piątek, 26 kwietnia 2019

Reforma edukacji – połączenie ministerstw: edukacji i szkolnictwa wyższego!


Od kilku dni w swoich felietonach proponuję połączenie ministerstw odpowiedzialnych za edukację młodych i starszych Polaków, czyli ministerstwa edukacji narodowej oraz nauki i szkolnictwa wyższego.

W wielu komentarzach zarzucono mi, iż nie podaję argumentów przemawiających za moim pomysłem, choć wydają się one oczywiste.

Po pierwsze.

Powołane nowe np. ministerstwo edukacji i szkolnictwa wyższego byłoby jedynym ministerstwem obejmującym swym zakresem edukację uczniów od najmłodszych aż do najstarszych, kończących studia magisterskie czy doktorskie.

Taki obszar odpowiedzialności za edukację ma bardzo wiele zalet a najważniejszą z nich jest  usystematyzowanie minimum programowego dla wszystkich typów szkół. Szczególnie jeżeli chodzi o szkoły średnie, licea i technika, choć oczywiście i nowa 8-klasowa szkoła podstawowa miałaby jedno minimum klasyfikujące do szkoły średniej. W taki sposób skończono by z bałaganem związanym z poziomem nauczania w różnych szkołach a zdarza się, iż ten poziom jest mocno zróżnicowany, szczególnie w szkołach zawodowych. Dotyczy to też absolwentów bądź tylko abiturientów szkół wyższych, bowiem też winny być określone wymagania ich dotyczące.

Po drugie.

Usystematyzowanie i ujednolicenie wymagań programowych daje też możliwość oceny pracy nauczycieli w szkołach podstawowych, średnich i wyższych. Wyniki uczniów i studentów byłyby jedynie jednym z wielu kryteriów oceniających pracę nauczycieli. Innymi byłyby cykliczne (np. co dwa lata) egzaminy przydatności do zawodu nauczycieli i wykładowców. To zmuszałoby ich do ciągłego podwyższania swoich umiejętności i śledzenia nowych trendów oraz odkryć naukowych.

Po trzecie.

Łącząc te ministerstwa można by było opracować jednolite podręczniki, tak jak to było nawet za komuny. Resztę traktowano by już jako lektury uzupełniające. Wbrew pozorom taki zestaw jednorodnych podręczników obowiązywałby też na uczelniach wyższych. Zachowano by w ten sposób ciągłość nauczania określonych przedmiotów, tak aby już się nie zdarzało, iż w szkole na wyższym poziomie (np. w liceach czy technikach) uczy się od nowa i ponownie treści, które już były omówione w szkołach na niższych poziomach (gimnazjum czy szkoła podstawowa, już 8-klasowa).

Na uczelniach wyższych wiedziano by też, jaki zakres wiedzy mają maturzyści  i czego mogą od nich wymagać.

Po czwarte.

Połączenie tych ministerstw musi się równać z przywróceniem egzaminów na studia i można by było wyznaczyć określone wagi, które byłyby brane pod uwagę przez uczelnie wyższe: np - 60% egzaminy na studia a 40%  wyniki na egzaminach  maturalnych, itd.

To wszystko oczywiście tylko luźna propozycja. Ja byłem 10 lat nauczycielem (wykładowcą) w szkołach policealnych i pomaturalnych więc moja obecna wiedza na temat edukacji w szkołach podstawowych i średnich  jest zapewne niewystarczająca.

Niemniej jednak autorytatywnie mogę odnieść się do systemu nauczania w szkołach wyższych. W nich to jest zupełny misz-masz.

Są jacyś licencjaci, których w ogóle nie powinno być. To wymysł obowiązujący nie w Polsce, ale gdzie indziej. Kończąc licencjat pisze się pracę licencjacką, by za dwa lata pisać pracę magisterską i to niekoniecznie na swoim macierzystym kierunku. Ja kończyłem 5-letnią ekonomię i mam stopień magistra a później bywały takie "kwiatki", że ktoś kończył licencjat z zupełnie innej dziedziny wiedzy, przychodził na dwa lata na ekonomię i uzyskiwał tytuł magistra ekonomii. To jest po prostu kuriozum:  w żadnej kończonej edukacji nie można było zgłębić wystarczająco wiedzy.

Innym elementem jest różnorodność podręczników na tym samym kierunku i specjalizacji na rożnych uczelniach. Toż to jest koszmar. Nawet pracodawcy nie wiedzą, co student winien wiedzieć, zresztą on sam też nie wie bo "profesorowie" często nakazują lektury własne lub znajomych innych wykładowców.

Nie neguję powyższych praktyk, ale egzaminy z poszczególnych przedmiotów, jak i też wykłady były jednorodne na różnych uczelniach z możliwością powiększania ilości podręczników jako lekturę uzupełniającą.

Oczywiście, można mi zarzucić zbytnią tendencję do centralizacji nauczania, szczególnie w szkole wyższej. Ale uważam, że minima programowe i zestaw lektur winny być tworzone przez dobrych specjalistów z danej dziedziny wiedzy. To nie może być jedna osoba a przynajmniej zespół.

Moja propozycja odnosi się do szkół i uczelni publicznych, państwowych, bo jak co i ile naucza szkoła czy uczelnia prywatna to już tylko od niej zależy, choć zawsze warto mieć jakieś wytyczne minimalne.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.