wtorek, 31 stycznia 2012

Najdroższa trumna na świecie na unio-budżetowym katafalku...

Witam

Tak naprawdę nie trzeba dużo pisać... Wystarczyłoby jedno chyba słowo: PORAŻKA!

Wczoraj Donald Tusk zakończył negocjacje w sprawie kształtu Paktu Fiskalnego i zapowiedział jego formalne przyjęcie przez Polskę. Nastąpi ono na marcowym szczycie UE  a pakt wejdzie w życie 1 stycznia 2013 roku, przy założeniu, że do tego czasu będzie ratyfikowany przez 12 z 17 państw strefy euro.

Prezydent Francji N. Sarkozy przedstawił wyniki szczytu jasno i klarownie: "...Będą trzy rodzaje szczytów: 27 państw całej UE, państw paktu fiskalnego czyli euro plus, oraz państw strefy euro, jeśli tematyka dotyczy wspólnej waluty...". Dodał też, że "...Nie uzgodniliśmy niczego, o czym wcześniej by nie było mowy. To wprowadzenie w życie ustaleń z grudniowego szczytu. Do lipca traktat wejdzie w życie, a strefa euro, czyli 17 członków będzie się spotykać na poziomie głów państw i szefów rządów, by omawiać sprawy związane ze wspólną walutą. Jeśli chodzi o inne sprawy, związane z konkurencyjnością i paktem Euro Plus, który wynegocjowaliśmy, to oczywiście zaprosimy tych, którzy chcą przystąpić do strefy euro. Ale tego jeszcze nie zrobili...".


W kontekście powyższych słów kuriozalnie wręcz zabrzmiała wypowiedź Donalda Tuska o jakimś uzyskanym kompromisie, który "..na tyle nas satysfakcjonuje, że uznaliśmy umowę w tej postaci wartą wsparcia polskiego i podpisu...". Aberracja Pana Premiera zadziwia coraz bardziej... Twierdzi, że uzyskał jakiś kompromis uzgadniając coś czego nie uzgadniał, bowiem według Sarkozy'ego " ...Nie uzgodniliśmy niczego, o czym wcześniej by nie było mowy. To wprowadzenie w życie ustaleń z grudniowego szczytu".

Do wyjaśniania uzgodnień uzgadnianych w ostatnich dniach a uzgodnionych już w grudniu przez Sarkozego i Merkel dołączył też nasz Vincent Rostowski stwierdzając: "Strefa euro będzie mogła w swoim gronie omawiać tyko rzeczy, które naprawdę dotyczą jej wewnętrznych spraw, a jak będziemy dyskutowali w sprawach, które dotyczą całej 27, nawet jak to jest w gronie tych, którzy podpisali ten traktat fiskalny, to cała 25 (bez UK i Czech, które nie podpiszą paktu - dop.: kj) będzie obecna. Czyli nie ma zmian architektury, to była nasza największa obawa. Nie ma czegoś, co chcieliśmy osiągnąć, czyli obecność wtedy, kiedy oni dyskutują swoje sprawy, ale w końcu to był dość daleko posunięty postulat. I tak, jak pan premier powiedział, tak naprawdę nic się nie zmienia w porównaniu z tym, co było, powiedzmy, przed latem, kiedy pewna taka myśl strategiczna francuska została, zdaje się, opracowana".


Tak więc, pomimo szumnych zapowiedzi D. Tuska, Polska poniosła totalną porażkę i nie będzie miała nawet zaszczytu zasiadania pod drzwiami pokoju, w którym obradować będą państwa strefy euro, czyli - jak wskazuje portal wPolityce.pl"...krótko mówiąc – najważniejsze decyzje dotyczące przyszłości Europy będą zapadały na spotkaniach państw strefy euro, a w nich Polska – ani inne kraje spoza strefy - nie będzie uczestniczyć..". 

W kontekście podpisania przez Polskę i inne kraje Paktu Fiskalnego warto wskazać jednak na najważniejsze jego konsekwencje dla przyszłości całej UE, w tym Polski. Po pierwsze: sankcjonuje on podział UE na "kilka prędkości" (tym razem nawet trzech) a więc staje się de facto końcem UE według jej pierwotnych założeń. Po drugie zaś: wyklucza kraje spoza strefy Euro w negocjacjach dotyczących budżetu UE na lata 2014-2020! 


