niedziela, 30 czerwca 2019

Rodzina, ach rodzina...


Pan Zbigniew Kuźmiuk w swoim poście: "Inauguracja programu Rodzina 500++ w Mroczy". (https://naszeblogi.pl/53716-inauguracja-programu-rodzina-500-w-mroczy) napisał niemal ekonomiczno-społeczne streszczenie całego programu 500 (+, ++). Próbowałem mu odpisać, ale komentarz rozrósł się niebotycznie, więc stwierdziłem, iż warto jednak go rozszerzyć i przedstawić w formie odrębnego tekstu, co czynię.

Napisałem więc, że mam wielki szacunek dla Pana Kuźmiuka za jego konsekwencję pisania o polskiej, ale i światowej ekonomii. Dużo bowiem jego tekstów jest streszczeniem wszystkich najważniejszych informacji  społeczno-ekonomicznych na dany temat i wyręcza nas z konieczności ich poszukiwania samemu. Sam jestem ekonomistą, więc wiem, że każdy tekst zawierający informacje ekonomiczne musi być bardzo precyzyjny i oparty na twardych danych lub na określonych prognozach. Jedna nieścisłość może "pogrążyć" cały wartościowy artykuł. To nie jakaś zwykła dziennikarska felietonistyka, ale pisanie o konkretach.

W swoim tekście Pan Kuźmiuk zawarł wszystkie najważniejsze informacje na temat programu 500+, 500++.

Ja chcę wskazać na trochę odmienną cenność rozwoju polskiej rodziny.

Zawsze mi serce rośnie, jak widzę te młode polskie pary z wózeczkami a dodatkowo np. jeszcze z  kobietą "przy nadziei".

Z własnego doświadczenia wiem, że dziecko zmienia perspektywę spojrzenia na całe życie. Jego posiadania czyni nas poważniejszymi, bardziej odpowiedzialnymi, dojrzalszymi. Przestajemy myśleć egoistycznie i "z dnia na dzień" a zaczynamy długookresowo, perspektywicznie. Nasze decyzję są już zupełnie inne.

Naprawdę jesteśmy dojrzalsi i coraz bardziej empatyczni a to też wpływa na całość naszego społeczeństwa, która też staje się dojrzalsza i empatyczna, i coraz bardziej postępuje zgodnie z wartościami , które niesie za sobą posiadanie rodziny i dzieci. Zaczynają wtedy w społeczeństwie dominować wspólnotowe wartości poszanowania rodziny, dzieci, życia, bowiem to - ze względu na przyrost rodzin i dzieci - dotyczy coraz większej grupy młodych Polaków (no, ale nawet i po 40-tce też można urodzić kochane dziecko).

Tak naprawdę to chyba jesteśmy jednym z bardziej w Europie (na świecie?) empatycznym społeczeństwem kierującym się nieraz bezgranicznie sercem i uczuciowością. Nie znam chyba innego kraju, gdzie z powodzeniem mogłaby funkcjonować Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (chodzi o ideę), gdzie taka organizacja jak Caritas miałaby aż tyle funduszy dobrego serca, że może działać prężnie i dynamicznie, również poza naszym krajem. Mamy u nas niezliczoną ilość pomocowych fundacji i stowarzyszeń, które zawsze sobie jakoś radzą, i to tylko z datków życzliwych i empatycznych ludzi a już przedsięwzięcia pomocowe dla dzieci znajdują zawsze duży odzew. Nawet pojedyncze akcje pomocowe na Facebooku są skuteczne. Brawo Polacy!

Ja to wszystko też wiążę z polską tradycją i umiłowaniem polskiej rodziny, bo to głównie rodziny pomagają wiedząc, co to znaczy ta pomoc dla każdego z nas, który może również posiadać rodzinę i dzieci. Te więzi rodzinne wpływają więc na nasze zachowania, też w obszarze humanitarnym. Rodzina i jej poszanowanie jest więc narodowym skarbem.

​Ale posiadanie rodziny implikuje też dążenie do stabilności w naszym życiu i to nie tylko finansowej, ale całego otoczenia również w wymiarze całego państwa. Musimy przecież wiedzieć jak wychowywać i kształcić nasze dzieci, aby w życiu dorosłym mogły sobie poradzić i odnosić sukcesy. Musimy wiedzieć, że w przypadku kłopotów zdrowotnych będziemy mieli pomoc a przypadku jakiegoś konfliktu również w postaci wojska, itd. Powoduje to u nas naturalną chęć właśnie stabilizacji, ale też wskazania przez rządzących jasnego kierunku zmian i rozwoju: dokąd zmierzamy?, takie pytanie winno zawsze znajdywać dla Polaków odpowiedź.

I ze strony obecnie rządzących tak jest. Wszyscy dokładnie wiemy, co nas czeka a zapowiedzi są realizowane. Ze strony opozycji nie wiemy nic i tylko informacje o czekającym nas chaosie.

Posiadanie rodziny i dzieci jest też osobiście zbawienne dla wszystkich jej członków. Wyklucza samotność, tworzy więzi społeczne, przywiązanie, daje stabilizację psychiczną i pewność przyszłości. Tak jest od początku ludzkości i tak będzie dalej, bo inaczej ludzkość by nie przetrwała. Rodzina jest ostoją naszego życia zarówno psychicznego, jak i duchowego oraz fizycznego.

Kiedyś naturalnym modelem rodziny była rodzina wielopokoleniowa mieszkająca w jednym domu. Teraz to się trochę zmieniło a szkoda, ale też na szczęście w Polsce mamy ogromny jeszcze szacunek dla ludzi starszych a dziadkowie czy babcie są bezcenni w wychowaniu naszych dzieci, bo dziś tak przecież gonimy i pędzimy w zawrotnym tempie, nieraz nie mając już czasu dla naszych dzieci.

Trzeba kultywować te najlepsze tradycje. Pamiętam jak w dzieciństwie nie było chociaż niedzieli, gdy nie jedlibyśmy wspólnego obiadu. A nieraz zdarzał się późnym popołudniem i w ciągu tygodnia. Do popołudnia wychowywała mnie babcia. Potrafiła godzinami opowiadać o zawiłościach wojny (pochodziła z Kresów). Sądzę, że te jej opowieści mocno wpłynęły na moje  dalsze życie, moje poglądy i zainteresowania. Nauczyła mnie też szacunku do jedzenia i pracy.

Rodzina, nasze wychowanie wpływają więc też na nasze postawy w życiu dorosłym, na nasze decyzje i wybory życiowe. Nie było więc przypadkiem, że zawsze kiedyś podawano informację, że dana osoba pochodzi "z takiej to a takiej rodziny". To było ważne kiedyś i jest tak samo ważne dziś. To komuniści wyplenili w nas tą normalną troskę o przeszłość, bo chcieli stworzyć nowy świta, tak jak teraz europejscy i światowi komuniści kulturowi. Rodzina jest ostoja trwania naszego społeczeństwa i musimy o nią dbać. I koniec.

Można by tak jeszcze prawić o zaletach rodziny, ale po co? Chyba wszyscy je dobrze znamy i cenimy, co raz bardziej cenimy.



(https://youtu.be/BvvSGhcf9Z0)

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com


Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych, w których konieczne jest podanie moich personaliów: Krzysztof Jaworucki, bloger "krzysztofjaw".

piątek, 28 czerwca 2019

Stowarzyszenie Blogerów Polskich?

Zacząłem blogować w 2008 roku. Od tego czasu minęło przeszło dziesięć lat. Napisałem ponad 1600 postów i mam niezliczoną ilość komentarzy na różnych forach internetowych. Można powiedzieć, że jestem starym wygą, ale to nie jest tak do końca. Są zdecydowanie lepsi blogerzy, którzy piszą na różne tematy. Ja skupiłem się przede wszystkim na polityce a dzisiaj co fajniejszy blogerzy piszą o zdrowiu, modzie, odżywianiu, o problemach dnia codziennego i tak jest jak najbardziej dobrze.

Tyle tylko, że nasze zaangażowanie nie ma raczej pokrycia w naszych osobistych przychodach. Piszemy za darmo, nieraz dostarczając tematów i konstatacji normalnym i realnym dziennikarzom, którzy dostają wierszówkę. Ile to ja razy odnajdywałem w czasopismach moje tezy a nawet na żywca ściągnięte z moich postów fragmenty. Nawet tak działo i dzieje się w mediach internetowych. Stąd zawarłem moje ostrzeżenie, że moje teksty są chronione prawem autorskim.

Pisząc blogi poświęcamy nasz czas a za to winniśmy mieć po prostu jakieś gratyfikacje. Platformy blogowe zarabiają na nas dość dużo i też winniśmy z tego "kęsku" coś uszczknąć. Nie chodzi o jakieś większe pieniądze, ale chociaż o satysfakcję, że nasz poświęcony czas nie jest "pisaniem li tylko na Berdyczów". Oczywiście do niedawna taką satysfakcją było same napisanie postów, ich umieszczenie przez administrację konkretnych portali na tzw. Stronie Głównej, ale chyba te czasy już minęły i winniśmy jednak siebie bardziej cenić. 

Jednak od dawna chodził mi po głowie pomysł stworzenia Stowarzyszania Blogerów Polskich na wzór Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Bo tak po prawdzie, to my też jesteśmy dziennikarzami z krwi i kości. Nieraz nasze teksty są lepsze niż profesjonalnie oficjalnych dziennikarzy. Nas nikt nie ogranicza, ani właściciel, ani redaktor naczelny. Piszemy to, co aktualnie uważamy za stosowne i ważne i mamy pewność, że nikt nie będzie ingerował w nasze teksty. Mało tego! Taka swoboda jest naprawdę wolnością słowa, która jest przecież na ustach wszystkich.

To wszystko było możliwe dzięki internetowi, dlatego też zawsze musimy protestować przed jakąkolwiek jego cenzurą, jak np. ACTA2.

Większość z nas pisze swoje teksty podpisując się tzw. nickiem. Jest to na dzisiaj bezsensowne, bo nie ma teraz anonimowości w sieci jaka była choćby dziesięć lat temu. Teraz firmy komputerowe są w stanie powiedzieć o nas niemal wszystko. A jeżeli wiedzą to firmy to wiedzą to wszyscy zainteresowani. Więc po co się ukrywać pod pseudonimem, chyba, że jest już powszechnie znany, ale możemy przecież dać informację o naszych personaliach.

Wśród nas jest wielu tylko komentatorów blogów pisanych przez innych. O nich też nie zapomniałem i do takiego Stowarzyszenia mogliby przystąpić wedle trochę ostrzejszych kryteriów.

Jednak przynależność do takiego Stowarzyszenia samych blogerów byłaby uwarunkowana identycznymi obostrzeniami jak przynależność do SDP. Zresztą statut i cała część organizacyjna byłaby na wzór SDP. Po co wywarzać otwarte drzwi? Zresztą marzy mi się Stowarzyszenie Dziennikarzy i Blogerów Polskich, które łączyłoby oba nasze środowiska.

Stroną organizacyjną całego przedsięwzięcia zająłbym się sam albo też przy niewielkiej pomocy innych blogerów.

Do Stowarzyszenia mogli by przystępować wszyscy, którzy spełniają warunki wstępne,  niezależnie od poglądów politycznych, postaw życiowych czy tematów na które piszą. Po prostu byłoby to miejsce integrujące blogerów i dające im szanse na uzyskiwanie takich samych gratyfikacji i uprawnień co normalni dziennikarze. Byłaby legitymacja. Trzeba byłoby płacić nam wierszówki. Byłaby pomoc prawna, wreszcie zaczęto by traktować nas poważnie, ale przede wszystkim podlegalibyśmy prawom, które dotyczą dziennikarzy profesjonalnych. Najprawdopodobniej byłaby w tym przypadku konieczność zmian ustawowych, ale taki projekt zmian mam już prawie gotowy.

Co Wy na to? Bo jeżeli nie będzie odzewu to pomysł upadnie.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych, w których konieczne jest podanie moich personaliów: Krzysztof Jaworucki, bloger "krzysztofjaw".

czwartek, 27 czerwca 2019

Na co zwracać uwagę biorąc kredyt.

Najlepiej żadnego kredytu nie brać, wtedy nie jesteśmy w żaden sposób ubezwłasnowolnieni finansowo i swobodnie możemy decydować o naszym życiu. Jesteśmy zdolni do asertywności, nawet wobec własnego pracodawcy, który wiedząc, że nie jesteśmy zadłużeni nie ma żadnych argumentów, by nas w pracy obarczać nadobowiązkami i grozić utratą pracy.

Ale niestety w większości kredyt jest jednak konieczny. Bierzemy mieszkanie na kredyt hipoteczny, samochód i inne dobra też z reguły są obciążeniem kredytowym. Nieraz też zdarzają się chwilowe kłopoty z niewystarczającymi środkami finansowymi pozwalającymi na płynność finansową naszego gospodarstwa domowego i decydujemy się na tzw. chwilówki.

No cóż. Dzisiaj pieniądz rządzi światem, choć jestem daleki od aprobaty takiego stanu rzeczy.

Na co więc zwracać uwagę biorąc kredyt?

Po pierwsze.

