sobota, 19 września 2020

Tyle lat pracy i wszystko stracić

Wczoraj spotkałem starszą, znajomą osobę, która od zawsze głosowała na PiS i była gotowa bronić decyzji J. Kaczyńskiego do ostatniego tchu. Tym razem - wiedząc o moich poglądach - przywitała mnie słowami: "J. Kaczyński już kompletnie zwariował. Niedawno na własne życzenie stracił Senat a teraz bezsensownie rozwala koalicję rządową. Chyba już czas na emeryturę". Nie potrafiłem jej zaoponować, bo sam mam takie odczucia. 

Ale wypowiedź mojej znajomej, prostej kobiety wydaje się symptomatyczna, bo sądzę, że wielu dotychczasowych niemal fanatycznych zwolenników J. Kaczyńskiego i jego PiS-u zauważa, że w przypadku ustawy o ochronie zwierząt ich idol - delikatnie mówiąc - odpłynął w jakąś niezrozumiałą dla nich siną dal. Ci ludzie - niech będzie prosty pisowski lud - w dużej części czują, że coś jest nie tak, że nie po to głosowali na PiS czy zmobilizowani na prezydenta A. Dudę, żeby teraz te ich wysiłki były marnowane bezsensowną decyzją J. Kaczyńskiego stawiającą na szali całą "dobrą zmianę". I to w imię zwierzątek, co nie jest sprawą najważniejszą dla zwykłych ludzi. Mało tego! Nie tyle nawet, że nie najważniejszą, ale abstrakcyjną. Podobnie zresztą postrzegają bezsensowne tarcia w koalicji związane z rekonstrukcją rządu, które też tu, "na dole" są niezrozumiałe i zupełnie oderwane od realnej rzeczywistości.

Oczywiście, że - jak już wielokrotnie podkreślałem - sprawa "futerek" jest prawdopodobnie tylko pretekstem umożliwiającym PiS-owi oczyszczenie z nawarstwiających się kłopotów z koalicjantami, którzy w trakcie rozmów koalicyjnych być może zbyt dużo żądali i stawiali niemożliwe do przyjęcia przez PiS warunki nowej umowy PiS-ZP-SP. Tym niemniej w świadomości ludzi pozostanie jednak tylko taki fakt, że oto zwierzątka i ich los zaprzepaściły możliwość dalszego rządzenia przez Zjednoczoną Prawicę i doprowadził do tego nie kto inny jak J. Kaczyński. 

Nie wiem. Być może wszystkiego nie wiemy i J. Kaczyński ma już rozpisane ruchy na przyszłość, ale tym bardziej takie jego postępowanie budzi zdziwienie elektoratu a nawet szok. Trudno jest zrozumieć, że tyle lat wytrwałej i wytężonej pracy dla Polski, tyle lat wyrzeczeń i nieraz tragicznych zdarzeń, może przez taką błahostkę pójść na marne. Wydaje się to małostkowe i jakieś kompletnie absurdalne. 

Teraz mamy dwa dni względnego spokoju. Jest czas na przemyślenia i trochę refleksji. W tygodniu padło wiele niepotrzebnych słów zaogniających konflikt wewnątrz koalicji ZP, podjęto wiele działań zbyt pochopnych. Może w ciągu tej soboty i niedzieli emocje opadną i wszystkie strony konfliktu na prawicy dostrzegą, że dla dobra Polski lepiej jednak się porozumieć i trochę się cofając osiągnąć konsensus. Jest on potrzebny dla nas wszystkich i miejmy nadzieję, że zostanie osiągnięty. Inaczej trudno będzie przyszłym pokoleniom wytłumaczyć co się stało, że mając szansę na reformę Polski zmarnowaliśmy, straciliśmy ją bezpowrotnie.   

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 18 września 2020

Szkoda Z. Ziobry i J. K. Ardanowskiego, szkoda "dobrej zmiany"

Tych dwóch ministrów uważam za jednych z najlepszych w obecnym rządzie i szkoda, że w nowym rozdaniu PiS-u nie będzie już dla nich miejsca. Oczywiście dymisja Z. Ziobry oznacza nowe wybory parlamentarne a dymisja J. K. Ardanowskiego jest naturalna, skoro został zawieszony w prawach członka PiS. 

W dalszym ciągu uważam, że obecne zawirowania w ZP i możliwość jej definitywnego rozpadu są błędem Jarosława Kaczyńskiego, który może zaprzepaścić możliwość dalszego reformowania państwa w duchu "dobrej zmiany".  I trudno będzie przyszłym pokoleniom wytłumaczyć dlaczego takiej szansy Polska nie wykorzystała. 

Mimo tego, co prowokacyjnie napisałem w swej ostatniej notce [1], to zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę "futerka" są tylko pozornym powodem rozpadu koalicji i tarcia w jej szeregach są już od dawna a szczególnie od czasu zapowiedzi rekonstrukcji rządu i zapowiedzi przez PiS zmniejszenia liczby ministerstw. Ostatnio też ważkim powodem rozbratu Z. Ziobry z  PiS (M. Morawieckim) stała sią ustawa covidowa i zapowiedź braku urzędniczej odpowiedzialności w czasie pandemii, na której zapisy minister sprawiedliwości i prokurator generalny nie mogli i nie mogą się zgodzić. Zresztą o konflikcie tych dwóch Panów mówi się od dawna. 

Nie mam żadnych powodów żeby płakać po J. Gowinie i jego Porozumieniu bo od zawsze uważałem, że ich uczestnictwo w ZP to była i jest pomyłka. Wystarczy tylko wspomnieć co J. Gowin wyprawiał w przypadku wyborów prezydenckich. Natomiast Solidarna Polska Z. Ziobry przez te pięć lat była zawsze lojalna wobec PiS i dziwię się, że tego PiS dziś nie docenia. 

Jeżeli zaś dojdzie do nowych wyborów, to jestem pełen obaw co do ich ostatecznego wyniku. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że PiS może nie uzyskać wyniku, który predestynowałby go do sprawowania samodzielnej władzy a to może oznaczać, że do władzy wróci koalicja totalnej opozycji PO-KO z przystawkami w postaci choćby ruchów: Trzaskowskiego i Hołowni. To byłoby fatalne dla Polski i takiego rozwiązania sobie nie wyobrażam. 

Oczywiście można sobie wyobrazić, że celem tego zamieszania jest zdyscyplinowanie przez PiS swoich koalicjantów i po tej dzisiejszej "burzy" za kilka dni dowiemy się, że jednak koalicja ZP przetrwała i będzie dalej rządzić. Ale czy jest to możliwe,  zważywszy, że J. Kaczyński postawił już sprawę "na ostrzu noża"? Szczerze wątpię. 

Może też i powstać taka sytuacja, że w koalicji zostanie Porozumienie J. Gowina i przystąpi do niej część posłów PSL-Kukiz'15 (KP) w takiej ilości, że możliwe będą rządy większościowe. Ale to tylko gdybanie i chyba mało realne. 

