niedziela, 30 listopada 2014

Szkoda, że nie ogłosiliśmy bojkotu II tury wyborów!

Właśnie minęła II tura wyborów. W największych miastach zwyciężyli faworyci i/lub też nominaci obecnie rządzących, w większości reprezentowanych przez PO. Kompletną porażkę zanotowali kandydaci PiS, co było do przewidzenia znając wyniki I tury głosowania.

Być może w mniejszych miejscowościach będzie nieco inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że PiS poniósł w II turze ogólnie klęskę i trzeba to złożyć m.in. na karby niejednoznacznego stosunku do fałszerstw wyborczych, które niewątpliwie miały miejsce dwa tygodnie temu.

Wielu zwolenników PiS czuło się niezręcznie tłumacząc dlaczego należy wziąć udział w głosowaniu, pomimo tego, iż J. Kaczyński oficjalnie stwierdził, że były one w pierwszej turze sfałszowane. Oczywiście można było mówić, że chodzi tylko o sejmiki wojewódzkie, ale to trochę raczej byłoby żenujące: nie ma czegoś częściowo prawdziwego a częściowo fałszywego.

Zastanawiałem się nad logiką przedwyborczej polityki PiS przed dzisiejszym głosowaniem. Nie wypowiadałem się negatywnie, żeby ewentualnie nie zaszkodzić, ale byłem i dalej jestem sceptyczny wobec niej.

Należało jasno wypowiedzieć się za bojkotem dzisiejszych wyborów i ewentualną przegraną wykorzystać jako moralną wygraną ze względu na niską frekwencję wyborczą. Politycznie byłoby to korzystniejsze i mogło dać podwaliny do społecznego protestu przeciw antydemokracji, z którą mamy do czynienia obecnie. I sprawiłoby, że demonstracja 13 grudnia miałaby o wiele głębszy społeczno-polityczny wymiar.

Było, minęło... i tego już nie zmienimy.

Jedno jest pewne. Polacy wybrali obecny układ nami rządzący. Oczywiście w pierwszej turze (w sejmikach wojewódzkich) na pewno były to wyniki nieadekwatne do tego, na co moi krajanie głosowali. Niemniej i tak (pomimo ewentualnych fałszerstw) obecny układ zyskał bardzo dużo, czemu należy się dziwić i nie dziwić.

Dziwić, bo przecież koalicja PO-PSL zrobiła tyle złego dla Polski, co nie zrobił żaden rząd po 1989 roku za wyjątkiem prywatyzacyjnego i antylustracyjnego oraz antydekomunizacyjnego ("gruba kreska") rządu T. Mazowieckiego. Rozsprzedano resztki majątku narodowego, podpisano linię kredytową z MFW, zlikwidowano polski przemysł (w tym stoczniowy na rzecz Niemiec), zmuszono do emigracji zarobkowej przeszło 2,4 mln młodych Polaków, zadłużono nasz kraj na przeszło 3 biliony złotych (ukryty i oficjalny dług publiczny) oraz na przeszło 275 mld USD wobec wierzycieli zagranicznych, doprowadzono do ponad 14% bezrobocia, spauperyzowano i zniewolono nasz kraj kredytami, stworzono z nas najtańszą i najdłużej pracującą siłę roboczą w UE, podpisano niekorzystne kontrakty energetyczne ( w tym na gaz z Rosji), wstrzymano proces rozbudowy dywersyfikacji dostaw do Polski surowców energetycznych i oddano za bezcen kilka koncesji na wydobycie złóż gazu i ropy z łupków, zatomizowano nas i nie pozwolono na stworzenie silnej polskiej klasy średniej, obniżono poziom wykształcenia a także dopuszczono się wielu afer polityczno-gospodarczych (hazardowa, marszałkowa, misiakowa, podsłuchowa, katarska i inne - szukaj: afery PO - markD). Zapewne jeszcze wiele pominąłem...

Nie dziwić, bo przecież akurat rządy PO-PSL przypadły na okres największej dla Polski pomocy unijnej. Te pieniądze w zdecydowany sposób pomogły tym rządom i pomagają do dzisiaj. Rządzący mogą pochwalić się, że cokolwiek zrobili dla mieszkańców Polski z tych pieniędzy i to działa na ich korzyść. I w tym upatruję, że Polacy głosowali tak jak głosowali.

Oczywiście nikt nie jest w stanie sprawdzić ile moglibyśmy uzyskać, gdyby te środki były bardziej efektywnie wykorzystane. Ile utraciliśmy ze złego ich wykorzystania. Ile ich zmarnowaliśmy i ile przepłaciliśmy za inwestycje, czyli ile zdefraudowaliśmy. To są kategorie abstrakcyjne dla wyborców.

Kategoria utraconych korzyści w ogóle nie jest podnoszona w kontekście wykorzystania środków unijnych a winna być stale na czołówkach polskich mediów. Najdroższe drogi w Europie, najdroższe stadiony wybudowane kosztem bankructwa podwykonawców, wiele setek milionów wyrzuconych w błoto jak w przypadku Pendolino, wspieranie rządowe i samorządowe dla oszustów i hochsztaplerów (Amber-Gold), itd. To Polska rządów PO-PSL. A poza tym lokalne układy i defraudacje środków unijnych scalające środowiska "przy korycie" i ogromne zadłużenie samorządów spowodowane koniecznością tzw. wkładu własnego do pomocy unijnej... taki jest faktycznie obraz samorządowej Polski...

Ale tego wyborcy nie dostrzegają skupieni na tym, co za drogo zostało zrobione (ale jednak zrobione) i mamieni oficjalnym przekazem medialnym oraz socjotechniczną manipulacją "propagandą sukcesu".

Dlatego też uważam, że błędem było nawoływanie do udziału w dzisiejszych wyborach. Trzeba było je zbojkotować, co osobiście uczyniłem i szkoda, że apel o bojkot nie padł z ust przedstawicieli PiS...

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 29 listopada 2014

Jak to było naprawdę z końcem komunizmu i plany "mędrców świata"...

Był sobie rok 1989 i tzw. polski "okrągły stół"... Wcześniej była sowiecka "głasnost i pierestrojka", których założenia określił M. Gorbaczow w książce pt.: "Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata", opublikowanej w 1988. W niej zawarł de facto strategię przekształcenia ZSRR w państwo niekomunistyczne. Jeszcze wcześniej, bo chyba w 1987 roku (1986?) władca sowiecki obiecał H. Kohlowi przyszłe, ale rychłe zjednoczenie Niemiec w jedno państwo... Później było burzenie "Muru Berlińskiego...

Oczywiście żaden polski "okrąglak" nie byłby możliwy bez tej wspomnianej sowiecko-niemieckiej umowy (gentleman's agreement?) o przyszłym zjednoczeniu Niemiec. Sądzę też, że już wtedy (1986-1989) doszło do swoistego porozumienia pomiędzy tymi państwami a może jeszcze z USA i jej ogólnoświatową syjo-finansjerą... Miał upaść ZSRR i RWPG, natomiast w to miejsce miała powstać nowa forma EWG, czyli obecna Unia Europejska, której zadania w konsekwencji skupione zostały na twórczym rozwijaniu syjo-marksistowsko-komunistyczno-globalistycznych idei: bezpaństwowości, ogólnoświatowej jednorodności narodowej i centralnego zarządzania światem... W przyszłości zaś ma też powstać zapewne Unia Euroazjatycka jako element tworzenia jednorodnego Rządu Światowego (Co nas czeka? Jeden rząd światowy?http://krzysztofjaw.blogspot.com/2012/02/co-nas-czeka-jeden-rzad-swiatowy.html).

