Mój wczorajszy post wieszczący koniec Polski wzbudził wiele kontrowersji jako zbyt pesymistyczny. Z mojej strony był on tylko wyrazem troski o losy naszej Ojczyzny i wskazywał na możliwe konsekwencje dalszego kontynuowania dotychczasowej polityki polskiego rządu. Oczywiście jest jeszcze czas na zmiany i wierzę, że one rychło nastąpią.
Wierzę także, że Polska nie zginie, póki jest ona choć w jednym z nas!
Polska nie zginie!
Ileż to się męczą narody i nacje opasłe,
od dziesiątki wieków, od jej poczęcia niemalże,
Jak tu Polskę zniszczyć, okiełznać, wymazać na zawsze...
Dobrocią się nie dało, Chrzest jeno ją scalił,
podstawionych Królów jej pannice urzekły,
I kraj wiślany stał się tedy dla nich piękny i potrzebny...
Już byli tak blisko, rozebrali targowicą Rzeczplitą całą,
rozdzielili jej szaty skazali na wymarcie,
I powstała po 100 latach wywołując u nich wielkie zaparcie...
Bezbożnicy znów to takie niemowlę tuż po urodzeniu,
pragnęli złożyć w ofierze i wraz z cała Europą zeżreć ją od razu,
Panienki Jasnogórskiej Cud nad Wisłą dopełnił jej zwycięstwa obrazu...
Wypuścili więc na nią armaty i działa,
okrążyli i mordowali samotną bez cienia pomocy,
Pomni przeszłości zostawili jej namiastkę z przebiegłości i niemocy...
Wypalali u źródła dalej niszcząc jej wiarę i tradycję,
stan wojenny na nią zrzucili i diabelską Wronę,
Przeoczyli, że kolejnego króla ona jednak porodziła - Karola Wojtyłę...
Przerażeni fiaskiem swych zamierzeń od wieków,
próbowali polskiego Ojca kulą i morderstwem zgładzić,
Próżny był ten trud, zrozumieli, że się jeszcze bardziej muszą natrudzić...
Nie mogąc orężem obcej siły żywota jej zakończyć,
spróbowali ułudą wolności i polskimi rękoma naród ten ostatecznie przetrącić,
Czy im się to udało, nie mnie to oceniać... jeżeli tak, to mogę się tylko zasmucić...
Patrząc jednak na historię Polski całą,
na te rozpaczliwe próby zbrukania jej i starcia na pył,
jej nie da się zniszczyć póki choć tylko we mnie Naród Polski będzie żył...
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Szczęście to codzienne odczuwanie własnej wolności od wszystkiego... Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
środa, 9 października 2013
wtorek, 8 października 2013
Polski już nie ma!
Powyższe konstatacje doprowadziły mnie do następującej konkluzji...
OTÓŻ W POLSCE NIE POTRZEBUJEMY JUŻ WŁADZY USTAWODAWCZEJ CZYLI PARLMENTU A TAKŻE URZĘDU PREZYDENTA RP. NIE POTRZEBUJEMY TEŻ DOTYCHCZAS STNIEJĄCYCH PARTII POLITYCZNYCH ANI TEŻ WYBORÓW PARLAMENTARNYCH I PREZDENCKICH.
Bo tak naprawdę w sumie wszystkie partie są już w Polsce nieistotne. Zgadzając się gremialnie i stadnie na Traktat Lizboński i uczestnictwo w projekcie zwanym UE partie te dokonały same wyboru całkowitej swojej marginalizacji w sensie prawnie istotnego wpływu na Polaków i na nasz kraj. Logicznie więc obecne patie nie mają żadnego wpływu na obecny i przyszły los Polaków. A tym samym wybory do polskiego parlamentu czy też na Prezydenta nie mają juz zadnego znaczenia bowiem de facto Polski Parlment zatracił cel swojego istnienia: stanowienie prawa a polski Prezydent w świetle Prezydenta Europy zaracił jakikolwiek sens swojego bytu. W przyszłości tak naprawdę jedynymi wyborami lokalnie istotnymi dla obywateli bedą wybory samorządowe i to raczej w wyborach do regionów niż w ramach dotychczasowych województw. W sensie wybrów do gremium ustawodaczego będą zaś liczyc się tylko wybory na poszczególne globalne partie polityczne jak na ten przykład te funkcjonujace już w Parlamencie Europejskim. Być może faktycznie wystarczy w Polsce jakieś mało liczne gremium stanowiące prawa o charakterze lokalnym (coś na kształt 100 osobowego Senatu Samorzadowego). Państwo Polskie przestało już istniec więc po co nam rząd i parlament stanowiacy prawo krajowe, którego de facto już sam nie stanowi?