Winniśmy unikać wszelkiego rodzaju firm pożyczkowych a skupić się na kredycie z banku. Musimy jednak mieć w takim przypadku tzw. zdolność kredytową, którą ocenia sam konkretny bank. Firmy pożyczkowe nieraz mają kilkukrotnie większe oprocentowanie pożyczek niż banki. Poza tym oferują pożyczki na krótki termin, po którym nie jesteśmy w stanie ich spłacić, więc bierzemy kolejną na spłatę poprzedniej. I popadamy w tzw. spiralę ciągłego zadłużenia. Zdarza się też, że płacimy firmom pożyczkowym kilkukrotnie więcej niż wyjściowa suma na jaką wzięliśmy pożyczkę. Nie ma co ulegać reklamom tych firm mówiącą o zerowym oprocentowaniu. To tylko chwyt reklamowy bowiem ten, który bierze taką chwilówkę i tak jej nie będzie w stanie spłacić.

Po drugie.

Zawsze trzeba brać po uwagę nie tylko same oprocentowanie kredytu, ale tzw. Roczną Rzeczywistą Stopę Oprocentowania (RRSO). Ona odzwierciedla naprawdę faktyczne koszty naszej pożyczki czy kredytu. Obejmuje wszystkie koszty włącznie z prowizjami banków i innych kosztach dodatkowych. To jest najważniejsza dla nas informacja i tym winniśmy się kierować biorąc jakikolwiek kredyt, bo zdarza się, że bank mówi o małym oprocentowaniu, ale koszty jego zaciągnięcia są na tyle wysokie, że RRSO przewyższa same oprocentowanie. Niestety informacja o RRSO jest najczęściej w umowie czy reklamie piana małym druczkiem i szczególnie osoby starsze często ulegają li tylko wielkością oprocentowania samego kredytu.

Po trzecie.

Ważną informacją jest też to, czy dany kredyt ma stałe czy zmienne oprocentowanie. Stałe znaczy nic innego, jak oprocentowanie w dniu wzięcia kredytu a zmienne może być ruchome w zależności od wielu czynników, m.i. inflacji. Obecnie nasza gospodarka jest w dobrej kondycji finansowej, więc najlepiej brać kredyt ze stałym oprocentowaniem bo ograniczamy ryzyko np. zwiększenia inflacji a tym samym oprocentowania naszych pożyczek i kredytów.

Po czwarte.

Istotną rzeczą jest też okres, na który bierzemy kredyt. Im dłuższy okres tym poniesiemy na jego spłatę większą ilość gotówki. Najgorzej jest z kredytami hipotecznymi. To są kredyty na 30 a nawet więcej lat i przez ten okres musimy go regularnie spłacać, bo możemy stracić mieszkanie. Jest to w dniu codziennym strasznie męczące i stale jesteśmy spięci. Wiem coś o tym, bo sam taki kredyt miałem, ale udało mi się go spłacić po 6 latach i wtedy wreszcie odetchnąłem głęboko ciesząc się życiem bez zadłużenia, bo takie życie jest prawdziwym życiem bez stresów.

Po piąte.

Przed podpisaniem umowy o kredyt zawsze winniśmy ją wpierw przeczytać w całości i jeżeli są jakieś nieścisłości lub czegoś nie rozumiemy to pracownik instytucji finansowej ma obowiązek szczegółowego ich wyjaśnienia. Należy czytać wszystko, nawet te akapity, które są pisane małym druczkiem a może właśnie szczególnie te akapity, bo tam kryją się często informacje niewygodne dla banków lub instytucji pożyczkowych. Jeżeli już podpiszemy umowę to jakiekolwiek późniejsze tłumaczenia, że czegoś się nie wiedziało nie mają żadnego sensu, bo tą umowę podpisaliśmy i koniec tematu.

Po szóste.

Nie możemy nigdy dopuścić do sytuacji sprali kredytowej, tzn. brania kredytu na spłatę poprzedniego. Jest to niedopuszczalne, bo konsekwencją tego jest zrujnowane nasze życie, utarta naszych dóbr (np. mieszkania) a nawet kary więzienia.

Po siódme.

Jeżeli posiadamy jednak nadmiar gotówki (co jest szczęściem bardzo niewielu z nas) to odradzam jej zainwestowanie w tzw. funduszach inwestycyjno-ubezpieczoniowych, np. w tak zwane polisolokaty. Nie ma to najmniejszego sensu bowiem nie będziemy mieli możliwości odzyskania kapitału w każdej chwili a jak jednak się uprzemy to ta gotówka może nam być wydane w kwocie mniejszej niż zainwestowaliśmy. Wolne środki finansowe należy inwestować na zasadzie dywersyfikacji, tzn. w różnych segmentach rynku finansowego: giełdy papierów wartościowych, obligacje rządowe lub konkretnych przedsiębiorstw, lokaty bankowe, nieruchomości, metale szlachetne (złoto, platyna, srebro).

Po ósme.

Jeszcze raz powtarzam, że należy tak żyć, żeby nie trzeba było brać kredytów, chociaż banki w reklamach nachalnie nam to zalecają. Nie ulegajmy im. Lepiej żyć trochę biedniej niż być ubezwłasnowolnionych kredytem. Nie musimy kupować nowego samochodu na kredyt, mieszkanie można wynająć, choć to też jest uciążliwe. Konsumpcja winna być taka na jaką na stać bez kredytu. I nieważne jest, że sąsiad kupił sobie nowy zakrzywiony telewizor LED albo nową brykę, którą pewnie też zakupił w kredycie. Bądźmy wolnymi ludźmi.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych, w których konieczne jest podanie moich personaliów: Krzysztof Jaworucki, bloger "krzysztofjaw".

środa, 26 czerwca 2019

Żar się leje z nieba

Uff jak gorąco. Żar się leje z nieba. Nie ma czym oddychać i nawet przeciągi w domu nic nie dają. Jest gorąco, mimo, że jesteśmy w naszym mieszkaniu.

Tym bardziej nie winniśmy w taki żar wychodzić z domu między godziną 10 a 18-tą. Ale nie zawsze tak można.

Przecież większość z nas pracuje i spędza długie godziny w pracy. I tam też jest gorąco i tak naprawdę trudno się skupić na swoich pracowniczych obowiązkach. Oczywiście w takie dni pracodawca ma obowiązek dostarczania napojów, ale one też są ciepłe, bo trudno wymagać, aby w pracy była duża lodówka mieszcząca kilkaset butelek napojów.

Najlepiej wziąć swój napój, najlepiej zwykłą (nie gazowaną) wodę, która przeleżała cały dzień w lodówce. Wtedy będzie chłodna przez długi czas. Wodę należy pochłaniać w ilości nawet 3 litrów dziennie.

Ale to nie wystarczy. Uzupełnienie wody w organizmie jest tylko jedną z metod wytrzymania takich upałów.

Inną jest chłodny prysznic, który winniśmy wykonywać nawet trzy razy dziennie, by ochłodzić organizm. Byłoby idealnie jakby taki prysznic można wykonać w swoim miejscu pracy, ale nie zawsze jest to możliwe, choć coraz więcej firm umożliwia pracownikom możliwość korzystania z prysznica. I dobrze.

Jeżeli jednak nie mamy takiej możliwości to raz na jakiś czas winniśmy schłodzić twarz i głowę zwykłą i zimną wodą z kranu. To też pomaga. Ponadto w pracy niezbędny jest wiatrak chłodzący powietrze.

I zawsze, gdy wychodzimy na pełne słońce obowiązkowo trzeba nakryć głowę jakimś kapeluszem lub cienką i nie czarną czapeczkę. Nie czarną, bo czerń kumuluje energię słoneczną i wtedy będzie nam jeszcze bardziej gorąco.

W czasie takich upałów występuje u nas często tzw. jadłowstręt, czyli po prostu nie mamy apetytu. Jednak musimy się zdobyć i zjeść co najmniej trzy posiłki dziennie. Jest to niezbędne dla naszego organizmu. Dostarczanie kalorii i witamin jest dla nas bezcenne. Jeżeli chodzi o dania obiadowe to na pierwsze polecam chłodnik a na drugie jednak tradycyjnie ziemniaki (ryż, kaszę) i jakieś mięsko. Do tego dużo surówki warzywnej lub owocowej. Może być z kiszonej kapusty, kalafiora, ze słodkiej kapusty, marchewki, kaparów, brzoskwiń, moreli, truskawek, porzeczek i arbuzów.

Wczesne lato zaskoczyło nas afrykańskimi upałami. I podobno ma tak być cały czas z wahnięciami kilku stopni, więc jeżeli będzie już 25 stopni w cieniu, to przybliżymy się do średniej w naszym kraju. I to ma być ochłodzenie? 

Jeżeli - tak jak teraz - i przy tym żarze mamy około 30 stopni w cieniu to w słońcu może być nawet i 40 kilka stopni więcej. Uważajmy więc.

Szczególnie dotyczy to ludzi w podeszłym wieku i chorych na serce. Oni szczególnie winni uważać, bo przebywanie na takim słońcu może zakończyć się udarem lub nawet atakiem serca, nie mówiąc już o udarze słonecznym, który jest bardzo niebezpieczny i może zakończyć się nawet śmiercią a co najmniej pobytem w szpitalu.



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

LGBT+ i kilka refleksji

LGBT, czyli ruch lesbijek, gejów, biseksualistów, transseksualistów oraz wielu innych wymyślonych płci w ilości niemal pięćdziesięciu.  To jest ruch anaturalny. Są to dewiacje, które należy leczyć a jeżeli już to jest niemożliwe to oni winni spełniać swoje fantazje erotyczne w alkowach domowych pieleszy.

Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, aby ich łączyła miłość i dawała dzieci, które są gwarancją trwania ludzkości. Tak więc wszelakie te ruchy LGBT są zaprzeczaniem odwiecznych praw natury.

Nie możemy pozwolić, aby 2% dewiantów wpływała na nasze życie i codzienne funkcjonowanie.

Obecnie mamy sytuację kuriozalną. Ruchy te zaczynają coraz bardziej wpływać na nasze dzieci i młodzież.  Dzieje się to pod płaszczykiem tzw. edukacji seksualnej.

Mamy na "świecznikach" dwóch pedałów, czyli Biedronia i wiceprezydenta Warszawy. I chyba już to wystarczy w naszym katolickim kraju. Kiedyś było jakieś dziwadło pod nazwą Anna Grodzka i dobrze, że już jej nie ma.

Oglądając nieraz tzw. Marsze Równości, to nie ukrywam, że te dziwadła wzbudzają u mnie ruch wymiotny. Ich umiłowanie do rzeczy niezgodnych z naturą jest zatrważające. I zatrważające jest to, że nasze dzieci muszą to oglądać, bo przecież mają dostęp do internetu i mogą przez niego oglądać zupełnie wszystko.

Powiem szczerze, że nie rozumiem skąd ta fascynacja ruchem LGBT +. Chyba, że chodzi o rozbicie odwiecznych praw, czyli rodzinę i tak chyba jest. Lewackie ruchy na siłę chcą właśnie rozbić rodzinę i doprowadzić do seksualnego i moralnego spustoszenia. Szczególnie w Polsce, która jest homogeniczna i jest największym krajem katolickim w Europie. Stąd ten sponsorowany przez tajemnicze gremia atak na Polskę, bo chyba nikt nie ma złudzeń, że takie marsze muszą mieć jakieś finanse na ich przeprowadzenie.

Przykre jest to, że te środowiska domagają się legalizacji małżeństw homoseksualnych a nawet prawa do adopcji dzieci. Niedoczekanie! Dzieci nie mogą być wychowywane prze dwie lesbijki czy dwóch pedałów. To spaczy ich życie do końca. Nie mówię też o tym, że wśród takich par jest wielu dewiantów czyli koszmarnych pedofili, ale to chyba jest jasne. Jeżeli ktoś sam jest dewiantem to może sprawić, aby ich dziecko też było wychowane na dewianta. I tu nie ma co dyskutować. Nigdy nie zgodzę się na możliwość adopcji dzieci przez pary homoseksualne i mam nadzieję, że większość Polaków myśli tak samo.

Inną lewacką ideą, która jest anaturalna jest aborcja i eutanazja. Życie daje Bóg i nikt nie ma prawa go odbierać lub niszczyć dobrowolnie. To też nie podlega dyskusji. Musimy zrobić wszystko, aby zakazać aborcji, choć to będzie trudne, bo w ościennych krajach będzie można ją przeprowadzić. Nie zmienia to jednak istoty rzeczy: w Polsce nie może być aborcji ani eutanazji, niezależnie od innych uwarunkowań i czynników. Zakaz i już!

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

wtorek, 25 czerwca 2019

Co pokolenie to wyborcza, wyborcza.pl

Jak ja się cieszę, że wreszcie szmatławiec pod nawą Gazeta Wyborcza już ma tylko tyle zysków, że stać ją tylko na reklamę w internecie. Przychody spadają, kurczy się jej nakład i może w końcu upadnie, mimo pomocy G. Sorosa a A. Michnik zaszyje się pośród drzew Białowieskich, które zeżarły korniki i zawsze będzie go widać.

To naprawdę wspaniała wiadomość zważywszy, że jeszcze niedawno, ale też przez całe 30-lecie była opiniotwórcza dla wielu Polaków. Teraz zeszła na "psy". Stała się bulwarową gazetą, tak jak jej portal.

Tytuł zaczerpnąłem z jej reklamy w necie, bo obecnie tylko na to ją stać. To koszmarnie prymitywna i infantylna reklama dla nieuświadomionych z wyprutymi synapsami ludzi. Może jednak jeszcze wysupłają jakieś rezerwy finansowe na reklamę w TV. Może. Na razie postawili na tańszy internet.

