wtorek, 31 stycznia 2012

Najdroższa trumna na świecie na unio-budżetowym katafalku...

Witam

Tak naprawdę nie trzeba dużo pisać... Wystarczyłoby jedno chyba słowo: PORAŻKA!

Wczoraj Donald Tusk zakończył negocjacje w sprawie kształtu Paktu Fiskalnego i zapowiedział jego formalne przyjęcie przez Polskę. Nastąpi ono na marcowym szczycie UE  a pakt wejdzie w życie 1 stycznia 2013 roku, przy założeniu, że do tego czasu będzie ratyfikowany przez 12 z 17 państw strefy euro.

Prezydent Francji N. Sarkozy przedstawił wyniki szczytu jasno i klarownie: "...Będą trzy rodzaje szczytów: 27 państw całej UE, państw paktu fiskalnego czyli euro plus, oraz państw strefy euro, jeśli tematyka dotyczy wspólnej waluty...". Dodał też, że "...Nie uzgodniliśmy niczego, o czym wcześniej by nie było mowy. To wprowadzenie w życie ustaleń z grudniowego szczytu. Do lipca traktat wejdzie w życie, a strefa euro, czyli 17 członków będzie się spotykać na poziomie głów państw i szefów rządów, by omawiać sprawy związane ze wspólną walutą. Jeśli chodzi o inne sprawy, związane z konkurencyjnością i paktem Euro Plus, który wynegocjowaliśmy, to oczywiście zaprosimy tych, którzy chcą przystąpić do strefy euro. Ale tego jeszcze nie zrobili...".


W kontekście powyższych słów kuriozalnie wręcz zabrzmiała wypowiedź Donalda Tuska o jakimś uzyskanym kompromisie, który "..na tyle nas satysfakcjonuje, że uznaliśmy umowę w tej postaci wartą wsparcia polskiego i podpisu...". Aberracja Pana Premiera zadziwia coraz bardziej... Twierdzi, że uzyskał jakiś kompromis uzgadniając coś czego nie uzgadniał, bowiem według Sarkozy'ego " ...Nie uzgodniliśmy niczego, o czym wcześniej by nie było mowy. To wprowadzenie w życie ustaleń z grudniowego szczytu".

Do wyjaśniania uzgodnień uzgadnianych w ostatnich dniach a uzgodnionych już w grudniu przez Sarkozego i Merkel dołączył też nasz Vincent Rostowski stwierdzając: "Strefa euro będzie mogła w swoim gronie omawiać tyko rzeczy, które naprawdę dotyczą jej wewnętrznych spraw, a jak będziemy dyskutowali w sprawach, które dotyczą całej 27, nawet jak to jest w gronie tych, którzy podpisali ten traktat fiskalny, to cała 25 (bez UK i Czech, które nie podpiszą paktu - dop.: kj) będzie obecna. Czyli nie ma zmian architektury, to była nasza największa obawa. Nie ma czegoś, co chcieliśmy osiągnąć, czyli obecność wtedy, kiedy oni dyskutują swoje sprawy, ale w końcu to był dość daleko posunięty postulat. I tak, jak pan premier powiedział, tak naprawdę nic się nie zmienia w porównaniu z tym, co było, powiedzmy, przed latem, kiedy pewna taka myśl strategiczna francuska została, zdaje się, opracowana".


Tak więc, pomimo szumnych zapowiedzi D. Tuska, Polska poniosła totalną porażkę i nie będzie miała nawet zaszczytu zasiadania pod drzwiami pokoju, w którym obradować będą państwa strefy euro, czyli - jak wskazuje portal wPolityce.pl"...krótko mówiąc – najważniejsze decyzje dotyczące przyszłości Europy będą zapadały na spotkaniach państw strefy euro, a w nich Polska – ani inne kraje spoza strefy - nie będzie uczestniczyć..". 

W kontekście podpisania przez Polskę i inne kraje Paktu Fiskalnego warto wskazać jednak na najważniejsze jego konsekwencje dla przyszłości całej UE, w tym Polski. Po pierwsze: sankcjonuje on podział UE na "kilka prędkości" (tym razem nawet trzech) a więc staje się de facto końcem UE według jej pierwotnych założeń. Po drugie zaś: wyklucza kraje spoza strefy Euro w negocjacjach dotyczących budżetu UE na lata 2014-2020! 


Zaiste... Premier Donald Tusk przywiózł nam ze szczytu wspaniałą trumnę z UE, ale jakże drogą... Polaków będzie ona kosztować około 6,3 mld Euro pożyczki na wsparcie krajów strefy euro, które to kraje będą później ustalały dla Polski budżet na 2014-2020 rok (sic!). Polska więc nie będzie miała żadnego wpływu na ustalenia budżetu UE na lata 2014 - 2020 (także te dotyczące wielkości środków pomocowych), ale dalej będzie zobowiązana do wpłat swojej części do unijnego budżetu...

A może aż tyle zapłacił Donald Tusk za pustą trumnę z przeznaczeniem dla Polski...  w zamian za rychłe stanie się przez niego awatarem Hermana Van Rompuy'a czy też innej "baronessy"? Jeżeli tak, to już  to raczej nie jest chyba aberracja Premiera, ale raczej coś prawnie zgoła innego...

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

niedziela, 29 stycznia 2012

Nie zweryfikowana smoleńska hipoteza....

Historię dziejów świata poznajemy najczęściej poprzez pryzmat wydarzeń, które w sposób istotny wpływały na jej przyszły bieg. Najczęściej określoną wagę owych przeszłych wydarzeń możemy ocenić jednak po wielu latach, znając już ich skutki w jakiś sposób określające naszą teraźniejszość i badając wszelkie dostępne na ich temat dokumenty. Wobec powyższego tylko intuicyjnie możemy określać więc ważność bieżących faktów historycznych dla przyszłych losów określonych państw czy też całej ludzkości. Tym większa spoczywa na nas odpowiedzialność za  szczegółowe ich dokumentowanie i poszukiwanie prawdziwych przyczyn oraz okoliczności ich wystąpienia.

Zastanawiając się nad tym, które obecne polskie wydarzenia będą najistotniejsze w przyszłości doszedłem  do subiektywnego oczywiście wniosku, że niewątpliwie jednym z nich będzie tragedia smoleńska, w której zginął przecież prezydent jednego z największych krajów Europy. Kiedyś wystarczyła jedna nagła śmierć spowodowana zamachem, jednego z przywódców, aby wybuchła I Wojna Światowa. Dziś - jak na razie - nagła śmierć innego europejskiego przywódcy nie wywołała takich skutków. Na pewno jednak będzie odnotowana w zapisach dziejów Europy i świata. Tym bardziej, że jej okoliczności są niejasne a sposób badania jej przyczyn budzi wiele kontrowersji.  Ważnym jest więc dla nas, obecnie żyjących, jak najbardziej szczegółowe udokumentowanie tej tragedii wraz z  określeniem prawdziwych powodów, które do niej doprowadziły.

Z pewnością skłaniające do głębszych refleksji jest to, że pomimo dwuletniego śledztwa i mając do dyspozycji najnowsze zdobycze techniki i technologii tak naprawdę do dzisiaj nie jesteśmy pewni jakie były przyczyny wypadku lotniczego prezydenckiego, wojskowego samolotu lecącego w dniu 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska.

Każdego miesiąca pojawiają się nowe fakty, które zaprzeczają wcześniejszym wstępnym ustaleniom... Rodzi to chaos informacyjny i powstawanie wielu, nawet najbardziej nieprawdopodobnych, scenariuszy wydarzeń. Dlaczego tak się dzieje? Czy dlatego, że był to zamach, który próbuje się ukryć przed opinią publiczną? Czy może błąd pracowników rosyjskiej wieży kontrolnej, który - ze zrozumiałych tylko dla nich względów - chcą zatuszować sowieckie władze? Bo chyba już dziś nikt nie może być na tyle infantylny żeby wierzyć w błąd polskich pilotów wynikający np. z jakichś wyimaginowanych nacisków pasażerów lotu  lub nieszczęśliwy zbieg okoliczności...  A może jest zupełnie inna przyczyna?

W swoich licznych tekstach i komentarzach dotyczących tragedii smoleńskiej często stwierdzałem, iż jej badanie mające na celu określenie jej rzeczywistych przyczyn może okazać się tak naprawdę bezprzedmiotowe... bowiem skupia się - jak dotychczas - nie na badaniu przedmiotu rzeczywistego wydarzenia jakim było zniknięcie 96 Polaków, ale jedynie na badaniu nie udokumentowanej i zbudowanej przez rządowy duet moskiewsko-polski hipotezy zawierającą konstatację, że ich zniknięcie jest wynikiem katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, w której wszyscy tragicznie zginęli. Mało tego! Hipoteza owa wykreowana została tylko przez stronę rosyjską i przyjęta jako trafna zarówno przez stronę rosyjską (moskiewską) jak i  bezweryfikacyjnie przez stronę polską, co uczyniło ją obowiązującą również dla opinii światowej. 

Niezaprzeczalnie natomiast jesteśmy dziś pewni tylko tak naprawdę jednego faktu... w dniu 10 kwietnia 2010 roku zniknęło 96 Polaków, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką. Dodatkowo znamy tylko ich wcześniej podjęty zamiar wylotu w tym dniu do Smoleńska na uroczystości upamiętniające 70 rocznicę ludobójstwa dokonanego na Polakach przez sowieckich, komunistycznych i marksistowskich zbrodniarzy z NKWD.  Nic więcej...

Tegoż samego dnia, gdy Polacy nie zjawili się przy grobach katyńskich,  od razu pojawiła się też hipoteza wskazująca, że przyczyną ich zaginięcia była właśnie katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem polegająca na rozbiciu się samolotu TU-154 podczas niekontrolowanego zderzenia z ziemią. Dodatkowo poinformowano, iż w wyniku tego wypadku zginęli wszyscy pasażerowie samolotu wraz ze wszystkimi członkami załogi. Hipotezę tę - jak wspomniałem - a'prori i bez przeprowadzenia procesu jej weryfikacji od razu uznano powszechnie za prawdziwą, opierając się jedynie na niepotwierdzonych "opiniach i dokumentach" przedstawionych przez stronę rosyjską. Później zaś - wpierw nie udowodniwszy, iż wypadek miał w ogóle miejsce i że zdarzył się na ziemi - skupiono się już tylko nad budowaniem kolejnych hipotez dotyczących wyjaśnienia jego przyczyn. To tak jakbyśmy np. stawiali hipotezy dotyczące sposobu znalezienia się słynnego Pana Twardowskiego na Księżycu,  przyjmując jego tam pobyt za fakt realny i oczywisty.

Wobec powyższego alogiczne, kuriozalne i bezprzedmiotowe było powołanie polskiej rządowej komisji badającej hipotetyczną katastrofę polskiego samolotu w Smoleńsku, której praca polegała jedynie na odpowiednim przedstawieniu w języku polskim wniosków zawartych w raporcie moskiewskiego MAK.

Jednak po dwóch latach od zniknięcia 96 Polaków wydaje się chyba słusznym znalezienie w końcu udokumentowanego dowodu zaistnienia samej katastrofy lotniczej. Dotychczas powstało wiele wersji jej przyczyn, które - wobec braku stwierdzenia jej wystąpienia - mogą być oceniane li tylko jako futurologiczna zabawa z gatunku political fiction (albo zwykłe kłamstwa) a ilość tych przypuszczeń będzie narastała zapewne wprost geometrycznie.

