Szczęście to codzienne odczuwanie własnej wolności od wszystkiego... Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Walczmy o jednoznaczność i prawdziwość naszej mowy!
Słowo to elementarna część mowy. Jego pisanym odpowiednikiem jest wyraz. Za pomocą słów określamy wszelkie pojęcia rzeczywiste i abstrakcyjne, także myślimy na ogół słowami. Wiele słów składa się na mowę.
Na całym świecie ludzie używają więc mowy do określenia wszystkiego, co nas otacza. Używają przeto słów rozumiejąc ich znaczenie bądź też nie. Mówią logicznie i prawdziwie, ale też dobierają słowa w sposób tendencyjny i kłamliwy. Potrafią używać słów składających się na mowę dla określenia różnych zjawisk w sposób przejrzysty i jednoznaczny, ale też nadają im fałszywe, pejoratywne znaczenie, często – w zależności od potrzeb - relatywizując znaczenie wypowiadanych słów lub nadając im fałszywą konotację.
Słowa i w ogóle nasza mowa mogą też być bronią i to bronią skuteczną wobec różnego rodzaju rzeczywistych lub wyimaginowanych oponentów czy zjawisk, przeciwników i adwersarzy.
Warto, więc przypomnieć tym, którzy dla sensacji, własnych grupowych czy religijnych potrzeb, własnej reklamy, poklasku czy z niewiedzy przeinaczają fakty: słowa i mowa mogą zabijać!.
Słowa i mowa potrafią też ranić, czasem mocniej niż najostrzejszy nóż, mogą wyrządzić krzywdę - większą niż huragan, potrafią zabić wiarę w siebie i drugiego człowieka.
Słowa i ich odpowiedni dobór składający się na mowę mogą też fałszować rzeczywistość. Powodować nieprawdziwe jej postrzeganie i ocenę. Mogą też ją kreować tworząc nierealny i nieistniejący świat zewnętrzny oraz rządzące nim relacje i współzależności.
Ostatnie 25 lat to niestety w Polsce często okres przeinaczania rzeczywistości słowami i mową. Używania ich dla własnych celów i potrzeb, czyli celowe, nieadekwatne do pierwotnego znaczenia używanie słów oraz nadawanie im fałszywych konotacji. Są słowa zaklęcia, wytrychy, którymi określa się zjawiska lub ludzi przyjmując a’priori ich zabójczą moc niszczenia innych.
Zastanawiam się jak mocno trzeba nienawidzieć innych, jak mocno pragnąć politycznej lub ideowej śmierci, aby posuwać się do zabijania (nie fizycznego) ich odpowiednio dobranym słowem lub ich, tych słów zestawieniem, czyli mową.
Weźmy na przykład słowo wytrych: „antysemityzm”, rozumiany przez wielu jako postawa antyżydowska, gloryfikująca holocaust i dążąca do fizycznej eliminacji Żydów. Pomijam tu fakt, że „antysemityzm” został przez owych Żydów zawłaszczony tylko do własnego narodu, co jest jawnym i celowym zafałszowaniem znaczenia tego słowa. Bo przecież Semitami jest wiele innych narodów np. Arabowie… Nie to jest jednak istotne. Ważne jest używanie tego słowa w sposób perfidny, oszczerczy i dążący do „zabijania” (nie fizycznego, ale np. politycznego) innych. Jaskrawym tego przykładem jest prowokowanie niewystępującego antysemityzmu lub też określanie nim ludzi, którzy z owym nie maja nic wspólnego.
Ale powyższe to tylko jeden z przykładów. Bowiem słowo „antysemityzm” stało się dla pewnej grupy orężem tak rzeczywistym, jak i zupełnie nieraz alogicznym a nawet śmiesznym.
Bo czyż za antysemityzm można uznać np. mówienie prawdy i stwierdzenia faktów dotyczących niektórych Żydów? Czyż mówienie, że pani Prokurator Wolińska była zbrodniarzem i mordercą komunistycznym a jej przyjacielem był Leszek Kołakowski jest antysemityzmem? Czyż takowym jest stwierdzenie faktu, iż wielu Żydów było funkcjonariuszami komunistycznych służb bezpieczeństwa? Czy nie zgadzanie się na ponowne odszkodowanie (i to niezgodne z polskim prawem a także czyniącym z Polski odpowiedzialnymi za mordowanie Żydów w czasie II Wojny Światowej) za niemiecki holocaust jest właśnie antysemityzmem? Czy zastanawianie się nad historycznymi faktami (chociażby radością części Żydów z Sowieckiej okupacji polskich ziem) jest antysemityzmem? Czy wreszcie np. wskazywanie, że Adam Michnik to Aaron Szechter a Mariusz Walter to Moryc Szpigelbaum jest takowoż tym antysemityzmem? I na koniec (nie wyczerpawszy wszystkiego) czy bycie chrześcijaninem, katolikiem i polskim patriotą to też a’priori już przejawy antysemityzmu?
A teraz… czy nazywanie polskimi „niemieckich obozów koncentracyjnych” czy też fałszywe, ahistoryczne próby doszukiwania się odpowiedzialność za faszystowskie zbrodnie wśród Polaków i Polski przedwojennej nie jest antypolonizmem?
Innymi słowami wytrychami jest aborcja i eutanazja. Zamiast słów "zabicie nienarodzonego dziecka" używa się eufemizmów takich właśnie jak aborcja czy zabieg, a na "zabicie osoby starszej czy chorej" mówimy eutanazja. Na forum ONZ próbowano – na szczęście nieskutecznie - nawet oficjalnie przyzwolić na aborcję dążąc do określenia jej mianem zabiegu medycznego.
W polskich (nie-polskich) mediach zwolenników aborcji często określa się postępowymi, dążącymi do wolności i konieczności jej występowania dla kobiet. Mówi się o prawie do wyboru. Czy zabijanie innych może być prawem? Czy zabicie nienarodzonego w łonie matki nie jest tym samym co zabicie kilkumiesięcznego wcześniaka? Jan Paweł II, nasz Wielki Polak, już kilkanaście lat temu zauważył skalę tego zjawiska i w encyklice Evangelium Vitae napisał "Jesteśmy dziś świadkami deptania fundamentalnego prawa do życia wielkiej rzeszy słabych i bezbronnych istot ludzkich, jakimi są zwłaszcza dzieci jeszcze nienarodzone”. Czyż nie warto zastanowić się nad znaczeniem tych słów i próbować je zrozumieć logicznie i rzeczywiście takimi, jakie są?
