wtorek, 11 czerwca 2024

Władek Kosiniak-Kamysz i Szymek Hołownia już wiedzą jak kończy się współpraca z Donaldem Tuskiem...

Oczywiście, że celowo zdrobniłem imiona bohaterów ostatnich dni, bo tak naprawdę D. Tusk uważa ich... za chłopców bawiących się w polityczną zabawę "w piaskownicy" i tak ich traktuje: wydaje polecenia, gdy trzeba to karci i macha paluchem, wyznacza czas zabawy, a jak się zdenerwuje to i pasa przez kolanko użyje na gołą dupcię a do tego jest surowy w tym wychowaniu i wzbudza lęk u tych chłopców. 

Wspomnę w tym miejscu, że o samym wychowawcy dużo napisał Janusz Palikot, który niegdyś był bardzo blisko D. Tuska [1], [2]: 

-----------------------------------

J. Palikot określa Donalda Tuska jako człowieka bezwzględnego i doskonale kontrolującego swoją agresję. Co prawda ta książka była wydana w 2011 roku, ale wydaje się, że negatywne cechy D. Tuska w miarę upływu czasu tylko się pogłębiają. 

Dowodem ma być chociażby scena, której był świadkiem, gdy w maju 2010 roku odwiedził Tuska w jego biurze: „Wchodzę i widzę Donalda w jednym z tych jego świetnych ciemnoniebieskich garniturów, w dobrych skórzanych butach - wyglądały na Ermenegildo Zegnę. Nogę miał opartą o piłkę nożną. […] Spojrzał na mnie i zachęcił: Wejdź, wejdź. Po czym mówi:* Widzisz tę roślinę w rogu? Gdy się tu wprowadziłem, odwiedził mnie Leszek Miller. Powiedział wtedy, że dała mu ją jego żona, i prosił, żebym o nią dbał i żebym ją podlewał. Po tych słowach z całej siły kopnął piłkę w kierunku tej rośliny. Piłka odbiła się od niej, a następnie od biurka i telewizora.* Po czym poszła kolejna ścięta piłka w tę roślinę. Uderzał w coś, co należało do Millera, którym był autentycznie zafascynowany". „To był prawdziwy Tusk ” – podsumowuje Palikot . – „mieszanina nihilizmu i cynizmu, a z drugiej strony pewnego wdzięku, uroku”.

J. Palikot nie ukrywa, że D. Tusk „ma swój urok”, ale poznał także jego inne, „partyjne, wręcz chamskie” oblicze: „Od początku widziałem, że traktował wszystkich członków tego swojego dworu jak warchołów. Knury – to określenie, którego używał w stosunku do nich najczęściej. Grzegorz [Schetyna] nie był tu wyjątkiem. I jego upokarzał. I jego czasem przedstawiał jako takiego knura bez manier, który potrzebuje tylko zeżreć, popić i pomlaskać językiem”.

Według Palikota Tusk jest „straszną sknerą”, która „liczy każdy grosz”. Do tego nie pamięta o „żadnych okazjach, imieninach, rocznicach swoich przyjaciół i znajomych. No, poza imieninami Grzegorza Schetyny. On rzeczywiście dostał raz od Donalda kopie mieczy jako prezent imieninowy. Ale to się zdarzyło akurat, gdy już był premierem. Prezent więc pochodził z rozdania kancelaryjnego”.

Tusk jest jak dziecko, kobieta, Rosjanin i grecki tyran... Palikot twierdzi także, że Donaldowi Tuskowi czasami brakuje męskości i zdarza mu się zachowywać jak dziecko. „Jest bardzo kobiecy w sposobie chodzenia, w relacjach z ludźmi. Z drugiej strony ma w sobie coś z charakteru Rosjan, którzy na ogół bardzo długo wprowadzają człowieka w atmosferę przyjaźni, bratania się, by nagle w pewnym momencie przeciąć to bezwzględnie”.