Także los całej naszej postokrągłowej klasy politycznej jest przesądzony a jej członkowie, zdając sobie z tego sprawę, muszą mieć jeszcze czas na wyciągnięcie resztek możliwych "profitów" wynikających z władzy oraz odpowiednie "ustawienie" się w nowej rzeczywistości (wybór partii lub instytucji globalnych). Władze rządowe natomiast muszą mieć jeszcze czas na całkowitą wyprzedaż naszego kraju!
Cała nasza klasa polityczna (nie licząc marginalnych ugrupowań o różnym chaakterze) z ochotą uczestniczy w zbiorowm oszukiwaniu Polaków i przedłużaniu czasu trwania prowizorycznej budowli zwanej naszą sceną polityczną. Polska polityka jest jednym teatrem, w którym od 24 lat graja ci sami aktorzy tylko przedstawienia sie zmieniają. I Ci aktorzy zrobią wszystko żeby ten teatr trwał do czasu zakładanego przez Unię Europejską jego końca i broń Boże żeby ludzie nie zaczęli zauważać też innych aktorów i innych teatrów a tym samym nie wyeliminowali ze sceny politycznej przed momentem jej całkowitej Europeizacji i stworzenia z Europy Konfederacji Regionów a nie Ojczyzn.
Z takiej perspektywy więc można łatwo wtłumaczyć oczywistość kierunków działań polityków reprezentujących wszystkie partie polityczne, którzy na dziś i dla gawiedzi nawet starają być wobec siebie coraz bardziej antagnistyczni (ale tak naprawdę w nieisotnych kwestiach). Wszystkie partie przecież - niczym prowadzone na rzeź bydło - parły w stronę Unii Europejskiej i w sumie promowały zapisy traktatowe (TL) niwelujące faktyczną niepodległość i suwerenność Polski. Nie było żadnej merytorycznej dyskusji w sprawie TL bo... być nie mogło. W jej wyniku bowiem trzeba by było Polakom jasno i otwarcie powiedzieć, że Traktat Lizboński uśmierci Polskę jako niepodległe i suwerenne państwo. I gdyby do naszej świadomości dotarł ten fakt, to pewnie mógłby przyczynić się do rewolucji na naszej scenie politycznej (pewnie i tak w konsekwencji spacyfikowanej jak w przypadku irlandzkiego NIE). Z tego też względu nie przeprowadzono również referendum, bo byłaby kampania, w której trzeba by wyłożyć ten tragiczny w swojej wymowie fakt: Polska przez wieki walcząc o swoją państwowość teraz oddaje ją dobrowolnie i bez żadnego oporu.
Nie należy się też dziwić, że tak szybko i delikatnie wszyscy przeszli do porządku dziennego nad tym traktatem i w dalszym ciągu nie mówi się o nim dosłownie nic, temat nie funkcjonuje w polskiej dyskusji politycznej. A przecież to jego zapisy oddały naszą niepodległość i suwerenność państwową.
Reasumując zrobiło mi się tak trochę smutno...
Może jednak jest jeszcze szansa na odwrócenie tego toczącego się walca, niszczacego narodowość i państwowość? Wątpię w nią coraz bardziej, chociaż historia upadku sztucznych tworów takich jak Cesarstwo Rzymskie, ZSRR czy III Rzesza, daje mi jej trochę więcej.
