środa, 2 września 2020

Po co Francuzom kolejne ofiary?

Dziś w Paryżu rozpoczął się proces w sprawie ataków terrorystycznych na redakcję "Charlie Hebdo" i sklep koszerny Hyper Cacher w Paryżu w styczniu 2015 roku. Czternastu oskarżonych, podejrzanych o wsparcie logistyczne braci Saida i Cherifa Kouachich oraz Amedy Coulibaly’ego, sprawców ataków terrorystycznych we Francji, będzie sądzonych do 10 listopada przed specjalnym sądem przysięgłym.

I również dziś tygodnik ma ponownie być wydany z identycznymi na okładce karykaturami Mahometa, jakie przed przeszło pięciu laty sprowokowały skrajnych islamistów do ataków terrorystycznych, które tak naprawdę trwają do dzisiaj czyniąc Francję jednym z najbardziej niebezpiecznych pod względem terrorystycznym krajów w Europie. Okładka ma przedstawiać 12 karykatur Mahometa i sama zapowiedź publikacji już uruchomiła islamskich fundamentalistów, którzy zapowiadają nowe akty terroru. 

Redakcja "Charlie Hebdo" ponownie publikując prowokacyjne karykatury chce  prawdopodobnie w ten sposób  podkreślić, iż wolność słowa jest w republice nadrzędna i nic nie usprawiedliwia przemocy za same tylko słowo lub obraz. Ponadto celowo wydaje swój tygodnik w dniu rozpoczęcia rozprawy, aby przypomnieć i niejako "uczcić" ofiary terroryzmu sprzed 5 lat i "udowodnić", że Francja jest wolnym, tolerancyjnym i laickim krajem niepodatnym na żadne religijne fundamentalizmy.

Jednocześnie ""szef Francuskiej Rady Kultu Muzułmańskiego (CFCM) Mohammed Moussaoui wezwał we wtorek do zignorowania karykatur Mahometa, które ukażą się ponownie w tygodniku "Charlie Hebdo". „To terroryzm, który zaatakował w imię naszej religii, jest naszym wrogiem” – podkreślił.
„Nic nie może usprawiedliwić przemocy” – stwierdził CFCM Mohammed Moussaoui (...) „To karykatury, nauczyliśmy się je ignorować i wzywamy do zachowania takiej postawy w każdych okolicznościach (...) „Wszystkim gwarantuje się wolność do (tworzenia) karykatur, wolność ich uwielbiania lub nielubienia. Nic nie może usprawiedliwić przemocy” - powiedział Moussaoui, cytowany przez AFP (...) Wezwał do skupienia się na „procesie, który rozpoczyna się w środę i który powinien przypominać nam o ofiarach terroryzmu w styczniu 2015 r. w Charlie Hebdo, w Hyper Cacher oraz w przestrzeni publicznej". "Musi przypomnieć o ofiarach terroryzmu w Tuluzie i Montauban w 2012 r. oraz o ofiarach z listopada 2015 roku w Bataclan i Stade de France (w Paryżu)” - apelował przewodniczący CFCM."" [1].

Należy wątpić, aby szef CFCM mógł zapobiec nowym atakom terrorystycznym. Fundamentaliści islamscy postępują zgodnie ze swoją ideologią podpartą Koranem i dla nich istnieje tylko jeden sposób reagowania na - wedle nich - wrogie akty wobec islamu, Koranu czy Mahometa. To śmierć zadana wrogom nawet, gdy trzeba oddać własne życie a nawet najlepiej je oddając w czasie zamachu na "innowierców" i "niewierców". 

Skoro tak jest to może - w kontekście dzisiejszej karykaturalnej okładki tygodnika - warto byłoby zadać sobie pytania: "Po co Francuzom ponowne ofiary?". "Po co kolejny raz prowokują islamskich fundamentalistów?". 

Wszak Francja i bez tego jest miejscem bardzo niespokojnym. Z jednej strony ciągle istnieje zagrożenie terrorystyczne (francuskie służby w przeciągu ostatnich trzech lat udaremniały podobno 1 zamach miesięcznie i stają się powoli niewydolne) a z drugiej strony na francuskich ulicach co rusz mamy krwawo tłumione demonstracje "Żółtych kamizelek". Do tego dochodzą jeszcze skutki pandemii koronawirusa i ogólne niezadowolenie Francuzów z rządów E. Macrona. Francja jest dziś państwem żyjącym w chaosie, ciągłym strachu, gdzie nawet w centrum Paryża trudno spacerować w godzinach wieczornych (nie mówiąc już o okolicach podmiejskich). 

Trudno więc zrozumieć po co kolejny raz tygodnik "Charlie Hebdo" prowokuje islamistów i chce przez to kolejny raz ich zradykalizować. Już sama rozprawa winnych za zamachy w 2015 roku może implikować wzmożenie terrorystów, więc po co dawać im dodatkowe powody do ataków?

Oczywiście można przyjąć w/w argumentację tygodnika odnoszącą się do wolności słowa i wypowiedzi, do tradycji republiki, ale brzmi to co najmniej dziwnie w dobie, kiedy tak naprawdę we Francji istnieje już lewacka autocenzura i cenzura a tradycyjne: tolerancja, wolność i demokracja  ograniczane są tylko do lewackiego politpoprawnego oglądu rzeczywistości. 

Należałoby też zastanowić się czy czasem właśnie ta lewackość elit francuskich nie jest winna takiemu a nie innemu obrazowi rzeczywistości tego kraju. Z jednej bowiem strony promuje się multikulturowość a z drugiej się ją atakuje poprzez np. publikowanie karykatur Mahometa. Mówi się o tolerancji i wolności a jednocześnie odmawia się tej tolerancji i wolności innym w imię np. świeckości państwa. Daje się zielone światło na atak na islam i chrześcijaństwo a później wyraża się zdziwienie, że następuje reakcja wiernych, choć ta reakcja jest w tych dwóch przypadkach diametralnie inna i akurat chrześcijanie unikają przemocy. Ale po co obrażać uczucia religijne dając "paliwo" dżihadystom?

Francja jest typowym przykładem państwa, gdzie odejście od wartości cywilizacji łacińskiej staje się powoli samounicestwieniem tego kraju. W miejsce chrześcijańskich fundamentów islamiści budują swoje i wypierają liberalno-demokratyczne zdobycze otwartego państwa laickiego, które tych islamistów zresztą - w imię multikultutowości i otwartości - same bezsensownie przyjęło, promowało i nadzwyczaj łagodnie traktowało. Długoletnie wykorzenianie chrześcijańskich wartości z przestrzeni publicznej zakończyło się lub zakończy kalifatem islamskim a co najmniej powszechnym chaosem, co zresztą już jest codziennością Francuzów. I nic tu nie dadzą jakieś "wolnościowe" karykatury Mahometa czy pokazowy proces winnych zamachów w 2015 roku. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.