Oprócz tego, że w premierze jest (lub bywa) coś z dziecka, kobiety i Rosjanina, zdarza mu się też zachowywać niczym bohaterowie jego ulubionych lektur. O jakich książkach mowa? Według Palikota, chodzi o opowieści o małych greckich tyranach z czasów Sokratesa czy Herodota, którzy „mieli w zwyczaju na przykład mordować wszystkich swoich synów zaraz po urodzeniu. Każdy z tych bohaterów pławił się w okrucieństwie”.

Tusk widziany oczami Palikota to polityk niezwykle impulsywny, wybuchowy, agresywny, brutalny, ale też „chwiejny”, słaby psychicznie, histeryczny i łatwo popadający w depresję: „Kiedy atakuje, jego twarz staje się zawzięta, rzuca wulgaryzmami, obraża i wyrzuca wszystkich. „Absolutnie was wszystkich wypier…ę. Nie nadajecie się do niczego. Mam już dość!” – to są tego typu teksty”.

Z charakterystyki Palikota wynika jeszcze, że Tusk wielką wagę przykłada do stroju, docenia dobre wina („Trzeba mu przyznać, że do win ma nosa. Zupełnie inaczej niż Schetyna czy Drzewiecki, z którymi można iść tylko na wódkę, ewentualnie whisky”), pali cygara, nie cierpi kleru, a katolicyzm jest dla niego źródłem politycznego zysku („Szczytem wszystkiego była zgoda na ten ślub przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku. Oto nagle dowiedziałem się, że sztab wyborczy doszedł do wniosku, że musi być ślub Małgosi i Donalda”).

Palikot przyznaje, że nigdy bezpośrednio nie zdarzyło mu się do tej pory porozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim („Czasem coś do niego pokrzykiwałem na Sali sejmowej, a on odpowiadał”), ale gdyby miał taką okazję, zapytałby go, „czy nie ma czasem ochoty pójść na grób Barbary Blidy i sobie popłakać?”.

Palikot uważa, że Tusk naprawdę uważa Kaczyńskiego za „potwora” i tym słowem go najczęściej określa. Wojna między Tuskiem a Kaczyńskim to jednak przede wszystkim „teatr, na który media dają się nabrać”, gdyż „wbrew pozorom [obaj] idą trochę podobną drogą, drogą kalkulowania wszystkiego i wszystkich”. „Trafił swój na swego” – podsumowuje [3].

Jako ewentualny dodatek do opisu samego D. Tuska jest fakt, że jego pierwsza partia KLD powstała z pieniędzy niemieckich:

"Kongres Liberalno-Demokratyczny był finansowany przez niemiecką chadecję - twierdzi Paweł Piskorski (...) Piskorski zapewnia, że nie zamierza szkodzić żadnej partii, a jedynie przedstawia rzetelną relację historyczną o początku lat 90. w Polsce. IAR mówi, że nie było to łamanie prawa, ale coś co zdarzało się 20 lat temu w różnych środowiskach politycznych. Piskorski był sekretarzem generalnym KLD, której ton nadawali politycy z Pomorza: Donald Tusk, Janusz Lewandowski i Jacek Merkel. Piskorski - były sekretarz generalny Kongresu Liberalno-Demokratycznego twierdzi, że założony i kierowany przez Tuska Kongres był finansowany przez chadeków z niemieckiego CDU na początku lat 90 -tych. Jak utrzymuje, były to kwestie omawiane między Helmutem Kohlem a Janem Krzysztofem Bieleckim - wtedy premierem i jednym z liderów KLD". Nigdy jego słowa nie zostały zaskarżone do sądu jako nieprawdziwe. Zob.: https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/793511,niemcy-finansowali-kld-partie-donalda-tuska.html

