Przed nami tydzień wspomnień, refleksji i spojrzenia w głąb siebie... I chyba dobrze, bo może odejdziemy od bieżących zawirowań politycznych. Przecież i tak każdy z nas w końcu prędzej czy później musi umrzeć, więc chyba warto nosić w sobie nadzieję i uśmiech a nie zawiść, złość i zgorzknienie.
Jutro Wspomnienie Wszystkich Świętych a pojutrze Dzień Zaduszny, czyli Wspomnienie Wiernych Zmarłych, naszych najbliższych. Do 8 listopada to okres oktawy Dnia Zadusznego, podczas której można w Kościele Katolickim uzyskać za zmarłych odpust zupełny. Aby tak się stało należy odwiedzić pobożnie cmentarz, modląc się choćby tylko w myślach za zmarłych i spełniając przy tym zwykłe warunki odpustu: odmówienie Ojcze Nasz, Wierzę w Boga, modlitwy w intencjach Ojca Świętego, spowiedź, komunię świętą i zachowanie wolności od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.
Pamiętajmy o tych, którzy odeszli. Niech o nich wspomnienie będzie dla nas wskazaniem ziemskiej drogi do Domu Pana.
W tych dniach może też warto zajrzeć w głąb samego siebie i zadać sobie pytanie: Czy moja droga życia jest tego życia warta? Może jednak coś należy zmienić, aby nie okazało się, iż idąc krętymi drogami naszej ziemskiej egzystencji w momencie wdepnięcia "w kałużę" i obejrzenia się za siebie... nie zobaczyć jeno pustki i naszego zniewolenia.
Nikt nie jest wolny od grzechu i zapewne i nasi zmarli nie byli idealni za życia. Również my żyjący jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy różne grzechy. Ważne, żeby dążyć do świętości, która jest drogą do Szczęścia Wiekuistego. Starajmy się więc pamiętać o naszych bliskich zmarłych wspominając ich takimi jakimi byli: dla siebie samych, innych ludzi i dla Boga.
Być może pamięć o wielu z tych, którzy odeszli nie jest jasna i pełna rzewnego wspomnienia o ich ziemskiej miłości i dobroci dla bliźnich i Boga. Wielu przecież było za życia nikczemnikami, ale oni też mają prawo do Miłosierdzia Bożego. Pomódlmy się więc także za nich... być może nasza modlitwa otworzy im wrota z czyśćca do niebiańskiej szczęśliwości... Bo przecież nieznane są wyroki Boskie...
Może kiedyś i my potrzebować będziemy takiej modlitwy...
----------
Odeszli... Pamięć o nich jest naszą historią, naszą przyszłością, Ich dni, słowa i czyny - doświadczeniem, Grób świadectwem ich ziemskiego istnienia, Płomień zniczy naszym wiecznym człowieczeństwem, Modlitwa – z nimi połączeniem...
Jesteśmy... Szczęście to codzienne odczuwanie własnego istnienia i wolności od wszystkiego... więc bądź szczęśliwy i czuj, że każdego dnia istniejesz i nie jesteś niczym zniewolony... Każde nawet najmniejsze zło jest tym największym złem a każde nawet najmniejsze dobro jest tym największym dobrem... Pamiętajmy czym była nasza przeszłość i kształtujmy naszą teraźniejszość, bo od nich zależy nasza przyszłość! Miarą dojrzałości i wielkości człowieka jest dostrzeganie przez niego własnej małości... w nieuchronnym przemijaniu!
Odejdziemy... Dokądkolwiek byśmy nie szli zawsze idziemy ku ziemskiej śmierci... zostawmy za sobą miłości, radości, mądrości i dobroci ślad... Może i nam zapalą płomienne epitafium.
P.S. Są takie dni w roku, gdzie raz napisawszy o nich, trudno coś zmienić lub twórczo coś nowego wykreować. Dlatego w niniejszym tekście wykorzystałem niektóre fragmenty z mojego postu z roku 2011: Odeszli, Jesteśmy, Odejdziemy...
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/
Mam nieodparte wrażenie, że ci trzej wymienieni konserwatywni europosłowie z Polski, którzy ostrzegali Polaków i Polskę przed szaleństwem centralistycznych zamierzeń niemieckiej UE nie znaleźli zrozumienia nawet w swoim krajowym obozie politycznym.
PiS bowiem cały czas bał się PO-wskiego posądzenia o chęć wyjścia Polski z UE, czyli Polexitu. Ten strach spowodował, że dyskusja na temat bytności Polski w takiej jak dziś jawi się nam UE w ogóle nie była podnoszona w czasie kampanii wyborczej. I to było bardzo dużym błędem.
Uważam bowiem, że w pierwszym kwartale 2021 roku obecna Suwerenna Polska powinna opuścić Zjednoczoną Prawicę i rozpocząć swoje profilowanie na partię umiarkowanie eurosceptyczną.
Przecież w lipcu i grudniu 2020 roku M. Morawiecki został tak naprawdę kolejny raz oszukany przez elity unijne i podpisał z UE swoisty pakt, którego efektem była utrata dużej części polskiej suwerenności: tzw. uwspólnotowienie długów unijnych, możliwość nałożenia przez UE tzw. podatków unijnych i wprowadzenie zasady mechanizmu warunkowości, czyli pieniędzy "za praworządność". Wtedy to Z. Ziobro z SP apelował do premiera o postawienie weta, ale tak się niestety nie stało...
I wtedy Z. Ziobro winien opuścić koalicję, ale jednocześnie wspierać ustawy PiS służące Polsce i Polakom.
W takiej sytuacji SP mogłaby szczegółowo opisywać, co dzieje się w UE i dlaczego dla Polski może to zakończyć się utratą państwa polskiego. Tacy ludzie jak prof. R. Legutko, J. Saryusz-Wolski i P. Jaki winny być wówczas na "sztandarach" oferty SP dla Polski i Polaków, i wskazywać na niebezpieczeństwo głosowania na kelnera i uniżonego poddanego unio-niemieckiej i rosyjskiej polityki D. Tuska i jego akolitów lub przyszłych koalicjantów.
Jestem pewien, że dobrze przeprowadzona kampania wyborcza SP z lekkim euroscetpycyzmem w tle i pełną informacją jakie wobec krajów unijnych są zamierzenia eurokratów mogłaby pozyskać około 10% wyborców i wtedy naturalną koalicją dla PiS byłaby znowu SP.
Ale cóż. "Było, minęło" i nie ma co teraz "płakać nad rozlanym mlekiem", choć wydaje mi się, że PiS liczyło na większą wdzięczność Polaków za to, co dla nich zrobił przez te 8 lat. I w sumie zbytnio PiS było zadufane w sobie a z reguły "pycha kroczy przed upadkiem". No i jeszcze niepotrzebnie w ostatnich tygodniach kampanii wyborczej PiS dało się wciągnąć w emocjonalne gierki D. Tuska zamiast prowadzić promocję decyzji podejmowanych dla dobra Polski i Polaków oraz pokazywać, co konkretnie będzie zrobione po wygranej w wyborach i kolejnej kadencji rządowej. Tę bezsensowną dla PiS-u emocjonalną przepychankę mogliśmy oglądać podczas "debaty" w TVP, gdzie 5 milionów widzów obejrzało emocjonalne starcie między M. Morawieckim i D. Tuskiem... Po co to było?
Dobra lekcja na przyszłość i czekam aż PiS odpowiednio zdiagnozuje przyczyny tego, że mimo wygranej w wyborach partia Jarosława Kaczyńskiego zapewne nie uzyskała większości w nowym Sejmie. Choć nie wszystko jeszcze jest przesądzone na 100%.
Tak więc bardzo źle się stało, że przed wyborami nie dyskutowano o dzisiejszym kierunku rozwoju UE. Ten cały alarmistyczny ton na temat centralistycznych ciągot elit unijnych, który teraz słychać od PiS-u jest już jak "piąta woda po kisielu", bo niemieckiej UE zależało tylko na jednym: odsunąć rząd PiS-u od władzy i prawdopodobnie im się to udało.
Nasze wyniki wyborów są naprawdę fatalne dla całej Europy, która powoli ma już dość niemieckiej dominacji w UE i konsekwencji niemieckich decyzji, np. w postaci kryzysu migracyjnego. A teraz do tego wszystkiego Niemcy chcą zbudować z UE jedno Oligarchiczne Superpaństwo, swoistą IV Rzeszę Niemiecką, w której już nie będzie suwerennych i niepodległych państw, w tym też oczywiści i Polski.
Dzisiejszym elitom niemiecko-unijnym bardzo się śpieszy, bo w roku 2024 odbędą się krajowe wybory do Europarlamentu (w Polsce będzie to najprawdopodobniej 9 czerwca). Ten pośpiech wynika z tego, że w obliczu kryzysu migracyjnego w Europie i zamierzeniu przez Niemcy (i po części Francję) budowy Superpaństwa Europa może dojść do przetasowania w wewnętrznej strukturze Parlamentu Europejskiego. Może się bowiem okazać, że Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), do której należy m.in PiS, zyska o wiele więcej głosów Europejczyków niż ma obecnie. A to może zastopować szalone pomysły UE, czyli m.in.: jak wspomniałem budowy Superpaństwa czy też bezmyślnego forsowania bardzo kosztownych programów takich jak "Zielony Ład" czy Pakiet „Fit for 55”. I jeżeliby się tak stało to może uratowana byłaby polska państwowość, nasza Ojczyzna. Stąd też musimy gremialnie wtedy głosować na PiS.
Ale w Polsce w roku 2024 odbędą się jeszcze wybory samorządowe, które miały się odbyć jesienią 2023 roku, ale zostały przesunięte na 2024 rok. Najprawdopodobniej zagłosujemy 7, 14 lub 21 kwietnia.
Wybory samorządowe będą bardzo ważne dla przyszłości Polski i Polaków, bo może się okazać, że już niebawem będą to jedyne wybory, w których Polacy będą mieli okazję głosować na swoich lokalnych przedstawicieli. Bowiem, gdy elity unijno-niemieckie przeforsują budowę Jednego Państwa Europa ze stolicą w Berlinie (i po części w Brukseli) to - gdy Polska już nie będzie miała statusu państwa jako takiego, ale zostanie jedynie landem/regionem niemieckim - właśnie wybory samorządowe jako jedyne dadzą Polakom szansę wpływu na swój los. Wówczas jedynymi wyborami do parlamentu zostaną tylko wybory do Europarlamentu i głosowanie na partie unijne, bo po prostu nie będzie ani polskiego sejmu, ani senatu. I w tych wyborach też musimy głosować na samorządowców rekomendowanych przez ZP (PiS+SP).
Jak widać jeszcze nie wszystko stracone, ale musimy bardziej słuchać takich ludzi jak wspomniani w tytule tekstu. I niech PiS w końcu przestanie się bać posądzenia o chęć Polexitu, bo dyskusja na ten temat musi się wreszcie rozpocząć!
Jako Polska i Polacy przystępowaliśmy do jakże innej niż dziś UE i PiS winien budować przekaz o chęci powrotu do korzeni powstania UE, czyli powrotu do Europy Ojczyzn a nie budowy Oligarchicznego Jednego Superpaństwa Europa, czyli dla nas już kolejnego rozbioru naszej Ojczyzny!
Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
Dzisiejsza jeszcze opozycja często używała antyrządowego argumentu, że środki finansowe w ramach unijnego Funduszu Odbudowy (FO) - zawarte w naszym Krajowym Planie Odbudowy (KPO) po cowidzie - w ogóle jeszcze nie dotarły do Polski. To miał być przekaz, że polski rząd nie potrafi tych środków pozyskać a D. Tusk w kampanii wyborczej obiecywał, że "na drugi dzień" po zwycięskich wyborach pojedzie do Brukseli i odblokuje dla Polski te środki.
