niedziela, 29 listopada 2020

Kilka refleksji na temat pandemii koronawirusa

Nie ulega wątpliwości, że wirus SARS-CoV-2 jest i się rozprzestrzenia. Podobnie wiadomo też, że wyprodukowała go ludzka ręka i należy dziś oczekiwać znalezienia winnych i pociągnięcia ich do odpowiedzialności. Niestety jakoś nic na temat poszukiwania winnych nie słyszymy i chyba już nigdy nie dowiemy się prawdy. A warto byłoby się np. dowiedzieć czy "uwolnienie" wirusa było celowe czy tylko przypadkowe. 

Koronawirus wywołuje chorobę COVID-19 i to też jest niezaprzeczalnym faktem. Nie każdy jednak zakażony koronawirusem choruje. Wielu przechodzi owe zakażenie bezobjawowo, ale część populacji (z nastawieniem na seniorów) może zachorować na tyle poważnie, że choroba może zakończyć się śmiercią. Większe prawdopodobieństwo zgonu występuje u osób mających inne poważne choroby współistniejące. Umierających tylko na COVID-19 jest zdecydowana mniejszość. 

Ogólnie zakresy i ilości zakażeń, zachorowań oraz śmiertelności  są niższe niż przypuszczano, choć i tak są duże i wymagają od nas odpowiednich zachowań, ze szczególnym naciskiem na zachowanie dystansu społecznego i częstej dezynfekcji rąk.

I to wszystko, co tak naprawdę wiemy o tym wirusie i chorobie a pytań jest wiele. Czy maseczki pomagają uniknąć zainfekowania? Kiedy zostaną wynalezione: skuteczna szczepionka przeciwwirusowa oraz lek na chorobę i czy będą one bezpieczne? Czy obecna fala pandemii jest drugą i ostatnią, czy też czekają nas lata walki z nią? Czy potrzebne są aż takie obostrzenia i budowanie przez to całkowicie "nowej normalności", gdzie człowiek powoli zostaje sprowadzany do roli ubezwłasnowolnionej i kontrolowanej masy jednostek? Jaki będzie tak naprawdę nasz świat po pandemii?

Maseczki. Wokół nich narosło wiele mitów. Jedni uważają, że w ogóle nie są nam obecnie potrzebne i nas wcale nie chronią przed zakażeniem, inni zaś, że są nieodzowne i radykalnie zmniejszają możliwość zainfekowania. Nie ma co się spierać a skoro istnieje szansa, że się nie zarazimy i sami nie będziemy zarażać to profilaktycznie winniśmy je nosić, przy czym nie w taki sposób, że jedną maseczkę używamy aż do zniszczenia a w międzyczasie zakładamy po prostu brudną.

Jak na razie jedynym lekiem na COVID-19 o w miarę potwierdzonej skuteczności jest lek na bazie osocza ozdrowieńców. Dużo mówiło się o Remdesivirze, który jest lekiem bardzo drogim, ale jego skuteczność w leczeniu okazała się minimalna. Zdaje się, że o wiele skuteczniejsze są leki oparte na chlorochininie czyli syntetycznej pochodnej chininy, która kiedyś była jedyną metodą leczenia malarii. Są one bardzo tanie i chyba właśnie dlatego preparaty te mają bardzo zło opinię w odniesieniu do leczenia COCID-19. Niemniej na dziś nie stworzono niezawodnego leku na tę chorobę a sądzę, że takie prace winny być dzisiaj na pierwszym miejscu - przed pracami nad szczepionką. Tyle tylko, że na szczepionkach można zarobić wielokrotnie więcej. 

Jeszcze gorzej jest właśnie w przypadku szczepionek, gdzie kilka koncernów farmaceutycznych ściga się o pierwszeństwo i poziom skuteczności swoich preparatów. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że tak naprawdę firmy te zaczęły swoje prace dopiero z początkiem obecnej pandemii, czyli gdzieś tak od marca 2020 roku. Wedle tego, co czytałem okres prac nad taką szczepionką winien wynieść co najmniej 5 lat wraz z badaniami klinicznymi. Więc jak można dziś wierzyć, że te oferowane już wkrótce (miesiąc-dwa) szczepionki będą skuteczne i bezpieczne? Minęło przecież niespełna dziewięć miesięcy pracy nad nimi i już mamy być ich pewni? Nie jestem wirusologiem ani biologiem i nie wnikam czym te szczepionki w rzeczywistości są i co zawierają. Niemniej jednak wiem wystarczająco dużo, aby być wobec nich nieufnym. Nie mam zamiaru dać sobie wstrzyknąć jakiegoś preparatu (podobno nawet z obcym fragmentem łańcucha genetycznego), dla którego nawet naukowcy nie są w stanie określić ani jego skuteczności, ani skutków ubocznych jego zastosowania. Poza tym nie wierzę, że wirus SARS-CoV-2 nie mutuje i w czasie kolejnych jego fal szczepionka na jedną wcześniejszą mutację będzie skuteczna na kolejną. Zresztą z tego też powodu nie szczepię się na grypę i nie wyobrażam sobie sytuacji, że szczepionka na kronawirusa mogłaby być obowiązkowa. 

Mamy teraz tzw. drugą falę pandemii, mówi się już o trzeciej. Czy ten cykl się zakończy i kiedy, tego nikt nie wie. Być może czekają nas lata obecności tego wirusa wśród nas i jeżeli tak - oby nie - się stanie to zmieni to nasze dotychczasowe życie, co zresztą już się dzieje. Dotkliwych i długotrwałych obostrzeń jest coraz więcej, jesteśmy izolowani od innych, pracujemy i komunikujemy się zdalnie, nie chodzimy m.in. do pubów i restauracji czy teatrów, doświadczamy powszechnej atomizacji społeczeństwa a przecież człowiek to "zwierzę stadne". Ponadto cały czas żyjemy pod presją strachu, co tylko wywołuje i potęguje różne skutki: od indywidualnych depresji do agresywnych zachowań ulicznych. Czy jako ludzie będziemy w stanie to wszystko długo wytrzymać? 

