sobota, 12 marca 2016

Polski i Polaków nie stać na bratobójczą wojnę!

Nie wiem do końca jak dzisiaj zakończą się demonstracje zjednoczonej opozycji skupionej wokół postkomunistycznych PO, Nowoczesnej, PSL-u i KOD-u wraz z komunistyczną partią Razem. Niezbyt mnie to interesuje, choć obserwuję wydarzenia uważnie i zauważam, iż negatywne emocje są cały czas podgrzewane przez media III RP, z GW i TVN-em na czele. Nie wiem też jak zakończą się kolejne z nich . Wiem jednak, że eskalacja tych emocji, które mogą zakończyć się ulicznym rozlewem krwi jest tym, co byłoby najgorszym rozwiązaniem dla naszego kraju, dla wszystkich Polaków.

Chyba nietrudno zauważyć, że z demokratyczną w powszechnych wyborach przegraną dawna władza nie może się pogodzić i robi wszystko, aby doprowadzić do ulicznego przesilenia dającego jej możliwość ponownego objęcia rządów.

Przykre i smutne jest to, że dla dzisiejszej opozycji nie jest ważna Polska ani Polacy a jedynie jej własny partykularny interes i jest zdolna do każdej nikczemności: od zdrady targowickiej aż do doprowadzenia do bratobójczej wojny domowej. Nasza wolność, suwerenność i niepodległość nie mają dla niej żadnego znaczenia a dobro Polaków jest dla niej pojęciem obcym. Ale nietrudno jej w sumie za to winić, bo dla nich Polska nie jest po prostu ich ojczyzną, nie jest ich domem, a jej interesy i priorytety są im obce, co wyraźnie zresztą powiedział G. Schetyna: "Jesteśmy częścią wspólnoty europejskiej, w Brukseli czujemy się jak u siebie, to jest też nasz dom i tam będziemy informować o tym, co dzieje się w Polsce. To jest też kwestia rezolucji, którą będziemy chcieli, żeby przyjął Parlament Europejski" [1]. Czyż można mieć większy dowód, że dla opozycji stolicą nie jest Warszawa a Bruksela i że nie reprezentuje interesów polskich a brukselskie? To ludzie nam obcy i nam wrodzy.

Warto nieraz znaczeniowo odwrócić istotę i oddźwięk pewnego toku myślenia i działania. Wyobraźmy sobie, że w czasie rządów PO-PSL to PiS ogłosiłby "opozycję totalną" i zwracał się do zagranicy o ich pomoc w zwalczeniu rządów a ponadto J. Kaczyński np. powiedział, że w Moskwie, Waszyngtonie czy też w Jerozolimie czuje się jak u siebie i tam jest jego dom oraz z pozycji tych domów chciałby obalić demokratyczne rządy. Wyobraźmy sobie sytuację, że prawicowy Cyba morduje asystenta D. Tuska. Wyobraźmy sobie, że PiS i J. Kaczyński zostali stworzeni przez rosyjskie (i nie tylko) służby specjalne. Wyobraźmy sobie, że J. Kaczyński zwracałby się o bratnią pomoc do Rosji, USA czy Izraela. Wyobraźmy sobie, że dodatkowo nie jest zdolny do pomocy swoim dzieciom a ponadto jest sponsorowany przez putinowskie lub chińskie banki.  Jaka byłaby reakcja dzisiejszej opozycji? Chyba nietrudno się domyśleć... a byłaby jednoznaczna: cała prawica to antypolscy zdrajcy chcący odzyskać za wszelka cenę władzę. I taka byłaby narracja międzynarodowa i wewnętrzna.

Widać wyraźnie, że obecnie w naszym kraju od wielu miesięcy realizowany jest napisany przez kogoś scenariusz maksymalnego skłócenia Polaków i eskalacji politycznego napięcia do granic psychicznej wytrzymałości, która ma prowadzić do wzajemnej nienawiści zakończonej przelaniem polskiej krwi. I ten scenariusz jest cynicznie i metodycznie realizowany przez wrogów Polski. A wtedy, gdy rządzą emocje nie ma miejsca na dialog i logiczne argumenty.

Jak onegdaj pisałem: z premedytacją ktoś nas próbuje zantagonizować i skrajnie podzielić wedle starej formuły rządzenia zwanej "dziel i rządź". W skrócie polega ona na kreowaniu konfliktów, po to by samemu je rozwiązywać dla utrzymania lub zdobycia władzy. Wykorzystywana była i jest cały czas zarówno przez międzynarodowe elity uzurpujące sobie sprawowanie rządów nad światem, jak i przez konkretne państwa czy też organizacje polityczno-społeczne.

W obecnej Polsce chodzi o ponowne przejęcie władzy. I taki imperatyw przyświeca dzisiaj opozycji, opozycji, która liderowo (ważne!) nie ma nic wspólnego z Polską i Polakami, nie ma nic wspólnego z naszą Ojczyzną. Mówią oczywiście, że działają dla nas a tak naprawdę po prostu wykorzystują i manipulują dużą liczbą naszych rodaków dla osiągnięcia swoich własnych celów lub celów im wyznaczonych przez inne państwa lub międzynarodowe organizacje.

Jak już pisałem: chcą nas podzielić i skonfliktować,  chcą doprowadzić do rozlewu polskiej krwi i przejąć ponownie naszą Ojczyznę na własność dla dobra tych, którym od zarania oddają lenne poddaństwo (czerpiąc z tego korzyści) i są ich namiestnikami. Na pewno nie dla dobra większości Polaków!

Mam pewność, że ten scenariusz został napisany przez lub dla dzisiejszej opozycji zaraz po przegraniu wyborów prezydenckich. Zamach na TK, powstanie Nowoczesnej a później KOD-u, zajadły atak i demonstracje od pierwszych dni rządów B. Szydło (a wcześniej takiż atak na prezydenta), prowokacyjne wypowiedzi o wojnie domowej i przelewaniu polskiej krwi, ogłoszenie przez PO "totalnej opozycji" i zapowiedź wyprowadzenia ludzi na ulicę, zdradliwe poszukiwanie pomocy za granicą, eskalacja negatywnych emocji... to wszystko jest tylko - modyfikowaną na bieżąco - realizacją owego szczegółowego planu/scenariusza.

I naprawdę. Nie chodzi o TK, czy jakąś obronę zagrożonej niby demokracji. Gdyby nie było wojny o TK to znalazłyby się inne jej powody. Każde działania rządu i prezydenta byłyby takim powodem i takimi też są. A tak naprawdę cel opozycji i jedyna przesłanka implikująca jej działanie to: PiS i prezydent oraz odsunięcie ich za wszelką cenę od władzy.

Gdy zaczniemy walczyć między sobą oni z łatwością nas przejmą, oddadzą całą naszą wolność, suwerenność i niepodległość Polski i nas wszystkich pod władanie zniemczonej UE. A dla Polski będzie to kolejny i ostateczny jej rozbiór.

Nie możemy na to pozwolić...

Naród polski to my wszyscy i nie dajmy się otumanić ludziom, którzy jak wstrętni, obleśni i antypolscy targowiczanie chcą obcej interwencji w naszej Ojczyźnie... To są zdrajcy, którym AK i polscy patrioci golili głowy, to są kolaboranci, których polscy patrioci w okresach wojen skazywali na śmierć. Nie ma większego działania na szkodę Polski  niż profanacja naszego narodu, polskiej godności i niepodległości. Nie ma większej profanacji naszej polskości niż sprzedanie jej w ręce jej nienawistników!

Im właśnie chodzi cały czas o zantagonizowanie Polaków, przeciwstawienie nas przeciw sobie... aby jedność wspólnotowa, polska jedność nigdy nie powstała...

Możemy i powinniśmy się wewnętrznie demokratycznie spierać i kłócić. Takie są prawidła demokracji, tolerancji i wolności słowa, za które nasze przeszłe polskie pokolenia oddawały swoje życie. Jest potrzebna wolność mediów i wypowiedzi publicznych, wolność jaka teraz jest chyba największa od 72 lat! Nikt dziś nie zamyka siłowo, nie inwigiluje fizycznie i psychicznie przeciwników obecnego rządu, nikt ich nie wsadza do więzień i nie zabija. Ale róbmy to we własnym gronie, w gronie Polaków a nie ludzi, którzy chcą nas zniszczyć. Spierajmy się mając w sercu naszą Ojczyznę, Polskę i dobro naszego narodu! Jesteśmy Polakami i mamy obowiązki polskie... nie niemieckie, rosyjskie, brukselskie, amerykańskie, żydowskie! Tylko nasze! Polskie! W Polsce jest potrzebna opozycja, ale nie totalna i nie przedkładająca interesów brukselskich nad polskie. Nie jest nam potrzebna opozycja, która chce abyśmy walczyli ze sobą, nawet kosztem przelanej polskiej krwi, naszego życia, kosztem upadku Rzeczpospolitej!

Nie pozwólmy, jako Polacy, żeby w Polsce znów zwyciężała antypolska i poddańcza innym miałkość i małość siejące antypatriotyczną i antypolską nienawiść i fałsz... Bądźmy gospodarzami swojego domu - Polski. Odrzućmy przestępców, donosicieli, kolaborantów, nie-Polaków, kłamców i oszczerców, hipokrytów i fałszywych patriotów!

Drzemie w nas potrzeba wspólnoty narodowej i spokojnego dążenia do zasobnej Polski. Bądźmy więc dumni z Polski, tolerancyjni dla innych i niech nasze biało-czerwone serca pozostaną takimi każdego dnia... dla nas samych, naszych dzieci, naszych rodaków w kraju i na politycznej i ekonomicznej obczyźnie. Nie dajmy się  podzielić! Bądźmy razem dziś, jutro, zawsze! Niech nikt nigdy nie będzie w stanie nas sprowokować do bratobójczej walki! Nigdy!

Jesteśmy Polakami, każdy z nas jest, kto czuje się Polakiem i jest wierny polskości! Tylko razem w narodowej wspólnocie jesteśmy skałą, której nie zdobędą nawet najwięksi wewnętrzni i zewnętrzni wrogowie. Polska jest zasobna, bogata. Polska ma ogrom inteligentnych i kreatywnych młodych ludzi, którzy nie zasługują na wygnanie i pracowanie niewolniczo na "zmywakach". Ich miejsce jest u nas, w Ojczyźnie, w Polsce. Dyskutujmy o naszym rozwoju gospodarczym, o stworzeniu warunków, aby Polakom chciało się żyć we własnym kraju a nie na obczyźnie, gdzie zawsze będą ludźmi drugiej kategorii. To jest najważniejsze a nie jakieś wyimaginowane antypolskie problemy zagrożeń, których nie ma i nigdy - przez ostatnie miesiące - nie było. Dyskutujmy o realiach a nie o abstrakcji, walczmy o naszą przyszłość... też wolną od agresji islamskiej niosącej gwałt, przestępstwa i śmierć naszych najbliższych. Wygrana opozycji jest też właśnie naszą zgodą na islamski terroryzm niszczący wszystkich niewierców a Polaków w szczególności. Tego chcemy? Chcemy, aby nasze dzieci i kobiety były gwałcone i mordowane, abyśmy musieli nosić brody, aby nie zostać fizycznie zlikwidowani? Chyba nie!

