piątek, 3 maja 2019

Po co "Konfederacji" J. Korwin-Mikke z A. Dudą i D. Tuskiem w tle...


I przyjechał "król Europy" do Polski. Jak ostatnio zawsze, kiedy ewentualnie liczył na to, że może nagle lub długookresowo doprowadzić do ewentualnego obalenia obecnego rządu i przejęcia władzy w Polsce przez współczesnych "Targowiczan" czyli wszystkich skupionych wokół tzw. Kolacji Europejskiej a on sam stanie na czele "wybawców ten kraju" spod panowania PiS.

Każdy jego przyjazd do Polski, niezależnie czy przez niego planowany (vide: sejmowy, grudniowy pucz), czy został do niego zmuszony (vide: zeznania na komisji śledczej Sejmu) pragnie wykorzystać do tego, aby wysondować, czy możliwy jest dla niego powrót do kraju w charakterze zwycięscy wyborów prezydenckich. I tylko tyle go interesuje, nic więcej.

Zgadzam się zatem z krótkim felietonem publicysty tygodnika "Sieci" Pana Konrada Kołodziejskiego, który w portalu wpolityce.pl napisał m.in.

"Dziś w Warszawie, jedni w towarzystwie prezydenta Dudy podziwiali defiladę nad Wisłą, a inni ustawiali się w kolejce do Auditorium Maximum na Uniwersytecie, aby dowiedzieć się „co ciekawego i ważnego” powie im były premier. Ale Tusk nie przyjechał – wbrew zapowiedziom – aby powiedzieć coś ważnego. On przyjechał, aby ocenić sytuację przed bitwą. A jego słuchacze zagrzewali go do walki. Były premier podtrzymywał swoich zwolenników na duchu złośliwościami pod adresem prezydenta Dudy (...). Potem podzielił się anatomicznymi refleksjami dotyczącymi tego, w której części ciała znajdują się Węgry (bulwersujące i prymitywne - dop.: kj). Zemścił się również werbalnie na PiS, przyrównując obóz rządowy do Targowicy (hipokryzja najwyższych lotów - dop.kj), która walcząc onegdaj z konstytucją, doprowadziła do upadku państwa. Mówił o zagrożeniach klimatycznych, o internecie, który psuje dzieci oraz mrugnął przyjaźnie okiem do nauczycieli. Tradycyjnie też opowiadał o wizji państwa, które łączy a nie dzieli i jest za to podziwiane w Europie (...) Z pewnością (...) D. Tusk zadowolił swoich słuchaczy, bo – jak się zdaje – uwierzyli, że wkrótce poprowadzi ich do boju przeciwko PiS. Pytanie jednak, czy zdoła poprowadzić kogoś więcej? Myślę, że sam Tusk jeszcze nie jest tego pewien. Na razie widać, że nic się nie zmienił od czasu, gdy w 2014 roku nagle zniknął z Polski, zostawiając swój tonący rząd w rękach Ewy Kopacz. Nadal chce czarować widzów gładkimi banałami i prowokować wrogów małostkowymi uszczypliwościami, tak jak robił to przez cały czas swojego premierowania. Wtedy wystarczyło mu to na siedem lat rządów, pytanie jednak, czy dziś ta zgrana płyta znowu zagra? D. Tusk (...) chce wystąpić w roli zbawcy, który uratuje kraj przed katastrofą. Jednak aby dobrze wypaść w tej roli, będzie musiał najpierw cynicznie rozpętać totalną wojnę z PiS i jeszcze bardziej podzielić Polaków. Bo właśnie wojna zwiększa jego szansę na zwycięstwo. Oczywiście nie będzie do niej dążył wprost, od tego jest opozycja. Tusk nie przyjechał do Polski z pokojową misją, on przyjechał na zwiad. Jeśli uzna, że ma szanse, zaatakuje. Ale ryzyko, jakie wtedy podejmie, będzie bardzo duże. W tym sensie będzie to rzeczywiście bitwa o wszystko. Również dla niego" [1].

Cały ten jego niby wykład był w niektórych momentach nawet chamski, ale przede wszystkim chaotyczny i widać było, że w ostatniej chwili napisana dla niego treść musiała ulec zmianie ze względu na to, iż szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker ostatnio powiedział, że nawet jak PiS wygra wybory to Polska nie wyjdzie z UE a przecież na tym opierała się dotychczasowa kampania wyborcza totalnej opozycji, gdzie jej prominentni działacze zapowiadali tzw. Polexit, gdyby obecna władza się utrzymała. Anty-PiS i Polexit do tej pory były jedynym programem tej dziwnej koalicji w Koalicji Europejskiej. Dla niej pozostał już tylko anty-PiS a to oznacza chyba jeszcze zwiększenie negatywnych działań wobec ZP po stronie G. Schetyny i spółki. .

Osobiście wydaje mi się, że D. Tusk jest trochę zagubiony i sfrustrowany. W UE postrzegany jest jako lokaj A. Merkel i kojarzony z największymi nie rozwiązanymi unijnymi problemami  jak "brexit" i islamska imigracja a także konsolidacja innych krajów przeciwko obecnemu kształtowi UE jak. V4, Trójmorze, Włochy, Hiszpania, Grecja i inne, w tym nawet Francja. Jako szef RE poniósł totalną porażkę i dziś dla niego jedynym wyjściem jest powrót do kraju i zwycięstwo w wyborach prezydenckich... ale na jego wiecu było 1 tys. osób a na rządowo-prezydenkiej defiladzie polskich służb mundurowych 100 tys. osób a Polacy w większości nie chcą  jego powrotu. To naprawdę musi u D. Tuska rodzić zdenerwowanie, ale też należy spodziewać się bardzo nerwowych ruchów z jego strony. Tym bardziej, że dziś nawet nie podał ręki G. Schetynie, co na pewno mściwy Gregor mu zapamięta, ale też daje do myślenia czy czasem D. Tusk nie zamierza po prostu "policzyć głosy" (jak w 1992 roku) i zdjąć G. Schetynę z kierowania PO.