W takich sytuacjach pojawiają się różne tzw. "teorie spiskowe" i nie ma czemu się dziwić, skoro w niektórych decyzyjnych "chorych neomarksistowskich głowach" rodzą się pomysły np. wprowadzenia "indywidualnego indeksu społecznego", czyli czegoś na kształt oceny naszej przydatności do życia. W tym kontekście wymienia się dziś konieczność obowiązkowych szczepień na koronawirusa, co ma być przepustką m.in. do swobodnego poruszania się pomiędzy krajami. Ale czy czasem taki krok w zamyśle w/w "chorych głów" nie jest wstępem do całkowitego ubezwłasnowolnienia i zniewolenia nas? Może następne będą chipy, w których zapisane zostanie wszystko o nas wraz z ową naszą oceną przydatności do życia? Co jeszcze? Wbrew pozorom to już nie są bajania, ale być może realna post-orwellowska rzeczywistość przyszłości i faktycznie dla jej budowy taki koronawirus był niezbędny. 

Powiało pesymizmem, ale miejmy nadzieję, że już niedługo pandemię będziemy mieli za sobą. Oby!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

środa, 25 listopada 2020

Polska wytrzyma ten atak!

Moskwa idzie z "duchem czasu" czyli przyłącza się do ogólnej agresji na Polskę. A to żąda jakichś nieistniejących taśm z niby ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich tuż przed tragedią smoleńską z roku 2010 a to znów podważa swoją winę katyńską z roku 1940 zrzucając ją ponownie na nazistów, przy czym nawet już nie mówi o Niemcach. Nie mówię ogólnie o Rosjanach, ale jedynie o ośrodku decyzyjnym, który znajduje się w Moskwie pod wodzą W. Putina a to jest jest zasadnicza różnica. 

O nowoczesnej agresji na Polskę dokonywaną przez Niemcy przy pomocy UE wielokrotnie pisałem. Pod przykrywką mitycznej praworządności po raz kolejny chcą nas sobie podporządkować. Nic się nie zmienili przez tysiąc lat. Aż szkoda sobie strzępić klawiatury, przy czym należy sobie zdawać sprawę, że tak naprawdę Niemcy stłamsili już większość krajów unijnych i dziś - po Brexicie - są jedynym decydentem w Unii Europejskiej. A przynajmniej tak im się wydaje, bo tak naprawdę to też odgrywają rolę "pionków" w wielkiej grze nowej, neomarksistowskiej lewicy nadzorowanej i sterowanej przez kreatorów nowego świata. Ci komuniści nowego świata chcą zniszczyć "stary ład" i wprowadzić swój: jeden wielokulturowy świat, jeden zdehumanizowany i homogeniczny oraz ubezwłasnowolniony człowiek, jedno państwo, jeden rząd, jedna religia, jedna wielka władza i masa poddanych... coraz mniejsza masa dzięki depopulacji wszelkimi metodami.  

Niemniej obecne działania unijnej prezydencji Niemiec są odrażające. Dążenie do złamania traktatów unijnych tylko dlatego, żeby doprowadzić do zmiany rządów w krajach niepokornych a tym samym pozbyć się "ostatnich przeszkód" w drodze do budowy jednolitego i scentralizowanego Państwa Europejskiego (swoistej IV Rzeszy, Związku Socjalistycznych Republik Europejskich, ZSRR-bis) należy traktować jako akt agresji wobec Polski i Węgier. A już fakt, że robi się to wykorzystując kryzys związany z pandemią koronawirusa skłania do jak najgorszych historycznych skojarzeń z tym krajem. 

Żydzi są wobec Polski jak zwykle negatywnie nastwieni. Może nawet nie indywidualnie, ale w swojej masie. Tak są wychowywani i nie dzieje się to przypadkowo: jak dotąd Przedsiębiorstwo Holocaust uzyskało już niemal wszystko od wszystkich więc teraz (co łatwo przewidzieli) trzeba było znaleźć innego winnego, więc padło na Polskę i Polaków a jako, że nasze stosunki są z winy Żydów delikatnie pisząc (też o tym pisałem wielokrotnie w swoim cyklu o Talmudzie) trudne to jest to dla nich tym łatwiejsze. A do tego mają wsparcie Niemców, którzy chętnie pozbyliby się roli jedynych winnych gehennie II Wojny Światowej. 

Ze strony USA jak na razie jeszcze nie słyszymy "praworządnych" lewicowych pokrzyków, ale - przy ostatecznej wygranej J. Bidena - na pewno nastąpią. Jest to dla nas dużo niebezpieczeństwo, bo gdyby w swojej niefrasobliwości J. Biden "odpuścił sobie" Europę to nasza przyszłość rysuje się nieciekawie. 

Pozostaje jeszcze grupa, która atakuje Polskę i Polaków z niby polskich pozycji. To ten żenujący Strajk Kobiet, totalna targowicka opozycja, jacyś celebrycie duszący się polskością, itd. To jest najbardziej smutne. Bo nawet można by się zgodzić, że jacyś obcy nie darzą nas sympatią, ale gdy ci niby Polacy uderzają w nas, to jest to przygnębiające. 

Oczywiście nikt logicznie myślący nie może powiedzieć, że działania na szkodę Polski mogą być w jakiś pokrętny sposób tłumaczone jako działania dla jej dobra. Zarówno SK jak i opozycyjna współczesna Targowica są jej zdrajcami. Podobnie czy można być na tyle zmanipulowanym, żeby wierzyć, iż jakikolwiek efekty ich działań mogą nieść ze sobą coś dobrego dla Polski? 

Nikt też nie może mieć wątpliwości, że zmasowany i zintegrowany czasowo zewnętrzny i wewnętrzny atak na Polskę jest czymś przypadkowym. Tak nie jest. 

Właśnie teraz w czasie prezydencji Niemiec w UE, negocjacji w sprawie unijnego budżetu, prawdopodobnej przegranej D. Trumpa a tym samym powrotu Niemic do dominacji w Europie, globalnego ataku lewactwa na nasze wartości i chęci przez niego zbudowania nowego i zlaicyzowanego świata, pandemii koronawirusa i kryzysu z nią związanego ujawniły się wszystkie antypolskie siły. I to wszystkie w jednym czasie i dobrze zorganizowane.  

Cóż nam pozostaje? 

Nic, tylko obrona naszej polskości i wartości, które stały za powstaniem Unii Europejskiej. Te wartości o fundamencie chrześcijańskim na przestrzeni wieków były podwaliną rozwoju wszystkich krajów europejskich i pozwoliły na rozwinięcie potęgi innych, nawet zaoceanicznych krajów takich jak chociażby USA. 

Wierzę, że zwyciężymy... że Polska wytrzyma ten atak i po raz kolejny w dziejach obronimy naturalne człowieczeństwo a tym samym nie tylko całą Europę. Wierzę też, że będzie to zapisane jako kolejna zwycięska bitwa w dziejach świata.  