Pamiętam kiedyś, że nawet ją prenumerowałem i do tej pory mi wstyd i chyba wstyd odczuwa wielu jej dawnych czytelników. To brukowiec dla Polaków. Postkomunistyczna, promująca lewacką
ideę oraz rewolucję kulturową. Oby zniknęła w końcu z rynku, czego bym sobie życzył z całego serca a A. Michnik przeszedł w polityczny niebyt. Zbigniew Herbert opisał go jako intelektualnego komunistycznego potwora i miał rację. Nie, niestety za tą opinię nie dostał Nagrody Nobla, która mu się należała jak nikomu. W. Szymborska nie dorastała mu "do pięt". Szkoda, ale podziwiam Herberta za szczerość.

Mimo reklamy obecne pokolenie już nie czyta Gazety Wyborczej ani jej portalu. Są owszem i tacy, którzy uważają je świętość, ale to są ludzie zaczadzeni i wyjałowieni z myślenia. W życiu realnym potrafią mówić tylko i wyłącznie językiem GW i TVN. Oni już są straceni dla Polski, bo nieraz próbowałem do nich dotrzeć argumentami merytorycznymi. Odzew był taki, że reagowali agresją i krzykiem. Też smutne.

Ja osobiście uważam, że ten który głosuje na obecną opozycję tak promowaną przez GW jest albo zdrajcą, albo robi to koniunkturalnie, aby utrzymać jakąś tam pozycję przynoszącą mu zyski w dniu codziennym. To są ludzie wyprani z polskości jak u Tuska, dla którego "polskość to nienormalność" a może... sam jest a'la nienormalny, skora my Polacy szanujący polskość uważani są przez niego za nienormalnych? Skłaniam się osobiście do tego ostatniego, bo te nienawistne i zacietrzewione nienawiścią lisie oczy zdenerwowanego Tuskusia mówią wszystko... Dla niego liczy się tylko leniwa władza: "Panowie policzmy głosy" gaworzył podczas Nocnej zmiany w 1992 roku.

GW upada, czego nie mogą znieść jej włodarze. Skończył się jej wpływ - dzięki internetowi - na Polaków i dobrze. Młodzi ludzie dziś mają dostęp do różnych informacji i różnych portali, czego my w latach 90-tych nie mieliśmy i wierzyliśmy jedynie w to, co napiszą w GW a już później powiedzą  w TVN. Niestety jest wielu ludzi, którzy pamiętając te lata dalej są skłonni do akceptacji wszystkiego podawanego przez gazetę A. Michnika. Żal mi ich, bo nieraz to naprawę kiedyś wartościowi ludzie. Wiem to z autopsji.

Na pogrzeb GW nie pójdę, niech sami sobie wykopią grób i mam nadzieję, że nastąpi to dość szybko, nawet Soros nie pomoże.

Będę ukontentowany, gdy zobaczę te miny ich redaktorów, którzy przez tyle lat kształtowały umysły wielu Polaków. Ja zakończyłem z nią "współpracę" w 1992 roku i od tego czasu nieraz ją czytam "z drugiej ręki", co by znać ich poglądy. Jest to lektura, która wprawia mnie w stan obrzydzenia, ale zawsze warto znać, co myślą wrogowie polskości a ona taka jest.

Tylko szkoda mi tych moich rodaków ciągle ją czytających i na jej podstawie wyrabiających sobie opinię o świecie i Polsce. Naprawdę nie warto. Lepiej poszukać w internecie innych informacji, aby wyrobić sobie opinię i własne zdanie, tyle tylko, że ci Polacy już nie potrafią myśleć samodzielnie. 30 lat skutecznie ich z tego "wyleczyło". Jeszcze raz szkoda.

Nadzieja jest w młodych Polakach, dlatego  GW tą internetową reklamę kieruje przede wszystkim do nich, ale nie martwmy się, bo młodzi więcej dziś wiedzą niż my w swoich czasach i nieraz potrafią myśleć! I to jest moja radość.

Ostatnio dyskutowałem z około 65 letnim mężczyzną, który kupował GW. Zapytałem dlaczego. Odpowiedział mi, że ją kupuje od początku i nie wyobraża sobie dnia bez niej. Na moją krytykę jego zakupu "wsiadł" na mnie krzykiem. Tych ludzi już nikt nie jest w stanie uratować. "Jak koń, klapki na oczach". Trudno, ale rośnie nowe pokolenie i z ich postawy jestem w części dumny. Naprawdę duża ich część wie dużo, mimo, że nieraz krytykujemy ją za buźki w smesach, czy czytanie tylko skrótów książek. Takie czasy a co tu mówić o propagandowych tekstach GW. Nie czytają. I dobrze! Po co sobie zatruwać umysły jej wypocinami.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

poniedziałek, 24 czerwca 2019

PiS jako "choroba" dla III RP


PiS to choroba PO i całej mainstream'wej społeczno-politycznej pseudoelity III RP.

Zrazu była tylko lekkim przeziębieniem, które jak się ORGANIZMOWI wydawało samo przejdzie.
Kuracja była więc adekwatna do niepoważnego traktowania owego przeziębienia: gorąca herbatka i samoleczenie, polegające na próbie jego "przechodzenia" bez konieczności stosowania farmaceutyków i oswajania, w celu jej neutralizacji, samej choroby.

Ta pewność samoistnego wyleczenia pozwalała ORGANIZMOWI spokojnie czekać aż tak się stanie. Dla podtrzymania tego stanu samoutwierdzał się w tym przekonaniu, aż nabrał 100% pewności jego nieuchronności.

I wydawało się, że choroba powoli ustępuje. Ale okazała się bardziej podstępna i ponownie zaatakowała w wyborach w roku 2005. Zaatakowała taką gorączką, że ORGANIZM musiał wziąć aspirynę i półprzytomny zawlókł się do łóżka. A on przecież tego tak nie znosił, wprost alergicznie nie tolerował. Leżenie i chorowanie nie było stanem lubianym przez ORGANIZM od samego jego początku, czyli jego narodzin (w wyniku reinkarnacji) w 1989 roku. Zresztą jego poprzednie wcielenie (te przed 1989 rokiem) też nie znosiło żadnych choróbsk, niszcząc je skutecznie.

Tak więc leżąc w łóżku ORGANIZM się kurował i były nawet widoczne  oznaki ozdrowienia. Z wielką ulgą więc zerwał się na równe nogi  i opuszczając znienawidzony mebel z uśmiechem wrócił do życia codziennego.

Ale biedaczysko zapomniał o okresie rekonwalescencji, co niestety odbiło się ponownym nawrotem choroby w wyborach prezydenckich. A, że choroba przenoszona i nieskutecznie leczona wraca z większą siłą, to teraz spowodowała aż całkowite dwuletnie przykucie ORGANIZMU do łóżka!

Fałszywi lekarze robili co mogli aby choć w części przywrócić ORGANIZM do zdrowia. Połowicznie się  to udało i zaleczony (nie wyleczony!) ORGANIZM powrócił do pracy w 2007 roku. I od tamtego czasu walczy z chorobą wszelkimi dostępnymi metodami i środkami, które co prawda krótkookresowo przynoszą ulgę, ale długookresowo wyniszczają ORGANIZM wewnętrznie, osłabiają  go pozwalając niemalże na samozniszczenie. Ale ORGANIZM tego nie dostrzegał i dalej nie dostrzega, bo w międzyczasie - niczym narkoman, lekoman czy alkoholik - uzależnił się od środków farmaceutycznych i uśmierzających ból.

Czy nie znamy wszyscy tego nieprzyjemnego uczucia, kiedy źle dobraliśmy leki lub leczyliśmy niewłaściwą chorobę? I mimo dozowania farmaceutyków w coraz większej różnorodności i ilościach nie zauważaliśmy efektów wyzdrowienia, a nieraz nawet pogłębienie choroby? Cóż się w tedy z nami dzieje? Stajemy się źli na cały świat, sfrustrowani, psioczymy na lekarzy i służbę zdrowia a już odium naszej agresji wywołuje sama choroba! W desperacji  więc bierzemy coraz to inne antybiotyki przepisywane przez różnych lekarzy, dostajemy zastrzyki, wyjadamy cała apteczkę... I jeżeli choroba dalej trzyma się mocno  i już żaden antybiotyk nie pomaga to zaczynamy w końcu panikować i być zdziwieni, że tak się dzieje.

W takiej sytuacji znalazł się obecnie ORGANIZM III RP z jej na dziś głównym filarem, czyli PO! ORGANIZM zachorował straszliwie w roku 2015, kiedy okazało się, że choroba zwana PiS nagle zaczęła atakować i coraz bardziej niszczyć ORGANIZM. On się bronił biorąc nawet narkotyki w postaci KOD, czy Nowoczesnej lub celebrycko-medialnej ale nic nie pomogło. Nawet fabryki zlokalizowane na ulicy Czerskiej i Wiertniczej w Warszawie też wyprodukowały jedynie placebo. ORGANIZM przegrał z chorobą, choć dalej się bronił. Nawet sprowadzać zaczął leki z zagranicy w postaci takich leków jak Timmermans czy Verhofstadt i dalej nic ORGANIZMOWI nie pomaga. Powoli on choruje coraz bardziej i nawet lek wyborczo-europejski też nie pomógł. Jeszcze ma jakąś nadzieję na nowy lek, który podobno ma zostać wprowadzony jesienią 2019 roku, ale powoli już przestaje wierzyć, że może być skuteczny. Jeszcze próbował brać kilka leków skojarzonych w postaci utworzenia ich zestawu koalicyjnego. Też nie pomogły.

Przecież już prawie wszystkie specyfiki zostały zaaplikowane a choróbsko w postaci PiS dalej się trzyma. Mało tego jak rak lub gangrena zżera ORGANIZM od środka. Rodzi to naturalny bunt i panikę... a jeżeli to jest choroba śmiertelna!?  - gdzieś tam w zakamarkach podświadomości pewnie pojawiają się te tak natrętne myśli i przypuszczenia. Trzeba więc działać! - myśli ORGANIZM. I spróbować innych jeszcze specyfików... ale wtedy właśnie następuje chaos w ich doborze sprawiający, że przyjmuje się ich zestaw mogący w konsekwencji szkodzić a nie pomagać!

W konsekwencji choroba dalej trwa... ORGANIZM coraz bardziej zmęczony ciągłą z nią walką staje się coraz mniej odporny i osłabiony. Długość i intensywność kuracji, coraz liczniejszymi lekarstwami po prosu uodporniło na nie samą chorobę, która stała się już przewlekłą. I wielce prawdopodobną, że - niestety dla ORGANIZMU - śmiertelną.

Organizm od 2005 roku użył wszelkich metod leczenia, wypróbował wszystkie specyfiki. Wszyscy, lekarze wmawiali mu, że choroba zostanie pokonana, ale tak się nie stało. Do znerwicowanego tym faktem ORGANIZMU dotarła (lub systematycznie dociera) brutalna prawda. Walka z chorobą zwaną PiS-em została przegrana.  I, mimo że tak bardzo pragnie żyć, ORGANIZM powoli umiera.... i staje się wobec tego faktu bezsilny...

Może jeszcze przed śmiercią, jak to się często zdarza, na chwilę poczuje się lepiej...ale będą to jego ostatnie chwile...

... A już po agonii ORGANIZMU historia dokona jego sekcji zwłok, której wyniki dla niektórych wcale nie będą zaskakujące: PO nie mogło wygrać z chorobą bo zdiagnozowano ją niewłaściwie! Historyczne konsylium lekarskie zapisze prawdziwy powód, chorobę z którą tak bezskutecznie walczył ORGANIZM:


"WIELONARZĄDOWA GANGRENA NIEPOLSKIEGO ORAZ ANTYPOLSKIEGO LEWACKIEGO POSTKOMUNIZMU, LIBERTYNIZMU I MAŁOSTKOWEGO ETATYZMU! (wraz z chorobami współistniejącymi wywołanymi wirusami dawnej Sb-cji, UB-cji, WSI i Niemiec, i prostackiego wiernopoddaństwa mamonie)"

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

niedziela, 23 czerwca 2019

Polskie zasoby naturalne, polskie bogactwa narodowe!

Już kiedyś o tym pisałem, ale dziś są nowe okoliczności, które skłaniają mnie do ponownego zajęcia się tym tematem. Jest to związane z tzw. amerykańską (żydowską?) ustawą 447 Just.

Od razu zastrzegam, że jestem bardzo przeciwny tej ustawie i podzielam poglądy Pana S. Michalkiewicza, który proponuje, aby polskie państwo też wprowadziło odpowiednią ustawę, zakazującą wypłaty jakichkolwiek żądań środowisk żydowskich za bezspadkowe mienie utracone przez Żydów w wyniku okupacji Polski przez Niemcy i Sowietów (też po II WŚ). Z niecierpliwością czekam na raport posła (bodajże) Mularczyka, który z zespołem szacuje nasze straty wojenne i ile nam się należy od Niemiec.

Jeżeli już to Żydzi winny się zwracać o takie reparacje do Niemiec i częściowo do Rosji. Polska była ofiarą wojny a nie agresorem i to nam się należą reparacje od Niemiec, ale także po części od Sowietów (m.in za kradzież naszych dóbr narodowych i zsyłanie naszych rodaków na Syberię).

Nie można o tym mówić tylko werbalnie, ale trzeba działać prawnie!

Ta ustawa może w prostej linii doprowadzić do utraty przez Polskę jej dóbr i zasobów naturalnych a naprawdę mamy ich bardzo dużo.