Reasumując. Nowe wybory są niepotrzebne jak i niepotrzebne jest obecne przesilenie polityczne. Oby nie skończyło się to dla PiS-u jak w 2007 roku, kiedy od raz niepotrzebnie straconej władzy dochodzili do niej przez 8 lat ciężkiej pracy w opozycji. Teraz może być jeszcze gorzej i tej władzy mogą już nie odzyskać. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

czwartek, 17 września 2020

Czy "futerka" zmienią władzę w Polsce?

Już wcześniej wyraziłem swoje obiekcje co do sensowności przyjmowania w obecnym kształcie tzw. ustawy o ochronie zwierząt, którą uparcie forsuje prezes PiS J. Kaczyński [1]. I ostatnie dni tylko potwierdzają mój sceptycyzm.

Jestem zadziwiony, że PiS sprawę "futerek" stawia na "ostrzu noża" w stosunkach ze swoimi koalicjantami wymagając od nich dyscypliny w głosowaniu nad tą ustawą. Zresztą też jestem zadziwiony taką dyscypliną wśród samych posłów Prawa i Sprawiedliwości. Dlaczego takiej samej dyscypliny nie wymaga się w przypadku ustawy antyaborcyjnej przedkładając nadto li tylko klauzulę sumienia? Czy zwierzątka są ważniejsze od ludzi?

Wyrażałem też swoje wątpliwości co do zasadności potrzeby rekonstrukcji rządu. Podtrzymuję je i uważam, że w konsekwencji może dojść do rozpadu Zjednoczonej Prawicy [2]. 

W tych dwóch obszarach zarówno Porozumienie J. Gowina jak i Solidarna Polska Z. Ziobry mają inny punkt widzenia niż PiS, co na razie skończyło się jedynie zawieszeniem rozmów koalicyjnych, ale niestety z ultimatum dla koalicjantów PiS - albo nas poprzecie albo przedterminowe wybory: "Negocjacje w Zjednoczonej Prawicy zostały zwieszone w związku z sytuacją jaką mamy w Sejmie, jeśli nasi koalicjanci - Solidarna Polska i Porozumienie - poskromią oczekiwania i zastosują się do decyzji kierownictwa ZP, to będzie można do nich wrócić - powiedział w czwartek szef klubu PiS Ryszard Terlecki. Rząd mniejszościowy niemożliwy, jeżeli zajdzie taka sytuacja to pójdziemy na wybory, oczywiście sami - dodał wicemarszałek" [3]

Czy w Polsce nie może być chociaż kilka lat spokojnie, bez konieczności kolejnych wyborów? Sądzę, że Polacy na razie mają ich już dość i oczekują teraz sprawnych rządów, dalej reformujących nasz kraj i tym razem intensywniej a do tego w sprawach dla nich ważnych: ochrona zdrowia, gospodarka w czasie i po pandemii, sądownictwo, polityka historyczna, obrona wartości (klauzula stambulska), bezpieczeństwo (w tym zdrowotne). To takie wymagania minimum i do nich wcale nie zalicza się ustawa o ochronie zwierząt. Po co więc ta heca z rekonstrukcją rządu i ustawą "futerkową", które - co było do przewidzenia - mogą poróżnić koalicjantów Zjednoczonej Prawicy? Dlaczego PiS samo sobie "strzela w kolano" i generuje konflikty mogące zakończyć się przedterminowymi wyborami? 

I obym nie był złym prorokiem, ale takie przedterminowe wybory wcale nie gwarantują takiego zwycięstwa PiS-u, które pozwalałoby na samodzielne rządy. A wtedy do władzy mogłaby dojść koalicja dzisiejszej totalnej opozycji. Czy naprawdę "futerka" mają przesądzić o przyszłości Polski i zmienić władzę w Polsce? To jakaś parodia jest i rzecz niezrozumiała. No chyba, że PiS-owi już znudziło się rządzenie...
 
[2] https://krzysztofjaw.blogspot.com/2020/09/rekonstrukcja-rzadu-j-gowin-znow.html

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

81 rocznica agresji Sowietów na Polskę!

Dzisiaj kolejna, już 81 rocznica najbardziej tchórzliwego, barbarzyńskiego i chamskiego ataku na Polskę w całej jej historii.

17 września 1939 r., łamiąc traktaty międzynarodowe, w tym: obowiązujący polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Sowiecka wkroczyła na teren Rzeczypospolitej Polskiej, realizując tym samym nazistowsko-komunistyczne ustalenia zawarte w tajnym protokole zawartego 23.08.1939 roku (i zmodyfikowanego we wrześniu) paktu Ribbentrop-Mołotow a właściwie Stalin-Hitler. Ta zbrodnicza i barbarzyńska napaść na broniącą się cały czas Polskę była niczym innym właśnie jak realizacją IV Rozbioru Polski dokonanego przez socjalistycznych, marksistowskich oraz nazistowskich, niemieckich nieprzyjaciół, od zawsze nienawidzących Polskę i Polaków. Sowieci tym samym "wbili nam nóż w plecy" i ostatecznie doprowadzili w kampanii wrześniowej do naszej tragicznej w skutkach klęski.

Nie był to atak przypadkowy a jego przygotowania Sowieci rozpoczęli zaraz po swojej klęsce w wojnie z Polską w 1920 roku a nawet wcześniej. Był po prostu realizacją zapowiedzi - wcale nie uważającego się za człowieka rosyjskiego a nawet gardzącego rodowitymi Rosjanami i dowiezionego na rewolucję ze Szwajcarii - W.I. Lenina: "Im silniejszą Polska będzie, tym bardziej nienawidzić jej będą Niemcy, a my potrafimy posługiwać się tą ich niezniszczalną nienawiścią. Przeciwko Polsce możemy zawsze zjednoczyć cały naród rosyjski i nawet sprzymierzyć się z Niemcami".

Po wojnie polsko - bolszewickiej z 1920 roku w Moskwie stało się jasne, że sami sowieccy bolszewicy nie są w stanie pokonać Polski i rozszerzyć swojego panowania na całą Europę. Potrzebna im zatem była nowa wielka wojna, której sojusznikiem mogły być jedynie upokorzone - w swoim mniemaniu - Traktatem Wersalskim Niemcy - tak samo nienawidzący Polski i niezgadzający się na jej istnienie jak Sowieci. Oba kraje łączyła wspólna historia i dokonanie rozbiorów Polski, oba kraje w latach 20-tych XX wieku były geopolitycznie alienowane...

16 kwietnia 1922 roku komisarz spraw zagranicznych Rosji Gieorgij Cziczerin i minister spraw zagranicznych Niemiec Walther Rathenau podpisali we włoskim Rapallo układ militarno - handlowy. Zmieniał on diametralnie sytuację zarówno Niemiec jak i Rosji. Inicjatorami podpisania owego układu byli Sowieci. Niemniej zarówno dla nich, jak dla Niemców był to układ idealny. Niemcom pozwalał ominąć obostrzenia Traktatu Wersalskiego i swobodnie szkolić oraz zbroić się militarnie na terenach sowieckich, dla Rosjan był niezbędny dla budowy swojego przemysłu zbrojeniowego i swojej gospodarki.

