wtorek, 30 stycznia 2018

Czy zmierzamy we właściwym kierunku?

W ostatnich wyborach głosowałem na ludzi, których wyznaczył J. Kaczyński: A. Dudę i B. Szydło. Tym samym oddałem swój głos na kandydatów Zjednoczonej Prawicy wierząc, że zapowiadana „dobra zmiana” nadejdzie i to nadejdzie w ostatniej możliwej chwili dla trwania i przyszłości Polski jako niepodległego i suwerennego państwa.

Udało się a skala zwycięstwa zapewne mile zaskoczyła nas wszystkich - nas, którzy od lat wirtualnie i realnie walczyli z tragicznymi dla naszej ojczyzny antypolskimi rządami koalicji PO-PSL i w ogóle z całą niszczącą nas III RP czyli PRL-bis. Ku przerażeniu antypolaków wygrał zarówno A. Duda jak i cała zjednoczona wokół PiS prawica i to z takim wynikiem, który umożliwił powstanie samodzielnych jej rządów.

Powstał nowy rząd pod kierownictwem pani premier B. Szydło i przez dwa lata realizowane były obietnice wyborcze a rząd trwał z wysokim poparciem mimo ogłoszenia przez przegraną opozycję totalnej z nim wojny, wojny na wszelkich możliwych frontach: wewnętrznych i zewnętrznych. „Ulica i zagranica” miała – wedle zamierzeń kreatorów i liderów „totalnej opozycji” – zmieść nowy rząd z politycznej powierzchni w ciągu maksymalnie kilkunastu miesięcy.

Pomimo współczesnej „targowicy” i jej antypolskich działań rząd premier B. Szydło unikał jałowych potyczek politycznych, nie dawał się prowokować i po prostu normalnie i skutecznie pracował, realizując sukcesywnie i z determinacją swoje obietnice wyborcze.

Z każdym miesiącem Polacy przekonywali się, że nowa władza traktuje ich naprawdę poważnie, podmiotowo a nie – w odróżnieniu od poprzedników – przedmiotowo.

To, co zapowiadała B. Szydło w czasie kampanii wyborczej stawało się realnymi faktami: wprowadzono programy społeczne (500+, mieszkanie+, darmowe leki dla seniorów), przywrócono poprzedni wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn, w zaskakująco wysokiej kwocie podwyższono płacę minimalną i stawkę godzinową za pracę jednocześnie w dużej części likiwidując tzw. „śmieciowe umowy o pracę”, uszczelniono system podatkowy jednocześnie znacznie likwidując tzw. „mafię vatowską”, zwiększono wydatki na armię wraz ze zwiększeniem jej liczebności i modernizacją sprzętu (m.in. wojska terytorialne, rakiety „Patriot”), pomimo kłopotów i wielu przeszkód ostatecznie zreformowano system władzy sądowniczej (TK, SN, KRS, ustrój sądów powszechnych), obniżono ubeckie emerytury choć pozostały jeszcze do obniżenia emerytury komunistycznej „wojskówki”, nie zgodzono się na tzw. „kwotową relokację” islamskich uchodźców/nachodźców oraz podtrzymano zapowiedź nie przyjmowania ich w Polsce w ogóle, przygotowano i rozpoczęto realizację gospodarczego „planu odpowiedzialnego rozwoju” wicepremiera M. Morawieckiego wraz z powołaniem centralnych instytucji wspierających gospodarkę (m.in. PFR) i polskie oraz zagraniczne inwestycje, skutecznie broniono (m.in. B. Szydło podczas debaty w PE) Polski na arenie międzynarodowej ze szczególnym uwzględnieniem kuriozalnych i lewacko totalitarnych ataków na nasz kraj ze strony liderów UE, zacieśniono współpracę z USA i NATO (m.in. wojska amerykańskie w Polsce i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej), rozpoczęto budowę porozumienia zwanego „Trójmorzem” przy ewidentnym wsparciu USA i prezydenta D. Trumpa, podjęto bardzo ważne decyzje w zakresie bezpieczeństwa energetycznego Polski m.in. poprzez zakup skroplonego gazu (LNG) z USA, zainicjowano współpracę z Chinami w ramach tzw. „Jedwabnego Szlaku” wraz z decyzją o budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego w Łodzi, przyjęto do realizacji także wiele innych inwestycji infrastrukturalnych w postaci m.in. przekopu Mierzei Wiślanej czy budowy polskiego odcinka trójmorskiej autostrady łączącej kraje leżące w większości nad morzami: Bałtyckim, Czarnym i Adriatykiem, obroniono polskie górnictwo węgla kamiennego oraz podjęto działania zmierzające do odbudowy – zniszczonego przez antypolski rząd D. Tuska - polskiego przemysłu stoczniowego… i zapewne zrealizowano lub zainicjowano jeszcze wiele innych propolskich rozwiązań.