Dla stwierdzenia więc prawdziwości hipotezy mówiącej, iż w Smoleńsku zdarzył się faktycznie wypadek lotniczy, w którym zginęło 96 Polaków lecących samolotem TU-154 do Smoleńska  - oprócz oczywiście realnego zbadania zasadności danych zawartych  w raporcie MAK -  wystarczy więc:

– zbadać zapisy na nośnikach audiowizualnych przedstawiające relację z wydarzenia jakim był sam wylot z Okęcia najważniejszej osoby w RP (w tym sam start samolotu),
– zbadać zapisy dokumentacyjne z polskiej wieży kontrolnej monitorującej w dniu 10 kwietnia start samolotu z Okęcia oraz przesłuchać polskich kontrolerów lotu pracujących  w tym dniu na lotnisku,
– określić faktyczną przyczynę opóźnienia ewentualnego startu TU-154 oraz prześledzić zapisy audiowizualne startu i lotu Jaka-40 z dziennikarzami,
– zbadać zapisy na nośnikach audiowizualnych dokonane przez osoby (np. dziennikarzy) czekających na oficjalną delegację a wcześniej przybyłych do Smoleńska (ciekawa byłaby fotografia np. mgły smoleńskiej),
– zapoznać się i zbadać zapisy na nośniach audiowizualnych przedstawiające moment katastrofy samolotu (w tym: satelitarne),
 – zapoznać się i zbadać zapisy na nośniach audiowizualnych przedstawiające miejsce katastrofy  (w tym: satelitarne),
– przeprowadzić ekshumację wszystkich ciał,
– zbadać szczegółowo wrak samolotu,
– odczytać zapisy z oryginałów czarnych skrzynek, w tym tej, która znajdowała się początkowo po stronie polskiej,
– zapoznać się z zapisami dokumentującymi sygnał alarmowy lotu TU-154 i zapisy jego monitoringu,
– poznać dokumentację dotyczącą pracy w dniu 10 kwietnia wszystkich rosyjskich służb ratowniczych wokół i w Smoleńsku (straż pożarna, pogotowie ratunkowe, szpitale, milicja, jednostki chemiczne, administracja państwowa, itp),
– zapoznać się z dokumentacją dotyczącą lotów na wszystkich, ewentualnych lotniskach zapasowych, które do takiej roli były wyznaczone w dniu 10 kwietnia 2010 roku,
– zapoznać się z dokumentacją lotu rosyjskiego samolotu Ił -76, który był widziany 10 kwietnia podczas podchodzenia do lądowania na lotnisku w Smoleńsku,

Tylko tyle i może... aż tyle, choć zapewne - jako laik - nie wskazałem innych możliwych do realizacji czynności wyjaśniających. Natomiast istotnym wydaje się stwierdzenie, iż one wszystkie winny być przeprowadzone przez niezależną, międzynarodowa komisję w pierwszych dniach po zniknięciu Polaków... Teraz ich wykonanie wydaje się cokolwiek bezcelowe, tak jak bezcelowe jest badanie dzisiaj jakiejś - rosnącej o 1 metr rocznie - uprzednio wytypowanej do takich oględzin brzozy...

Niemniej warto przedsięwziąć wszelkie możliwe działania, które choć poszlakowo mogłyby pozytywnie zweryfikować fakt zaistnienia katastrofy lotniczej w Smoleńsku a następnie ewentualnie dokonać  wariantowej analizy jej przyczyn. I tych czynności musi podjąć się niezależna od władz polskich i rosyjskich międzynarodowa komisja ekspertów!  Niestety do dnia dzisiejszego nie udowodniono wystąpienia tegoż zdarzenia, więc zasadnym wydaje się zadanie np. takiego oto pytania:

W jaki sposób w dniu 10 kwietnia zniknęło 96 Polaków mających zamiar udać się w tym dniu do Katynia oraz czy, gdzie i w jaki sposób zginęli...?

Odpowiadając na tak postawione pytanie możemy oczywiście - wariantowo i hipotetycznie -  wskazać na wystąpienie katastrofy samolotu  i stwierdzić, iż była ona przyczyną śmierci wszystkich uczestników feralnego lotu. Wtedy należy zbadać drobiazgowo - opierając się na materiałach pierwotnych - wszystkie okoliczności jej wystąpienia. Osobiście uważam, że - wobec braku przekazania stronie polskiej czarnych skrzynek, braku ekshumacji ciał, niszczeniu przez Moskali wraku samolotu oraz podważeniu winy pilotów lub pasażerów i innych przyjętych dotychczas wersji przyczyn ewentualnego wypadku - w przypadku jego zaistnienia... nie był on wynikiem "nieszczęśliwego zbiegu okoliczności" a raczej spowodowany był działaniem zewnętrznym: "osób lub strony trzeciej".

Jakie mogą być inne odpowiedzi, również te dotyczącego drugiej części postawionego przeze mnie pytania?

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 24 stycznia 2012

Dlaczego znika "Plebania"?

W tym tygodniu obejrzeć będzie można już ostatnie odcinki emitowanego od października 2000 roku serialu "Plebania". Wziąwszy pod uwagę, że serial ów ma jedną z najwyższych oglądalności a w sondażu znajdującym się na stronie internetowej tej telenoweli aż 12 tysięcy osób chciałoby oglądać ją jeszcze kilka lat to zaiste cokolwiek dziwna jest ta decyzja TVP o zakończeniu jej produkcji.

Nie podejmuję się oceny merytoryczno-artystycznej serialu, ale dla wielu telewidzów stanowił on opowiedzianą obrazem cząstkę ich realnego życia, życia problemami dotyczącymi ich samych, zwykłych ludzi mieszkających na dalekiej prowincji wschodniej Polski, z dala od wielkomiejskiego zgiełku i nieustającej pogoni za jakże dalekimi od istoty człowieczeństwa wartościami.

W pożegnalnym tekście na stronie serialu możemy przeczytać:


"Przez blisko 12 lat śledziliśmy losy mieszkańców Tulczyna i Hrubielowa. Teraz pora się rozstać. Wszystko wskazuje na to, że 1829. odcinek „Plebanii”, emitowany 27 stycznia, będzie ostatni.  Bohaterowie schodzą ze sceny niepokonani. Styczniowe odcinki, dodatkowo zamówione przez TVP (pierwotnie planowano finał emisji na koniec 2011 r.) gromadzą po 3,5 mln widzów. Takim wynikiem nie może pochwalić się wiele reklamowanych nowości (...) Czemu "Plebania" zawdzięcza tak stabilną sympatię widzów?  - Myślę, że sekret tkwi w wyjątkowo mocnym osadzeniu akcji w realiach - mówi Włodzimierz Matuszak. - Do scenariusza trafiały historie prawdziwe lub prawdopodobne. Bez fantazjowania! Zwłaszcza te na pozór mniej wiarygodne sytuacje nawiązywały do prawdziwych wydarzeń. Nieocenioną pomocą służył twórcom serialu ksiądz Stanisław Bartmiński, pierwowzór głównego bohatera. Wnikliwy znawca Ziemi Przemyskiej, tropił wszystko, co nie pasowało do realiów obyczajowych czy gospodarczych regionu. Widzowie cenili wierny portret Polski z dala od wielkich metropolii i to, że mogą w losach bohaterów znaleźć odbicie własnych sukcesów i porażek. Czy przeniosą swoje sympatie na nowe produkcje? Zdaje się, że po "Plebanii" powstanie luka trudna do zapełnienia (...). - Kiedy kończy się coś, czemu poświęciło się tyle lat, co tworzyło się od podstaw, trudno nie czuć żalu, zwłaszcza że wyniki oglądalności wciąż były dobre - dodaje Włodzimierz Matuszak. - Rozstaje się ekipa tak zżyta, jak wielka rodzina..."

Zastanawiając się nad decyzją telewizji o zaprzestaniu emisji "Plebanii" należy więc odrzucić argument o niskiej oglądalności... Cóż więc sprawiło, że włodarze publicznych mediów ją podjęli? Chyba odpowiedź na to pytanie można znaleźć w - nieprzystającej do realiów promowanego współcześnie unio-europejskiego lewactwa - idei przyświecającej powstaniu serialu i w tym, czym on był i jakie wartości promował. Jego autorzy tak o nim pisali:*

"Plebania jest tylko tłem naszej telenoweli. Na pierwszym planie stawiamy bowiem żywych, autentycznych ludzi, których radości i smutki, zwątpienia i nadzieje, konflikty i pojednania, małostkowość i wielkoduszność, miłość i nienawiść, strach i odwaga, egoizm i poświęcenie są przedmiotem naszej opowieści.

Plebania w społeczności gminnej jest miejscem wyjątkowym, nie tylko jako przedsionek do "sacrum", ale przede wszystkim - jako miejsce, w którym ogniskuje się większość miejscowych zdarzeń, problemów i konfliktów. Tu się rejestruje, załatwia, rozmawia, skarży, pochlebia, przeklina, składa datki, otrzymuje dary, zostawia ból, czerpie nadzieję lub doznaje rozczarowań. Nie ma takiego zdarzenia, które, wcześniej czy później, nie odbiło by się echem na plebanii.

Nie szukamy sensacji - pokazujemy życie, które nas spotyka, prawdziwe życie... (...) Sukces (telenoweli - kj) może przynieść jedynie opowiadanie prostych i zrozumiałych dla wszystkich historii. Długie i zawiłe intrygi, nieoczekiwane zwroty akcji, liczne problemy pojawiające się przed bohaterami, ich wzajemne konflikty, wiarygodne tło obyczajowe i społeczne - to wszystko elementy bardzo pożądane. Przede wszystkim jednak należy dać widzom szansę odnalezienia się w opisywanej przestrzeni i autentycznego przeżywania problemów, które towarzyszą poruszającym się w niej bohaterom. Tylko wtedy będziemy mogli wywołać w nich emocje, które są siłą napędową każdej telenoweli. Radość i smutek, zwątpienie i nadzieja, zwycięstwa i porażki, konflikty i pojednania, małostkowość i wielkoduszność, miłość i nienawiść, egoizm i poświęcenie, strach i odwaga - z tych i podobnych elementów składa się życie każdego z nas. Chcemy, aby były one także solą naszej opowieści.

Dlaczego zatem zdecydowaliśmy się na tytułową "Plebanię"? Zdajemy sobie sprawę, że u niektórych widzów wybór tego miejsca wywoła zdziwienie, a u innych nawet niechęć. Znajdą się i tacy, którzy będą podejrzewać, że autorzy kierowali się tylko potrzebą poszukiwania taniej sensacji. Nasz wybór jest jednak głęboko przemyślany. Pragniemy, aby w przeciwieństwie do zdecydowanej większości goszczących na polskich ekranach produkcji, akcja naszej opowieści rozgrywała się na dalekiej prowincji. Ludzie zamieszkujący te obszary rzadko stają się bohaterami seriali, a przecież ich problemy i emocje są uniwersalne i przez to zrozumiałe dla wszystkich.

Plebania w społeczności gminnej jest miejscem wyjątkowym, nie tylko jako przedsionek do "sacrum", ale przede wszystkim - jako miejsce, w którym ogniskuje się większość miejscowych zdarzeń, problemów i konfliktów. Tu się rejestruje, załatwia, rozmawia, skarży, pochlebia, przeklina, składa datki, otrzymuje dary, zostawia ból, czerpie nadzieję lub doznaje rozczarowań (...) Swoją wyjątkową rolę plebania zawdzięcza oczywiście świątyni. To wokół niej gromadzi się parafialna wspólnota. Ludzie stają się jej członkami z własnego wyboru, choć często z różnych przyczyn: zaufali Chrystusowi i jego Kościołowi, szanują tradycję i wierzą, że Polak to katolik, powodują nimi względy koniunkturalne lub po prostu, nie kierowani żadną uświadamianą potrzebą, robią to, co inni. Wszyscy są w pewnym sensie na siebie skazani, ich losy krzyżują się, zazębiają, przeplatają - to z kolei rodzi konflikty, spięcia, decyzje, zmusza do zajęcia stanowiska, postawy, działania lub bierności, a także daje szansę budowania nowych wątków. Plebania jest także domem - miejscem, w którym żyją ludzie: śpią, jedzą, pracują, chorują, rozmawiają, kłócą się i godzą. W naszej opowieści będzie ona zamieszkana przez wiele osób. Tak się bowiem złożyło, że plebania jest nie tylko miejscem pracy i domem dla proboszcza oraz jego wikarego, ale także dla starej gospodyni i niektórych członków jej rodziny. Także siostra plebana znajduje tu schronienie wraz ze swoją małą córką. Sam proboszcz zaś nie tylko dzieli dach z tymi ludźmi, ale i pozostaje z nimi w emocjonalnych stosunkach. Jest z nimi ściśle związany. Na dobre i na złe.

