czwartek, 23 stycznia 2014

Nad-święty Dziwisz...

Tak tylko kilka moich zdań z cytatami...

Decyzja kardynała Stanisława Dziwisza o publikacji odręcznych zapisków bł. Jana Pawła II jest sprzeniewierzeniem się ostatniej woli naszego Papieża nakazującej ich spalenie.

Jest to wprost niebywałe. Dawny osobisty sekretarz błogosławionego dziś a już niedługo świętego Jana Pawła II uzurpując sobie prawo - wbrew testamentowi Jana Pawła II - dysponowania jego niezniszczonymi,  prywatnymi zapiskami wykorzystuje je komercyjnie dokonując ich publikacji tuż przed kanonizacją naszego Papieża.

Doprawdy nie rozumiem zachowania kardynała Dziwisza. Nie dosyć, że nie wykonał woli Piotrowego, Ziemskiego Namiestnika, który mu zaufał to jeszcze śmiał je wydać drukiem... Dlaczego?

Być może - jak zastanawia się w swoim poście Tomasz Nowicki - "Czy nie stoi za tym próba dyskredytacji polskiego świętego? Przecież były sekretarz, w mniejszej co prawda skali, próby takie już podejmował, że wspomnę żenującą historię przekazania relikwii błogosławionego rannemu w wypadku kierowcy sportowemu. A może w grę wchodzą jedynie względy merkantylne: wydawnictwo ukazuje się w marketingowo najwłaściwszej chwili, kiedy z pewnością przyniesie największe dochody. Czy to przypadek?" (1).

Jeżeli faktycznie - w co wątpię - tylko chęć zysku kierowała osobami podejmującymi decyzję o publikacji teraz tych zapisków to pozostaje mi jedynie za nich modlitwa o nawrócenie.

Pozostaje jeszcze pytanie dlaczego nie opublikowano tych zapisków wcześniej?...

Tutaj znów przytoczę cytat ze wspomnianego postu... "Czy mogło być tak, że  to zupełnie inna niż Watykan instytucja udzieliła im cichego imprimatur, gdy okazało się, że wszelkie wysiłki zmierzające do zablokowania wielce niewygodnej kanonizacji spaliły na panewce i że monopol na treści zawarte w tych notatkach stał się zbędny, że można już to rynkowo zdyskontować?  Jak to jest, do ciężkiej cholery, że jeden z najważniejszych polskich hierarchów co rusz postępuje w sposób budzący grozę i złość wśród owczarni, bez wahania narażając polski Kościół na niepotrzebne wstrząsy i napięcia, na wstyd i inwektywy? Nie chcę słuchać głodnych kawałków o "wyjątkowym historycznym znaczeniu", "bezcennej duchowej wartości dla wiernych" itp. wyssanych z palca bzdetów, bo nikt jeszcze nie wie, co tak naprawdę notatki te zawierają. Jeśli nie zostały spalone, jak żądał Papież, to może powinny spoczywać w archiwum i być dostępne dla poważnych badaczy, a nie cwaniaków szukających tanich sensacji i łatwego grosza? Albo w muzeum, gdzie każdy mógłby je obejrzeć jako eksponat, ale niekoniecznie żywić nimi machinę walki z Kościołem. A nie mam wątpliwości, że gdy wezmą je pod lupę gorliwi funkcjonariusze TegoKtóryNiePrzepuszczaŻadnychOkazji, prędko zrobią Papieżowi taki rachunek sumienia, że się nie pozbieramy! Może właśnie o to chodziło, by dać kolejny żer hienom antyklerykalizmu? I na koniec jedno, zupełnie już świeckie pytanie -- jakie przepisy prawa upoważniają kard. Dziwisza do dysponowania tymi zapiskami jak swoją własnością -- bo przecież nie testament Papieża, prawda?" (1).

Jan Paweł II jest dla mnie wyjątkowy. Przyjąłem go do swojego serca jako Autorytet Moralno-Etyczny. Jego oficjalnie wypowiadane przemyślenia (kazania, encykliki)  stały się dla mnie drogowskazem dojścia do Królestwa Bożego. Nigdy bym sobie nie pozwolił, aby Jego Słowo było przeze mnie przekreślone. Był i jest dla mnie Papieżem Świętymi i wobec tej świętości nic nie powinno być nic ważniejsze. Także dla jego duchownych sług.

Czyżby kardynał Stanisław Dziwisz uważał się bałwochwalczo za nad-świętego?

(1) http://naszeblogi.pl/43721-ksieze-stanislawie-ty-nas-zadziwiasz


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

wtorek, 21 stycznia 2014

Moja kontrpropozycja: czynne prawo wyborcze od 21 roku życia!

Umożliwienie głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego osobom od 16. roku życia zakłada projekt nowelizacji Kodeksu wyborczego, który złożył w Sejmie Twój Ruch. Według posła Michała Kabacińskiego z TR "młodzi ludzie mają prawo do dostępu do polityki (...) a jeśli faktycznie chcemy zwiększyć frekwencję wyborczą, przybliżyć większą grupę młodych ludzi do decyzji politycznych (...), to powinniśmy zagwarantować prawo wyboru. Niestety w polskiej konstytucji jest zapis, który mówi o pełnoletności, stąd nasza inicjatywa, póki co, ogranicza się do Parlamentu Europejskiego i do wyborów do PE (...) - Chcemy, by to była pewnego rodzaju zachęta, test. Sprawdzimy, czy w przypadku wyborów do PE się to sprawdziło i wtedy moglibyśmy większość sejmową, która będzie wymagana do zmiany konstytucji, przekonać do rozszerzenia tego obniżenia wieku wyborczego". 

"Według TR obniżenie progu wieku czynnego prawa wyborczego w głosowaniu do PE nie wymaga zmiany konstytucji. Konstytucja bowiem mówi o tym, że obywatel polski ma prawo udziału w referendum oraz prawo wybierania prezydenta, posłów, senatorów i przedstawicieli do organów samorządu terytorialnego, jeżeli najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat".

(Źródło cytatów: http://www.rp.pl/artykul/1071740.html)

Inną propozycję przedstawił też Jarosław Gowin, który zasugerował, że w imieniu niepełnoletnich dzieci głosować mogliby ich rodzice.

Nie są to propozycje nowe. Już w 2010 roku PO planowała rewolucję w wieku, od którego uzyskuje się czynne prawo wyborcze. Według ówczesnych propozycji, które na szczęście nie zostały zrealizowane głosować mogłyby również już 16-latki. Wtedy mówiło się jedynie o wyborach samorządowych i wskazywano, że np. Austria już w 2007 roku uchwaliła stosowne zmiany a dyskusja w tym temacie rozpoczęła się w Finlandii i Norwegii. Argumentowano, że środowisko młodych ludzi poniżej 18. roku życia, jest już na tyle ukształtowane by mieć swoje zdanie w wielu sprawach, a z drugiej strony nie mają legitymacji by je wyrażać w tak publiczny sposób. Wtedy Jarosław Gowin był przeciwny pomysłowi.

(Zob.:  http://wiadomosci.wp.pl/kat,1023301,title,Platforma-planuje-rewolucje-,wid,11995841,wiadomosc.html?ticaid=112108)

No, no, no...

Lewackiemu Twojemu Ruchowi a także z pewnością Platformie Obywatelskiej i być może SLD oraz Eurokratom już nie wystarcza "uplastycznianie" i "ogłupianie" młodych ludzi wchodzących w dorosłość.  Teraz "spin-doktorzy chcą już tworzyć swe "narracje" u dzieci i młodzieży powyżej 16 roku życia. Cel jest oczywiście jeden - wedle przysłowia: "Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci" - jak najwcześniej rozpocząć  kształtowanie kolorowej, bezmyślnej i radosnej masy młodych ludzi nakierowanych w swoim życiu na emocje (opakowanie) a nie na treść i intelektualny rozwój, poparty wiedzą i dojrzałością społeczną, intelektualną i moralno-etyczną (dojrzałość psychiczna).

I właśnie tylko człowiek w pełni dojrzały może dokonywać racjonalnych wyborów, ma ukształtowane poglądy społeczno-polityczne. A pragnę przypomnieć, że dojrzałość społeczną i moralną (etyczną) osiąga się w miarę późno.

Osiągnięcie dojrzałości psychicznej, które obejmuje sferę intelektualną, uczuciową, społeczną i moralną, wymaga przejścia przez człowieka dłuższego i bardziej złożonego procesu rozwoju niż osiągnięcie dojrzałości fizycznej. Jest to skomplikowany proces, który jest efektem synergii: wychowania, wiedzy, rozwoju intelektualnego i emocjonalnego, doświadczenia, życia w interakcji ze społeczeństwem (innymi jednostkami), poznawania świata i praw nim rządzących, itp.

Szczególnie zaś czynne prawo wyborcze winno obejmować przede wszystkim ludzi choć trochę potencjalnie dojrzałych intelektualnie i społecznie, którzy są w stanie racjonalnie dokonywać wyborów... nie kierując się emocjami i "papka marketingową" (narracją inżynierów socjotechniki i manipulacji).

Doprawdy czy 16 latkowie są na tyle dojrzali społecznie, że są zdolni do racjonalnych wyborów? Czy mają już ukształtowane zręby poglądów społeczno-politycznych? Śmiem wątpić.

Oczywiście nie piszę tutaj jako przeciwnik młodości. Wprost przeciwnie: uważam, że młodych ludzi należy kształcić na jak najwyższym poziomie, tworzyć dla nich "inkubatory obywatelskie" i przedstawiać im określone racje i poglądy zawsze z kilku punktów widzenia. Właśnie po to, aby nauczyli się myśleć i dokonywać wyboru. A 16 latkowie to przecież dopiero co absolwenci gimnazjów, które mają inne cele nauczania niż szkoły średnie. Właśnie w tych ostatnich młody człowiek zaczyna dojrzewać intelektualnie i społecznie (oraz też moralnie i uczuciowo). Nie jest przypadkiem, że szkoła średnia kończy się "Egzaminem Dojrzałości" i np. uważa się, że mężczyzna jest zdolny do założenia rodziny od 21 roku życia (w niektórych stanach USA np. alkohol sprzedaje się również ludziom powyżej 21 roku życia).

Oj... Twój Ruch, Platformersi i Eurokraci dla zwiększenia swojego potencjalnego elektoratu najchętniej zezwoliliby na głosowanie wyborcze przedszkolakom... ba, najlepiej niemowlakom (skreślaliby za nich nie rodzice a "lewackie trójki wyborcze", takie na wzór tych "trójek komunistycznych" szpiegujących niemoralne socjalistyczne zachowania młodzieży).

Ta propozycja idzie w parze z innymi działaniami, mającymi na celu stworzenie "bezwolnych rączek do głosowania na jedynie słuszne globalistyczno-socjalistyczne: TR, PO, SLD i UE), jak np. obniżenie wieku obowiązku szkolnego do 6 lat, radykalne obniżanie jakości nauczania w liceach i szkołach wyższych (np. powolna likwidacja olimpiad czy próby likwidacji studenckich stypendiów naukowych).

