czwartek, 2 maja 2019

Czy naprawdę skorzystaliśmy na UE?


Szczerze powiedziawszy to jestem zniesmaczony ogólnym hurra-optymizmem dotyczącym wielkich korzyści z naszej przynależności do UE i to niezależnie czy w mediach pro czy antyrządowych.

Również jestem zdziwiony faktem, że ta euforia również kierowana jest werbalnie z ust przedstawicieli obecnie rządzących w Polsce, bo opozycji się nie dziwię...

Warto więc zwrócić uwagę, że tak naprawdę przystępowaliśmy zupełnie do innej UE niż jest teraz. Wtedy jeszcze UE mówiła o wartościach na jakich została zbudowana, wartościach łacińskich, chrześcijańskich, wstępowaliśmy do Unii suwerennych narodów. Teraz UE stała się typowo lewacka o centralistycznych inklinacjach stworzenia jednego Państwa Europa, przy jednoczesnym zabraniu suwerenności innym narodom.

Ja obecną Unię Europejską od wielu już lat określam drugim ZSRR, czyli Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich. Ma nawet swoich niewybieralnych powszechnie komisarzy jak ówcześni Sowieci, ma też jakąś sztuczną wspólną walutę Euro jaką niegdyś był tzw.: "rubel transferowy", choć nawet Sowieci bali się narzucić ten rubel w rozliczeniach wewnętrznych poszczególnych krajów im podległych. Trzon dzisiejszej unii stanowią kulturowi marksiści, którzy w sferze intelektualno-umysłowo-duchowej są nawet gorsi niż marksiści wprowadzający komunizm siłą fizyczną, bo niszczą i ubezwłasnowolniają podstawy człowieczeństwa całych narodów, szczególnie tych z tzw. Starej Unii.

Do takiej Unii nie wstępowaliśmy i w takiej Unii ja nie chcę być, stąd jeżeli nie da się jej zmienić to winniśmy podążyć drogą Wielkiej Brytanii.

Mam nadzieję, że jednak obecne wybory zmienią UE od środka i skończą się wreszcie totalitarne rządy mentalnych i ideologicznych marksistów, z ich poprawnością polityczną, gender, niszczeniem rodziny i chrześcijańskich wartości, fałszywie pojmowaną tolerancją wszystkiego dla wszystkich, ograniczaniem wolności i suwerenności państw oraz narodów. Należy powrócić do idei jakie przyświecały EWG, czyli wolności przepływu towarów, usług, kapitału i osób fizycznych, i zrezygnować z całej tej otoczki ideologicznej "wierchuszki" obecnej Unii Europejskiej.

Rozumiem motywy (albo mi się tak tylko wydaje), które dziś przesądzają o braku rzetelnej dyskusji na temat faktycznych korzyści i strat wynikających z naszej przynależności do wspólnoty europejskiej.

Tyle tylko, że trzeba zawsze mówić prawdę, niezależnie jakie może przynieść skutki. We wczorajszym głównym wydaniu Wiadomości  TVP został przedstawiony bardzo skrótowy i też powierzchowny bilans owej przynależności a szkoda, że nie pogłębiony do końca.

Wspomniano w nim, że przez te 15 lat uzyskaliśmy środków unijnych w wysokości około 164 mld Euro a wpłaciliśmy jedynie około 54 mld, co daje nam gigantyczną nadwyżkę rzędu około 110 mld Euro. I w tej kwestii podano jeszcze ile to zyskaliśmy kilometrów dróg ekspresowych i autostrad, ile to środków poszło na infrastrukturę i inne inwestycje i już chciałem przełączyć kanał, gdy wreszcie usłyszałem, iż 85 eurocentów z 1 Euro pomocy unijnej (bez dopłat rolniczych) wraca tak naprawdę z powrotem do Unii, czyli gdybyśmy założyli, że te inwestycje faktycznie wynoszą 100% wskazanych wartości, to okaże się, że tak naprawdę fizycznie i finansowo uzyskaliśmy z UE nie 164 mld Euro a jedynie 0,15% tej wartości, czyli 24,6 mld a wpłaciliśmy 54 mld, czyli o 29,4 mld więcej wpłaciliśmy niż finansowo zyskaliśmy.

Oczywiście zaraz odezwą się głosy, iż nie można tak księgowo liczyć, bo przecież zostały te drogi, te oczyszczalnie ścieków, te odrestaurowane miasta i miasteczka, idt, itp.

Tak to prawda, ale znów tylko powierzchowna, bo w takich zestawieniach nie podaje się innych ważnych elementów dotyczących skutków naszego wejścia do UE, np., że przez te lata dług publiczny Polski wzrósł z około 370  - 400 mld do przeszło 1 biliona złotych i to przy uwzględnieniu dochodów z umorzenia jednostek z OFE, które Polakom ukradł rząd PO-PSL i dodatkowych środków pochodzących z Funduszu  Rezerwy Demograficznej.

Ten dług nie zawiera kwot, jakie państwo będzie musiało w przyszłości wydać na świadczenia dla przyszłych emerytów. Uwzględniając te wydatki dług publiczny (ukryty) sięga 3 a może i nawet niemal 5 bln. zł. (za: https://www.dlugpubliczny.org.pl/o-projekcie/).

Nie mówi się też o zadłużeniu zagranicznym. Według danych NBP zadłużenie zagraniczne Polski w roku 2004  wyniosło około 130,2 mld USD. W 2018 roku wyniosło wyniosło już ok. 359 mld USD. Koszty obsługi naszego zadłużenia (odsetki) to około 40 mld zł.