Zauważmy... Oficjalnie ZSRR przestał istnieć 26.12.1991 roku. Tego samego roku i również w grudniu (11) parafowano tzw. Traktat z Maastricht, który stał się podstawą dzisiejszej Unii Europejskiej... Warto sobie przypomnieć postanowienia tego traktatu (http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_z_Maastricht) odnosząc je do rozwiązań obowiązujących wcześniej w ZSRR i RWPG:
a) utworzenie obszaru bez granic wewnętrznych – (identycznie jak pomiędzy republikami ZSRR),
b) umocnienie spójności gospodarczej i społecznej (kohezji) – jak w republikach ZSRR i krajach RWPG,
c) utworzenie Unii Gospodarczej i Walutowej – jak w ZSRR i częściowo w republikach ZSRR;
d) wprowadzenie wspólnej waluty euro od 1 stycznia 1999 roku - prawie identycznej jak tzw.: "rubel transferowy" w RWPG,
e) określenie kryteriów konwergencji - to pewne novum, bowiem do ZSRR i RWPG włączano automatycznie i nie wyznaczano żadnych kryteriów oprócz sfałszowania wyborów i pierwotnego wymordowania elit patriotycznych poszczególnych narodów,
f) potwierdzenie tożsamości Unii na arenie międzynarodowej - w innych warunkach zarówno ZSRR, jak i RWPG miało tożsamość międzynarodową,
g) realizacja wspólnej polityki zagranicznej – obecna minister spraw zagranicznych UE,
h) realizacja wspólnej polityki bezpieczeństwa –   niezrealizowany w UE postulat układu Warszawskiego - Bis,
i) ustanowienie obywatelstwa Unii Europejskiej, narodowość: Europejczyk - obywatel ZSRR, ale nawet Sowieci tylko hipotetycznie zakładali, że Polacy, Węgrzy czy Bułgarzy dobrowolnie zgodzą się na nazywanie ich obywatelami radzieckimi...

Pominąłem w tym porównawczym zestawieniu: rozwój współpracy w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości,
rozwój współpracy w dziedzinie spraw wewnętrznych, wzmocnienie ochrony praw, wzmocnienie interesów obywateli państw członkowskich czy utworzenie wspólnego parlamentu oraz prezydenta. Niewątpliwie te kwestie są rozwinięciem marksistowskich idei... do absurdu wskazywanego m.in. przez G. Orwella w książce "1984"...

Dalej nie rozumiem jak rządy i obywatele państw postkomunistycznych mogli się zgodzić na utworzenie innej formy marksistowskiego totalitaryzmu, zwanego teraz globalizmem czy unionizmem... Narody tzw. Europy Zachodnie nie zaznali koszmaru komunizmu, więc trudno było im zrozumieć, jak tragiczna będzie dla nich idea Unii Europejskiej, ale my? Przecież i komuniści i ich kontynuatorzy unio-eurpejscy (unio-amerykańscy, unio-światowi) cel zawsze mieli jeden: stworzenie jednego  bezpaństwowego, zunifikowanego i zhomogenizowanego społeczeństwa zarządzanego "sprawiedliwie" przez jeden ogólny zarząd... Tylko pewne środki i metody dojścia do tegoż celu się onegdaj różniły..

Ale od - umownie - 1990 roku minęło już wiele lat. Twórcy przepoczwarzania się komunizmu w euro-unionizm wtedy mieli po 35-45 lat... Teraz odchodzą powoli na emeryturę a narody Zachodniej Europy zdają się w końcu zauważać, że ta cała UE to ZSRR-Bis, czyli Związek Socjalistycznych Republik Europejskich...

Niestety przez te 25 lat zrealizowano zapewne pierwotne założenia, czyli zbudowano fundamenty pod nowe, jeszcze wyższe od wież WTC (sic - czyżby zburzenie tych wież miało symbolizować upadek starego porządku?), budynki tworzące nową formę światowego zjednoczenia, nowego porządku światowego...

I nie tylko w Europie, ale i w USA czy Rosji i całym świecie... Te wszystkie wojny w Iraku, Kuwejcie, Afganistanie, ten cały terroryzm, bratobójcze mordowanie Semitów przez Semitów w Palestynie, kryzysy ekonomiczne, przygotowania do wojny z Iranem czy Chinami, likwidacja tzw. narodowych przywódców-tyranów, zniszczenie narodów i krajów Europy jako źródła cywilizacji chrześcijańskiej a nawet śmierć polskich elit pod Smoleńskiem... miały i mają chyba doprowadzić do ogólnoświatowego chaosu, likwidacji "starego porządku" i usprawiedliwić potrzebę owego... nowego rozdania, czyli ogólnoświatowego zniewolenia ludzi dla ich - kuriozalnie - dobra...

W Polsce też zauważyć można nowe rozdanie przygotowujące do nowych, podobnych jak przy "okrągłym stole" porozumień na następne lata...

Duchy Marksa, Engelsa a przede wszystkim bezpaństwowi, chorzy "lichwiarze dusz i mamony" śmieją się ludzkości w twarz... Czy na to pozwolimy? Nas-ludzi jest 6 miliardów a ich?

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 28 listopada 2014

Dygresyjnie - największa teoria spiskowa III RP

Działania koalicji PO-PSL i niemal wszystkich pozostałych rządów tzw. III RP możemy ocenić raczej negatywnie. Działały i działają wbrew interesom Polski i Polaków.

Wielu kpi z tzw. teorii spiskowych, ale tak naprawdę dziś największą z nich jest przekonanie wyrażane przez piewców PRL-bis, że rządy obecne i większość poprzednich chciały i chcą dobrze dla Polski. I to teorią na wskroś nieprawdziwą i faktycznie li tylko spiskową. Rządzący sami ją tworzą oraz kreują i sami w wielu przypadkach w nią chyba nieracjonalnie wierzą a to już jest przejaw jakiejś choroby mitomańskiej.  Manipulacyjnie też chcą wtłoczyć ją w umysły Polaków, co udaje im się dość skutecznie a widać to po wynikach wyborów demokratycznych (pomijając fakt ewentualnego ich sfałszowania).

Większość jednak z nich to cynicy, megalomani i najzwyklejsi szujowaci zdrajcy. Okrągłostołowo oszukali nas wszystkich i ubezwłasnowolnili ubóstwem, kredytami oraz niewolniczą pracą za grosze a także bezrobociem, co powoduje ogromną liczbę emigrantów zarobkowych (2,2-2,4 mln z reguły młodych osób). Spauperyzowali i zatomizowali Polaków. Rozsprzedali za marne złotówki nasz niemal cały majątek narodowy, przez co nie mamy przemysłu a ostateczne dobra surowcowe oddają oni też w obce ręce. Zadłużyli nasz kraj horrendalnie a długu tego nie będą w stanie spłacić przyszłe pokolenia. Reprezentują oni w skali globalnej interesy finansjery syjo-unionistów a w skali mikro sieć powiązań stworzoną przez dawne służby specjalne, szczególnie z kręgów WSI/GRU/KGB.

Biedni ci apologeci obecnie rządzących i zwolennicy obecnej III RP. Sami nie wiedzą, że są piewcami największej torii spiskowej, które to teorie tak wyśmiewają...

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 25 listopada 2014

I po wyborach...

Z trudem i wielkim bólem zakończyły się wybory samorządowe wraz z ogłoszeniem ich wyników. W sejmikach wojewódzkich wygrała partia J. Kaczyńskiego, choć tak naprawdę przegrała. Pomimo lepszego procentowo wyniku otrzymała aż o 8 miejsc mniej niż PO. Prawdopodobnie jest to spowodowane faktem, że PO mogła wygrać wybory w okręgach z małą liczbą mandatów (np. 1 - 2).

Zgodnie z ogłoszonymi przez PKW wynikami wyborów, najwięcej mandatów w sejmikach wojewódzkich zdobyła Platforma Obywatelska - 179. Prawo i Sprawiedliwość uzyskało ich 171, Polskie Stronnictwo Ludowe - 157, a Sojusz Lewicy Demokratycznej-Lewica Razem - 28 mandatów.

PO uzyskała jednak najwięcej mandatów, choć procentowo ustępuje PiS-owi. Na na PiS oddano 26,85 procent głosów, na PO oddano w wyborach do sejmików 26,36 procent ważnych głosów, a PSL zdobyło 23,68 procent głosów, a SLD-Lewica Razem 8,78 procent.

Protest wielu środowisk budzi fakt, że Państwowa Komisja Wyborcza podała wyniki wyborów do sejmików tydzień po głosowaniu. Niepokój związany jest także z wyjątkowo dużym odsetkiem głosów nieważnych, które oscylują wokół 18%.