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 15 listopada 2020

Niemiecka prezydencja UE - budowanie IV Rzeszy

Wielokrotnie pisałem, że współczesny kierunek rozwoju Unii Europejskiej zmierza do budowania przez Niemcy swoistej IV Rzeszy. Kiedyś walczyli zbrojnie z użyciem broni konwencjonalnej (I i II WŚ) a dziś chcą zdominować Europę przede wszystkim gospodarczo-politycznie z wykorzystaniem idei ich uwspółcześnionego projektu Mitteleuropy, gdzie szczególnie kraje naszej części Europy mają być  ich "wasalem". W tym projekcie nie ma miejsca na suwerenną, niepodległą i niezależną gospodarczo Polskę.

W swoim poście "Antypolska prezydencja Niemiec w UE" pisałem m.in.: 

"Nie są przypadkowe wypowiedzi Niemki Katriny Barley o "zagłodzeniu finansowym" Polski i Węgier, tak jak nie są przypadkowe ataki na Polskę w niemieckich lub proniemieckich mediach (...) Wszystko to dzieje się teraz, kiedy ważą się losy przyszłego budżetu UE i kierunku jej rozwoju (...)  Ale Niemcy działają perspektywicznie i jest dla nich nie do pomyślenia, że Polska mogłaby się wybić na niezależność gospodarczą. I właśnie gospodarka Polski jest dla Niemic celem ataku. Nasze inwestycje w postaci Przekopu Mierzi Wiślanej, Via Baltica, Via Carpatia czy oczywiście konkurencyjny dla nich CPK są "solą w oku" dla niemieckiej gospodarki. Ponadto Idea Trójmorza również dla Niemic jest nie do przyjęcia i to mimo tego, że udają, iż jej sprzyjają. W ogóle jakikolwiek wzrost znaczenia Polski na arenie europejskiej czy szerzej światowej jest dla nich niewyobrażalny. Mają zakodowany gen antypolskości i nie zmienia się to przez wieki i mimo politycznych zaklęć nie zmieni się to ani teraz ani w przyszłości (...) Być może pewnym otrzeźwieniem dla nich mogłoby być jasne żądanie Polski o zadośćuczynienie za zbrodnie, które Niemcy dokonały na naszym narodzie w czasie II WŚ" [1].

W innym tekście "J. Biden - Czy to koniec Trójmorza i powrót do niemieckiej Mitteleuropy?" napisałem też: 

"Pozbawieni "parasola ochronnego" w postaci USA (w przypadku zwycięstwa J. Bidena) możemy się spodziewać zachwiania lokalnych sojuszy zawieranych przez Polskę: V4 i Trójmorza. A to już zdecydowanie osłabi naszą pozycję międzynarodową. Dotychczasowy stosunek i wypowiedzi lewackiego prezydenta-elekta USA wobec Polski i Polaków są dla nas negatywne a nawet obrażające (...) Prezydent D. Trump zachowywał bardzo dużą rezerwę wobec dominacji Niemiec w UE i ich inklinacjom do realnego tworzenia kondominium rosyjsko-niemieckiego (...) Za czasów B. H. Obamy i chyba niemal przez całe 30 lecie Niemcy miały natomiast "zielone światło" dla realizacji swojej uwspółcześnionej idei  Mitteleuropy (...) Zmiana władzy w Polsce i prezydentura D. Trumpa wyraźnie zastopowały te niemieckie ciągotki, ale one dalej tkwią w świadomości politycznej Niemców i co gorsza: licząc na zmianę prezydenta w USA jeszcze w październiku Berlin zaproponował Waszyngtonowi, że będzie ich najlepszym sojusznikiem. Annegret Kramp-Karrenbauer, szefowa niemieckiej CDU i federalna minister obrony wygłosiła wówczas przemówienie w Steuben-Schurz Society, najstarszym niemieckim stowarzyszeniu promującym przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi. Zaznaczyła w nim, że Niemcy są gotowe do zmiany swej dotychczasowej polityki w kwestiach bezpieczeństwa, co nie tylko oznacza deklarację zwiększania własnego budżetu wojskowego, ale również zmianę głębszą polegającą na zmianie wektorów strategicznych sojuszy: kosztem Rosji i Chin Niemcy są zdecydowane powrócić do silnych relacji Berlina i Waszyngtonu, które dla niemieckiej polityk "są westbindung, czyli spoiwem, kotwicą która utrzymuje Niemcy w świecie wartości umownego Zachodu z konstytuującymi go demokracją i systemem rynkowym" (...) Ani przemówienie niemieckiej minister ani artykuł o tym nie wywołał jakiejś większej dyskusji w Polsce. Sprawa nie została zauważona a wynika z niej jedno: za kadencji J. Bidena możemy spodziewać się powrotu Niemiec jako europejskiego hegemona i największego sojusznika USA, co oczywiście odbędzie się kosztem Polski i degradacji znaczenia idei Trójmorza. Tym samym Niemcy powrócą do realizacji swojej polityki Mitteleuropy i będą miały najważniejszy wpływ na tzw. wschodnią flankę NATO. Sądzę, że administracja J. Bidena z ochotą przyjmie te niemieckie propozycje, co dla nas niestety oznacza powrót do roli wasala w zniemczonej Unii Europejskiej" [2]. 

W sytuacji gdy już niemal pewne jest objęcie prezydentury USA przez J. Bidena oraz gdy z końcem roku kończy się niemiecka prezydencja UE to Niemcy (czas ich goni) w ostatnich dniach przystąpiły do przyspieszenia działań, które mają na celu zbudowanie przez nich IV Rzeszy. Oczywiście chcą wymusić poddaństwo takich krajów jak Polska czy Węgry poprzez uzależnienie polityczno-ideologiczne wypłaty funduszy europejskich od mitycznej praworządności, co jest niezgodne z traktatami unijnymi. Do tego doszło jeszcze przyjęcie jakiejś "strategii" wobec LGBTIQ+, która w skrócie ma promować te środowiska wraz z możliwością np. adopcji dzieci przez pary "nienormatywne". "Strategia" ta przyjęta została na 5 lat a po upływie połowy tego okresu ma być sporządzony jakiś tam raport z realizacji owej "strategii" w poszczególnych krajach. Oczywiście i ta "strategia" nie ma nic wspólnego z zapisami traktatowymi.  

