sobota, 29 maja 2021

J. Biden - prezydentura, która może zniszczyć suwerenność Polski!

J. Biden jeszcze w czasie kampanii wyborczej i tuż po zwycięstwie w wyborach w USA propagandowo zarzekał się, iż jest przeciwny budowie Nord Stream 2, ponieważ jest to inwestycja przede wszystkim zgodna z interesami rosyjskimi. Jeszcze pod koniec stycznia 2021 roku rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki informowała, że: "Prezydent USA Joe Biden niezmiennie uważa, że łączący Rosję z Niemcami gazociąg Nord Stream 2 to projekt zły dla Europy" [1]. Po kilku miesiącach zmienił jednak zdanie i nie nakładając ani nie przedłużając głębokich sankcji dla firm ten gazociąg budujący oświadczył, że jego zgoda na dokończenie budowy tegoż gazociągu wynika z tego, iż "jest on już prawie ukończony (...) i to nie jest tak, że mogę pozwolić na coś Niemcom albo nie. Byłem przeciwny Nord Stream 2 od samego początku, ale gdy objąłem urząd, gazociąg był prawie ukończony i wprowadzenie sankcji w tym momencie byłoby szkodliwe dla naszych relacji europejskich" [2]. 

Innymi słowy: "USA dały zielone światło dla budowy Nord Stream 2" [3]. I jest oczywiste, że J. Biden (a raczej K. Harris) podjął taką decyzję dla dobra Niemic i Rosji a wymowa jego słów oznacza, że dla niego dobre stosunki europejskie to dobre relacje z Niemcami. A to prowadzić będzie w prostej linii do odbudowy hegemonii Niemic w UE i kontunowaniu przez nie budowy swoistej IV Rzeszy opartej na ich dawnym projekcie Mitteleuropy [4]. 

Takie podejście jest całkowitym odejściem od polityki D. Trumpa, która skupiała się na: ograniczaniu roli Niemiec w Europie, budowie przeciwwagi dla Niemic i Rosji w postaci Trójmorza, wzmacnianiu wschodniej flanki NATO oraz popieraniu porozumienia V4 a do tego to właśnie to D. Trump wprowadził ostre restrykcje dla firm budujących NS2, uważając ten projekt za szkodliwy i dla całej Europy, i dla USA. 

Nie lubię być "złym prorokiem", ale zanim jeszcze J. Biden oficjalnie został prezydentem USA napisałem m.in. dwa posty. 

W pierwszym zatytułowanym: "Antypolska prezydencja Niemiec w UE" wskazałem m.in, iż: 

"Nie są przypadkowe wypowiedzi Niemki Katriny Barley o "zagłodzeniu finansowym" Polski i Węgier, tak jak nie są przypadkowe ataki na Polskę w niemieckich lub proniemieckich mediach (...) Wszystko to dzieje się teraz, kiedy ważą się losy przyszłego budżetu UE i kierunku jej rozwoju (...)  Ale Niemcy działają perspektywicznie i jest dla nich nie do pomyślenia, że Polska mogłaby się wybić na niezależność gospodarczą. I właśnie gospodarka Polski jest dla Niemic celem ataku. Nasze inwestycje w postaci Przekopu Mierzi Wiślanej, Via Baltica, Via Carpatia czy oczywiście konkurencyjny dla nich CPK są "solą w oku" dla niemieckiej gospodarki. Ponadto Idea Trójmorza również dla Niemic jest nie do przyjęcia i to mimo tego, że udają, iż jej sprzyjają. W ogóle jakikolwiek wzrost znaczenia Polski na arenie europejskiej czy szerzej światowej jest dla nich niewyobrażalny. Mają zakodowany gen antypolskości i nie zmienia się to przez wieki i mimo politycznych zaklęć nie zmieni się to ani teraz ani w przyszłości (...) Być może pewnym otrzeźwieniem dla nich mogłoby być jasne żądanie Polski o zadośćuczynienie za zbrodnie, które Niemcy dokonały na naszym narodzie w czasie II WŚ" [5].

A w drugim o tytule: "J. Biden - Czy to koniec Trójmorza i powrót do niemieckiej Mitteleuropy?" napisałem również m.in. i to:

"Pozbawieni "parasola ochronnego" w postaci USA (w przypadku zwycięstwa J. Bidena) możemy się spodziewać zachwiania lokalnych sojuszy zawieranych przez Polskę: V4 i Trójmorza. A to już zdecydowanie osłabi naszą pozycję międzynarodową. Dotychczasowy stosunek i wypowiedzi lewackiego prezydenta-elekta USA wobec Polski i Polaków są dla nas negatywne a nawet obrażające (...) Prezydent D. Trump zachowywał bardzo dużą rezerwę wobec dominacji Niemiec w UE i ich inklinacjom do realnego tworzenia kondominium rosyjsko-niemieckiego (...) Za czasów B. H. Obamy i chyba niemal przez całe 30 lecie Niemcy miały natomiast "zielone światło" dla realizacji swojej uwspółcześnionej idei  Mitteleuropy (...) Zmiana władzy w Polsce i prezydentura D. Trumpa wyraźnie zastopowały te niemieckie ciągotki, ale one dalej tkwią w świadomości politycznej Niemców i co gorsza: licząc na zmianę prezydenta w USA jeszcze w październiku Berlin zaproponował Waszyngtonowi, że będzie ich najlepszym sojusznikiem. Annegret Kramp-Karrenbauer, szefowa niemieckiej CDU i federalna minister obrony wygłosiła wówczas przemówienie w Steuben-Schurz Society, najstarszym niemieckim stowarzyszeniu promującym przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi. Zaznaczyła w nim, że Niemcy są gotowe do zmiany swej dotychczasowej polityki w kwestiach bezpieczeństwa, co nie tylko oznacza deklarację zwiększania własnego budżetu wojskowego, ale również zmianę głębszą polegającą na zmianie wektorów strategicznych sojuszy: kosztem Rosji i Chin Niemcy są zdecydowane powrócić do silnych relacji Berlina i Waszyngtonu, które dla niemieckiej polityk "są westbindung, czyli spoiwem, kotwicą która utrzymuje Niemcy w świecie wartości umownego Zachodu z konstytuującymi go demokracją i systemem rynkowym" (...) Ani przemówienie niemieckiej minister ani artykuł o tym nie wywołał jakiejś większej dyskusji w Polsce. Sprawa nie została zauważona a wynika z niej jedno: za kadencji J. Bidena możemy spodziewać się powrotu Niemiec jako europejskiego hegemona i największego sojusznika USA, co oczywiście odbędzie się kosztem Polski i degradacji znaczenia idei Trójmorza. Tym samym Niemcy powrócą do realizacji swojej polityki Mitteleuropy i będą miały najważniejszy wpływ na tzw. wschodnią flankę NATO. Sądzę, że administracja J. Bidena z ochotą przyjmie te niemieckie propozycje, co dla nas niestety oznacza powrót do roli wasala w zniemczonej Unii Europejskiej" [6]. 

A jeszcze - licząc na jakieś pozytywne dla Polski zwroty akcji - w poście zatytułowanym: "Niemiecka prezydencja UE - budowanie IV Rzeszy" kontynuowałem swoje obawy i nadzieje pisząc m.in.:

"W sytuacji gdy już niemal pewne jest objęcie prezydentury USA przez J. Bidena oraz gdy z końcem roku kończy się niemiecka prezydencja UE to Niemcy (czas ich goni) w ostatnich dniach przystąpiły do przyspieszenia działań, które mają na celu zbudowanie przez nich IV Rzeszy. Oczywiście chcą wymusić poddaństwo takich krajów jak Polska czy Węgry poprzez uzależnienie polityczno-ideologiczne wypłaty funduszy europejskich od mitycznej praworządności, co jest niezgodne z traktatami unijnymi. Do tego doszło jeszcze przyjęcie jakiejś "strategii" wobec LGBTIQ+, która w skrócie ma promować te środowiska wraz z możliwością np. adopcji dzieci przez pary "nienormatywne". "Strategia" ta przyjęta została na 5 lat a po upływie połowy tego okresu ma być sporządzony jakiś tam raport z realizacji owej "strategii" w poszczególnych krajach. Oczywiście i ta "strategia" nie ma nic wspólnego z zapisami traktatowymi.  Polska nie może się zgodzić ani na jedno ani na drugie. Mamy w zanadrzu możliwość zawetowania budżetu, co już zapowiedział premier M. Morawiecki. Prawdopodobnie takie posunięcie wykonają też Węgry. A czy inne kraje? Zobaczymy, bo być może sama groźba veta wpłynie na wycofanie się niemieckiej prezydencji z forsowania warunkowania uzyskiwania funduszy od tej niejasnej praworządności. Mam jednak obawy, że jednak Niemcy - zważywszy na wynik wyborów w USA -  nie będą skłonne do ustępstw. Poza tym chcą też wykorzystać czas pandemii do wzrostu własnego znaczenia geopolitycznego i politycznego reglamentowania dystrybucji pomocy unijnej w ramach pandemicznego funduszu wsparcia" [7]. 

Niestety niemal wszystkie złe konstatacje i przeczucia na temat prezydentury J. Bidena się sprawdzają. Podobnie jest w przypadku Niemiec czy Rosji. I naprawdę Polsce dziś zagraża utrata suwerenności, tym bardziej że jednak ulegliśmy Niemcom i podpisaliśmy, i przyjęliśmy unijny budżet wraz z Funduszem Odbudowy. W ten sposób straciliśmy kolejny kawałek naszej resztki suwerenności i niepodległości na rzecz sfederalizowanej UE a tak naprawdę IV Rzeszy Niemieckiej. Temu nikt nie może zaprzeczyć. Po raz pierwszy bowiem zgodziliśmy się na to, by być żyrantem długów innych państw w UE (uwspólnotowienie długów) a do tego pozwoliliśmy, by UE mogła - również po raz pierwszy - narzucać podatki w państwach członkowskich, w tym w Polsce. A jakby tego wszystkiego było mało to zgodziliśmy się na warunkowość przyznawania tychże środków unijnych, np. ze względu na przestrzeganie przez nasz kraj mitycznej unijnej "praworządności", pod którą można wtłoczyć wszystkie lewackie pomysły jak np. zgodę na adopcję dzieci przez pary homoseksualne lub też na "zielony ład" rujnujący nasze kopalnie i elektrownie węglowe. 

Tak, za czasów D. Trumpa postawiliśmy wszystkie swoje karty na USA, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej. I w sumie był to dobry kierunek, ale zarazem krótkowzroczny, bo zawsze należy mieć jakąś alternatywę, którą można wykorzystać, gdy nagle dotychczasowy sojusznik zmieni optykę swoich działań i preferencji geopolitycznych. W polityce międzynarodowej w każdej chwili należy być gotowym na taką zmianę, która winna być zawsze z korzyścią dla określonego kraju. Pamiętam, że taką "jaskółką" była wizyta prezydenta A. Dudy w Chinach, która dawała nadzieję, że Polska zaczyna myśleć samodzielnie i wielowektorowo. Niestety - zapewne pod naciskiem USA - rozmowy z Chinami na temat ich Nowego Jedwabnego Szlaku, w ramach którego pod Łodzią miał być wybudowany hub transportowy dla całej Europy i Rosji, stanęły w miejscu. 