Oczywiście. Obecna władza popełnia błędy, ale czy nie realizuje obietnic lub chce je zrealizować? Chce nam stworzyć propolskie państwo, dla nas i naszych dzieci oraz przyszłych pokoleń! Po niespełna 27 latach jest jedyną, której zależy na Polakach, na nas wszystkich. Dla mnie też nie jest moim marzeniem, ale od czegoś trzeba zacząć. Alternatywą jest nasz - Polaków - koniec!

Czy tego chcemy?

Odpowiedź chyba jest oczywista. Tak chcemy, aby Polska i Polacy, my wszyscy nie musieli emigrować za chlebem, nie musieli się płaszczyć przed zniemczoną Brukselą, putinowską Rosją, amerykańskim mesjanizmem i izraelską wyższością. Mamy 1050 lat swojego państwa i narodu. Jesteśmy Polakami, których nie był w stanie zniszczyć żaden nasz największy wróg. Czyż teraz pozwolimy aby nas wrogowie ostatecznie zniszczyli? Mam nadzieję, że nie...

Mamy - jako Naród - swoje wady i przywary, bywamy nieraz śmieszni, łatwowierni, spolegliwi i groteskowi. Ale w sytuacji zagrożenia naszej tożsamości narodowej i państwowej zawsze okazywaliśmy się bohaterami. Dzięki temu nawet po 123 latach rusyfikacji i germanizacji, po latach II wojny światowej i reżimu komunistycznego, po wymordowaniu przez hitlerowców i komunistów najznamienitszych dzieci naszego narodu... nigdy nie staliśmy się pokorni i bezwolni wobec obcych i nienawidzących nas wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. A dziś takimi wrogami są lewacko-demoliberalni liderzy UE, PO, Nowoczesnej i KOD a także PSL. To liderowo nie są  Polacy i nigdy nie byli... To są nasi wrogowie a wrogów trzeba obnażać i napiętnować. Trzeba z nimi walczyć w imię naszej wolności i niepodległości!

Dlatego w milczeniu i z naszą, polską biało-czerwoną flagą - unikając prowokacji - wzywam, abyśmy jako Polacy przeciwstawili się liderowym zdrajcom, którzy chcą nas zniszczyć, zniszczyć fizycznie i duchowo.

Czekają nas miesiące totalnej wojny z Polską, z naszym narodem. Czy wygramy? Nie wiem... Wiem natomiast, że jeżeli przegramy to na lata stracimy Polskę, może nawet na zawsze...

Trzeba w milczącym i nieagresywnym marszu pokazać naszą, polską siłę. Wiem, że będzie to trudne, bowiem kreowanie przez obcą nam mowę antypolskiej nienawiści jest trudne do zniesienia i wywołuje chęć odwetu. Polacy, polscy patrioci, polscy kibice, polskie rodziny i my wszyscy aż "gotujemy się" wewnętrznie i chcielibyśmy pokazać, iż jesteśmy u siebie, w naszej Polsce. Nie możemy jednak dać się sprowokować przez zdrajców. Oni chcą rozlewu krwi a my pokażmy, że jesteśmy pokojowi, tolerancyjni, demokratyczni i świadomi własnej polskości!

Sądzę, że 10 kwietnia (niedziela) musimy pokazać wszystkim naszym wrogom pokojową a nawet milczącą, ale niewzruszalną od pokoleń siłę Polaków. Mam nadzieję, że do takiej demonstracji dojdzie i PiS z prezydentem do niej zachęcą. To musi być wiec poparcia dla prezydenta i rządu. W imię zamordowanych naszych rodaków ze wszystkich opcji politycznych w obydwu Katyniach, w imię zamordowanego generała W. Sikorskiego, w imię pamięci AK i Żołnierzy Wyklętych i w imię pomordowanych przez niemieckich nazistów i sowieckich żydo-komunistyczno- ubeków naszych najznamienitszych rodaków... w imię naszej wolności, niepodległości i suwerenności. To powinien być marsz Polaków, ludzi którzy wierzą, że Polska jest ważna i jest dla nich jest Ojczyzną... teraz i zawsze, niezależnie od poglądów politycznych i innych postaw życiowych.

Tylko w Polsce mógł powstać ruch I Solidarności, tylko Polska mogła dać światu Jana Pawła II, tylko Polska jako społeczeństwo mogła de facto obalić po 40 latach komunizm! Nasze umiłowanie wolności, tolerancji i chrześcijańskiej oraz tej zwykłej ludzkiej przyzwoitości towarzyszy nam od wieków. Dzięki  tym wartościom nasze państwo, nasza Polska istnieje i funkcjonuje, dzięki temu jesteśmy wśród narodów posiadających własny język, wiarę, własne państwo, własną historię, kulturę, sztukę, tradycję!

W imię tych wszystkich wartości podstawowych, determinujących nasze wielowiekowe trwanie... zwracam się do wszystkich Polaków: stwórzmy wspólny, nasz polski dom i przeciwstawmy się próbom jego zniszczenia! Dom jest tu a nie w Brukskeli, Moskwie, Waszyngtonie czy Jerozolimie!

Tylko czy kwiecień to nie będzie za późno? Może nie, ale zmuśmy się do racjonalnego myślenia o Polsce, o nas samych, o naszych dzieciach, wnukach i o tym dlaczego dla dzisiejszej opozycji Bruksela jest ważniejsza niż Warszawa czy Kraków...

[1] http://wpolityce.pl/polityka/284878-platforma-wraca-do-pomyslu-donoszenia-na-wlasny-kraj-schetyna-w-brukseli-czujemy-sie-jak-u-siebie-to-jest-tez-nasz-dom-i-tam-bedziemy-informowac-o-tym-co-dzieje-sie-w-polsce

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

czwartek, 10 marca 2016

Przyszedłem dziś do państwa, żeby ogłosić artystkę dalszego planu...

Zasłyszane wirtualne przemówienie laudacyjne jakiegoś antyżydowskiego kretyna skierowane do wirtualnego gremium takich samych kretynów - w większości antyżydów...

"Przyszedłem dziś do państwa, żeby ogłosić najlepszą artystkę drugiego żydowskiego sortu, to znaczy dalszego artystycznego planu. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Ci artyści dalszego planu to nie jest jakaś armia artystów ogrzewających się przy kominie gazowym… to znaczy kominku gazowym. To nie żadni powstańcy żydowscy w getcie, powstańcy przeklęci... Żydowski artysta dalszego planu to nie jest ktoś, kto gdzieś tam się kojarzy z pechową "gancwajchową trzynastką". To są Ci, którzy stoją na gruncie komór gazowych, to znaczy popiołów... to znaczy diamentów. Dobrze, przepraszam, bo miało być poważnie, a państwo tu macie Holocaust".

P.S. 1 - w kilka dni po swojej wypowiedzi - na jej krytykę - ów kretyn tak ją skomentował:

"Kochani, jeżeli ktoś poczuł się oburzony... Macie wszystko, dajcie wy nam się przynajmniej pośmiać. A tak przy okazji - mój żart, tj. wypowiedź bynajmniej nie była wymierzona w pamięć o kimkolwiek. Przeciwnie! W imię godnej pamięci, a przeciw wszystkim tym, którzy sobie od lat komorami gazowymi i Holocaustem wycieracie gębę zbijając społeczny, polityczny i finansowy kapitał".

P.S.2

Maciej Stuhr na Gali Orłów:

"Przyszedłem dziś do państwa, żeby ogłosić najlepszą aktorkę drugiego sortu, to znaczy planu. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Aktorzy drugiego planu to nie jest jakaś armia artystów wyklętych… to znaczy przeklętych. Aktor taki to nie jest ktoś, kto gdzieś tam się wałęsa… pałęta. Aktor i aktorka drugiego planu to jest ktoś, na kim stoi film jak na oponce, to znaczy opoce. Dobrze, przepraszam, bo miało być poważnie, a państwo tu macie tupolew" [1].

Maciej Stuhr na TT (w odniesieniu do krytyki, m.in. K. Pawłowicz i K. Ziemca):

"Pani Krysieńko kochana! Panie Krzysztofie i wszyscy oburzeni! Macie sejm, macie senat, macie prezydenta, macie sądy, macie telewizję, swoje wiadomości, macie radio, rozjechaliście Trybunał Konstytucyjny, dajcie wy nam się przynajmniej pośmiać. A tak przy okazji- mój żart bynajmniej nie był wymierzony w pamięć o kimkolwiek. Przeciwnie! W imię godnej pamięci, a przeciw wszystkim tym, którzy sobie od lat tupolewami i wyklętymi wycieracie gębę zbijając polityczny kapitał" [2].

[1] http://wpolityce.pl/gwiazdy/284408-stuhr-junior-kreci-beke-ze-smolenska-czyli-jak-mlody-zdolny-zostal-chamusiem-na-godziny
[2] http://wpolityce.pl/gwiazdy/284469-zamiast-przeprosic-za-skandaliczne-zarty-stuhr-atakuje-od-lat-tupolewami-i-wykletymi-wycieracie-gebe-zbijajac-polityczny-kapital


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

poniedziałek, 7 marca 2016

Viktor Orbán - "Powstrzymać oszalałą Brukselę"!

Wczoraj pół godziny przed północą portal wpolityce.pl opublikował fragmenty przemówienia premiera Węgier Viktora Orbána jakie - w raporcie o stanie państwa i podsumowując 2015 rok - wygłosił 28 lutego przed parlamentem swojego kraju. Fragment ów dotyczy polityki międzynarodowej [1].

Uważam, że przemówienie to winno być znane nam wszystkim i jest jednym z tych, które mają wagę historyczną i warto je powielać po wielokroć.

Stąd też pozwalam sobie - w drugiej części postu - na jego opublikowanie w całości mając nadzieję, że portal wpolityce.pl zrozumie moje intencje. Jednocześnie zaś pragnę mu wyrazić podziękowania za tę publikację.

Wpierw jednak przedstawię - według mnie - najistotniejsze z polskiego punktu wiedzenia fragmenty wypowiedzi premiera V. Orbana z moim krótkim komentarzem. Zachęcam jednak do przeczytania jego całości i własną ocenę jego treści. Każde bowiem zdanie wypowiedziane przez premiera Węgier jest ważne. Pierwszy fragment wypowiedzi nie jest chronologiczny, ale w treści chyba dość istotny.

"Prasa niektórych krajów członkowskich otwarcie rozpowszechnia o nas kłamstwa. Krytyka Węgier jest szorstka, brutalna i agresywna. Na dodatek straszą nas finansowymi karami twierdząc, że nas wspierają, my zaś jesteśmy niewdzięczni (...) Rzeczywistość jednak jest taka, że nic nie jesteśmy sobie wzajemnie winni, ani feniga. Węgry, osłabione po 45 latach komunizmu, wykrwawione, niezdolne do konkurencyjności, pozbawione kapitału, otworzyły na oścież swe bramy zachodnim firmom. To wszystkim przyniosło profity. Zachodnie firmy wywiozły stąd tyle samo, ile przysłała nam Unia. Jesteśmy kwita, żadna ze stron nie ma podstaw do pretensji".