Zaiste... Premier Donald Tusk przywiózł nam ze szczytu wspaniałą trumnę z UE, ale jakże drogą... Polaków będzie ona kosztować około 6,3 mld Euro pożyczki na wsparcie krajów strefy euro, które to kraje będą później ustalały dla Polski budżet na 2014-2020 rok (sic!). Polska więc nie będzie miała żadnego wpływu na ustalenia budżetu UE na lata 2014 - 2020 (także te dotyczące wielkości środków pomocowych), ale dalej będzie zobowiązana do wpłat swojej części do unijnego budżetu...

A może aż tyle zapłacił Donald Tusk za pustą trumnę z przeznaczeniem dla Polski...  w zamian za rychłe stanie się przez niego awatarem Hermana Van Rompuy'a czy też innej "baronessy"? Jeżeli tak, to już  to raczej nie jest chyba aberracja Premiera, ale raczej coś prawnie zgoła innego...

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 29 stycznia 2012

Nie zweryfikowana smoleńska hipoteza....

Historię dziejów świata poznajemy najczęściej poprzez pryzmat wydarzeń, które w sposób istotny wpływały na jej przyszły bieg. Najczęściej określoną wagę owych przeszłych wydarzeń możemy ocenić jednak po wielu latach, znając już ich skutki w jakiś sposób określające naszą teraźniejszość i badając wszelkie dostępne na ich temat dokumenty. Wobec powyższego tylko intuicyjnie możemy określać więc ważność bieżących faktów historycznych dla przyszłych losów określonych państw czy też całej ludzkości. Tym większa spoczywa na nas odpowiedzialność za  szczegółowe ich dokumentowanie i poszukiwanie prawdziwych przyczyn oraz okoliczności ich wystąpienia.

Zastanawiając się nad tym, które obecne polskie wydarzenia będą najistotniejsze w przyszłości doszedłem  do subiektywnego oczywiście wniosku, że niewątpliwie jednym z nich będzie tragedia smoleńska, w której zginął przecież prezydent jednego z największych krajów Europy. Kiedyś wystarczyła jedna nagła śmierć spowodowana zamachem, jednego z przywódców, aby wybuchła I Wojna Światowa. Dziś - jak na razie - nagła śmierć innego europejskiego przywódcy nie wywołała takich skutków. Na pewno jednak będzie odnotowana w zapisach dziejów Europy i świata. Tym bardziej, że jej okoliczności są niejasne a sposób badania jej przyczyn budzi wiele kontrowersji.  Ważnym jest więc dla nas, obecnie żyjących, jak najbardziej szczegółowe udokumentowanie tej tragedii wraz z  określeniem prawdziwych powodów, które do niej doprowadziły.

Z pewnością skłaniające do głębszych refleksji jest to, że pomimo dwuletniego śledztwa i mając do dyspozycji najnowsze zdobycze techniki i technologii tak naprawdę do dzisiaj nie jesteśmy pewni jakie były przyczyny wypadku lotniczego prezydenckiego, wojskowego samolotu lecącego w dniu 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska.

Każdego miesiąca pojawiają się nowe fakty, które zaprzeczają wcześniejszym wstępnym ustaleniom... Rodzi to chaos informacyjny i powstawanie wielu, nawet najbardziej nieprawdopodobnych, scenariuszy wydarzeń. Dlaczego tak się dzieje? Czy dlatego, że był to zamach, który próbuje się ukryć przed opinią publiczną? Czy może błąd pracowników rosyjskiej wieży kontrolnej, który - ze zrozumiałych tylko dla nich względów - chcą zatuszować sowieckie władze? Bo chyba już dziś nikt nie może być na tyle infantylny żeby wierzyć w błąd polskich pilotów wynikający np. z jakichś wyimaginowanych nacisków pasażerów lotu  lub nieszczęśliwy zbieg okoliczności...  A może jest zupełnie inna przyczyna?

W swoich licznych tekstach i komentarzach dotyczących tragedii smoleńskiej często stwierdzałem, iż jej badanie mające na celu określenie jej rzeczywistych przyczyn może okazać się tak naprawdę bezprzedmiotowe... bowiem skupia się - jak dotychczas - nie na badaniu przedmiotu rzeczywistego wydarzenia jakim było zniknięcie 96 Polaków, ale jedynie na badaniu nie udokumentowanej i zbudowanej przez rządowy duet moskiewsko-polski hipotezy zawierającą konstatację, że ich zniknięcie jest wynikiem katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, w której wszyscy tragicznie zginęli. Mało tego! Hipoteza owa wykreowana została tylko przez stronę rosyjską i przyjęta jako trafna zarówno przez stronę rosyjską (moskiewską) jak i  bezweryfikacyjnie przez stronę polską, co uczyniło ją obowiązującą również dla opinii światowej. 

