środa, 19 listopada 2014

Wyborczy blamaż: kompromitacja czy sabotaż?

Każde wybory parlamentarne, samorządowe czy prezydenckie są też okazją do ewentualnego ich kontestowania lub zastanawiania się nad różnymi, często konfabulacyjnymi i nierealnymi scenariuszami przyszłych - tylko hipotetycznych oczywiście - wydarzeń.

Można nieraz przestać ograniczać się do logicznego wnioskowania i oddać się niemalże sennej rozkoszy przedstawiania hipotez lub tez, których nie da się zweryfikować ani udowodnić... bowiem nigdy nawet nie można z chociaż małą dozą prawdopodobieństwa ich przyjąć lub założyć. Często też taki scenariusz jawi się jako przerażający i nierzeczywisty sen w postaci sekwencji nierealnych makiawelistycznych zamierzeń lub  działań.

Takie zapewne konfabulacyjne scenariusze, dzięki którym tworzy się nierzeczywistą rzeczywistość można z powodzeniem tworzyć w przypadku obecnych wyborów samorządowych i całego tego "bałaganu", który towarzyszy zliczaniu ich wyników.

Właśnie... Czy jest to naprawdę tylko niezamierzony bałagan czy też może celowy sabotaż wyników wyborów a tym samym objaw demokratycznej degrengolady państwa polskiego? Obserwując obecną rzeczywistość polityczną w Polsce śmiem raczej skłaniać się do tej drugiej opcji i obarczyć winą za ten sabotaż obecnie rządzącą koalicję ze wskazaniem na PO wraz z prezydentem na czele.

Warto bowiem zwrócić uwagę na kilka faktów, które mogą uprawdopodobniać mój wniosek.

Po pierwsze. Od kilku lat PiS wskazywał wielokrotnie na możliwości fałszerstwa wyborczego w polskich wyborach i przygotował nawet konkretny projekt zmian w Kodeksie Wyborczym, który prezydent B. Komorowski odrzucił. ""Nie ma konieczności nowelizacji ustawy" w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa wyborów, ponieważ ​"w polskim prawie wyborczym system informatyczny pełni wyłącznie funkcję wspomagającą". Tak brzmiała odpowiedź kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego z czerwca 2013 r. na ostrzeżenia szefa klubu Prawa i Sprawiedliwości, Mariusza Błaszczaka. Komorowski nie widział powodu do wzmacniania bezpieczeństwa systemu wyborczego PKW. 28 maja 2013 roku do prezydenta Bronisława Komorowskiego dotarł list z alarmującymi informacjami odnośnie systemu organizacji i liczenia głosów w wyborach, razem z propozycją zmian w kodeksie wyborczym. Dokument zawierał projekt zmian, których celem było "zapewnienie cyfrowego bezpieczeństwa wyborów" i uniemożliwienie "ingerencji w procedury demokratyczne suwerennego narodu". Wśród kluczowych propozycji zmian znalazł się m. in. projekt zabezpieczenia systemu liczenia głosów oraz rezygnacja przez Państwową Komisję Wyborczą ze współpracy z Rosją" [1]. Trzeba być chyba naprawdę "dzieckiem politycznym", żeby uważać, iż zapewnienie bezpieczeństwa informatycznego wyborów nie było wtedy i teraz palącą koniecznością, ale wtedy wybory wygrała odpowiednia opcja polityczna, czyli PO...