I to wszystko, jeżeli chodzi o statystykę wyborczą.

W ostatnich swoich postach podnosiłem kwestię końca polskiej demokracji ukształtowanej zdradą okrągłostołową. Całe zamieszanie wokół obecnych wyborów jest niczym innym jak właśnie końcem złudzeń iluzorycznej w Polsce demokracji.

Ale jest coś więcej.

Instytucje rządowe nie zdały egzaminu, nie zdał też tegoż prezydent ani pani premier. Polska jest w instytucjonalnym kryzysie i na nic zdają się zaklęcia werbalnie głoszone przez owych przywódców. Polska po tych wyborach okazała się naprawdę chora i wymaga odnowy.

Ja osobiście nie dziwię się wypowiedziom najważniejszych polskich rządzących. Jeżeli uznaliby, że proces wyborczy jest do podważenia to zakwestionowaliby cały swój dorobek 25 lecia istnienia drugiej PRL. Na to nie mogli sobie pozwolić.

A PO-PSL dalej będą rządzili i to jest smutne...

P.S.
Wyniki oficjalne i sondażowe wyborów:
IPSOS - PiS 31,5% PKW- 26,85%
IPSOS - PO27,3% PKW- 26,36%
IPSOS - PSL17,0% PKW-23,68%
IPSOS - SLD8,8% PKW- 8,78%

Jak to jest możliwe, że tylko w przypadku dwóch partii (PiS i PSL) sondaż się nie zgadza z wynikami wyborów i błędem statystycznym?


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

piątek, 21 listopada 2014

Wybory samorządowe - koniec iluzorycznej demokracji!

Tak krótko kilka refleksji wyborczych i nie tylko...

Zapewne od bardzo dawna przed wyborami prawdziwe wyniki sondaży wyborczych przeznaczone li tylko dla wąskiego grona przywódców poszczególnych partii politycznych pokazywały, że PO tym razem tych wyborów nie wygra.

Przygotowano więc ewentualne pole do zafałszowania wyników i przeciągnięcia terminu ogłoszenia wyników wyborów poprzez odpowiednie w czasie ogłoszenie i rozstrzygnięcie przez PKW przetargu na system informatyczny zliczający głosy wyborców.

Najbardziej na tym zależało oczywiście PO, ale i PSL. Odpowiednie skonstruowanie sławetnej "książeczki wyborczej" wraz z wprowadzającym w błąd spotem wyborczym informującym, że należy zaznaczyć "x" na każdej karcie do głosowania dawało pole manewru dla ewentualnego sfałszowania wyników lub też wykreowania dużej liczby głosów nieważnych... co też się stało. Warto byłoby prześledzić i sprawdzić, ile z tych głosów nieważnych wynika m.in. z zakreślenia znaku "x" na pierwszej karcie książeczki, czyli głosowaniem na PSL i inny komitet wyborczy.

Wyniki sondażowe tuż po niedzielnych wyborach potwierdziły zwycięstwo PiS nad PO i PSL-em. Sądzę, że były one wiadome jeszcze przed ich ogłoszeniem. Należało więc uruchomić cały misternie przygotowany plan, którego celem było i jest odwrócenie wyników wyborów oraz - poprzez użycie wszystkich możliwych sposobów - fałszywe pokazanie, że jednak PiS tych wyborów nie wygrał i tak rządzić będzie w Polsce dotychczasowa koalicja. A, że łatwiej jest przekonać Polaków, że "na dole" PSL ma większe poparcie niż PO, to zdecydowano się na wykreowanie zwycięstwa PSL niż samego PO... wszystko zostaje w rękach tej samej władzy przecież, nieprawdaż? A wybory parlamentarne wykreuje się przecież i tak, że PO wygra...

Moim zdaniem cała afera z PKW i terminem ogłoszenia wyników oraz wszystko to, co działo się przedtem (słynny przetarg PKW) jest działaniem operacyjnym odpowiednich służb, które ma na celu ostateczne wskazanie jednak kolejnej porażki PiS-u w wyborach i to niezależnie od tego jak głosowali i jak chcieli głosować Polacy...

Ot... i chyba to cała tajemnica tzw. skandalu wyborczego... Po prostu w Polsce mają rządzić ci, którzy są niejako "wybrani" przez odpowiednie struktury ze specsłużbami w tle a głos Polaków naprawdę się nie liczy. Państwo polskie i demokracja w Polsce to iluzoryczna fikcja i teoria. Wybory to akt, którego wyniki nijak nie mają się do rzeczywistości i są zgodne tylko z oczekiwaniami włodarzy III RP, czy też PRL -bis.

Musimy to zmienić, dlatego popieram warszawskie demonstracje przed PKW...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 19 listopada 2014

Wyborczy blamaż: kompromitacja czy sabotaż?

Każde wybory parlamentarne, samorządowe czy prezydenckie są też okazją do ewentualnego ich kontestowania lub zastanawiania się nad różnymi, często konfabulacyjnymi i nierealnymi scenariuszami przyszłych - tylko hipotetycznych oczywiście - wydarzeń.

Można nieraz przestać ograniczać się do logicznego wnioskowania i oddać się niemalże sennej rozkoszy przedstawiania hipotez lub tez, których nie da się zweryfikować ani udowodnić... bowiem nigdy nawet nie można z chociaż małą dozą prawdopodobieństwa ich przyjąć lub założyć. Często też taki scenariusz jawi się jako przerażający i nierzeczywisty sen w postaci sekwencji nierealnych makiawelistycznych zamierzeń lub  działań.

Takie zapewne konfabulacyjne scenariusze, dzięki którym tworzy się nierzeczywistą rzeczywistość można z powodzeniem tworzyć w przypadku obecnych wyborów samorządowych i całego tego "bałaganu", który towarzyszy zliczaniu ich wyników.

Właśnie... Czy jest to naprawdę tylko niezamierzony bałagan czy też może celowy sabotaż wyników wyborów a tym samym objaw demokratycznej degrengolady państwa polskiego? Obserwując obecną rzeczywistość polityczną w Polsce śmiem raczej skłaniać się do tej drugiej opcji i obarczyć winą za ten sabotaż obecnie rządzącą koalicję ze wskazaniem na PO wraz z prezydentem na czele.

Warto bowiem zwrócić uwagę na kilka faktów, które mogą uprawdopodobniać mój wniosek.

Po pierwsze. Od kilku lat PiS wskazywał wielokrotnie na możliwości fałszerstwa wyborczego w polskich wyborach i przygotował nawet konkretny projekt zmian w Kodeksie Wyborczym, który prezydent B. Komorowski odrzucił. ""Nie ma konieczności nowelizacji ustawy" w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa wyborów, ponieważ ​"w polskim prawie wyborczym system informatyczny pełni wyłącznie funkcję wspomagającą". Tak brzmiała odpowiedź kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego z czerwca 2013 r. na ostrzeżenia szefa klubu Prawa i Sprawiedliwości, Mariusza Błaszczaka. Komorowski nie widział powodu do wzmacniania bezpieczeństwa systemu wyborczego PKW. 28 maja 2013 roku do prezydenta Bronisława Komorowskiego dotarł list z alarmującymi informacjami odnośnie systemu organizacji i liczenia głosów w wyborach, razem z propozycją zmian w kodeksie wyborczym. Dokument zawierał projekt zmian, których celem było "zapewnienie cyfrowego bezpieczeństwa wyborów" i uniemożliwienie "ingerencji w procedury demokratyczne suwerennego narodu". Wśród kluczowych propozycji zmian znalazł się m. in. projekt zabezpieczenia systemu liczenia głosów oraz rezygnacja przez Państwową Komisję Wyborczą ze współpracy z Rosją" [1]. Trzeba być chyba naprawdę "dzieckiem politycznym", żeby uważać, iż zapewnienie bezpieczeństwa informatycznego wyborów nie było wtedy i teraz palącą koniecznością, ale wtedy wybory wygrała odpowiednia opcja polityczna, czyli PO...