A teraz? USA znów stawiają na Niemcy i ewentualnie na Rosję w "wojnie" o hegemonię właśnie z Chinami. Stąd ta ich zmiana polityki wobec naszej części Europy. 

Prof. Tomasz  Grzegorz Grosse - politolog, socjolog, wykładowca UW w wywiadzie dla TVP Info zwraca uwagę m.in. na następujące obszary naszej polityki zagranicznej: 

"Stany Zjednoczonej chcą się skupić na konflikcie z Chinami, a poprzez dobre stosunki z Berlinem przeciągnąć całą Europę na swoją stronę. Chodzi o to, by w konflikcie z Pekinem mieć Europę za sojusznika (...) Ceną, którą USA muszą zapłacić za taki sojusz, jest „zgoda na budowę NS2, ale również pewne skoncentrowanie się na Berlinie kosztem Europy Środkowej” (...) Takie podejście amerykańskie „oddaje inicjatywę Niemcom w tym regionie w zakresie uzgadniania kwestii strategicznych, takich jak relacje z Rosją lub więzi transatlantyckie” (...) Mówi, że w takiej sytuacji po pierwsze musimy „zrewidować swój stosunek do Stanów Zjednoczonych, jako bezapelacyjnego wsparcia w razie agresji ze strony rosyjskiej”. Musimy stale modernizować swoje siły zbrojne i wzmacniać swój potencjał wojskowy. Potrzebujemy wiele elementów odstraszania (...) Po drugie warto się zastanowić nad polityką wobec Berlina. Jeżeli godzimy się na bycie strefą wpływów Niemiec, powinniśmy zainwestować w jak najlepsze relacje z RFN. Jeżeli jednak taka rola nie do końca nam odpowiada, trzeba wzmacniać swoją pozycję względem Berlina (...) 

Aby faktycznie stawać się dla Niemiec rzeczywistym partnerem, a nie satelitą, trzeba iść w trzech kierunkach.  Jako pierwszy element prof. Tomasz Grzegorz Grosse wymienia wykazywanie się bardzo dużą aktywnością w regionie Europy Środkowej i Wschodniej, czyli wzmacnianie swojego potencjału geopolitycznego. To zmniejsza naszą asymetrię w relacji z Berlinem, ale także ogranicza apetyty Rosji na odbudowę strefy wpływów w naszej części Europy. Wskazując na drugi środek wymienia „zmniejszanie przepaści ekonomicznej, która powoduje, że dziś w dużej mierze wciąż jesteśmy podwykonawcą dla firm niemieckich”. Cały nasz rozwój i model przemysłu zasadza się na tym, że jesteśmy podwykonawcami. Warto więc dywersyfikować swoją gospodarkę, zmniejszać zależność od udziału w łańcuchach produkcji niemieckich korporacji, mocniej budować potencjał technologiczny krajowych firm, współpracować z innymi partnerami, w tym wykorzystywać potencjał Trójmorza. Trzeci czynnik to modernizacja krajowego przemysłu zbrojeniowego. Jego rozwój mógłby być kołem zamachowym dla budowania swojej przewagi nad innymi gospodarkami, ale jest również bardzo istotny z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. 

W rozmowie z portalem tvp.info ekspert mówi, że biorąc pod uwagę zmieniającą się sytuację międzynarodową, warto również niezmiennie poszukiwać nowych relacji i wzmacniać stosunki z różnymi partnerami na świecie. W tym kontekście bardzo ważna jest choćby ostatnia wizyta prezydenta Andrzeja Dudy i przedstawicieli rządu w Turcji. Jest to państwo nie tylko stanowiące geograficzne przedłużenie Trójmorza, ale również niechętne wobec odbudowy dawnej strefy wpływów przez Rosję. Dodaje, że warto też rozwijać nasze relacje z Pekinem. Chiny są jednym z największych światowych mocarstw. Mają ogromny wpływ na relacje geopolityczne, w tym kwestię bezpieczeństwa w Europie Środkowej. Chcąc budować swoją pozycję, musimy stale rozmawiać z wieloma różnymi partnerami" [3]. 

Dużo tekstu, ale trudno nie zgodzić się z profesorem. 

Jesteśmy dziś w nowej sytuacji geopolitycznej. Prezydentura J. Bidena będzie dla nas latami bardzo trudnymi. Trzeba się liczyć, że Niemcy zintensyfikuję swoje działania dla budowy swojej hegemonii w UE kosztem naszej części Europy i dezintegracji takich międzynarodowych i pomijających Niemcy umów jak V4 czy Trójmorze. Przykład Kopalni Turów daje wiele do myślenia i spowodował rozdźwięk między Czechami a Polską - przypadek? Nie sądzę i wydaje mi się, że już wkrótce nastąpią próby skłócenia nas ze Słowacją czy Węgrami. 

Do tego Niemcy będą miały decydujący wpływ na odbudowę tzw. kondominium niemiecko-rosyjskiego a tym samym prawdopodobny jest kolejny "reset" w stosunkach USA-Rosja a to dla nas nie wróży nic dobrego: już jeden taki obanowski "reset" zakończył się tragedią pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku. 

Sytuacja jest więc niewesoła i teraz - mimo nieraz występujących u nas zastrzeżeń - winniśmy wszystko robić, aby to PiS utrzymał się u władzy, bo inaczej już realnie staniemy się podwykonawczym landem niemieckim, jako ich tania siła robocza a o naszej suwerenności będziemy mogli tylko z rozrzewnieniem przeczytać w książkach historycznych. 

Nie mogą w obecnej sytuacji geopolitycznej do władzy powrócić lub ją objąć ludzie, którzy już dziś (a nawet wcześniej) stawiają na Niemcy jak PO czy wcześniej Nowoczesna a dziś ruch Sz. Hołowni. "Niemiecka prasa rozpływa się na temat Hołowni: “Polityczna nadzieja Polski”. Wcześniej w podobnym tonie pisali o Petru" [8]. Warto nieraz zajrzeć do prasy niemieckiej i zastanowić się kogo ona promuje w Polsce. To daje odpowiedź na pytanie: Kogo Niemcy uważają dziś za swojego "polskiego" sojusznika? Niestety wielu Polaków widzi nasz kraj jako podległy Niemcom i to jest smutne. Szczególnie w nowej i obecnej szybko zmieniającej się sytuacji międzynarodowej. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 27 maja 2021

"Loteria szczepionkowa" - kuriozum przechodzące w śmieszność!

Muszę się przyznać, że usłyszawszy o ''loterii szczepionkowej" nie mogłem powstrzymać szyderczego śmiechu. 

Otóż bowiem dowiedziałem się, że dla zaszczepionych polski rząd wymyślił jakąś loterię, w której jest wiele nagród [1]: 

• 500 zł dla co dwutysięcznej zaszczepionej osoby – nagroda gwarantowana;
• nagrody po 50 tys. zł – losowane co tydzień;
• także w losowaniu do wygrania: hulajnogi elektryczne, vouchery na paliwo, czy ubezpieczeniowe;
• dwa razy po 100 tys. zł plus samochód hybrydowy– losowanie co miesiąc;
• w finale dwa razy po 1 mln złotych i również samochód hybrydowy.

Michał Dworczyk, pełnomocnik rządu ds. akcji szczepień przeciw COVID-19 powiedział, że "to będzie zadanie realizowane przez Totalizator Sportowy, który będzie spółką wiodącą. (...) Poza Totalizatorem włączy się w to także szereg spółek skarbu państwa (...) a udział mogą brać też Ci, którzy już się zaszczepili - nikt nie zostanie wykluczony. (...) Formuła loterii będzie umożliwiać także dołączenie się do niej samorządom" [2]. 

Całość ma kosztować ponad 140 mln zł. 

Doprawdy, większego kuriozum już dawno nie słyszałem, choć tak naprawdę nie jest mi do śmiechu. Czyżby taka loteria miała skłonić Polaków do jeszcze większej skłonności do przyjmowania szczepień? A może jest to pierwszy krok do przyszłego ich obowiązku i wprowadzenia tzw. paszportów szczepionkowych? No, bo jaka może być wtedy argumentacja?: przecież zrobiliśmy wszystko aby skłonić rodaków do zaszczepienia a jeżeli tego nie zrobili to ich wina i muszą się zgodzić na paszportowe obostrzenia! 

Nie ukrywam i nigdy nie ukrywałem, że jestem sceptyczny wobec obecnie dostępnych szczepionek na COVI-19. Zbyt krótko były sprawdzane i tak na dobrą sprawę nikt nie wie, jakie mogą być ich przyszłe skutki uboczne. Tym bardziej nie wyobrażam sobie, że mogą stać się obowiązkowe i może nastąpić segregacja ludzi ze względów sanitarnych. To byłoby wbrew prawom człowieka i naszej Konstytucji RP. Ta moja awersja jest tylko potęgowana faktem, iż najprawdopodobniej koronawirus powstał ludzką ręką a obecny nacisk na przeprowadzanie szczepień jest chyba wynikiem działania międzynarodowego lobby farmaceutycznego. Mają ewentualnie o co walczyć - o miliardy dolarów i cykliczne przyszłe zyski ze sprzedaży szczepionek. Już teraz chcą szczepić nawet dzieci, choć wcześniej mówili, iż te szczepionki nie są przeznaczone dla nich i kobiet w ciąży. Co się więc w międzyczasie zmieniło? 

Niestety, nawet polski rząd przyjął taktykę nakłaniania społeczeństwa do sczepień. Ta kuriozalna i śmieszna w swojej wymowie "loteria szczepionkowa" jest tego przykładem. Już taką podobną loterię przeprowadzono w stanie Ohio w USA, ale nawet w UE nie ma takiego przypadku. Czy naprawdę musimy być pierwsi i "stawać przed szereg"? I tak przecież ogólnie Polacy się szczepią i chyba w tym zaszczepianiu są na początku krajów unijnych. Po co więc dodatkowe i śmieszne w swej wymowie zachęty? Bądźmy pierwsi w Europie, ale w innych obszarach niż wątpliwe szczepienia na COVID-19. 

I niech rząd przestanie traktować Polaków jak idiotów, którym wystarczy dać obietnicę jakiejś tam wygranej, żeby posłusznie poddawali się takiej indoktrynacji i przyszłemu zniewoleniu. Naprawdę nie jesteśmy aż tak głupi! 

[1] KPRM

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 25 maja 2021

Oj dzieje się! O co chodzi "Żelaznemu Marianowi"?

Marian Banaś, szef NIK-u to człowiek o pięknej opozycyjnej historii i bardzo wpływowy człowiek w niby wolnej Polsce po 1989 roku. 

