niedziela, 20 sierpnia 2023

Obwoźny cyrk D. Tuska z M. Kołodziejczakiem w tle ;) ?

Ostatnio zdarzyło mi się popełnić dwa teksty, w których starałem się na poważnie podejść do przeszłych i przyszłościowo ewentualnych gospodarczych dokonań i zamierzeń Donalda Tuska [1,2].

Pretenduje on przecież do ponownego przejęcia władzy w Polsce a więc nieraz warto nie traktować go jako "obwoźnego klauna" zwożącego na autorskie występy swoją publiczność dziesiątkami autokarów z całej Polski. Tak mi się przynajmniej wydawało i... dobrze mi się wydawało!!!

Bowiem - jako Polacy - nie możemy go traktować z szyderczym i prześmiewczym "przymrużeniem oka", bo on nawet woli, aby wielu z nas tak go właśnie postrzegało a naprawdę tym cyrkowym i  poniżej przedstawionym klaunem nie jest, i nigdy nie był. 


Więc kim jest D. Tusk?

Przede wszystkim apologetą i fascynatem Niemiec i polityki niemieckiej, co od razu stawia go w szeregu antypolaków. 

 "Für Deutschland" (dosłownie "Dla Niemiec"):

Ponadto D. Tusk identyfikuje się jako Kaszub, choć w czasach jego dzieciństwa w swoim rodzinnym domu mówiono przede wszystkim po niemiecku. Jego matka i babka ze strony matki (Niemka Anna Liebke)  po wojnie chciały zamieszkać w Niemczech, ale w końcu rodzina pozostała w Gdańsku i część z niej musiała się nauczyć języka polskiego a jego dziadek w czasie II WŚ służył w Wermachcie. 

Tak na marginesie. Gdyby zastosować żydowsko-talmudyczną nomenklaturę, w której za rodowitego Żyda uważa się tylko potomka po linii matki, to dla Żydów D. Tusk jest po prostu Niemcem. 

Stąd te jego słowa "Polskość to nienormalność", które zostały wypowiedziane na łamach miesięcznika "Znak" w listopadzie 1987 roku. Co prawda samo to określenie jest cytowane jako wyjęte z kontekstu i nawet J. Kaczyński zwraca na ten fakt uwagę broniąc D. Tuska, ale moim zdaniem od momentu powstania za niemieckie pieniądze Kongresu Liberalno-Demokratycznego (KLD) szefowanego przez D. Tuska, te jego wcześniejsze słowa niejako faktycznie zaczęły oddawać  późniejszy stosunek do Polski [3]. I na tym samym spotkaniu z wyborcami, w którym J. Kaczyński bronił D. Tuska przed wybiórczym cytowaniem jego słów z 1987 roku, ostatecznie stwierdził, że: "Mamy w Polsce partię niemiecką i ten wybór, który jest przed nami, to jest wybór: polska partia lub partia niemiecka i jej sojusznicy, którzy na wszystko są gotowi machnąć ręką, żeby tylko do tego parlamentu się dostać" [3,4].

A czy D. Tusk jest zaburzony emocjonalnie? Tego do końca nie wiem, ale obserwując werbalne i pozawerbalne poczynania D. Tuska to rzeczywiście można odnieść wrażenie, że coś jest nie tak z jego osobowością. Ciekawą jest ocena D. Tuska dokonana przez Janusza Palikota [5].

Ja subiektywnie postrzegam go jako człowieka  charakteryzującego się egocentroizmem* i idiolatrią**, co może świadczyć o pewnego rodzaju zaburzeniu osobowości. Ale co ja tam mogę sądzić... niech wypowiedzą się specjaliści, choćby tacy jak nadworny lekarz PO - Bogdan Klich!

No, ale D. Tusk jest nie tylko proniemiecki, ale też prorosyjski, co ukazała pierwsza cześć serialu "Reset" i z pewnością w drugiej części tego serialu będzie to jeszcze bardziej widoczne. 