Mógłbym wymieniać jeszcze wiele słów, którym w Polsce nadaje się fałszywe znaczenie, np.: „moherowość”, postępowość, europejskość…
Pozostawiam to czytelnikom pod rozwagę i zastanowienie. Może jednak warto używać słów składających się na naszą mowę nadając im jednoznacznie prawdziwe znaczenie? Może warto – zanim wypowie się określone zabójcze dla innych słowa – wcześniej się zastanowić nad ich sensem i konsekwencjami? Może warto znaleźć w sobie ludzkie, zwyczajne sumienie będące m.in. jedną z immanentnych cech człowieczeństwa? Może warto przywrócić słowom ich pierwotne znaczenie, gdzie prawda jest prawdą a fałsz kłamstwem, dobo dobrem a zło złem, zdrajca zdrajcą a patriota patriotą, przestępca przestępcą a prawy człowiek właśnie takim... Po prostu świat, gdzie słowa znaczą to, co znaczą a mowa jest jednoznaczna i prawdziwa...
Warto o to walczyć, szaczególnie w przestrzeni publicznej (społeczno-politycznej)!
Pozdrawiam
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com
niedziela, 10 sierpnia 2014
Czy lewica ma prawo wtrącać się do polityki i w ogóle istnieć?
Dość długo nie było mnie w sieci. Teraz godzinami nadrabiam zaległości i napotykam nieraz na teksty, których sam chciałbym być autorem. Taki post zatytułowany "Czy lewica ma prawo wtrącać się do polityki" (1) znalazłem na blogu "Czarna Limuzyna" i swego czasu skopiowałem go sobie. Dziś starałem się dotrzeć do niego ponownie, co stało się niemożliwe ze względu na zablokowanie w/w strony.
Jako, że tekst jest wart przeczytania i zastanowienia pozwolę sobie na skopiowanie go w caałości. Rzadko to robię, ale wydaje mi się, że w tym przypadku jest to wskazane... Tym bardziej, że niemal w całości zgadzam się z poglądami i opiniami autora owego postu...
Źródło całego tekstu (1) http://www.ekspedyt.org/czarnalimuzyna/2014/04/23/24007_czy-lewica-ma-prawo-mieszac-sie-do-polityki.html
P.S.
Okazuje się - dzięki informacji J. Darskiego - że tekst ten znajduje się też na forum "naszeblogi": pod linkiem: http://naszeblogi.pl/45969-czy-lewica-ma-prawo-wtracac-sie-do-polityki
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Jako, że tekst jest wart przeczytania i zastanowienia pozwolę sobie na skopiowanie go w caałości. Rzadko to robię, ale wydaje mi się, że w tym przypadku jest to wskazane... Tym bardziej, że niemal w całości zgadzam się z poglądami i opiniami autora owego postu...
--------------------------------------------------------------------------------------
Motto I : „Myślę, że postulat rozdziału państwa i lewicy jest kluczowy dla żywotności duchowej, politycznej i gospodarczej Polski”.
Motto II:
„Nie jest utopią coś, co już się kiedyś wydarzyło. Nie jest utopią
świat, w którym były obozy koncentracyjne. Nie jest również utopią świat
lepszy – bez lewicy, a taki kiedyś był i był na pewno normalniejszy.
Granice dobra i zła nie są stałe i trzeba nieustannego wysiłku, aby
utrzymać „zadaną niepodległość” i chronić nasze wartości oraz
najmłodszych”.
Jednym z
najsilniej działających tabu, które spętało umysł, a tym samym możliwość
skutecznego działania u przeciętnego „prawicowca”, jest pogląd
polegający na tym, że lewica ma prawo do istnienia w „demokratycznym
porządku” świata. Tabu nowego porządku,
powstałe w czasie, gdy Rewolucja Francuska mordowała dziesiątki tysięcy
niewinnych ludzi, uczyniło ostatecznie w XX wieku z „prawicy”
karykaturę –wierzącą zabobonnie w status quo stworzonego przez lewicę
świata. Czy prawicowy mainstream naprawdę w to wierzy? Wystarczy zapytać:
Czy lewica ma prawo mieszać się do polityki?
Samo zadanie
takiego pytania wywołuje u niektórych osób już na wstępie zaskoczenie,
rozbawienie, konsternację, odruchową negację zawartej domyślnej tezy, a u
innych, bardziej zorientowanych w temacie, wyznanie bezradności w
rodzaju: „to utopia”.
Aby mieć odwagę zadać to pytanie i na nie poważnie odpowiedzieć, trzeba wiedzieć, czym naprawdę była i jest lewica oraz że potoczne rozumienie podziału na „lewicę” i „prawicę” jest błędem.
Nie sposób również pominąć w kontekście polskim tragicznego paradoksu najnowszej historii polegającego na tym, że Polacy „wychodząc” z komunizmu sowieckiego równocześnie wchodzili, nieświadomie, w jego inną – mało wówczas jeszcze widoczną, ewoluującą – zachodnią strukturę komunizmu europejskiego.
Nie sposób również pominąć w kontekście polskim tragicznego paradoksu najnowszej historii polegającego na tym, że Polacy „wychodząc” z komunizmu sowieckiego równocześnie wchodzili, nieświadomie, w jego inną – mało wówczas jeszcze widoczną, ewoluującą – zachodnią strukturę komunizmu europejskiego.
Społeczeństwo
polskie mające tragiczne doświadczenia z sowieckim, zbrodniczym modelem,
jest skłonne postrzegać zjawisko komunizmu przede wszystkim w formie
reliktu z mrocznej przeszłości… gdy tymczasem najnowsza „zachodnia”
odmiana jest w wielu aspektach bardziej toksyczna niż jej starszy
sowiecki model.
Czym jest dokonujący rewolucyjnej destrukcji w Polsce „europejski” komunizm, w którego istnienie duża część Polaków NIE WIERZY albo go z charakterystyczną ignorancją lekceważy?
Przede wszystkim
nie jest niczym nowym. Każdy, kto zna historię wie, że dzisiejsza
lewicowość poza paroma nowinkami jest kontynuacją starych aberracji i
patologii.