Po drugie. Od wielu miesięcy sondaże (te - tylko do wiadomości liderów partyjnych - także) wskazywały na porażkę PO. Partia, która przez 7 lat rządów dała się poznać niemal jako jeden wielki "przekręt" nie mogła przecież dopuścić, żeby tym razem zdecydowanie wygrała opozycja. I przecież naprawdę czy nikt się nie spodziewał, co może się stać, gdy PKW rozstrzygnie przetarg na informatyczny system liczenia głosów zaledwie na trzy miesiące przed wyborami? Sądzę, że nie i jestem w stanie niemal w całości zgodzić się z tokiem rozumowania blogera Matka Kurka, że "jest to robota macherów z PO, niemal ich firmowy znak. PiS nie popisał się z liczeniem głosów, ale obudził czujność społeczną i stało się jasne, że na ordynarnym przekręcie PO wyborów nie wygra. Potrzebny był numer większego i nowego kalibru i tak właśnie powstał „burdel w PKW”. Od początku do końca przeprowadzono kontrolowany sabotaż, bo nie skomplikowane systemy liczenia głosów, które można zweryfikować zwykłym kalkulatorem, dają większe możliwości fałszerstw, ale właśnie totalny burdel i wielodniowe liczenie oraz wklepywanie głosów do systemu. Istnieją co najmniej trzy powody, dla których na miejscu PO zrobiłbym dokładnie to samo. Po pierwsze jest to jedyna rozsądna możliwość fałszowania wyborów, chociaż ten motyw uznaję za najsłabszy. Po drugie PO ma podstawy do unieważnienia przegranych wyborów, jeśli tylko zbuduje odpowiednią atmosferę i wciągnie do niej opozycję. Po trzecie PO burdelem w PKW odwraca uwagę od swojej przegranej. Kto ma wątpliwości i odrzuca powyższe wyjaśnienia musi jeszcze wiedzieć, w jakim czasie zostały podjęte decyzje o zmianie systemu liczenia głosów. Krótko mówiąc był to najgorszy z możliwych momentów dla PO, rok temu partia matka miała najsłabsze wyniki sondażowe, Tusk walczył o życie, wewnątrz PO gotowało się na wszystkich poziomach. O porażce mówili wszyscy, zastanawiając się jedynie nad jej rozmiarami. Tylko totalny chaos wyborczy mógł zapewnić odpowiedni parawan PO i być może samemu Tuskowi, który na „króla Europy” został wykopany, a nie awansowany. Nie ma przypadków w grze o wszystko, to znaczy zawsze się mogą jakieś przygody zdarzyć, ale nie coś w takiej skali i bezczelności. Trzeba będzie poczekać, aby się dowiedzieć, którym wariantem PO się zadowoli, ponieważ narobiło się sporo smrodu, jest nadzieja, że będzie to wariant „dzięki Bogu nie mówią o naszej porażce, ale zajmują się PKW”. Jednak dopóki nie zobaczymy wyników, to jeszcze wszystko jest możliwe, łącznie z fałszowaniem, dla którego nigdy nie było tak dobrych warunków, jak i z powtórzeniem głosowania. Jak będzie ostatecznie, to się okaże, ale pewne jest jedno – mamy do czynienia ze sterowanym sabotażem nie żadnym przypadkiem, czy „bałaganem”" [2].

Po trzecie. Pojawiają się głosy, że być może faktycznym zwycięzcą wyborów będzie (jest?) PSL (szczególnie w sejmikach wojewódzkich), co wydaje się kuriozalne i wręcz niemożliwe. Jeżeli jednak to się potwierdzi to trzeba jakoś sprawdzić, czy był to tylko efekt źle skonstruowanej karty (książeczki) do głosowania, gdzie na pierwszej stronie był PSL czy może doszło do jakichś etycznie wątpliwych aktów np. w postaci dowożenia wyborców do urn przez lokalnych polityków PSL. Oczywiście dla PSL zamieszanie wokół liczenia głosów i wysuwanie żądań powtórzenia wyborów jest bardzo niekorzystne... Nie zmienia to jednak faktu, że "coś tu nie gra".

Po czwarte. Zastanawiające są też pierwsze dane dotyczące ilości głosów nieważnych. Czy naprawdę przeszło 1/4 wyborców nie wiedziała jak głosować lub celowo oddała głosy nieważne? Powtarza się tutaj sytuacja z poprzednich wyborów i należy dokładnie sprawdzić, gdzie oddano te głosy i komu one służyły.

Niezależnie jednak od wszystkiego można stwierdzić, że Polska demokracja po 25 latach jest tworem iluzorycznym i chorym od podstaw. Trzeba zmienić to państwo i większość liderów nim zarządzających.

[1] http://niezalezna.pl/61569-komorowski-w-2013-r-odrzucil-projekt-zabezpieczenia-systemu-pkw-mamy-dokument
[2] http://kontrowersje.net/ani_w_pkw_nie_siedz_kompletni_durnie_ani_blama_nie_jest_ba_aganem

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 

http://krzysztofjaw.blogspot.com/; kjahog@gmail.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.