Niezaprzeczalnie natomiast jesteśmy dziś pewni tylko tak naprawdę jednego faktu... w dniu 10 kwietnia 2010 roku zniknęło 96 Polaków, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką. Dodatkowo znamy tylko ich wcześniej podjęty zamiar wylotu w tym dniu do Smoleńska na uroczystości upamiętniające 70 rocznicę ludobójstwa dokonanego na Polakach przez sowieckich, komunistycznych i marksistowskich zbrodniarzy z NKWD.  Nic więcej...

Tegoż samego dnia, gdy Polacy nie zjawili się przy grobach katyńskich,  od razu pojawiła się też hipoteza wskazująca, że przyczyną ich zaginięcia była właśnie katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem polegająca na rozbiciu się samolotu TU-154 podczas niekontrolowanego zderzenia z ziemią. Dodatkowo poinformowano, iż w wyniku tego wypadku zginęli wszyscy pasażerowie samolotu wraz ze wszystkimi członkami załogi. Hipotezę tę - jak wspomniałem - a'prori i bez przeprowadzenia procesu jej weryfikacji od razu uznano powszechnie za prawdziwą, opierając się jedynie na niepotwierdzonych "opiniach i dokumentach" przedstawionych przez stronę rosyjską. Później zaś - wpierw nie udowodniwszy, iż wypadek miał w ogóle miejsce i że zdarzył się na ziemi - skupiono się już tylko nad budowaniem kolejnych hipotez dotyczących wyjaśnienia jego przyczyn. To tak jakbyśmy np. stawiali hipotezy dotyczące sposobu znalezienia się słynnego Pana Twardowskiego na Księżycu,  przyjmując jego tam pobyt za fakt realny i oczywisty.

Wobec powyższego alogiczne, kuriozalne i bezprzedmiotowe było powołanie polskiej rządowej komisji badającej hipotetyczną katastrofę polskiego samolotu w Smoleńsku, której praca polegała jedynie na odpowiednim przedstawieniu w języku polskim wniosków zawartych w raporcie moskiewskiego MAK.

Jednak po dwóch latach od zniknięcia 96 Polaków wydaje się chyba słusznym znalezienie w końcu udokumentowanego dowodu zaistnienia samej katastrofy lotniczej. Dotychczas powstało wiele wersji jej przyczyn, które - wobec braku stwierdzenia jej wystąpienia - mogą być oceniane li tylko jako futurologiczna zabawa z gatunku political fiction (albo zwykłe kłamstwa) a ilość tych przypuszczeń będzie narastała zapewne wprost geometrycznie.

Dla stwierdzenia więc prawdziwości hipotezy mówiącej, iż w Smoleńsku zdarzył się faktycznie wypadek lotniczy, w którym zginęło 96 Polaków lecących samolotem TU-154 do Smoleńska  - oprócz oczywiście realnego zbadania zasadności danych zawartych  w raporcie MAK -  wystarczy więc:

– zbadać zapisy na nośnikach audiowizualnych przedstawiające relację z wydarzenia jakim był sam wylot z Okęcia najważniejszej osoby w RP (w tym sam start samolotu),
– zbadać zapisy dokumentacyjne z polskiej wieży kontrolnej monitorującej w dniu 10 kwietnia start samolotu z Okęcia oraz przesłuchać polskich kontrolerów lotu pracujących  w tym dniu na lotnisku,
– określić faktyczną przyczynę opóźnienia ewentualnego startu TU-154 oraz prześledzić zapisy audiowizualne startu i lotu Jaka-40 z dziennikarzami,
– zbadać zapisy na nośnikach audiowizualnych dokonane przez osoby (np. dziennikarzy) czekających na oficjalną delegację a wcześniej przybyłych do Smoleńska (ciekawa byłaby fotografia np. mgły smoleńskiej),
– zapoznać się i zbadać zapisy na nośniach audiowizualnych przedstawiające moment katastrofy samolotu (w tym: satelitarne),
 – zapoznać się i zbadać zapisy na nośniach audiowizualnych przedstawiające miejsce katastrofy  (w tym: satelitarne),
– przeprowadzić ekshumację wszystkich ciał,
– zbadać szczegółowo wrak samolotu,
– odczytać zapisy z oryginałów czarnych skrzynek, w tym tej, która znajdowała się początkowo po stronie polskiej,
– zapoznać się z zapisami dokumentującymi sygnał alarmowy lotu TU-154 i zapisy jego monitoringu,
– poznać dokumentację dotyczącą pracy w dniu 10 kwietnia wszystkich rosyjskich służb ratowniczych wokół i w Smoleńsku (straż pożarna, pogotowie ratunkowe, szpitale, milicja, jednostki chemiczne, administracja państwowa, itp),
– zapoznać się z dokumentacją dotyczącą lotów na wszystkich, ewentualnych lotniskach zapasowych, które do takiej roli były wyznaczone w dniu 10 kwietnia 2010 roku,
– zapoznać się z dokumentacją lotu rosyjskiego samolotu Ił -76, który był widziany 10 kwietnia podczas podchodzenia do lądowania na lotnisku w Smoleńsku,

Tylko tyle i może... aż tyle, choć zapewne - jako laik - nie wskazałem innych możliwych do realizacji czynności wyjaśniających. Natomiast istotnym wydaje się stwierdzenie, iż one wszystkie winny być przeprowadzone przez niezależną, międzynarodowa komisję w pierwszych dniach po zniknięciu Polaków... Teraz ich wykonanie wydaje się cokolwiek bezcelowe, tak jak bezcelowe jest badanie dzisiaj jakiejś - rosnącej o 1 metr rocznie - uprzednio wytypowanej do takich oględzin brzozy...

Niemniej warto przedsięwziąć wszelkie możliwe działania, które choć poszlakowo mogłyby pozytywnie zweryfikować fakt zaistnienia katastrofy lotniczej w Smoleńsku a następnie ewentualnie dokonać  wariantowej analizy jej przyczyn. I tych czynności musi podjąć się niezależna od władz polskich i rosyjskich międzynarodowa komisja ekspertów!  Niestety do dnia dzisiejszego nie udowodniono wystąpienia tegoż zdarzenia, więc zasadnym wydaje się zadanie np. takiego oto pytania:

W jaki sposób w dniu 10 kwietnia zniknęło 96 Polaków mających zamiar udać się w tym dniu do Katynia oraz czy, gdzie i w jaki sposób zginęli...?

Odpowiadając na tak postawione pytanie możemy oczywiście - wariantowo i hipotetycznie -  wskazać na wystąpienie katastrofy samolotu  i stwierdzić, iż była ona przyczyną śmierci wszystkich uczestników feralnego lotu. Wtedy należy zbadać drobiazgowo - opierając się na materiałach pierwotnych - wszystkie okoliczności jej wystąpienia. Osobiście uważam, że - wobec braku przekazania stronie polskiej czarnych skrzynek, braku ekshumacji ciał, niszczeniu przez Moskali wraku samolotu oraz podważeniu winy pilotów lub pasażerów i innych przyjętych dotychczas wersji przyczyn ewentualnego wypadku - w przypadku jego zaistnienia... nie był on wynikiem "nieszczęśliwego zbiegu okoliczności" a raczej spowodowany był działaniem zewnętrznym: "osób lub strony trzeciej".

Jakie mogą być inne odpowiedzi, również te dotyczącego drugiej części postawionego przeze mnie pytania?

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 24 stycznia 2012

Dlaczego znika "Plebania"?

W tym tygodniu obejrzeć będzie można już ostatnie odcinki emitowanego od października 2000 roku serialu "Plebania". Wziąwszy pod uwagę, że serial ów ma jedną z najwyższych oglądalności a w sondażu znajdującym się na stronie internetowej tej telenoweli aż 12 tysięcy osób chciałoby oglądać ją jeszcze kilka lat to zaiste cokolwiek dziwna jest ta decyzja TVP o zakończeniu jej produkcji.

Nie podejmuję się oceny merytoryczno-artystycznej serialu, ale dla wielu telewidzów stanowił on opowiedzianą obrazem cząstkę ich realnego życia, życia problemami dotyczącymi ich samych, zwykłych ludzi mieszkających na dalekiej prowincji wschodniej Polski, z dala od wielkomiejskiego zgiełku i nieustającej pogoni za jakże dalekimi od istoty człowieczeństwa wartościami.

