piątek, 12 lipca 2019

Czy wynagrodzenia najwyższych funkcjonariuszy państwowych nie powinny wzrosnąć?

Powiem szczerze. Krew we mnie wrze, gdy wielu przedstawicieli naszej, prawej sceny politycznej dostaje krytycznego amoku na jakąkolwiek wieść, że posłowie PiS mają więcej zarabiać (jak i innych partii)  oraz powinny być podwyżki dla najważniejszych funkcyjnych pracowników państwowych. Tutaj też jest krytyka nawet nagród (premii), które Ci urzędnicy dostają. Ta krytyka dotyczyła np. nagród wypłacanych przez Panią Premier Beatą Szydło. Jakoś tych ostrych słów nie wypowiadano, wtedy gdy PO z PSL-em też podnosili zarobki funkcjonariuszom państwowym, choć w tym przypadku ten opór byłby uzasadniony brakiem kompetencji i działaniem koalicji PO-PSL na szkodę naszego kraju, noszącym znamiona zdrady stanu.

Zdaję sobie sprawę z motywów krytyki podwyżek wynagrodzeń, którym onegdaj (2016 rok) uległ niestety prezes PiS Jarosław Kaczyński nakazując wycofanie ówczesnego projektu podwyżek. Na pewno liczył się z tym, że mogłoby to być negatywnie odebrane przez wyborców, ale nie tędy droga. Zgodzę się też z negatywną oceną pomysłu doposażenia byłych "pierwszych dam", ale w czasie rządów prezydenta jego "pierwsza dama" powinna dostawać normalne rządowe wynagrodzenie, bo przecież też jest reprezentantką Polski na świecie i po prostu nie może normalnie pracować. Nie będę tego rozwijał, bo to jest drugorzędne. Nie mam też zamiaru dywagować na temat tzw. politycznych aspektów związanych z podwyżkami.

Dalsza treść odnosi się do osób mających wiedzę, doświadczenie i umiejętności niezbędne do sprawowania określonych wyższych stanowisk funkcyjnych w danej organizacji a nie dyletantów nie mających pojęcia o zarządzaniu państwem lub celowo się kreujących na takich dyletantów. Jaki był poziom PO-PSL to słyszeliśmy w restauracji "Sowa i Przyjaciele"... ten knajacki język i te rozmowy o Polsce, którą nazywali państwem teoretycznym, gdzie jest tylko dupa i kamieni kupa. Im faktycznie żadnych wynagrodzeń nie powinno było się podnosić, ale inaczej jest dzisiaj, kiedy PiS naprawdę coś dla Polaków robi i rozwija Polskę.

Krytyka pomysłu jakichkolwiek  podwyżek jest dla mnie - delikatnie mówiąc - bezsensowna i wynika - z pewnością z niezawinionego - braku wiedzy w obszarze zarządzania i motywowania ludzi zajmujących się zarządczym kierowaniem wielkimi strukturami organizacyjnymi. Takimi są firmy różnego rodzaju a państwo jako całość jest przecież największą strukturą organizacyjną w kraju.

Tak się złożyło onegdaj, że pracowałem na wysokich stanowiskach. Każdy szczebel mojej kariery zawodowej wiązał się nie tylko ze zwiększeniem uprawnień, ale i zwiększeniem zakresu obowiązków i tym samym odpowiedzialności.

To jest złota zasada zarządzania: z=u=o (zakres obowiązków=uprawnieniom=odpowiedzialności).

Każdy też wyższy szczebel w danej strukturze organizacyjnej (firmie) wiązał się z bardzo dużym zwiększeniem moich wynagrodzeń. I to było zupełnie naturalne. Gdy doszedłem do szczebla tzw. top managementu to już o pieniądzach się nie mówiło a o innych motywacjach, tzw. pozafinansowych. Wcześniej z pewnością jednym z głównych motywatorów mojej pracy były finanse i zapewnienie rodzinie bezpieczeństwa finansowego.

Godne wynagradzanie za pracę i wiedzę oraz doświadczenie jest normą i to wynagrodzenie jest do pewnego stopnia kariery zawodowej najważniejsze. Dla wielu zresztą tak jest przez całe życie, choć wraz z upływem lat inne rzeczy stają się ważniejsze, tym niemniej bezpieczeństwo finansowe jest zawsze ważne, tyle tylko, że jeżeli gonimy za pieniądzem to już nie ma czasu nad zastanawianiem się na temat strategicznych rozwiązań w firmach i w państwie jako całości.

Trzeba sobie uświadomić, że w momencie, gdy zwiększa się odpowiedzialność i zakres obowiązków zwiększają się uprawnienia, nie tylko pod względem władzy i mocy decyzyjnej, ale i uposażenia finansowego.