Co jeszcze są w stanie wymyślić lewacy? Może np. w ich głowach powstanie pomysł wygasania czynnego i biernego prawa wyborczego wraz z ukończeniem 65 roku życia! (potem już tylko zostaje eutanazja nieproduktywnych starców!)

Ja natomiast mam inną propozycję: podwyższenia wieku, od którego zyskuje się czynne i  bierne prawo wyborcze, do 21 lat!.


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

niedziela, 19 stycznia 2014

Czy uda się jeszcze odchwaścić Polskę?

Nie powinniśmy się w ogóle dziwić obecnej degrengoladzie etyczno-moralnej tzw. elit PRL-bis. Nie ma skutków bez przyczyn. Dzisiejszy stan naszego państwa jest właśnie taki, ponieważ oparte jest ono na szumowinach ludzkich nie zdekopmunizowanych i nie zlustrowanych zaraz na początku przemian. To zaniechanie jest grzechem pierworodnym III RP, ale jakże miało być inaczej, skoro przełom 1989 tworzyli ludzie dawnego systemu komunistycznego i w większości ich TW czy też KO oraz zwolennicy lewackich idei politycznych?

Historia uczy, że nie ma czegoś takiego jak: "Rewolucja bez rewolucji". Ustrój totalitarny można skutecznie obalić jedynie odsuwając na stałe jego beneficjentów od wpływu na rządy post-totalitarne. Inaczej te same jednostki i ich grupy będą zawsze dążyły do odbudowania swojego stanu posiadania sprzed rewolucji i niemal zawsze im się ten proceder powiedzie. Wiedziano o tym w dawnej Czechosłowacji, wiedziano w Niemczech, gdzie hydrze ścięto głowę od razu i do dziś nie pozwolono jej odrosnąć... Tego nie zrobiono w Polsce i mamy, to co mamy..

Szukając jeszcze przyczyn dzisiejszego stanu Polski można się cofnąć do lat 1939-1941, kiedy to zarówno Sowieci jak i Niemcy niszczyli najlepszych synów i córki narodu polskiego, dokonano m.in. ludobójstwa w Katyniu i wywieziono w okolice Syberii setki tysięcy Polaków. Warto też wspomnieć o zabójczej dla Powstania Warszawskiego bierności Armii Sowieckiej oraz wymordowaniu przez komunistów "Polski mądrej i tej walczącej" w latach 1944-1956. Zbudowaliśmy PRL na wymordowaniu patriotycznej elity państwa polskiego i oparliśmy ją na etyczno-moralnych kanaliach bez żadnego gruntownego wykształcenia, patriotycznej postawy i poczucia honoru... I cały PRL i dziś to... potomkowie tych prymitywów etyczno-intelektualnych.

I naprawdę. Nie ma co się dziwić obecnemu stanowi umysłów i wyznawanej hierarchii wartości obecnie nami rządzących? No bo przecież pustak nic nie może urodzić jeno też pustkę, prymitywizm intelektualny też rodzi podobny prymitywizm lub jeszcze gorszy, również określony i determinujący ów prymitywizm system wartości reprezentowany przez całą niemal klasę polityczną PRL-bis, a szczególnie PO i D. Tuska z ferajną... rodzi jeszcze gorsze pod tym względem etyczno-moralne karły w stylu np. Twojego Ruchu.

Cóż nam pozostaje?

Aby przywrócić żywotność i urodzajność zachwaszczonej ziemi, należy wpierw usunąć chwasty... niezależnie jak długo rosły i jak są ogromne. Później należy zaorać pole i użyźnić ziemię. Tylko wtedy można siać i sadzić oraz oczekiwać zdrowych i wartościowych plonów. W Polsce trzeba zacząć - mimo upływu lat - od usunięcia starych chwastów i ich młodszych latorośli... usunięcia - jak to w polityce - politycznego i demokratycznego.

Obawiam się jednak, że już jest za późno niestety. Przecież Ci ludzie (stare chwasty) już powoli odchodzą, ale wcześniej zdążyli urządzić PRL-bis dla swoich młodych i przyjaciół, co wyraźnie widać np. w książce "Resortowe dzieci. Media". W polskim ogrodzie nie widać już niestety niczego poza wstrętnymi badylami i zielskiem wysysającym naszą Ojczyznę z życiodajnych soków.  To jak siatka mafijnej ośmiornicy zaciskająca chyba już pętlę na Polskę na zawsze!

Smutne...

Pozostaje jedynie modlitwa i nadzieja na przebudzenie narodu... Czy uda się jeszcze odchwaścić Polskę?

P.S.
Warto byłoby napisać też książkę "Resortowe dzieci. Biznes". Jeszcze bardziej zapewne widać by było skalę zawłaszczenia Polski przez komunistyczną nomenklaturę...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

sobota, 18 stycznia 2014

Adolf Hitler czy Adolf Schicklgruber? Rodzinna tajemnica Führera...

Przeglądając sieć natknąłem się na blog historyczny Tomasza Saneckiego, który serdecznie polecam. Znalazłem w nim m.in. artykuł poświęcony Adolfowi Hitlerowi i jego tajemniczej historii pochodzenia. Jako, że nie jestem historykiem a jedynie pasjonatem historii zacytuję go w całości...

-----------------------------------------------------------------------
 

Adolf Hitler – źródło: Bundesarchiv, Bild 183-H1216-0500-002 / CC-BY-SA
Jak brzmiało prawdziwe nazwisko Adolfa Hitlera? Czego obawiał się wódz III Rzeszy Niemieckiej? Czy miał coś do ukrycia? Czy prawdą jest jego żydowskie pochodzenie? Na te pytania od prawie siedemdziesięciu lat próbują znaleźć odpowiedź nie tylko historycy. Odpowiedź tkwi w burzliwym życiu ojca Adolfa Hitlera – Aloisa Schicklgrubera/Hitlera!!!
„Brzmi to jak dziwaczny, absurdalny scenariusz filmowy. Przed ołtarzem stają mężczyzna i kobieta, i nagle stwierdzają, że w ogóle nie mogą wziąć ślubu. Powód jest szczególnie przykry: są ze sobą spokrewnieni. Zawarcie oficjalnego związku oznacza kazirodztwo. Szczególnej pikanterii sprawie dodaje fakt, że pan młody nie wie dokładnie, kto jest jego ojcem – jego matka zabrała tę informację do grobu. Aby rzecz całą udramatyzować, reżyser wpada na pomysł przedstawienie zaślubin jako małżeństwa z konieczności, ponieważ kobieta jest w bardzo zaawansowanej ciąży. Jakby mu tego było mało, zaostrza sytuację poprzez pojawienie się innej kobiety, która nadal jest aktualną żoną oblubieńca. Biedaczka walczy ze śmiercią, podczas gdy kochankowie oddają się fizycznej rozkoszy w pokoju obok… Przesada? W najmniejszym stopniu – witamy w środku rodzinnej historii Hitlerów! Para głównych bohaterów Alois Hitler i Klara Pölzl. Zdobędą później ponurą sławę jako rodzice zbrodniarza stulecia”
Powyższy cytat to początkowy fragment publikacji Wolfganga Zdrala „Nieznana rodzina Hitlerów”, która stała się początkiem myśli o powstaniu niniejszego artykułu. Korzystając również z innych opracowań poświęconym Adolfowi Hitlerowi, wśród których są publikacje tak wybitnych autorów jak: Alan Bullock czy Ian Kershaw wyłania się jeden wniosek, że całe życie Adolfa Hitlera to jedna wielka zagadka oraz, co jest chyba najważniejsze, że przypadkowe sploty wypadków i nie opuszczające Hitlera szczęście (do czasu) wyniosło go najpierw do władzy, by dzięki niej mógł zawładnąć umysłami milionów Niemców i rzucić wyzwanie całemu światu, ponosząc ostatecznie klęskę.

Alois Schicklgruber/Hitler – źródło Wikimedia
Cała ta historia bierze swój początek w czerwcu 1837 roku, kiedy na świat przyszło w Strones koło Döllersheim nieślubne dziecko Marii Anny Schicklgruber – Alois. Babka Adolfa Hitlera była córką biednego chłopa, a ojca przyszłego Führera III Rzeszy Niemieckiej urodziła mając 42 lata! Pierwsze lata dzieciństwa ojciec Adolfa Hitlera spędził w gospodarstwie Schicklgruberów. Kiedy Alois miał 5 lat jego matka poślubiła Johanna Georga Hiedlera, wędrownego czeladnika młynarskiego. To wydarzenie miało istotny wpływ na życie chłopca. Został on bowiem oddany pod opiekę brata męża swojej matki, zamożnego rolnika – Johanna Nepomuka Hüttlera, który stał się dla niego prawdziwą rodziną, zwłaszcza, że kiedy Alois skończył 10 lat, zmarła jego matka. Mimo śmierci matki, Johann Nepomuk Hüttler nadal utrzymywał chłopca zapewniając mu godziwą naukę, posyłając go do Wiednia. Tam Alois skorzystał z szansy, jaką dawało mu państwo. Mając 19 lat rozpoczął naukę w austriackim urzędzie finansowym i mimo, ze pochodził z rolniczej rodziny udało mu się nie tylko dostać posadę urzędnika, ale utrzymać ją aż przez 40 lat do 1895 roku, kiedy Alois został przeniesiony w stan spoczynku. Dzięki wykonywanemu zawodowi zdobył nie tylko uznanie, ale również wpływy. Prawdopodobnie nie chcąc być kojarzony z rodziną Schicklgruber, w 1877 roku zerwał z nią kontakt listowy. To wydarzenie miało istotne i kluczowe znaczenie nie tylko dla Aloisa Schicklgrubera, ale także Adolfa Hitlera. W późniejszych czasach genealogowie i historycy pomijali całkowicie związki i powiązania Hitlera z rodziną Schicklgruberów, co miało priorytetowe znaczenie przy ustaleniu pochodzenia wodza III Rzeszy Niemieckiej.
Alois zrywając kontakt z rodziną poszedł jednak krok dalej. Odrzucił również nazwisko po swojej matce, co oficjalnie miało miejsce 6 czerwca 1876 roku. Według protokołu legalizacyjnego przed notariuszem Josefem Penknerem w Weitra trzej świadkowie poświadczyli, że Alois Schicklgruber był synem Johanna Georga Hitlera! 7 czerwca to samo potwierdzają wszyscy przed proboszczem Josefem Zahnschirmem w gminie Döllersheim. Jak pisze Wolfgang Zdral w publikacji „Nieznana historia Hitlerów”:
„W księdze duchowny zapisał, że wpisany jako ojciec Georg Hitler, podpisanym świadkom dobrze znany, podany przez matkę dziecięcia Aloisa jako ojciec, przyznaje się do ojcostwa i prosi o wpisanie jego nazwiska do tutejszej księgi chrztów, co potwierdzają podpisania świadkowie: Josef Romeder, Johann Breiteneder i Engelbert Paukh”
Według autora prawdopodobnie żaden ze świadków nie był obecny przy dokonywaniu wpisu. Dla Aloisa nie ma to jednak żadnego znaczenia. Dla niego liczy się jedynie akt notarialny, pod którym nie widnieje już nazwisko Schicklgruber, lecz Hitler. Dlaczego jednak w akcie notarialnym jest nazwisko Hitler? Przecież mąż matki miał na nazwisko Hiedler, zaś przybrany ojciec nosił nazwisko Hüttler. Przyczyna leży nie tylko w tym, że wszystkie te nazwiska: Hüttler, Hiedler i Hitler mają ten sam źródłosłów i znaczą tyle co: chałupnik lub małorolny chłop, ale także, że pisownia nazwiska Hitler była świadomym wyborem Aloisa Hitlera, który nigdy nie wystąpił o skorygowanie nazwiska, które prawdopodobnie zostało tak wpisane do aktu z przyczyn fonetycznych.