Bywał w komunistycznym więzieniu ze względów politycznych, kierował Polską Partią Niepodległościową, przeszedł w międzyczasie ROPCiO, KPN,  ROP i LPR. "Doradzał ministrowi spraw wewnętrznych Antoniemu Macierewiczowi w okresie rządu Jana Olszewskiego. W 1992 podjął pracę w Najwyższej Izbie Kontroli, stając się współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego. W NIK był zatrudniony do 2005 na różnych stanowiskach (m.in. głównego specjalisty i doradcy prawnego). W wyborach parlamentarnych 25 września 2005 otwierał listę kandydatów Ligi Polskich Rodzin do Sejmu w okręgu częstochowskim, nie uzyskując mandatu. Od 21 listopada 2005 do 2 stycznia 2008 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, w tym od 28 listopada 2005 także szefem Służby Celnej. 19 listopada 2015 ponownie objął oba te stanowiska. 9 grudnia 2016 powołany był na stanowiska sekretarza stanu w Ministerstwie Finansów, a także szefa Krajowej Administracji Skarbowej. Obowiązki w KAS objął z chwilą jej powstania 1 marca 2017 (dzień wcześniej została zlikwidowana Służba Celna, a jej struktury wcielono do Krajowej Administracji Skarbowej). 4 czerwca 2019 prezydent Andrzej Duda powołał Mariana Banasia na stanowisko ministra finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego. W konsekwencji ustąpił ze stanowiska szefa KAS. 27 czerwca 2019 został powołany przez prezydenta w skład Rady Dialogu Społecznego. 30 sierpnia 2019 został wybrany przez Sejm na prezesa Najwyższej Izby Kontroli; tego samego dnia jego kandydaturę zatwierdził Senat. Również 30 sierpnia został odwołany z funkcji ministra, a także złożył ślubowanie przed Sejmem, obejmując funkcję prezesa NIK" [1].

To piękne karty w jego życiorysie, choć "21 września 2019 magazyn śledczy Superwizjer (TVN24) wyemitował reportaż sugerujący związki Mariana Banasia ze światem przestępczym. 23 września 2019 Marian Banaś „zawiesił swoją działalność w NIK” do czasu zakończenia przeprowadzanej przez Centralne Biuro Antykorupcyjne kontroli jego oświadczeń majątkowych. Po wyborach parlamentarnych z 13 października 2019 zaczęły pojawiać się doniesienia w niektórych mediach, jakoby złożył rezygnację z pełnienia funkcji prezesa Najwyższej Izby Kontroli, ale zostały one zdementowane. 17 października Marian Banaś powrócił z bezpłatnego urlopu do wykonywania swoich obowiązków prezesa NIK. W związku z ustaleniami kontroli 29 listopada 2019 Centralne Biuro Antykorupcyjne skierowało do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Mariana Banasia. W zawiadomieniu CBA wskazuje na podejrzenie złożenia przez Mariana Banasia nieprawdziwych oświadczeń majątkowych, zatajenie faktycznego stanu majątkowego oraz nieudokumentowanych źródeł dochodu" [2].

Przedstawiłem te informacje, aby każdy mógł poznać przeszłość M. Banasia. Naprawdę imponującą.

Tym bardziej się dziwię, co takiego się stało, że dziś podejmuje takie a nie inne decyzje. Dzisiejsza konferencja prasowa, podczas której M. Banaś poinformował, iż złożył po kontroli organizacji wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym z maja 2020 r. zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego oraz ministra aktywów państwowych Jacka Sasina jest tak naprawdę swoistym prawnym kuriozum. 

Dodatkowo ""na konferencji NIK poinformowano, że zawiadomienia w sprawie Sasina i Kamińskiego dotyczą niedopełnienia obowiązków wynikających z decyzji wydanych przez premiera w sprawie organizacji wyborów korespondencyjnych. Podkreślono, że choć zdaniem NIK zostały one wydane bezprawnie, to „funkcjonowały w obrocie prawnym” i podmioty, do których decyzje były skierowane nie skorzystały z prawa zaskarżenia decyzji, a w związku z tym były zobowiązane do ich wykonania. 
Wskazano, że ministrowie ci „byli zobowiązani do zawarcia stosownych umów z Pocztą Polską S.A. oraz z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych S.A., a mimo to nie wykonali ciążących na nich obowiązków”" [3]. Dodatkowo NIK podkreślił, że '"czym innym jest wydanie decyzji, która byłaby pozbawiona podstawy prawnej, a czymś innym jej wykonanie. Stwierdził, że należy podkreślić, że do czasu wydania przez sąd - czyli sprawa jest tutaj na etapie Naczelnego Sądu Administracyjnego - stosownego orzeczenia, decyzja jest obowiązującym źródłem obowiązków dla podmiotów wskazanych w tej decyzji. Dodatkowo NIK podkreślił również, że badając sprawę wziął pod uwagę opinie Prokuratorii Generalnej RP, które były w dyspozycji premiera Mateusza Morawieckiego, zanim zostały wydane decyzje w sprawie przygotowań do wyborów korespondencyjnych oraz Departamentu Prawnego KPRM, które „nie pozostawiały suchej nitki na projekcie decyzji, który konsultowały (...) Jak wyliczono, obie te opinie zwracały uwagę na brak związku pomiędzy przygotowaniem wyborów korespondencyjnych, a celem w postaci ograniczenia rozwoju pandemii Covid-19 i zabezpieczenia zdrowia Polaków.”" [4].

Warto się skupić na zarzutach stawianych przez M. Banasia. Z jednej strony bowiem zarzuca premierowi bezpodstawność podejmowanych konstytucyjnie kroków w celu przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych a z drugiej strony "na siłę" zarzuca ministrom niewykonywanie tejże "nieprawnej" decyzji. To jakaś prawna schizofrenia.

Nie wiem, co zaszło między J. Kaczyńskim a M. Banasiem. Być może najzwyczajniej w świecie się po prostu pokłócili i dziś szef NIK-u się po ludzku, ale bezklasowo mści, bo naprawdę bardzo trudno jest usunąć go ze stanowiska. A może jest jakieś źdźbło prawdy w tym, że M. Banaś miał jakieś nielegalne dochody, choćby z wynajmowania swojej willi dla Agencji Towarzyskiej. Co prawda to tylko jakieś medialne pomówienia i poszlaki, ale podobno "w każdej plotce jest część prawdy". Tego nie wiem i nie chciałbym dziś tego przesądzać. Może być i tak, że szef NIK-u broni swojej rodziny przed pomówieniami i to jest dziś jego głównym celem a nie jakieś bronienie prawa. Jeżeli tak, to faktycznie jest to zwykły i zrozumiały ojcowski odruch, z tym, że na takim stanowisku nie powinien mieć decydującego znaczenia. 

Osobiście jednak wierzę, że cała przeszłość M. Banasia nie została przez niego przekreślona przez jakieś osobiste niesnaski z J. Kaczyńskim a tym bardziej, iż obecnie kieruje się tylko subiektywną nienawiścią do PiS-u i osobistą obroną gniazdka swojej rodziny. 

Ja wiem, że władza ma różne pokusy, też finansowe, ale prawdziwi mężowie stanu są w stanie im się nie poddawać. Zobaczymy czy M. Banaś tym mężem stanu jest. Przyszłość to pokaże, choć ja jestem trochę skonfundowany obecną jego postawą. Przecież rząd w 2020 roku działał w stanie wyższej konieczności. Nie wiedzieliśmy co niesie ze sobą koranawirus a wybory trzeba było przeprowadzić dla konstytucyjnego zachowania ciągłości władzy i wybory korespondencyjne wydawały się najlepszą ich formą, tym bardziej, że i inne kraje oraz regiony świata takie wybory przeprowadzały. Czy naprawdę warto dziś oskarżać o to premiera i ministrów? 

[2] Tamże
[4] Tamże

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

Kopalnia w Turowie - być może się uda! Ale co dalej?

Nocne rozmowy premiera Mateusza Morawieckiego z premierem Czech Andrejem Babiszem na temat naszej kopalni węgla brunatnego w Turowie prawdopodobnie przyniosły sukces i Czechy w wyniku tego porozumienia zgodziły się "wycofać wniosek do TSUE. To porozumienie przede wszystkim zakłada wieloletnie projekty z udziałem strony polskiej w wysokości do 45 mln euro (...) Szef polskiego rządu podkreślił, że współfinansowanie ze strony polskiej oznacza udział środków z budżetu państwa, samorządów oraz spółki PGE, która jest właścicielem kopalni i elektrowni Turów." [1]. 

Niestety inaczej to widzi A. Babisz, który stwierdził: "Czeski rząd nie planuje wycofania wniosku do TSUE ws. kopalni Turów, ponieważ nie osiągnięto jeszcze porozumienia z Polską (...) Nie zgodziłem się na wycofanie skargi z TSUE, pozew nadal obowiązuje" [2]

Tak więc mamy odmienny dwugłos premierów Polski i Czech. Na którym mamy się opierać? Rzecznik polskiego rządu na Twitterze odniósł się do całej sytuacji następująco: "Wczoraj odbyło się spotkanie zespołu, na którym ustalono ramy umowy między PL i Czechami. Porozumienia, w ramach którego zadeklarowano wycofanie skargi. Trwa przygotowanie finalnej umowy. Przed chwilą premierzy potwierdzili ustalenia przy porannym spotkaniu przed Radą Europejską (...) Pojawiające się w mediach przeinaczenia wynikają z faktu, że wycofanie skargi ma się odbyć po podpisaniu finalnego porozumienia. Co jest oczywiste przy tego typu umowach" [3]. 

Zobaczymy jak całe to zamieszanie się skończy, ale należy mieć nadzieję, że pozytywnie dla strony polskiej. Jeżeli tak się stanie to będzie to niewątpliwy sukces zważywszy, że w Czechach i Niemczech jest po kilka przygranicznych podobnych kopalni, które są konkurencją dla naszej i prawdopodobnie całe to zamieszanie wynikało z tego, iż Czechy z Niemcami chciały pozbyć się takiego konkurencyjnego podmiotu w Polsce, co zmusiłoby nas do kupowania węgla lub energii z tych krajów. Wydaje się więc, iż wniosek Czech do TSUE o wydanie decyzji o zamknięciu kopalni w Turowie był przede wszystkim biznesowy. Ale jednak szkoda, że takie porozumienie (jeżeli do niego dojdzie) będzie nas niestety drogo kosztowało, bo aż 45 mln Euro a trzeba pamiętać, że w Turowie już trwają duże inwestycje jak m.in. w ekrany przeciwfiltracyjne, których koszt ma wynieść około 17 mln zł. [4].

Ale czy tylko? Raczej nie, bowiem decyzja TSUE tak naprawdę była pierwszą tak poważną ingerencją w nasze państwo w obszarze gospodarczym. A do tego podjętą - według informacji prasowych - jednoosobowo. Szkoda, że Czechy zdecydowały się na taki krok, który mógł rozchwiać całą współpracę w ramach Grupy Wyszehradzkiej, choć sądzę, że ewentualny sukces negocjacyjny naszego premiera będzie też wynikał z pozytywnych doświadczeń z tejże współpracy.  Oby się udało, choć nic nie jest jeszcze pewne. 