To tyle na temat Pana D. Tuska a i tak zbyt wiele uwagi mu poświęciłem, bo tak naprawdę dziś – niestety – zbulwersowały mnie słowa prezydenta A. Dudy, który stwierdził, że jest przychylny zmianom w Konstytucji RP w postaci umieszczenia w niej zapisów o odwiecznej konieczności przebywania Polski w UE i NATO. Brakowało jeszcze dodania w tej materii PiS-u.

Dla mnie są to słowa żenujące i kojarzące się ze sławetnymi zapisami w Konstytucji PRL, do której wprowadzono nadrzędną rolę PZPR i uczestnictwo Polski w strukturach sowieckich.

Tego typu zapowiedzi z ust prezydenta Polski są niedopuszczalne. I to nie ze względu nawet na to, że np. UE może się kiedyś rozpaść jak onegdaj ZSRR i Układ Warszawski, ale przede wszystkim z powodu usankcjonowania poddańczej roli Polski w stosunku do w/w struktur międzynarodowych. Jakie to może przynieść skutki? Ano właśnie likwidację polskiej niepodległości i wolności, o którą tak walczyły pokolenia Polaków.

Doprawdy nie wiem, co kierowało A. Dudą, choć już kilka dni temu J. Gowin zapowiedział, że przedstawi jeszcze ostrzejsze propozycje w stosunku do tego, co przedstawił w tym obszarze szef upadającego PSL Kosiniak-Kamysz, który chce podobnych zapisów konstytucyjnych.

Naiwnie wierzę, że prezydent może chciał ewentualnie przelicytować D. Tuska, ale byłoby to chyba zbyt powierzchowne i prymitywne. Sądzę więc, że mój - jeszcze - prezydent naprawdę tak myśli. Czyżby jakaś woda (sodowa) tak szybko "uderzyła mu do głowy"? Oby nie, bo jeszcze jest młodym politykiem i naprawdę niech na razie uczy się  i słucha właściwych doradców, bo interesy UE i NATO mogą okazać się naprawdę i to w krótkim czasie diametralnie rozbieżne. I co wtedy? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi...

I ostatnia kwestia, tylko pośrednio związana z poprzednimi, choć w niedalekiej przyszłości może stać się "języczkiem u wagi", czyli nowy twór polityczny pod nazwą "Konfederacja". Zrzesza ona narodowców, zwolenników G. Brauna, Liroya, Jakubiaka i JKM. To stowarzyszenie wyborców najprawdopodobniej w wyborach do PE przekroczy próg wyborczy, podobnie zresztą jak i w wyborach do parlamentu polskiego...

Przynajmniej teraz się tak wydaje, bo wielu wyborców ma poglądy jeszcze bardziej na prawo niż PiS i dla nich Konfederacja jest organizacją, którą zaczynają wspierać, i na którą będą glosować. Pomijam tutaj rozważania na ile PiS to prawica, bo tego typu akademickie rozważania dzisiaj już nie mają żadnego merytorycznego realnie sensu.

Tylko pytam. Po co "Konfederacji" Janusz Korwin-Mikke, który za cokolwiek się wziął to owo ginęło śmiercią zadaną właśnie przez niego samego. Nie mam do niego za grosz zaufania.

Pragnę przypomnieć jego rolę w obaleniu w Polsce idei lustracji i dekomunizacji. Otóż w 1992 roku dla niemal wszystkich ówcześnie zaskoczeniem było zaprezentowanie ustawy lustracyjnej przez J. Korwin-Mikkego. Doprawdy przedziwny był to ruch i zastanawiające jest to, że i tak w roku 1991 powstała przecież lista Milczanowskiego, o której wszyscy wiedzieli, nie było na niej jednak L. Wałęsy - Bolka. Jest niemożliwe, żeby ustawa JKM powstała ad hoc w ciągu jednego czy dwóch dni (a taka była narracja: "powstanie na kolanie"). Musiała być przygotowana wcześniej a jej zapisy były w wielu częściach, chyba celowo, nieprecyzyjne, które można było prawnie i konstytucyjnie podważyć. Całe krytyczne wtedy larum UD, GW i KLD wspierane mediami po wprowadzeniu tej ustawy w dniu 28 maja wydaje się też przygotowane o wiele wcześniej. Ową krytyką felernego projektu ustawy zdyskredytowano w ogóle ideę oczyszczenia Polski z komunistycznej bezpieki. Późniejsze losy lustracji i dekomunizacji tylko potwierdzają ową tezę. Istotnym jest też fakt, że ustawa nie obejmowała ujawnienia najważniejszych agentów w PRL, czyli agentów wojskowych służb informacyjnych (WSW/WSI) a niemal wykluczała agentów w środowiskach kościoła i nauki.

J.K. Mikke przez lata swej działalności nie pozwolił też, aby po liberalnej części sceny politycznej zaistniała żadna partia negująca "Okrągły Stół" z pozycji liberalno-konserwatywnej. Robił to - wedle mnie celowo - poprzez po prostu jej ośmieszanie dzięki swoim absurdalnym teoriom i wypowiedziom.

Czyż współcześni Konfederaci nie potrafią uczyć się z kart historii i czy czasem nie wpuścili w swoje szeregi "konia trojańskiego"?  Niech daje to do myślenia prawdziwym patriotom zrzeszonym w "Konfederacji".

[1] https://wpolityce.pl/polityka/445112-powrot-tuska-oznacza-wojne-i-jeszcze-wieksze-podzialy


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.