Wielokrotnie zwracałem uwagę [1], że w Polsce medialnie w większości dyskutuje się o sprawach nie mających żadnego znaczenia dla Polaków. Sztucznie podgrzewa się emocje, skłóca rodaków tematami i wydarzeniami nieistotnymi, w czym lubuje się nie mająca żadnego merytorycznego programu tzw. "totalna opozycja". Ten bieżący i sztucznie kreowany jazgot i histeria tych zdrajców naturalnie wymaga reakcji rządzących, co nie pozwala na skupieniu uwagi Polaków na rzeczach naprawdę istotnych, dotyczących nas wszystkich i przyszłych naszych pokoleń.
Ostatnio wszystko obraca się wokół kryzysu na wschodniej naszej granicy i pandemii koronawirusa SARS-COV2. Jest to poniekąd zrozumiałe, szczególnie w odniesieniu do koniecznej obrony naszych i jednocześnie unijnych granic. To faktycznie jest dziś dla Polski i UE najważniejsza sprawa, bo konflikt eskaluje i możemy się spodziewać nawet przelewu krwi i lokalnej wojny granicznej.
Wobec powyższego problem koronawirusa zszedł na szczęście na plan dalszy, bo przecież kiedyś w końcu ta pandemia ustanie. Mam też nadzieję, że zostanie rozwiązany konflikt graniczny z Białorusią i w sumie Moskwą.
A wtedy zaczniemy zajmować się innymi dla nas istotnymi sprawami, do których należy handel tzw. emisjami CO2 i światowymi oraz unijnymi obostrzeniami dotyczącymi emisji tegoż CO2. Obecnie ten temat w mediach prawie nie istnieje, co nie oznacza, iż nic negatywnego dla naszego kraju w tym obszarze się nie dzieje.
Tak naprawdę zresztą przedmiotowego tematu w ogóle nie powinno być, bo tzw. Globalne Ocieplenie, które stało się pretekstem globalistów do walki z emisją gazów cieplarnianych oraz do wykreowania świetnego i dochodowego biznesu handlu CO2, jest fikcją.
Całkiem niedawno, bo w grudniu 2020 roku w stolicy Francji państwa zobowiązały się, że podejmą działania na rzecz zatrzymania globalnego ocieplenia na poziomie 2 st. C - a w razie możliwości jedynie 1,5 st. C - powyżej średniej temperatur sprzed rewolucji przemysłowej, co znacznie obniży skutki zmiany klimatu. Była to deklaracja nowych zasad ochrony środowiska, natomiast szczegóły polityczne i techniczne miały być ustalone podczas kolejnych COP-ów. Mimo tego ustalono wtedy nowy cel redukcji CO2 dla Unii Europejskiej na rok 2030 - o co najmniej 55 proc. w stosunku do roku 1990.
26. sesja Konferencji Stron (COP 26) UNFCCC pierwotnie miała odbyć się w dniach 9-19 listopada 2020 roku w Glasgow w Wielkiej Brytanii, jednak w dniu 28 maja 2020 roku Biuro COP zadecydowało, że z powodu pandemii koronawirusa odbędzie się to w dniach 1-12 listopada 2021 roku w Glasgow w Wielkiej Brytanii, na którym miały zostać ustalone nowe cele "Zielonego Ładu", m.in. osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Co prawda dla Polski miało nie mieć ono charakteru bezwzględnego wymogu, ale dziś nasz rząd robi wszystko, aby jednak doprowadzić Polskę do takowej neutralności. Wiąże się to z powolnym wygaszaniem naszych kopalń i elektrowni węglowych.
I faktycznie COP26 w Glasgow się odbył. Zakończony został w sobotę późnym wieczorem i trwał o jeden dzień dłużej niż planowano, bo nie można było osiągnąć wspólnego konsensusu.
"Porozumienie końcowe z poprawkami zostało zaakceptowane przez przedstawicieli niemal 200 państw - poinformowała w sobotę Agencja Reutera. Celem ustaleń zawartych w dokumencie jest podtrzymanie nadziei na ograniczenie globalnego ocieplenia do 1,5 st. C., a tym samym utrzymanie realnej szansy na uratowanie świata przed katastrofalną zmianą klimatu" (...) W opublikowanym w piątek rano drugim projekcie porozumienia końcowego zaostrzono apel do krajów o pilne zajęcie się zmianami klimatu i wezwano do zwiększania wsparcia dla biedniejszych krajów, które odczuwają skutki zmian klimatu, ale złagodzono zobowiązania do ograniczenia zużycia węgla i innych paliw kopalnych [2]".