Punktem zwrotnym współpracy sowiecko-niemieckiej było objęcie w Niemczech władzy przez socjalistę i szefa Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP), Adolfa Hitlera.  Program jego partii  oparty był - podobnie jak komunistów w Rosji Sowieckiej - na ideach K. Marksa i nie miał nic wspólnego z ówczesnym ruchem faszystowskim. Wielu nazistów wywodziło się z szeregów niemieckich komunistów. Sam Hitler uważał się za ucznia Stalina, choć obaj myśleli o sobie jako o wrogach konkurujących między sobą w dążeniu  do identycznego celu, jakim było wojenne opanowanie jak największej ilości narodów Europy a nawet świata.

Kulminacyjnym aktem owej współpracy było podpisanie wspomnianego paktu Ribbentrop-Mołotow. Warto zwrócić uwagę, że inicjatorem jego tajnego protokołu - m.in. likwidującego ostatecznie Polskę - był sam J. Stalin. W. I. Lenin to właśnie jego obwiniał za klęskę z 1920 roku. J. Stalin z tej nienawiści nie chciał nawet, aby Polska istniała jako jedna z republik sowieckich. Dlatego też już w 1938 roku  zlikwidował polską sekcję kominternu (jako przyszłego zalążka komunistycznego rządu w Polsce) a jej członków wymordował. Już wtedy chyba zdecydował, że Polska w żadnej formie nie będzie istniała, nawet jako kolejna republika ZSRR.

Zgodnie z zapisami owego paktu CCCP miała graniczyć z Rzeszą na Wiśle. Ten IV Rozbiór Polski  dawał Sowietom ponad połowę naszego kraju, razem z prawobrzeżną częścią Warszawy. Ponadto zapisy paktu dawały Stalinowi: Łotwę, Estonię, Finlandię i część Rumunii. Oczywiście też Niemcy zyskali: Sowieci przekazali im olbrzymią ilość surowców, w tym stali, paliw i zboża, niezbędnymi dla rozwoju niemieckiej armii. Niemcy ponadto przekazali Rosjanom plany swych najlepszych pancerników i czołgów. W myśl postanowień umowy niemieccy doradcy pomagali w sowieckich fabrykach wprowadzać nowe technologie a sami uczyli się od Sowietów, jak wykorzystywać więźniów obozów do pracy. Uzgodniono też ścisłą współpracę NKWD z niemieckim gestapo, zwłaszcza w zwalczaniu polskiego ruchu oporu.

Jedną z tragiczniejszych kart naszej historii jest fakt, że treść paktu Ribbentrop-Mołotow  i jego tajnego załącznika znana była aliantom tuż po jego podpisaniu. Nie przekazano go jednak Polsce! Można to oceniać jedynie w kategoriach zdrady Polski dokonanej przez jej sojuszników: Anglię i Francję. Gdyby Polacy znali zapisy tajnego protokołu inaczej wyglądałaby cała kampania wrześniowa i inaczej musielibyśmy zareagować na sowiecką agresję! Inaczej też musieliby zachować się alianci w obliczu żądania przez Polskę pomocy w czasie agresji przez dwa ludobójcze totalitaryzmy. A my czekaliśmy naiwnie na pomoc aliantów w dniu 3 września i później...

Mimo tego - po agresji Niemiec - Polska broniła się.  16 września 1939 sytuacja Niemiec była bardziej niż beznadziejna. Brakowało paliwa i pojawiały się problemy logistyczne. Luftwaffe musiała odwołać szereg lotów. Straty w sprzęcie zmotoryzowanym wynosiły połowę stanu. Polskie wojska postępowały według planu defensywnego przygotowanego przed wojną, trwała bitwa nad Bzurą, którą - gdyby nie sowiecka agresja - mogliśmy nawet wygrać i zmienić losy kampanii wrześniowej. A. Hitler wielokrotnie wzywał J. Stalina do wypełnienia ich umowy i ataku na Polskę. Nastąpiła ona 17 września, po zakończeniu w dniu 16 września na wschodzie japońsko-sowieckiej bitwy nad Chałchin – Goł. J. Stalin musiał - zanim zaatakuje Polskę -  mieć pewność, że nie będzie walczył na "dwóch frontach", co charakteryzowało poczynania Niemców.

Należy też  wskazać, że Francja i Anglia zdecydowały 12 września 1939 roku (podczas konferencji w Abbeville) o nie udzieleniu przez nich zbrojnej pomocy  Polsce w walce z Niemcami. Była to ich ostateczna zdrada, o której też wiedział J. Stalin i jego wówczas przyjaciel w walce A. Hitler.  Ci zdrajcy jeszcze okłamali Polskę, że uderzą właśnie 17 września.

Pod koniec dnia 16 września do oddziałów sowieckich zgromadzonych w strefie przygranicznej dotarł tajny rozkaz K. Woroszyłowa nr 16634 o treści: "Uderzać o świcie siedemnastego", czyli od samego początku wojny Sowieci byli gotowi do uderzenia...

Jakże wtedy pomiędzy 3 a 6 rano Józef Stalin musiał być zadowolony. Czekał tyle dni, bo aż 17 od momentu kiedy jego serdeczny, socjalistyczny przyjaciel Adolf Hitler napadł równie barbarzyńsko na Polskę - tego "koszmarnego bękarta Traktatu Wersalskiego" jak określał to jego przecież ukochany minister Wiaczesław Mołotow (często można też spotkać łagodniejsze tłumaczenie tegoż cytatu - moim zdaniem łagodzone "na siłę": "poroniony płód traktatu wersalskiego").

Łącznie Sowieci skierowali do walki z "Polskimi Panami" prawie - według różnych źródeł - od 0,6 do 1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów. W sumie w starciach z Armią Czerwoną zginęło ok. 2,5 - 3 tys. polskich żołnierzy, a ok. 20 tys. było rannych i zaginionych. Do niewoli sowieckiej dostało się ok. 200 - 250 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 - 18 tys. oficerów (dane zróżnicowane: zależnie od źródła i sposobu kwalifikacji). Wielu z tych oficerów i i innych znamienitych Polaków zostało później - w roku 1940 - bestialsko zamordowanych na terenie Rosji Sowieckiej w jednej z największych zbrodni ludobójstwa, tzw: Zbrodni Katyńskiej. Na obchody jej 70 rocznicy leciał w kwietniu 2010 roku do Katynia śp. Lech Kaczyński i wielu patriotów, którzy w dzisiejszych czasach walczyli o polskość i naszą niepodległość. Trudno oprzeć się wrażeniu podobnego celu jaki przyświecał śmierci tych elit... z roku 1940 i 2010...

W czasie wojny z sowietami i po niej, w wyniku, agresji, deportacji, przesiedleń zginęło około 2 miliony Polaków...