Klara Hitler z domu Pölzl, źródło: forum.axishistory.com, Wikimedia
Dla Aloisa przyjęcie nazwiska Hitler ma również kolejne korzyści. Jako Alois Hitler dał przecież początek nowej linii genealogicznej. Dla jego syna Adolfa Hitlera w późniejszym czasie twardo brzmiące nazwisko niewątpliwie pomogło w karierze. Bo jak wyobrazić sobie by tysiące osób pozdrawiało wodza Rzeszy Niemieckiej słowami „Heil Schicklgruber”. A tak rzeczywiście powinno być! Zmiana nazwiska dokonana przez Aloisa Schicklgrubera była nielegalna. Zgodnie z ówczesnym prawem w Cesarstwie Austriackim ojciec dziecka powinien złożyć osobiście przed notariuszem i proboszczem oświadczenie lub przynajmniej pozostawić dokument na piśmie. Tymczasem w 1876 roku, a więc kiedy Alois zmieniał nazwisko, rzekomy ojciec Georg Hiedler nie żył prawie od 20 lat, a matka nie żyła już prawie 30 lat. Alois Schicklgruber wykorzystując swoją wiedzę i wpływy dokonał jawnego fałszerstwa nazwiska, którego nikt z urzędników nie sprawdził, ani nie poddał późniejszej kontroli. Przedstawione dowody jednoznacznie więc wskazują, że Alois Schicklgruber dokonując zmiany nazwiska na Alois Hitler dokonał oszustwa. Akt notarialny podpisany 6 czerwca 1876 roku to dla późniejszego Führera Adolfa Hitlera jeden z najważniejszych dokumentów, dzięki któremu mógł sam udowodnić, że jest pochodzenia aryjskiego. Jednakże dokument ten i jednocześnie związana z nim tajemniczość jest do dnia dzisiejszego tematem spekulacji i domniemań na żydowskie pochodzenia człowieka, który miliony Żydów skazał na śmierć.
Zanim jednak w artykule pojawi się sprawa rzekomego żydowskiego pochodzenia Adolfa Hitlera, należy jednak wyjaśnić, co skłoniło 39-letniego Aloisa Schicklgrubera do zmiany nazwiska. W tym wypadku pojawiają się dwie najbardziej prawdopodobne wersje: Pierwsza z nich mówiąca o tym, że przybrany ojciec Johann Nepomuk Hüttler nie mając męskiego potomka, chciał przekazać swój majątek oddanemu na wychowanie Aloisowi. Do tego jednak potrzebna była zmiana nazwiska. Ponadto wszyscy świadkowie potwierdzający akt notarialny z 6 czerwca 1876 roku są krewnymi Johanna Nepomuka Hüttlera. Za tą wersją przemawiać może nagłe wzbogacenie się Aloisa Hitlera po śmierci przybranego ojca w 1888 roku. Świadczy o tym nie stwierdzenie majątku przez córki Nepomuka Hüttlera oraz kupno przez Aloisa Hitlera za kwotę ponad 4000 guldenów gospodarstwa wiejskiego w Wörnharts koło Spital. Niemożliwe jest, aby Alois Hitler z pensji urzędniczej mógł odłożyć tak ogromną sumę. Jednakże druga wersja tak nagłej zmiany nazwiska przez Aloisa Schicklgrubera jest jeszcze bardziej mrożącą krew w żyłach. Wielu historyków uznaje bowiem, że to Johann Nepomuk Hüttler był prawdziwym ojcem Aloisa Schicklgrubera. Przemawiać za tym ma nie tylko fakt, że Georg Hiedler po ślubie z Martą Anną Schicklgruber nie uznał Aloisa za syna mimo, że było to w zwyczaju, ale także to, że po ślubie młody Alois był wychowywany nie przez matkę i jej nowego męża, ale brata męża Johanna Nepomuka Hüttlera. Alois nie tylko dorastał tam pod bacznym okiem Johanna, ale został jego spadkobiercą, o czym była mowa powyżej. Niestety brak źródeł uniemożliwia przyjęcie jednej z powyższych hipotez za najbardziej odpowiadającą prawdzie.

Adolf Hitler jako niemowlę, źródło: Wikimedia, Allgemeiner Deutscher Nachrichtendienst – Zentralbild (Bild 183),
Druga teza ma jednak kluczowe znaczenie już dla samego Adolfa Hitlera. Bo jeśli jest prawdziwą, czego nie można ani wykluczyć ani potwierdzić, oznaczałaby, że Adolf pochodził ze związku kazirodczego. Jak twierdzi historyk Werner Maser, Nepomuk Hüttler był nie tylko dziadkiem matki Adolfa – Klary, która była córką córki Nepomuka – Johanny, lecz zarazem był także dziadkiem samego Adolfa Hitlera. To oznaczałoby, że Alois Hitler/Schicklgruber poślubił swoją kuzynkę drugiego stopnia pokrewieństwa, ale zarazem wnuczkę własnego ojca. Taki związek pokrewieństwa jednoznacznie wskazuje, że doszło do kazirodztwa. Na dowód tego Werner Maser przytacza między innymi fakt, że czworo z sześciorga dzieci Aloisa i Klary dość wcześnie zmarło, co miało bezpośredni związek z tym, że pochodziły ze związku kazirodczego. Innym dowodem, który bezspornie przemawia za związkiem kazirodczym Aloisa i Klary jest fakt, że zanim zawarli związek małżeński występowali do władz kościelnym w Linzu z prośbą o dyspensę. Było to konieczne, aby mogli zawrzeć związek małżeński. Decyzję taką mogą podjąć jednak tylko najwyższe władze kościelne w Rzymie, które po kilku tygodniach wyraziły zgodę na zawarcie związku małżeńskiego, do czego niewątpliwie przyczynił się fakt, ze Klara była już z Aloisem w ciąży. Zgoda przesłana przez Rzym umożliwiła im 7 stycznia 1885 roku zawarcie związku małżeńskiego, mimo, że oboje byli kuzynostwem drugiego stopnia. Ten bez wątpienia najważniejszy dowód, pojawia się w wielu biografiach czy publikacjach poświęconych Adolfowi Hitlerowi. Jedną z nich oprócz publikacji Wolfganga Zdrala, jest między innymi biografia Adolfa Hitlera autorstwa Alana Bullocka. W swej publikacji „Hitler. Studium Tyranii”, brytyjski historyk jednoznacznie wskazuje na fakty, dotyczące zawarcia związku małżeńskiego osób spokrewnionych ze sobą pisząc:
„Obie rodziny były ze sobą spokrewnione przez związki małżeńskie, a Klara była wnuczką Johanna Nepomuka Hiedlera, u którego wychowywał się Alois. Mieszkała nawet w jego domu w Braunau, gdy (Alois) był ożeniony z Anną Glass, ale w 20 roku życia wyjechała do Wiednia, gdzie zarabiała na życie jako służąca. To małżeństwo między tak bliskimi kuzynami wymagało dyspensy biskup, którą w końcu udało się uzyskać, i 7 stycznia 1885 roku Alois Hitler ożenił się po raz trzeci”
Krętactwa Aloisa Hitlera miały się później okazać z jednej strony zbawienne, zaś z drugiej niewygodne dla jego syna, urodzonego 20 kwietnia 1889 roku w Braunau am Inn – Adolfa Hitlera. Po pierwsze gdyby ojciec Adolfa nie dopuścił się fałszerstwa związanego ze zmianą nazwiska i pozostał przy sformułowania „ojciec nieznany”, Adolf Hitler nigdy by nie mógł udowodnić swego aryjskiego pochodzenia, bowiem w metryce urodzenia rubryka dotycząca dziadka ze strony ojca powinna zostać pusta. Fałszerstwo Aloisa Hitlera umożliwiło więc wykazanie pochodzenia aryjskiego, jednak z drugiej strony dawało przeciwnikom Führera i nie tylko, możliwość nieustannych spekulacji na temat prawdziwego pochodzenia Adolfa Hitlera i jego rodziny. Pojawiające się plotki o rzekomym żydowskim pochodzeniu Hitlera możemy włożyć między bajki. Historycy już dawno zdążyli obalić plotkę, jakoby prawdziwym ojcem wodza III Rzeszy był żydowski kupiec o nazwisku Frankenberger. Mimo dowodów w postaci dokumentów (choć uzyskanych na podstawie fałszywych zeznań) dotyczących pochodzenia ojca, dziadka i rodziny ze strony matki Adolf Hitler u szczytu swej władzy w latach czterdziestych XX wieku nakazał wykonanie tajnych badań mających na celu ustalenie własnego drzewa genealogicznego. Mimo uruchomienia wszystkich możliwych metod, poszukiwania nie dały pożądanego rezultatu. Ta niepewność pozostała wrogiem Hitlera do końca jego życia. Führer niezwykle starannie dbał o to, aby w oficjalnej propagandzie zawsze wymieniano Georga Hiedlera jako dziadka. Adolf Hitler zlecając przeprowadzenie szczegółowych badań genealogicznych musiał mieć świadomość fałszerstwa, jakiego dokonał jego ojciec oraz mieć na uwadze fakt, że jego matka i ojciec byli spokrewnionym ze sobą kuzynostwem. Informacje te zapewne posiadało wielu prominentnych polityków III Rzeszy Niemieckiej. Dlaczego więc żaden z nich nie spróbował, aby dokumenty te ujrzały światło dzienne i skompromitowały Hitlera w oczach opinii publicznej? Czy równie jak Hitler mieli swoje tajemnice, o których wiedział Führer i obawiali się ich ujawnienia i w końcowych efekcie odsunięcia od władzy, a nawet śmierci? To pytanie już zawsze będziemy sobie zadawać.
Bezsporne jest jednak to, że historia rodzinny Adolfa Hitlera jest do dziś owianą tajemnicą. Nieuregulowane stosunki rodzinne, patologiczny stosunek do matki, przemoc w rodzinie i konflikt z ojcem, erotyczna namiętność wobec swej siostrzenicy Geli Raubal – to tylko niektóre epizody z życia jednego z największych zbrodniarzy wszechczasów. O życiu Adolfa Hitlera z biegiem lat dowiadujemy się coraz nowszych informacji. Odtajniane akta z archiwów FBI i wywiadu Stanów Zjednoczonych – OSS, odnajdywane dokumenty w archiwach niemieckich i austriackich oraz relacje świadków, którzy po latach zdecydowali się ujawnić prawdę i wiedzę o rodzinie Adolfa Hitlera pozwalają poznać największe tajemnice wodza III Rzeszy Niemieckiej. Ile jeszcze takich tajemnic kryją tajne archiwa Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy dzisiejszej Rosji nie w sposób określić. Gdzie są pamiętniki Hitlera, które po II wojnie światowej były poszukiwane przez aliantów? Czy w nich były zawarte odpowiedzi na pytania dotyczące jego rodziny? Miejmy nadzieję, że kiedyś poznamy wszystkie nurtujące tajemnice życia Adolfa Hitlera, chyba, że tajne służby będą w nieskończoność przedłużać ich tajność, chcąc chronić swoje interesy!
Artykuł przygotowany w oparciu o następujące opracowania:
Bullock Alan, Hitler, Studium Tyranii, wydawnictwo Iskry, Warszawa 1997;
Czubiński Antoni , Historia Powszechna XX wieku, Poznań 2003;
Kershaw Ian, Hitler, wydawnictwo Rebis, Poznań 2001;
Kershaw Ian, Mit Hitlera, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2009;
Rees Laurence, Złowroga charyzma Adolfa Hitlera. Miliony prowadzone ku
przepaści, wydawnictwo Prószyński i Spółka, Warszawa 2013;
Zdral Wolfgang, Nieznana rodzina Hitlerów, wydawnictwo Bellona, Warszawa 2006.
Tomasz Sanecki
Bytom, 21 października 2013 r.