Także więc Berlin i Bruksela uważają D. Tuska jako ich człowieka w Warszawie, ale również tak samo uważają Moskwa i Mińsk. Ogólnie można skonstatować, iż D. Tusk jest przedstawicielem kondominium niemiecko-rosyjskiego na Polskę. A to historycznie musi wzbudzać w nas pewnego rodzaju lęk przed tym człowiekiem a ponadto przecież już przez niemal 8 lat miał okazję się negatywnie wykazać jako premier rządu PO-PSL. Jego rządy to tysiące afer i sprowadzenie Polski do "państwa z dykty", gdzie były tylko "ch...j, du...a i kamieni kupa" [6].

D. Tusk został przez Niemcy nasłany do Polski z jednym zadaniem: obalić obecne rządy. I robi wszystko, aby tę misję wykonać. I to za wszelką cenę, choćby poprzez emocjonalne i cynicznie skłócanie Polaków czy też "stosowanie" notorycznych kłamstw i półprawd.  

Przez ostatnie dni wielu ludzi zostało zszokowanych sojuszem D. Tuska i M. Kołodziejczaka z  AgroUnii. Ja też w sumie byłem zaskoczony, ale...

M. Kołodziejczak jest takim samym żądnym władzy cynikiem jak D. Tusk a wiemy, że "swój ciągnie do swojego". Braterstwo dusz i osobowości jest chyba najlepszym wytłumaczeniem tego, dlaczego D. Tusk otworzył swoje ramiona i przyjął do siebie tego - subiektywnie wedle mnie - małostkowego "krzykacza". Jest też u D. Tuska jakaś nadzieja, że nowy partner pozyska jakieś głosy na wsi. I zapewne też D. Tusk czuje satysfakcję, że - w swojej wyobraźni - zemścił się na PSL-u, który nie chciał jednej listy totalnej opozycji, którą to forsował przecież nieomylny i boski "Słońce Peru"! A niestety D. Tusk jest człowiekiem bardzo mściwym, o czym zapewne mógłby wiele opowiedzieć taki Grzegorz Schetyna, chociaż i on jest również bardzo mściwy. 

Tyle tylko, że powyższe powody "zagospodarowania" przez D. Tuska M. Kołodziejczaka chyba nie są jedyne. 

Owszem, może być tak, że wewnątrzpartyjne badania sondażowe są dla KO (PO) bardzo kiepskie i z tej desperacji D. Tusk chwyta się już wszystkiego, żeby chociaż trochę te swoje poparcie zwiększyć. Na pewno też istnieje swoista osobowościowa "chemia" pomiędzy liderami PO i AgroUnii. Mają też pewną rację ci, którzy upatrują przyczyn tego sojuszu w obszarze osobistej zemsty D. Tuska na PSL-u. 

Ale przecież M. Kołodziejczak był wcześniej znany jako ostry krytyk PO i D. Tuska. Jeszcze w czerwcu tego roku mówił: "Jeżeli ktoś nie pamięta, jak żyło się za Platformy Obywatelskiej i że Donald Tusk cofnął Polaków kilka wieków do tyłu, zrobił z nas kraj koczowniczy, że ludzie musieli wyjeżdżać z Polski do Wielkiej Brytanii i Irlandii, no to brawo, to niech chce powrotu tego samego". 

Jednocześnie faktycznie był również negatywnie nastawiony do PiS-u. Werbalnie i pozawerbalnie  prezentował się  też jako przeciwnik naszego sojuszu z USA i wychwalał Rosję [7]. Stwierdził m.in., że „każdy z nas powinien odważyć się na ten gest i pokazać ‘fucka’ Amerykanom”. Ponadto deptał "flagę" unijną twierdząc, że „to nie jest nasza flaga”.

Więc jakie to poglądy szefa AgroUnii spowodowały, że D. Tusk zdecydował się na wystawienie jej członków na listach wyborczych KO (PO)? Jakie zachowania i przekazy werbalne M. Kołodziejczaka przekonały szefa PO do tego, aby ryzykownie wystawić go na swoich listach wyborczych? 

Ja tego nie wiem. Może jakiś zwolennik KO (PO) mi to wytłumaczy?