Taki kompromis nie za bardzo spodobał się fanatykom "Zielonego Ładu", bo w końcowym porozumieniu znalazło się stwierdzenie o „stopniowym zmniejszaniu” udziału węgla w energetyce poszczególnych krajów, a nie jak oczekiwano o jego „wycofaniu”. "Stało się to na skutek sprzeciwu Chin, Rosji i Indii, krajów, które chcą go wydobywać i używać w energetyce także poza rokiem 2050, który do tej pory był uważany za graniczny. Nie ma także w pełni wiarygodnych deklaracji ze strony krajów zamożniejszych do finansowania funduszu, który z jednej strony rekompensowałby krajom mniej zamożnym „starty i szkody” spowodowane nadmierną emisją, z drugiej wspomagał transformację energetyczną w tych krajach (...) Mimo tego rozczarowania w czasie tego szczytu udało się zawrzeć porozumienie dotyczące zatrzymania wylesiania, podpisane przez ponad 100 państw, na terenie których znajduje się 85% światowych lasów (...) UE która na szczycie była reprezentowana przez Komisarza Fransa Timmmermansa z jego zaostrzającym politykę klimatyczną pakietem „Fit for 55”, nie znalazła wspólników do jej realizacji, wśród głównych emitentów CO2 na świecie. Przypomnijmy, że kraje które odpowiadają za blisko 40% światowej emisji CO2, albo przysłały do Glasgow, delegacje niższej rangi jak Chiny czy Rosja, a z kolei indyjska delegacja, której wprawdzie przewodniczył premier, już na początku szczytu oświadczyła, że ten kraj będzie dążył do zeroemisyjności swojej gospodarki ale aż do roku 2070 (Indie wg danych z 2017 roku odpowiadały za blisko 7% światowej emisji). Co więcej tylko 12 krajów na 19 na ostatnim szczycie największych potęg gospodarczych świata G20 w Rzymie, zadeklarowało osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku, bądź wcześniej, co stawia postanowienia porozumienia z Paryża pod poważnym znakiem zapytania. Sumarycznie te 7 krajów z grupy G20, których deklarowane redukcje wychodzą daleko poza rok 2050, odpowiada za blisko 50% światowej emisji CO2, co stawia światową politykę klimatyczną pod poważnym znakiem zapytania. Potwierdzają to organizatorzy szczytu w Glasgow, którzy twierdzą, że przyjęte na nim zobowiązania, jeżeli zostaną spełnione, pozwolą jedynie ograniczyć globalne ocieplenie do 2,4 st.C w stosunku do ery przed przemysłowej, a nie jak się oczekuje do 1,5 st.C (wg naukowców, tylko taka redukcja pozwoli zapobiec poważnym skutkom zmian klimatycznych) (...) Jak podchodzi się na świecie do składanych deklaracji, widać po decyzjach podejmowanych przez największego światowego emitenta CO2, czyli Chiny, a także Rosję. Chiny, które wg danych z 2017 roku odpowiadały za 27% światowej emisji, a także Rosja, która odpowiada za blisko 5% światowej emisji, po szczycie w Paryżu, niezobowiązująco zadeklarowały zeroemisyjność swoich gospodarek do roku 2060, ale na razie nie tylko nie zmniejszają emisji CO2, a ją zwiększają, więc ich udział w światowej emisji CO2 rośnie, a nie spada. Właśnie Chiny w 2020 roku oddały do użytku aż 38,4 GW nowych mocy wytwarzanych z węgla (3 razy więcej, niż reszta świata), co więcej w planach i w budowie są nowe moce węglowe wynoszące aż na 247 GW, co oznacza, że deklaracje tego kraju o zeroemisyjności w 2060 roku są także „palcem na wodzie pisane”"[3].
Także można powiedzieć, że tak naprawdę COP26 skończył się naszym sukcesem, tyle tylko, że nie dzięki nam, ale innym krajom, które walczyły o możliwość wykorzystywania węgla w energetyce i zatrzymania wylesiania, o które walczył kiedyś J. Szyszko.