Polska nie może się zgodzić ani na jedno ani na drugie. Mamy w zanadrzu możliwość zawetowania budżetu, co już zapowiedział premier M. Morawiecki. Prawdopodobnie takie posunięcie wykonają też Węgry. A czy inne kraje? Zobaczymy, bo być może sama groźba veta wpłynie na wycofanie się niemieckiej prezydencji z forsowania warunkowania uzyskiwania funduszy od tej niejasnej praworządności. Mam jednak obawy, że jednak Niemcy - zważywszy na wynik wyborów w USA -  nie będą skłonne do ustępstw. Poza tym chcą też wykorzystać czas pandemii do wzrostu własnego znaczenia geopolitycznego i politycznego reglamentowania dystrybucji pomocy unijnej w ramach pandemicznego funduszu wsparcia. 

Wziąwszy to wszystko pod uwagę, to czekają nas ciężkie czasy i nie mam też złudzeń, że to, co dzieje się obecnie w Polsce było i jest reżyserowane przez wrogie nam zewnętrzne siły ze wskazaniem na Niemcy. Drobiazgowo przygotowane marsze Strajku Kobiet i to akurat teraz też nie są przypadkiem. Rozhuśtane lewicowe emocje na ulicach są dla UE argumentem, że Polska nie respektuje praw kobiet ani praw osób LGBTIQ+ a to już jest używane jako dowód polskiej niepraworządności. Podobnie prowokacje na Marszu Niepodległości również były zawczasu przygotowane. Komuś bardzo zależy, aby Polska wewnętrznie słabła aż do chwili upadku obecnego rządu w Polsce. 

Ale przecież zarówno zintensyfikowany lewacki atak na polską tożsamość narodową czy zwycięstwo J. Bidena w USA a tym samym chęć Niemiec do powrotu do roli europejskiego hegemona można było przewidzieć i zawczasu opracować różne scenariusze polskiej polityki, wewnętrznej i zagranicznej. My postawiliśmy wszystko na D. Trumpa a do tego nieprzemyślane wewnętrzne decyzje PiS-u (rekonstrukcja rządu, "piątka dla zwierząt", czas wyroku TK w sprawie aborcji) doprowadziły do sytuacji, w której nie tylko na zewnątrz mamy niemal samych wrogów to jeszcze wewnątrz mamy niestabilną sytuację społeczną. A na wszystko to nakłada się jeszcze pandemia koronawirusa. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 12 listopada 2020

Wczorajsze Święto Niepodległości - duma i radość połączone ze zdziwieniem

Wczoraj obchodziliśmy nasze ukochane Święto Niepodległości. Oficjalne obchody były zredukowane do minimum. Pandemia koronawirusa i rządowe obostrzenia zastopowały ich huczny wymiar. Było złożenie kwiatów pod Grobem Nieznanego Żołnierza, było orędzie prezydenta Andrzeja Dudy. Były też indywidualne akty patriotyzmu w postaci śpiewania polskiego Hymnu Narodowego czy wywieszania flag w domostwach. Odbył się też Koncert dla Niepodległej. 

Miał być też cykliczny Marsz Niepodległości, tym razem jedynie zmotoryzowany. Tak zaplanowali go organizatorzy czyli Stowarzyszenie Marszu Niepodległości. Tak miało być, ale niestety skończyło się na rozpędzaniu demonstrantów pieszych przez polską policję. Użyto gazu  łzawiącego a do pieszych demonstrantów strzelano z broni gładkolufowej. 

A wszystko to działo się wtedy, gdy polska policja blokowała zmotoryzowanych zachęcając ich do demonstrowania pieszego, by później ich pacyfikować w imię obowiązujących obostrzeń pandemicznych. Doszło do burd i wzajemnych ataków pomiędzy demonstrantami a policją. Tyle tylko, że z jednej strony to policja prowokowała uczestników Marszu, a z drugiej strony prawdopodobnie policjantów nie zaatakowali polscy patrioci, ale prowokacyjnie bojówki lewackie, w tym Antifa. Pozostaje do rozstrzygnięcia czy niemiecka czy polska. Tyle tylko, że warto zadać sobie pytanie stawiane obecnie przez S. Michalkiewicza: Jeżeli faktycznie na polskich ulicach grasują Antifa i lewackie bojówki, to co robi ABW?

Przez ostatnie pięć lat Marsz Niepodległości szedł ulicami Warszawy radośnie, godnie i patriotycznie. Więc co się teraz stało, że policja zachowała się tak jak za czasów D. Tuska? Użyto nawet broni gładkolufowej, którą wcześniej użył właśnie D. Tusk do rozpędzenia górników. 

Odpowiedzi jest co najmniej kilka. 

Pierwszą jest taka, że rządzący zamierzają tak samo reagować na przyszłe wulgarne i ziejące nienawiścią demonstracje "rozwydrzonych macic" na ulicach. Wcześniej się bali, bo mogliby być oskarżeni na arenie międzynarodowej o faszyzm i autorytaryzm. Teraz będą mieli drogę wolną do spacyfikowania w okresie pandemii Strajku Kobiet. Zresztą - mimo wszystko - pozostaje tajemnicą dlaczego polska policja nie broniła dotychczas świątyń katolickich a sam wicepremier J. Kaczyński odpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa apelował o ich obronę osoby cywilne a nie służby, w tym policyjne.   

Drugą jest to, że państwo przestało mieć kontrolę nad polskim bezpieczeństwem a policja robi to, co chce bez oglądania się na rozkazy przełożonych. W takim układzie zarówno minister spraw wewnętrznych i administracji oraz szef policji winni być zdymisjonowani. 

Trzecią odpowiedź możemy zawrzeć w stwierdzeniu, że być może  PiS-owi na rękę jest polaryzacja polskiej sceny politycznej i celowo uruchomiono i ochraniano prowokatorów, żeby zdyskredytować R. Bąkiewicza i jego Marsz Niepodległości. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że tak naprawdę zagrożeniem dla PiS-u jest jakakolwiek inicjatywa po jego prawej stronie, bo wtedy traci głosy. A to właśnie R. Bąkiewicz był pierwszym - wobec marazmu decyzyjnego polskiego Kościoła Katolickiego i polskiego rządu - który organizacyjnie stworzył Straż Narodową mającą na celu obronę polskich świętości. 