Chciałbym, aby ta prawda dotarła również do całego polskiego społeczeństwa. Obowiązującą narracją polskich elit III RP jest wtłaczanie nam przeświadczenia o ogromnych zyskach, jakie Polska uzyskała od krajów Europy Zachodniej a szczególnie po jej wejściu do UE. Jednocześnie straszy się nas możliwością odebrania nam dotacji czy też pomocy unijnej. Prawda jest zupełnie inna - to gospodarki i firmy zachodnie (ze wskazaniem na niemieckie) relatywnie uzyskały od Polski więcej niż Polska uzyskała od nich! Bilans zysków i strat jest dla naszego kraju niestety niekorzystny i to bardziej niż mówi o tym premier Węgier twierdzący, że jesteśmy "kwita". Jestem w trakcie opracowywania naukowego artykułu (może - w zależności od objętości -  nawet broszury) o stanie ekonomicznym państwa jakie nam zostawiły elity III RP a szczególnie PO-PSL. Im bardziej wgłębiam się w ekonomiczne dane, tym bardziej zaczynają mnie one porażać. Pozwoliliśmy na wrogie przejęcie (prywatyzacja zgodna z pierwotnym planem Sachsa-Sorosa-Balcerowicza ) niemal całego naszego przemysłu, handlu, bankowości i usług oraz protekcyjnie traktowaliśmy kapitał zagraniczny. Skumulowane od 1988 roku dzięki temu zyski netto firm zagranicznych (po opodatkowaniu i też tych wrogo przejętych za bezcen) w Polsce w połączeniu z wypłatami z owego zysku i kwotami przeznaczonymi na podwyższanie kapitału własnego oraz z uwzględnieniem dochodów z prywatyzacji i legalnych oraz nielegalnych finansowych zagranicznych transferów tych firm wraz z polskimi dochodami podatkowymi a dodatkowo biorąc pod uwagę kwoty netto pomocy unijnej (pomoc minus składa własna) w zestawieniu z ogromnie rosnącym publicznym i zagranicznym zadłużeniem Polski w powiązaniu z faktem, iż 80 centów z 1 Euro pomocy unijnej trafia z powrotem do UE... wskazują, iż Polska kilkukrotnie więcej dała zarobić zachodnio-unijnym gospodarkom i firmom zewnętrznym niż od nich uzyskała. Rozwijaliśmy się na kredyt tracąc własność i zadłużając się  w tempie zastraszającym. Oddaliśmy naszą gospodarkę niemal w całości zagranicy. Uzyskała ona ogromne profity i dziś ktoś z elit UE i naszych zdradzieckich pseudo elit śmie wmawiać nam jakąś wdzięczność i śmie nas straszyć jakimiś sankcjami? To raczej my winniśmy żądać od nich zadośćuczynienia za utracone szanse i zyski, za utratę naszej narodowej własności i relatywną utratę możliwości naszego narodowego, polskiego rozwoju! A jeżeli dodać do tego utratę zysków wypracowanych przez kreatywnych Polaków zmuszonych do ekonomicznej emigracji i fakt zastraszająco niskich płac Polaków to... po prostu "ręce opadają" i każą nacisnąć klawisze klawiatury wzywające do osądzenia wszystkich zdrajców Polski począwszy od L. Balcerowicza... Jako przedsmak opracowywanej przeze mnie analizy podam m.in. takie fakty. Rząd PiS (licząc dla uproszczenia lata 2006, 2007) zwiększył dług publiczny (wg. metody ESA95) z poziomu 463,02 mld zł na koniec roku 2005 do poziomu 529,83 mld zł na koniec roku 2007, czyli o 66, 81 mld zł. Za rządów PO-PSL (licząc dla uproszczenia lata 2008-2014) dług publiczny wzrósł z poziomu 529,83 na koniec roku 2007 do poziomu ok. 1032,3 mld zł na koniec roku 2014, czyli o 502,47 mld zł. W roku 2015 dług ten spadł o jakieś grubo ponad 153 mld zł a wynikało to z efektów kreatywnej księgowości V. Rostowskiego i z kradzieży naszych - Polaków - pieniędzy z OFE i Funduszu Rezerwy Demograficznej. Na koniec listopada 2015 roku (po kradzieży m.in. z OFE) oficjalnie było to około 837 mln. zł. Ten dług nie zawiera kwot, jakie państwo będzie musiało w przyszłości wydać na świadczenia dla przyszłych emerytów. Uwzględniając te wydatki dług publiczny (ukryty) sięga 3 a może i 5 bln. zł, co w przypadku pierwszej kwoty oznacza, że na jednego mieszkańca wypada nieco ponad 84 tys. zł. Natomiast według danych NBP zadłużenie zagraniczne Polski na roku 2015 roku wyniosło 291,9 mld Euro (ok. 356 mld USD). Warto wspomnieć, że sławne już zadłużenie zagraniczne jakie zostawił nam po sobie E. Gierek w 1980 roku wynosiło w walutach wymienialnych 24,1 mld USD a wymagalne płatności z tytułu obsługi zadłużenia zagranicznego na rok 1981 wynosiły 10,9 mld USD. Dług ten - mimo umorzenia jego części - spłaciliśmy niedawno. Koszty obsługi naszego zadłużenia (odsetki) to około 40 mld zł... Roczny deficyt budżetowy w ostatnich 8 latach zwiększył się niemal aż 3-krotnie: z 16,0 (2007 r.) do 46,1 mld zł (2015 r.) przy jednoczesnej wyprzedaży majątku państwa sięgającej łącznie ponad 60 mld zł i tzw. ogromnej pomocy unijnej i dobrych wskaźnikach wzrostu gospodarczego (pusty rozwój poprzez zadłużenie).

"Węgrzy mogą być suwerenni, mogą cieszyć się wolnością, mogą podążać torem wyznaczonym przez ich zdolności i pracowitość tylko wtedy, gdy żadne z mocarstw nie jest ich wrogiem, a dokładniej mówiąc, gdy w interesie wszystkich trzech jednocześnie leży niepodległość i rozwój gospodarczy Węgier. Nie oznacza to, że zawsze i we wszystkim musimy się z nimi zgadzać lub że musimy być sprzymierzeni ze wszystkimi naraz. Tak mogą myśleć tylko dziecinnie naiwni. Tak zwykli myśleć politycy pragnący nieustannych profitów, ciepłych posadek – ale po nich trudno byłoby oczekiwać polityki krajowej i zagranicznej służącej racji stanu i narodowym interesom (...) Dlatego żelazną zasadą węgierskiej polityki zagranicznej jest to, że dla nas, Węgrów, interesem narodowym jest pokój".

Premier Węgier w swoim przemówieniu odnosił się do trzech mocarstw reprezentowanych przez Berlin, Moskwę i Stambuł (dokładniej Ankarę). Z polskiej perspektywy oczywiście najważniejszymi mocarstwami są Berlin i Rosja a dodatkowo USA (poparcie idei Międzymorza i umieszczenie na terenie Polski sił NATO), chociaż zważywszy na obecny kryzys migracyjny Turcja dla całej Europy i dla Polski też ma dzisiaj ogromne znaczenie. Ponadto trudno się nie zgodzić, że pokój i dobre relacje z mocarstwami winny przyświecać również naszej polityce. Jeżeli chcemy aby nas szanowano powinniśmy również szanować innych (też Rosję), dbając wszakże o własne interesy. Geopolitycznie Polska ma o wiele większe znaczenie niż Węgry a tym samym ma większe możliwości prowadzenia własnej, narodowo korzystnej polityki międzynarodowej a czyniąc to wspólnie z krajami Grupy Wyszehradzkiej (m.in. z Węgrami) może stać się centrum odbudowy i budowy nowej - opartej o suwerenność poszczególnych krajów - Europy. Dziś jest na to niepowtarzalna szansa, która może już nie powtórzyć.

"Polityka zarozumiała, nadęta, napuszona, oparta na poczuciu moralnej wyższości, czasem bardzo kusząca, często tak popularna po zachodniej stronie naszego kontynentu, a czasem i po drugiej stronie oceanu, to nie jest nasza polityka, to nie nasza droga i nie nasz interes. Pokój, współpraca, handel, obopólne inwestycje, sprzyjająca nam regionalna równowaga, obrona naszych interesów – to są podstawowe zasady węgierskiej narodowej polityki zagranicznej. Wiem również i ja, wiem, że to trudniejsze i bardziej złożone – bo łatwiej byłoby nie rzucać się w oczy wielkiemu zwierzęciu, lecz raczej przytulić się do jego ciepłej sierści – ale taka służalczość nie jest godna naszej 1100-letniej historii w Basenie Karpat".

No tak... A czy taka służalczość reprezentowana wobec Niemiec i zniemczonej UE a także Rosji, jaką reprezentowała Polska przez całe 26 lat (z krótkimi wyjątkami) a szczególnie w ciągu ostatnich ośmiu była godna naszej 1050-letniej (a nawet dłuższej) historii?

"(Dzisiaj) to wszystko jest teraz zagrożone. Zagrożona jest wypracowana w pocie czoła finansowa stabilizacja. Zagrożone jest niedawno rozpoczęty gospodarczy rozwój. Zagrożona jest starannie wypracowana narodowa polityka zagraniczna. Zagrożony jest przywrócony porządek publiczny i wolne od terroru bezpieczeństwo społeczeństwa. Zagrożona jest też nasza narodowa kultura, która powoli na nowo zaczęła odnajdywać sama siebie. Więcej, zagrożone jest nie tylko to, co już jest, ale i to, co mogłoby być, perspektywa, możliwość obiecującej przyszłości, rodząca się i poszerzająca możliwość osiągnięcia przez nasze dzieci europejskiego poziomu życia. To zagrożenie nazywa się wędrówką ludów". 

Warto zwrócić uwagę, że V. Orbán rządził na Węgrzech w latach 1998-2002 i dziś jest premierem od 2010 roku. To naprawdę dużo czasu na głębokie zreformowanie i unarodowienie państwa a mimo to uważa, że Węgry są zagrożone. Co ma zatem powiedzieć nasz obecny rząd i nasz prezydent? My zaczynamy budować od nowa prawe i sprawiedliwe państwo i od razu stanęliśmy w obliczu największego kryzysu Europy od czasów II WŚ - islamizacji Europy. Dodatkowo kryzysu wywołanego i cały czas pogłębianego przez Niemcy i jej UE. W dziele obrony wielowiekowych europejskich wartości Polska ma kluczowe znaczenie i wiedzą o tym zlewacone elity zachodniej Europy. Mogły (choć cały czas z oporami) sobie pozwolić na tolerowanie węgierskiej suwerenności i niepodległości, ale dziś zrobią wszystko, aby powstrzymać Polskę i przywrócić poddańczy wobec nich jej charakter. Stąd zmasowany międzynarodowy atak na rząd B. Szydło i prezydenta A. Dudę, stąd debaty na temat stanu polskiej demokracji w PE (w tle Komisja Wenecka) i histeria nienawiści do Polski w zachodnich (szczególnie niemieckich) mediach. Oczywiście przyczyn takiego ataku jest wiele (m.in. finanse i polskie "odrywanie od koryta" wspomagane "targowiczanami"), ale warto sobie zdawać sprawę, że być może właśnie islamizacja Polski  i wyrugowanie z niej wartości tradycyjnych (w tym chrześcijańskich) oraz ewentualna klęska rewolucji komunistycznej Nowej Lewicy (m.in. muliti-kulti i gender) stanowią genezę ataku zarówno na Węgry, jak i na Polskę.