Oczywiście „ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi” i też w czasie dwuletnich rządów Zjednoczonej Prawicy popełniono ich wiele. Nie czas i miejsce aby w moim tekście byłyby one szczegółowo roztrząsane – od tego są opozycyjni politycy czy dziennikarze, blogerzy lub komentatorzy.

Tym niemniej warto jednak wspomnieć o fatalnej w skutkach decyzji ministra spraw zagranicznych zapraszającego do Polski Komisję Wenecką czy przyjęcie ustawy o obowiązkowych szczepieniach. Ponadto nie zrobiono nic a raczej negatywnie wiele w obszarze tzw. ustawy 1066 (ustawy o „bratniej pomocy” B. Komorowskiego), której nie tylko nie cofnięto, ale ją rozbudowano. Dużym błędem – wedle mnie – było też wyjazdowe posiedzenie rządu B. Szydło w Izraelu, co przypominało niesławne i podobne posiedzenia rządu PO-PSL zakończone zadziwiającym krakowskim posiedzeniem w 2014 roku izraelskiego Knesetu, na które był zaproszony i wziął udział przyszły prezydent A. Duda (czyżby „namaszczenie” go przez „braci” ze skrzydła szkockiej masonerii i Chabad Lubawicz?). 

Niestety też nie przeprowadzono: „przewietrzenia” polskiej/antypolskiej służby dyplomatycznej oraz dekomunizacji środowisk akademickich, choć może ostatnie decyzje ministra J. Gowina w zakresie „konstytucji dla nauki” prowadzić będą jednak do zdekomunizowania tego środowiska. Osobiście jednak wątpię w to, czy J. Gowin jest zdolny do radykalnych posunięć w tym obszarze i jeżeli miałbym wpływ na kształt rządu to dla tegoż wicepremiera i ministra nie byłoby w nim miejsca. Zaniechano też – po naciskach KE – z wprowadzenia podatku obrotowego dla zagranicznych korporacji, w tym przede wszystkim opodatkowania owym podatkiem sieci handlowych. Relatywnie bardzo mało zrobiono w zakresie kultury i dziedzictwa narodowego, promocji patriotyzmu i polskości – w dalszym ciągu nie rozumiem dlaczego cały czas stanowisko ministra w tym obszarze pełni dalej P. Gliński…

