czwartek, 31 marca 2022

Satanistyczne źródła władzy tyranów: J. Stalina, A. Hitlera i W. Putina!

Z reguły oceniamy tyranów po ich tragicznych dla ludzi czynach. Uważamy ich za morderców, ludobójców, dewiantów psychicznych opętanych swoją psychopatyczną i mitomańską wizją świata, do którego chcą dążyć. Taki W. I. Lenin i później J. Stalin chcieli opanować świat i rozszerzyć swój klasowy, socjalistyczny komunizm na jak najwięcej krajów. A. Hitler zaś ubzdurał sobie, że Niemcy (Aryjczycy) są "rasą panów" i powinni panować nad innymi narodami a jego narodowo-socjalistyczna partia winna rządzić w jak największej liczbie krajów. Z kolei obecny W. Putin opętany jest ideą budowy imperialnej Wielkiej Rosji z takimi wpływami jakie miało komunistyczne ZSRR. 

Zauważmy jednak, że oni wszyscy a najdobitniej J. Stalin i A. Hitler nienawidzili chrześcijaństwa, ze szczególnym uwzględnieniem katolicyzmu, choć jak się wydaje prawosławie W. Putina jest tylko pozorowane "dla ludu". 

Tyle tylko, że człowiek jest też osobą duchową i jeżeli ducha nie wypełnia Bóg - Pan Życia to w to miejsce z reguły pojawia się Szatan - Pan Śmierci. I przez tegoż Szatana opętani byli i są niemal wszyscy tyrani oraz ich najbliżsi współpracownicy, których okultystyczne wierzenia często miały duży wpływ na samych przywódców.  

Diabelskie źródła komunizmu tkwią u jego zarania, czyli począwszy od K. Marksa. ""Nie ma pewności, czy był opętany. Wiadomo natomiast, że należał do sekty satanistów (...) Podczas studiów uniwersyteckich K. Marks parał się poezją, której wymowa była satanistyczna i jednoznacznie określała, iż oddał swoją duszę diabłu: 

"Wyziewy piekielne pochodzą od mego mózgu
I napełniają go aż ja staję się szalony.
Aż moje serce staje się zupełnie zmienione.
Patrz na tę szpadę,
Książę ciemności sprzedał ją. (fragment utworu K. Marksa „Le Menestrel”)"" [1]. 

Z kolei rosyjski anarchista Bakunin, z którym Marks przez długi czas (do ostatniego zjazdu I Międzynarodówki) utrzymywał przyjacielskie kontakty, tak pisał o szatanie: "Diabeł jest pierwszym wolnomyślicielem (masonem) i zbawicielem świata. On uwolnił Adama, wycisnął mu na czole zwycięstwo i wolność ludzkości przez uczynienie go nieposłusznym" [1].

Symptomatyczne jest to, że cała partia komunistyczna w Rosji Sowieckiej była przesiąknięta okultyzmem. Jeszcze w przedrewolucyjnej Rosji dość dużą popularnością cieszył się neookultyzm reprezentowany przez Zakon Martynistów, wedle którego jej członkowie, podobnie jak teozofowie związani z satanistką Madame Blavatską, utrzymywali, że na Wschodzie (najprawdopodobniej w Tybecie lub w Himalajach) istnieje podziemna kraina, praojczyzna Ariów, zamieszkiwana przez świętych, nieśmiertelnych ludzi (czy też raczej nadludzi), którzy z ukrycia uczestniczą w kierowaniu sprawami świata. Pojawienie się komunizmu i jego triumfy zostały odebrane przez wielu okultystów jako aktywne włączenie się do walki o duszę świata owych niewidzialnych nieśmiertelnych. Rewolucję bolszewicką postrzegali oni jako mistyczną akcję.

"W 1909 roku Makijewski wprowadził Bokija do loży martynistów. Po latach Bokij stał się jednym z najbardziej wpływowych czekistów w państwie i kierował nawet Oddziałem Specjalnym GPU [GPU to późniejsza nazwa CzeKa, poprzedzająca NKWD].

W 1924 roku w mieszkaniu Aleksandra Barczenki zjawili się oficerowie GPU: Riks, Otte, Lejsmer-Szwarc i Bliumkin, którzy zaproponowali mu inkorporowanie swoich okultystycznych idei w struktury GPU. Barczenko zgodził się i od tego czasu „Jedyne Robotnicze Bractwo” stało się częścią sowieckiego kontrwywiadu, a pieczę nad nim sprawował Bokij. Zajmowało się ono wykorzystywaniem zjawisk paranormalnych do pracy wywiadowczej i kontrwywiadowczej. Barczenko (najpierw pracownik laboratorium biofizyki Politechniki Moskiewskiej, potem Moskiewskiego Instytutu Energetycznego, a w końcu laboratorium neuroenergii w Instytucie Medycyny Eksperymentalnej) uczył czekistów telepatii, hipnozy oraz technik okultystycznych. Chodziło o opanowanie niekonwencjonalnych technik porozumiewania się na odległość czy werbowania współpracowników" [1]. Członkiem Bractwa był m.in. szef NKWD – G. Jagoda.

W stalinowskiej Rosji były też i inne organizacje okultystyczne jak np. grupa anarchisty Karelina czy „Zakon Polarnych”, do którego miał należeć M. Tuchaczewski. 

Sam Józef Stalin był również silnie związany z okultyzmem. Na Kremlu często gościł polskiego jasnowidza żydowskiego pochodzenia i hipnotyzera, Wolfa Messinga. Miał kontakty z prawosławnymi mistykami, ezoterykami, a nawet czarownicami. Często spotykał się z Matroną Moskiewską - mistyczką, która posiadała dar jasnowidzenia i czytania w myślach czy też z tzw.: „wiedźmą Stalina” – okultystką Natalią Lwowną. 

Podobnie było z A. Hitlerem i jego otoczeniem. Całe NSDAP i wielu jego aktywistów było kontynuacją w prostej linii Towarzystwa Thule (Thule Gesellschaft) [2], które "było tajną rasistowską i quasi-masońską organizacją, która powstała w Monachium w końcowej fazie I wojny światowej (...)" i opierało się na ariozofii, czyli rasistowskiej i okultystycznej doktrynie stworzonej wewnątrz Ruchu Ludowego w Niemczech przez Guido von Lista [3] i przedstawionej przez Jörga Lanza von Liebenfelsa [4] a opowiadającej się za dominacją rasy aryjskiej oraz głoszącej jej panowanie nad światem.

Z Towarzystwem Thule A. Hitler po raz pierwszy miał kontakt podczas I wojny światowej w Monachium, gdzie poznał Dietricha Eckarta – dziennikarza i polityka o ezoterycznych zainteresowaniach. I to właśnie dzięki niemu Adolf trafił do tej organizacji rasistowskiej, której  członkowie obawiali się Żydów i Cyganów, ponieważ uważali, że rozprzestrzeniają oni złą magię. W 1919 roku członkowie organizacji postanowili założyć partię polityczną o nazwie Niemiecka Partia Pracy (DAP). W niedługim czasie Hitler został jej przewodniczącym a partia została przekształcona w NSDAP.

Nazistowski okultyzm również - jak w przypadku komunizmu - miał ścisłe związki z poglądami głoszonymi przez satanistkę i okultystkę  H. Bławatską, szczególnie w zakresie wyższości rasowej. A. Hitler uważał, podobnie jak Bławatska, że Aryjczycy stopniowo oddzielą się od pozostałych ras i przekształcą się w nowy doskonały gatunek ludzi. Sama nazistowska swastyka, czyli odwrócony  Krzyż Gamma jest symboliką Antychrysta, bowiem tradycyjnie jego ramiona winny się łamać w lewą stronę a łamią się w prawą stronę. Odwrócona swastyka symbolizuje zapewne Szatana (podobnie jak w okultystyce odwrócony krzyż). 

A. Hitler był wielbicielem astrologii, numerologii, działalności medium, hipnozy i wróżenia z wody. W Towarzystwie Thule spotkał tych, którzy pomogliby mu przejąć Niemcy i rozpocząć II wojnę światową – Rudolfa Hessa, Heinricha Himmlera, Martina Bormanna, Dietricha Eckarta, Alfreda Rosenberga i Hermanna Goeringa. Wewnętrzna Sekty Towarzystwa - Vril była oddana złu, działała w całkowitej tajemnicy, robiąc wszystko, co promowałoby aryjską potęgę. "Od prostych zabójstw politycznych, poprzez wywoływanie duchów zmarłych, składanie ofiar z ludzi, poprzez orgie seksualne i wzywanie tajemniczych energii. Towarzystwo Vril było znane z tego, że podczas orgii przywołuje energie okultystyczne. Kobiety w takich orgiach były opętywane przez duchy i zaczynały mówić ich językami, a ich proroctwa traktowano śmiertelnie poważnie. Jednak najciemniejszą stroną działalności członków Vril było składanie ofiar z dzieci, którym podrzynano gardła i zadawano ciosy nożem w klatkę piersiową. W szczytowym momencie potęgi towarzystwa w 1920 roku w Monachium zniknęły setki dzieci, co wiązane jest bezpośrednio z mroczną, okultystyczną działalnością samego Hitlera" [5].

A. Hitler też zwracał uwagę na mistykę określonych miejsc. Takim nadzwyczajnym miejscem dla A. Hitlera była twierdza i jednocześnie jego oficjalna rezydencja – Berghof. To właśnie tutaj spędził on największą część II wojny światowej oraz podejmował najważniejsze decyzje. Twierdził, że wewnątrz góry, na którą miał widok z Berghofu, znajduje się duch cesarza Barbarossy, który dodawał mu siły. 

Jeszcze większym od A. Hitlera okultystą był dowódca SS, H. Himmler, "który wprowadził wiele elementów symboliki okultystycznej i neopogańskiej do oficjalnych świąt nazistowskich, m.in. do rytuału przyjęcia 14-letnich dzieci do Hitler Jugend w ostatnią niedzielę marca oraz do święta przesilenia letniego, podczas którego oficerowie SS zawierali małżeństwa. Po 1937 na stadionie olimpijskim zapalany był znicz symbolizujący zwycięstwo Aryjczyków nad niższymi rasami oraz oczyszczenie świata" [6]. "Himmler nawet miał swojego osobistego maga - specjalistę od okultyzmu. Był nim Karl Maria Willigut (1866-1946), znajdujący się zresztą intelektualnie do pewnego stopnia pod wpływem Guido von Lista" [7].

O szatańskich i okulistycznych źródłach nazizmu szczegółowiej można zapoznać się oglądając poniższe filmy:




Łatwo zauważyć podobieństwo komunistycznego okultyzmu do ezoteryzmu hitlerowskiego: ten sam motyw „aryjskich przodków”, ta sama fascynacja Tybetem, podobne zainteresowanie telepatią i hipnozą, swoisty „kosmizm” i eschatologia. 

Tym kierowali się dwaj najwięksi tyrani XX wieku i ich najbliżsi wyznawcy i współpracownicy. 

Wydaje się, że nowy tyran, tym razem już XXI wieczny, W. Putin też szuka swoich duchowych inspiracji w szatańskim okultyzmie. 

Chociaż - jak pisałem wcześniej - "okresem rozkwitu okultyzmu była m.in. rewolucja 1905 roku, I wojna światowa i Rewolucja Październikowa" [8] i cały okres komunizmu to i po upadku ZSRR idee okultystyczne trwają w najlepsze i oprócz tego, że znajdują swoich zwolenników wśród przedstawicieli władzy to też przez tą władzę są wykorzystywane do ogłupiania zwyczajnych Rosjan, którzy są "plastycznym" odbiorcą okultyzmu. Szczególnie, gdy wiąże się to z ideą Wielkiej Rosji [8]. 

"Niektórzy obserwatorzy Rosji po cichu opowiadają nie od dziś, że W. Putin zagustował w okultyzmie, klątwach, ziołach i amuletach" [9]. Podaje się w tym obszarze przykład częstych urlopowych wycieczek W. Putina z ministrem obrony Siergiejem Szojgu do Tuwy, z której pochodzi Szojgu a Tuwa ma tradycje szamańskie. Wycieczki prezydenta z wiernym ministrem mają, jak twierdzą dobrze poinformowane moskiewskie wróble, nie tylko wymiar relaksu, lecz także stwarzają możliwość odbycia obrzędów zapewniających zdrowie i długowieczność. 