No, ale tak naprawdę żadnego Euro z FO - wbrew opowieściom polskiej opozycji - nie otrzymała nie tylko Polska a jeszcze: Szwecja, Irlandia, Węgry i Holandia (Niderlandy).
Ogólnie zaś państwa członkowskie wykorzystały średnio około 23% dotacji i tylko siedem krajów ubiegało się o pożyczki [1].
Można zatem powiedzieć, że ten projekt FO poniósł całkowitą porażkę a miał być przecież przełomowym momentem w historii Wspólnoty.
W artykule Stefana Beutelsbachera na łamach „Die Welt” autor wskazał na następujące przyczyny takiego stanu [1]:
- błędne wykorzystywanie tych środków na projekty niezgodne z wymogami unijnymi lub w ogóle zaniechanie ich realizacji,
- przymusowe warunki (kamienie milowe), które kraje powinny spełnić zanim otrzymają te środki.
W czasie kampanii wyborczej w Sopocie guru swojej fanatycznej sekty czyli Donald Tusk raczył powiedzieć, że:
"Wystarczy odrobina dobrej woli, kompetencji, by te pieniądze znowu zaczęły dobrze w Polsce pracować dla każdej i każdego z was, ta drożyzna, która dziś wam dokucza, (...) może być mniej dokuczliwa, choćby z powodu tej jednej decyzji - odblokowującej polskie pieniądze, które leżą dziś w Brukseli (...) Składam tu, w Sopocie, moim rodzinnym Sopocie, to uroczyste przyrzeczenie, że dzień po wyborach , po zwycięstwie, pojadę i te pieniądze odblokuję, i wszyscy to odczujemy" [2].
Na te słowa warto spojrzeć tak, że tych pieniędzy z KPO (unijnego FO) nie mamy tylko dzięki antypolskim działaniom właśnie samego D. Tuska i jego pretorianów w postaci opozycyjnych do naszych obecnych władz europosłów, którzy to od momentu utraty władzy przez PO robili i robią wszystko, aby Polska tych pieniędzy nie dostała.
I... wedle mnie w sumie i paradoksalnie dobrze, że tych pieniędzy nie mamy, bo bez nich radzimy sobie lepiej niż gdybyśmy je mieli, bo one wszystkie są tak naprawdę lichwiarskim kredytem, który by nas jako Polskę zniewolił i ubezwłasnowolnił.
D. Tuskowi się wydawało, że ta blokada środków z KPO spowoduje w Polsce kryzys gospodarczy i społeczny. Tak się nie stało i dziś obiecywanie Polakom tych pieniędzy jest kontrproduktywne.
A dlaczego? Odpowiadając powtórzę z rozszerzeniem mój post z lipca [3].
-----------------------------------
I. Streszczenie
Polska aby nie stracić swojej suwerenności i niepodległości powinna zrezygnować z funduszy unijnych przyznanych nam z FO w ramach naszego KPO.
Całość tych funduszy jest bowiem kredytem (pożyczką), którą musimy zwrócić z określonym oprocentowaniem. Dotyczy to także środków, które zostały nazwane bezzwrotnymi dotacjami, co jest kłamstwem, bo i te środki musimy zwrócić do 2058 roku. Ogółem z unijnego FO (w ramach naszego KPO) przyznano nam możliwość pożyczenia 58,1 mld Euro.
Rezygnacja z tych środków jest dziś o tyle możliwa, że KE od przeszło dwóch lat wstrzymuje nam te środki ze względu na tzw. mechanizm warunkowości, czyli "pieniądze za praworządność". Myśmy w roku 2020 zgodzili się na ten mechanizm oraz jeszcze na umożliwienie KE nakładania unijnych podatków oraz na uwspólnotowienie długów. Rezygnacja z funduszy w ramach KPO pozwoliłaby nam też na wycofanie naszej zgody z tych ustaleń.
Nasze KPO zawiera przeszło 160 warunków ("kamieni milowych"), które Polska musiałaby spełnić, aby uzyskać pieniądze z FO. Ich spełnienie oznaczałoby całkowitą utratę przez Polskę suwerenności i niepodległości.
UE pod szczególnym wpływem Niemiec chce zbudować Jedno Oligarchiczne Superpaństwo Europa, bez państw narodowych i granic, które miałoby się stać stać swoistym ZSRR-bis, czyli Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich. W takiej federacyjnej UE nie byłoby suwerennych państw europejskich a Polska stałaby się landem/województwem/regionem zarządzanym przez zniemczone elity unijne.
Nie dostaliśmy ani eurocenta kredytu (nie pomocy) unijnego w ramach naszego KPO i co? Ano... mamy drugie po Czechach najniższe w UE bezrobocie, najwyższy wzrost gospodarczy, dług publiczny w relacji do PKB maleje... czyli doskonale radzimy sobie bez tego lichwiarskiego kredytu z FO. Więc po co mamy ten dług zaciągać?
Dodatkowo, aby pomóc PO (KO) w odzyskaniu władzy w Polsce, niemiecka UE ustami niemieckiego europosła Daniela Freunda z Zielonych przebąkiwała nawet o możliwości wstrzymania nam jakiejkolwiek pomocy, także tej w ramach tradycyjnych środków finansowych (WFR), które nam przyznano na lata 2021-2027 w wysokości 101 mld Euro.
II. Treść
Cały jednak czas mamy zamieszanie wokół pocovidowego unijnego Funduszu Odbudowy (FO) i związanego z nim naszego Krajowego Planu Odbudowy (KPO) a ściślej mówiąc Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności [4].
Warto przypomnieć o co tak naprawdę chodzi.
W lipcu 2020 roku UE przyjęła swój budżet na lata 2021-2027 obejmujący tradycyjne Wieloletnie Ramy Finansowe (WRF) oraz novum w postaci popandemicznego Funduszu Odbudowy (FO) w łącznej wysokości 1,8 bln Euro. Z tej puli dla Polski przyznano 159,1 mld Euro, z czego:
– 101 mld Euro w ramach WRF,
– 58,1 mld Euro w ramach FO.
W ramach FO i związanego z nim naszego KPO, 23,9 mld euro winniśmy otrzymać w formie bezzwrotnych grantów oraz 34,2 mld euro w formie pożyczek (razem: 58,1 mld Euro). Z ogólnej puli środków, 20 proc. pieniędzy musi trafić na cyfryzację, a 37 proc. na inwestycje związane ze środowiskiem (sic! - a w tle Fit For 55) oraz ochroną zdrowia. Wydatkowanie reszty środków ma też być w jakimś stopniu skorelowane z powyższymi, co zostało zawarte w polskim KPO, w którym nagle pojawiło się przeszło 160 lub szczegółowiej nawet więcej warunków ("kamieni milowych"), które musimy spełnić aby te środki uzyskać.
Kto jest po polskiej stronie odpowiedzialny za przyjęcie KPO w tej wersji, która zabiera nam naszą suwerenność? Na tak postawione pytanie w odpowiedzi słyszymy jeno ciszę...
Ale... Uwaga! Okazuje się, że tak naprawdę tzw. bezzwrotne dotacje też są kredytem, co jest starannie ukrywane przez elity unijne. Te 23,9 mld euro niby bezzwrotnej dotacji musimy z odsetkami zwrócić do 2058 roku! Także wszystkie środki unijnego FO, które możemy otrzymać w ramach naszego KPO stanowią pożyczki i żadna ich część nie jest bezzwrotnymi grantami, czyli musimy je zwrócić a zaciągać je będzie w naszym imieniu UE. Na jakich warunkach finansowych? Tego nie wiemy i sądzę, że swobodnie moglibyśmy je pożyczyć we własnym zakresie i na pewno na lepszych i nie korupcyjnych warunkach.
Cały czas na unijnej "tapecie" jest decyzja TSUE w sprawie określenia czy nasze prawo (też Konstytucja RP) jest nadrzędne wobec prawa unijnego. I sądzę, że decyzja będzie dla nas niekorzystna! A jeżeli tak się stanie to będziemy musieli albo pogodzić się z utratą naszej suwerenności i niepodległości, albo zlekceważymy ten wyrok jako niezgodny z traktatami. To ostatnie będzie oznaczało permanentny kryzys Polski z elitami unijnymi.
Czy jako Polska możemy jeszcze zachować swoją suwerenność, tą jej resztkę którą mamy?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie to trzeba się cofnąć do roku 2020. Wtedy to w lipcu i grudniu zgodziliśmy się na coś, na co nigdy nie powinniśmy się zgodzić i wtedy należało postawić jasne i twarde weto a była to zgoda na:
1). "Uwspólnotowienie długów unijnych".Rozwiązanie przyjęte w UE po raz pierwszy w historii oznaczające, iż każde państwo unijne staje się żyrantem długów (w ramach FO) innych państw UE. Dla nas oznacza to, iż gdyby jakiś kraj miał kłopoty ze spłatą długów wynikających z zaciągniętych pożyczek w ramach otrzymanych środków z Funduszu Odbudowy lub po prostu by ich nie spłacał, to każdy inny kraj UE - w tym Polska - będzie wedle jakiegoś tam współczynnika proporcjonalności zobowiązany do spłaty długu tego kraju. I do takiego żyrowania jesteśmy zobowiązani nawet już dziś, gdy KE wstrzymuje nam owe środki.
2) "Podatki unijne". Znów po raz pierwszy w historii mamy do czynienia z faktem, że Komisja Europejska otrzymuje prawo ustanawiania podatków dla wszystkich krajów UE. Dotąd takie prerogatywy miały tylko poszczególne państwa a teraz to KE ma takie prawo, co jest jawną ingerencją w dotychczasowe i traktatowe uprawnienia zarówno państw-członków UE, jak i KE. Teraz możemy spodziewać się, że nigdy demokratycznie nie wybrany rząd europejski w postaci KE może swobodnie nakładać nam podatki z pominięciem rządów danego kraju europejskiego.
3) "Mechanizm warunkowości". Zgodzono się na warunkowość przyznawanych środków unijnej pomocy, które będą udostępniane tylko wtedy, kiedy np. UE uzna, iż kraj jest praworządny. Od tamtej zgody, gdy "widzimisię" lewackich elit unijnych uzna, że np. w Polsce nie są spełniane warunki praworządności, to będzie mogła wstrzymać dla tego kraju pomoc unijną. Jednym słowem dobito targu: "mityczna praworządność za pieniądze". Co prawda niby określono jakieś ograniczenia w interpretowaniu tej praworządności, ale nikt w UE nic sobie z tego nie robi i nie będzie tych ograniczeń brał pod uwagę. W lipcu i grudniu 2020 roku niestety polski rząd - mimo werbalnego zaklinania rzeczywistości - de facto zgodził się na taki mechanizm, za co długookresowo przyjdzie nam zapłacić ubezwłasnowolnieniem decyzji polskich władz wobec UE a "pieniądze za praworządność" będą dla unijnych biurokratów idealnym instrumentem szantażu i nacisku na niepokorne kraje jak Polska czy Węgry lub inne, które chciałyby zachować swoją suwerenność. Widzimy to jasno teraz. Jednym słowem nasz brak veta w lipcu czy grudniu 2020 roku utorował drogę do budowy sfederalizowanego Państwa Europa, europejskiego Związku Socjalistycznych Republik Europejskich pod zarządem niemieckim i jeszcze nadrządem NWO. Przecież gdybyśmy postawili veto to i tak mielibyśmy europejskie pieniądze w ramach dotychczasowych funduszy pomocowych, które nam się po prostu należą, gdy wpłacamy unijne składki".
