Te dwa polskie przysłowia mówią nam jak ważne jest wychowanie młodego człowieka, które rzutuje na cale jego życie. To rodzinne środowisko w sposób decydujący określa jego przyszłe poglądy i zachowania, które bywają w miarę upływu czasu przedmiotowo niemal tożsame jak rodziców czy dziadków. Nieprzypadkowo więc jeszcze do niedawna (do czasu II Wojny Światowej) prawie zawsze przy poznawaniu się mówiono z jakiej rodziny się pochodzi oraz wskazywano na nazwisko rodowe.
W czasach powojennych z tego zrezygnowano, bowiem rodzinnie realizatorzy komunizmu nie mogli się pochwalić najbliższymi i przodkami oraz pochodzeniem, przede wszystkim dlatego, że nie reprezentowali sobą nic ponadto, że są albo zbrodniczym okupantem Polski, albo mają pochodzenie etnicznie słuszne i nie polskie.
Stąd do dziś taki atak na wszystkich, którzy próbują badać rodzinne powiązania "elit" III RP. Do tego wielu z nich - po wyeliminowaniu polskich prawdziwych elit przez sowiecką Rosję i nazistowskie Niemcy - po prostu wstydzi się swojego pochodzenia, co wydaje się nadzwyczaj niepoważne i śmieszne dla nas, ale nie dla nich, bo często dla już dzisiejszych "elit" mogłoby się okazać, że najbliżsi lub przodkowie mają za sobą niecną przeszłość oprawców naszych rodaków w okresie komunizmu.
Zresztą bardzo łatwo wskazać, kto coś ukrywa ze swojej historii rodziny. Wystarczy przejrzeć Wikipedię, gdzie w notkach biograficznych wskazuje się datę urodzenia a życiorys często rozpoczyna się szkołą średnią lub studiami bez wskazania rodowodu własnego pochodzenia. Często też po prostu fałszuje się (wybiela się) owe pochodzenie. Niestety owo wybielanie często dotyczy dzieci czy wnuków właśnie tych komunistycznych oprawców, ale nie tylko: zaciemnia się też cały okres komunizmu i stara mu się nadać walor niemożności innego zachowania się własnych rodzin, bo "były takie czasy". Owszem były takie czasy, ale nikt nikogo nie zmuszał do bycia "ubekiem" lub tajnym współpracownikiem służ specjalnych PRL lub innych komunistycznych, w tym sowieckich.
Dobrze, zdarzają się wyjątki, gdy współcześni odcinają się od własnych rodzinnie komunistycznych korzeni, ale jest to rzadkością. Być może również nie jest to na tyle ważne w przypadku osób prywatnych, ale ktoś, kto staje się osobą publiczną musi zdawać sobie sprawę, że wszelkie informacje na temat jego osoby są bardzo ważne dla innych. A już sobie nie wyobrażam, żeby pomijać drzewo genealogiczne (rodowód) osób, które roszczą sobie prawo do zajmowania eksponowanych stanowisk państwowych, też w przypadku kandydowania w wyborach prezydenckich.
Chyba zasadne jest powiedzenie prawdy i jasna deklaracja, że dana osoba odcina się od działalności swoich najbliższych. Wtedy możemy mówić o stawaniu w prawdzie. Niestety obecne "elity" III RP nie tylko, że nie odcinają się od korzeni komunistycznych, ale niemal stają się one glejtem wiarygodności przedstawicieli dużej części dzisiejszej totalnej opozycji.
Swego czasu środowisko związane z Gazetą Polską opublikowało poszerzoną o najbliższych informację na temat R. Trzaskowskiego, którą we fragmentach przedstawiam poniżej [1].
----------
Matka Rafała Trzaskowskiego, kandydata na fotel prezydenta stolicy, była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Justyna. Meldowała bezpiece o kontaktach z dyplomatami USA muzyków i ludzi zajmujących się jazzem – Jerzego Matuszkiewicza, Leopolda Tyrmanda czy Romana Waschki. Jej pierwsza teściowa była kapitanem UB, teść – pułkownikiem LWP, a inni z bliskich działali na wysokich szczeblach PZPR. Rafał Trzaskowski dumnie przedstawiał w internecie swoją rodzinę i jej zasługi, określając tę prezentację jako „autolustracja”. Ominęła ona jednak rodowe związki z komunizmem - pisze w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska" Maciej Marosz.
fot. Gazeta Polska
Wygląda na to, że jakość takiej lustracji można porównać do kampanijnej akcji ratowania szyby w drzwiach przez mocowanie jej taśmą klejącą.