Bardzo opornie postępuje też proces rozliczenia poprzednich rządów i ich tysięcy afer. Niby trwa postępowanie związane z aferą Amber Gold, niby cały czas prowadzone jest postępowanie w sprawie „dzikiej warszawskiej reprywatyzacji”, niby wznowiono śledztwo w sprawie afery hazardowej, niby wiele „płotek” jest już w tych sprawach zatrzymanych, ale „rekiny” swobodnie pływają w oceanie IV RP. Tyle tylko, że jak na razie nic z tego nie wynika a afer poprzedników było tak dużo, że takich spraw powinno być prowadzone setki i wielu sprawców powinno już być osądzonych i przebywać w miejscu z widokiem słońca zza krat, także w sprawie dziesiątek zaskakujących „samobójstw i nieszczęśliwych wypadków” – też zdarzających się po tragedii smoleńskiej. Nikt z poprzedników nie został jeszcze oskarżony o przestępstwa, w tym obejmujące m.in. zdradę stanu. Nikt jeszcze nie usłyszał zarzutów związanych z przygotowaniem w roku 2010 wizyty polskich władz w Katyniu. Podobnie nie oskarżono jeszcze nikogo za kłamstwa, zaniechania i sposób potraktowania przez władze PO-PSL tragedii smoleńskiej. Nie wiemy jeszcze – choć może w kwietniu tego roku sprawa zostanie wyjaśniona – co tak naprawdę było przyczyną owej tragedii i dlaczego nikt jeszcze nie odpowiedział za ten zamach.

Tym niemniej plusy przewyższyły minusy i dwuletnie rządy pani premier B. Szydło były najlepszymi dla Polski i Polaków od 1989 roku, co potwierdzały wszelkie sondaże poparcia partii politycznych i określonych polityków.

O ile jednak cieszyłem się z działań rządu, o tyle działania prezydenta z czasem napawały mnie zdziwieniem i smutkiem. Kancelaria prezydenta aż roi się od dawnych działaczy i sympatyków UD/UW/demokraci.pl oraz dawnej wojskówki WSI. Do tego doszedł konflikt z ministrem A. Macierewiczem zakończony jego skandaliczną dymisją oraz konflikt z ministrem Z. Ziobro, który w nowym „rozdaniu” uniknął dymisji tylko dlatego, że jego SP tworzy koalicję z PiS a Z. Ziobro jest szefem tej partii. Prezydent też – mimo zapowiedzi – nie ujawnił aneksu do Raportu z Likwidacji WSI ani też nie spełnił swojej obietnicy pomocy dla oszukanych przez banksterów tzw. „frankowiczów”.

Przyjąłem zatem z wielkim smutkiem decyzję o dymisji pani premier B. Szydło, czemu dałem wyraz w swoich poprzednich tekstach. Z zażenowaniem przyjąłem też sposób jej dymisji i nominowanie jej na wicepremiera „do żadnych spraw”. Mimo wszystko na miejscu pani premier zrezygnowałbym w udziale w nowym rządzie, tym bardziej, iż – jak widać – została już całkowicie zmarginalizowana.
Z dużym dystansem przyjąłem też decyzję o powołaniu M. Morawieckiego na premiera RP i niestety ten dystans jeszcze się pogłębił po wspomnianej decyzji o dymisji A. Macierewicza a także dymisji J. Szyszko.

Często też wcześniej krytykowałem W. Waszczykowskiego, ale nowy szef MSZ „ze stajni” niesławnego B. Geremka J. Czaputowicz – wedle mnie – będzie jeszcze gorszym dla Polski ministrem niż jego poprzednik. Można to już zauważyć w dotychczasowych działaniach i stwierdzeniach ministra, które niejako znów prowadzą Polskę do przyjmowania pozycji klęczącej wobec lewackich i antypolskich elit unijnych. Nie widać też zdecydowanych ruchów w kierunku wymiany aparatu dyplomatycznego RP, który w dużej mierze jest właśnie spuścizną B. Geremka i elit postkomunistyczno-żydowskich (z obszaru tzw. „żydo-komuny”). Prezydent USA D. Trump potrafił bardzo szybko wymienić dyplomatów amerykańskich a my jakoś od przeszło dwóch lat nie jesteśmy w stanie skruszyć tego „betonu”… Szkoda, bo liczyłem, iż nowym ministrem spraw zagranicznych zostanie chociażby J. Saryusz-Wolski.

Mało się też mówi o dymisji pani minister cyfryzacji a decyzja ta niestety – również subiektywnie –była dużym błędem i zapewne już niedługo stanie się to widoczne.