Źródło: Adolf Hitler czy Adolf Schicklgruber? Rodzinna tajemnica Führera 
(http://mojhistorycznyblog.blog.pl/2013/10/21/adolf-hitler-czy-adolf-schicklgruber-rodzinna-tajemnica-fuhrera/)

-----------------------------------------------------

 Jak widać pomimo upływu tylu lat od wojny nie wiemy jeszcze wszystkiego także o jej inspiratorach. Podobnie jak autor artykułu mam nadzieję, że kiedyś poznamy w końcu wszystkie tajemnice II Wojny Światowej, także te dotyczące Polski i np. śmierci generała Sikorskiego... Oby nastąpiło to szybko...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... 
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

niedziela, 12 stycznia 2014

22 Finał WOŚP...

Dziś znów huczne obchody dnia oczyszczenia dla wszystkich, którzy - dokonując aktu skruchy za cały rok - wrzucają pieniążki do puszek, licytują serduszka i dokonują innych aktów z reguły jednokrotnego corocznie aktu miłosierdzia dla innych.  Jakże potem można z czystym spokojem i swoistym oczyszczeniem moralnym funkcjonować przez kolejny rok... często nie zwracając uwagi na krzywdę i cierpienie innych a nieraz do tej krzywdy i cierpienia innych samemu się przyczyniając...

Nie dotyczy to oczywiście wszystkich. Wielka rzesza ludzi nieraz naprawdę z dobrego serca i zawsze wspiera (w miarę swoich możliwości) potrzebujących traktując WOŚP jako tylko jeden z wielu kierunków własnej dobroczynności.  Dla nich nawet kontrowersyjność samej akcji jest na tyle mała wobec ewentualnych korzyści, że są skłonni i mimo wątpliwości stają się darczyńcami... z dumą nosząc na sobie czerwone serduszka. Dla nich chwała...

Dla jednorocznych hipokrytów, dla których to niemal zbiorowy akt niemej spowiedzi i rozgrzeszenia, pozostaje tylko... może współczucie?

Nie chcę zbyt mocno wypowiadać się o Jerzym Owsiaku i jego akcji. Od zawsze jestem wobec niej sceptyczny (no może za wyjątkiem kilku pierwszych Orkiestr). Pisałem o samej akcji i całym WOŚP obszerniej m.in. w swoich notkach już sprzed czterech lat: No... i jednak Owsiak to pusty indoktrynator!, Owsiak to pusty Indoktrynator czy Oszołom? czy Przystanek Woodstock i List Otwarty do Sekretarza Generalnego OPM!. Nic nie straciły ze swojej aktualności! Również pomijam fakt nadzwyczaj szczególnego traktowania WOŚP przez wszelkie media oraz władze państwowe i samorządowe. Jakoś inne fundacje, inni ludzie zaangażowani w pomoc charytatywną nie mogą liczyć na aż takie wsparcie (vide np. : CARITAS i jej cykliczne, trwające już od dziesiątek lat akcje oraz codzienna pomoc dla potrzebujących).

Szczerze zaś podziwiam zaangażowanie młodych ludzi w niesienie pomocy, w ich pracę jako wolontariuszy. Tylko nieraz szkoda, że nie znają tych, którym swoim zaangażowaniem chcieli lub nawet pomogli.

Dla mnie jest jednak coś żenującego w tym, że wykorzystuje się naturalną w człowieku chęć pomocy innym w taki sposób jak robi to WOŚP. Od lat stała sie to nie tylko impreza komercyjna wspierająca całą pewną propagandową treść przekazu medialnego mającego "skanalizować" młodych ludzi wokół kolorowego, bezpłciowego świata unijnych, uśrednionych wartości, ale też właśnie wspierająca tylko pośrednio ludzi potrzebujących poprzez wspomaganie instytucji z reguły państwowych a nie osoby fizyczne. Za akceptacją i przy wsparciu państwowych i prywatnych stacji radiowych i telewizyjnych Jerzy Owsiak namawia Polaków do dodatkowego i dobrowolnego opodatkowania się na rzecz... państwowej służby zdrowia. Dodatkowo z owych pieniędzy wspiera się takie imprezy jak spędy "błotnej młodzieży" na przystankach woodstock'owych i prywatny biznes samego guru, czyli J. Owsiaka oraz jego rodziny, t.j. biznes zrzeszony m.in. wokół firm "Złoty Melon" i "Mrówka Cała".

"Złoty Melon" Sp. z o.o. (swoją drogą symptomatyczna nazwa firmy), jest jednoosobową spółką z ograniczona odpowiedzialnością założoną i zarządzaną samodzielnie przez Jerzego Owsiaka. Fundacja WOŚP posiada 100% udziałów tej spółki. Zajmuje się ona m.in.: organizacją imprez - w tym jednego z większych plenerowych festiwali, jakie odbywają się w Europie - Przystanku Woodstock; wydawaniem płyt DVD z polską muzyką rockową w wersji "live" (przede wszystkim zarejestrowanymi podczas Festiwali Przystanek Woodstock); aktywnym udziałem w organizacji Finałów Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy; prowadzeniem szkoleń z zakresu resuscytacji krążeniowo oddechowej, pierwszej pomocy i defibrylacji (we współpracy z Fundacją WOŚP oraz instruktorami certyfikowanymi przez American Heart Association).

"Mrówka Cała" (firma żony J. Owsiaka) jest z reguły podwykonawcą "Złotego Melona" i zaangażowana jest w obsługę WOŚP, Przystanku Woodstock i inne przedsięwzięcia "około-orkiestrowe". Nietrudno domyślić się, że właśnie ta firma czerpie chyba jedne z największych profitów finansowych całego przedsiębiorstwa państwa Owsiaków. 

Jerzy Owsiak poprzez swoje inicjatywy biznesowe prowadzi i zarządza  Uniwersytetem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (Centrum Wolontariatu Szadowo-Młyn), malowniczo położonym na pojezierzu Iławskim. Centrum zapewnia doskonałe warunki nie tylko na szkolenia, ale również na sympozja, narady , konferencje, spotkania firmowe a także imprezy integracyjne. To, że Ośrodek posiada salę konferencyjną, salę kominkową o niepowtarzalnym klimacie, jadalnię oraz parking... to przecież oczywistość dla instytucji charytatywnej...

Od zawsze też zastanawiam się (i w sumie pragnę pozostać w błogiej nieświadomości) nad przebiegiem procesów przetargowych na zakup sprzętu przez "koncern WOŚP" oraz ile to pieniążków zyskuje ten biznes dzięki odsetkom powstałym wskutek "leżakownia" naszych darów na kontach fundacji.

Pragnę również pozostać w błogiej nieświadomości przebiegu procesów przetargowych na zakup sprzętu przez 'koncern WOŚP".

Ale ok... niech i tak będzie... ale co stanie się z owym sprzętem darowanym placówkom ochrony zdrowia - a zakupionym tak naprawdę przez wszystkich wspomagających WOŚP - w przypadku komercjalizacji i prywatyzacji szpitali?...

Powtórzę tutaj swój dwuwers, który kiedyś - w kontekście prywatyzacji szpitali - napisałem...

-----------------------------------------------------------------------------

... może wtedy Szanowny Pan Owsiak stanie na piedestale i zawoła:

"Zbierałem dla chorych pieniądze od wszystkich Polaków,
w końcu... 
Uleczyłem finansowo zdrowych PO-wych "przekrętasów""* 

Pozdrawiam

*Przecież służba zdrowia to dla nich kolejny deal do zrobienia...


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

sobota, 11 stycznia 2014

Dramatyczna sytuacja demograficzna w Polsce


Sytuacja demograficzna w Polsce jest katastrofalna. Zajmujemy miejsce w trzeciej setce państw o najmniejszej dzietności. Jeżeli tak dalej będzie to Polska jako naród może po prostu wymrzeć naturalnie za kilkadziesiąt lat.

Politycy nie mają recepty na tą sytuację. Tragiczny i zuchwały system podatkowy pozbawia statystycznego Polaka 83% dochodów! Skala grabieży dokonywanej współcześnie na polskim narodzie przez polityczno- urzędniczych biurokratów nie ma precedensu w długiej historii naszego kraju!
Na ziemiach polskich pod zaborem austriackim, dzień wolności podatkowej przypadał na koniec stycznia, czyli przez jeden miesiąc poddany cesarza Austro-Węgier pracował na swoich ciemiężycieli, zaś przez pozostałe 11 miesięcy już tylko dla siebie. W Polsce współcześnie, dzień wolności podatkowej wypada...w lipcu. Przez pół roku polski podatnik pracuje za darmo - w tym czasie jest ograbiany ze swoich dochodów w całości!
Niebotyczna skala grabieży obywateli przez biurokrację polityczno-urzędniczą czyni statystycznego Polaka żebrakiem, którego nie stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb bytowych! Dokonując racjonalnej oceny sytuacji, Polacy nie decydują się na  dzieci, gdyż nie posiadają środków finansowych, by zapewnić im godziwe życie!
Co w takiej sytuacji proponują politycy? Przeróżne idiotyczne rozwiązania, które zwiększają skalę wyzysku podatkowego, bo przecież aby sfinansować ich głupie pomysły (różne „tacierzyńskie”, itp ) trzeba będzie po raz kolejny sięgnąć do kieszeni podatników, czyniąc ich jeszcze większymi żebrakami!
Obecny system podatkowy w Polsce, charakteryzujący się wręcz bandyckim stopniem grabieży obywateli, doprowadził polski naród do stanu biologicznego samowyniszczenia!
Światełka w tunelu nie widać!  Biurokratyczno-polityczny rak (poczęty przy „okrągłym stole”) toczący polski naród, niszczy swojego żywiciela, by w krótkiej perspektywie doprowadzić do jego śmiertelnego zejścia i wymazania Polski z mapy Europy i Świata!