Innym przykładem jest doradca W. Putina - Aleksandr Dugin. "Ten najwybitniejszy obecnie przedstawiciel tradycjonalizmu integralnego w Rosji jest zdania, że bolszewizm nie zniszczył wcale ezoterycznej tradycji rosyjskiej, lecz przyswoił ją sobie w nowej formie. Zdaniem Dugina głównym rysem sowieckiego komunizmu nie był wcale materializm, lecz kosmizm (...) Dugin często przypomina, że były seminarzysta gruziński Józef Dżugaszwili vel Stalin podpisywał swoje pierwsze prace pseudonimami „Demonoszwili” i „Biesoszwili” (...) A. Dugin twierdzi, iż ezoteryczny bolszewizm od samego początku znajdował się pod wpływem zapośredniczonej z wierzeń egipskich idei rezurekcji zmarłych, powstrzymania procesu gnicia i transformacji zwłok do nowego życia. Mauzoleum Lenina, w którym zakonserwowane jest ciało i mózg wodza rewolucji, zbudowane zostało według planów zbliżonych do egipskich ściętych piramid, w jakich na powtórne ożycie czekały zabalsamowane zwłoki faraonów. Wiosną 1997 roku dyrektor Mauzoleum Lenina oświadczył, że jest technicznie możliwe sklonowanie Włodzimierza Iljicza" [1]. Zresztą A. Dugina i całe GRU uważa się za członków okultystycznych masońskich Iluminatów zaś np. dr S. Krajski mówi o nich jako o członkach okultystycznej loży masońskiej rytu francuskiego zmodyfikowanego do rosyjskich uwarunkowań tzw. "duszy rosyjskiej". 

Ostatnio zaś poinformowano, że sto kobiet ze stowarzyszenia "Wielkie Wiedźmy Rosji", zajmującego się czarną magią i pokrewnymi sztukami, przeprowadziło okultystyczną ceremonię "wzmocnienia" człowieka, który wydał rozkaz zbrojnej napaści na Ukrainę. ""Sabat rosyjskich czarownic miał miejsce w Moskwie 12 marca. Około stu kobiet, zajmujących się czarną magią i pokrewnymi sztukami, ubranych w długie czarne habity z kapturami z obrazkami ptaków drapieżnych, wyraziło swą solidarność z prezydentem Rosji. "Ten, kto słyszy, ale nie słucha, ten, kto widzi, ale nie zauważa, ten, kto jest, był i będzie, nie zapomni moich słów: powstań, siło Rosji, prowadź naszego prezydenta Władimira Putina drogą sprawiedliwości" - wzywała Alona Polin, naczelna czarownica Rosji, założycielka stowarzyszenia "Wielkie Wiedźmy Rosji" (...) eans miał charakter okultystyczny. " Niech się objawi wielka siła Rosji" - powtarzała zahipnotyzowana Alona, rzucając jednocześnie na cały świat przekleństwa na wrogów państwa, na co inne czarownice odpowiadały entuzjastycznie: "Zaprawdę!". Następnie rzuciła swój szal na położony pośrodku sali obok dużej zapalonej świecy portret głowy państwa, chroniąc go w ten sposób symbolicznie"" [10].

Zastanawiając się nad tym wszystkim oraz niezależnie od naszego światopoglądu czy wierzeń, to warto jednak pamiętać, że prędzej czy później dobro zawsze zwyciężało zło i zwycięży też w dzisiejszych czasach. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

środa, 30 marca 2022

Czas powrócić do gazu i ropy z łupków!

Jak pisałem 26 marca w poście p.t.: "Może wojna na Ukrainie odrzuci w niebyt wszelkie "Zielone Łady"?" [1] to, że pomysł na wydobycie gazu i ropy z łupków upadł w Europie, w tym w Polsce to zasługa finansowanych przez Mokwę organizacji zielono-ekologicznych, które skutecznie protestowały przed niby dramatycznymi, negatywnymi skutkami środowiskowymi procesu pozyskiwania tych surowców. Chodziło o tzw. fracking, czyli szczelinowanie hydrauliczne, które miało zatruwać pokłady wód podziemnych. 

Zresztą podobny wpływ takich finansowanych przez W. Putina organizacji miał miejsce w przypadku forsowanego w UE odejścia od paliw kopalnych, m.in. węgla kamiennego, chociaż np. już w 2014 roku Polaka z sukcesem przeprowadziła w katowickiej kopalni "Wieczorek" eksperymentalną próbę zgazowania węgla pod ziemią. Był to pierwszy nie tylko w Polsce, ale i w Europie zakończony sukcesem taki eksperyment, który prowadzony był w czynnej kopalni a wtedy Peter Bond, szef australijskiej firmy Linc Energy, która gazuje węgiel w Australii i chciała to robić także w Polsce, zgazowany węgiel można spalić o wiele czyściej niż gaz łupkowy i uzyskać przy tym aż dwa razy więcej energii. Jego ówczesnym zdaniem zgazyfikowany węgiel kamienny zapewni Polsce tanią energię przez najbliższe 50-70 lat.

Powróćmy jednak do meritum. 

O gazie i ropie z łupków swego czasu bardzo dużo pisałem, m.in. w tekście z marca 2014 roku p.t.: "A wystarczyłyby tylko: gaz i ropa z łupków aby powstrzymać W. Putina..." [2]:

"Jedną z najbardziej skutecznych metod walki politycznej Moskwy (dodajmy najbardziej prymitywną) jest zastraszanie potencjalnych przeciwników groźbą zmienności warunków dostaw przez Rosję surowców energetycznych (przede wszystkim: ropy i gazu).

Aby móc skutecznie prowadzić taką ekstensywną gospodarczo politykę szantażu Rosja przez lata budowała swoją infrastrukturę przesyłową tychże surowców, której ostatnim kulminacyjnym punktem był rurociąg północny po dnie Bałtyku.

Tenże rurociąg jak i ten przez Ukrainę jest wykorzystywany jako element przetargowy w obecnym konflikcie pomiędzy Rosją a Ukrainą i wprowadza elity europejskie w niemoc i inercję decyzyjną.

Naprawdę... Nie ma się czego bać! Polska i inne kraje mogą zastąpić rosyjskie dostawy gazu i ropy do Europy dzięki posiadanym własnym zasobom gazu i ropy łukowej. Wystarczy tylko chcieć i szybko zacząć wydobywać te surowce. Do czasu jednak rozpoczęcia ich wydobycia można sprowadzać np. gaz skroplony z USA, które - dzięki gazowi łupkowemu - już całkowicie uniezależniły się od importu tego surowca z Rosji!

Polskie złoża gazu łupkowego szacowane są obecnie na 350 - 1000 mld metrów sześciennych, co wystarczyłoby nam na 20-60 lat. Należy jednak pamiętać, że jeszcze niedawno szacowane były na 5,3 bln metrów sześciennych, co wystarczyłoby nam na 300 lat. Jaka jest prawda to w tej chwili nie jest ważne. Najistotniejszą rzeczą jest to, że taki okres (nawet podzielony przez ileś tam państw) byłby zabójstwem gospodarki rosyjskiej, która jest obecnie najbardziej ekstensywną z gospodarek światowych.

Prawdopodobnie tyleż samo posiadamy też ropy łupkowej, o której w ogóle się nie wspomina".

A przecież nie tylko Polska posiada owe zasoby. Bardzo dużo jest też ich potencjalnie na Ukrainie i to prawdopodobnie więcej niż w Polsce. Ciekawą wobec tego byłaby ścisła polsko-ukraińska współpraca w dziedzinie wydobycia gazu i ropy z łupków. 

gaz-na-ukrainie.jpg

W Polsce temat łuków całkowicie przycichł a przecież był czas, że naprawdę liczyliśmy na bardzo dużo. 

W 2011 r do wyścigu o polskie łupki stanęli wszyscy najwięksi - krajowe giganty PGNiG oraz Orlen i zagraniczne - amerykańskie ExxonMobil, ConocoPhillips, Chevron, włoski Eni, Marathon, Talisman Energy, Lane Energy.

Podobno pierwsze odwierty pokazały, że prognozy i oczekiwania były zbyt optymistyczne. Gaz był ale dużo głębiej niż w USA (nawet do 5 km) a więc byłby dużo droższy tak dla producentów jak i odbiorców. Łącznie firmy wykonały wtedy 72 odwierty z czego jedynie 25 z pełnym szczelinowaniem. I zaczęły jedna po drugiej oddawać koncesje i wycofywać się z Polski. Jako ostatnia w grudniu 2017 r dwie ostatnie koncesje na poszukiwania i wiercenia zwróciła firma San Leon.

Firmy przeniosły się na Litwę i Ukrainę, gdzie także gwałtownie chciano uniezależnić się od gazu z Rosji. Ale i tam sytuacja się powtórzyła - silny lobbing rosyjski, dużo trudniej dostępne złoża i niekorzystne przepisy zastopowały w całej Europie zainteresowanie gazem łupkowym. A siedem-sześć lat temu szukali go i Bułgarzy i Czesi i Niemcy i Brytyjczycy. 

Dziś (nawet w czasie wojny na Ukrainie wszyscy importują gaz z Rosji i import ten nawet rośnie. Najlepiej na łupkach wyszli Estończycy znani z oryginalnych i skutecznych rozwiązań. Ich narodowa firma energetyczna Eesti Energia kupiła amerykańską firmę branży łupkowej. Dzięki temu stali się właścicielami amerykańskich złóż gazu i ropy z łupków.

W Polsce niechęć inwestorów potęgował chaos prawny i niezachęcające do lokowania kapitału, przepisy podatkowe. Brak ulg i zachęt ze strony polskiego rządu, to jedna z głównych przyczyn wycofania się zagranicznych firm z poszukiwania gazu łupkowego w Polsce. O ile łatwiej przecież było kupować gaz w Gazpromie, nawet po zawyżonej cenie, aniżeli inwestować w nową technologię i ulgi dla biznesu. 

Jestem pewny, że niechęć do łupków zarówno w Polsce za rządów PO-PSL, jak i w całej Europie była wynikiem ostrego lobbingu Rosji i finansowania przez nią organizacji ekologicznych sprzeciwiających się szczelinowaniu hydraulicznemu. 

Dzisiaj na łupkowym placu boju pozostał jedynie PGNiG. Mam szczerą nadzieję, że koncern powróci do prób wydobycia gazu a także przy współpracy z PKN Orlen wydobycia ropy z łupków. 

P.S.1


O tym, że to Rosjanie uniemożliwili w Europie wydobycie gazu i ropy z łupków mówił się nie tylko dzisiaj, ale już od kilku lat.

Nie bacząc na możliwe w takich sytuacjach oskarżenia o rusofobię i niezrozumienie wymogów ochrony środowiska, ówczesny sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen (1 sierpnia 2009 – 30 września 2014) podczas wystąpienia na forum londyńskiego think-tanku Chatham House oświadczył, kto jego zdaniem odpowiada za niekorzystny klimat dla wydobycia gazu łupkowego w Europie. Były premier Danii oskarżył Rosję i „tak zwane organizacje pozarządowe” o prowadzenie wspólnej „wyrafinowanej kampanii informacyjnej i dezinformacyjnej” mającej na celu podtrzymanie uzależnienia Europy od importu surowców energetycznych ze Wschodu.

Sekretarz odmówił podania szczegółów, twierdząc, że to jedynie „jego interpretacja faktów”. Wyjaśniając swoje stanowisko dziennikowi „The Guardian”, wyraził przekonanie, że antyłupkowa ofensywa stanowi element szerszej akcji „odtwarzania sfery wpływów” Rosji przy pomocy „połączenia hard i soft power”, przede wszystkim w niedopuszczalny sposób wykorzystującej surowce energetyczne do wywierania wpływu politycznego na kraje Europy.