"Rok 2015 zakończył okres, gdy obronność i bezpieczeństwo Europy mogliśmy uważać za pewnik, gdyż sądziliśmy, że one zależą wyłącznie od niej samej. My już rok temu – przy takiej samej okazji, jak teraz – ostrzegaliśmy, iż rozpoczęła się nowa wędrówka ludów. Wylano wtedy na nasze głowy kubły pomyj, spotkała nas zażarta krytyka, wyśmiewanie, obelgi, zarówno od przyjaciół, sojuszników, jak i od rywali (...) Dziś już nikt o zdrowych zmysłach nie poddaje tego w wątpliwość (...) Dlaczego akurat my, dokładniej, dlaczego akurat mieszkańcy Europy Środkowej dostrzegliśmy to jako pierwsi? (...) Różne mogą być tego przyczyny, nawet kilka naraz. Może wichry historii i fale jej tąpnięć, może pełne potu zmagania lat okresu po zmianie ustroju. Może doświadczenie, mówiące, że trzeba być czujnym, bo zawsze może się coś przydarzyć – jak tylekroć się zdarzało – coś, co niespodziewanie i nieodwracalnie przekreśli nasze rachuby. My, ludzie Europy Środkowej, nawet gdy posuwamy się do przodu, robimy to przykładając co i rusz ucho do szyn, wsłuchując się, czy nie ma jakichś podejrzanych dźwięków, które dużo przed czasem pozwolą przewidzieć niebezpieczeństwo, stukot nadciągającego poza rozkładem jazdy pociągu pełnego nieszczęść. Na Zachodzie ostatnie pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat było inne".

Powojenna historia krajów naszej części Europy jest zupełnie inna niż dzisiaj politpoprawnych krajów Europy Zachodniej i ich społeczeństw. One nie znają gehenny komunistycznego totalitaryzmu  i nie nie mają żadnej doświadczalnej bazy porównawczej pozwalającej dostrzec i zrozumieć czym stała się dziś UE. A stała się twórczą kontynuacją ZSRR, czyli Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich. Polska, Węgry, Czechosłowacja były krajami, które tak naprawdę nigdy nie pogodziły się ze zdradą jałtańską i zawsze były antytotalitarne, antykomunistyczne i dziś dostrzegają właśnie te totalitarne elementy w polityce UE. Lewactwo i demoliberalizm - wyrosłe z rewolucji 1968 roku i idei A. Gramsciego oraz szkoły frankfurckiej -  to rozumie i robi wszystko, aby do Europejczyków nie dotarła prawda o postkomunizmie lewackich elit. Aby do tego nie dopuścić chcą w zarodku zniszczyć narodowe odradzanie się Europy Środkowej.

"Rzeczywistością jest to, że przybyszom ani w głowie przejmować nasz sposób życia, gdyż swój własny uważają za bardziej wartościowy, silniejszy, bardziej witalny. Dlaczego mieliby z niego rezygnować? Rzeczywistością jest to, przybysze nie są zdolni uzupełnić braków w zasobach siły roboczej zachodnioeuropejskich fabryk. Fakty pokazują, że pośród ludzi urodzonych poza Europą, poprzez kolejne pokolenia bezrobocie jest znacznie, nawet kilkakrotnie większe. Rzeczywistością jest to, że narody Europy nie były zdolne zintegrować nawet tych mas, które z Azji czy Afryki przybywały do nich sukcesywnie, poprzez minione dziesięciolecia".

Faktycznie. Islamiści nigdy w swojej przeważającej masie nie asymilowali się z rdzennymi mieszkańcami krajów europejskich ani nie byli skłonni respektować praw tych krajów. Przez lata tworzyli zamknięte społeczności a nawet dzielnice, gdzie obowiązywało prawu szariatu, kalifat. Miliony dzisiejszych uchodźców tym bardziej nigdy nie staną się częścią naszej cywilizacji. Jest wprost przeciwnie - nakazy ich wiary (systemu idei) implikują u nich chęć narzucenia swoich zwyczajów nam wszystkim. Dzisiejsza fala islamistów jest atakiem na Europę i nasze wartości. To walka cywilizacji a europejska lewacko-demoliberalna elita staje po stronie najeźdźców. Czyż nie możemy jej uważać za naszych zdrajców i wrogów?

"Po odrzuceniu rzeczywistości nie jest możliwe ani osobiste, ani wspólnotowe szczęście, tylko porażki, frustracje, zgorzknienie, w końcu cynizm i samozagłada. Może dlatego po ulicach Brukseli błąka się tak wielu polityków pełnych wzniosłych myśli, godnych lepszego losu, a nieszczęśliwych. Czy nam się to podoba, czy nie, wędrówki ludów nigdy nie mają charakteru pokojowego. Gdy wielkie masy ludzi szukają dla siebie nowego domu, nieuchronnie prowadzi to do konfliktów, gdyż chcą zająć teren, który już ktoś zamieszkuje, gdzie ludzie są u siebie i chcą bronić swojego domu, swojej kultury, swojego sposobu życia (...) Historia wyważyła nam drzwi, granice Europy poddała oblężeniu, zagroziła europejskiej kulturze i bezpieczeństwu Europejczyków. Stan zagrożenia nie sprzyja wprawdzie myśleniu zniuansowanemu, a jeszcze mniej wysublimowanym uczuciom, ale nie możemy się za to gniewać na imigrantów. Oni sami w większości są ofiarami. Ofiarami rozpadających się rządów w ich ojczyznach, ofiarami międzynarodowych decyzji, ofiarami przemytu ludzi. Oni robią to, co uważają za dobre dla siebie. Problem w tym, że my, Europejczycy, nie robimy tego, co byłoby dobre dla nas".

Od zarania dziejów zawsze mniejszości etniczne były źródłem niepokojów a nieraz nawet upadku określonych państw i społeczeństw. Jednorodność etniczna jest gwarantem przetrwania narodów, jest gwarantem tożsamości i zachowania własnej kultury, języka, ziemi, wartości i tradycji oraz impilikuje przyszłość. Oczywiście każdy naród winien szanować inne narody, ale nigdy nie może dążyć do samozniszczenia a samozniszczeniem narodów Europy jest fałszywie pojmowana tolerancja, politpoprawność, multikulturowość i pozwolenie na agresje islamu.

"Nie znajduję lepszego słowa na określenie tego, co dzieje się w Brukseli, jak słowo absurd (...) My w Budapeszcie, Warszawie, Pradze i Bratysławie nie możemy pojąć, jak mogło komukolwiek przyjść do głowy wpuszczanie ludzi z innych kontynentów i innych kultur bez żadnej kontroli. Jak mogło dojść do obumarcia w naszej cywilizacji tego naturalnego i podstawowego instynktu, który nakazuje bronić siebie, swej rodziny, domu, bronić swej ziemi. A przecież, Szanowni Państwo, mamy czego bronić. Europa to wspólnota, koegzystencja chrześcijańskich, wolnych i niepodległych narodów. Europa to wspólne korzenie, wspólne wartości, wspólna historia, wspólna zależność geograficzna i geopolityczna. To równouprawnienie mężczyzny i kobiety, to wolność i odpowiedzialność, sprawiedliwa konkurencja i solidarność, duma i pokora, sprawiedliwość i miłosierdzie. To jesteśmy my! To jest Europa! Europa to Hellada a nie Persja. To Rzym a nie Kartagina. To chrześcijaństwo a nie kalifat (...) Widzę to tak, że w Brukseli i w niektórych europejskich stolicach ludzie przynależący do elit politycznych i intelektualnych to kosmopolici – w odróżnieniu od większości społeczeństw, które mają uczucia narodowe (...) Przyszłości Europy w pierwszym rzędzie zagrażają nie ci, którzy chcą się tu dostać, lecz ci polityczni, gospodarczy i intelektualni liderzy, którzy próbują ją przetworzyć wbrew woli Europejczyków. Tak powstała najdziwaczniejsza koalicja w dziejach świata: koalicja przemytników ludzi, aktywistów obrony praw człowieka i głównych europejskich polityków. Powstała, by w sposób zaprogramowany sprowadzić tu miliony imigrantów".

Premier Węgier zauważa też, że Europa to 500 milionów ludzi i że jeszcze możemy się obronić i przetrwać, że nie jest za późno. Dlaczego więc liderowo UE jest przeciw Europie, przeciw własnym społeczeństwom? Pytanie jest zasadnicze i odpowiedź wydaje się być oczywista - to nie Europejczycy dążą do likwidacji narodów i państw, tylko ktoś inny... może jakaś specyficzna nacja i zdrajcy europejscy na jej usługach? Sam V. Orbán wcześniej identyfikował źródło finansowania "uchodźców" wskazując papę G. Sorosa a przecież tym samym ludzi z kręgu najbogatszej rodziny (syjonistycznej, żydowskiej) świata, rodziny bankierów - Rothschildów.

"Musimy powstrzymać Brukselę. Wbili tam sobie do głowy, że rozdzielą pomiędzy nas przywiezionych do Europy imigrantów.Obowiązkowo, na mocy prawa. Określają to mianem obowiązkowych kwot przyjęcia imigrantów (...) Wbrew decyzji Rady Europejskiej, w której decydują przywódcy państw członkowskich, z pogardą dla reprezentowanej przez nich suwerenności tych państw, oszukując i omijając prawo przegłosowano to w Parlamencie Europejskim (...) Dlatego teraz chcą stworzyć stały i sukcesywny system rozdzielczy, obowiązkowy dla każdego imigranta i każdego kraju członkowskiego. Drodzy moi Przyjaciele! Unia – wyraźnie to widać – składa się z dwóch obozów: unionistów, czyli zwolenników federalizacji oraz suwerenistów, czyli zwolenników suwerenności narodów. Unioniści chcą Stanów Zjednoczonych Europy i obowiązkowych kwot osiedleńczych. Suwereniści pragną Europy wolnych, suwerennych narodów i nawet słyszeć nie chcą o żadnych kwotach (...) Nie możemy pozwolić, by Bruksela stawiała się ponad prawem. Nie możemy się zgodzić, by konsekwencje swej szalonej polityki cedowała na tych, którzy zachowali wszelkie porozumienia i wszelkie prawa, jak to uczyniliśmy my. Nie możemy pozwolić, by zmuszano nas lub kogokolwiek do importowania gorzkich owoców ich błędnej polityki imigracyjnej. Nie chcemy i nie będziemy importować na Węgry przestępczości, terroryzmu, homofobii i antysemityzmu (...) Nie zrezygnujemy z naszego prawa do decydowania o tym, z kim chcemy razem żyć, a z kim nie (...) Oprzyjmy się na praźródle europejskiej demokracji – na woli ludu. Jeśli prawdą jest, że ludzie nie chcą, wręcz sprzeciwiają się lunatycznej brukselskiej polityce imigracyjnej, oddajmy im głos, umożliwmy im wyrażenie opinii (...) Wzywamy obywateli Węgier do walki przeciw obowiązkowym kwotom osiedleńczym nowego europejskiego systemu imigracyjnego, który ma trafić na porządek dzienny w marcu. Wierzymy, że Bruksela – nawet w obecnym stanie – nie odważy się zdradzić własnych ideałów. Nie może przeciwstawić się narodom Europy. Unia Europejska nie może być Związkiem Sowieckim 2.0 ". 