Dlatego jestem zły, że Polska nie wycofała się z tych umów z roku 2020. Mieliśmy idealny pretekst w postaci przeszło dwurocznego blokowania dla nas środków z FO przez KE. Zostałoby nam te 101 mld Euro tradycyjnej pomocy unijnej (o ile nam tego UE też by nie zablokowała) i sądzę, że to dla nas by wystarczyło a dzięki temu uniknęlibyśmy uwspólnotowienia długów, podatków unijnych i "mechanizmu warunkowości", czyli tego wszystkiego, co diametralnie ogranicza naszą suwerenność i niepodległość oraz staje się podwaliną budowy Jednego Oligarchicznego Superpaństwa Europa ze stolicą w Berlinie i ewentualnie w Brukseli.
Ale teraz zaczyna się mówić, że gdy nie podporządkujemy się unijnym elitom to UE może nam cofnąć całą pomoc, nawet tą w ramach Wieloletnich Ram Finansowych. Tak przynajmniej sugerują elity unijne, choć nie mają do tego żadnych praw, bo te pieniądze się nam po prostu należą.
Cóż więc nam pozostaje?
Po pierwsze. Skończmy z naszą naiwnością.
UE i jej KE już nas wielokrotnie oszukiwały a my przyjmowaliśmy ich werbalne zapewnienia wierząc, iż zostaną spełnione. Ileż można? Jeden czy dwa razy można dać się oszukać, ale w nieskończoność wierzyć w zapewnienia UE i KE, by potem owe instytucje nie dotrzymywały słowa. To jakiś absurd i kompletna naiwność z naszej, polskiej strony! Musimy negocjować bardzo twardo i jednocześnie drobiazgowo trzymać się prawa wynikającego z podpisanych przez wszystkie unijne kraje traktatów. Jakakolwiek próba odejścia unijnych elit od tych traktatów winna się spotkać z naszym twardym wetem! Jest to tym bardziej celowe, że UE chce nam zabrać możliwość postawienia jednostkowego weta i bezprawnie chce przyjmować decyzje większością głosów - tak jak było to w przypadku obecnego "paktu imigracyjnego".
Po drugie. Zrezygnujmy właśnie z pieniędzy w ramach unijnego FO, czyli tych z KPO.
Taka ewentualna rezygnacja może okazać się niezbędna do utrzymania naszej suwerenność a do tego - o czym pisałem wyżej - wszystko, co podpisaliśmy w 2020 roku przestałoby nas obowiązywać. Zdaję sobie sprawę, że byłoby to przedsięwzięcie bardzo trudne i ryzykowne. Nastąpiłby zapewne frontalny atak opozycji na PiS i obecne władze. Do tego wszystkiego rozległby się unijny, atakujący nas krzyk na całą Europę. Takie postawienie sprawy dziś mogłoby doprowadzić do przegranej PiS w tegorocznych wyborach, ale co jest ważniejsze: utrata naszej suwerenności za kredytowe unijne srebrniki czy jej zachowanie dla przyszłych pokoleń?
Po trzecie. Wobec nie wypłacania nam pieniędzy z UE wstrzymajmy naszą składkę do tejże unii.
Ze względu na wstrzymanie nam wypłaty środków unijnych z FO (lub nawet przyszłościowe wstrzymanie tych zwyczajnie pomocowych w ramach WRF - jak buńczucznie zapowiadał niemiecki europoseł Daniel Freund z Zielonych [5]) winniśmy jasno zagrozić lub nawet czasowo wstrzymać naszą składkę do UE. To powinno wybrzmieć ostro i kategorycznie. Nasze relacje z UE winny być oparte o podmiotowy wzajemny szacunek obu stron. Nie może być tak, że jako Polska "klęczymy" przed unijnymi elitami. Musimy naprawdę się szanować, bo gdy tak nie będzie to nikt nie będzie nas szanował. A mamy przecież ponad tysiącletnią państwowość, mamy swój język, naszą wiarę i tradycję. Czy mamy z tego wszystkiego zrezygnować, zrezygnować z suwerenności i niepodległości, o które walczyły nasze przeszłe pokolenia? Nigdy!
Po czwarte. Zagroźmy Polexitem.
W końcu musimy wprowadzić do dyskursu publicznego możliwość Polexitu. Obecnie rządzący unikają tego tematu za wszelką cenę, żeby nie dać tzw. pożywki dla totalnej opozycji, bo ona i tak oskarża ZP o takie zamierzenia. Tyle tylko czy warto a'priori odsuwać taką możliwość? Na pewno nie, bo UE i KE w obecnym kształcie stała się dla nas naprawdę wrogiem naszej suwerenności i niepodległości. A z wrogami trzeba walczyć a nie oddawać tego co nasze, polskie! Taka groźba być może postawiłaby UE "do pionu" i pokazałaby, że dla zachowania naszej suwerenności i niepodległości jesteśmy w stanie - wzorem UK - opuścić ten komunistyczny i historycznie anaturalny twór.
Ja wiem, że my jako naród do niedawna byliśmy postrzegani jako niemal najbardziej prounijny w Unii Europejskiej a przynajmniej wśród wszystkich, którzy zostali nowo przyjętymi członkami tej organizacji.
I rzeczywiście tak chyba było, bowiem w momencie naszego przyjmowania do UE wszystkie badania opinii publicznej wskazywały, że nasza w niej obecność była oczywistością dla niemal 70% moich rodaków.
Ja osobiście nad tą fascynacją Polaków Unią Europejską zawsze ubolewałem, bo zdawałem sobie sprawę, że ta cała unia ma komunistyczne cele wyznaczone przez Altiero Spinellego, które zawarł jako główny autor w tzw. " Manifeście z Ventotene". Mam też niejaką satysfakcję, że nie dałem się otumanić prounijnej propagandzie i w o dziwo (sic!) dwudniowym referendum nad wstąpieniem Polski do UE głosowałem "przeciw"!
Potwierdzeniem tego zafascynowania elit unijnych ideami komunizmu kulturowego jest to, że ""Komisja Europejska w „Białej Księdze” o przyszłości Unii Europejskiej wymienia tylko jedno źródło ideowe jej dalszego rozwoju – właśnie napisany w duchu ideologii marksistowskiej Manifest z Ventotene. Jego autorzy zakładają federalizację Europy, niezależnie od woli mieszkańców kontynentu" (sic!).
Inaczej ujmując to UE dąży do stworzenia drugiego ZSRR, czyli Związku Socjalistycznych Republik Europejskich, o czym ja piszę już od lat. A powstanie takiego ZSRE wyklucza istnienie wolnych, suwerennych i niepodległych państw, w tym oczywiście Polski! I tylko historycznie symptomatyczne jest to, że najbardziej dążą do tej centralizacji Niemcy, którzy uzurpują sobie prawo dominacji w tym Superpaństwie Europa, które ostatecznie ma stworzyć z Rosją tzw. Eurazję od Władywostoku do Lizbony.
Dziś zaś mamy do czynienia z przyspieszeniem prac nad zmianami traktatowymi, które ostatecznie mają pozbawić państwa członkowskie resztek suwerenności i niepodległości. Projekt zmian traktatów ma być głosowany w Parlamencie Europejskim 12 grudnia tego roku!
Osobiście więc sądzę, że wkrótce nastąpi znaczne zwiększenie w Europie eurosceptyków wobec tej nowej UE!
I my też musimy się zbuntować, bo w przypadku "przepchnięcia" tych zmian traktatowych staniemy się landem niemieckim i cała nasza przeszłość, nasza walka o niepodległość, krew naszych przodków... okażą się daremne. Po prostu nas nie będzie tak jak w okresie rozbiorów! I tego chcą od zarania dziejów najwięksi nasi wrogowie: Niemcy i Rosja!
I musimy wreszcie to zrozumieć! I musi to do nas wreszcie dotrzeć, że Niemcy (i Rosja) są tacy sami jak u zarania II WŚ i wieki wstecz! Trzeba wreszcie skończyć z naszym poddaństwem wobec tych dwóch imperialnych naszych agresorów. Dotyczy to szczególnie Niemiec, wobec których dziś winniśmy być bardzo brutalni i - mimo ich niechęci - dążyć na arenie międzynarodowej do wypłaty przez nich odszkodowań i reparacji za zniszczenia dokonane na polskiej ziemi i na polskim narodzie przez niemieckich hitlerowców, nazistów w czasie II Wojny Światowej.
Niemcy nie są godne i nie mają żadnego moralnego prawa by pełnić rolę przywódczą w UE! Powinny być natomiast alienowane a wobec nich inne kraje UE winny zastosować sankcje niemal podobne jak wobec obecnej Rosji!
Ja osobiście nie jestem w stanie zrozumieć, że jako Polacy w ostatnich wyborach bezmyślnie wsparliśmy obecny kierunek rozwoju UE. Przecież przeżyliśmy na sobie II WŚ, powojenny ZSRR i komunizm a tak naprawdę dążenia unijnych lewackich elit obecnie nie różnią się prawie wcale od zamysłów sowieckich komunistów. One chcą tego swojego Związku Socjalistycznych Republik Europejskich co ZSRR... bez państw, granic i narodów. Tego samego chciały sowieckie komunistyczne elity!
Wybraliśmy de facto D. Tuska, który spełni każde żądanie Niemiec i odda w ich łapy naszą Polskę, całkowicie!
ZSRR padł, bo musiał paść, bowiem tak kończą się historycznie anaturalne i aberracyjne marzenia o "urawniłowce" i budowie jakiegoś ponadnarodowego państwa totalitarnego. Upadło Cesarstwo Rzymskie, upadła III Rzesza Niemiecka, upadł ZSRR, upadnie też UE w wymiarze dzisiejszych jej celów. Jedyną normalną formą europejskiej współpracy jest Europa Ojczyzn, czyli forma funkcjonowania dawnego EWG a to oznacza upadek idei UE w jej dotychczasowym kierunku "rozwoju"!
P.S.1
Nie dostaliśmy ani eurocenta kredytu (nie pomocy) unijnego w ramach naszego KPO i co? Ano... mamy drugie po Czechach najniższe w UE bezrobocie, najwyższy wzrost gospodarczy, dług publiczny w relacji do PKB maleje... czyli doskonale radzimy sobie bez tego lichwiarskiego kredytu z FO. Więc po co mamy ten dług zaciągać?
Publiczna TVP wraz z prywatnymi stacjami: TVN-em i Polsatem stanowią jądro największych mediów telewizyjnych w Polsce o największym zasięgu terytorialnym i największej oglądalności, przy czym najstarszą i największą jest stacja TVP
Kanały informacyjne tych stacji (TVP Info, TVN 24 i Wydarzenia 24) są wobec siebie konkurencyjne, co już szczególnie było widać w czasie kampanii wyborczej, gdzie TVP Info zdecydowanie wspierała obecne polskie władze a TVN 24 totalnie wspierała totalną opozycję. Wydarzenia 24 Polsatu starały się unikać bezpośredniego zaangażowania po którejś ze stron i w miarę możliwości chciały być w miarę obiektywne, choć z lekkim zabarwieniem antyrządowym.
I taki był układ największych mediów telewizyjnych, gdzie w sumie każdy właściciel posiadający pilota do telewizora mógł oglądać co chce. To był stan a'la demokratycznie pluralistyczny, chociaż być może ten pluralizm jest trochę określeniem naciąganym.