Można zatem powiedzieć, że zbiorowym bohaterem naszej opowieści jest wielopokoleniowa "rodzina księdza proboszcza". Mimo, iż jej poszczególni członkowie żyją swoim odrębnym życiem, to jednak często łączą ich wzajemne sprawy i interesy. Zwornikiem spajającym całą "rodzinę" jest oczywiście Antoni - ksiądz pleban. Jest on z jednej strony naturalnym pracodawcą i mentorem dla wikarego Adama, z drugiej - przymusowym, ale odpowiedzialnym opiekunem swojej siostry Krystyny i jej córki Kasi, z trzeciej - osobą ściśle związaną z gospodynią Józefiną i jej rodziną. Wiekowa już dzisiaj kobieta trafiła na plebanię jeszcze za czasów poprzednika obecnego proboszcza. Jej dwójka dzieci: Halina i Barbara - zamieszkała tutaj wraz z nią i tu się wychowywała. Ksiądz Antoni zaakceptował ten stan rzeczy i wraz z upływem lat zżył się bardzo z familią gospodyni. Małe dzieci dorosły, dwoje z nich założyło swoje własne rodziny. Nadal jednak pozostają w ścisłych związkach z proboszczem. Najstarsza córka Halina wyszła za mąż za Zbigniewa. Kiedy oboje stracili dom i pracę, ksiądz przygarnął ich do siebie, a Zbigniewowi dał pracę kościelnego. Oboje uważają się za przegranych życiowo. Druga córka gospodyni, Barbara - została lekarką. Pracuje obecnie w Gminnym Ośrodku Zdrowia, a jej mąż Piotr jest komendantem miejscowego posterunku policji. Z racji wykonywanych przez siebie zawodów, uczestniczą aktywnie w życiu mieszkańców parafii i wiele wątków nie może się rozwijać bez ich udziału. Mają dwoje dzieci: siedemnastoletniego Mateusza, trochę narwanego, ale dobrego młodzieńca i dwunastoletnią Karolinę, zwariowaną na punkcie zwierząt. Tworzą przykładną, lojalną, kochającą się rodzinę. Dodatkowo, wikariusz Adam nie jest wiernym odbiciem swojego pryncypała i pokornym narzędziem w jego rękach. On także ma swoje sprawy i wysokie poczucie niezależności. Już choćby z tego pobieżnego przeglądu członków "rodziny księdza proboszcza" widać, jak bardzo obarczeni są oni różnymi charakterami i temperamentami, jakie różne emocje i życiowe sprawy mogą wnieść do serialu. A przecież w parafii żyją jeszcze inni ludzie... dobrzy i źli, ale przede wszystkim - prawdziwi.

Duże znaczenie ma także przestrzeń, w jakiej rozgrywa się nasza opowieść. Wschodnie pogranicze Polski jest obszarem w niewielkim stopniu spenetrowanym przez telewizyjną produkcję fabularną. Upadające rolnictwo, bardzo wysokie bezrobocie, nielegalny handel wymienny z mieszkańcami ościennych państw, walka o lokalne wpływy, konflikty narodowościowe - to ciemne oblicze tych stron. Szacunek do trudno dostępnej pracy, poczucie więzi lokalnych, głęboka świadomość rodzimych tradycji, potrzeba życia we wzajemnej tolerancji, próba zachowania godności w obliczu nędzy, wspólna, organiczna praca gminnych społeczeństw - to stron tych oblicze jasne.

Różne religie, kultury, zwyczaje, miejscowe kościoły, cerkwie, zamki i legendy - tworzą malowniczy klimat dla wszystkich dziejących się tu wydarzeń. Pamiętajmy jednak, że będzie to tylko tło naszej telenoweli".


Zaiste chyba dla TVP ... jakoś za dużo zapewne w tym serialu było tej chrześcijańskiej miłości i zwykłego międzyludzkiego ciepła serc, za dużo  gloryfikacji rodziny i godności życia każdego człowieka, za dużo dobra wynikającego z wiary katolickiej, za dużo kościoła, krzyża i polskiej tradycji, za dużo normalności... za dużo być może tej znienawidzonej i niepopularnej dla nie-Polaków swojskiej i od 1000 lat trwającej oraz niepokonanej polskości...

Jakże za to mało (albo o zgrozo! prawie w ogóle) nie było w tym serialu tej europejskiej bezpaństwowości, podgoni za pieniądzem, gloryfikacji konsumpcjonizmu, roztrząsania problemów parytetów... jakże mało było seksu, narkotyków, sztucznych penisów i dylematów homo-transseksualnych par chcących zawrzeć związek małżeński i adoptować dziecko... 


Pozdrawiam

* Zdecydowałem się przytoczyć tekst autorów serialu niemal w całości. Wyraża on bowiem prawie wszystko to, co - moim zdaniem - stanowić mogło bezpośredni powód podjęcia decyzji o zaprzestaniu emisji telenoweli i to, co sam chciałem napisać. Ponadto może on kiedyś  stać się np. inspiracją dla innych filmowców a nie wiadomo jak długo jeszcze istnieć będzie serialowa strona internetowa...

P.S.
Podobno od czasu, gdy Pan Premier D. Tusk zawezwał do niepłacenia abonamentu za możliwość oglądania telewizji publicznej oraz obiecał jego likwidację, wpływy z niego zmalały w TVP na tyle, że obecnie zajmujemy pod tym względem ostatnie miejsce w Europie... No cóż... 3,5 miliona widzów serialu Plebania, z którym identyfikowało się wielu mieszkańców katolickiej, w tym tej prowincjonalnej (nie pejoratywnie) Polski z pewnością zastanowi się, czy chce i czy warto dalej zasilać kasę rządowej, antynarodowej telewizji i poczeka aż powróci ona do realizacji swojej polskiej etyczno-moralnej misji...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Całuję Twoją dłoń Madame i Twoją Mon Seigneur!*

Często o tym kim tak naprawdę jako ludzie (pracownicy, rodzice, małżonkowie, politycy, etc.) jesteśmy, jaki system wartości reprezentujemy, jaką postawę wobec siebie samych i innych przyjmujemy... świadczą  nasze podświadome, warunkowe lub bezwarunkowe, werbalne i pozawerbalne zachowania.

Jakże niesłusznie więc prawie zawsze oceniamy polityków tylko poprzez pryzmat ich oficjalnych wypowiedzi i zachowań, które często są wynikiem precyzyjnego -  wcześniej przygotowanego przez specjalistów od tzw. marketingu politycznego - planu albo też są odpowiednio zmanipulowane i przetworzone przez medialne korporacje schlebiające (w Polsce) aktualnie sprawującym władzę.

Może nieraz warto dostrzegać to, co ci politycy czynią, mówią i jak się zachowują wtedy, gdy nagle - zapominając o wszelkich, krępujących ich naukach PR-owców - zaczynają  być tak naprawdę sobą, zachowują się zupełnie naturalnie i swobodnie... unaoczniając nam właśnie swój prawdziwy jednostkowy obraz własnego człowieczeństwa, osobowości i swój stosunek do siebie oraz innych.  I może wtedy, przed dokonywaniem kolejnych wyborów zastanowimy się w końcu czy namaszczamy politycznie ludzi godnych sprawować nad nami władanie...

Wczoraj po raz pierwszy zobaczyłem  zdjęcie przedstawiające m.in. człowieka, którego - naturalne i podświadome oraz wynikające zapewne z wewnętrznego systemu hierarchii wartości i przekonań - zachowania winny implikować wykluczeniem go z polskiej polityki...


Od razu też przypomniał mi się inny człowiek reprezentujący naszych polityków, który równie uniżenie i niejako poddańczo całował  w rękę swoją krajankę A. Merkel a dla podkreślenia swojej wobec niej wasalizacji uchwycił oburącz dłoń swojej pani, co - dzięki CNN - na świecie wywołało prześmiewcze komentarze...

Czyż można jeszcze bardziej dać wyraz własnej miałkości i mentalności poddanego...? Choć może... nie tylko poddanego, bowiem analizując wymowę sceny przedstawionej na pierwszym zdjęciu warto też - w odniesieniu do Wolskiego - zastanowić się, czy osobnik całujący mu rękę czasem nie jest jego podwładnym, który infantylnie składa mu wyraz dalszej całkowitej lojalności i podziękowania za łaskę dostąpienia zaszczytów władzy...

Miłego dnia i wielu refleksji życzę... Także tych historycznych dotyczących losów naszego państwa po zakończeniu królowania przez Stanisława Augusta Poniatowskiego - najtragiczniejszego Króla Polski, choć sądzę, że wskazanym na zdjęciach personom nie pozostałoby nic innego jak również tylko uniżone ucałowanie mu ręki... jeżeliby w ogóle mieli taką możliwość a nie zajmowali się np. konserwacją powierzchni płaskich jego zamkowych komnat... Oj... przepraszam za obrazę "konserwatorów": to też trzeba umieć...

Pozdrawiam

* Może nieudolnie, ale chyba cały tytuł można też wyrazić zwrotem: "Całuję Twoją dłoń Pani i Twoją Mój Panie!"

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...  
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

niedziela, 22 stycznia 2012

Węgrzy, podobnie jak Polacy, zawsze byli dumnym narodem!

Witam

W czasach totalitarnego realnego socjalizmu (komunizmu) jakikolwiek przejaw wolności obywateli dokonujący się w jednym z sowieckich, marksistowskich krajów owiany był w podobnych ideologicznie państwach albo medialnym nimbem milczenia, bądź też informacyjnie przedstawiany w sposób zafałszowany i manipulacyjny.

Nie może więc dziwić, że w obecnej totalitarnej, socjalistycznej i marksistowskiej  Unii Europejskiej, w tym w Polsce, stare propagandowe medialnie metody wracają...

Wczoraj w Budapeszcie odbyła się demonstracja Węgrów popierających niepodległościową politykę ich premiera Viktor Orbána. Według węgierskiego portalu Hirado.hu na ulicach Budapesztu zgromadziło (według różnych źródeł) od 400 tysięcy do 1 miliona osób.

A w polskich prorządowych (czyli prawie wszystkich) mediach.... niemal żenująca CISZA lub zmanipulowany przekaz o ponad 100 tysiącach demonstrantów!!! (równie dobrze można by podać, że demonstrowały ponad 3 osoby... bo 400 tysięcy czy 1 milion osób to przecież ponad 3 osoby ;))!

Czy Wam to czegoś nie przypomina? Zapewne niedługo pojawią się znane nam wszystkim stwierdzenia o antydemokratycznym  i nacjonalistycznym charakterze demonstracji, o łamaniu praw człowieka albo faszystach węgierskich... zupełnie jak to bywało drzewiej wtedy, gdy socjalistyczne media polskie relacjonowały węgierski zryw niepodległościowy w 1956 roku czy też czechosłowackie demonstracje w 1968 roku.

Tak naprawdę to cały marksistowsko-globalistyczny świat jest przerażony tym, że taki mały kraj jak Węgry przypomina wszystkim narodom, że w dziejach świata wszelkie totalitaryzmy zawsze upadały i prędzej lub później upadnie również obecny... ten unijny i ten szerszy socjal-globalny...

Tylko smutno mi, że mój kraj, moi rodacy, którzy tak pięknie walczyli z komunizmem dziś zatracili tą polską dumę i umiłowanie wolności...