Warto wspomnieć, że sławne już zadłużenie zagraniczne jakie zostawił nam po sobie E. Gierek w 1980 roku wynosiło w walutach wymienialnych 24,1 mld USD a wymagalne płatności z tytułu obsługi zadłużenia zagranicznego na rok 1981 wynosiły 10,9 mld USD. Dług ten - mimo umorzenia jego części - spłaciliśmy niedawno.

Dodatkowo zapomina się wiązać deficytu budżetowego z pomocą unijną a jest to też działanie na zasadzie sprzężeń zwrotnych. Budżet państwa w latach 2005- 2016 systematycznie rósł i wynosił np. w roku 2007 około 16 a w 2015 roku około 46 mld zł, przy jednoczesnej wyprzedaży majątku państwa sięgającej  łącznie ponad 60 mld zł i tzw. ogromnej pomocy unijnej i dobrych wskaźnikach wzrostu gospodarczego. Obecnie budżet ma się zdecydowanie lepiej, ale tylko ze względu na uszczuplenie luki vatowskiej i innych luk po stronie dochodów państwa. Ile w takim razie Polska by dodatkwowo zyskała, gdyby nami nie rządzili euroentuzjaści a sprawni eurorealiści?

Nie mówi się też o tym, że pomoc unijna drastycznie zwiększyła zadłużenie samorządów, gdzie ich dług sięga nawet przeszło 70% ogólnych aktywów, co może prostą drogą prowadzić do bankructwa (w miarę bezpieczna wysokość zadłużenia to maksymalnie około 30 aktywów).

Mało się mówi o straceniu przez Polskę 3 milionów dobrze wykształconych i kreatywnych Polaków, którzy budują PKB w innych krajach a nie w Polsce.

Nie analizuje się trafności (celowości) i kosztowej efektywności owych inwestycji infrastrukturalnych, czyli dlaczego 1 km autostrady w Polsce kosztuje więcej niż w Niemczech  i dlaczego zagraniczni unijni główni wykonawcy  inwestycji doprowadzili do bankructwa wiele polskich, małych firm, które były podwykonawcami owych przedsięwzięć.

Nie wspomina się też o kategorii utraconych zysków z faktu wejścia do wspólnoty, czyli ile moglibyśmy więcej zyskać inwestując tyle samo, ale nie odprowadzając składek do budżetu unijnego i o wielu, wielu innych aspektach.

Pomimo różnych negatywnych ocen bilansu naszego członkostwa w UE to jednak Polacy są dziś jedyną nacją w unii, która niemal w skali 90% popiera nasze członkostwo w tej wspólnocie i raczej boi się działań zmierzających do tzw. Polexitu, o którym w ogóle nie mówią największe partie w Polsce a jedynie nowo utworzona i niszowa Konfederacja (choć ma szanse na przekroczenie progu wyborczego).

Z czego wynika to poparcie? Ano z dwóch rzeczy.

Po pierwsze. Polacy nie znają tak naprawdę problemów, które realnie wykreowane zostały przez lewacki trzon kierujący UE: imigracja, likwidacja homogeniczności (jednorodności) narodowej państw, problemy Euro, pauperyzacja mniejszych krajów, odchodzenie od demokracji, strach wyjścia na ulicę po zmroku, szerzenie się ruchów antysemickich i skrajnie nacjonalistycznych, duże bezrobocie, ataki terrorystyczne,  szerzenie antyludzkiego systemu lewackich wartości, wprowadzania cenzury prewencyjnej, itd. Tego jeszcze Polacy nie zaznali i to dzięki m.in. obecnemu rządowi, który sprzeciwia się przyjmowaniu tzw. uchodźców i przyczynia się w ten sposób do wzrostu bezpieczeństwa, nie tylko w Polsce, ale i w całej UE.

Po drugie. Ze względu, iż w Polsce nie ma aż takich problemów, które są w Starej Unii, to Polacy odnoszą się jedynie do pozytywów bycia w UE, tzn. swobody podróżowania, pozbywania się karbu "polityki wstydu", świadomości bycia Europejczykami (choć od zawsze nimi byliśmy), uzyskiwania pracy o wiele lepiej płatnej niż w Polsce i z innych, często tylko emocjonalnych powodów.

Ciekawy byłby stosunek Polaków do Unii, gdybyśmy mieli: co i rusz ataki terrorystyczne, palenie kościołów bądź zamienianie ich w dyskoteki czy inne przeznaczenia, ogromną pauperyzację (zmniejszenie się stopy życiowej) większości Polaków wynikającej z posiadania przez Polskę waluty Euro, totalną cenzurę ideologiczno-lewacką zabierającą wolność jednostkom i ich grupom (też tzw. cenzurę prewencyjną). Ciekawe byłoby też, gdyby Polacy bali się pójść np. na publiczny koncert (jak np. w Nowym Roku) tylko dlatego, że obawialiby się o swoje życie.

Bo tak naprawdę to dziś Polska i wiele innych krajów dawnego bloku wschodniego, ale też mniejszych krajów w Unii odzwierciedla prawdziwy jej obraz, o którym myśleli jej założyciele. To my stanowimy faktycznie dzisiejsze "Serce Europy" i w sumie to my - jeżeli się uda – możemy ją w końcu zmienić.

Piszę w większości o negatywach lub tylko powierzchownych sukcesach, zdając sobie sprawę  z istnienia też pozytywów, więc proszę o polemikę... :)

Polecam też książki i artykuły pisane przez Tomasza Cukiernika a dotyczące właśnie bilansu naszego członkostwa w Unii Europejskiej, z naciskiem na gospodarkę a nie ideologię (wystarczy wygooglować) .

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.