Ponadto wypchnęliśmy młodych ludzi za granicę, nie dając im pracy, mieszkania, opieki społecznej w Polsce. Wyjechało ponad 2,3 miliony ludzi. Gdyby zresztą zostali w Polsce, powiększaliby grupę bezrobotnych, która wynosiłaby dziś pewnie koło 40 procent w grupie osób młodych. Wyeksportowaliśmy więc nasze bezrobocie gdzie indziej a tym samym wyeksportowaliśmy młodych ludzi, którzy w Polsce mogliby zakładać rodziny i mieć dzieci. Wypchnęliśmy ludzi zdolnych, mobilnych, którzy naprawdę chcieli pracować i żyć godnie mając rodziny. Polska nie miała im nic do zaproponowania i nie ma do dzisiaj.
REKLAMA
Polacy, budują zamożność m.in. Anglii, Irlandii, Belgii czy też Niemiec. Przeważająca część z nich już nie wróci. Ci Polacy na emigracji, na obcej ziemi, mimo wielu przeciwności związanych z odnalezieniem się w obcym kręgu kulturowym, mają znacznie więcej dzieci. Paradoks? Nie. Dlatego, iż wiedzą, że nawet jeśli dziś stracą pracę, to jutro znajdą kolejną, jest rozbudowany system opieki nad matką i dzieckiem, system pomocy i zasiłków czego w Polsce nie ma.

Potrzeba nam dziś powszechnych żłobków i przedszkoli, dobrej opieki medycznej nad matką i dzieckiem, wspierania samotnych matek wychowujących dzieci, powszechnych urlopów macierzyńskich gwarantowanych/refundowanych przez państwo, słowem systemu zabezpieczenia społecznego, niezależnie od tego, czy mówimy o bezrobotnym, samozatrudnionym, pracującym na tzw. umowie śmieciowej, czy na normalnym etacie.
Polskie społeczeństwo starzeje się znacznie szybciej niż społeczeństwo innych krajów europejskich. Odsetek osób w wieku produkcyjnym (15-64 lata) stanowi ok. 71 proc. populacji, w 2060 r. będzie to 53 proc. W przypadku średniej europejskiej, odsetek osób w wieku 15-64 lata stanowi 67 proc. populacji, w 2060 r. będzie to 56 proc. Polska już niedługo przestanie być krajem młodych a stanie się krajem starców.
Dziś na jednego emeryta przypada pięć osób w wieku produkcyjnym (w wieku 15-64 lata); w 2060 r. będą to mniej niż dwie osoby.

Trzeba nam polityki autentycznie prorodzinnej, która zwiększy dzietność Polaków. Musimy zapewnić młodym rodakom godne warunki życia w Polsce a nie na emigracji... chociaż i tak na dzień dzisiejszy nawet jeśli wskaźnik dzietności wzrósłby gwałtownie do poziomu gwarantującego zastępowalność pokoleń (wartość 2,1 - oznacza, że na jedną kobietę w wieku rozrodczym przypada ponad dwójka dzieci; obecnie w Polsce wynosi on 1,32), nie zahamowałoby to dostatecznie szybko procesu zmniejszania liczby ludności w wieku produkcyjnym. Ale mimo wszystko należy walczyć o polskość Polski. W przeciwnym razie musimy liczyć na imigrantów ponieważ jeślibyśmy próbowali utrzymać zasób ludności w Polsce (przy obecnym przyroście naturalnym)  w wieku 20-64 lata na niezmienionym poziomie to moglibyśmy to osiągnąć tylko dzięki  napływowi imigrantów. Polska musiałaby się stać więc krajem wielokulturowym, krajem masowej migracj.
Jest jeszcze jedna możliwość uratowania Polski od kryzysu demograficznego. To skłonienie Polaków do powrotu z zagranicy. Czy jest to możliwe? Owszem, ale na pewno nie za obecnych rządów...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

piątek, 10 stycznia 2014

Żydzi i ich niechlubna rola w Holocauście własnego narodu...

Wedle wielu historyków, w tym żydowskich a przede wszystkim dla samych Żydów rola, jaką niektórzy zwykli Żydzi i przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi dla nich najczarniejszy rozdział całej ponurej historii II Wojny Światowej. Niestety jest to historia bardzo mało znana a warto o niej pamiętać, gdy w sposób szeroki ocenia się holocaust narodu żydowskiego. Bez kolaborantów żydowskich ów holocaust byłby po prostu niemożliwy.

Niemiecka III Rzesza do zagłady Żydów wykorzystała samych niektórych Żydów i do tego celu utworzyła kilka organizacji zrzeszających właśnie poddanych wobec siebie Żydów.

Nie jestem historykiem, więc w dalszej części będę się posiłkował materiałami znalezionymi w sieci, a przede wszystkim w wikipedii. Wiem, że nie jest  to do końca miarodajne źródło, więc byłbym wdzięczny historykom o uzupełnienie w komentarzach mojego postu.

Najważniejszą z tych organizacji był niewątpliwie Judenrat, czyli Żydowska Rada Starszych. Była to organizacyjna forma sprawowania władzy przez przywódców żydowskich nad skupiskami żydowskimi (przede wszystkim w gettach) wprowadzona przez nazistów niemieckich w 1939 roku.

"Rozkaz do tworzenia Judenratów wydał szef RSHA (jednej z komórek SS - Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) Reinhard Heydrich dnia 21 września 1939 r. Nakazywał on tworzenie "Rad Starszych", które miały składać się z osób wpływowych w miejscowej społeczności, co miało być gwarantem sprawnie wykonywanych poleceń oraz jednocześnie prowadzić do skompromitowania tych osób w oczach owej społeczności żydowskiej.

Dnia 18 listopada 1939 r. Hans Frank sprawujący władzę w Generalnym Gubernatorstwie wydał zarządzenie ustanawiające ustrój i funkcję rady. W miejscowościach mniejszych Judenrat składał się z 12 członków, zaś w miastach powyżej 10 tys. mieszkańców musiał on liczyć 24 lub więcej osób.
Zwierzchnictwo nad Judenratem, sprawowały niemieckie władze administracyjne i zasadnicze decyzje dotyczące życia w gettach podejmowali wyłącznie Niemcy, zaś kompetencje Judenratów ograniczały się do wykonywania poleceń okupanta i zadań administracyjnych (zaopatrzenie w żywność, ewidencja ludności, służba zdrowia, pochówki). Ponadto Judenraty zobowiązane były do dostarczania robotników, organizowania wysyłki ludzi do obozów pracy, zbierania i przekazywania kontrybucji. W późniejszym okresie były zmuszone do współpracy przy organizowaniu deportacji do obozów zagłady. W ramach wymuszonej współpracy z władzami niemieckimi, Judenraty w wielu wypadkach zbierały i przekazywały informacje o miejscach pobytu zdemobilizowanych żołnierzy i innych poszukiwanych przez Niemców członków inteligencji: nauczycieli, kadrę naukowa ośrodków uniwersyteckich, byłych policjantów i innych. Judenratom częściowo podlegały jednostki policyjne wewnątrz getta, pozbawione jednak prawa posiadania i używania broni; wykorzystywano je do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz w akcjach deportacyjnych. Większość Judenratów starała się lawirować między żądaniami Niemców, a obroną Żydów, myśląc, że w ten sposób uda się uratować choćby część ludności. Niemcy wykorzystywali je jednak skrupulatnie do własnych celów. Wielu członkom Judenratów jak np. Chaimowi Rumkowskiemu zarzucano nadgorliwą kolaborację z nazistami.

Jedna z najsłynniejszych żydowskich myślicielek XX wieku Hannah Arendt w 1963 roku wystąpiła w książce Eichmann w Jerozolimie z dramatycznym oskarżeniem przeciw Judenratom. Twierdziła, że bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji ich w gettach, a potem aktywnej pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów, ponieważ Niemcy mieliby więcej kłopotów z ich spisaniem i wyszukiwaniem. W okupowanej Europie naziści zlecali funkcjonariuszom żydowskim sporządzenie imiennych wykazów wraz z informacjami o majątku. Zapewniali oni także pomoc żydowskiej policji w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągów transportujących do obozów koncentracyjnych.
W swojej książce Arendt napisała: "Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii"" (1).
Inną żydowską organizacją kolaborującą z hitlerowskimi Niemcami była Żagiew, czyli Żydowska Gwardia Wolności – kolaboracyjna organizacja żydowska w getcie warszawskim, powołana pod koniec 1940 r. przez żydowski referat Gestapo z członków Grupy 13 do infiltrowania żydowskich i polskich organizacji podziemnych, w tym niosących pomoc Żydom.

"Żagiew pozostawała w ścisłej konspiracji udając grupę przemytniczą, dzięki czemu mogła kontrolować kanały przerzutu żywności do getta. Według różnych opinii zajmowała się też szmalcownictwem, tropiąc i wydając Niemcom Żydów ukrywających się w tzw. aryjskiej części Warszawy. Agenci Żagwi, uznawani za najbardziej wartościowych, posiadali wydane przez Gestapo pozwolenie na broń. Od początku zwalczana przez Żydowską Organizację Bojową i Żydowski Związek Wojskowy. Rozbita na początku 1941 r., szybko została odtworzona. W czasie powstania w getcie większość członków Żagwi straciło życie. Według niektórych relacji ocalał jej przywódca, Abraham Gancwajch" (2).

Kolejną organizacją, chyba najbardziej szkodliwą była tzw. Grupa 13, trzynastka, czyli Urząd do Walki ze Spekulacją – kolaboracyjna formacja policjantów żydowskich z warszawskiego getta pod kierunkiem kolaboranta Abrahama Gancwajcha, mająca oficjalnie na celu zwalczanie przemytu oraz spekulacji, a faktycznie kontrolowanie działalności Judenratu oraz infiltrowanie podziemnych organizacji działających w getcie.

"Założona w grudniu 1940 roku, swoją nieoficjalną nazwę nosiła od budynku na ulicy Leszno 13, gdzie kwaterowała. Liczyła 300–400 osób. Wykonywała wyłącznie polecenia Gestapo, będąc faktycznie niezależną od Judenratu. Posiadała własne uniformy oraz własne więzienie. Pod naciskiem szefa Judenratu, Adama Czerniakowa, wskutek małej użyteczności dla Niemców, w sierpniu 1941 roku włączona do policji gettowej. Sam Gancwajch oraz niektórzy jego współpracownicy działali także za zgodą Gestapo na stronie aryjskiej, udając bojowników żydowskiego ruchu oporu. Członkowie trzynastki byli likwidowani jako kolaboranci zarówno przez Żydowską Organizację Bojową, Żydowski Związek Wojskowy, jak i podziemie polskie. Wyroku na Gancwajcha jednak nie udało się wykonać, a on sam zaginął" (3).



