Jako, że tekst jest wart przeczytania i zastanowienia pozwolę sobie na skopiowanie go w caałości. Rzadko to robię, ale wydaje mi się, że w tym przypadku jest to wskazane... Tym bardziej, że niemal w całości zgadzam się z poglądami i opiniami autora owego postu...
--------------------------------------------------------------------------------------
Motto I : „Myślę, że postulat rozdziału państwa i lewicy jest kluczowy dla żywotności duchowej, politycznej i gospodarczej Polski”.
Motto II:
„Nie jest utopią coś, co już się kiedyś wydarzyło. Nie jest utopią
świat, w którym były obozy koncentracyjne. Nie jest również utopią świat
lepszy – bez lewicy, a taki kiedyś był i był na pewno normalniejszy.
Granice dobra i zła nie są stałe i trzeba nieustannego wysiłku, aby
utrzymać „zadaną niepodległość” i chronić nasze wartości oraz
najmłodszych”.
Jednym z
najsilniej działających tabu, które spętało umysł, a tym samym możliwość
skutecznego działania u przeciętnego „prawicowca”, jest pogląd
polegający na tym, że lewica ma prawo do istnienia w „demokratycznym
porządku” świata. Tabu nowego porządku,
powstałe w czasie, gdy Rewolucja Francuska mordowała dziesiątki tysięcy
niewinnych ludzi, uczyniło ostatecznie w XX wieku z „prawicy”
karykaturę –wierzącą zabobonnie w status quo stworzonego przez lewicę
świata. Czy prawicowy mainstream naprawdę w to wierzy? Wystarczy zapytać:
Czy lewica ma prawo mieszać się do polityki?
Samo zadanie
takiego pytania wywołuje u niektórych osób już na wstępie zaskoczenie,
rozbawienie, konsternację, odruchową negację zawartej domyślnej tezy, a u
innych, bardziej zorientowanych w temacie, wyznanie bezradności w
rodzaju: „to utopia”.
Aby mieć odwagę zadać to pytanie i na nie poważnie odpowiedzieć, trzeba wiedzieć, czym naprawdę była i jest lewica oraz że potoczne rozumienie podziału na „lewicę” i „prawicę” jest błędem.
Nie sposób również pominąć w kontekście polskim tragicznego paradoksu najnowszej historii polegającego na tym, że Polacy „wychodząc” z komunizmu sowieckiego równocześnie wchodzili, nieświadomie, w jego inną – mało wówczas jeszcze widoczną, ewoluującą – zachodnią strukturę komunizmu europejskiego.
Nie sposób również pominąć w kontekście polskim tragicznego paradoksu najnowszej historii polegającego na tym, że Polacy „wychodząc” z komunizmu sowieckiego równocześnie wchodzili, nieświadomie, w jego inną – mało wówczas jeszcze widoczną, ewoluującą – zachodnią strukturę komunizmu europejskiego.
Społeczeństwo
polskie mające tragiczne doświadczenia z sowieckim, zbrodniczym modelem,
jest skłonne postrzegać zjawisko komunizmu przede wszystkim w formie
reliktu z mrocznej przeszłości… gdy tymczasem najnowsza „zachodnia”
odmiana jest w wielu aspektach bardziej toksyczna niż jej starszy
sowiecki model.
Czym jest dokonujący rewolucyjnej destrukcji w Polsce „europejski” komunizm, w którego istnienie duża część Polaków NIE WIERZY albo go z charakterystyczną ignorancją lekceważy?
Przede wszystkim
nie jest niczym nowym. Każdy, kto zna historię wie, że dzisiejsza
lewicowość poza paroma nowinkami jest kontynuacją starych aberracji i
patologii.
„Lewica” pojawiła się w III wieku po Chrystusie
Prof. Marek Jan
Chodakiewicz w swojej książce „O prawicy i lewicy” opisuje
charakterystyczny zbiór bardzo znajomo brzmiących „ideologicznych”
postulatów wyznawanych przez powstające już w III wieku po Chrystusie
gnostyczne, a potem quasi religijne sekty (z biegiem czasu z racji odrzucenia Boga były to ruchy rewolucyjne, socjalistyczne, komunistyczne). Konfiskata i zniesienie własności prywatnej (z zachowaniem kastowego przywileju dla wybranych),
mordowanie tradycyjnych elit – stanów rycerskiego i kapłańskiego,
zniesienie małżeństwa, zakwestionowanie tradycyjnego modelu rodziny,
postulat upowszechnienia seksualnych patologii, drastyczne ograniczenie
wolności jednostki. Autor wymienia jeszcze słynną kolektywizację kobiet, którą ostatecznie zastąpiono dziś (niewymienioną przez autora) kolektywizacją dzieci i planowaną ich degeneracją w trakcie molestowania seksualnego (przymus szkolnej i przedszkolnej „edukacji seksualnej”).