Popatrzmy na Węgrów i przypomnijmy sobie, że to u nas narodziła się I Solidarność, że mieliśmy wspaniałego papieża JP II a w 1920 roku zatrzymaliśmy rozlew marksistowskiego komunizmu na Europę a może i na cały świat...








Nasi "bratankowie" podczas demonstracji nieśli transparenty, które - po dostosowaniu ich do polskiej specyfiki antynarodowych rządów III RP i zniewolenia nas przez socjalistyczna UE- winny i dla nas stanowić przedmiot dążeń, marzeń i aspiracji: "Orban jesteśmy z Tobą!", "Węgry nie są kolonią", "Węgry są dla nas", "Stać się niewolnikami, czy wolnymi ludźmi?", "Viktor Orban Go" i "Połączymy siły, aby zakończyć reformy"...

21 stycznia 2012 roku naród węgierski pokazał światu swoją dumę i wewnętrznego ducha umiłowania wolności. Przez wieki taką postawą zawsze też charakteryzował się naród polski - my, Polacy... mimo czesto upodlenia, zniechęcenia czy nawet ponad 100 letniego okresu braku własnej państwowości. Nieraz było trudno i ciężko, nieraz musieliśmy o swoją wolność walczyć zdobywając ją dla innych,  nieraz potrzebny był nam Bonaparte, aby pokazać jak "zwyciężać mamy" i że takiego zwycięstwa jesteśmy godni i warci. Ale później już nikt nie potrafił nas zatrzymać w drodze do niepodległości, suwerenności i wolności!

Wierzę, że postawa Węgrów - jak onegdaj właśnie Napoleona - obudzi w nas to uśpione poczucie własnej, narodowej i ludzkiej godności oraz dumy. Wierzę, że znów zaśpiewamy: "... a mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat..."!.

Z pewnością właśnie -  przemilczając i zafałszowując obraz wczorajszych demonstracji na Węgrzech - tego przebudzenia Polaków boją się władze III RP i ich dziennikarzyny...

Próżny ich trud...

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

piątek, 20 stycznia 2012

Komisja J. Millera - absurdalny, nieistotny i kłamliwy twór obłudnej groteski!

Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP), która zajmuje się wyjaśnieniem okoliczności tragedii smoleńskiej (a szczególnie jej przyczynami) jest dal jej wyjaśnienia całkowicie zbędna i nieprzydatna.

Jej absurdalność polega na oczywistym fakcie, iż przedmiotowo zajmuje się badaniem nie tragedii smoleńskiej, ale badaniem raportu przygotowanego wcześniej przez rosyjską Komisję MAK i analizowaniem informacji przekazywanych przez Sowietów z miejsca tragedii. Wygląda to mniej więcej tak, jakby np. policjanci badali okoliczności i przyczyny zabójstwa dokonanego przez nieznaną osobę na podstawie relacji z oględzin zwłok i miejsca wypadku dokonaną przez gospodarza domu, w którym dokonano zabójstwa... Albo też np. dokonywalibyśmy - opierając się jedynie na relacjach przyjaciół - opisu smaku wspaniałej potrawy nigdy jej nie posmakowawszy...

Wszelkie prezentowane wobec tego przez ową komisję fakty, wnioski, przypuszczenia i hipotezy należy uznać jako nieistotne oraz fałszywe i kłamliwe. Ponadto komisja w sposób nieuprawniony określa samo zdarzenie,  podczas którego doszło do tragedii, jako lot cywilny a był to typowy lot wojskowy o charakterze państwowym.

Powyższe fakty implikują zaś do nazwania tej komisji za obłudną i powołaną jedynie w celu ochrony interesów obecnie miłościwie nam rządzących.  Ponadto jej jednoczesny tragizm i komizm przejawiający się m.in. podejmowaniem prób: celowego urealniania fałszywego świata wirtualnego oraz kreacji rzeczywistości (dowodów) na poparcie założonych a'priori tez (przyczyn katastrofy) predestynuje także do nazwania jej po prostu groteskową...

Reasumując... należy uznać za bezprzedmiotową dyskusję na temat wyników prac przeszacownej komisji przeszacownego J. Millera i skupić się na istotnej przyczynie, która pozwala określić ją jako absurdalny, nieistotny i kłamliwy twór obłudnej groteski. A przyczyną tą jest jeden człowiek, t.j. Premier Rzeczpospolitej Polskiej – przeszacowny Pan Donald Tusk i jego dwie decyzje:

– rozdzielenie - związanej z uczczeniem 70 Rocznicy Ludobójstwa dokonanego na Polakach przez Rosję Sowiecką - państwowej wizyty władz Polski w Katyniu  na dwie: rządową i prezydencką,
– dobrowolne oraz godzące w żywotne interesy RP oddanie prowadzenia śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej przedstawicielom jednego tylko, innego kraju a dodatkowo kraju, na terenie którego nastąpiła tragedia polskiego, państwowego samolotu wojskowego.

Sądzę, że pełny i obiektywny raport przygotowany np. przez powołaną Państwową Komisję Śledczą badającą okoliczności podjęcia przez Premiera D. Tuska tych decyzji, stałby się jednocześnie pełnym i obiektywnym wyjaśnieniem okoliczności i przyczyn tragedii smoleńskiej.

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

czwartek, 19 stycznia 2012

Czy w kokpicie "smoleńskiej tutki" leciało 96 pasażerów?

Sądzę, że postawione w tytule pytanie może stać się zaczątkiem nowej "narracji" medialnej i stanowić zaczątek odpowiedniego "zmiksowania" kopii zapisu czarnych skrzynek.

Bo chyba wszyscy mamy już dość tej nieustannej z nami zabawy... Kiedyś powstał znakomity film pt.: "Gdzie jest Generał?", w którym poszukiwano nieustannie owej persony... Od pierwszych chwil po tragedii smoleńskiej wszyscy, którzy w jakiś sposób są lub mogą być za nią odpowiedzialni i przy wsparciu "michnikowszczyzny" poszukują bezustannie takiego "generała"... Wpierw pojawiły się insynuacje, że takowym był Jarek, później, że na pewno (bo słychać było) Andrzej... Gdy zaś okazało się, ze raczej nie oni to nagle znalazł się Tadek, bo przecież niemożliwym jest, żeby żadnego "generała" nie było... skoro napisane zostało przez wróżkę Anodinę, że był! A jak napisano, to przecież nie mogło być inaczej. A co się stanie, gdy okaże się, iż Tadka w kokpicie nie było? Ano znajdzie się np. Franek, albo i kto inny z pasażerów lotu...

No cóż... chyba jednak z tego medialnego cyrku prawda o tragedii smoleńskiej zdaje się wyłaniać i wszystko staje się wręcz oczywiste. Czy wszyscy pamiętamy, że na zdjęciach tuż po tragedii nie było widać kokpitu smoleńskiej tutki ani ciał tragicznie zmarłych Polaków lecących na uroczystości katyńskie? Do dziś zresztą nie ma żadnego zdjęcia, które choćby z daleka pokazuje ów kokpit lub ciała zaraz po prawdopodobnym (ale nie na pewno) roztrzaskaniu się polskiego samolotu wojskowego.

Od niemal dwóch lat poszukiwałem powodów wskazanych powyżej faktów, aż dziś dotarła do mnie pewna logiczna oczywistość: w polskim samolocie wojskowym zmierzającym 10.04.2010 roku do Katynia wszyscy pasażerowie (96 osób) lecieli po prostu w kokpicie, towarzysząc radośnie pilotom i członkom załogi! Więc, gdy kokpit zabrano z miejsca wypadku, to również nie mogło być tam również trupów...

Tak więc do dzieła "dźwiękowcy" i "czarownicy" oraz kreatorzy... zróbcie w końcu kolejną "kopię kopii" zapisu z czarnych skrzynek zawierającą... nagranie rozmów w kokpicie wszystkich pasażerów. Wtedy będzie wszystko jasne i klarowne...

Pozdrawiam

P.S.
Tak już mniej humorystycznie a wręcz zupełnie poważnie. Mam nieodparte wrażenie, że wobec zbliżania się do koszmarnej dla obecnie rządzących prawdy o tragedii smoleńskiej, próbuje się ową prawdę neutralizować poprzez kreację wokół niej atmosfery absurdu, śmieszności i chaosu informacyjnego. W ten sposób zapewne winni tragedii starają się ją zmarginalizować i odsunąć od siebie za niej prawną i historyczną odpowiedzialność. Prawda jest jednak brutalna! Komisja Millera bada coś wirtualnie, bowiem do tej pory nie ma dostępu ani do oryginału czarnych skrzynek, ani do wraku samolotu... Mało tego! Nie dokonano ekshumacji ciał ofiar tragedii w Polsce. Z punktu widzenia prawidłowości śledztwa jest to podstawowe zaniedbanie a próba przekonywania, że wszystko jest zgodne z procedurami jest swoistym mataczeniem... a mataczenie w śledztwie jest przestępstwem. Moskwa dokonała przestępstwa niszcząc dowody (pocięcie wraku samolotu), polski rząd poświadczając nieprawdę zawartą w raporcie MAK oraz źle przygotowując lot wojskowego samolotu do Katynia. Późniejsze działania polskiego rządu i polskich rządowych instytucji są również mataczeniem i poświadczaniem nieprawdy. Wśród wielu półprawd i prawd nawet jedno kłamstwo stanowi przesłankę do stwierdzenia iż mamy do czynienia z mataczeniem. Jedno jest pewne: gdyby tragedia była wynikiem błędu pilotów lub innych nieprzewidzianych zbiegów okoliczności, to w interesie zarówno Moskwy jak i rządu Tuska byłoby prowadzenie śledztwa w sposób krystalicznie transparentny. Tak nie jest, więc należy domniemywać, że tragedia ta nie była nieszczęśliwym przypadkiem. Smutne, ale muszę wszystkim, którzy w jakiś sposób są jej winni: PRAWDA zwycięży!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

środa, 18 stycznia 2012

Stan Wojenny zbrodnią wobec Polski! A "Okrągły Stół"?

Witam

W niedawnym poście pt. "Stan Wojenny był zbrodnią zadaną Polsce przez zbrojny związek przestępczy" zawarłem konstatację, że w sposób oczywisty nazywany jako zbrodnia winien być on od momentu jego wprowadzenia przez zsowietyzowanego "Wolskiego", generała W. Jaruzelskiego oraz jego najbliższych towarzyszy skupionych w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego.

Jednakże niedawny wyrok Sądu Rzeczpospolitej wskazujący, że ludzie decydujący o wprowadzeniu Stanu Wojennego byli członkami związku przestępczego o charakterze zbrojnym a ich decyzja miała charakter niekonstytucyjny oraz nie wynikała z bezpośredniego zagrożenia agresją wojsk sowieckich na Polskę implikuje do szerszego zastanowienia się nad określeniem ludzi współpracujących ze zbrojnym związkiem przestępczym, czyli apologetów popierających ów związek i wchodzących z nim w inne związki.  Dotyczy to np. przywódców polskiej "pseudoopozycji" współtworzących i zasiadających do rozmów przy "okrągłym stole".

Bo jak można (przede wszystkim historycznie) ocenić i za kogo uważać ludzi zasiadających z przestępcami i - moim zdaniem - wrogami w pełni niepodległej oraz w pełni suwerennej Polski do wspólnych rozmów nad jej przyszłością? Jak można nazwać ludzi, którzy z członkami związku przestępczego o charakterze zbrojnym współtworzą nowy związek a na jego czele stawiają przywódcę tegoż - istniejącego już wcześniej - przestępczego związku i jego herszta, "Wolskiego" jako Prezydenta Polski?  Jak należałoby również nazwać człowieka, który uważa za "ludzi honoru" przywódców "zbrojnego związku przestępczego" działającego przeciw narodowi polskiemu i sam - u ich "zwierzchników" w Moskwie - proponuje, aby ten "Wolski" został ponownie "hersztem nowego, już wspólnego związku" i jak należy wobec tego nazwać ten nowy związek, czyli III RP?