Po drugie. Od wielu miesięcy sondaże (te - tylko do wiadomości liderów partyjnych - także) wskazywały na porażkę PO. Partia, która przez 7 lat rządów dała się poznać niemal jako jeden wielki "przekręt" nie mogła przecież dopuścić, żeby tym razem zdecydowanie wygrała opozycja. I przecież naprawdę czy nikt się nie spodziewał, co może się stać, gdy PKW rozstrzygnie przetarg na informatyczny system liczenia głosów zaledwie na trzy miesiące przed wyborami? Sądzę, że nie i jestem w stanie niemal w całości zgodzić się z tokiem rozumowania blogera Matka Kurka, że "jest to robota macherów z PO, niemal ich firmowy znak. PiS nie popisał się z liczeniem głosów, ale obudził czujność społeczną i stało się jasne, że na ordynarnym przekręcie PO wyborów nie wygra. Potrzebny był numer większego i nowego kalibru i tak właśnie powstał „burdel w PKW”. Od początku do końca przeprowadzono kontrolowany sabotaż, bo nie skomplikowane systemy liczenia głosów, które można zweryfikować zwykłym kalkulatorem, dają większe możliwości fałszerstw, ale właśnie totalny burdel i wielodniowe liczenie oraz wklepywanie głosów do systemu. Istnieją co najmniej trzy powody, dla których na miejscu PO zrobiłbym dokładnie to samo. Po pierwsze jest to jedyna rozsądna możliwość fałszowania wyborów, chociaż ten motyw uznaję za najsłabszy. Po drugie PO ma podstawy do unieważnienia przegranych wyborów, jeśli tylko zbuduje odpowiednią atmosferę i wciągnie do niej opozycję. Po trzecie PO burdelem w PKW odwraca uwagę od swojej przegranej. Kto ma wątpliwości i odrzuca powyższe wyjaśnienia musi jeszcze wiedzieć, w jakim czasie zostały podjęte decyzje o zmianie systemu liczenia głosów. Krótko mówiąc był to najgorszy z możliwych momentów dla PO, rok temu partia matka miała najsłabsze wyniki sondażowe, Tusk walczył o życie, wewnątrz PO gotowało się na wszystkich poziomach. O porażce mówili wszyscy, zastanawiając się jedynie nad jej rozmiarami. Tylko totalny chaos wyborczy mógł zapewnić odpowiedni parawan PO i być może samemu Tuskowi, który na „króla Europy” został wykopany, a nie awansowany. Nie ma przypadków w grze o wszystko, to znaczy zawsze się mogą jakieś przygody zdarzyć, ale nie coś w takiej skali i bezczelności. Trzeba będzie poczekać, aby się dowiedzieć, którym wariantem PO się zadowoli, ponieważ narobiło się sporo smrodu, jest nadzieja, że będzie to wariant „dzięki Bogu nie mówią o naszej porażce, ale zajmują się PKW”. Jednak dopóki nie zobaczymy wyników, to jeszcze wszystko jest możliwe, łącznie z fałszowaniem, dla którego nigdy nie było tak dobrych warunków, jak i z powtórzeniem głosowania. Jak będzie ostatecznie, to się okaże, ale pewne jest jedno – mamy do czynienia ze sterowanym sabotażem nie żadnym przypadkiem, czy „bałaganem”" [2].

Po trzecie. Pojawiają się głosy, że być może faktycznym zwycięzcą wyborów będzie (jest?) PSL (szczególnie w sejmikach wojewódzkich), co wydaje się kuriozalne i wręcz niemożliwe. Jeżeli jednak to się potwierdzi to trzeba jakoś sprawdzić, czy był to tylko efekt źle skonstruowanej karty (książeczki) do głosowania, gdzie na pierwszej stronie był PSL czy może doszło do jakichś etycznie wątpliwych aktów np. w postaci dowożenia wyborców do urn przez lokalnych polityków PSL. Oczywiście dla PSL zamieszanie wokół liczenia głosów i wysuwanie żądań powtórzenia wyborów jest bardzo niekorzystne... Nie zmienia to jednak faktu, że "coś tu nie gra".

Po czwarte. Zastanawiające są też pierwsze dane dotyczące ilości głosów nieważnych. Czy naprawdę przeszło 1/4 wyborców nie wiedziała jak głosować lub celowo oddała głosy nieważne? Powtarza się tutaj sytuacja z poprzednich wyborów i należy dokładnie sprawdzić, gdzie oddano te głosy i komu one służyły.

Niezależnie jednak od wszystkiego można stwierdzić, że Polska demokracja po 25 latach jest tworem iluzorycznym i chorym od podstaw. Trzeba zmienić to państwo i większość liderów nim zarządzających.

[1] http://niezalezna.pl/61569-komorowski-w-2013-r-odrzucil-projekt-zabezpieczenia-systemu-pkw-mamy-dokument
[2] http://kontrowersje.net/ani_w_pkw_nie_siedz_kompletni_durnie_ani_blama_nie_jest_ba_aganem

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 

http://krzysztofjaw.blogspot.com/; kjahog@gmail.com


poniedziałek, 17 listopada 2014

Może to początek zmian na lepsze?

Melancholijnie i w sumie ostatecznie optymistycznie...

Nie wiadomo jeszcze, jakie będą ostateczne wyniki wyborów. Niemniej szacunkowe prognozy napawają optymizmem. Po raz pierwszy od wielu lat PiS prawdopodobnie je wygrał i należy upatrywać, że duży wpływ na tę wygraną miał zarówno oczyszczający "efekt Hofmana", jak i wyborcza koalicja z partiami J. Gowina oraz Z. Ziobry. Mam też nadzieję, że duża część wyborców jednak zrozumiała, że dalsze rządy PO są dla Polski - tej lokalnej też - fatalne.

Trzeba jednak zwrócić uwagę, że wybory te unaoczniły jednak smutny etyczno-moralny stan polskiego społeczeństwa. W dalszym ciągu ponad połowa Polaków mieszkając w Polsce, żyje obok niej. Nie uczestniczy w wyborach najczęściej z prostego powodu. Czują, że nic nie zależy od nich... Wielokrotnie pisałem o przyczynach, z których chyba najważniejsza to celowo ukształtowana przez 25 lat obcość Polski i nią rządzących w oczach obywateli, czyli wykreowany marazm Polaków i niewiara u nich w to, że mogą być panami we własnym kraju...

Ci, co w jakiś sposób jeszcze wierzą w demokrację, zagłosowali. Jedni - na szczęście w większości - na Polskę, drudzy na swoich znajomych i bliskich (co by utrzymali się na zajmowanych stanowiskach - stąd dobry wynik PSL), inni na antypolskość reprezentowaną przez obecnie rządzących i wszelką lewackość  a reszta na wiele przypadkowych osób... choć wybory samorządowe to specyficzne wybory, w których kandydatów winniśmy znać "od podszewki".

Nie dziwmy się wszak, że tak naprawdę połowa Polaków, spauperyzowanych i zatomizowanych, nie uczestniczy w wyborach... Oni mają dość tej Polski, takiej jaka ona jest, bez prawdziwych propolskich elit, które mogłyby z powodzeniem realizować plan budowy pięknej i zasobnej Rzeczypospolitej. Takich elit po prostu nie mamy a może są one nieskuteczne w przekonywaniu do siebie większości Polaków?

Trzeba w przyszłości zrobić zatem wszystko, żeby milczących obywateli zaktywizować i aby Polacy uwierzyli, że ich głos może zmienić Polskę i doprowadzić do jej odnowy.

Wygrana PiS-u cieszy. Być może to początek zmian na lepsze. Niepokoić może bardzo duże poparcie dla PSL-u, co w konsekwencji w większości miejsc w Polsce spowoduje trwanie w dalszym ciągu koalicji PO-PSL. Wygrana więc jest niejako pyrrusowa i wymaga od PiS-u i jego koalicjantów bardzo dużej pracy, takiej która przyniesie jeszcze lepszy wynik i większą przewagę w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

A może niepotrzebnie się martwię i faktycznie te wybory będą tak długo oczekiwanym przełomem oraz pokażą, że PiS nie jest taki straszny jak "malują" go mainstreamowe media a jest wprost przeciwnie? Oby! Wszystko teraz w rękach PiS-u. Liczę, że wykorzysta swój czas...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 15 listopada 2014

W ciszy po cichu kilka refleksji okołowyborczych...