Tyle tylko, że decyzja TSUE tylko potwierdziła fakt, iż UE uzurpuje sobie prawo odgórnego ustanawiania porządków w krajach członkowskich i to w coraz szerszym zakresie. Niedawno się dowiedzieliśmy, że nasza Konstytucja jest aktem prawnym niższej rangi od prawa unijnego, na co niestety się ogólnie zgodziliśmy podpisując np. Traktat Lizboński. Więc teraz nie ma co się zadziwiać, że powoli, bo powoli, ale unijne instytucje (w tym TSUE) coraz bardziej ingerują w wewnętrzne sprawy unijnych państw, stosując strategię "gotowania żaby" lub też "dwa kroki do przodu, jeden do tyłu". Główny długookresowy cel, który przyświeca lewackim elitom unijnym a więc budowa federacyjnego Jednego Państwa Europa z dominującą pozycją Niemiec rozpisany jest na lata. 

Niestety realizacja tego celu w krajach Starej Europy jest już na ukończeniu: społeczeństwo zostało tam już tak rozmiękczone, że przestało stawiać opór, który jeszcze tli się w krajach, które przeżyły czasy komunistyczne. Bo tak naprawdę przecież UE to ZSRR-bis, czyli Związek Socjalistycznych Republik Europejskich. Nawet nazewnictwo mają w niektórych elementach podobne, jak np. "komisarze". 

Dlatego też obawiam się, że UE będzie dalej naciskała na Polskę i będzie ją sondowała ("grillowała") jak w przypadku kopalni w Turowie. Teraz jeszcze być może się uda, ale jak będzie w przyszłości? Tego nie wie nikt, tym bardziej, że elity unijne mają zdradzieckie wsparcie naszej totalnej (totalitarnej) opozycji a sytuacja międzynarodowa jest dynamiczna i raczej zmierza w niedobrym dla nas kierunku. 

Powoli bowiem tracimy sojusznika w postaci USA, na którego postawiliśmy wszystkie karty. J. Biden (albo bardziej prawidłowo: K. Harris) już zapowiada rezygnację z sankcji dla firm budujących Nord Stream 2 a to oznacza bardzo bliski kolejny reset stosunków USA-Rosja, co prawdopodobnie zakończyło się niemal pewnym mordem naszej elity pod Smoleńskiem. Zagrożona jest współpraca V4, bo to Czechy wystąpiły do TSUE o decyzję o zamknięcie naszej kopalni w Turowie i będzie to - mimo ewentualnego porozumienia - pamiętane przez obie strony, co może powodować wzajemną nieufność. Brak wsparcia USA zagraża też projektowi Trójmorza. 

Sytuacja jest więc niewesoła. Zostaliśmy w UE niemal sami z Węgrami, które są zbyt małe, aby mieć jakiś decydujący wpływ na UE a poza tym różnimy się z nimi stosunkiem do Rosji. Jak już pisałem dla mnie jedynym wyjściem jest jednak coraz głośniejsze wzywanie do Polexitu i sądzę, że coraz więcej osób w Polsce zacznie o nim myśleć. Decyzja ws. Turowa jest pierwszą taką, którą możemy - mimo prawdopodobnego consensusu - wykorzystać do promocji tego pomysłu. Być może sama zapowiedź o wyjściu z UE podziała na unijne elity otrzeźwiająco. Może...

P.S.
Tak dygresyjnie. Po co nasz premier "wychodzi przed szereg" i ogłasza coś, co nie jest jeszcze ustalone i podpisane przez Polskę i Czechy. W ten sposób stawia premiera Czech "pod ścianą", co może zagrozić ewentualnemu porozumieniu. Tak się nie prowadzi negocjacji: ogłasza się publicznie ich wyniki dopiero wtedy, gdy wszystko już jest jasne, dogadane i podpisane. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 23 maja 2021

A. Szemplińska vs. R. Brzozowski - sprostowanie

W swoim poście pt. "Alicja Szemplińska vs. Rafał Brzozowski", który zamieściłem w następujących forach internetowych: 


zawarłem w trybie oznajmującym a nie przypuszczającym informację jakoby wybór R. Brzozowskiego do reprezentowania naszego kraju na Eurowizji 2021 w Rotterdamie był jednoosobowym wyborem dokonanym przez prezesa TVP S.A. Jacka Kurskiego. 

Drogą e-mailową Zespół Rzecznika TVP oznajmił mi, iż "Wzywamy do skorygowania lub sprostowania wpisu na portalu salon24 w związku z tym, że zawiera on nieprawdziwe informacje co do rzekomego wyboru Rafała Brzozowskiego przez Prezesa Jacka Kurskiego. W przypadku niespełnienia żądania podejmiemy stosowne kroki prawne". 

Niniejszym więc oświadczam, że minąłem się z prawdą a oparłem swoje sugestie na plotkach krążących medialnie. Nie mam i nigdy nie miałem żadnych dowodów na taki a nie inny wybór naszego reprezentanta na Eurowizję 2021, choć podtrzymuję swój krytyczny stosunek do tegoż wyboru. 

Wszystkich, których mój post mógł osobiście dotknąć przepraszam. 

Krzysztof Jaworucki

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 22 maja 2021

Polexit - warunek zachowania suwerenności i niepodległości!

Podpisaliśmy i przyjęliśmy unijny budżet wraz z Funduszem Odbudowy. Co prawda jeszcze pozostała decyzja Senatu, ale i tak będzie on prędzej czy później przyjęty. 

W ten sposób straciliśmy kolejny kawałek naszej resztki suwerenności i niepodległości na rzecz sfederalizowanej UE. Temu nikt nie może zaprzeczyć. Po raz pierwszy bowiem zgadzamy się na to, by być żyrantem długów innych państw w UE a do tego pozwoliliśmy, by UE mogła - również po raz pierwszy - narzucać podatki w państwach członkowskich, w tym w Polsce. A jakby tego wszystkiego było mało to zgodziliśmy się na warunkowość przyznawania tychże środków unijnych, np. ze względu na przestrzeganie przez nasz kraj mitycznej unijnej "praworządności", pod którą można wtłoczyć wszystkie lewackie pomysły jak np. zgodę na adopcję dzieci przez pary homoseksualne lub też na "zielony ład" rujnujący nasze kopalnie i elektrownie węglowe. 

Zazdroszczę Brytyjczykom, którzy zdecydowali w referendum o opuszczeniu przez UK tego socjalistycznego molocha jakim dziś staje się UE. Był to jedyny dla nich możliwy ruch, żeby ocalić własną odrębność. Za to ich podziwiam, bo zrozumieli, że dalsze trwanie w tej strukturze jest unicestwieniem ich własnej suwerenności i niepodległości. Faktem jest, że mogli się zdecydować na taki ruch ponieważ są państwem zamożnym a do tego ich historyczne i obecne stosunki transatlantyckie z USA były i są ściślejsze niż z kontynentalną Europą. 

Ale ich decyzja spowodowała, że tak naprawdę pozostaliśmy jedynym dużym krajem w UE, który reprezentuje interesy USA. I musimy się przeciwstawiać antypolskiej polityce Niemiec i Francji. Niemcy chcą budować swoje imperium w Europie zgodnie z ich już dawnym projektem Mitteleuropy a Francja, która od zawsze była międzynarodowym tchórzem - nawet wobec Hitlera - chce mitomańsko wpływać jednak na losy naszej Europy. 

Takie uzależnienie Polski od USA ma dobre i złe strony. Dobre, bo żaden kraj w Europie nie jest bardziej proamerykański niż nasz kraj a złe, bo jednocześnie zgadzamy się tym samym na duży wpływ na nasze państwo Izraela a on jest nam niestety nieprzychylny. Poza tym postawiliśmy wszystko na dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi a tam już nie rządzi D. Trump a lewicowy i z demencją J. Biden (raczej wiceprezydent Kamala Harris), który może dokonać kolejnego resetu z Rosją, co jest bardzo prawdopodobne zważywszy, że już teraz daje zielone światło na budowę Nord Stream 2. 

Tak. Osobiście jestem za Polexitem, o czym głośno się nie mówi.  Ale niestety jestem w zdecydowanej mniejszości i wątpię, żeby kiedykolwiek w Polsce moje zdanie wygrało w ewentualnym referendum na temat wyjścia Polski z UE. Paradoksalnie to właśnie Polacy w ogromnej większości są bowiem jej  zwolennikami a takie zdanie przeważa w każdej realnej rozmowie, czego nie jestem w stanie zrozumieć. Mamy przecież wspaniałą historię, własny język, naszą katolicką wiarę, tradycję i obyczajowość a rodzina składająca się z dzieci i matki oraz ojca jest podstawą naszej egzystencji. A tego wszystkiego UE długookresowo chce nas pozbawić, zabrać nam naszą suwerenność i niepodległość o które walczyły pokolenia Polaków.

Mam jednak nadzieję, że w niedługim czasie dojrzejemy do decyzji o opuszczeniu ZSRE (Związku Socjalistycznych Republik Europejskich w postaci UE). Być może moje nadzieje są płonne, ale umierają ostatnie.

Ale skoro jesteśmy jeszcze w tej UE to musimy z niej wycisnąć ile się da, chociaż wymaga to jednak ponoszenia nieraz niewspółmiernych kosztów. I to jest ta wredność polityki o której ostatnio pisałem a jako, że żyję już trochę to już dawno pozbyłem się idealistycznych złudzeń: niestety nieraz trzeba pójść na zgniły kompromis jak chociażby sojusz PiS i SLD w sejmowym głosowaniu nad przyjęciem unijnego Funduszu Odbudowy. Tyle, że na szczęście PiS zostawił sobie furtkę do jego ewentualnego przyszłego odrzucenia w postaci koniecznej kwalifikowanej sejmowej większości zamiast zwykłej. 

Na zakończenie podkreślam jeszcze raz: jedynym wyjściem dla Polski dla zachowania jej pełnej suwerenności i niepodległości jest Polexit... albo rozpad tego molocha w postaci UE a wtedy będzie można powrócić do wzajemnych międzypaństwowych porozumień, jakie onegdaj były w EWG. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 21 maja 2021

Alicja Szemplińska vs. Rafał Brzozowski

Dziwię się Rafałowi Brzozowskiemu. Zdając sobie sprawę, że wokalnie jest bardzo dużo niżej niż nasza reprezentantka na nieodbytej Eurowizji w 2020 roku zgodził się jednak na reprezentowanie naszego kraju w tymże konkursie w roku 2021. Zapewne Pani Alicja - mimo dobrej miny do złej gry - jest rozgoryczona. I jej się nie dziwię. Jej umiejętności wokalne są niesamowite a nawet piosenka na 2020 rok pt. "Empires" byłaby prawdopodobnie faworytem na tym konkursie.


Utwór Pana Rafała był zupełnie nietrafiony. Zero melodii, zero jakiejś melodyjności. A do tego zaśpiewał jak wokalny sztubak. Szkoda mi go, bo był faworytem prezesa TVP Pana Jacka Kurskiego i tego nie jestem w stanie zrozumieć. 


Alicja Szemplińska musiała przejść przez preselekcje i uzyskać akceptację widzów a Rafał Brzozowski reprezentował Polskę z nominacji prezesa TVP, bez żadnej naszej weryfikacji . 