Zasadniczą
różnicą pomiędzy ówczesną lewicą a dzisiejszą jest to, że kiedyś była to
lokalna, ograniczona w czasie i miejscu utopia, a dziś jest aktualną,
realną, patologiczną siłą, niszczącą globalnie świat.
„Uczynimy Zachód tak zepsutym, że aż będzie śmierdział” – Willi Münzenberg, członek komunistycznej Partii Niemiec, związany ze słynnym lewicowym think tankiem(1): Szkołą Frankfurcką.
Wszędzie tam,
gdzie lewicowi dewianci uzyskują pełnię władzy, tam pojawiają się jawne
próby realizacji pomysłu Herberta Marcusa (również Szkoła Frankfurcka),
aby za pomocą seksu degenerować dzieci i młodzież. W praktyce są to
zalecenia „edukacji” i „praktyki” dotyczące seksu dzieci z dorosłymi, z
rodzicami – vide oficjalne materiały „edukacyjne” i propagandowe w
Niemczech, Hiszpanii, Holandii.Nic nie usprawiedliwia również tolerancji dla dezorientacji seksualnej ani
przyznania jej praw adopcji dzieci. Pojawiły się już pierwsze raporty,
alarmujące, że homoseksualne pary obydwojga płci wykorzystują seksualnie
adoptowane dzieci, a nawet niemowlęta. Wypada zaznaczyć, że lewica w
wielu państwach przeforsowała prawo do zwyrodniałej „adopcji” właśnie
przy bierności dużej części „prawicowego”, ogłupionego i spacyfikowanego
społeczeństwa.
Tuż przed
ujawnieniem intencji i celów gremiów tworzących tzw. Unię Europejską
znany ze swojej przenikliwości, ale także z delikatności Jan Paweł II
tak pisał:
„Myślę na
przykład o silnych naciskach Parlamentu Europejskiego, aby związki
homoseksualne zostały uznane za inną postać rodziny, której
przysługiwałoby również prawo adopcji. Można, a nawet trzeba zapytać,
czy tu nie działa również jakaś inna jeszcze„ideologia zła”, w pewnym sensie głębsza i ukryta, usiłująca wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie”. Jan Paweł II „Pamięć i Tożsamość”
Jednym z
zasadniczych pytań jest to, jak do tego doszło, że znów mamy recydywę
totalitarnego systemu, budowanego tym razem globalnie?
Marsz przez instytucje
Ojciec
dzisiejszego komunizmu, Antonio Gramsci(2), doszedł do wniosku, że
kluczem do zbudowania komunizmu w Europie nie jest terror na wzór
sowiecki, lecz rozbicie tradycyjnego fundamentu cywilizacji przez
opanowanie ośrodków kultury i nauki, zniszczenie ich od środka i
uczynienie z nich propagandowych centrów destrukcji.
Aby tego dokonać, Antonio Gramsci zalecał słynny marsz przez instytucje (notabene na zachodzie Europy zakończony całkowitym sukcesem).
Zastępczym
proletariatem miały być mniejszości etniczne, seksualne, feministki,
„artyści” plugawiący religijne symbole, „lewicowi naukowcy” twierdzący
dziś np., że zgodnie z „gender” zmiana płci u dzieci do 2 roku życia nie
powoduje żadnych konsekwencji.
Aktualnie nie
sposób nie zauważyć również mniejszości typowo psychiatrycznych,
roszczących sobie prawo nie tylko do manifestowania swoich dewiacji, ale
również do nadania osobistym problemom rangi publicznej oraz czerpania z
tego faktu korzyści materialnych i innych przywilejów.
Gramsci uważał, że „długi marsz przez instytucje”, czyli zdobycie prawdziwych ośrodków władzy,
takich jak uniwersytety, szkoły, media, fundacje, wydawnictwa,
instytucje tworzące rozrywkę – i ulokowanie tam nowej komunistycznej
elity pozwoli zmienić społeczną świadomość i spacyfikować resztę
niepoprawnego społeczeństwa.
Czy tak się już stało w Polsce?
Niestety w ogromnej mierze tak. Prawicowa część społeczeństwa pozwoliła zamknąć się w swoistym buforze „wolnego słowa”, który jest gettem ze
ściśle określonymi zasadami. Można tam wyrażać swoje opinie, poglądy,
narzekać na rząd, oburzać się, można obserwować słupki wyborcze, lecz
nie można złamać tabu. Nie można przekroczyć granicy getta, wyznaczonej
przez triumfującą demokrację. Nie można obalić systemu. Nie można być
narodowcem. Nie można ukarać zbrodniarzy komunistycznych, nie można
zabronić aktualnym przestępcom kraść w biały dzień.
Można snuć fantasmagorię o wyborczym zwycięstwie PiS-u oraz można marzyć o odzyskaniu państwa, którego… nie ma. Można również bredzić o braku demokracji.
Oczywiście nie można myśleć,
że nie ma państwa polskiego, bo świadomość, że III RP jest ledwie jego
atrapą, popsułaby nam humor oraz naraziła na propagandowy ostracyzm
zależnych i niezależnych mediów oraz dezaprobatę prawicowych lemingów…
Nie oszukujmy
się. Większość tzw. niezależnych mediów wyznaje lewicowy paradygmat
gwarantujący wynikający z demokracji parytet dla kłamstwa i bzdury. Tak
długo oczekiwana druga niezależna telewizja stosuje w praktyce heglowską
dialektykę, zapraszając do swych programów kłamców i nikczemników.
Dlaczego? Tak właśnie wygląda w praktyce akceptacja lewicy w publicznym
dyskursie. Nie całkiem uświadomiony lęk niewolników systemu przed złamaniem tabu jest powszechny.
Czy można to
zmienić? Istnieją przecież katolickie media i portale, które nie
zapraszają do wywiadów oraz do studia degeneratów, przestępców, kłamców.
Są zapraszani, owszem, nie katolicy, lecz lewicy tam nie uświadczysz.
Wracając do zasadniczego wątku:
„Lewica nie zawsze morduje, lecz zawsze kłamie” – Nicolás Gómez Dávila
W szczytowym
okresie swojej popularności w XX wieku lewica wymordowała ponad 100 mln
ludzi. Dziś, na początku nowego stulecia, w sytuacji hegemonii w
instytucjach kreujących obraz świata i obowiązującego w debacie
publicznej lewicowego języka, współcześni komuniści zmienili formę
niszczenia populacji i jednostek.
W Polsce wygląda to tak:
Czy tysiące ofiar
śmiertelnych wśród ludzi, którym odmówiono leczenia z powodu braku jego
refundacji lub zwłoki czasowej nie jest zaplanowaną eutanazją? Zwracam
uwagę, że limity zostały ustalone przez osobników, którzy nie są
upośledzeni umysłowo, lecz cieszą się inteligencją, która potrafi
doskonale przewidzieć skutki. Odnosi się to też do wykonawcówbawiących się w pop politykę na wzór lewicowy. „Jestem trochę socjaldemokratą” – Donald Tusk (3).
Na zachodzie
zaczęto wprowadzać eugeniczną eutanazję dzieci i ludzi starszych
będących często nieświadomymi podjętych za nich decyzji.
Lewica kradnie i
niszczy jednostki, rodzinę i społeczeństwo, dlatego potrzebne jest jej
państwo „neutralne światopoglądowo”, będące neutralne wobec przestępstw i
tolerancyjne w stosunku do patologii.
W rzeczywistości neokomuna posunęła się o krok dalej i tworzy lewicowe państwo wyznaniowe z prawem dostosowanym do marksizmu kulturowego nazywanego podstępnie „poprawnością polityczną”. Samo słowo „poprawność” sugeruje normę, poprawną zasadę, lecz tak naprawdę zawiera w sobie zbiór nonsensów, kłamstw i horrendalnych głupot.
Niestety, polska
prawica mainstreamowa również używa lewicowego języka, posługując się
propagandowymi zbitkami typu „polityczna poprawność”, „seksualna
orientacja”, a słynna brednia o demokracji jest wspólnym sloganem lewicy
i „prawicy”.
Nienazywanie rzeczy po imieniu sprzyja brakowi naturalnej asocjacji danego słowa – pojęcia z realnym desygnatem, wzmacniając chaos pojęciowy i aksjologiczny.
Nienazywanie rzeczy po imieniu sprzyja brakowi naturalnej asocjacji danego słowa – pojęcia z realnym desygnatem, wzmacniając chaos pojęciowy i aksjologiczny.
Jednym z celów propagandy i dezinformacji lewicy jest wytworzenie fałszywego obrazu własnego,
nie tylko wśród społeczeństwa, ale również wśród swoich wyznawców.
Niestety, z powodu skutecznego oddziaływania propagandy większość uważa
lewicę za uprawniony byt w demokracji. Ten akt zaimplementowanej
mniemanologii jest, powtórzę raz jeszcze: niewybaczalną głupotą.
Czy podział na lewicę i prawicę jest błędem?
Ogólny podział politycznej sceny ze względu na opcje światopoglądowe według prof. Chodakiewicza przedstawia się następująco:
Monarchiści
(absolutystyczni, zdecentralizowani, konstytucyjni), mieszany system
republikańsko-monarchistyczny ( I Rzeczpospolita), konserwatyści,
chadecy, centroprawica, liberałowie, socjaldemokraci, socjaliści,
narodowi socjaliści, komuniści.
Jest to podział wynikający z istnienia na politycznej scenie „bytów ideologicznych”, lecz zawiera w sobie immanentny fałsz.
„Lewica
określa jako prawicę tych ludzi, którzy zwyczajnie znajdują na prawo od
niej. Reakcjonista nie znajduje się na prawo od lewicy, ale naprzeciwko
niej” – Nicolás Gómez Dávila
Człowiek prawy nie toleruje ani tym bardziej nie legitymizuje zła w instytucjonalnej ani w żadnej innej, np. „demokratycznej”, formie.
Prawość to zapomniane słowo , którym kierowali się kiedyś ludzie normalni nazwani
prawicą. Wiedzieli oni, że uleganie odruchom sumienia (dbanie o
biednych i pokrzywdzonych) nie jest ani lewicowe, ani prawicowe. Nie jest polityczne,
lecz ludzkie (moralne). Jeżeli już mamy różnicować, to właśnie lewica
wielokrotnie w historii zinstytucjonalizowała zabijanie, kradzież i
destrukcję cywilizacji.
Wybór pomiędzy „prawicą” a „lewicą” nie jest i nie powinien być wyborem politycznym, lecz moralnym.
Na poziomie
politycznym i społecznym lewica mobilizuje nieustannie swój elektorat do
wojny, lecz na poziomie tych, którzy inspirują i finansują rewolucję,
próżno szukać typowych lewaków, a określeniem, które najtrafniej oddaje
cel ich działań jest: NWO (New World Order, nowy porządek świata). W tym
sensie „lewica” jest tylko narzędziem przemocy. Głównym orężem walki z cywilizacją łacińską.
W zależności od
„mądrości etapu” pozorna władza ochlokracji jest zawsze kontrolowana
przez zdegenerowanych kryptokratów. Dobitnym przykładem mirażu
demokracji jest „demokracja i solidarność unijna” – szyldy dla idiotów.
Pytanie, czy lewica ma prawo mieszać się do polityki, powinno rozbrzmiewać codziennie i bez przerwy w społecznym dyskursie, nie tylko w formie „antymemu” i antykomunistycznej narracji, lecz przede wszystkim jako /wcale nie utopijny/, racjonalny postulat!
Stawiam tezę, że lewica nie ma prawa mieszać się do polityki, ponieważ powinien istnieć rozdział normalności i patologii – rozdział państwa i lewicy.
Czy ludzie głupi, zdemoralizowani i bezmyślni powinni mieć prawo
decydować o życiu innych? – owszem, mają prawo być idiotami, lecz nie
powinni mieć wówczas wpływu na życie społeczne. W prawie istnieje martwy
zapis penalizujący propagowanie ideologii totalitarnych. Tymczasem to,
co stanowi główny nurt polityki nie tylko unijnej, jest ideologią
bazującą na kulturowym marksizmie.
Józef Mackiewicz
twierdził, że do bolszewików się strzela, nie podejmując z nimi
dyskusji. Przede wszystkim dlatego, że dyskusja z nimi legitymizuje
kłamstwo. Dzisiejsza prawica walczy z nimi za pomocą… wyborczej
kiełbasy.
Rozdział państwa i lewicy
Lewica powinna
być oddzielona od państwa. Tolerowanie lewicy w polityce przypomina
zgodę na obecność lisa w kurniku i debatowanie z nim nad problemem
zmniejszenia populacji drobiu.
Czy jest to dyskryminacja? Owszem, jest to dyskryminowanie, czyli wykluczenie i oddzielenie zła. Robi to każda zdrowa cywilizacja.
Lewica – używając
jej retoryki – nie jest po prostu „inną orientacją” etyczną. Złodzieje i
mordercy nie są przedstawicielami innej orientacji moralnej, lecz
przestępcami zasługującymi na karę, obowiązek zadośćuczynienia
poszkodowanym i ewentualną resocjalizację. Podobnie rzecz ma się z
politykami, którzy kłamiąc i kradnąc publiczne pieniądze, zasługują na
wykluczenie ze sfery politycznej.
Jeżeli ktoś ma
lewicową pokusę dokonać tego w sposób demokratyczny, to jest w błędzie.
Każdy sondaż pokazuje bowiem miażdżącą dominację zsumowanych opcji
politycznych, których modus vivendi i faciendi polega na okradaniu i
kupczeniu Polską zgodnie z apetytem ościennych, aktualnie silniejszych
metropolii.
Tymczasem
broniący codziennie zła „gadzi język” wzywa do tolerancji i dialogu,
wstrzemięźliwości w ferowaniu ocen, braku agresji oraz piętnuje „mowę
nienawiści”. Programowanie niewolników odbywa się permanentnie, 24
godziny na dobę.
Czy dialog z
wyznawcami zła i kłamstwa jest przysłowiowym dialogiem z diabłem? Jeżeli
tak, to jest wyjątkowo nierozsądnym posunięciem, często uzasadnianym
przez propagandowych stręczycieli jako wybór tzw. mniejszego zła (1989).
Zgoda na obecność
„polskiej”, komunistycznej lewicy w polityce, która zrobiła sobie,
przypomnijmy to, lifting za moskiewskie pieniądze, ta zgoda jest
dodatkowo wzmocniona „polskim” okrągłym stołem, przy którym zasiadali
przecież agenci NKWD oraz tajni i jawniwspółpracownicy sowieckiej ekspozytury. Jest to kolejne – mniejsze – uświadomione – „odczarowane” u niektórych, lecz nadal budzące lęk przed jego złamaniem, wciążdziałające w praktyce tabu –
mit okrągłego stołu, mit polskiego, niepodległego wewnętrznie i
zewnętrznie państwa, mit wolności, która codziennie okazuje się pozorną.
Drogi czytelniku!
Być może
zbulwersuje cię zdanie, którym postanowiłem zakończyć mój tekst, ale
taka jest moim zdaniem prawda: Jeżeli nic nie robisz, czyli w praktyce tolerujesz obecność lewicy w polityce – jesteś tzw. użytecznym i nie szkodzi, że „prawicowym” – idiotą.
PS Myślę, że
teza, iż lewica nie ma prawa wtrącać się do polityki, jest aktualnie
kluczowa dla duchowej, politycznej i gospodarczej żywotności Polski.
Osobiście nie wyobrażam sobie, abym mógł udzielić jakiegokolwiek poparcia partii, ruchowi politycznemu, który nie powróci do korzeni i tradycji i nie zacznie uprawiać polityki, którą rozumiem jako realizacje powyższej tezy w rzeczywistej praktyce.
_______________________________________________________
Przypisy:
(1) Think tank (ang., dosłownie: zbiornik myśli). Ubijacze piany. W praktyce zajmują się moderacją i bezpośrednim udziałem w publicznej dyskusji. Utrzymują się często z drenażu publicznych środków. Powiązane w sieć m.in. z fundacjami typu „koń trojański” vide „Fundacja Batorego”. W przypadku Szkoły Frankfurckiej słowem bardziej adekwatnym niż „zbiornik” byłaby „kloaka”.
(2) Antonio Gramsci – nieznany ogółowi, lecz obok przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej „ojciec” współczesnego komunizmu – twórca kulturowego marksizmu.
(3) Donald Tusk – jeden z elementów układanki marketingu politycznego, czyli „wybrany demokratycznie premier”.
Osobiście nie wyobrażam sobie, abym mógł udzielić jakiegokolwiek poparcia partii, ruchowi politycznemu, który nie powróci do korzeni i tradycji i nie zacznie uprawiać polityki, którą rozumiem jako realizacje powyższej tezy w rzeczywistej praktyce.
_______________________________________________________
Przypisy:
(1) Think tank (ang., dosłownie: zbiornik myśli). Ubijacze piany. W praktyce zajmują się moderacją i bezpośrednim udziałem w publicznej dyskusji. Utrzymują się często z drenażu publicznych środków. Powiązane w sieć m.in. z fundacjami typu „koń trojański” vide „Fundacja Batorego”. W przypadku Szkoły Frankfurckiej słowem bardziej adekwatnym niż „zbiornik” byłaby „kloaka”.
(2) Antonio Gramsci – nieznany ogółowi, lecz obok przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej „ojciec” współczesnego komunizmu – twórca kulturowego marksizmu.
(3) Donald Tusk – jeden z elementów układanki marketingu politycznego, czyli „wybrany demokratycznie premier”.
--------------------------------------------------------------------------------------
Okazuje się - dzięki informacji J. Darskiego - że tekst ten znajduje się też na forum "naszeblogi": pod linkiem: http://naszeblogi.pl/45969-czy-lewica-ma-prawo-wtracac-sie-do-polityki
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.