Nie mam doprawdy pojęcia, gdzie jest tu jakikolwiek sens. Dlaczego Polska - mimo tego, że jesteśmy uzależnieni od węgla - nie była w stanie postawić veta do tzw. fanatycznego "Zielonego Ładu" a złagodzenie jego wymogów zawdzięczamy innym krajom?
Polska żyje dzięki węglom: kamiennemu i brunatnemu. Energia z nich pochodząca jest naszym atutem, bo posiadamy ogromne pokłady tych surowców energetycznych. 80% – taki udział w miksie energetycznym Polski ma tenże węgiel, oczywiście ze zdecydowaną przewagą węgla kamiennego.
I co w związku z tym? Ano rok temu rząd podpisał wstępne porozumienie z górniczymi związkami zawodowymi, o którym czytamy m.in.:
"Parafowanie negocjowanego od kilku miesięcy tekstu umowy otwiera drogę do rozpoczęcia procesu jej prenotyfikacji, a później notyfikacji w Komisji Europejskiej. Wejście porozumienia w życie zależy od zgody Komisji na pomoc publiczną dla kopalń - m.in. dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych oraz finansowanie osłon socjalnych dla górników - urlopów przedemerytalnych i 120-tysięcznych odpraw pieniężnych. Ostateczne podpisanie umowy ma nastąpić w najbliższych tygodniach, gdy tekst formalnie zaakceptują statutowe gremia poszczególnych związków zawodowych, uczestniczących w negocjacjach. Równolegle resort aktywów państwowych wraz z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów zamierzają pracować nad wnioskiem prenotyfikacyjnym do Komisji Europejskiej. Prenotyfikacja to rodzaj postępowania w sprawach dotyczących pomocy publicznej. Jest ono prowadzone między państwem członkowskim UE a Komisją i nie powinno trwać dłużej niż dwa miesiące. W tym czasie służby Komisji oraz państwa członkowskie mają możliwość nieformalnego i poufnego przedyskutowania prawnych i ekonomicznych aspektów dotyczących projektu przyznania pomocy. Ma to wpłynąć na lepsze przygotowanie późniejszej notyfikacji. W toku takiego postępowania państwa ubiegające się o notyfikację mogą liczyć na nieformalne wskazówki dotyczące zgłaszanych projektów. Środowe parafowanie umowy społecznej w Katowicach odbyło się bez udziału mediów. Wcześniej strony przez ponad siedem godzin rozmawiały o ostatnich szczegółach wynegocjowanego już dokumentu, po poprawkach redakcyjnych. Wątpliwości związkowców budziły głównie plany operacyjne poszczególnych kopalń i ich zgodność z wynegocjowaną już umową. Na mocy umowy obecnie zatrudnieni górnicy mają otrzymać ustawowe gwarancje pracy do emerytury lub osłony socjalne - urlopy przedemerytalne (płatne w wysokości 80 proc. wynagrodzenia) i 120-tysięczne odprawy pieniężne. Budżet państwa ma dopłacać do redukcji mocy produkcyjnych w kopalniach, które będą stopniowo zamykane do końca 2049 roku - harmonogram ich wygaszania jest częścią umowy. Wynegocjowano też wielkość podwyżek w kopalniach na najbliższe cztery lata. Porozumienie przewiduje ponadto warte łącznie ponad 16 mld zł inwestycje w czyste technologie węglowe oraz powołanie specjalnego Funduszu Transformacji Śląska z 500-milionowym kapitałem początkowym i gwarancjami na kolejny miliard zł. [4]".
Musieliśmy - jako Polska - walczyć o jak najkorzystniejsze rozwiązania w tym obszarze, zarówno w skali światowej, jak i unijnej. Było to bardzo trudne bowiem szczególnie największe państwa UE (w tym przede wszystkim Niemcy) prowadziły i prowadzą wobec nas hipokrytyczną, wrogą i konkurencyjną politykę w zakresie polityki klimatycznej. Z jednej strony strofuje się Polskę za użytkowanie węgla a tymczasem Niemcy dwa lata temu z 9-letnim opóźnieniem oddały do użytku nową elektrownię węglową Datteln 4 w Zagłębiu Ruhry. Niby ze wszystkich napędzanych węglem elektrowni niemieckich ta jest najbardziej przyjazna środowisku, ale przecież to od Polski żąda się wygaszania kopalń i elektrowni węglowych a Niemcy sobie budują mimo całego tego zgiełku klimatycznego. Ta ich nowa elektrownia ma moc 1100 megawatów i powstała mimo ustaleń tych wszystkich "szczytów klimatycznych". Hipokryzja w czystej postaci i nierówne traktowanie Polski na arenie UE.