Wypowiedź owa spotkała się ze spodziewanym oburzeniem ekologów. Jak przystało na ruch wywodzący się z tradycji hipisowskiej, rzecznik Greenpeace zasugerował, że opinie władz Paktu Północnoatlantyckiego to rezultat… nadużywania marihuany. Akurat temu ugrupowaniu łatwo się bronić, ponieważ zawsze może się powołać na aresztowanie 30 członków załogi statku „Arctic Sunrise” na Morzu Barentsa. Andrew Pendleton z Friends of the Earth ironizuje na temat rosyjskiej infiltracji brytyjskiego rządu z racji potencjału tego kraju w rozwijaniu energetyki słonecznej i wiatrowej, zaś indagowana o sponsorów organizacja Frack Off przyznała się jedynie do otrzymywania dofinansowania z sieci sklepów kosmetycznych Lush.

Centrala NATO oświadczyła, że jej sekretarz generalny wypowiadał się wyłącznie we własnym imieniu i nie można uważać jego słów za oficjalne stanowisko sojuszu, jednak spotkały się one ze zrozumieniem przedstawicieli branży. Prezes stowarzyszenia UK Onshore Operators Group Ken Cronin przyznał, że sam zastanawiał się, skąd organizacje podające się, tak jak Frack Off, za luźne federacje lokalnych aktywistów, mają pieniądze na organizację ogólnokrajowych kampanii i zapraszanie na swoje konferencje specjalistów z USA. Jego zdaniem, oskarżenia Rasmussena powinny być przedmiotem dochodzenia, które bezspornie ujawniłoby źródła finansowania ekologów.

Cronin nie jest odosobniony w swojej opinii, ponieważ trudno nie zauważyć paralel między protestami przeciwko wydobyciu gazu łupkowego a przeprowadzanymi przez lewackie ugrupowania kilkadziesiąt lat temu kampaniami pacyfistycznymi, wymierzonymi w rozwój energetyki jądrowej. Świadomie lub nie, zachodni kontrkulturowcy wspierali sowiecki program ograniczania potencjału militarnego ich ojczyzn, czym zasłużyli sobie na przydomek „pożytecznych idiotów”. Oczywiście, ideologiczne zaślepienie i agenturalna współpraca to dwie różne rzeczy, jednak trudno nie zauważyć podobieństwa między postulatami Zielonych a antyłupkową histerią Głosu Rosji i innych tub kremlowskiej propagandy. 

Pierwszym krajem, w którym publicznie zwrócono uwagę na możliwe powiązania antyłupkowych działań z rosyjską infiltracją, była Bułgaria. W styczniu 2012 r. 166 z 240 deputowanych tamtejszego Zgromadzenia Narodowego zagłosowało za wprowadzeniem zakazu wydobycia tego surowca przy pomocy szczelinowania lub pokrewnych technologii. Publicysta dziennika „Trud” Iwan Sotirow oskarżył wschodnią potęgę o organizację masowych protestów, które wpłynęły na przyjęcie ustawy. Zwrócił on uwagę, że nowe prawo nie pozwoli Bułgarii nawet ocenić swojego łupkowego potencjału i jest sprzeczne z ideą niezależności energetycznej tego kraju. Określił kampanię jako „tanią manipulację ukrywającą polityczne motywy pod płaszczykiem ekologii”.

Sotirow zarzucił przeciwnikom nowej technologii okłamywanie społeczeństwa. Aktywiści nie byli bowiem w stanie podać ani jednego przykładu groźnego skażenia środowiska w wyniku szczelinowania. Twierdzili również, że w Bułgarii będą prowadzone eksperymenty z niestosowanymi dotychczas metodami wydobycia, co nie było prawdą. Według niego, za protestami stoją zwolennicy byłego prezydenta Georgi Pyrwanowa i niedopuszczający na Bałkany zachodnich inwestorów szefowie tajnych służb z czasów komunistycznych. Jego słowa uwiarygodnia obserwacja rynku energii – Bułgaria w 90 proc. zależna jest od dostaw Gazpromu. Było więc naturalne, że rosyjski holding podejmie wszelkie środki, aby doprowadzić do przedłużenia wygasającego w 2012 r. kontraktu.


Dwa lata temu plotki na temat rosyjskiego dofinansowania przeciwników łupków krążyły już także wśród zachodnich ekspertów. Wspomniała o nich, między innymi, wypowiadająca się dla agencji Associated Press współpracownica Brookings Institution Fiona Hill. Nie podała żadnych szczegółów, jednak z artykułu wynikało, że może chodzić o współpracującą z Gazpromem, a należącą do niemieckiego koncernu Siemens firmę konsultingową Pace Global ze stanu Wirginia. Jej raport „Shale Gas: The Numbers vs. The Hype” przewidywał rychłe zakończenie boomu na niekonwencjonalne źródło energii. Autor materiału zwrócił także uwagę na dużą liczbę antyłupkowych tekstów w należących do Gazpromu mediach w różnych krajach Europy.

Rok później, po publikacjach „Rzeczpospolitej” z domniemanego wsparcia zza wschodniej granicy musieli tłumaczyć się podburzający lokalne społeczności przeciwko energetycznym nowinkom działacze Ruchu Palikota. Jak na razie nikt nikogo nie złapał za rękę, należy się jednak cieszyć, że temat przestał być zamiatany pod dywan. Nie zmienia to faktu, że największym zagrożeniem dla tej metody dywersyfikacji surowcowej pozostaje również dokonywane za pośrednictwem teoretycznie całkowicie niezwiązanych z Rosją podmiotów przejmowanie koncesji na wydobycie gazu łupkowego. Takie działania stanowią element szerszej strategii podtrzymywania energetycznej zależności Polski, w której ważną rolę odgrywają, m.in. rzekomo niezależni od Kremla oligarchowie, jak Wiaczesław Kantor i Giennadij Timczenko. Należy pamiętać, że w realizacji celu takiej wagi, rosyjskie przywództwo nie pogardzi pomocą żadnego sojusznika – czy będzie to naiwny idealista czy cyniczny biznesmen.

Autor jest doktorantem nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN/Collegium Civitas

P.S.2

Na początku 2010 roku roku w tajnym raporcie GAZPROM przewidywał katastroficzne dla Rosji konsekwencje wydobywania w przyszłości gazu łupkowego [3]: 

"Gazprom przyznał, że wzrost wydobycia gazu z niekonwencjonalnych złóż w Stanach Zjednoczonych może radykalnie zmienić cały światowy rynek gazowy i zagrozić takim strategicznym projektom rosyjskiego koncernu, jak zagospodarowanie gigantycznego złoża gazowego paliwa Sztokman, na Morzu Barentsa. 

Gazprom uczynił to w raporcie, przygotowanym przez swój Zarząd dla Rady Dyrektorów koncernu, która zebrała się we wtorek w Moskwie, aby omówić politykę marketingową w warunkach globalnego kryzysu finansowo-gospodarczego. Dokument, którego główne tezy ujawnił w tym dniu zbliżony do Gazpromu dziennik "Kommiersant", zaprezentował wiceprezes monopolisty Aleksandr Miedwiediew (...) Według gazety, Miedwiediew przyznaje w raporcie, iż gaz łupkowy przekształcił rynek gazowy USA z deficytowego w samowystarczalny, a także, iż nadmiar gazu skroplonego (LNG) uderza w konkurencyjność rosyjskiego surowca w Unii Europejskiej (...) 

Gazprom przyznał, że wzrost wydobycia gazu z niekonwencjonalnych złóż w Stanach Zjednoczonych może radykalnie zmienić cały światowy rynek gazowy i zagrozić takim strategicznym projektom rosyjskiego koncernu, jak zagospodarowanie gigantycznego złoża gazowego paliwa Sztokman, na Morzu Barentsa (...) 

Wiceszef Gazpromu potwierdza w dokumencie, że eksport rosyjskiego gazu w roku 2009 zmniejszył się o 11,4 proc. - do 140 mld metrów sześciennych surowca. Spadek był konsekwencją redukcji zużycia gazu (nie tylko rosyjskiego) w UE o 44 mld metrów sześciennych - do 555 mld. Raport nie zawiera danych na temat strat, jakie z tego powodu poniósł koncern. Jednak Miedwiediew przekazał wcześniej, że wpływy Gazpromu z eksportu błękitnego paliwa za ubiegły rok wyniosą 40-42 mld dolarów wobec 64 mld USD w 2008 roku (...) 

Złoże Sztokman, największe na świecie podmorskie pole gazowe, znajduje się w rosyjskim sektorze szelfu kontynentalnego w centralnej części Morza Barentsa na głębokości 280-360 metrów, w odległości ok. 550 km na północny wschód od Półwyspu Kolskiego. Jego potwierdzone zasoby wynoszą 3,8 bln metrów sześciennych gazu i 53,3 mln ton kondensatu gazowego (...) 

Opóźnienie projektu sztokmańskiego, a tym bardziej odstąpienie od niego, uderzyłoby również w projekt Nord Stream (Gazociąg Północny). To właśnie ze złoża Sztokman ma pochodzić część surowca, który za pośrednictwem Nord Stream przez Morze Bałtyckie ma popłynąć z Rosji do Niemiec.."



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 28 marca 2022

Czas na drugą nitkę Baltic Pipe?!

W 2021 roku łączne zasoby własne gazu ziemnego wyniosły przeszło 5 mld metrów sześciennych, w tym około 4,0 mld metrów sześciennych w Polsce i około 1 mld metrów sześciennych za granicą (z tego około 70% w Norwegii i około 30% w Pakistanie).

Łączne roczne polskie zapotrzebowanie na na błękitne paliwo wynosi około 20-21 mld metrów sześciennych (rok 2020 - 20,6 mld m. sześciennych), przy czym w ciągu kolejnych 10 lat ma wzrosnąć do 30 mld metrów sześciennych. 

Jak więc łatwo obliczyć to na dzień dzisiejszy musimy importować gaz w ilości około 15-16 mld metrów  sześciennych, czyli 72-76% polskiego zapotrzebowania. Struktura importu gazu w 2021 roku była następująca: terminal LNG w Świnoujściu - 3,83 mld metrów sześciennych, czyli ok. 18% polskiego zapotrzebowania (rzeczywista przepustowość to na dzień dzisiejszy już 6,2 mld metrów sześciennych a niebawem po kolejnej rozbudowie to będzie 8,7 mld metrów sześciennych), import z Rosji - ok. 10 mld metrów sześciennych, czyli ok. 48-50% polskiego zapotrzebowania  (rok 2020 - 9,6 mld metrów sześciennych). Resztę gazu uzupełnialiśmy tzw. rewersem zachodnim. 

Kontrakt Jamalski dostaw gazu z Rosji do Polski obowiązuje do końca 2022 roku i są stanowcze zapowiedzi, że więcej takich długoletnich kontraktów z Rosją nie zawrzemy. 

Oczywiście jest to możliwe tylko dzięki temu, że cały czas dywersyfikujemy źródła dostaw gazu do Polski, czego sztandarowym przykładem jest Baltic Pipe. Ten wyszydzany przez totalną opozycję projekt, który od lat był blokowany przez niemieckich i rosyjskich agentów wpływu w Polsce, ma zakończyć się we wrześniu 2022 roku a gaz z niego ma płynąć do Polski już od 1 października 2022. Jego maksymalna przepustowość to ok. 10 mld. metrów sześciennych, co zrównoważy zaniechanie importu gazu z Rosji, przy czym wstępnie będzie to przepustowość w okolicach 3 mld. metrów sześciennych, ale od stycznia 2023 zdołamy osiągnąć już jej maksymalną wartość 10 mld metrów sześciennych. 

Polska też - licząc się ze wzmożonym popytem na gaz w kolejnych latach - przygotowuje się do uruchomienia pływającego terminala typu FSRU (Floating Storage Regasification Unit) w Zatoce Gdańskiej, które jest planowane na lata 2027/2028. Wstępne rozmowy o jego budowie wciąż trwają. FSRU jest nie tylko wynikiem poziomu popytu na gaz w nadchodzących latach, ale także efektem analiz bezpieczeństwa przepływów gazu w sieci przesyłowej. Okazało się, że przy takich ilościach gazu, jakie będą krążyć w sieci w perspektywie dekady, dla zapewnienia bezpieczeństwa dostaw niezbędny jest nowy punkt wejścia gazu do systemu, niezależny od istniejących i powstających, o odpowiednio dużej przepustowości. Terminal ten będzie miał przepustowość około 6 mld metrów sześciennych rocznie. 