„Lewica” pojawiła się w III wieku po Chrystusie
Prof. Marek Jan
Chodakiewicz w swojej książce „O prawicy i lewicy” opisuje
charakterystyczny zbiór bardzo znajomo brzmiących „ideologicznych”
postulatów wyznawanych przez powstające już w III wieku po Chrystusie
gnostyczne, a potem quasi religijne sekty (z biegiem czasu z racji odrzucenia Boga były to ruchy rewolucyjne, socjalistyczne, komunistyczne). Konfiskata i zniesienie własności prywatnej (z zachowaniem kastowego przywileju dla wybranych),
mordowanie tradycyjnych elit – stanów rycerskiego i kapłańskiego,
zniesienie małżeństwa, zakwestionowanie tradycyjnego modelu rodziny,
postulat upowszechnienia seksualnych patologii, drastyczne ograniczenie
wolności jednostki. Autor wymienia jeszcze słynną kolektywizację kobiet, którą ostatecznie zastąpiono dziś (niewymienioną przez autora) kolektywizacją dzieci i planowaną ich degeneracją w trakcie molestowania seksualnego (przymus szkolnej i przedszkolnej „edukacji seksualnej”).
Zasadniczą
różnicą pomiędzy ówczesną lewicą a dzisiejszą jest to, że kiedyś była to
lokalna, ograniczona w czasie i miejscu utopia, a dziś jest aktualną,
realną, patologiczną siłą, niszczącą globalnie świat.
„Uczynimy Zachód tak zepsutym, że aż będzie śmierdział” – Willi Münzenberg, członek komunistycznej Partii Niemiec, związany ze słynnym lewicowym think tankiem(1): Szkołą Frankfurcką.
Wszędzie tam,
gdzie lewicowi dewianci uzyskują pełnię władzy, tam pojawiają się jawne
próby realizacji pomysłu Herberta Marcusa (również Szkoła Frankfurcka),
aby za pomocą seksu degenerować dzieci i młodzież. W praktyce są to
zalecenia „edukacji” i „praktyki” dotyczące seksu dzieci z dorosłymi, z
rodzicami – vide oficjalne materiały „edukacyjne” i propagandowe w
Niemczech, Hiszpanii, Holandii.Nic nie usprawiedliwia również tolerancji dla dezorientacji seksualnej ani
przyznania jej praw adopcji dzieci. Pojawiły się już pierwsze raporty,
alarmujące, że homoseksualne pary obydwojga płci wykorzystują seksualnie
adoptowane dzieci, a nawet niemowlęta. Wypada zaznaczyć, że lewica w
wielu państwach przeforsowała prawo do zwyrodniałej „adopcji” właśnie
przy bierności dużej części „prawicowego”, ogłupionego i spacyfikowanego
społeczeństwa.
Tuż przed
ujawnieniem intencji i celów gremiów tworzących tzw. Unię Europejską
znany ze swojej przenikliwości, ale także z delikatności Jan Paweł II
tak pisał:
„Myślę na
przykład o silnych naciskach Parlamentu Europejskiego, aby związki
homoseksualne zostały uznane za inną postać rodziny, której
przysługiwałoby również prawo adopcji. Można, a nawet trzeba zapytać,
czy tu nie działa również jakaś inna jeszcze„ideologia zła”, w pewnym sensie głębsza i ukryta, usiłująca wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie”. Jan Paweł II „Pamięć i Tożsamość”
Jednym z
zasadniczych pytań jest to, jak do tego doszło, że znów mamy recydywę
totalitarnego systemu, budowanego tym razem globalnie?
Marsz przez instytucje
Ojciec
dzisiejszego komunizmu, Antonio Gramsci(2), doszedł do wniosku, że
kluczem do zbudowania komunizmu w Europie nie jest terror na wzór
sowiecki, lecz rozbicie tradycyjnego fundamentu cywilizacji przez
opanowanie ośrodków kultury i nauki, zniszczenie ich od środka i
uczynienie z nich propagandowych centrów destrukcji.
Aby tego dokonać, Antonio Gramsci zalecał słynny marsz przez instytucje (notabene na zachodzie Europy zakończony całkowitym sukcesem).
Zastępczym
proletariatem miały być mniejszości etniczne, seksualne, feministki,
„artyści” plugawiący religijne symbole, „lewicowi naukowcy” twierdzący
dziś np., że zgodnie z „gender” zmiana płci u dzieci do 2 roku życia nie
powoduje żadnych konsekwencji.
Aktualnie nie
sposób nie zauważyć również mniejszości typowo psychiatrycznych,
roszczących sobie prawo nie tylko do manifestowania swoich dewiacji, ale
również do nadania osobistym problemom rangi publicznej oraz czerpania z
tego faktu korzyści materialnych i innych przywilejów.
Gramsci uważał, że „długi marsz przez instytucje”, czyli zdobycie prawdziwych ośrodków władzy,
takich jak uniwersytety, szkoły, media, fundacje, wydawnictwa,
instytucje tworzące rozrywkę – i ulokowanie tam nowej komunistycznej
elity pozwoli zmienić społeczną świadomość i spacyfikować resztę
niepoprawnego społeczeństwa.
Czy tak się już stało w Polsce?
Niestety w ogromnej mierze tak. Prawicowa część społeczeństwa pozwoliła zamknąć się w swoistym buforze „wolnego słowa”, który jest gettem ze
ściśle określonymi zasadami. Można tam wyrażać swoje opinie, poglądy,
narzekać na rząd, oburzać się, można obserwować słupki wyborcze, lecz
nie można złamać tabu. Nie można przekroczyć granicy getta, wyznaczonej
przez triumfującą demokrację. Nie można obalić systemu. Nie można być
narodowcem. Nie można ukarać zbrodniarzy komunistycznych, nie można
zabronić aktualnym przestępcom kraść w biały dzień.
Można snuć fantasmagorię o wyborczym zwycięstwie PiS-u oraz można marzyć o odzyskaniu państwa, którego… nie ma. Można również bredzić o braku demokracji.
Oczywiście nie można myśleć,
że nie ma państwa polskiego, bo świadomość, że III RP jest ledwie jego
atrapą, popsułaby nam humor oraz naraziła na propagandowy ostracyzm
zależnych i niezależnych mediów oraz dezaprobatę prawicowych lemingów…
Nie oszukujmy
się. Większość tzw. niezależnych mediów wyznaje lewicowy paradygmat
gwarantujący wynikający z demokracji parytet dla kłamstwa i bzdury. Tak
długo oczekiwana druga niezależna telewizja stosuje w praktyce heglowską
dialektykę, zapraszając do swych programów kłamców i nikczemników.
Dlaczego? Tak właśnie wygląda w praktyce akceptacja lewicy w publicznym
dyskursie. Nie całkiem uświadomiony lęk niewolników systemu przed złamaniem tabu jest powszechny.
