wtorek, 27 lutego 2024

Czy czeka nas produkcja jeszcze większych poszkolnych głupców i idiotów? Część 3

Jeden z komentujących na salonie24 mój ostatni tekst o reformie systemu edukacji (nieznanynikt) przytoczył mi informację z Polskiej Agencji Prasowej (PAP) autorstwa Pani Aleksandry Kuźniar [1], która przybliża nam kulisy zmian proponowanych przez obecnych ministrów: edukacji Barbary Nowackiej oraz nauki i szkolnictwa wyższego Dariusza Wieczorka [2]. 

Do sprawy tej nawiązuje też w najnowszym wydaniu tygodnika "Sieci" Jan Augustyn Maciejewski w artykule „Inwazja Brukseli na polską edukację”, w którym konstatuje, iż obecnie jest  realizowany  szokujący plan Brukseli na polską edukację: szkoły mają obniżyć poziom nauczania i zmienić programy pod kątem imigrantów. W akcję są zaangażowane fundacje Sorosa a UE zamierza  podporządkować sobie krajowe systemy nauczania i zarządzać edukacją z Brukseli, co jest wprost zawarte w unijnych dokumentach. Komisja konstytucyjna Parlamentu Europejskiego domaga się po prostu wpisania na listę „polityk wspólnych” także edukacji. Czyli to w Berlinie i Brukseli, a nie w Warszawie, decydowano by o polskim szkolnictwie [3], [4].

Poniżej cała treść informacji z PAP [1].

---------------------------------------------------

Dzisiaj (w piątek 23.02) odbyło się posiedzenie prezydenckiej Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania. Jej tematem był „Europejski obszar edukacji”.

Po posiedzeniu odbyła się konferencja, podczas której doradca prezydenta RP, przewodniczący Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania prof. Andrzej Waśko podkreślił, że treść owego projektu jest ściśle związana ze zmianami, jakie nowe Traktaty Europejskie przegłosowane przez Parlament Europejski wprowadzają do rządów krajowych i do kompetencji Komisji Europejskich. 

„To, co nas najbardziej interesuje to fakt, że polityka oświatowa, która dotąd w UE była całkowicie powierzona kompetencji rządów krajowych, stanie się częścią polityk unijnych i w związku z tym, w przypadku przyjęcia tych traktatów, będziemy mieli do czynienia z całkowicie nową sytuacją – tzn. kontrolę nad polskim szkolnictwem obejmie bezpośrednio UE” – zaznaczył Waśko.

 „W mediach jest obecny temat zmian w podstawie programowej, zgłaszanej przez rząd i ministerstwo pod kierunkiem minister Barbary Nowackiej. Kiedy przyglądamy się tym zmianom widzimy pewną zależność, czy wręcz równoległość w kierunku, w jakim idą te zmiany i rekomendacje, czy też zaleceń unijnych wynikających z tych dokumentów” – stwierdził przewodniczący Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania. 

"„Zbliżamy się do wniosku, że te zmiany są realizacją owych podstawowych założeń  "Europejskiego obszaru edukacji" i priorytetów, które dla edukacji w krajach UE proponuje Parlament Europejski, Komisja Europejska. Wobec tego widzimy, że proces zmian w polskim szkolnictwie ma charakter jakby podwykonawstwa pewnego projektu, który ma ogólnopolski zasięg i to jest nowa sytuacja”" – powiedział Waśko. 

Obecna na konferencji ekspert edukacyjna, była kurator oświaty w Lublinie Teresa Misiuk, którą poproszono o przeanalizowanie jednej z kwestii dla „Europejskiego obszaru edukacji” zwróciła z kolei uwagę na to, że: 

"„w ramach tych działań wskazanych jest kilka kluczowych kwestii, a tą najbardziej kluczową są nauczyciele i kadra kierownicza w oświacie, bowiem UE słusznie zaznacza, że bez wysokiej jakości wykwalifikowanej kadry nauczycielskiej przekonanej do realizacji tych określonych działań, nie uda się wprowadzić tej zmiany, tej reformy, czyli wprowadzić "Europejskiego obszaru edukacji”".

Misiuk dodała, że służą temu szkolenia dla nauczycieli, dla kadry kierowniczej szkół realizowane w ramach programów europejskich. 

„W ramach tego programu są szkolenia, które generalnie mają służyć podniesieniu kompetencji nauczycielskich, w czym oczywiście nie ma nic złego (…) Natomiast, jeśli zagłębiamy się w już w konkretne programy, zakres tematyczny, treściowy, to na każdym kroku następuje to podkreślenie, że mają być to działania bardzo mocno nacechowane na realizację polityki oświatowej UE” – zaznaczyła Misiuk.

Dodała, że nie ma tam w ogóle mowy o polityce polskiej, niemieckiej, francuskiej. 

„Odchodzimy zupełnie od polityk oświatowych poszczególnych państw. Jak czytamy w tych dokumentach, wszędzie jest mowa o tożsamości europejskiej, stąd trzeba w rozsądny sposób i odpowiedzialny patrzeć na tę ofertę szkoleniową” – wskazała Misiuk.

Podkreśliła, że nie ma nic złego w podnoszeniu kompetencji nauczycieli, bo one są konieczne, "„natomiast, co do treści szczegółowych, ewidentnie mają one prowadzić do tego, by nauczyciele odpowiednio przygotowani zostali do tego, by wprowadzić, zrealizować "Europejski obszar edukacji”" – podała.

Dodała, że ważną datą wskazywaną w dokumentach UE jest rok 2025, a jednym z działań, które ma służyć takiemu kształceniu, takiemu doskonaleniu nauczycieli mają być „Akademie Nauczycielskie ERASMUSA”, które prowadzą do tego, by zgłębić wiedzę na temat działania i funkcjonowania UE.
Zwróciła też uwagę, że informacje o „Europejskim obszarze edukacji” powinny dotrzeć do świadomości społecznej i nauczycieli. 

„My nie jesteśmy przeciwni współpracy, współdziałaniu, poznawaniu innych kultur, ale to absolutnie nie może prowadzić do tego, że będziemy się wyzbywać naszej narodowej tożsamości” – orzekła Misiuk.

Prof. Andrzej Waśko podkreślił natomiast, że cała opinia publiczna jest poruszona informacjami o ograniczeniu w projektach zadawania zadań domowych, albo ograniczenia ocen w szkołach. 

"„Tego typu pomysły pojawiają się w ramach edukacji włączającej (…), która należy do trzonu owego programu "Europejskiego obszaru edukacyjnego". To są przesłanki, które pozwalają stwierdzić, że mamy do czynienia z rodzajem pilotażu przed wielką reformą, którą zapowiedziała pani minister (Barbara Nowacka -red.) na rok 2026” – powiedział Waśko.

Początek wstępnych konsultacji zmiany podstawy programowej kształcenia ogólnego MEN ogłosiło 12 lutego br. Celem planowanych zmian jest ograniczenie obowiązkowego zakresu treści nauczania. Na stronie internetowej resort opublikował wówczas dokumenty zawierające wszystkie wymagania określone w podstawie wraz z propozycjami zmian przygotowanymi przez ekspertów. Zachęcał ekspertów, nauczycieli, rodziców i uczniów do przesyłania własnych opinii za pomocą specjalnego formularza kontaktowego.

W czwartek (22.04.2024) MEN poinformowało, że konsultacje te zakończyły się 19 lutego. Do resortu wpłynęły 50 262 sugestie. Najwięcej uwag dotyczyło historii (31 411), języka polskiego (11 092), historii i teraźniejszości (2820) i biologii (1519).

Od 19 do 21 lutego ministerstwo zorganizowało też spotkania online na temat projektowanych zmian. Uczestniczyło w nich około 300 osób.

Resort poinformował, że uwagi trafiły do ekspertów, którzy przygotują końcowe propozycje projektów podstaw programowych poszczególnych przedmiotów. Na początku marca przekażą je MEN.

Podano, że na podstawie tych propozycji ministerstwo przygotuje projekty rozporządzeń zmieniających rozporządzenia w sprawie podstawy programowej. W połowie kwietnia br. zostaną one skierowane do konsultacji publicznych, do opiniowania i do uzgodnień międzyresortowych.

Resort edukacji wyjaśnił, że ze względu na planowaną kompleksową reformę programową zaproponowane zmiany polegają wyłącznie na ograniczeniu zakresu wymagań określonych w podstawie programowej tak, aby od 1 września 2024 r. mogły objąć wszystkich uczniów, począwszy od klasy IV szkoły podstawowej aż do szkół ponadpodstawowych wszystkich typów (LO, technikum, BS I i BS II) oraz nie skutkowały koniecznością wymiany podręczników szkolnych.

Ministerstwo podało też, że nowa, zawężona podstawa programowa będzie obowiązywać w okresie przejściowym od roku szkolnego 2024/2025. W tym czasie eksperci będą pracować nad kompleksową reformą programową. Całościowa, nowa podstawa programowa ma wejść w życie dwa lata później – od 1 września 2026/2027 w szkołach podstawowych, a od roku szkolnego 2028/2029 do szkół ponadpodstawowych.

---------------------------------------------------

Przepraszam za tak obszerne przytoczenie całości tej informacji, ale polecam przeczytanie jej jeszcze raz. 

Cóż bowiem z niej wynika? Ano to, że mają rację ci, którzy uważają, że obecny rząd D. Tuska jest poletkiem doświadczalnym dla lewackich elit unijnych, który ma pokazać jak daleko w przyszłości mogą  się one posunąć we wprowadzaniu swoich autorytarnych rządów. I to tak, żeby stłamsić jakikolwiek opór swoich narodowych społeczeństw. 

Jeszcze gorsze jest to, że tak naprawdę w wyniku polskich wyborów Europa straciła największe państwo, które mogło zastopować to lewackie szaleństwo we wprowadzaniu Scentralizowanego Superpaństwa Europa, IV Rzeszy Niemieckiej. 

A dziś na agendzie unijnej jest zmiana traktatów unijnych, które wprowadzone w życie de facto spowodowałyby koniec suwerenności, niepodległości i podmiotowości państw narodowych. 25.10.2023 roku Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego przyjęła tzw. raport w sprawie zmiany unijnych traktatów. Za przyjęciem raportu głosowało 20 członków AFEC, sześciu było przeciw. 
 
Raport ten zawiera propozycję 267 zmian w obu Traktatach - o Unii Europejskiej oraz o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej - i liczy 110 stron. Zakłada pozbawienie państw członkowskich suwerenności i prawa weta oraz w 65 obszarach dokonuje transferu kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE. 