Tak samo ostatnio dowiedzieliśmy się, że Niemcy zamykają elektrownie jądrowe i... otwierają węglowe. "Podczas gdy ze strony naszych zachodnich unijnych sąsiadów na Polskę czynione są coraz większe naciski, aby zrezygnowała z węgla, a KE i TSUE przemocą chcą zamykać w Polsce elektrownie węglowe, Niemcy otwierają kolejne, rezygnując nie tylko z zielonej energii, ale i atomu.
Polityka niemieckiego rządu, który zamiast stawiać na zieloną energię, otwiera nowe elektrownie węglowe, spotkała się z oburzeniem ekologów. Swoje niezadowolenie zamierzają wyrazić podczas zaplanowanych na 13 listopada protestów w Berlinie, na które zjadą z całego świata. Już za kilka lat będą emitować więcej CO2, niż dziś. Za przykładem Niemiec chcą iść Belgowie. Niemcy, którzy zamknęli już kilka elektrowni jądrowych, do końca tego roku zamierzają wygasić trzy bloki jądrowe, a do końca 2022 – ostatnie. Podobne plany mają Belgowie. Niestety, jak ostrzegaliśmy, rozbudowa mocy słonecznych i wiatrowych, nie okazała się tak szybka jak zakładano. Odłączanie atomu zamiast mocy węglowych poskutkowało m.in. tym, że w pierwszej połowie b.r. najważniejszym źródłem energii w Niemczech był właśnie węgiel kamienny i brunatny. W niedalekiej przyszłości swój udział w miksie energetycznym zwiększy najprawdopodobniej rosyjski gaz (...) Wyłączenie atomu to nie tylko katastrofalny błąd z punktu widzenia ochrony klimatu. Do 2025 roku Polska wyłączy znaczne ilości mocy węglowych obniżając emisję ale też zwiększając swoją zależność od importu energii z zagranicy gdy braknie wiatru i słońca. Niemiecka decyzja naraża cały region Środkowej Europy na zwiększone ryzyko przerw w dostawach energii" [5].
W tym kontekście warto przypomnieć historię naszych negocjacyjnych klęsk i zwycięstw dotyczących całego obszaru związanego z polityką klimatyczną i pakietem klimatycznym obejmującymi też emisję i handel uprawnieniami CO2.
Rok 2008
Premier D. Tusk zgodził się i podpisał pakiet klimatyczny negocjowany w ramach UE. Zawarto w nim skrajnie niekorzystne zapisy uderzające w polską gospodarkę, która przecież w 90% oparta jest na węglu jako źródle energii. Pakiet nazwany 3x20 zakładał redukcję emisji CO2 o 20% w stosunku do roku bazowego 2005, zwiększenie do 20% udziału energii odnawialnej w całości zużywanej energii i 20% poprawę efektywności wykorzystania energii. Największa zdrada Polski dokonana przez D. Tuska polegała na tym, że pierwotnie wynegocjowanym przez śp. prezydenta L. Kaczyńskiego rokiem bazowym liczenia redukcji emisji CO2 dla Polski miał być rok 1990 a "premier" D. Tusk zgodził się na jego zmianę na rok 2005. Ta zmiana spowodowała, że zamiast osiągnięcia już rzeczywistej redukcji (w stosunku do roku 1990) na poziomie 32% w 2010 roku mieliśmy ją na poziomie ledwo kilkuprocentowym w stosunku do niekorzystnego roku bazowego 2005.