Kwintesencją współczesnej tradycji europejskiej jest demokracja (niezależnie jak ją oceniamy), czyli "wola ludu". Przejawem tej demokracji są referenda i wybory powszechne. Czyż mieszkańcy Europy wobec tego nie mają demokratycznego prawa wypowiedzieć się na temat tego, czy chcą u siebie islamistów, czy też wolą, aby im pomóc na miejscu bez wpuszczania ich do siebie? Tym bardziej, że islamscy "uchodźcy" stanowią zagrożenie ich bezpieczeństwa i są źródłem terroryzmu i fanatycznego zamordyzmu... Czyż narody europejskie maja się poddać totalitarnym nakazom elit? Na Węgrzech zapowiedziano referendum w tej sprawie. Sądzę, że takie referenda winny odbyć się w każdym europejskim kraju, w tym w Polsce. Demokracja... to podstawa wolności, totalitaryzm jest jej zaprzeczeniem! Ważną natomiast jest informacja, że w tym miesiącu będzie dyskusja o trwałych kwotach rozdzielania  "uchodźców" pomiędzy kraje członkowskie i z tej perspektywy może trzeba oceniać pewne działania elit pseudo polskich i unijnych nakierowane na Polskę (może i ostatni "wypadek" prezydenta A. Dudy?).

"Nasza Europa została wzniesiona na chrześcijańskich fundamentach i dumą napawa nas fakt, iż dosięgła szczytów duchowości i ludzkiej wolności. W Europie ludzie mogą mieć bardzo różne poglądy. Jedni wierzą w ideały wolności, równości i braterstwa, inni wierzą w Boga, Ojczyznę i rodzinę oraz w przychodzące królestwo wiary, nadziei i miłości. Nikt jednak z nas – niezależnie od tego, do której grupy należy – nie może pragnąć tego, by nasza Europa padała na kolana przed celowo ku nam kierowanym, zbliżającym się jak potop masom ludzi, którzy siłą chcą nas zmusić do przyjęcia innej moralności i innych zwyczajów. Nie wierzymy, żeby Europa mogła się skazać na taki los. Nie wierzymy, że wybierze odrzucenie naszych tysiącletnich wartości. Nie wierzymy w to, ale wiemy i zapowiadamy, że Węgry nie zrobią na tej drodze nawet najmniejszego kroku! Hajrá, Európa, hajrá, magyarok! Naprzód, Europo, naprzód, Węgrzy!". 

Naprzód Polacy! Tylko tak dziś możemy - na wzór premiera Węgier - zawołać. Ten okrzyk jednak będzie możliwy, jeżeli przeciwstawimy się wewnętrznym i zewnętrznym próbom odebrania nam Polski, naszej Polski!

(Cały tłumaczony tekst V. Orbána, zgodny z jego formatowaniem na wpolityce.pl)