Niedobrze kiedy polityka staje się dla nas jakby czymś nierealnym, wybory jakimś spektaklem a cały ten zewnętrzny świat zaczynamy traktować jako nie swój, obcy i nas nie dotyczący. Spoglądamy wtedy na ten świat niczym z lotu ptaka i wolimy raczej zająć się tylko swoim najbliższym otoczeniem: sobą i swoją rodziną a nie sprawami ogólnymi, narodowymi, polskimi...

Jakże często przecież słyszymy i utwierdzamy się też wewnętrznie w przekonaniu, że i tak indywidualnie nie mamy na nic wpływu, nic nie zmienimy... Często też te ogólnie występujące konformistyczne zachowania stają się dla nas niejako usprawiedliwieniem naszych własnych, jakże często małostkowych i prymitywnie powierzchownych postaw.

Pogrążając się w tym własnym świecie jakże łatwo wpaść w taką katastroficzną bezsilność i bezradność oraz brak wiary w moc sprawczą własnych decyzji... Wtedy zaczyna nam być już "wszystko jedno" kto np. będzie rządził... bo i tak nic się nie zmieni a nasz głos wyborczy jest de facto nieistotny...

Tak nie jest...

Otóż na wszystkie nasze codzienne sprawy, nasze zachowania i problemy pośredni lub bezpośredni wpływ mają jednak politycy i ludzie sprawujący władzę, tą ogólnopolską i tą samorządową. To oni tworzą ramy prawne i podejmują decyzje, które dotyczą nas w najdrobniejszych szczegółach. Zdaje się, że o tym zapomnieliśmy i nie znajdujemy w sobie tyle chęci, wiary i zapału co jeszcze cechowało naszych ojców lub starsze o 10 lat pokolenie.

Często zastanawiam się czy ludzie tej pierwszej Solidarności i te wcześniejsze polskie powojenne pokolenia, które protestowały w latach 70 - tych czy w drugiej połowie lat 50-tych XX wieku pozwoliłyby na takie lekceważenie siebie przez rządzących - wtedy komunistów a teraz "z natury" kłamliwych i hipokrytycznych  socjal-globalistów. Odpowiedź wydaje się jednoznacznie prosta... takie antypolskie w większości rządy od 1989 roku już dawno przestałby funkcjonować w realnym świecie politycznym. Podobnie namiestnikowy Rezydent zapewne musiałby złożyć swoją rezygnację lub został poddany (jeżeliby takowe coś istniało) procedurze przyspieszonego impeachmentu.

No cóż... a my patrzymy i pozwalamy dziś sobą pomiatać...  Jakie to smutne...

Czyżby globalny świat ze swoją bezceremonialną walką z naszą indywidualnością pozbawił nas już zupełnie wiary w naszą ludzką i właśnie indywidualną moc sprawczą dotyczącą nas samych?

Czy naprawdę tak łatwo kłamliwym i hipokrytycznym "niektórym rządzącym" całkowicie nas sobie podporządkować i nami skutecznie manipulować, z nasz szydzić i nas okłamywać oraz lekceważyć?

Czyżby kolejna próba stworzenia "prymitywnej, bezpaństwowej, bezwolnej i pozbawionej indywidualności oraz narodowości ludzkiej gawiedzi" w postaci Unii Europejskiej (po nieudanym ZSRR) miałaby się teraz i to w stosunku do nas obecnych... udać?  Ten komunistyczny, marksistowski totalitaryzm oraz wcześniejszy niemiecki nazizm upadły i poniosły totalną klęskę a ich kreatorzy stanowią dziś niechlubny zapis historii ludzkości. Czyżby wystarczyła rezygnacja z siły fizycznej na rzecz zniewolenia psychicznego... żebyśmy jako ludzie, jako człowieczeństwo ponieśli klęskę?

Sądzę, że nie. Te resztki demokracji jakie jeszcze istnieją w postaci wyborów winniśmy wykorzystać i wziąć udział w głosowaniu. Wybory samorządowe są obecnie tak naprawdę najważniejszymi w krajach socjal-globalistycznej UE. Dopóki ona istnieje to obecne wybory musimy traktować jako najistotniejsze i gremialnie oddawać głosy na swoich, myślących po polsku, kandydatów.

A poza tym... Kiedyś już o tym pisałem, ale pragnę to powtórzyć: zmiana preferencji wyborczych nie jest czymś a'priori negatywnym a jeżeli wynika z rozczarowania i jest bezpośrednim następstwem fatalnych rządów to jest decyzją bardzo pozytywną i świadczącą o naszym indywidualizmie intelektualnym oraz naszej umiejętności wyciągania logicznych wniosków z dziejących się wokół nas ciągów zdarzeń i wydarzeń.

Wybierajmy więc jutro Polaków, Patriotów, którzy kontynuować będą wewnętrzne i zewnętrzne dzieło największych polskich polityków ogólnopolskich i samorządowych! Każdy nasz głos ma znaczenie!

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

piątek, 14 listopada 2014

Cisza wyborcza to raczej anachronizm...

Od północy z piątku na sobotę obowiązuje cisza wyborcza, czyli bezwzględny zakaz propagandy wyborczej oraz publikacji jakichkolwiek wyników sondaży przewidujących wynik wyborczy. Nie wolno też zatem agitować, prowadzić kampanii wyborczej, rozdawać ulotek, wieszać plakatów oraz propagować jakichkolwiek nazwisk kandydatów.

Czy cisza wyborcza nie jest czasem anachronizmem?

W dobie Internetu i możliwości agitacji na zagranicznych serwerach nasza cisza wyborcza to de facto fikcja ustawodawcza, daleko posunięty absurd.

Ponadto wraz z ciszą wyborczą winno się chyba usuwać wszelkie przejawy propagandy wyborczej. A co z już wcześniej rozwieszonymi plakatami na przykład? Albo, docierającymi pocztą ulotkami? Czyż w ramach ciszy wyborczej nie winno się zrywać plakatów wcześniej umieszczonych? Wszak, jeżeli wiszą, to łamią ciszę wyborczą, nieprawdaż?

Jest jeszcze jeden argument przeciw ciszy wyborczej. Jest ona antydemokratyczna i ograniczająca wolność słowa! Tak właśnie jest. W wielu krajach takie restrykcje byłyby niemożliwe.

Na przykład w USA wprowadzenie ciszy wyborczej jest nie do pomyślenia. Gdyby nawet Kongres uchwalił takie prawo, to uchyliłby je najprawdopodobniej Sąd Najwyższy z powodu ograniczenia wolności słowa. Podobnie jest w wielu innych krajach.

Jest wiele argumentów przeciw ciszy wyborczej. Jednym z nich jest np. to, że może ona obniżać frekwencję wyborczą. W dzień przedwyborczy i w czasie trwania niedzielnych wyborów nagle nic nie mówi się o polityce... tak jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po prostu znikła. Wyborcy nie wiedzą jak np. na bieżąco kształtują się szacunkowe wyniki wyborów... przecież gdyby przypuśćmy o godz 16 - tej podano, że wygrywa jakaś partia czy też określony kandydat samorządowy zapewne wielu z przeciwników tych kandydatur, którzy nie zamierzali pójść na wybory impulsowo jednak może by się zmobilizowało?

Nie trudno nie zgodzić się z powyższymi argumentami, które deprecjonują ciszę wyborczą. Świat dzięki postępowi techniczno-technologicznemu jest turbulentny w nieznanych dotąd rozmiarach a rozwój internetu i mediów elektronicznych raczej czyni z ciszy wyborczej śmieszną farsę.

Prawo bywa konserwatywne. Nie wiem, czy to dobrze czy źle? Ale wydaje mi się, że w przypadku "ciszy wyborczej" bywa nawet śmieszne!

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 10 listopada 2014

Po co było trzymać idiotów?

Staram się unikać wypowiedzi dotyczących bezpośrednio bieżącej kampanii wyborczej. Dla wszystkich, którzy mnie znają osobiście lub tylko dzięki prawie dziennikarskiej pracy, jest jasne na kogo będę głosował. Z bólem będzie to PiS...