Kolejnym wytłumaczeniem może być to, że faktycznie polska policja dała się skutecznie sprowokować i podjęła działania nieadekwatne do zagrożenia. Bo jak możemy tłumaczyć to, że podczas lewackich marszów policja była wobec nich bierna a wobec wszystkich innych wykorzystywała środki, które jej przynależą. Naprawdę trudno dać inną odpowiedź niż ta, że dała się sprowokować i uderzała na oślep, raniąc nawet dziennikarzy ku uciesze nieprzychylnych Polsce mediów w stylu TVN czy OkoPress.

Zapewne jak jest naprawdę to się jeszcze dowiemy, ale jest mi naprawdę przykro i ze zdziwieniem odbieram fakt, że wobec "rozwydrzonych lewackich macic" rząd zachowywał się zupełnie biernie i asystował w czasie profanowania m.in. polskich kościołów a wobec uczestników Marszu Niepodległości był przygotowany i ostatecznie użył środków bezpośredniego przymusu. I nie ma tu wytłumaczenia, że policjanci ulegli niby prowokacji, bo nawet jeśli tak było to zawczasu polskie służby winny być na to przygotowane. Niestety nie były a wina za zajścia jest tylko po stronie obecnie rządzących. 

Szkoda.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 8 listopada 2020

J. Biden - Czy to koniec Trójmorza i powrót do niemieckiej Mitteleuropy?

No niestety. Stało się to, co przewidywali niemal wszyscy obserwatorzy amerykańskiej sceny politycznej. Niemal pewne jest, że wybory prezydenckie wygrał pretendent i przedstawiciel Demokratów J. Biden. Sądzę, że gdyby nie pandemia koronawirusa wynik byłby odmienny, ale stało się jak się stało. Sztab demokraty skutecznie wykorzystał epidemiczny chaos a do tego uruchomił ulicę i to w sposób najbardziej perfidny z możliwych: doprowadził USA do ulicznej, inspirowanej przez postmarksistowskie lewactwo niemal wojny domowej. Do tego wszystkiego D. Trump miał przeciwko sobie prawie całe media i światową, żydowską finansjerę. 

Wygrana J. Bidena nie wróży niczego dobrego dla Polski. Bardzo mocno osłabia nasz rząd i prezydenta, który zapewne chciał ratyfikować umowę ze Stanami Zjednoczonymi wspólnie z prezydentem D. Trumpem na naszej ziemi. Pozostał mu poniedziałkowy podpis bez błysku międzynarodowych fleszy [1]. Czy USA pod wodzą J. Bidena będą dalej kładły tak mocny polityczny nacisk na realizowanie z Polską owej umowy? Śmiem wątpić. 

Ale jest jeszcze gorzej. 

Najprawdopodobniej Polska przestanie być największym sojusznikiem USA w UE. Za prezydentury D. Trumpa to właśnie USA gwarantowały nam w miarę niezależną od Niemiec pozycję w UE, teraz pozostaniemy niemal sami. No są jeszcze Węgry, ale one są zbyt słabym krajem, aby choć w minimalnej części zastąpić na stałe USA. 

Pozbawieni "parasola ochronnego" w postaci USA możemy się spodziewać zachwiania lokalnych sojuszy zawieranych przez Polskę: V4 i Trójmorza. A to już zdecydowanie osłabi naszą pozycję międzynarodową. Dotychczasowy stosunek i wypowiedzi lewackiego prezydenta-elekta USA wobec Polski i Polaków są dla nas negatywne a nawet obrażające. Spodziewam się, że jedynym źródłem informacji o nas będzie lewaczka i żona Radka Sikorskiego Anne Applebaum a ona wprost zieje nienawiścią wobec obecnej władzy w Polsce. Zresztą powiedzmy sobie szczerze: staruszkiem z demencją będą zarządzać postkomunistyczne indywidua z "tylnego siedzenia". A tam trudno znaleźć jakieś przychylne Polsce osoby. Może się również zdarzyć, że J. Biden nie wytrwa całej kadencji a wtedy rządy przejmie Kamala Harris o zdecydowanie lewicowym światopoglądzie. 

Prezydent D. Trump zachowywał bardzo dużą rezerwę wobec dominacji Niemiec w UE i ich inklinacjom do realnego tworzenia kondominium rosyjsko-niemieckiego. Wyrazem tego były m.in. amerykańskie sankcje wobec firm realizujących budowę Nord Stream 2. Wszyscy też pamiętamy, że niemal każde (nawet nieformalne) spotkanie Trump-Merkel wiało politycznym chłodem. Dodatkowo prezydent USA publicznie krytykował Niemcy za zbyt mały finansowy wkład w funkcjonowanie NATO, co skończyło się na uszczupleniu na korzyść innych krajów (w tym Polski) obecności armii USA w Niemczech. Z tego też wynikało jego poparcie dla idei Trójmorza, która tak naprawdę jest przeciwwagą dla niemieckich wpływów w Europie. 

Za czasów B. H. Obamy i chyba niemal przez całe 30 lecie Niemcy miały natomiast "zielone światło" dla realizacji swojej uwspółcześnionej idei  Mitteleuropy, czyli zwasalizowania za pomocą swojej UE krajów europejskich ze szczególnym uwzględnieniem krajów naszej części Europy [2]. 

Zmiana władzy w Polsce i prezydentura D. Trumpa wyraźnie zastopowały te niemieckie ciągotki, ale one dalej tkwią w świadomości politycznej Niemców i co gorsza: licząc na zmianę prezydenta w USA jeszcze w październiku Berlin zaproponował Waszyngtonowi, że będzie ich najlepszym sojusznikiem [3]. 

Annegret Kramp-Karrenbauer, szefowa niemieckiej CDU i federalna minister obrony wygłosiła wówczas przemówienie w Steuben-Schurz Society, najstarszym niemieckim stowarzyszeniu promującym przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi. Zaznaczyła w nim, że Niemcy są gotowe do zmiany swej dotychczasowej polityki w kwestiach bezpieczeństwa, co nie tylko oznacza deklarację zwiększania własnego budżetu wojskowego, ale również zmianę głębszą polegającą na zmianie wektorów strategicznych sojuszy: kosztem Rosji i Chin Niemcy są zdecydowane powrócić do silnych relacji Berlina i Waszyngtonu, które dla niemieckiej polityk "są westbindung, czyli spoiwem, kotwicą która utrzymuje Niemcy w świecie wartości umownego Zachodu z konstytuującymi go demokracją i systemem rynkowym" [3]. Jak argumentowała "silna, zjednoczona Europa współdziałająca ze Stanami Zjednoczonymi jest w stanie postawić tamę „niewątpliwej” żądzy ekspansji jaką cechują się, zdaniem niemieckiej polityk Rosja i próbie uzyskania światowej hegemonii, co jest strategicznym celem Chin" [3]

W dalszej części przemówienia niemiecka minister mówi: „Wiemy, że w następnych dziesięcioleciach będziemy mieli do czynienia z inną niźli w przeszłości polityką zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Zmieniona sytuacja geopolityczna wymaga tego” [3]. Ta deklaracja, związana z oczywistym przesunięciem uwagi Stanów Zjednoczonych na kwestie rywalizacji z Chinami skłaniła Kramp-Kerrenbauer do złożenia Waszyngtonowi czegoś na kształt propozycji geostrategicznego kontraktu – Niemcy są gotowe do odgrywania w następnych latach roli głównego partnera Ameryki w Europie i proponują, aby amerykańskie elity, kolejna administracja, potwierdziła obowiązywanie tej „umowy” [3].