A są to m.in.:

- likwidacja prawa weta;
- bezwzględny prymat prawa unijnego nad prawem krajowym, czyli np. nad polską Konstytucją.
- obowiązkowe przyjęcie niemiecko-unijnej waluty Euro;
- polityka zagraniczna;
- bezpieczeństwo zewnętrzne i obrona;
- leśnictwo (lasy);
- zasoby wodne;
- klimat i bioróżnorodność;
- sprawy zdrowia publicznego włączając transgraniczne zagrożenia dla zdrowia, ochrona zdrowia i poprawa zdrowia ludzkiego włączając zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne;
- infrastruktura transnarodowa;
- finanse publiczne;
- obrona cywilna;
- ochrona granic;
- wdrożenie celów zrównoważonego rozwoju ONZ;
- przemysł;
- kultura;
- edukacja 

Odnosząc się do edukacji to wymysłem unijnym jest właśnie „Europejski obszar edukacji”, czyli nic innego jak zbudowanie jednego systemu nauczania w całej UE. Planowane jest nawet ujednolicenie treści podręczników tak, aby wszyscy uczniowie i studenci uczyli się tego samego. Prawdopodobnie nie uda się to całościowo w przypadku niektórych podręczników jak chociażby w Polsce: język polski czy historia, ale swobodnie unioniści mogą dać szczegółowe wytyczne, czego mogą uczyć się młodzi Polacy. 

I to już się dzieje, bo proponowane programowe zmiany w naszej edukacji są na wskroś realizacją tego "Europejskiego obszary edukacji". I niestety obecne zmiany są tylko preludium do całkowitej reformy programowej, która ma obowiązywać już od roku 2028-2029 i to we wszystkich typach szkół. Jeżeli tego nie zastopujemy, to stracimy młode pokolenie Polaków, które nie będzie już tożsamościowo związane z naszą Ojczyzną, Polską. I o to chyba chodzi tym lewackim paranoikom unijnym. 

W poprzednim tekście napisałem m.in. akapit, który teraz z rozszerzeniem jego treści chcę powtórzyć:

"Mówiąc brutalnie. Po edukacji proponowanej przez UE i naszą B. Nowacką polscy uczniowie będą wiedzieli jak założyć prezerwatywę, jak się masturbować lub jak zmienić płeć na -entą z kolekcji kilkudziesięciu, ale nie będą mieć pojęcia kim był Ignacy Krasicki i jakie dzieła napisał Henryk Sienkiewicz czy Jan Kochanowski a zapytani o to, kto najbardziej ucierpiał w czasie II WŚ odpowiedzą, że Niemcy, które były największą ofiarą nazistów... No może też dorzucą wzmiankę o Żydach, ale o Polakach już nie wspomną, chyba, że w kontekście ich winy za nazizm i holocaust". 

I tak na koniec. 

Byłem zaskoczony szczegółowością zmian programowych proponowanych przez MEN. Nie mogłem uwierzyć, że można tak szybko przygotować taki dokument. Ale teraz dotarło do mnie, że te zmiany były opracowywane już dużo wcześniej i to pod nadzorem "pierwszorzędnych fachowców" ze zniemczonej UE. Do tych unijnych fachowców dołączyli rodzimi antypolacy i fascynaci ideologii gender i... mamy to, co mamy. 

Szczegółowiej o samych zmianach programowych pisałem w poprzednim tekście [5].


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

piątek, 23 lutego 2024

Czy czeka nas produkcja jeszcze większych poszkolnych głupców i idiotów? Część 2

"Takie będą Rzeczpospolite jakie ich młodzieży chowanie" - te słowa wypowiedziane przez
kanclerza Jana Zamoyskiego, wielkiego hetmana koronnego Rzeczypospolitej Obojga Narodów
wypowiedziane ponad czterysta lat temu, to znakomita sentencja, która do dziś nie straciła na
swej aktualności. 

A nawet więcej. Właśnie teraz te słowa nabierają szczególnej wagi, bowiem za edukację, naukę i kulturę wzięli się ideologiczni lewacy w postaci minister edukacji Barbary Nowackiej, ministra nauki i szkolnictwa wyższego Dariusza Wieczorka oraz po części Joanny Scheuring-Wielgus, która jest wiceministrem  kultury i dziedzictwa narodowego i Katarzyny Kotuli zajmującej stanowisko ministra do spraw równości. Z tej czwórki ministrów najwięcej szkody dla polskich dzieci i polskiej młodzieży może narobić minister B. Nowacka, ale też i minister D. Wieczorek z pewnością pogłębi lewacką ideologizację szkół wyższych. No i będą mieli mocne wsparcie dwóch pozostałych ministrów. 

Dlatego też jeszcze raz powtórzę: "Takie będą Rzeczpospolite jakie ich młodzieży chowanie". 

Część 2

W tym bieżącym ferworze walki z reżimowym bezprawiem możemy łatwo przeoczyć ten lewacki atak na polską edukację i naukę. Jednakowoż nie możemy tego nie dostrzegać, bo lewactwo dąży tak naprawdę do produkcji poszkolnych i poakademickich głupców i idiotów, którzy nie będą mieli wystarczającej wiedzy żeby rozumieć obecny świat oraz nie będą potrafili myśleć w sposób przyczynowo - skutkowy ani też w kategoriach zachodzących procesów, ale za to będzie ich można dowolnie kształtować, manipulować i lewacko indoktrynować. 

Mówiąc brutalnie: po edukacji proponowanej przez B. Nowacką polscy uczniowie będą wiedzieli jak założyć prezerwatywę i się masturbować, ale nie będą mieć pojęcia kim był Ignacy Krasicki i jakie dzieła napisał Henryk Sienkiewicz czy Jan Kochanowski a zapytani o to, kto najbardziej ucierpiał w czasie II WŚ odpowiedzą, że Niemcy, które były największą ofiarą nazistów... No może też dorzucą wzmiankę o Żydach, ale o Polakach już nie wspomną, chyba, że w kontekście ich winy za nazizm i holocaust. 

Pierwsza część [1] dotyczyła ogólnego i subiektywnego opisu zjawisk w obszarze edukacji i nauki w całej III RP ze szczególnym uwzględnieniem szkolnictwa wyższego. 

Obecna, druga jest opisem tego, co nas czeka w najbliższej przyszłości i odnosi się m.in. do beznadziejnych pomysłów na edukację minister B. Nowackiej, która chce zmniejszyć wymagania wobec uczniów, częściowo zakazać zadawania prac domowych, kreować w szkołach atmosferę "przyjazną" dla ideologii gender i LGBTQ+ oraz zlikwidować niektóre przedmioty i liczbę godzin jak np. w przypadku języka polskiego czy historii. Chodzą też słuchy, że w ogóle zaniechany będzie przedmiot "Historia i Teraźniejszość" więc trzeba się śpieszyć, aby kupić dwa świetne podręczniki do tego przedmiotu napisane przez prof. W. Roszkowskiego, który w czasach komuny jako „Andrzej Albert” pisał o polskiej historii. Wtedy jako młody człowiek zaczytywałem się w jego książkach, które były kolportowane "w drugim obiegu". 

Nowa szkoła w zakresie podstawowym i średnim wg. tych lewaków ma być niestresująca i zredukowana do poziomu przeciętnego, co oznacza systematyczne "równanie w  w dół" zakresu wymaganej od uczniów wiedzy i ogólnie zachowań społecznych. 

Idealne zobrazowanie takiego modelu nauczania przedstawia film "Harrison Bergeron" z roku 1995, który został luźno oparty na opowiadaniu Kurta Vonneguta z 1961 roku o tym samym tytule. 

Już początek filmu pokazuje szkołę, w której promuje się najsłabsze prace uczniów, natomiast prace dobre i bardzo dobre spotykają się z naganą i ostatecznie implikują podjęcie decyzji o operacyjnym "wyrównaniu w dół"  możliwości intelektualnych mózgów takich ponadprzeciętnych uczniów. 


Jeżeli chodzi o poziom nauczania to obejrzenie tego filmu winno nam wystarczać do negatywnej oceny reformy systemu edukacji proponowanej przez obecny rząd. 

A ten system to nic innego jak produkcja jeszcze większych poszkolnych głupców i idiotów. To hodowla przeciętniaków, którymi można swobodnie ideologicznie manipulować i ich dowolnie kształtować.  

"Wbrew propagandowym zakłamanym hasłom lewicy zależy jej na jak najniższym wykształceniu ludzi. Im bowiem mniej wiedzy ma elektorat, tym łatwiej nim manipulować, przekonać do kłamstw i bredni, dzięki czemu lewica zwiększa swe szanse wyborcze. Tak ma być i w Polsce i zadanie wychowania głupich, nie radzących sobie z organizacją czasu, niesamodzielnych, bezradnych, obciążonych wiecznymi pretensjami kolejnych roczników elektoratu powierzono minister Nowackiej. Pani Basi nie podejrzewamy jednak o cynizm i przebiegłość. Nie, ona zwyczajnie głupiutka i infantylna jest i taki ma też być jej przychówek. Nieuctwo brak, wiedzy, lenistwo intelektualne szczególnie się przydaje gdy trzeba ludzkość np. do odmętów klimatyzmu przekonać (...) Nie ma najmniejszych wątpliwości, że na Zachodzie i w krajach zachodniej cywilizacji jak Polska, systematycznie obniża się poziom wykształcenia ogólnego. Szkoły wypuszczają coraz większą liczbę matołów i nikomu to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, cały system ustawiony jest tak, by ludzie byli coraz głupsi. Nieliczni, bardzo wyspecjalizowani w jakiejś dziedzinie pchają rozwój nauki i technologii do przodu, a reszta ma być stadem (...) Dziś dla lewicowych, ciemnych ateistycznych mas bogiem jest klimat, a kapłanami władcy świata, prorocy czyhającej na ludzkość zagłady. Większość z tych wieszczy, to jednak tłumoki i zwykłe nieuki są, pożyteczni idioci, czy też zwyczajni kłamcy i manipulatorzy (...) Ci kłamcy i durnie niewykształceni chcą decydować o każdym aspekcie naszego życia i wymagają od nas byśmy dla ratowania planety poświęcili swe wolności i prawa. Inaczej wilgoć z ziemi zostanie wyssana, bomby deszczowe się porobią, 600 tysięcy atomówek spadnie, oceany i morza się podniosą, Arktyka zniknie. Potrzebni im są ludzie, którzy myślą, że od gorąca to woda znika. Jak z garnka (...) Po to ludzie mają być głupi i niewykształceni by w brednie wierzyć i na wszystko się godzić. O to na swoim małym odcinku polskiej edukacji dbać ma pani Basia, a nawet poseł Marcin Józefaciuk super ekstra turbo ekspert od edukacji, nauczyciel który w swoje szkole nawet 7 przedmiotów nauczał. Oto poseł, który nie ma nawet pojęcia czym jest władza wykonawcza. Poseł!!!!." [2].

19 lutego tego roku zakończyły się tzw. prekonsultacje dotyczące zmian podstawy programowej nauczania. Całość jeszcze można znaleźć pod linkiem: https://www.gov.pl/web/edukacja/zmiana-podstawy-programowej--zaczynamy-prekonsultacje

Konsultacje trwały jedynie tydzień i moim zdaniem to jedynie "pic na wodę fotomontaż", bo nie sądzę, żeby jakoś wpłynęły na zmianę owych lewackich i ojkofobicznych [3] propozycji zmian programowych. 

Natomiast warto sobie zapisać te propozycje zmian, bo mogą już niedługo zniknąć ze stron rządowych a wiedza o tym, co zostało usunięte lub zmienione będzie nam niezbędna by wiedzieć, czego należy uczyć dzieci poza przyszłym lewackim systemem nauczania. Mam bowiem nadzieję, że - wzorem czasów komuny - "to, co będzie zakazane to... będzie jeszcze chętniej poznawane i czytane". 