W pożegnalnym tekście na stronie serialu możemy przeczytać:


"Przez blisko 12 lat śledziliśmy losy mieszkańców Tulczyna i Hrubielowa. Teraz pora się rozstać. Wszystko wskazuje na to, że 1829. odcinek „Plebanii”, emitowany 27 stycznia, będzie ostatni.  Bohaterowie schodzą ze sceny niepokonani. Styczniowe odcinki, dodatkowo zamówione przez TVP (pierwotnie planowano finał emisji na koniec 2011 r.) gromadzą po 3,5 mln widzów. Takim wynikiem nie może pochwalić się wiele reklamowanych nowości (...) Czemu "Plebania" zawdzięcza tak stabilną sympatię widzów?  - Myślę, że sekret tkwi w wyjątkowo mocnym osadzeniu akcji w realiach - mówi Włodzimierz Matuszak. - Do scenariusza trafiały historie prawdziwe lub prawdopodobne. Bez fantazjowania! Zwłaszcza te na pozór mniej wiarygodne sytuacje nawiązywały do prawdziwych wydarzeń. Nieocenioną pomocą służył twórcom serialu ksiądz Stanisław Bartmiński, pierwowzór głównego bohatera. Wnikliwy znawca Ziemi Przemyskiej, tropił wszystko, co nie pasowało do realiów obyczajowych czy gospodarczych regionu. Widzowie cenili wierny portret Polski z dala od wielkich metropolii i to, że mogą w losach bohaterów znaleźć odbicie własnych sukcesów i porażek. Czy przeniosą swoje sympatie na nowe produkcje? Zdaje się, że po "Plebanii" powstanie luka trudna do zapełnienia (...). - Kiedy kończy się coś, czemu poświęciło się tyle lat, co tworzyło się od podstaw, trudno nie czuć żalu, zwłaszcza że wyniki oglądalności wciąż były dobre - dodaje Włodzimierz Matuszak. - Rozstaje się ekipa tak zżyta, jak wielka rodzina..."

Zastanawiając się nad decyzją telewizji o zaprzestaniu emisji "Plebanii" należy więc odrzucić argument o niskiej oglądalności... Cóż więc sprawiło, że włodarze publicznych mediów ją podjęli? Chyba odpowiedź na to pytanie można znaleźć w - nieprzystającej do realiów promowanego współcześnie unio-europejskiego lewactwa - idei przyświecającej powstaniu serialu i w tym, czym on był i jakie wartości promował. Jego autorzy tak o nim pisali:*

"Plebania jest tylko tłem naszej telenoweli. Na pierwszym planie stawiamy bowiem żywych, autentycznych ludzi, których radości i smutki, zwątpienia i nadzieje, konflikty i pojednania, małostkowość i wielkoduszność, miłość i nienawiść, strach i odwaga, egoizm i poświęcenie są przedmiotem naszej opowieści.

Plebania w społeczności gminnej jest miejscem wyjątkowym, nie tylko jako przedsionek do "sacrum", ale przede wszystkim - jako miejsce, w którym ogniskuje się większość miejscowych zdarzeń, problemów i konfliktów. Tu się rejestruje, załatwia, rozmawia, skarży, pochlebia, przeklina, składa datki, otrzymuje dary, zostawia ból, czerpie nadzieję lub doznaje rozczarowań. Nie ma takiego zdarzenia, które, wcześniej czy później, nie odbiło by się echem na plebanii.

Nie szukamy sensacji - pokazujemy życie, które nas spotyka, prawdziwe życie... (...) Sukces (telenoweli - kj) może przynieść jedynie opowiadanie prostych i zrozumiałych dla wszystkich historii. Długie i zawiłe intrygi, nieoczekiwane zwroty akcji, liczne problemy pojawiające się przed bohaterami, ich wzajemne konflikty, wiarygodne tło obyczajowe i społeczne - to wszystko elementy bardzo pożądane. Przede wszystkim jednak należy dać widzom szansę odnalezienia się w opisywanej przestrzeni i autentycznego przeżywania problemów, które towarzyszą poruszającym się w niej bohaterom. Tylko wtedy będziemy mogli wywołać w nich emocje, które są siłą napędową każdej telenoweli. Radość i smutek, zwątpienie i nadzieja, zwycięstwa i porażki, konflikty i pojednania, małostkowość i wielkoduszność, miłość i nienawiść, egoizm i poświęcenie, strach i odwaga - z tych i podobnych elementów składa się życie każdego z nas. Chcemy, aby były one także solą naszej opowieści.