Na to przemówienie zwrócił uwagę na portalu wpolityce.pl Marek Budzisz, który wskazał też, że: ""Niemiecka „oferta” składa się z czterech punktów. Po pierwsze nie nastąpią cięcia budżetu wojskowego w związku z pandemią Covid-19. Przyszłoroczny projekt zakłada wzrost wydatków na obronność i w najbliższych latach ten trend zostanie utrzymany, co pozwoli dojść, do pułapu 2 % PKB. Po drugie, Niemcy, a co za tym idzie cała Unia Europejska, są gotowi do negocjacji i w efekcie podpisania ze Stanami Zjednoczonymi umowy o wolnym handlu i rozstrzygnięcia wszystkich z tym związanych kwestii regulacyjnych. Ten sygnał, co istotne, wpisany jest w wizję wspólnej europejsko – amerykańskiej strategii rywalizacji z Chinami. Niemcy proponują, aby używać w tym zakresie narzędzi rozszerzających obszar poszanowania praw patentowych, własności intelektualnej, swobody inwestowania i znoszenia protekcji, bo to ich zdaniem, a nie proponowane przez Donalda Trumpa przenoszenie produkcji i zmianę łańcuchów kooperacji, w sposób znacznie skuteczniejszy pozwoli hamować wzrost chińskiego potencjału. Po trzecie, Kramp-Kerrenbauer mówi o „zdjęciu z ramion” Stanów Zjednoczonych części ciężarów związanych z politycznym stabilizowaniem bezpośredniego sąsiedztwa Europy – basenu Morza Śródziemnego, Bałkanów czy Dalekiej Północy. Europa i Niemcy winny być aktywniejsi, przyjąć na siebie więcej obowiązków i ponosić więcej kosztów. Po czwarte, wreszcie, Niemcy winny stanowczo, jak argumentuje, potwierdzić wolę dalszego uczestnictwa w programie nuclear sharing i ponosić związane z nim koszty. Dlatego Niemcy winny kupić samoloty Tornado zdolne do przenoszenia ładunków jądrowych. A sama kwestia, jak argumentuje nie jest związana z perspektywą wojny nuklearnej ale ze wzmocnieniem własnej pozycji negocjacyjnej. Tak długo jak są państwa, a niemiecka polityk wskazuje w tym wypadku na Rosję, które posługują się szantażem nuklearnym w toku rokowań z partnerami zagranicznymi, to nie chcąc ustępować, trzeba mieć te same narzędzia. Na koniec swego wystąpienia, mówiąc o wdzięczności, jaką wobec Stanów Zjednoczonych odczuwają Niemcy, Kramp-Kerrenbauer, powiedziała też coś, co winno być, jak sądzę usłyszane również w Warszawie – „Powiem bardzo jasno: bezkrytyczna lojalność nie jest dobrym sposobem okazania tej wdzięczności”" [3].

Ani przemówienie niemieckiej minister ani artykuł o tym nie wywołał jakiejś większej dyskusji w Polsce. Sprawa nie została zauważona a wynika z niej jedno: za kadencji J. Bidena możemy spodziewać się powrotu Niemiec jako europejskiego hegemona i największego sojusznika USA, co oczywiście odbędzie się kosztem Polski i degradacji znaczenia idei Trójmorza. Tym samym Niemcy powrócą do realizacji swojej polityki Mitteleuropy i będą miały najważniejszy wpływ na tzw. wschodnią flankę NATO. Sądzę, że administracja J. Bidena z ochotą przyjmie te niemieckie propozycje, co dla nas niestety oznacza powrót do roli wasala w zniemczonej Unii Europejskiej. 


P.S.
Na artykuł Marka Budzisza zwrócił mi uwagę bloger "Marek1taki" z naszychblogów.pl

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 7 listopada 2020

Wybory w USA, koronawirus a nasze "podwórko"

Oj dzieje się dużo na świecie i w Polsce. 

Na świecie najważniejsze jest ostateczne rozstrzygnięcie wyników wyborów w USA a będzie to chyba proces długotrwały bo wszystko wskazuje na to, że cała opcja demokratyczna w sposób pozaprawny cały czas wpływa na ich wyniki. Liczenie głosów trwa i sztab D. Trumpa jak i sam prezydent USA zapowiadają walkę do końca i zapewne jej rozstrzygnięcie ostatecznie zapadnie w Sądzie Najwyższym, gdzie sześcioro na dziewięcioro sędziów to konserwatyści. 

Dla Polski najlepszym rozwiązaniem byłaby reelekcja D. Trumpa i nie ma co zaklinać rzeczywistości jak to robi szef gabinetu Prezydenta RP Krzysztof Szczerski mówiąc: "Filary relacji polsko-amerykańskich są ponadpartyjne". Otóż tak nie jest. Zwycięstwo J. Bidena będzie dla Polski i krajów V4 oraz Trójmorza długookresowym nieszczęściem. Do tej pory właśnie USA pod wodzą D. Trumpa nam sprzyjały i zdecydowanie wzmacniały kraje naszej części Europy. Przyszła ewentualna administracja J. Bidena przyjmie inne wektory (agendy) w polityce zagranicznej i niestety będą one ideologicznie tożsame z tym, co jest charakterystyczne dla lewackich elit europejskich. A to będzie prowadziło w prostej linii do zacieśnienia współpracy z Niemcami a w konsekwencji doprowadzi do kolejnego "resetu" w stosunkach USA-Rosja. Jak bardzo taki "reset" jest dla nas szkodliwy to przekonaliśmy się za czasów B.H. Obamy, kiedy to Polska była podnóżkiem Niemiec i przeżyła jedną z największych tragedii w Smoleńsku. 