Warto o tej dacie przypominać, bo znów dla wielu staje się niewygodna... choć stanowi jedną z najważniejszych i najbardziej haniebnych dat w historii stosunków sowiecko-polskich.


Źródła informacji, z których korzystałem i które były inspiracją niniejszego tekstu:
http://krzysztofjaw.blogspot.com/2011/09/najgorszy-wrog-cham-i-tchorz-zadaje.html,
https://krzysztofjaw.blogspot.com/2013/05/pakt-ribbentrop-mootow-nadal-trwa.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Agresja_ZSRR_na_Polskę,
http://www.polskiedzieje.pl/pozostale-artykuly/agresja-zsrr-na-polske-17-wrzesnia-1939-roku.html,
http://www.1939.pl/bitwy/sowieci/agresja-zsrr-na-polske/index.html,
http://lju.nowyekran.pl/post/27006,17-wrzesnia-1939,
http://blogmedia24.pl/node/51913
http://krzysztofjaw.blogspot.com/2010/09/tak-to-juz-koniec-zyjemy-w-polszy-i.html,
http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz/agresja-sowiecka-na-polske-17-ix-1939


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

sobota, 12 września 2020

Czy Nord Stream 2 powstanie?

Od razu warto odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Tak - prędzej czy później - powstanie i nie ma co do tego żadnych wątpliwości, niezależnie co dzisiaj na ten temat mówią politycy, działacze społeczni czy dziennikarze w Niemczech. 

Nord Stream jest już gotowy w 90-95% (w tym przesyłowe instalacje naziemne) a całość ma kosztować około 10 mld Euro. Dotychczas zainwestowane pieniądze nie mogą przecież się zmarnować a do tego tak naprawdę Rosja może sama dokończyć projekt, który jest ważny zarówno dla niej, jak i Niemiec. I nie ma się co łudzić: ewentualne otrucie przez Kreml A. Nawalnego nie może i nie będzie powodem pogrzebania tej inwestycji. Podobnie jest w przypadku amerykańskich sankcji. Zresztą gazociąg był budowany mimo oporu: różnych środowisk w Niemczech (w tym Zielonych), krajów Europy Środkowo-Wschodniej, Stanów Zjednoczonych czy nawet instytucji Unii Europejskiej. I to w dłuższej perspektywie się nie zmieni.  

Obecna dyskusja i wrzawa polityczna wokół Nord Stream 2 wydaje się więc mocno spóźniona i jałowa a jedyną korzyścią z obecnych zawirowań wokół niego może być ewentualne zamrożenie jego dokończenia na 2 czy maksymalnie 5 lat. Do tego czasu już powinien być gotowy nasz rurociąg Baltic Pipe i żeby czasem komuś w Polsce (czy w UE) nie przyszło do głowy, że skoro zamrożony został (zostanie) Nord Stream 2 to możemy zaniechać budowy Baltic Pipe! A przecież nasz rurociąg jest konkurencją wobec Nord Stram 2 i jest niekorzystny zarówno dla Rosji, jak i Niemiec. Ponadto już istnieje Nord Stream 1. 

Dzisiaj na rynkach światowych jest nadprodukcja gazu związana przede wszystkim z obniżeniem popytu na nie a tym samym niższą ceną wynikającymi z pandemii koronawirusa, ale to jest stan przejściowy i w tym sensie  zamrożenie np. na dwa lata dokończenia inwestycji dla Niemiec może okazać się nawet korzystne. 

W tym kontekście warto wskazać cele powstawia Nord Stream 2 dla Niemiec i Rosji. Są to: niemiecki reeksport rosyjskiego gazu na Europę i stworzenie hubu energetycznego, ominięcie tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę i Polskę, uzyskanie rosyjsko-niemieckiej monopolistycznej pozycji energetycznej w Europie.  I te cele są strategiczne na następne 50-100 lat, bo w takiej perspektywie myślą i Niemcy i Rosja. W tej perspektywie te 2 czy 5 lat zwłoki w uruchomieniu rurociągu tak naprawdę nic nie znaczą. 

I nie dajmy się zwieźć obecnej narracji niektórych mediów niemieckich, która w Polsce upatruje już zwycięzcę boju o Nord Stream 2 i przez to zrealizowania polskich ambicji gazowych. Tak nie jest i tak nigdy nie będzie. 

My natomiast musimy robić swoje, czyli kontynuować budowę Baltic Pipe, realizować Przekop Mierzei Wiślanej czy realnie rozpocząć inwestycję Centralnego Portu Komunikacyjnego. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

środa, 9 września 2020

Zakaz hodowli zwierząt futerkowych - po co?

W projekcie nowej ustawy o ochronie zwierząt sygnowanej osobiście przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego znajdują się m.in. takie oto zapisy: 
        - zakaz hodowli zwierząt futerkowych,
        - ubój rytualny jedynie na potrzeby krajowych związków wyznaniowych,
        - zwiększenie kompetencji organizacji społecznych,
        - możliwość asysty policji przy odbieraniu źle traktowanych zwierząt, 
        - definicja kojca w polskim prawie,
        - zyskanie przez Inspekcję Weterynaryjną prawa do nakładania mandatów,
        - zakaz trzymania zwierząt w złych warunkach,
        - prawo do prowadzenia schronisk tylko dla jednostek gminnych oraz organizacji pożytku publicznego zajmujących się ochroną zwierząt,
        - osoby chcące prowadzić i pracować w schroniskach będą musiały mieć nieposzlakowaną opinię i nie być karane,
        - zwiększenie częstotliwości kontroli w schroniskach,
        - zakaz trzymania zwierząt na krótkiej uwięzi (łańcuchu), 
        - ograniczenie stosowania kolczatek. 

Rozpatrując każdy z tych zapisów można wskazać, że większość jest słusznych, ale tak naprawdę najważniejszym z nich jest zapis o zakazie hodowli zwierząt futerkowych, który - wedle mnie - jest niepotrzebny. 

Polska jest drugim największym producentem skór norczych w Europie, po Danii. Łączna liczba ferm zwierząt futerkowych  w Polsce wynosi 1190 (wliczają się w to fermy lisów, norek, jenotów i szynszyli). Jest to branża prężnie działająca i wdrażająca unijne zapisy dotyczące etyki w hodowli. 

Oczywiście można powiedzieć, że pod względem wartości produkcji branża ta jest niszowa w Polsce i w sumie na takim zakazie nie straci polskie PKB, ale to nie do końca o to tu chodzi. 

Wprawdzie nowa ustawa zniszczy nasz polski sektor hodowli zwierząt futerkowych i nad tym trzeba ubolewać, to jednak sprawa ma szersze reperkusje związane z samą ideą, która dziś przyświeca tzw. obrońcom zwierząt, w tym futerkowych. 

Środowiska lewackie i tzw. "zielonych" od lat walczyły o powyższy zakaz, ale dla nich to tylko pierwszy krok. 