Dlaczego zatem zdecydowaliśmy się na tytułową "Plebanię"? Zdajemy sobie sprawę, że u niektórych widzów wybór tego miejsca wywoła zdziwienie, a u innych nawet niechęć. Znajdą się i tacy, którzy będą podejrzewać, że autorzy kierowali się tylko potrzebą poszukiwania taniej sensacji. Nasz wybór jest jednak głęboko przemyślany. Pragniemy, aby w przeciwieństwie do zdecydowanej większości goszczących na polskich ekranach produkcji, akcja naszej opowieści rozgrywała się na dalekiej prowincji. Ludzie zamieszkujący te obszary rzadko stają się bohaterami seriali, a przecież ich problemy i emocje są uniwersalne i przez to zrozumiałe dla wszystkich.

Plebania w społeczności gminnej jest miejscem wyjątkowym, nie tylko jako przedsionek do "sacrum", ale przede wszystkim - jako miejsce, w którym ogniskuje się większość miejscowych zdarzeń, problemów i konfliktów. Tu się rejestruje, załatwia, rozmawia, skarży, pochlebia, przeklina, składa datki, otrzymuje dary, zostawia ból, czerpie nadzieję lub doznaje rozczarowań (...) Swoją wyjątkową rolę plebania zawdzięcza oczywiście świątyni. To wokół niej gromadzi się parafialna wspólnota. Ludzie stają się jej członkami z własnego wyboru, choć często z różnych przyczyn: zaufali Chrystusowi i jego Kościołowi, szanują tradycję i wierzą, że Polak to katolik, powodują nimi względy koniunkturalne lub po prostu, nie kierowani żadną uświadamianą potrzebą, robią to, co inni. Wszyscy są w pewnym sensie na siebie skazani, ich losy krzyżują się, zazębiają, przeplatają - to z kolei rodzi konflikty, spięcia, decyzje, zmusza do zajęcia stanowiska, postawy, działania lub bierności, a także daje szansę budowania nowych wątków. Plebania jest także domem - miejscem, w którym żyją ludzie: śpią, jedzą, pracują, chorują, rozmawiają, kłócą się i godzą. W naszej opowieści będzie ona zamieszkana przez wiele osób. Tak się bowiem złożyło, że plebania jest nie tylko miejscem pracy i domem dla proboszcza oraz jego wikarego, ale także dla starej gospodyni i niektórych członków jej rodziny. Także siostra plebana znajduje tu schronienie wraz ze swoją małą córką. Sam proboszcz zaś nie tylko dzieli dach z tymi ludźmi, ale i pozostaje z nimi w emocjonalnych stosunkach. Jest z nimi ściśle związany. Na dobre i na złe.

Można zatem powiedzieć, że zbiorowym bohaterem naszej opowieści jest wielopokoleniowa "rodzina księdza proboszcza". Mimo, iż jej poszczególni członkowie żyją swoim odrębnym życiem, to jednak często łączą ich wzajemne sprawy i interesy. Zwornikiem spajającym całą "rodzinę" jest oczywiście Antoni - ksiądz pleban. Jest on z jednej strony naturalnym pracodawcą i mentorem dla wikarego Adama, z drugiej - przymusowym, ale odpowiedzialnym opiekunem swojej siostry Krystyny i jej córki Kasi, z trzeciej - osobą ściśle związaną z gospodynią Józefiną i jej rodziną. Wiekowa już dzisiaj kobieta trafiła na plebanię jeszcze za czasów poprzednika obecnego proboszcza. Jej dwójka dzieci: Halina i Barbara - zamieszkała tutaj wraz z nią i tu się wychowywała. Ksiądz Antoni zaakceptował ten stan rzeczy i wraz z upływem lat zżył się bardzo z familią gospodyni. Małe dzieci dorosły, dwoje z nich założyło swoje własne rodziny. Nadal jednak pozostają w ścisłych związkach z proboszczem. Najstarsza córka Halina wyszła za mąż za Zbigniewa. Kiedy oboje stracili dom i pracę, ksiądz przygarnął ich do siebie, a Zbigniewowi dał pracę kościelnego. Oboje uważają się za przegranych życiowo. Druga córka gospodyni, Barbara - została lekarką. Pracuje obecnie w Gminnym Ośrodku Zdrowia, a jej mąż Piotr jest komendantem miejscowego posterunku policji. Z racji wykonywanych przez siebie zawodów, uczestniczą aktywnie w życiu mieszkańców parafii i wiele wątków nie może się rozwijać bez ich udziału. Mają dwoje dzieci: siedemnastoletniego Mateusza, trochę narwanego, ale dobrego młodzieńca i dwunastoletnią Karolinę, zwariowaną na punkcie zwierząt. Tworzą przykładną, lojalną, kochającą się rodzinę. Dodatkowo, wikariusz Adam nie jest wiernym odbiciem swojego pryncypała i pokornym narzędziem w jego rękach. On także ma swoje sprawy i wysokie poczucie niezależności. Już choćby z tego pobieżnego przeglądu członków "rodziny księdza proboszcza" widać, jak bardzo obarczeni są oni różnymi charakterami i temperamentami, jakie różne emocje i życiowe sprawy mogą wnieść do serialu. A przecież w parafii żyją jeszcze inni ludzie... dobrzy i źli, ale przede wszystkim - prawdziwi.