Koniecznym wydaje się też wspomnienie o Jüdischer Ordnungsdienst (dosł. Żydowskiej Służbie Porządkowej, potocznie zwanej policją żydowską albo tzw. odmani). Byli oni w okresie II wojny światowej podległymi  częściowo Judenratom, kolaborującymi z nazistowskimi Niemcami, żydowskimi jednostkami policyjnymi wewnątrz gett, obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych. Wykorzystywano je do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz akcji deportacyjnych.

"Od grudnia 1940 pierwszym nadkomisarzem Żydowskiej Służby Porządkowej (SP) getta warszawskiego był Żyd Józef Andrzej Szeryński, który przeszedł na chrześcijaństwo i zmienił nazwisko z Szenkman, Szynkman bądź Szeinkman. Szeryński był znany ze swojego antysemityzmu i jest podawany jako przykład "nienawidzącego siebie Żyda" (ang. Self-hating Jew). Według historyka Raula Hilberga w getcie warszawskim służbę pełniło ok. 2500 żydowskich policjantów (komisarzem był Józef Andrzej Szeryński, a przejściowo Jakub Lejkin), w getcie łódzkim było 1200 osób, a w getcie lwowskim - 500 policjantów z Ordnungsdienstu. Jednostki te, pozbawione prawa posiadania i używania broni palnej, uzbrojone jedynie w pałki, były umundurowane oraz oznaczone odpowiednimi opaskami. Anatol Chari w swoich wspomnieniach z okresu służby w tych oddziałach opisuje pracę przy eskortowaniu dostaw żywności, ochronie magazynów żywności, kontroli pracowników piekarni, a także patrole nakierowane na konfiskatę żywności u mieszkańców. Wskazuje również na udział żydowskich służb porządkowych w oszustwach przy obrocie deficytową w getcie żywnością, wymuszaniu usług seksualnych za żywność. Dramatyczny wydźwięk mają relacje z przygotowania transportów do obozów zagłady, obejmujących coraz to nowe grupy mieszkańców getta. Funkcjonariuszami byli zwykle młodzi ochotnicy, zajmujący się utrzymaniem porządku w getcie, choć uczestniczący także w patrolach po getcie prowadzonych przez niemieckich żołnierzy oraz wartach przy wejściach do dzielnicy żydowskiej. Szczególnie negatywnie wśród mieszkańców gett odbierano udział funkcjonariuszy w pacyfikacji dzielnicy oraz ich pomoc w organizacji wywozu ludzi do obozów zagłady. W większości dużych gett funkcjonariusze policji żydowskiej zostali wymordowani lub wysłani do obozów koncentracyjnych w momencie likwidacji dzielnicy żydowskiej (4).

Nie mogły istnieć kolaboracyjne organizacje żydowskie bez ich przywódców.  Do nich należeli m.in. Adam Czerniaków, Mojżesz Merin, Abraham Gancwajch, Chaim Rumkowski i inni.

Adam Czerniaków (ur. 30 listopada 1880 w Warszawie, zm. 23 lipca 1942 tamże) – inżynier, działacz gospodarczy, oświatowy i społeczny, senator II Rzeczypospolitej, publicysta, autor wierszy okolicznościowych w języku polskim, podczas okupacji niemieckiej w Polsce prezes Judenratu w getcie warszawskim.

"Urodził się jako syn Arona (zm. 1927). Dyplom inżyniera chemii uzyskał na Politechnice Warszawskiej, drugi dyplom na Wydziale Przemysłowym Politechniki w Dreźnie. W 1909 był więziony przez władze carskie za działalność niepodległościową. Był współorganizatorem Centralnego Związku Rzemieślników Żydów, a także radnym Warszawy. Przez wiele lat był radcą Gminy Żydowskiej w Warszawie. Autor licznych prac naukowych, m.in. nagrodzonej na konkursie w 1919 książki Silniki wybuchowe, a także rozpraw o cukrownictwie, piekarnictwie i wielu innych prac z zakresu chemii przemysłowej i użytkowej. W maju 1930 zdobył mandat senatora z listy Bloku Mniejszości Narodowych w powtórzonych z powodu uznanego protestu wyborach w województwie wołyńskim, jednak z powodu rozwiązania Parlamentu 30 sierpnia 1930 nie został zaprzysiężony i nigdy nie zasiadł w Senacie. 23 września 1939 został mianowany przez prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego komisarycznym prezesem Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Warszawie, pozostał nim także po zajęciu miasta przez Niemców. 4 października 1939 stanął na czele Judenratu w getcie warszawskim. Czerniaków współorganizował opór cywilny oraz opiekę społeczną, wspomagał tworzenie podziemnego archiwum getta, utrzymywał kontakty z działaczami konspiracji, przeciwstawiał się jednak dążeniom do zbrojnego wystąpienia. W gabinecie Czerniakowa w siedzibie Gminy Żydowskiej przez cały czas okupacji wisiał portret Józefa Piłsudskiego. Do 11 listopada 1940 Czerniaków mieszkał przy ulicy Wspólnej 58. W getcie zamieszkał wraz z żoną przy ulicy Elektoralnej 11, a od 13 grudnia 1941 (przyczyną kolejnej przeprowadzki było wyłączenie południowej strony Elektoralnej z getta) w Kamienicy pod Zegarem przy ulicy Chłodnej 20. W lipcu 1942, po rozpoczęciu Einsatz Reinhardt, odmówił żądaniu kierującego akcją zagłady w Warszawie SS-Sturmbannführera Hermanna Höfle podpisania obwieszczenia o przymusowym wysiedleniu Żydów, które oznaczało wywożenie ich do obozów zagłady. 23 lipca wieczorem, w dzień po rozpoczęciu przez Niemców masowych deportacji do obozu zagłady w Treblince, popełnił samobójstwo zażywając cyjanek potasu w swoim gabinecie znajdującym się na I piętrze gmachu Gminy Żydowskiej przy ul. Grzybowskiej 26/28. Następcą Czerniakowa został Marek Lichtenbaum" (5).



    
 Kolejnym niechlubnym przywódcą kolaboracyjnych Żydów był Mojżesz (Mosze, Moniek) Merin (ur. 1905 w Sosnowcu, zm. ok. 1943 w Auschwitz-Birkenau) – przewodniczący Centrali Żydowskich Rad Starszych na Wschodnim Górnym Śląsku (Zentrale der Judischen Altestenrate in Oberschlesien) w czasie okupacji niemieckiej.

"Przed wojną cieszył się w Sosnowcu opinią politycznego lawiranta i hazardzisty. Według relacji świadków o wyborze na stanowisko przewodniczącego CŻRS zadecydowało jego zgłoszenie się na żądanie niemieckiego oficera, który nakazał wystąpienie spośród więźniów przetrzymywanych w piwnicach ratusza przedstawiciela społeczności żydowskiej. Stał się nie tylko przywódcą Judenratu w gettcie sosnowieckim, ale odpowiedzialny był za organizację zarządów wszystkich Judenratów w rejencji katowickiej, z wyjątkiem Bytomia, Zabrza i Gliwic oraz w rejencji opolskiej – Zawierciu i Blachowni. Od grudnia 1939 r., pełnił, z nominacji Hansa Dreiera, kierownika referatu do spraw żydowskich katowickiego gestapo, funkcję leitera (przełożonego nad wszystkimi Żydami zarządzanego obszaru). Merin był postacią dość kontrowersyjną, gdyż wyznawał zasadę, że tylko współpraca z Niemcami daje szansę przetrwania. Skupiał się na organizowaniu agitacji i sporządzał listy osób mających wyjechać na roboty do Niemiec. W początkowym okresie prezentowana przez niego koncepcja przetrwania Żydów Zagłębia dzięki pracy na rzecz okupanta i przez zachowanie bezwzględnego posłuszeństwa, przynosiła skutki i cieszyła się pewnym zaufaniem. Gdy prześladowania i deportacje do obozów zagłady nasiliły się – Żydzi coraz sceptyczniej podchodzili do polityki Merina. Według niektórych relacji na jego polecenie fabrykowano także listy od osób deportowanych do Auschwitz-Birkenau, w których miały one pisać o swoim bezpieczeństwie. Merin odrzucił także propozycję współpracy z ŻOB-em złożoną mu przez Mordechaja Anielewicza goszczącego w 1942 r. na Śląsku. Wezwany wraz ze swoimi współpracownikami 19 czerwca 1943 r., do siedziby Prezydium Policji w Sosnowcu, został aresztowany wraz z bratem Chaimem i zastępczynią, Fanny Czarną (Fani Czarny z d. Lubelski) (1911–ok. 1943), a następnie deportowany do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau, gdzie został zamordowany. Był szwagrem Abrahama Gancwajcha, znanego kolaboranta, kierownika Urzędu do Walki ze Spekulacją w getcie warszawskim (6).

Niewątpliwie jedną z naczarniejszych postaci żydowskich kolaborantów był Abraham Gancwajch (ur. w Częstochowie, zm. prawdopodobnie w 1943 w Warszawie) – nauczyciel, dziennikarz, działacz syjonistyczny w ramach Ha-Szomer Ha-Cair. Kolaborant pod okupacją niemiecką.

"Gancwajch uzyskał tradycyjną edukację żydowską, miał nawet dyplom rabina. Przed wojną był nauczycielem hebrajskiego i działaczem syjonistycznym. Zajmował się również dziennikarstwem, współpracując z prasą lokalną, m.in. jako korespondent z Belgii. W Wiedniu był współpracownikiem antyhitlerowskiego periodyku, w którym był specjalistą od spraw żydowskich. Wśród współpracowników pisma był jego przyjaciel, niejaki Ohlenbusch, będący szpiegiem niemieckim.

Po zajęciu Austrii przez Niemcy w 1938 r. Gancwajch przyjechał do Łodzi, gdzie wydawał pismo Wolność prenumerowane przez wielu Żydów. Po zajęciu Łodzi przez Niemców wszyscy abonenci Wolności zostali zatrzymani jako antyhitlerowcy; Gancwajch nie został aresztowany, lecz Ohlenbusch zabrał go do Warszawy. Dzięki przyjaźni z Ohlenbuschem otrzymał rozmaite koncesje, m.in. na administrowanie ponad 100 budynkami, otrzymał też licencję na jedyne w getcie biuro afiszowe. Nie musiał nosić opaski z gwiazdą Dawida, w każdej chwili za zgodą Gestapo mógł z getta przejść na stronę aryjską; udawał tam członka żydowskiego ruchu oporu (był założycielem i przywódcą tzw. Grupy 13 oraz organizacji Żagiew). Jego osobistym przyjacielem był dr Schober z władz dystryktu. Wyrok na niego wydało podziemie żydowskie i polskie, jednak nie udało się go wykonać. Prawdopodobnie został zabity przez Niemców w 1943, ale jego los nie jest znany. Plotki o jego losach powojennych (miał rzekomo współpracować z NKWD albo wyemigrować do Izraela) nie zostały potwierdzone (7).