Tą ustawą przekraczamy pewną absurdalną granicę, za którą już niedługo może okazać się, że hodowla krów, świń, kur, gęsi czy kaczek jest tak samo zła jak hodowla zwierząt futerkowych. I co wtedy? Jakie będziemy mieć argumenty przeciw, skoro przecież taką samą pod względem "etyczności" ustawę sami przyjmowaliśmy w przedmiocie zwierząt futerkowych? 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 8 września 2020

Rekonstrukcja rządu - J. Gowin znów wicepremierem?

Sprawa wydaje się przesądzona bo Pan J. Gowin znów chce być w rządzie a przypominam, że sam zrezygnował z udziału w nim i to w przedziwnych okolicznościach związanych z wyborami prezydenckimi. 

Wtedy zachował się kompletnie nielojalnie wobec Zjednoczonej Prawicy licząc, że gdyby w wyborach przegrał A. Duda to w przyszłości mógłby liczyć na jakieś "miękkie lądowanie" w innej konfiguracji koalicyjnej, która mogłaby powstać po nowych przedterminowych wyborach parlamentarnych. Mało tego! Jego ówczesna postawa mogła rzeczywiście pogrzebać szanse na zwycięstwo obecnego prezydenta. 

A teraz znów chce do rządu wiedząc, że jednak czekają ten rząd trzy lata nieprzerwanej pracy. Gdzie tu jego honor? Ano gdzieś w kosmicznej oddali!

Piszę to wszystko aby mieć czyste sumienie przestrzegając przed tym politykiem. Jest "czarną owcą" Zjednoczonej Prawicy i nie wiem czy jest wskazanym, aby znów zasiadał w tym rządzie. 

Owszem jest on prezesem Porozumienia wchodzącego w skład koalicji ZP, ale przecież nigdy - gdyby samodzielnie to ugrupowanie startowało w wyborach - partia Gowina nie weszłaby do Sejmu. Dostała się do niego tylko i wyłącznie dzięki startowania z list PiS-u. A pomimo tego - w odróżnieniu od Solidarnej Polski Z. Ziobry - J. Gowin co jakiś czas daje się poznać jako polityk, któremu "ciasno" jest w koalicji rządzącej. 

Tym bardziej się zastanawiam po co obecnie PiS-owi rekonstrukcja rządu, dzięki której istnieje możliwość powrotu do niego J. Gowina. Będzie znów niepewnym politycznie i "wąskim rządowym gardłem", które za co się zabierze to spartoli jak w przypadku szkolnictwa wyższego. Rozumiem, że reforma struktury ministerialnej, m.in. poprzez zmniejszenie liczby ministerstw, ma prowadzić do zwiększenia efektywności rządzenia i nijak jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie Pana J. Gowina na jakimś - teraz jeszcze ważniejszym - ministerialnym stołku. 

Ale mam też zastrzeżenia w ogóle do tego czy potrzebna jest teraz rekonstrukcja rządu i zmniejszanie liczby ministerstw. Rodzi to niepotrzebne zgrzyty wśród ZP i sądzę, że wystarczyłaby wymiana niektórych ministrów  i to też minimalistyczna. 

Czy ten rząd naprawdę źle rządzi żeby to strukturalnie naprawiać? Czy zmniejszona liczba ministerstw rzeczywiście zwiększy jakość i efektywność ich działań oraz całości zarządzania państwem? Czy jest dziś czas na eksperymentowanie czy raczej na usprawnianie tego, co już funkcjonuje w miarę nieźle? Czy teraz mamy się skupiać na reformie rządu a nie na koniecznych i szybkich reformach funkcjonowania całości państwa? 

Na te pytania nie znam odpowiedzi, bo jak dotychczas cała dyskusja o rekonstrukcji rządu nie jest dyskusją publiczną a jedynie przebiega w zaciszu gabinetów ZP. Może jak poznamy argumentację dokonywanych zmian to zmienię swoje zdanie na ten temat. Na dziś jestem sceptyczny i jednak obawiam się, że wcale owa rekonstrukcja nie przyniesie tyle dobrego jak jest zapowiadane. 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 7 września 2020

Skandaliczna wystawa pod patronatem Ministra Glińskiego

Przed momentem dostałem e-mailem informację o poniższej treści. Jako, że jej treść jest istotna pozwalam sobie na zamieszczenie jej na swoim blogu. 

----------------------------------------

Skandaliczna wystawa pod patronatem Ministra Glińskiego. Zachęcamy do protestu.

Szanowni Państwo, Drodzy Przyjaciele Fundacji Mamy i Taty,

Jakie oczekiwania towarzyszą Wam, gdy wybieracie się z wizytą do muzeum czy galerii sztuki? Być może spodziewacie się, że kontakt ze sztuką zainspiruje Was do zastanowienia się nad sensem życia albo nad pojęciem piękna, które ewoluowało z biegiem czasu. Być może fascynuje Was kunszt malarski czy rzeźbiarski i Waszym celem jest podziwianie warsztatu artystów. Jeśli tak, mamy dla Was złą wiadomość: może się zdarzyć, że wystawa nie zapewni Wam ani inspiracji, ani zachwytu nad techniką artysty, mimo iż jest zorganizowana w galerii należącej do zasobów miejskich oraz pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Co więcej, nawet jeśli przed odwiedzeniem wystawy dokładnie przeczytacie jej opis, nie będziecie gotowi na to, co zostanie Wam pokazane.

Przed paroma dniami zostaliśmy zaalarmowani przez jednego z naszych sympatyków z Białegostoku, że prezentowana od 21 sierpnia w tamtejszej Galerii Arsenał wystawa pt. „Strach” zawiera elementy tak obsceniczne, że śmiało można nazwać je pornografią. Ktokolwiek spodziewałby się tam zobaczyć dzieła typu „Krzyk” Edvarda Muncha, srodze się zawiedzie.  Jednym z elementów wystawy jest wideo performance o tytule „Nóż w piździe”. Otrzymaliśmy od naszego sympatyka link do relacji filmowej tej części wystawy. Trzeba przyznać, że obejrzenie tego materiału było mocnym wyzwaniem. Choć organizatorzy obiecują „analizę tytułowego fenomenu, który jest współcześnie wszechobecny na poziomie lokalnym, regionalnym i globalnym”, wspomniany wideo performance budzi u odbiorcy głęboką odrazę, ukazując sceny wyjątkowej przemocy wobec kobiety. Nóż utkwiony w intymnych częściach jej ciała, smarowanie twarzy i nie tylko substancją przypominającą ekskrementy, zachowania sadomasochistyczne to zaledwie część obrazów, na jakie narażony jest widz. Uderza niebywały wręcz brak szacunku do ludzkiego ciała, a także odarcie kobiety z jej godności, którą ma z racji bycia człowiekiem. Trudno zrozumieć, dlaczego taka dawka sadystycznej przemocy jest konieczna, by odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania, które stawiają organizatorzy w opisie wystawy [1].