Szanowni Państwo! Szanowny Panie Prezydencie! Gdy w polityce spotykamy się z pytaniem, gdzie się obecnie znajdujemy, każdy automatycznie myśli o czasie, a nie o przestrzeni. Wydaje się to naturalne, gdyż dany kraj nie może poderwać się z miejsca i stanąć gdzie indziej. W sposób konieczny ma on swoje własne miejsce – jest tam, gdzie jest, i tam też trwa. Polityka jednak, szczególnie ta międzynarodowa, to rzecz skomplikowana i przebiegła. Zdarza się, że jakiś kraj zostaje przesunięty, powiedzmy o 200 kilometrów, jak to przydarzyło się Polakom, choć to w Europie w czasach pokoju nie jest czymś typowym. Znamy też oczywiście stary kawał, mówiący, że Węgry są jedynym krajem na świecie, który graniczy sam ze sobą, na dodatek na długości wszystkich swych granic.
W światowej polityce jednak cały kraj może zmienić swe położenie bez przesunięcia jego granic nawet o krok. Nas na przykład najechała armia sowiecka i w mgnieniu oka zostaliśmy przesunięci z Zachodu na Wschód. Później armia ta wyszła, a my ponownie znaleźliśmy się na Zachodzie.
Ma więc swoje uzasadnienie pytanie: gdzie znajdują się dziś Węgry w przestrzeni światowej polityki? Wygląda na to, że pomimo upływu wieków, istnieją rzeczy trwałe. Widzimy stałe gwiazdy, w stosunku do których możemy ustalać pozycję naszego okrętu. Na zachodzie to świat ludów germańskich, ziemia żelaznych kanclerzy. Na wschodzie to imperia wojowniczych ludów słowiańskich, które liczebnie stokrotnie nas przerastają. Na południu potężne tłumy półksiężyca, niemilknący furkot gniazda szerszeni. To są dziś nasze trzy punkty orientacyjne. Berlin, Moskwa, Stambuł, a dokładniej Ankara. Mamy tendencję do zapominania, że od naszej południowej granicy do Bośni w linii prostej jest niewiele ponad 70 kilometrów.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie! Węgrzy mogą być suwerenni, mogą cieszyć się wolnością, mogą podążać torem wyznaczonym przez ich zdolności i pracowitość tylko wtedy, gdy żadne z mocarstw nie jest ich wrogiem, a dokładniej mówiąc, gdy w interesie wszystkich trzech jednocześnie leży niepodległość i rozwój gospodarczy Węgier.
Nie oznacza to, że zawsze i we wszystkim musimy się z nimi zgadzać lub że musimy być sprzymierzeni ze wszystkimi naraz. Tak mogą myśleć tylko dziecinnie naiwni. Tak zwykli myśleć politycy pragnący nieustannych profitów, ciepłych posadek – ale po nich trudno byłoby oczekiwać polityki krajowej i zagranicznej służącej racji stanu i narodowym interesom.
Rzecz jasna, i tu bywały takie czasy, gdy wiały wichry wojny, a wtedy uproszczeniu ulega polityka, „kto z kim jest w sojuszu”. Gdy takie okrutne okresy następowały, zawsze przegrywaliśmy; tak nas to osłabiało, że już chciano nam dawać „ostatnie namaszczenie”. To były chore czasy, pełne majaków i halucynacji. Śnią się wtedy hieny, chmary sępów nad krajem, wypędzeni, uchodźcy, setki tysięcy w obozach śmierci. Dlatego żelazną zasadą węgierskiej polityki zagranicznej jest to, że dla nas, Węgrów, interesem narodowym jest pokój. Może to zabrzmi sarkastycznie lub ironicznie, ale taka jest prawda – nasze miejsce jest w obozie pokoju.
Z tej samej logiki wynika, że nie możemy dać się wmanewrować w jakieś międzynarodowe akcje skierowane czy to przeciw Niemcom, czy Rosjanom, czy Turkom. W węgierskim interesie nie leży udział w akcjach, które cechuje brak szacunku, chęć obrażania lub bezpardonowe uderzanie w poczucie własnej godności danego narodu. Czy to z powodu nieszczęsnego udziału w II wojnie światowej [Niemcy], czy dlatego, że nie naśladuje zachodnich wzorców demokracji [Rosja], czy też dlatego, że zamiast odrzuconą akcesją do Unii Europejskiej zajął się budowaniem pozycji regionalnego lidera w obszarze zdominowanym przez cywilizację islamską, ze wszystkimi tego konsekwencjami [Turcja].
Szanowni Państwo! Nie można zmienić przeszłości Niemiec. Moskwa, nawet gdyby chciała, nie potrafi w centrum swej polityki umieścić wolności, gdyż w jej głowie i historii nad wszystkim góruje nakaz utrzymania spójności potężnych obszarów.I czemu chcielibyśmy Turcję mierzyć naszą polityczną miarką, zamiast uznać, że pomimo swych islamskich fundamentów, bardzo dużo energii wkłada w europeizację?
Nie, Drodzy Przyjaciele, polityka zarozumiała, nadęta, napuszona, oparta na poczuciu moralnej wyższości, czasem bardzo kusząca, często tak popularna po zachodniej stronie naszego kontynentu, a czasem i po drugiej stronie oceanu, to nie jest nasza polityka, to nie nasza droga i nie nasz interes. Pokój, współpraca, handel, obopólne inwestycje, sprzyjająca nam regionalna równowaga, obrona naszych interesów – to są podstawowe zasady węgierskiej narodowej polityki zagranicznej. (oklaski)
Wiem również i ja, wiem, że to trudniejsze i bardziej złożone – bo łatwiej byłoby nie rzucać się w oczy wielkiemu zwierzęciu, lecz raczej przytulić się do jego ciepłej sierści – ale taka służalczość nie jest godna naszej 1100-letniej historii w Basenie Karpat. (oklaski)
Szanowni Panie i Panowie! A teraz chciałbym wyjaśnić, dlaczego to wszystko mówię. Krótko: dlatego, że to wszystko jest teraz zagrożone. Zagrożona jest wypracowana w pocie czoła finansowa stabilizacja. Zagrożone jest niedawno rozpoczęty gospodarczy rozwój. Zagrożona jest starannie wypracowana narodowa polityka zagraniczna. Zagrożony jest przywrócony porządek publiczny i wolne od terroru bezpieczeństwo społeczeństwa. Zagrożona jest też nasza narodowa kultura, która powoli na nowo zaczęła odnajdywać sama siebie. Więcej, zagrożone jest nie tylko to, co już jest, ale i to, co mogłoby być, perspektywa, możliwość obiecującej przyszłości, rodząca się i poszerzająca możliwość osiągnięcia przez nasze dzieci europejskiego poziomu życia.
To zagrożenie nazywa się wędrówką ludów. Wierzę, że i za sto lat istnieć będzie europejskie i węgierskie nauczanie historii. Nie ryzykuję zbyt wiele, jeśli powiem, że w podręcznikach historii Europy rok 2015 będzie dla ówczesnych uczniów tematem obowiązkowym do wyuczenia jako początek nowej epoki.
Rok 2015 zakończył okres, gdy obronność i bezpieczeństwo Europy mogliśmy uważać za pewnik, gdyż sądziliśmy, że one zależą wyłącznie od niej samej. My już rok temu – przy takiej samej okazji, jak teraz – ostrzegaliśmy, iż rozpoczęła się nowa wędrówka ludów. Wylano wtedy na nasze głowy kubły pomyj, spotkała nas zażarta krytyka, wyśmiewanie, obelgi, zarówno od przyjaciół, sojuszników, jak i od rywali. A rzeczywistość była jedna – nowa wędrówka ludów stała się historycznym faktem. Dziś już nikt o zdrowych zmysłach nie poddaje tego w wątpliwość. Dlaczego akurat my, dokładniej, dlaczego akurat mieszkańcy Europy Środkowej dostrzegliśmy to jako pierwsi?
Różne mogą być tego przyczyny, nawet kilka naraz. Może wichry historii i fale jej tąpnięć, może pełne potu zmagania lat okresu po zmianie ustroju. Może doświadczenie, mówiące, że trzeba być czujnym, bo zawsze może się coś przydarzyć – jak tylekroć się zdarzało – coś, co niespodziewanie i nieodwracalnie przekreśli nasze rachuby.
My, ludzie Europy Środkowej, nawet gdy posuwamy się do przodu, robimy to przykładając co i rusz ucho do szyn, wsłuchując się, czy nie ma jakichś podejrzanych dźwięków, które dużo przed czasem pozwolą przewidzieć niebezpieczeństwo, stukot nadciągającego poza rozkładem jazdy pociągu pełnego nieszczęść. Na Zachodzie ostatnie pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat było inne. Zupełnie inne. Udany rozwój, dająca się zaplanować przyszłość, dobrze wydeptane ścieżki, stabilne szyny, godne zaufania rozkłady jazdy. Nam nieraz wydawało się to światem marzeń. Takim, w którym mieszały się ideologia, pragnienia i życie rzeczywiste. Świat dobrobytu, bezpieczeństwa, uprzejmości. Świat, w którym rozpływa się jednoznaczność, a granice zanikają. Rozmywają się kontury pomiędzy jednym narodem a drugim, pomiędzy kulturami, pomiędzy mężczyzną a kobietą, dobrem a złem, sacrum a profanum, wolnością a odpowiedzialnością, dobrą intencją a działaniem. Zlewa się „to, co jest” z tym, co „być powinno”. Jakby poczucie rzeczywistości uległo wyszczerbieniu, stępieniu.
W przeciwieństwie do tego, nasze poczucie rzeczywistości jest ostre i czujne jak trzeźwy umysł lub zimny, orzeźwiający wiatr. Nas nauczono tego, że rzeczywistość to coś, co nie znika nawet wtedy, gdy przestajemy w nią wierzyć. Dlatego dla nas punktem wyjściowym zawsze są realia, których nigdy nie mylimy z własnymi marzeniami.
Szanowni Państwo! Druga i trzecia dekada wieku XXI będą dekadami wędrówki ludów. Zaczyna się epoka, na którą nie byliśmy przygotowani. Sądziliśmy, że coś takiego mogło mieć miejsce tylko w dalekiej przeszłości lub w podręcznikach historii. A przecież w najbliższych latach do Europy może wyruszyć tłum większy niż wszystkie dotychczas, morze ludzi, którego liczba przewyższa ludność niejednego europejskiego kraju. Nadszedł czas, by zmierzyć się z rzeczywistością. Najwyższa pora, by rozróżnić to, co jest, od tego, czego byśmy sobie życzyli. Najwyższy czas, by porzucić iluzje, nawet jeśli są nimi górnolotne teorie, ideologie czy zwodnicze sny.
Rzeczywistością jest to, że w licznych krajach Europy rośnie głęboko już ugruntowany, trwały świat społeczności równoległych. Rzeczywistością jest to, że ten fakt – zgodnie z prawem natury – spowoduje kurczenie się naszego świata, a z nim i nas, naszych dzieci i wnuków. Rzeczywistością jest to, że przybyszom ani w głowie przejmować nasz sposób życia, gdyż swój własny uważają za bardziej wartościowy, silniejszy, bardziej witalny. Dlaczego mieliby z niego rezygnować? Rzeczywistością jest to, przybysze nie są zdolni uzupełnić braków w zasobach siły roboczej zachodnioeuropejskich fabryk.
Fakty pokazują, że pośród ludzi urodzonych poza Europą, poprzez kolejne pokolenia bezrobocie jest znacznie, nawet kilkakrotnie większe. Rzeczywistością jest to, że narody Europy nie były zdolne zintegrować nawet tych mas, które z Azji czy Afryki przybywały do nich sukcesywnie, poprzez minionedziesięciolecia. Jak mogłoby się to udać teraz, tak szybko i z tak wielką liczbą? Rzeczywistością jest to, że przyjmując masy ludzi ze świata islamu, nie jesteśmy w stanie rozwiązać niewątpliwych problemów wymierania i starzenia się populacji Europy, bez narażania się na utratę naszego sposobu życia, bezpieczeństwa i nas samych.
Rzeczywistością jest to, że jeśli prędko nie otrzeźwiejemy rozmaite rodzaje napięć staną się niemożliwe do opanowania: napięcia pomiędzy starzejącą się Europą a młodym światem islamskim; napięcia pomiędzy zsekularyzowaną, pozbawioną wiary Europą a coraz bardziej oddanym swej wierze światem islamu; napięcia pomiędzy niezdolną dać zatrudnienie swojej dobrze wykształconej młodzieży Europą a niewykształconymi masami ze świata islamskiego. Napięcia te występują nie gdzieś daleko, w bezpiecznej dla nas odległości, ale tu, w sercu Europy.
Szanowni Panie i Panowie! Jeszcze nie jest za późno, by elity Europy pojęły lekcję generała de Gaulle’a. Cytuję: „Polityka musi bazować na rzeczywistości, w polityce sztuką jest właśnie to, iż na rzecz danej idei możemy pracować tylko w ramach rzeczywistości”. Koniec cytatu.
Rzeczywistość zaś to historia, kultura, demografia i geografia. Ufam, że nie jest jeszcze za późno, by zrozumieć, iż realia nie stanowią ograniczenia dla wolności.Lekcja, którą obecnie odrabiamy, mówi tak: nie może istnieć wolność, która odrzucałaby rzeczywistość. To mogłoby być najwyżej jakieś polityczne delirium, polityczny majak narkotyczny.
Daremnie chcielibyśmy tworzyć świat z najszlachetniejszych nawet ideowych pragnień, jeśli nie budujemy na gruncie realiów. Taki świat pozostanie tylko w sferze myślenia życzeniowego. Po odrzuceniu rzeczywistości nie jest możliwe ani osobiste, ani wspólnotowe szczęście, tylko porażki, frustracje, zgorzknienie, w końcu cynizm i samozagłada.
Może dlatego po ulicach Brukseli błąka się tak wielu polityków pełnych wzniosłych myśli, godnych lepszego losu, a nieszczęśliwych. (oklaski) Czy nam się to podoba, czy nie, wędrówki ludów nigdy nie mają charakteru pokojowego. Gdy wielkie masy ludzi szukają dla siebie nowego domu, nieuchronnie prowadzi to do konfliktów, gdyż chcą zająć teren, który już ktoś zamieszkuje, gdzie ludzie są u siebie i chcą bronić swojego domu, swojej kultury, swojego sposobu życia.
Szanowni Państwo! Historia wyważyła nam drzwi, granice Europy poddała oblężeniu, zagroziła europejskiej kulturze i bezpieczeństwu Europejczyków. Stan zagrożenia nie sprzyja wprawdzie myśleniu zniuansowanemu, a jeszcze mniej wysublimowanym uczuciom, ale nie możemy się za to gniewać na imigrantów. Oni sami w większości są ofiarami. Ofiarami rozpadających się rządów w ich ojczyznach, ofiarami międzynarodowych decyzji, ofiarami przemytu ludzi. Oni robią to, co uważają za dobre dla siebie. Problem w tym, że my, Europejczycy, nie robimy tego, co byłoby dobre dla nas.
Nie znajduję lepszego słowa na określenie tego, co dzieje się w Brukseli, jak słowo absurd. To tak, jakby kapitan statku zagrożonego zderzeniem zamiast robić wszystko, by do tego nie doszło, zajął się wyznaczaniem szalup dla niepalących. (śmiechy, oklaski) To tak, jakby załoga zamiast tamować dziurę, kłóciła się na temat tego, ile wody ma się wlać do poszczególnych kabin.