Wierzę, że tak będzie a wtedy diametralnie wzrośnie znaczenie rodziny jako ostoi wychowania i nauczania młodych ludzi. Rodzina bowiem jest najważniejsza bo "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci"

Niestety sama rodzina nie wystarczy aby w pełni nauczyć młodych ludzi. Teraz rodzice są często zabiegani i nie nadążają za biegnącym światem więc szkoła winna współwychowywać  i uczyć  młodych Polaków. A jeżeli szkoła nie będzie zapewniała wystarczającej i pełnej wiedzy to chyba będzie trzeba wrócić do nauczania na "tajnych kompletach".  Teraz będzie to o tyle łatwiejsze, że mamy do dyspozycji np. Internet i można prowadzić lekcje on-line dla młodych ludzi z każdego zakątka naszego kraju a nawet poza jego granicami. Potrzeba jednak do tej pracy zespołu odpowiednich nauczycieli i wierzę, że takowych mamy wielu.  

Chyba każdy zgodzi się z tym, że młodzi ludzie muszą poznać choć podstawy różnych przedmiotów, aby mogli wybrać dalszą ścieżkę swojej edukacji i przyszłości zawodowej. A jeżeli nie będą mieli sposobności ich poznania to jak mogą wybrać swoją przyszłość? Ja np. dzięki temu, że w technikum miałem taki przedmiot jak podstawy ekonomii to mogłem stwierdzić, że chcę zostać ekonomistą i tak dalej potoczyła się moja droga zawodowa. 

Ale też pozostają jeszcze przedmioty kształtujące wartość człowieka i takie, które są niezbędne do zbudowania tożsamości narodowej jak prawdziwa historia czy język ojczysty. Ja wiem, że lewacy najlepiej chcieliby, aby uczniowie ich chowu nie czuli się Polakami a jedynie byli europejską bezkształtną masą rozemocjonowanych  i wewnętrznie pustych "rączek do głosowania", ale to od nas zależy, czy zginiemy jako Polacy i poddamy się presji: ideologii gender i LGBTQ oraz tzw. współczesnego modelu edukacji włączającej nazywaną również inkluzyjną [4].

"Naród, który traci pamięć przestaje być Narodem - staje się jedynie zbiorem ludzi czasowo zajmujących dane terytorium”. Tak mówił Józef Piłsudski a kardynał Stanisław Wyszyński stwierdził, że "Jeśli przyjdą zniszczyć ten Naród, zaczną od Kościoła gdyż Kościół jest siłą tego narodu”. Ja zaś onegdaj (w 1988 roku) napisałem, że "Pamiętaj czym była Twoja przeszłość, czym jest Twoja teraźniejszość bo od tego zależy jaka będzie Twoja przyszłość!". 

O powyższych sentencjach warto pamiętać, bo zmiany programowe są zatrważające a dotyczą przede wszystkim właśnie niszczenia obszaru tożsamości narodowej, polskiej prawdziwej historii budującej tą tożsamość oraz wyrugowanie pamięci o bohaterach narodowych jak  "żołnierze niezłomni". 

Jakie to zmiany szykuje więc Pani minister B. Nowacka?

Otóż według MEN z podstawowy programowej nauczania języka polskiego mają zniknąć lub być okrojone "m.in.: opisy, zwyczaje i polowanie z „Pana Tadeusza” oraz „Powrót taty”, „Reduta Ordona”, „Śmierć Pułkownika” Adama Mickiewicza, „Katarynka” Bolesława Prusa, a także „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza. Jego inne dzieło – „W pustyni i w puszczy” miałoby być czytane we fragmentach. Z listy miałyby też zniknąć takie tytuły jak: „W pamiętniku Zofii Bobrówny” Juliusza Słowackiego, „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego, „Żona modna” Ignacego Krasickiego, poezja Cypriana Kamila Norwida, Jana Lechonia i Jarosława Marka Rynkiewicza. MEN proponuje też skasować niektóre lektury uzupełniające, w tym „Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim (fragmenty) Mikołaja z Wilkowiecka, „Kronikę Książąt Polskich w oprac. Jerzego Wojtczaka-Szyszkowskiego, „Świętego” Jana Józefa Szczepańskiego, „Zapiski więzienne” Stefana Wyszyńskiego oraz utwór Pawła Zuchniewicza pt. „Ojciec wolnych ludzi. Opowieść o Prymasie Wyszyńskim”. Z lektur uzupełniających miałyby też zniknąć m.in. takie tytuły jak: „Nie lękajcie się! Rozmowy z Janem Pawłem II” André Frossarda, „Księga dżungli” Josepha Rudyarda Kiplinga, „Król Maciuś Pierwszy” Janusza Korczaka „Zemsta” Bolesława Prusa, „Janko Muzykant” Henryka Sienkiewicza. 

W szkołach średnich z poziomu podstawowego – zdaniem resortu edukacji – powinno się usunąć: „Pieśń nad pieśniami”, „Odyseję” Homera (obowiązkowa na poziomie rozszerzonym), „Legendę o św. Aleksym, „Kroniki Galla Anonima”. „Boską Komedię” Dantego (obowiązkowa na poziomie rozszerzonym), „Pamiętniki” Jana Chryzostoma Paska, „Rozdziobią nas kruki, wrony…” Stefana Żeromskiego, a także „Romea i Julię” Wiliama Szekspira, „Z legend dawnego Egiptu” Bolesława Prusa”, niektóre psalmy Jana Kochanowskiego, wybór sielanek i liryki religijnej Franciszka Karpińskiego. Z podstawy programowej na poziomie rozszerzonym miałyby zostać usunięte takie dzieła jak: „Chmury” Arystofanesa, „Eneida” (fragmenty) Wergiliusza, „Wyznania” (fragmenty) św. Augustyna, „Summa teologiczna” (fragmenty) św. Tomasza z Akwinu, „Lilla Weneda” Juliusza Słowackiego, utwory Jarosława Marka Rymkiewicza. Wśród propozycji do likwidacji są też fragmenty dzieł Jana Pawła II – „Przekroczyć próg nadziei” (fragmenty), „Fides et ratio” (fragmenty) „Pamięć i tożsamość”, a także utwór „Tryptyk rzymski" [5].

W przypadku nauczania historii również nastąpić mają zaskakujące zmiany. "Wśród tematów, które proponuje się wykreślić z podstawowych lub dodatkowych treści nauczania, są m.in. Kulturkampf, Chrzest Polski, średniowieczne wojny z Niemcami, Żołnierze Niezłomni, zwycięstwo grunwaldzkie, rola Jana Pawła II w obaleniu komunizmu i przykłady bohaterstwa Polaków podczas II wojny światowej. Zamiast o "rzezi wołyńskiej" polskie dzieci mają się uczyć o "konflikcie polsko-ukraińskim", a zamiast o "przykładach bohaterstwa Polaków ratujących Żydów" - o "postawach Polaków wobec Żydów" (...) z podstawy programowej do historii zniknąć mają tematy dotyczące polskich bohaterów narodowych, takich jak Witold Pilecki czy Maksymilian Kolbe. Dodatkowo, zwroty takie jak "ludobójstwo Polaków na Wołyniu" mają zostać usunięte. W przypadku tematów dotyczących niemieckiej okupacji blok, który "porównuje oraz ocenia założenia i metody polityki III Rzeszy Niemieckiej i Związku Sowieckiego w okupowanej Polsce" ma zostać pozbawiony dalszej adnotacji: "ze szczególnym uwzględnieniem eksterminacji polskich elit, grabieży polskich dzieł sztuki oraz eksploatacji gospodarczej ziem polskich (zabór własności, praca przymusowa)" [6]. 

Polecam przeczytanie całości propozycji zmian w systemie nauczania i polecam wysłuchanie opinii na ten temat autorstwa historyka i polskiego patrioty, prof. A. Nowaka i byłą krakowską kurator oświaty.


To na razie z mojej strony wszystko na ten temat i przypominam, że 1 marca będziemy obchodzić Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” (Niezłomnych) a zdaniem MEN pamięć o nich ma zostać zapomniana. 

Również nie zapomnijmy o dniu 11 lipca, kiedy obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej. Przypada on w rocznicę Krwawej Niedzieli – apogeum mordów na Polakach, trwających od 1943 r. I również z podręczników szkolnych ma zostać wyrugowane słowo ludobójstwo na rzecz jakiegoś tam "konfliktu polsko-ukraińskiego.

[3] Ojkofobia, także oikofobia (gr. οἶκος + φόβος „strach przed domem, rodziną”) – termin wprowadzony przez Rogera Scrutona oznaczający odrzucenie (od rezerwy do nienawiści) rodzimej kultury i apologię innych systemów wartości - https://pl.wikipedia.org/wiki/Ojkofobia

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 19 lutego 2024

Brońmy gotówki przed jej likwidacją!*

Własna waluta, nieskrępowany obrót gotówkowy, własność prywatna, rodzina, państwa narodowe i chrześcijańskie wartości  to nasze miecze w walce z lewackimi i globalistycznymi  dążeniami do naszego zniewolenia. Musimy robić wszystko, aby nie dopuścić do tego, by pozbawiono nas tych atrybutów, bo inaczej nie będziemy wolni, suwerenni i niepodlegli!

Przed kilkoma dniami napisałem tekst o konieczności zachowania własnej waluty, czyli polskiej złotówki [1], gdzie zawarłem m.in. takie słowa:

"Frontalny atak na polską złotówkę nastąpi wtedy, gdy "koalicja 13 grudnia" rozpocznie ostateczną  wojnę z NBP i jego prezesem prof. Adamem Glapińskim. Będzie to trudne, ale "koalicja 13 grudnia" już pokazała, że prawo i praworządność to dla niej puste słowa! Trzeba bowiem uzmysłowić sobie, iż konieczność istnienia waluty Euro jest też jednym z postulatów tych, którzy chcą stworzyć z UE jedno scentralizowane Państwo Europa ze stolicami w Berlinie i Brukseli. A niestety obecny rząd jest podnóżkiem elit unijnych i zgodzi się na wszystko, co nakaże mu Berlin, Paryż czy Bruksela z naciskiem oczywiście na Berlin". I cały czas przygotowuje się do przejęcia NBP urabiając światową finansjerę poprzez media zewnętrzne [2].

Dziś postaram się odpowiedzieć dlaczego musimy też walczyć o drugi atrybut wolności, czyli gotówkę i nie pozwolić, aby gotówka została wyeliminowana na rzecz pieniądza elektronicznego.  

1. W czasie kryzysu finansowego w Grecji władze tego kraju zdecydowały się na ograniczenie wypłat z bankomatów. Każdy klient banku mógł dziennie wybrać w gotówce maksymalnie 60 euro ze swojego rachunku (...) Grecka gospodarka przed tą decyzją należała do grupy mocno uzależnionych od płatności gotówkowych – zgodnie z danymi EBC ponad 90 proc. transakcji detalicznych opierało się na banknotach i monetach (...) Opłacanie większych zakupów kartą płatniczą stała się więc nie kwestią wygody, ale wręcz konieczności. Podpisując dekret o „bankowych wakacjach”, greckie władze zafundowały obywatelom przymusowy kurs obsługi płatności bezgotówkowych [3].