[3]"Kongres Liberalno-Demokratyczny był finansowany przez niemiecką chadecję - twierdzi Paweł Piskorski (...) Piskorski zapewnia, że nie zamierza szkodzić żadnej partii, a jedynie przedstawia rzetelną relację historyczną o początku lat 90. w Polsce. IAR mówi, że nie było to łamanie prawa, ale coś co zdarzało się 20 lat temu w różnych środowiskach politycznych. Piskorski był sekretarzem generalnym KLD, której ton nadawali politycy z Pomorza: Donald Tusk, Janusz Lewandowski i Jacek Merkel. Piskorski - były sekretarz generalny Kongresu Liberalno-Demokratycznego twierdzi, że założony i kierowany przez Tuska Kongres był finansowany przez chadeków z niemieckiego CDU na początku lat 90 -tych. Jak utrzymuje, były to kwestie omawiane między Helmutem Kohlem a Janem Krzysztofem Bieleckim - wtedy premierem i jednym z liderów KLD". Nigdy jego słowa nie zostały zaskarżone do sądu jako nieprawdziwe. Zob.: https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/793511,niemcy-finansowali-kld-partie-donalda-tuska.html  

[4] W listopadzie 1987 r. Tusk pytał, jak "wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu" - pisał późniejszy szef rządu. D. Tusk w artykule dodał, że polskość wywołuje u niego "niezmiennie odruch buntu". "Historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje bark brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię; i każą je z dumą obnosić" - pisał Donald Tusk kończąc tekst słowami: "sądzę – tak po polsku, patetycznie, że polskość, niezależnie od uciążliwego dziedzictwa i tragicznych skojarzeń, pozostaje naszym wspólnym świadomym wyborem". Zob.: https://www.rp.pl/polityka/art37245881-kaczynski-broni-tuska-w-sprawie-slow-polskosc-to-nienormalnosc

[5] Warto w tym miejscu przytoczyć fragmenty opowieści o D. Tusku autorstwa J. Palikota w książce: "Kulisy Platformy" . Co prawda ta książka była wydana w 2011 roku, ale wydaje się, że negatywne cechy D. Tuska w miarę upływu czasu tylko się pogłębiają. 

Donald Tusk (fot. PAP/Radek Pietruszka) - po publikacji „Newsweeka” na temat afery podsłuchowej. 

I cóż to o D. Tusku opowiadał J. Palikot, który spędził w PO sześć lat, poznał jej liderów, jej prawdziwe cele i skrywane sekrety?

Ano J. Palikot określa Donalda Tuska jako człowieka bezwzględnego i doskonale kontrolującego swoją agresję. 

Dowodem ma być chociażby scena, której był świadkiem, gdy w maju 2010 roku odwiedził Tuska w jego biurze: „Wchodzę i widzę Donalda w jednym z tych jego świetnych ciemnoniebieskich garniturów, w dobrych skórzanych butach - wyglądały na Ermenegildo Zegnę. Nogę miał opartą o piłkę nożną. […] Spojrzał na mnie i zachęcił: Wejdź, wejdź. Po czym mówi:* Widzisz tę roślinę w rogu? Gdy się tu wprowadziłem, odwiedził mnie Leszek Miller. Powiedział wtedy, że dała mu ją jego żona, i prosił, żebym o nią dbał i żebym ją podlewał. Po tych słowach z całej siły kopnął piłkę w kierunku tej rośliny. Piłka odbiła się od niej, a następnie od biurka i telewizora.* Po czym poszła kolejna ścięta piłka w tę roślinę. Uderzał w coś, co należało do Millera, którym był autentycznie zafascynowany". „To był prawdziwy Tusk ” – podsumowuje Palikot . – „mieszanina nihilizmu i cynizmu, a z drugiej strony pewnego wdzięku, uroku”.

J. Palikot nie ukrywa, że D. Tusk „ma swój urok”, ale poznał także jego inne, „partyjne, wręcz chamskie” oblicze: „Od początku widziałem, że traktował wszystkich członków tego swojego dworu jak warchołów. Knury – to określenie, którego używał w stosunku do nich najczęściej. Grzegorz [Schetyna] nie był tu wyjątkiem. I jego upokarzał. I jego czasem przedstawiał jako takiego knura bez manier, który potrzebuje tylko zeżreć, popić i pomlaskać językiem”.