Owszem, na stronie galerii widnieje adnotacja, że wystawa skierowana jest do widzów dorosłych, jednakże po obejrzeniu relacji jesteśmy absolutnie przekonani, że ten element wystawy nie powinien być adresowany do nikogo, ponieważ uwłacza nie tylko poczuciu estetyki, ale także godności człowieka.

W tym momencie warto zadać sobie pytanie, jak to możliwe, że w miejskiej galerii za pieniądze publiczne pojawia się wideo performance o charakterze pornograficznym. Wystawa „Strach” jest projektem finansowanym ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jednym z jego organizatorów jest Narodowe Centrum Kultury, a współorganizatorem Białostocki Ośrodek Kultury. Czy Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego wicepremier Piotr Gliński, Dyrektor Narodowego Centrum Kultury Rafał Wiśniewski, Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski oraz Dyrektor Białostockiego Ośrodka Kultury Grażyna Dworakowska są świadomi, jakiemu „dziełu sztuki” patronują kierowane przez nich instytucje?

Mamy nadzieję, że Państwo jako sympatycy i przyjaciele Fundacji Mamy i Taty dołączą do naszego apelu o usunięcie z wystawy „Strach” wspomnianego wideo performance i pociągnięcie do odpowiedzialności osób, za sprawą których ten skandaliczny materiał znalazł się w przestrzeni publicznej.

Zachęcamy do napisania maila do Pana Ministra Piotra Glińskiego wyrażającego oburzenie z powodu sadystycznych i pornograficznych treści prezentowanych w Białymstoku.

Przykładowy mail: 

„Szanowny Panie Ministrze, 

Jestem zbulwersowany wystawą „Nóż w piździe” prezentowaną w Galerii Arsenał w Białymstoku.

Wystawa ta finansowana jest ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jednym z jego organizatorów jest Narodowe Centrum Kultury.

Wystawa zawiera elementy sadystycznej pornografii odzierającej kobiety z godności.

Uważam, że zabrakło z Pana strony nadzoru nad prowadzonymi przez Pana resort działaniami.

Liczę na szybką reakcję i wycofanie finansowania i patronatów podległych Panu, bezpośrednio lub pośrednio, instytucji dla wystawy „Nóż w piździe”, a także bardziej roztropne wspieranie artystów w przyszłości.

Oczekuję, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie będzie promować przemocy, pornografii i antywartości. 

Załączam wyrazy szacunku, 

[Imię i Nazwisko]”


-----------------------------------

Postanowiłem przytoczyć treść tego e-maila w dobrej wierze i bez wątpliwości wierząc, że wszystkie przytoczone w nim fakty są prawdziwe. Tym bardziej, że również czuję się zbulwersowany taką wymową wystawy. Ponadto uważam, że w Polsce nazbyt wiele Szanowny Pan minister prof. P. Gliński pozwala nie tylko artystom i nieraz można odnieść wrażenie, że nie panuje nad sponsorowanymi przez siebie wydarzeniami artystycznymi. Podobnie jest z finansowaniem określonych instytucji, gdzie można mieć wątpliwości, co do przedmiotowości wspierania ich niektórych działań, jak np. w przypadku PFN czy Muzeum "Polin". 

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

niedziela, 6 września 2020

Hans G. w Izraelu

"Jestem hitlerowcem" raczył był mawiać a może dalej mawia niejaki niemiecki biznesmen Hans G., którego potajemnie nagrała w siedzibie jego firmy w Dębogórzu Natalia Nitek-Płażyńska, żona posła PiS Kacpra Płażyńskiego. Na nagraniach znajdują się i inne nienawistne wobec nas okropieństwa wypowiadane przez tegoż Niemca, m.in. o tym, że: "zabiłby wszystkich Polaków"i "nienawidzi Polaków", którzy są "cwelami i idiotami... są gównem", "Polacy to podgatunek i rasa ludzi, którzy mają służyć Niemcom" [1]. 

Pani Natalia od kilku już lat walczy o sprawiedliwość w polskich sądach i - co jest szokujące - traktowana jest gorzej w procesie cywilnym niż sam Hans G. Mało tego, grozi jej dzisiaj areszt za to, że nie przeprosiła publicznie Hansa G. za to, że nagrywając go po kryjomu naraziła na szwank jego dobra osobiste [2]. Aby tego było jeszcze mało to komornik nałożył blokadę na konto osobiste pani Natalii z powodu braku opłacenia odszkodowania Hansowi G. w wysokości 10 tys. zł na WOŚP [3]. Ponadto cywilny Sąd Apelacyjny zmniejszył karę odszkodowania jaką miał zapłacić niemiecki biznesmen Muzeum w Piaśnicy: w sądzie poprzedniej instancji było to 50 tys. zł a teraz ta kwota wynosi tyle samo, co ma zapłacić Pani Natalia Nitek-Płażyńska czyli 10 tys. zł. Ponadto obarczono ją kosztami rozpraw sądowych. Pani Natalia nie zamierza przepraszać Hansa G. i złożyła wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego, z wnioskiem o wstrzymanie wykonania wyroku w części dotyczącej złożenia przeprosin Hansowi G. 

Sam Hans G. jest postacią obrzydliwą a jego słowa są jawnym pogwałceniem polskiego prawa i powinien być tak samo ukarany zarówno w procesie cywilnym, jak i karnym z artykułu 256 KK. O ile w pierwszej instancji sądu karnego Hans G. został nieprawomocnie jeszcze - ale skazany, to w przypadku sądu cywilnego sprawa ma się źle i wygląda jak opisana powyżej. 

I zgadzam się w tej kwestii całkowicie ze słowami Pani Natalii: "Jak też zapowiadałam w swoim oświadczeniu, nie mam zamiaru przeprosić pomimo tego, że wisi już nade mną ten topór, który zwie się możliwością pójścia do aresztu. To jest sprawa zbyt poważna, żebym teraz wybierała jakiś swój dobrostan, dobre samopoczucie. To są zbyt poważne sprawy”. 

Są poważne, bo dotyczą tak naprawdę honoru i poczucia godności nas wszystkich Polaków - narodu, który tak mocno ucierpiał w czasie II WŚ. I teraz w Polsce jakiś Niemiec gaworzy, że jest hitlerowcem i zamordowałby nas wszystkich... Taka osoba winna być usunięta z naszego kraju bez możliwości przekraczania naszej granicy. 

A teraz... wyobraźmy sobie, że taki Niemiec - Hans G. ma swoją firmę na terenie Izraela i głośno oraz oficjalnie mówi, iż jest hitlerowcem. Oj niedługo by ta jego firma i on sam zagrzali miejsca w tym kraju. A jeszcze jakby zaczął gaworzyć, że tak jak hitlerowcy on sam wymordowałby wszystkich Żydów to jego los w państwie żydowskim byłby przesądzony i sądzę, że nawet za takie publicznie wyrażane opinie mógłby być skazany na karę więzienia. 