Oczywiście prowadząc teleturniej "Jaka to melodia" Pan Rafał zyskuje na popularności. Tyle tylko, że potrafi śpiewać tylko w jednej tonacji i nie jest w stanie wykroczyć poza swój naturalny głos, w przeciwieństwie do Alicji Szemplińskiej, która jest wyśmienitą wokalistką.

Pan Rafał przegrał Eurowizję, co było do przewidzenia i mam nadzieję, że jego własne ego nie spowoduje, iż zniknie z przestrzeni medialnej. Jest utalentowanym prowadzącym teleturniej i niech na tym się skupi, bo śpiewanie nie jest dla niego.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 20 maja 2021

Political fiction - polski rząd wetuje unijny Fundusz Odbudowy!

Chciałbym, aby Szanowni Państwo sobie wyobrazili, że obecny polski rząd w lipcu lub grudniu 2020 roku wykorzystuje swoje prawo i wetuje unijny budżet a tym samym covidowy Fundusz Odbudowy albo PiS głosowałby w naszym Sejmie na nie. Wielu tego chciało i nie wiem w jakim do końca celu, choć nietrudno się jednak domyślić.  

Co to by się wtedy działo?

Możemy być pewni, że wtedy PO i akolici czyli cała totalna (totalitarna) opozycja podniosłaby wrzask na cały świat i prawdopodobnie doprowadziłoby to do przesilenia rządowego kończącego się przedterminowymi wyborami, w których prawdopodobnie po raz kolejny współcześni Targowiczanie, proniemieccy i prorosyjscy zdrajcy Polski przejęliby władzę.  A to dla Polski oznaczałby jej koniec i to bardzo szybki. 

Mało tego! Lewackie i postmarksistowskie elity unijne wspomagałyby takież działania ponurej dla Polski opozycji i cała UE byłaby przeciw nam i miałaby koronny argument w postaci weta naszego rządu. 

A te nagłówki i pierwsze wiadomości w GW, TVN czy onecie: "PiS nie chce pieniędzy", "Zubaża Polaków", "Niweczy pocovidowy Plan Odbudowy dla całej UE", "Czy Polexit już blisko"?, itp, itd.

Można sobie spokojnie wyobrazić, że wtedy ewentualna kampania wyborcza obecnej opozycji opierałaby się na tym, że rząd PiS (ZP) pozbawił Polskę i Polaków środków unijnych a PO wyłaby, że PiS jest antyunijny i chce Polexitu. A w Sejmie i Senacie oczywiście KO głosowałaby na tak dla rozwiązań zaproponowanych przez UE, inaczej niż teraz kiedy się wstrzymali, co chyba jest gwoździem do jej trumny. 

KO pod przywództwem B. Budki się pogubiła, bo nie spodziewała się, iż PiS wraz z SLD przegłosuje poparcie dla unijnego FO i całego budżetu na najbliższe 7 lat. Liczyli, że te głosowanie będzie po jej myśli i już myśleli jakby tu przejąć władzę. Stąd ich wściekłość. 

W obecnej konfiguracji geopolitycznej wtedy - gdyby Polska postawiła weto - nasz kraj byłby przedstawiany jako ten, który nie zasługuje na żadną pomoc w ramach środków unijnych, nawet tych standardowych, wynikających m.in. z płacenia przez nas składki do unijnego budżetu poza Funduszem Odbudowy.  

No i jeszcze - w przypadku przejęcia władzy przez opozycję - mielibyśmy do czynienia z próbą rozbicia dzielnicowego, którego tak pragną niektóre samorządy opanowane przez PO. Czy wtedy Gdańsk byłby jeszcze Polski? A RAŚ czy nie walczyłby o przyłączenie Śląska do Niemiec w ramach li tylko tzw. województwa śląskiego w ramach sfederalizowanej Europy? A co z resztą naszego kraju? Mitteleuropa czy Judeopolonia?  A może i to, i to, bo polityka historyczna obydw krajów, czyli Niemiec i Izraela wobec Polski jest tożsama.

A tak? Dziś PO szoruje na dnie i dobrze, bo dla tej partii nie ma miejsca w polskiej polityce. J. Kaczyński ograł ich jak dzieciaków w krótkich spodenkach, którymi zresztą od zawsze byli, choć nieraz dla naszego kraju stawali się bardzo groźni. 

Już kiedyś pisałem, że polityka jest wredna. Wymaga nieraz podejmowania decyzji bardzo trudnych, ale takich, które w konsekwencji będą pozwalały osiągnąć zamierzone cele. Sojusz PiS i SLD w głosowaniach sejmowych nad ratyfikacją FO z pewnością dla J. Kaczyńskiego taką trudną decyzją był. Ale czy miał inne wyjście? Przecież KO już zacierała ręce i przygotowywała się do objęcia władzy po ewentualnym fiasku głosowania sejmowego. Taki mieli plan w imię jedynego ich programu: "Je...ać PiS".  

Oczywiście można się zżymać na tą wredność polityki, ale tak już jest i tego nie da się zmienić. Ważne jest natomiast to, czy w danych uwarunkowaniach decyzje określonego rządu, które są dobre dla obywateli przeważają nad złymi. 

Owszem, taka postawa ociera się nawet o oportunizm i może być z punktu ideowego krytykowana. Tyle tylko, że warto sobie postawić pytanie - Co jest lepsze dla Polski i Polaków: czy obecne rządy PiS (ZP) czy też powrót do władzy PO-PSL-SLD ewentualnie wraz z nowym ruchem Hołowni? Pytanie wydaje się retoryczne... tym bardziej, że niestety jeszcze w Polsce nie ukształtowała się silna partia prawicowo-narodowa mająca lub mogąca objąć władzę, nad czym boleję. Na teraz mamy więc do wyboru jedynie ZP lub KO i - mimo wielu zastrzeżeń - wybieram jednak ZP. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 18 maja 2021

"Polski Ład" - ofensywa PiS-u a opozycja bezradna

W ostatnią sobotę PiS z rozmachem zaprezentował nowy, pocovidowy program społeczno-gospodarczy pod nazwą "Polski Ład", który w swych założeniach obejmuje wieloletni plan rewolucyjnych reform niemal w każdej dziedzinie funkcjonowania naszego państwa. Średni roczny koszt projektów zaproponowanych w Polskim Ładzie to 72,4 mld zł, a maksymalny koszt do 2030 r. ma wynieść 651,6 mld zł. 

Premier Mateusz Morawiecki wymienił pięć obszarów, wokół których skupia się "Nowy Polski Ład": system ochrony zdrowia, podatki, emerytury, mieszkania i inwestycje. Z nich też wynika tzw. pięć fundamentów tegoż ładu: 

Źródło: https://wpolityce.pl/polityka/551217-skala-furii-na-opozycji-swiadczy-o-potencjale-polskiego-ladu

Nie czas i miejsce, aby szczegółowo opisywać zaproponowane rozwiązania - w ostatnich dniach powiedziano o nich niemal już wszystko a opis propozycji można przejrzeć np. na portalu bankier.pl [1] czy też na stronach samej partii PiS [2] oraz na stronach poszczególnych ministerstw, jak np. Ministerstwa Finansów [3], gdzie wskazuje się między innymi na takie oto fakty:

Źródło: https://www.rp.pl/Polityka/305169960-Polski-Lad-rzadu-Morawieckiego-Nowe-porzadki-wladzy.html

Mimo wszystko warto jednak wskazać na ważny dla każdego z nas system podatkowy, gdzie wreszcie po wielu latach podniesiono kwotę wolną od podatku aż do 30 tys. zł dla wszystkich (z około 8 tys. zł, ale nie dla wszystkich) ale jednocześnie składka zdrowotna nie będzie mogła być odliczana od podatku. Wzrosnąć ma też II próg podatkowy. Zamiast ok. 85 tys. zł teraz ma to być 120 tys. zł. Oznacza to, że pracownicy zarabiający mniej niż 6 tys. zł na etacie zyskają najwięcej na reformie podatkowej w ramach "Nowego Ładu", czyli ok. 140 zł na rękę natomiast już zarabiający 15 tys. zł brutto stracą średnio ok. 164 zł. Kwota neutralna (nic nie tracisz, nic nie zyskujesz) to około 10-11 tys. zł brutto. Jak wynika z szacunków money.pl, Polski Ład pomoże w ten sposób ok. 70 proc. pracownikom [4].

Dodatkowo PiS ma zamiar dotrzeć z tym programem do wszystkich Polaków i niemal codziennie w najbliższych dniach będziemy mieli relacje ze spotkań przedstawicieli tej partii z mieszkańcami poszczególnych regionów Polski. I w czasie tych spotkań na pewno pojawi się prezentacja wielu rozwiązań i projektów, które w ramach "Polskiego Ładu" będą realizowane. Dziś dowiedzieliśmy się np., że powstanie - jako jedna z pięciu - Podkarpacka Dolina Wodorowa a Polska ma stać się za dekadę hubem wodorowym [5].  

Jak widać PiS skutecznie narzucił temat narracji politycznej na najbliższe miesiące a nawet lata. Dyskutować się będzie o rozwiązaniach dla Polski w ramach "Nowego Ładu" a wszystko inne będzie odstawione na bok i nie brane w ogóle pod uwagę. Poprzez tą dyskusję w świadomości Polaków nastąpi przekonanie, że tylko PiS ma jakąkolwiek merytoryczną propozycję dla Polski i Polaków. W ten sposób totalna (totalitarna) opozycja została postawiona w narożniku i każdy dzień będzie przynosił jej kolejne nokdauny aż do ostatecznego posłania jej "na deski politycznego ringu". Mówię tu przede wszystkim o Koalicji Obywatelskiej (PO), która miota się na tym "ringu" tak chaotycznie, że aż karykaturalnie a jej trener B. Budka nie ma żadnej odpowiedzi na "ciosy" zadane obecnie przez PiS, co widać na spotkaniach jej liderów z Polakami [6]. Widać, że J. Kaczyński jest dalej skutecznym politykiem, bo - nawet oceniając tylko z punktu widzenia politycznego - prezentacja tak merytorycznego i spójnego wewnętrznie "Polskiego Ładu" właśnie teraz (w połowie kadencji) jest politycznym majstersztykiem. 

Opozycja w postaci PO jest po prostu bezradna wobec zaprezentowanych w "Nowym Ładzie" propozycji PiS dla Polski i Polaków. Jej jedynym programem jest tylko odsunięcie za wszelką cenę PiS od władzy i zajęcie jej miejsca. Przez lata w opozycji nie wypracowali żadnego spójnego programu społeczno-politycznego a warto sobie przypomnieć jak to było za czasów, gdy to PiS był w opozycji. Wtedy odbywały się różne konferencje programowe PiS, które przygotowywały program dla naszego kraju w sytuacji, gdy zacznie kiedyś rządzić i jak już faktycznie zaczęli te rządy to byli do nich bardzo dobrze merytorycznie przygotowani. A PO przez te wszystkie lata w opozycji nic nie przygotowała oprócz sloganu "Jeb...ć PiS". A dziś na naszych oczach powoli chyli się ku upadkowi. 