Moi Drodzy Przyjaciele! Jestem przekonany, że wędrówkę ludów można zatrzymać. Wspólnota Europy liczy sobie pół miliarda, 500 milionów ludzi. Jest nas więcej, niż Rosjan i Amerykanów razem wziętych. Warunki Europy, jej technologie, strategie i rozwój gospodarczy, pozwalają na to, by się obroniła. Dlatego wielkim problemem jest to, że Bruksela nie potrafi zorganizować obrony Europy. Jeszcze większy problem polega na tym, że Bruksela nie ma nawet takiej intencji.
My w Budapeszcie, Warszawie, Pradze i Bratysławie nie możemy pojąć, jak mogło komukolwiek przyjść do głowy wpuszczanie ludzi z innych kontynentów i innych kultur bez żadnej kontroli. Jak mogło dojść do obumarcia w naszej cywilizacji tego naturalnego i podstawowego instynktu, który nakazuje bronić siebie, swej rodziny, domu, bronić swej ziemi.
A przecież, Szanowni Państwo, mamy czego bronić. Europa to wspólnota, koegzystencja chrześcijańskich, wolnych i niepodległych narodów. Europa to wspólne korzenie, wspólne wartości, wspólna historia, wspólna zależność geograficzna i geopolityczna. To równouprawnienie mężczyzny i kobiety, to wolność i odpowiedzialność, sprawiedliwa konkurencja i solidarność, duma i pokora, sprawiedliwość i miłosierdzie. To jesteśmy my! To jest Europa!
Europa to Hellada a nie Persja. To Rzym a nie Kartagina. To chrześcijaństwo a nie kalifat. Nie ma w tym wyliczeniu żadnego klasyfikowania, lecz tylko zaznaczenie różnic. Stwierdzenie, że istnieje samodzielna europejska cywilizacja, nie oznacza tego, iż jest ona lepsza lub gorsza, lecz tylko tyle: to jesteśmy my, a to jesteście wy.
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że powyższe fakty są dla wszystkich oczywiste. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że w tej kwestii panuje wśród nas jednomyślność. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że panuje porządek – taki, który i nam się podoba – porządek w głowach i sercach europejskich przywódców, którzy jeden po drugim oświadczali, że idea multikulturalizmu jest martwa.
Kilka lat temu mogliśmy jeszcze wierzyć, że oni pojęli, iż ich kraje nie są w stanie zasymilować masowo napływających imigrantów. W roku 2015 wszystko jednak się zmieniło, jednomyślność rozpadła się w drobny pył, z prędkością grawitacji wpadliśmy z powrotem w intelektualny chaos, z którego chcieliśmy się wyrwać.
Pewnego ranka, bez żadnych zapowiedzi, zbudziły nas głosy „Willkommenskultur”. Od europejskich liderów słyszymy, że musimy pomóc. Z najwyższych pozycji zachęcają nas, byśmy byli solidarni i pomagali.
Drodzy moi Przyjaciele! To naturalne. Nie mamy kamiennych serc. Ale nie mamy też kamiennych mózgów. (śmiechy, oklaski) Pamiętamy o najważniejszej zasadzie udzielania pomocy: jeśli pomagamy tutaj, to tutaj będą przychodzić; jeśli pomagamy tam, to tam pozostaną. (oklaski) Zamiast to zrozumieć, z Brukseli zaczęto wysyłać zachęty w stronę ludzi żyjących w najbiedniejszych i najbardziej zaniedbanych regionach, by przybyli do Europy i zamienili własne życie na jakieś inne. Połowa świata, a co najmniej połowa Europy zastanawia się wieczorem, przy kuchennym stole: co się stało, co się za tym kryje? Niedługo każda europejska rodzina będzie miała swoje własne wytłumaczenie. Ja też nie chcę pozostawać w tyle. (śmiechy)
Widzę to tak, że w Brukseli i w niektórych europejskich stolicach ludzie przynależący do elit politycznych i intelektualnych to kosmopolici – w odróżnieniu od większości społeczeństw, które mają uczucia narodowe. Jestem przekonany, że liderzy polityczni wiedzą o tym. Ale ponieważ nie ma szansy, by porozumieli się z własnymi narodami, nawet nie wdają się z nimi w rozmowę.
U nas mówiło się tak: mogą, mają śmiałość i robią to [bo kto im podskoczy, to było hasło lewicowych liberałów ze Związku Wolnych Demokratów – SzDSz]. (śmiechy, oklaski) To zaś oznacza, że prawdziwy problem nie znajduje się gdzieś poza Europą, ale w niej samej. Przyszłości Europy w pierwszym rzędzie zagrażają nie ci, którzy chcą się tu dostać, lecz ci polityczni, gospodarczy i intelektualni liderzy, którzy próbują ją przetworzyć wbrew woli Europejczyków. Tak powstała najdziwaczniejsza koalicja w dziejach świata: koalicja przemytników ludzi, aktywistów obrony praw człowieka i głównych europejskich polityków. Powstała, by w sposób zaprogramowany sprowadzić tu miliony imigrantów. (oklaski)
Szanowne Panie, Szanowni Panowie! Do dzisiejszego dnia wciąż przyjmujemy bez kontroli i selekcji setki tysięcy ludzi przychodzących z krajów, z którymi jesteśmy w stanie wojny, a kraje członkowskie Unii, między innymi, prowadzą na ich terenach akcje wojskowe. Nie mieliśmy szansy na przesianie i wyłapanie tych, którzy stanowią zagrożenie. Dziś nikt nie wie, kto jest terrorystą, kto przestępcą, kto imigrantem ekonomicznym, a kto prawdziwym uchodźcą ratującym swe życie. Trudno na to znaleźć inne słowo niż szaleństwo.
Szanowni Państwo! Szanowny Panie Prezydencie! Drodzy słuchacze, Obywatele Węgier! Wiosenny wiatr wzburza wody [słowa piosenki ludowej], ale wygląda na to, że wzmaga też potop imigrantów. Przed nami trudne, męczące, nerwowe tygodnie i miesiące. Na naszych południowych granicach napięcie rośnie coraz bardziej.
Brukselska inercja powoduje coraz większy chaos. Kraje bałkańskie dostały się w kleszcze. Grecy od południa pchają tysięczne tłumy, z północy kuszą je niemieckie głosy syren. Musimy być przygotowani na wszelkie ewentualności. Posyłamy krajom bałkańskim ludzi, straż graniczną, środki techniczne, maszyny, gdyż one rzeczywiście strzegą granic Europy. A dopóki one wytrzymują, i nam łatwiej jest bronić naszych granic. A wiemy to już od czasów Hunyadiego [pogromca Turków w XV wieku.]
Ufamy w ich sukces, ale to zbyt mało. Musimy umocnić własne linie obrony. To pochłania wiele pieniędzy, dotąd wydaliśmy 85 miliardów forintów i możemy liczyć tylko na nasze własne środki. Wysłałem na granice nowe jednostki wojskowe, zarządziłem stan gotowości w południowych komitatach Csongrád oraz Bács-Kiskun, nakazałem ministrom obrony i spraw wewnętrznych, by przygotowali budowę linii obronnych wzdłuż granicy z Rumunią. Jak dotąd policjanci i żołnierze pracowali doskonale. Dziękujemy im za to! (oklaski) Również teraz zobowiązali się, że zrobią wszystko, co w ich mocy, co tylko po ludzku możliwe. Teraz jednak może się to okazać za mało.
Kraj oczekuje od nas skuteczności, stabilnie bronionej granicy. Dowódcy wojska, policji i jednostek antyterrorystycznych muszą podołać temu zadaniu. Jeśli zajdzie potrzeba, będziemy się bronić na całej długości linii od Słowenii po Ukrainę.
Nauczymy Brukselę, przemytników ludzi i imigrantów, że Węgry to kraj suwerenny, na jego terytorium można się dostać tylko pod warunkiem poszanowania naszych praw i posłuszeństwa służbom mundurowym. (długie oklaski) Obrona naszych południowych granic to jeszcze nie wszystko. Musimy wytrwać na jeszcze innym bitewnym polu. Na szczęście to pole walki nie żołnierzy, lecz dyplomatów.
Moi Drodzy Przyjaciele! Musimy powstrzymać Brukselę. Wbili tam sobie do głowy, że rozdzielą pomiędzy nas przywiezionych do Europy imigrantów.Obowiązkowo, na mocy prawa. Określają to mianem obowiązkowych kwot przyjęcia imigrantów. Taką nieszczęsną, niesprawiedliwą, nieracjonalną i bezprawną decyzję podjęto już w stosunku do 120 tys. imigrantów. Wbrew decyzji Rady Europejskiej, w której decydują przywódcy państw członkowskich, z pogardą dla reprezentowanej przez nich suwerenności tych państw, oszukując i omijając prawo przegłosowano to w Parlamencie Europejskim.
Tę decyzję zaskarżyliśmy i będziemy walczyć o jej unieważnienie w Trybunale Europejskim. (oklaski) Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wygląda na to, że nie tylko na Węgrzech, ale też w Brukseli. Dlatego teraz chcą stworzyć stały i sukcesywny system rozdzielczy, obowiązkowy dla każdego imigranta i każdego kraju członkowskiego.
Drodzy moi Przyjaciele! Unia – wyraźnie to widać – składa się z dwóch obozów: unionistów, czyli zwolenników federalizacji oraz suwerenistów, czyli zwolenników suwerenności narodów. Unioniści chcą Stanów Zjednoczonych Europy i obowiązkowych kwot osiedleńczych. Suwereniści pragną Europy wolnych, suwerennych narodów i nawet słyszeć nie chcą o żadnych kwotach. I tak obowiązkowe kwoty imigrantów stały się esencją i symbolem naszych czasów. One są ważne same w sobie, ale streszczają też wszystko to, czego się obawiamy, czego nie chcemy i co może rozbić przymierze narodów Europy.
Nie możemy pozwolić, by Bruksela stawiała się ponad prawem. Nie możemy się zgodzić, by konsekwencje swej szalonej polityki cedowała na tych, którzy zachowali wszelkie porozumienia i wszelkie prawa, jak to uczyniliśmy my. Nie możemy pozwolić, by zmuszano nas lub kogokolwiek do importowania gorzkich owoców ich błędnej polityki imigracyjnej.
Nie chcemy i nie będziemy importować na Węgry przestępczości, terroryzmu, homofobii i antysemityzmu. (oklaski) Na Węgrzech nie będzie dzielnic wyjętych spod prawa, zamieszek, imigranckich buntów, podpalania obozów dla uchodźców, a bandy nie będą polować na nasze żony i córki. (oklaski) Na Węgrzech zdusimy nawet próby takich zachowań i konsekwentnie będziemy stosować retorsje.
Szanowni Państwo! Nie zrezygnujemy z naszego prawa do decydowania o tym, z kim chcemy razem żyć, a z kim nie. Z tego powodu musimy odeprzeć i odeprzemy tych, którzy jak domokrążcy roznoszą po Europie pomysły kwot. Bez ryzyka nie ma brawury – głosi peszteński żart piłkarski, a my rzeczywiście musimy zebrać się na odwagę.
Musimy być odważni, gdyż dla większej chwały europejskiej demokracji jesteśmy zmuszeni stawić czoła cenzurze, szantażom i groźbom. Z belgijskich księgarń wycofywane są książki autorstwa węgierskiego ministra sprawiedliwości. Prasa niektórych krajów członkowskich otwarcie rozpowszechnia o nas kłamstwa. Krytyka Węgier jest szorstka, brutalna i agresywna. Na dodatek straszą nas finansowymi karami twierdząc, że nas wspierają, my zaś jesteśmy niewdzięczni. Sposób ich myślenia podobny jest do prostego plebana, który został poproszony o pomoc w zażegnaniu konfliktu wokół różnic majątkowych. W porządku – powiedział – prace podzielimy w następujący sposób: wy namówicie bogatych, żeby byli hojni a ja namówię ubogich, by przyjmowali darowizny. Tak oni rozumują. (śmiechy)
Rzeczywistość jednak jest taka, że nic nie jesteśmy sobie wzajemnie winni, ani feniga. (oklaski) Węgry, osłabione po 45 latach komunizmu, wykrwawione, niezdolne do konkurencyjności, pozbawione kapitału, otworzyły na oścież swe bramy zachodnim firmom. To wszystkim przyniosło profity. Zachodnie firmy wywiozły stąd tyle samo, ile przysłała nam Unia. Jesteśmy kwita, żadna ze stron nie ma podstaw do pretensji. (oklaski)
Szanowne Panie, Szanowni Panowie! Na koniec o tym, jak powstrzymać brukselskie manewry wprowadzenia kwot osiedleńczych. Moja rada jest taka: oprzyjmy się na praźródle europejskiej demokracji – na woli ludu. Jeśli prawdą jest, że ludzie nie chcą, wręcz sprzeciwiają się lunatycznej brukselskiej polityce imigracyjnej, oddajmy im głos, umożliwmy im wyrażenie opinii.
W końcu Europa opiera się na fundamencie demokracji. To oznacza, że nie możemy podejmować decyzji o bardzo poważnych skutkach dotyczących życia ludzi ponad ich głowami, wbrew ich woli. Dlatego na Węgrzech rozpisujemy referendum. (oklaski) I nie chodzi tu o kwotę, co do której decyzja już zapadła, a którą Węgry zaskarżyły do Trybunału. To już przeszłość. Referendum będzie dotyczyć przyszłości.
Wzywamy obywateli Węgier do walki przeciw obowiązkowym kwotom osiedleńczym nowego europejskiego systemu imigracyjnego, który ma trafić na porządek dzienny w marcu. Wierzymy, że Bruksela – nawet w obecnym stanie – nie odważy się zdradzić własnych ideałów. Nie może przeciwstawić się narodom Europy. Unia Europejska nie może być Związkiem Sowieckim 2.0 
My, Węgrzy, nie wyprzemy się Europy, mimo wszelkich jej słabości, rozcieńczenia i chwiejności. Nie odwrócimy się od niej w sytuacji, gdy zatraciła poczucie przestrzeni. Nie pozostawimy jej samej sobie w jej panicznych zawrotach agorafobii. Jesteśmy obywatelami tej samej historycznej i duchowej Europy, co Karol Wielki, Leonardo, Beethoven, św. król László – Władysław I [z matki Polki], Imre Madách czy Béla Bartók.
Nasza Europa została wzniesiona na chrześcijańskich fundamentach i dumą napawa nas fakt, iż dosięgła szczytów duchowości i ludzkiej wolności. W Europie ludzie mogą mieć bardzo różne poglądy. Jedni wierzą w ideały wolności, równości i braterstwa, inni wierzą w Boga, Ojczyznę i rodzinę oraz w przychodzące królestwo wiary, nadziei i miłości. (oklaski) Nikt jednak z nas – niezależnie od tego, do której grupy należy – nie może pragnąć tego, by nasza Europa padała na kolana przed celowo ku nam kierowanym, zbliżającym się jak potop masom ludzi, którzy siłą chcą nas zmusić do przyjęcia innej moralności i innych zwyczajów.
Nie wierzymy, żeby Europa mogła się skazać na taki los. Nie wierzymy, że wybierze odrzucenie naszych tysiącletnich wartości. Nie wierzymy w to, ale wiemy i zapowiadamy, że Węgry nie zrobią na tej drodze nawet najmniejszego kroku!
Hajrá, Európa, hajrá, magyarok! Naprzód, Europo, naprzód, Węgrzy!

