sobota, 8 lutego 2014

Dlaczego i komu potrzebne są międzynarodowe konflikty zbrojne?

Na świecie dziś nie ma pokoju a międzynarodowe konflikty zbrojne w dalszym ciągu występują i są cyklicznie inspirowane przede wszystkim przez: USA oraz ich najbliższych sojuszników (m.in. Irak, Afganistan, Palestyna) i Rosję (m.in. Gruzja). 
 
Dlaczego tak jest? Bo przecież nie dlatego, żeby wprowadzać demokrację i przeciwdziałać wykreowanemu terroryzmowi... 

Tak naprawdę cele są cztery, które tworzą pewną nierozerwalną całość i przenikają się wzajemnie na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Pierwszym z nich jest podtrzymanie oraz zintensyfikowanie w społeczeństwach poczucia zagrożenia - często tylko sztucznie wykreowanym - terroryzmem. Następnym zaś to zdobycie wpływu w krajach o potencjalnie dużych zasobach surowcowych lub też w krajach, które USA czy Rosja uznają za geopolitycznie strategiczne z punktu widzenia własnych interesów polityczno-gospodarczych. Kolejnymi zaś a tak naprawdę podstawowymi, które implikują pozostałe to: władza i pieniądze -  uzyskanie, zwiększenie lub utrzymanie stanu ich posiadania.  Zagrożenie terroryzmem umożliwia ograniczanie wolności obywateli - paradoksalnie - w celu zapewnienia im koniecznej ochrony przed tym terroryzmem. To rozszerza obszar i zakres władzy dla elit rządzących. Każdy zaś konflikt zbrojny wymusza jego finansowanie a tym samym powoduje zwiększenie stanu posiadania gotówki przez koncerny zbrojeniowe... które mogą współfinansować rządzące partie polityczne lub rządzących autorytarnie przywódców... Uzyskanie nowych wpływów w krajach o dużych zasobach surowcowych zwiększa zarówno zakres władzy jak i zasoby finansowe...

Powyższe jest niemal truizmem, ale jakże często celowo pomijanym w naszej świadomości a także również celowo z niej skutecznie (poprzez PR i publicity) wypierany przez elity polityczno-gospodarczo-społeczne.  Bo przecież ewentualna akceptacja wojny przez normalnych ludzi musi (winna) wynikać z ducha jej humanitarnej celowości lub też celowości związanej z poprawą bezpieczeństwa. Społeczeństwo musi mieć jasno nakreślony cel wynikający z idei budowy demokratycznego dobrobytu i wolności w państwach będących podmiotem prowadzonych działań wojennych lub też musi być przekonane, że dana wojna poprawia ich poczucie bezpieczeństwa. W imię właśnie takich idei politycy i elity mogą zdobyć obecnie poparcie pospólstwa dla przecież tragicznych i krwawych w swej istocie działań wojennych. I tak w rzeczywistości jest. Wojna w imię demokracji i humanitaryzmu oświecenia oraz dla poprawy bezpieczeństwa zabija tworząc niestety jednocześnie wrogość oraz fanatyzm prowadzące w sumie do jej eskalacji. Czyż tak naprawdę nie o to chodzi i to w sumie we wszystkich obecnie trwających konfliktach zbrojnych? Aby po prostu trwały i trwały...

Zauważmy (ograniczając się do wojen na Bliskim Wschodzie), że z historii tych wojen inicjowanych przez wielkie mocarstwa w stylu USA czy wcześniej ZSRR możemy wyciągnąć jeden oczywisty wniosek: żadna z nich nie przyczyniła się w jakikolwiek sposób do budowy zachodniej (lub tzw. socjalistycznej wcześniej) demokracji w państwach będących ich areną. Pochłonęła za to zawsze wiele ofiar w postaci zwykłych żołnierzy walczących w imię wydumanych idei popartych równie zwykłą chęcią zarobku. Ponadto wpłynęła na fanatyczny wzrost nienawiści podbijanych narodów wobec agresorów a tym samym... wzrost zagrożenia terroryzmem... Agresorzy więc niejako sami wykreowali sobie terroryzm i sami go podsycają... Niestety też - co wielu podejrzewa - same np. akty terrorystyczne będące przyczyną rozpoczęcia konfliktów zbrojnych kreowane lub inspirowane były przez tych, którzy teraz bronią nas przed tym terroryzmem. 

I nawet gdybyśmy odrzucili wymienione przeze mnie trywialne cele wojen w postaci przede wszystkim władzy i pieniędzy, które powodują iż:
- występowanie wojen i konfliktów zbrojnych  jest dla mocarstwowych wojskowych oraz koncernów reprezentujących globalny przemysł wojskowy gwarantem ich istnienia i takowoż niezbędności tegoż istnienia a w konsekwencji wzbogacania,
- tworzenie i implikowanie antagonizmów narodowościowych, państwowych, religijnych czy systemowych prowadzące do powstania lub utrzymywania wojen jest potrzebne „wielkim demokratycznym i niedemokratycznym politykom” do przejęcia lub utrzymania władzy, 
i w dobrej wierze przyjęli fakt cywilizacyjnej, humanitarnej i antyterrorystycznej niezbędności tych wojen, to i tak nigdy one nie zmienią kształtu innych cywilizacji, w tym islamskiej!