Kilkukrotnie już apelowałem o podjęcie walki Polaków w obronie polskich lasów, wód, gór i polskiej ziemi. Są to - wobec całkowitego niemal zniszczenia w ostatnich 30 latach polskiego przemysłu - ostatnie skarby narodowe, których nie możemy stracić, aby Polska jeszcze Polską była...

Ratując polskie lasy i polską ziemię oraz jeziora i rzeki, których wartość jest trudna do oszacowania,  jednocześnie ratujemy też polskie zasoby naturalne.

Nasze zasoby... Mamy ich - jak wspomniałem - naprawdę dużo i są one w sferze zainteresowania wielu państw, nieprzychylnych nam grup etnicznych, międzynarodowych banksterów oraz korporacji.

Niedawno mówiło się  najwięcej o gazie i ropie łupkowej. Temat przycichł i sam nie wiem dlaczego  a przecież polskie złoża gazu łupkowego szacowane są obecnie na 350 - 1000 mld metrów sześciennych, co wystarczyłoby nam na 20-60 lat. Należy jednak pamiętać, że wcześniej szacowane były na 5,3 bln metrów sześciennych, co wystarczyłoby nam na 300 lat. Jaka jest prawda, jeszcze nie wiemy. Prawdopodobnie tyleż samo posiadamy też ropy łupkowej, o której w ogóle się nie wspomina, co jest dziwne w dobie dywersyfikacji naszych źródeł dostaw gazu i ropy naftowej.

Ale mamy też inne, cenne zasoby, które mogą być w części łupem środowisk żydowskich, gdzie pojawia się kwota roszczeń wobec Polaków w wysokości już 300 mld USD (około 1 biliona złotych). Jeszcze niedawno była to kwota 65 mld USD, ale widać, że apetyt "rośnie w miarę jedzenia" a lobby żydowskie jest bardzo silne w USA.  Jestem pewny, że gdybyśmy zapłacili im chociaż złotówkę to by nastąpiła eskalacja tych roszczeń do kwoty, której sobie trudno wyobrazić. "Przedsiębiorstwo Holocaust" musi przecież z czegoś i dla czegoś żyć.

Swego czasu starałem się oszacować wartość naszych zasobów naturalnych, co było dość żmudnym zajęciem a jego efekty przedstawiam w poniższej tabeli. Powtarzam, że są to tylko szacunki, ale w przybliżeniu oddają ich rzeczywistą wartość, co jest równocześnie z wartością Polski (za ewentualne błędy przepraszam i proszę o ewentualną korektę). W tabeli przyjąłem wysokość złóż gazu łupkowego na poziomie 5,3 bln metrów sześciennych. Nie uwzględniłem złóż ropy łupkowej, które mogą ilościowo i wartościowo być tożsame z gazem łukowym.


Posiadamy jeszcze złoto (nie wiem ile) oraz oczywiście źródła wód geotermalnych, które w przyszłości mogą skutecznie stanowić tani zasób energetyczny w Polsce, co udowodnił m.in. o. T. Rydzyk w Toruniu. Nie zapominajmy też o głębinowych wodach pitnych, które też niestety przejmowały zagraniczne koncerny za czasów rządów PO-PSL, ale i wcześniej.

Reasumując. Mamy jeszcze wiele zasobów, o które musimy walczyć. Przegraliśmy już wiele i nie możemy sobie pozwolić na ostateczną grabież Polski! Polska pozostaje jeszcze bardzo bogatym krajem (i tym samym dużym "kąskiem" dla obcych)  w postaci ziemi, lasów i bogactw naturalnych... i mimo, że już dużo straciliśmy to nie możemy stracić więcej! Musimy sobie też zdawać sprawę, że ewentualna grabież lasów i naszej ziemi jest też bezpośrednio i pośrednio grabieżą naszych zasobów naturalnych!

Stąd uważam, że naprawdę konieczna jest odpowiednia ustawa, która stwierdzałaby, że oddanie jakiegokolwiek zasobu a nawet gotówki uznać za tzw. kradzież zuchwałą, o czym wspomina wymieniony już S. Michalkiewicz.

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

sobota, 22 czerwca 2019

Zmiana systemu ochrony zdrowia - warunki brzegowe

Minister Zdrowia prof. Ł. Szumowski nie ma żadnego pomysłu na reformę systemu ochrony zdrowia a już o jego zmianie to nawet nie pomyślał. Funkcjonuje w rządzie niczym administrator, który na zasadzie inercji pozwala dalej na funkcjonowanie tego, co już było i niestety jest. Nie słyszałem o jego jakiś nowych rozwiązaniach a jest to newralgiczne ministerstwo, bo dotyczy wszystkich Polaków. Na tym stanowisku jest pomyłką i to kosztowną, podobnie jak szef MSZ prof. J. Czaputowicz.

Nikt chyba nie neguje tego, że jest potrzeba naprawdę zmienić system ochrony zdrowia w Polsce i nie mogą to być zmiany powierzchowne, ale gruntowne. Stąd piszę o zmianie a nie o reformie stanu obecnego, bo to nic nie da i znów będziemy czekać kolejne lata na uzdrowienie tegoż systemu.

Zdrowie - jak wspomniałem - dotyczy nas wszystkich i przyszłych pokoleń Polaków. Obok podatków temat ten winien być jednym z pierwszoplanowych, nad którymi dyskutuje się publicznie! Szkoda, że w Polsce tak nie jest a potrafimy tylko narzekać na ten system i... nic z tego nie wynika. Szkoda też, że obecny Polski rząd też po macoszemu traktuje ochronę zdrowia i jej system wymagający zmian. Minęło już prawie 4 lata rządzenia a tu nic! Nikt nie dyskutuje, nikt się nie spiera, bo tak naprawdę nie ma o co się spierać i nad czym dyskutować, ponieważ nie ma po prostu takiego tematu na agendzie rządowej.

Za rządów PO-PSL był tylko jeden pomysł, który na szczęście nie został przeprowadzony a dotyczył prywatyzacji placówek ochrony zdrowia (poprzez najpierw tzw. komercjalizację). I też to było wszystko. Zresztą celem prywatyzacji - jak onegdaj mówiła posłanka PO pani Sawicka - był tzw. deal na prywatyzacji, czyli możliwość zarobienia dużych pieniędzy z małym wkładem własnym. To miało być czyste złodziejstwo w białych rękawiczkach!

Uważam, że zawsze jest czas na dyskusję o tym newralgicznym obszarze funkcjonowania polskiego społeczeństwa a zmiana systemu ochrony zdrowia winna być jednak najważniejszym obszarem działań rządowych, nad którym należy podjąć ogólnonarodową dyskusję.

Dlatego pozwalam sobie przytoczyć kilka moich refleksji, które mogą stanowić warunki brzegowe tej zmiany a także być przyczynkiem do dyskusji.

1. Obecny stan systemu ochrony zdrowia, co jest oczywiste, jest niezadawalający i wymaga zmian i reformy. Kolejki pacjentów, korupcja, marnotrawienie publicznych pieniędzy, ogólne niedofinansowanie, emigracja lekarzy i pielęgniarek (niskie płace, choć trochę jest już lepiej) oraz wiele innych czynników tylko utwierdza w tym przekonaniu.

2. Zmiana systemu ochrony zdrowia jest – będzie procesem skomplikowanym i długotrwałym. Większość dotychczasowych rządów podejmowała próby naprawy tego systemu różnymi sposobami: utworzenie Kas Chorych, oddanie szpitali samorządom (tak jest obecnie) przy zachowaniu ich państwowej własności, likwidacja w 2002 przyszpitalnych fundacji, próby stworzenia koszyka świadczeń podstawowych… następnie ponowna centralizacja Kas Chorych i utworzenie NFZ, siedmioletni plan profesora Religi, oddłużanie szpitali i wzrost uposażenia lekarzy i pielęgniarek i w końcu pomysł prywatyzacji (komercjalizacji) szpitali. Jak widać każdy rząd ma swój pomysł na system ochrony zdrowia. Zmiana rządu przerywa poprzednio rozpoczęte reformy i jeszcze bardziej komplikuje system. I tu oczywistość: potrzeba jednego, ogólnonarodowego, międzypartyjnego planu reformy systemu ochrony zdrowia, który będzie realizowany niezależnie od zmiany rządu czy prezydenta.

3. Co zaś do samej prywatyzacji (komercjalizacji) szpitali jest tylko jedną z dróg możliwej poprawy sytuacji polskiej służby zdrowia i nie jest wcale pewna jej skuteczność i efektywność w tym przypadku. Komercjalizacja polega na utworzeniu jednoosobowej spółki prawa handlowego, którego właścicielem jest państwo lub jego agendy. Dalszym etapem jest prywatyzacja polegająca na sprzedaży całości lub części tej spółki. Mocno za prywatyzacją - z powodów już wymienionych - optowało PO do tego stopnia, że nawet obiecywali wspomożenie szpitali, które zdecydują się na przekształcenia w spółki. Czyż nie było to nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych, a tym samym obywateli. Sądzę, że skończyłoby się w taki sam sposób jak z komercjalizacją polskich uzdrowisk. Najpierw jako spółki były jednoosobowymi spółkami Skarbu Państwa. Następnie je dokapitalizowano kwotą równą dotychczasowemu kapitałowi własnemu... by później większość ich po prostu sprzedać inwestorom. Dlatego jestem zdecydowanie przeciwny prywatyzacji szpitali.

4. Oczywiście w gospodarce rynkowej własność prywatna lepiej służy rozwojowi gospodarczemu niż własność państwowa, co wiąże się przede wszystkim z m.in. wyższą jakością nadzoru właścicielskiego. Chcąc wypracować zysk, prywatny przedsiębiorca podejmuje decyzje, które przy akceptowanym przez niego poziomie ryzyka przyniosą największe korzyści. Nie można jednak zapominać, że każda działalność gospodarcza zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem niepowodzenia w tym upadłości. Nieprzewidywalność, nawet marketingowa, popytu na usługi medyczne eliminuje prywatno-rynkową ideę szpitali – nie wiemy kto, kiedy i na co zachoruje; nie jesteśmy w stanie przewidzieć epidemii; nie jesteśmy w stanie przewidzieć skali popytu na usługi medyczne w przypadku klęsk żywiołowych, wojny czy ataków terrorystycznych.

5. Należy jednak zwrócić uwagę, że powyższe stwierdzenie (pierwsze w punkcie 4) jest istotne ekonomicznie w przypadku firm obracających tzw. dobrami prywatnymi. Przez wieki rozwoju gospodarki rynkowej wypracowany został jednak zbiór tzw. dóbr publicznych, za które odpowiada państwo. Należą w skrócie do nich: obrona narodowa (wojsko, wywiad i kontrwywiad, służby celne), bezpieczeństwo (policja, straż pożarna), środowisko naturalne oraz … właśnie ochrona zdrowia (lecznictwo, służby sanitarno-epidemiologiczne).

6. W ujęciu dobra publicznego zdrowie nie może być traktowane, jako towar rynkowy, którego obrót nastawiony jest na zysk a szpitale jako firmy – spółki prawa handlowego nastawione na zysk. Tak naprawdę szpitale winny być instytucjami non profit (nie nastawionymi na zysk). Inaczej może być tak, żę racjonalność biznesowa będzie wybierała takich pacjentów, których leczenie jest opłacalne i unikała tych  kosztotwórczych (przynoszącymi stratę) pacjentów. Byłoby to też niezgodne z Konstytucją RP, której artykuł 68 zobowiązuje władze publiczne do zapewnienia obywatelom równego dostępu do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Podobne sformułowania zawierają akty prawne większości europejskich krajów wysokorozwiniętych, w których dominującą rolę w ochronie zdrowia odgrywa sektor publiczny (około 90% to działalność publiczna a tylko około 10% to działalność prywatna). Prywatna służba zdrowia jest dominującą jedynie w USA (brak powszechnej dostępności usług zdrowotnych w USA i niska jakość służby publicznej – to jeden z największych problemów społecznych tego państwa) oraz w krajach, których państwa nie stać traktowanie zdrowia jako dobra publicznego (kraje Trzeciego Świata). Próba pełnej prywatyzacji sektora zdrowotnego na Słowacji zakończyła się kompletna klapą – państwo ponownie przejęła własność nad szpitalami.

7. Zanim jednak zaczniemy dokonywać zmian w systemie to bezwzględnie należy stworzyć tzw. koszyk usług podstawowych i wycenić procedury medyczne. O tym się mówi od lat i zawsze kończy się li tylko na słowach i obietnicach.

8. Konieczne są też daleko idące zmiany w systemie medycznego szkolnictwa wyższego o czym napisał bloger "jazgdyni" w świetnym i też będącym przczynkiem  do dyskusji tekście: "MEDYCYNA Bez rewolucji tylko dalsze gnicie" [https://naszeblogi.pl/53659-medycyna-bez-rewolucji-tylko-dalsze-gnicie].

9. W procesie zmian systemowych w ochronie zdrowia koniecznym też będzie zmiana sposobu finansowania szpitali i innych placówek leczniczych. Moim zdaniem trzeba zlikwidować NFZ i być może powrócić do Kas Chorych, które funkcjonując zdawały egzamin. Można się też zastanowić nad redukcją o połowę składki zdrowotnej i wprowadzić w to miejsce powszechne, prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Trzeba zaufać ludziom, że są racjonalni i faktycznie te dodatkowe środki finansowe przeznaczą na takie ubezpieczenie. Wszystkie te propozycje są jednak uwarunkowane stworzeniem koszyka świadczeń medycznych i procedur medycznych.