I zastanawiam się, czy po raz kolejny nie popełnię błędu...

Partia opozycyjna od wielu lat sprawia wrażenie jakoby zawsze chciała być ową tylko opozycyjną. Niezrozumiałe do dzisiaj oddanie władzy w roku 2007 czy też katastrofalna i nie wykorzystująca zamachu smoleńskiego kampania prezydencka w roku 2010 jest tylko tego dowodem.

Utrzymywanie zaś w swoich szeregach "siusiowatych" Hoffmanów i innych w czasie kampanii wyborczej było dla mnie czymś, czego nie potrafiłem zrozumieć i dalej nie rozumiem.

Jest tak, że "święta onegdaj trójca" została wykopana z PiS... ale nie zmienia to faktu, że wcześniej awansowali oni na wysoką pozycję w partii J. Kaczyńskiego... Oczywiście wyrzucenie aferowiczów jest tylko z plusem dla PiS, ale czy to zauważą wyborcy?

Czy takich byłych już liderów nam trzeba?

Raczej nie... Polska nie potrzebuje idiotów a ludzi światłych i myślących po polsku!

Panie Jarosławie... wybieraj tak, aby Polska Polską była a idiotów się pozbyła...

Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
 http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 9 listopada 2014

Maszerujmy razem 11 listopada!


Już za dwa dni Marsz Niepodległości. To nasze, Polaków święto, w którym będziemy  wyrażać radość z odzyskania przez nasze państwo niepodległości po 123 latach zniewolenia i wymazania przez zaborców Polski z mapy świata.

Naszym zbiorowym uczestnictwem w tym marszu pokażmy też obecnym, antypolskim włodarzom III RP, że jesteśmy dalej suwerenem we własnym kraju a patriotyzm w dalszym ciągu jest naszą cechą narodową.

Polska przecież potrzebuje nas wszystkich. Polska jest przecież dla nas wszystkich. I dla tych również, z którymi można się pięknie różnić... kochając wszakże zawsze Ojczyznę.

Kochani Polacy!

Bądźmy w tym dniu razem.  Bądźmy w tym dniu wolni duchem i ciałem a naszym bezagresyjnym patriotyzmem starajmy się też przekonać do Polski tych młodych Polaków, których tak bezwzględnie do swoich celów wykorzystują lewacy i polskie środowiska spod znaku pięcioramiennej, czerwonej, niebieskiej czy żółtej gwiazdy...

Niech ten biało-czerwony marsz - podobnie jak w latach ubiegłych - da nam znów nadzieję i wiarę w zwycięstwo. Nam wszystkim, zatomizowanym i rozproszonym po całej Polsce a nawet poza jej granicami. Niech ta wspólnota wolnych Polaków, wspólnota gorących i prawdziwie polskich serc potwierdzi, że Polska jeszcze jest, jeszcze nie zginęła, kiedy my żyjemy...

Pamiętacie? Ja też… Te warszawskie kondukty żałobne podczas powrotu na Polską Ziemię Pary Prezydenckiej… Płakaliśmy, oglądaliśmy Naszą Polskę... Byliśmy wzruszeni i wzmocnieni.. Jakże wielu wtedy nas było, polskich Patriotów.  Uwierzyliśmy wtedy ponownie w naszego narodowego ducha. Zobaczyliśmy, że tożsamość polska nie została zabita. Ona wtedy odrodziła się w Nas... i stała się taka sama jaka była i w naszych Dziadkach, i Ojcach, którzy oddali swe życie, którzy walczyli o to, żebyśmy teraz mogli być dumnymi Polakami i żyć we własnym kraju…

Jakże często w środowiskach patriotycznych czuliśmy i czujemy się osamotnieni, mamy poczucie bezsilności, marazmu, rezygnacji i zniechęcenia. Po 10 kwietnia 2010 roku i podczas ostatnich Marszów Niepodległości pokazaliśmy, że jesteśmy silni... siłą tych tłumów stojących wzdłuż trasy konduktu żałobnego, siłą tych tłumów zapełniających ulice Warszawy. Udowodniliśmy naszą siłę.. siłą tych łez spływających na policzkach jakże wielu, też młodych ludzi, siłą naszych serc połączonych miłością do Ojczyzny. Byliśmy silni... siłą tych wszystkich słów wypowiedzianych i siłą krzyku milczenia…  Pokażmy w tym roku, że jesteśmy coraz bliżsi zwycięstwa naszej, tej jedynej Polski!   Bądźmy dumni z naszej polskości!

Kochani Polacy i Ci, co czują się Polakami!

Jest nas wielu! Wszyscy kochamy nasz kraj...  ten Bałtyk i góry, śląskie kopalnie, mazurskie jeziora, lasy i puszcze, śpiew ptaków i łany zbóż, miasta i wsie, i te krowy pasące się na łąkach, i bociany przynoszące wiosnę… Kochamy naszą Polskę, która istnieje od przeszło tysiąca lat i której żadnemu wrogowi nie udało się jej zniszczyć.

Po 123 latach zaborów odzyskaliśmy naszą Niepodległość i od razu zatrzymaliśmy najazd marksistowskich hord komunistycznych Sowietów. Uratowaliśmy świat przed barbarzyństwem klasowych, komunistycznych morderców spod znaku sierpa i młota. Skutecznie dawaliśmy odpór rasowym, niemieckim, nazistowskim zbrodniarzom, by zostać pokonanymi dopiero wtedy, gdy pomogli im okupanci sowieccy… W czasie okupacji tylko w Polsce istniało zorganizowane Państwo Podziemne i cały czas trwała walka zbrojna zakończona Powstaniem Warszawskim... Przeżyliśmy komunizm, wobec którego przez całe lata stawialiśmy czynny opór. To w Polsce zrodził się ruch Solidarności a nasz Papież pokazał światu jacy naprawdę jesteśmy… przede wszystkim piękni duchem i miłością oraz tolerancją wobec innych.

 Jakże często walczyliśmy „za naszą i waszą wolność” i jakże często nie usłyszeliśmy nigdy słów wdzięczności a bywało, że stawaliśmy się obiektem wrogości i nieracjonalnej niechęci. Gdy Żydzi tułali się – przeganiani wszędzie – po całej Europie… właśnie w Polsce zyskali schronienie dane im przez Kazimierza Wielkiego… W czasie II Wojny światowej walczyliśmy na wszystkich frontach… by zostać zdradzeni w Jałcie. Zapoczątkowaliśmy upadek komunizmu we wszystkich krajach a dziś świętuje się na świecie tylko „obalenie Muru Berlińskiego”…

Ale przecież nam niepotrzebna jest żadna wdzięczność! Po prostu tacy jesteśmy… Ludzcy, dobrzy, tolerancyjni, po chrześcijańsku miłujący siebie i innych oraz… kochający po prostu swój kraj, swoją Ojczyznę, chronicznie nie znoszący zniewolenia a gloryfikujący prawdziwą Wolność!

Szanujemy inne narody i ich kraje. Szanujemy ich narodowe święta. Amerykanie mają swój „4 lipca”, Rosjanie czczą uwolnienie od Polaków Kremla, Żydzi mają swoją „Chanukę”, Francuzi, Niemcy i inne kraje świętują u siebie tak, jak sami tego pragną.

My chcemy, u siebie w Polsce świętować nasz polski Dzień Niepodległości. Nasi przodkowie walczyli za biało-czerwoną Polskę!

Kochani Polacy, Wszyscy!

Pokażmy naszą jedność jeszcze raz uczestnicząc w Marszu Niepodległości i innych uroczystościach we wszystkich zakątkach naszej, pięknej Polski. Niech zapłoną ogniska, załopocą flagi a w Stolicy z naszych gardeł niech płynie śpiew, rozbrzmiewa polskość!