Według Palikota Tusk jest „straszną sknerą”, która „liczy każdy grosz”. Do tego nie pamięta o „żadnych okazjach, imieninach, rocznicach swoich przyjaciół i znajomych. No, poza imieninami Grzegorza Schetyny. On rzeczywiście dostał raz od Donalda kopie mieczy jako prezent imieninowy. Ale to się zdarzyło akurat, gdy już był premierem. Prezent więc pochodził z rozdania kancelaryjnego”.

Tusk jest jak dziecko, kobieta, Rosjanin i grecki tyran... Palikot twierdzi także, że Donaldowi Tuskowi czasami brakuje męskości i zdarza mu się zachowywać jak dziecko. „Jest bardzo kobiecy w sposobie chodzenia, w relacjach z ludźmi. Z drugiej strony ma w sobie coś z charakteru Rosjan, którzy na ogół bardzo długo wprowadzają człowieka w atmosferę przyjaźni, bratania się, by nagle w pewnym momencie przeciąć to bezwzględnie”.

Oprócz tego, że w premierze jest (lub bywa) coś z dziecka, kobiety i Rosjanina, zdarza mu się też zachowywać niczym bohaterowie jego ulubionych lektur. O jakich książkach mowa? Według Palikota, chodzi o opowieści o małych greckich tyranach z czasów Sokratesa czy Herodota, którzy „mieli w zwyczaju na przykład mordować wszystkich swoich synów zaraz po urodzeniu. Każdy z tych bohaterów pławił się w okrucieństwie”.

Tusk widziany oczami Palikota to polityk niezwykle impulsywny, wybuchowy, agresywny, brutalny, ale też „chwiejny”, słaby psychicznie, histeryczny i łatwo popadający w depresję: „Kiedy atakuje, jego twarz staje się zawzięta, rzuca wulgaryzmami, obraża i wyrzuca wszystkich. „Absolutnie was wszystkich wypier…ę. Nie nadajecie się do niczego. Mam już dość!” – to są tego typu teksty”.

Z charakterystyki Palikota wynika jeszcze, że Tusk wielką wagę przykłada do stroju, docenia dobre wina („Trzeba mu przyznać, że do win ma nosa. Zupełnie inaczej niż Schetyna czy Drzewiecki, z którymi można iść tylko na wódkę, ewentualnie whisky”), pali cygara, nie cierpi kleru, a katolicyzm jest dla niego źródłem politycznego zysku („Szczytem wszystkiego była zgoda na ten ślub przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku. Oto nagle dowiedziałem się, że sztab wyborczy doszedł do wniosku, że musi być ślub Małgosi i Donalda”).

Palikot przyznaje, że nigdy bezpośrednio nie zdarzyło mu się do tej pory porozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim („Czasem coś do niego pokrzykiwałem na Sali sejmowej, a on odpowiadał”), ale gdyby miał taką okazję, zapytałby go, „czy nie ma czasem ochoty pójść na grób Barbary Blidy i sobie popłakać?”.

Palikot uważa, że Tusk naprawdę uważa Kaczyńskiego za „potwora” i tym słowem go najczęściej określa. Wojna między Tuskiem a Kaczyńskim to jednak przede wszystkim „teatr, na który media dają się nabrać”, gdyż „wbrew pozorom [obaj] idą trochę podobną drogą, drogą kalkulowania wszystkiego i wszystkich”. „Trafił swój na swego” – podsumowuje.



*egocentroizm - to moje słowo - neologizm - stworzone na potrzeby określenia zjawiska jednoczesnego występowania: egoizmu, egocentryzmu i cynizmu spowitych mgłą egotyzmu,  
** idiolatria - postawa polegająca na uwielbieniu samego siebie, braku jakiegokolwiek krytycyzmu do własnych działań lub słabości, pochodna megalomanii i mitomanii.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.