10. Przed rozpoczęciem zmian systemowych prawdopodobnie będzie trzeba oddłużyć szpitale i placówki medyczne w tym także np. hospicja, abyśmy tak naprawdę startowali od "zera", od początku. Inaczej zmiany mogą okazać się niewykonalne a naturalna niechęć do zmian może w ogóle ten proces zablokować. Oddłużenie szpitali będzie też dodatkową zachętą do zwiększenia skłonności akceptacji zmian systemowych w ochronie zdrowia. 

To na razie wszystko na dziś. Obecnie cały czas czytam publikacje dotyczące światowych systemów ochrony zdrowia. robię notatki i na pewno opiszę rezultat tego przeglądu publikacji.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

piątek, 21 czerwca 2019

Apel o zmiany w zakresie reklamowania leków oraz kilka przemyśleń

Przez ostatnie dwa dni śledziłem bloki reklamowe różnych telewizji. To była męczarnia, bo z reguły reklam w TV nie oglądam.

Miałem jednak w tym swój cel a mianowicie oszacowanie liczebności reklam produktów leczniczych i suplementów diety produkowanych przez koncerny farmaceutyczne.

Okazało się, że średnio w każdym tym reklamowym bloku aż około 50% stanowiły reklamy w/w produktów. To naprawdę bardzo dużo i dużo też muszą kosztować.

Można się zastanawiać skąd te firmy mają pieniądze na tak kosztowne kampanie reklamowe, ale odpowiedź jest bardzo prosta: bardzo duża rentowność jednostkowa produktów, która przekłada się oczywiście na rentowność i ogromne zyski samych koncernów, które te produkty oferują na rynku.

Trzeba też wyraźnie powiedzieć, że te reklamy są finansowane przez nas, wszystkich kupujących. Kalkulując bowiem jednostkowe koszty danego produktu wlicza się w nie też jednostkowe wydatki na reklamę. Metoda ta jest bardzo prosta i w sumie dotyczy to różnych produktów z różnych branż, gdzie ustalając koszty nie tylko analizuje się jednostkowe koszty stale, ale też koszty zmienne, które zawierają również nakłady promocyjne każdego produktu.

Mamy więc źródło tak drogich reklamowanych leków i suplementów diety, podczas gdy te niereklamowane mają cenę (z tą samą substancją czynną) wynoszącą nawet tylko około 20% tych reklamowanych. Rozbój w biały dzień i "w białych kołnierzykach".

Innym źródłem wysokich cen jest tak zwana marża jednostkowa, czyli różnica między ceną leku a jego kosztami produkcji (koszty stałe + koszty zmienne). Okazuje się, że niektóre leki mają dwa a nawet 3 i więcej razy wyższą marżę niż same jednostkowe sumaryczne koszty produkcji. Innymi słowy niektóre produkty mają nawet 300% (a nawet więcej) rentowności, co przekłada się na bardzo dużą rentowność samych koncernów farmaceutycznych (rentowność netto: zysk netto/wartość sprzedaży).

Przyznam szczerze, że nie spotkałem do tej pory takich rentowności. Branża farmaceutyczna jest pod tym względem chyba na pierwszym miejscu. Nawet sektory samochodowe i alkoholowe nie osiągają takich rentowności a średnio dla wszystkich sektorów ta rentowność netto wynosi między 5 a 15%.

Nie dziwmy się zatem, że koncerny farmaceutyczne mają tyle kasy, że stać je na drogie kampanie reklamowe, które i tak się zwracają, bo otumanieni i przytłoczeni reklamami konsumenci kupują te produkty nie wiedząc nawet, że można zakupić o wiele tańsze leki i suplementy diety z tymi samymi substancjami czynnymi.

Koncerny farmaceutyczne w sposób perfidny i przemyślany bazują na zdrowiu konsumentów i chęci ratowania przez nich własnego swojego zdrowia. Bo wiemy przecież, że zdrowie jest najważniejsze i wiedzą o tym koncerny i dlatego są pewne, że chorzy imają się wszystkiego i są skłonni płacić wysokie ceny za swoje zdrowie. Perfidia najwyższych lotów.

Oglądając te reklamy przez dwa dni zauważyłem, że prawie nigdy w reklamach nie podaje się określonej substancji czynnej lub określonych substancji czynnych, które są odpowiedzialne za leczenie. Wymienia się z reguły tylko nazwę leku i do czego jest nam potrzebny. Już o tym pisałem, ale nazwa leku jest naprawdę nieistotna, bo nieraz bywa, że kilkanaście (i więcej) produktów na rynku zawiera te same substancje czynne tylko leki są oferowane pod różnymi nazwami a ich ceny nieraz się diametralnie różnią, choćby w przypadku kwasu acetylosalicylowego - substancja czynna leku (aspiryna, polopiryna,  acard, polocard, tabletki "z krzyżykiem") gdzie za 6 tabletek zapłacimy od 1,5 zł aż nawet do 8 czy 9 zł. Najtańsze z nich, czyli tabletki "z krzyżykiem" nie są reklamowane w żaden sposób...

Pragnę tedy, aby zmienione zostały zasady reklamowania leków i suplentów diety bez podawania ich substancji czynnej (substancji czynnych). Koncerny zatem winny mieć obowiązek podawania w reklamach właśnie informacji o substancji czynnej (substancjach czynnych), tak aby konsument wiedział co kupuje i ewentualnie (nawet w internecie) poszukać  zamienników lub poprosić, aby farmaceuta znalazł nam jakiś tańszy zamiennik danego leku, ale z tą samą substancją czynną.

Marzy mi się taka sytuacja, aby chory konsument idąc do apteki nie operował nazwą leku, ale właśnie kierował się li tylko substancją czynną. Ja osobiście kupując coś w aptece zawsze posługuję się taką nazwą i proszę aptekarza o jak najtańszy lek z ową substancją. Zdarzały mi się np. takie sytuacje, że nawet mając receptę z nazwą leku, który kosztował np. 30 zł, prosząc aptekarza o znalezienie tańszego leku z daną substancją, kupowałem go za 6 zł. Jest to kolosalna różnica. Zaoszczędziłem w ten sposób aż 24 zł. Nie warto? Pewnie, że warto!

Aby to jednak stało się możliwe należy przeciwstawić się lobbingowi firm farmaceutycznych oraz przeprowadzić szeroką telewizyjną kampanię uświadamiającą konsumentów. Tak kampania winna być finansowa ze środków Ministerstwa Zdrowia oraz transparentnych stowarzyszeń i fundacji.

Nie może być tak, że koncerny farmaceutyczne bazują na niewiedzy ludzi, którzy nieraz wielokrotnie przepłacają kupując określone leki czy suplementy diety.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ i e-mailową informacją o tym fakcie. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

czwartek, 20 czerwca 2019

Ale kołomyja!

Już kiedyś na ten temat pisałem. Warto tedy przytoczyć z rozszerzeniem jego treść, bo pamięć bywa zawodna a ponadto ponownie na YouTube odnalazłem film "Harrison Bergeron", który onegdaj został "zdjęty" z tej platformy. Może się więc zdarzyć, że znów zostanie usunięty, więc warto go obejrzeć jak najszybciej, bo warto, szczególne teraz, gdy niedługo wszyscy będziemy mieli wszczepione chipy (RIF).

CELE I EFEKTY

I. ANTYDEPRSANTY
Cel: Aby ludzie byli szczęśliwsi, radośniejsi i euforyczni oraz chciało im się żyć, biorą antydepresanty
Efekt: A, że stają się ludźmi bardziej radosnymi, szczęśliwszymi i mocniej chce im się żyć, biorą dalej antydepresanty, co by być jeszcze bardziej chętnymi do życia.

II. GMO
Cel: Aby ludzie wierzyli, że odżywiają się smaczniej i zdrowiej.
Efekt: A że są szczęśliwsi wierząc, że odżywiają się smaczniej i zdrowiej, biorąc dalej antydepresanty, są jeszcze bardziej szczęśliwi konsumując kolejne GMO

III. Dodatki GMO - aby ludzie byli szczęśliwsi ciągle pragnąc GMO,

IV. OPERACJE PLASTYCZNE
Cel: Aby ludzie byli szczęśliwsi myśląc, że są piękniejsi i atrakcyjniejsi.
Efekt: A, że są atrakcyjniejsi i piękniejsi z powodu dalszego odżywiania się zdrowszą i smaczniejszą żywnością GMO oraz dalej biorąc antydepresanty, chcą być jeszcze piękniejsi i atrakcyjniejsi robiąc kolejną operację plastyczną

V. NAPOJE ENERGETYZUJĄCE
Cel: Aby ludzie byli szczęśliwsi wiedząc, że są wydajniejsi i efektywniejsi.
Efekt: A, że są szczęśliwsi i efektywniejsi jedząc dalej GMO, biorąc dalej antydepresanty, robiąc kolejne operacje plastyczne to są jeszcze bardziej efektywni i wydajni wypijając kolejne napoje energetyzujące

VI. WSPOMAGACZE UMYSŁU I PAMIĘCI
Cel: Aby ludzie byli szczęśliwsi wiedząc, że są mądrzejsi.
Efekt: A, że są szczęśliwsi dalej jadając GMO, biorąc antydepresanty i pijąc napoje energetyczne to będą jeszcze mądrzejsi biorąc wspomagacze umysłu. A wierząc, że są mądrzejsi bo są szczęśliwsi jedząc dalej GMO, biorąc antydepresanty, pijąc napoje energetyczne, robiąc operacje plastyczne dalej biorą wspomagacze umysłu

VII. SPEEDY
Cel: aby ludzie byli szczęśliwsi wierząc, że są radośniejsi....
Cel: A, że są szczęśliwsi biorąc dalej antydepresanty, robiąc operacje plastyczne, jedząc GMO, pijąc napoje energetyczne będą jeszcze szczęśliwsi i radośniejsi dalej biorąc speedy

Dygresyjnie. Wiele leków (szczególnie na choroby przewlekłe) generuje wiele skutków ubocznych, które też wymagają leczenia innymi lekami, które też generują skutki uboczne więc znów kujemy inne leki na te skutki uboczne. Te inne leki również przynoszą skutki uboczne, które należy leczyć innymi lekami, które też generują skutki, więc leczymy je innymi lekami przynoszącymi znów skutki uboczne... I tak w kółko. Istna kołomyja, ale dająca konkretne  i duże zyski koncernom farmaceutycznym, które często same produkują takie leki, które jedynie zaleczają a nie leczą źródeł choroby. Jest to celowe, bowiem długotrwałe leczenie implikuje ciągły zakup leków a to dla koncernów jest najważniejsze. Nie jest więc przypadkiem, że na spotkania Grupy Bilderberg  zapraszanych jest wielu prezesów koncernów farmaceutycznych...

I to dzieje się w różnych sektorach. Można byłoby produkować żarówki, które świeciłyby prawie w nieskończoność (najstarsza świecąca ciągle żarówka ma już 108 lat i dalej świeci), ale firmy wymyśliły sobie, że będą produkowali żarówki świecące tylko 1000 godzin a potem... znów musimy kupić nową. Podobnie jest w przypadku rajstop. Na początku mogły służyć jako lina holownicza a dziś bardzo szybko się zużywają. Można też by było stworzyć samochody napędzane wodorem, ale znów koncerny produkujące silniki czy ropę naftową nie dopuszczają tego rozwiązania, bo straciliby ogromne zyski.

Dużo się też mówi o chipach, które kiedyś z pewnością będą obowiązkowe. Czysty totalitaryzm, ale co niektórzy mieliby frajdę będąc "sterowniczymi" i chyba do tego dążą.

Poniżej prototyp chipów.

Szczerze polecam cały film. Implikuje do wielu przemyśleń i powstał na kanwie opowiadania Kurta Vonneguta o tym samym tytule.. Czy tak ma wyglądać Nowy Porządek Świata (NWO)?




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Posty mogą być kopiowane w całości lub w części jedynie z podaniem ich źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

Jak kupować leki i na co zwracać uwagę

Wielu blogerów i komentatorów zarzuca mi, iż piszę zbyt długie teksty, których większość czytelników po prostu  - ze względu na obszerność - po prostu nie jest w stanie przeczytać ponieważ dziś żyjemy w dobie internetu i krótkich wiadomości. Dotyczy to szczególnie młodych ludzi, gdzie "buźka z sercem" wyraża sympatię lub zakochanie a w moich czasach trzeba było pisać długie miłosne listy do wybranki serca.  Nie zgadzam się z tą opinią, ale może coś w tym jest, będę więc dzielił moje długie artykuły na odpowiednią ilość części. Jest to kłopotliwe bowiem każda z części może odnosić się do poprzednich i należałoby przeczytać wszystkie na raz. Jakoś sobie jednak z tym poradzę.

Tak też się stało w przypadku wczorajszego mojego postu na temat witamin z grupy B oraz rad dotyczących zakupu leków. O ile jeszcze czytelnicy przebrnęli  przez część tekstu dotyczącą witamin B, to już rady w sprawie zakupu leków zostały niemal nie zauważone. Dlatego tą część powtarzam (z dużym rozszerzeniem) w niniejszym krótkim jak dla mnie tekście a znając siebie znów będzie za długi, ale trudno :)))

1) Leki dzieli się na leki oryginalne i zamienniki, czyli leki generyczne, które mają te same właściwości lecznicze (mają identyczną substancję czynną, czyli leczącą), ale są o wiele tańsze a produkowane są po wygaśnięciu patentu na leki oryginalne. Kiedyś okres patentowy wynosił nawet 70 lat, teraz jednak jest zdecydowanie krótszy: około 10-15 lat a w wyjątkowych przypadkach okres ten może być nieco dłuższy.