(o kulisach "okrągłego stołu" i o tym jak Adam Michnik "zabiegał" w Moskwie o prezydenturę dla "Wolskiego" opowiada mi.in. poniższy film, który można uzupełnić lekturą mojego postu: Podróże Adama Michnika...).


W ogólnym kontekście materiałów źródłowych dotyczących ówczesnej sytuacji politycznej symptomatycznie muszą też brzmieć słowa A. Golicyna, który w 1985 roku (sic!) ujawnił, że - wedle sowieckich planów -  uformowanie nowego, przyszłego rządu w Polsce reprezentującego członków reaktywowanej po Stanie Wojennym "Solidarności" i Kościoła  będzie... trzecim etapem przemian. Jeżeliby uznać, że wspomniane przez A. Golicyna etapy przemian dotyczą właśnie Polski (co wydaje się słusznym założeniem), to rodzi się zatem zasadnicze i oczywiste pytanie: Jakie więc były dwa poprzednie etapy przemian, kreowane i kontrolowane przez Sowietów i ich podwładnych (w tym agentów i współpracowników) w Polsce? Czyżby chodziło o powstanie i wykreowanie Solidarności oraz Stan Wojenny, który miał na celu m.in. oczyszczenie Solidarności z elementów antykomunistycznych, pozostawienie w jej strukturach jedynie "usadowionych wcześniej własnych  ludzi" oraz utrzymanie dotychczasowej władzy połączone ze zniewoleniem społeczeństwa i  zmuszeniem do emigracji ponad miliona już "rozpoznanych i aktywnych w związku" autentycznych polskich, antykomunistycznych patriotów?


Wydaje się, że być może takie rozumowanie nosi znamiona pewności, bowiem - w kontekście uznania Stanu Wojennego za zbrodnię - innym obszarem wnikliwej analizy winno być też może zastanowienie się nad prawnym określeniem osób podżegających i nakłaniających do powstania "związku przestępczego o charakterze zbrojnym" i określających niejako cele tego związku.  Bo jak można nazwać człowieka, który na początku grudnia 1981 roku zwraca się do pewnej grupy, komunistycznie władających Polską, osób z niejako propozycją inicjującą zawiązanie tegoż związku artykułując m.in. mniej więcej takie oto antypolskie słowa: "...dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy Solidarnością w obecnej formie a socjalizmem realnym już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna .. Aparat Solidarności musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji Solidarność mogłaby na nowo powstać , ale jako rzeczywisty związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie,bez programu gdańskiego,bez politycznego oblicza i bez ambicji sięgnięcia po władzę . Być może tak umiarkowane siły, jak Wałęsa, mogły by zostać zachowane"? 


(fragment filmu: "Towarzysz Generał idzie na wojnę"; tytuł owego fragmentu nie jest mojego autorstwa i nie wyraża jednoznacznie moich opinii oraz ocen)


Czyż zatem w 1985 roku A. Golicyn nie powiela niemal tych samych słów, które wypowiedział w 1981 roku B. Geremek? I czyż słowa tego ostatniego "...bez Matki Boskiej w klapie i... ambicji sięgnięcia po władzę" nie oznaczają de facto: niemal zalecenia działania przeciwko Polsce i narodowi polskiemu, zapewnienia o biernej postawie kierownictwa ówczesnej Solidarności (sterowanej przez przedziwnych doradców, takich jak właśnie rzeczony B. Geremek) wobec takich działań władzy przeciwko narodowi oraz obietnicy utrzymania władzy przez dotychczasowych komunistów (wespół z tzw. "konstruktywną, marksistowską opozzycją")? Warto w tym kontekście dodać, że w czasie całego okresu komunistycznego w Polsce a już szczególnie w okresie  zrywu I Solidarności (i w całych latach 80-tych XX wieku) Kościół Katolicki i osoba Jana Pawła II  były jedynymi wyrazicielami niepodległościowych dążeń Polaków... Jak zatem interpretować wyrażoną wprost niechęć B. Geremka do "Matki Boskiej w klapie" i czy czasem nie wynikała ona też z całkowitej rozbieżności celów, którymi kierowała się większość Polaków skupionych w I Solidarności a celów, którymi kierowali się  - w ogromnej większości etniczno-wyznaniowo-ideologicznie odmienni - jej doradcy?.

Zestawienie owych faktów może też sprowokować postawienie - być może bardzo kontrowersyjnej - hipotezy, która mogłaby zawierać stwierdzenie (do weryfikacji oczywiście) o współwinie albo nawet zainicjowaniu wprowadzenia Stanu Wojennego przez ogólnoświatowych global-marksistów reprezentowanych w Polsce m.in. przez być może właśnie szerokie środowisko skupione wokół B. Geremka (później w Rosji reprezentowane przez M. Gorbatschowa a na świecie przez np. grupy finansujące Rewolucję Październikową w Rosji oraz organizujące przerzut W. Lenina ze Szwajcarii do Rosji...).

Oczywiście weryfikację tej hipotezy oraz określenia jej prawdziwości bądź fałszywości będzie można dokonać w miarę upływu czasu i dalszego odtajniania sowieckich archiwów, natomiast chyba w przypadku, gdyby okazała się ona prawdziwa, to na ławie oskarżonych za wprowadzenie Stanu Wojennego nie winni zasiadać jedynie bezpośrednio go podejmujący i wprowadzający...

Pozdrawiam

P.S.
Zapewne bardzo interesująca dla historyków - w kontekście badawczego procesu weryfikacji zasugerowanej przeze mnie hipotezy - może być analiza wypowiedzi oraz wewnętrznej struktury osób zajadle krytykujących decyzję sądu o skazaniu G. Kiszczaka... Ciekawe, że chyba największymi jej krytykami są środowiska dawnych doradców I Solidarności i dawnej UD/UW, co można było zauważyć np. w poniedziałkowym programie T. Lisa, gdzie wprost histerycznie reagowali na ową decyzję panowie: Celiński i Lityński. Oratorski i spazmatyczny popis tego pierwszego winien dać wiele do myślenia a jego gorszące wykpiwanie Sądu Rzeczpospolitej i sędziny wydającej wyrok należałoby chyba uznać za prawnie niedopuszczalne i noszące znamiona przestępstwa...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

piątek, 13 stycznia 2012

SOWA-BOND – Wojna na całego! Rąbią drwa a wióry lecą!

Witam

Od dawna wiadomo, że w pełnych zakłamania krajach o zapędach totalitarnych i antydemokratycznych, w tym quasi komunistycznych najwięcej o nich prawdy można dowiedzieć się w okresie wzajemnych "wojenek na górze" rządzących. Pamiętamy przecież te przesilenia władzy w latach 1956, 1968-1970, 1980, 1989-1992...

Od dawna też wiadomo, że w takich państwach najwięcej do ugrania (w tym też w obszarze finansowym) mają służby specjalne, które z jednej strony próbują zarządzać poprzez wyznaczonych przez siebie polityków, a z drugiej strony same zostają wykorzystywane w czasie wystąpienia konfliktów pomiędzy zarządzającymi krajem politykami. Występuje tutaj swoiste zjawisko sprzężenia zwrotnego wzajemnych zależności polityków z funkcjonariuszami służb specjalnych i ich instytucjami. Ponadto od zawsze istnieje permanentny wewnętrzny konflikt zarówno pomiędzy służbami wywiadu i kontrwywiadu określonych służb, jak i zewnętrzny konflikt pomiędzy tzw. służbami "cywilnymi" i "wojskowymi". Ważnym też jest uzmysłowienie sonie faktu, iż - według tradycji sowieckiej - "chłopcy cywilni" zajmowali się od zawsze przede wszystkim tzw. "bezpieczeństwem wewnętrznym" a "chłopcy wojskowi" tzw. "bezpieczeństwem zewnętrznym": stąd też więcej kontaktów międzynarodowych i większą ilość zasobów gotówkowych oraz bezgotówkowych posiadają raczej "chłopcy wojskowi".

Swego czasu napisałem post z gatunku "political fiction" zatytułowany: "SOWA-BOND - tajne rozmowy i political fiction". Stwierdziłem w nim, że najsilniejszą partią w obrębie mocy decyzyjnych (nie poparcia społecznego) jest w dzisiejszej Polsce właśnie partia, którą możemy nazwać "SOWA - BOND", czyli pewien quasi-polityczny twór będący kwintesencją idei i metod działania charakterystycznych dla wszystkich totalitaryzmów powstałych dotychczas na przestrzeni rozwoju ludzkości, a którego nazwa pochodzi o stowarzyszenia byłych członków WSI i nazwiska obecnego szefa ABW. W innych zaś postach  (Partia rządząca w Polsce: SOBIES-SOWA-BOND (1), SOBIES-SOWA-BOND (2). Historia i kulisy powstania potęgi (1), SOBIES-SOWA-BOND... galopująca integracja! czy też Chłopcy też popełniają błędy!) wskazałem też, że działalność wszelkich "chłopców" jest też ściśle powiązana z pewnym środowiskiem, które pozwoliłem sobie nazwać SOBIES (od nazwiska pewnego, onegdaj słynnego, "biznesmena"). Jest to specyficzna grupa ludzi posiadająca bardzo duży zasób kapitału finansowego i rzeczowego o różnorodnym pochodzeniu (nie tylko osiągniętego w sposób transparentny i zgodny z obowiązującym prawem), którą możemy określić za pomocą np. takich synonimów jak: koteria, sitwa, kasta krewnych i znajomych Królika, klika, quasi mafii, szara strefa, itd. Symptomatycznym jest też, że bardzo często poszczególni członkowie z tych różnych grup są też członkami pozostałych i wzajemnie personalnie  się  uzupełniają...  Pośrednio wsparcia tej grupie udzielają też (sensu largo) - niekoniecznie uważane za "specjalne" - policyjne służby mundurowe, choć bardziej już chyba "będące w spoczynku" niż w służbie czynnej... bowiem bardzo często raczej możemy obserwować np. ostrą rywalizację pomiędzy policyjnym CBŚ a cywilnym ABW czy CBA niż pełne miłości pomiędzy nimi czułości...

Schematycznie wygląda to  mniej więcej tak, jak wskazałem poniżej...


Powyższy schemat - wobec chyba trwania niejawnej "wojenki" pomiędzy premierem a prezydentem - może trzeba by było uzupełnić o coraz bardziej zwiększający się bezpośredni i  pośredni wpływ prezydenta na de facto "jego" wojskowe służby specjalne. 

Warto więc obecnie śledzić wszelkie informacje, bowiem mam przeczucie, że nadszedł chyba już wyznaczony przez "gabinet cieni" kres rządów D. Tuska i walka rozpoczęła się niemal "na całego" i przy otwartej kurtynie... Niewątpliwie - choć oczywiście hipotetycznie, przy założeniu trwania owej "specwojenki"- po jednej stronie - niekoniecznie z tożsamymi celami działań - tegoż konfliktu mamy np. zestaw person następujący: Dukaczewski,  Michnik, Komorowski, Kwaśniewski, Kalisz, Palikot, Schetyna, Sikorski, Rostowski a po drugiej zaś stronie być może np. Tusk, Bondaryk (?), L. Miller, J.K. Bielecki, Cichocki...  Zastanawiam się także czy nad tym wszystkim czasem "nie czuwa" bilderbergowa "niewidzialna ręka" np.:  Olechowskiego...

Apeluję wobec tego: zbierajmy, zachowujmy i róbmy "scany" tego, co nam przekazują obecnie "oficjalne przekaziory", bo dzieje się, dzieje: groteskowe samopostrzelenie  prokuratora wojskowego, centralizacja służb specjalnych przez Tuska (poprzez ministra Cichockiego), skazanie Kiszczaka, skok na SKOK-i,  informacja o nieobecności Błasika w kokpicie "smoleńskiej tutki", poszukiwanie przez ABW zapisu rozmowy B. Komorowskiego z Krzysztofa W., podczas której obecny prezydent miał oferować 100 tys. zł za udostępnienie materiałów na jego temat znajdujących się w aneksie do raportu z likwidacji WSI (źródło)... i wiele innych...