Nie wiem jak potoczą się losy tworzenia większości parlamentarnej, ale można założyć, że będzie nowy rząd składający się z koalicji PO (KO), Trzeciej Drogi (PSL+Polska 2050) i Lewicy.
W takiej sytuacji możemy się znaleźć w rzeczywistości telewizyjnej, która będzie przypominała układ sprzed 2015 roku, gdzie wszystkie trzy największe stacje telewizyjne "mówiły jednym głosem" zgodnie z zaleceniami rządu D. Tuska i go promującymi.
Samo PO (KO) od wielu już lat zapowiada likwidację stacji TVP Info oraz czystki i restrukturyzację całego TVP. Jednak moim zdaniem aż tak daleko ewentualnie nowy rząd się nie posunie, no chyba jedynie z wdzięczności dla TVN, któremu zlikwiduje konkurencję.
Mimo wszystko jednak uważam, że nastąpią naprawdę czystki wśród kierownictwa i dziennikarzy, ale zarówno TVP Info jak i całe TVP się ostaną. Tyle tylko, że będzie to już tuba propagandowa nowej władzy z D. Tuskiem na czele.
Dostrzegają to też dziennikarze, którzy wystosowali list otwarty do Polaków - "Wolność słowa jest zagrożona jak nigdy wcześniej!" o następującej treści:
"W czasie ostatnich dni ze strony przedstawicieli ugrupowań politycznych skupionych wokół Donalda Tuska oraz ich zaplecza medialnego padły bardzo niepokojące stwierdzenia.
Słyszymy skandaliczne zapowiedzi politycznych czystek w mediach publicznych i prywatnych. Grozi się zemstą dziennikarzom pracującym w mediach ogólnopolskich i regionalnych. Tworzone są listy proskrypcyjne dziennikarzy, których ma dotknąć faktyczny zakaz uprawiania zawodu. Taka sytuacja zdarza się po raz pierwszy w Polsce od 1989 roku i przypomina praktyki żywcem wyjęte ze stanu wojennego.
Po 1989 już raz próbowano domknąć system medialny - miało to miejsce po katastrofie smoleńskiej, gdy z mediów publicznych zwolniono konserwatywnych dziennikarzy. Teraz jednak środowiska polityczne i medialne skupione wokół Donalda Tuska zapowiadają działania bez poszanowania prawa. Otwarcie planują bezprawny tak na Radę Mediów Narodowych i jej uprawnienia oraz na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.
Zdecydowanie protestujemy przeciw tego typu wypowiedziom i działaniom.
Ostrzegamy, że siły polityczne czujące się zwycięzcami wyborów, już dziś potężne medialnie, dominujące we wszystkich obszarach, zamierzają całkowicie zlikwidować wolność słowa i pluralizm w Polsce. Zapewne po to by w ciszy i ciemności bezkarnie niszczyć państwo i okradać Polaków, jak to już bywało w przeszłości.
Dziś w zasięgu pilota każdy z nas ma możliwość wyboru stacji telewizyjnych, każdy ma dostęp do wielu mediów różniących się światopoglądem i podejściem do spraw publicznych. Czy stan w którym wszystkie wielkie telewizje i portale internetowe będą takie same, będzie można nazwać w ogóle demokracją?
Nie. To będzie prawdziwy reżim. Dlatego apelujemy do wszystkich Polaków o zdecydowany opór wobec tego planu zniszczenia pluralizmu w mediach publicznych i prywatnych" [1].
Niestety uważam, że w razie gdyby rządy objęła dzisiejsza opozycja to takie apele na nic się zdadzą, bo w końcu znajdą sposób, aby TVP stała się spolegliwa wobec nowych rządów.
Cóż więc nam pozostanie, gdy będziemy chcieli poznać prawdę z różnych źródeł?
Z największych ogólnopolskich telewizji zostaje nam jedynie Polsat, choć nie wiem czy ta telewizja udźwignie na sobie ten ciężar bycia jedyną dużą telewizją w miarę obiektywną. Będzie to bardzo, ale to bardzo trudne, nie tylko ze względów politycznych, ale też pod względem wysokości przychów finansowych.
Więc co jeszcze? I tutaj należy wskazać na następujące media:
1) TV Trwam i Radio Maryja, które są dziełem ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka CSsR z Torunia. Media o charakterze katolickim od lat docierają do milionów widzów i słuchaczy.
3) wPolsce.pl, której wydawcą jest spółka Fratria związana z braćmi Karnowskimi, magazynem Sieci i portalem wpolityce.pl.
4) PCh24.tv, której wydawcą jest konserwatywno-katolickie środowisko związane z dwumiesięcznikiem Polonia Christiana i portalem internetowym PCh24.pl.
5) w Realu24, która to telewizja kojarzy się z dziennikarzem Marcinem Jarosławem Rolą, który jest jednym z założycieli tej stacji i do 15 czerwca 2023 był jej redaktorem naczelnym. Zastąpił go Piotr Szlachtowicz. Telewizja ta jest permanentnie zbanowana przez YouTube i to doprowadziło do zbudowania przez dziennikarzy tej stacji portalu internetowego „BanBye.com”, który ma być polską konkurencją dla platformy YouTube. I na tej m.in. platformie "BanBye.com" można teraz oglądać programy stacji wRealu24.pl.
6) Media Narodowe, które są patriotycznym medium narodowym i również są permanentnie zbanowane przez YouTube.
Oprócz tego mamy np. Emisję.tv czy Niezależny Lublin oraz cykliczne wideofelietony (vlogi) znanych osób i dziennikarzy jak: dr S. Krajski, R. Ziemkiewicz, W. Gadowski czy W. Sumliński.
Zapewne nie wymieniłem wszystkich mediów alternatywnych, ale w sumie jest duża oferta w sytuacji gdy TVP, TVN i Polsat będą nadawały przyszły jeden tuskowy przekaz medialny.
Całkiem niedawno zastanawiałem się czy wynik wyborów może być wypaczony ewentualnym fałszerstwem [1]
Podałem wtedy ewentualne możliwości takiego fałszerstwa:
1. Jeżeli chodzi o referendum, to z całej Polski słychać, iż nagminny był proceder, w którym komisje wyborcze wydawały tylko dwie karty dotyczące wyborów parlamentarnych a nie wydawali karty referendalnej i albo bezprawnie pytali się czy wyborca chce tej karty czy nie albo dawali tę kartę na wyraźne życzenie wyborcy. A przecież komisje nie miały prawa nie wydawać kart referendalnych lub pytać się o nie wyborcy. To wyborca ewentualnie po otrzymaniu wszystkich kart mógł oznajmić, że oddaje pustą kartę referendalną i nie uczestniczy w referendum.
2) Turystyka wyborcza, gdzie nawet GW napisała tekst pt.: "Turyści wyborczy odbili mandaty PiS: dwa sukcesy, jedna porażka i jeden znak zapytania" [2]. Chodzi tu o ponadmilionową rzeszę Polaków, którzy głosowali nie w swoim miejscu zameldowania, ale gdzie indziej i mieli zaświadczenia o prawie do głosowania poza miejscem zameldowania. Według autora blogu proceder miał "na celu zalanie swoimi zwolennikami miejsc, w których zwolennicy PIS mają większość i przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę". Polegało to na tym, że: "z rejonu, w którym wygrana z dużą przewagą głosów jest pewna - jakaś dzielnica Warszawy. Tamtejsi aktywiści zgłaszają chęć głosowania w rejonie, gdzie PiS miał zawsze małą przewagę" i można było w ten sposób doprowadzić do przegranej PiS (ZP) w jakimś obwodzie głosowania.
3) Głosowanie wielokrotne. To też jest związane z "turystyką wyborczą", ale już ociera się o przestępstwo. Chodzi o to, że posiadacze zaświadczeń o możliwości oddania głosu poza miejscem zameldowania mogli po prostu głosować wielokrotnie w różnych obwodach wyborczych. To oczywiście można stwierdzić po wnikliwym zbadaniu oddanych głosów przez osoby głosujące poza miejscem zameldowania i określić, czy faktycznie są osoby, które głosowały wielokrotnie. Tak dygresyjnie: jeżeli okazałoby się, że część Polaków głosowało wielokrotnie to czy nie tłumaczyłoby to zaskakująco wysokiej frekwencji w wyborach parlamentarnych?
4. Celowe "błędy" podczas nocnego zliczania głosów w komisja wyborczych. O tym kto będzie zasiadał w komisjach wyborczych decydował samorząd a wiemy, że PO i inni totalni w samorządach mają większość, więc sądzę, że i w komisjach wyborczych zasiadała większość mająca poglądy ***** ***. Niestety PiS trochę zlekceważył konieczność posiadania "mężów zaufania" w każdej komisji wyborczej na terenie Polski. Nawet niegdyś świetna inicjatywa jaką jest "Ruch Kontroli Wyborów" pozwalała "patrzeć na ręce" członków komisji podczas zliczania głosów. PiS chyba był za bardzo pewny siebie i nie upilnował wszystkich komisji wyborczych.
Wracam do tego tekstu, bowiem w nowym "Komentarzu Tygodnia" W. Gadowskiego autor dokładnie opisuje mechanizm i cel turystyki wyborczej.
W audycji pokazano m.in. stronę internetową "Biuro Podróży Wyborczych" przeznaczoną dla wyborców opozycyjnych wskazującą, gdzie wyborcy opozycji mają głosować poza swoim miejscem zamieszkania, aby ich głos ważył w wyborach więcej niż ten jeden ich głos [3].
Źródło: https://www.podrozewyborcze.pl/ - zrzut ekranu strony startowej
W. Gadowski wskazuje, że nawet jeden głos oddany poza miejscem zamieszkania w skrajnych przypadkach mógł ważyć pięciokrotnie więcej niż jeden.
Czas na zgłaszanie do SN nieprawidłowości w wyborach i złożenie protestów wyborczych do SN upłynął wczoraj. Sąd Najwyższy na dzień wczorajszy do godz. 16:00 odnotował 165 protestów wyborczych i 264 protestów referendalnych. Liczba zapewne będzie większa, bo na pewno wpłyną jeszcze protesty wysłane pocztą.
"Po rozpoznaniu wszystkich protestów wyborczych Sąd Najwyższy w składzie całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz opinii wydanych w wyniku rozpoznania protestów rozstrzyga o ważności wyborów, a także o ważności wyboru posła lub senatora, przeciwko któremu wniesiono protest. Rozstrzygnięcie przybiera formę uchwały, która wydawana jest nie później niż w 90. dniu po dniu wyborów. Skoro więc wybory odbyły się 15 października, to uchwała musi być wydana do 13 stycznia 2024 r. włącznie" [4].
Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
Zmiany traktatowe, które są forsowane przez Niemcy doprowadzą do landyzacji krajów unijnych, w tym Polski. Oznacza to utratę przez te kraje suwerenności i niepodległości. A wszystko to bez żadnego wystrzału czy wojny!
Ileż to ja razy pisałem, że Niemcy (i po części Francja) dążą do budowy z UE Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa ze stolicą przede wszystkim w Berlinie. I o ile im się to uda, to Polski i innych krajów unijnych po prostu nie będzie!
Znów stracimy Polskę i znów znajdziemy się "pod niemieckim butem". Przykre jest to, że Niemcy już nie potrzebują nazistowskiej, niemieckiej armii, aby znów zdobyć Europę.
Czy takiego rozwoju sytuacji naprawdę chcieli wyborcy totalnych? Wielu z pewnością tak, ale i wielu oczywiście nie.