[1] http://wpolityce.pl/polityka/284159-tylko-u-nas-orban-wzywa-by-powstrzymac-szalencow-z-brukseli-juz-dawno-zadna-mowa-nie-wywolala-takiej-wscieklosci-na-salonach-ue
[2] Cały tekst przemówienia: http://abouthungary.hu/speeches-and-remarks/the-prime-minister-viktor-orbans-state-of-the-nation-address-varkert-bazar-budapest-text-video/

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 2 marca 2016

Kto oprotestował prawdę o antypolskim przesłaniu "Idy"? Warto wiedzieć!

Przed emisją „Idy” telewizja publiczna zamieściła komentarz mówiący o tym, że to Niemcy, a nie Polacy, mordowali Żydów w czasie II wojny światowej. Część reżyserów wyraziła oburzenie z tego powodu w liście otwartym do prezesa TVP Jacka Kurskiego twierdząc, że film został opatrzony „ideologiczną interpretacją”.

Komentarz wprowadzający w treść filmu brzmiał następująco:

"Polska była pod okupacją niemiecką w latach 1939-1945. Niemieccy okupanci prowadzili politykę eksterminacji Żydów. Wielu Polaków ukrywało Żydów, pomimo że w okupowanej przez Niemców Polsce za ukrywanie Żydów Niemcy karali śmiercią nie tylko tego, który ukrywał, ale też całą jego rodzinę. Karani tak byli także ci, którzy wiedzieli, że ktoś ukrywa Żydów, a nie donieśli Niemcom. W ten sposób zginęły tysiące Polaków oddających życie za sąsiadów i współobywateli Rzeczypospolitej - prześladowanych Żydów. Legalne władze Polskiego Państwa Podziemnego, uznawane przez Aliantów, z całą surowością karały śmiercią przypadki prześladowania Żydów przez tych z Polaków, których zdemoralizowała okrutna i bezwzględna okupacja niemiecka. Instytut Yad Vashem najwięcej tytułów Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przyznał Polakom".

Reduta Dobrego Imienia - Polska Liga Przeciw Zniesławieniom od początku postulowała, aby podobny komentarz umieścić w wersji pierwotnej filmu, co w jakiś sposób miało niwelować uogólniony negatywny obraz Polaków przedstawiony w tym "dziele", szczególnie u odbiorców zagranicznych.

Nie mam zamiaru omawiać treści fabuły filmu, który uważam za jeden z elementów antypolskich żydowsko-niemieckich działań upowszechniających w powszechnej świadomości fałszywe i wynikające z antypolskiego opętania przesłanie J. T. Grossa, iż "Polacy w czasie II WŚ zabili więcej Żydów niż Niemców" i jako naziści na równi z Niemcami (a może i bardziej?) odpowiadają za Holocaust Żydów. Podobnie też nie zamierzam omawiać źródeł fanatycznego antypolonizmu części środowisk żydowskich. Każdy kto chce poznać wiedzę na ten temat może swobodnie poszukać w internecie filmów i artykułów omawiających genezę i przejawy antypolskości charakteryzujących tą grupę etniczną. Mogę tylko w tym miejscu zadać pytanie: "Skoro Polacy byli i są takimi antysemitami to dlaczego przez wieki Żydzi osiedlali się i mieszkali w Polsce oraz stanowili w naszym kraju największe skupisko Żydów w Europie a nawet na świecie?" Źródeł antypolonizmu niemieckiego i radości Niemców z uwalniania ich z odpowiedzialności za ludobójstwa II WŚ chyba też nie trzeba nikomu szczególnie tłumaczyć.

Warto jednak zapamiętać kto dziś w Polsce zaprotestował przeciw prawdzie, kto podpisał ów list protestacyjny dotyczący zamieszczenia informacji o historycznej prawdzie przed emisją w TVP tego "dzieła". Podobnie jak warto wiedzieć kto zasiadał w komitetach poparcia L. Wałęsy, B. Komorowskiego czy A. Kwaśniewskiego. Autorzy protestu przedstawiają się jako Gildia Reżyserów Polskich - Związek Zawodowy Reżyserów Polskich i twierdzą fałszywie, iż chodzi im nie tyle o treść informacji a o jej formę, która ponoć niszczy przesłanie filmu.

Wpierw jednak trzeba wiedzieć, że reżyserem filmu był Paweł Pawlikowski, goj po ojcu pochodzenia żydowskiego a współautorką scenariusza była Rebecca Lenkiewicz również pochodzenia żydowskiego.

List ów podpisali:

- Katarzyna Adamik: m.in. reżyser pochodzenia żydowskiego i córka reżyser również pochodzenia żydowskiego A. Holland (siostra - M. Łazarkiewicz) oraz wnuczka niszczącego AK i Żołnierzy Wyklętych działacza komunistycznego Henryka Hollanda, lesbijka,

- Filip Bajon: m.in. reżyser, członek Komitetu Poparcia B. Komorowskiego w obydwu kampaniach, rodowód trudny do określenia,

- Maciej Bochniak: reżyser i scenarzysta, mąż J. Kulig (siostra - Justyna Schneider), rodowód trudny do określenia,

- Marcin Bortkiewicz: reżyser i scenarzysta, piewca antypolaka i kłamcy katyńskiego A. Wajdy, rodowód trudny do określenia,

- Marek Brodzki: reżyser, rodowód trudny do określenia (prawdopodobnie spowinowacony z żydowską rodziną Hollandów i antypolskim żydowskim komunistą Stanisławem Brodzkim), 

- Ryszard Brylski: reżyser i scenarzysta, za czasów końca komuny przebywał w USA, niespełniony twórczo, rodowód trudny do określenia, 

- Leszek Dawid: reżyser i scenarzysta, autor "Jesteś Bogiem", autor jednego wybitnego dzieła, rodowód trudny do określenia, 

- Sławomir Fabicki: reżyser, scenarzysta, niespełniony twórca, rodowód trudny do określenia, 

- Dariusz Gajewski: reżyser, żona Agnieszka Grochowska wcielająca się w rolę D. Wałęsowej w filmie panegiryku zdrajcy Polski L. Wałęsy autorstwa kolejnego antypolaka A. Wajdy,

- Robert Gliński: reżyser, scenarzysta i wykładowca oraz starszy brat prof. P. Glińskiego, ministra i wicepremiera w rządzie B. Szydło (widać nie tylko u braci Kurskich drogi politycznych wyborów są diametralnie różne),

- Mariusz Grzegorzek: reżyser, scenarzysta, wykładowca,

- Jan Hryniak: reżyser, scenarzysta,

- Agnieszka Holland: reżyser, scenarzysta pochodzenia żydowskiego i córka żydowskiego antypolskiego komunistycznego działacza Henryka Hollanda, który po wojnie wyróżniał się pisaniem napastliwych artykułów na temat AK i podziemnej armii polskiej (Żołnierzy Wyklętych), siostra M. Łazarkiewicz, członek Komitetu Poparcia B. Komorowskiego w obydwu kampaniach, nienawistnik krzyża i katolicyzmu,

-  Magnus von Horn: reżyser pochodzenia szwedzkiego, zamieszkały w Polsce,

-  Anna Jadowska: reżyser, scenarzysta,

- Andrzej Jakimowski: reżyser,

-  Anna Kazejak - Dawid: reżyser, scenarzysta, rodowód trudny do określenia,

-  Jan Kidawa - Błoński: reżyser, scenarzysta, mąż działaczki PO M. Kidawy-Błońskiej, członek Komitetu Poparcia B. Komorowskiego w obydwu kampaniach, rodowód trudny do określenia,

- Katarzyna Klimkiewicz:  reżyser, scenarzysta, rodowód trudny do określenia,

- Jan Komasa: syn aktora W. Komasy, reżyser, scenarzysta, rodowód trudny do określenia,

- Bartosz Konopka: reżyser, rodowód trudny do określenia,

- Natalia Koryncka-Gruz: reżyser, scenarzystka, producent filmowy, rodowód trudny do określenia,

- Joanna Kos-Krauze: reżyser, scenarzysta, żona Krzysztofa Krauzego (też reżysera, scenarzysty i operatora filmowego), rodowód trudny do określenia

-  Bodo Kox (Bartosz Koszała): reżyser, scenarzysta, dziennikarz, rodowód trudny do określenia,

- Tadeusz Król: scenarzysta, dokumentalista, reżyser, rodowód trudny do określenia,

- Marcin Krzyształowicz: reżyser i scenarzysta,

- Borys Lankosz: reżyser, aktor, scenarzysta, niespełniony twórczo artysta, rodowód trudny do określenia,

- Marek Lechki: scenarzysta, reżyser,

- Rafael Lewandowski: reżyser i scenarzysta, pochodzenie polsko-francuskie,

- Magdalena Łazarkiewicz: reżyser i scenarzysta pochodzenia żydowskiego, siostra A. Holaland i matka kompozytora Antoniego Komasy-Łazarkiewicza, członek Komitetu Poparcia B. Komorowskiego,

- Filip Marczewski: reżyser, syn aktora M. Marczewskiego, rodowód trudny do określenia,

- Paweł Pawlikowski: reżyser i scenarzysta żydowskiego pochodzenia, reżyser oscarowego antypolskiego filmu "Ida",

- Maciej Pieprzyca: reżyser, scenarzysta, dziennikarza, rodowód trudny do określenia,

- Wiesław Saniewski: reżyser,  członek Komitetu Poparcia B. Komorowskiego w obydwu kampaniach, rodowód trudny do określenia,

- Andrzej Saramonowicz: scenarzysta, reżyser, dramaturg, producent filmowy, onegdaj pracownik Gazety Wyborczej, rodowód trudny do określenia,

- Iwona Siekierzyńska: reżyser i scenarzysta, rodowód trudny do określenia,

- Wojciech Smarzowski: reżyser, scenarzysta i operator, rodowód trudny do określenia,

- Małgorzata Szumowska: reżyser, scenarzysta, rodowód trudny do określenia,

- Piotr Trzaskalski: reżyser, scenarzysta,

- Andrzej Wajda: reżyser i scenarzysta pochodzenia żydowskiego, antypolak i kłamca katyński twierdzący, że jego ojciec zginął zamordowany przez żydo-komunistów w Katyniu (co jest nieprawdą bowiem ojcem A. Wajdy był zupełnie ktoś inny), popierał zawsze B. Komorowskiego i PO, ulubieniec komunistów i środowisk poskomunistycznych w III RP, agent wpływu antypolskich środowisk żydowskich, prawdopodobnie ukrywający okoliczności śmierci operatora filmowego Bartłomieja Frykowskiego (ojca "Frytki"), który miał podobno popełnić samobójstwo w obecności córki A. Wajdy i B. Tyszkiewicz Karoliny Wajdy w jej posiadłości,

- Tomasz Wasilewski: reżyser i scenarzysta młodego pokolenia, rodowód trudny do określenia,

- Janusz Zaorski: reżyser i scenarzysta pochodzenia żydowskiego, brat aktora Andrzeja Zaorskiego, syn Tadeusza Zaorskiego, który w latach 60-tych zajmował m.in. komunistyczne stanowisko wiceministra kultury oraz szefa kinematografii polskiej, agent wpływu antypolskich środowisk żydowskich, filosemita,

- Maria Zmarz-Koczanowicz: reżyser i scenarzysta, rodowód trudny do określenia,

- Xawery Żuławski: reżyser i scenarzysta, syn zmarłego niedawno kontrowersyjnego ale wybitnego reżysera A. Żuławskiego.

To wszyscy. Naprawdę warto ich zapamiętać, tym bardziej, iż stanowią oni grono twórców, którzy nie tylko w części są antypolakami, ale też konformistami liczącymi na przyszłe profity po obaleniu obecnych rządów. Szkoda mi szczególnie młodych scenarzystów i reżyserów... u zarania swojej kariery już dali się wciągnąć w polityczne szambo antypolskości...

I... tak jeszcze dygresyjnie. Wśród męskich protestujących większość nosi zarost (brodę), co od wielu miesięcy mnie zastanawia, bowiem nie tylko artyści ulegli tej modzie, ale też i politycy oraz dziennikarze... Czyżby była to jakaś oznaka przynależności do czegoś?


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... h
ttp://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com