Wewnętrzna walka "chłopców" - o ile jesteśmy takowej świadkami -  naprawdę może przynieść wiele pożytku dla nas wszystkich...

Kochani "Chłopcy"! Tak trzymać! Może szybciej niż nam się zdawało, dowiemy się w końcu dlaczego nie ma wśród nas 96 osób lecących do Katynia i tego jak oraz czy zginęli... a także unaoczniony nam zostanie rzeczywisty, antypolski charakter całej tej naszej III RP! Może również w końcu nasze, polskie służby specjalne zaczną realizować podstawowy cel, dla których zostały powołane: zapewnienie wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa demokratycznej, wolnej, suwerennej i niepodległej Polski...


Pozdrawiam

P.S.
Oprócz wnikliwej obserwacji tej "wojenki" polecam też równe wnikliwe śledzenie wydarzeń, które mogą być - poprzez jej medialną eskalację - niezauważone... np. to, że Polska zapłaci jednak haracz do UE (na ratowanie bankierów strefy Euro) w ogromnej wysokości 6,27 mld. Euro i to z naszych, polskich rezerw walutowych NBP... nie otrzymując zupełnie "nic w zamian". Już za tą decyzję Tusk winien w niesławie opuścić Polskę i posłużyć jako niemalże i humorystycznie oczywiście... wyściółka w kurniku kury Merkel i koguta Sarkozego...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

czwartek, 12 stycznia 2012

Stan Wojenny był zbrodnią zadaną Polsce przez zbrojny związek przestępczy!

Wskazana w tytule oczywistość jest i była takową od momentu wprowadzenia Stanu Wojennego przez zsowietyzowanego "Wolskiego", generała W. Jaruzelskiego oraz jego najbliższych towarzyszy skupionych w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego.

Dzisiejszy wyrok skazujący generała Cz. Kiszczaka za bezprawne wprowadzenie Stanu Wojennego i uznanie go za członka związku przestępczego o charakterze zbrojnym jest w sumie pewnym oczyszczeniem. Zostanie w aktach sprawy. Szczególnie ważne jest w tym kontekście stwierdzenie sądu o antykonstytucyjnym i bezprawnym wprowadzeniu Stanu Wojennego, zbrodniczym związku go wprowadzającym oraz potwierdzenie braku jakichkolwiek przesłanek do planowania "agresji" sowieckiej na Polskę w obronie "komunizmu". To ważne nie tylko historycznie...

Należy sobie jednak zdawać sprawę z tego, że wyrok ten jest jednak sądowym wyrokiem  I instancji. Będą odwołania a sprawa dalej będzie przeciągana w czasie i prawdopodobnie nigdy - do czasu upadku III RP i jej okrągłostołowych akolitów - nie zostanie zakończona podtrzymaniem treści sentencji i charakteru dzisiejszego wyroku. Gdyby tak się jednak stało, oznaczałoby to również konieczność wystąpienia też o sądową (honorową) degradację wojskową członków WRON oraz diametralną rewizję dotychczasowej, historyczno-etyczno-moralnej narracji dotyczącej solidarnościowych "pseudoelit" uczestniczących w  "okrągłostołowym" procesie - według mnie - zdrady narodowej.  Czy jest to dzisiaj obecnie w Polsce możliwe? Szczerze wątpię.

Cieszę się jednak z dzisiejszej decyzji sądu. Mam jednak takie nieodparte wrażenie pewnych związków dzisiejszego wyroku z trwającą od kilku dni walką prokuratury wojskowej z prokuraturą cywilną a tak naprawdę "chłopców" wojskowych (WSI) z "chłopcami cywilnymi*. W szerszym ujęciu zaś określiłbym uczestników tej a'la wojny o Polskę jako zwolenników utworzenia z niej albo Priwislanskiego Kraju, albo Generalniej Guberni, albo "dwóch w jednym".  Dodatkowo niepokoi mnie, że to wszystko może jest umiejętnie sterowane przez syjo-unio-globalistów... z polskimi zasobami w tle i niewyjaśnioną tragedią smoleńską...

Pozdrawiam

* taka sobie polska wojenka: wy w nas "po komorowskowu prokuraturą wojskową", to my w was "skazaniem  za Stan Wojenny"...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

wtorek, 10 stycznia 2012

Akt samobójczy prokuratora - moje, nie tylko okołoWSIowe, refleksje...

Witam...

Domniemana lub prawdziwa próba samobójcza prokuratora wojskowego być może idealnie wprost wpisuje się w proces powrotu do zarządzania państwem polskim przez WSI i ich Chłopców. Rządzili nieprzerwanie od momentu wzrostu znaczenia Wolskiego vel Jaruzelskiego (czy jak mu tam było w Rosji przed 1940 rokiem) a więc od lat 70-tych XX wieku. Stracili wpływa na władzę po likwidacji WSI przez A. Macierewicza.

Teraz wracają... Śmiejąca twarz M. Dukaczewskiego (ostatniego szefa WSI) wygląda z każdej strony, nawet z tyłu i od tyłu niejakiego J. Palikota, który kiedyś określił się był gejem... Nasz "hrabia" B. Komorowski też uniżenie zawsze wspierał i dalej wspiera tych swoich Chłopców, i to od samego początku III RP! A ci nasi Chłopcy od SOWY od 1944 są przecież w stałym związku z Chłopcami od GRU i tak niestety jest do dzisiaj... w 2007 roku jeszcze 300 wysokich funkcjonariuszy (oficerów) polskich wojskowych służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych wcześniej bywało na szkoleniowych randkach w Moskwie i innych miejscach ówczesnego ZSRR (i).

A Chłopcy - z subiektywnego ich punktu widzenia - przecież wrócić muszą!

Po pierwsze dlatego, że władza zniewala a nieprzerwana władza od kilkudziesięciu lat dosłownie ubezwłasnowolnia, odurza i daje poczucie bezkarności i nieskończoności jej trwania. I nagle z tego błogiego stanu taki A. Macierewicz z braćmi Kaczyńskimi ośmielił się ich nikczemnie wyrwać zabierając im przymioty władzy i nawet doprowadzając do ewentualnego więzienia! Taka sytuacja w Chłopcach musiała niechybnie wywołać ogromną frustrację, złość i chęć zemsty oraz szybkiego powrotu do zarządu nawet za "każdą ludzką cenę". Może czekali na odpowiedni moment do powrotu? Może akurat sytuacja międzynarodowa w roku 2009-2010 sprzyjała potencjalnej zemście i dostrzegli dla siebie "światełko w tunelu"?. To tylko moje konfabulacyjne przypuszczenia, ale symptomatyczne jest, że w swoją SOWĘ zorganizowali się w styczniu 2010 roku a wcześniej kandydatem na prezydenta stał się nagle ich "hrabia" B. Komorowski, a później już  była tragedia w Smoleńsku, w której przecież również mogli zginąć np. J. Kaczyński czy A. Macierewicz (mieli lecieć wspólnie z innymi na uroczystości katyńskie). W tym samym czasie zaczęto też powszechnie mówić o gazie łupkowym, którego polskie zasoby zagrażały i dalej zagrażają dotychczasowemu energetycznemu podziałowi świata. Są one "solą" w oku zarówno dla Rosji, jak i Niemiec czy USA, tym bardziej, że w łupkach znajdują się też ogromne złoża ropy naftowejm (o czym - niefrasobliwie dla niej chyba zresztą - poinformowała na pierwszej stronie wczorajsza GW) (ii).  Ponadto L. Kaczyński - ratując świat przed rosyjską hegemonią energetyczną - w Gruzji  mocno rozjuszył też tandem Putin-Miedwiediew.

Po drugie bowiem śledztwo dotyczące tragedii smoleńskiej zaczęło dla Chłopców podążać w niewłaściwym dla nich kierunku. Wykreowaną narrację o "stalowej brzozie" czy błędzie pilotów  naukowo zdezawuowano a przecieki ze śledztwa pokazywały, że Moskwa próbowała i dalej próbuje w sposób nikczemny wpływać na polskie śledztwo w tej sprawie (np. poprzez żądanie unieważnienia zeznań kontrolerów z wieży lotniska Siewiernyj Pawła Pliusnina i Wiktora Ryżenki). Coraz bardziej prawdopodobna stawała się i staje wersja np. udziału osób trzecich, czyli zamachu. Z punktu więc sowowych Chłopców najlepszym rozwiązaniem stało się zapewne doprowadzenie do szybkiego zakończenia śledztwa i przyjęcie w nim jako niezaprzeczalnych oraz prawdziwych wszystkich wyjaśnień zawartych w raporcie MAK.  A przecież Chłopcy też dodatkowo wiedzą jak polować, więc postanowili może jednocześnie "upolować" dla siebie różnorodną "zwierzynę" i upiec kilka pieczeni na raz:  zemstę za likwidację WSI, możliwość powrotu ich do władzy, eliminację A. Macierwewicza   z kierowania sejmową komisją smoleńską i de facto zamknięcie rzeczonego śledztwa. Niestety.... Kłody pod nogi rzucił im A. Seremet (choć to niby swój, albo już może nie swój?) odsyłając do uzupełnienia wniosek o zamknięcie A. Macierewicza... Więc Chłopiec, pułkownik sobie wczoraj strzelił jakoś tak przez Seremeta właśnie, chyba!

Po trzecie zaś to właśnie dzięki chyba Prokuraturze Wojskowej Chłopcy sprawili, iż wszelkie akty oskarżenia skierowane przeciw nim przez znienawidzonego likwidatora WSI zostały umorzone a teraz usłyszeli o zamierzeniach likwidacji tejże prokuratury.... Coś spektakularnego - jako ostrzeżenie - trzeba było a'priori wykreować, więc może pokazać należało desperację Chłopców?

Samo - ewentualnie tylko potencjalne - samobójstwo prokuratora było być może też iluminacją zaciemniającą np. powody międzylądowania quasi Chłopca B. Komorowskiego w Rosji w czasie lotów do i z Chin? (iii). Cóż on tam takiego wypił, że aż gardło mu niemal wypaliło... od tego samogonu zapewne? (chyba zapomniał już, boć przecież polował w latach 90-tych ubiegłego stulecia a zdrowie już nie to samo). Idąc tym tropem jakże też można uprawdopodobnić inne samobójstwa, np. m.in. A. Leppera, G. Michniewicza czy też wczorajsze 30 -letniego policjanta z Wołomina...

A może Chłopcy chcieli dać sygnał niejakiemu Premierowi, że nie podoba im się przejmowanie przez niego cywilnych służb specjalnych? Jeżeli tak to WSI-oki chyba postanowili dookreślić się i przypomnieć o sobie a także może wyrazić dezaprobatę za pozbycie się przez D. Tuska szefa policji. Dodatkowo chyba też  starali się wyprzedzić i powstrzymać ewentualna dymisję K. Bondaryka... bowiem jakoś tak SOWA-BOND ostatnio tak "ramię w ramię", czyli wespół: "wojskówka" z "cywilką" (oprócz może częściowo CBA i CBŚ...).

Jest jeszcze wiele innych, ewentualnych przesłanek być może tej inscenizacji samobójczej. Choćby np. wywołanie u innych pewnego przeświadczenia graniczącego ze strachem... bo skoro można się targnąć na własne życie, to tym bardziej też w takiej desperacji można też spróbować pozbawić tegoż życia bezpośrednich, wskazanych w "liście pożegnalnym", winowajców i sprawców samobójczego aktu. Poza tym przyjaciele niedoszłego samobójcy może będą chcieli go też niejako "pomścić"?