2) Każdy lek posiada pewną leczniczą substancję czynną, która odpowiada za leczenie. I jest to najważniejszy składnik, niezależnie od nazwy leku, bowiem nazw może być krocie a wszystkie opierają się na jednej substancji czynnej z danej grupy leków.  Nie przejmujmy się tym, że nazwa jest często po łacinie. Wystarczy wklepać nazwę w Wikipedii i już wszystko wiemy. Jeżeli nie jesteśmy biegli w komputerach i sieci internetowej to poprośmy innych o pomoc. Na pewno nie odmówią.

3) Przy zakupie leków nie można nigdy kierować się ich nazwą lub reklamą, co próbują nam wmówić koncerny farmaceutyczne. Należy przy zakupie zwracać przede wszystkim uwagę na substancję czynną leku i poprosić farmaceutę o to, by znalazł nam jakiś tańszy lek (generyk) z tą samą substancją czynną. Ma on taki obowiązek.  Jest na rynku wiele różnych w nazwie specyfików, które posiadają tą samą substancję czynną, ale nieraz drastycznie różniących się cenowo. Firmy mają obowiązek podawania nazwy substancji czynnej na swoich produktach, ale bazują na niewiedzy i łatwowierności konsumentów, szczególnie starszych (vide: "żółty krem z apteki")

4) O ile jest to możliwe najlepiej kupować leki na receptę lekarską, mimo, iż nieraz podobny lek jest dostępny bez recepty. Tak jest np. z Kreonem (na enzymy trzustkowe: lipazę i amylazę, np. na receptę możemy kupić o wiele tańszą Lipankreę) czy z Ketanolem (silnym lekiem przeciwbólowym). Koncerny farmaceutyczne dzięki lobbingowi wymuszają nieraz możliwość sprzedaży leków bez recepty, które wcześniej można było kupić jedynie na nią. I oczywiście są droższe, ale czy bezpieczne? Jak byłem w szpitalu to ciężko mi było - mimo bólu - doprosić się Ketanolu, który - wedle lekarzy - ma koszmarnie negatywny wpływ na nasz żołądek i jeżeli już to winniśmy go brać wraz z lekiem osłonowym (jak w przypadku stosowania antybiotyków) .

5) W przypadku chorób przewlekłych żądajmy od lekarza wypisywania recepty na ryczałt. Jest to o wiele tańsze, mimo, że niektórzy lekarze robią to niechętnie (też lobbing firm farmaceutycznych oraz samych aptekarzy). Takie leki na ryczałt kosztują wielokrotnie mniej, np. zamiast 50 złotych zapłacimy jedynie 5 złotych (znam z autopsji). Poprośmy lekarza, aby wypisał nam receptę na najtańsze leki z tą sam substancją czynną, chociaż i tu firmy farmaceutyczne lobbują (mają chyba dostęp do tego kto i na co wystawia receptę), żeby lekarze wypisywali ich leki. Tym niemniej jeżeli leczymy się długo na jedną chorobę to przysługują nam leki na receptę ryczałtową.

6) Łatwiej uzyskać receptę na ryczałt, jeżeli leczymy się u lekarza specjalisty w danej dziedzinie. Oni to bowiem mają pod tym względem nieograniczone możliwości. Wiem, że do specjalistów czeka się nieraz długo, ale naprawdę warto, żeby zaoszczędzić na wydatkach na leki i uniknąć sytuacji, że nie wykupujemy recepty, bo nie mamy pieniędzy. Często też takie leki są po prostu darmowe i to niezależnie od wieku (np. lek psychotropowy Depakina Chrono, który jest stosowany w leczeniu padaczki i niektórych chorób psychicznych a bez recepty od lekarza specjalisty zapłacili byśmy powyżej 50 zł).

7) W przypadku chorób przewlekłych niestety międzynarodowe koncerny farmaceutyczne produkują  leki, które tylko zaleczają chorobę, ale jej nie wyleczają. Chodzi o to, żeby było ciągłe zapotrzebowanie (popyt) na te leki a firmy czerpały z tego zyski w długim okresie i cały czas. Jest to przykre, bo zyski przesłaniają  dobro ludzi chorych przewlekle. Nieraz takie leki trzeba brać do końca życia, chociaż można by wyprodukować faktycznie leczące i to w krótkim okresie czasu, ale koncerny są tym niezainteresowane. Mało tego! Zwalczają leczenie ziołami, które nieraz bywa skuteczniejsze niż wszelkiego rodzaju farmaceutyki. Ja mam książkę z przepisami ziołowymi ojca (księdza) Klimuszki. Jak uda mi się zgromadzić takie zioła to przygotowuję odpowiednią miksturę. Naprawdę pomaga na wiele dolegliwości zdrowotnych! Szczerze polecam takie leczenie oprócz oczywiście konieczności brania farmaceutyków, ale tylko w ostateczności.

8) Kiedy nasze finanse nie pozwalają wykupić całej recepty, to należy wykupić tylko lek najważniejszy dla procesu leczenia (najlepiej najtańszy generyk) i pominąć leki dodatkowe. Tak jest np. z antybiotykami, gdzie wraz z nimi lekarze wypisują tzw. tabletki osłonowe. Dobrze jest je brać, ale jak pieniędzy mamy zbyt mało to swobodnie można je pominąć i pić dużo mleka albo kupić tani Lakcid. Bardzo często w aptekach można nabyć leki po 1 grosz, bo w taki sposób firmy farmaceutyczne je promują. Trzeba więc zapytać farmaceuty  czy taki określony lek jest w takiej cenie. Są to najczęściej generyki, ale jak wspomniałem nie różnią się niczym z oryginałem.

9) Z całą odpowiedzialnością odradzam też kupowanie leków w postaci tabletek musujących. Najczęściej zawierają one sztuczne słodziki, które są fatalne w skutkach (np. niechlubny aspartam, ale nie tylko). Lepiej kupować leki tradycyjne w tabletkach, które są mniej szkodliwe jeżeli chodzi o skutki uboczne. Nie ma co ich kupować, chociaż firmy farmaceutyczne nachalnie nam je polecają. Podobnie nie zalecałbym stosowania mikstur leków homeopatycznych, które nie mają żadnego potwierdzenia w skuteczności działania. Są one tzw. lekami placebo (bez żadnej skuteczności), które opierają się jedynie na psychicznej wierze w ich skutek.

10) Pamiętajmy też o tym, aby zawsze lekarzowi prowadzącemu przekazać informację o wszystkich lekach, które do czasu wizyty braliśmy. Jest to niezbędne do prawidłowego doboru leków przez lekarza, bowiem nie zawsze można kojarzyć ze sobą różne specyfiki. Dotyczy to przede wszystkim leków przeciwbólowych i psychotropowych, ale i wszystkich.

11) Niezależnie od tego, co nam wypisał lekarz zalecam za każdym razem przeczytanie całej ulotki informacyjnej danego leku. Jest to niezbędne, abyśmy wiedzieli o nim jak najwięcej i w razie skutków ubocznych szybko wybrali się do lekarza prowadzącego z tą informacją. Trzeba też zwracać uwagę na inne - poza substancją czynną - dodatkowe składniki leków, bo może się zdarzyć, iż jesteśmy uczuleni na któryś z nich.

12) Warto też zdawać sobie sprawę, że leki przeciwbólowe wszelkiego rodzaju tylko uśmierzają ból nie lecząc ich źródła.  Ważna jest diagnoza, co powoduje ostry ból i leczyć to źródło. Nieraz wymaga to nawet leczenia szpitalnego, gdzie szybko (na CITO) wykonane zostaną wszelkie badania.

13) Jeśli mamy jakieś zwyrodnienia (kolan, bioder, krzyża, kręgosłupa, dłoni) potrzebna jest na wstępie rehabilitacja a uśmierzyć ból - zanim zaczniemy rehabilitację, na co czeka się dość długo - można poprzez tak zwaną blokadę przeciwbólową (działa około 6 miesięcy). Jest to niebezpieczne, ale nieraz nie mamy wyjścia, bo ból jest nie do wytrzymania a często kończy się poruszaniem z laskami. Jeżeli rehabilitacja nie pomoże to niestety czeka nas operacja, np. wszczepienia endoprotezy biodrowej.  Zwyrodnienia mogą wystąpić niezależnie od wieku i trybu życia (aktywny i siedząco pasywny). Dziś siedzimy godzinami przy komputerze, co też może powodować zwyrodnienia, co może dla niektórych będzie zdziwieniem. Zanim jednak dopadnie nas zwyrodnienie to polecałbym uprawianie spotu, szczególnie pływania.

14) I przestroga. W czasie leczenia każdym lekiem należy bezwzględnie unikać spożywania alkoholu i brania narkotyków w każdej postaci (też dopalaczy), mimo, że nieraz w ulotce nie ma takiego zastrzeżenia. Alkohol może zarówno zmniejszać działanie leku jak i zwiększyć a nawet jego działanie zneutralizować. A wtedy całe leczenie jest bezsensowne. Trzeba o tym koniecznie  pamiętać jeżeli zależy nam na zdrowiu. Bez alkoholu można się obyć a bez zdrowia to bywa koszmarem.

15) I jeszcze jedno. Warto prowadzić ustabilizowane żywieniowo życie. Jeść co najmniej pięć posiłków dziennie o określonej porze dnia.  Oprócz tradycyjnego: śniadania, obiadu, kolacji trzeba sobie przynajmniej coś przegryźć dwa razy dziennie pomiędzy posiłkami głównymi. Zdrowe odżywianie winno być bogate w warzywa i owoce, chleby razowe i z ziarnami zbóż ale też w mięso różnego rodzaju (najlepsza jest wołowina). Prawidłowe odżywianie zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na różnego rodzaju choroby.

Najważniejszym dla mnie jest punkt trzeci wyliczanki, o którym zawsze powinniśmy pamiętać.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Posty mogą być kopiowane w całości lub w części jedynie z podaniem ich źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

środa, 19 czerwca 2019

Preparaty witaminowe B complex oraz trochę rad na temat zakupu leków

(post nie jest w żaden sposób sponsorowany i wyraża tylko moją opinię)

Na rynku farmaceutycznym w Polsce jest wiele firm oferujących leki i tzw. suplementy (diety) a ich mnogość przyprawia nieraz o zawrót głowy. Polacy wydają na nie bodajże najwięcej w Europie a firmy farmaceutyczne osiągają chyba najwyższy wskaźnik rentowności, co widać codziennie w telewizji, gdzie reklam różnych specyfików jest ogrom a to kosztuje bardzo dużo.

Nie łudźmy się. Firmy nie prowadzą działalności charytatywnej a za te reklamy płacimy my wszyscy, konsumenci, bowiem do jednostkowych kosztów produktu wliczane są też wydatki promocyjne a to musi skutkować wyższymi cenami dla odbiorców. 

Ale wcale nie musimy kupować tak drogo. Są firmy uczciwie, które nie ograbiają nas z naszych pieniędzy a same - produkując generyki – zadowalają się rozsądną dla siebie i konsumenta marżą.

Tak jest np. w przypadku witamin z grupy B, które tworzą tzw. witaminę B compleks zawierającą niemal wszystkie witaminy z grupy B, przy czym na rynku z reguły występują bez witaminy B12, którą należy kupować oddzielne. Stąd wypływa wniosek, że należy szukać takiego complexu, który tą witaminę zawiera.

Ceny też są bardzo różne i są wahnięcia nawet kilkuset procentowe: od ceny poniżej 4 zł (np. firmy Colfarm z Mielca - zawiera witaminę B12, 60 tabletek po jednej dziennie) aż do niemal 50 zł.  Kupując complex witamin z grupy B zawsze winniśmy prosić farmaceutę, aby wybrał najtańszy specyfik wraz z witaminą B12. Ja używam wspomnianego compexu, który kosztuje poniżej 4 złotych i starcza to aż na dwa miesiące kuracji witaminowej a każda tabletka wystarcza, aby pokryć 100% dziennego zapotrzebowania na te witaminy.

Jak wspomniałem comlexy witamin B z witaminą B12 zawierają: niacynę (B3), kwas pantotenowy (B5), ryboflawinę (B2), witaminę B6, tiaminę (B1), kwas foliowy (B9), biotynę, witaminę B12.

Witaminy z grupy B są niezbędne dla organizmu. Witamina B6, niacyna, tiamina, biotyna biorą udział w prawidłowym przebiegu funkcji psychicznych oraz  funkcjonowaniu układy nerwowego. Dodatkowo witamina B6 pomaga w prawidłowej produkcji czerwonych krwinek, zmniejsza zmęczenie oraz pozytywnie wpływa na układ odpornościowy organizmu (też kwas foliowy i witamina B12). Do zmniejszenia zmęczenia niezbędne też są: niacyna, witamina B5, B2, kwas foliowy i B12. Witaminy B1 i B2 oraz w mniejszym stopniu B12 służą też wątrobie i trzustce, np. w przypadkach choroby tych organów lub w przypadku zatruć alkoholowych (chorobie alkoholowej) i wysokim stężeniu enzymów wątrobowych: ASPAT i ALAT.

Brak witamin z grupy B przynosi wiele szkód [za 1].