Także widzimy, że od 2015 roku nowe władze Polski (ZP pod przewodnictwem PiS) robiły i robią bardzo dużo, aby uniezależnić od dostaw rosyjskiego gazu. Pozwala to nam na de facto rezygnację zakupu gazu z Rosji począwszy od końca 2022 roku. Jest to diametralna zmiana w stosunku do niemal wszystkich rządów, które reprezentowały tzw. III RP. 

Policzmy więc na dzisiaj i na najbliższą kilkumiesięczną przyszłość: terminal LNG w Świnoujściu -  8,7 mld metrów sześciennych, Baltic Pipe - 10 mld metrów sześciennych, źródła własne - 5,2 mld metrów sześciennych. Wychodzi 23,9 mld metrów sześciennych, czyli tymi źródłami w pełni pokryjemy nasze zapotrzebowanie wynoszące na dzisiaj 20-21 mld metrów sześciennych rocznie. 

Ale my szacujemy, że nasze zapotrzebowanie wzrośnie w ciągu dziesięciu lat do 30 mld metrów sześciennych gazu rocznie. 

Polska więc - licząc się ze wzmożonym popytem na gaz w kolejnych latach - przygotowuje się do uruchomienia pływającego terminala typu FSRU (Floating Storage Regasification Unit) w Zatoce Gdańskiej, które jest planowane na lata 2027/2028. Wstępne rozmowy o jego budowie wciąż trwają. FSRU jest nie tylko wynikiem poziomu popytu na gaz w nadchodzących latach, ale także efektem analiz bezpieczeństwa przepływów gazu w sieci przesyłowej. Okazało się, że przy takich ilościach gazu, jakie będą krążyć w sieci w perspektywie dekady, dla zapewnienia bezpieczeństwa dostaw niezbędny jest nowy punkt wejścia gazu do systemu, niezależny od istniejących i powstających, o odpowiednio dużej przepustowości. Terminal ten będzie miał przepustowość około 6 mld metrów sześciennych rocznie, czyli po jego po jego powstaniu gazu będziemy mieli ok. 29,9 mld metrów sześciennych, co będzie powodowało, iż zaspokoimy swoje potrzeby szacowane za dziesięć lat. Do tego doszłyby przesyły ze zbudowanych interkonektorów, łączących nas z systemami gazowymi sąsiadów, np. litewskiej pływającej platformy LNG. 

Ale też Polska może stać się swoistym a'la hubem gazowym w Europie, która dziś deklaruje, iż chce się uzależnić od importu gazu z Rosji. Jeżeli tak by się rzeczywiście stało (ja mam niestety duże wątpliwości) to Stara Europa, w tym Niemcy musiałyby poszukiwać innych źródeł zaopatrzenia w gaz. Ale też i Europa Środkowo-Wschodnia (np. Węgry) też muszą myśleć o ocięciu się od rosyjskich surowców energetycznych. 

Można więc pomyśleć, czy nie celową byłaby druga nitka gazociągu Baltic Pipe o podobnej przepustowości 10 mld m3 gazu rocznie, który moglibyśmy redystrybuować do innych krajów. Taka idea towarzyszyła budowie Nord Stream 2, więc dlaczego my nie moglibyśmy zrobić tak samo a jednocześnie pomóc krajom europejskim w walce z uzależnieniem od dostaw surowców energetycznych z kraju totalitarnego jakim jest Rosja? 

To jest na razie luźna propozycja, bo należałoby wpierw sporządzić studium wykonalności uwzgledniający m.in. możliwości wydobycia tak dużej dodatkowej ilości gazu ze złóż norweskich. Ale to nie znaczy, że nie należy zacząć poważnie myśleć o takiej inwestycji!

Unia Europejska importuje z Rosji 155 mld m3 gazu ziemnego rocznie. Polski Instytut Ekonomiczny podaje, że Unia cały czas polega na rosyjskim gazie. A widać to chociażby po tym, że przesył gazu pochodzącego z Federacji Rosyjskiej do UE od początku wojny na Ukrainie wciąż rośnie. N dzień 14 marca 2022 roku, wielkość fizycznego przesyłu gazu rosyjskiego do UE wynosiła średnio 569 mln m3 dziennie. Czyli o 12 proc. więcej, niż wynosił średni dobowy przesył w lutym i o 27 proc. więcej niż w styczniu 2022 roku. "A wobec znacznego spadku kursu rubla względem euro (o ponad jedną trzecią od początku wojny), stabilne dochody z eksportu gazu i ropy stają się głównym źródłem finansowania wojennych działań Federacji Rosyjskiej. Tak więc, obok rezygnacji z dostaw rosyjskiej ropy, jak najszybsze zastąpienie 155 mld m3 rosyjskiego gazu, sprowadzanego rocznie do UE, powinno stać się priorytetem wszystkich państw członkowskich" [1].

"Rekomendacje, jak uniezależnić się od rosyjskiego eksportu, przygotowała dla Unii m.in. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (International Energy Agency – IEA). Agencja wskazał 10 rekomendacji dla państw Wspólnoty. Ich zastosowanie pozwoliłyby na ograniczenie importu gazu rosyjskiego aż o dwie trzecie – ze 155 mld m3 do 52 mld m3 rocznie (o 66 proc.). I to jeszcze w tym roku.

Swój własny plan przedstawiła 8 marca także sama Komisja Europejska. Nowa strategia – REPowerEU – zakłada ograniczenie importu gazu z Rosji o 101,5 mld m3 także już w 2022 roku. Zawiera także długoterminowe plany (spójne ze strategią Fit fot 55) zmniejszania zapotrzebowania Unii na gaz – i zastępowania go mniej emisyjnymi źródłami energii.

Analitycy z Polskiego Instytut Ekonomicznego idą o krok dalej. Ich strategia miałaby pozwolić na obniżenie zapotrzebowania na rosyjski gaz w krajach UE nawet o 91 proc.

Czym Europa może zastąpić takie ilości rosyjskiego gazu? Zestawienie propozycji IEA, KE i PIE przedstawia poniższa grafika [1]:

Źródło: https://300gospodarka.pl/news/oze-gaz-rosja-ukraina-ue-pie

Chyba najbardziej sensowną jest propozycja PIE, która nie przykłada takiej wagi jak inne propozycje do OZE, które są bardzo drogie i ekonomicznie oraz energetycznie nieefektywne, ale wskazuje, iż dalej trzeba będzie wykorzystywać surowce kopalne jak węgiel kamienny czy brunatny i pozyskiwać jak najwięcej energii z atomu, który jest przecież nieemisyjny, co zresztą jest w kontrze do tego, że Niemcy chcą zlikwidować wszystkie reaktory jądrowe (sic!) na rzecz m.in gazu (stąd były te umowy na budowę Nord Streamów!). 

Tak czy inaczej dywersyfikacja źródeł energii na świecie musi nastąpić i to w kierunku uniezależnienia się od dostaw z Rosji a taka druga nitka Blatic Pipe na pewno by w tym nie zaszkodziła a dla Polski byłaby korzystna!



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 Paypal: paypal.me/kjahog

sobota, 26 marca 2022

Może wojna na Ukrainie odrzuci w niebyt wszelkie "Zielone Łady"?


Mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, że cały światowy ruch promujący tzw. politykę klimatyczną, której celem jest ograniczanie emisji CO2 i te wszystkie bujdy o ocieplaniu się klimatu spowodowanego właśnie emisją gazów cieplarnianych były i są inspirowane w dużej mierze przez Rosję. Albowiem Rosja ma jeden cel: zniszczyć u innych tradycyjne źródła pozyskiwania energii, żeby Rosja została niemal jedynym lub przeważającym eksporterem surowców energetycznych, czyli tak naprawdę gazu ziemnego i ropy. 

""Wojna na Ukrainie pokazała wyraźnie, jak bardzo Europa stała się zależna od rosyjskiej ropy i gazu. Próby samodzielnego wydobycia gazu ziemnego często kończyły się niepowodzeniem z powodu protestów organizacji broniących klimatu, wspieranych pieniędzmi z Moskwy – pisze „Die Welt”. Interesy zachodnich obrońców klimatu i rosyjskiego dyktatora Władimira Putina były zbieżne, choć ich motywacja była odmienna. Od lat pojawiały się sygnały, że Moskwa – chcąc sama sprzedawać więcej gazu i ropy - wspierała i wspiera aktywistów w USA i Europie w ich walce z paliwami kopalnymi (...)  W różnych źródłach pojawiały się informacje o finansowaniu przez Rosję różnych organizacji pozarządowych.

(...)

Rosyjski rząd przekazał 82 miliony euro europejskim stowarzyszeniom ochrony klimatu, których celem jest zapobieganie produkcji gazu ziemnego w Europie. Były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen informował już w 2014 roku, że Rosja wspierała organizacje ekologiczne „w celu utrzymania europejskiej zależności od rosyjskiego gazu”. Zarzuty te odpierał wtedy m.in. Greenpeace.

(...) 

Europa, podobnie jak USA, posiada obecnie ogromne zasoby gazu łupkowego. Na początku pierwszej dekady XXI wieku duże firmy energetyczne w Europie były gotowe do rozwoju eksploatacji tych pokładów. Ale zasoby pozostały w ziemi, presja aktywistów klimatycznych na firmy i rządy doprowadziła do odwrócenia się inwestorów. Wtedy załamały się poszukiwania nowych złóż gazowych w Europie. Eksperci zastanawiali się nad „nagłym” pojawieniem się dobrze zorganizowanych grup, zajmujących się zwalczaniem procesu szczelinowania w Europie Wschodniej, gdzie Rosja sprzedaje swoją energię.  Wielki sprzeciw wobec wydobycia gazu ziemnego w Europie sprawił, że gaz z Rosji stał się atrakcyjny. Europa radykalnie ograniczyła wydobycie gazu ziemnego konwencjonalnymi metodami - 15 lat temu wydobywano więcej gazu, niż eksportowała Rosja. Kontynent europejski pokrywa obecnie około 40 proc. swojego zapotrzebowania na gaz ziemny dostawami z Rosji. 

(...) 

W ostatnich latach szczególnie Niemcy uzależniły się od energii z Rosji. Wycofując się z energetyki jądrowej, zaplanowały dziesiątki nowych elektrowni gazowych, gdzie głównym dostawcą surowca miała być Rosja. Kiedy były prezydent USA Donald Trump oświadczył w 2018 roku, że Niemcy uzależniły się od Rosji w zakresie dostaw energii, niemieccy dyplomaci wyśmiewali to. Jednak rosyjska inwazja na Ukrainę bezlitośnie ujawniła tę zależność Niemiec. Kanclerz Olaf Scholz przyznał wprost, że Niemcy są uzależnione od rosyjskiego gazu. 

(...) 

Walka z wydobyciem gazu ziemnego w Europie i USA nie posłużyła ostatecznie ochronie klimatu. Gaz ziemny jest nadal spalany, tyle że pochodzi z Rosji. Elektrownie jądrowe zostały zamknięte na rzecz energetyki opartej na gazie. Wojna na Ukrainie spowodowała wzrost cen gazu ziemnego, przez co rośnie zapotrzebowanie na węgiel – a to powoduje wzrost emisji CO2. Z powodu braku alternatywy dla rosyjskiego gazu Niemcy biorą pod uwagę przedłużenie funkcjonowania elektrowni węglowych"" [1]. 

I te wszystkie absurdalne "Zielone Łady", Fit for 55-fy", handel emisjami CO2 i wszystkie absurdalne światowe i europejskie programy na rzecz klimatu to takie prorosyjskie bzdury, które niestety duża część świtowych i unijnych elit przyjęła za swoje, ale już "nie za swoje pieniądze".  

Oczywiście na tej bezsensownej propagandzie ochrony klimatu zarabiają nie tylko Rosjanie, ale też wiele innych grup i to zarówno w postaci osób fizycznych, jak i prawnych. Taki ówczesny wiceprezydent USA  Al Gore dostał za to Nagrodę Nobla, setki firm bogaci się na emisjach CO2, na tej propagandzie żeruje setki organizacji pozarządowych, firmy produkujące urządzenia do pozyskiwania OZE (Odnawialnych Źródeł Energii) już stały się odrębnym sektorem gospodarczym, manipulowanie umysłami młodych ludzi wykreowało Gretę Thunberg, itd. 