Więc ja znów zadaję pytanie: Dlaczego głosowaliście za odebraniem Polsce suwerenności i niepodległości? Bo przecież każdy głos oddany nie na PiS (ZP) oznaczał, że D. Tusk zostanie premierem i odda Niemcom Polskę za bezcen. I to już się dzieje!
Zauważmy, że UE przeniosła głosowania nad zmianą traktatów unijnych zabierającym suwerenność m.in. Polsce na czas po wyborach w naszym kraju. Było to wynikiem obawy, że taka jak dziś dyskusja i głosowania w PE mogły negatywnie wpłynąć na wyborcze poparcie w Polsce dla totalnych a szczególnie PO (KO).
I, że co? Naprawdę o tym nie wiedzieliście i głosowaliście jedynie przeciw PiS (ZP)? Takich wytłumaczeń po prostu nie przyjmuję do wiadomości, bo to by oznaczało, że część z Was jest po prostu durnymi głupcami nie rozumiejącymi w ogóle procesów geopolitycznych dziejących się "tu i teraz" oraz nie ma umiejętności logicznego myślenia i oceniania skutków własnych decyzji.
No i wybraliście nie tylko przeciw Polsce, ale też przeciw całej Europie za wyjątkiem Niemiec, Francji i Niderlandów. Dla niemieckiej UE (przyszłego Superpaństwa) wyniki polskich wyborów to spełnienie ich marzeń. Od teraz zniknie bowiem przeszkoda w realizacji ich celów a tą największą przeszkodą była duża w skali europejskiej Polska i negatywnie nastawiony do federalizacji UE, polski rząd PiS-u (KO). Zawiedliście nie tylko Polskę, ale niemal całą UE. A pisałem przecież, że: "Jeżeli teraz w Polsce wygra PiS (ZP) i utworzy swój rząd to te niemieckie plany podboju Europy mogą zostać oddalone w nieskończoność i większość krajów unijnych właśnie na to liczy. Czy możemy zawieść Europę? NIE!".
A jednak to zrobiliśmy, no i teraz już niemieckie plany budowy Superpaństwa ruszyły ze zdwojoną siłą! To dla Niemców będzie już IV ich Rzesza albo - odnosząc to do komuny, która króluje w umysłach unijnych elit - drugi ZSRR, czyli Związek Socjalistycznych Republik Europejskich (ZSRE)!
Właśnie dziś Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego przyjęła raport w sprawie zmiany unijnych traktatów. Za przyjęciem raportu głosowało 20 członków AFEC, sześciu było przeciw. Raport ten zakłada pozbawienie państw członkowskich suwerenności i prawa weta oraz w 65 obszarach dokonuje transferu kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom UE.
A są to m.in.:
- leśnictwo (lasy);
- zasoby wodne;
- klimat i bioróżnorodność;
- sprawy zdrowia publicznego włączając transgraniczne zagrożenia dla zdrowia, ochrona zdrowia i poprawa zdrowia ludzkiego włączając zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne;
- bezwzględny prymat prawa unijnego nad prawem krajowym, czyli np. nad polską Konstytucją.
Tak naprawdę więc droga do Jednego Superpaństwa została otwarta i zgadzam się ze słowami red. R. Ziemkiewicza, który na X napisał: "Przyjęcie przez PE projektu zmiany w traktach unijnych oznacza tak daleką zmianę samej istoty UE i zasad jej funkcjonowania, że zgoda Polaków na członkostwo we wspólnocie europejskiej (likwidowanej właśnie na rzecz europejskiego superpaństwa), wyrażona 20 lat temu w referendum akcesyjnym (nb. przez zaledwie 13,5 mln z 30 mln uprawnionych) traci moc. Niezbędne jest rozpisanie nowego referendum" [2].
I co jest bardzo ważne! Nie ma to być referendum unijne jak chcą Niemcy i ich elity unijne, ale referendum polskie, krajowe. I ono winno zdecydować, czy Polacy chcą lub nie chcą utracić własną niepodległość i suwerenność na rzecz IV Rzeszy Niemieckiej, Superpaństwa Europa. I też ważne, żeby przed tym referendum znieść wymóg ważności referendum w postaci +50% frekwencji.
Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
Ja wiem, że dzisiaj bardzo ważne glosowania w PE dotyczące de facto likwidacji państw narodowych i budowę przez Niemcy i Francję jednego Superpaństwa Europa ze stolicą w Berlinie. Wczoraj wspomniałem o tym [1] i jeszcze będzie czas na komentarz do wydarzeń dzisiejszych. Teraz postanowiłem przypomnieć mój tekst z kampanii wyborczej.
W czasie kampanii wyborczej napisałem tekst: "WSI-owe i UB-ckie otoczenie Sz. Hołowni..." [2]. W związku z tym, że Trzecia Droga (koalicja PSLi Polski 2050) uzyskała nadzwyczajne poparcie części wyborców i może nawet utworzyć z koalicjantami (KO, Lewica) przyszły rząd Polski to uznałem za stosowne ten tekst z rozszerzeniem powtórzyć.
Pisałem wtedy, że o samym Sz. Hołowni nie ma się co rozpisywać, bo jako polityk jest beznadziejnym naturszczykiem a raczej swoistą "wydmuszką polityczną. Zdania nie zmieniam, ale teraz trzeba znów szerzej wgłębić się w całość procesu tworzenia z Sz. Hołowni polityka.
Wraz z W. Kosiniakiem-Kamyszem stworzył jakąś dziwną koalicję nazwaną "Trzecia Droga". I tak razem dotrwali do wyborów uzyskując w nich zastanawiająco dużo głosów. Wiele by wyjaśniło kto naciskał na tę koalicję: czy PSL, czy Polska 2050?
Warto tedy dziś jeszcze raz przyjrzeć się najbliższym współpracownikom Sz. Hołowni, bo jako nowa partia musiał mieć jakieś fundamenty jej powstania.
Dla mnie Sz. Hołownia jest - jak wspomniałem - po prostu "wydmuszką polityczną" sterowaną przez określone środowiska. Podobnie było też z "Nowoczesną" R. Petru, która okazała się taką "wydmuszką" i jak szybko powstała, tak szybko zniknęła z życia politycznego.
Nie zawsze oglądam cykl "Resortowe dzieci", ale akurat odcinek poświęcony m.in. otoczeniu Sz. Hołowni obejrzałem nawet kilkakrotnie i... okazuje się, że partia "Polska 2050" powstała na fundamencie dawnych i nigdy nie zlustrowanych Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) oraz częściowo zlustrowanego dawnego środowiska Urzędu Bezpieczeństwa (UB).
Warto ten filmik obejrzeć, bo on oddaje charakter samego Sz. Hołowni i jego ugrupowania. Dobrze by też było sobie go zapisać na swoim dysku twardym, bowiem może już niedługo tego typu filmy znikną z sieci.
Zdaję sobie niestety sprawę, że dla wielu Polaków temat komunistycznej wojskowej i cywilnej działalności służb specjalnych jest dziś mało istotny. A tak nie powinno być, bo ci komuniści i ich następcy oraz pociotkowie chcą dalej wpływać na życie społeczno-gospodarcze w Polsce. Tworzą "zaklęty krąg" osób, które dalej mają komunistyczną duszę i znajomych oraz sowiecką i antypolską mentalność.
Kiedyś zrobiłem diagram polskich służ specjalnych. Poniżej go przedstawiam, choć nie sprawdziłem czy obecnie wszystko jest aktualne (też nazwiska), ale tak było jeszcze 10 lat temu.
Pragnę zwrócić uwagę na różne stowarzyszenia czy fundacje zrzeszające byłych już funkcjonariuszy specjalnych służb wojskowych i cywilnych. To w tych ugrupowaniach tworzy się pewne strategie działalności i wpływania na życie społeczno-polityczne w Polsce a jednocześnie są to organizacje, które notorycznie krytykowały obecne władze w Polsce.
W powyższym filmiku wskazano też na nową organizację stworzoną w 2017 roku przez gen. Mirosława Różańskiego - "Stratpoints". Gen. M. Różański został senatorem Trzeciej Drogi w okręgu zielonogórskim i jest doradcą partii Sz. Hołowni oraz miał/ma ścisłe związki z dawnymi służbami wojskowymi, m.in. z WSI. Swego czasu zasłynął wypowiedzią, że obecne kontrakty na uzbrojenie armii polskiej należy w części po prostu zrewidować albo nawet zerwać. Dodatkowo był (jest?) zwolennikiem obrony Polski dopiero na linii Wisły, co ogólnie nosi znamiona zdrady stanu wobec Polski.
Gen. M. Różański do LWP wstąpił na ochotnika w 1982 roku i nie przeszkadzało mu, że właśnie trwał wprowadzony przez Wolskiego vel. gen. W. Jaruzelskiego w Stan Wojenny.
"Był już wtedy człowiekiem o mocno skrystalizowanych poglądach, bo sam napisał, chcąc dostać się do wojska, że jest aktywistą i przewodniczącym koła Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, czyli komunistycznej organizacji młodzieżowej. Za chwilę został też przyjęty do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – opowiada historyk S. Cenckiewicz" [3].
Później "w czasie swojej służby w Ludowym Wojski Polskim, trafił do tzw. „złotego funduszu”, który został powołany w uzgodnieniu z władzami sowieckimi - uważa dr Bartosz Kapuśniak, historyk z Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych. - Był przeznaczony nie tylko dla zdolnych, ale przede wszystkim dla partyjnie ideologicznych, którzy mieli tego ideologicznego trzonu w wojsku pilnować – dodaje Kapuśniak".
Jak można się dowiedzieć z archiwalnych wypowiedzi byłego szefa MSW oraz MON, Antoniego Macierewicza, komuniści powołali ten „złoty fundusz”, którego pełna nazwa brzmiała: „Fundusz Przyśpieszonego Rozwoju”, aby wspierać wyselekcjonowanych żołnierzy, którzy mieli w przyszłości dowodzić armią. Pupile komunistów, w tym obecnie emerytowany generał M. Różański, mieli zapewnione przywileje finansowe, możliwości edukacji i szkoleń, a także jasno określoną drogę awansu w służbach PRL.
"Ta grupa ma ambicje na to, aby wpływać na procesy polityczne i wyborcze w Polsce. Aby wyhodować sobie swoich liderów, jakim według mnie jest Szymon Hołownia – uważa Piotr Wojciechowski. - Na każdy temat ci ludzie mają z góry ustalony pogląd – to już opinia prof. Cenckiewicza. – Kiedy mówimy o obecności amerykańskich wojsk w Polsce, to przynajmniej na początku, to środowisko mówiło, że to jest niepotrzebne. Jeśli mówimy o dezubekizacji, to oni stają w obronie byłych SB-ów – konstatuje profesor S. Cenckiewicz" [3].
I podobno teraz mówi się, że Ministrem Obrony Narodowej może zostać Sz. Hołownia. To mam pytanie: kto wtedy rządziłby naprawdę polskim MON-em: Sz. Hołownia czy już senator gen. M. Różański a nawet może we współpracy z ostatnim szefem WSI, gen. Markiem Dukaczewskim? Pytanie wydaje się retoryczne, ale nawet gdyby szefem MON-u został ktoś inny, to i tak niestety M. Różański jako doradca Sz. Hołowni będzie miał niebezpieczne dla Polski przełożenie i wpływ na polską armię, polską obronność i bezpieczeństwo narodowe.
Dziś prokuratura prowadzi wobec niego dochodzenie w sprawach nieprawidłowości finansowych, ale będzie miał - jako senator - przez najbliższe lata immunitet chroniący go przed postawieniem w stan oskarżenia.
Inną postacią omawianą w filmiku jest Michał Kobosko, który rodzinnie ma/miał związki z cywilnymi służbami specjalnymi, m.in. z UB i SB a od 27 marca 2022 roku pełni funkcję I wiceprzewodniczącego partii Sz. Hołowni. Wcześniej bo od listopada 2020 do marca 2022 był nawet przewodniczącym Polski 2050, co rodzi pytanie kto tak naprawdę zakładał organizację pn. "Polska 2050" Sz. Hołowni.
M. Kobosko był dziennikarzem GW i mediów niemiecko-szwajcarskich firmy Ringier Axel Springer, do którego należą n.in: onet.pl, Forbes, Business Insider, Fakt, Newsweek, Auto Świat czy Komputer Świat. M. Kobosko w ostatnich wyborach został wybrany do Sejmu.
Matka M. Kobosko była zarejestrowana jako tajny współpracownik komunistycznej Służby Bezeceństwa pod pseudonimem "Krystyna", Dziadek M. Kobosko - Stefan Rogiński też był współpracownikiem SB pod pseudonimem "Muzyk" a jego wuj Piotr Kobosko również jako agent Służby Bezpieczeństwa został zarejestrowany pod pseudonimem "Romek".
Piękna esbecka rodzinka, nieprawdaż?
I takimi ludźmi otoczył się Sz. Hołownia, albo inaczej - to oni go najpewniej wykreowali na polityka w Polsce i to oni zapewne nim swobodnie zarządzają.
Tak więc zwracam się teraz do wyborców Trzeciej Drogi, szczególnie "Polski 2050"! Daliście się infantylnie zmanipulować i nawet nie wiedzieliście na kogo głosujecie.
A Wy, wyborcy PSL, zastanówcie się jak to było możliwe, że Wasze PSL utworzyło koalicję z najpewniej wystruganym przez dawne cywilne i wojskowe komunistyczne służby Sz. Hołownią?
I jak Wasze tradycyjnie piękne i propolskie chłopskie wartości mają się do wymysłów PO i Lewicy w sprawie dopuszczalności aborcji na życzenie i uznawania związków homoseksualnych (również z możliwością adopcji dzieci przez te pary), eliminacji KK z życia publicznego czy też niszczenia polskiego rolnictwa wedle chorych pomysłów i zaleceń unijnych oraz polskich lewaków? A oni chcą abyśmy żarli jedynie rośliny lub połykali syntetyczne tabletki żywieniowe.
P.S.
W czasach komuny wojskowe i cywilne służby specjalne nie przepadały za sobą. Może jest to w ogóle specyfika wszystkich służb specjalnych na świecie. Ale u nas po niby odzyskanej niepodległości i III RP oraz przy braku faktycznej lustracji i dekomunizacji dawne i poddańcze Sowietom specjalne komuchy zaczęły ze sobą ściśle współpracować opierając się na swoim komuszym etosie. I to jest ich spoiwem, który w końcu musimy skruszyć. To jest trudne, ale wykonalne.
Jutro ma być głosowany w PE forsowany przez Niemcy projekt zmian traktatowych, które oznaczają definitywne zakończenie niepodległości i suwerenności średniej wielkości państw zrzeszonych w UE. Tam jest zawarta m.in. rezygnacja z weta, które pozwalało na jako takie utrzymanie państwowości takich krajów jak Polska. I dlatego nie możemy się zgodzić na proponowaną zmianę traktatów unijnych!
Jeżeli UE uda się przeforsować te zmiany to od razu zmuszeni będziemy oddawać w jurysdykcję unijną obszary dotychczas będące w gestii tylko Polski. A są to m.in.:
- leśnictwo (lasy);
- zasoby wodne;
- klimat i bioróżnorodność;
- sprawy zdrowia publicznego włączając transgraniczne zagrożenia dla zdrowia, ochrona zdrowia i poprawa zdrowia ludzkiego włączając zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne;
- infrastruktura transnarodowa;
- sprawy zagraniczne;
- bezpieczeństwo zewnętrzne i obrona;
- obrona cywilna;
- ochrona granic;
- wdrożenie celów zrównoważonego rozwoju ONZ;
- kultura;
- edukacja w zakresie spraw transgranicznych.
Ale też wśród kilkuset propozycji jest też postulat mówiący o obowiązkowym przyjęciu przez kraje unijne niemiecko-brukselskiej waluty Euro. I tym razem też musimy się temu stanowczo przeciwstawić!
Przykre jest to, że gdyby zaczął znów rządzić proniemiecki i prorosyjski D. Tusk to od razu rozpocząłby przygotowania do przejęcia przez Polskę waluty Euro.
Żeby mieć poczucie własnej wolności, choćby poprzez posiadanie gotówki to jeszcze musimy żyć w kraju w miarę suwerennym i niepodległym a jednym z warunków, aby te przymioty przez dane państwo były realne jest konieczność posiadania własnej waluty. W przypadku Polski jest to nasz polski złoty (PLN).
O zaletach posiadania przez państwo własnej waluty napisano dziesiątki artykułów, odbyto wiele konferencji naukowych, uczy się też o tym na uczelniach czy kierunkach ekonomicznych (tych jeszcze nauczających obiektywnie). Ogólnie całość dyskusji na ten temat można sprowadzić do kilku podstawowych konstatacji, które stanowią clou korzyści z posiadania własnej waluty [2], [3], [4], [5].
Po pierwsze.
Posiadanie własnej waluty jest warunkiem niezależnej państwowości, atrybutem suwerenności. W dzisiejszym świecie suwerenność państwa jest w wielu aspektach ograniczana przez różnego typu uwarunkowania międzynarodowe, w tym unijne, bo do tej UE jednak weszliśmy. Na szczęście są takie obszary, w których nasz kraj wciąż zachowuje swoją suwerenność. Takim obszarem jest polityka pieniężna.
Jest to bardzo ważny atut Polski. Z prawem do prowadzenia własnej polityki pieniężnej wiąże się prawo do posiadania własnej waluty narodowej. Co prawda przystępując do UE daliśmy możliwość rezygnacji dla niej z własnej waluty, ale nie został określony żaden termin, kiedy tego dokonamy. I dobrze, bo to możemy przeciągać w nieskończoność a dzisiejszy szef NBP podkreśla, że Polski na razie nie stać na przyjęcie feralnego dla krajów Południa Europy Euro. I oby nas nie było stać do czasu, kiedy ta wspólna europejska waluta upadnie, a tego jestem pewien.
Po drugie.
Własna waluta jest narzędziem zarządzania gospodarką. Manipulując w sensie pozytywnym stopami procentowymi czy też kursem walut oraz kosztami transakcyjnymi istnieje możliwość wpływania na stan i rozwój gospodarki. I jest to wielki atut.
Jak wskazują dane od początku funkcjonowania strefy Euro kraje dojrzałe posiadające własne waluty narodowe osiągają szybsze tempo rozwoju gospodarczego niż strefa euro ogółem. Co więcej, na poziomie społecznym, czyli odnoszącym się do uwarunkowań na rynku pracy, sytuacja krajów dojrzałych posiadających własne waluty narodowe jest także korzystniejsza. Kraje te charakteryzują się niższym poziomem stopy bezrobocia niż strefa euro. Dotychczasowe doświadczenie pokazuje więc, że możliwe jest osiągnięcie sukcesu gospodarczego, doprowadzenie do szybkiego poziomu wzrostu gospodarczego i dobrej sytuacji na rynku pracy bez likwidacji waluty narodowej.
Także wiele krajów o nieco niższym poziomie wzrostu gospodarczego albo nawet krajów jeszcze biedniejszych zachowało swoją walutę narodową i własny bank centralny prowadzący krajową politykę pieniężną. Warto zauważyć, że spośród krajów UE własne waluty zachowały: Bułgaria, Czechy, Dania, Polska, Rumunia, Szwecja i Węgry. Do tego grona jeszcze niedawno należała również Wielka Brytania, ale po Brexicie jest już traktowana jako kraj poza Unią. I jak na razie nie widać chęci tych krajów do przyjmowania wspólnej waluty.
Po trzecie.
I chyba najważniejsze. Własna waluta jest niezbędna w okresach kryzysów i przeciwdziałania im. Stanowi najważniejszy element ochrony własnej gospodarki przed kryzysem. Kiedy gospodarka kraju słabnie, spada popyt wewnętrzny, obywatele mają mniej pieniędzy i mniej kupują, rząd mniej wydaje na inwestycje, wówczas jedyną nadzieją pozostaje trzeci składnik PKB – eksport.
W czasach kryzysu waluta krajowa słabnie, rosną kursy walut zagranicznych, co powoduje iż ceny naszych produktów są dla zagranicznych kontrahentów bardziej atrakcyjne. Wówczas jest szansa, że eksport się zwiększy i nadrobi ubytek w części popytu wewnętrznego czy inwestycji rządowych. Dzięki temu bezrobocie ma szansę przestać rosnąć, wpływy do budżetu spadać, gospodarka przestanie się kurczyć. Łatwiej będzie wyjść z kryzysu. Powtarzam: doświadczenie różnych krajów pokazuje, że w sytuacjach osłabienia koniunktury gospodarczej kurs waluty narodowej zazwyczaj się osłabia. Dzięki temu rośnie rentowność eksportu oraz poprawia się opłacalność krajowej turystyki. Pozwala to łatwiej wyjść z okresów stagnacji bądź wręcz recesji.
Takich możliwości nie ma, gdy nie ma się własnej waluty i jest się uzależnionym np. od decyzji EBC (Europejskiego Banku Centralnego z siedzibą a jakże w Niemczech), który dba dziś tylko o interes Francji i Niemic (ewentualnie Holandii). Posiadanie własnej waluty umożliwia też płynną, dokonywaną przez bank centralny regulację kursu waluty poprzez tzw. interwencje na rynku walutowym, czyli aprecjację lub deprecjację (dewaluację) własnej waluty. Jeśli więc kurs jest za wysoki i tworzy w ten sposób warunki niesprzyjające rozwojowi gospodarczemu, to można go próbować obniżyć poprzez taką interwencję. Ta operacja działa także w drugą stronę. "Nazywa się to wojną walutową. Wtedy gospodarka kraju, który zdewaluował własną walutę jest bardziej konkurencyjna w stosunku do gospodarek sąsiadów. Produkuje taniej. Czy to się sąsiadom może nie podobać? Może. Często się nie podoba. Ba, nawet zawsze. Czy u progu idei powstania wspólnej waluty, nie było przypadkiem pozbawienie gospodarczych konkurentów tego właśnie narzędzia stymulowania własnej gospodarki? Pytanie, moim zdaniem, retoryczne" [4].
Ponadto jest możliwe swobodne regulowanie/ustalanie stopy procentowej, która decyduje o dostępności pieniądza na rynku (oprocentowania kredytów), czyli jego podaży. To też jest bardzo ważny atrybut, gdy gospodarka zaczyna stopniowo popadać w kryzys. Można to było zobaczyć na przykładzie kryzysu koronawirusowego, kiedy to NBP obniżał stopy procentowe, aby polscy przedsiębiorcy mogli uzyskiwać tańszy pieniądz a tym samym jakoś uchronić się przed bankructwem.
Dodatkowo NBP w razie kryzysu lub aby stabilizować rynek pieniężny może stosować też tzw. "operacje otwartego rynku" [6] polegające na zwiększaniu lub zmniejszaniu podaży pieniądza oraz oprocentowania obligacji i bonów skarbowych emitowanych przez Bank Centralny, co będzie niemożliwe w przypadku przyjęcia waluty Euro.
Reasumując.
Bez własnej waluty Polska byłaby bezbronna w razie dużych kryzysów i nie mogłaby się rozwijać w takim tempie jak dzisiaj. Bylibyśmy zdani - z walutą Euro - na łaskę EBC a tym samym moglibyśmy tylko liczyć na jałmużnę od bogatszych od nas krajów, które chcemy dogonić gospodarczo. Bez złotego ta pogoń nigdy się nie uda, bo wielkim krajom w postaci Niemic czy Francji nie zależy, żeby nasza gospodarka dynamicznie się rozwijała i była konkurencyjna w stosunku do nich. Już to przerobiły kraje Południa Europy, gdzie ich konkurencyjność po przyjęciu Euro drastycznie spadła i musiały się po prostu zadłużać ponad miarę. Na walucie Euro najbardziej zyskały Niemcy. Po wprowadzeniu wspólnej waluty Niemcy stały się „Chinami Europy” odnotowując z roku na rok znaczną nadwyżkę w bilansie handlowym z innymi państwami unii walutowej. A pomyśleć, że D. Tusk deklarował, iż Polska może przyjąć Euro nawet w 2012 roku... Ale co mógł wówczas deklarować człowiek całkowicie wspierający niemiecką politykę i gospodarkę?
Tak na zakończenie jeszcze jeden atut/cytat posiadania własnej waluty. Mając ją własną Polska jest "względnie bezpieczna i nie podzieli losu Grecji sprzed lat . Oczywiście, atak spekulacyjny na polski dług jest możliwy, ale mało prawdopodobny. Co wtedy może zrobić kraj, odcięty od źródeł zewnętrznego finansowania? W ostateczności uruchomić drukarki banku centralnego. NBP mógłby, po drobnej przeróbce ustawy o NBP, skupować polski dług obniżając jego rentowność. Tak jak robi to FED oraz Bank of Japan. Oczywiście wszystko we właściwych proporcjach i przy właściwym ukierunkowaniu strumieni pieniądza w gospodarce" [4].
Po raz kolejny europarlamentarzystka Zielonych Sylwia Spurek powtarza swój postulat, "aby osoby jedzące produkty odzwierzęce, świadomie narażające się na nowotwory, choroby serca czy cukrzycę typu 2, powinny płacić wyższą składkę na ubezpieczenie zdrowotne? Znając ryzyka i mając dostęp do innej żywności?".
U niej to już jest psychicznie chorobliwa wegańska fiksacja na temat spożywania mięsa i produktów odzwierzęcych, w tym mleka i jajek.
Próbuje za wszelką cenę fałszywie udowodnić, że mięsożercy celowo sprowadzają na siebie różne choroby i dlatego należy podnieść im składkę zdrowotną. Bowiem są już sztuczne syntetyczne mięsa a do wyboru możemy jadać też roślinne schabowe czy kabanosy.
No to ja mam propozycję.
65% Polaków świadomie wybrało strach i niebezpieczeństwo głosując nie na PiS. Więc jeżeli u nas zaczną się zamachy, gwałty, rozboje i akty terrorystyczne spowodowane przez sprowadzonych na siłę do Polski nielegalnych migrantów islamskich to może zanim nasz system ochrony zdrowia będzie ich musiał leczyć, to należałoby wpierw zapytać czy są w tej masie 65% i w zależności od tego dopiero podejmować się ich leczenia.
No bo chcieli tych imigrantów w Polsce, więc niejako ponoszą sami winę za skutki ich bytności w Polsce, nieprawdaż? Dlaczego więc polski ZUS miałby finansować ich leczenie?
Można też popuścić wodze fantazji i karać wyższą składką zdrowotną palaczy lub spożywających nadmiernie alkohol, choć akurat w przypadku nałogów to mogłoby być jakoś wytłumaczalne? A może też już powszechnie podwyższać ową składkę dla tych, którzy po prostu nadmiernie oddychają, więc wydalają w zwiększonej ilości "zabójczy" dla całej planety dwutlenek węgla? Jakiś dzienny limit oddychania? Któż to wie... A już metan wydalany przez krowy to niemal przestępstwo...
Często obserwuję słowne szaleństwa S. Spurek, która wygląda jak anorektyczka. Jako typowy mięsożerca śmieję się nieraz do rozpuku, ale ten śmiech zamiera, bo wśród elit unijnych jest bardzo dużo takich person.
Ale...
Czy można postawić też pytanie na temat życia owoców, warzyw, drzew i roślin ogólnie? Oczywiście że tak.
Przecież najpierw bezduszny człowiek zakopuje ich nasiona w ziemi, co musi napawać obrzydzeniem, bo kojarzy się ze śmiercią i pochówkiem.
Później z tych nasion wykluwają się małe roślinki tak jak potomstwo zwierząt. I bezduszny człowiek je "wychowuje" dbając o nie, nawadniając ziemię, aby mogły się rozwijać, opryskuje nawozami, by nie zjadły ich robaki, co też jest obrzydliwością bowiem robaki też żyją i nie można ich zabijać. Aby więc roślinka przetrwała i urosła to człowiek ją pielęgnuje do pewnego momentu... aż obrodzi owoce, zboża, warzywa. Wtedy tenże człowiek po prostu je zabija. Zrywa i je ich plony nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób staje się niemal kanibalem. Wycina lasy, które też żyją życiem drzew i wszystkiego co się tam znajduje a później powstaje z tych barbarzyńskich wycinek drzew papier, którego weganie też nie powinni używać, podobnie jak drewnianych mebli. Jak tak można skoro lasy pochłaniają niezbędny dla nich CO2?
A przecież to wszystko jest niedopuszczalne. Jak można jeść owoce i warzywa, już martwe, gdy je zbierzemy. To tak jak spożywanie już martwego mięsa zwierzęcego. I tu i tu bowiem wcześniej musimy zabić, by cokolwiek zjeść. Jak tak można codziennie być przeciw naturze, której człowiek winien nie ruszać a już hodowla roślin winna być zakazana, podobnie jak hodowla każdych zwierząt, bo przecież i one żyją i gdy już odpowiednio się unormują to zostają zabijane i jedzone przez człowieka.
Ten człowiek to naprawdę jest jakimś wynaturzeniem przyrody. Mimo, że potrafi myśleć i być empatycznym to jednak zabija, aby przetrwać.
Ale nie martwmy się. Już niedługo nie będziemy nic jeść oprócz tabletek... tyle tylko, że do ich produkcji używane będą zarówno produkty odzwierzęce jak i odroślinne i - nie daj Boże - różnego rodzaju chemikalia zatruwające żyjącą przecież przyrodę. Z tym, że jeżeli ją zatruwają i niszczą to i większość odzieży pochodzenia tekstylnego też winna zniknąć, tym bardziej w przypadku odzieży naturalnej. I co wtedy?
Zostaje nam jedynie woda i nic więcej, choć i w wodzie są żyjątka, które ją pijąc zabijamy... a nie powinniśmy niczego zabijać: ani zwierząt hodowlanych czy każdych innych, ani roślin, ani drzew, ani zbóż, ani niczego, w tym żyjących bakterii i wirusów.
Odpada też z tychże powodów jakakolwiek wanna, prysznic czy pranie albo leczenie antybiotykami czy ziołami lub innymi lekami. Nie powinniśmy się też golić ani ścinać włosów, bo też żyją, skoro rosną, bo wszystko, co rośnie daje nam oznaki swojego życia.
Życzę więc fanatycznym weganom konsekwencji w swoim postępowaniu. Z pewnością biegając nago, bez jedzenia i bez picia ziszczą swoje ideały.
Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
Nasze wybory parlamentarne 15 października 2023 roku przeszły już do historii, choć najpóźniej do 24 stycznia 2024 roku Sąd Najwyższy ma czas na uznanie bądź nie ważności tych wyborów.
No, ale w 2024 roku czeka nas maraton wyborczy.
Pierwsze odbędą się wybory samorządowe, które miały się odbyć jesienią 2023 roku, ale zostały przesunięte na 2024 rok. Najprawdopodobniej zagłosujemy 7, 14 lub 21 kwietnia. Drugie to wybory do Parlamentu Europejskiego, które niemal na pewno odbędą się 9 czerwca.
Wybory samorządowe będą bardzo ważne dla przyszłości Polski i Polaków, bo może się okazać, że już niebawem będą to jedyne wybory, w których Polacy będą mieli okazję głosować na swoich lokalnych przedstawicieli. Bowiem, gdy elity unijno-niemieckie przeforsują budowę Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa ze stolicą w Berlinie to - gdy Polska już nie będzie miała statusu państwa jako takiego, ale zostanie jedynie landem/regionem niemieckim - właśnie wybory samorządowe jako jedyne dadzą Polakom szansę wpływu na swój los. Wówczas jedynymi wyborami do parlamentu zostaną tylko wybory do Europarlamentu i głosowanie na partie unijne, bo po prostu nie będzie ani polskiego sejmu, ani senatu.
Podobnie jest z czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, które również będą niezmiernie ważne. A to dlatego, że w obliczu kryzysu migracyjnego w Europie i zamierzenia przez Niemcy czy Francję budowy Jednego Państwa Europa może dojść do przetasowania w wewnętrznej strukturze Parlamentu Europejskiego. Może się bowiem okazać, że Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), do której należy m.in PiS, zyska o wiele więcej głosów Europejczyków niż ma obecnie. A to może zastopować szalone pomysły UE, czyli m.in.: budowę jednego państwa Europa czy bezmyślne forsowanie bardzo kosztownych programów takich jak "Zielony Ład" czy Pakiet „Fit for 55”. I jeżeliby się tak stało to uratowana byłaby polska państwowość, nasza Ojczyzna. Stąd też musimy gremialnie głosować wtedy na PiS.
Jedno zatem jest pewne. Ewentualnie gdyby zaczął rządzić w Polsce D. Tusk z ferajną to do czerwca 2024 roku nie zdecydują się na drastyczne odrzucenie reform PiS-u, a w szczególności programów socjalnych. I o tym musimy pamiętać zarówno w wyborach samorządowych, jak i wyborach do PE, bo po czerwcu 2024 roku PO (KO) i akolici już zgotują nam nędzny los...
Dosłownie to mi się w głowie nie mieści, że aż 65% durnych, bezmyślnych i zmanipulowanych Polaków wybrało zagrożenie i strach a nie poczucie bezpieczeństwa dla siebie i swoich najbliższych! A to poczucie bezpieczeństwa gwarantował jedynie PiS (ZP).
A dziś na świecie są tak naprawdę trzy potężne zagrożenia, które dotyczą Polski i jej przyszłości:
1) W. Putin i jego zafiksowanie na powrocie Rosji do supermocarstwa. Ostatnio nawet prezydent USA przestrzegł Polskę przed W. Putinem mówiąc, że gdy pokona on Ukrainę to następnym jego celem będzie Polska, co może spowodować ogólnoświatową wojnę Rosji i Chin z NATO,
2) Migracja ekonomiczna islamistów do Europy oraz ich terrorystyczna aktywacja poprzez atak Hamasu na Izrael. A przecież PiS (ZP) gwarantował, że tak jak w 2015 roku nie wpuści do Polski nielegalnych migrantów do Polski odrzucając unijny Pakt Migracyjny, który polega na przymusowej relokacji migrantów do krajów trzecich, w tym do Polski. Ewentualna nowa rządowa koalicja z PO (KO) na czele od razu ten pakt podpisze i w Polsce będziemy mieli takie sceny jak we Włoszech, Belgii, Hiszpanii, Niemczech i innych państwach Starej Europy. Do tego dojdą ataki terrorystyczne a Polacy będą się bali wychodzić po z mroku na ulice swoich miast,
3) Również zafiksowanie elit unijnych (szczególności niemieckich) na budowie Jednego Państwa Europa ze stolicą w Berlinie, co oznaczać będzie utratę niepodległości i suwerenności Polski. Bez jednego wystrzału oddamy Polskę Niemcom i może też po części Rosji w ramach Eurazji od Lizbony do Władywostoku. I oczywiście rządy totalnych z PO (KO) i ich okolic podpiszą wszystko, co im podsunie unijna i niemiecka elita. I wreszcie powstanie tak wyczekiwana przez Niemcy IV Rzesza Niemiecka, czyli Związek Socjalistycznych Republik Europejskich, bez państw i narodów a granicznie sąsiadujący z Rosją.
Ad. 1.
Kiedyś, bo w 2008 roku już śp. prezydent Lech Kaczyński w stolicy Gruzji Tbilisi proroczo przestrzegał przed W. Putinem mówiąc m.in. "I chciałbym to powiedzieć nie tylko Wam, chciałbym to powiedzieć również tym z naszej wspólnej Unii Europejskiej, że Europa Środkowa, Gruzja, że cały nasz region będzie się liczył, że jesteśmy podmiotem. I my też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę! Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazuje się, że nie, że to błąd" [1].
I wówczas wiele państw i różnych liderów politycznych uważały tamte słowa naszego prezydenta za zbyt pesymistyczne i oderwane od rzeczywistości. I cóż się okazało? Mamy trwającą już długo wojnę na Ukrainie spowodowaną pełnoskalową napaścią Rosji na Ukrainę.
I ta wojna trwa i trwa, i wzbudza coraz mniejsze zainteresowanie na świecie, co wydaje się bardzo niebezpieczne o czym poinformował prezydent USA J. Biden w przemówieniu do narodu amerykańskiego: "Jeśli nie powstrzymamy Putina, nie zatrzyma się na Ukrainie. Już zagroził i wypominał Polsce, że jej zachodnie ziemie są "darem" od Rosji. Jeden z jego najbliższych doradców, były prezydent Rosji, nazwał Estonię, Łotwę i Litwę bałtyckimi prowincjami Rosji" [2]. Odniósł się w ten sposób do słów Putina z lipca, kiedy rosyjski prezydent powiedział, że "przypomni" Polakom, że ich ziemie zachodnie są darem od Stalina" [2]. Dodał też, że jeżeli Putin zaatakuje sojusznika z NATO, będziemy bronić każdej piędzi ziemi NATO (...) Powiedział, że Ameryka musi przezwyciężyć swoje wewnętrzne podziały, aby chronić dwóch kluczowych sojuszników (Polskę i Izrael) i zachować przywództwo USA na świecie" [2].
Rządy PiS (ZP) od samego początku postanowiły działać wedle zasady: "chcesz pokoju, przygotowuj się do wojny". Stąd poczyniono wiele zakupów uzbrojenia a plany są (były) jeszcze większe. Dodatkowo sukcesywnie wzmacniano liczbowo polską armią, która docelowo miałaby wynosić około 300 tys. żołnierzy, w tym 50 tys. żołnierzy WOT i 250 tys. żołnierzy zawodowych". Dziś armia liczy około 170-180 tysięcy żołnierzy. Rządy PiS-u (ZP) odbudowywały zapaść w polskim wojsku, która powstała w czasie rządów PO-PSL, gdzie likwidowano nie tylko liczebność armii, ale i jednostki wojskowe oraz przyjęto doktrynę, że w razie agresji ze wschodu Polska będzie się broniła na linii Wisły oddając niemal bez walki pół Polski agresorowi.
Jednym z elementów obronnych jest też mur na granicy z Białorusią, który chroni nie tylko przed zalewem islamistów z terenu Białorusi (o czym niżej), ale też jest przeszkodą w razie agresji Rosji na Polskę z terytorium Białorusi. Polska bowiem graniczy z Rosją tylko granicą z Obwodem Królewieckim (ros. Obwodem Kaliningradzkim): granica morska liczy: 22 km, lądowa: 210] km.
No i co teraz słyszymy po wyborach z ust Tomasza Siemoniaka (to ten od armii za rządów PO-PSL: "Nikt nie lubi takich rzeczy jak oszczędzanie, ale jak nie ma, to nie ma" - to o oszczędzaniu na armii, wypowiedź z 2013 roku)?
Otóż znów ta persona wyraziła pogląd, że "Polska nie ma potencjału demograficznego do budowy 300-tysięcznej armii, co było celem Prawa i Sprawiedliwości. Optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa: 30-40 tysięcy obrony terytorialnej, 20-30 tysięcy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej i zbudowanie kilkusettysięcznej rezerwy" [3].
Nie wiem czy płakać czy się śmiać. Jak widać wszystko powraca jak bumerang: znów gaworzą o jakiejś mitycznej popisowskiej dziurze budżetowej, czyli "piniędzy" znów nie będzie na nic a na armię w szczególności. I taki T. Siemoniak bezrefleksyjnie mówi to teraz gdy: trwa wojna na Ukrainie a apetyty W. Putina sięgają Polski oraz Hamas napadł na Izrael i ogłosił ogólnoświatowy dżihad, czyli islamską "świętą wojnę przeciw niewiernym", która przyniesie wiele ataków terrorystycznych, także w Starej Europie, do której napłynęły miliony nielegalnych migrantów islamskich.
A warto wspomnieć, że atak Hamasu na Izrael rozpoczął się w sobotę (7.10.2023 r.), kiedy w stronę Strefy Gazy wystrzelono według izraelskich źródeł około 3,5 tys. rakiet, natomiast dżihad został ogłoszony powszechnie a na dzień 13.10.2023 r. Hamas ogłosił muzułmański "dniem gniewu".
Proszę tedy zauważyć, że wojna na Ukrainie trwa od 22.02.2022 roku a Hamas zaatakował 7.10.2023, czyli Polacy wszystko wiedzieli przed wyborami a jednak w 65% zagłosowali przeciw dającemu poczucie bezpieczeństwa PiS-owi (ZP). Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć tę głupotę znacznej części Polaków?
Ad. 2.
Rządy PiS-u (ZP) w 2015/2016 skutecznie odrzuciły wymysły unijne dotyczące przymusowej relokacji do Polski określonych kwot imigrantów islamskich. Wtedy to politycy PO byli gotowi przyjąć każdą ilość migrantów, ale na szczęście przegrali wybory i to PiS (ZP) utworzył rząd, który do teraz stawia jasne weto na temat nowego wymysłu elit niemiecko-unijnych, czyli tzw. Paktu Migracyjnego (obowiązkowej solidarności - sic!), czyli teraz już stawiany jest wobec nas warunek: albo przyjmiecie migrantów albo za każdego nieprzyjętego będziecie płacić do kasy UE około 20 tys. Euro.
A sytuacja w Starej Europie jest tragiczna. Już wcześniej hordy imigrantów rozpełzły się na ulicach miast europejskich a nawet stworzyli sobie enklawy, do których boją się nawet wejść służby policyjne. Jest mnóstwo gwałtów, rozbojów, walk gangów, aktów terrorystycznych. A teraz jeszcze doszedł islamski dżihad, co tylko zwielokrotni przestępstwa i ataki terrorystyczne dokonywane "na niewiernych" Europejczykach.
Ileż to przed wyborami napatrzyliśmy się, jaki koszmar zgotowali nam nielegalni imigranci i to... na własne życzenie krajów Starej Europy a przede wszystkim Niemiec, które ustami A. Merkel witały wszystkich imigrantów.
Patent na powstrzymanie napływu nielegalnych migrantów ekonomicznych ma Polska, która z jednej strony nie wpuszcza ich do Polski z terenu Białorusi (dzięki murowi granicznemu) a z drugiej strony stara się pomagać ewentualnym migrantom w ich krajach.
No, ale elity unijno-niemieckie są głuche i odporne na takie sposoby kontroli napływu imigrantów i nakazują innym podzielenie się tym problemem. Obecny rząd dotychczas sprzeciwiał się Paktowi Migracyjnemu, ale jestem pewien, że gdyby zaczął rządzić D. Tusk ze swoją ferajną to jako Polska ten Pakt przyjmiemy a wtedy to u nas będą się działy takie koszmary jak we Włoszech, Niemczech, Hiszpanii, Francji, Szwecji, Belgii i w wielu jeszcze innych krajach.
Czy zatem fakt, że aż 65% Polaków życzy sobie - ze wszystkimi konsekwencjami - u siebie nielegalnych imigrantów i tego, aby na polskich ulicach były gwałty, rozboje, morderstwa czy akty terrorystyczne, nie upoważnia mnie do stwierdzenia, że ta część Polaków to durni idioci lub masochiści?
Ad. 3.
W koalicyjnej umowie zawartej w Berlinie przez obecnie rządzących socjalistów niemieckich jest zapis, że Niemcy będą bardzo mocno i jak najszybciej dążyć do utworzenia z UE Jednego Sfederalizowanego Państwa Europa ze stolicą w Berlinie (lub współstolicą w Brukseli).
A cóż to dla Polski oznacza? Ano całkowitą utratę naszej suwerenności i niepodległości. Staniemy się peryferyjnym zasobem taniej siły roboczej dla Niemic, Francji czy Holandii (Niderlanów). Nie będzie już Polski, za którą przelewali krew nasi dziadowie. O wszystkich naszych sprawach decydować będzie Berlin a rozkaz z Berlin dla D. Tuska zawsze był i jest świętością!
Zanim jednak nastąpi Jedno Superpaństwo Europa (IV Rzesza Niemiecka, Związek Socjalistycznych Republik Europejskich - drugie ZSRR) to krok po kroku będziemy zmuszeni oddawać w jurysdykcję unijną obszary dotychczas będące w gestii Polski. A są to m.in.:
- leśnictwo (lasy);
- zasoby wodne;
- zasoby naturalne;
- klimat i bioróżnorodność;
- sprawy zdrowia publicznego włączając transgraniczne zagrożenia dla zdrowia, ochrona zdrowia i poprawa zdrowia ludzkiego włączając zdrowie i prawa seksualne i reprodukcyjne;
- infrastruktura transnarodowa;
- sprawy zagraniczne;
- bezpieczeństwo zewnętrzne i obrona;
- obrona cywilna;
- ochrona granic;
- wdrożenie celów zrównoważonego rozwoju ONZ;
- kultura;
- edukacja w zakresie spraw transgranicznych.
Przecież przed wyborami nikt nie mógł mieć cienia wątpliwości, że jeżeli wygra PO lub skompletuje koalicję rządząca, to zaakceptuje te propozycje. Jest to bowiem formacja tak bardzo zadłużona politycznie w Berlinie i Brukseli, że nawet gdyby chciała, nie będzie w stanie wejść w bitwy wokół spraw zasadniczych.
Czyli sami poprosiliśmy elity unijne (niemieckie) żeby dokonały nas naszej Ojczyźnie kolejnego rozbioru Polski! Tym razem to może być jej ostateczny rozbiór.
No i na koniec jeszcze o referendum. PiS (ZP) chciał zabezpieczyć Polskę na wypadek, gdyby po wyborach przegrał lub nie utworzył koalicji wyborczej dającej większość w Sejmie. Jakim trzeba być antypolskim kretynem, żeby namawiać do bojkotu tego referendum, co ostatecznie skończyło się na tym, że w referendum wzięło udział trochę ponad 40% wyborców i nie osiągnąwszy wymaganego pułapu na poziomie +50% to referendum nie było wiążące.
I tak to popełniliśmy piękne zbiorowe samobójstwo.
Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą. Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!