Jest nas miliony… Niech te tłumy dumnych z polskości i naszego narodu ludzi jeszcze raz pozwoli nam uwierzyć, że WYGRAMY NASZĄ POLSKĘ. Niech te flagi w naszych oknach, msze za Ojczyznę, marsze i spotkania (nie tylko w Warszawie) będą zaczątkiem odbudowy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Jesteśmy tego warci! Wykrzesajmy szczególnie teraz jeszcze raz tego nieugiętego ducha naszej niezłomności i uwierzmy, że śmierć naszych przodków, nasza historia, tradycja, wiara, honor są niezniszczalnym fundamentem trwania naszej Ojczyzny!

Zjednoczmy się we wspólnej walce o naszą polskość. Niech będzie to walka w duchu pokoju i duchu wartości najwyższych: BÓG, HONOR I OJCZYZNA! Jeżeli zaś wśród polskich patriotów są nasi rodacy nie wierzący w Boga, to niech w to miejsce wstawią społecznie prawe zasady etyczno-moralne zawarte w Dekalogu…

 Innym zaś, dla których Polska to nadal dziki kraj a polskość to nadal nienormalność i tym różnej maści hipokrytom próbującym nas nadal wewnętrznie skłócić... po prostu podziękujmy za "fatygę" i ich ignorujmy... Jakże mali Oni są wobec Naszej polskiej wielkości i naszej wspólnej historii oraz tradycji...Jakże mali Oni są wobec polskiego ducha...

Tym "małym" i "wściekłym", "miałkim" i Nam nieprzychylnym powtarzam jeszcze raz: Nigdy Polaków nie złamiecie! Nigdy nie zrozumiecie naszego Ducha i Naszego Patriotyzmu! On Was przerasta!

Odzyskajmy Polskę! Jeszcze nie zginęła, kiedy My Żyjemy!



A po Marszu starajmy się nie tracić dalej naszej Polski. Bądźmy razem, organizujmy się i zacznijmy działać budując od podstaw Naszą Ojczyznę, Ojczyznę marzeń naszych ojców i dziadków, Ojczyznę marzeń nas samych.

Za tydzień przecież mamy też wybory samorządowe. Głosujmy więc tłumnie w duchu tej polskości, która wprost wybucha w czasie Marszów Niepodległości. Nie pozwólmy aby po raz kolejny wybory wygrali ci, którzy z naszą polskością nie mają nic wspólnego i tak naprawdę niszczą nasz kraj.

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

sobota, 8 listopada 2014

Julian Tuwim a Żydzi...

Julian Tuwim był tym Polakiem żydowskiego pochodzenia, który w okresie międzywojennym bardzo krytycznie wypowiadał się o stosunku Żydów do Polaków i Polski niepodległej jako kraju, w którym Żydom przyszło żyć i który ich przygarnął. Wyrażał to wielokrotnie w swojej twórczości, przy czym był atakowany zarówno przez skrajnych polskich narodowców jako żydowski antypolak, jak i skrajnie ortodoksyjnych Żydów jako zdrajca…

Według jego biografa Mariusza Urbanka Julian Tuwim miał poczucie, że jest „niczyj” i przez całe swoje życie borykał się ze swoją tożsamością narodową. W swoim wywiadzie na ten temat M. Urbanek stwierdził m.in.:

Tuwim miał poczucie, że jest niczyj. Dla tak zwanych prawdziwych Polaków, dla prasy prawicowej był Żydem, który świetnie nauczył się pisać po polsku i uzurpował sobie rangę polskiego pisarza. Dla tak zwanych z kolei 'prawdziwych Żydów' był po prostu zdrajcą własnych korzeni. Tuwim sam napisał, że dla niego prawdziwą ojczyzną jest język polski, nie Polska a właśnie polszczyzna. Tylko ten język go zresztą nigdy nie zdradził, wszyscy inni zapierali się Tuwima, odmawiali mu prawa i do bycia Polakiem i do bycia Żydem, język nie zdradził go nigdy (…)

- Pochodził z rodziny zasymilowanej, choć przestrzegano w niej pewnych form, takich jak obrzezanie. Ślub z ukochaną Stefanią Tuwim brał w synagodze, ale w jego domu rodzinnym nie mówiło się w ogóle w jidisz, tego języka Tuwim, który uwielbiał uczyć się języków, nie znał. Wyśmiewał "żydłaczenie", czyli charakterystyczne przekręcanie języka polskiego. "Czarni, chytrzy, brodaci/ Z obłąkanymi oczyma/ W których jest wieczny lęk/ W których jest wieków spuścizna/Ludzie /Którzy nie wiedzą, co znaczy ojczyzna/ Bo żyją wszędy/Tragiczni, nerwowi ludzie/ Przybłędy" - tak przedstawił społeczność współbraci w wierszu "Żydzi". Wypominano mu te wiersze, ale też skecze, satyry, w których wykpiwał Żydów, właściwie przez cały okres swojego życia w II RP.

Innym razem poeta napisał: "Daleki oczywiście od antysemityzmu, zawsze byłem, jestem i będę przeciwnikiem umundurowanych brodaczy i ich hebrajsko-niemieckiego bigosu oraz tradycyjnego kaleczenia mowy polskiej. Najwyższy czas, panowie, obciąć długopołe kaftany i kręcone pejsy, a także nauczyć się szacunku dla języka narodu, wśród którego mieszkacie". Tuwim nie utożsamiał się z Żydami, miał im za złe, że mieszkając w Polsce nie czują żadnego związku z tym krajem, żadnej odpowiedzialności za jego los. Pisał zresztą o tym językiem używanym zazwyczaj przez antysemitów. Tuwim uważał jednak, że ma prawo do takiego języka, bo sam jest Żydem, i próbuje powiedzieć innym ludziom - także Żydom, że tak nie można, trzeba albo wyjechać, albo próbować jakoś znaleźć swoje miejsce w kraju w którym się żyje.

 "Tuwim nie pisze po polsku, lecz tylko w polskim języku (...), a jego duch szwargoce" - donosiło "Prosto z mostu" w latach 30. Tuwim był widoczny, cieszył się popularnością gwiazdy telewizji w epoce przed wynalezieniem telewizora. Był na celowniku, wręcz prowokował swoim powodzeniem. Nazywano go "żydowskim pornografem" po publikacji wiersza "Wiosna" w 1918 roku, z powodu pochodzenia nie przyjęto go do Polskiej Akademii Literatury, utrzymywano, że jego wiersze "zażydzają" polską literaturę, "cuchną cebulą". Określano go też mianem "gudłajskiego Mickiewicza".

(…) Na pewno istniała u Tuwimów jakaś rodzina skłonność, która zaprowadziła matkę poety do szpitala psychiatrycznego. Adela Tuwim miała zresztą obsesję właśnie na punkcie antysemickich ataków na syna i strachu o niego.

Sam poeta długo próbował lekceważyć prawicową prasę, wyśmiewał się z oponentów w kabaretowych skeczach, na łamach "Wiadomościach Literackich". Ale frustracja gdzieś się w nim odkładała, znajomi wspominali narastającą obsesję poety, który reagował na ataki coraz gwałtowniej. Na początku lat 30. u Tuwima zaczęły się stany lękowe, które przerodziły się w agorafobię tak skrajną, że całymi miesiącami poeta nie był w stanie wyjść z domu, leżał w pokoju za zasłoniętymi kotarami. Te okoliczności były też podstawowym powodem jego wyborów politycznych. Tak bardzo bał się, że Polska po wojnie odrodzi się taka sama, że uznał komunizm za jedyną tamę faszyzmu. Było to myślenie bardzo naiwne. (…)