Ponadto czy ktoś może sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji izraelski sąd mógłby tak haniebnie postąpić, jak polski wobec Pani Natalii Nitek-Płażyńskiej? Czy np. potajemne nagranie tych nienawistnych słów dokonane przez jakąś Żydówkę uznane byłoby za czyn zrównujący odkażającą z oskarżanym? Czy jakikolwiek izraelski sędzia wydałby w takich okolicznościach wyrok podobny do polskiego sędziego? Pytania wydają się retoryczne.

Ale... Czy my sobie potrafimy wyobrazić, że taki Hans G. naprawdę odważyłby się użyć hitlerowskiej narracji w Izraelu wobec Żydówki i w ogóle narracji antysemickiej? Sądzę, że gdyby nawet po nazistowsku wewnętrznie nienawidził Żydów to nigdy nie posunąłby się do werbalnego przyznania się do takiego do nich stosunku. 

Więc dlaczego Hans G. odważył się używać takich słów w Polsce i w obecności Polki? To pytanie pozostawiam w zawieszeniu i tylko wspomnę, że czeka nas naprawdę długa droga do odkłamywania naszej historii i prowadzenia naprawdę polskiej polityki historycznej, czeka nas jeszcze dużo pracy w reformowaniu polskich sądów. Bez tego wszystkiego taki Hans G. lub mu podobni będą mogli bez konsekwencji obrażać Polskę i Polaków, i bez obawy, że spotka się to z powszechnym ostracyzmem, takim jaki objąłby go, gdyby w tym samym duchu odnosił się do Izraela i Żydów. 




Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

piątek, 4 września 2020

Te twarze totalnych... Jak łatwo rozpoznawalne!

Czy Szanowni Państwo też tak macie?

Nie wiem, ale w jakiś przedziwny sposób twarze totalnej opozycji są przeze mnie rozpoznawalne w 90% zanim pozyskam informację, iż faktycznie reprezentują ową opozycję. Skąd się to bierze, że wystarczy tylko spojrzenie, aby być niemal pewnym, że mamy do czynienia z jej przedstawicielem lub np. z jej jakimś sympatykiem. 

Ta buta bijąca z ich oblicz, ta próba ukrywania hipokryzji i ta agresja widoczna w oczach i mimice twarzy, to jakieś wspólne cechy ich wszystkich. Mowa ciała wyraża wszystko a przede wszystkim wielkie lekceważenie wobec inaczej myślących. A'priori są nastawieni do prewencyjnego ataku i bronieniu swojego środowiska za wszelką cenę, nawet gdy dana sytuacja czy zdarzenie są nie do obrony jak w przypadku "Czajki" w Warszawie. 

Nie wiem też, czy mają takie wytyczne, ale nawet gdy już przyjdzie czas ich wypowiedzi, to za wszelką cenę i przekrzykując innych muszą zawsze dokończyć swoją - być może przygotowaną wcześniej - kwestię nie zważając na innych dyskutantów. I prawie zawsze z negatywnymi emocjami i agresją. Żenujące i smutne, choć nieraz naprawdę "wkurzające". 

Po krótkim zastanowieniu chyba odkryłem dlaczego tak jest. Totalna opozycja przyjęła bowiem pewną strategię komunikacji zewnętrznej polegającej - z jednej strony - na tym, że przenigdy nie może przyznać się do jakiegokolwiek błędu przeszłości i teraźniejszości a - z drugiej strony - zawsze musi negować to, co robiła lub robi konserwatywna prawica w postaci partii PiS i jej koalicjanci. W imię właśnie owej totalności, która nic jej nie daje a wprost przeciwnie - ta totalność powoduje, że przegrywa kolejne wybory. 

Ale takie nastawienie do rzeczywistości rysuje na twarzach jej przedstawicieli jakieś odpychające bruzdy tworzące fizjonomię dla nich charakterystyczną, dzięki której łatwo ich rozpoznać.  


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

środa, 2 września 2020

Po co Francuzom kolejne ofiary?

Dziś w Paryżu rozpoczął się proces w sprawie ataków terrorystycznych na redakcję "Charlie Hebdo" i sklep koszerny Hyper Cacher w Paryżu w styczniu 2015 roku. Czternastu oskarżonych, podejrzanych o wsparcie logistyczne braci Saida i Cherifa Kouachich oraz Amedy Coulibaly’ego, sprawców ataków terrorystycznych we Francji, będzie sądzonych do 10 listopada przed specjalnym sądem przysięgłym.

I również dziś tygodnik ma ponownie być wydany z identycznymi na okładce karykaturami Mahometa, jakie przed przeszło pięciu laty sprowokowały skrajnych islamistów do ataków terrorystycznych, które tak naprawdę trwają do dzisiaj czyniąc Francję jednym z najbardziej niebezpiecznych pod względem terrorystycznym krajów w Europie. Okładka ma przedstawiać 12 karykatur Mahometa i sama zapowiedź publikacji już uruchomiła islamskich fundamentalistów, którzy zapowiadają nowe akty terroru. 

Redakcja "Charlie Hebdo" ponownie publikując prowokacyjne karykatury chce  prawdopodobnie w ten sposób  podkreślić, iż wolność słowa jest w republice nadrzędna i nic nie usprawiedliwia przemocy za same tylko słowo lub obraz. Ponadto celowo wydaje swój tygodnik w dniu rozpoczęcia rozprawy, aby przypomnieć i niejako "uczcić" ofiary terroryzmu sprzed 5 lat i "udowodnić", że Francja jest wolnym, tolerancyjnym i laickim krajem niepodatnym na żadne religijne fundamentalizmy.

Jednocześnie ""szef Francuskiej Rady Kultu Muzułmańskiego (CFCM) Mohammed Moussaoui wezwał we wtorek do zignorowania karykatur Mahometa, które ukażą się ponownie w tygodniku "Charlie Hebdo". „To terroryzm, który zaatakował w imię naszej religii, jest naszym wrogiem” – podkreślił.
„Nic nie może usprawiedliwić przemocy” – stwierdził CFCM Mohammed Moussaoui (...) „To karykatury, nauczyliśmy się je ignorować i wzywamy do zachowania takiej postawy w każdych okolicznościach (...) „Wszystkim gwarantuje się wolność do (tworzenia) karykatur, wolność ich uwielbiania lub nielubienia. Nic nie może usprawiedliwić przemocy” - powiedział Moussaoui, cytowany przez AFP (...) Wezwał do skupienia się na „procesie, który rozpoczyna się w środę i który powinien przypominać nam o ofiarach terroryzmu w styczniu 2015 r. w Charlie Hebdo, w Hyper Cacher oraz w przestrzeni publicznej". "Musi przypomnieć o ofiarach terroryzmu w Tuluzie i Montauban w 2012 r. oraz o ofiarach z listopada 2015 roku w Bataclan i Stade de France (w Paryżu)” - apelował przewodniczący CFCM."" [1].