2. Pod m.in. hasłem "walki z szarą strefą" rząd w Indiach dokonał w 2016 roku największej w świecie wymiany pieniędzy. Indie z dnia na dzień usunęły z obiegu 86 proc. gotówki. Bez wcześniejszych zapowiedzi władze kraju postanowiły unieważnić banknoty o dwóch nominałach - 1000 i 500 rupii, które były najbardziej popularnymi nominałami w Indiach (...) W efekcie powstał poważny kryzys w państwie, ludzie ustawiali się w gigantycznych kolejkach, doszło do zamieszek, w których były ofiary śmiertelne. Część ludzi zostało z bezwartościową gotówką, która nie zapewniała im środków do życia [4].

3.Sukcesywna walka z gotówką trwa na wielu frontach w wielu krajach. Cyfryzacja i stopniowe odejście od gotówki postępuje m.in. w Danii, Estonii, Finlandii, Wielkiej Brytanii, Singapurze czy Korei Południowej. Prym w transakcjach bezgotówkowych wiodą jednak Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Natomiast Szwecja idzie w tych zmianach najdalej. Według Królewskiego Instytutu Technologicznego w Sztokholmie, 80 proc. transakcji w Szwecji przeprowadzanych jest elektronicznie. Kraj zamierza w po 2030 r. całkowicie zrezygnować z tradycyjnego pieniądza. Jak zakładają skandynawscy analitycy, gotówka za 5-6 lat będzie wykorzystywana marginalnie [4].

4. W Polsce też planowano drastycznie ograniczyć płatności gotówkowe. Od 1 stycznia 2024 roku obrót w gotówce między przedsiębiorstwami miał zostać ograniczony do 8 tysięcy złotych z obowiązujących od 2017 roku 15 tys. zł (od stycznia 2017 roku ów limit i tak został zmniejszony z 15 tys. Euro na 15 tys. zł). Natomiast transakcje konsument-firma i konsument-konsument ograniczone zostały do 20 tys. zł. Wynikało to z założeń tzw. "Polskiego Ładu". Na szczęście w walce o gotówkę zaangażowało się wiele organizacji i wielu Polaków [5]. Przyniosło to efekt w  połowie 2023 roku w postaci rezygnacji z tych nowych  limitów i od stycznia 2024 roku obrót gotówką przez konsumentów nie jest ograniczony a dla firm wynosi owe 15. tys. zł.

5. Onegdaj firma PayPal, obsługująca przelewy bezgotówkowe, zablokowała konto chrześcijańskiej organizacji dobroczynnej "GiveSendGo", gdyż zbierano na niej fundusze na ochronę prawną uczestników protestów pod Kapitolem - poinformowała sama spółka. "GiveSendGo" reklamuje się jako pierwsza organizacja chrześcijańska tworząca zbiórki społeczne, która nie pobiera żadnej prowizji. Zamknięte zostało również konto należące do Ali Alexandra, jednego z organizatorów spotkania w Waszyngtonie (...) Już wcześniej PayPal zablokował konto należące do organizacji "Joy in Liberty" (dosłownie "Radość w Wolności"), ze względu na to, że opłaciła ona podróż części zwolenników D. Trumpa do Waszyngtonu. Nie ujawniono, czy chodzi o osoby biorące bezpośredni udział w zajściach, czy zwykłych demonstrantów. Tym samym PayPal staje się kolejnym gigantem, który rozpoczyna atak na Donalda Trumpa i jego najbliższe otoczenie. Wcześniej np. Twitter poinformował, że od piątku zawiesił ponad 70 000 kont, ze względu na "złamanie regulaminu" - w tym konto samego Trumpa. Szereg dużych amerykańskich firm, w tym AT&T Inc, American Express i Dow Inc, zapowiedziało, że odetnie finansowanie kampanii polityków republikańskich, którzy wypowiadali się o możliwych nieprawidłowościach podczas wyborów.

6. "Na podstawie ustawy Szef Krajowej Administracji Skarbowej może zlecić każdemu bankowi i SKOK-owi natychmiastowe zablokowanie rachunku przedsiębiorcy na okres 72 godzin (bez sobót i dni wolnych od pracy). Możliwe jest przedłużenie blokady na okres do trzech miesięcy. (…) Zgodnie z nową regulacją, bank lub SKOK nie może informować przedsiębiorcy o samym fakcie blokady, jej przyczynach, okresie. Informacje o blokadzie przekazuje wyłącznie Szef KAS” [6].

Przytaczam powyższe, aby uzmysłowić Szanownym Czytelnikom, co może się zdarzyć, gdy w obrocie finansowym zabraknie gotówki a nasze transakcje wykonywane będą jedynie poprzez zapisy elektroniczne. W każdej bowiem chwili możemy być zablokowani przez banki i zamknięty przez nie może być nam dostęp do naszych pieniędzy. To nie żadne czarnowidztwo, ale realna groźba. 

A powodów do zablokowania naszego dostępu do kont w niedalekiej przyszłości może być wiele. Choćby to, że np. nie zaszczepimy się podczas trwania jakiejś faktycznej czy mitycznej zarazie lub będziemy mieli za mało "punktów przydatności społecznej lub zaufania społecznego". Takie punkty już są przydzielane w Chinach a to one dziś stają się pierwszą potęgą świata [7]. 

Według chińskiej punktacji "jej wartość zawiera się w granicach od 350 do 950, a użytkownikowi przypisywana jest jedna z pięciu możliwych ocen opisowych: nie najlepsza (350–550), umiarkowana (550–600), dobra (600 650), doskonała (650–700) oraz super (700–950). Ci z najwyższą punktacją mogą liczyć na szereg udogodnień: brak konieczności pozostawiania depozytu podczas wynajmu roweru, samochodu lub mieszkania, szybsze zameldowanie w hotelu czy na lotnisku, a nawet lepszą ekspozycję na portalach randkowych. Dobry rating pomaga również w dostępie do usług publicznych. Można liczyć na szybsze załatwienie spraw wizowych czy mieć pierwszeństwo w przyjęciu do szpitala" [8]. Tak jest na razie, ale system totalnej inwigilacji obywateli chińskich jest cały czas udoskonalany i zmierza do całkowitego ubezwłasnowolnienia ludzi. 

To komunistyczne marzenie totalnego sterowania ludźmi i ich inwigilowania wreszcie dla neomarksistów spełnia się na naszych oczach i nie sądzę, żeby ten mechanizm nie podobał się lewackim światowym i neomarksistowskim elitom, choćby w UE czy obecnie w USA. Już niedługo takie punktacje mogą być wprowadzane w obrębie cywilizacji zachodniej, której upadek też dzieje się na naszych oczach. A najdoskonalszą formą nacisku na obywateli byłaby oczywiście możliwość zablokowania im dostępu do własnych pieniędzy a to może gwarantować jedynie wycofanie gotówki z obiegu. Wtedy wystarczyłby tylko przycisk "enter" i już byłoby po sprawie, czyli jeżeli ktoś miałby złą punktację "przydatności społecznej" mógłby pożegnać się z dostępem do własnych pieniędzy. Czy wobec takiej groźby obywatele postępowaliby wbrew obowiązującym lewackim standardom? Pytanie wydaje się retoryczne. 

Wobec powyższego nawet G. Orwell pisząc swój "Rok 1984" wydaje się dziś słabo przewidującym  przyszłość ludzkości. To do czego dążą dziś nemorksistowscy totalitaryści jest o wiele bardziej przerażające. Będą nami rządzić i sterować naszymi zrachowaniami wybrańcy a my będziemy niewolnikami pozbawionymi własności, rodziny, indywidualizmu. Będziemy tak postępować jak będą oni chcieli i od nas wymagali. Staniemy się bezwolnymi wykonawcami ich poleceń. A jeżeli zaczniemy się buntować to zostaniemy obywatelami ostatniej kategorii, którym nic się nie należy i którzy będą skazani na wegetację lub sami - jak w "Seksmisji" - będziemy tworzyli jakieś obozy wolnościowych  odszczepieńców.  

Wracając do gotówki. Trend na świecie jest taki, że coraz mniej transakcji wykonuje się gotówkowo. W Polsce jest to już poniżej 50%. Oczywiście dla lewackich macherów, rządów i banków to sytuacja jak najbardziej pożądana, bo gotówka to wolność a jej brak spowoduje wiele niekorzystnych dla każdego z nas następstw, do których - abstrahując już od strategicznych celów neomarskistów - możemy zaliczyć [9]: 

– 100 % kontrolowanie nas przez Państwo i przez banki, przy czym żaden indywidualny zakup nie ujdzie ich uwadze,
– brak normalnego rozporządzania swoimi pieniędzmi i np. dawania ich komuś,
– automatyczne opodatkowanie każdej transakcji, i to co do każdego grosza, a nie będzie można się już obronić przed nieograniczonymi zakusami fiskalnymi władzy,
– w razie wybuchu jakiegokolwiek kryzysu finansowego, krachu na giełdzie, czy też wojny nie będzie można już pójść do bankomatu i wyjąć swoich pieniędzy, aby je uchronić przed stratą,
– dzięki likwidacji gotówki banki będą miały monopol na „strzyżenie” nas z naszych pieniędzy na koncie,
– w przypadku załamania się systemów bankowości elektronicznej stracić możemy cały swój dorobek życia, albo przez pewien czas nie będziemy mieć do niego dostępu, 
– jeśli władza będzie osłabiała wartość pieniądza i powodowała inflację to już nie będzie można się przed tym uchronić,
– likwidacja gotówki to skrajne uprzywilejowanie jednego rodzaju przedsiębiorców (tj. banków) kosztem wszystkich innych podmiotów i przyznanie im ogromnej władzy w stosunku do każdego z nas bez jakichkolwiek nawet pozoru demokratycznego wpływu obywateli na te podmioty,
– jeśli władza spróbuje wprowadzić tzw. wariant cypryjski (przymusowy skok Państwa na pieniądze wszystkich obywateli do wysokości pewnej kwoty) to już nie będziemy mogli się przed tym uchronić wyjmując gotówkę z bankomatu, bo jej nie będzie,
– jeśli będziemy niewygodni dla władzy to nasze konta mogą być automatycznie wyzerowane.

Musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do tego, aby pozbawiano nas gotówki w obiegu. 

* Jestem Państwu winien drugą część tekstu o proponowanych zmianach w systemie polskiej edukacji. Był on niemal gotowy już dwa tygodnie temu, ale niemal codziennie dowiadujmy się o nowych szczegółach demolowania polskiej szkoły, co powoduje, iż cały czas jestem zmuszony modyfikować jego treść. Ostatecznie zaś zdecydowałem się napisać tekst niejako od nowa i opublikuję go w najbliższym tygodniu. 