Oczywiście można się zżymać, że "Nowy Ład" nie rozdaje wszystkim i skupia się na pomocy dla najmniej lub średnio zarabiających, ale przecież np. 140 zł miesięcznie dla emeryta lub pracownika o dochodach do 6 tys. zł brutto ma inną wagę niż strata nawet 160 zł dla pracownika zarabiającego 15 tys. zł brutto. Wszystko należy oceniać biorąc pod uwagę jakieś punkty odniesienia a dla PiS tym punktem jest zwiększenie dobrobytu większości Polaków, w tym przypadku aż 70% z nas. A przecież program obejmuje jeszcze inne sfery, które składają się na merytorycznie spójny plan dla przyszłego rozwoju Polski. 

Zobaczymy jak to wszystko zostanie przełożone na konkretne rozwiązania prawne (ustawy, uchwały, rozporządzenia), ale gdy się okaże, iż PiS oraz cała ZP będzie skutecznie wprowadzać w życie zaproponowane zmiany to uważam, że ma niemal pewną trzecią kadencję samodzielnego rządzenia i mimo, że mam wiele zastrzeżeń i je często artykułuję, to jednak dla Polski byłoby to bardzo dobrym rozwiązaniem - jedynym w obecnych uwarunkowaniach geopolitycznych. 



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 13 maja 2021

„Artysta zawodowy to nie jest polski wymysł”. Ostre starcie Mazurka z Łe...

Nie mam pojęcia co chce powiedzieć Pani Ilona Łepkowska, ale myślę, że chce wyróżnić swoich artystów. To jest czymś karygodnym. Każdy z nas pracuje, często nawet ciężko. Zarabiamy na życie dla swojej rodziny i naszych wnuków. Agresja tej Pani jest nie do zniesienia dla normalnego człowieka. To nie jest jakiś truizm. To fakt. Warto jej posłuchać, co ona gaworzy, przerywając wywiad za każdym razem.


To nie jest fakt, który powoduje awersję, ale tak już jest, że zbiera się na torsje. Pni Ilona jest jakimś ewenementem. I to strasznie podłym. Ja wiem, że stara się bronić swoich artystów. Może i tak, że oni mają jakieś predyspozycje do bycia artystą, ale taka ich obrona zakrawa na bronienie ludzi, którzy nic w tym fachu nie byli w stanie dokonać.  Czy my, zwykli ludzie mamy im płacić 1% podatku? Dlaczego?

Można różnie interpretować ich żądana. Może i nam, blogerom, należy się jakaś rekompensata? Przecież też jest tak, że my  tworzymy jakieś eseje. Spędzamy godziny na twórczości własnych tekstów. Czy Pani I. Łepkowska o tym wspinała? Nie! Bo nami gardzi!

To krótki tekst, ale warto się zastanowić nad jego wymiarem!

poniedziałek, 10 maja 2021

O co chodzi z tą utratą suwerenności tłumaczą: P. Jaki, P. Lisicki i S. Michalkiewicz

Od kilku dni mam jednak politycznego kaca a można by rzec, że nawet odczuwam coś na kształt politycznego dysonansu poznawczego, ale nie mam zamiaru wypierać rzeczywistości w imię wcześniej głoszonych poglądów. 

A owa rzeczywistość jest nieciekawa z polskiego punktu widzenia. Niestety 4 maja 2021 roku doszło jednak do utraty na rzecz federacyjnej UE kolejnego kawałka naszej suwerenności i zaklinanie tej rzeczywistości nie ma najmniejszego sensu. 

Czytam i oglądam wiele materiałów na temat przegłosowanego w Sejmie w tym dniu Krajowego Funduszu Odbudowy a tym samym ratyfikacji unijnego Funduszu Odbudowy w ramach zasobów własnych UE. Czytam i oglądam, i mam coraz więcej wątpliwości. 

Ale tak naprawdę te wątpliwości już we wcześniejszych tekstach zgłaszałem a nawet nigdy nie kryłem, że obecny kierunek "rozwoju" UE w kierunku faderalizacji państw jest dla mnie nie do przyjęcia. Natomiast jestem za powrotem UE do zasad, które przyświecały jej "ojcom założycielom", czyli budowy Europy Ojczyzn a jeżeliby się to okazało już niemożliwe to winniśmy twardo podążać krokiem UK czyli po prostu dokonać Polexitu. 

Radykalna opinia, ale nie widzę na dziś innego wyjścia, bo niestety postmarksistowskie elity unijne też twardo dążą do zabrania poszczególnym państwom i narodom ich suwerenności i niepodległości. A robią to w imię budowy Jednego Państwa Europa, by później np. zrealizować plany obecnych możnowładców świata i doprowadzić do powstania Euroazji od Władywostoku do Lizbony, która to byłaby częścią Nowego Porządku Świata (NWO). I nie jest to jakaś "teoria spiskowa": to się dzieje już od dawna o czym pisałem onegdaj w tekście pt.: "Co nas czeka? Jeden rząd światowy?" [1]. 

Ale powróćmy do bieżących faktów. Poniżej przedstawiam trzy filmiki, które tłumaczą dlaczego ratyfikowany projekt o Funduszu Odbudowy jest ograniczeniem naszej suwerenności. W przypadku drugiego filmiku wystarczy jedynie wysłuchać na początku P. Lisickiego - to wystarczy, jeżeli nie mamy zaufania do pozostałych prelegentów. 

Co się z nich wyłania? 

Ano to, że po raz pierwszy zgadzamy się na to, by być żyrantem długów innych państw w UE, co po prostu oznacza, iż gdyby jakiś kraj miał kłopoty ze spłatą długów wynikających z zaciągniętych pożyczek w ramach otrzymanych środków z Funduszu Odbudowy lub po prostu by ich nie spłacał,  to każdy inny kraj UE - w tym Polska - będzie wedle jakiegoś tam współczynnika proporcjonalności zobowiązany do spłaty długu tego kraju. Nazywa się to uwspólnotowieniem długu. Takie uwspólnotowienie długów dzieje się po raz pierwszy w historii UE.

Po drugie zaś i znów po raz pierwszy mamy do czynienia z faktem, że Komisja Europejska otrzymuje prawo ustanawiania podatków dla wszystkich krajów UE. Dotąd takie prerogatywy miały tylko poszczególne państwa a teraz to KE ma takie prawo, co jest jawną ingerencją w dotychczasowe i traktatowe uprawnienia zarówno państw-członków UE, jak i KE. Teraz możemy spodziewać się, że nigdy demokratycznie nie wybrany rząd europejski w postaci KE może swobodnie nakładać nam podatki z pominięciem rządów danego kraju europejskiego. 

No i po trzecie. Zgodzono się na warunkowość przyznawanych środków unijnej pomocy, które będą udostępniane tylko wtedy, kiedy np. UE uzna, iż kraj jest praworządny. Od teraz, gdy "widzimisię" lewackich elit unijnych uzna, że np. w Polsce nie są spełniane warunki praworządności, to będzie mogła wstrzymać dla tego kraju pomoc unijną. Jednym słowem dobito targu: "mityczna praworządność za pieniądze". Co prawda niby określono jakieś ograniczenia w interpretowaniu tej praworządności, ale nikt w UE nic sobie z tego nie robi i nie będzie tych ograniczeń brał pod uwagę. W lipcu i grudniu 2020 roku niestety polski rząd - mimo werbalnego zaklinania rzeczywistości - de facto zgodził się na taki mechanizm, za co długookresowo przyjdzie nam zapłacić ubezwłasnowolnieniem decyzji polskich władz wobec UE a "pieniądze za praworządność" będą dla unijnych biurokratów idealnym instrumentem szantażu i nacisku na niepokorne kraje jak Polska czy Węgry lub inne, które chciałyby zachować swoją suwerenność. Jednym słowem nasz brak veta w lipcu czy grudniu utorował drogę do budowy sfederalizowanego Państwa Europa, europejskiego Związku Socjalistycznych Republik Europejskich pod zarządem niemieckim i jeszcze nadrządem NWO. Przecież gdybyśmy postawili veto to i tak mielibyśmy europejskie pieniądze w ramach dotychczasowych funduszy pomocowych, które nam się po prostu należą, gdy wpłacamy unijne składki. 




Oczywiście mogę spotkać się z zarzutem, że prezentuję tylko poglądy sceptyków w/w ratyfikacji, ale jednak warto wskazać na te głosy, które są tak naprawdę niszowe wobec rządowej globalnej i medialnej akcji promującej podjęte w Sejmie decyzje. Jesteśmy bombardowani reklamami nie tylko telewizyjnymi, które wskazują nam, iż bez tych środków nasz kraj by niemal upadł. Wobec takiej nachalnej propagandy sukcesu trzeba nieraz ochłodzić umysły i wskazać na fakty a one są raczej niekorzystne dla polskiej suwerenności i niepodległości. 

Jedno jest natomiast pewne. Gdy wchodziliśmy do UE to była zupełnie inna Unia niż teraz. Wtedy wszyscy myśleliśmy, że to będzie kontynuacja, rozszerzona o nowe kraje - wersja EWG. Chociaż nawet wtedy wielu mówiło, że komunistyczne elity unijne chcą federalizacji i ja wtedy dałem się im przekonać i głosowałem na "nie" w referendum na temat wstąpienia Polski do UE. Wahałem się, ale jak widać miałem rację. I nawet nasz znakomity rodak św. Jan Paweł II wierzył, że możemy wnieść do UE nasze chrześcijańskie wartości zgodne z założeniami "ojców założycieli". Może i tak się stać, że Polska jednak jest w stanie te wartości przeforsować w obecnej UE, ale wydaje się na dzisiaj, iż jest to mało prawdopodobne. 

To na dzisiaj tyle mojego tekstu będącego antidotum na mój polityczny dysonans poznawczy. Jest mi smutno, że to mój rząd jednak przyczynia się do federalizacji Europy kosztem suwerenności i niepodległości mojej Ojczyzny, ale cóż... fakty są jakie są a jak będzie to zobaczymy. 

niedziela, 9 maja 2021

Dalsze ubezwłasnowolnianie Chińczyków - teraz zakaz nadmiernego spożywania potraw!

Chiny stały się w ostatnich dziesięcioleciach prekursorem zniewalania swoich obywateli i sprowadzania ich niemalże do poziomu "psów Pawłowa", gdzie podczas eksperymentu Iwan Pietrowicz Pawłow ustalił, iż czworonogi mogą reagować warunkowo na określone i wcześniej wtłoczone im bodźce zewnętrzne [1]. 

Tak też tresuje się dziś Chińczyków i co gorsza: dla wielu lewackich elit w Unii Europejskiej Chiny stały się pewnego rodzaju wzorem rozwiązań, które chcieliby wprowadzić w tejże Unii jako obowiązujące. 

Tak jest np. ze słynnym już systemem oceniania przydatności społecznej chińskich obywateli. 

"System ten przyznaje każdemu obywatelowi ustaloną odgórnie liczbę punktów, w przypadku programu pilotażowego było to 1000 punktów. W budowanym od 2015 roku systemie Sezam przyznaje się do 350 do 950 punktów. Obywatel może stracić lub zyskać punkty w zależności od podejmowanych przez niego aktywności.