Przerażające jest to, że cała ta walka o klimat jest jedną wielką ściemą ludzi, którzy najzwyczajniej na tym li tylko zarabiają jak kiedyś na "dziurze ozonowej", która miała zniszczyć ludzkość. 

Owszem. Technika i technologia rozwija się w zawrotnym tempie. Można wykorzystywać to dla ograniczenia emisji niekorzystnych dla człowieka gazów czy odpadów, ale to winno być robione z korzyścią dla nas a nie wiązać się z kosztami, które mogą doprowadzić nas do ubóstwa i życia w biedzie. I nie można z walki z klimatem tworzyć swoistej ideologii, bo tak naprawdę działania człowieka w znikomy sposób wpływają na klimat, bo okresy ocieplenia i oziębiania klimatu są sinusoidalną normą w historii istnienia Ziemi. 



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

piątek, 25 marca 2022

Prof. Andrzej Nowak o tym, co dziś się dzieje - szczerze polecam!


Mało jest dzisiaj ludzi, którzy potrafią ogarnąć swoją percepcją i naprawdę opierając się na swojej wiedzy ukazać co tak naprawdę dzieje się dziś i dlaczego na świecie. 

Mamy wojnę. Okropną, w której giną ludzie: żołnierze, cywile, kobiety i dzieci. Mariupol już dziś jest porównywany do syryjskiego Aleppo. Ukraina doświadcza tego, co my my doświadczaliśmy od Niemców i w początkowym okresie od Sowietów w czasie II Wojny Światowej. I tak naprawdę nie wiemy czy ta wojna nie przeniesie się m.in na nasze terytorium. Po prostu nie mamy pojęcia co w tej putinowskiej i porąbanej głowie W. Putina się jeszcze tli, a może wszystko. 

Dlatego też szczerze polecam wypowiedź prof. A. Nowaka, która pokazuje m.in. jak doszło do tego, że wyhodowano takiego mordercę jak W. Putin z uwzględnieniem zdradzieckiej wobec Polski polityki naszych współczesnych Targowiczan, czyli obecnej totalnej opozycji. 


Warto wsłuchać się w te słowa, bo już jaśniej chyba nikt nie potrafiłby wskazać jak bardzo my-Polacy popełniliśmy tak karygodne błędy jak ówczesne głosowanie na zdrajców Polski, sprzymierzeńców putinowskiej Rosji i nienawidzących nas Niemiec, które dziś - w ramach odwiecznego kondominium niemiecko - rosyjskiego - bronią się jak mogą przed zaostrzeniem sankcji na morderczy naród rosyjski i jego przywódcę W. Putina. 

Może ten tekst jakoś oprzytomni Polakom, kto dziś wewnętrznie i mimo nagłego zwrotu, który został podyktowany li tylko presją międzynarodową, jest wrogiem naszego narodu, państwa i polskości. Oby!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

wtorek, 22 marca 2022

Totalny i zarazem parszywy "odlot" T. Lisa!

Miałem już nigdy nie pisać o T. Lisie, bo to postać niegodna poświęcenia mu choćby 5 minut. Ale akurat teraz muszę się odnieść do ostatniej okładki jego piśmidła. 

Redaktor naczelny "Newsweeka", którego - poprzez spółkę zależną Ringier Axel Springer Polska z siedzibą w Warszawie - wydawcą jest Axel Springer SE z siedzibą w Berlinie (której doradzał przez lata G. Schröder), po raz kolejny dopuścił do druku swoje czasopismo z bardzo kontrowersyjną okładką. Chociaż określenie "kontrowersyjną" jest w tym wypadku zbyt łagodne, bo swobodnie można powiedzieć, że okładka ta jest parszywą insynuacją i kłamstwem z antypolskim i prorosyjskim przesłaniem.  

Ale zanim o niej to jeszcze kilka słów.  

O Tomaszu Lisie pisałem kiedyś wielokrotnie, m.in. tak: 

"Wcześniej o T. Lisie mówiłem, że jest człowiekiem chorobliwie ambitnym i moim zdaniem niezwykle próżnym. Uwielbia być w centrum zainteresowania a media są dla niego formą własnego dowartościowania. Te, pobieżnie przedstawione, cechy osobowościowe predestynują go do bycia idealnie sterownym pod jednym wszakże warunkiem: osobistego zwiększenia jego znaczenia. Dla osiągnięcia stanu wewnętrznej ekstazy potrzebuje poklasku i pochwał, aplauzu i uwielbienia. Cechy takie są charakterystyczne dla idoli muzycznych, celebrytów wszelkiej maści, przywódców totalitarnych. Dla nich jedną z największych satysfakcji jest wpływ na innych i skłonienie ich do zamierzonego zachowania, myślenia, itd.

Ale niestety z przykrością muszę stwierdzić, że wtedy się myliłem. Poddałem go krytyce jakbym krytykował jakąś WARTOŚĆ godną krytyki... A to przecież jeno PUSTKA stająca się już dziś PUSTKĄ nieskończoną.

Przykro to stwierdzić, ale Tomasz Lis stał się dziennikarskim frustratem, którym kieruje tylko jakaś chorobliwa nienawiść do polskiej tożsamości narodowej, która z kolei jest podsycana przez innego nienawistnego i antypolskiego frustrata A. Michnika.  Ten być może kiedyś nawet w sumie sprawny hipokryta zatracił szlifowaną u niego od zarania kariery "czujność rewolucyjną". Skończył się zawodowo w sposób tak żenujący jak chyba nikt w tym - i tak już żenującym - dziennikarskim światku samo i cudzo - uwielbiania. Świecie charakteryzującym się przede wszystkim ową nienawiścią do polskości przynoszącą przez lata kasę na przeżycie i życie w przeświadczeniu, że w tym świecie owe dziennikarzyny nie reprezentują PUSTKI.

Widać, że jeszcze PUSTKA - czego się nie spodziewałem - może roznosić wokół siebie fetor, który skłonił mnie do zabrania głosu a na początku przecież stwierdziłem, że reakcją na nią winno być tylko milczenia. No, ale ten fetor już powoli zanika, co sprawi, że niedługo już nikt Pana Tomaszka nie zauważy... bo PUSTKI nie widać po prostu..." [1], [2].

No, ale i tak muszę po raz kolejny zweryfikować swoje zdanie o T. Lisie, bo niesiony przez tę PUSTKĘ fetor niestety nie zanika a staje się jeszcze bardziej śmierdzący. Tyle tylko, że my go czujemy a nie T. Lis i jego kompani, którzy po prostu gardzą innymi. A jak bardzo gardzą innymi z przeświadczeniem własnej wyższości to już kiedyś T. Lis powiedział:


Ileż w tych słowach własnej pychy i pogardy dla Polaków, ale szczególnie chyba do tej ich części, którą stanowią jego odbiorcy. Tak właśnie myśli o swoich odbiorcach T. Lis. Takie ma o nich zdanie i dla nich wydaje swój  Newsweek. Jest przeświadczony, że może dla nich pisać w sposób perfidnie kłamliwy, bo i tak te pogardzane przez niego "barany i głupole" wszystko "łykną". I dla nich też wydrukował ostatni numer swojego badziewia z chyba najbardziej od lat obrzydliwą okładką:


Autor: Piotr Molecki/East News; Shutterstock; Materiały prasowe/newsweek.pl

""Z całą pewnością ta okładka tygodnika Newsweek przejdzie do historii polskiego dziennikarstwa. Redaktor naczelny Newsweeka Tomasz Lis na okładce pyta Czytelników: "Wrogowie czy sojusznicy" Na czerwonym tle widzimy postacie Jarosława Kaczyńskiego - lidera rządzącej w Polsce i wyłonionej w demokratycznych wyborach PiS oraz Władimira Putina prezydenta Rosji, który wydał rozkaz do bezpodstawnej, brutalnej napaści na Ukrainę w której giną kobiety i dzieci. Cienie postaci polityków widoczne za ich plecami podają sobie dłonie w międzynarodowym geście porozumienia i współpracy. W literach widocznych pod tytułem czytamy: "Ostra antykremlowska retoryka nie przykryje tego, jak wiele łączy i mało dzieli Jarosława Kaczyńskiego i Władimira Putina"" [3].

Naprawdę na widok tej okładki "nóż się w kieszeni otwiera" a później przychodzi refleksja... Ileż tu jadu, kłamstwa i nienawiści, ale też - w tych wojennych czasach - perfidii ocierającej się nawet o prorosyjską i paradoksalnie proputinowską zdradę stanu. Bo przecież dziś, kiedy Polska na arenie międzynarodowej walczy o jak największe sankcje na Rosję i samego W. Putina i jego otoczenie a sam J. Kaczyński proponuje NATO utworzenie misji pokojowej na Ukrainie, takie horrendalne insynuacje jakoby polski wicepremier był niejako tożsamym mordercą jak W. Putin jest bezpośrednim uderzeniem w Polskę i jej obecną politykę międzynarodową a także jej bezpieczeństwo. 

Być może spotkam się z zarzutem, że przesadzam, ale trzeba zważyć, że "Newsweek" nie jest jakimś tam niszowym szmatławcem, ale jednym z ważniejszych polskojęzycznych czasopism, który jest w Polsce wydawany przez duży międzynarodowy i wrogi nam koncern. To czyni z niego pismo, które czytają też nasi wrogowie, w tym zapewne służby rosyjskie. Łatwo sobie wyobrazić ile radości i satysfakcji przyniosła ta perfidna okładka W. Putinowi czy D. Miedwiediewowi, który ostatnio raczył powiedzieć m.in: "Polska propaganda jest najbardziej złośliwą, wulgarną i krzykliwą krytyką Rosji. Polska to wspólnota politycznych imbecyli" [4].

I nie da się ukryć, że T. Lis też uważa wspólnotę polską za wspólnotę imbecyli. Wydaje się, że on od zawsze ma takie przeświadczenie o Polakach i jakoś zawsze reprezentuje postawę antypolską. Zresztą ja pamiętam jak jako młody dziennikarz na korytarzach sejmowych w czasie Nocnej Zmiany pytał Bolka vel. L. Wałęsy mniej więcej tak: "Panie prezydencie, co teraz będzie?". Pamiętam też jego peany dla W. Jaruzelskiego oraz służalczą rozmowę z właśnie D. Miedwiediewem. 

Ale... chyba już za dużo poświęciłem klawiatury na pisanie o T. Lisie. Apeluję jedynie o to, żeby Polacy nie brudzili sobie rąk ""Newsweekiem", bo nie reprezentuje on w żaden sposób polskiego myślenia i polskiej racji stanu a raczej wydaje się być organem wykonawczym tzw. kondominium niemiecko-rosyjskiego. 


Całość wypowiedzi D. Miedwiediewa: 

"O Polsce

Podczas gdy Europa boleśnie uświadamia sobie szkody, jakie wyrządzą jej antyrosyjskie sankcje, nasz ukochany europejski kraj jak zawsze wybiegł przed szereg [wyprzedził rozpędzony parowóz]. Dosłownie.

Premier Mateusz Morawiecki wraz z wicepremierem Kaczyńskim oraz premierami Czech i Słowenii udali się do Kijowa specjalnie strzeżonym pociągiem. Prawie jak Iljicz [Lenin] w opancerzonym wagonie za niemieckie pieniądze.

Porozmawiali z Zełenskim, obiecali przyjaźń i pomoc. Kłamali oczywiście. Wracając, Morawiecki uroczyście zapowiedział opracowanie programu „derusyfikacji polskiej i europejskiej gospodarki”. Odważnie precyzując, że „to może być kosztowne”.

Ma [Morawiecki] absolutnie i całkowicie rację: kosztowne i bezcelowe. Ale Polska nie musi już liczyć się z kosztami. Wszystko, co mogła ona stracić z powodu własnej długotrwałej, patologicznej rusofobii, zostało już stracone. Więc teraz, jak mówią ukochani sąsiedzi Polaków, „szopa spłonęła – niech pali się chata”.