Czy można to
zmienić? Istnieją przecież katolickie media i portale, które nie
zapraszają do wywiadów oraz do studia degeneratów, przestępców, kłamców.
Są zapraszani, owszem, nie katolicy, lecz lewicy tam nie uświadczysz.
Wracając do zasadniczego wątku:
„Lewica nie zawsze morduje, lecz zawsze kłamie” – Nicolás Gómez Dávila
W szczytowym
okresie swojej popularności w XX wieku lewica wymordowała ponad 100 mln
ludzi. Dziś, na początku nowego stulecia, w sytuacji hegemonii w
instytucjach kreujących obraz świata i obowiązującego w debacie
publicznej lewicowego języka, współcześni komuniści zmienili formę
niszczenia populacji i jednostek.
W Polsce wygląda to tak:
Czy tysiące ofiar
śmiertelnych wśród ludzi, którym odmówiono leczenia z powodu braku jego
refundacji lub zwłoki czasowej nie jest zaplanowaną eutanazją? Zwracam
uwagę, że limity zostały ustalone przez osobników, którzy nie są
upośledzeni umysłowo, lecz cieszą się inteligencją, która potrafi
doskonale przewidzieć skutki. Odnosi się to też do wykonawcówbawiących się w pop politykę na wzór lewicowy. „Jestem trochę socjaldemokratą” – Donald Tusk (3).
Na zachodzie
zaczęto wprowadzać eugeniczną eutanazję dzieci i ludzi starszych
będących często nieświadomymi podjętych za nich decyzji.
Lewica kradnie i
niszczy jednostki, rodzinę i społeczeństwo, dlatego potrzebne jest jej
państwo „neutralne światopoglądowo”, będące neutralne wobec przestępstw i
tolerancyjne w stosunku do patologii.
W rzeczywistości neokomuna posunęła się o krok dalej i tworzy lewicowe państwo wyznaniowe z prawem dostosowanym do marksizmu kulturowego nazywanego podstępnie „poprawnością polityczną”. Samo słowo „poprawność” sugeruje normę, poprawną zasadę, lecz tak naprawdę zawiera w sobie zbiór nonsensów, kłamstw i horrendalnych głupot.
Niestety, polska
prawica mainstreamowa również używa lewicowego języka, posługując się
propagandowymi zbitkami typu „polityczna poprawność”, „seksualna
orientacja”, a słynna brednia o demokracji jest wspólnym sloganem lewicy
i „prawicy”.
Nienazywanie rzeczy po imieniu sprzyja brakowi naturalnej asocjacji danego słowa – pojęcia z realnym desygnatem, wzmacniając chaos pojęciowy i aksjologiczny.
Nienazywanie rzeczy po imieniu sprzyja brakowi naturalnej asocjacji danego słowa – pojęcia z realnym desygnatem, wzmacniając chaos pojęciowy i aksjologiczny.
Jednym z celów propagandy i dezinformacji lewicy jest wytworzenie fałszywego obrazu własnego,
nie tylko wśród społeczeństwa, ale również wśród swoich wyznawców.
Niestety, z powodu skutecznego oddziaływania propagandy większość uważa
lewicę za uprawniony byt w demokracji. Ten akt zaimplementowanej
mniemanologii jest, powtórzę raz jeszcze: niewybaczalną głupotą.
Czy podział na lewicę i prawicę jest błędem?
Ogólny podział politycznej sceny ze względu na opcje światopoglądowe według prof. Chodakiewicza przedstawia się następująco:
Monarchiści
(absolutystyczni, zdecentralizowani, konstytucyjni), mieszany system
republikańsko-monarchistyczny ( I Rzeczpospolita), konserwatyści,
chadecy, centroprawica, liberałowie, socjaldemokraci, socjaliści,
narodowi socjaliści, komuniści.
Jest to podział wynikający z istnienia na politycznej scenie „bytów ideologicznych”, lecz zawiera w sobie immanentny fałsz.
„Lewica
określa jako prawicę tych ludzi, którzy zwyczajnie znajdują na prawo od
niej. Reakcjonista nie znajduje się na prawo od lewicy, ale naprzeciwko
niej” – Nicolás Gómez Dávila
Człowiek prawy nie toleruje ani tym bardziej nie legitymizuje zła w instytucjonalnej ani w żadnej innej, np. „demokratycznej”, formie.
Prawość to zapomniane słowo , którym kierowali się kiedyś ludzie normalni nazwani
prawicą. Wiedzieli oni, że uleganie odruchom sumienia (dbanie o
biednych i pokrzywdzonych) nie jest ani lewicowe, ani prawicowe. Nie jest polityczne,
lecz ludzkie (moralne). Jeżeli już mamy różnicować, to właśnie lewica
wielokrotnie w historii zinstytucjonalizowała zabijanie, kradzież i
destrukcję cywilizacji.
Wybór pomiędzy „prawicą” a „lewicą” nie jest i nie powinien być wyborem politycznym, lecz moralnym.
Na poziomie
politycznym i społecznym lewica mobilizuje nieustannie swój elektorat do
wojny, lecz na poziomie tych, którzy inspirują i finansują rewolucję,
próżno szukać typowych lewaków, a określeniem, które najtrafniej oddaje
cel ich działań jest: NWO (New World Order, nowy porządek świata). W tym
sensie „lewica” jest tylko narzędziem przemocy. Głównym orężem walki z cywilizacją łacińską.
W zależności od
„mądrości etapu” pozorna władza ochlokracji jest zawsze kontrolowana
przez zdegenerowanych kryptokratów. Dobitnym przykładem mirażu
demokracji jest „demokracja i solidarność unijna” – szyldy dla idiotów.
Pytanie, czy lewica ma prawo mieszać się do polityki, powinno rozbrzmiewać codziennie i bez przerwy w społecznym dyskursie, nie tylko w formie „antymemu” i antykomunistycznej narracji, lecz przede wszystkim jako /wcale nie utopijny/, racjonalny postulat!
Stawiam tezę, że lewica nie ma prawa mieszać się do polityki, ponieważ powinien istnieć rozdział normalności i patologii – rozdział państwa i lewicy.
Czy ludzie głupi, zdemoralizowani i bezmyślni powinni mieć prawo
decydować o życiu innych? – owszem, mają prawo być idiotami, lecz nie
powinni mieć wówczas wpływu na życie społeczne. W prawie istnieje martwy
zapis penalizujący propagowanie ideologii totalitarnych. Tymczasem to,
co stanowi główny nurt polityki nie tylko unijnej, jest ideologią
bazującą na kulturowym marksizmie.