Inną, bardzo kontrowersyjną postacią jest Chaim Mordechaj Rumkowski (ur. 27 lutego 1877 na Wołyniu, w miejscowości Ilin, powiat ostrogski, zm. pomiędzy 30 sierpnia a ok. 1 września 1944, zamordowany prawdopodobnie w komorze gazowej w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau) – przemysłowiec, działacz syjonistyczny. Przełożony (Prezes) Starszeństwa Żydów w Lodsch (od kwietnia 1940 r. - Litzmannstadt) do likwidacji getta w końcu sierpnia 1944 roku. Jego działalność w tym okresie jest przedmiotem skrajnych ocen. Od jednoznacznego potępienia (oskarżenie o kolaborację z nazistami) po umiarkowanie pozytywne.

Zapewne wśród innych nacji okupowanych przez Niemcy w czasie II WŚ znajdowali się kolaboranci, ale tylko wśród społeczności żydowskiej możliwa była tak zorganizowana krucjata własnego narodu przeciw własnemu narodowi. Dlaczego było to możliwe?

(1) http://pl.wikipedia.org/wiki/Judenrat
(2) http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBagiew_%28organizacja%29
(3) http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_13
(4) http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%BCdischer_Ordnungsdienst
(5) Adam Czerniaków  

(6) Mojżesz Merin
(7) http://pl.wikipedia.org/wiki/Abraham_Gancwajch

 
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

czwartek, 9 stycznia 2014

Nasze życie... jakie jest?

Tak dzisiaj od samego świtu jestem nastawiony refleksyjnie do samego siebie i świata, który mnie otacza.

Nasze indywidualne przecież przebywanie na tym ziemskim padole jest relatywnie - w stosunku do całej historii ludzkości - bardzo krótkie i mija nadzwyczaj szybko.

Jest niczym chwilowe lśnienie na niebie pojawiające się podczas trwania burzy tuż przed grzmotem... Cały kunszt życia polega tak naprawdę na dostrzeżeniu owego błysku i wykorzystaniu go w pełni do zobaczenia jak największych połaci rozświetlonego nim tegoż nieba...

Można zobaczyć ten błysk, i chłonąć widoczne dzięki niemu piękne widoki naszego życia. I starać się każdego dnia świadomie odczuwać własne istnienie, każdego dnia zostawiać za sobą nasze ślady... ślady naszej bytności na ziemi, które zostaną choć we wspomnieniach innych albo też będą zawarte w naszych, stworzonych przez nas dziełach wszelakich.... Wtedy to naprawdę My żyjemy...

Można też albo celowo zamknąć oczy i funkcjonować pośród otaczających nas ciemności, lub tylko ulec ułudzie światła, którego wygląd i rozświetlające możliwości przyjmujemy z opowieści innych.  Wtedy też żyjemy, choć życiem innych...

Można też po prostu zasnąć, przespać burzę... i nic nie czuć, nic nie słyszeć, nic nie widzieć a nawet zamknąć swoje wnętrze na opinie i zdania wyrażane przez innych...  Wtedy tak naprawdę nie przeżywamy naszego życia, nie żyjemy a przechodzimy obok niego zadowalając się prymitywną powierzchownością kolejnych dni.

Ludzie myślący, działający, aktywni, dążący do prawdy, dający siebie innym, rozwijający w sobie człowieka i ludzkie wartości... żyją naprawdę. Ci, co nie potrafią mieć własnego zdania i przyjmują bezkrytycznie świat jaki jest oraz w swoim działaniu ograniczają się jedynie do jego akceptacji... też choć subiektywnie odczuwają jakąś własną formę życia. Natomiast Ci, co śpią i bezmyślnie przyjmują wszystko, co im się narzuca... konformistycznie wzbraniając się przed krytyczną oceną rzeczywistości a raczej konsumpcyjnie ją afirmując... tylko wegetują i po nich nic nie zostanie... nawet wspomnienie...

Zastanówmy się nieraz nad naszym życiem... Może warto w nim coś zmienić... Może warto zajrzeć do swojego wnętrza i zobaczyć kim tak naprawdę jesteśmy: Czy jeszcze ludźmi, czy już tylko konsumentami dóbr? Czy zostawiamy za sobą ślady dobra, miłości i mądrości oraz wspomnienie o nas jako dobrych ludziach, czy też jedynym śladem po nas będzie tylko samochód i kilka garniturów...

I w tej naszej drodze życia warto też pamiętać, że dokądkolwiek byśmy nie szli, zawsze idziemy ku doczesnej naszej śmierci... a w jej obliczu warte jest tylko to, co tkwi wewnątrz nas samych a nie to, co zdążyliśmy zewnętrznie zgromadzić... Więc walczmy o to, żeby idąc krętymi drogami naszej ziemskiej egzystencji w momencie wdepnięcia "w ostatnią kałużę" i obejrzenia się za siebie... nie zobaczyć jeno pustki...



Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

środa, 8 stycznia 2014

Zachęcajmy ludzi do polityki...

Niedługo znów kolejne wybory...

Chwilami mam dość polityki. Wszystko w niej miesza się we własnych kotłach a walka tak naprawdę rozgrywa się w sferze emocjonalnej a nie merytorycznej. Każde kolejne wybory to coś na kształt cyrku, w którym najważniejsi są klauni zdobywający dusze ludzi - przede wszystkim tych wyborców, którzy są  niezdecydowani. I za każdym razem pojawia się problem fundamentalny dla sztabów wyborczych wszystkich kandydatów: W jaki sposób i jakimi środkami skłonić ich do zagłosowania na  własnego kandydata?

Zauważmy - o czym pisałem już wielokrotnie - polska scena polityczna wykreowana przez mainstream III RP to świat powierzchownego PR-u, kolorowego opakowania, które może kryć różną zawartość. W przypadku PO zawartość ta została już dawno posmakowana: okazała się raczej produktem o niskiej jakości i lekko już zatęchłym. Wszystkie cuda już zostały "zcudowione" i pozostały cudami widniejącymi na transparencie niespełnionej przeszłości. Obecna polityka PO jest tylko bieżącym zarządzaniem bez jakiejkolwiek strategii przyszłości. Produkt pod nazwą PiS pomimo, że jest zdecydowanie lepszej jakości został niestety wyparty, ośmieszony i zdezawuowany PR-wo (marketingowo-propagandowo) przez ten niższej jakości, potwierdzając niejako maksymę M. Kopernika, że "pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy". Równanie do średniej jest równaniem w dół i właśnie taki uśredniony przekaz prostych zależności oferowała i oferuje nam cały czas PO.

Wśród polskiego społeczeństwa ten uśredniony, powierzchowny przekaz był  przyjmowany, bowiem niemal  25 lat uśredniliśmy ludzi, nie stworzyliśmy społeczeństwa obywatelskiego, odpowiedzialnego za swoje państwo, za swój region, miasto. Hasło przyświecające od samego początku trwania III RP to "twórzmy kapitalizm" vide. troszczmy się tylko o siebie, o swoje życie... Takie podejście zrobiło z nas kompletnych egoistów, wąsko myślących tylko o własnej D... Nie ma samorządności ani świadomości lokalnej. I tutaj kuriozum (chociaż wcale nie tak nielogiczne): im większe skupisko ludzi (miasto) tym ta świadomość obywatelska jest mniejsza. Ludzie żyją samotnie mijając się każdego dnia bez żadnych więzi i dbałość o coś więcej poza własnym szczęściem i pieniędzmi.

Tak naprawdę więc III RP wykreowała, szczególnie w dużych miastach, zbiory egoistycznych jednostek, których w ogóle polityka nie obchodzi... dla nich znaczenie ojczyzna tkwi w nich samych. Idą do wyborów na zasadzie stadnego głosowania (zjawisko znane socjologicznie), często bezmyślnie na zasadzie tzw "impulsu zakupowego", czyli jakiegoś przekazu, który akurat jest dla niego znany i ma pozytywne konotacje (dla lubiących jeść... np. długa kiełbasa a dla lubiących "logicznie myśleć"... oczywistość, że woda spływa do Bałtyku). Często więc decyzje podejmowane są w ostatniej chwili przed dokonaniem zakupu (oddaniem głosu)... tak jak w zwykłym sklepie... idziemy, szukamy czegoś innego i nagle kupujemy coś, co akurat nam się nagle spodobało...

Dlatego też tak istotne są za każdym razem ostatnie dni kampanii. Wyborcy już ukształtowani i mający już wybranych swoich kandydatów zagłosują na nich niezależnie od przekazu, formy i treści prowadzonej kampanii wyborczej. Ci niezdecydowani albo pójdą za głosem stadnym swoich środowisk, albo będą się kierować głosami liderów opinii (stąd w spotach reklamowych pokazywane są znane postaci... bowiem ludzie niezorientowani dokonają wyboru na zasadzie: "skoro on tak głosuje to ja też"... oglądacze Ferdka zagłosują tak jak Ferdek Kiepski) bądź też podejmą decyzję w ostatniej chwili nawet z powodu pięknego uśmiechu jakiejś Pani z Komisji, która akurat jest "mężem zaufania" konkretnego kandydata.

Reasumując: wykreowany przez III RP społeczeństwo prawie w ogóle nie interesuje się polityką, nie ma przekonań politycznych (ilu Polaków jest w stanie określić się jako konserwatysta lub ideowy lewicowiec?), jest wykształcone na zasadzie prostego "wykształcicucha", do którego dociera i owszem przekaz "Padłeś? -Powstań: Powerred!", ale już nie mają pojęcia dlaczego napój energetyzujący powoduje wzrost ich "poweru".

Może więc warto przed kolejnymi wyborami zastanowić się czy potrzebne nam są jakiekolwiek debaty merytoryczne kandydatów skoro interesować będą one może 20% społeczeństwa a rozumieć je będzie może 5%. Czy może warto raczej już teraz zacząć lub zintensyfikować oddolną edukację polityczną Polaków, co pozwoli uniknąć nam katastrofy w postaci ponownego wyboru ludzi z kręgów PO i im podobnych?


Wierzę, że potrzebne jest nam to ostatnie, co staram się czynić w realnym świecie i co starają się czynić patriotyczne portale internetowe... Zachęcajmy więc ludzi do zainteresowania się przez nich Polską jako ich ojczyzną i polityką, która ma największy wpływ na jej los i los każdego z nich...

Pozdrawiam

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

wtorek, 7 stycznia 2014

Kilka refleksji o europejskiej quasi-demokracji...


Nie od dziś wiadomo, że władzę w Europie osiągają ludzie ze wszech miar do tego predysponowani. Ich wiedza, umiejętności rządzenia, otwartość, niezłomność w działaniu i popieraniu demokracji jest dla wszystkich oczywistością. W europejskim rządzeniu nie liczą się przecież żadne pryncypia oprócz tych najważniejszych: narodowych, ojczyźnianych i na końcu ogólnoeuropejskich. Dobro obywateli jest najważniejsze a demokrację UE można by zapakować do torby z napisem: Wolność, Bezpieczeństwo, Rozwój. Sama władza jest niczym wobec losu i woli większości. Ta większość decyduje, że władza jest w stanie rządzić oraz mieć taką możliwość. I władza demokratyczna daje przecież w końcu szczęście...

Jakże piękne to słowa, które mimo oczywistej ironii chcielibyśmy zawsze słyszeć! Nieprawdaż?