Mimo tego, że nie wierzę, aby coś pozytywnego to dało to zachęcam do merytorycznej opinii na temat zmian w  polskiej edukacji. Mamy czas tylko jeszcze tylko do dzisiaj, tj, do 19 kutego 2024 r. Link do opinii to: https://www.gov.pl/web/edukacja/zmiana-podstawy-programowej--zaczynamy-prekonsultacje


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

środa, 14 lutego 2024

W obronie polskiego złotego trzeba już teraz głośno krzyczeć!

Onegdaj w swoim przedwyborczym tekście pt. "Pierwsze, przerażające 100 dni D. Tuska! Zachęcam do uzupełniania listy!" napisałem m.in., że jedną  z najważniejszych decyzji D. Tuska jako powtórnego premiera Polski będzie [1]:

"Wyznaczenie daty przyjęcia przez Polskę nowej waluty niemiecko-unijnej, czyli Euro... bo po co nam waluta narodowa i centralny Narodowy Bank Polski, skoro w niemieckim Frankfurcie nad Menem jest EBC - Europejski Ban Centralny emitujący Euro!"

Jak na razie ten postulat publicznie nie został zgłoszony przez obecny rząd, ale nie ma co się łudzić, że temat ten został porzucony. Jestem bowiem pewien, iż w bardzo niedługim czasie rząd D. Tuska zacznie propagandowo "urabiać" Polaków, aby zmniejszyć ich opór przed wprowadzeniem waluty Euro w Polsce. A frontalny atak na polską złotówkę nastąpi wtedy, gdy "koalicja 13 grudnia" rozpocznie ostateczną  wojnę z NBP i jego prezesem prof. Adamem Glapińskim. Będzie to trudne, ale "koalicja 13 grudnia" już pokazała, że prawo i praworządność to dla niej puste słowa!

Trzeba sobie też uzmysłowić, iż konieczność istnienia waluty Euro jest też jednym z postulatów tych, którzy chcą stworzyć z UE jedno scentralizowane Państwo Europa ze stolicami w Berlinie i Brukseli. A niestety obecny rząd jest podnóżkiem elit unijnych i zgodzi się na wszystko, co nakaże mu Berlin, Paryż czy Bruksela z naciskiem oczywiście na Berlin. 

Dlatego też już dzisiaj musimy głośno krzyczeć i zawczasu pokazać D. Tuskowi, że jako Polacy nie zgodzimy się na utratę przez Polskę własnej waluty, bo to jest dla nas po prostu skrajnie niekorzystne, zarówno pod względem ekonomiczno-finansowo-gospodarczym, jak i społeczno-politycznym. 

O zaletach i wadach posiadania przez państwo własnej waluty napisano dziesiątki artykułów, odbyto wiele konferencji naukowych, uczy się też o tym na uczelniach czy kierunkach ekonomicznych.

Skupiając się na pozytywach posiadania własnej waluty to ogólnie całość dyskusji na ten temat można sprowadzić do kilku podstawowych konstatacji, które stanowią clou korzyści z posiadania własnej waluty [2], [3], [4], [5], [6]. Wskazując zaś pozytywy łatwo zidentyfikować - jako przeciwstawne - wady z braku posiadania krajowej waluty i wprowadzenia w to miejsce np. Euro.

I. PIENIĄDZ: RYS HISTORYCZNY I STAN OBECNY.

Historia pieniądza takiego jak dziś znamy jest bardzo długa i sięga czasów Fenicjan ok. 1000 r. p.n.e.

Jednak handel w Europie kwitł już w neolicie i bardzo długo była to wymiana "towar za towar" (barterowa) a u schyłku tej wymiany pojawiły się pieniądze towarowe i tzw. płacidła, czyli wybrane towary pełniące funkcję środka płatniczego (np. bydło w regionie śródziemnomorskim, konie na stepach Euroazji, zboże na Bliskim Wschodzie, herbata w Azji Południowo-Wschodniej, ziarna kakaowca w Ameryce Środkowej, sól) czy też przedmioty, które jedynie symbolizowały wartość i pozwalały ludziom oszczędzać lub kupić dowolny towar (np. muszle w Chinach, Indiach, Japonii, Afryce, Azji i Oceanii, kamienne toporki w Nowej Gwinei i Europie Środkowej, krążki marmuru na Nowych Hybrydach, agaty na Borneo czy nefryty w Chinach). 

Później pojawił się pieniądz kruszcowy, gdzie za określone towary płacono metalami o akceptowanej powszechnie wartości, które bito m.in z żelaza, brązu czy miedzi, by ostatecznie wskazać, że metalami wymiany będą złoto i srebro. I właśnie monety srebrne i złote stały się miernikiem wartości wszelkich dóbr. Bite monety musiały wtedy zawierać określoną ilość srebra a przede wszystkim złota. W tym mniej więcej czasie datuje się też powstawanie nazw walut, które związane były z określonym obszarem ich bicia i uznawania takiej waluty i najczęściej dotyczyły konkretnych miast, regionów i państw. Tak powstały m.in takie waluty jak: polski złoty, czeska korona, niemiecka marka, angielski funt, rosyjski rubel, węgierski forint, etc. Na monetach często bito sylwetki władców (królów), biskupów czy symbole narodowe takie jak godła państwowe.

U dołu: polski grosz z 1539 roku (Zygmunt I Stary - miasto Gdańsk).

Źródło: archiwum wcn.pl.

Bicie cennych monet było kosztowne a do tego transakcje były niewygodne ze względu chociażby na wagę monet. Pojawił się więc pieniądz papierowy, którego pierwowzorem były kwity wydawane przez złotników a oznaczające potwierdzenie zdeponowania u nich złota. Z czasem te kwity oznaczały potwierdzenie coraz mniejszej ilości tego kruszcu przy zachowaniu określonego parytetu złota, co spowodowało rozkwit bankowości, pieniądza dłużonego oraz umożliwiło niemal nieskrępowaną kreację pieniądza przez banki. Ostatecznie zaś banknoty i monety przestały mieć oparcie w dobrach materialnych (jak np. złoto) i tak powstał powszechny dzisiaj pieniądz fiducjarny, którego źródłem  wartości jest z reguły dekretowane prawnie monopolu w wykorzystaniu go na danym obszarze jako legalnego środka płatniczego oraz na popycie generowanym przez instytucje państwowe, głównie przez pobór podatków. Wartość pieniądza fiducjarnego opiera się na zaufaniu do emitenta.

Wraz z upływem lat i postępem techniczno-technologicznym pojawiły się: pieniądz bezgotówkowy i elektroniczny. Wyrażają je czeki, weksle, rachunki bankowe i przelewy bankowe oraz karty magnetyczne (karty kredytowe i obciążeniowe są połączone z kontem, z którego jest pokrywane zadłużenie z karty; karty debetowe to karty, z których wypłaty są ograniczone do stanu rachunku). Regulowanie płatności finansowych za pomocą kart magnetycznych może następować wprost z domu, owymi kartami możemy płacić w sklepach, stacjach paliw, a także za pomocą bankomatów możemy wypłacać gotówkę z naszego konta bankowego.

Funkcjonowanie pieniądza fiducjarnego jest jednak uzależnione od systemu bankowego. Płatności elektroniczne nie zawsze funkcjonują, mogą być zablokowane. Przelewy międzybankowe trwają od kilku godzin do kilku dni, podlegają kosztom transakcyjnym (szczególnie przelewy międzynarodowe), kontroli organów państwa. Pieniądz papierowy podlega inflacji, a więc nie jest dobrym środkiem dla tezauryzacji (przechowywania wartości), ponieważ może być dodrukowany przez państwo. W celu wyeliminowania tych wad walut tradycyjnych wynaleziono w 2009 roku pierwszą kryptowalutę Bitcoin, a wkrótce potem kolejne kryptowaluty. Bitcoin jest dobrem rzadkim (nie powstanie nigdy więcej niż 21 milionów jednostek waluty) oraz bardzo szybkim i łatwym do przesłania (transfer możliwy nawet w ciągu 10 minut). Obecnie ta waluta staje się legalnym środkiem płatniczym w wielu  krajach.

Obok całego historycznego rozwoju pieniądza od dawna też formułowane są mrzonki o jednej walucie światowej, która stałaby się walutą międzynarodową wypierając tym samym złoto i dolara amerykańskiego jako waluty światowej.  Pomysły te są szczególnie forsowane przez elity globalistyczne, które chcą zarządzać światem w ramach Jednego Rządu Światowego (NWO). W latach 40. XX wieku brytyjski ekonomista John Maynard Keynes zachęcał do utworzenia światowego banku centralnego, którego zadaniem byłoby m.in. wypuszczenie jednostki monetarnej o nazwie "bancor". Także administracja prezydenta USA Franklina Roosevelta optowała za jedną walutą, tyle że o nazwie "unitas". Później próbowano stworzyć komunistyczną walutę o nazwie "rubel transferowy", ale od początku ta waluta nie spełniała żadnej funkcji pieniądza międzynarodowego i upadła wraz z rozpadem ZSRR. Dnia 1 stycznia 2002 roku w formie gotówkowej wprowadzono zaś nową walutę Euro w większości krajów UE i części państw będących poza UE. Walutę Euro można uznać jako pierwszą i dla niektórych udaną próbę wprowadzenia wspólnej waluty, która obowiązuje w różnych krajach i stanowi w nich oficjalny środek płatniczy. Niemniej utworzenie jednej waluty światowej cały czas jest forsowane, czego dowodem była propozycja wysunięta w 2009 roku przez prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa, który w swojej stolicy Astanie* stwierdził: "Stworzenie światowej waluty powinno znaleźć się na porządku dziennym wszystkich ważniejszych organów politycznych i gospodarczych, szczytów i spotkań, w tym G8 i G20". Propozycję Nazarbajewa poparł m.in. Ronbert Mundell, który w 1999 r. otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii za opracowanie systemu teoretycznego stanowiącego fundament wprowadzenia Euro.

II. KONIECZNOŚĆ POSIADANIA WŁASNEJ WALUTY. POWODY? [7], [8], [9], [10], [11], [12]

Po pierwsze. 

Posiadanie własnej waluty jest warunkiem niezależnej państwowości, atrybutem suwerenności. W dzisiejszym świecie suwerenność państwa jest w wielu aspektach ograniczana przez różnego typu uwarunkowania międzynarodowe, w tym unijne, bo do tej UE jednak weszliśmy. Na szczęście są takie obszary, w których nasz kraj wciąż zachowuje swoją suwerenność. Takim obszarem jest polityka pieniężna. Jest to bardzo ważny atut Polski. Z prawem do prowadzenia własnej polityki pieniężnej wiąże się prawo do posiadania własnej waluty narodowej. Co prawda przystępując do UE daliśmy możliwość rezygnacji dla niej z własnej waluty, ale nie został określony żaden termin, kiedy tego dokonamy. I dobrze, bo to możemy przeciągać w nieskończoność a dzisiejszy szef NBP podkreśla, że Polski na razie nie stać na przyjęcie feralnego dla krajów Południa Europy Euro. I oby nas nie było stać do czasu, kiedy ta wspólna europejska waluta upadnie, a tego jestem pewien. 

Po drugie. 