Józef Mackiewicz
twierdził, że do bolszewików się strzela, nie podejmując z nimi
dyskusji. Przede wszystkim dlatego, że dyskusja z nimi legitymizuje
kłamstwo. Dzisiejsza prawica walczy z nimi za pomocą… wyborczej
kiełbasy.
Rozdział państwa i lewicy
Lewica powinna
być oddzielona od państwa. Tolerowanie lewicy w polityce przypomina
zgodę na obecność lisa w kurniku i debatowanie z nim nad problemem
zmniejszenia populacji drobiu.
Czy jest to dyskryminacja? Owszem, jest to dyskryminowanie, czyli wykluczenie i oddzielenie zła. Robi to każda zdrowa cywilizacja.
Lewica – używając
jej retoryki – nie jest po prostu „inną orientacją” etyczną. Złodzieje i
mordercy nie są przedstawicielami innej orientacji moralnej, lecz
przestępcami zasługującymi na karę, obowiązek zadośćuczynienia
poszkodowanym i ewentualną resocjalizację. Podobnie rzecz ma się z
politykami, którzy kłamiąc i kradnąc publiczne pieniądze, zasługują na
wykluczenie ze sfery politycznej.
Jeżeli ktoś ma
lewicową pokusę dokonać tego w sposób demokratyczny, to jest w błędzie.
Każdy sondaż pokazuje bowiem miażdżącą dominację zsumowanych opcji
politycznych, których modus vivendi i faciendi polega na okradaniu i
kupczeniu Polską zgodnie z apetytem ościennych, aktualnie silniejszych
metropolii.
Tymczasem
broniący codziennie zła „gadzi język” wzywa do tolerancji i dialogu,
wstrzemięźliwości w ferowaniu ocen, braku agresji oraz piętnuje „mowę
nienawiści”. Programowanie niewolników odbywa się permanentnie, 24
godziny na dobę.
Czy dialog z
wyznawcami zła i kłamstwa jest przysłowiowym dialogiem z diabłem? Jeżeli
tak, to jest wyjątkowo nierozsądnym posunięciem, często uzasadnianym
przez propagandowych stręczycieli jako wybór tzw. mniejszego zła (1989).
Zgoda na obecność
„polskiej”, komunistycznej lewicy w polityce, która zrobiła sobie,
przypomnijmy to, lifting za moskiewskie pieniądze, ta zgoda jest
dodatkowo wzmocniona „polskim” okrągłym stołem, przy którym zasiadali
przecież agenci NKWD oraz tajni i jawniwspółpracownicy sowieckiej ekspozytury. Jest to kolejne – mniejsze – uświadomione – „odczarowane” u niektórych, lecz nadal budzące lęk przed jego złamaniem, wciążdziałające w praktyce tabu –
mit okrągłego stołu, mit polskiego, niepodległego wewnętrznie i
zewnętrznie państwa, mit wolności, która codziennie okazuje się pozorną.
Drogi czytelniku!
Być może
zbulwersuje cię zdanie, którym postanowiłem zakończyć mój tekst, ale
taka jest moim zdaniem prawda: Jeżeli nic nie robisz, czyli w praktyce tolerujesz obecność lewicy w polityce – jesteś tzw. użytecznym i nie szkodzi, że „prawicowym” – idiotą.
PS Myślę, że
teza, iż lewica nie ma prawa wtrącać się do polityki, jest aktualnie
kluczowa dla duchowej, politycznej i gospodarczej żywotności Polski.
Osobiście nie wyobrażam sobie, abym mógł udzielić jakiegokolwiek poparcia partii, ruchowi politycznemu, który nie powróci do korzeni i tradycji i nie zacznie uprawiać polityki, którą rozumiem jako realizacje powyższej tezy w rzeczywistej praktyce.
_______________________________________________________
Przypisy:
(1) Think tank (ang., dosłownie: zbiornik myśli). Ubijacze piany. W praktyce zajmują się moderacją i bezpośrednim udziałem w publicznej dyskusji. Utrzymują się często z drenażu publicznych środków. Powiązane w sieć m.in. z fundacjami typu „koń trojański” vide „Fundacja Batorego”. W przypadku Szkoły Frankfurckiej słowem bardziej adekwatnym niż „zbiornik” byłaby „kloaka”.
(2) Antonio Gramsci – nieznany ogółowi, lecz obok przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej „ojciec” współczesnego komunizmu – twórca kulturowego marksizmu.
(3) Donald Tusk – jeden z elementów układanki marketingu politycznego, czyli „wybrany demokratycznie premier”.
Osobiście nie wyobrażam sobie, abym mógł udzielić jakiegokolwiek poparcia partii, ruchowi politycznemu, który nie powróci do korzeni i tradycji i nie zacznie uprawiać polityki, którą rozumiem jako realizacje powyższej tezy w rzeczywistej praktyce.
_______________________________________________________
Przypisy:
(1) Think tank (ang., dosłownie: zbiornik myśli). Ubijacze piany. W praktyce zajmują się moderacją i bezpośrednim udziałem w publicznej dyskusji. Utrzymują się często z drenażu publicznych środków. Powiązane w sieć m.in. z fundacjami typu „koń trojański” vide „Fundacja Batorego”. W przypadku Szkoły Frankfurckiej słowem bardziej adekwatnym niż „zbiornik” byłaby „kloaka”.
(2) Antonio Gramsci – nieznany ogółowi, lecz obok przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej „ojciec” współczesnego komunizmu – twórca kulturowego marksizmu.
(3) Donald Tusk – jeden z elementów układanki marketingu politycznego, czyli „wybrany demokratycznie premier”.
--------------------------------------------------------------------------------------
Okazuje się - dzięki informacji J. Darskiego - że tekst ten znajduje się też na forum "naszeblogi": pod linkiem: http://naszeblogi.pl/45969-czy-lewica-ma-prawo-wtracac-sie-do-polityki
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
sobota, 9 sierpnia 2014
Prorocza "Ekipa" ze Smoleńskiem w tle...
Dzisiaj - dzień przed 52 miesięcznicą tragedii smoleńskiej - na serialowych stronach wp.pl (1) niemalże w sposób sensacyjny przedstawiono proroczą treść emitowanego w Polsacie w 2007 roku serialu "Ekipa".