Rok 2013 (marzec)
Sąd UE w Luksemburgu oddalił polską skargę przeciw decyzji Komisji Europejskiej z 2011 r. dotyczącej przejściowych zasad przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 w całej Unii. Decyzja Komisji KE 2011/278/UE z 27 kwietnia 2011 r. (tzw. decyzja benchmarkowa) dotyczyła przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 w latach 2013-20 (...) i oznaczała, że Polska będzie mogła w latach 2013-2020 rozdzielić pomiędzy instalacje tylko ok. 477 mln uprawnień do emisji. Dla porównania w Niemczech mogło zostać rozdzielonych 1 mld 402 mln uprawnień do emisji, w Wielkiej Brytanii – 626 mln takich uprawnień. W polskiej skardze przeciw Komisji Europejskiej Polska zawarła cztery zarzuty:
- zaniżenie przydziału bezpłatnych uprawnień dla Polski wynikające z nie uwzględnienia specyfiki paliwowej poszczególnych państw członkowskich i wyliczeniu wskaźników emisyjności przy wykorzystaniu referencyjnej wydajności gazu ziemnego oraz przyjęcia tego paliwa jako paliwo referencyjne,
- nie uwzględnienie zróżnicowanej sytuacji w poszczególnych regionach UE i przez to naruszenie zasady równego traktowania,
- naruszenie zasady proporcjonalności polegające na określeniu wskaźników emisyjności na poziomie bardziej restrykcyjnym niż wymagają tego cele dyrektywy 2003/87 ustanawiającej system handlu przydziałami emisji gazów cieplarnianych we Wspólnocie,
- naruszenie przepisów dyrektywy 2003/87 i braku kompetencji Komisji do przyjęcia zaskarżonej decyzji.
Skarga, która i tak była spóźniona i wydawała się być działaniem pozorowanym została oddalona w całości, co tylko świadczyło o "wielkim" wówczas znaczeniu D. Tuska.
Rok 2014 (październik)
Pomimo lekceważenia przez UE interesów polskich w zakresie zmian klimatycznych (i w ogóle wszystkich interesów polskich) 24 października 2014 roku dalszej zdrady polskich interesów dopuściła się "premier" E. Kopacz. Podpisała bowiem rozwiązania nowego pakietu klimatycznego, jeszcze bardziej skrajnie niekorzystnego dla Polski i polskiego górnictwa i całej polskiej gospodarki. Zawarto w nim zapisy o redukcji o co najmniej 40% emisji CO2 do roku 2030 (w stosunku do niekorzystnego dla Polski roku bazowego 2005). Było to jawne uderzenie w polską gospodarkę, która i tak jest zdecydowanie słabsza od np. gospodarki niemieckiej czy francuskiej. Jedną z konsekwencji - i chyba najtragiczniejszą dla Polski - tego pakietu była konieczność radykalnego przestawienia się naszego kraju z węgla kamiennego na inne źródła pozyskiwania energii, w tym tzw. źródła energii odnawialnej, na które musielibyśmy wydać w najbliższych latach miliardy złotych. Wiązało się to również z koniecznością przyszłych radykalnych wzrostów cen energii dla ostatecznych odbiorców: przemysłowych i indywidualnych. Stąd pojawiły się m.in zakusy zamykania polskich kopalń, co oczywiście było bardzo pożądane szczególnie dla niemieckiego przemysłu wydobywczego.
Rok 2015 (grudzień)
Ogromny sukces polskiego rządu i ministra Jana Szyszko na Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, tzw. szczycie klimatycznym COP21.
Polska przygotowywała się na ten szczyt od dawna, ale prace nabrały przyspieszenia w momencie przejęcia władzy w Polsce przez rząd B. Szydło i objęcia teki ministra środowiska przez prof. J. Szyszko.
Polska w czasie tego szczytu chciała aby:
- porozumienie klimatyczne zostało zawarte niemal przez wszystkie państwa świata, czyli żeby Polska stała się sygnatariuszem porozumienia szerszego niż na poziomie UE i obejmującego całość światowej emisji gazów cieplarnianych, w tym również największych gospodarek takich jak: USA, Chiny czy Rosja,
- w porozumieniu klimatycznym zawarto zapisy umożliwiające uwzględnianie specyfiki gospodarek poszczególnych krajów i ich możliwości społeczno-gospodarczych w tworzeniu międzynarodowych porozumień klimatycznych,
- w porozumieniu klimatycznym wreszcie wskazano na rolę lasów w pochłanianiu CO2 i rolę zalesiania jako drogi do polepszenia klimatu oraz jednego ze sposobów działania na rzecz ochrony środowiska naturalnego i klimatu a także redukującego emisje CO2.
Dodatkowo też przygotowano analizę wykorzystania czystych ekologicznie geotermalnych źródeł energii oraz przedstawiono czyste metody spalania węgla opracowane przez krajowych naukowców dające minimalną emisję CO2 i zapewniające jego wtórne przetwarzanie.