Jeśli chodzi o Rosję, to Polska dosłownie wije się z „bólów fantomowych”. Jej elitom bardzo trudno pogodzić się z faktem, że czas smuty prawie 400 lat temu zakończył się wypędzeniem polskich okupantów z Kremla. Że wielkie imperium Rzeczypospolitej nie udało się i później. A powodem tego nie są intrygi Rosji, ale wewnętrzne sprzeczki, korupcja, niepowodzenia gospodarcze, przegrane bitwy. I tak przez wiele stuleci.
Polska propaganda jest najbardziej zajadłym, wulgarnym i przenikliwym krytykiem Rosji. To wspólnota politycznych imbecylów.

Pomimo tego, że w naszym kraju nie ma zwyczaju ukrywania nawet najciemniejszych kart naszej wspólnej historii, w Polsce marzą o zapomnieniu o czasach II wojny światowej. Przede wszystkim o tych radzieckich żołnierzach, którzy pokonali faszyzm, wypędzili najeźdźców z polskich miast i nie pozwolili wysadzić Krakowa, wyzwolili więźniów Auschwitz i Majdanka.

Przepisują [Polacy] teraz historię, burzą pomniki. Za to faszystowską okupację otwarcie porównują z „sowiecką”. Trudno wymyślić bardziej kłamliwą i obrzydliwą retorykę, ale Polakom się to udaje.

Jednocześnie w Rosji nie ma i nigdy nie było nastrojów antypolskich. Socjologowie poświadczają, że obywatele naszego kraju są całkiem przyjaźnie nastawieni do tego narodu. Nie sposób zapomnieć o wybuchu współczucia i solidarności w cierpieniu wywołanym katastrofą pod Smoleńskiem, w której zginęła delegacja wysokiego szczebla pod przewodnictwem prezydenta [Polski]. Ludzie nieśli kwiaty pod ambasadę i kościoły, składali kondolencje w prasie i sieciach społecznościowych. Jako głowa państwa ogłosiłem [wówczas] w Rosji dzień żałoby.
Później, podczas moich wizyt w Polsce, przekonałem się, że nie ma przeszkód, aby poprawić stosunki między naszymi krajami, to jest droga z ruchem dwukierunkowym. Jednak elity polityczne, na czele z partią PiS Kaczyńskiego nr 2, kontrolowane przez amerykańskich panów, zrobiły wszystko, aby zablokować normalną drogę.

Teraz interesy obywateli Polski zostały poświęcone dla rusofobii tych miernych polityków i ich władców, marionetek zza oceanu z wyraźnymi oznakami starczego szaleństwa. Decyzja o rezygnacji z zakupu rosyjskich gazu, ropy i węgla, sprzeciw wobec Nord Streamu 2 już wyrządziły poważne szkody gospodarce tego kraju. Teraz będzie tylko gorzej. To samo dotyczy wielu innych kroków, które opierają się nie na ekonomii, ale na politykierstwie pod przykrywką „derusyfikacji”. Ale teraz dla wasalnych polskich elit o wiele ważniejsze jest przysięganie wierności swemu zwierzchnikowi – Ameryce – niż pomaganie własnym obywatelom, więc będą one stale podtrzymywać ogień nienawiści do wroga w postaci Rosji.

Co na tym zyskają [polscy] obywatele? Absolutnie nic.

Ale prędzej czy później [Polacy] zrozumieją, że nienawiść do Rosji nie jednoczy społeczeństwa, nie przyczynia się do dobrobytu i spokoju.

Odwrotnie: współpraca gospodarcza z naszym krajem jest korzystna dla Polaków, nieodzowne są więzi międzyludzkie, niezbędna jest wymiana kulturalna i naukowa między miejscami narodzin Puszkina i Mickiewicza, Czajkowskiego i Chopina, Łomonosowa i Kopernika. I najprawdopodobniej wówczas [Polacy] dokonają właściwego wyboru – samodzielnie, bez podszeptów i presji ze strony zamorskich elit cierpiących na demencję.

poniedziałek, 21 marca 2022

Wojna na Ukrainie - Jak długo samotnie jeszcze pociągniemy?

Za chwilę minie miesiąc inwazji Rosji na Ukrainę. Przyjęliśmy już ponad 2,1 mln ukraińskich uchodźców wojennych (nie tam żadnych imigrantów), którzy zgodnie z prawem międzynarodowym uciekli przed wojną do sąsiedniego kraju, w którym serca empatycznie biją też dziś dla nich. Takiego humanitarnego oraz powszechnego i emocjonalnego zrywu nie był i nie jest w stanie wykrzesać z siebie żaden kraj na świecie a już w Europie na pewno.

Jestem dumny z Polski i Polaków! I wszyscy Polacy winni być dumni z siebie i już nigdy nie pozwalać, aby wtłaczano nam "politykę wstydu" za polskość. Polskość to dumna normalność cechująca nasz naród. Jesteśmy nie tylko chrześcijańsko empatyczni, ale też chyba najbardziej kreatywni w Europie. Tylko szkoda, że można nas tak łatwo dzielić wewnętrznie, ale dzisiaj jesteśmy razem i tego mogą nam zazdrościć inne narody. Ale dlaczego tylko potrafimy być jednością w sytuacjach ekstremalnych a na co dzień gdzieś o tym zapominamy? Apeluję więc do moich rodaków - pamiętajmy, że razem przerastamy wszystkich, z perfidnymi Niemcami, Francją, Żydami i Rosją na czele.  

Ale proszę zważyć. Do Polski z tytułu pracy Polaków za granicą (przekazywanych przede wszystkim dla rodzin w Polsce) wpływa rocznie około 3,8-4,0 mld Euro natomiast wypływ środków z Polski przez imigrantów wyniósł w roku 2021 około 5 mld Euro (rok wcześniej trochę powyżej 3 mld Euro) z czego aż około 82% stanowiły wypływy na Ukrainę od ukraińskich imigrantów pracujących już w Polsce. Proszę zwrócić uwagę: wypływ pieniędzy z Polski przez ukraińskich emigrantów zarobkowych w Polsce jest niemal równy (ok. 4,1 mld Euro)  wpływowi tych pieniędzy od polskich emigrantów pracujących za granicą [1].

Według danych za 2021 rok ważne karty pobytu posiadało już przeszło 250 tys. Ukraińców z  czego ok. 61 proc. stanowiły osoby w przedziale wiekowym 18 – 40 lat. Dzieci i młodzież poniżej 18. roku życia stanowiły ok. 12 proc., a osoby powyżej 40 lat – ok. 27 proc. W 2015 roku było ich tylko niespełna 50 tys. osób. Powyższe dane nie uwzględniały osób przebywających w Polsce tymczasowo w ramach ruchu bezwizowego lub na podstawie wiz. Nie obejmowały również zezwoleń na pobyt czasowy, których okres ważności został tymczasowo wydłużony ze względu na wprowadzenie stanu epidemii. Także swobodnie możemy stwierdzić, że faktyczna liczba Ukraińców przebywających w Polsce w roku 2021 wyniosła mniej więcej od 300 tys. do nawet 350-360 tys. osób [2]. 

 Czyli tak naprawdę my już od dawna pomagamy Ukraińcom, którzy przyjeżdżają do nas "za chlebem". I trzeba przyznać, że Ukraińcy naprawdę pracują i nie liczą na żaden socjal jak ekonomiczni imigranci z Syrii i innych krajów, którzy opanowali Europę Zachodnią.  

Ale przecież to dziś na nas spada obowiązek ponoszenia kosztów tej pomocy w postaci przyjmowania ukraińskich uchodźców. Niestety tylko na nas bo tzw. zachód od tej pomocy się odwraca a nawet dalej blokuje środki dla Polski w ramach FO a chce to jeszcze rozszerzyć na normalne środki budżetowe należące się nam w ramach siedmioletnich perspektyw budżetowych. To jest coś haniebnego. 

Dlatego też musimy walczyć, aby uzyskać jakąkolwiek pomoc międzynarodową za przyjmowanie i opłacanie ukraińskich uchodźców, bo tak naprawdę byliśmy ewentualnie sprostać m.in. maksymalnie przyjmując 1 mln uchodźców a wszystko to, co ponad to grozi upadkiem gospodarczym Polski. Niemcy przyjęły ponad 175 000 Ukraińców i już ich eksperci alarmują, że to największe wyzwanie humanitarne dla Niemiec od czasu II wojny światowej (! - a co z imigrantami ekonomicznymi, którym A. Merkel otwarła na oścież niemieckie wrota?), zaś Franziska Giffey, burmistrz Berlina alarmuje, że dochodzimy coraz bliżej do granic naszych możliwości. A my mamy dziś ponad 2,1 mln a może ich być nawet kilkukrotnie więcej, gdy bandzior W. Putin oszaleje już doszczętnie i zaatakuje Ukrainę bronią biologiczną, chemiczną lub jądrową. 

Dobrze więc się stało, że Stały Przedstawiciel Polski przy UE Andrzej Sadoś przekazał Komisji Europejskiej, Radzie Europejskiej i ambasadorom państw członkowskich przy UE informacje o wstępnych szacunkowych i częściowych kosztach, jakie ponosi Polska na pomoc uchodźcom z Ukrainy. To ponad 2,2 mld euro do końca roku, ale należy mocno zaznaczyć, że w tej po raz pierwszy oszacowanej puli kosztów nie ma edukacji i opieki medycznej! [3] a to może być podobna o ile nie większa kwota. 

Przypomnijmy, że zawarte w marcu 2016 r. porozumienie pomiędzy Ankarą i Brukselą zakładało przekazanie 6 mld euro pomocy dla Turcji za zatrzymanie imigrantów na swoim terenie (3 mld w latach 2016–2017 i taka sama kwota w latach 2018–2019), co spowodowało, że w czerwcu 2016 r. liczba nachodźców ekonomiczno-socjalnych (w zdecydowanej większości) trafiających do UE spadła o ponad 95%. Wówczas na terenie Turcji przebywało około 4 mln tych osób (3,6 z Syrii). 

A my jak dotąd nie otrzymaliśmy złamanego euro od UE a nawet więcej: UE nadal blokuje należne nam środki z FO (ze względu na jakąś praworządność, która w Polsce jest większa niż w większości krajów UE) a nawet chce nam ograniczyć środki ze środków budżetowych UE o kwoty kary nałożonej na nas przez jedną i tylko jedną osobę w TSUE za trwanie kompleksu Turów. To jest jakieś kuriozum, którego nie można zdzierżyć, ale daje nam jasny sygnał: niemiecka i marksistowska UE jest bliżej Rosji niż naszej części Europy... a być może Niemcy i Francja w ogóle są bliżej putinowskiej narracji niż tej naszej europejskiej.  

Tak! Polska i Polacy...postępują dziś tak jak trzeba. Jesteśmy moralnymi zwycięzcami. 

Tyle tylko, że jesteśmy sami a ta bezinteresowna pomoc może doprowadzić do upadku państwa polskiego. Ileż to razy w historii to już przerabialiśmy? 

Chyba jest najwyższy czas, aby z historii wyciągać wnioski i nie wkładać swoich rąk do wrzątku, bo później te ręce już nie będą w stanie nikomu pomóc: ani sobie ani w tym wypadku uchodźcom z Ukrainy. 

Przez wieki pomagaliśmy Żydom, którzy byli wyganiani z niemal każdego kraju w Europie a w Polsce znaleźli pomocne dłonie. I co nas za to spotkało z ich strony? Zawiść i nienawiść trwającą do dzisiaj. 

W czasie II WŚ walczyliśmy na wszystkich frontach i np. jako jedyni byliśmy pierwszym sojusznikiem Wielkiej Brytanii broniącym brytyjskiego nieba. I co? Nasi sojusznicy oddali nas Sowieckiej Rosji i nawet nie zaprosili na powojenną defiladę wojskową zwycięzców. 

A dzisiaj? Kto nam pomaga w naszej pomocy Ukraińcom? Nikt! Każdy umywa ręce a nawet chce nas wepchnąć do wojny jako mięso armatnie (sprawa MIG-29). 

