Sądzę, że takie pytanie stawiane jest przez wielu Polaków, ale też mieszkańców wielu innych krajów nie tylko europejskich. I tak naprawdę nikt nie jest w stanie udzielić na nie odpowiedzi.
Oczywiście są jakieś szacunki tego okresu oparte na rachunku prawdopodobieństwa, analizach matematyczno-fizycznych czy socjologicznych. Wykorzystuje się do nich nawet prognozowanie ekonometryczne.
Niestety wszystkie te szacunki są mało przydatne ze względu na to, iż tak naprawdę nie znamy źródła pochodzenia koronawirusa i nie mamy na niego skutecznego antidotum. Musimy czekać aż sami tego wirusa pokonamy, tj. pokona go nasz organizm przy ewentualnym wsparciu medycznym. Trwają prace nad lekiem, ale to też musi potrwać z pół roku (ewentualnie 3-6 miesięcy).
W celu ograniczenia zakażeń koronawirusem niemal wszystkie kraje (w tym Polska) przyjęły tak naprawdę tylko jedną metodę: dobrowolną zbiorową kwarantannę a w przypadku podejrzeń zakażenia przymusową kwarantannę. Zamknięto granice państwowe, ustalono drakońskie kary za naruszenie przymusowej kwarantanny, zamknięto niemal wszystkie miejsca użyteczności publicznej - w tym szkoły, teatry, restauracje, puby, kina, ale też sieci handlowe, itd. Doświadczamy tego dzisiaj każdego dnia.
Jako Polska możemy być dumni z tego, że obecne nasze władze wprowadzały i wprowadzają środki służące do ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa niemal jako pierwsi w Europie. Za nami podążają inni. Dodatkowo podobnie jest w przypadku pomocy dla przedsiębiorców i pracowników. Też zapewne za nami pójdą w tym obszarze inne kraje.
Wszystkie te działania nakierowane na zdrowie obywateli i jego ochronę powodują to, że mimo wszystko liczba zakażonych w Polsce w stosunku do jej liczebności jest w miarę niska a rośnie raczej liniowo a nie wykładniczo. To może napawać optymizmem, choć podobno jesteśmy jeszcze przed kulminacją zakażeń.
Takie rozprzestrzenianie się koronawirusa wynika też z tego, że jako społeczeństwo jesteśmy zmobilizowani i jak na razie w przeszło 95% poddajemy się obostrzeniom tego stanu epidemii. Mam nadzieję, że tak będzie dalej.
Tym niemniej wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, że najszybciej w Europie (a nawet w sferze państw cywilizacji zachodniej z USA i Kanadą na czele) pokonalibyśmy koronowirusa, czyli liczba zakażonych by malała a liczba wyzdrowień rosła.
Co wtedy? Czy oznaczałoby to, że moglibyśmy powrócić do stanu sprzed epidemii? Czy w ogóle możliwy jest taki powrót?
Oczywiście, że nie! No bo cóż by nam przyszło ze zwycięstwa z koronowirusem, gdybyśmy znów otworzyli swoje granice dla krajów, w których epidemia dalej by się "panoszyła"? Czy moglibyśmy zrezygnować z obowiązkowej dwutygodniowej kwarantanny dla tych, którzy z zagranicy przyjeżdżaliby do Polski? Też nie! I tak jest w każdym innym przypadku.
Z tego jest tylko jeden wniosek. Na względną normalizację stanu rzeczywistego możemy liczyć dopiero w tym momencie, kiedy koronawirus zostanie pokonany w skali całego globu, a to - wedle rożnych szacunków - może potrwać nawet rok albo i dłużej. I w takiej perspektywie musimy myśleć o krajowych obostrzeniach związanych z tym wirusem. Ale nawet normalizacja po zwycięstwie nad wirusem nie przywróci już nigdy stanu tego jaki znaliśmy przed tą epidemią.
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.