Zmiany w rządzie okazały się niestety sukcesem „totalnej opozycji” i zapewne też otoczonego przez dziwnych ludzi prezydenta A. Dudy. Z pewnością też elity unijne zostały zmianami w polskim rządzie wysoce ukontentowane.

W tym obszarze warto też zwrócić uwagę na wypowiedziane onegdaj słowa G. Schetyny, który stwierdził, że zrobi wszystko aby powstrzymać legislację ustaw o KRS i SN. I rzeczywiście on oraz jego towarzysze krajowi i zagraniczni starali się bardzo mocno - szczególnie zdradliwie działając na arenie europejskiej - co zaowocowało uruchomieniem przeciwko Polsce przez KE punktu 7 traktatu UE.

Pomijając już fakt, że działania KE są pozaprawne nawet wedle praw unijnych oraz to, iż tak naprawdę atak jest skierowany bezpośrednio w polski prawicowy rząd w celu jego obalenia lub skłonienia go do a’la „peowskiej” uległości, to uruchomienie owej procedury przeciwko Polsce ma o wiele istotniejszy i szerszy cel.

Chodzi bowiem o przyszły kształt Unii Europejskiej, już bez UK: czy powróci ona do pierwotnej idei jej powstania zgodnie z założeniami jej ojców-założycieli, czyli będzie to związek silnych i suwerennych państw narodowych opartych na wartościach chrześcijańskich (Europa Ojczyzn) czy też stanie się beznarodowym i lewacko-demoliberalnym jednym państwem Europa, pozbawionym granic państwowych i wszelkiej tradycji oraz odrębnej narodowo kultury i historii określonych państw, którą zamieszkiwać będą wymieszani narodowościowo i rasowo bezwolni i konsumpcyjno-hedonistyczni mieszkańcy i w której dominującymi religiami/ideologiami będą: z jednej strony wojujący islam a z drugiej pozbawiony chrześcijańskich korzeni liberalno-politpoprawny i genderowy ateizm w nowej lewackiej formie.

Chore ideologicznie, postmarksistowskie i wyobcowane elity unijne chcą tej drugiej, anaturalnej i sztucznie wykreowanej Europy czyli inaczej ZSRR-bis w postaci „Związku Socjalistycznych Republik (Landów) Europejskich”.

Na przeszkodzie realizacji tej utopii stoją kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które już przeżywały ideologiczny komunizm i zauważają, iż obecna ingerencja brukselskich elit w wewnętrzne sprawy narodów i państw staje się jeszcze większa i twórczo – poprzez idee A. Gramsciego, A. Spinelliego i Szkoły Frankfurckiej - rozwinięta niż nawet ingerencja Komisarzy Ludowych i przywódców ZSRR.
I też ta ingerencja jest o wiele groźniejsza bowiem dotyczy przede wszystkim – mówiąc językiem K. Marksa – nadbudowy, czyli ogółu instytucji, działań, form świadomości społecznej całej Europy. Obejmuje państwo i organy jego działania, instytucje wychowania i kształcenia, naukę, religię, rodzinę, prawo, moralność, sztukę, filozofię, doktryny społeczne i polityczne i wiele innych. Jest to m.in. ziszczeniem słynnego komunistyczno-lewackiego „marszu przez instytucje” nakazanego przez A. Gramsciego i budowaniem nowego „postępowego” i pustego wewnętrznie człowieka pozbawionego wartości, własnych osądów i własnej religii, moralności, tradycji, więzów rodzinnych i społecznych, własnej kultury i tożsamości narodowo-historycznej, etyczno-moralnych norm postępowania. Człowieka wyzutego z człowieczeństwa i podmiotowości indywidualnej i zbiorowej, człowieka zatomizowanego i w dużej mierze pozbawionego wszelkiej własności oraz spauperyzowanego i ubezwłasnowolnionego – poprzez szeroko rozumianą lichwę – finansowo.