[4] W listopadzie 1987 r. Tusk pytał, jak "wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu" - pisał późniejszy szef rządu. D. Tusk w artykule dodał, że polskość wywołuje u niego "niezmiennie odruch buntu". "Historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje bark brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię; i każą je z dumą obnosić" - pisał Donald Tusk kończąc tekst słowami: "sądzę – tak po polsku, patetycznie, że polskość, niezależnie od uciążliwego dziedzictwa i tragicznych skojarzeń, pozostaje naszym wspólnym świadomym wyborem". Zob.: https://www.rp.pl/polityka/art37245881-kaczynski-broni-tuska-w-sprawie-slow-polskosc-to-nienormalnosc

------------------------------

Całkowite zdegradowanie Trzeciej Drogi i w mniejszym stopniu Lewicy a tym samym szczególnie obydwu tytułowych bohaterów było kolejnym dowodem, że tak naprawdę D. Tusk nie ma zamiaru dzielić się władzą z nikim, również z TD i Lewicą, choć tworzą z nim "koalicję 13 grudnia".

D. Tusk osiągnął to kosztem przede wszystkim Trzeciej Drogi, ale też i Lewicy podbierając jej niektóre pomysły lewicowe z atakiem na Kościół Katolicki i z aborcją w tle, którą to TD niemiłosiernie ograł poprzez publikację w proniemieckim onecie.pl informacji o  haniebnym zatrzymaniu żołnierzy na granicy polsko-białoruskiej za oddanie strzałów ostrzegawczych wobec nielegalnych imigrantów atakujących żołnierzy.  A faktem jeszcze bardziej niekorzystnym dla rządu było to, że przez dwa miesiące informacja ta była ukrywana przez rząd "koalicji 13 grudnia". Za to zatrzymanie bezpośrednio odpowiedzialny był minister obrony narodowej i członek Trzeciej Drogi (z ramienia PSL) Władysław Kosiniak-Kamysz. Chociaż ja jestem pewien, że i tak zgodę na takie zatrzymanie musiał wydać lub na nią się zgodzić D. Tusk, ale to nie jest ważne, bo opinia publiczna po prostu za takie wydarzenie obwiniła szefa "ludowców".

Czy tego kim tak naprawdę jest D. Tusk i co oznacza współpraca z nim nie wiedzieli liderzy tworzących z PO (KO) koalicję rządową? Szczerze wątpię, więc "sami sobie zgotowali ten los". Zdaje się powiedzieć?: "Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało".

Najbardziej na tej cynicznej grze D. Tuska ucierpiał Władek Kosiniak-Kamysz, który chodzi teraz z zafrasowaną i zdruzgotaną miną wiedząc, że już kolejny raz po sławetnym poinformowaniu opinii publicznej o podniesieniu wieku emerytalnego, dał się ograć jak to dziecko w tej piaskownicy. 

Całą sytuację przedstawia ciekawy artykuł Patryka Słowika na portalu wp.pl. Przedstawię go w całości bo może bardzo szybko zniknąć jako, że jest krytyczny wobec samego dziś "guru", premiera D. Tuska [4]:

--------------------

Minister obrony narodowej ma przygotować kluczową dla bezpieczeństwa polskich żołnierzy ustawę w jeden weekend. A konsekwencje zamieszania na granicy ma ponieść jedyna osoba, która zadziałała w sprawie szybko i właściwie - bo jest nominatem poprzedniej ekipy. To clou decyzji Donalda Tuska.

Premier wygłosił oświadczenie w sprawie sytuacji na granicy. Robił groźne miny, nie krył oburzenia, nie pozwolił dziennikarzom zadać ani jednego pytania. Ogólnie: niemal wszyscy zrobili coś źle, oczywiście oprócz samego premiera, który był odcięty od informacji przez swoich najbliższych współpracowników oraz pisowskie złogi.

Być może szef rządu świetnie opanował polityczny PR, ale gdy wgryźć się w szczegóły podjętych przez niego decyzji - jest jedna wielka nicość.

