środa, 13 listopada 2019

Senat - "polityczny kac" PiSu

Pan M. Karnowski na portalu wPolityce.pl zamieścił felieton pt. "Dlaczego utrata Senatu, choć bolesna dla Prawa i Sprawiedliwości, nie zabije politycznie tej partii i nie będzie radykalnym przełomem" [1], w którym pisze, iż:

"Z pierwszych wypowiedzi i decyzji nowej większości w Senacie wyłania się dość jasny plan użycia tego politycznego narzędzia. Izba wyższa parlamentu ma być ośrodkiem władzy, który ustawi się na agresywnej kontrze wobec większości sejmowej, rządu i prezydenta. Od podkreślanej skromności (nowy marszałek zamierza mieszkać w hotelu sejmowym) przez wskazanie nowej dla większości Polaków twarzy Tomasza Grodzkiego na marszałka po natychmiastową zapowiedź orędzia do Polaków.

(...)

W oczach przewodniczącego Schetyny najwyraźniej to jest porażka po które PiS już się podniesie, moment przełomowy, dramatyczny zwrot odbierający obozowi Jarosława Kaczyńskiego pewność siebie. Być może lider Platformy rzeczywiście w to wierzy, ale jeśli tak, to znaczy iż uległ własnej propagandzie. Prawda jest bowiem taka, że PiS nigdy nie miało nie tylko władzy totalnej, ale nawet całkowitej. Nigdy niczego takiego też nie twierdziło, uparcie dopominając się jedynie o uznanie demokratycznego werdyktu Polaków i prawo do wdrażania swojego programu. 

(...) 

Co więcej, pan Schetyna musi mieć problem z pamięcią, bo zapomina bolesne dla PiS porażki w Unii Europejskiej czy nieudana walka o przejęcie rządów w większych miastach i metropoliach. Mimo wygranej w wyborach samorządowych finałem było przejęcie połowy zaledwie sejmików.

W tych momentach i wielu innych opozycja i jej media dowodziły, że oto nastąpił przełom. Piemontem opozycji miała być najpierw Bruksela, potem Gdańsk, wreszcie Warszawa. Nigdy z tego za wiele nie wychodziło. Z prostego powodu: jeśli się od początku nie miało władzy totalnej, jeżeli od zawsze trzeba się było gimnastykować, często cofać, zawsze liczyć z siłami i procedurami, przełykać przez cztery lata gorzkie pigułki, to jedna dodatkowa, tym razem w Senacie, nie zmienia zbyt wiele.

Bo zgoda, że jakaś pierwsza bolesna porażka może złamać władzę totalną, ale partię demokratyczną może po prostu chwilowo osłabić, zmobilizować, zmusić do korekty lub wymiany nie działających podzespołów. PiS to ten pierwszy przypadek".

Otóż o ile zgadzam się z pierwszym akapitem przytoczonego tekstu, to dalszy wywód Pana M. Karnowskiego mnie nie przekonuje.

Rzeczywiście pierwsze zamierzenia nowego Marszałka Senatu (orędzie, wyjazd do Senatu USA) dają przedsmak tego, co będzie się działo przez całe cztery lata. KO będzie starała się wykreować  z Senatu niejako oddzielny ośrodek władzy w Polsce, który jest w kontrze do faktycznej władzy wykonawczej i ustawodawczej w naszym kraju. Jest to niepokojące, bowiem dla wielu środowisk zagranicznych będzie to przyczynek do ponownej ostrej krytyki PiS i polskiego rządu a wtórować będzie takiemu postrzeganiu Targowica Senacka. I nie ma tu żadnego znaczenia, że w myśl Konstytucji polityką zagraniczną zajmuje się polski rząd a nie senat.

Wczoraj też mieliśmy śmiałą wypowiedź Pana J. Kaczyńskiego o tym, że skończyła się opozycja totalna i z tym stwierdzeniem też się nie zgadzam i uważam, że jest przeciwnie: dotychczasowa opozycja totalna dostała senackiego "wiatru w żagle" i jej totalniactwo drastycznie się zintensyfikuje, zarówno na terenie kraju, jak i za granicą.