Nie jestem dziś w stanie określić czy nowy premier Polski wraz ze swoim rządem będzie twardo i bezkompromisowo bronił „Europy Ojczyzn” i budował wokół tej pierwotnej dla unii idei koalicję państw unijno-europejskich, czy to w ramach V4 czy Trójmorza.

Pan premier M. Morawiecki jest bowiem człowiekiem, którego droga zawodowa daleka była od polityki i nie dał się wcześniej poznać ze strony swoich poglądów politycznych (na marginesie: podobnie nie znaliśmy wcześniej tychże poglądów prezydenta A. Dudy).

W biznesie przecież 50 zł ma zawsze odcień niebieski, niezależnie czy noszone jest w „kieszeni czarnych, czerwonych czy różowych spodni”. I chyba w przypadku nowego premiera ta dewiza jest jak najbardziej trafna, bowiem nie przeszkadzało mu doradzanie antypolskiemu premierowi D. Tuskowi a wówczas też obecny premier był brany pod uwagę jako zmiennik V. Rostowskiego na stanowisku ministra finansów.

Jestem też daleki od doszukiwania się jakichś spiskowych teorii, ale znając realia biznesowe oraz też polityczne III RP trudno mi nie mieć wątpliwości , co do samej kariery naukowej i bankowej oraz wspomnianej doradczej nowego premiera a także jego udziału w procesie integracji Polski z UE. Nie są to kategoryczne stwierdzenia mające zdyskredytować M. Morawieckiego, ale jedynie wątpliwości i pytania, na które chciałbym uzyskać zdecydowane od niego odpowiedzi i wyjaśnienia.\

Ilość ukończonych przez niego szkół i kursów wydaje się – co zauważył m.in. prof. J. R. Nowak - nierealnie duża a samo podstawowe wykształcenie akademickie nie miało nic wspólnego z ekonomią, finansami i bankowością. Nie negując zdolności M. Morawieckiego, w tym obszarze pojawiają się też u mnie i inne wątpliwości związane pośrednio też z jego ojcem i faktem, iż K. Morawiecki był chyba i ponoć najbardziej znienawidzonym antykomunistycznym opozycjonistą, też w czasie III RP.
Jeszcze raz powtarzam, iż nie mam zamiaru dyskredytować zdolności i kariery M. Morawieckiego, ale w sieci pojawia się wiele niepokojących informacji i może warto byłoby jednak, aby wszelkie takie – nawet fałszywe - informacje i opinie zostały wyjaśnione a tym samym też rozwiane zgodnie z prawdą.