Oczywiście zwycięstwo J. Bidena znacznie osłabi też nasz rząd i samą partię PiS. Jakoś tak mam nieodparte przekonanie, że obecna ta lewacka hucpa i demonstracje w Polsce "rozwścieczonych kobiet" nie są przypadkowe a są ściśle powiązane również z wyborami w USA i spodziewaną wygraną w nich kandydata Demokratów. Wyrok TK jest jedynie pretekstem i gdyby nie on to zapewne znaleziono by inny powód do demonstracji. A "sorosowych" pieniążków ten "Strajk Kobiet" ma bardzo dużo i płyną one obfitym strumieniem...

Zresztą lewacki, neomarksistowski atak obecnie właśnie został zapoczątkowany i zdynamizowany w USA, gdzie już od dawna mamy "uliczną wojnę", która - mimo zdecydowanych działań administracji D. Trumpa - nadal trwa i nie widać jej końca. Sądzę, że gdyby nie ona to obecny prezydent wygrałby wybory w cuglach. Jest jeszcze na to szansa, choć - nie miejmy złudzeń - jest ona minimalna. 

Ale nawet jakby ostatecznie wygrał wybory D. Trump to USA czekają ciężkie czasy niemal wojny domowej. Większość burmistrzów mają Demokraci, przeważają też w Izbie Reprezentantów i to się nie zmieni po wyborach. Poza tym niemal całe media są przeciwko D. Trumpowi. Jest on atakowany ze wszystkich stron a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze pandemia koronawirusa, która USA dotknęła bardzo mocno. Czy w takiej sytuacji, gdy D. Trump będzie miał przeciwko sobie niemal wszystkich to będzie miał wystarczającą kontrolę nad USA i ich polityką zagraniczną? Pytanie zostawiam otwarte. 

Obecna władza w Polsce traci w sondażach  poparcie.  Jest ono do nadrobienia, ale sytuacja - wobec ewentualnego złego scenariusza w USA- wydaje się coraz bardziej dla Polski niekorzystna. Tym bardziej ZP i tym samym PiS winny robić wszystko, aby komunikować społeczeństwu jasny propolski przekaz i działać dla dobra Ojczyzny. Czy np. bezrozumne upieranie się w zrealizowanie postulatów "piątki dla zwierząt" kosztem ewentualnej utraty większości sejmowej jest obecnie zasadne? Śmiem w to wątpić, tym bardziej, że już ukształtowała się grupa posłów pod wodzą J. K. Ardanowskiego, która zamierza utworzyć nowe koło poselskie. Czy bezsensowne cały czas promowanie J. Gowina z punktu widzenia zwykłego wyborcy jest dla Polski korzystne? Też śmiem wątpić. Nagrodzono "piątą kolumnę" w ZP a pozbyto się najlepszego ministra rolnictwa od 1989 roku. Właśnie te działania spowodowały nagły odpływ prawicowego elektoratu a nie lewackie i wulgarne marsze pod wodzą M. Lempart czy nawet obostrzenia covidowe. 

I ten koronawirus. 

Nikt nie zaprzecza, że ten wirus jest i powoduje chorobę, która może - aczkolwiek nie musi - prowadzić do śmierci.  Cały świat walczy obecnie z drugą jego falą i jakże przykrym jest fakt, że ów wirus został "wyprodukowany" ludzką ręką. W wielu krajach obostrzenia są bardziej dotkliwe niż w Polsce, chociaż może się zdarzyć, że tzw. "narodowa kwarantanna" dotknie i nas. Zwykli ludzie mają tego zwyczajnie dość. Rodzi się frustracja, która również może prowadzić do agresji, w tym też na ulicach, agresji nawet nieuświadomionej. 

Jakiekolwiek dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa legło w gruzach. Nasze życie się zmieniło i nawet nie wiemy czy i w ogóle powrócimy do naszej wolności, naszych przyzwyczajeń. Na naszych oczach zmienia się wszystko co nas dotąd otaczało. Jesteśmy istotami stadnymi, izolacja bardzo źle na nas wpływa a do tego dochodzi jeszcze strach przed utratą pracy i ogólnoświatowym kryzysem gospodarczym. 

Rodzą się też pytania, na które nie znajduję dziś odpowiedzi: Czy faktycznie mamy do czynienia z tak powszechną pandemią, czy jest to tylko kolejny element procesu naszego ubezwłasnowalniania? Czy ten wirus i wywołana przez niego choroba są faktycznie aż tak śmiertelne jak to próbuje się nam wmówić? Czy potrzebne są aż tak wielkie obostrzenia? Czy mamy do czynienia ze spiskiem wielkich koncernów farmaceutycznych i wątpliwej proweniencji  organizacji pozarządowych? Czy jesteśmy leczeni odpowiednimi medykamentami? Czy - jeżeli pojawi się szczepionka - to będzie ona skuteczna?

Takich pytań jest w obecnej sytuacji stawianych zapewne więcej, ale sądzę, że jednak warto "dmuchać na zimne" i przestrzegać zaleceń sanitarnych, choćby do czasu, kiedy naprawdę poznamy naturę owego koronawirusa. Tylko znów pytanie: Kiedy to i czy w ogóle nastąpi?

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 1 listopada 2020

Żyjmy w pełni, pięknie i dobrze bo szybko przemijamy...

Czas mija bardzo szybko. Życie mija bardzo szybko... Im jesteśmy starsi, tym chyba coraz szybciej. Nie zauważamy jak szybko kolejne dni stają się już przeszłymi...

W czasach dzieciństwa i wczesnej młodości długim wydaje się z reguły jeden tydzień, miesiąc czy dwa to wieczność a już pełny rok to nieznana nieskończoność. W miarę jednak kolejnych "dziesiątek lat na karku" upływu czasu jednak tak naprawdę nie zauważamy. Często dostrzegamy go patrząc na dorastające nasze dzieci, które jeszcze niedawno bawiły się w piaskownicy, jeszcze niedawno je z czułością - by czasem nie przełamać - kąpaliśmy i ze wzruszeniem słuchaliśmy ich pierwszych słów... A teraz już studiują, mają własne rodziny, pracują, żyją w biegu - często niestety biegnąc obok życia, tracąc kolejne lata na zdobywanie rzeczy a nie na przeżywaniu życia każdego dnia, każdego dnia wolności od wszystkiego a nie wolności do czegoś...

