poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Słowa - warto korzystać z nich jednoznacznie


Według wikipedii „Słowo to elementarna część mowy. Jego pisanym odpowiednikiem jest wyraz. Za pomocą słów określamy wszelkie pojęcia rzeczywiste i abstrakcyjne, także myślimy na ogół słowami. Wiele słów składa się na mowę”.

Na całym świecie ludzie używają więc słów do określenia wszystkiego, co nas otacza. Używają tych słów rozumiejąc ich znaczenie bądź też nie. Mówią logicznie i prawdziwie, ale też dobierają słowa w sposób tendencyjny i kłamliwy. Potrafią używać słów dla określenia różnych zjawisk w sposób przejrzysty i jednoznaczny, ale też nadają im fałszywe, pejoratywne znaczenie, często – w zależności od potrzeb - relatywizując znaczenie wypowiadanych słów lub nadając im fałszywą konotację.

Słowa mogą też być bronią i to bronią skuteczną wobec różnego rodzaju rzeczywistych lub wyimaginowanych oponentów czy zjawisk, przeciwników i adwersarzy.

Warto, więc przypomnieć tym, którzy dla sensacji, własnych grupowych czy religijnych potrzeb, własnej reklamy, poklasku czy z niewiedzy przeinaczają fakty: słowa mogą zabijać!.

Słowa potrafią też ranić, czasem mocniej niż najostrzejszy nóż, mogą wyrządzić krzywdę - większą niż huragan, potrafią zabić wiarę w siebie i drugiego człowieka.

Słowa i ich odpowiedni dobór mogą też fałszować rzeczywistość. Powodować nieprawdziwe jej postrzeganie i ocenę. Mogą też ją kreować tworząc nierealny i nieistniejący świat zewnętrzny oraz rządzące nim relacje i współzależności.

Cała III RP, ale i okres po II WŚ to niestety w Polsce często okres przeinaczania rzeczywistości słowami. Używania ich dla własnych celów i potrzeb. Celowe, nieadekwatne do pierwotnego znaczenia ich używanie oraz nadawanie im fałszywych konotacji. Są słowa zaklęcia, wytrychy, którymi określa się zjawiska lub ludzi przyjmując a’priori ich zabójczą moc niszczenia innych.

Zastanawiam się jak mocno trzeba nienawidzieć innych, jak mocno pragnąć politycznej lub ideowej śmierci, aby posuwać się do zabijania (nie fizycznego) ich odpowiednio dobranym słowem lub ich, tych słów zestawieniem. "Nie" powinno znaczyć "nie" a "Tak" powinno znaczyć "tak". Ostatecznym zaś odnośnikiem do używania słów jest ich bezpośrednie a nie pośrednie - poprzez relatywizację - znaczenie: "prawda jest prawdą", "kłamstwo jest kłamstwem",  "zło jest złem", "dobro jest dobrem", "miłość jest miłością","nienawiść nienawiścią", "mądrość jest mądrością", "głupota głupotą", "zdrowie jest zdrowiem", "choroba chorobą, "natura jest naturą", "zboczenie jest zboczeniem", "dewiacja jest dewiacją", itd...

Weźmy na przykład słowo wytrych: „antysemityzm”, rozumiany przez wielu jako postawa antyżydowska, gloryfikująca holocaust i dążąca do fizycznej eliminacji Żydów. Pomijam tu fakt, że „antysemityzm” został przez owych Żydów zawłaszczony tylko do własnego narodu, co jest owym zafałszowaniem znaczenia tego słowa. Bo przecież Semitami jest wiele innych narodów np. Arabowie…