Trudno sobie wyobrazić, aby w firmie prezes zarządu zarabiał mniej niż jego podwładni. Zarabia z reguły kilka a nawet kilkanaście razy więcej od swoich, nawet bezpośrednich podwładnych. To samo inni członkowie zarządu oraz (oczywiście mniej) dyrektorzy pionów... choć i oni zarabiają dwa lub trzykrotnie więcej od podwładnych kierowników działów czy wydziałów. Kierownicy zaś dwukrotnie więcej niż zastępcy a ci dwukrotnie więcej niż szeregowi pracownicy.

To jest naturalne i normalne, bo gdyby było inaczej nikt by nie zarządzał (nie chciał) i firma by upadła. To samo jest z państwem jako całością.

Jak byłem odpowiedzialny za finanse i ekonomię firmy zatrudniającej przeszło 250 osób to moja praca trwała niemal 24 godziny na dobę. Nawet weekendowe biznesowe spotkanie na golfie to też była praca, bo podejmowaliśmy wtedy wiele strategicznych decyzji dotyczących przyszłości firmy, też tzw. alianse strategiczne.  Każda moja decyzja musiała uwzględniać długookresowo dobro firmy oraz jej długookresowe trwanie i zapewnienie strategicznej (długoletniej) płynności finansowej. Każda decyzja mogła wpłynąć na trwanie lub upadek firmy i każda musiała być podejmowana z myślą też o tych 250 pracownikach i ich rodzinach oraz ich przyszłości.

Na tego typu stanowiskach pieniądze już nie powinny odgrywać żadnej roli. One są i można myśleć tylko o rozwoju firmy i działaniach dla jej dobra a tym samym dobra wszystkich, którzy w tej firmie pracują.

Z tego punktu widzenia - biorąc pod uwagę całe państwo i zarządzanie nim - a więc odpowiedzialność za losy 38 mln ludzi to gradacja wysokości wynagrodzenia winna być następująca: prezydent zarabia najwięcej ze wszystkich urzędników państwowych i nie mogą to być kwoty odbiegające znacząco od uposażeń prezesów zwykłych firm i większe niż największe uposażenie prezesa spółki Skarbu Państwa (dotyczy to również premiera). Na drugim miejscu jest właśnie premier, później wicepremierzy, ministrowie, wiceministrowie, dyrektorzy departamentów, kierownicy... itd.

Sytuacja, że prezydent Polski, premier, wicepremierzy, ministrowie zarabiają mniej od prezydentów miast czy nawet mniej od swoich podwładnych jest po prostu chora. Poza tym zwiększa skłonność do  korupcji na styku państwo-biznes... Podobnie jest z żoną prezydenta: ona ma niemal tyle obowiązków, co mąż... może innych gatunkowo, ale za tę pracę musi być wynagradzana... bo nieraz to ona buduje zaufanie i sprawia, że Polska może więcej.

Reasumując. Wedle mnie dzisiaj prezydent powinien zarabiać co najmniej 40 tys. zł. Premier 35 tys. zł. Wicepremierzy 30 tys. zł, ministrowie około 30 tys. zł, dyrektorzy departamentów 25 tys. zł, itd...

Posłowie i senatorowie na poziomie dyrektorów departamentów, czyli około 25 tys. zł.

Powyżej skupiłem się na przedstawieniu zasad, które winny obowiązywać. Zastrzegłem też, że odnoszę się do ludzi, którzy są predestynowani do pełnienia określonych funkcji zarządczych. Tak jak w firmie top management musi dbać o nią i jej rozwój oraz pracowników, tak w państwie muszą to być państwowcy (propaństwowcy) dbający o rozwój Polski oraz dobro jej obywateli.

Nie rozpisywałem się na ten temat, ale chyba jasnym jest, że wtedy, gdy dana osoba jest nieskuteczna, okaże się nieodpowiednia, nie posiadająca niezbędnych umiejętności a już, gdy świadomie działa na szkodę firmy to... winna wylecieć z pracy z hukiem a do tego jeszcze nieraz i z "wilczym biletem" czy wnioskiem do prokuratury i więzieniem. Tak powinno być z rządzącymi w latach 2007-2015, czyli z ekipą, która nie miała pojęcia o zarządzaniu państwem, kradła na potęgę a ich wiedza była bardzo mała, zarządzali nie mając na względzie dobra Polaków, ale tylko i wyłącznie na robieniu "kasy".

Tak samo dotyczy to np. dziś wielu posłów i senatorów opozycji, którzy okazują się "zdrajcami" Polski i działają na jej szkodę. Podobnie wielu urzędników już dawno winno pożegnać się z pracą a i wielu też dlatego, że torpedują "na dole" inicjatywy rządowe a samorządy chcą rozbić nasze państwo. Zgodnie z prawem winni już siedzieć razem z tą Dulkiewicz czy Trzaskowskim, Schetyną, Kopacz, Rostowskim, Balcerowiczem, Lewandowskim, itd.

Ogólnie sytuacja jest chora i trzeba ją naprawiać.

Bardzo dobrym pomysłem jest powiązanie gaży urzędników ze wzrostem gospodarczym i innymi czynnikami makroekonomicznymi. To jest właśnie dobra motywacja i rozwiązanie bardzo dobre.

Oczywiście na dziś należałoby wymienić prawie połowę niekompetentnych urzędasów.  Mamy młodych ludzi bez szans awansu, mamy kreatywną emigrację zarobkową, mamy Polonię i ludzi na tzw. : "emigracji wewnętrznej". Oni często byliby lepsi od dzisiejszych urzędasów. Ponadto i tak należy ograniczyć liczebność administracji urzędniczej.

"Biurokracja" i jej geometryczny rozrost winny być ograniczone do minimum właśnie. I tu jest rola ustawodawcy oraz nas wyborców. Korpus urzędniczy winien być racjonalny i w ilościach niezbędnych do sprawnego i efektywnego działania. Tu też widzę wiele do zrobienia.

Nawet nie wiem, czy wpierw - samym początku rządów PiS (ZP) nie należało zrobić czystek urzędniczych, redukujących ich liczbę a dopiero później zabrać się za jakiekolwiek podwyżki. Ja optuję jednak za takim rozwiązaniem, ale nie szokowym, bo państwo pogrążone zostałoby w chaosie. Trzeba to robić powoli i mądrze i mam nadzieję, że druga kadencja PiS też będzie to uwzględniała.

Dobre chęci i posiadanie racji nie wystarczą w przypadku państwa. I tu jest największa różnica między np. firmą a państwem. Państwo i rządzący muszą robić tak, aby było to transparentne i wpierw przekonać ludzi, że idzie się w dobrym kierunku. A idziemy w dobrym kierunku.

Inną kwestią są płace Polaków. Jest coś nienormalnego, że nawet przy nieraz większej wydajności pracy Polaków, większą nieraz niż w Europie Zachodniej liczbą przepracowanych godzin, cenami na takim samym poziomie jak u nich (a nawet nieraz większymi w Polsce)... Polacy zarabiają kilkadziesiąt procent mniej od pracowników w krajach starej unii. Trzeba to zmienić, ale to wymaga niestety czasu. Podobnie jest z poziomem wysokości emerytur czy rent. Na szczęście PiS podniósł znacznie płacę minimalną, daje emerytom i rencistą "trzynastkę", wprowadza zerowy PiT dla młodych do 26 roku życia, mały ZUS dla małych firm, itd. Przydałoby się jeszcze zwiększenie kwoty wolnej od podatku. Ale nie wszystko naraz.

Jest wiele rzeczy do zrobienia. Podstawową jest przywrócenie odpowiedzialności urzędniczej. I tu też mamy jaskółki w postaci odpowiedzialności finansowej urzędników, kar dla notariuszy czy prokuratorów, itd. Problem jest właśnie w odpowiedzialności za podejmowane decyzje. U nas wszystko jeszcze staje na głowie, ale coraz bardziej ta głowa się podnosi i zaczyna normalnie i dla Polaków rządzić.

III RP zdewaluowała podstawowe pojęcia: państwowiec, urzędnik, lider, odpowiedzialność, honor, itd. Wszystko stoi na głowie. To trzeba zmienić. To jest i była niejako kontynuacja PRL-u.

Ale jeszcze na koniec: by dobrze działać a reformy mają się udać to potrzeba najlepszych a najlepszych trzeba dobrze wynagradzać.

No a jeszcze dygresyjnie i trochę poza tematem: dolną granicę wieku startujących do Sejmu winien być wiek 26 lat, do Senatu jak i na prezydenta 35.

Mało jeszcze wspomniałem, że godziwe zarobki funkcjonariuszy państwowych ograniczają też korupcję na styku biznes - państwo.

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

 Post jest chroniony prawem autorskim. Może być kopiowany w całości lub w części jedynie z podaniem źródła na bloggerze: https://krzysztofjaw.blogspot.com/ lub innym forum, gdzie autorsko publikuję. Dotyczy to również gazet i czasopism oraz wypowiedzi medialnych, w których konieczne jest podanie moich personaliów: Krzysztof Jaworucki, bloger "krzysztofjaw".

1 komentarz:

  1. Czy patrzyliście na ofertę https://craftware.pl ? Z tego co ja czytałam to bardzo dużo firm zaopatrzyli już w systemy, które skróciły ich czas pracy, a dzięki temu powiększyły się też zyski. Większe przedsiębiorstwa, zawdzięczają oprogramowaniom bardzo dobrze rozwinięte kampanie reklamowe, więc chyba warto.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.