Mamy rację moralną i tym możemy się szczycić, ale nie możemy zapominać o własnych interesach, bo nikt nie będzie za nas walczył "za Gdańsk" lub jakiekolwiek miasteczko czy polską wieś. Tego możemy być pewni a zapewnienia USA czy NATO można sobie "między bajki włożyć". To smutna rzeczywistość, ale takie są fakty. 

[1] Dane za: https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/emigranci-i-imigranci-ile-pieniedzy-wysylaja-do-i-z-polski-dane-nbp-za-i-kw-2021/8jwqzmp oraz https://forsal.pl/artykuly/1097209,ile-pieniedzy-przesylaja-polscy-emigranci-do-kraju.html

[2] https://udsc.prowly.com/131412-cwierc-miliona-obywateli-ukrainy-z-zezwolenia-na-pobyt

[3] https://www.bankier.pl/wiadomosc/Polska-do-KE-koszty-pomocy-uchodzcom-to-ponad-2-2-mld-euro-do-konca-roku-8302170.html

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 

© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

sobota, 19 marca 2022

Niemcy nigdy się nie zmieniły!

21 stycznia tego roku napisałem tekst p.t,: "Dlaczego a'priori jestem rusofobem (moskwofobem) i germanofobem? [1]".

Napisałem w nim m.in.: 

"Od zarania istnienia Polski jako państwa zawsze mieliśmy dwóch największych wrogów będących jednocześnie na nieszczęście naszymi bezpośrednimi sąsiadami. Były i są to Niemcy (Prusy) i Rosja (Moskwa), przy czym warto wspomnieć, że to z reguły nie Polska była źródłem agresji i nienawiści do tych krajów, ale to dla nich od zawsze Polska stanowiła podmiot tejże agresji i nienawiści... co doprowadziło m.in. do ostatecznego rozbioru Polski i ustanowienia - tak wyczekiwanej od wieków przez te państwa - wspólnej niemiecko-moskiewskiej granicy 

(...) 

Zresztą też warto - już w odniesieniu do okresu powojennego - zauważyć, że entuzjastami A. Hitlera było przeszło 90% Niemców i niemal cały przemysł niemiecki. Trudno wobec tego oczekiwać, że owa trauma nie zostawała rodzinnie przenoszona kolejnym pokoleniom a do dzisiaj największe i długoletnie firmy niemieckie w dużej mierze ową traumę pielęgnują i do dzisiaj jeszcze możemy znaleźć zatrudnionych w nich potomków najważniejszych NSDAP-owców (mało tego: w niektórych siedzibach tych niemieckich firm do dziś stoją popiersia przemysłowców - hitlerowskich nazistów) 

(...) 

A jak wspaniale kwitnie współpraca niemiecko-rosyjska (kondominium niemiecko-rosyjskie) to widać po wspomnianych Nord Streamach, pracy niemieckich polityków w Moskwie (np. były kanclerz Gerhard Schröder w Gazpromie) czy  ostatnio odmówienie przez Niemcy możliwości przelotu przez ich terytorium powietrzne natowskich samolotów transportowych niosących pomoc rzeczowo-militarną Ukrainie przygotowującą się na ewentualną agresję Rosji na ich kraj. Widać tu wyraźnie jakimi hipokrytami są Niemcy: z jednej strony gaworzą o pokoju czy demokracji a z drugiej już jawnie wspierają zapędy imperialistyczne Putina. Zresztą sądzę, że już sobie Niemcy i Rosja ustaliły swoje przyszłe wpływy w Europie, gdy w końcu zostanie już zbudowana jedna sfederalizowana UE pod nadzorem niemieckim i za zgodą J. Bidena. Niemcy jednak muszą się spieszyć, bo ewentualny kolejny prezydent USA może już nie być im - tak jak dzisiejszy - przychylny

(...) Sądzę, że Niemcy mają w genach butę i chęć podporządkowywania sobie innych a już nas-Polaków w szczególności. To ich przeświadczenie o "rasie Panów" tkwi w nich bardzo głęboko. Teraz wyrosło już nowe pokolenie nie pamietające II WŚ. To oni teraz rządzą i o ile jeszcze pokolenie czynnych niemieckich nazistów po wojnie udawało skruchę, to teraz to nowe już pokolenie o wojnie nie chce pamiętać (bo ponoć to ich już nie dotyczy) i znów wedle nich "z czystym sumieniem" wracają do swoich  butnych korzeni. Zresztą przez dziesiątki lat prowadzili oni swoistą politykę historyczną wybielającą Niemców z II WŚ i tworząc jakąś odrębną "grupę nazistów", którymi przecież mogli być i Polacy... Doszło nawet do tego, że sami zaczynają się uznawać za pierwsze ofiary nazistów - kuriozum historyczne, ale dziesiątki lat międzynarodowej propagandy zrobiło swoje: świat już zaczyna tak myśleć". 

Tak wtedy pisałem nie wiedząc jeszcze, że za miesiąc W. Putin zbrojnie napadnie na całą Ukrainę. Ale także nie wiedząc, że ta wojna już całkowicie skompromituje Niemcy. 

Stosunek Niemców do tej wojny jest haniebny. Oni nigdy się nie zmienili a ich górnolotne słowa o wolności, demokracji, wartościach to tylko puste słowa a czyny niestety pokazują coś innego!

Nie dość, że nie zgadzają się na ostre i ostateczne sankcje wobec Rosji (np. odłączenie od SWIT wszystkich banków rosyjskich czy zakaz importu ropy i gazu z Rosji) to jeszcze blokują pomoc humanitarną dla Ukraińców (już mówili, że 20 tysięcy ukraińskich uchodźców wojennych wyczerpuje ich możliwości a już 100 tysięcy to jest maksimum ilości ich przyjęcia), ostentacyjnie lekceważą prezydenta Ukrainy w Bundestagu (odrzucenie przez obecną niemiecką koalicję możliwości debaty na temat Ukrainy i działań, które Niemcy podjęły od początku inwazji), wysyłają na Ukrainę tylko 500 pocisków Strieła z zapowiadanych 2700 a i tak nie wiadomo w ogóle czy nawet te 500 sztuk jest sprawnych, bo pociski te pamiętają jeszcze czasy NRD i już na samym początku z tych 2700 aż 700 było niesprawnych (może więc te 500 to też sam złom?), cały czas płynie do nich gaz przez Nord Strem I a Niemcy nie podjęły decyzji o rozbiórce Nord Stream II, socjalistyczny kanclerz O. Scholtz nieprzychylnie wypowiada się na temat przyjęcia Ukrainy do UE i NATO...

Chyba dla wszystkich stało się już jasne, że kondominium rosyjsko-niemieckie mimo wojny dalej kwitnie, z tym, że zostało lekko schowane ze względu na międzynarodowy nacisk na Niemcy. Nie da się też ukryć, że O. Scholtz wydaje się zawiedziony niepowodzeniami armii rosyjskiej na Ukrainie. A miało być tak pięknie. Wojna miała trwać kilka dni nie zagrażając wzajemnemu niemiecko-rosyjskiemu zbliżeniu, Niemcy już sobie (przy wsparciu J. Bidena) przygotowały harmonogram budowy Jednego Sferderalizowanego Państwa Europa - bez państw, granic oraz suwerenności i niepodległości narodów Europy (IV Rzeszy Niemieckiej), która miałaby sąsiadować wreszcie na stałe z Rosją a razem z nią Niemcy planowali stworzyć Eurazję. 

Chyba też wszyscy widzą, że socjalistyczny kanclerz Niemiec O. Scholtz (z tej partii pochodził też kanclerz G. Schröder oraz... socjalistyczną była też NSDAP A. Hitlera) jest jeszcze bardziej proputinowski niż A, Merkel a ogólnie sama niemiecka lewica ma tendencję budowy swojej nowej Rzeszy tak jak W. Putin pragnie budowy imperialnej Wielkiej Rosji. 

Tak długie walki Ukraińców o swój kraj, niepodległość i suwerenność objawiły obłudę, hipokryzję oraz pokazały prawdziwą twarz Niemiec jako zakały Europy (można by jeszcze wskazać na Francję i fircyka E. Macrona). 

Ogólnie rzecz ujmując. Inwazja W. Putina na całą Ukrainę i tak długa jej obrona jest tak naprawdę - przy wszystkich okropieństwach wojny - dla nas korzystna. USA już nie stawiają Niemców w Europie na pierwszym miejscu, UE nagle musi się kajać przed stanowiskiem USA, świat zobaczył proputinowską obłudę Niemiec i Francji, nie zostaje uruchomiony Nord Stream II, USA wzmacniają w Europie wschodnią flankę NATO a świat wreszcie zrozumiał, że imperializm rosyjski jest zdolny do każdej wojennej podłości a Niemcy są w stanie te podłości "przełknąć" politycznie i dalej budować z Rosją swoje kondominium. 

I tylko mam nadzieję, że ta zmiana geopolitycznego myślenia zostanie już na stałe a nie - przy ewentualnym nowym prezydencie Rosji - wszystko powróci do starych kolein.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

piątek, 18 marca 2022

Polska jako jeden z nielicznych krajów UE żegna się z rosyjskim gazem!

W 2021 roku łączne zasoby własne gazu ziemnego wyniosły przeszło 5 mld metrów sześciennych, w tym około 4,0 mld metrów sześciennych w Polsce i około 1 mld metrów sześciennych za granicą (z tego około 70% w Norwegii i około 30% w Pakistanie).

Łączne roczne polskie zapotrzebowanie na na błękitne paliwo wynosi około 20-21 mld metrów sześciennych (rok 2020 - 20,6 mld m. sześciennych), przy czym w ciągu kolejnych 10 lat ma wzrosnąć do 30 mld metrów sześciennych. 

Jak więc łatwo obliczyć to na dzień dzisiejszy musimy importować gaz w ilości około 15-16 mld metrów  sześciennych, czyli 72-76% polskiego zapotrzebowania. Struktura importu gazu w 2021 roku była następująca: terminal LNG w Świnoujściu - 3,83 mld metrów sześciennych, czyli ok. 18% polskiego zapotrzebowania (maksymalna przepustowość to 5 mld metrów sześciennych), import z Rosji - ok. 10 mld metrów sześciennych, czyli ok. 48-50% polskiego zapotrzebowania  (rok 2020 - 9,6 mld metrów sześciennych) [1]. 

Resztę gazu uzupełnialiśmy tzw. rewersem zachodnim. 

Jeżeli Szanowni Czytelnicy chcieliby się zapoznać w szczegółach o polskim rynku gazu ziemnego i zawiłościach z nim związanych to serdecznie polecam poniższy film:


Kontrakt Jamalski dostaw gazu z Rosji do Polski obowiązuje do końca 2022 roku i są zapowiedzi, że więcej takich długoletnich kontraktów z Rosją nie zawrzemy. 

Oczywiście jest to możliwe tylko dzięki temu, że cały czas dywersyfikujemy źródła dostaw gazu do Polski, czego sztandarowym przykładem jest Baltic Pipe. Ten wyszydzany przez totalną opozycję projekt, który od lat był blokowany przez niemieckich i rosyjskich agentów wpływu w Polsce, ma zakończyć się we wrześniu 2022 roku a gaz z niego ma płynąć do Polski już od 1 października 2022. Jego maksymalną przepustowość to ok. 10 mld. metrów sześciennych, co zrównoważy zaniechanie importu gazu z Rosji. 



Warto jednak przypomnieć historię budowy tego gazociągu, który mogliśmy mieć już dawno.