Przeto warto byłoby np. poznać źródła finansowania i wysokość nakładów finansowych poniesionych przez M. Morawieckiego na zdobywanie wykształcenia i doświadczenia. Ciekawa byłaby również jego opowieść jak było to możliwe, iż przeszłość ojca nie przeszkodziła mu w karierze bankowej w Niemczech i w Polsce oraz potencjalnie jakie hipotetyczne pozamerytoryczne okoliczności pozwoliły mu objąć stanowisko prezesa BZWBK. Można byłoby też zapytać go jak to jest, że zarabiając jako prezes zarządu BZWBK kilkaset tysięcy złotych miesięcznie, zarówno w 2015 i 2016 jego zaoszczędzone środki pieniężne wynoszą – wedle oświadczeń majątkowych - jedynie około 3 mln zł a akcje i udziały w spółkach około 4 – 4,3 mln zł oraz jakie były przyczyny wzięcia przez jego żonę – w czasie gdy pełnił on obowiązki prezesa banku i rocznie zarabiał miliony złotych - ogromnego kredytu hipotecznego we frankach, którą to informację w sieci przekazał nie tylko – o ile sobie przypominam - m.in. dr Z. Kękuś, były pracownik BZWBK i podwładny M. Morawieckiego. Wyjaśnienia też wymaga to, czy prawdą są określenia jednego z blogerów, który – być może w kategoriach pomówienia – uzasadniał karierę w III RP M. Morawickiego oraz jego ojca z ich kontaktami z funkcjonariuszami dawnej WSI i dlaczego ta informacja w przedziwny sposób została usunięta z sieci internetowej. Interesujące byłoby też dookreślenie przez M. Morawieckiego jego pochodzenia, bowiem jego stwierdzenie o tym, że członkowie jego rodziny dzięki pomocy Polaków uniknęli antyżydowskiego, dokonanego przez Niemców Holocaustu w czasie II Wojny Światowej rodzi wiele niepotrzebnych domysłów i spekulacji a przecież ewentualna u niego domieszka żydowskiej krwi nie jest przecież niczym złym. Odnośnie tego obszaru warto byłoby jednak dowiedzieć się czy, kiedy i w jakim kościele M. Morawiecki został ochrzczony i jak ewentualna chrześcijańskość jego rodziny ma się to do antymoralnego prowadzenia się jego ojca i stwierdzeniu przez niego, że jest „postchrześcijański” oraz gdzie i kiedy M. Morawiecki poślubił swoją żonę i jakie katolickie (chrześcijańskie) sakramenty realizuje się w jego rodzinie? Ciśnie się też na usta inne pytanie: dlaczego w czasie sławetnych i podsłuchanych rozmów w restauracji „Sowa i Przyjaciele” nowy premier używał angielskiego określenia „ we the people/my ludzie - my naród” a nie „my Polacy” i czy ma to jakikolwiek związek z treścią żydowskiej, rabinicznej księgi – Talmudu, w której ludźmi z bożą duszą nazywani są jedynie przedstawiciele jednej nacji?

Mógłbym zadać jeszcze wiele pytań. Przyjdzie na to jeszcze czas. Są one nieraz zaskakujące i trudne, ale w momencie, gdy M. Morawiecki zdecydował się na karierę polityczną stał się funkcjonariuszem publicznym i winien wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Tym bardziej, iż dziś jest premierem rządu. Tak naprawdę na dziś możemy tylko „gdybać”, iż są mu bliskie wartości polskie, konserwatywne i wierzyć w jego werbalne osądy i zapowiedzi, iż w istocie tak jest. Tylko czy tak naprawdę jest? Mam nadzieję, że tak i jego intencje są czyste i wynikają z patriotycznej chęci budowy silnego państwa polskiego i jest to naprawdę cel nadrzędny jego działalności publicznej/politycznej.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu , iż obecnie mamy do czynienia z zalewem informacji tworzących trudno weryfikowalny szum informacyjny. Pojawia się wiele tzw. „fałszywych informacji/ fake newsów”, które tworzą niejednokrotnie fałszywy obraz rzeczywistości i trudno odnosić się do każdej pojawiającej się w Internecie, prasie, radio czy telewizji tejże informacji. Tyle tylko, że akurat prezydent, premier czy ministrowie mają do dyspozycji wielu pracowników, doradców i służby specjalne, które winny reagować na takie fałszywki informacyjne, wyjaśniać je a gdy trzeba to składać zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez autorów owych fałszywek. Najgorszą rzeczą jest milczenie, bo pozwala na geometryczny wzrost takiego kłamliwego szumu informacyjnego oraz powstawaniem różnych opinii noszących znamiona „political fiction” czy tzw. „teorii spiskowych” a to bardzo negatywnie wpływa na ocenę określonych polityków, co w przypadku najważniejszych z nich może doprowadzić do uszczuplenia poparcia dla nowych władz konserwatywnej części narodu polskiego.

Podobnie jak w przypadku prezydenta czy premiera także wielu nowych ministrów jest również niejako nowych w polityce i trudno ich oceniać wedle kryterium polityczno-światopoglądowego a przecież stanowiska ministrów winny być bardziej polityczne niż technokratyczne a raczej obecny skład rządu został tak ukształtowany, iż można go postrzegać właśnie jako ten drugi – technokratyczny. Czy jest to dobre rozwiązanie? Przychylam się do opinii, iż raczej nie… mając jednak nadzieję, że się mylę i też nie pomylił się J. Kaczyński...