Pomijając jednak wszelkie wątpliwości i zakładając, iż rzeczywiście pułkownik Przybył chciał popełnić publiczne samobójstwo, to jego przypadek zapewne powinien stać się interesującym i koniecznym przedmiotem badań dla psychiatrów i psychologów, bowiem na pewno jest pewną anomalią znanych im dotychczas okoliczności i sposobów dokonywania samobójstw (poza oczywistą desperacką chęcią zwrócenia na siebie i swoja sytuację uwagi).

Dobrze dla nauki i dla nas wszystkich (także dla samego pułkownika), że ta desperacka próba zakończyła się niepowodzeniem... To nas wszystkich szczęście w tym nieszczęściu, bowiem  taki akt jest zawsze tragiczny i wymagający starannego zbadania jego przyczyn. Może stanie się on też impulsem do rozpoczęcia uzdrawiania - zdegradowanych przez obecne rządy - polskich sił zbrojnych i powstrzymania celowego   osłabiania potencjału obronnego Polski.

Pozdrawiam

(i) A. Zybertowicz, Tajne służby i suwerenność, UważamRze nr 2(49)/2012, Warszawa 2012, s. 19,
(ii) Wczorajszy artykuł w Gazecie Wyborczej o pokładach ropy naftowej w amerykańskich łupkach  (prognozuje się, iż dzięki temu USA staną się światową potęgą naftową!) winien stanowić przyczynek do dzisiejszej dyskusji o naszych zasobach ropy naftowej i odpowiedzi na pytanie,  dlaczego tylko 11 ze 100 koncesji na wydobycie gazu łupkowego posiada PGNiG... na pierwszych zaś stronach mediów oczywiście króluje nieudana próba samobójcza pułkownika....,
(iii) Sprawa międzylądowania w Rosji podczas podróży Prezydenta Polskim do i z Chin oraz nieformalne tam spotkania winny w normalnym, suwerennym i niepodległym kraju być przedmiotem wszechstronnej - przynajmniej dziennikarskiej - analizy, ale... na pierwszych zaś stronach mediów oczywiście króluje nieudana próba samobójcza pułkownika....,

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com Prośba:

sobota, 7 stycznia 2012

Demokracja węgierska czy demokracja global-socjalistyczna UE i USA?

Witam

Socjalistyczny, marksistowski świat dostaje zadyszki z przerażenia i wściekłości. Taki mały kraj jak Węgry i taki jeden niesforny jego przedstawiciel  jak Viktor Orbán - perfidnie wykorzystując kryzys światowego socjalizmu - ośmielają się bowiem budować u siebie polityczny system, który kiedyś pozwalał poszczególnym państwom  na autentyczną demokrację, wolność, suwerenność i niepodległość.

Zewsząd zauważyć można niemal pospolite ruszenie apologetów nowego lepszego, globalistycznego i marksistowskiego świata, którzy w imię sławetnego już swojego hasła: "proletariusze wszystkich krajów łączcie się", łączą się w powszechnej, histerycznej wprost krytyce rządu węgierskiego. 

Co nimi powoduje? Ano strach, że budowany z takim mozołem od ponad 100 lat nowy, marksistowsko-globalistyczno-totalitarny porządek świata  okaże się jeno syzyfową pracą opętanych mitomanów, dla których świat znajdzie miejsce albo w odpowiednich szpitalach, albo miejscach wygnania, albo w więzieniach...

Jak słusznie zauważa seaman w swojej notce pt: "Łamanie demokracji socjalistycznej na Węgrzech" jedną z największych antymarksistowskich zbrodni rządu węgierskiego było uchwalenie poprawki do konstytucji uznającej "...opozycyjną Węgierską Partię Socjalistyczną za organizację przestępczą, która ponosi odpowiedzialność za zbrodnie reżimu komunistycznego. Według tej poprawki, Węgierska Partia Socjalistyczna, która w 1989 roku zmieniła jedynie nazwę z Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, jest spadkobierczynią zbrodniczego reżimu komunistycznego. Gdyby pokusić się o analogię w Polsce, to padłoby na SLD...". 

Oczywiście cały postkomunistyczny pomiot podniósł nie lada wrzask oskarżając premiera Węgier o wszystko co najgorsze a przecież jest oczywistością, że za zbrodnie komunistycznie winni odpowiadać jej prawni spadkobiercy, podobnie zresztą jak za zobowiązanie (w tym: finansowe) rządów komunistycznych odpowiadają przecież dalej rządy poszczególnych krajów. Morderca czy złodziej dalej zostaje złodziejem mimo zmiany swoich personaliów a w prawie międzynarodowym obowiązuje ciągłość prawna.

Innym grzechem, pierworodnym niemal, był powrót Węgier do naturalnych, chrześcijańskich wartości, które kształtowały współczesną cywilizację europejską od ponad 1000 lat. No cóż... Dla unijnych marksistów faktycznie jest to fakt godny piętnowania, czemu dawali już wielokrotnie wyraz ich poprzednicy w czasach Rewolucji Francuskiej, Rewolucji Bolszewickiej czy okresie marksistowskiego, socjalistycznego i  hitlerowskiego nazizmu oraz marksistowskiego, sowieckiego komunizmu...

Jeszcze większy lament wśród światowego establishmentu wzbudziły uchwalone tuż przed Świętami Bożego Narodzenia ustawy reformujące węgierski system finansowy a które ograniczają uzależnienie się tego kraju od finansowych globalistów i międzynarodowych instytucji finansowych (EBC, MFW, BŚ, "banki-goldmanki"). Najśmieszniejsze jest to, że owi krytykanci zarzucają Węgrom ograniczenie niezależności Banku Centralnego  poprzez odebranie jego szefowi prawa wyboru zastępców (teraz będzie ich wskazywać szef rządu), a także zwiększenie do dziewięciu liczby członków Rady Monetarnej, spośród których sześciu będzie nominował parlament. Kuriozalność tej krytyki wynika przede wszystkim z faktu, że z samej definicji banki centralne winny być podporządkowane narodom, którym służą a nie realizować cele finansowe bankierów, często prywatnych jak FED w USA lub też zostawać ubezwłasnowolnione poprzez np. Europejski Bank Centralny. Więc jakież to ograniczenie niezależności tegoż banku, skoro zwiększa się wpływ na jego decyzje monetarne wybranych przez naród węgierski: parlamentu oraz rządu  a tak naprawdę zwiększa się jego niezależność od zewnętrznych instytucji finansowych?* Oczywiście dla światowych lichwiarzy to decyzja karygodna, ograniczająca możliwość drenowania przez nich gospodarki węgierskiej...

Doprawdy... Proletariusze w swojej krytyce są tak aberracyjnie i internacjonalistyczne zawzięcie osiołkowato stadni, że krytykują a'priotri wszystko, co jest związane z obecnym prawicowym rządem Węgier, uznając go za "wcielenie wszelkiego zła" (niczym u nas bracia Kaczyńscy i PiS).  Nie podoba im się nawet wprowadzenie podatku liniowego czy też ograniczenie liczby posłów lub zwiększenie znaczenia wyborów sensu largo bezpośrednich (na 199 posłów aż 103 ma być wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborczych)...

Jestem wszelako pewny, że niebawem międzynarodowy zaciąg rewolucjonistów nawiedzi Węgry (co już się zresztą dzieje) i wzorem W. Lenina, L. Trockiego a obecnie różnych "anonimowych" czy "oburzonych" czy antyfaszystów niemieckich będzie próbował wykreować jakieś demonstracje ulicznego gniewu Węgrów, obarczając też  przy okazji Viktora Orbána za 8 letnie rządy złodziejskich socjalistów, które doprowadziły ten kraj do ruiny... (to taka rewolucyjna, marksistowska "mądrość etapu")**.

Tak szczerze to nawet rozumiem tą histerię...

UE to przecież twórcza kontynuacja ZSRR i całego tzw: "bloku wschodniego", w której dziś największe znaczenia ma Centrala w Brukseli (jak onegdaj Centrala w Moskwie), demokracja nie ma nic wspólnego z jej pierwotnym kształtem (vide: rządy niewybrańców, czyli Komisja Europejska, sprzeczne z demokracją wielokrotne głosowania nad tą samą sprawą aż do momentu uzyskania zamierzonych wyników, zakazywanie wolności słowa i zgromadzeń, co przejawia się m.in. zapisem w TL o karanej antysystemowości demonstrujących krytyków UE).

A w USA też już od 1 stycznia 2012 mamy też już niemal trzeci ZSRR, na co wskazuje w swoim tekście (1 stycznia 2012 początkiem DYKTATURY DEMOKRACJI w USA?) Grzegorz Nowak pisząc mi.in: "...Wieczorem 1 stycznia 2012 roku prezydent Stanów Zjednoczonych w wielkiej tajemnicy podpisał „The National Defense Authorization Act” (NDAA). Informacja o tym wydarzeniu pojawiła się tylko na jednym z portali w Teksasie, ale po kilku godzinach została zdjęta. Przez kilka godzin po podpisaniu dokumentu pracownicy ONZ gorączkowo komentowali między sobą ten fakt (...) Podpisany przez Obamę „The National Defense Authorization Act” w praktyce unieważnia pierwszych dziesięć poprawek do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Ustawa deklaruje Amerykę polem walki gdzie każdy obywatel amerykański może zostać aresztowany, osadzony w więzieniu, torturowany a nawet zabity bez procesu. Nie trzeba być nawet oskarżonym gdyż dzięki nowemu prawu które podpisał Obama wojsko i służby policyjne mogą bez powiadamiania rodziny przeprowadzać tajne porwania podejrzanych osób.  Wcześniej projekt ustawy napisany potajemnie przez Senatora Carla Levina i Johna McCaina, został przepchnięty za zamkniętymi drzwiami na posiedzeniu komisji bez żadnego czytania! (...) Teraz oczekuję wkraczania US na etap poszukiwania kolejnych wrogów aby ograniczać wolności obywatelskie w praktyce. O terroryzm oskarżyć można KAŻDEGO. Z doświadczenia wiemy że "zaplutym karłem reakcji" może być każdy kto nie jest z nami. Najlepszymi wrogami są tacy których można długo ścigać i trudno będzie ich złapać (...) FEMA - zapamiętajcie tę nazwę To będzie instytucja która już za kilka lat może przejąć absolutną, totalną i niczym nie ograniczoną władzę w Stanach Zjednocznych. Nie chciałbym być złym prorokiem ale obawiam się, że prezydent Obama najprawdopodobniejszej wprowadza świat w erę faszyzmu, totalitaryzmu i dyktatury władzy".

A w Warszawie wielkie ruchy centralizacyjne w służbach mundurowych a na ulicach zainstalowany eksperymentalnie w Polsce system totalnej inwigilacji i tłumienia demonstracji  .

Wobec globalistycznego, marksistowskiego planu zsocjalizowania i ubezwłasnowolnienia całego świata nie dziwmy się więc, że taką wściekłość wywołuje powrót do normalności na Węgrzech...

Mam jednak nadzieję, że przykład węgierski będzie dla innych swoistym katharsis i rozpocznie proces odbudowy suwerenności i niepodległości poszczególnych krajów a wolność jednostek, narodów i państw znów stanie się dal nich  najwyższą, ludzką wartością!