W Paryżu Polska umiejętnie rozegrała negocjacje i wchodząc m.in. w przejściowe alianse (porozumienia) z Chinami, Indiami, Arabia Saudyjską czy Indonezją uzyskała wszystko, co chciała i postulowała. W ostatecznym globalnym porozumieniu ONZ zawarto wszystkie polskie postulaty a ponadto uzyskano odejście od terminu "dekarbonizacja" na rzecz "neutralności węglowej". Szczyt zakończył się w sumie dużym sukcesem bo podpisały porozumienie niemal wszystkie kraje świata, w tym najwięksi emitenci CO2, czyli Rosja, Chiny i USA.
Dla Polski był to ogromny sukces.
Po pierwsze. Globalny charakter porozumienia na szczeblu najszerszym z możliwych czyli ONZ postawił zupełnie inaczej pozycję Polski i jej dorobek w emisji i redukcji CO2. Z globalnej bowiem perspektywy Polska jest krajem o średniej emisji CO2 a najwięcej winny dziś robić w zakresie redukcji jego emisji najwięksi globalni "truciciele".
Po drugie. Nareszcie Polska uzyskała możliwość uwzględniania jej specyfiki energetycznej w każdych negocjacjach klimatycznych. A jako, że Polska w 90% oparta jest na węglu to możliwym stało się wskazywanie na niemożność zrezygnowania z niego w długiej perspektywie czasowej a ponadto uzyskaliśmy swobodną możliwość wdrażania i eksportowania czystych technologii/metod spalania węgla dających minimalną emisję CO2 i zapewniających jego wtórne przetwarzanie, co - wedle ustaleń COP21 - pozwala na uniknięcie rezygnacji przez Polskę z węgla jako podstawowego surowca do produkcji energii a także - pozwala na rozszerzanie prac (unikanie blokowania przez UE) modernizacji polskiej energetyki opartej na węglu.
Po trzecie i chyba najważniejsze (o to delegacja Polski walczyła najmocniej). Uzyskaliśmy akceptację uznania lasów i zalesiania jako elementów redukujących emisję CO2, co pozwoliło na dywersyfikację uznawanych metod redukcji tego gazu. Więc - wedle porozumienia COP21 - nie musimy skupiać się na redukcji emisji tylko na zasadzie tzw "dekarbonizacji" przemysłu i wprowadzania odnawialnych źródeł energii (np. farmy wiatrowe) ale wskazywać, że Polska pochłania CO2 dzięki ogromnym połaciom posiadanych lasów obejmujących aż 30% powierzchni kraju ("płuca Europy" - ewenement w UE!) i tym samym redukuje własną emisję CO2 a dodatkowo prowadzi również efektywną politykę w zakresie redukcji gazów poprzez zalesienie. Dodatkowo dzięki m.in. terminowi "neutralność węglowa" możemy wskazać, że nasz kraj redukując emisję CO2 poprzez lasy i zalesianie tak naprawę dąży do zrównoważenia własnej emisji i staje się obojętnym a nawet netto ujemnym emitentem CO2. To pozwala na dalsze korzystanie Polski z węgla a to jest najważniejsze w krótkiej i długiej perspektywie naszej gospodarki. Dzięki tym zapisom - również tym z pkt. 2 - możliwym stało się również renegocjowanie skrajnie niekorzystnych zobowiązań jakie zostały przyjęte przez rządy D. Tuska i E. Kopacz.
Po czwarte. Uzyskaliśmy uznanie w zakresie naszych starań skierowanych na rozwijanie geotermalnych źródeł energii, czyli popularną geotermię tak wyśmiewaną przez elity III RP - ("Geotermia Toruńska").
Rok 2017 (luty)
Powtórzę to, co napisałem wcześniej. Przyjęto bezprawnie (pomimo sprzeciwu państw dających mniejszość blokującą) i niezgodnie z duchem ważniejszego porozumienia COP21 tzw. "wspólne stanowiska ws. reformy unijnego systemu pozwoleń na emisję CO2 (EU - ETS)". Niekorzystne dla Polski rozwiązania - powodujące m.in. wzrost cen uprawnień na emisję CO2 a tym samym wzrost kosztów przedsiębiorstw i wzrost cen dla konsumentów - to przede wszystkim:
- ustalenie niższego progu całkowitej liczby uprawnień dostępnych na aukcjach z 57% (jakie proponowała i tak niekorzystnie dla Polski KE) do 55%,
- wprowadzenie mechanizmu umarzania niewykorzystanych pozwoleń, bez określenia nawet ilości certyfikatów, które miałyby być skasowane - tym samym nie będzie już możliwości np. korzystnej dochodowo odsprzedaży niewykorzystanych uprawnień.