Braki witaminy B1 skutkują zaburzeniami koncentracji, sennością, obniżeniem nastroju i uczuciem zmęczenia. Mogą również powodować zaburzenia pracy serca. Niedobór sprzyja również uszkodzeniu osłonek mielinowych neuronów. Jest to o tyle niebezpieczne, że skrajny brak tiaminy może powodować chorobę beri-beri, która objawia się zaburzeniami psychicznymi, zmianami skórnymi, obrzękami, brakiem łaknienia, a także zanikowi mięśni.

Brak witaminy B2 może powodować nieprzyjemne zmiany skórne, ale również poważne choroby, takie jak rak przełyku. Gdy zaobserwujemy zmiany w obrębie jamy ustnej, pękanie kątów ust (zajady), łuszczenie skóry, a także wypadanie włosów to być może cierpimy na niedobór witaminy B2. Jednak to nie wszystko, deficyt ryboflawiny skutkuje także zaburzeniami wzrostu, drażliwością, bólami głowy, a nawet spadkiem zdolności intelektualnych.

Niedobór niacyny może powodować pelagrę, która jeszcze na początku XX wieku była chorobą śmiertelną. Szczególnie narażone są na nią osoby cierpiące na chorobę alkoholową. Ponadto braki witaminy PP sprzyja osłabieniu mięśni, łuszczeniu się skóry, zmęczeniu, osłabieniu sił psychicznych, a w przypadku ciężkiej awitaminozy może doprowadzić do otępienia i paraliżu.

Niedobór natomiast witaminy B9 (kwasu foliowego) może doprowadzić do poronienia, rozszczepienia kręgosłupa, przepukliny oponowo-rdzeniowej, a także anencefalii (nieuleczalnego uszkodzenia płodu). Oprócz tego awitaminoza może być przyczyną dolegliwości pokarmowych i niedokrwistości u dorosłych. Konsekwencjami niedoboru witaminy B9 mogą być, podobnie jak w przypadku witaminy B1 i B2, rozdrażnienie, zmiany nastroju, trudności z koncentracją oraz zmiany skórne.

Witamina B12 jest często nazywana „czerwoną witaminą”, ponieważ uczestniczy w wytwarzaniu czerwonych krwinek w szpiku kostnym. Jej niedobór zwykle skutkuje pojawieniem się anemii złośliwej. Witamina B12 bierze udział również w syntezie neuroprzekaźnika serotoniny oraz metabolizmie tłuszczów, białek i węglowodanów. Braki tej witaminy powoduje nieodwracalne uszkodzenia układu nerwowego, zmiany zwyrodnieniowe rdzenia kręgowego i nerwów obwodowych. Najnowsze badania dowodzą, że jej deficyt zwiększa ryzyko udaru i zawału. Uważa się, że niedobór witaminy B12 występuje przede wszystkim u wegetarian i wegan, jednak bardzo często zdarza się to w przypadku osób jedzących mięso.

Naturalnymi źródłami witamin z grupy B są przede wszystkim pełne ziarna zbóż, warzywa liściaste, jaja, mięso, grzyby, drożdże, ryby, soja, owoce (banany, jabłka, jagody, truskawki, brzoskwinie) oraz orzechy włoskie i ziemne. Nieprzyswajanie witaminy B jest utrudnione przez spożywanie niektórych leków. Aspiryna i antybiotyki niszczą między innymi witaminy B3, B6, B12. By rozpoznać niedobór witamin z grupy B niezbędne jest wykonanie morfologii krwi. Aby zmniejszyć jej niedobór należy przede wszystkim przeprowadzić zmiany w diecie, a niektórych przypadkach przyjmować w formie tabletek. Na niedobór witaminy B narażone są głównie osoby na diecie wegetariańskiej lub wegańskiej, osoby powyżej 50 lat, noworodki matek na diecie wegetariańskiej, chorujący na celiakię, a także alkoholicy.

Bardzo modne w sprzedaży i zakupach jest zestawienie witaminy B6 i magnezu. Ja jednak polecałbym Vitaminum B complex z witaminą B12 skojarzony z np. Asparginem (5 złotych), który zawiera magnez a jednocześnie i potas zapobiegający skurczom mięśni. Cała więc miesięczna kuracja witaminowa z grupy B (wraz z B12) z magnezem i potasem będzie nas kosztować minimalnie jedynie około 6-8 zł a nie kilkadziesiąt. Nie warto przepłacać!

Podobnie zresztą jest z aspiryną czy polopiryną, które zawierają kwas acetylosalicylowy. Kosztują od 7 do 9 zł, a podobne działanie ma tzw. tabletka z krzyżykiem (np. Kopiryna) zawierająca też ten sam składnik czynny wzbogacony kofeiną a kosztuje maksymalnie 2 złote (za 6 tabletek). Ten sam składnik znajduje się w takich lekach jak: Acard czy Polokard. Po co więc przepłacać?

A teraz kilka rad dotyczących zakupu leków.

1) Leki dzieli się na leki oryginalne i zamienniki, czyli leki generyczne, które mają te same właściwości lecznicze, ale są o wiele tańsze a produkowane są po wygaśnięciu patentu na leki oryginalne. Kiedyś okres patentowy wynosił nawet 70 lat, teraz jednak jest zdecydowanie krótszy: około 10-15 lat a w wyjątkowych przypadkach okres ten może być nieco dłuższy.

2) Każdy lek posiada pewną leczniczą substancję czynną, która odpowiada za leczenie.

3) Przy zakupie leków nie można nigdy kierować się ich nazwą lub reklamą, co próbują nam wmówić koncerny farmaceutyczne. Należy przy zakupie zwracać przede wszystkim uwagę na substancję czynną leku i poprosić farmaceutę o to, by znalazł nam jakiś tańszy lek z tą samą substancją czynną.  Jest na rynku wiele różnych w nazwie specyfików, które posiadają tą samą substancję czynną, ale nieraz drastycznie różniących się cenowo. Firmy mają obowiązek podawania nazwy substancji czynnej na swoich produktach.

4) O ile jest to możliwe najlepiej kupować leki na receptę lekarską, mimo, iż nieraz podobny lek jest dostępny bez recepty. Tak jest np. z Kreonem (na enzymy trzustkowe: lipazę i amylazę, np. na receptę możemy kupić o wiele tańszą Lipankreę) czy z Ketanolem (silnym lekiem przeciwbólowym). Koncerny farmaceutyczne dzięki lobbingowi wymuszają nieraz możliwość sprzedaży leków bez recepty, które wcześniej można było kupić jedynie na nią. I oczywiście są droższe.

5) W przypadku chorób przewlekłych żądajmy od lekarza wypisywania recepty na ryczałt. Jest to o wiele tańsze, mimo, że niektórzy lekarze robią to niechętnie (też lobbing firm farmaceutycznych oraz samych aptekarzy). Takie leki na ryczałt kosztują wielokrotnie mniej, np. zamiast 50 złotych zapłacimy jedynie 5 złotych (znam z autopsji). Poprośmy lekarza, aby wypisał nam receptę na najtańsze leki z tą sam substancją czynną, chociaż i tu firmy farmaceutyczne lobbują, żeby lekarze wypisywali ich leki.

6) Kiedy nasze finanse nie pozwalają wykupić całej recepty, to należy wykupić tylko lek najważniejszy dla procesu leczenia (najlepiej najtańszy generyk) i pominąć leki dodatkowe. Tak jest np. z antybiotykami, gdzie wraz z nimi lekarze wypisują tzw. tabletki osłonowe. Dobrze jest je brać, ale jak pieniędzy mamy zbyt mało to swobodnie można je pominąć.

7) Pamiętajmy też o tym, aby zawsze lekarzowi prowadzącemu przekazać informację o wszystkich lekach, które do czasu wizyty braliśmy. Jest to niezbędne do prawidłowego doboru leków przez lekarza, bowiem nie zawsze można kojarzyć ze sobą różne specyfiki. Dotyczy to przede wszystkim leków przeciwbólowych i psychotropowych, ale i wszystkich.

Na razie to tyle. Ciąg dalszy nastąpi, ale najważniejszym dla mnie jest punkt  3, o którym zawsze powinniśmy pamiętać i zawsze prosić farmaceutę o znalezienie tańszego generyka.

[1] https://vitabuerlecithin.pl/poradnik/niedobor-witamin-z-grupy-b-objawy-i-zapobieganie/

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Posty mogą być kopiowane w całości lub w części jedynie z podaniem ich źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych.

wtorek, 18 czerwca 2019

W Polskę idziemy...

Platforma Obywatelska razem z przystawkami dotąd nie ma żadnego programu merytorycznego dla Polski i Polaków. Jest tylko gra na emocjach i dotychczasowa myśl przewodnia we wszystkich ostatnio kapaniach wyborczych: "anty-PiS". Są oderwani od rzeczywistości i totalnie hipokrytyczni. Oprócz "anty-PiSu" doszedł jeszcze jeden postulat: promocja środowisk LGBTQ i jakieś kilkudziesięciu innych płci.

Ten ich antypisowski program - jak pokazały ostatnie wybory - nie przynosi już żadnego dla nich pozytywnego skutku. Mało tego, dla większości Polaków staje się coraz bardziej śmieszny i wyborcy już mają tego wszystkiego dosyć. Tym bardziej mają dosyć tych tęczowych dziwadeł na ulicach polskich miast a D. Tusk nie ma po co wracać już do Polski, o czym się dobitnie ostatnio przekonał.

PiS prowadzi cały czas mądrą politykę, też prospołeczną i ludzie to widzą. Widzą też, że słowa i obietnice w kampaniach wyborczych po wyborach stają się faktem. PiS po prostu stał się dla Polaków wiarygodny. A poza tym stawia na rozwój Polski i jest partią, która walczy o Polskę nie tylko tu na miejscu, ale też na arenie międzynawowej.

To zupełnie coś innego od obietnic PO. Pamiętacie te słynne 10 punktów programowych Donalda Tuska uzupełnionych w expose o następne jakieś kilkadziesiąt? I co po wyborach? PO żadnych z tych punktów nie zrealizowało i powiem więcej: nie miało (lub nie umiało) ochoty na ich realizację a całe te obietnice były li tylko "kiełbasą wyborczą". I to też ludzie pamiętają.

Wszystkie działania Koalicji Europejskiej w ostatnich wyborach były tylko odpowiedzią na ofensywę Zjednoczonej Prawicy. Ściągali wszystko, nawet sam pomysł konwencji wyborczych. Zapomnieli jednak o jednym: o Polakach.

PiS od samego początku 2015 roku spotykał się z ludźmi bezpośrednio, wsłuchiwał się w głosy wyborców, był blisko nich. To przyniosło efekty i będzie przynosiło.

PO tego nie robiło, ale jak zwykle - ściągając pomysł PiS-u – sami chcą ruszyć teraz w Polskę, do ludzi. Oj, współczuję im, bo większość Polaków jest jej przeciwnych i będą padały niewygodne pytania. Oni się tego obawiają, ale chcą ruszyć w Polskę, Polskę, która – wedle parafrazy słów D. Tuska – jest nienormalnością. 

Dedykuję im zatem piosenkę Wiesława Gołasa pt,.: "W Polskę idziemy", bo na trzeźwo raczej "nie ogarną" tego wyjścia do rodaków :) a mają sobie różne marzenia o wygranej, ale z pewnością pozostaną tylko marzeniami.

Zachęcam do wsłuchania się w tekst utworu





Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

Posty mogą być kopiowane w całości lub w części jedynie z podaniem ich źródła. Dotyczy to również gazet i czasopism.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Och, te pieniądze...

Poniższy tekst stanowi rozszerzenie mojego postu z marca 2010 roku, ale nigdy za wiele informacji o pieniądzu i inwestycjach oraz konsumpcji, szczególnie teraz, kiedy mamy najniższe bezrobocie w wolnej Polsce oraz coraz niższe ubóstwo i wzrost dochodów oraz konsumpcji. A wzrost dochodów może implikować zarówno wzrost oszczędności (wzrost skłonności do oszczędzania), jak i chęć zainwestowania wolnych, własnych środków finansowych, aby je po prostu pomnożyć.

Pieniądze to krwiobieg gospodarki. Bez nich żadna firma nie jest w stanie funkcjonować. Bez nich gospodarstwo domowe też bankrutuje stając w obliczu skrajnego ubóstwa.

Brak finansowego kapitału krótkoterminowego powoduje zachwianie płynności finansowej i często bankructwo. Brak finansowego kapitału długoterminowego  nie pozwala na inwestycje, planowanie działań i rozwój firm. Podobnie dzieje się z rodzinami: bankructwo i brak możliwości rozwoju (chociażby kształcenia dzieci). Stąd tak w nas (firmach i gospodarstwach domowych) naturalna chęć ich pomnażania.

Pieniądz jest ekwiwalentem wymiany. Jego wartość zależy od wielu czynników, m.in. tradycyjnie od podaży i popytu a także kursów walutowych.

Pieniądz stał się towarem samym w sobie a przenosząc to na inne papiery wartościowe (nie tylko walutę) stał się obiektem obrotu towarowo-pieniężnego, który dokonywany jest przede wszystkim na różnorodnych giełdach towarowo-pieniężnych oraz giełdach papierów wartościowych.

Można oczywiście swoje wolne środki finansowe ulokować na koncie inwestycyjnym banku czekając na oprocentowanie, jako zapłatę za tą alokację środków finansowych w konkretnym banku na określony termin, ale ja dziś chciałbym się skupić na inwestycjach poza bankowymi oszczędnościami, bowiem oprocentowanie jest na tyle niskie, że nie zawsze staje się to opłacalne lub też ktoś chciałby podjąć ryzyko i zarobić więcej.