Należy wątpić, aby szef CFCM mógł zapobiec nowym atakom terrorystycznym. Fundamentaliści islamscy postępują zgodnie ze swoją ideologią podpartą Koranem i dla nich istnieje tylko jeden sposób reagowania na - wedle nich - wrogie akty wobec islamu, Koranu czy Mahometa. To śmierć zadana wrogom nawet, gdy trzeba oddać własne życie a nawet najlepiej je oddając w czasie zamachu na "innowierców" i "niewierców". 

Skoro tak jest to może - w kontekście dzisiejszej karykaturalnej okładki tygodnika - warto byłoby zadać sobie pytania: "Po co Francuzom ponowne ofiary?". "Po co kolejny raz prowokują islamskich fundamentalistów?". 

Wszak Francja i bez tego jest miejscem bardzo niespokojnym. Z jednej strony ciągle istnieje zagrożenie terrorystyczne (francuskie służby w przeciągu ostatnich trzech lat udaremniały podobno 1 zamach miesięcznie i stają się powoli niewydolne) a z drugiej strony na francuskich ulicach co rusz mamy krwawo tłumione demonstracje "Żółtych kamizelek". Do tego dochodzą jeszcze skutki pandemii koronawirusa i ogólne niezadowolenie Francuzów z rządów E. Macrona. Francja jest dziś państwem żyjącym w chaosie, ciągłym strachu, gdzie nawet w centrum Paryża trudno spacerować w godzinach wieczornych (nie mówiąc już o okolicach podmiejskich). 

Trudno więc zrozumieć po co kolejny raz tygodnik "Charlie Hebdo" prowokuje islamistów i chce przez to kolejny raz ich zradykalizować. Już sama rozprawa winnych za zamachy w 2015 roku może implikować wzmożenie terrorystów, więc po co dawać im dodatkowe powody do ataków?

Oczywiście można przyjąć w/w argumentację tygodnika odnoszącą się do wolności słowa i wypowiedzi, do tradycji republiki, ale brzmi to co najmniej dziwnie w dobie, kiedy tak naprawdę we Francji istnieje już lewacka autocenzura i cenzura a tradycyjne: tolerancja, wolność i demokracja  ograniczane są tylko do lewackiego politpoprawnego oglądu rzeczywistości. 

Należałoby też zastanowić się czy czasem właśnie ta lewackość elit francuskich nie jest winna takiemu a nie innemu obrazowi rzeczywistości tego kraju. Z jednej bowiem strony promuje się multikulturowość a z drugiej się ją atakuje poprzez np. publikowanie karykatur Mahometa. Mówi się o tolerancji i wolności a jednocześnie odmawia się tej tolerancji i wolności innym w imię np. świeckości państwa. Daje się zielone światło na atak na islam i chrześcijaństwo a później wyraża się zdziwienie, że następuje reakcja wiernych, choć ta reakcja jest w tych dwóch przypadkach diametralnie inna i akurat chrześcijanie unikają przemocy. Ale po co obrażać uczucia religijne dając "paliwo" dżihadystom?

Francja jest typowym przykładem państwa, gdzie odejście od wartości cywilizacji łacińskiej staje się powoli samounicestwieniem tego kraju. W miejsce chrześcijańskich fundamentów islamiści budują swoje i wypierają liberalno-demokratyczne zdobycze otwartego państwa laickiego, które tych islamistów zresztą - w imię multikultutowości i otwartości - same bezsensownie przyjęło, promowało i nadzwyczaj łagodnie traktowało. Długoletnie wykorzenianie chrześcijańskich wartości z przestrzeni publicznej zakończyło się lub zakończy kalifatem islamskim a co najmniej powszechnym chaosem, co zresztą już jest codziennością Francuzów. I nic tu nie dadzą jakieś "wolnościowe" karykatury Mahometa czy pokazowy proces winnych zamachów w 2015 roku. 


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com

wtorek, 1 września 2020

A jednak Polska przyjęła ambasadora Niemiec

Z racji tego, iż podjąłem wczoraj ten temat, czuję się zobligowany do jego kontynuacji, mimo a może właśnie dlatego, że dziś mamy rocznicę napaści Niemiec na Polskę i rozpoczęcia tym samym krwawej II Wojny Światowej. 

-----

""Strona polska zdecydowała o wyrażeniu zgody na przyjęcie nowego ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena – poinformował w poniedziałek wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk. Wiceminister nawiązał do wyzwań stojących przed nowym ambasadorem. Jak podkreślił, "istotnym elementem rozmów z niemieckimi partnerami musi być zwracanie uwagi na szczególny rodzaj polskiej wrażliwości, wynikający z faktu, iż zbrodnie II wojny światowej pozostają cały czas w świadomości polskiego narodu wielką niezabliźnioną raną"" [1].

No to rząd się napinał, nadymał i w końcu... pękł pod zmasowanym naporem nacisków niemieckich. Źle zaczął swoje urzędowanie nowy minister spraw zagranicznych. Oby to nie był sygnał, że będzie podobny do "geremkowskiego nieporozumienia" jakim był J. Czaputowicz. 

Uważam tę decyzję za duży błąd a jeszcze wczoraj pisząc notkę o wzajemnym napięciu w stosunkach polsko-niemieckich miałem nadzieję, że wreszcie wstajemy z kolan i nie przyjmiemy syna hitlerowca i jawnego rezydenta BND na Polskę [2]. Niestety stało się inaczej a warto dodatkowo wiedzieć, że syn nowego ambasadora był onegdaj lobbystą Gazpromu [3] a takowym raczej nie przestaje się być. 

Będziemy jeszcze mieli z tym ambasadorem dużo kłopotów. Wspomnicie moje słowa. Będą zdecydowanie większe niż z ambasadorem USA, Panią Georgette Mosbacher, bowiem w jej przypadku mamy jednak do czynienia z przedstawicielem dzisiejszych naszych sojuszników a Polskę czekają trudne zabiegi o reparacje wojenne od Niemiec.   

Wpuszczamy do nas szczwanego lisa, który - moim zdaniem - narobi nam dużo szkód i raczej nie przyczyni się do dobrosąsiedzkiej współpracy. Ale czy z takim zamiarem był desygnowany do Polski? Raczej wątpię w sytuacji, gdy Niemcom nie podoba się nasz wzrost gospodarczy i infrastrukturalne, centralne zamierzenia inwestycyjne oraz powolne upodmiotowianie się nas na arenie europejskiej i globalnej a także niezbyt przychylnie patrzą na nasz ścisły sojusz z USA. 

Obym się mylił...


[1] https://wiadomosci.onet.pl/kraj/polska-zgodzila-sie-na-niemieckiego-ambasadora-arndta-freytaga-von-loringhovena/pmy5p1r?utm_source=browser_viasg_wiadomosci&utm_medium=push&utm_campaign=allonet_00d_6e8033de87ab843&srcc=ucs

[2] https://krzysztofjaw.blogspot.com/2020/08/napiecie-na-linii-polska-niemcy.html

[3] https://wpolityce.pl/polityka/515307-zielkekierowanie-wiceszefa-bnd-do-polski-nie-jest-przyjazne


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw) 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ 
kjahog@gmail.com