Na szczęście nie wszystko poszło "nie po naszej myśli".
Po pierwsze. Mimo, iż część krajów UE i wielu polityków chciało zwiększyć rokroczny spadek liczby uprawnień do emisji CO2, to jednak zachowany został ustalony w 2014 roku (też niekorzystny dla Polski) wskaźnik spadku wynoszący rocznie 2,2%.
Po drugie. Zgodnie z oczekiwaniami Polski przyjęto zapisy dotyczące zarządzania funduszem modernizacyjnym. Przewidziano go dla najbiedniejszych krajów UE, które z dochodów pochodzących ze sprzedaży 10 proc. uprawnień mają przekształcać swój system energetyczny. Do Polski trafić ma największa część z tych środków, dlatego polskiemu rządowi szczególnie zależało, by móc decydować, na jakie inwestycje pójdą. Na tym etapie udało się wynegocjować zapisy przewidujące, że to państwa-beneficjanci odpowiadają za zarządzanie funduszem a nie przedstawiciele państw członkowskich, KE oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI). Polska obawiała się, że zarządzanie funduszem przez KE i EBI sprawi, iż nie wszystkie projekty, jakie chciałaby realizować, będą mogły otrzymać wsparcie. Na czarnej liście mogłyby się znaleźć np. inwestycje, które byłyby w jakikolwiek sposób związane z wykorzystaniem węgla jako surowca energetycznego.
Po trzecie. Uzyskano lekkie złagodzenie kryteriów (tzw. benchmarków), od których będzie zależało, ile dana firma będzie mogła dostać darmowych pozwoleń na emisję. W koncepcji bowiem KE benchmarki określają standardową wydajność w danym sektorze i pokazują, ile trzeba wyemitować CO2, żeby wyprodukować np. tonę stali. 100 proc. darmowych pozwoleń na emisje dostaną tylko te firmy, których wydajność będzie zgodna z ustalonym benchmarkiem.
Po czwarte. Uzyskano możliwość przyznania 30% darmowych uprawnień z przeznaczeniem dla ciepłownictwa, co jest ważne ze względu na wykorzystywanie przez Polskę węgla jako źródła energetycznego.
Niestety Polska może dziś walczyć tylko w zakresie skrajnie niekorzystnych porozumień zawartych przez zdrajców: D. Tuska i E. Kopacz a unijny system pozwoleń na emisję CO2 to główne narzędzie realizacji zawartych w 2014 roku zapisów o redukcji o co najmniej 40% emisji CO2 do roku 2030 (w stosunku do niekorzystnego dla Polski roku bazowego 2005 a nie 1990).
Lata 2018-2019
Konferencja Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu w Katowicach (COP24) odbyła się w dniach od 2 do 16 grudnia 2018. Szczyt obejmował posiedzenia trzech najwyższych organów decyzyjnych i ich organów pomocniczych: 24. sesję Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP24) wraz z 14. sesją Spotkania Stron Protokołu z Kioto (CMP 1.4) oraz 1 sesją Konferencji Stron, służącej jako spotkanie stron Porozumienia paryskiego (CMA1.3). Dodatkowo, polska Prezydencja zorganizowała 21–24 października 2018 konferencję PreCOP w Krakowie, której celem było omówienie najtrudniejszych tematów przed rozpoczęciem formalnych negocjacji w ich pełnym wymiarze.
Głównym celem szczytu COP24 było przyjęcie przez wszystkie Strony pakietu zasad wdrożeniowych Porozumienia Paryskiego, określających działania, ich formę i podstawę, a także kiedy i przez kogo powinny zostać podjęte. Te zasady zostały określone w „Katowickim Pakiecie Klimatycznym” (Katowice Rulebook).