Dziwne, że dopiero teraz... Już dawno przecież prawicowi (ale nie tylko) blogerzy i publicyści zauważyli, że faktycznie wydarzenia przedstawione w tym serialu stały się niemal realną rzeczywistością w latach 2008-2010 a także realnie kontynuowane są w latach 2011-2014.
Serial ten - autorstwa Agnieszki Holland, Magdaleny Łazarkiewicz i Kasi Adamik - przedstawiał nowo mianowanego premiera (aktor o fizjonomii i podobnym - Konstanty Turski - serialowym nazwisku do D. Tuska), który mierzyć się musiał " tyleż z realnymi problemami państwa, co sytuacjami sensacyjnymi, często czysto hipotetycznymi. Czego tam nie było – dymisja premiera po ujawnieniu kompromitujących materiałów, zamach stanu zaplanowany przez pracownika naukowego, narodowcy zagrażający bezpieczeństwu publicznemu, a w końcu… śmierć prezydenta w katastrofie lotniczej. Dzisiaj, po Smoleńsku, rosnącym w siłę Ruchu Narodowym, sprawie Brunona K., a w końcu także po przetaczającej się właśnie przez media aferze podsłuchowej, wiemy już, że polska scena polityczna kryła przed twórcami serialu znacznie mniej tajemnic, niż można się było spodzi" (1).
W tekście wp.pl wskazano pięć politycznych i okołopolitycznych faktów, które zostały przez serial proroczo przepowiedziane:
1. Ciąg dalszy szukania brudów na politycznych przeciwników,
2. Ekspansja wpływów środowisk nacjonalistycznych,
3. Pracownik naukowy na czele zamachu stanu,
4. Śmierć prezydenta w katastrofie lotniczej
5. Taśmy prawdy
Tak naprawdę nie wszystko na co wskazuje portal wp.pl trudno było przewidzieć.
Na przykład "szukanie brudów na politycznych przeciwników" to nic innego jak przede wszystkim "gra" teczkami dawnych tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych, którzy obecnie (zarówno w serialu jak i w rzeczywistości) zajmują wysokie stanowiska społeczno-gospodarczo-polityczne. "W „Ekipie” motyw teczki pojawia się (...) jako rodzaj politycznej zagrywki, bezpardonowej walki o stołki, w której własne korzyści są ważniejsze od dobra narodowego. W kolejnych latach jeszcze wielokrotnie usłyszymy - nie tylko o teczkach (dop-kj) - ale o takich sytuacjach, a ujawnianie problematycznych koneksji polityków, grzebanie w ich kontach bankowych, publikowanie kompromitujących materiałów, wytykanie błędów w oświadczeniach majątkowych czy – jak ostatnio – upublicznienie prywatnych nagrań (o tym także w punkcie 5.), stanie się elementem gry politycznej, w której opozycja będzie chciała zyskać kosztem partii rządzącej, i na odwrót. Jedni będą głośno szczekać, drudzy zaś kurczowo trzymać się swych stołków" (1). Oceniając więc "stopień serialowego proroctwa" gry teczkami to było to dość łatwe do przewiddzenia przez scenarzystów. Brak w Polsce prawdziwej i szybkiej lustracji i dekomunizacji sprawił, że jeszcze przez wiele lat będziemy mieli do czynienia z tym zjawiskiem...
Podobnie łatwa do przewidzenia (być może nie dla wszystkich) była zapowiedź ekspansji wpływów środowisk narodowych. Każdy bowiem, kto wie na czym oparta jest idea UE (m.in. likwidacja narodów i państw, multikulturowość, odejście od wartości chrześcijańskich oraz łacińskiej tradycji europejskicej) zdaje sobie sprawę, że ta utopijna socjal-komuno-syjonistyczna idea jednego państwa Europa napotykać będzie na coraz większy opór społeczeństw europejskich przeciwstawiających się temu projektowi. Podobnie jest i będzie w Polsce, gdzie na pewno ruch narodowy będzie zyskiwał coraz więcej zwolenników, co było już widoczne w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego (RN otrzymał 3% poparcie). Oczywiście - zważywszy na postaci realizujące film - w serialu narodowcy przedstawieni zostali w sposób skrajnie negatywny...
Pozostałe fakty zdają się już mieć - prezentowany przez scenarzystówzny - charakter niemal profetyczny.
W kilku odcinkach przewija się wątek przygotowywanego przez naukowca zamachu terrorystycznego, w czym wielu upatruje podobieństwa w realnie planowanym w 2012 roku przez naukowca Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie Brunona Kwietnia zamachu na budynek Sejmu RP.
"Jednym z wątków pobocznych ostatnich odcinków jest ujawnienie, już po jego śmierci, iż prezydent był szantażowany przez swojego przeciwnika politycznego. Temat ten jak bumerang powrócił w ostatnich dniach, kiedy to tygodnik „Wprost” ujawnił zapisy prywatnych rozmów ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką oraz posła Sławomira Nowaka z byłym wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem. Sytuacja ta jest więc odbiciem kolejnej hipotezy z serialu, która z telewizyjnej fikcji nagle staje się realnym, szeroko dyskutowanym skandalem – oto jak na dłoni widzimy, że młoda polska demokracja wciąż budowana jest na prymitywnych (także jeśli chodzi o język) układach" (1). Niestety D. Tuskowi wiele brakuje do wyidealizowanego, serialowego K. Turskiego a jego rządy oraz ludzie, których dobiera sobie do współpracy prezentują poziom kloaczny.
Ale chyba najbardziej proroczym zdarzeniem w serialu była śmierć Prezydenta RP w katastrofie lotniczej.
"W ostatnich odcinkach serialu dowiadujemy się, że śmigłowiec prezydenta Juliana Szczęsnego, wizytującego w Afganistanie, zostaje zestrzelony przez terrorystów. Prezydent ponosi poważne rany i w konsekwencji umiera. Wątek ten został rozpisany jako niegroźna, bo – jak się w tedy wydawało – urwana z choinki, analiza sytuacji państwa, które traci swojego przywódcę, dlatego twórcom musiało nie być do śmiechu, gdy trzy lata później pod Smoleńskiem rozbijał się prezydencki tupolew" (1).
Doprawdy... trzeba mieć przenikliwośc bliską proroczej aby pisać scenariusze, w których fikcja staje się realną rzeczywistością... Oczywiście można powiedzieć, że byłą to wtedy tylko artystyczna wizja a zbieżność owej fikcji scenariuszowej z późniejszymi realnymi zdarzeniami była i jest tylko zbiegiem okoliczności i przypadkiem....
Ale czy tak jest na pewno?