Minister obrony narodowej ma przygotować kluczową dla bezpieczeństwa polskich żołnierzy ustawę w jeden weekend. A konsekwencje zamieszania na granicy ma ponieść jedyna osoba, która zadziałała w sprawie szybko i właściwie - bo jest nominatem poprzedniej ekipy. To clou decyzji Donalda Tuska.

Przypomnijmy: w marcu żołnierze strzegący polskiej granicy oddali strzały ostrzegawcze w kierunku napierających na nich migrantów. Trzech żołnierzy zostało zatrzymanych przez Żandarmerię Wojskową (zostali skuci), zaś dwóch usłyszało zarzuty przekroczenia uprawnień i narażenia życia innych osób. Onet informował, że żołnierze byli pozbawieni pomocy prawnej ze strony wojska; składali się na nią ich koledzy.

Przede wszystkim: jaka może być wartość przepisów napisanych w kilkadziesiąt godzin, pod wpływem medialnie sformułowanego premierowskiego żądania? Czy możemy zakładać, że to będą regulacje przemyślane, skonsultowane z ekspertami?

Dalej: jeżeli widoczne są niedostatki legislacyjne, a napisanie dobrych przepisów to robota na jeden weekend, dlaczego potrzebne były dramatyczne zdarzenia na granicy, aby minister obrony wziął się do pracy? Premier i wicepremier kierujący resortem obrony narodowej wcześniej nie wiedzieli, że trzeba zmienić prawo?

Wreszcie: prezydent Andrzej Duda w sierpniu 2023 r. przygotował projekt ustawy w sprawie działań na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. 2 maja 2024 r. ponowił swoją inicjatywę - kierując do Sejmu projekt ustawy o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Do dziś nikt się prezydenckim projektem nie zajął.

Jeśli sprawa jest tak pilna, dlaczego nie wzięto prezydenckiego projektu ustawy jeszcze w zeszłym roku na tapet? Czy chodziło o to, że przygotował go Andrzej Duda, a nie - przez weekend - Władysław Kosiniak-Kamysz?

Druga decyzja Donalda Tuska ma charakter personalny. Tusk postanowił odwołać zastępcę prokuratora generalnego ds. wojskowych Tomasza Janeczka. Janeczek jest jeszcze z nadania ekipy Zbigniewa Ziobry. Zgodę na jego odwołanie będzie musiał wyrazić prezydent.

I teraz spójrzmy na fakty. Otóż o zdarzeniu na granicy z marca w tym samym marcu dowiedział się Władysław Kosiniak-Kamysz. Zareagował dopiero w czerwcu, po ujawnieniu sprawy przez Onet. Po niemal trzech miesiącach zapowiedział, że trzeba "bezwzględnie" wyjaśnić sprawę.

Zdaniem Tuska - Kosiniak-Kamysz jest w tej sprawie bez winy. Winny jest za to Janeczek, który jako jedyny funkcjonariusz publiczny zareagował szybko i właściwie.

Prokuratorzy podlegli obecnemu prokuratorowi krajowemu Dariuszowi Kornelukowi poprosili pod koniec kwietnia Janeczka i wyrażenie zgody na objęcie nadzorem postępowania prowadzonego przez prokuraturę niższego szczebla. Janeczek na początku maja wyraził na to zgodę. W ten sposób - jak widzimy dziś - podjął właściwą decyzję. Tę decyzję zresztą podtrzymuje obecne szefostwo prokuratury - nadzór nad sprawą ma sprawować osobiście prokurator krajowy.

Tu wyjaśnijmy wyraźnie: objęcie sprawy nadzorem prokuratorów z Prokuratury Krajowej nie oznacza bynajmniej, że to oni stawiali zarzuty żołnierzom. Chodzi o to, że w maju zapadła decyzja, by kontrolować na bieżąco kontrowersyjne postępowanie zainicjowane w marcu.