Nie to jest jednak istotne. Ważne jest używanie tego słowa w sposób perfidny, oszczerczy i dążący do „zabijania” (nie fizycznego, ale np. politycznego) innych. Nie to jest jednak istotne. Ważne jest używanie tego słowa w sposób perfidny, oszczerczy i dążący do „zabijania” (nie fizycznego, ale np. politycznego) innych. Jaskrawym tego przykładem jest prowokowanie niewystępującego antysemityzmu lub też określanie nim ludzi, którzy z owym nie maja nic wspólnego. Często tym słowem wytrychem posługują się redaktorzy GW, ale nie tylko, bowiem "antysemitami" określa się też ludzi, którzy w jakikolwiek sposób krytykują Żydów, nawet gdy ta krytyka jest słuszna i jest oparta na faktach. Można by zaryzykować stwierdzenie, że dla Żydów "antysemitą" jest ten, którego sami Żydzi za takowego uważają.

Ale powyższe to tylko jeden z przykładów. Bowiem słowo „antysemityzm” stało się dla pewnej grupy orężem tak rzeczywistym, jak i zupełnie nieraz alogicznym a nawet śmiesznym.

Bo czyż za antysemityzm można uznać np. mówienie prawdy i stwierdzenia faktów dotyczących niektórych Żydów? Czyż mówienie, że pani Prokurator Wolińska była zbrodniarzem i mordercą komunistycznym a jej przyjacielem był Leszek Kołakowski jest antysemityzmem? Czyż takowym jest stwierdzenie faktu, iż wielu Żydów było funkcjonariuszami komunistycznych służb bezpieczeństwa? Czy nie zgadzanie się na ponowne odszkodowanie (i to niezgodne z polskim prawem a także czyniącym z Polski odpowiedzialnymi za mordowanie Żydów w czasie II Wojny Światowej) za niemiecki holocaust jest właśnie antysemityzmem? Czy zastanawianie się nad historycznymi faktami (chociażby radością części Żydów z Sowieckiej okupacji polskich ziem) jest antysemityzmem? Czy wreszcie np. wskazywanie, że Adam Michnik to Aaron Szechter a Mariusz Walter to Moryc Szpigelbaum jest takowoż tym antysemityzmem? I na koniec (nie wyczerpawszy wszystkiego) czy bycie chrześcijaninem, katolikiem i polskim patriotą to też a’priori już przejawy antysemityzmu?

A teraz… czy nazywanie polskimi „niemieckich obozów koncentracyjnych” czy też fałszywe, ahistoryczne próby doszukiwania się odpowiedzialność za faszystowskie zbrodnie wśród Polaków i Polski przedwojennej nie jest antypolonizmem?

Innymi słowami wytrychami jest aborcja i eutanazja czy też homofobia, faszyzm, nacjonalizm, rasizm. Zamiast słów "zabicie nienarodzonego dziecka" używa się eufemizmów takich właśnie jak aborcja czy zabieg, a na "zabicie osoby starszej czy chorej" mówimy eutanazja. Na forum ONZ próbowano – na szczęście nieskutecznie - nawet oficjalnie przyzwolić na aborcję dążąc do określenia jej mianem zabiegu medycznego.