Polska już w 2005 roku mogła uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji. Byłoby to możliwe, gdyby w 2003 roku rząd Leszka Millera (SLD) nie zerwał zawartej dwa lata wcześniej przez rząd Buzka (AWS) umowy w sprawie budowy położonego na dnie Bałtyku gazociągu z Norwegii. Warto podkreślić, że wkrótce po tym koncerny z Rosji i Niemiec ogłaszają plan budowy własnego gazociągu na dnie Bałtyku omijającego łukiem nasz kraj i utrudniającego w przyszłości powrót do koncepcji budowy gazociągu Norwegia-Polska…

Przypomnijmy, że rząd Jerzego Buzka (AWS), próbując zdywersyfikować źródła gazu ziemnego i uniezależnić się od Rosji, podpisuje z Norwegią umowę o budowie gazociągu położonego na dnie Bałtyku, którym miałby być dostarczany do naszego kraju gaz wydobywany w Norwegii. Umowa przewidywała, że ten pionierski projekt zostanie ukończony w ciągu 5 lat i w 2005 roku Polska będzie mogła uniezależnić się od dostaw błękitnego surowca zza wschodniej granicy. Niestety pod koniec 2001 roku do władzy dochodzi SLD. Premierem zostaje były członek PZPR – Leszek Miller. Od samego początku deklarował on niechęć do planu dywersyfikacji. Od słów szybko przeszedł do czynów. W grudniu 2003 roku Leszek Miller zerwał zawartą przez Buzka umowę. Projekt gazociągu na dnie Bałtyku, łączącego Norwegię z Polską, legł w gruzach. Co ciekawe – wkrótce po tym jak Miller uwalił projekt polsko-norweskiego gazociągu, koncerny z Rosji i Niemiec ogłaszają plan budowy własnego gazociągu na dnie Bałtyku…, który jest znany z nazwy Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Jak widać Niemcy z Rosją dogadują się jak zawsze wprost wzorcowo.

Należy też wspomnieć, że  L. Miller uległ oczywiście przede wszystkim Rosji, ale też Niemcom a do tego miał wielkie zobowiązania wobec Rosji, która uratowała (swoimi pieniędzmi) komunistyczną nomenklaturę w momencie likwidacji PZPR i przepoczwarzenia jej w końcu na SLD. Spłacał po prostu dług wdzięczności.

Warto zauważyć też, że od momentu "uwalenia" tego projektu przez rząd L. Millera nie podejmowano niemal żadnych kroków mających na celu go wznowić. Udało się to dopiero za rządów PiS-u, po 2015 roku.

Ale też i całkiem niedawno, bo na początku czerwca ubiegłego roku, znów mogło dojść do klęski w postaci wstrzymania budowy Balitic Pipe. Nie wiem za czyim nakazem (mogę się tylko domyślać), ale po  decyzji J. Bidena o cofnięciu sankcji na budowę Nord Stream 2, Duńczycy zablokowali budowę strategicznego z polskiego punktu widzenia rurociągu Baltic Pipe. Cofnięto po prostu decyzję środowiskową (wydaną w 2019 roku) na budowę tegoż w duńskiej części lądowej. Wtedy - jakżeby inaczej - decyzję motywowano ochroną dobrostanu drobnych zwierząt, ale chyba nikt w to wówczas nie wierzył [2], [3], [4]. 

Polska też - licząc się ze wzmożonym popytem na gaz w kolejnych latach - przygotowuje się do uruchomienia pływającego terminala typu FSRU (Floating Storage Regasification Unit) w Zatoce Gdańskiej, które jest planowane na lata 2027/2028. Wstępne rozmowy o jego budowie wciąż trwają. "FSRU jest nie tylko wynikiem poziomu popytu na gaz w nadchodzących latach, ale także efektem analiz bezpieczeństwa przepływów gazu w sieci przesyłowej. Okazało się, że przy takich ilościach gazu, jakie będą krążyć w sieci w perspektywie dekady, dla zapewnienia bezpieczeństwa dostaw niezbędny jest nowy punkt wejścia gazu do systemu, niezależny od istniejących i powstających, o odpowiednio dużej przepustowości" [5]. Terminal ten będzie miał przepustowość około 6 mld metrów sześciennych rocznie. 


Także widzimy, że od 2015 roku nowe władze Polski (ZP pod przewodnictwem PiS) robiły i robią bardzo dużo od uzależnienia się od dostaw rosyjskiego gazu. Pozwala to nam na de facto rezygnację zakupu gazu z Rosji począwszy od końca 2022 roku. Jest to diametralna zmiana w stosunku do niemal wszystkich rządów, które reprezentowały tzw. III RP. 

W obliczu dzisiejszej agresji Rosji na Ukrainę widać jak przewidująca była to polityka. My możemy swobodnie zrezygnować z dostaw z Rosji a niestety większość krajów Starej Europy (przede wszystkim Niemcy) tak się uzależniły energetycznie od Rosji, że zostały dziś z "ręką w nocniku" i postawieni przez W. Putina "pod ścianą". A przecież ileż to razy z krajów naszego bloku (też oczywiście z Polski) płynęły ostrzeżenia do tych krajów wskazujące, że UE energetycznie uzależnia się od Rosji. Ostro przecież krytykowaliśmy powstawanie niemiecko-rosyjskich rurociągów Nord Stream I i Nord Stream II. I co? Ano nic... I teraz mamy tego konsekwencje. 


[1] Według GUS w 2020 roku sprowadziliśmy 17,9 mld metrów sześciennych. Różnica między moimi obliczeniami wynika stąd, że sprowadzaliśmy też gaz mający pokryć magazynowe strategiczne rezerwy gazowe, które nie są do końca tożsame z naszym zapotrzebowaniem na gaz. Jeżelibyśmy mieli się odnieść do tej wielkości to import gazu z Rosji w wysokości 9,6 mld metrów sześciennych stanowiłby 54% importu całkowitego i  47% ogólnego polskiego rocznego zapotrzebowania na gaz.

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

czwartek, 17 marca 2022

Czy W. Putin zaatakuje Polskę - kraj NATO?

Nie chcę być profetycznym defetystą, ale taki scenariusz jest niestety bardzo możliwy. 

A dlaczego? 

Bowiem W. Putin nie może sobie pozwolić na przegraną na Ukrainie, natomiast może "wyjść z twarzą", gdyby nawet uległ, ale całemu NATO. I już nie tylko chodzi o opinię międzynarodową, ale też opinię wewnętrzną, samych Rosjan. 

Przegrana W. Putina z Ukrainą - co zaskakująco wydaje się bardzo prawdopodobne - byłoby końcem jego mitu i zapewne też końcem jego prezydentury a do tego w historii Rosji zapisałby się nie "złotymi zgłoskami" (o czym mitomańsko marzy), ale jako ten, który doprowadził do upadku ideę Wielkiej Rosji i zniszczył mit niezwyciężonej armii rosyjskiej. 

Natomiast wciągając do wojny NATO - np. poprzez atak na Polskę - mógłby się wycofać, ale tylko ze względu na to, że walczył z całym znienawidzonym zachodem a nie tylko z Ukrainą. Paradoksalnie wtedy nawet mógłby umocnić swoją władzę w Rosji i wykreować nową "zimną wojnę". Dla większości Rosjan pozostałby nadal wielkim Putinem, który co prawda uległ zbrojnie NATO, ale właśnie jedynie ze względu na to, że "zachodnie psy" rzuciły się na niego a on bohatersko nie chciał wzniecać III Wojny Światowej, też nuklearnej. 

Także naprawdę Polska musi być dziś naprawdę czujna i poważnie traktować taką ewentualność. 

Tym bardziej, że ostatnio tuba propagandowa W. Putina "Pravda.ru" napisała m.in.: "Polska to kraj nazwany na cześć Stalina. Jest jak hiena. Czas przeprowadzić jej denazyfikację" [1]. Czyż to nie brzmi propagandowo znajomo - podobne teksty dotyczące Ukrainy powstawały w Rosji przed jej agresją na Ukrainę. 

Nie można też nie zauważyć dzisiejszej awarii urządzeń sterowania w 19 Lokalnych Centrach Sterowania Koleją w Polsce. Awaria dotyczy w głównej mierze lokalizacji, w którym używane są urządzenia marki Bombardier, o których w 2017 roku "Gazeta Polska" w artykule "Bombardierzy znad Wołgi" pisała o związkach kanadyjskiej firmy Bombardier z rosyjskimi oligarchami. Jacek Liziniewicz podkreślał w tekście, że "działkę" urządzeń sterowania ruchem kolejowym Bombardier rozwija najmocniej w Rosji, Chinach oraz właśnie w Polsce. a początku 2021 r. Alstom sfinalizował proces przejęcia Bombardier Transportation. "To o tyle istotne, że w ramach współpracy korporacyjnej do rosyjskiej firmy, związanej bezpośrednio z Bombardierem, mogły trafić również informacje i kody źródłowe z Polski" [2]. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

środa, 16 marca 2022

Dlaczego W. Putin zaatakował całą Ukrainę i wojenne reperkusje dla nas?

Odpowiadając na tytułowe pytanie można wskazać tylko dwa powody: J. Biden i jego niedawna polityka uległości wobec Niemiec i Rosji oraz uzależnienie Niemiec i Starej Europy od dostaw rosyjskich surowców energetycznych, w tym oczywiście gazu!

I naprawdę na początku wszystko postępowało wedle zamierzonego planu. J. Biden w niesławie poddał się w Afganistanie, oddał Europę ponownie Niemcom i Rosji, dał "zielone światło" na dokończenie niemiecko-rosyjskiego Nord Stream 2 a nawet wielokrotnie spotykał się ulegle z "zimnym czekistą" W. Putinem. 

Jego słabość też wykorzystali Niemcy, które sobie w nowej umowie koalicyjnej zawarli ustalenia, które mają prowadzić do powstania z UE Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa pod zarządem niemieckim (IV Rzeszy).

A wszystko to, bo J. Biden chciał zyskać neutralność Europy (niemieckiej UE) i Rosji w ewentualnym konflikcie z Chinami, które chcą stać się największym mocarstwem na świecie. 

I W. Putin po prostu uznał, że ten amerykański dziadek już nie jest dla niego partnerem i może sobie robić w geopolityce co sobie żywnie zamarzy. A przecież marzył o odbudowie - na ile pozwolą obecne warunki - choć części dawnego ZSRR. A do tego miał całkowite wsparcie niemieckiej UE, którą sobie uzależnił od swoich surowców.

Moskiewski gensek dobrze wiedział, że nie jest już w stanie odzyskać wszystkiego, ale wedle niego chociażby Gruzja, Kazachstan czy Ukraina to są państwa, które winny być pod jego władaniem. I poczuł "krew w żyłach". Kazachstan praktycznie już jest jego, Gruzja może w przyszłości a teraz postanowił po prostu przejąć Ukrainę wierząc, że jej zdobycie - jak w przypadku aneksji Krymu - przyjdzie mu całkiem bez wysiłku i bez jakichś międzynarodowych oporów. 

I gdyby faktycznie udałoby się jemu zająć całą Ukrainę w przeciągu kilku dni, to NIKT by - oprócz państw Europy Środkowo-Wschodniej - nie zareagował. I wszystko toczyłoby się według niemiecko-rosyjskiego planu budowy Eurazji od Władywostoku po Lizbonę przy wsparciu administracji J. Bidena. 

Niestety a raczej stety W. Putin się przeliczył i nie docenił Ukraińców. Okazało się, że od 2014 roku (aneksji przez niego Krymu i wschodniego Donbasu i Ługańska) Ukraińcy zbudowali swoją tożsamość narodową, którą teraz zacięcie bronią. I chwała im za to. 

J. Biden też zapomniał, że w USA istnieje Partia Republikańska i armia, której nie doceniał. Sądzę, że obecna radykalna zmiana wektorów polityki USA jest ściśle związana ze zdaniem amerykańskich wojskowych, którzy postawili J. Bidena do "pionu". I on z człowieka strasznie proputinowskiego stał się nagle zaciętym wrogiem Rosji, ale także Niemiec, jako przedstawiciela narodów Europy. I tak naprawdę dzięki temu USA znów zaczęły się interesować Europą, co dla nas jest bardzo korzystne. I to też winno być podziękowaniem dla Ukraińców, którzy dalej bohatersko bronią swojej Ojczyznę. 

Ogólnie rzecz ujmując. Inwazja W. Putina na całą Ukrainę jest tak naprawdę - przy wszystkich okropieństwach wojny - dla nas korzystna. USA już nie stawiają Niemców w Europie na pierwszym miejscu, UE nagle musi się kajać przed stanowiskiem USA, świat zobaczył proputinowską obłudę Niemiec i Francji, nie zostaje uruchomiony Nord Stream II, USA wzmacniają w Europie wschodnią flankę NATO a świat wreszcie zrozumiał, że imperializm rosyjski jest zdolny do każdej wojennej podłości. 

I tylko mam nadzieję, że ta zmiana geopolitycznego myślenia zostanie już na stałe. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog