Moje - chyba ostatnie - refleksje po Marszu Niepodległości i nie tylko...
Powiedziano już niemal wszystko o Marszu Niepodległości, ale o jego faktycznym przebiegu wie niewielu. Przekaz informacyjny - oferowany przez nie mające nic wspólnego z dziennikarstwem, już tylko żenujące manipulatory medialne - ograniczony został do pokazania tylko i wyłącznie walk ulicznych, których skala - jak słusznie zauważył Z. Romaszewski we wczorajszym programie TVP1 "Na pierwszym planie" - jest nieporównywalnie mniejsza od faktycznych burd ulicznych w Anglii, Hiszpanii czy Grecji. Zatrzymano raptem ponad 200 osób z czego tylko wobec trzech osób zastosowano areszt. Pisałem ostatnio, że "...zatrzymani demonstranci po stronie uczestników Marszu Niepodległości stanowili "aż" 0,2% ich uczestników (dwie dziesiąte jednego procenta przy założeniu ich liczbności na 30 tysięcy - dop.: kj), czyli 99,8% maszerujących Patriotów nikomu nie zagrażało i było spokojnych. Sądzę, że KP, GW i Policja powinni wyciągnąć konsekwencje wobec "złej roboty" własnych prowokatorów, bowiem z pewnością było ich więcej niż 59 jednostek aspołecznych (sic z uśmiechem i złośliwością) (...) zarzuty postawiono 46 osobom, w tym 35 za naruszenie nietykalności policjantów. Niemców zwolniono, więc można sądzić, że skoro zatrzymano tylko 3 Polaków... resztę zarzutów dostali Niemcy i "kolorowi", czyli 43 osoby (?)...".
Fakt jest niezaprzeczalny. Była to nieudana prowokacja wszystkich, którzy do niej dążyli. Z jednej strony, na pewno jej inicjatorem i kreatorem była szeroko pojęta władza, której ramieniem wykonawczym stała się Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz Policja a "promotorem" lewackie i ideowo antypaństwowe środowiska Krytyki Politycznej i "michnikowszczyzny". Z drugiej strony jej sprawcami mogły być też środowiska dążące do skanalizowania prawej strony sceny politycznej i jej zradykalizowania.
Hanna Gronkiewicz - Waltz popełniła wiele domniemanych (do sprawdzenia przez prokuraturę i sądy) przestępstw: umyślnego lub nieumyślnego bezpośredniego i pośredniego zagrożenia życia obywateli, niedopełnienia obowiązków Prezydenta Warszawy, działania na szkodę mienia publicznego (niszczenie tegoż podczas tzw,: "zamieszek"). Wszystkie te i ewentualnie inne potencjalne zarzuty mogą być postawione jako wynik jednej jej decyzji: wydania zgody na zorganizowanie "kolorowej Niepodległej" w tym samym miejscu i czasie, gdzie miało odbyć se również inne zgromadzenie publiczne. Obie te demonstracje miały niejako przeciwstawne cele, które implikowały 100% możliwość wystąpienia agresji po obu stronach. Za ten fakt wobec pani Prezydent Warszawy winno być wszczęte z urzędu prokuratorskie śledztwo.
Policja okazała się tyleż nieudolna, co sama prowokowała do przestępstw (brak reakcji na agresję oraz brak właściwej formy ochrony Marszu Niepodległości) a także sama je popełniała (bicie niewinnych ludzi przez policyjną chuliganerię). Donald Tusk powinien co najmniej zawiesić szefa Policji a nie gloryfikować tejże policji przejawów bezprawia.
Również więc Donald Tusk słowami o dobrej pracy policji okazał się domniemanym przestępcą przynajmniej w zakresie tzw.: poplecznictwa (który to zarzut można postawić też policji i HGW czy np. prokuraturze), t.j.: "utrudnianiu lub udaremnianiu postępowania karnego przez udzielenie pomocy sprawcy przestępstwa poprzez: ukrywanie sprawcy, zacieranie śladów przestępstwa, odbywanie kary za skazanego, kierowanie śledztwa na fałszywy trop, ułatwianie sprawcy ucieczki z miejsca przestępstwa, pozostawienie spraw swojemu biegowi mimo informacji o popełnieniu przestępstwa (prokurator nie wszczyna śledztwa, mimo że wie, że przestępstwo zostało popełnione i kto się go prawdopodobnie dopuścił), udaremnianie wszczęcia postępowania karnego". Niewątpliwie też jeszcze ochrona lub ukrywanie sprawców podlega przecież karze...
Przestępstwo sprawstwa popełniło też środowisko Gazety wyborczej i Krytyki Politycznej spraszając niemieckich anarcho-lewaków i wielotygodniowo nakręcając "spiralę nienawiści". Nie wiem czasem czy nie należy tych środowisk uznać za głównych inspiratorów przestępstwa. Nakłanianie doń jest też przestępstwem a ułatwienie jego dokonania również (też za udzielanie schronienia recydywistom podczas popełniania przez nich kolejnych przestępstw). Ponadto te środowiska były inspiratorem i kreowały zamieszki... Przecież nikt z organizatorów Marszu Niepodległości ani razu nie mówił o agresji, walce z anarchistami, blokowaniu "kolorowej", zadymie, itp. Oni organizowali pokojowy marsz patriotyczny. To środowiska GW i KP werbalnie dawały wyraz chęci wywołania burd ulicznych i zamieszek. To ich usta i pióra nawoływały świadomie do popełnienia przez innych przestępstwa. Jak wspomniałem, nakłanianie do przestępstwa jest również ścigane i karane. Prokuratura winna wobec tego chyba wszcząć znów kolejne śledztwo.
Zauważmy raz jeszcze. Uczestnikom i organizatorom Marszu Niepodległości nie można zarzucić dążenia do popełnienia przestępstwa ani innych działań karalnych. Jeżeli zaś doszło do indywidualnych przewinień, to one podlegają indywidualnej procedurze wyjaśniającej i karno-sądowej. Domniemane świadome dążenie i sprawstwo przestępstwa znajduje się li tylko w środowiskach GP, KP, Urzędu Miasta i Policji.
Mało tego! Uważam też, że prowokatorzy z kręgów "szeroko rozumianej obecnej władzy" chcieli też doprowadzić do umiędzynarodowienia wykreowanego przestępstwa poprzez świadomy brak ochrony Marszu Niepodległości oraz pozwolenie na jego swobodne przejście obok Ambasady Federacji Rosyjskiej i Gmachu URM. Liczono zapewne na skrajnie emocjonalny atak maszerujących na rosyjską ambasadę i wywołanie burd antyrosyjskich. Łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby do takich ataków doszło... Podobnie z budynkiem będącym we władaniu Donalda Tuska... Można się więc zastanowić, - skoro nie ochraniano marszu liczącego od 20 do 100 tysięcy osób - czy polskie służby właściwie wobec tego ochraniały Ambasadę Rosji i jej eksterytorialność oraz gmachy administracji publicznej. ... Kolejne przestępstwo?...
Władzą ustawodawczą rządzą już domniemani przestępcy. Okazuje się też, że prawdopodobnymi przestępcami są też władze wykonawcze i samorządowe. Domniemanie owo wszak dotyczy tylko tych, którzy mają jedną cechę wspólną... obecnie rządzą i najczęściej wywodzą się z Platformy Obywatelskiej i są z nią w jakiś sposób związane ideologicznie lub towarzysko, no i jeszcze chyba środowiska związane z WSI lub innymi Chłopcami...
Żal, że przyszło nam żyć w takim państwie, w którym Premier mówi o ograniczeniu wolności będącej skutkiem zwiększania bezpieczeństwa. Taka narracja jest zaprzeczeniem demokracji. To marksistowski totalitaryzm w czystej postaci... W takim rozumieniu niekonfliktogenna i zupełnie bezpieczna jest powszechna jednorodność: podglądów, idei, zachowań, wyznania, wartości, itp. Każda więc inność i jej wyrażanie implikuje możliwość powstania niebezpieczeństwa, któremu można zaradzić tylko poprzez ograniczenie wolności. Terroryzm państwowy... to ostatecznie zdają się nam proponować "ukochani" przywódcy: Tusk i Komorowski. Nie są niestety w tym osamotnieni. Tak już jest i w Rosji i USA (po wykreowaniu terroryzmu). Do tego samego zmierza marksistowska Unia Europejska... Jednomyślne, kolorowe, spauperyzowane społeczeństwo żyjące w ciągłym strachu... W tym miejscu wypada zgodzić się ze stwierdzeniem Rafała Ziemkiewicza, który w rozmowie z "Faktem" mówi, iż: "Premier Tusk sprawi, że wyborca będzie sobie myślał: wprawdzie nie mam już co grillować, został już tylko garnuszek cienkiej zalewajki, ale na litość boską!, jak tego faceta zabraknie, to stracę nawet to...".
Polacy są jednak od wieków narodem, który trudno "sprowadzić do jednomyślności", trudno zniszczyć i rządzić nim autorytarnie. Nie wdając się w szczegółowe analizy i konteksty historyczne ani naukowo-socjologiczne: od 22 lat wprowadza się u nas totalitaryzm poprzez manipulację i propagandę (inżynierię socjologiczną), pauperyzację (m.in. zubażanie) społeczeństwa, obniżanie poziomu jego wykształcenia, jego zatomizowanie oraz rządzenie poprzez kreację konfliktów - antagonizowanie społeczeństwa (tzw. zasada "dziel i rządź") i poprzez "starch". Najskuteczniej z punktu widzenia władzy jest przecież rządzić ludźmi zastraszonymi, głupimi, niezorganizowanymi, biednymi, podzielonymi i rozproszonymi a dodatkowo jeszcze wewnętrznie skonfliktowanymi. Demokracja - w swojej pierwotnej formie - miała przeciwdziałać wszelkim tym negatywnym zjawiskom... W niby wolnej i demokratycznej Polsce po 1989 roku, wszystkie te niedemokratyczne zjawiska/obszary współdziałają ze sobą i są wobec siebie uzależnione przyczonowo-skutkowo. Stanową system wzajemnie na siebie oddziaływających sprzężeń zwrotnych. Zubażanie prowadzi do braku wykształcenia, którego poziom i tak jest systematycznie obniżany... Społeczeństwo słabo wykształcone jest bardziej podatne na manipulację i propagandę a atomizacja (rozproszenie społeczeństwa, w tym niszczenie naturalnych więzów grupowych i rodzinnych) prowadzi do izolacji społecznej jednostki, poczucia jej bezpodmiotowości zbiorowej i ułatwia manipulacyjne sterownie nią. Wywoływanie sztucznych konfliktów i podziałów jedynie wzmacnia skuteczność procesu totalitaryzacji władzy Polski. Można też wykazać i inne przyczynowo-skutkowe konfiguracje tych i innych składowych systemu niszczenia polskiej państwowości.
Każda władza totalitarna musi mieć swojego wroga. Od 2005 roku byli to bracia Kaczyńscy i partia PiS. Na wrogości i strachu wobec PiS, Donald Tusk i lewacko-unijne środowiska antypaństwowe zbudowały swoją wielkości i swój sukces, tylko na propagandowym wykreowaniu wroga, wroga o cechach zagrażających niemal ich życiu... Wróg jednak przestał mieć cechy podtrzymujące strach, więc próbuje się wykreować nowego wroga: polski patriotyzm, nazywając go np. faszyzmem, antysemizmem, kibolami, itp. I znów realizowane są niemal dosłownie zalecenia marksisty J. Stalina z dyrektywy wydanej przez niego w 1943 roku: "Gdy obstrukcjoniści staną się zbyt irytujący, nazwijcie ich faszystami, nazistami albo antysemitami. Skojarzenie to, wystarczająco często powtarzane, stanie się faktem w opinii publicznej”. Na marginesie: fascynująca jest analiza jak owe zalecenie (np. też kreując antypolskość) realizuje "Przedsiębiorstwo Holocaust".
Niestety mogło też być tak, że na wywołaniu zamieszek i burd ulicznych antagonizujących polskie społeczeństwo zależało też niektórym środowiskom tzw. prawicowym, które zostały wykreowane lub są w trakcie ich budowania przez różnorakich Chłopców z kręgu dawnych i obecnych służb specjalnych.
Na szczęście nikomu nie udała się prowokacja. Poniosła totalną porażkę dzięki przede wszystkim liczebności uczestników marszu oraz ich spokojnemu, zdyscyplinowanemu i pokojowemu demonstrowaniu własnego przywiązania do Polski. Przez niektórych określana jako licząca prawie 90-tysięcy "pokojowa armia polskich biało-czerwonych serc" zaskoczyła wszystkich swoim ogromem. Prowokatorzy ze wszystkich stron przygotowani byli raczej na 5 -10 tysięczną demonstrację i na taką jej liczebność przygotowano narzędzia i środki do sprowokowania i realizowania zamieszek oraz chuligańskich burd.
Nie udało się... Te 90 tysięcy normalnych ludzi, swoim spokojem zneutralizowało skuszonych wielotygodniową nagonką i liczących na "zadymę" lewackich, ale też nazistowskich prowokatorów i ideowych przestępców. Niemcy mieli sprowokować narodowe waśnie. Szwargot posthitlerowskich Szkopów na ulicach Warszawy miał być i był jakimś nikczemnym, masochistycznym i makiawelicznym planem chorych z nienawiści ideologicznych, antypaństwowych szaleńców lub skrajnych Anytpolaków... .
Hm... wszystkie więc wcześniej przygotowane mowy wraz z tą ostrzegawczą i oficjalną B. Komorowskiego oraz scenariusze działań po 11 listopada "wzięły w łeb". Stąd obecna próba przyszłego zawłaszczenia sukcesu marszu przez środowisko prezydenckie i chęć zorganizowania rządowego marszu w kolejnych latach. Także taką próbę widać po prawej stronie, gdzie próbuje się kreować nową prawicę pozaparlamentarną.
To tyle tych ostatnich moich zdań na temat "prowokacji warszawskiej"... Pragnę zakończyć je jeszcze paroma, które można traktować jako apel.
Nie dajmy się skłócić i zantagonizować. Polacy w swojej naturze i w swojej masie nigdy nie charakteryzowali się postawami politycznie i społecznie skrajnymi. Nawet wtedy, gdy po jednej stronie granicy szalał marksistowski, niemiecki nazizm a z drugiej strony marksistowski, sowiecki komunizm. Gloryfikacja własnej narodowości i patriotyzmu nie jest nazizmem i nie ma nic wspólnego z nienawiścią wobec innych narodów i państw. 11 listopada odbyło się wiele marszów, mszy, spotkań i innych form uczczenia Dnia Niepodległości. Zapewne i na "Kolorowej" było wielu tych, którzy polskość mają w sercu. Wszyscy jesteśmy Polakami lub wszyscy się za takowych uważamy. Bądźmy więc jednym narodem i wspólnie walczmy o naszą przyszłość! A tych, którzy chcą nas skłócić i pozbawić Polski wyrzućmy na karty niechlubnej naszej historii...
Pozdrawiam
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com
Szczęście to codzienne odczuwanie własnej wolności od wszystkiego... Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.