O swojej matce Teresie Trzaskowskiej kandydat na prezydenta Warszawy wspomniał tylko przy prezentacji w Internecie jej dawnego zdjęcia. Tymczasem jak wynika z akt IPN, Służba Bezpieczeństwa zarejestrowała ją w 1960 r. jako tajnego współpracownika działającego pod ps. Justyna. Trzaskowską interesował się kontrwywiad PRL ze względu na jej kontakty z dyplomatami USA, a w szczególności z figurantem akt SB, I sekretarzem ambasady tego kraju w Warszawie Thomasem Donovanem.
Trzaskowska trafiła do kręgu dyplomatów pojawiających się na różnych imprezach z racji bycia żoną jednego z najbardziej znanych już wówczas muzyków jazzowych – Andrzeja Trzaskowskiego. Powierzchowna znajomość „Justyny” z Donovanem przerodziła się w zażyłą relację, bywanie w rezydencji dyplomaty, częste spotkania. Przemieszczała się ona też przy różnych okazjach po mieście autem dyplomaty.
Służba Bezpieczeństwa poważnie podeszła do kwestii werbunku żony muzyka. Odbyto z nią najpierw trzy wstępne spotkania, po czym na rozpoczęciu współpracy pojawiła się dwójka wysokich rangą esbeków – kpt. Rolnik i por. Władysław Prekurat. W przygotowanym planie zwerbowania Trzaskowskiej, na wypadek stwierdzenia jej braku entuzjazmu do współpracy z SB, zamierzano przypomnieć jej, że mieszka w Warszawie bez zameldowania. Jednak użycie tego argumentu okazało się całkowicie zbędne.
Już na pierwszym spotkaniu Trzaskowska przekazała SB wiele „cennych informacji i wyraziła chęć dalszego spotykania się” – napisali Rolnik i Prekurat. „Jak wynika z jej oświadczeń oraz naszych danych agenturalnych, wymieniona zachowuje w tajemnicy fakt prowadzenia z nią rozmów i przywiązuje dużą wagę do konspiracji” – chwalili funkcjonariusze SB.
Dlatego zgoda na werbunek była formalnością. Prekurat zapisał później, jak werbowana zareagowała na informację, że zaczyna kontakty z kontrwywiadowcami PRL. „Po wymianie kilku zdań powiedziałem jej, że jestem oficerem kontrwywiadu i chciałbym przeprowadzić z nią rozmowę. Wymieniona przyjęła oświadczenie z pewnym uśmiechem i bez zażenowania nadmieniła, że bardzo jej się podobało właśnie takie nawiązanie z nią kontaktu, że to świadczy o naszej umiejętnej pracy itp.” – zapisał funkcjonariusz SB.
Trzaskowska opowiedziała o tym, jak w 1959 r. poznała Donovana oraz w jakim gronie Polaków spotyka się ów dyplomata. Wskazała, że był on m.in. zaproszony na przyjęcie wyprawiane przez muzyka jazzowego i kompozytora Jerzego Matuszkiewicza i jego żonę. Opowiedziała też bezpiece o pobycie i kontaktach w Polsce popularnego komentatora muzyki jazzowej z USA Willisa Conovera.
Przy kolejnym spotkaniu z TW funkcjonariusze pytali, czy nie ma negatywnych wrażeń z pierwszej rozmowy z nimi. Odpowiedziała, że nie ma żadnych złych odczuć, jedynie zastanawia się, dlaczego kontrwywiad zwrócił się właśnie do niej. Wyraziła obiekcje co do przekazywania informacji na temat obywateli polskich czy osób z zagranicy, które nie szkodzą PRL. SB uspokoiła ją, że chciałaby się tylko dowiadywać od niej co jakiś czas o tym, co dzieje się w otoczeniu Donovana i innych obcokrajowców.
SB zwracała też uwagę na ograniczenia TW. Jako osoba ze średnim wykształceniem nie znała języka angielskiego. Oceniano też, że była „politycznie słabo wyrobiona”. Na plus działało to, że dostrzeżono w niej spryt i inteligencję.
----------------
Cóż tu więcej dodać? Chyba tylko tyle, że jednak warto wiedzieć "skąd wyrastają nogi" kandydata na prezydenta R. Trzaskowskiego.
https://m.telewizjarepublika.pl/mocne-oto-kim-byla-matka-rafala-trzaskowskiego,69690.html
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... © Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.