sobota, 29 maja 2021

J. Biden - prezydentura, która może zniszczyć suwerenność Polski!

J. Biden jeszcze w czasie kampanii wyborczej i tuż po zwycięstwie w wyborach w USA propagandowo zarzekał się, iż jest przeciwny budowie Nord Stream 2, ponieważ jest to inwestycja przede wszystkim zgodna z interesami rosyjskimi. Jeszcze pod koniec stycznia 2021 roku rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki informowała, że: "Prezydent USA Joe Biden niezmiennie uważa, że łączący Rosję z Niemcami gazociąg Nord Stream 2 to projekt zły dla Europy" [1]. Po kilku miesiącach zmienił jednak zdanie i nie nakładając ani nie przedłużając głębokich sankcji dla firm ten gazociąg budujący oświadczył, że jego zgoda na dokończenie budowy tegoż gazociągu wynika z tego, iż "jest on już prawie ukończony (...) i to nie jest tak, że mogę pozwolić na coś Niemcom albo nie. Byłem przeciwny Nord Stream 2 od samego początku, ale gdy objąłem urząd, gazociąg był prawie ukończony i wprowadzenie sankcji w tym momencie byłoby szkodliwe dla naszych relacji europejskich" [2]. 

Innymi słowy: "USA dały zielone światło dla budowy Nord Stream 2" [3]. I jest oczywiste, że J. Biden (a raczej K. Harris) podjął taką decyzję dla dobra Niemic i Rosji a wymowa jego słów oznacza, że dla niego dobre stosunki europejskie to dobre relacje z Niemcami. A to prowadzić będzie w prostej linii do odbudowy hegemonii Niemic w UE i kontunowaniu przez nie budowy swoistej IV Rzeszy opartej na ich dawnym projekcie Mitteleuropy [4]. 

Takie podejście jest całkowitym odejściem od polityki D. Trumpa, która skupiała się na: ograniczaniu roli Niemiec w Europie, budowie przeciwwagi dla Niemic i Rosji w postaci Trójmorza, wzmacnianiu wschodniej flanki NATO oraz popieraniu porozumienia V4 a do tego to właśnie to D. Trump wprowadził ostre restrykcje dla firm budujących NS2, uważając ten projekt za szkodliwy i dla całej Europy, i dla USA. 

Nie lubię być "złym prorokiem", ale zanim jeszcze J. Biden oficjalnie został prezydentem USA napisałem m.in. dwa posty. 

W pierwszym zatytułowanym: "Antypolska prezydencja Niemiec w UE" wskazałem m.in, iż: 

"Nie są przypadkowe wypowiedzi Niemki Katriny Barley o "zagłodzeniu finansowym" Polski i Węgier, tak jak nie są przypadkowe ataki na Polskę w niemieckich lub proniemieckich mediach (...) Wszystko to dzieje się teraz, kiedy ważą się losy przyszłego budżetu UE i kierunku jej rozwoju (...)  Ale Niemcy działają perspektywicznie i jest dla nich nie do pomyślenia, że Polska mogłaby się wybić na niezależność gospodarczą. I właśnie gospodarka Polski jest dla Niemic celem ataku. Nasze inwestycje w postaci Przekopu Mierzi Wiślanej, Via Baltica, Via Carpatia czy oczywiście konkurencyjny dla nich CPK są "solą w oku" dla niemieckiej gospodarki. Ponadto Idea Trójmorza również dla Niemic jest nie do przyjęcia i to mimo tego, że udają, iż jej sprzyjają. W ogóle jakikolwiek wzrost znaczenia Polski na arenie europejskiej czy szerzej światowej jest dla nich niewyobrażalny. Mają zakodowany gen antypolskości i nie zmienia się to przez wieki i mimo politycznych zaklęć nie zmieni się to ani teraz ani w przyszłości (...) Być może pewnym otrzeźwieniem dla nich mogłoby być jasne żądanie Polski o zadośćuczynienie za zbrodnie, które Niemcy dokonały na naszym narodzie w czasie II WŚ" [5].