Polska Prezydencja podczas szczytu prowadziła dyskusję wokół trzech kluczowych tematów: człowieka, technologii i przyrody. Każdemu z tematów przewodnich została przyporządkowana deklaracja, do której mogły dołączać wszystkie zainteresowane państwa:
– Śląska Deklaracja Solidarnej i Sprawiedliwej Transformacji zakładała ochronę klimatu przy jednoczesnym utrzymaniu rozwoju gospodarczego i miejsc pracy, a także odpowiedzialność państw w wymiarze gospodarczym, społecznym, środowiskowym i klimatycznym, przy jednoczesnym nacisku na modernizację, zmiany technologiczne i wdrażanie innowacji, umożliwiających efektywniejsze i bardziej przyjazne dla środowiska wykorzystanie zasobów. Deklarację przyjęło 55 państw,
– Katowickie Partnerstwo na rzecz Elektromobilności było poświęcone zmianie technologicznej i organizacyjnej ku transportowi niskoemisyjnemu. Deklarację przyjęło ponad 50 państw (obejmujących ponad połowę światowej populacji), regionów i organizacji pozarządowych,
– Śląska Deklaracja Ministerialna „Lasy dla klimatu” dotyczyła zachowania i zwiększania zasobów węgla w pochłaniaczach i rezerwuarach gazów cieplarnianych do 2050 roku oraz wskazywała na kluczową rolę pochłaniaczy w osiągnięciu celu wyznaczonego przez Porozumienie paryskie. Deklarację przyjęły 82 strony (81 państw oraz UE).
Natomiast kolejny szczyt (COP25) odbył się w grudniu 2019 roku. Podczas COP25 wiele uwagi poświęcone zostało bliskiemu związkowi pomiędzy oceanami a klimatem i tego, jak wzajemnie na siebie oddziałują. Stąd też COP25 nazywany został „Blue COP”. Ten aspekt był poruszony w jednym z raportów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Ustalenia tego szczytu nie miały jednak większego wpływu na polskie sprawy. Wszystko, co byłe złe dla nas zostało już ustalone wcześniej i niestety - mimo zmiany rządów w Polsce - dalej poddajemy się dyktatowi międzynarodowych lewaków spod znaku pseudoekologicznych "Zielonych".
Zatem konstatując. Oczekiwałbym jednak jakiejś dyskusji w Polsce na ten temat i szczegółowego poinformowania Polaków o wszystkich aspektach naszej walki o polski przemysł oparty na węglu. Czy jeszcze walczymy, czy już kompletnie się poddaliśmy? I dlaczego my mamy wygaszać kopalnie i elektrownie węglowe a takie Niemcy sobie nic nie robią z jakichkolwiek ustaleń na poszczególnych szczytach COP i realizują swoją niemiecką politykę w tym obszarze.
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Głos z branży: Od dawna się mówi, że aby skutecznie dokonywać ponownego wykorzystania PET należy zmienić system zamknięcia "petowych" butelek. Na taki, żeby po oderwaniu korka na butelce nie zostawał polipropylenowy pierścień (PP, czyli polipropylen, utrudnia porządny recykling PET). Co zrobiła UE? Ano nakazała stosowanie opakowań, w których nie będzie można oderwać korka od butelki już w ogóle. Czyli będziemy mieć więcej zanieczyszczeń na masę jednej butelki. I rób tu człeku recykling.
OdpowiedzUsuńKolejna sprawa: bardzo u nas się forsowało spalarnie śmieci i tzw. MBP (mechaniczno-biologiczne przetwarzanie, czyli kosztowny proces przeróbki śmieci tak, żeby im obniżyć wartość opałową). Czemu tak? A temu, że *ujnia zakazała składowania (czyli pakowania na tzw. wysypiska) śmieci o jakiejś tam określonej wartości opałowej. Niby dobrze, ale wiemy czym jest piekło wybrukowane. Druga okoliczność jest taka, że w kolejnych altach musimy uzyskiwać określone w UE poziomy odzysku i recyklingu. Składowanie śmieci poddanych uprzednio MBP tego NIE spełnia. Czyli od przyszłego roku grożą nam kary.
Co ja na to? A otóż w naszych "śmieciowych" warunkach należałoby śmieci fermetnować. Otrzymalibyśmy wtedy metan (do grzania, robienia prądu, paliwa do aut - czyli maleńki kro ku niezależności energetycznej), a śmieci po przejściu tego procesu miałyby już niską wartość opałową, ergo można by je dawać na składowiska. Co lepsze, wytworzenie biogazu jest uznawane za proces recyklingu (w uproszczeniu), więc dzięki fermentacji weszlibyśmy w wymagany przez *ujnię próg odzysku z recyklingiem, ergo nie płacilibyśmy kar. Jednakowoż biogazownie jakoś dziwnie miały rzucane kłody pod nogi.
I to by było na tyle jeśli chodzi o "ekologiczne" cele *ujni.
Pozdrawiam
"Bez kropki"