A z drugiej strony nadaje się pejoratywne (negatywne) znaczenie homofobii czy nacjonalizmowi. O ile używane powszechnie i nieraz bezzasadnie słowo rasizm to jest ono rozumiane (i dobrze) jako dążenie do wyższości własnej etnicznie rasy nad innymi (np. syjonizm talmudyczno-rabiniczny gloryfikujący Żydów jako "naród wybrany" czy narodowy socjalizm gloryfikujący Niemców jako ludzi, którzy są stworzeni do rządzenia innymi), to nacjonalizm ma zupełnie inną konotację polegającą na dbaniu o własny naród, ale z poszanowaniem innych narodów, czyli nie wywyższanie się nad innymi, ale troska o określony naród i dążenie do jego dobrobytu i rozwoju. Homofobia zaś ma tylko takie znaczenie, że określa nasz stosunek do wszystkich wynaturzeń, jeżeli one w jakikolwiek sposób sieją zgorszenie w przestrzeni publicznej i nie są zgodne z naszymi naturalnymi popędami. I tylko takie, bo półnadzy, albo już prawie zupełnie nadzy ludzie ze środowiska LGBTQ, takie anaturalne zgorszenie - maszerując w tzw. marszach równości -  sieją na ulicach. Tutaj dotykamy też ogólnych i naturalnych heteroseksualnych zachowań ludzkich, bo bez tego nie byłoby możliwe przetrwanie naszego gatunku. Nie możemy się też godzić na terror 2% wynaturzonych ludzi w stosunku do 98% normalnych i postępujących zgodnie z prawami natury. Nie możemy się godzić na tegoż środowiska terrorystyczną wprost profanację naszych świętości, naszej wiary, naszych tradycji. Nie możemy się godzić na bicie księży czy niszczenie przedmiotów kultu w wierze katolickiej. Nie możemy się godzić na fizyczną i słowną, wulgarną agresję wobec katolików, ale też wobec wszystkich. Wulgarna agresja słowna i fizyczna jest zawsze złem, bo może doprowadzić do kulminacyjnie skrajnych zachowań, które mogą nawet kończyć się śmiercią.

W polskich (nie-polskich) mediach zwolenników aborcji często określa się postępowymi, dążącymi do wolności i konieczności jej występowania dla kobiet. Mówi się o prawie do wyboru. Czy zabijanie innych może być prawem? Czy zabicie nienarodzonego w łonie matki nie jest tym samym co zabicie kilkumiesięcznego wcześniaka? Jan Paweł II, nasz Wielki Polak, już kilkanaście lat temu zauważył skalę tego zjawiska i w encyklice Evangelium Vitae napisał "Jesteśmy dziś świadkami deptania fundamentalnego prawa do życia wielkiej rzeszy słabych i bezbronnych istot ludzkich, jakimi są zwłaszcza dzieci jeszcze nienarodzone”. Czyż nie warto zastanowić się nad znaczeniem tych słów i próbować je zrozumieć logicznie i rzeczywiście takimi, jakie są?

Mógłbym wymieniać jeszcze wiele słów, którym w Polsce nadaje się fałszywe znaczenie lub przypisuje się znaczenie wyimaginowane, np.: „moherowość”, "katol", "postępowość", "tolerancja", "europejskość", "zaściankowość", "ksenofobia", "zacofanie", "mowa nienawiści", "wartości europejskie"… ale czy warto? Może jednak warto tu wskazać "tolerancję", która przez środowiska lewicowo-liberalne  rozumiana jest jako występująca tylko po jednej, ich stronie sporu , ale nie uznają tolerancji dla swoich adwersarzy, gaworząc właśnie pośrednio, iż ta tolerancja dotyczy tylko ich a ich przeciwników już nie, bo to jest tzw. bzdurna "mowa nienawiści" lub odchodzenie od tzw. "wartości europejskich. Ja nazywam takie postawy "jednokierunkowym terroryzmem fałszywej tolerancji", który nie znosi sprzeciwu interlokutorów a takie słowa i zwroty jak wspomniana "mowa nienawiści" czy "wartości europejskie" charakteryzują się tym, nikt nie wie co one oznaczają i można "w ten worek" włożyć wszystko.   

Pozostawiam to wszystko czytelnikom pod rozwagę i zastanowienie. Może jednak warto używać słów nadając im jednoznacznie prawdziwe znaczenie? Może warto – zanim wypowie się określone zabójcze dla innych słowa – wcześniej się zastanowić nad ich sensem i konsekwencjami? Może warto znaleźć w sobie ludzkie, zwyczajne sumienie będące m.in. jedną z immanentnych cech człowieczeństwa?

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła tekstu na bloggerze lub innym forum, gdzie autorsko publikuję. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych, w których konieczne jest podanie moich personaliów: Krzysztof Jaworucki, bloger "krzysztofjaw".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.