A w drugim o tytule: "J. Biden - Czy to koniec Trójmorza i powrót do niemieckiej Mitteleuropy?" napisałem również m.in. i to:

"Pozbawieni "parasola ochronnego" w postaci USA (w przypadku zwycięstwa J. Bidena) możemy się spodziewać zachwiania lokalnych sojuszy zawieranych przez Polskę: V4 i Trójmorza. A to już zdecydowanie osłabi naszą pozycję międzynarodową. Dotychczasowy stosunek i wypowiedzi lewackiego prezydenta-elekta USA wobec Polski i Polaków są dla nas negatywne a nawet obrażające (...) Prezydent D. Trump zachowywał bardzo dużą rezerwę wobec dominacji Niemiec w UE i ich inklinacjom do realnego tworzenia kondominium rosyjsko-niemieckiego (...) Za czasów B. H. Obamy i chyba niemal przez całe 30 lecie Niemcy miały natomiast "zielone światło" dla realizacji swojej uwspółcześnionej idei  Mitteleuropy (...) Zmiana władzy w Polsce i prezydentura D. Trumpa wyraźnie zastopowały te niemieckie ciągotki, ale one dalej tkwią w świadomości politycznej Niemców i co gorsza: licząc na zmianę prezydenta w USA jeszcze w październiku Berlin zaproponował Waszyngtonowi, że będzie ich najlepszym sojusznikiem. Annegret Kramp-Karrenbauer, szefowa niemieckiej CDU i federalna minister obrony wygłosiła wówczas przemówienie w Steuben-Schurz Society, najstarszym niemieckim stowarzyszeniu promującym przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi. Zaznaczyła w nim, że Niemcy są gotowe do zmiany swej dotychczasowej polityki w kwestiach bezpieczeństwa, co nie tylko oznacza deklarację zwiększania własnego budżetu wojskowego, ale również zmianę głębszą polegającą na zmianie wektorów strategicznych sojuszy: kosztem Rosji i Chin Niemcy są zdecydowane powrócić do silnych relacji Berlina i Waszyngtonu, które dla niemieckiej polityk "są westbindung, czyli spoiwem, kotwicą która utrzymuje Niemcy w świecie wartości umownego Zachodu z konstytuującymi go demokracją i systemem rynkowym" (...) Ani przemówienie niemieckiej minister ani artykuł o tym nie wywołał jakiejś większej dyskusji w Polsce. Sprawa nie została zauważona a wynika z niej jedno: za kadencji J. Bidena możemy spodziewać się powrotu Niemiec jako europejskiego hegemona i największego sojusznika USA, co oczywiście odbędzie się kosztem Polski i degradacji znaczenia idei Trójmorza. Tym samym Niemcy powrócą do realizacji swojej polityki Mitteleuropy i będą miały najważniejszy wpływ na tzw. wschodnią flankę NATO. Sądzę, że administracja J. Bidena z ochotą przyjmie te niemieckie propozycje, co dla nas niestety oznacza powrót do roli wasala w zniemczonej Unii Europejskiej" [6]. 

A jeszcze - licząc na jakieś pozytywne dla Polski zwroty akcji - w poście zatytułowanym: "Niemiecka prezydencja UE - budowanie IV Rzeszy" kontynuowałem swoje obawy i nadzieje pisząc m.in.:

"W sytuacji gdy już niemal pewne jest objęcie prezydentury USA przez J. Bidena oraz gdy z końcem roku kończy się niemiecka prezydencja UE to Niemcy (czas ich goni) w ostatnich dniach przystąpiły do przyspieszenia działań, które mają na celu zbudowanie przez nich IV Rzeszy. Oczywiście chcą wymusić poddaństwo takich krajów jak Polska czy Węgry poprzez uzależnienie polityczno-ideologiczne wypłaty funduszy europejskich od mitycznej praworządności, co jest niezgodne z traktatami unijnymi. Do tego doszło jeszcze przyjęcie jakiejś "strategii" wobec LGBTIQ+, która w skrócie ma promować te środowiska wraz z możliwością np. adopcji dzieci przez pary "nienormatywne". "Strategia" ta przyjęta została na 5 lat a po upływie połowy tego okresu ma być sporządzony jakiś tam raport z realizacji owej "strategii" w poszczególnych krajach. Oczywiście i ta "strategia" nie ma nic wspólnego z zapisami traktatowymi.  Polska nie może się zgodzić ani na jedno ani na drugie. Mamy w zanadrzu możliwość zawetowania budżetu, co już zapowiedział premier M. Morawiecki. Prawdopodobnie takie posunięcie wykonają też Węgry. A czy inne kraje? Zobaczymy, bo być może sama groźba veta wpłynie na wycofanie się niemieckiej prezydencji z forsowania warunkowania uzyskiwania funduszy od tej niejasnej praworządności. Mam jednak obawy, że jednak Niemcy - zważywszy na wynik wyborów w USA -  nie będą skłonne do ustępstw. Poza tym chcą też wykorzystać czas pandemii do wzrostu własnego znaczenia geopolitycznego i politycznego reglamentowania dystrybucji pomocy unijnej w ramach pandemicznego funduszu wsparcia" [7]. 

Niestety niemal wszystkie złe konstatacje i przeczucia na temat prezydentury J. Bidena się sprawdzają. Podobnie jest w przypadku Niemiec czy Rosji. I naprawdę Polsce dziś zagraża utrata suwerenności, tym bardziej że jednak ulegliśmy Niemcom i podpisaliśmy, i przyjęliśmy unijny budżet wraz z Funduszem Odbudowy. W ten sposób straciliśmy kolejny kawałek naszej resztki suwerenności i niepodległości na rzecz sfederalizowanej UE a tak naprawdę IV Rzeszy Niemieckiej. Temu nikt nie może zaprzeczyć. Po raz pierwszy bowiem zgodziliśmy się na to, by być żyrantem długów innych państw w UE (uwspólnotowienie długów) a do tego pozwoliliśmy, by UE mogła - również po raz pierwszy - narzucać podatki w państwach członkowskich, w tym w Polsce. A jakby tego wszystkiego było mało to zgodziliśmy się na warunkowość przyznawania tychże środków unijnych, np. ze względu na przestrzeganie przez nasz kraj mitycznej unijnej "praworządności", pod którą można wtłoczyć wszystkie lewackie pomysły jak np. zgodę na adopcję dzieci przez pary homoseksualne lub też na "zielony ład" rujnujący nasze kopalnie i elektrownie węglowe. 

Tak, za czasów D. Trumpa postawiliśmy wszystkie swoje karty na USA, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej. I w sumie był to dobry kierunek, ale zarazem krótkowzroczny, bo zawsze należy mieć jakąś alternatywę, którą można wykorzystać, gdy nagle dotychczasowy sojusznik zmieni optykę swoich działań i preferencji geopolitycznych. W polityce międzynarodowej w każdej chwili należy być gotowym na taką zmianę, która winna być zawsze z korzyścią dla określonego kraju. Pamiętam, że taką "jaskółką" była wizyta prezydenta A. Dudy w Chinach, która dawała nadzieję, że Polska zaczyna myśleć samodzielnie i wielowektorowo. Niestety - zapewne pod naciskiem USA - rozmowy z Chinami na temat ich Nowego Jedwabnego Szlaku, w ramach którego pod Łodzią miał być wybudowany hub transportowy dla całej Europy i Rosji, stanęły w miejscu. 

A teraz? USA znów stawiają na Niemcy i ewentualnie na Rosję w "wojnie" o hegemonię właśnie z Chinami. Stąd ta ich zmiana polityki wobec naszej części Europy. 

Prof. Tomasz  Grzegorz Grosse - politolog, socjolog, wykładowca UW w wywiadzie dla TVP Info zwraca uwagę m.in. na następujące obszary naszej polityki zagranicznej: 

"Stany Zjednoczonej chcą się skupić na konflikcie z Chinami, a poprzez dobre stosunki z Berlinem przeciągnąć całą Europę na swoją stronę. Chodzi o to, by w konflikcie z Pekinem mieć Europę za sojusznika (...) Ceną, którą USA muszą zapłacić za taki sojusz, jest „zgoda na budowę NS2, ale również pewne skoncentrowanie się na Berlinie kosztem Europy Środkowej” (...) Takie podejście amerykańskie „oddaje inicjatywę Niemcom w tym regionie w zakresie uzgadniania kwestii strategicznych, takich jak relacje z Rosją lub więzi transatlantyckie” (...) Mówi, że w takiej sytuacji po pierwsze musimy „zrewidować swój stosunek do Stanów Zjednoczonych, jako bezapelacyjnego wsparcia w razie agresji ze strony rosyjskiej”. Musimy stale modernizować swoje siły zbrojne i wzmacniać swój potencjał wojskowy. Potrzebujemy wiele elementów odstraszania (...) Po drugie warto się zastanowić nad polityką wobec Berlina. Jeżeli godzimy się na bycie strefą wpływów Niemiec, powinniśmy zainwestować w jak najlepsze relacje z RFN. Jeżeli jednak taka rola nie do końca nam odpowiada, trzeba wzmacniać swoją pozycję względem Berlina (...) 

Aby faktycznie stawać się dla Niemiec rzeczywistym partnerem, a nie satelitą, trzeba iść w trzech kierunkach.  Jako pierwszy element prof. Tomasz Grzegorz Grosse wymienia wykazywanie się bardzo dużą aktywnością w regionie Europy Środkowej i Wschodniej, czyli wzmacnianie swojego potencjału geopolitycznego. To zmniejsza naszą asymetrię w relacji z Berlinem, ale także ogranicza apetyty Rosji na odbudowę strefy wpływów w naszej części Europy. Wskazując na drugi środek wymienia „zmniejszanie przepaści ekonomicznej, która powoduje, że dziś w dużej mierze wciąż jesteśmy podwykonawcą dla firm niemieckich”. Cały nasz rozwój i model przemysłu zasadza się na tym, że jesteśmy podwykonawcami. Warto więc dywersyfikować swoją gospodarkę, zmniejszać zależność od udziału w łańcuchach produkcji niemieckich korporacji, mocniej budować potencjał technologiczny krajowych firm, współpracować z innymi partnerami, w tym wykorzystywać potencjał Trójmorza. Trzeci czynnik to modernizacja krajowego przemysłu zbrojeniowego. Jego rozwój mógłby być kołem zamachowym dla budowania swojej przewagi nad innymi gospodarkami, ale jest również bardzo istotny z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. 

W rozmowie z portalem tvp.info ekspert mówi, że biorąc pod uwagę zmieniającą się sytuację międzynarodową, warto również niezmiennie poszukiwać nowych relacji i wzmacniać stosunki z różnymi partnerami na świecie. W tym kontekście bardzo ważna jest choćby ostatnia wizyta prezydenta Andrzeja Dudy i przedstawicieli rządu w Turcji. Jest to państwo nie tylko stanowiące geograficzne przedłużenie Trójmorza, ale również niechętne wobec odbudowy dawnej strefy wpływów przez Rosję. Dodaje, że warto też rozwijać nasze relacje z Pekinem. Chiny są jednym z największych światowych mocarstw. Mają ogromny wpływ na relacje geopolityczne, w tym kwestię bezpieczeństwa w Europie Środkowej. Chcąc budować swoją pozycję, musimy stale rozmawiać z wieloma różnymi partnerami" [3]. 

Dużo tekstu, ale trudno nie zgodzić się z profesorem. 

Jesteśmy dziś w nowej sytuacji geopolitycznej. Prezydentura J. Bidena będzie dla nas latami bardzo trudnymi. Trzeba się liczyć, że Niemcy zintensyfikuję swoje działania dla budowy swojej hegemonii w UE kosztem naszej części Europy i dezintegracji takich międzynarodowych i pomijających Niemcy umów jak V4 czy Trójmorze. Przykład Kopalni Turów daje wiele do myślenia i spowodował rozdźwięk między Czechami a Polską - przypadek? Nie sądzę i wydaje mi się, że już wkrótce nastąpią próby skłócenia nas ze Słowacją czy Węgrami. 

Do tego Niemcy będą miały decydujący wpływ na odbudowę tzw. kondominium niemiecko-rosyjskiego a tym samym prawdopodobny jest kolejny "reset" w stosunkach USA-Rosja a to dla nas nie wróży nic dobrego: już jeden taki obanowski "reset" zakończył się tragedią pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku. 

Sytuacja jest więc niewesoła i teraz - mimo nieraz występujących u nas zastrzeżeń - winniśmy wszystko robić, aby to PiS utrzymał się u władzy, bo inaczej już realnie staniemy się podwykonawczym landem niemieckim, jako ich tania siła robocza a o naszej suwerenności będziemy mogli tylko z rozrzewnieniem przeczytać w książkach historycznych. 

Nie mogą w obecnej sytuacji geopolitycznej do władzy powrócić lub ją objąć ludzie, którzy już dziś (a nawet wcześniej) stawiają na Niemcy jak PO czy wcześniej Nowoczesna a dziś ruch Sz. Hołowni. "Niemiecka prasa rozpływa się na temat Hołowni: “Polityczna nadzieja Polski”. Wcześniej w podobnym tonie pisali o Petru" [8]. Warto nieraz zajrzeć do prasy niemieckiej i zastanowić się kogo ona promuje w Polsce. To daje odpowiedź na pytanie: Kogo Niemcy uważają dziś za swojego "polskiego" sojusznika? Niestety wielu Polaków widzi nasz kraj jako podległy Niemcom i to jest smutne. Szczególnie w nowej i obecnej szybko zmieniającej się sytuacji międzynarodowej. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.