Ale tak naprawdę w Europie i chyba również w USA (a może wszędzie) ukształtowała się pewna elita, która zawsze jest u władzy a ludzi zwykłych traktuje jak motłoch do głosowania: w sumie idiotów, których można byle formą reklamową zmanipulować.

Skupiając się na Europie. Zwykli Europejczycy od jakiegoś czasu traktowani są po prostu jak orwellowskie istoty, którymi można dowolnie sterować i wręcz traktować jako troglodytów pozbawionych szarych komórek kształtujących te lepsze części mózgu (mam nadzieję, że tak nie jest).

Zauważmy przecież, że np. doprowadzono onegdaj do II referendum w Irlandii w sprawie Traktatu Lizbońskiego. Dlaczego? Przecież jedno już było i w demokracji zawsze to wystarczało. Wcześniej Traktat ów zmienił  Konstytucję Europejską odrzuconą przez Francuzów i Holendrów. Czysta parodia. Zmieniono na Traktat i poddano ponownemu głosowaniu (choćby w Parlamentach). Czyż nie jest to tak, że CEL został wyznaczony i niezależnie od woli Europejczyków musiał zostać osiągnięty? A co z demokracją? Co z praworządnością? Naprawdę zwyrodnienie władzy oraz stawanie się przez nią ośrodkiem jedynie słusznych, wprost totalitarnych i komunistycznych w formie, rozwiązań staje się faktem na naszych oczach. Dąży się poprzez przedmiotowe unie cząstkowe niemal do pełnej integracji  pozbawiając narody suwerenności i niepodległości ich krajów... i to bez ich zgody w ogólnokrajowych referendach... To kpina z demokracji, której hasłami tak lubią szafować rządzący Europą... Oj! Hipokryci w czystej formie...

W Europie rządzą bezduszni biurokraci, którzy w działaniu kierują się ideami socjal-komunistycznymi. Bo czyż dzisiejszej UE w jej obecnej formie i oceniając wyznaczone kierunki jej przyszłego rozwoju nie można nazwać Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich, który twórczo rozwija idee dawnego ZSRR? Nawet mamy komisarzy (sic!), jedną walutę w większości krajów (jak kiedyś posługiwano się rublem transferowym w bloku państw komunistycznych), jeden PE, jednego prezydenta i jeden europejski rząd, który nawet nie został wyłoniony w demokratycznych wyborach.
  
Nie możemy pozwalać na farsę z demokracji. Nie możemy pozwalać żeby traktowano nas przedmiotowo... Bo jeżeli pozwalamy na traktowanie siebie jak idiotę chociaż raz przy innych to ci inni później też nas będą traktować tak samo. Więc jeżeli Europejczycy pozwalają chociaż raz zakpić z demokracji to tak naprawdę zezwalają na totalitaryzm. I niezależnie oczywiście od głoszonych poglądów. Fakt łamania zasad demokracji i traktowanie Europejczyków przez ich własną władzę jak bezwolnych idiotów jest faktem i tego nic nie zmieni. A władzy daje argument do dalszych działań i lekceważenia opinii mieszkańców Europy.

Doprawdy. Globalizm informacji i odpowiedni PR oraz publicity połączone z coraz gorszym wykształceniem Europejczyków (działanie celowe) sprawia, że zatracili oni wielowiekowy instynkt samozachowawczy, w wyniku którego dzisiejsza Europa do niedawna była utożsamiana z rozwojem, wysoką kulturą, cywilizacją współczesną, humanitaryzmem.

Zostaliśmy odarci ze wszystkich wartości kształtujących współczesną Europę, od tych chrześcijańskich począwszy. Daje to możliwość władzy swobodnego manipulowania nami. A jeżeli dajemy się manipulować to też przyczyniamy się do zwyrodniałych zachowań owej władzy.

I tak naprawdę nie musimy się dziwić, że owa władza ma nas totalnie w wielkim tzw. "poważaniu" i wykorzystuje nas li tylko do głosowania. Wystarczy przecież doprowadzić tylko do tego jednego aktu głosowania aby dalej rządzić.W przypadku zaś Komisji Europejskiej nawet nie trzeba dokonywać aktu wyborczego...


Jak jeszcze długo Europejczycy będą dla swoich władz tylko tłumem z rączkami do głosowania? Jak długo jeszcze w Europie będzie tylko coś na kształt quasi-demokracji? Wierzę, że już niedługo... A rozwój UE zmieni swój kierunek w stronę Europy Ojczyzn a nie jednego państwa europejskiego...

Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Nie tylko o myśleniu kilka refleksji...

Czas mija bardzo szybko. Zanim się "obejrzałem" już minęło 3 miesiące od ostatniego mojego wpisu na blogu. Ten czas to był okres noszenia przeze mnie naręcznego gipsu, co raczej uniemożliwiało mi klikanie w klawiaturę...

Minęły w międzyczasie kolejne Święta Bożego Narodzenia, które dla wielu (w tym dla mnie) były religijnym przeżyciem w gronie rodzinnym. Dla wielu jednak były tylko komercyjnym świętem, zasłużonym odpoczynkiem zimowym w blasku kolorowych lampek na choince, podnieceniem w oczekiwaniu na prezenty od najbliższych, szaleństwem zakupów i ogólnej szczęśliwości (bynajmniej nie wynikającej z Narodzin Chrystusa).

Święta minęły, zaczął się nowy rok...  Może u jego początku warto pomyśleć co się z nami stało? Nami jako ludźmi, naszymi wartościami, ideami, marzeniami, naszym człowieczeństwem. Może warto oderwać się choć na chwilę w dzisiejsze Święto Trzech Króli od codzienności i od ciężkiej pracy. Często pracy stresującej, wysysającej całe "jestestwo" ku osiągnięciu sukcesu wielkich korporacji.

Jesteśmy, jako Polacy gotowi do katorżniczej pracy w imię osiągnięcia zadowalającego nas statusu materialnego. Pragniemy jak najszybciej osiągnąć poziom stopy życiowej tego "zachodniego" świata o którym marzyliśmy przez cały okres komuny. Chcemy nadrobić stracony czas. Ale może warto pomyśleć, że idąc nieznaną drogą na skróty możemy zabłądzić lub, niczym pies spuszczony z łańcucha, bezwiednie zginąć pod kołami samochodu... Wszak "świat zachodni" budował swój dobrobyt przez 200 lat, a my chcemy już teraz, już dziś...

Wiem. Jesteśmy bombardowani zewsząd ideą niezależności materialnej, jako gwaranta wolności osobistej. Nie są w tej sytuacji ważne poglądy osobiste, własne życiowe marzenia, rodzina i jej dobro, własny rozwój osobisty. Najważniejszy jest fakt posiadania: domu na kredyt hipoteczny (maksymalne ubezwłasnowolnienie wolności jednostki), samochodu również na kredyt i innych dóbr materialnych... Ważny jest prestiż stanowiska i związanego z nim obszaru władzy nad innymi.

Ale czy nawet, gdy osiągniemy ten materialny sukces, tą władzę to nie jest to wszystko bardzo pozorne? Bo przecież nawet ta władza jest kreowana i udostępniana tylko do takiego zakresu, który nie zagraża funkcjonowaniu oraz egzystencji i "możnowładztwa" elit polityczno-biznesowych a w tej grze jesteśmy tylko "pionkami" a nie "figurami"...

Pomyślmy, czy złudne wrażenie, że na coś się wpływa, o czymś się decyduje, coś się kreuje nie jest tylko "socjotechnicznym" zabiegiem mającym za celu zniewolenie jednostki, nawet wybitnej?.

Potęgowanie, kreacja w/w zbioru takich potrzeb jest też wszechobecna w "quasi niezależnych mediach" a dzisiejszy świat to świat przekazu medialnego!.

Śmiem twierdzić, że tak naprawdę w ogromnej większości - w obecnym świecie - nie ma niezależnych mediów. Dziennikarze - podobnie jak pracownicy, nawet wybitni - są li tylko bezwolnymi wykonawcami założeń i celów ustalanych przez "królów" posiadających ten współczesny "bożek": pieniądz! oraz wpływy.

Stąd, dla usprawiedliwienia własnych działań, dziennikarze promują takie prokonsumpcyjne postawy: nie ważne, kim jesteś, ale ważne ile masz i jaki tak naprawdę masz wpływ na innych.

Mało tego! Kształcone na coraz niższym poziomie młode pokolenie Polaków przejmuje bezwiednie te idee, nie zastanawiając się nad ich logiką ani konsekwencjami.

Zastanawianie się nad przyczynami zjawisk (politycznych, gospodarczych, cywilizacyjnych) jest już ponad możliwości intelektualne współczesnych "cyborgów" medialnych.

Przerażająca jest prosta zależność: właściciel biznesowo lub/i polityczny - dziennikarz (przekazujący w sposób uwłaczający człowieczeństwu idee owego właściciela) - odbiorca, zwykły mieszkaniec Europy, odbierający te informacje w sposób bezrefleksyjny a w konsekwencji postępujący tak, jak chce owy właściciel biznesowo-polityczny.

Aby zaś nie pozwolić na myślenie i zastanawianie się nad własnym bytem i losem przez "zwykłego" obywatela, wcześniej to wykreowawszy, zalewa się rynek produktami-ideami postępowej współczesności: nie chcesz być bezwolnym, Europejczykiem? - jesteś zacofanym głupcem; myślisz indywidualnie? - nie jesteś postępowy i cywilizowany, bo liczy się dobro wspólne: Europa (jak w socjalizmie ZSRR); zadajesz niewygodne pytania? - będziesz zepchnięty na margines i pozbawiony "konfitur" w postaci jakże pożądanej "kasy"; dziwisz się, po co tak ogromne profity dla Europosłów? - to proste: żeby zajęli się "sobą' a nie zadawali zbędnych pytań jak Ty!

Stąd, w nagrodę za niemyślenie i zastanawianie się nad jestestwem, pracownik określonej firmy dostaje bonusy, są cykliczne spotkania (połączone z alkoholową libacją) najważniejszych pracowników, są quasi nagrody (łącznie z uściśnięciem jakiegoś zagranicznego, Wielkiego Prezesa), są wycieczki i premie... jest dużo kasy... byleby pracownik nie miał swojego zdania i był bezwolnym wykonawcą wcześniej określonych celów a jednocześnie czuł, ze osiągnął sukces (model kreowany przez media).

Z wolnością nie ma to nic wspólnego. Jest to z tej wolności kpiarstwo i szyderstwo.

Gdy człowiek - jednostka, jest "pozbawiona możliwości myślenia", zastanawiania się nad własnym sobą, losem świata i narodów... staje się bezwolnym, pustym komunikatorem racji innych. Przestaje być w ogóle Kimś, przestaje być dosłownie wart określenia: Homo Sapiens!.

Może więc czas na refleksję. Patrząc na świecącą jeszcze choinkę pomyślmy o nas samych... w ogóle zacznijmy myśleć! I zapamiętajmy, że gdy nie myślimy jesteśmy nikim... tylko rzeczą, przedmiotem.


A na ten Nowy Rok spóźnione ale szczere życzenia wszystkiego co najlepsze dla wszystkich moich czytelników!!!


Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com