Cena pieniądza (waluty), towarów rzeczywistych czy też papierów wartościowych stała się przedmiotem gry inwestycyjnej... bo tak naprawdę "grając na giełdzie" gramy o "określony pieniądz" w postaci ceny (kursów) tych walorów.

Dzisiaj kilka podstawowych i w sumie oczywistych rad/prawd na temat gry inwestycyjnej i charakteru giełd towarowo-pieniężnych oraz giełd papierów wartościowych i nie tylko:

1. Decyzje inwestycyjne "graczy" w 50% oparte są na inwestycyjnych impulsach (inwestycyjnych modelach zachowań) psychologicznych - reklama, indywidualna użyteczność krańcowa z analizą możliwości wystąpienia ewentualnych psychologicznych dysonansów pozakupowych (poinwestycyjnych), inwestycyjne decyzje innych inwestorów, rady doradców inwestycyjnych i naukowców z zakresu finansów, aktualna moda itd... więc sama wiedza nie wystarczy, żeby dobrze inwestować,

2. Rynek giełdowy jest podatny na różnego rodzaju działania spekulacyjne i zmowy inwestorów. Stąd istotnym jest obserwowanie poczynań "tuzów" inwestycyjnych (ale niekoniecznie należy powielać ich zachowania, bowiem z reguły będą to ruchy spóźnione, na których zależy właśnie tym "tuzom"). Wywoływanie "paniki" i "efektu stada" jest najważniejszym celem spekulantów - nieraz warto przeczekać...

3. Analiza fundamentalna, analiza techniczna, prawidłowa analiza wskaźników i sprawozdań finansowych firm giełdowych, analiza trendów (różnych wartości: bezwzględnych, względnych, średnich, wariancji, odchyleń standardowych, itd), prawidłowa interpretacja wskaźników giełdowych dla poszczególnych firm, branż wraz z oceną rynku na którym funkcjonują, analiza kształtowania się kursów walut, cen kruszców, cen papierów wartościowych... itd. - to z reguły wiedza, którą mogą pochwalić się nieliczni,

4. Ale nawet Ci co tą wiedzę i umiejętności posiadają nie zawsze (właśnie ze względów psychologicznych i żywiołowości procesów gospodarczych) są w stanie trafnie wybierać miejsca alokacji (inwestycji) różnorodnych walorów kapitałowych. Jeżeli tylko wiedza by wystarczała to największe fortuny na giełdzie zarabialiby profesorowie ekonomii, doradcy inwestycyjni itp... a tak nie jest... nieprawdaż? - liczy się też tzw. intuicja... zresztą podobnie jak w przypadku firm funkcjonujących na konkurencyjnym rynku,

5. Stąd tedy nieraz warto przekazać nasze środki finansowe na inwestycje doświadczonemu (ważne) maklerowi lub doradcy inwestycyjnemu, bo sami możemy sobie nie dać rady a oni mogą sumować kapitał i inwestować duże sumy, które mogą przynieść większe zyski i jednostkowo tym samym i dla nas. Są domy inwestycyjne lub maklerskie, często też takimi inwestycjami zajmują się wydzielone działy banków, wystarczy założyć rachunek inwestycyjny i samemu tworzyć zlecenia lub powierzyć  to bankowi. Trzeba jednak wybierać wcześniej poznawszy ich wyniki i opinie o nich,

6. Warto też być ostrożnym w inwestowanie w fundusze ubezpieczeniowo-inwestycyjne "gwarantujące" nam zyski za 5 czy 10 lat. Osobiście zalecałbym trzymanie się od nich z daleka, bo już było kilka afer z tym związanych a wcześniejsza wypłata może pochłonąć większość naszego początkowego wkładu kapitałowego, nie mówiąc już o zyskach, czyli stracie,

7. W przypadku podawania stopy zwrotu inwestycji nie zawsze trafnym jest (a nieraz nawet zafałszowującym) podawanie wartości z długich okresów jak np. 5 lat (często własnie analizy doradców operują na takich okresach). Szczególnie w przypadku gotówki i waluty jest to niewskazane dla bieżących decyzji inwestycyjnych (chyba że oceniamy gospodarkę w skali makroekonomicznej: PKB, inflacja, bezrobocie, dług publiczny, dług zagraniczny, itd); lokat bankowych ryzykowne; akcji nieracjonalne z punktu widzenia indywidualnych inwestycji (kogo stać na zamrażanie gotówki przez tak długi okres czasu?); jedynie w przypadku obligacji, opcji lub funduszy może być pewną wskazówką (chociaż w funduszach decyzje podejmują też ludzie - wpływ czynnika psychologicznego; w obligacjach zysk mamy ustalony z gór - chyba, że nimi obracamy),

8. Trzeba też być bardzo ostrożnym w inwestowanie w różne inne instrumenty finansowe, jak np. w opcje. Są to decyzje dość ryzykowne, choć nieco stabilniejsze niż inwestowanie w normalne papiery wartościowe. Mogliśmy się o tym przekonać w przypadku tzw. niesymetrycznych opcji walutowych, gdzie dziesiątki polskich firm upadło z powodu zainwestowania w nie. Najbezpieczniejsze są państwowe obligacje i bony skarbowe. Zakładają one z reguły mniejsze oprocentowanie niż np. inwestycje w akcje, ale dokładnie wiemy ile dostaniemy przy ich wykupie i to oprocentowanie obligacji jest z reguły wyższe niż lokaty bankowe, przy czym musimy zdawać sobie sprawę, że na jakiś czas zamrażamy swoje środki (do dnia wykupu obligacji). No chyba - jak pisałem - zaczniemy nimi handlować, czyli prowadzić normalną grę giełdową,

9. Przed zainwestowaniem jednak w określone papiery wartościowe warto prześledzić rozkład stopy zwrotu poszczególnych walorów inwestycyjnych na przestrzeni tych np. 3-5 lat z podziałem np. na okresy półroczne...,

10. W przypadku inwestycji w fundusze nie można opierać się na jednostkowych danych określonego funduszu i generalizować uogólnienia oraz podejmować decyzje inwestycyjne. Trzeba poznać kondycję całego sektora funduszy. Ponadto warto sprawdzić jaki charakter mają określone fundusze:  agresywny (akcji, walutowe) czy też mieszane lub pasywne (np. obligacji). Pozwoli nam to ocenić stopień ryzyka (agresywne: największe ryzyko strat finansowych, ale i największa ewentualnie stopa zwrotu/zysk),

11. Niski kapitał inwestora indywidualnego nie pozwala w pełni wykorzystać możliwości uzyskania dużej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału - stąd pozostają nam: fundusz inwestycyjne lub maklerzy czy doradcy inwestycyjni. Wysokie stopy zwrotu (ale i możliwość znacznych strat) mogą raczej osiągnąć gracze z relatywnie znacznym kapitałem,

12. Nie należy inwestować w walory jednego typu i charakteru. Decyzje inwestycyjne powinny dywersyfikować kierunki inwestycji, np.: 20% akcje (fundusze agresywne), 20% obligacje (fundusze pasywne lub mieszane), 20% waluty, 20% towary (np. złoto)... Podobnie winniśmy dzielić inwestycje na te realizowane na bieżąco lub transakcje realizowane w przyszłości (opcje i inne instrumenty finansowe),

13. Na giełdzie możemy grać na zwyżkę cen walorów, ale i na zniżkę. Gra na zwyżkę jest oczywista, ale na zniżkę też nie jest skomplikowana. Wyobraźmy sobie, że mamy jakąś akcję, która posiada określony kurs na giełdzie. Nagle cena zaczyna się obniżać. W takiej sytuacji należy sprzedać ją w odpowiednim momencie, ale tak żeby możliwy był dalszy jej spadek a gdy osiągnie minimum, to wtedy ponownie kupujemy po najniższym kursie i za pieniądze ze sprzedaży możemy kupić wtedy nie jedną, ale dwie akcje (pod warunkiem, że firma w międzyczasie nie zbankrutuje). Jest to operacja dość skomplikowana i wymaga doświadczenia,

14. "A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"... po bessie przychodzi hossa a po hossie bessa... Tylko kiedy?... nawet wróżki nie są w stanie tego przewidzieć, choć są i takie głosy, że określone kryzysy giełdowe (bessy) czy hossy są generowane przez ludzi posiadających bardzo wysokie pieniężne zasoby finansowe i warto śledzić ich poczynania, bo to może być ważniejsze niż te wszystkie analizy finansowo-giełdowe.

I to by było na razie wszystko i skrótowo

PS. (dopisek z godziny 12:38)

Tak dla uzyskania osobistej informacji giełdowej można się wstępnie posłużyć pewnymi wskaźnikami, gdzie potrzebne informacje liczbowe są dostępne na giełdzie dla spółek giełdowych. Te wskaźniki prezentuje poniższa tabela. 

Te wskaźniki to tzw. wskaźniki wartości rynkowej i są wykorzystywane w ocenie przedsiębiorstw w formie spółek akcyjnych, głównie notowanych na giełdach papierów wartościowych. Są to wskaźniki zyskowności jednostkowej, w których zysk netto obliczany jest na jedną akcję (udział). Wskaźniki te służą do oceny przedsiębiorstwa pod kątem jego atrakcyjności inwestycyjnej.  Informują akcjonariuszy o wielkości zysku  wypracowanego przez kapitał zainwestowany przez nich w przedsiębiorstwo.



Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 16 czerwca 2019

Barbara Kurdej-Szatan popiera LGBTQ+

Jak donosi portal wpolityce.pl [1] Barbara Kurdej-Szatan zamieściła na Instagramie fotografię przedstawiającą serce przedzielone na pół, gdzie jedna z połówek jest tęczowa i ją jawnie popiera aktorka i prezenterka.

Źródło: Instagram B. Kurdej-Szatan

Jeden z internautów napisał, że "Szczyt hipokryzji, Dwa dni temu śpiewała dla JP II, i dla Boga, a teraz poparcie dla organizacji która wczoraj parodiowała odprawianie mszy św..?? To jest tolerancja…" a ja się z nim zgadzam.

Aktorka odpowiedziała internaucie też specyficznie: "Śmieszne jest to, co pan pisze. Jan Paweł II szanował ludzi. Szanował również inne religie. Tolerancja, szacunek dla innego człowieka!!! Życzę panu, aby pan wyzbył się zawiści, złości i nienawiści i traktowania innych jak gorszych od siebie".

Dziwne to i zaskakujące, bo gdyby może była mądrzejsza i inteligentniejsza to by wiedziała, co by powiedział nasz święty papież i z jakim gniewem, gdyby za jego czasów w Polsce sprofanowano Matkę Bożą, którą czcił ogromnie. Albo właśnie na profanację Mszy Świętej. I gdyby aktoreczka jeszcze wiedziała, co papież Jan Paweł II myślał o rodzinie: jak ją bronił i był przeciwko aborcji i ochroną życia.

Ale to nie pierwszy raz, kiedy to pożal się Boże infantylne dziewczę nie wie o czym pisze. Przeszło rok temu z okazji 75 lecia Powstania w Getcie Warszawskim napisała coś takiego: "Nie - dla faszyzmu ! Nie - dla nacjonalizmu ! Nie - antysemitom ! Nie - ksenofobom ! Nie - dla agresji ! Nie - dla dyskryminacji ! Nie - dla podziałów !" (pisownia oryginalna za [2]). W tej to wypowiedzi w ogóle nie zna znaczeń słów, których nie rozumie. Nie przez przypadek powtarzała maturę.

Jak z tego widać zawsze była lewaczką i dlatego dziwię się Kurskiemu, że jeszcze ją trzyma w TVP.

A co do ostatniego jej wpisu.

Szacunek i tolerancja?

A owszem, ale musi to być szacunek obopólny a nie lewacko-LBTG-owski terroryzm ideologiczny i profanowanie naszych świętości i obrażanie naszych uczuć religijnych. Dlaczego nie obrażają i profanują Mahometa lub judaizmu a skupiają się tylko na chrześcijaństwie? Odpowiedź jest prosta.

Poza tym dziwię się tej Pani. Można nas obrażać ale, już środowisk LGBTQ nie, bo to nietolerancyjne i ksenofobiczne a są to po prostu zwykłe zboczenia seksualne, odchylenia od naturalnej normy i jako takie winny być skrywane do poziomu własnej alkowy lub leczone a tych ludzi jest maksymalnie 2% całości społeczeństwa wliczając w to pedofilię. Nie może tak być, żeby tak nikła mniejszość nas terroryzowała.

Tak jeszcze się zastanawiam jakoś podświadomie, czy to "szatan" w nazwisku nie jest jakieś prorocze. Na miejscu jej małżonka już dawno bym zmienił nazwisko, bo jest pejoratywne. To tak tylko aluzyjnie, bo to mnie zawsze trochę razi, gdy wymienia się ich nazwiska.

Pozdrawiam

[1] https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/450192-spiewala-dla-jana-pawla-ii-wspiera-lgbt-oburzenie-w-sieci?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%253A+wPolitycepl+%2528wPolityce.pl+-+Najnowsze%2529
[2] https://rozrywka.dziennik.pl/plotki/artykuly/573440,basia-kurdej-szatan-napisala-nie-dla-nacjonalizmu-wywolala-burze-na-instagramie.html

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com