Najważniejszym - dla USA czy Europy - jest zrozumienie faktu, iż zachodnia tradycja demokracji i jej rozumienie jest i będzie zawsze obce tradycji i kulturze krajów Bliskiego Wschodu!

I w tym sensie każdy tam zainicjowany konflikt zbrojny jest z góry skazany na niepowodzenie realizacji górnolotnych celów wypowiadanych przez złotoustych przywódców oraz ich klakierów. Tą odmienność kształtowaną przez tysiące lat widzą wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób interesują się ta problematyką. Widzą ją też np. żołnierze wracający z misji i półotwarcie sami mówią, że te wojny są bezsensowne. Może dlatego wykreowano terroryzm i zagrożenie nim, by stał się alibi dla prowadzenia wojen? Ewenementem jest oczywiście państwo Izrael, które zostało na tych ziemiach sztucznie stworzone na wzór demokracji zachodniej cywilizacji (ale to zupełnie inna inszość). 

Tak więc, gdyby celem inicjowania owych konfliktów nie były tylko przede wszystkim władza i pieniądze, nasze - w sensie naszej cywilizacji - działania winny koncentrować się na jej ochronie a nie z góry skazanym na niepowodzenie niszczeniu lub też "ucywilizowywaniu" świata islamskiego. 

Winniśmy zająć się rozwojem naszej zachodniej cywilizacji a islamską pozostawić im, propagandowo dbając jednocześnie o niwelowanie nienawiści islamskiej wobec USA i Europy, za którą niestety w większości ponosimy - jako cywilizacja zachodnia - winę sami (szczególnie USA i Izrael). 

Niestety. Jak już pisałem i ograniczając się tylko do USA i jej sojuszników, nie zaprzestaje się kreacji owych wojen i konfliktów zbrojnych. Irracjonalna walka o wpływy, władzę i pieniądze jest silniejsza od zdrowego rozsądku. Tak było i w przypadku Bush'ów (gdzie stworzono sztucznie zagrożenia iracką bronią masowego rażenia i wszechobecnym terroryzmem, co pozwalało utrzymać im władzę i rozpocząć wojnę w Iraku), tak jest w przypadku B.H. Obamy (kontynuującego i intensyfikującego politykę poprzedników, który wobec trudności gospodarczych postawił na   wojnę w Afganistanie) , ale też i takie też są przyczyny nieustającego konfliktu izraelsko-palestyńskiego.

W przyszłości może się nawet okazać, że nawet argument w postaci kontrreakcji wojskowej na Afganistan za ataki na WTC może być jałowym, płytkim i fałszywym jak owa broń masowego rażenia w Iraku.  Kto wie skoro niektórzy renomowani i znaczący naukowcy oraz politycy skłaniają się do uznania 11 września jako "organicznej pracy wewnętrznej USA"? Jestem daleki od spiskowej teorii dziejów, ale niektóre ich argumenty są doprawdy przekonywujące (chociażby wcześniejsze powiadomienia w newsach o zamachu na jeden z budynków, który w momencie tej informacji stał jeszcze dumnie w najlepsze lub specyficzny sposób zawalenia budynków przypominający operację ich wyburzania). 

Niemniej już teraz widać, że np. wojna w Afganistanie była posunięciem jałowym pod względem skuteczności. Nawet jest wprost przeciwnie: wyrosło już nowe pokolenie talibów, które rośnie w siłę a skuteczność wojskowa działań militarnych USA i jej sojuszników sukcesywnie się obniża. I, wobec pamiętnej historii inwazji ZSRR na Afganistan i jej ostatecznej porażce, twierdzę, że żadne ewentualne zwiększanie kontyngentów i realizowanie nowych operacji wojskowych owej skuteczności relatywnie nie zwiększy. Będzie tylko więcej ofiar, więcej propagandy zagrożenia terrozryzmem, więcej kasy w budżetach firm zbrojeniowych, więcej...

Symptomatyczna jest tutaj postawa B.H.Obamy. Ten sztuczny twór, wykreowany przez "zarządczy dwór" władający USA od bardzo dawna, jest niczym wprowadzony na rynek nowy PR-owy produkt, którego segmentem docelowym (targetem) byli czarnoskórzy mieszkańcy USA i kobiety. Więc marketingowo - choć tak naprawdę O'Bama jest mulatem i po matce prawowitym Żydem -  akcja się powiodła: skłoniła (a nawet wzbudziła po raz pierwszy impuls do zakupu w postaci głosowania) do oddania głosów na Obamę i jego zwycięstwo wyborcze. Natomiast polityka USA była i pozostanie w swoich pryncypiach taka sama jaką dotychczas znamy. Nagroda Nobla dla Obamy to nic innego jak budowanie sztucznego wizerunku Obamy jako polityka pokojowego. Stała się (ta nagroda) tym samym własną parodią i zdezawuowała się chyba ostatecznie. 

Reasumując. Wojna jest więc potrzebna wielkim mocarstwom jak deszcz na pustyni. Może jednak nadszedł już czas na pokój na świecie i wyeliminowanie tych przywódców, którzy do niej dążą i ją wywołują? Może warto o ten pokój walczyć... oczywiście pokojowo?

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

1 komentarz:

  1. Całkowicie zgadzam się z tym wpisem. Oby więcej było ludzi którzy są tego świadomi.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.