Być może faktycznie długookresowo owe zmiany były niezbędne? Może trzeba było odmłodzić rząd i zmienić premiera na takiego, którego rozumieć będą elity unijne? Ale czy naprawdę trzeba było wymienić A. Macierewicza, który przecież tak naprawdę w polityce wobec UE miał marginalne znaczenie i skutecznie odbudowywał polską armię oraz „czyściał” ją ze złogów postkomunistycznej „wojskówki”? Ta zmiana – podobnie jak dymisja pani premier B. Szydło – dokonana została w sposób mało elegancki i nie została podyktowana względami merytorycznymi a raczej – wedle mojej subiektywnej opinii - osobistymi animozjami i konfliktem na linii A. Duda/dawne środowisko WSI i postWSI – szef MON. Sądzę też, iż była to cena za podpisanie przez prezydenta ustaw reformujących polskie sądownictwo: bardzo wysoka cena, którą – jak się zdaje – z wielkim trudem zapłacił J. Kaczyński (vide: ilość osobistych spotkań A. Duda – J. Kaczyński). Być może te zmiany miały i mają też na celu przejęcie części elektoratu liberalnego, wielkomiejskiego, ale czy nie kosztem twardego elektoratu PiS, dla którego A. Macierewicz był i dalej jest symbolem patriotyzmu i patriotycznej determinacji w działaniach realnych? Może też trzeba było dokonać takich zmian, które pozwolą cofnąć się w kontaktach unijnych o jeden krok aby później zrobić dwa kroki w przód, pozwalając unijnym lewakom na „wyjście z twarzą” z konfliktu z naszym krajem? Może też ta zmiana podyktowana została względami geopolitycznymi, w tym naciskiem na J. Kaczyńskiego przez USA i być może ich wysłannika Jonny'ego Danielsa, który zdaje się zastąpił w Polsce wcześniejszego a’la „rezydenta USA na Polskę” Lejbę Fogelmana?

Może… i tych może jest bardzo dużo… dla mnie za dużo i już dziś widać, że decyzje J. Kaczyńskiego w obszarze nowego rządowego „rozdania” osłabiły szefa PiS na tyle, iż nie był w stanie wymóc na swoich senatorach oczekiwanej przez niego decyzji w sprawie senatora PiS S. Koguta. I sądzę, że ten proces politycznego słabnięcia J. Kaczyńskiego będzie postępował dalej, niekoniecznie dla dobra Polski i Polaków.

Dla mnie jedno jest pewne. Głosując na PiS i ZP głosowałem na „dobrą zmianę”, którą zapowiadali: B. Szydło i A. Duda. Obecny rząd jest inny niż ten, na którego oddałem swój głos. Prezydent w dużej mierze stracił moje zaufanie i nie wiem czy po raz kolejny mu zaufam. Nowemu premierowi z dystansem się przyglądam i na razie ma u mnie ograniczony, ale jednak kredyt zaufania.

Będę się uważnie przyglądał działaniom obecnych władz polskich. Minął dopiero niespełna miesiąc od zmian w rządzie i wierzę, że następne będą jednak dobre dla Polski. Jeżeli jednak – wedle mojej opinii – tak nie będzie to starał się będę pisać o tym i przestrzegać, zarówno wirtualnie jak i realnie. I zawsze będę sobie – przed oceną – zadawać pytanie: „Czy zmierzamy we właściwym kierunku?”.

P.S.


Tekst w swojej zasadniczej formie był napisany jeszcze przed wybuchem afery związanej z nowelizacją ustawy IPN i penalizacją w niej antypolskich kłamstw przypisywania Polakom winy i współwiny za dokonany przez Niemców Holocaust Żydów. Jutro opublikuję w tej sprawie tekst zatytułowany: „O co chodzi Izraelowi”.  

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...

http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com