W roku 1943, już po tym, jak do Ameryki, gdzie Tuwim spędził część II wojny światowej, zaczęły docierać informacje o Holokauście, Tuwim ogłosił manifest, który nazywał "My Żydzi Polscy". Zadedykował go matce, która zginęła w otwockim getcie. Wyjaśniał w nim Żydom, dlaczego czuje się Polakiem, a Polakom - dlaczego czuje się Żydem. "Jestem Polakiem, bo tak mi się podoba. To moja ściśle prywatna sprawa, z której nikomu nie mam zamiaru zdawać relacji, ani wyjaśniać jej, tłumaczyć, uzasadniać". Dalej poeta wyjaśnia, dlaczego, mimo że czuje się Polakiem, zatytułował tekst "My, Żydzi polscy". Pisze o "rzece krwi Żydów" jaką wytoczono podczas Zagłady: "I w tym oto nowym Jordanie przyjmuję chrzest nad chrzty: krwawe, gorące, męczennicze braterstwo z Żydami". Ale środowiska żydowskie nie przyjęły tego manifestu dobrze, pytano poetę +gdzieś pan był wcześniej panie Tuwim?+.
(…)
- Patrząc na zewnętrzne objawy w publikacjach, można tak sądzić (że J. Tuwim był pupilem władzy zarówno w II RP, jak i po wojnie – dop K.J.) - podobne słowa i podobne zachowania. Ale taka ocena jest niesprawiedliwa. Fascynacja, uwielbienie dla Piłsudskiego było szczere, dość powszechne dla inteligencji polskiej w II RP. Natomiast to, co Tuwim pisał po roku 1946 w Polsce, to klasyczny efekt "cyrografu z diabłem". Jeszcze w latach 40. tak bardzo ufał komunistom, że interweniując u Bieruta ocalił życie żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych, a więc formacji bardzo sobie obcej ideologicznie, Jerzego Kozarzewskiego. Potem jednak władza zaczęła stawiać Tuwimowi wymagania, znacznie wykraczające poza to, co mógł i chciał im dać. Zaczęły się problemy. Nie groziło mu chyba aresztowanie, choć obawiał się tego, ale groziła mu marginalizacja. Okazało się, że musi czekać kilka lat na wydanie "Kwiatów polskich", że "Bal w operze" nie może się ukazać, a jego wiersze są odsyłane przez redakcje jak nowicjuszowi (..).
- Historia "Balu w operze" jest bardzo charakterystyczna dla polskiej historii XX wieku. "Bal" powstał w 1936 roku, przedstawiał degenerującą się władzę sanacji. W II RP absolutnie nie mógł się ukazać, został wydrukowany w kilku egzemplarzach, w wielkim sekrecie, krążył w odpisach. Po 1945 roku mogło się wydawać, że taki paszkwil na sanację jest wspaniałym prezentem Tuwima dla komunistów. Komuniści jednak zrozumieli, że to utwór uniwersalny, odnoszący się do każdej władzy. Fragmenty "Balu" ukazały po wojnie w "Szpilkach", ale całość doczekała się publikacji dopiero w roku 1982. W wolnej Polsce ten paszkwil na władzę to chyba najżywiej odbierane dzieło Tuwima [1]”.

Mariusz Urbanek wskazuje jasno jakie dylematy towarzyszyły życiu Juliana Tuwima.
Zapewne jest wiele osób, które do dzisiaj nie mogą uporać się ze swoją tożsamością narodową. Cały czas są gdzieś „na krawędzi”, nie wiedząc tak naprawdę, co jest dla nich istotne i być może najważniejsze. A język polski i polskość nie musi być dla nich alternatywą żydowskości. Postać J. Tuwima wskazuje im, że jednak warto czuć się Polakiem żyjąc na polskiej ziemi… Dlatego też dedykuję im wiersz właśnie J. Tuwima pt. „Żydzi”…

Żydzi
Julian Tuwim

Czarni, chytrzy, brodaci,
Z obłąkanymi oczyma,
W których jest wieczny lęk,
W których jest wieków spuścizna,
Ludzie,
Którzy nie wiedzą, co znaczy ojczyzna,
Bo żyją wszędy,
Tragiczni, nerwowi ludzie,
Przybłędy.

Szwargocą, wiecznie szwargocą
Wymachując długimi rękoma,
Opowiadają sobie jakieś trwożne rzeczy
I uśmiechają się chytrze,
Tajnie posiedli najskrytsze
Z miliarda czarnych, pokracznych literek
Ci chorzy obłąkańcy,
Wybrany Ród człowieczy!
Pomazańcy!
Pogładzą mokre brody
I znowu radzą, radzą...
- Tego na bok odprowadzą,
Tego wołają na stronę,
Trzęsą się... oczy strwożone
Rzucą szybko przed siebie,
Czy ktoś nie słyszy... 
Wieki wyryły im na twarzach
Bolesny grymas cierpienia,
Bo noszą w duszy wspomnienia
O murach Jerozolimy,
O jakimś czarnym pogrzebie,
O rykach na cmentarzach...
...Jakaś szatańska Msza,
Jakieś ukryte zbrodnie
(...pod oknami... w piątki... przechodnie...
Goje... zajrzą do okien... Sza! Sza-a-a!) [2]



środa, 5 listopada 2014

Trwa oktawa Dnia Zadusznego...

Trwa oktawa Dnia Zadusznego, podczas której można w Kościele Katolickim uzyskać za zmarłych odpust zupełny. Aby tak się stało należy odwiedzić pobożnie cmentarz, modląc się choćby tylko w myślach za zmarłych i spełniając przy tym zwykłe warunki odpustu: odmówienie Ojcze Nasz, Wierzę w Boga, modlitwy w intencjach Ojca Świętego, spowiedź, komunię świętą i zachowanie wolności od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.

Pamiętajmy o tych, którzy odeszli. Niech o nich wspomnienie będzie dla nas wskazaniem ziemskiej drogi do Domu Pana. Warto o nich pamiętać tak jakbyśmy chcieli żeby pamiętano nas...

Nikt wszakże nie był zapewne idealny za życia. Również my żyjący jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy różne grzechy. Ważne, żeby dążyć do świętości, która jest drogą do Szczęścia Wiekuistego. Starajmy się więc pamiętać o naszych bliskich zmarłych wspominając ich takimi jakimi byli: dla siebie samych, innych ludzi i dla Boga.

Być może pamięć o wielu z tych, którzy odeszli nie jest jasna i pełna rzewnego wspomnienia o ich ziemskiej miłości i dobroci dla bliźnich i Boga. Wielu przecież było za życia nikczemnikami, ale oni też mają prawo do Miłosierdzia Bożego. Pomódlmy się więc także za nich... być może nasza modlitwa otworzy im wrota z czyśćca do niebiańskiej szczęśliwości... Bo przecież nieznane są wyroki Boskie...

Może kiedyś i my potrzebować będziemy takiej modlitwy...

----------

Odeszli...
Pamięć o nich jest naszą historią, naszą przyszłością,
Ich dni, słowa i czyny - doświadczeniem,
Grób świadectwem ich ziemskiego istnienia,
Płomień zniczy naszym wiecznym człowieczeństwem,
Modlitwa – z nimi połączeniem...

Jesteśmy...
Szczęście to codzienne odczuwanie własnego istnienia i wolności od wszystkiego... więc bądź szczęśliwy i czuj, że każdego dnia istniejesz i nie jesteś niczym zniewolony...
Każde nawet najmniejsze zło jest tym największym złem a każde nawet najmniejsze dobro jest tym największym dobrem...
Pamiętajmy czym była nasza przeszłość i kształtujmy naszą teraźniejszość, bo od nich zależy nasza przyszłość!
Miarą dojrzałości i wielkości człowieka jest dostrzeganie przez niego własnej małości... w nieuchronnym przemijaniu!

Odejdziemy...
Dokądkolwiek byśmy nie szli zawsze idziemy ku ziemskiej śmierci... zostawmy za sobą miłości, radości, mądrości i dobroci ślad...
Może i nam zapalą płomienne epitafium.


P.S.
Są takie dni w roku, gdzie raz napisawszy o nich, trudno coś zmienić lub twórczo coś nowego wykreować. Dlategoż w niniejszym tekście wykorzystałem niektóre fragmenty z mojego postu z roku 2011: Odeszli, Jesteśmy, Odejdziemy... oraz postu z 2012 roku: Oktawa Dnia Zadusznego okresem modlitwy za wszystkich zmarłych

I taka dygresja na koniec... Jak musi mocno boleć, gdy przekonani, że modlimy się u grobu kogoś najbliższego, nagle dowiadujemy się, że jest pochowany gdzie indziej lub ma swoje miejsce na cmentarzu jako osoba N/N. Pamiętajmy jednak, że nasze modlitwy zawsze docierają do tych, do których miały dotrzeć i do tego Najwyższego...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com