Zgodnie z założeniami programu punkty przyznaje się między innymi za segregowanie śmieci, płacenie rachunków w terminie, działalność charytatywną. Odejmuje za: wykroczenia, przestępstwa, mandaty, nadmierne używanie gier komputerowych i posiadanie znajomych z niskim rankingiem. Algorytmy systemu SCS decydują o przyznaniu lub odebraniu punktów oraz umożliwieniu obywatelowi korzystania (lub nie) z kredytów, pożyczek, zakupu nieruchomości, wynajmu mieszkań i samochodów, latania samolotem, rezerwacji pokoi w prestiżowych hotelach lub kształcenia w prestiżowych szkołach.

System podzielił obywateli na cztery główne grupy (A, B, C, D). Niektóre aktywności, np. uzyskanie tytułu naukowego lub otrzymanie kredytu, nie są możliwe dla obywateli niższej grupy. Obywatele posiadający najwyższą punktację otrzymują profity, np. zniżki na energię elektryczną oraz pierwszeństwo w przyjęciu do szpitala. Należący do niższych grup nie mogą uzyskać paszportu ani zajmować kierowniczych stanowisk.

Wszystkie dane obywateli, zebrane w ramach projektu, są zgromadzone na rządowych serwerach. Do oceny obywateli używa się również treści opublikowane przez nich w internecie, w tym w serwisach społecznościowych oraz analizy historii ich aktywności w sieci i dokonywanych przez internet zakupów. Istotnym źródłem danych zasilających system SCS są również kamery przemysłowe, rozpoznające twarze obywateli. Zdaniem portalu Comparitech w 2020 roku w Chinach będzie zamontowanych 2,29 mld kamer przemysłowych (prawie dwie kamery na jednego mieszkańca). W ramach projektu gromadzone są ponadto odciski palców i inne dane biometryczne" [2].

Czyż więc np. wprowadzany w UE tzw. "paszport covidowy" to nie jest początek drogi w kierunku tegoż samego co w Chinach ubezwłasnowolniania obywateli unijnych? Takie paszporty są wprowadzane lub zapowiadane już we Włoszech, Francji, w Holandii, Grecji, na Litwie. A w Polsce też się co jakiś czas pojawiają takie sondujące wzmianki o tych "paszportach". Tyle tylko, że prawdopodobnie nie będziemy mieli wyjścia, bo na nieformalnym szczycie w Porto szefowa KE Ursula von der Leyen zapowiedziała, że "Możemy realistycznie przyjmować, że porozumienie polityczne (dotyczące paszportów szczepień - red.) będzie osiągnięte do końca tego miesiąca (maja - red.). Pozwoli to na uruchomienie systemu, tak by ludzie mogli dysponować niepodrabialnym dowodem zaszczepienia lub negatywnego wyniku testu (...) lub obecności przeciwciał" [3]. Najpewniej i Polska wprowadzi takie dokumenty. 

Wracając jednak do Chin. 

"Rząd Chin wprowadził nowe prawo - od teraz obywatele Państwa Środka muszą zamawiać "odpowiednią ilość jedzenia" w restauracjach. Ma to chronić przed obżarstwem oraz marnowaniem pokarmu. Co ciekawe jednym z modnych zachowań wśród chińskiej młodzieży było ostatnio nagrywanie filmików, na których się obżerają.

Wprowadzone w minionym tygodniu prawo zabrania zamawiania w restauracji ilości posiłku większej, niż klient może zjeść, chociaż nie tłumaczy jak wyliczyć, ile komu potrzeba. 

Nowa legislacja powstała po zakrojonej na szeroką skalę kampanii, którą rozpoczęło wystąpienie prezydenta Xi Jinpinga około rok temu. Zaznaczył on, że marnowanie jedzenia jest poważnym problemem w Chinach, który ma wpływ na bezpieczeństwo państwa. 

W ostatnich miesiącach i latach popularne stało się tam nagrywanie i udostępnianie filmów zwanych mukbangami, na których prowadzący relację obżera się, rozmawiając z publicznością. Trend pojawił się w 2010 roku w Korei Południowej, ale przyjął się szybko także wśród młodych Chińczyków. Teraz za nagrywanie takich filmów grozić będzie kara.

Karane mogą być także restauracje, które wprowadzać będą w błąd klientów, prowadząc do zamówienia zbyt dużej porcji. Kara taka wynieść ma w przeliczeniu około 6 tysięcy złotych. Bardziej dotkliwe sankcje czekają na stacje telewizyjne i platformy medialne - publikacja materiału zawierającego obżarstwo to już około 60 tysięcy złotych kary.

Co roku około 35 milionów ton jedzenia marnuje się w Chinach. Jak porównuje Departament Rolnictwa USA - w Stanach ilość zmarnowanego pokarmu jest jeszcze większa i wynosi rocznie minimum 66 milionów ton. 

Pierwsza ukarana osoba zgodnie z nowym prawem, to właściciel piekarni z Nankinu, który we wtorek został przyłapany na wyrzucaniu źle uformowanych ciastek. Piekarz obiecał przekazać resztki klientom, bądź wystawić je jako darmowe próbki" [4].

Doprawdy już większego absurdu nie można było wymyśleć. To już jest całkowite zniewolenie ludzi i pełna ich indoktrynacja. Za nim pójdą i następne. A jakie? W głowach komunistycznych władców Chin może tych absurdów powstać więcej. Powoli mówią już o terminie ważności pieniędzy gotówkowych. Może i przyjdzie czas na określenie np. długości trwania stosunku seksualnego, bo przecież energię winni spożytkować w pracy a nie w domowej alkowie. 

Warto natomiast obserwować rozwiązania chińskie, bo komunistyczni liderzy UE też o takich rozwiązaniach po prostu marzą i najpewniej też chcieliby je wprowadzać w życie.  


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 8 maja 2021

KFO - Z. Ziobro upokorzony a jak zachowa się premier?

No i zakończyła się sejmowa batalia o Krajowy Fundusz Odbudowy a tym samym o zasoby własne UE. 290 posłów głosowało za jego przyjęciem, politycy Koalicji Obywatelskiej się wstrzymali z wyjątkiem jednego posła natomiast Solidarna Polska, Konfederacja i trzej posłów PiS zagłosowali przeciw. Ci posłowie to: Małgorzata Janowska, Anna Siarkowska, Sławomir Zawiślak. Teraz wszyscy czekają na to, co zrobi Senat RP. Ale, niezależnie co zrobi, to będzie oceniane przez lata. 

Z jednej strony pomoc unijna w wysokości 770 mld złotych jest nam niezbędna dla rozwoju Polski, ale z drugiej strony przyjęcie tego pakietu pomocowego długookresowo jest ograniczeniem naszej suwerenności. I dlatego Solidarna Polska zagłosowała przeciw a np. Lewica za, co dla mnie jest symptomatyczne. Dziwny sojusz powstał: PiS + Lewica. Można mówić w tej sytuacji o dbaniu o interesy Polski, ale ja osobiście uważam ten sojusz za zadziwiający. 

Ja wiem, że polityka musi być skuteczna i dla ważnych ustaw można się nawet pogodzić z diabłem, tyle tylko, że naprawdę nie rozumiem  postawy PiS. Zbigniew Ziobro, którego szanuję za niezależność próbował w czasie sejmowej debaty o funduszu zabrać głos. Dwukrotnie mu odmówiono, chociaż miał do tego zabrania głosu prawo. Dla mnie jest to swego rodzaju zamordyzm partii rządzącej i publiczne upokorzenie Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. I powstaje pytanie: Czy faktycznie PiS jest propolski? Coraz bardziej skłaniam się do powiedzenia, że być niestety nie!  

Jestem niemal sympatykiem Solidarnej Polski, ale i PiS-u, co wielokrotnie i od lat potwierdzałem w swoich tekstach, chociaż nie należę do żadnej z tych partii. Popieram negatywną ocenę tzw. pakietu pomocowego, którą posłowie Solidarnej Polski ocenili negatywnie. Tym bardziej więc nie rozumiem dlaczego odmówiono zabrania głosu przez Z. Ziobrę. Aż tak się bano tego, co prawdopodobnie by powiedział? Dlaczego, skoro i tak PiS razem z Lewicą i partią J. Gowina miało zapewnioną większość? A tak pozostał niesmak kojarzący się z cenzurą komunistyczną, gdzie prawie zawsze należało pozytywnie mówić o PZPR. Nie stawiam znaku równości między onegdaj komunistyczną partią a PiS-em, ale stosowanie takich metod uciszania koalicjanta takie porównanie niemalże wymusza, przynajmniej na mnie.

Niestety w lipcu i grudniu 2020 roku na arenie unijnej de facto rezygnując z przysługującego nam veta zgodziliśmy się na powiązanie funduszy unijnych z mityczną praworządnością. Co prawda jest to obarczone jakimiś warunkami, ale tak naprawdę w UE nikt sobie z nich nie robi kłopotów. Prezydencja niemiecka postawiła na swoim a my posłusznie się pod tym podpisaliśmy tracąc kolejny kawałek  naszej suwerenności. Oczywiście w imię możliwości uzyskania z UE ogromnych funduszy pomocowych, w tym funduszu covidowego, o których obecnie nam w TV przypomina PiS. 

Co teraz? Gdybym był Z. Ziobrą lub M. Morawieckim, to bym podał się do dymisji na zasadzie, "albo on albo ja".  Ćwierkają przecież wróbelki o konflikcie między tymi panami, bo każdy z nich myśli już o schedzie po J. Kaczyńskim, który zapowiedział swoje odejście z polityki w 2023 roku. I paradoksalnie każdy z nich zawdzięcza swoją karierę polityczną szefowi PiS, i każdy może się przeliczyć. W zanadrzu jest przecież była premier B. Szydło i być może to ona kiedyś pokieruje partią. Czy któregokolwiek z tych panów będzie stać na taką decyzję? Osobiście wątpię, choć w polityce nie takie rzeczy się zdarzały, choć dziś większe poparcie u prezesa J. Kaczyńskiego ma Premier  M. Morawiecki. 

Skupiłem się na konflikcie w ramach koalicji ZP, ale faktycznie widać zgrzyty, które mogą doprowadzić do wcześniejszych wyborów, których bym nie chciał. Mimo wszystkich "przeciw" jestem jednak "za" trwaniem tej koalicji. To zdecydowanie lepsze niż powrót do władzy targowickich zdrajców Polski w postaci KO i PSL. Nie wiem jak potoczą się losy tego konfliktu, ale mam nadzieję, że dla dobra Polski będzie trwała do końca. Bo co nam pozostaje? Powrót rządów PO? To byłby koszmar. I jeżeli dla trwania tej koalicji będzie konieczność zmiany premiera, to uważam, że J. Kaczyński taką decyzję powinien podjąć a obecny premier ją zaakceptować.   

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 3 maja 2021

A. Michnik żebrze o pieniądze. Te G. Sorosa już nie wystarczają?

Chyba każdy już wie jak negatywną rolę dla Polski odegrała na przestrzeni ostatnich 30 lat Gazeta Wyborcza i całe jej środowisko. 

