sobota, 4 lipca 2009

DECYZJA JUŻ PODJĘTA - OLECHOWSKI NA PREZYDENTA!

Witam

Poniższy tekst został zainspirowany dzisiejszym, świetnym postem analitycznym Kokosa26 (plan B….) i jest modyfikacją mojego bloga z 04 czerwca 2009 roku: „Decyzja już podjęta – Olechowski na prezydenta?”
(http://krzysztofjaw.pardon.pl/dyskusja/1895364/decyzja_juz_podjeta_-_ole...). Pozwalam sobie zachować ten tytuł.

W natłoku wydarzeń kampanijnych do PE i jej ostatecznych wyników nie zauważyliśmy pierwszych symptomów nowego rozdania powyborczego.

A czekają nas chronologicznie wybory: prezydenckie i samorządowe (2010) oraz parlamentarne (2011).

Jak myślicie, kto będzie kandydował na Prezydenta RP? Otóż po ostatnich wypowiedziach, odejściu z PO, założeniu SD przez Piskorskiego oraz po samych deklaracjach wcześniejszych, kandydat jest tylko jeden: A. Olechowski.

Donald Tusk też wystartuje. Ale niezależnie od wyników w obecnych wyborach czas Donalda Tuska na najwyższych państwowych funkcjach skończy sie definitywnie z dniem zaprzestania pełnienia przez niego funkcji Premiera RP. Może na otarcie łez pokieruje jeszcze PO jakiś czas, ale to wszystko i kropeczka. Bo właśnie obecne wybory udowodniły, że „szczytowanie PO” jest już przeszłością a nadchodzi czas poszukiwania nowych twarzy. A. Olechowski taka twarz jest pomimo, że osiem lat temu startował wyborach prezydenckich, ale później odszedł w niebyt polityczny, by teraz wracać na salony.

Dlaczego tak sądzę? A przewidywałem to już w styczniowym moim GD humorystycznie mówiąc, że nowym kandydatem będzie Marek Kondrat -http://krzysztofjaw.pardon.pl/dyskusja/161739...)

Pisałem wówczas: "Donek Tusk się kończy i to dosłownie (...). Otóż, wedle niesprawdzonych jeszcze informacji, tzw. "Główny Ośrodek Decyzyjny" władzy w Polsce skreślił już Donka jako przyszłego kandydata na Prezydenta Polski".

Więc tłumaczę, dlaczego tak jest i będzie o czym Donald Tusk dobrze wie (może stąd w sumie jego dość mało wyrazista postawa w obecnej kampanii i mała krytyka A. Olechowskiego?).

Jest kilka przyczyn. Wymienię je w kolejności, która nie oznacza ich ważności a wszystkie one są wobec siebie współzależne:

1. W obecnych demokracjach zachodnich (powojennych, ale chyba nie tylko) chyba jeszcze się nie zdarzyło żeby przegrany raz kandydat startował powtórnie na najwyższy w danym państwie urząd kadencyjny poprzez wybory powszechne (jeśli się mylę to są to przypadki jednostkowe). A przypominam, że Donald Tusk już raz startował w 2005 roku i poniósł klęskę!. Nie stawia się po raz drugi do tego samego wyścigu już raz przegranego "konia". D. Tusk był przygotowywany na Prezydenta od momentu zostania w 2003 roku szefem PO. Cały wysiłek tego "towarzystwa" był podporządkowany wyborom prezydenckim D. Tuska. I byli pewni wygranej... a tu klops. Drugi raz ryzykować nie wolno, tym bardziej, że D. Tusk już się po prostu znudził wyborcom (obecne wybory to ostatni zryw Tuska) a obecny kryzys raczej nie przysporzy mu dodatkowych punktów. Analitycy ekonomiczno-polityczni "tego środowiska" dobrze wiedzą, że apogeum kryzysu przed nami i D. Tusk jako kandydat na Prezydenta nie miałby szans (a cudu raczej nie będzie). Stąd nowa formacja III RP, która ma przejąć niezadowolony z PO elektorat wykształciuchów do nowych twarzy, jakże europejskich, bogatych i z klasą!? (to ostatnie – ironicznie)

2. Jako kontynuacja wątku poprzedniego i jego wytłumaczenie. Otóż polityka i funkcjonowanie w niej człowieka jako polityka opierają się na pewnych, sprawdzonych socjotechnicznie zasadach. Otóż nieprzypadkowo w większości krajów ograniczono kadencyjność do 2 kadencji. Pomijam tutaj względy zapędów totalitarnych i jednostkowe przypadki. Określenie dwukadencyjności nie wynika raczej (albo nie tylko) ze względów tzw. praw systemu demokratycznego (może kiedyś, ale nie dzisiaj). Jest odwzorowaniem cyklu naturalnej skłonności społeczeństw do utrzymywania jednakowo wysokiego poziomu poparcia dla określonego kandydata. Innymi słowy: każdy kandydat lub urzędująca Głowa Państwa w pewnym momencie osiąga apogeum poparcia społecznego by później sukcesywnie je tracić (niezależnie od wahań okresowych tendencja jest z reguły spadkowa). To taki (skrótowo) polityczny swoisty cykl koniunkturalny popularności polityka. I tego się nie zmieni. Średni okres wytrzymałości przez społeczeństwo tego samego polityka na szczycie wynosi 10-12 lat. Później po prostu już nie "można patrzeć na niego", bo i tak wiadomo, co powie. A poza tym następuje zmęczenie materiału i trzeba rewitalizować produkt (najlepiej nowym kandydatem).

Nawiasem mówiąc sprawdzało sie to też za czasów PRL - właśnie średnio co 10-12 lat następowały zmiany (z lekkimi fluktuacjami) - są zwolennicy teorii, że wszelkie zmiany w PRL (1956, 1970, 1980, 1989...) były odgórnie sterowane przez władzę komunistyczną.

3. Podobnie jak poszczególni przywódcy fluktuacjom cyklicznym podlegają również kierowane przez nich partie, które (dla przedłużenia cyklu trwania ich życia) też potrzebują rewitalizacji czyli zmiany przywództwa lub też powstania zamiennika np. SD). Dla naszej analizy konieczne jest przypomnienie, że wybory parlamentarne odbędą sie rok po prezydenckich, a więc prawdopodobieństwo, że wybory wygra partia "proprezydencka" są bardzo duże. Stąd też tak ważne jest zwycięstwo w wyborach Prezydenckich.

Ale nie martwmy sie o Donalda Tuska. Pewnie zagrzeje jakieś miejsce w Parlamencie lub Komisjach Europejskich albo w europejsko-amerykańsko-rosyjskich syjonistyczno-germańskich spółkach przyszłości (patrz OPEL).

Więc kto na Prezydenta z tej strony politycznej?. Otóż jest niemal pewne (ja mam przekonanie 100%), że będzie to ANDRZEJ OLECHOWSKI!!!

(o zgrozo jedyny stały polski uczstnik Grupy Bilderberg http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Bilderberg) - czy to przypadek? Sądzę, że nie.

Co może na to wskazywać? Ano:

1. Samo potwierdzenie przez A. Olechowskiego niewykluczenia przez niego kandydowania na ten urząd.
http://eurowybory.onet.pl/565,_wyobrazam_sobi...)

Olechowski stwierdził w wywiadzie powyższym m.in. "Wyobrażam sobie kandydowanie na prezydenta i konkurowanie z Donaldem Tuskiem (...); nie ubiegam się obecnie o stanowisko komisarza europejskiego i nikt mi tego nie proponował (...); jestem zmęczony sytuacją polityczną w kraju i czuje się zakładnikiem sporu Kaczyński - Tusk (...); mam co najmniej już jedną kompetencję do startu w wyborach: nie nazywam się Tusk, ani Kaczyński".

Toż to przecież niemalże już jawna deklaracja startu w wyborach prezydenckich (a znając meandry polityki gwarantuję, ze zarówno pytanie dziennikarza o wybory, jak i odpowiedź Olechowskiego, były drobiazgowo wcześniej przygotowane. A ostatnie zdanie streszcza obszar ukierunkowania jego przyszłej kampanii prezydenckiej: MOIM ATUTEM JEST TO, ZE NIE JESTEM ANI TUSKIEM ANI KACZYŃSKIEM (w domyśle... dość dziwnych i śmiesznych kłótni... zajmijmy sie krajem na poważnie i z dystyngowaną klasą, którą JA POSIADAM).

Aż dziw bierze, że wokół tej sprawy do niedawna był medialny nimb milczenia. To przecież kapitalna informacja dla dziennikarzy na snucie różnych domysłów i spekulacji oraz materiałów na pierwsze strony i anteny. Oczywiście wiem... były wybory do PE, ale nie tłumaczy to faktu przemilczania wypowiedzi Olechowskiego.

2. Jego spektakularne odejście z Platformy Obywatelskiej i napisanie jakże dramatycznego listu, który – moim zdaniem – jest początkiem jego kampanii prezydenckiej. Stąd był to list otwarty a jego zawartość na pewno znów przekona Lemingów (jacy oni bezmyślni). Symptomatyczne jest też coraz częstsze pojawianie sie A. Olechowskiego w mediach, także tych internetowych.

3. Powstanie Stronnictwa Demokratycznego (reaktywowanie), które będzie zapleczem politycznym A. Olechowskiego. Trudno przecież wygrać wyborów bez swoich struktur partyjnych. Pewnie Olechowski zostanie bezpartyjny a SD sprzeda swoje odziedziczone nieruchomości (ponad 7 w centrach wielkich miast) i będzie miało pieniądze na działalność.

I powiem Wam szczerze... ten plan był misternie przygotowywany od lat. Zawsze będzie tak jak jest to ustalane podczas spotkań Grupy Bilderberg (i proszę mnie nie oskarżać o spiskową teorię dziejów!).

Szkoda, ze Polska znów dostanie się prawdopodobnie w łapy agenta komunistycznych służb (i to podobno podwójnego?... dlaczego nie został aresztowany na Zachodzie? Łot i zagadka?)

Pozdrawiam

P.S. No chyba, że się mylę a Andrzej Olechowski (dyskredytując Tuska) toruje drogę innemu politykowi z tego środowiska. KTO WIE?

Dopisek z ostatniej chwili (00:32): Andrzej Olechowski to inaczej vel. Mosze Brandwein


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.