Chciałbym się mylić, ale uważam, że tak się stanie, szczególnie przez najbliższe 6 miesięcy czyli okresu trwającej już nieformalnie kampanii wyborczej w wyborach na urząd Prezydenta RP, które mają się odbyć w maju przyszłego roku.

A jeżeli tak będzie, to dopiero wtedy zauważymy jakim błędem było przez PiS tak naprawdę zlekceważenie kampanijne wyborów do Senatu. Myślano zapewne, że wszystko pójdzie z rozpędu  i chyba zbyt mocno uwierzono w sondaże przedwyborcze. I jednak po raz kolejny utwierdziliśmy się, że "pycha może kroczyć przed upadkiem".

Nie twierdzę, że PiS tą pychą się odznaczał lub odznacza, ale po prostu zostało trochę uśpione sondażami i nie przewidziało, że jednak wybory jednomandatowe kierują się inną logiką niż proporcjonalne. Ludzie bardziej głosują na znane im twarze i - co jest trochę smutne - nie zawsze to głosowanie jest racjonalne i często opiera się tylko na regionalnych czynnikach emocjonalnych, ale i to sztab wyborczy PiS winien przewidzieć.

Cieszę się, że po raz wtóry PiS (ZP) osiągnęło wynik dający mu bezwzględną większość w Sejmie i możliwość utworzenia ponownie samodzielnego rządu. Tym niemniej nawet tymi wynikami PiS był - mimo "dobrej miny do złej gry" - rozczarowany, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu o zbytniej, przedwyborczej pewności siebie samej partii i środowiska z nim związanego.

Tyle tylko, że od 1989 roku mamy po raz pierwszy sytuację, że większość sejmowa nie ma jednocześnie większości senackiej i nikt nie ma żadnego doświadczenia jak w takiej sytuacji będzie wyglądało rządzenie w Polsce a po zapowiedziach nowego Marszałka Senatu i całego PO widać już, że nie będzie żadnej współpracy między większością sejmową a senacką: będzie marazm i przeciąganie do granic (30 dni) procesu legislacyjnego.

Wszystko to nie napawa optymizmem i wpłynie na płynność wprowadzania kolejnych reform rządu PiS (ZP). Już nie będzie sytuacji, że jakieś ustawy będą przyjmowane expresowo: należy się liczyć z ciągłą obstrukcją Senatu... no chyba, że coś się zmieni po wyborach prezydenckich i jednak PiS-owi uda się "pozyskać" jakichś senatorów do swojego klubu.

Oczywiście wolniejsze reformy lub nawet ich brak PiS będzie mógł tłumaczyć obstrukcją totalniaków senackich, ale taki argument przemawiał będzie do wyborców tylko przez jakiś czas a później pozostanie w świadomości tylko to, że PiS nie wykonuje tego, co zapowiadał.

Osobiście mam "lekkiego politycznego kaca" z powodu takiego a nie innego rozkładu mandatów senackich i może dlatego patrzę raczej - w przeciwieństwie do M. Karnowskiego - pesymistycznie, bo jeżeli spełnią się czarne scenariusze to wtedy będzie można powiedzieć: PiS przegrało na własne życzenie batalię o Polskę. Oby tak się nie stało.

Sądzę tedy, iż niestety kolejne lata wcale nie uspokoją sceny politycznej w Polsce a będzie odwrotnie.

I w tym kontekście znów staniemy w maju do kolejnych najważniejszych wyborów: wyborów prezydenckich. Jeżeli A. Duda wygra ponownie, to wtedy sytuacja będzie w miarę klarowna i będzie szansa na kontynuację odbudowy Polski. Jeżeli jednak wygrałby kandydat totalniaków, to - przy obecnym opozycyjnym senacie i braku większości sejmowej predestynującej PiS do odrzucenia veta prezydenta - sytuacja stanie się tragiczna i zablokuje jakiekolwiek zmiany w Polsce.


[1] https://wpolityce.pl/polityka/472689-utrata-senatu-jest-dla-pis-bolesna-ale-go-nie-zabije

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...

© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.