Janeczek zostaje więc ukarany za to, że prokurator z obecnego nadania stawia zarzuty żołnierzom, prokurator podległy obecnemu prokuratorowi krajowemu prosi o zgodę na objęcie sprawy nadzorem, a Janeczek mówi: "dobrze, chcecie nadzorować, to nadzorujcie, nie będę wam tego uniemożliwiał". I teraz wyobraźmy sobie, co by było, gdyby Janeczek nie wydał zgody. Zapewne dziś zostałby rzucony pod pociąg przez Donalda Tuska z twierdzeniem, że "ziobrowy prokurator paraliżował funkcjonowanie Prokuratury Krajowej".

Mówmy wprost: z Janeczka robi się kozła ofiarnego tylko dlatego, że jest człowiekiem poprzedniej ekipy rządzącej. Nie on stawiał zarzuty, nie on nadzorował postępowanie, on jedynie nie utrudniał pracy innym prokuratorom. A decyzję o wydaniu zgody na nadzór podjął po kilku dniach, a nie kilku miesiącach.

Premier Tusk może robić do kamer raz groźną, raz smutną minę. Ministrowie w jego rządzie mogą przekonywać, że premier zawsze ma rację. Kibole władzy mogą twierdzić, że za całą sprawę odpowiada jeden prokurator "po Ziobrze", i wyzywać wszystkich twierdzących inaczej. Fakty w tej sprawie są jednak jednoznaczne.

Fakt pierwszy: wicepremier i minister obrony narodowej wiedział o zdarzeniu na granicy już w marcu. To, że nie przekazał tej informacji swojemu szefowi oraz kolegom z rządu - to wewnętrzna sprawa Rady Ministrów (choć jest to zaskakujące). To, że nie poinformowano o tym obywateli w rzetelnie przygotowanym komunikacie - to kpina z Polaków.

Fakt drugi: o zdarzeniu wiedzieli prokuratorzy z nadania ministra sprawiedliwości Adama Bodnara oraz podlegający obecnemu prokuratorowi krajowemu. Poprosili o wsparcie prokuratora Janeczka, a on im tej pomocy udzielił. Dlaczego nie poinformowali prokuratora krajowego lub ministra Bodnara - to sprawa wewnętrzna prokuratury. Jednocześnie – szczerze mówiąc – najmniej rozumiem pojawiające się zarzuty do Bodnara. Od dawna mówił – i słusznie – że nie planuje ręcznie sterować prokuraturą.

Fakt trzeci: okazuje się, że kluczową dla bezpieczeństwa polskich żołnierzy ustawę można przygotować w jeden weekend. Na przyjęcie, choćby z poprawkami, ustawy przygotowanej przez prezydenta nie starczyło czasu od początku kadencji.

-------------------------------

Nic dodać, nic ująć. Cała sprawa została idealnie przedstawiona i udowadnia, że D. Tusk po prostu politycznie zniszczył ministra obrony narodowej, któremu pozostaje jedynie upodlające skomlenie u nóżek D. Tuska o pozostawienie go na stanowisku wicepremiera rządu. Jak tego nie zrobi i np.  odejdzie z koalicji i z rządu to D. Tusk może jedynie ogłosić upadłość rządu a tym samym doprowadzić do nowych wyborów parlamentarnych, w których TD już nie osiągnie wymaganych 8% poparcia wyborców. A sam Sz. Hołownia? Może się powoli żegnać ze stanowiskiem Marszałka Sejmu i nie ma szans na wyborczy zwycięstwo w wyborach prezydenckich... Zresztą danie mu tej synekury też uważam za majstersztyk D. Tuska żeby pozbyć się rywala i koalicjanta TD.

Naprawdę. D. Tusk chce samodzielnych rządów PO (KO) by miał to co miał J. Kaczyński i jego PiS (ZP). Odwieczny kompleks wobec braci Kaczyńskich z jednoczesną nimi jakąś taką niezdrową fascynacją z biegiem czasu u D. Tuska tylko się wzmocniły. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.