Witam
We wrześniu przedstawiłem Wam pierwszy post moich myśli szarpanych. Dziś trochę refleksji zakończonych kilkoma przypadkowo odnalezionymi moimi wierszami z czasów mej młodości...
Okres poświąteczny skłania do przemyśleń o przemijaniu i radościach, których nie dostrzegamy lub często ich nie nie zauważamy w biegu ku bliżej niesprecyzowanym celom ... a raczej wyznaczanym nam przez zewnętrzny świat mediów, polityków czy też fałszywe i sztucznie wymodelowane autorytety celebrytów wszelkiej palikotowo-niesiołowsko-majewsko-ibiszowsko-mroczkowej maści. W tym wiecznym i morderczym biegu - kuszeni wirtualnym światem wiecznego szczęścia, które możemy jedynie osiągnąć dzięki posiadaniu promowanych rzeczy dla większości nieosiągalnych – jakże często zatracamy sens naszego życia, naszego człowieczeństwa, gubimy po drodze siebie i nasze wartości oraz ideały.
U kresu naszych dni odczuwamy zaś często bezsens tego materialnego otoczenia, tego poniżającego i ubezwłasnowolniającego nas 30-letniego spłacania kredytu hipotecznego, tego strachu o utratę samochodu, tego dążenia do coraz dłuższej kiełbasy zamiast do coraz bardziej wielkiego i dobrego serca... nie zostawiamy za sobą żadnego śladu nas samych a jedynie kuriozalne wytwory zaspakajające najniższe i prymitywne a do tego tylko jakże często wykreowane potrzeby już nie nasze, ale innych...
W takich chwilach nie pozostaje nam nic innego jak KRZYCZEĆ...
(Krzyk wołania, napisane 13.09.1985 roku)
Na ziemi zostały rozrzucone sny
Po kątach niemy, głuchy krzyk
Wołają ludzie, wołają psy
a okno zamknięte marszczy brwi...
Gdzieś w dali słychać dziki szum
Wierzby chylą swoje dumne oczy,
Papieros dymi, mówi mi
Koszmarne moje życie było jak zgniły orzech...
Nie zjedli go ludzie, nie zjadły go psy
a on gnijącą wonią zatruł wiosenne bzy...
Piękne, pachnące jak dziecka sny
Jak życie olsnione słońcem purpury
Jak wieczny uśmiech trwający od czasu wschodu
Jak kolor drogi wiecznej, dalekiej natury...
W takich chwilach nie pozostaje nam nic innego jak MIEĆ NADZIEJĘ...
(Nadzieja, napisane w 1988 roku)
Pozostało wiele bądź już nie... dni i nocy,
Może to jeszcze miłość albo już śmierć szeptem kroczy...
Nie, to tylko deszcz stuka o spadające liście
Wielka woda ochrania czarownic dni naszych koniec
I mokrą warstwą cierpienia okrywa
Nasze życie oddające inicjatywę oparom czarnej Ziemi...
Skrzydlaty ptak o złotej mowie
Rozbija już wszelką nadzieję...
Może kiedyś znów będzie lepiej?
Gdy zamiast domu ujrzymy kamienie...
W takich chwilach nie pozostaje nam nic innego jak POROZMAWIAĆ...
(Rozmowa, napisane w 1988 roku)
Rozmowa...
Sama na samym końcu dawnego przypominania marzeń niezrealizowanych ...
O byciu wolnym człowiekiem a nie bezwartościowym ciałem wśród innych rzeczy w spadku zostawianych...
Ku refleksji nad naszym życiem...
Pozdrawiam serdecznie
ZOSTAW ZA SOBĄ MĄDROŚCI ŚLAD... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.