Jakże więc należy się cieszyć, że wreszcie ten szmatławiec pod nawą Gazeta Wyborcza już ma tylko tyle zysków, że stać ją jedynie na reklamę w internecie lub żebranie pieniędzy za granicą. Przychody spadają, kurczy się jej nakład i może w końcu upadnie, mimo pomocy G. Sorosa a nadredaktor naczelny A. Michnik zaszyje się pośród drzew Białowieskich, które zżarły korniki i zawsze będzie go widać.

Takie informacje jak ta poniżej podnoszą ducha i wywołują radość:

""Na łamach szwedzkiego dziennika „Dagens Nyheter” ukazała się dość nietypowa reklama. Wieńczy ją apel. Do Szwedów kilka słów skierować postanowił sam Adam Michnik (...), który w święto Konstytucji 3 maja oraz w Światowym Dniu Wolności Prasy zaapelował "Pomóż nam uratować wolne media w Polsce. Wesprzyj Fundację Gazety Wyborczej" (...) Całostronicowa reklama zawiera też tekst A. Michnika zatytułowany: "Nie ma wolności bez solidarności", w którym redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” porównuje „atak polskiego rządu na ekonomiczne podstawy wolnych mediów” do ataku na Kapitol, jaki miał miejsce 6 stycznia. Michnik przekonuje ponadto, że 30 lat po upadku muru berlińskiego oraz upadku Związku Radzieckiego polskie społeczeństwo ponownie zmuszone jest bronić wywalczonej za ogromną cenę demokracji. [1]"". Według redaktora naczelnego „Dagens Nyheter” reklama owa umieszczona została za darmo (sic!).

Nie dziwię się frustracji nadredaktora GW, który czerpał dotychczas swoje zyski przede wszystkim ze spółek państwowych a to źródełko finansowe bardzo mocno zostało ograniczone w czasie obecnych rządów. Wcześniej nawet, gdy nakłady malały mógł po prostu rekompensować to wpływami z reklam czy rządowych ogłoszeń oraz dotacji a teraz już tej kasy nie wystarcza i mimo, że fundacje G. Sorosa są od 2016 roku właścicielem 11% akcji Agory wydawcy GW to i tak jest to zbyt mało i ten zastrzyk finansowy od G. Sorosa w wysokości 143,5 mln zł wcale nie był dokapitalizowaniem wydawcy „Gazety Wyborczej”. Akcje nie zostały bowiem nabyte z nowej emisji spółki, tylko odkupione od PTE Nationale Nederlanden, operatora jednego z działających w Polsce Otwartych Funduszy Emerytalnych. Był to zabieg uniemożliwiający obecnym władzom przejęcie Agory poprzez scentarlizowanie resztek majątku OFE, co spowodowałoby, że w ręce obecnych władz wpadłby pakiet co najmniej 38 proc. akcji Agory. Stąd byłby już tylko krok, żeby prezesa Agory wyznaczał ostatecznie… Jarosław Kaczyński [2].

Nam pozostaje kibicować końcowi GW. Ten obcy etnicznie brukowiec dla Polaków był i jest postkomunistycznym, promującym lewacką ideę oraz "społeczeństwo otwarte" (idea G. Sorosa) i  rewolucję kulturową prymitywnym przekaziorem. Oby zniknęła w końcu z rynku, czego bym sobie życzył z całego serca a A. Michnik przeszedł w polityczny niebyt. Zbigniew Herbert opisał go jako intelektualnego komunistycznego potwora i miał rację. Niestety za tą opinię nie dostał Nagrody Nobla, która mu się należała jak nikomu. W. Szymborska nie dorastała mu "do pięt". Szkoda, ale podziwiam Z. Herberta za szczerość.

Nie wiem doprawdy po co ten śmieszny apel do Szwedów, których tak naprawdę w ogóle nie obchodzi co stanie się z GW czy też A. Michnikiem, chociaż... tak do końca nie jest, bo jednak A. Michnik dość dużo im zawdzięcza – przecież rządy w Szwecji nie oddały w ręce polskiego sądu jego brata, komunistycznego wojskowego mordercy sądowego czasów stalinowskich.  

Na szczęście obecne pokolenie już nie czyta Gazety Wyborczej ani jej portalu. Są owszem i tacy, którzy uważają je za świętość, ale to są ludzie zaczadzeni i wyjałowieni z myślenia. W życiu realnym potrafią mówić tylko i wyłącznie językiem GW i TVN. Oni już są straceni dla Polski, bo nieraz próbowałem do nich dotrzeć argumentami merytorycznymi. Odzew był taki, że reagowali agresją i krzykiem. Smutne.

GW upada, czego nie mogą znieść jej włodarze. Skończył się jej wpływ - dzięki internetowi - na Polaków i dobrze. Młodzi ludzie dziś mają dostęp do różnych informacji i różnych portali, czego w latach 90-tych nie było i zdanie byliśmy jedynie na to, co napiszą w GW a już później powiedzą  w TVN. Niestety jest wielu ludzi, którzy pamiętając te lata dalej są skłonni do akceptacji wszystkiego podawanego przez gazetę A. Michnika. Żal mi ich, bo nieraz to naprawę kiedyś wartościowi ludzie. Wiem to z autopsji.

Na pogrzeb GW nie pójdę, niech sami sobie wykopią grób i mam nadzieję, że nastąpi to dość szybko, nawet G. Soros nie pomoże. 

Będę ukontentowany, gdy zobaczę te miny ich redaktorów, którzy przez tyle lat kształtowały umysły wielu Polaków. Ja zakończyłem z nią "współpracę" w 1992 roku i od tego czasu nieraz ją czytam "z drugiej ręki", co by znać ich poglądy. Jest to lektura, która wprawia mnie w stan obrzydzenia, ale zawsze warto znać, co myślą wrogowie polskości a ona taka jest.

Tylko szkoda mi tych moich rodaków ciągle ją czytających i na jej podstawie wyrabiających sobie opinię o świecie i Polsce. Naprawdę nie warto. Lepiej poszukać w Internecie innych informacji, aby wyrobić sobie opinię i własne zdanie, tyle tylko, że ci Polacy już nie potrafią myśleć samodzielnie. 30 lat skutecznie ich z tego "wyleczyło". Jeszcze raz szkoda.

Nadzieja jest w młodych Polakach. GW próbuje w Internecie do nich dotrzeć.  Po części się jej udaje, ale nie martwmy się, bo młodzi więcej dziś wiedzą niż my w swoich czasach i nieraz potrafią myśleć! I to jest moja radość.

Kiedyś dyskutowałem z około 65 letnim mężczyzną, który kupował GW. Zapytałem dlaczego. Odpowiedział mi, że ją kupuje od początku i nie wyobraża sobie dnia bez niej. Na moją krytykę jego zakupu "wsiadł" na mnie krzykiem. Tych ludzi już nikt nie jest w stanie uratować. Trudno, ale rośnie nowe pokolenie i z ich postawy jestem w części dumny. Naprawdę duża ich część wie dużo, mimo, że nieraz krytykujemy ją za buźki w smesach, czy czytanie tylko skrótów książek. Takie czasy a co tu mówić o propagandowych tekstach GW. Nie czytają. I dobrze! Po co sobie zatruwać umysły jej wypocinami.

P.S.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten koniec szybko nie nastąpi a może nawet nie dojdzie do niego w ogóle, ale i tak należy się cieszyć, że drastycznie spadło czytelnictwo GW i skończyła się epoka jedynego opiniotwórczego ośrodka w Polsce. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 1 maja 2021

Dajcie dalej bredzić B. Budce! To idealna postać, która realnie zlikwiduje PO!

""Przewodniczący PO Borys Budka po raz kolejny zabrał głos w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Szczególnie końcówką swojej wypowiedzi mógł zszokować wielu wyborców PO, ponieważ jego narracja zaczęła się zbliżać do tej, jaką prezentuje Konfederacja: "Nie może być tak, że bez głosu polskiego parlamentu o środkach wydatkowanych z KPO będą decydować wyłącznie polscy i brukselscy urzędnicy, że Parlament Europejski będzie miał więcej do powiedzenia, aniżeli polski parlament. Chyba nie o to chodzi w tej suwerenności kreowanej przez rządzących. Jest czas na refleksję [1]"".

Oj, coś PO ma wyraźnego pecha do swoich przywódców: każdy kolejny jest jeszcze gorszy od poprzednika! 

Zawsze mi się wydawało, że powierzenie kierowania Platformą Obywatelską Borysowi Budce to "strzał w stopę" dla całej PO i jej wyborców. Zbytnio mnie to nie martwiło a szczerze mówiąc nawet cieszyło, bo na przestrzeni lat kierowania partią wielokrotnie się kompromitował a tym samym ośmieszał własną partię i jej zwolenników. 

I działo się to nie tylko werbalnie, ale również w innych obszarach jak wtedy, gdy udzielał wywiadu w krótkich spodenkach, japonkach i odziawszy się w marynarkę z krawatem: 

                                                            (zdjęcie: fakt.pl)
                                                    
Wtedy się uśmiałem i zawsze tak reaguję jak sobie przypomnę tę fotkę. No cóż... jaki szef taka cała partia, która jest nie tylko groźna dla Polski, ale też niesamowicie śmieszna i pusta w swoim wydaniu. A im bardziej oddala się od możliwości przejęcia władzy w Polsce, tym jej działania i wypowiedzi jej członków - w tym B. Budki - są coraz bardziej groteskowe oraz wzajemnie sprzeczne. 

Na pewno wskazana na początku wypowiedź szefa PO może być zaskakująca. Przecież od zawsze ludzie PO czuli się bardziej Europejczykami niż Polakami i całą swoją linię polityczną oparli na dążeniu do tego, aby Unia Europejska stała się w końcu Jednym Sfederalizowanym Państwem Europa a nie - jak chce PiS - Europą Ojczyzn. 

Więc co się stało? Czyżby PO stawała się partią, która teraz zmieniała zdanie? Nic bardziej mylnego. Taka postawa i wypowiedzi B. Budki świadczą jedynie o tym, że dla przejęcia władzy w Polsce są w stanie pogrzebać dla Polski szanse na uzyskanie ogromnego wsparcia z Unii Europejskiej w ramach Funduszu Odbudowy. A to pokazuje, że nic ich Polska i Polacy nie obchodzą i im gorzej dla nich w czasach rządów PiS, tym lepiej dla PO. I właśnie takie wypowiedzi szefa PO otwierają oczy na prawdę o tej partii, nawet wśród jej dotychczasowych zwolenników. 

Dajmy więc dalej bredzić B. Budce i innym przedstawicielom PO a wtedy spokojnie możemy czekać aż partia sama się pogrąży i zniknie z polskiej sceny politycznej. 

P.S.
Sam mam wiele zastrzeżeń do tego europejskiego funduszu, które wynikają z postrzegania naszej suwerenności i niepodległości. Tym niemniej warto było wskazać na to, że ten projekt jest w sumie dla Polski korzystny na tyle, że boją się go członkowie PO wraz ze swoim szefem. Boją się tego, że funduszami będzie dysponował obecny rząd, co może zwiększyć jego poparcie społeczne na tyle, że kolejne wybory znów mogą być zwycięskie dla PiS!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com