Pozwolę sobie w tej kwestii na kilka uwag natury ogólnej, które niech każdy interpretuje subiektywnie wedle własnego uznania...
Jest na tym świecie pewna grupa ludzi, która od wielu już wieków pielęgnuje w sobie chore i mitomańskie a'priori przeświadczenie o swoim szczególnym ziemskim posłannictwie. Przekazywane jest to z pokolenia na pokolenie i za każdym razem wpajane zostaje potomkom od najmłodszych lat. Takież wychowanie dzieci rodzi z ludzi już dorosłych niemalże szaleńców psychicznych przekonanych o swojej wielkości i specyficznym mesjanizmie polegającym na zdolności kreowania światowego porządku i przewidywania przyszłych zdarzeń. Mistyczna wiara w takież zdolności własne generuje też ową wiarę w podobne lub większe owe zdolności u genetycznych "braci i sióstr". Implikuje ona również nienawiść wobec innych grup i narodów uważanych tylko za ludzi (lub podludzi) niegodnych im, czyli nadludziom, istotom jakoś specjalnie wybranym...
Takież ich postrzeganie świata wywołuje nieraz nawet nieświadomą potrzebę potwierdzenia mistycznych i magicznych zdolności przewidywania przyszłości powstałą u innych, nieraz w hierarchii ważniejszych, genetycznych pobratymców. Często też dla uwiarygodnienia nieuchronności przewidywań (planów działań) przedstawia się je wcześniej jako fantasmagoryczne wymysły genialnych twórców, artystów (np. scenarzystów, malarzy, literatów, filmowców). Ta fikcja może stać się i często staje się niemal obowiązującą strategią, która dla chorych szaleńców może wyznaczać konieczność jej realnego urzeczywistniania. Bywa też jednak, że faktycznie są one scenariuszem działań, które stara się przedstawić w postaci jedynie fantazji...
Przed WTC powstawały filmy, obrazy i powieści pokazujące ich zawalenie/zburzenie. Czy były to spowodowane natchnieniem twórcze i genialne dzieła futurystyczne? Czy też może przekazywały (niezależnie od celów owego przekazu) faktyczny scenariusz przyszłych wydarzeń? A może miały stanowić źródło inspiracji dla jakiś fanatycznych grup szaleńców albo niejako alibi przed ewentualnością odpowiedzialnością za może zbrodnię?
Nie mam pojęcia jak traktować scenariusz Ekipy, podobnie też nie wiem skąd u B. Komorowskiego mistyczna wizja, że "samolot gdzieś poleci i może wszystko się zmieni". Również jestem pod wrażeniem magicznych i wróżkarskich umiejętności szefów i redaktorów "Faktów i Mitów" oraz "NIE"... w ostatnich numerach tuż przed katastrofą opublikowano w nich artykuły (Mały Katyń, Śmierć Prezydenta K.) oraz zdjęcie (na okładce) rozbijającego się samolotu z Gosiewskim siedzącym okrakiem na jego kadłubie... Nie trzeba też dodawać, ze akurat realizację Ekipy i prowadzenie owych czasopism dzierży pewna grupa ludzi, o których pisałem w poprzednich akapitach...
Pozdrawiam
(1) http://aleseriale.pl/gid,14754,img,397369,fototemat.html
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Dziwne, że dopiero teraz... Już dawno przecież prawicowi (ale nie tylko) blogerzy i publicyści zauważyli, że faktycznie wydarzenia przedstawione w tym serialu stały się niemal realną rzeczywistością w latach 2008-2010 a także realnie kontynuowane są w latach 2011-2014.
Serial ten - autorstwa Agnieszki Holland, Magdaleny Łazarkiewicz i Kasi Adamik - przedstawiał nowo mianowanego premiera (aktor o fizjonomii i podobnym - Konstanty Turski - serialowym nazwisku do D. Tuska), który mierzyć się musiał " tyleż z realnymi problemami państwa, co sytuacjami sensacyjnymi, często czysto hipotetycznymi. Czego tam nie było – dymisja premiera po ujawnieniu kompromitujących materiałów, zamach stanu zaplanowany przez pracownika naukowego, narodowcy zagrażający bezpieczeństwu publicznemu, a w końcu… śmierć prezydenta w katastrofie lotniczej. Dzisiaj, po Smoleńsku, rosnącym w siłę Ruchu Narodowym, sprawie Brunona K., a w końcu także po przetaczającej się właśnie przez media aferze podsłuchowej, wiemy już, że polska scena polityczna kryła przed twórcami serialu znacznie mniej tajemnic, niż można się było spodzi" (1).
W tekście wp.pl wskazano pięć politycznych i okołopolitycznych faktów, które zostały przez serial proroczo przepowiedziane:
1. Ciąg dalszy szukania brudów na politycznych przeciwników,
2. Ekspansja wpływów środowisk nacjonalistycznych,
3. Pracownik naukowy na czele zamachu stanu,
4. Śmierć prezydenta w katastrofie lotniczej
5. Taśmy prawdy
Tak naprawdę nie wszystko na co wskazuje portal wp.pl trudno było przewidzieć.
Na przykład "szukanie brudów na politycznych przeciwników" to nic innego jak przede wszystkim "gra" teczkami dawnych tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych, którzy obecnie (zarówno w serialu jak i w rzeczywistości) zajmują wysokie stanowiska społeczno-gospodarczo-polityczne. "W „Ekipie” motyw teczki pojawia się (...) jako rodzaj politycznej zagrywki, bezpardonowej walki o stołki, w której własne korzyści są ważniejsze od dobra narodowego. W kolejnych latach jeszcze wielokrotnie usłyszymy - nie tylko o teczkach (dop-kj) - ale o takich sytuacjach, a ujawnianie problematycznych koneksji polityków, grzebanie w ich kontach bankowych, publikowanie kompromitujących materiałów, wytykanie błędów w oświadczeniach majątkowych czy – jak ostatnio – upublicznienie prywatnych nagrań (o tym także w punkcie 5.), stanie się elementem gry politycznej, w której opozycja będzie chciała zyskać kosztem partii rządzącej, i na odwrót. Jedni będą głośno szczekać, drudzy zaś kurczowo trzymać się swych stołków" (1). Oceniając więc "stopień serialowego proroctwa" gry teczkami to było to dość łatwe do przewiddzenia przez scenarzystów. Brak w Polsce prawdziwej i szybkiej lustracji i dekomunizacji sprawił, że jeszcze przez wiele lat będziemy mieli do czynienia z tym zjawiskiem...