Dziś wspominamy Wszystkich Świętych, jutro naszych zmarłych. Jakże inaczej niż w latach ubiegłych, gdzie dla wielu był to czas spotkań rodzinnych i odczuwania śmierci najbliższych. Teraz z powodu pandemii pozostaje nam jedynie refleksja i modlitwa, ale może to i dobrze bo ten czas należałoby spędzić na zatrzymanie się choć na chwilę i zastanowienie się nad tym jak żyjemy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, co jest ważne w życiu a co tak naprawdę tylko takim się wydaje lub zostało nam wmówione i wykreowane. 

Nie lubimy myśleć o śmierci mając nadzieję, że nas nie dotknie. Tylko czasem czytamy nekrologii i ze zdumieniem patrzymy na wiek zmarłych... Jakże nieraz jest zbliżony do naszego. Ale nawet wtedy odrzucamy wszelką refleksję, szybko udając się do domu, byle nie myśleć. 

Ale czy w tym ciągłym biegu jeszcze potrafimy przystanąć na tę chwilę refleksji?  

Może jednak nieraz warto się do tego zmusić, zatrzymać się, spojrzeć w lustro, wyjść z siebie i spojrzeć na tę swoją twarz niejako innymi, obcymi oczami... i zadać sobie pytania: Czy jestem takim jakim chciałem być w młodości? Czy piękne idee i ideały nie uciekły gdzieś w miarę poruszania się w tym, często brutalnym świecie? Czy nie zatraciliśmy własnego Ja? Czy tak naprawdę My to naprawdę My... Ja to naprawdę Ja, czy już raczej Ktoś Nam Obcy?... Może warto wtedy pomyśleć co się z nami stało? Nami jako ludźmi, naszymi wartościami, ideami, marzeniami, naszym człowieczeństwem.

Te chwile krótkiego oderwania się od codzienności, często stresującej i wysysającej z nas całe "jestestwo" pracy zawodowej (ku chwale i sukcesowi nie nas samych, ale często np. wielkich korporacji), codziennej troski o spłatę kolejnych rat kredytu i ciągłej walki o kolejne dobra materialne... nie powinny też być np. okresem właśnie owej refleksji i przypomnieniu sobie jak to niedawno było kiedy np. mówiliśmy sobie: Jeszcze tylko kilka miesięcy pracy po 20 godzin...Jeszcze tylko ten samochód i koniec... Ale koniec nie nastąpił.. bo trzeba przecież było go zmienić na lepszy...

Oczywiście można tak żyć i na łożu śmierci - leżąc na "złotym łóżku i przykryty jedwabiami" - rozejrzeć się wokół i z radością stwierdzić, że ten basen, ta posiadłość, ta fortuna na koncie... to spełnienie mojego życia. Można popatrzeć na te "kochające" Ciebie osoby otaczające Twoje łoże i z "troską" w głosie pytające: Jak się czujesz?... Masz wtedy setki telefonów od "przyjaciół"... (często jednak tak naprawdę to Ci wszyscy otaczają troską nie Ciebie a zawartość Twego testamentu...).

Często w takich chwilach jakże mogącym sprawić ból jest wymowa takiego np. dwuwersu:

"...Idąc krętą ścieżką swojego życia... wdepnąłem w  kałużę...
Obejrzałem się... a za mną była pustka..."

Zróbmy wszystko, aby wdepnięcie w tą kałużę nie następowało u kresu naszego życia, ale o wiele wcześniej... wcześniej na tyle, żebyśmy jeszcze zdążyli "...zostawić za sobą dobra, miłości i mądrości ślady..."  i dane nam było zaznać prawdziwego szczęścia, "szczęścia odczuwania codziennej własnej wolności od wszystkiego...", "szczęścia codziennego odczuwania własnego istnienia". 

Mi osobiście pomógł los (a raczej Bóg), bo niestety onegdaj wdepnąłem w tą kałużę po same kolana, na szczęście nie "nad trumną" i - dzięki Bogu - stwierdziłem, że tak naprawdę muszę przystanąć i zmienić siebie i otaczający mnie świat. Żyć tak, abym kładąc się do snu mógł stwierdzić: tak… dzisiaj żyłem, byłem, istniałem, coś zrobiłem dla siebie i innych, dałem też komuś uśmiech, dobre słowo, gest, część siebie… no i po prostu byłem i myślałem (nie nad smakiem ostatnio zjedzonej grillowanej kiełbasy... oj nie...).

Niestety jest tak, że gdy jednostka pozbawiona jest możliwości myślenia oraz empatii lub nie potrafi myśleć i czuć siebie i innych, gdy nie zastanawia się nad własnym sobą, losem świata i narodów, gdy nie potrafi dawać i otrzymywać miłości... staje się bezwolnym, pustym komunikatorem racji innych. Przestaje być w ogóle kimś, przestaje być dosłownie warta określenia mianem człowieka!

Warto pamiętać, że gdy nie myślimy i nie potrafimy dawać innym dobra, miłości i mądrości to jesteśmy nikim... tylko rzeczą, przedmiotem - podobnie gdy żyjemy obok życia pędząc "do nieokreślonego przodu".

Ktoś kiedyś powiedział i napisał: "Dokądkolwiek byśmy nie szli, zawsze idziemy ku śmierci... a sztuką życia jest dostrzeżenie i pełne wykorzystanie tego krótkiego przebłysku rozświetlającego pośród bezkresnej ciemności niebo... podczas burzy, tuż przed grzmotem!"

A zastanawiając się cóż to znaczy "pełne wykorzystanie przebłysku" pamiętajmy o słowach św.  Jana Pawła II – "Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, ale kim jest, nie przez to, co ma, lecz przez to czym dzieli się z innymi", słowach E. Burke: "Wolność bez mądrości i cnoty? To jest zło największe z możliwych" oraz słowach bł. J. Popiełuszki: "Zło dobrem zwyciężaj".

Zatrzymajmy się dłużej - dziś duchowo -  przy grobach naszych bliskich, wspomnijmy ich i ich życie, co czuli, co myśleli, co czynili, jak odchodzili. Zapalmy w naszym sercu  znicze dla nich zdając sobie sprawę, że życie przeminie i warto sobie postanowić, że tą resztę, która nam została przeżyjemy w pełni, pięknie i dobrze. Pomódlmy się i nie tylko wyuczonymi modlitwami. Porozmawiajmy z tymi, którzy w tych grobach leżą, nawet, gdy są bezimienni... Może też mają coś do powiedzenia...



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com