Duże znaczenie ma także przestrzeń, w jakiej rozgrywa się nasza opowieść. Wschodnie pogranicze Polski jest obszarem w niewielkim stopniu spenetrowanym przez telewizyjną produkcję fabularną. Upadające rolnictwo, bardzo wysokie bezrobocie, nielegalny handel wymienny z mieszkańcami ościennych państw, walka o lokalne wpływy, konflikty narodowościowe - to ciemne oblicze tych stron. Szacunek do trudno dostępnej pracy, poczucie więzi lokalnych, głęboka świadomość rodzimych tradycji, potrzeba życia we wzajemnej tolerancji, próba zachowania godności w obliczu nędzy, wspólna, organiczna praca gminnych społeczeństw - to stron tych oblicze jasne.

Różne religie, kultury, zwyczaje, miejscowe kościoły, cerkwie, zamki i legendy - tworzą malowniczy klimat dla wszystkich dziejących się tu wydarzeń. Pamiętajmy jednak, że będzie to tylko tło naszej telenoweli".


Zaiste chyba dla TVP ... jakoś za dużo zapewne w tym serialu było tej chrześcijańskiej miłości i zwykłego międzyludzkiego ciepła serc, za dużo  gloryfikacji rodziny i godności życia każdego człowieka, za dużo dobra wynikającego z wiary katolickiej, za dużo kościoła, krzyża i polskiej tradycji, za dużo normalności... za dużo być może tej znienawidzonej i niepopularnej dla nie-Polaków swojskiej i od 1000 lat trwającej oraz niepokonanej polskości...

Jakże za to mało (albo o zgrozo! prawie w ogóle) nie było w tym serialu tej europejskiej bezpaństwowości, podgoni za pieniądzem, gloryfikacji konsumpcjonizmu, roztrząsania problemów parytetów... jakże mało było seksu, narkotyków, sztucznych penisów i dylematów homo-transseksualnych par chcących zawrzeć związek małżeński i adoptować dziecko... 


Pozdrawiam

* Zdecydowałem się przytoczyć tekst autorów serialu niemal w całości. Wyraża on bowiem prawie wszystko to, co - moim zdaniem - stanowić mogło bezpośredni powód podjęcia decyzji o zaprzestaniu emisji telenoweli i to, co sam chciałem napisać. Ponadto może on kiedyś  stać się np. inspiracją dla innych filmowców a nie wiadomo jak długo jeszcze istnieć będzie serialowa strona internetowa...

P.S.
Podobno od czasu, gdy Pan Premier D. Tusk zawezwał do niepłacenia abonamentu za możliwość oglądania telewizji publicznej oraz obiecał jego likwidację, wpływy z niego zmalały w TVP na tyle, że obecnie zajmujemy pod tym względem ostatnie miejsce w Europie... No cóż... 3,5 miliona widzów serialu Plebania, z którym identyfikowało się wielu mieszkańców katolickiej, w tym tej prowincjonalnej (nie pejoratywnie) Polski z pewnością zastanowi się, czy chce i czy warto dalej zasilać kasę rządowej, antynarodowej telewizji i poczeka aż powróci ona do realizacji swojej polskiej etyczno-moralnej misji...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com