Podobnie łatwa do przewidzenia (być może nie dla wszystkich) była zapowiedź ekspansji wpływów środowisk narodowych. Każdy bowiem, kto wie na czym oparta jest idea UE (m.in. likwidacja narodów i państw, multikulturowość, odejście od wartości chrześcijańskich oraz łacińskiej tradycji europejskicej) zdaje sobie sprawę, że ta utopijna socjal-komuno-syjonistyczna idea jednego państwa Europa napotykać będzie na coraz większy opór społeczeństw europejskich przeciwstawiających się temu projektowi. Podobnie jest i będzie w Polsce, gdzie na pewno ruch narodowy będzie zyskiwał coraz więcej zwolenników, co było już widoczne w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego (RN otrzymał 3% poparcie). Oczywiście - zważywszy na postaci realizujące film - w serialu narodowcy przedstawieni zostali w sposób skrajnie negatywny...
Pozostałe fakty zdają się już mieć - prezentowany przez scenarzystówzny - charakter niemal profetyczny.
W kilku odcinkach przewija się wątek przygotowywanego przez naukowca zamachu terrorystycznego, w czym wielu upatruje podobieństwa w realnie planowanym w 2012 roku przez naukowca Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie Brunona Kwietnia zamachu na budynek Sejmu RP.
"Jednym z wątków pobocznych ostatnich odcinków jest ujawnienie, już po jego śmierci, iż prezydent był szantażowany przez swojego przeciwnika politycznego. Temat ten jak bumerang powrócił w ostatnich dniach, kiedy to tygodnik „Wprost” ujawnił zapisy prywatnych rozmów ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką oraz posła Sławomira Nowaka z byłym wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem. Sytuacja ta jest więc odbiciem kolejnej hipotezy z serialu, która z telewizyjnej fikcji nagle staje się realnym, szeroko dyskutowanym skandalem – oto jak na dłoni widzimy, że młoda polska demokracja wciąż budowana jest na prymitywnych (także jeśli chodzi o język) układach" (1). Niestety D. Tuskowi wiele brakuje do wyidealizowanego, serialowego K. Turskiego a jego rządy oraz ludzie, których dobiera sobie do współpracy prezentują poziom kloaczny.
"W ostatnich odcinkach serialu dowiadujemy się, że śmigłowiec prezydenta Juliana Szczęsnego, wizytującego w Afganistanie, zostaje zestrzelony przez terrorystów. Prezydent ponosi poważne rany i w konsekwencji umiera. Wątek ten został rozpisany jako niegroźna, bo – jak się w tedy wydawało – urwana z choinki, analiza sytuacji państwa, które traci swojego przywódcę, dlatego twórcom musiało nie być do śmiechu, gdy trzy lata później pod Smoleńskiem rozbijał się prezydencki tupolew" (1).
Doprawdy... trzeba mieć przenikliwośc bliską proroczej aby pisać scenariusze, w których fikcja staje się realną rzeczywistością... Oczywiście można powiedzieć, że byłą to wtedy tylko artystyczna wizja a zbieżność owej fikcji scenariuszowej z późniejszymi realnymi zdarzeniami była i jest tylko zbiegiem okoliczności i przypadkiem....
Ale czy tak jest na pewno?
Pozwolę sobie w tej kwestii na kilka uwag natury ogólnej, które niech każdy interpretuje subiektywnie wedle własnego uznania...
Jest na tym świecie pewna grupa ludzi, która od wielu już wieków pielęgnuje w sobie chore i mitomańskie a'priori przeświadczenie o swoim szczególnym ziemskim posłannictwie. Przekazywane jest to z pokolenia na pokolenie i za każdym razem wpajane zostaje potomkom od najmłodszych lat. Takież wychowanie dzieci rodzi z ludzi już dorosłych niemalże szaleńców psychicznych przekonanych o swojej wielkości i specyficznym mesjanizmie polegającym na zdolności kreowania światowego porządku i przewidywania przyszłych zdarzeń. Mistyczna wiara w takież zdolności własne generuje też ową wiarę w podobne lub większe owe zdolności u genetycznych "braci i sióstr". Implikuje ona również nienawiść wobec innych grup i narodów uważanych tylko za ludzi (lub podludzi) niegodnych im, czyli nadludziom, istotom jakoś specjalnie wybranym...
Takież ich postrzeganie świata wywołuje nieraz nawet nieświadomą potrzebę potwierdzenia mistycznych i magicznych zdolności przewidywania przyszłości powstałą u innych, nieraz w hierarchii ważniejszych, genetycznych pobratymców. Często też dla uwiarygodnienia nieuchronności przewidywań (planów działań) przedstawia się je wcześniej jako fantasmagoryczne wymysły genialnych twórców, artystów (np. scenarzystów, malarzy, literatów, filmowców). Ta fikcja może stać się i często staje się niemal obowiązującą strategią, która dla chorych szaleńców może wyznaczać konieczność jej realnego urzeczywistniania. Bywa też jednak, że faktycznie są one scenariuszem działań, które stara się przedstawić w postaci jedynie fantazji...
Przed WTC powstawały filmy, obrazy i powieści pokazujące ich zawalenie/zburzenie. Czy były to spowodowane natchnieniem twórcze i genialne dzieła futurystyczne? Czy też może przekazywały (niezależnie od celów owego przekazu) faktyczny scenariusz przyszłych wydarzeń? A może miały stanowić źródło inspiracji dla jakiś fanatycznych grup szaleńców albo niejako alibi przed ewentualnością odpowiedzialnością za może zbrodnię?
Nie mam pojęcia jak traktować scenariusz Ekipy, podobnie też nie wiem skąd u B. Komorowskiego mistyczna wizja, że "samolot gdzieś poleci i może wszystko się zmieni". Również jestem pod wrażeniem magicznych i wróżkarskich umiejętności szefów i redaktorów "Faktów i Mitów" oraz "NIE"... w ostatnich numerach tuż przed katastrofą opublikowano w nich artykuły (Mały Katyń, Śmierć Prezydenta K.) oraz zdjęcie (na okładce) rozbijającego się samolotu z Gosiewskim siedzącym okrakiem na jego kadłubie... Nie trzeba też dodawać, ze akurat realizację Ekipy i prowadzenie owych czasopism dzierży pewna grupa ludzi, o których pisałem w poprzednich akapitach...
Pozdrawiam
(1) http://aleseriale.pl/gid,14754,img,397369,fototemat.html
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)