sobota, 23 marca 2019

Może jednak warto...

Może jednak warto iść na przekór wszystkim i mimo wszystkiego. Nie cofać się i walczyć zawsze, gdy jest cień nadziei na dobro, miłość, mądrość... oraz na opatrzność i wspomożenie – w ciężkiej naszej sytuacji życiowej – siły wyższej takiej jak Bóg.

Ciężko jest i to bardzo, gdy na krętej drodze naszego życia przychodzi moment, kiedy ta dalsza droga jest niewidoczna lub pokrywa ją gęsta mgła. I wtedy stając przed lustrem odczuwamy strach, bo być może po raz ostatni widzimy odbicie naszej schorowanej twarzy...  i zawsze jesteśmy zaskoczeni, że tak naprawdę właśnie zdrowie staje się dla nas najważniejsze a nie wszystko inne, co ważne było jeszcze wczoraj...

Pięknie o zdrowiu pisał Jan Kochanowski, nasz wielki rodak, w swojej fraszce "NA ZDROWIE":

"Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Miejsca wysokie
Władze szerokie
Dobre są, ale —
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klejnocie drogi,
Mój dom ubogi,
Oddany tobie,
Ulubuj sobie!"

Ale takie momenty – gdzie już nic nie zależy ode mnie –  skłaniają też do przemyśleń o przemijaniu i radościach, których nie dostrzegaliśmy lub często ich – świadomie bądź nie –  nie zauważaliśmy w biegu ku bliżej niesprecyzowanym celom ... a raczej wyznaczanym nam przez zewnętrzny świat, który dzisiaj często nas przytłacza.

W tym wiecznym i morderczym biegu - kuszeni wirtualnym światem wiecznego szczęścia, które możemy jedynie osiągnąć dzięki posiadaniu promowanych rzeczy dla większości nieosiągalnych – jakże często zatracamy sens naszego życia, naszego człowieczeństwa, gubimy po drodze siebie i nasze wartości oraz ideały. Żyjąc w tym ciągłym biegu pokonujemy więc drogę naszego życia często bez zastanowienia nad jego sensem i miejscem w nim dla nas, tych odczuwających swoje istnienie i tych, którzy go nie odczuwają. Zaś u ewentualnego kresu naszych dni odczuwamy często bezsens  tego materialnego otoczenia, tego poniżającego i ubezwłasnowolniającego nas 30-letniego spłacania kredytu hipotecznego, tego strachu o utratę samochodu, tego dążenia do coraz dłuższej kiełbasy zamiast do coraz bardziej wielkiego i dobrego serca... nie zostawiamy za sobą żadnego śladu nas samych a jedynie kuriozalne wytwory zaspakajające najniższe i prymitywne a do tego tylko jakże często wykreowane potrzeby już nie nasze, ale innych...

Zbyt jednak szybko mijają godziny, lata... czasu nie można cofnąć, ale trzeba jednakże wierzyć, iż jest jakiś plan dla nas, nawet wtedy, gdy już się dowiemy jak to życie i zdrowie smakują wtedy, gdy się zepsują a nas może już nie będzie... Jest plan na radość z tego, że istniejemy, ale i smutek oraz cierpienie z tegoż samego powodu. I ta nieraz żałość z cierpienia w życiu może nas naprowadzać na jego radykalne pokonanie, nawet śmiercią.

Mimo tegoż może jednak warto walczyć i pokonywać złość, bezsilność, bezradność, gniew czy też chorobę. Może warto żyć i zostawiać za sobą "dobra, miłości i mądrości ślady...", zostawiać je możliwie w każdej sekundzie, minucie, dniu, miesiącu, roku... bo przecież każdy w końcu zamknie oczy już na zawsze i tylko od nas zależy, czy zamykając je będziemy spełnieni czy raczej z goryczą wspominali nasze trwanie...

Często przytaczane są słowa z wiersza księdza Jana Twardowskiego: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą", przy czym rzadko przytacza się cały wiersz, który jest dla mnie jednym z piękniejszych jakie przeczytałem i każdy jego wers skłania mnie do głębokiego duchowego przemyślenia i osobiście wyróżniłbym też inne: "Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność  niepewna zabiera nam wrażliwość" oraz: "nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza":

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą 
zostaną po nich buty i telefon głuchy 
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze 
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje 
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy 
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego. 

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna 
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście 
przychodzi jednocześnie jak patos i humor 
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej 
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu 
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon 
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy 
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć 
kochamy wciąż za mało i stale za późno 

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze 
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny 

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą 
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza".

Zastanówmy się jednak - zanim dowiemy się jak smakuje zdrowie - już dziś być przyzwoitym człowieczym i zastanawiać się: Czy żyję tak, aby być godnym danego mi życia?, Co po mnie pozostanie?, Czego może mam już teraz dokonać, aby zmienić ten pozostały mi czas?... 

Pozwolę sobie w tym miejscu na przytoczony kiedyś przeze mnie  swoisty i subiektywny ogląd rzeczywistości...

"...ostatnia KAŁUŻA..."

"Tak od niechcenia... patrzę na coraz bardziej rozchwiany i niezrozumiały, otaczający mnie świat...

Tak od niechcenia... wstawszy rano z coraz większą rezygnacją przyglądam się tej grze pozorów w wykonaniu coraz bardziej żenujących i bezosobowych aktorów - clownów...

Tak od niechcenia... widzę zdziwione oczy dziecka pytającego, czy warto być w życiu przyzwoitym i już wcale się nie dziwię, że samo sobie odpowiada... pewnie, że nie warto!...

Z obojętnością, pouczony że jest on taki jak wszyscy ... przechodzę obok niepełnosprawnego...

Z obojętnością i już bez zdziwienia... widzę kolejną reklamę, znów lepszego proszku do prania...

Z obojętnością i rezygnacją klikam w klawiaturę... zastanawiając się czy potrafię jeszcze pisać zwykłym długopisem...

Beznamiętnie rejestruję kolejne obrazy wizyjne i notki prasowe... gdzie śmierć, krew, wojna, gwałt, przemoc, nikczemność i niegodziwość oraz całe to zło tego świata wcale nie wpływają na mój dobry apetyt...

Powoli już nie reaguję na żaden przejaw zła i cierpienia... patrząc jak po raz kolejny mój syn zabija przed monitorem nauczyciela, pewnie wyobrażając sobie, że jest to jeden z tych, rzeczywistych i znienawidzonych...

Powoli, niczym u bohatera Królowej Śniegu... zamarza moje serce...

I tylko gdzieś tam z otchłani i nawet natrętnie przebija się do mojej świadomości myśl-pytanie: Czy jestem jeszcze człowiekiem?

I tylko gdzieś tam głęboko zaczynam czuć narastający strach przed tym, że - idąc tak bezmyślnie, bezrefleksyjnie i bezemocjonalnie krętą drogą swojego życia - w końcu wdepnąwszy w tą ostatnią kałużę  odwrócę się... a za mną będzie pustka...

I KTO BĘDZIE JEJ WINIEN?"

Informuję też, że po 9-cio miesięcznej przerwie wracam na łamy internetowych forów..., bo może jednak warto! 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

1 komentarz:

  1. Szkoda, że nie ma komentarzy. To na pewno jest bardzo źle.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.