czwartek, 3 grudnia 2009

PO CO NAM WŁADZA USTAWODAWCZA I PREZYDENT?

...jako suplement do mojej dzisiejszeh notki: HISTORYCZNA RZEWNOŚĆ WSPOMNIEŃ O NASZEJ NIEPODLEGŁOŚCI...

Witam ponownie

Pisząc dzisiaj post o faktycznej utracie przez Polskę niepodległości i suwerenności oraz wczytując się w komentarze do niego zrozumiałem tak naprawdę ogrom zmiany, która się dokonała. Zrozumiałem, że już teraz wszystko powoli bedzie zmierzało do innych rozwiązań, zrozumiałem żem już nie Polak ale Europejczyk z regionu zwanego Polską! I zainspirowany komentarzem blogera o nicku: Sterowiec Niesterowalny doszedłem do jakże ciekawego i być może dla niektórych (dla mnie trochę tak) zaskakujacego wniosku.

OTÓŻ W POLSCE NIE POTRZEBUJEMY JUŻ WŁADZY USTAWODAWCZEJ CZYLI PARLMENTU A TAKŻE URZĘDU PREZYDENTA RP. NIE POTRZEBUJEMY TEŻ DOTYCHCZAS STNIEJĄCYCH PARTII POLITYCZNYCH ANI TEŻ WYBORÓW PARLAMENTARNYCH I PREZDENCKICH. 

Bo tak naprawdę w sumie wszystkie partie są już w Polsce nieistotne. Zgadzając się gremialnie i stadnie na TL dokonały same wyboru całkowitej swojej marginalizacji w sensie prawnie istotnego wpływu na Polaków i na nasz kraj. Logicznie więc obecne patie nie mają żadnego wpływu na obecny i przyszły los Polaków. A tym samym wybory do polskiego parlamentu czy też na Prezydenta nie mają juz zadnego znaczenia bowiem de facto Polski Parlment zatracił cel swojego istnienia: stanowienie prawa a polski Prezydent w świetle Prezydenta Europy zaracił jakikolwiek sens swojego bytu. W przyszłości tak naprawdę jedynymi wyborami lokalnie istotnymi dla obywateli bedą wybory samorządowe i to raczej w wyborach do regionów niż w ramach dotychczasowych województw. W sensie wybrów do gremium ustawodaczego będą zaś liczyc się tylko wybory na poszczególne globalne partie polityczne jak na ten przykład te funkcjonujace już w Parlamencie Europejskim. Być może faktycznie wystarczy jakies mało liczne gremium stanowiące prawa o charakterze lokalnym (coś na kształt 100 osobowego Senatu samorzadowego). Państwo Poslkie przestało istniec więc po co nam rząd i parlament stanowiacy prawo krajowe, którego de facto już sam nie stanowi? Także los całej naszej postokrągłowej klasy politycznej jest przesądzony a jej członkowie, zdając sobie z tego sprawę, muszą mieć jeszcze czas na wyciągnięcie resztek możliwych "profitów" wynikających z władzy oraz odpowiednie "ustawienie" się w nowej rzeczywistości (wybór partii lub instytucji globalnych).

Aby ten czas mieć Cała nasza klasa polityczna (nie licząc marginalnych ugrupowań o różnym chaakterze) z ochotą uczestniczy w zbiorowm oszukiwaniu Polaków i przedłużaniu czasu trwania prowizorycznej budowli zwanej naszą sceną polityczną. Polska polityka jest jednym teatrem, w którym od 20 lat graja ci sami aktorzy tylko przedstawienia sie zmieniają. I Ci aktorzy zrobią wszystko żeby ten teatr trwał do czasu zakładanego przez Unię Europejską jego końca i broń Boże żeby ludzie nie zaczęli zauważać też innych aktorów i innych teatrów a tym samym nie wyeliminowali ze sceny politycznej przed momentem jej całkowitej Europeizacji i stworzenia z Europy Konfederacji Regionów a nie Ojczyzn.

Z takiej perspektywy więc można łatwo wtłumaczyć oczywistość kierunków działań polityków reprezentujących wszystkie partie polityczne, którzy na dziś i dla gawiedzi nawet starają być wobec siebie coraz bardziej antagnistyczni (ale tak naprawdę w nieisotnych kwestiach). Jak zauważył to też Sterowiec Niesterowalny wszystkie partie przecież - niczym prowadzone na rzeź bydło - parły w stronę Unii Europejskiej i w sumie promowały zapisy traktatowe niwelujące faktyczną niepodległość i suwerenność Polski. L. Kaczyński traktat podpisał nawet bez jakichkolwiek oporów, które głośno artykułował choćby V. Klaus. Nie było żadnej merytorycznej dyskusji bo być nie mogło. W jej wyniku trzeba by było Polakom jasno i otwarcie powiedzieć, że Traktat Lizboński uśmierci Polskę jako niepodległe i suwerenne państwo. I gdyby do naszej świadomości dotarł ten fakt, to pewnie mógłby przyczynić się do rewolucji na naszej scenie politycznej (pewnie i tak w kosekwencji spacyfikowanej jak w przypadku irlandzkiego NIE). Z tego też względu nie przeprowadzono również referendum, bo byłaby kampania, w której trzeba by wyłożyć ten tragiczny w swojej wymowie fakt: Polska przez wieki walcząc o swoją państwowość teraz oddaje ją dobrowolnie i bez żadnego oporu.

Tak więc też nie należy się dziwić, że tak szybko i delikatnie wszyscy przeszli do porządku dziennego nad faktem podpisania przez L. Kaczyńskiego tego taktatu. Przecież dla opozycji byłby to swietny argument dyskredytujacy L. Kaczyńskiego jako obrońce polskości i narodu polskiego. Ale nie! W imię własnego istnienia na scenie politycznej ten argument nie bedize padał z żadnych ust. A np. ruchy części posłów PiS chcących zaskarżyć TL jako niezgodny z polską Konstytucją uważam za co najmniej śmieszny i cokolwiek spóźniony o ile nie jest (mam nadzieję, że nie) li tylko włącznie propagandowy mający "udbruchać" tę część elektoratu PiS, która była przeciwna TL.

Reasumując zrobiło mi się tak trochę smutno... Może jednak szansa na odwrócenie tego toczącego walca, niszczacego narodowość i państwowość, jeszcze jakaś istnieje... Wątpię w nią coraz bardziej, chociaż historia upadku sztucznych tworów takich jak Cesarstwo Rzymskie, ZSRR czy III Rzesza, daje mi jej trochę więcej.

Pozdraiwam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie są przeze mnie cenzurowane ani wycinane za wyjątkiem tych, które zawierają wulgaryzmy oraz bezpośrednie niemerytoryczne ataki ad presonam.