Własna waluta jest narzędziem zarządzania gospodarką. Manipulując w sensie pozytywnym stopami procentowymi czy też kursem walut oraz kosztami transakcyjnymi istnieje możliwość wpływania na stan i rozwój gospodarki. I jest to wielki atut. Jak wskazują dane od początku funkcjonowania strefy euro kraje dojrzałe posiadające własne waluty narodowe osiągają szybsze tempo rozwoju gospodarczego niż strefa euro ogółem. Co więcej, na poziomie społecznym, czyli odnoszącym się do uwarunkowań na rynku pracy, sytuacja krajów dojrzałych posiadających własne waluty narodowe jest także korzystniejsza. Kraje te charakteryzują się niższym poziomem stopy bezrobocia niż strefa euro. Dotychczasowe doświadczenie pokazuje więc, że możliwe jest osiągnięcie sukcesu gospodarczego, doprowadzenie do szybkiego poziomu wzrostu gospodarczego i dobrej sytuacji na rynku pracy bez likwidacji waluty narodowej. Także wiele krajów o nieco niższym poziomie wzrostu gospodarczego albo nawet krajów jeszcze biedniejszych zachowało swoją walutę narodową i własny bank centralny prowadzący krajową politykę pieniężną. Warto zauważyć, że spośród krajów UE własne waluty zachowały: Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Polska, Rumunia, Szwecja i Węgry. Do tego grona jeszcze niedawno należała również Wielka Brytania, ale po Brexicie jest już traktowana jako kraj poza Unią. I jak na razie nie widać chęci tych krajów do przyjmowania wspólnej waluty. 

Po trzecie i chyba najważniejsze. 

Własna waluta jest niezbędna w okresach kryzysów i przeciwdziałania im. Stanowi najważniejszy element ochrony własnej gospodarki przed kryzysem. Kiedy gospodarka kraju słabnie, spada popyt wewnętrzny, obywatele mają mniej pieniędzy i mniej kupują, rząd mniej wydaje na inwestycje, wówczas jedyną nadzieją pozostaje trzeci składnik PKB – eksport. W czasach kryzysu waluta krajowa słabnie, rosną kursy walut zagranicznych, co powoduje iż ceny naszych produktów są dla zagranicznych kontrahentów bardziej atrakcyjne. Wówczas jest szansa, że eksport się zwiększy i nadrobi ubytek w części popytu wewnętrznego czy inwestycji rządowych. Dzięki temu bezrobocie ma szansę przestać rosnąć, wpływy do budżetu spadać, gospodarka przestanie się kurczyć. Łatwiej będzie wyjść z kryzysu. Powtarzam: doświadczenie różnych krajów pokazuje, że w sytuacjach osłabienia koniunktury gospodarczej kurs waluty narodowej zazwyczaj się osłabia. Dzięki temu rośnie rentowność eksportu oraz poprawia się opłacalność krajowej turystyki. Pozwala to łatwiej wyjść z okresów stagnacji bądź wręcz recesji. Takich możliwości nie ma, gdy nie ma się własnej waluty i jest się uzależnionym np. od decyzji EBC (Europejskiego Banku Centralnego), który dba dziś tylko o interes Francji i Niemic (ewentualnie Holandii). Posiadanie własnej waluty umożliwia też płynną, dokonywaną przez bank centralny regulację kursu waluty poprzez tzw. interwencje na rynku walutowym, czyli aprecjację lub deprecjację (dewaluację) własnej waluty. Jeśli więc kurs jest za wysoki i tworzy w ten sposób warunki niesprzyjające rozwojowi gospodarczemu, to można go próbować obniżyć poprzez taką interwencję. Ta operacja działa także w drugą stronę. "Nazywa się to wojną walutową. Wtedy gospodarka kraju, który zdewaluował własną walutę jest bardziej konkurencyjna w stosunku do gospodarek sąsiadów. Produkuje taniej. Czy to się sąsiadom może nie podobać? Może. Często się nie podoba. Ba, nawet zawsze. Czy u progu idei powstania wspólnej waluty, nie było przypadkiem pozbawienie gospodarczych konkurentów tego właśnie narzędzia stymulowania własnej gospodarki? Pytanie, moim zdaniem, retoryczne" [4]. Ponadto jest możliwe swobodne regulowanie/ustalanie stopy procentowej, która decyduje o dostępności pieniądza na rynku (oprocentowania kredytów), czyli jego podaży. To też jest bardzo ważny atrybut, gdy gospodarka zaczyna stopniowo popadać w kryzys. Można to zobaczyć na przykładzie obecnego kryzysu koronawirusowego, kiedy to NBP obniżał stopy procentowe, aby polscy przedsiębiorcy mogli (mogą) uzyskiwać tańszy pieniądz a tym samym jakoś uchronić się przed bankructwem. 

PODSUMOWANIE

Bez własnej waluty Polska byłaby bezbronna w razie dużych kryzysów i nie mogłaby się rozwijać w takim tempie jak do niedawna, czyli przed koronakryzysem i trwającą wojnę na Ukrainie. Bylibyśmy zdani - z walutą Euro - na łaskę EBC a tym samym moglibyśmy tylko liczyć na jałmużnę od bogatszych od nas krajów, które chcemy dogonić gospodarczo. Bez złotego ta pogoń nigdy się nie uda, bo wielkim krajom w postaci Niemic czy Francji nie zależy, żeby nasza gospodarka dynamicznie się rozwijała i była konkurencyjna w stosunku do nich. Już to przerobiły kraje Południa Europy, gdzie ich konkurencyjność po przyjęciu Euro drastycznie spadła i musiały się po prostu zadłużać ponad miarę. Na walucie Euro najbardziej zyskały Niemcy.  Po wprowadzeniu wspólnej waluty Niemcy stały się „Chinami Europy” odnotowując z roku na rok znaczną nadwyżkę w bilansie handlowym z innymi państwami unii walutowej. A pomyśleć, że D. Tusk deklarował, iż Polska może przyjąć Euro nawet w 2012 roku... Ale co mógł wówczas deklarować człowiek całkowicie wspierający niemiecką politykę i gospodarkę?

Tak na zakończenie jeszcze jeden atut posiadania własnej waluty. Mając ją własną Polska jest względnie bezpieczna i nie podzieli losu Grecji sprzed lat . Oczywiście, atak spekulacyjny na polski dług jest możliwy, ale mało prawdopodobny. Co wtedy może zrobić kraj, odcięty od źródeł zewnętrznego finansowania? W ostateczności uruchomić drukarki banku centralnego. NBP mógłby, po drobnej przeróbce ustawy o NBP, skupować polski dług obniżając jego rentowność. Tak jak robi to FED oraz Bank of Japan. Oczywiście wszystko we właściwych proporcjach i przy właściwym ukierunkowaniu strumieni pieniądza w gospodarce.

* Astana jest piękną stolicą budowaną od podstaw od roku 1990. Przez wielu jest uważana za jedną ze stolic lub wręcz stolicę Iluminatów i Masonów: https://forsal.pl/galeria/684933,astana-zobacz-wybudowana-za-petrodolary-stolice-kazachstanu-galeria.htmlhttps://www.youtube.com/watch?v=FpBHDJM2ap4https://www.salon24.pl/u/niewiarygodne/799479,astana
 
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

poniedziałek, 12 lutego 2024

Niszczenie polskości przez Sowietów i Niemców z deportacjami w tle...

Dzień 10.02.1940 roku jest umowną datą rozpoczęcia deportacji Polaków dokonanej przez Sowietów, choć te deportacje były przed i po tej dacie. 

Należy historycznie zakładać, iż efektem paktu Ribbentrop-Mołotow była ścisła współpraca dwóch marksistowskich totalitaryzmów w niszczeniu polskości i elit państwa polskiego. Ale to ZSRR jako pierwszy tak naprawdę zaczął eksterminację Polaków, w tym inteligencji polskiej i to jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej, t.j. w latach 1937-1938 (a nawet od początku lat 30-tych). Hitler w tym czasie dopiero przygotowywał listy proskrypcyjne Polaków i sposoby ich eksterminacji... zapewne pilnie przyglądając się i ucząc w tym obszarze od J. Stalina.

11 sierpnia 1937 r. za zgodą a nawet inspiracją Józefa Stalina ówczesny szef NKWD Nikołaj Jeżow podpisał rozkaz 00485, który zakładał masową eksterminację Polaków na terenie Związku Sowieckiego. Rozkaz ten obejmował ludobójstwo na podstawie kryterium etnicznego.

N. Jeżow ogłosił walkę z "faszystowsko-powstańczą, szpiegowską, dywersyjną, defetystyczną i terrorystyczną działalnością polskiego wywiadu" w ZSRS. Według jego rozkazu miano całkowicie zlikwidować "dywersyjno-powstańcze zaplecze Polskiej Organizacji Wojskowej" i "podstawowe ludzkie rezerwy wywiadu polskiego”. Owe "zaplecze„ i „podstawowe rezerwy” to byli wszyscy, którzy mieli wpisaną do paszportów narodowość polską. Według spisu powszechnego, w 1926 roku było takich osób w Związku Sowieckim 782 tysiące. W 1939 roku Polaków zostało już tylko 626 tysięcy.

Według dokumentów NKWD skazano 139 835 osób, z tego zamordowano bezpośrednio 111 091 Polaków – obywateli ZSRR, a 28 744 skazano na pobyt w obozach koncentracyjnych, struktury podległej GUŁAG-owi. Wyroki były wykonywane natychmiast. Masowo deportowano Polaków zamieszkujących USRR i BSRR m.in. do Kazachstanu, na Syberię, w rejony Charkowa i Dniepropietrowska, łączna liczba deportowanych Polaków wyniosła ponad 100 tysięcy osób.

Metody egzekucji Polaków były potworne. Skazanych rozstrzeliwano strzałem w tył głowy, czasem zabijano na oślep, salwami, a nawet bez użycia broni palnej, przy pomocy kijów. Sowieccy oprawcy używali fartuchów, wiader, sznurów, szczotek, żeby chronić ubrania, mundury i miejsca kaźni przed lejącą się z przestrzelonych głów krwią. Po wkroczeniu małe dzieci i kobiety zdolne do pracy separowano, a resztę, czyli mężczyzn i podrostków po prostu na miejscu rozstrzeliwano. Są też dokumenty, które pokazują, że nie było żadnych procedur sądowych, czyli osławionych trójek (komisje NKWD szybko i doraźnie rozpatrujące sprawy zatrzymywanych). Ludzi rozstrzeliwano, nikomu nic nie udowadniając.

Masowe egzekucje Polaków za to, że są Polakami były częścią tzw. Wielkiego Terroru dokonywanego w tym czasie przez J. Stalina. Polacy jednak w czasie jego trwania byli 40 razy częściej rozstrzeliwani, niż inne narody na terenie Związku Sowieckiego. Dane NKWD mówią, że stanowili ok.14 proc wszystkich ofiar rozstrzelanych w latach 1937-1938. Na podstawie tylko jednego - wskazanego wcześniej - rozkazu: 00485 z 11 sierpnia 1937 roku, wydanego przez Jeżowa, zamordowanych zostało pięć razy więcej Polaków niż w całej operacji katyńskiej. Ogólnie Polacy w Związku Radzieckim ucierpieli w latach trzydziestych bardziej niż jakakolwiek inna europejska mniejszość narodowa.

Trudno zatem dziś twierdzić (co niektórzy historycy podnoszą), że ludobójstwa katyńskiego J. Stalin dokonał niejako tylko z potrzeby sojuszniczego wobec Niemców wykonywania zobowiązań a wprost przeciwnie: jego nienawiść do Polski i polskiej inteligencji (a szczególnie Wojska Polskiego) narastała od 1920 roku i wydawała swoje zgniłe owoce zarówno jeszcze przed wojną, jak i po wkroczeniu do Polski. Wielu twierdzi, że ta nienawiść i rządza zemsty J. Stalina wynikała z tej porażki Sowietów w wojnie z Polską w 1920 roku, za którą to właśnie obarczano J. Stalina.

Z kart historii wiemy ponadto, że to właśnie rewolucja bolszewicka ukształtowała wprost precyzyjne metody i sposoby likwidowania wrogów, za których uważała właśnie przede wszystkim klasy średnie i wyższe, w tym wszelaką burżuazyjną inteligencję, przy czym działania wobec ludności polskiej były nad wyraz negatywnie wyjątkowe. A. Hitler był zaś tylko późniejszym, pojętnym uczniem J. Stalina...

Odnośnie natomiast znajdowanych na miejscu zbrodni katyńskiej: nimieckiej broni i takowego pochodzenia szpagatu to przecież wiemy, że współpraca handlowa pomiędzy dwoma totalitaryzmami przebiegała wówczas wzorowo i nietrudno sobie wyobrazić, że Niemcy po prostu dostarczyły na żądanie Moskwy owe towary (nawet w ograniczonych ilościach i wiedząc do czego będą użyte). Nie jest to żaden argument na współsprawstwo Niemców w hekatombie polskich oficerów w Katyniu. Podobnie rzecz się ma z ewentualnym przebywaniem podczas ludobójstwa niemieckich oficerów w lesie katyńskim. Jest to oczywiście możliwe, ale również nie świadczy o tym, że ci oficerowie niemieccy dokonywali jakichś egzekucji. Ponadto nie ma żadnych świadków, żeby Niemcy przebywali w innych miejscach mordu, t.j. w Charkowie, Miednoje czy Pietichatkach, Bykowni, Kuropatach oraz innych miejscach zbrodni.

Nietrafiony jest także - wobec utworzenia przez A. Hitlera w październiku 1939 roku  Generalnego Gubernatorstwa - argument, iż J. Stalin chciał udowodnić A. Hitlerowi, iż nie planuje w żadnej formie (nawet republiki) istnienia namiastki państwa polskiego. Zresztą dodatkowo nie musiał tego udowadniać, ponieważ po prostu włączył zajęte, polskie ziemie do ZSRR. Hitler ponadto też nie mógł mieć żadnych wątpliwości, co do zamierzeń ZSRR wobec Polski i jej przyszłego istnienia - słowa W. Mołotowa: "jednakże wystarczające okazało się krótkie uderzenie w Polskę ze strony naprzód armii niemieckiej, a potem Armii Czerwonej, aby nic nie zostało z owego poczwarnego bękarta Traktatu Wersalskiego, który żył kosztem niepolskich narodowości" były chyba tego wystarczającym potwierdzeniem.

Tak naprawdę argumentem przemawiającym za jakimś wpływem niemieckim na zbrodnie katyńskie, jest fakt, iż rzeczywiście A. Hitler w pierwszej fazie II WŚ jako pierwszy rozpoczął eksterminację polskich elit w ramach "Akcji Ineligencja" (niem. Intelligenzaktion) zwanej także „Akcją Oczyszczenia Gruntu” lub "Akcją Bezpośrednią" a realizowanej  od września 1939 do kwietnia 1940 roku. W akcji tej - będącej częścią wielkiego Generalnego Planu Wschodniego - Niemcy zamordowali co najmniej 100 000 obywateli polskich, z tego grona 50 000 - 60 000 osób poddano bezpośredniej eksterminacji, podczas gdy resztę deportowano do obozów koncentracyjnych, gdzie przeżył tylko znikomy procent . Największe rozmiary akcja eksterminacyjna przybrała na ziemiach wcielonych do Rzeszy. Na szeroką skalę mordowano tam wszystkich przedstawicieli „polskiej warstwy przywódczej”, z wyjątkiem osób, które z racji swoich umiejętności były – chociażby przejściowo – niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania miejscowych struktur administracyjnych i gospodarczych (np. lekarze, inżynierowie, weterynarze, pracownicy komunalni itp.). Najbardziej znanym morderstwem Niemców w ramach "Akcji Inteligencja" była zbrodnia w Lasach Piaśnickich gdzie zginęło od 12 tys. do 14 tys. Polaków. 

Niemniej wydaje się, że podjęcie przez J. Stalina decyzji o ludobójstwie katyńskim nie wynikało w żadnej mierze z jego strachu czy służalczości wobec Hitlera ani też z chęci udowodnienia mu wierności sojuszniczej a jedynie było następstwem jego (Stalina) przemyślanej strategii eksterminacji znienawidzonych Polaków... tym bardziej, że oprócz samej akcji katyńskiej J. Stalin zorganizował też zbiorowe deportacje ludności polskiej, które miały miejsce w latach 1939-1941 (tabela poniżej). Były one niemal bliźniaczą kontynuacją sowieckich deportacji obywateli polskich z lat 30-tych.

(kliknij w tabelę prawym przyciskiem myszy i kliknij: "otwórz obrazek w nowej karcie" aby ją powiększyć)

Ogółem wtedy w głąb ZSRR deportowano (w czasie deportacji "właściwych" - w tabeli I-IV) według danych NKWD około 326 tys osób, z czego Polaków około 200 tys. W czasie deportacji zmarło około 19-20 tys. osób (ok. 12 tys. Polaków) a w pierwszym roku (do połowy 1941) przebywania na zesłaniu straciło życie ok. 16 tys. osób (ok. 10 tys. Polaków). Doliczając do tego jeszcze: osadzonych w więzieniach, skazanych i zesłanych do obozów pracy przymusowej, pozostałych jeńców wojennych czy młodzież wcieloną do Armii Czerwonej, "grupy budowlane" oraz pracowników przymusowych, to liczba deportowanych wyniosła około 480 tys. osób, z czego niemal 300 tys. stanowili Polacy. Natomiast jak wielkie były straty osobowe na zesłaniu po tzw. amnestii, określić bardzo trudno. Znaczna śmiertelność miała miejsce w trakcie przemieszczeń na obszarze ZSRR od jesieni 1941 do lata 1942. Liczne były ofiary śmiertelne w wyniku chorób epidemicznych i głodu w rejonach koncentracji ludności polskiej w Uzbekistanie, Kazachstanie i Kirgizji. Ambasada polska szacowała, że tylko epidemia tyfusu w republikach środkowoazjatyckich od grudnia 1941 r. do czerwca 1942 r. pochłonęła 10 % spośród przebywających tam około 200 tys. obywateli polskich. Wiele przypadków śmierci z chorób, głodu, wycieńczenia pracą ponad siły notowano praktycznie we wszystkich rejonach, gdzie istniały skupiska ludności polskiej.

Można też wyobrazić sobie sytuację, iż ludobójstwo katyńskie (tabela poniżej) oraz niemiecka "Akcja AB" zostały skoordynowane w czasie, ale zarówno Niemcy, jak i Sowieci dokonywali obydwu mordów oddzielnie i oddzielnie ponoszą za nie odpowiedzialność. 

(kliknij w tabelę aby ją powiększyć powiększyć)

Natomiast niemiecka "Akcja AB", potocznie nazywana "Nadzwyczajną Akcją Pacyfikacyjną (niem. Ausserordentliche Befriedungsaktion – AB) została przeprowadzona przez okupantów niemieckich na terytorium Generalnego Gubernatorstwa między majem a lipcem 1940. Miała charakter ludobójstwa i stanowiła kontynuację "Akcji Inteligencja. W ramach Akcji AB funkcjonariusze SS i policji niemieckiej zamordowali co najmniej 6500 Polaków – w tym ok. 3500 przedstawicieli polskich elit politycznych i intelektualnych oraz ok. 3000 przestępców kryminalnych. Najbardziej znaną zbrodnią popełnioną przez Niemców w ramach „Nadzwyczajnej Akcji Pacyfikacyjnej” były masowe egzekucje w Palmirach. Ponadto kilkadziesiąt tysięcy Polaków zostało przewiezionych do obozów koncentracyjnych, z których przeżyło niewielu.

Reasumując. 

Zarówno J. Stalin, jak i A. Hitler są odpowiedzialni za eksterminację ludności polskiej, a w szczególności polskiej elity przywódczo-intelektualnej. Dokonali tego z premedytacją bo tego po prostu chcieli i nie można żadnego z nich usprawiedliwiać dokonaniami lub też żądaniami "tego drugiego" ani określoną sytuacją polityczno-militarną. Reprezentowali dwa marksistowskie, najokrutniejsze totalitaryzmy XX wieku: komunizm i nazizm oraz wspólnie i w porozumieniu postanowili na zawsze wymazać Polskę z mapy Europy. Aby tak się stało musieli - wedle nich - wymordować polskie elity, mogące w przyszłości stanowić zarzewie odrodzenia się polskiej państwowości. I - na nieszczęście dla naszej Ojczyzny - dokonali ludobójstwa tych elit.

P.S.
Tekst dotyczy tylko okresu przedwojennego i lat 1939-1941 II Wojny Światowej. Można go też jednak oceniać poprzez pryzmat eksterminacji Polaków przez NKWD dokonywanej od roku 1944...


Wykorzystano informacje m.in. z:
– https://www.salon24.pl/u/bognajanke/1018298,pieklo-deportacji-z-kresow-10-lutego-1940-r
– http://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_polska_NKWD
– Tomasz Sommer, „Rozstrzelać Polaków – Ludobójstwo Polaków w Związku Sowieckim w latach 1937-1938. Dokumenty z centrali”.
– Mikołaj Iwanow, „Pierwszy naród ukarany” 
– http://pl.wikipedia.org/wiki/Intelligenzaktion
– http://sciesielski.republika.pl/sov-dep/polacy/stratydep.html
– http://nanofiber.salon24.pl/577562,katyn-a-inne-zbrodnie-popelnione-na-polakach-przez-nkwd


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 
Paypal: paypal.me/kjahog

sobota, 10 lutego 2024

Pierwsze podróże D. Tuska i jego uległość wobec elit unijnych...

D. Tusk jeszcze jako kandydat na premiera w dniach 25-26 października 2023 roku przebywał w Brukseli. Lider PO w programie swojego wyjazdu miał m.in. rozmowy z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i przewodniczącą Parlamentu Europejskiego Robertą Metsolą. Podobno najważniejszą sprawą, którą miał poruszyć D. Tusk było uzyskanie choć części pieniędzy z naszego KPO. I też podobno uzyskał zapewnienie, że pierwsze pieniądze w wysokości 5,1 mld Euro zostaną Polsce wypłacone, tyle tylko, że de facto na zakup urządzeń do wytwarzania zielonej energii, w tym m.in. wiatraków produkowanych przez Niemcy, czyli przez firmę Siemens. 21 listopada 2023 roku zostało to potwierdzone przez UE, ale do dzisiaj tych pieniędzy po prostu nie ma...

Kolejny już raz udał się tam w dniu zaprzysiężenia, t.j. 13 grudnia 2023 roku po południu, ale już jako powołany przed południem tego samego dnia przez prezydenta RP na premiera Polski. Premier pojechał tam, aby uczestniczyć w posiedzeniu Rady Europejskiej, która odbywała się w dniach 14 i 15 grudnia 2023 roku. I to zapewne wtedy D. Tusk zgodził się na Pakt Migracyjny, który został potwierdzony w środę 20 grudnia 2023 roku, kiedy to po całonocnych negocjacjach, Rada Europejska, Parlament Europejski i Komisja Europejska ogłosiły osiągnięcie porozumienia w sprawie głównych założeń nowego unijnego paktu o migracji i azylu. 

Następnie dwa dni temu, t.j. 8 lutego 2024 roku Pakt Migracyjny został przyjęty przez ambasadorów UE i to pomimo tego, że Polska była przeciw, ale ten głos sprzeciwu był jeno propagandowym "wołaniem na puszczy" bo już wcześniej zrezygnowano w tym przypadku z warunku jednomyślności (sic!). Kluczowym elementem paktu jest reguła "obowiązkowej solidarności" przewidująca przyjmowanie migrantów. Relokację można zastąpić opłatą finansową w wysokości około 20 tysięcy euro za każdą nieprzyjętą osobę. Stanie się tak o ile jednak nie zostaną zgłoszone wyjątkowe okoliczności, gdzie np. Polska będzie musiała przyjąć imigrantów i nie będzie możliwości "wykupienia". Ostateczne zatwierdzenie paktu jest spodziewane wiosną tego roku.

Ku przypomnieniu, to w ostaniem referendum przeciw przymusowej relokacji opowiedziało się 10878863 Polaków (10,9 miliona osób) i chociaż referendum okazało się nie być wiążącym to chyba należałoby uszanować tak liczne głosy Polaków. 

Warto w tym temacie posłuchać P. Jakiego:


Także bzdurą jest twierdzenie, że z pierwszą wizytę zagraniczną D. Tusk udał się do Ukrainy. Najpierw przecież musiał pojechać po instrukcje i wytyczne od niemieckich elit unijnych z Ursulą von der Leyen oraz szefem EPL Manfredem Weberem na czele.

Natomiast w dniu 1 lutego 2024 roku D. Tusk udał się na posiedzenie Rady Europejskiej, gdzie zgodził się na przyjęcie trzech nowych podatków unijnych, które zwiększają koszyk dochodów własnych unijnego budżetu. Źródłami tych pieniędzy będzie:  
– 25% udział w dochodach z EU ETS (handel uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych), będących do tej pory dochodami budżetów krajowych,
– tzw. podatek od śladu węglowego (CBAM),
– podatek korporacyjny od dochodów rentownych firm ponadnarodowych.

Akurat premier Polski mógł te podatki zawetować, ale nie zrobił tego. 

Trzeba jeszcze nadmienić, że te podatki wedle UE mają na celu pomoc dla Ukrainy, co jest zwykłym oszustwem, bo nie chodzi tu przede wszystkim o pomoc  dla Ukrainy, ale o dalsze scentralizowanie UE. "Eurokraci chcą wprowadzić państwo totalitarne które mówi obywatelom co mogą jeść, czym podróżować, jak się ubierać, w jakich domach mieszkać etc. Podatki to kolejny element “upaństwawiania” UE i ograniczania roli państw członkowskich do roli landów" [1].

Kolejnymi podróżami D. Tuska będą (bez uwzględnienia trwającego urlopu we włoskich Dolomitach)  i to jeszcze w lutym tego roku podróże do Berlina i Paryża, których podstawowym celem  będzie reaktywacja (reanimacja) tzw. Trójkąta Weimarskiego, który ma stać się "sercem" nowej polityki zagranicznej państwa polskiego. Nie trzeba dodawać, że rola Polski w tym "trójkącie" ma charakter jeno służebny wobec Niemiec i Francji. A w kontrze do tego układu jest Trójmorze, w którym Polska ma rolę wiodącą.  

Tak się też zastanawiam czy ze wszystkich tych spotkań i wojaży D. Tuska powstały jakieś notatki służbowe, bo takowe powinny być. A jeżeli tak, to jaką mają klauzulę tajności i czy nie przyjdzie nam czekać do kolejnego serialu "Reset", żeby odsłonić potencjalną zdradę stanu obecnych rządowych  władz Polski. 

I jeszcze jedno. 

Jako Polacy musimy "trzymać kciuki" aby jesienne wybory prezydenckie w USA wygrał D. Trump lub jakiś inny republikanin. Dla Polski jest to niezbędne aby utrzymać naszą wolność, suwerenność i niepodległość. 

Całkiem niedawno pisałem tak: [2].

"Nigdy nie miałem zaufania do J. Bidena, bo od początku chciał oddać Europę w łapska kondominium niemiecko-rosyjskiego i gdyby nie atak W. Putina na Ukrainę, to już dawno by to nastąpiło. 

Zresztą uważam, że W. Putin rozpoczął swoją wojnę właśnie dzięki takim deklaracjom z pierwszych miesięcy urzędowania, gdzie J. Biden nawet w końcu zaakceptował Nord Stremay, bo... budowa jest już na ukończeniu, więc nie ma sensu jej przerywać. 

W takiej sytuacji W. Putin był pewny, że administracja J. Bidena nie będzie zbytnio ingerować w tę wojnę i to tym bardziej, że ona przecież miała trwać maksymalnie do tygodnia czy dwóch tygodni. I gdyby nie to, że naród ukraiński broni się bohatersko do dzisiaj to byłoby tak jak w przypadku aneksji Krymu, o którym świat i USA już zapomnieli.

W miarę trwania wojny - sądzę, że pod naciskiem służb specjalnych i lobby wojskowo-obronnego w USA  - J. Biden został niejako zmuszony do zmiany o 180% swojego stanowiska w sprawie oddania Europy wspomnianemu kondominium niemiecko-rosyjskiemu i wtedy dopiero zaczęła się amerykańska pomoc dla Ukrainy i wspieranie tzw. wschodniej flanki NATO a tym samym Polski.

Ale przecież musimy pamiętać, że J. Biden jest lewicowym demokratą a jego wiceprezydent K. Harris to już całkowicie komunistka. Poza tym J. Biden jest gorącym zwolennikiem ruchu LGBTQ i ideologii gender.

Zresztą również ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski jest lewicowy i ileż to razy dawał temu wyraz chodząc na tęczowe "Marsze Równości" czy "upiększając" ambasadę tęczową flagą lub spotykając się z przedstawicielami wcześniej opozycyjnej  a dziś już formacji rządzącej w Polsce (zdjęcia poniżej). A przecież to ambasador USA w Polsce jest odpowiedzialny za przekazywanie informacji o Polsce amerykańskiej administracji i samemu J. Bidenowi oraz oczywiście realizuje u nas politykę J. Bidena.

Ostatnie słowa i zachowania J. Bidena oznaczają, że ponownie oddał Europę w łapska Niemiec i Rosji, co potwierdził mówiąc - zapytany przez korespondenta Polskiego Radia o jego ocenę  dojścia do władzy w Polsce prounijnego rządu - "Myślę, że to bardzo dobrze".

To stawia Polskę i patriotycznych Polaków w bardzo trudnej sytuacji. 

Z jednej strony mamy atak niemieckiej UE, która chce stworzyć z Europy Jeden Wielki Scentralizowany Kołchoz a'la ZSRR zwany Jedną Europą ze stolicą w Berlinie a to oznaczać będzie praktyczną utratę przez Polskę i inne kraje UE swoich: wolności, suwerenności i niepodległości. Czy nie po to właśnie Niemcy wysłały do Polski D. Tuska?

Z drugiej strony mamy Rosję, która prędzej czy później znów będzie ściśle współpracowała  z Niemcami tworząc kondominium niemiecko-rosyjskie i może to dla Polski oznaczać kolejny rozbiór z granicami uwzględniającymi rozwiązania zawarte w Pakcie Ribbentrop–Mołotow lub nawet na Wiśle: zachodnia część Polski dostanie się w łapy Superpaństwa Niemieckiego (unijnego) a wschodnia część dostanie się w łapy W. Putina. Czy dlatego w czasach rządów PO-PSL rozbrajano wschodnią część Polski i mieliśmy się zacząć bronić dopiero na linii Wisły? Dlatego tak ważna była odbudowa polskiego wojska na wschodzie Polski, czego dokonała ZP.

No i dalej z "trzeciej strony" USA, które mogą (oby nie!) już na stałe oddać Europę Niemcom a jak Niemcom to i Rosji. Pocieszeniem dla nas może być stałe stacjonowanie wojsk USA w Polsce, niemal ukończona tarcza antyrakietowa i podpisanie z USA kontraktów zbrojeniowych, i na budowę dużej elektrowni jądrowej, z których D. Tusk raczej nie zrezygnuje, choć na pewno utrąci lub ograniczy kontrakty z Koreą Południową. Ponadto jesteśmy w NATO".

No a wczoraj, t.j. 9 lutego 2024 roku prezydent USA Joe Biden przyjął w Białym Domu kanclerza Niemiec Olafa Scholza. Rozmowy polityków dotyczyły m.in. dalszej pomocy dla Ukrainy oraz sytuacji na Bliskim Wschodzie. 

W kontekście pomocy Ukrainie prezydent J. Biden zwracając się do O. Scholza skonstatował, iż: "Chcę ci podziękować, Olafie, za twoje przywództwo od samego początku. Dokonałeś czegoś, o czym nikt nie myślał, że jest możliwe: podwoiłeś w tym roku niemiecką pomoc wojskową dla Ukrainy" [3]. 

Taka wypowiedź J. Bidena potwierdza moje przypuszczenie o oddaniu przez USA unijnych krajów Niemcom, co oznacza, że IV Rzesza Niemiecka musi być definitywnie utworzona przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA, bo jak na razie J. Biden przegrywa z D. Trumpem. 

I chyba też dlatego D. Tusk tak mocno się śpieszy w degradacji i demolowaniu naszej Ojczyzny. On też ma tylko czas do listopada tego roku a dodatkowo ma swoiste pozwolenie na łamanie praworządności dane mu niemal przez wszystkich: UE, Rosję i USA. 

Jako Polacy też musimy dotrwać do jesieni tego roku i nie możemy pozwolić na całkowite rozwalenie Polski. Przed nami kwietniowe wybory samorządowe a w czerwcu chyba najważniejsze od początku istnienia UE wybory do Europarlamentu. Wybierajmy w tych wyborach polskich patriotów a nie faktycznych lub domniemanych zdrajców!!!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. 
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję! 
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814 Paypal: 
paypal.me/kjahog