PKB do czasu kryzysu covidowego.

Zdecydowanie wolniejszy wzrost PKB w krajach Południa Europy wpłynął na pozostałe wskaźniki. I tak PKB per capita w latach 2009–2020 obniżył się w krajach semiperyferyjnych oraz we Włoszech, Francji i na Słowacji (OECD 2022). Wzrósł w pozostałych krajach.

Wydajność siły roboczej liczona PKB na godzinę pracy jako procent średniej UGW w latach 2012–2019 obniżyła się w krajach semiperyferyjnych.

Przykładowo w Grecji w 2012 r. – 61,5 proc., w 2019 r. – 57 proc.; Hiszpania odpowiednio – 89 proc. i 88 proc. W krajach centrum wskaźnik wykazywał stabilizację (w części wzrósł, w innych, np. Włochy – się obniżył). W krajach peryferyjnych dynamika wzrostu była wysoka i dla przykładu w Polsce indeks wzrósł o 10 p.p., Litwa – 8 p.p., Czechy – 5,5 p.p.

Należy przy tym pamiętać, że powyżej przedstawione są kierunki i dynamika zmian. W dalszym ciągu jednak dystans dzielący peryferie i centrum jest znaczący.

Wnioski na temat wydajności pracy skorelowane są z danymi o przekształceniach strukturalnych w gospodarkach państw UE. Mierzone to jest procentowym udziałem różnych sektorów w całkowitej wartości dodanej (gross value added at current basic prices). W badanych grupach państw można zaobserwować następujące tendencje (Eurostat 2021):

1. W krajach centrum sektory tradycyjne (rolnictwo, przemysł, budownictwo i inne) w latach 2009–2019 wykazywały stabilne udziały. Podobnie w krajach semi- i peryferyjnych. Przesunięcia dotyczyły jedynie zmiany udziałów poszczególnych sektorów. Tak np. w krajach Południa Europy wzrósł udział rolnictwa, zmniejszył się natomiast budownictwa.

2. Z punktu widzenia badania ważne są zmiany udziału sektorów nowoczesnych (wysokowydajnych) ze szczególnym uwzględnieniem działu nauki i zaawansowanych technologii. I tak w krajach centrum obserwujemy stabilizację udziału tych branż w tworzeniu PKB. W krajach semiperyferyjnych partycypacja tych sektorów zmniejszyła się, w peryferyjnych wzrosła i osiągnęła poziom państw Południa Europy.

Sektor nauki i wysokich technologii szczególnie ważny dla modernizacji gospodarek wykazywał w krajach rdzenia lekki wzrost. Niemcy w latach 2009 i 2019 odnotowały odpowiednio 10,7 proc. i 11,5 proc., Holandia – 14,3 proc. i 15,5 proc., podobnie było w innych państwach. Kraje semiperyferyjne wykazały w badanym okresie spadek udziału sektora; tak na przykład Hiszpania – 11,6 proc. (2009 r.) i 7,6 proc. (2019 r.), Grecja odpowiednio – 6,3 proc. i 5,5 proc. W krajach ESWiP obserwowaliśmy stabilny wzrost wskaźnika i tak Polska – 7,2 proc. i 8,5 proc., Węgry – 8,9 proc. i 10,4 proc., Słowacja – 8,3 proc. i 10,8 proc. Przedstawione tendencje są ważne, nie można jednak zapomnieć, że kraje semi- i peryferyjne odnotowują wskaźniki poniżej średniej UE, która wynosi 11,5 proc.

Wielu ekonomistów wyraża opinię, że wielkość i dynamika eksportu do PKB świadczą o pozycji konkurencyjnej kraju na rynkach międzynarodowych. Wskaźnik ten w krajach peryferyjnych osiąga bardzo dobry poziom. I tak, np. Czechy, Litwa, Węgry z udziałem 71–80 proc. dorównują Belgii i Holandii. Polska z wynikiem 55,6 proc. jest na poziomie Niemiec, Szwecji, Austrii. Relatywnie niski udział eksportu w PKB odnotowują kraje Południa Europy: Włochy, Francja, Hiszpania, Portugalia, jest to 28–36 proc. Wskaźniki te są ważne z punktu widzenia dalszych analiz, określają bowiem wielkość tzw. sektorów tradable i nontradable.

O zaawansowaniu technologicznym eksportu świadczy kolejny indeks, to jest bezpośrednia wartość dodana eksportu (WITS Comtrade–2020). Wskaźnik ten w latach 2004–2019 wykazywał następujące tendencje. W krajach centrum, z wyjątkiem Francji, odnotowano wzrost indeksu na poziomie 30–40 proc. W krajach semiperyferyjnych dynamika wyniosła poniżej 30 proc. (Grecja obniża wskaźnik o 19 proc.). W krajach peryferyjnych dynamika bardzo wysoka (np. Polska 115 proc.), pamiętać jednak należy, że gospodarki te startowały z bardzo niskiego poziomu.

Biorąc pod uwagę poziom sald rachunków obrotów bieżących, to obserwujemy tu bardzo ciekawe zjawisko. W połowie pierwszej dekady XXI w. w krajach Południa Europy nastąpiła radykalna poprawa sald C/A. Zbiegło się to w czasie z eksplozją ujemnych sald w systemie Target 2, które systematycznie narastały. W marcu 2023 r. najwyższe saldo ujemne miały Włochy ca 685 mld euro, Hiszpania – 446 mld, Grecja – 115 mld, Portugalia – 66 mld. Niemcy miały saldo dodatnie w wysokości 1100 mld euro. Przedstawione dane nie pozostawiają wątpliwości – salda rachunków bieżących są zniekształcone działaniem Target 2.

Należy zatem zwrócić uwagę na następujące fakty:

– kraje semiperyferyjne to bez wyjątku członkowie strefy euro,
– jest to grupa najbardziej zadłużonych gospodarek w UGW,
– państwa te charakteryzują się niższą efektywnością procesów ekonomicznych.

Przyczyny polaryzacji gospodarek w strefie euro

Dla wyjaśnienia opisanych procesów można wykorzystać zmodyfikowaną koncepcję tzw. „hipotezy wydajnościowej” Samuelsona-Balassy (Janusz Bilski, „Międzynarodowy System Walutowy”, PWE 2006), adaptując ją dla obszaru jednowalutowego.

Gospodarki państw UGW składają się z dwóch sektorów tradable i non-tradable. Sektor non-tradable produkuje towary i usługi na rynek wewnętrzny, nie jest wystawiony na działanie konkurencji zewnętrznej. Charakteryzuje się niższą wydajnością pracy niż tradable, towarzyszy temu wzrost cen i płac. Powoduje to, że rentowność sektora utrzymuje się na wysokim poziomie.

Opisane zjawiska umożliwiają powstanie przeszacowanego kursu realnego (nie nominalnego). Duży udział sektora non-tradable w PKB powoduje przeszacowanie kursu realnego w całej gospodarce. Zjawisko to występuje w krajach południa Europy. Dodatkowo wysoka rentowność powoduje alokację zasobów w sektorze non-tradable. W krajach północy Europy (Niemcy, Holandia) mają miejsce odwrotne procesy, inwestycje są lokowane w sektorach nowoczesnych – tradable (Alberto Alesina, Guido Tabellini & Francesco Trebbi, l. „Is Europa an Optimal Political Area?”, „NBER Working Paper Series” no 23325, 2017).

Zjawisko to powoduje powiększanie się luki technologicznej między Południem a Północą strefy euro. Oczywistą konsekwencją jest słaby wzrost, narastanie długu publicznego, utrata konkurencyjności międzynarodowej. Potwierdzają to liczne badania. Wyniki różnią się na ogół siłą oddziaływania przeszacowanego kursu walutowego. To zrozumiałe, analizy dotyczyły różnych grup państw (w tym euro), różnych okresów, odmienna była niekiedy metodologia. Bardzo istotny wpływ miały wielkość sektora non-tradable oraz skala różnic w wydajności pracy między sektorami. To nie są łatwe badania, analizowane są impulsy gospodarcze o niskiej częstotliwości – trudne do identyfikacji. Dopiero w długich okresach kumulatywne zmiany pokazują polaryzacyjny charakter procesów. Problem wpływu przeszacowanego realnego kursu walutowego na gospodarkę był również badany przez instytucje unijne (np. „ECB Working Paper Series”, No 2018, November 2017). Wnioski nie są zbyt radykalne, to zrozumiałe racje ekonomiczne przegrywają z ambicjami politycznymi. Widać coraz wyraźniej, że unia walutowa to nie jest projekt gospodarczy – to jest wehikuł, który ma przekształcić Wspólnotę w quasi-federację (J. Bilski, „Plany reformy strefy euro – analiza porównawcza”, „Ekonomista” nr 6, 2021).

Co z tego wynika dla Polski? Wprowadzenie euro jest niebezpieczne z ekonomicznego i politycznego punktu widzenia. Polska gospodarka jest jeszcze niedojrzała, różnice technologiczne, rozwój systemu finansowego, poziom konkurencyjności wymagają przyspieszonej modernizacji. Nasza gospodarka wychodzi dopiero z rozwoju zależnego, potrzebny jest czas. Warunkiem niezbędnym emancypacji ekonomicznej Polski jest utrzymanie wysokiego poziomu elastyczności rynków i mechanizmów rynkowych. Szczególną rolę odgrywa tu niezależna polityka pieniężna i możliwość zmian kursu walutowego. Sprawnie działający kanał dostosowań nominalnego kursu walutowego pozwala uniknąć powstawania zakłóceń między kursem realnym a nominalnym. Dodatkowo płynny kurs jest ważnym instrumentem polityki gospodarczej kraju.

-------------------------------------------------------------------------

Artykuł prof. J. Bilskiego został opublikowany w dniu 03.01.2024 na forum: .

Jego tekst poznałem wczoraj i cieszę się, że Pan profesor ma podobne do moich - jako zwykłego mgr. ekonomii - wątpliwości związane z walutą Euro i jej szybkim wprowadzeniem w Polsce. Wierzę, że jest wśród ekonomistów wielu, którzy mają podobne zdanie i, że to właśnie Oni skutecznie postawią tamę przed powodzią szalejących zwolenników szybkiego przyjęcia w Polsce waluty Euro!



P.S.

Zdaję sobie sprawę, że tekst dla wielu może być zbyt przenaukowiony a przez to nie do końca zrozumiany, ale moim zdaniem profesor ekonomii nie mógł napisać go inaczej. Jeżeli jednak ktoś z Państwa chciałby się o jakąś kwestię zapytać to służę wyjaśnieniami. Można pisać też na mój prywatny e-mail: kjahog@gmail.com(link sends e-mail)

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

sobota, 23 marca 2024

W obronie prezesa NBP. NIE dla waluty Euro!

Bardzo rzadko to robię, ale sprawa jest na tyle poważna, że warto ze znacznymi zmianami i uzupełnianiami przypomnieć mój tekst z 14 lutego tego roku pt.: "W obronie polskiego złotego trzeba już teraz głośno krzyczeć!" [1], w którym stwierdziłem m.in., iż jedną z najważniejszych i antypolskich decyzji D. Tuska będzie "wyznaczenie daty przyjęcia przez Polskę nowej niemiecko-unijnej waluty, czyli Euro... bo po co nam waluta narodowa i centralny Narodowy Bank Polski, skoro w niemieckim Frankfurcie nad Menem jest EBC - Europejski Ban Centralny emitujący Euro!",

Stwierdziłem też, że ""frontalny atak na polską złotówkę nastąpi wtedy, gdy "koalicja 13 grudnia" rozpocznie ostateczną  wojnę z NBP i jego prezesem prof. Adamem Glapińskim (..) a konieczność istnienia waluty Euro jest jednym z postulatów tych, którzy chcą stworzyć z UE jedno scentralizowane Państwo Europa ze stolicami w Berlinie i Brukseli. A niestety obecny rząd jest podnóżkiem elit unijnych i zgodzi się na wszystko, co nakaże mu Berlin, Paryż czy Bruksela z naciskiem oczywiście na Berlin""

I cóż to mamy teraz? Nowy rząd pod wodzą D. Tuska i całe to środowisko "koalicji 13 grudnia" wysmażyło 68 stronnicowy dokument mający doprowadzić prezesa NBP, prof. dra hab. A. Glapińskiego do skazania go w procesie przed Trybunałem Stanu. 

I chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że chodzi tylko o jedno: odsunięcie A. Glapińskiego z funkcji kierowania naszym bankiem centralnym, bo stanowi on przeszkodę we wprowadzeniu w Polsce waluty Euro. A taki negatywny stosunek do Euro szef NBP wyrażał przecież wielokrotnie i nawet jeżeli nie podważał idei samej waluty unijnej to twierdził, że najpierw - i przed wprowadzeniem tej waluty - Polska musi ekonomicznie dołączyć do bogatych krajów unijnych a to zajmie jeszcze wiele lat. 

Trzeba bowiem przypomnieć, że 6 letnia - druga i ostatnia - kadencja prezesa NPB kończy się dopiero w połowie 2028 roku a więc może się zdarzyć, że D. Tusk pomimo nawet 4 lat swoich rządów po prostu nie zdąży wprowadzić w Polsce Euro a przecież on już kiedyś zapowiadał, że ta waluta zostanie wprowadzona w naszym kraju już w 2012 roku. 

Ale przecież nie tylko chodzi o samą walutę Euro ale też o polskie aktywa rezerwowe NBP, które na koniec grudnia 2023 roku wynosiły 193,8 mld dolarów, w tym złoto warte było 23,8 mld USD. Na koniec stycznie 2024 aktywa rezerwowe spadły o 4,3 mld dol. i osiągnęły poziom 189,6 mld dol.

Konieczne jest zwrócenie uwagi, że to właśnie prezes NBP A. Glapiński rozpoczął po wielu, wielu latach skupować dla Polski złoto, którego na koniec grudnia 2023 posiadaliśmy ok. 358,7 ton. 



"Na koniec 2023 roku polskie rezerwy złota wynosiły 358,7 ton. Stawia to Polskę na 17. miejscu na świecie. Lub 15., jeśli ze statystyk wyłączyć instytucje międzynarodowe, czyli Europejski Bank Centralny (posiadający 506,5 ton złota) oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy (2 814 t) (...) Dokonujemy intensywnych zakupów złota, (...) chcemy dojść do 20 proc. rezerw w złocie (dziś - 12,6% - dop. kj), bo czasy są niespokojne, a ratingi międzynarodowe i handel międzynarodowy patrzy, ile rezerw złota ma dany bank. Jeśli ma duże rezerwy i dużą część w złocie znaczy, że to jest wiarygodny kraj (...) i w takim kraju się handluje i inwestuje – wyjaśnił na grudniowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński" [2].

A jakie są powody, że szef NBP przed wprowadzeniem waluty Euro najpierw chce doprowadzić Polskę do poziomu ekonomiczno-gospodarczego, który dziś charakteryzuje najbogatsze kraje unijne? 

Powody są dwa, przy czym jeden jest najważniejszy. Otóż na walucie Euro tak naprawdę skorzystały wyraźnie jedynie dwa kraje: Niemcy i Holandia. Niedawno związkowcy z Solidarności przypomnieli wyniki badań niemieckiego think tanku Centre for European Policy (CEP), który z okazji 20 lecia funkcjonowania waluty Euro postanowił sprawdzić jak ta waluta wpłynęła na bogactwo krajów, które tą walutę przyjęły. Wzięto pod uwagę tylko te kraje, które były najdłużej w UE.

Źródło: https://solidarnosckatowice.pl/kto-zyskal-a-kto-stracil-na-euro/
 
"Euro w formie gotówkowej weszło do obiegu w 2002 roku, jednak już 3 lata wcześniej obowiązywało w transakcjach bezgotówkowych. Okazuje się, że w dwóch pierwszych dekadach funkcjonowania wspólnej europejskiej waluty na jej wprowadzeniu zyskały jedynie dwa kraje: Niemcy i Holandia. Przeciętny mieszkaniec Niemiec wzbogacił się w badanym okresie o ponad 23 tys. euro, a Holender o 21 tys. euro. Jeden kraj, czyli Grecja „wyszedł na zero”, cała reszta straciła i to sporo. Przeciętny Francuz zbiedniał z powodu przyjęcia wspólnej europejskiej waluty o 56 tys. euro, a Włoch aż o 73,5 tys. euro. Z raportu CEP wynika, że jedną z głównych przyczyn spadku dobrobytu po przyjęciu euro było obniżenie międzynarodowej konkurencyjności. Przed wprowadzeniem euro kraje mogły, przy wykorzystaniu narzędzi suwerennej polityki monetarnej, dewaluować swoje waluty, co sprawiało, że eksportowane produkty były tańsze na światowym rynku. Przyjmując wspólną, straciły taką możliwość. – Problem rozbieżnej konkurencyjności krajów strefy euro pozostaje nierozwiązany – napisali autorzy badania" [3]. Zmniejszenie konkurencyjności z międzynarodowego punktu widzenia” wpłynęło także na osłabienie wzrostu gospodarczego, zwiększenie bezrobocia i spadek dochodów podatkowych [4].

Powyższe dane można też pokazać tabelarycznie:
Źródło: https://300gospodarka.pl/news/kto-zyskal-a-kto-stracil-przez-20-lat-istnienia-euro-na-plusie-sa-tylko-trzy-kraje-raport

Drugim powodem, ale o niejednoznacznej możliwości skwantyfikowania go jest to, że prawdopodobnie można się spodziewać upadku waluty Euro. Więc po co ponosić koszty samego wprowadzenia Euro, skoro i tak ono upadnie? Nie wiem, ile jest prawdy w tym, że np. w Niemczech cały czas utrzymywane są zdolności bicia monet i druku niemieckiej marki, ale onegdaj o tym gdzieś czytałem... 

Zarzuca się wiele prezesowi NBP, ale zapomina się o tym, że NBP nie tylko ma dbać o wartość polskiego złotego i osiągać założone wartości stopy inflacji. Dla potrzeb tego tekstu warto jednak przypomnieć, że Polski bank narodowy pełni trzy podstawowe funkcje: banku centralnego, banku emisyjnego oraz banku banków. Jego działalność jest regulowana prawnie. 

Narodowy Bank Polski realizuje szereg zadań zapisanych w Strategii Polityki Pieniężnej państwa. Do nich należą: 

– utrzymanie stabilnego poziomu cen (założonej stopy inflacji),
– zarządzanie rezerwami dewizowymi Rzeczpospolitej Polskiej,
– emisja znaków pieniężnych (m.in. podaży polskiego złotego),
– rozwój systemu płatniczego,
– utrzymanie stabilności sektora bankowego,
– prowadzenie polityki pieniężnej (w tym tzw. "operacji wolnego rynku"),
– obsługa Skarbu Państwa,
– działalność edukacyjna i informacyjna.

Jeżeliby oceniać inflację to "koalicja 13 grudnia" od dawna pragnęła, żeby ona była jak największa i niemal forsowała "samospełniającą się przepowiednię" o inflacji powyżej 20%, która miała spowodować wzrost oczekiwań inflacyjnych po stronie podaży i popytu dóbr. Wielcy "pseudoeksperci ekonomiczni" po stronie rządowej zarzucali też, że szef NBP źle walczy z inflacją, bo radykalnie nie podwyższa stóp procentowych i nie "dusi" gospodarki, co wiązałoby się ze wzrostem bezrobocia i spadkiem PKB, czyli recesją. Takie "balcerowiczowskie", monetarystyczne  sposoby walki z inflacją- tylko to zdają się znać te "eksperty". 

Natomiast prezes NBP był bardzo ostrożny w podnoszeniu stóp procentowych i cały czas zapowiadał, że inflacja będzie w czasie systematycznie spadać i zresztą wszystkie jego przewidywania się sprawdziły, co tylko po prostu ośmieszyło rządowych ekonomistów i wytrąciło im z ręki zarzut o złej polityce tłumienia inflacji przez szefa NBP. 


Wzrost cen według harmonizowanego koszyka dla UE, zmiana rok do roku w lutym 24 (%, HICP)
Źródło: https://businessinsider.com.pl/gospodarka/polska-wyzej-w-rankingu-inflacji-wyprzedzamy-juz-szesc-krajow/k9wj11l?utm_campaign=cb

"3,7 proc. rok do roku. Tyle według metodyki Eurostatu wyniosła w Polsce inflacja harmonizowana (HICP — ten sam koszyk inflacyjny i ta sama metodyka dla wszystkich członków UE) w lutym 2024 roku. Dla porównania przypomnijmy, że GUS podawał inflację według jego metodyki na poziomie 2,8 proc. Ale gusowski wskaźnik trudno porównywać z innymi krajami, bo ma inne parametry, w tym głównie inny skład koszyka (...) 3,7 proc. rdr to najniższy roczny wzrost cen HICP od lutego 2021 r., choć lepiej, żebyśmy się do tak niskich poziomów nie przyzwyczajali, bo wkrótce w górę do 5 proc. przywrócony zostanie VAT na żywność. To znacząco zmieni wartość wskaźnika w górę, tj. o około 0,9 pkt proc., jak przewiduje NBP" [5].

Z powyższych danych widać, że wszystkie kraje unijne borykały się w ostatnich latach ze wzrostem inflacji, która najpierw wynikała z pandemii Covid-19 a później dramatycznie wzrosła ze względu na cenowy szok energetyczny po rozpoczęciu przez W. Putina pełnoskalowej wojny z Ukrainą. Z wykresu odczytać można, że na na luty 2024 średnia unijna inflacja wynosiła 2,8% a inflacja w Polsce była tylko trochę wyższa i wynosiła 3,7%. Jeszcze w grudniu 2023 roku byliśmy blisko podium inflacyjnego a w lutym 2024 roku już w sześciu krajach unijnych ceny rosły szybciej. Świadczy to tylko o tym, że długookresowo (strategicznie) polityka walki z inflacją prowadzona przez NBP była prawidłowa i przy spadku inflacji uniknęliśmy radykalnego wzrostu bezrobocia i relatywnie dużej recesji. 

No i na koniec znów powtórzę zalety z posiadania własnej waluty. 

O zaletach i wadach posiadania przez państwo własnej waluty napisano dziesiątki artykułów, odbyto wiele konferencji naukowych, uczy się też o tym na uczelniach czy kierunkach ekonomicznych. Skupiając się na pozytywach posiadania własnej waluty to ogólnie całość dyskusji na ten temat można sprowadzić do kilku podstawowych konstatacji, które stanowią clou korzyści z posiadania własnej waluty [6], [7], [8], [9], [10], [11], [12], [13], [14], [15], [16]. Wskazując zaś pozytywy łatwo zidentyfikować - jako przeciwstawne - wady z braku posiadania krajowej waluty i wprowadzenia w to miejsce np. Euro.

Po pierwsze. 

Posiadanie własnej waluty jest warunkiem niezależnej państwowości, atrybutem suwerenności. W dzisiejszym świecie suwerenność państwa jest w wielu aspektach ograniczana przez różnego typu uwarunkowania międzynarodowe, w tym unijne, bo do tej UE jednak weszliśmy. Na szczęście są takie obszary, w których nasz kraj wciąż zachowuje swoją suwerenność. Takim obszarem jest polityka pieniężna. Jest to bardzo ważny atut Polski. Z prawem do prowadzenia własnej polityki pieniężnej wiąże się prawo do posiadania własnej waluty narodowej. Co prawda przystępując do UE daliśmy możliwość rezygnacji dla niej z własnej waluty, ale nie został określony żaden termin, kiedy tego dokonamy. I dobrze, bo to możemy przeciągać w nieskończoność a dzisiejszy szef NBP podkreśla, że Polski na razie nie stać na przyjęcie feralnego dla krajów Południa Europy Euro. I oby nas nie było stać do czasu, kiedy ta wspólna europejska waluta upadnie, a tego jestem pewien. 

Po drugie. 

Własna waluta jest narzędziem zarządzania gospodarką. Manipulując w sensie pozytywnym stopami procentowymi czy też kursem walut oraz kosztami transakcyjnymi istnieje możliwość wpływania na stan i rozwój gospodarki. I jest to wielki atut. Jak wskazują dane od początku funkcjonowania strefy euro kraje dojrzałe posiadające własne waluty narodowe osiągają szybsze tempo rozwoju gospodarczego niż strefa euro ogółem. Co więcej, na poziomie społecznym, czyli odnoszącym się do uwarunkowań na rynku pracy, sytuacja krajów dojrzałych posiadających własne waluty narodowe jest także korzystniejsza. Kraje te charakteryzują się niższym poziomem stopy bezrobocia niż strefa euro. Dotychczasowe doświadczenie pokazuje więc, że możliwe jest osiągnięcie sukcesu gospodarczego, doprowadzenie do szybkiego poziomu wzrostu gospodarczego i dobrej sytuacji na rynku pracy bez likwidacji waluty narodowej. Także wiele krajów o nieco niższym poziomie wzrostu gospodarczego albo nawet krajów jeszcze biedniejszych zachowało swoją walutę narodową i własny bank centralny prowadzący krajową politykę pieniężną. Warto zauważyć, że spośród krajów UE własne waluty zachowały: Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Polska, Rumunia, Szwecja i Węgry. Do tego grona jeszcze niedawno należała również Wielka Brytania, ale po Brexicie jest już traktowana jako kraj poza Unią. I jak na razie nie widać chęci tych krajów do przyjmowania wspólnej waluty. 

Po trzecie i chyba najważniejsze. 

Własna waluta jest niezbędna w okresach kryzysów i przeciwdziałania im. Stanowi najważniejszy element ochrony własnej gospodarki przed kryzysem. Kiedy gospodarka kraju słabnie, spada popyt wewnętrzny, obywatele mają mniej pieniędzy i mniej kupują, rząd mniej wydaje na inwestycje, wówczas jedyną nadzieją pozostaje trzeci składnik PKB – eksport. W czasach kryzysu waluta krajowa słabnie, rosną kursy walut zagranicznych, co powoduje iż ceny naszych produktów są dla zagranicznych kontrahentów bardziej atrakcyjne. Wówczas jest szansa, że eksport się zwiększy i nadrobi ubytek w części popytu wewnętrznego czy inwestycji rządowych. Dzięki temu bezrobocie ma szansę przestać rosnąć, wpływy do budżetu spadać, gospodarka przestanie się kurczyć. Łatwiej będzie wyjść z kryzysu. Powtarzam: doświadczenie różnych krajów pokazuje, że w sytuacjach osłabienia koniunktury gospodarczej kurs waluty narodowej zazwyczaj się osłabia. Dzięki temu rośnie rentowność eksportu oraz poprawia się opłacalność krajowej turystyki. Pozwala to łatwiej wyjść z okresów stagnacji bądź wręcz recesji. Takich możliwości nie ma, gdy nie ma się własnej waluty i jest się uzależnionym np. od decyzji EBC (Europejskiego Banku Centralnego), który dba dziś tylko o interes Francji i Niemic (ewentualnie Holandii). Posiadanie własnej waluty umożliwia też płynną, dokonywaną przez bank centralny regulację kursu waluty poprzez tzw. interwencje na rynku walutowym, czyli aprecjację lub deprecjację (dewaluację) własnej waluty. Jeśli więc kurs jest za wysoki i tworzy w ten sposób warunki niesprzyjające rozwojowi gospodarczemu, to można go próbować obniżyć poprzez taką interwencję. Ta operacja działa także w drugą stronę. "Nazywa się to wojną walutową. Wtedy gospodarka kraju, który zdewaluował własną walutę jest bardziej konkurencyjna w stosunku do gospodarek sąsiadów. Produkuje taniej. Czy to się sąsiadom może nie podobać? Może. Często się nie podoba. Ba, nawet zawsze. Czy u progu idei powstania wspólnej waluty, nie było przypadkiem pozbawienie gospodarczych konkurentów tego właśnie narzędzia stymulowania własnej gospodarki? Pytanie, moim zdaniem, retoryczne" [17]. Ponadto jest możliwe swobodne regulowanie/ustalanie stopy procentowej, która decyduje o dostępności pieniądza na rynku (oprocentowania kredytów), czyli jego podaży. To też jest bardzo ważny atrybut, gdy gospodarka zaczyna stopniowo popadać w kryzys. Można to zobaczyć na przykładzie obecnego kryzysu koronawirusowego, kiedy to NBP obniżał stopy procentowe, aby polscy przedsiębiorcy mogli (mogą) uzyskiwać tańszy pieniądz a tym samym jakoś uchronić się przed bankructwem. 

Reasumując

Bez własnej waluty Polska byłaby bezbronna w razie dużych kryzysów i nie mogłaby się rozwijać w takim tempie jak do niedawna, czyli przed koronakryzysem i trwającą wojnę na Ukrainie. Bylibyśmy zdani - z walutą Euro - na łaskę EBC a tym samym moglibyśmy tylko liczyć na jałmużnę od bogatszych od nas krajów, które chcemy dogonić gospodarczo. Bez złotego ta pogoń nigdy się nie uda, bo wielkim krajom w postaci Niemic. Holandii czy Francji nie zależy, żeby nasza gospodarka dynamicznie się rozwijała i była konkurencyjna w stosunku do nich. Już to przerobiły kraje Południa Europy, gdzie ich konkurencyjność po przyjęciu Euro drastycznie spadła i musiały się po prostu zadłużać ponad miarę. Na walucie Euro najbardziej zyskały Niemcy i Holandia.  Po wprowadzeniu wspólnej waluty Niemcy stały się „Chinami Europy” odnotowując z roku na rok znaczną nadwyżkę w bilansie handlowym z innymi państwami unii walutowej. A pomyśleć, że D. Tusk deklarował, iż Polska może przyjąć Euro nawet w 2012 roku... Ale co mógł wówczas deklarować człowiek całkowicie wspierający niemiecką politykę i gospodarkę?

Tak na zakończenie jeszcze jeden atut posiadania własnej waluty. Mając ją własną Polska jest względnie bezpieczna i nie podzieli losu Grecji sprzed lat . Oczywiście, atak spekulacyjny na polski dług jest możliwy, ale mało prawdopodobny. Co wtedy może zrobić kraj, odcięty od źródeł zewnętrznego finansowania? W ostateczności uruchomić drukarki banku centralnego. NBP mógłby, po drobnej przeróbce ustawy o NBP, skupować polski dług obniżając jego rentowność. Tak jak robi to FED oraz Bank of Japan. Oczywiście wszystko we właściwych proporcjach i przy właściwym ukierunkowaniu strumieni pieniądza w gospodarce.

P.S. 

Prezesowi NBP zarzuca się też bezpodstawne dodrukowywanie polskiej złotówki, czyli zbyt dużą jej podaż na rynku, ponoć nielegalne działania w obszarze "operacji wolnego rynku", zbytnie zadłużenie państwa oraz tzw. "upolitycznienie NBP". 

Moim zdaniem te zarzuty są bezpodstawne i krzywdzące. Przeszliśmy "suchą stopą" koronakryzys dzięki różnym "rządowym tarczom antykryzysywym" i stabilizowaniu rynku przez NBP. Jak na razie nawet wojna na Ukrainie nie zachwiała polskiego systemu gospodarczo-finansowego a rezerwy walutowe cały czas rosną. 

Atak na prof. A. Glapińskiego jest kolejną "hucpą" antypolskiego obecnego rządu i to musi w końcu do nas dotrzeć!!!

* Astana jest piękną stolicą budowaną od podstaw od roku 1990. Przez wielu jest uważana za jedną ze stolic lub wręcz stolicę Iluminatów i Masonów: https://forsal.pl/galeria/684933,astana-zobacz-wybudowana-za-petrodolary-stolice-kazachstanu-galeria.htmlhttps://www.youtube.com/watch?v=FpBHDJM2ap4https://www.salon24.pl/u/niewiarygodne/799479,astana
 
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog