Dawno nie pisałem, ale nagromadziło się tyle osobistych i niezałatwionych spraw, że po prostu pisanie bloga musiało stać się sprawą drugorzędną.
Nie znaczy to oczywiście, iż nie obserwuję tego co dzieje się w Polsce i na świecie. A dzieją się rzeczy bardzo złe, złe dla nas wszystkich i wynikające przede wszystkim z działań związanych z tzw. pandemią koronawirusa. Osobiście nie neguję, że ten wirus jest, ale ogólnoświatowa panika z tym związana wydaje się nazbyt rozdmuchana i prowadząca wprost do naszego zniewolenia, także - poprzez obostrzenia dla wiernych - w sferze ataku na naszą katolicką wiarę, czyli ograniczenie liczby osób mogących uczestniczyć w nabożeństwach lub nawet - w niektórych przypadkach - zamykanie kościołów.
A przecież trwa Triduum Paschalne upamiętniające Ostatnią Wieczerzę, Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa. Po smutnym dzisiejszym dniu nastąpi Jego Zmartwychwstanie. A przecież w Wielką Sobotę zawsze święciliśmy pokarmy. A teraz? Proponuje nam się żebyśmy sami odmówili modlitwę nad tradycyjną Święconką i uznawali to za rzecz w obecnych warunkach jak najbardziej dopuszczalną.
Dla wszystkich chrześcijan na świecie to najsmutniejsze, ale i najradośniejsze w roku dni i najważniejsze wspomnienie największej Tajemnicy Wiary, dzięki której nabiera ona właściwego sensu i wymiaru. Dlaczego więc odbiera nam się szansę na osobiste spotkanie w tych dniach z Jezusem Chrystusem w Bożej Świątyni?
Jacyś lewaccy kretyni biegają dziś po kościołach i zliczają wiernych uczestniczących w Maszach Świętych. Hipokryzja największych rozmiarów zważywszy, że nie reagowali na liczbę uczestników w tzw. marszach/wiecach "Strajku Kobiet". Ale tak naprawdę to nie oni są winni, ale Ci, którzy wyznaczyli limit wiernych w kościołach, chociaż w supermarketach ocieramy się jedni o drugich i nikt nie liczy tak naprawdę ilu klientów w danym momencie jest w sklepie. A to już hipokryzja rządzących.
Dziś wspominamy śmierć Jezusa Chrystusa na Krzyżu. Dla ludzi wierzących jest to - jak wspomniałem - jednym z najtragiczniejszych a jednocześnie najradośniejszych momentów przeżywania ich wiary, bowiem dzięki niej mogło nastąpić zapowiadane Zmartwychwstanie Mesjasza i również odpuszczenie nam Grzechu Pierworodnego.
Z rąk katów zginął niewinny człowiek, który z woli Boga narodził się na Ziemi jako Jego Syn, aby nieść Jego Słowo. Nie został ukamienowany. Kaci i mordercy wpierw w swoim zaprzańskim i bałwochwalczym tchórzliwym obłędzie musieli Go poniżyć, ośmieszyć i zadać mu ból Drogi Krzyżowej. Wewnętrzna Moc Jezusa, której tak bali się Jego oprawcy i głęboka wiara w Ojca, jakiej nigdy - do dzisiaj - nie zaznali stała się dla Nas wszystkich odkupieniem naszych win.
Nauczyciel Słowa Bożego zginął tragicznie jedynie za głoszenie tego Słowa i wskazywanie innej, lepszej oraz godnej drogi życia, po której ludzie winni kroczyć ku Zbawieniu. Ale przecież ta śmierć sprowokowana i zadana Mu przez ziejących nienawiścią i strachem innych ludzi, sanhedryńskich faryzeuszy, okazała się Zwycięstwem: Dobra nad złem, Miłości nad nienawiścią, Prawdy nad kłamstwem, Godności nad pogardą i małością, Życia nad śmiercią... To daje i nam radość i możemy się weselić, bo Jego Zmartwychwstanie zapowiada też takie Zmartwychwstanie nas samych...
Zważmy jednak, że śmierć zadana Jezusowi a zakończona Jego zwycięstwem, czyli Zmartwychwstaniem nie kończy Jego Mesjanistycznej Drogi Życia na Ziemi. Wprost przeciwnie! Każdy z nas, naszych przodków i tych, którzy przyjdą po nas... My wszyscy wierzący w Niego jesteśmy budowniczymi kolejnych "odcinków" tej drogi... aż do Dnia Ostatecznego i wstąpienia do Królestwa Bożego...
Budujmy tą drogę do Bożej Szczęśliwości każdego dnia i najlepiej oraz najpiękniej jak tylko potrafimy. Trwajmy w prawdzie i głośmy prawdę, nie bójmy się upadać, ale silni pokorą zawsze starajmy się wstawać i iść dalej tą jakże w sumie prostą drogą... zostawiając za sobą miłości, dobroci i mądrości ślady.
Jezus Chrystus poprzez swoje Zmartwychwstanie dał nam wiarę w zwycięstwo i czerpanie radości nawet z cierpienia... Zło, obłuda, kłamstwo, ból... były dla Jezusa tylko tragicznymi etapami w drodze do zwycięstwa i pełnej chwały. Wierzmy więc, że obecne nasze doświadczenie koronawirusowe i tak zakończy się zwycięstwem Życia nad śmiercią, zwycięstwem nad mocami Zła, które zainicjowały i zaplanowały obecną pandemię.
Niech w codziennym życiu królują w nas Wiara, Nadzieja i Miłość a radość z pewności Zmartwychwstania Pańskiego upewnia nas, że ostatecznie zatwardziałym piewcom Zła Bóg wyznaczył rolę przegranych i wiecznie potępionych...
Niech Droga jaką wyznaczył nam Jezus Chrystus będzie naszą drogą wiary w zwycięstwo właśnie dobra, prawdy i piękna... a dla naszej Ojczyzny będzie zwiastowaniem jej zwycięstwa, ostatecznego zwycięstwa. Może faktycznie to Polska będzie tą iskrą, która zapali ogień serca powrotu do wiary dla Europejczyków i nie tylko. Może... ale będzie to od nas wymagało wielu poświęceń i trwania w wierze mimo wszystko, mimo tego, że świat się zlaicyzował, odszedł od Jezusa Chrystusa i dziś mamy do czynienia ze zniewalaniem ludzi przez tych, którzy uzurpują dla siebie miano faryzejskich nadludzi.
Radujmy się i weselmy... i nie traćmy nigdy wiary, nadziei i optymizmu... Módlmy się, aby kolejne Święta Zmartwychwstania Pańskiego były na powrót normalne, takie jak przez setki lat.
Na te dwa dni i dzień Zmartwychwstania Pańskiego życzę wszystkim wyciszenia z bieżących emocji politycznych i opamiętania w bezkrytycznym przyjmowaniu kolejnych obostrzeń związanych z koronawirusem, przeżycia zjednoczenia z Jezusem w czasie jego cierpienia i radości z jego Zmartwychwstania oraz miłości, ciepła, spokoju, pogody ducha, spotkania z rodziną i dzielenia się z każdym Bożą miłością.
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.