Pozdrawiam

* Przez lata wielcy ekonomiści sponsorowani przez prywatne lobby finansowe starali się wykreować jedynie słuszną ideę tzw.: "całkowitej niezależności" banków centralnych od rządów danych państw. W rzeczywistości jest to rozwiązanie uzależniające dany kraj od instytucji finansowych, często prywatnych. Warto rozpocząć zresztą zrozumienie systemu finansowego od obejrzenia poniższego filmu:



(Źródło: http://video.google.pl/videoplay?docid=-1887591866262119830)

** Ową mądrość etapu zauważyć można na przykładzie szokującego widoku "...płaczącego po angielsku przed polskimi kamerami eks-premiera Gyurcsány’ego, który niedawno przyznał się, że mówiąc lekko schrzanił sprawę i rozkradł majątek Węgier, teraz stoi i mówi o faszystowsko-autorytarnych zapędach Viktora O. - bo pewnie tak niedługo będzie podpisywany węgierski premier w telewizji" i zwrócić uwagę na fakt, że "...jeszcze jako tako trzymają się na nogach kraje w których jest silny ośrodek władzy wykonawczej. Semi-prezydencka Francja i kanclerskie RFN, to kraje które nie zbudowałyby swojej pozycji bez silnej władzy w rękach prezydenta/kanclerza. Nikt nie zakwestionuje ich przywództwa w UE, tak samo jak nikt nie zakwestionuje mocarstwowej pozycji USA, Federacji Rosyjskiej i coraz potężniejszej Chińskiej Republiki Ludowej (...) Czy Orban jako człowiek kierujący się interesem swojego narodu, nie ma prawa do budowania silnej władzy z którą trzeba będzie się liczyć na arenie międzynarodowej? Czy nie jest normalnym proceder, w którym wymazujemy spuściznę komunistycznego totalitaryzmu? Europa powinna się cieszyć, że powracają czasy silnych przywódców na ciężkie czasy. Ich działania dążące do poprawy krytycznej sytuacji finansów publicznych powinny spotykać się z poklaskiem, o ile nie działają według przepisu na kryzysową rybę po grecku czyli systemu kup rybę na kredyt, kredyt każ spłacić Wspólnocie. Szczególnie, że rząd Viktora Orbana pomimo spadku popularności dalej cieszy się dużym poparciem..."


(Źródło powyższych cytatów w tekście, który polecam dziękując Maryli z BM24 za jego wskazanie: ""Faszysta Orban. "Węgry są jednym z nielicznych krajów, w których do siły zaczyna powracać chrześcijaństwo"".


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

czwartek, 5 stycznia 2012

"Państwo w Państwie" polskim! I co ma z tym wspólnego polskie godło?

Witam

Jakże się cieszę, że od jakiegoś czasu telewizja POLSAT rozpoczęła emisję nader ciekawego programu "Państwo w Państwie" piętnującego patologie III RP występujące w relacjach: przedsiębiorca - obecne państwo polskie po 22 latach od "obalenia" komunizmu. 

Na oficjalnej stronie sama stacja promuje go w sposób jednoznaczny wskazując, że "„Państwo w państwie", nowy program redakcji publicystyki Polsatu, jako jedyny w Polsce piętnuje przypadki nadużywania prawa, korupcji i nepotyzmu w relacjach państwo - przedsiębiorca. Ideą przewodnią magazynu jest walka z powszechnym wśród urzędników przekonaniem, że wszyscy przedsiębiorcy to potencjalni przestępcy. Program prowadzi znany z anteny Polsat News, młody dziennikarz i prawnik, Przemysław Talkowski. Scenariusz każdego z odcinków osnuty jest wokół szczególnie jaskrawego przypadku samowoli urzędniczej, skutkiem której jest bankructwo przedsiębiorstwa, ruina przedsiębiorcy i utrata pracy przez pracowników. Dziennikarze ścigają takie przypadki, piętnują nieuczciwych urzędników i upominają się o sprawiedliwość dla pokrzywdzonych. W programie wystąpią bohaterowie materiału, eksperci, urzędnicy i przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości"".

Jestem pełny podziwu, że w stacji komercyjnej po tylu latach wreszcie zauważono, że pomimo 22 lat budowania III RP, pozostaje ona w większości li tylko destruktorem oraz niemalże niszczycielem małych i średnich przedsiębiorców i tworzenia biznesowo dychotomicznego państwa: wielkie korporacje (najczęściej już ponadnarodowe związane ściśle z państwowymi ośrodkami decyzyjnymi) oraz zanikająca lub posiadająca nikłe szanse na rozwój klasa średnia (z przeważającymi firmami określanymi jako mikroprzedsiębiorstwa), uzależniona tak naprawdę od tych wielkich przedsiębiorstw a także od antypolskiego i antyrozwojowego charakteru oraz coraz większego stopnia skomplikowalności sfery regulacyjnej gospodarki (przede wszystkim normy prawne dotyczące funkcjonowania gospodarczego w państwie wynikające z realizowanej przez rządy polityki gospodarczej).   

U zarania powstawania III RP obiecywano nam powstanie gospodarki rynkowej i silnej klasy średniej, która przez niemal 200 lat była motorem rozwoju tzw. państw kapitalistycznych. Bogactwo i dojrzałość cywilizacyjna poszczególnych krajów zależą bowiem od zamożności ich obywateli, która bywa czynnikiem determinującym ich samodzielności myślenia i dojrzałości społeczno-politycznej. Te z kolei decydują o długookresowym rozwoju każdego państwa. Przez 22 lata zbudowano niemal kopię społeczeństwa sowieckiego: wielkie korporacje prywatno-pańswowe (też o zasięgu międzynarodowym) oraz rzesze spauperyzowanych i biednych pracowników najemnych (dawna tzw.: klasa robotnicza), przy czym - w odróżnieniu od PRL - obecnie prawie cały majątek Polski nie jest już niestety polski.

Począwszy od L. Balcerowicza i wprowadzanego przez niego w latach 1989-1991 planu Sachsa-Sorosa (patrz: Konsensus Waszyngtoński)  do dzisiaj - mimo szumnych deklaracji - nie stworzono warunków pozwalających  na powstanie w Polsce rzeczywistej klasy średniej a tym samym na zdecydowany wzrost zamożności Polaków. Mało tego: jeżeli już nawet - dzięki polskiej przedsiębiorczości -  udało się niektórym Polakom stworzyć prężnie działające firmy zwiększające swój udział w rynku i zagrażające wielkim korporacjom lub spółkom "postkomunistycznym", to skutecznie je  zniszczono lub odkupiono (vide: Optimus). 

Program Polsatu pokazuje jednak jedynie skutek degradacji gospodarczej III RP wynikający z podstaw i celów jej powstania oraz funkcjonowania przejawiający się m.in. właśnie w patologiach występujących w sferze regulacyjnej gospodarki umożliwiających występowanie urzędniczego "nadużywania prawa, korupcji i nepotyzmu w relacjach państwo - przedsiębiorca".  

Dobrze, że taki program powstał i stanowi niejako uzupełnienie od lat nadawanej w TVP1 "Sprawy dla reportera" piętnującej z kolei patologie w relacjach państwo-jego obywatel. Niemniej musimy sobie zdawać sprawę, że swobodne funkcjonowanie "państwa urzędniczego w państwie" możliwe jest tylko na tyle, na ile jest ono kreowane lub tolerowane przez rządzących tym państwem.  I to jest przyczyna istnienia i trwania "państwa w państwie"...

"Odzyskanie" przez Polskę suwerenności i niepodległości po latach panowania "sowieckiego" nie stało się niestety przełomem moralno-etycznym całego narodu ani nie też nie spowodowało powstania gospodarki rynkowej opartej na klasie średniej. Nie stworzyliśmy nowej jakości życia publicznego i prywatnego, która nakierowywałaby nas na przestrzeganie w codziennym życiu obowiązujących norm, zarówno prawnych, jak i moralnych. Takie pojęcia jak: patriotyzm, honor, ojczyzna, przyzwoitość, służba publiczna, uczciwość, praworządność, samorządność czy prawo własności zostały zrelatywizowane przez narzuconą nam globalistyczną współczesność a ich właściwa wartość stała się niejako anachronizmem, prawie nieprzystającym do rzeczywistości absurdem. Budowa kapitalistycznej polskiej gospodarki polegała przede wszystkim na "modernizacji rynkowej" gospodarki socjalistycznej i na realizacji - modnej wśród amerykańskich marksistów - idei konwergencji systemowej, czyli zbliżania się "korporacyjnego kapitalizmu" do "państwowego socjalizmu" i budowania nowej globalnej gospodarki światowej. Pozbawiono nas w ogóle okresu budowy zamożności poprzez powstawanie i rozwój małych oraz średnich przedsiębiorstw, co mogłoby być skutecznie realizowane np. poprzez prywatyzację pracowniczą i zaniechanie wprowadzenia tzw: "planu ówczesnego doktora L. Balcerowicza"...

Sposób funkcjonowania III RP sprawia, że polskie społeczeństwo nie wierzy w prawo i instytucje z nim związane jak: sąd, prokuratura czy policja. Większość Polaków nie zna prawa i nie ma - ze względu na ubóstwo - do niego dostępu. Podobnie jest z przedsiębiorstwami (szczególnie mikro i małymi), które traktowane są jako potencjalne źródło przestępstw i wobec których państwo nie podejmuje się roli ochronnej a często działa wbrew nim pozwalając np. na swobodną i wyniszczająca je "grę spekulacyjną" międzynarodowych instytucji finansowych (vide: asymetryczne opcje walutowe).   Hermetyczność środowiska prawniczego i wiedzy prawniczej oraz przykład wielu nieprawidłowości i niedoskonałości prawnej RP tworzą w naszym społeczeństwie przeświadczenie, że obywatele nie są równi wobec prawa, podobnie jak nie równi wobec prawa są różni przedsiębiorcy. Ową nierówność - której czynnikiem sprawczym jest zamożność i pozycja społeczno-zawodowo-polityczna - widzą wszędzie: w swojej firmie (niezależnie czy są jej właścicielami czy też jedynie pracownikami), gminie, powiecie, urzędzie skarbowym czy też wreszcie w skali makro, czyli instytucjach takich jak rząd czy parlament. 

Powtórzę jeszcze raz. Dobrze, że ten program powstał, ale - abstrahując już od moich wcześniejszych dywagacji dotyczących przyczyn, dla których możliwa jest jego realizacja - rodzi się we mnie jeszcze jedna wątpliwość natury chyba nie tylko estetycznej... 

Logo programu "Państwo w Państwie" przedstawia polskie, przekrzywione godło a sam program rozpoczyna jego animacja w postaci powolnego "spadania" polskiego "Orła w Koronie" do owej przekrzywionej pozycji. Podobnie centralnym elementem scenografii jest polskie przekrzywione godło narodowe...



Doprawdy nie wiem, co wspólnego z patologiami III RP i patologiami obecnie rządzącej Polską koalicji PO-PSL ma polskie godło narodowe? Zastanawia mnie też czy taki sposób przedstawienia naszego polskiego godła narodowego nie nosi znamion jego profanacji i czy prawnie dopuszczalne jest takie jego wykorzystanie i prezentowanie w tymże programie... Może jestem przewrażliwiony, ale taka forma nie odbiega zasadniczo od słynnej już "polskiej flagi w kupie" K. Wojewódzkiego.   Polskie godło dotyczy wszak naszej wielowiekowej państwowości i nie ma nic wspólnego z degradacją III RP i patologiami obecnie nam miłościwie rządzących...

Osobiście uważam, że wykorzystanie w tym programie godła narodowego jest niestosowne (o ile niezgodne z prawem) i proponowałbym w jego miejsce wstawić np. logo PO... wszak urzędnicza armia za jej rządów urosła niemal o 100 tysięcy, a rządzą nami od 4 lat... Artyści mogliby też pokusić się o wykreowanie godła III RP np. łączącego symbolikę komunistyczną z unijną, czy jeszcze inną. Zresztą są już gotowce... 

Wariacja artystyczna łącząca Logo Prezydencji Polski w UE z Logo PO - źródło: http://grzegorz.rossa.nowyekran.pl/post/20078,symbol-rotacyjnej-polrocznej-prezyd-rady-unii-europejskiej

Już niestety nie wariacja artystyczna (ale zapewne - łamiąca prawo polskie - profanacja polskiego godła) łącząca Godło Polski z Gwiazdą Dawida reprezentującą Izrael. Znalezione w sieci. 

 Pozdrawiam


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com