Pozdraiwam
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com
poniedziałek, 7 października 2013
Autoizolacja w samotności świata wirtualnego
Podczas realnego ostatnio życia codziennego spotykałem wielu ludzi, którzy uświadomili mi jak dalece w obecnych czasach jednostka, czyli każdy z nas z osobna, staje się coraz bardziej samotna i wyizolowana, zatomizowana i zamknięta dla innych oraz dla społeczeństwa. Znamy tylko siebie i tylko pozornie naszych najbliższych. Codziennie dokonujemy zrutynizowanych porannych czynności w postaci golenia, makijażu, mycia i innych. Patrzymy często w pośpiechu nie tylko na krzątające się postaci w naszym mieszkaniu, ale i przed lustrem na samych siebie... Nie zauważmy przybywających nam zmarszczek, uśmiechu, radości, złości czy żalu. Za chwilę tramwaj, autobus... Tylko 5 minut do garażu i już borykamy się z codziennością dnia powszedniego: praca, popołudniowy pilot i coś na zapełnienie żołądka, tv, pozorne i płytkie rozmowy o niczym i... zamykanie się w jedynie naszej wirtualnej rzeczywistości!
Ileż to już powstało prac naukowych, których przedmiotem była i jest analiza wpływu na nas powszechnej informatyzacji czy ściślej inernetoizolacji, której efektem jest autoizolacja w samotności świata wirtualnego.
Zamiast opowiedzieć coś o swoich znajomych, wysyła e-mail z fotkami zrobionymi podczas ostatniego wypadu na miasto. To charakterystyczne dla Kasi, Roberta i ich rówieśników: rzadziej decydują się na nazwanie tego, czego doświadczają. Wewnętrzne przeżycia, emocje trudno im nazwać a jeszcze trudniej uzewnętrznić: brakuje słów, jest wewnętrzny niepokój przed pokazaniem swojego prawdziwego wnętrza. Są skrótowo wyrażone uczucia w postaci jakichś tam znaczków w stylu: ;) (dla niezorientowanych: z przymrużeniem oka, dowcipnie, humorystycznie, lekko śmiesznie ironicznie, jako żart lub pewna drwina - w zależności od kontekstu i sensu wysyłanego smsa, czy e-maila...)
Reasumując: nie trzeba być specjalnie błyskotliwym, by stwierdzić, że właśnie wyrasta nam nowe pokolenie emocjonalnych analfabetów, ukształtowanych na ciągłym stosowaniu internetowych narzędzi, które w sposób oczywisty spłaszczają relacje z innymi ludźmi. Powstaje rzesza powierzchownych, mijających się w pośpiechu i z czułością wyrażających się o sobie małych a'la człekokształtnych robocików.... coś na kształt masy, którą łatwo ulepić, kierować, sterować i w sumie w demokratyczny sposób ubezwłasnowolniać.... własna wola staje się tylko wyrazem woli większości. Indywidualność myślenia jest alienacją jednostki... a jednostka nie posiadająca umiejętności wyrażania swojego zdania na każdy temat bezwiednie powtarza opinię tłumu. Opinia ta jakże często jest dziś kształtowana tylko przez media, sieć i oficjalny przekaz. Socjologia tłumu... socjotechnika manipulacji i sterowania zachowaniem innych... Zdałoby się powiedzieć za Cz. Niemenem... "Dziwny jest ten świat"... tylko teraz już człowiek nie rządzi człowiekiem... tylko wirtualny świat steruje masą.
Na dzisiaj to tyle... odezwę się za jakieś dwa tygodnie z innymi ciekawymi (być może oczywiście dla choć małej garstki trochę myślących)...
Pozdrawiam
P.S.
Jak zaznaczyłem to dzisiejszym tekstem powracam do blogowania. Może będę robił to rzadziej, ale bardziej przemyślanie i treściwie. Ostatnio pochłaniają mnie trochę inne sprawy, ale już zatęskniłem do bloga (tutaj uśmiech na mojej twarzy)
Subskrybuj:
Posty (Atom)